To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Kryształowe Pustkowie - Teatr Świateł.

Anonymous - 20 Wrzesień 2013, 15:17

Na pierwszą chwilę po prostu zignorował Colda, darując mu po prostu jedno z tych uważnych spojrzeń, jakby obiecywał, że zaraz do tematu powróci, bo... musiał się zająć Norą. W ułamku sekundy już przekręcił się w jej kierunku, by nieporadnie, bo na czworaka, przebyć niewielką odległość dzielącą go od dziewczyny, szybko wstając, by znaleźć się wyżej od dziewczyny, i móc po prostu przychylić się do jej ucha. Na Colda zerknął ukradkiem, wcielając wszelkie machiny rozumu w to, żeby nie okazać bólu, który brał nad nim górę, tak samo jak on brał górę nad dziewczyną. Westchnął cicho, ściskając fiolkę w ręce.
- Noro... nie uważasz, że posądzanie mnie o przestrzeganie jakichś norm jest niedobre? W końcu... sama widzisz... gdybym nad nimi nie panował, nie byłbym taki potłuczony - no i znowu rozbrzmiał jak kot, który swoim pomrukiem niemalże rozpływa się, próbując opanować pękate ego za kurtyną z emocji, głównie tych brzydkich. Oczywiście podczas tej jakże krótkiej tyrady fiolka powinna znaleźć się już w jednej z kieszeni płaszcza Nory, kiedy Duma odstąpił od niej kilka kroków, odwracając się w kierunku szklanego.
- Dziękuję, aczkolwiek... zostawię was samych. Bawcie się dobrze - rzucił głośniej, chybotliwym krokiem opuszczając miejsce, opierając się nieustannie jednej z kryształowych ścian.

// dziękuję za fabułę, mrrrah :3

Anonymous - 20 Wrzesień 2013, 20:36

Zbyt blisko.
Czuła się dziwnie, czując jego oddech na swoim uchu, uważała to za zbyt intymne zachowanie, ale nie ruszyła się, stała wyprostowana jak strzała, by tylko nie pokazać, że naprawdę ma nikłe pojęcie o kontaktach międzyludzkich. W pierwszym momencie nieco zesztywniała, nie wiedząc po co kieruje się w jej stronę, a on tymczasem tylko się do niej nachylił. Nie wiedziała jak ma się zachować, więc tylko zmarszczyła brwi na jego odpowiedź i sama nie powiedziała już nic. Patrząc jak odchodzi, zastanawiała się dlaczego nie chciał przyjąć pomocy. Pokręciła lekko głową na tę myśl, bo wiedziała, że sama by tak postąpiła.
Odwróciła wzrok w stronę Colda i wbiła na krótko spojrzenie w jego błękitne oczy. Uniosła lekko brwi, żeby choć trochę rozjaśnić swoją twarz, ale nie uśmiechała się. Za dużo na jeden dzień, a co za dużo, to nie zdrowo, prawda? Włosy teraz ledwo zasłaniały bliznę na jej policzku, ale nagle przestała się tym przejmować.
- Więc zostaliśmy we dwójkę - powiedziała cicho, jakby nie do niego, a do siebie. Często kiedy się wypowiada, mogło odnosić się takie wrażenie. Przypomniało jej się, że Cold chciał stąd iść. Nie chcąc go już więcej zamęczać swoim towarzystwem, stwierdziła, że chyba czas się pożegnać? Nie do końca tego chciała, ale znów zaczęły nękać ją myśli, że jest tylko ciężarem. - Chciałabym zostać sama.
Chcę czy muszę? A może po prostu potrzebuję? A może, moja droga, to jest tylko wymówka, bo masz wrażenie, że nękasz towarzysza? Najbardziej można się skłaniać ku ostatniej opcji. Zaczęła odchodzić tyłem, by móc rzucić mu ostatnie spojrzenie i schowała zmarznięte ręce do kieszeni płaszcza, obawiając się tego, co znajdzie w środku. Jej przeczucia się sprawdziły, w kieszeni znajdowała się jedna fiolka za dużo. Przymknęła oczy w zamyśleniu i ścisnęła ją, by ogrzać dłoń. Uparciuch, pomyślała i odeszła, mając nadzieję, że jeszcze kiedyś ich spotka.

