To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Historie Postaci - Koniec końców, wszystkie kawałki złożą się w całość.

Soph - 19 Sierpień 2012, 11:51
Temat postu: Koniec końców, wszystkie kawałki złożą się w całość.
Zamknęłam żółty, oprawiony w skórkę notatnik i zerknęłam przez ramię, by upewnić się czy panienka aby na pewno, tak jak obiecała, poszła spać.
Generalnie nie mam nic przeciwko siedzeniu do północy albo i dłużej, gdyż to zakrawałoby na hipokryzję, skoro „dorosła” Arystokracja w tym czasie się bawi. Jednak dziś stanowczo zagoniłam Irvette do łóżka wcześniej, przypominając, że na jutro rano jej rodzice zaplanowali dlań jakąś nową „atrakcję”.
Jeśli to dodatkowa lekcja etykiety – naprawdę współczułam dziewczynie.
Mnie zapewniają równie dużą ilość „wrażeń”, jednak ja moje zajęcia niezwykle lubię. Nie przyznaję się jednak do tego, skądże. Wystarczająco poznałam już przewrotne poczucie humoru państwa La Corix.
Żal mi jednak Irvette. Jej niezaprzeczalny talent plastyczny marnuje się, gdyż panienka uczy się szczegółowej historii Krainy Luster i Upiornej Arystokracji, zamiast zgłębiać, jak uzyskać dobry chiaroscuro.
W mojej głowie jakby coś przeskoczyło. Światłocień.
Fakt, że dotąd nie wiedziałam, że w sztuce kontrast określa się fachowo jako chiaroscuro, a teraz byłam w stanie podać trzy najlepsze sposoby jego otrzymania oznaczał, ni mniej, ni więcej, że za niedługo z powodu migreny nie będę w stanie przejść po prostej linii z pokoju do pokoju.
Cudnie.

Obejrzałam się jeszcze raz, bo choć teoretycznie salon, w którym siedziałam, mój pokój oraz sypialnia panienki ustawione zostały w linii, by zminimalizować możliwość wykradania się, dla weteranki pokroju Irvette bezgłośne stąpanie jest niczym zwykły spacer.
Współczuję jej, bo choć lekcje rozpoczyna przed 11, i spędza przy nich nie więcej niż kilka godzin z przerwą na obiad, jest ich mnóstwo, od niezbędnych do całkiem głupich, bo „Upiorna Arystokratka musi być wszechstronnie wykształcona”.
Dawniej, zanim jeszcze odkryto moje powiązania z bronią palną i stwierdzono, że mogę być czymś więcej niż tylko ładną i miłą pokojówką panienki, chodziłam z nią na wszystkie lekcje – a raczej razem z panienką czekałam w bawialni, aż przyjdą do nas nauczyciele – wiem więc tyle samo o doskonałym dygnięciu oraz o wszystkich wariantach, kiedy młoda dama może ściągnąć swoje rękawiczki (na balu – w żadnym wypadku, podczas podwieczorku – koniecznie!).
Obecnie, gdy panienka jest w trakcie nauki rozróżniania 6 rodzajów łyżeczek deserowych do 6 różnych celów, ja strzelam z ukochanego Browninga Hi-Power do makiet, lub – pod okiem naprawdę niezłego instruktora ze Świata Ludzi, którego państwo La Corix nie wiem jakim cudem wytrzasnęli i sprowadzili – ćwiczę walkę wręcz.

Westchnęłam i przesunęłam po stoliku opaskę z długimi króliczymi uszami, którą zakładam za każdym razem, gdy chcę poprawić panience humor z powodu paskudnego „dzisiaj” i jeszcze gorzej zapowiadającego się „jutro”. A potem przypomniałam sobie, że potrzebuję paru rzeczy z Londynu. I już wiedziałam, jak rozweselić Irvette.
Jeszcze raz spojrzałam na notatnik. Pamiętam, jak kilka miesięcy temu panienka nagle pojawiła się przy mnie, jak spod ziemi, i zapytała:
— Co tam trzymasz?
Odpowiedziałam po chwili, z przewrotnym uśmiechem:
— Pamiętnik. Przecież sama masz taki.
Zdziwienie na jej drobnej twarzy, później udane oburzenie i wreszcie pytanie zadane nieprawdziwie oskarżającym tonem:
— Czytałaś?!
Więcej słów nie potrzeba było, bo przecież znała odpowiedź.

Poczułam tępe pulsowanie w skroniach. Zaczyna się.
Zgarnęłam wszystkie swoje rzeczy i przeszłam do następnego pomieszczenia. Rzuciłam jeszcze okiem na śpiącą panienkę i przymknęłam ręcznie rzeźbione drzwi.
Następnie zaczęłam przygotowywać się do snu. Gdy jest się mniej przytomnym, mniej boli. Najpierw zdjęłam z szyi długi łańcuszek, na końcu którego znajdowała się mały, okrągły zegarek, z rodzaju tych, które ludzkie dziewczyny noszą raczej dla ozdoby niż punktualności.
Oparłam się o okrągły stoliczek na trzech nogach, stojący w rogu mojej sypialni, i nie wiadomo który raz otworzyłam zegareczek, który po wizycie u zegarmistrza ponownie działał. Odkąd przez przypadek odkryłam, że jest to również medalion, wpatrywanie się w zielone, śmiejące oczy błyskające spod czarnej strzechy włosów stało się moim cowieczornym rytuałem.
…Kim jesteś, chłopcze, że dwunastolatka nosiła twoje zdjęcie na sercu? — pytałam bezgłośnie młodego mężczyznę schowanego w zegarku. Wyglądał mniej więcej na tyle lat, ile ja miałam teraz, a uśmiechał się w stronę obiektywu ze swobodą świadczącą o niekończących się pokładach pewności siebie. Kim dla mnie byłeś?