/no to ja się idę kurować, bo mnie choroba dopadła ;_;

Anonymous - 2 Październik 2013, 19:24

Dwójka wykonała jakieś zawiłe przedstawienie. Duma stanął blisko dziewczyny i coś jej szeptał w ucho. A to kobieciarz jeden! Niby taki słaby a zawsze gotowy do porwania damskich serc. Cold westchnął teatralnie i opadł na krzesło. Gdy mężczyzna odsunął się w końcu, chłopak się poderwał i już chciał coś powiedzieć, ale ktoś go ubiegł. Duma zakomunikował, że sobie idzie. Cold zmarszczył brwi, chciał już powiedzieć, że to idiotyczne iść samemu w takim stanie. Zamiast tego wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się do dziewczyny. Jednak szybko mu ten uśmiech starła. Ona też zakomunikowała, że chce sobie iść. Może jednak to zimno bardzo jej doskwierało. Może bała się zostać sam na sam z zimnym chłopakiem. Zasmucił się na tą myśl. Nic jej nie odpowiedział na pożegnanie. Odprowadził ją wzrokiem, odwrócił się na pięcie i poszedł w przeciwną stronę. Zamierzał znowu zwiedzić jakiś ciekawy zakątek tego świata. Podąży tam gdzie go bose stopy zaprowadzą. Byle nie znowu do karminowych wrót!
Anonymous - 29 Marzec 2015, 01:13

Tak, ta książka mogła być ciekawa. Miała w sobie coś takiego - zupełnie jak ponoć jego uroda - że wiedział, że powinien ją przeczytać.
Ale najwyraźniej coś nie wyszło.
Ups.
Popatrzył przed siebie starając się zrozumieć. Był... Gdzieś. W każdym razie nie tam, gdzie powinien, robiąc nie to co powinien, myśląc nie to co powinien. Ogółem wszystko źle.
Pokiwał sam sobie głową, robią minę w stylu "tak, wszystko jest absolutnie jasne". Bo poniekąd mogło być. Gdzieś w zakamarkach jego głowy połączyło się to z faktem tajemniczej ulotki, reklamującej jakiś tam wyścig, który jak by nie było dość go wtedy zainteresował. Przez jakieś dwie sekundy rozważał wzięcie udziału w nim, po czym stwierdził, że to za wcześnie na odwiedzenie Krainy Luster. Najwyraźniej jednak Kraina Luster miała odmienne na ten temat zdanie.

Podniósł się z wyrzeźbionego w krysztale krzesełka, na którym wylądował, i jął się rozglądać po okolicy. Trochę dziwnie się czuł bez prochowca, ale w mieszkaniu siedział bez niego, więc tak też i znalazł się tutaj. Zaraz, tutaj to gdzie?
A któż to wie... W każdym razie ładnie tutaj. Mógłby się wybrać na jakąś wycieczkę kiedyś, ale w pierwszej chwili dobrze by było zorientować się, co niby ma tutaj robić.
Znów mu zaświtał w głowie wspominek o karteczce i o bestiach z wyścigiem związanych...
...głód też można by wyeliminować, albo choć zapomnieć...
Mniejsza. Na szczęście w tym momencie nie ma tutaj nikogo, więc i nikt się pod rękę nie nawinie, więc i nikomu nic nie grozi. No, może jemu, jeśli przydarzy się coś dziwnego, ale raczej nie powinno. Przecież nie jest na tyle zdolny, by potknąć się i złamać nogę na prostej drodze. A w każdym razie przez tyle lat życia nie odnalazł w sobie tak wybitnego talentu.
Uśmiechnął się do siebie postępując dwa kroki do przodu. Cóż, zabawę pora zacząć.

Aaron - 30 Marzec 2015, 10:54

Teatr. Spektakl. Akcja. Aktorzy. Scena patrzy. Teatr zabiera. Spektakl trwa. Akcja pochłania. Aktorzy na scenie. Ale tu nic nie ma, żaden repertuar tej godziny nie ujął w swoje ramy czasowe, nie nakreślił niczego na dzisiejszą datę. Chyba że wystawę martwej natury weźmiemy za bieżące wydarzenie. Wyjątkowo martwej. Poległe trzy pyski, złączone ze sobą w jeden organizm, który został już wypatroszony do kości. pozbawiony najpożywniejszego, najlepszego mięsa. Psie łby. Conspectum. Ta nazwa tak brzmi mi w głowie, że chce tę bestię posiadać każdą swoją postacią. Przeraża mnie bardziej niż cokolwiek innego na forum bytującego. A teraz tak ironicznie się prezentuje, martwa, zjedzona.
Zatem musi istnieć coś bardziej przerażającego?
Ale po chwili obraz gnijącej padliny rozmył się, gdy tylko zbliżył się do truchła. I nie było po nim śladu. Co, już schizy, w pierwszym poście?!
Nie, to tylko przedstawienie. Gra świateł. Te kryształy są zwodnicze. Ich światła rysują rzeczy, które niekoniecznie istnieją. Podła martwa natura.
Przeszedłeś się po okolicy, ujrzałeś jak promienie kolorowego światła przecinają się w Twoim otoczeniu niczym wielka pajęczyna, mieniąca swoje nitki w kolorowych reflektorach. Gdy spojrzałeś na siebie, ujrzałeś, że nie masz wnętrza, że do kości jesteś najedzony.
Krwawa sceneria, drapieżna przestrzeń.

"Przestrzeń optycznie agresywna, zniekształcona fizycznie,
impulsywna w źrenicach, w granicach chimeryczna,
odkształcona psychicznie lub zawieszona statycznie
w myślach; jak gorzki smak powietrza intensywnie tkwi w nas."


Chciałeś odgonić te myśli, bo przypominały o MORII. O Twoim przekleństwie. Odwróciłeś się na pięcie, spojrzałeś w górę, w zamglone, śnieżno-srebrne niebo. Później przerzuciłeś wzrok na siebie i nadal byłeś taki jak wcześniej, jak podczas lektury książki. Książka. Trzymałeś ją w dłoni. Nie, to nie książka, to lusterko. Widzisz w nim to, co za tobą i widzisz jak wielkie coś wpada na Ciebie, obala. Odwracasz się na plecy, przygniatany jesteś jego ciężarem i spotykasz się z jego oczami. Białe. Jak większość jego potężnego cielska, kontrastująca z niebieskimi piórami. Oblizał cię po twarzy, przeszedł cię wielki chłód, całe mrowie. To miało prawo być przyjemnym, to miało prawo być też okropnym. To lisopodobne stworzenie głodne. Albo była głodna. Wybierz sobie płeć.

Anonymous - 30 Marzec 2015, 23:08

Śmierć to coś obcego dla człowieka. Rozkładający się trup to coś obcego dla człowieka. Zwłoki nadżarte, pożarte, przeżarte, niedożarte, rozżarte... Dla człowieka to wszystko jest obce. Bo ludzie stali się niezwykle przewrażliwieni i nie widzieli takich rzeczy nawet jeśli mieli je przed oczyma.
Samael zdecydowanie nie był człowiekiem.
Wykrzywił usta w jeszcze krzywszy uśmiech widząc truchło. Urocze. Doprawdy urocze, ale nie zdawał sobie sprawy cóż to za trup może być. Nazwy, wyglądy, kształty magicznych stworzeń? To takie istnieją? A, no tak, zdaje się, że powinny istnieć, bo w końcu to Kraina Dziwów niczym ta od Alicji a w niej dziwne stworzenia, choćby takie jak on. Ale to nic, nie przebywał on tam na tyle długo, by dowiedzieć się, jak to wszystko funkcjonuje. Znaczy prawdopodobnie przebywał, ale kiedyś. Dawno, dawno temu...
Ale teraz nic nie zrobił sobie z tego mirażu, gdyż nie miał pojęcia, jakież to cudo właśnie ujrzał.
A później miraż faktycznie okazał się być mirażem i mina Samaelowi zrzedła jakby nagle nastąpił na coś lepkiego i gęstego bosą stopą.
Nie spodobała mu się ani ta, ani kolejna wizja. Trup którego nie ma, flaki na wierzchu, które nigdy się tam pojawić nie powinny.
Zaraz, wróć. To samo można powiedzieć o flakach tych wszystkich innych, które się pojawiły wyżarte, choć nie powinny. Och, jak słodko wszechświecie. Zaraz dostaniemy cukrzycy od tej uroczości.
Później rzeczy potoczyły się szybko, myśli zawirowały, świat zawirował, on zawirował i znalazł się na ziemi będąc potencjalnym pokarmem dla zwierzyny. To by poniekąd była dla niego całkiem odpowiednia śmierć, zginąć z łap i zębów drapieżnika, jednak nie czuł się na siłach wybierać na tamten świat. Nie w obliczu takiego stworzenia. Pięknego, białobłękitnego, mroźnego.
Głodnego, morderczego.
Pięknego, idealnego.
Idealnego.
Znów wykwitł mu na ustach uśmiech. Zapatrzył się w białe oczy widząc w nich... Właściwie co? Piękno. Ale co jeszcze?
Nie ruszał się, nie drgnął poza tą jedną ręką, którą zaczął wyciągać w kierunku stworzenia. Chciał pogłaskać lisa. Delikatnie, po boku, ale tak bardziej od góry. Szyję mógłby uznać za atak. Bok mógłby uznać za atak. A brzuch mógłby uznać za stwierdzenie zjedz mnie szybko.
To nie było logiczne zachowanie, ale kto mu broni?
- No witaj piękna - powiedział cicho przyjemnym głosem.
Przecież zawsze może się spróbować jakoś stworzenie z siebie zrzucić. Na przykład złapać za szyję i przyszpilić do ziemi, porazić prądem, wgryźć się zanim ono się wgryzie... Zaraz, wróć, wróć! Żadnych takich! Nic takiego nie nastąpi. Nie, nie, nie.
Choć może się zdarzyć... Ale lepiej nie.

Aaron - 31 Marzec 2015, 10:23

Chwila uspokojenia oczu, które bliskie były od oczopląsu, I wtedy dojrzałeś, że jego szyja jest opleciona łańcuchem, jakby naszyjnikiem; a ten łączy się dalej z kolejnym, który krępuje przednie łapy zwierzęcia. Żelazne oczka, grube, nie dające się łatwo uszkodzić. Ale były takie - pozostałość po smyczy. Była więziona, ona. Ktoś ją więził. I teraz najwyraźniej szukała pomocy, chciałaby zostać uwolniona od ciążącego na niej metalu, wżynającego się w skórę. Poczuła dotyk i liczyła, ze spotkane dwunożne stworzenie będzie dla niej miłe. Ale czy ona, gdy już z kajdan zostanie w pełni uwolniona, również taka będzie? Ach te przebiegłe lisy...
Lizania zaprzestała dość szybko. Pyszczkiem smyrała po ramionach, sugerując, że oczekuje, by coś uczynił ze swoimi dłońmi bardziej pożytecznego. Próbowała powstać, ale nie było to łatwe, kiedy przednie łapy ledwo pozwalają naśladować bieg.

Anonymous - 31 Marzec 2015, 22:44

Oh, czyli łańcuchy. Czyli jednak nie miał zostać pożywieniem. To... Em... Dobrze? Chyba tak. Uznajmy, że tak.
Tylko co tu teraz z tym fantem zrobić? Głaskał ją łagodnie, starając się przy tym myśleć, ale takie stworzenia zawsze trochę sobie ważą. I o ile ćwiczenie mięśni oznacza podnoszenie dużej ilości ciężarów i tym podobnych, to ciąg martwy umiejscowiony na klatce piersiowej raczej nie wchodzi do kanonu typowych ćwiczeń.
- No ale gdybyś ze mnie zeszła to lepiej by mi było wymyślić, jak ci pomóc - powiedział starając się zepchnąć delikatnie stworzenie z siebie.
No ale delikatnie. Tak by jej nie obrazić. Ale bez szczerzenia kłów. Mogłaby to odebrać za chęć ataku, czy coś. Więc musiał się ograniczyć do łagodności w głowie i staranności w ruchach. A jak tylko uda mu się oswobodzić to rozejrzy się po okolicy w poszukiwaniu czegoś, czym by te łańcuchy mógł zdjąć. Zawsze może spróbować poszukać do nich klucza, lub znaleźć sobie znajomego, który by umiał się włamywać i taki problem nie byłby dla niego problemem - a znajdzie takiego na pewno. Niedługo. Ale jeszcze nie poznał nowego miejsca wystarczająco dobrze... Nie wspominając o tym, że teraz nawet nie znajduje się w Glassville. Milusio.
Ale wracając do sprawy łańcuchów... Przeciąć je łatwo nie będzie, ale biorąc pod uwagę jak schłodził go ten wilkolis swoją śliną to gdyby tak je ochłodził do odpowiedniej temperatury to powinny w miarę łatwo dać się przeciąć. Pytanie tylko, czy logika Samaela nie zawodzi i czy lis będzie chciał pod tym względem współpracować.

Aaron - 1 Kwiecień 2015, 22:06

Chciał jej dać helpa, a ona to zrozumiała. Rozumiała, co przemawia za jego słowami, choć sensu całego zdania w ludzkim rozumowaniu nie pojmowała. Miała swoją dedukcję, obejmująca całokształt zachowania, a nie tylko mowy. Rozumne, inteligentne stworzenie. Jak większość tych doskonałych, magicznych bestii.
Można ciąć, można szukać klucza, można chcieć spróbować wytrychem... A można też pomyśleć, że miały być tylko niewygodną obrożą, a nie doskonałym chwytem na szyi, wymagającym nakładu pracy bądź specjalnych narzędzi do zdjęcia z szyi. W końcu to tylko łańcuch...
Zwierze odjęło z niego swój ciężar, położyło się obok i niuchało noskiem po ubraniu Samaela. Szukało ciekawych zapachów.

Anonymous - 2 Kwiecień 2015, 15:00

No dobra, ciężar won, myślenie wróć. Całkiem nieźle, całkiem nieźle...
Przysiadł i zaczął patrzeć na te całe łańcuchy. Po jaką cholerę aż tak łańcuchować zwierzę? Przecież można inaczej nim kierować niż przy pomocy zakuwania. Szczególnie, że istoty te są zazwyczaj bardzo mądre i źle reagują na takie rzeczy... Właściwie kto by zareagował dobrze? Chyba tylko jakiś skończony masochista bojący się samodzielności.
W końcu ogarnął, że w sumie to to coś chyba ma normalne zapięcia. Znaczy zamknięcia. Czy jak to tam zwać w wypadku metalowych obroży. Najwyraźniej to coś było wielokrotnego użytku, lub tymczasowe, mniejsza.
Już miał zamiar to rozpiąć gdy coś mu wpadło do głowy.
- Ale mnie nie zjesz jak cię uwolnię, co nie? - spytał z nadzieją, że zwierze będzie choć na tyle wdzięczne, by nie atakować.
Już bez znaczenia, czy sobie pójdzie, czy też spróbuje okazać jakieś zainteresowanie, byle nie gryzło ręki, która je uwalnia. Już w takim wypadku Samael będzie szczęśliwy.
A tym czasem zdjął obrożę z szyi, odłożył na bok i zabrał się za łańcuchy na łapach.

Aaron - 2 Kwiecień 2015, 20:22

Oczywiście, że będzie grzeczna, potulna i w ogóle. Ta, bujdy na resorach, dzisiaj już drugi kwietnia, a spóźnialscy czekać na rok następny.
Coś jakby mruknęła z dźwiękiem przypominającym gdakanie kur, zapytana o to, czy będzie grzeczna. Gdy już ją uwolnił, łącznie z łapami, podniosła się prędko i przycupnęła nad swoim wybawicielem. Albo ofiarą. Warczała na niego i zanurzyła się swoimi ślepiami w głębie jego ocząt. Testowała jego wytrzymałość, chciała przejrzeć przez jego oczy tak, jak przez szybę każdego dnia wypatruje się świata. Bo nadal domagała się jedzenia, a obwąchanie go powiedziało jej tyle, ze nic przy sobie nie ma. Poza tym, gdyby miał, to już by poczęstował, prawda?
A pośród pustkowia ciężko o coś do jedzenia... Ptaszysko jakieś by najchętniej zjadła sobie. Jak to lisy lubią kury upolować, tak i ona liczyła na coś z piórami. Warczała głośniej. Ale nie zje go, co najwyżej uzna za nieprzydatnego. Ludzie są niesmaczni, a ona wybrednym zwierzęciem.

Anonymous - 2 Kwiecień 2015, 21:17

Ah, czyli jednak chciał go zjeść. No jak miło. A się jej najpierw spytał jak to z tym jedzeniem będzie. Mogła odpowiedzieć czy coś, ale nie! W końcu była tylko lisem. Czy lisy wydają dźwięki kuro-podobne? Trzeba będzie doczytać.
Eh. Patrzył w oczy lisa starając się ogarnąć o co jej chodzi. W końcu była już wolna i nie zaatakowała od razu, więc może jednak nie była aż tak wściekła na humanoidów? Bo to co czyniła zemstą nie było. Gdyby chciała zemsty to by pobierzyła ją odebrać lub zrobiła to na nim najpierw by później szerzyć to na wszystko inne.
- No ale o co ci jeszcze chodzi, lodowata? - spytał unosząc delikatnie kąciki ust.
Nie, nie odpuścił wzroku. Tego się nie robi. To jak przyznanie się do braku siły. A już widział, że ona szanuje siłę. Czy coś w ten deseń. No dobra, wszystko robiło się w jego oczach jakoś dziwnie i niepotrzebnie podniosłe, ale on miał do tego tendencję.
Więc wracając do lisa... Co byś Samaelu chciał gdybyś właśnie się uwolnił z więzów w których byłeś nie wiadomo ile? Um, zasadniczo byłeś w takiej sytuacji. I co zrobiłeś pierwsze? Zjadłeś.
- Głodna jesteś, tak? Możemy wspólnie coś poszukać - powiedział z nadzieją, że tą wypowiedź też zrozumie poprawnie. Bo w sumie... No... No po prostu lubił zwierzęta. I się szybko przywiązywał. Szczególnie do osobników, którym pomógł/mu pomogły, niepotrzebne skreślić.

Aaron - 3 Kwiecień 2015, 22:13

Patrzyli w siebie niczym Stalkerzy Bibliotekarzom w postapokaliptycznym Metrze. A mówiąc do rzeczy: patrzył bo tak się przyjęło, tak jest, że należy patrzeć, z nadzieją, że dzięki temu bestia nie zje nas w pierwszej chwili, a ewentualnie w drugiej bądź jeszcze kolejnej. A gdy do tego dojdzie, pogrzebie się szansa na to, że można było przecież uciec. I co mu z tego przyszło? A nic, tylko go co najwyżej oczy rozbolały, ale to też nie to. Srebrzysta odpuściła. I miły dla ucha dźwięk wydała, gdy nazwana została Lodowatą. A może to tylko zbieg okoliczności? A może nie? A może jednak? A nie? A także że tak!
Aha...
Lodowata poszła w swoim kierunku pomiędzy lodowymi krzesełkami, oddalając się od sceny będącej nieopodal nich. Dokąd zmierzała? Nie wiem. Ale jeśli Cyrkowy jej nie gonił, tylko szybkim tempem szła - w przeciwnym razie wrzuciła łapami wyższy bieg. W każdym razie, wyraźnie dawała znaki ku temu, że nie chce być śledziona. Że nie da się dogonić.
Samael miał dwie opcje: iść za nią, albo iść okrężną drogą. Cokolwiek nie uczynił, po kilkunastu metrach Srebrzysty lis... wparował na niego z ostrymi pazurami i łańcuchami oplecionymi, na całej swojej długości, łapach. Z zaskoczenia go wziął.


Anonymous - 8 Kwiecień 2015, 21:34

Po pierwsze przypomniał sobie o lusterku, bowiem już raz mu podpowiedziało, co się zbliża, więc dlaczego by go nie zabrać? Jeśli faktycznie dalej leżało gdzieś w okolicy to je podniósł i trzymając w dłoni ruszył za lisicą, choć nie biegiem, tylko spokojnym krokiem. Jeśli lusterka nie było to po prostu ruszył za lodowatą pięknością chcąc się wywiedzieć, czy może uda mu się z nią zaprzyjaźnić...
...bogowie, jakie to absurdalnie dziecinne podejście z jego strony... Ale to nic, kto mu zabroni? No właśnie nikt. Nikt też nie patrzy, nikt nie ocenia, prócz jego samego, więc absolutnie nie ma się czym przejmować i może robić co mu się tylko żywnie podoba.
A po drugie to wzięła go z zaskoczenia.
Co, czemu, jak i kiedy? Czo te łańcuchy? Przecież je zdjął! Czy to kolejny miraż, gra świateł? Czy to miejsce robi sobie z niego perfidne żarty zakuwając w łańcuchy stworzenie, które właśnie oswobodził? A może mu próbuje powiedzieć, że to powinno się przytrafić jemu, gdy tylko z MORII wybył? Oh, dzięki ci świecie, jesteś bardzo miły dnia dzisiejszego.
A może cały Lis był mirażem? Nie dowie się, póki owy miraż się nie rozwieje.
- Lodowata! - powiedział głośno, wyraźnie z dozą nagany w głosie i zaciętą miną. Jednak nie zaniechał przy tym prób obrony. Jeśli tylko się dało cofnął się, starając się lisowemu atakowi uskoczyć. Jeśli nie, to rozstawił nogi szeroko, by nie dać się tak łatwo wywrócić i skorzystał z rozpędu lisa, by go przerzucić za siebie i dać sobie czas na przemyślenie reakcji. A jeśli został zwalony na podłoże (znowu) to po pierwsze starał się trzymać pysk lisa zamknięty i z daleka od swojej twarzy, a po drogie manipulować nogami tak, by być może wbić kolano w brzuch.
Co jak co, ale nie da się atakować po raz drugi. To może być niebezpieczne, szczególnie, że pierwszy atak był przyjazny, o ile atak można tak nazwać, a ten był ewidentnie krwiożerczy.
A jeśli, jeśli całkiem, całkiem przypadkiem lis faktycznie okazał się mirażem to czekał na szeroko rozstawionych nogach, ugiętych w kolanach, na faktyczny atak. Nic nie zaszkodzi potraktować miraż jako zwiastun przyszłości.
Byle by ten o wyjedzonej dziurze w jego brzuchu nie okazał się prawdziwym.

Aaron - 9 Kwiecień 2015, 18:45

Z lusterkiem w ręku wyruszył za celem swoich poszukiwań.
Przerzucił, ni stad, ni zowąd atakujące zwierze za siebie. Upadł, a po jeszcze przed momentem wyczuwanym w rękach ciężarze, nie było najmniejszego już śladu. Tak, to był miraż, bo jakżeby inaczej. Miraż ten spowolnił Samaela w pogoni za swoją przyjaciółką, Lodowatą; owa czmychnęła już przed siebie i zniknęła z oczu.
W czasie tej nieprawdziwej walki lusterko przybrało postać kryształu i takie już pozostało.
Z początku przemierzał pustkowie w pobliżu świeżo uszkodzonych kryształów rosnących tu licznie, rozsianych randomowo niczym dzikie krzewy w lesie, ale niespodziewanie uszkodzeń tych zabrakło na kolejno mijanych, tutejszych "roślinnościach". Albo obrał niewłaściwy kierunek, albo srebrzysty lis już zwolnił tempa, jednocześnie nie raniąc się już na sąsiednich kryształach.
I kiedy już chciał zawrócić by pójść inną drogą, usłyszał jakby psi szloch za sobą - leżała tam jego Lodowata, ze srebrnym kolcem nabitym na górną część jej przedniej łapy. Podchodząc, spostrzegł jak okazuje strach, ale długo nie mógł zadowolić (albo zasmucić, czy coś~) się tym, że to może z jego powodu ta emocja się zrodziła - tuż za nim pojawiła się bestia ciągnąca spore pęczki łańcuchów, straszna w wyglądzie i potężna w rozmiarze.
Kazam.
Wydawał z siebie dziwaczną, ponura, niskotonową gamę dźwięków. Chciał obie ofiary do siebie zgarnąć. Jak się go pozbyć, jak wkupić się w jego łaski?
Do zmroku jeszcze daleko, pełnia światła towarzyszy temu miejscu. Upiory te z pewnością gustują w innej porze dnia, ale za strachem ofiar zajść mogą wszędzie. Nie warto jednak myśleć, że jakakolwiek magiczna istota jest głupia. Ale chyba niemal każda jest na coś podatna.
I tym razem to nie jest żaden miraż.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group