Potrząsnęłam głową, próbując przerwać dalszy wewnętrzny monolog. Ostatecznie pomogła mi panienka, która bezszelestnie pojawiła się w progu pokoju. Oparta o framugę, patrzyła na mnie, jeszcze odrobinę zaspana i, wiercąc się, zapytała po prostu:
— Sophie? Wybierałam się jutro do Krainy Luster.. Miałam to zrobić tak, jak zwykle, ale skoro i tak mnie znajdziesz — spuściła wzrok na swoje bose stopy — może poszłybyśmy na gorącą czekoladę?
Moja mała, chorobna intrygantka.

Błyskawicznie zsunęłam się z blatu i tak szybko, że prawie nie zdążyła mrugnąć, porwałam ją na ręce. Siedemnastolatka niosąca piętnastolatkę – dla osób patrzących z boku pewnie wyglądałoby to komicznie. Ja jednak byłam jej Stróżem.
Gdy ułożyłam Irvette w łóżku i przykryłam po ramiona jedwabną kołdrą, zapewniłam:
— Pójdziemy
— i pocałowałam ją w policzek na dobranoc, zdecydowanie bliżej kącika ust niż ucha.
Wyszłam z pokoju, tym razem jednak zostawiając drzwi uchylone na tyle, byśmy, gdyby przyszła chęć, widziały jedna drugą.

Kocham ją. Nie wiem, czy jak siostrę, czy jak przyjaciółkę, czy może w ten sposób, w jaki miłują się dwie osoby, które chcą ze sobą spędzić resztę życia, gdyż moje pojęcie świata i jego różnorodności jest aktualnie dosyć wąskie, ale ją kocham.
Ocaliła mnie. Przed śmiercią, to z pewnością, a może i przed dostaniem się w ręce „złych ludzi”.

Ruszyłam w kierunku drzwi do łazienki i zachwiałam się. Moment później, jak gdyby żeby skopać leżącego, za oknem lunął deszcz. Skuliłam się w sobie, próbując przezwyciężyć ogarniającą mnie na widok ściany wody panikę. Cuuuudownie.
Gdyby przyszło mi mieszkać w Indiach, byłoby to pewnie jedyne miejsce, gdzie pewnie umarłabym przedwcześnie z powodu psychozy, a nie dlatego, że ktoś próbowałby mnie sprzątnąć.
Indie, a w nich miasto u podnóża Himalajów: światowa stolica deszczu. Idąc tak szybko i tak prosto jak tylko zdołałam, zaczęłam sobie wmawiać, że z pewnością dowiedziałam się tego na lekcjach Irvette.
W łazience czas i zakres ablucji skróciłam do koniecznego minimum. Chciałam tylko wejść do łóżka i przykryć się kołdrą razem z głową albo wczołgać się pod nie i poczekać, na jakiegoś potwora, który by mnie zjadł.
Nienawidzę deszczu. Wywołuje u mnie nieokreślony, podświadomy lęk, którego nie potrafię nigdy do końca opanować. A gdy się to, na tyle na ile, uda, napawa mnie smutkiem i melancholią i to jest jeszcze gorsze do strachu.
Już wiedziałam, że tej nocy nie zasnę.

Soph - 29 Wrzesień 2013, 15:05

Ze zmęczeniem przesunęłam palcami po powiekach.
Three days no sleeping. Może nie aż tak, ale pomimo niemal nieustannego siedzenia naprzeciw pustej kartki papieru wciąż nie miałam pomysłu, jak ująć wszystko, co chciałam przekazać mieszkańcom Krainy Luster. Mdłe światło wpadające przez brudnawe szyby powodowało jedynie ból głowy, a ja nadal czułam żal, że muszę ukrywać się w takim miejscu, choć przecież wiedziałam, że Upiorni nie wybaczają. Szczególnie zdrady.

Sama wciąż nie ogarniałam nawet połowy rzeczy, które miały odtąd dotyczyć i mnie. Jakim cudem Viper mnie odnalazł? Ba! w jaki sposób dowiedział się o mojej przeszłości, skoro mnie, korzystającej ze wpływów Upiornych Arystokratów, udało się ustalić tak niewiele faktów? Dlaczego znikając, gnojek jeden, zostawił to wszystko mnie, a nie jakiemuś zaufanemu Członkowi?
Rozumiem jakie miał powody, rozumiem to za każdym razem, gdy czytam pierwszy jego kontakt - list dostarczony tak dawno, że zdaje się to być snem. Czemu jednak zepchnął to na barki...
Na godnych barkach spoczywa
Rozwiązanie wszelkich problemów
, co?
Krzywy, cyniczny uśmiech nie ma prawa pomóc, a jednak czuję, że od razu mi lepiej.
Najlepiej chyba, jeśli po prostu zawezwę ludzi i nie-ludzi do walki o to, co każdemu leży na sercu - o wolność. Jakoś trzeba zacząć. Choć chyba od słów: Miałem kiedyś taki sen... nie wypada.

Cytat:
Marionetko! Czy nie marzyłaś kiedykolwiek o świecie, w którym swój kluczyk będziesz mogła nosić z dumą, a na widoku, bez obawy, że ktoś zechce Cię zniewolić? Czy nie pragniesz służyć z własnej woli, na równych prawach: oddając moc i moc otrzymując, bez strachu, że ten zaufany zechce Cię jedynie wykorzystać?
Cyrkowcy! Bracia, siostry! Czy nie macie dość bycia wyszydzanym, linczowanym? Czy nie macie dość wytykania Was palcami jako nieudanych, jako obłąkanych, skoro tak wiele wycierpieliście dla tej Krainy, skoro tak wiele wiecie o Organizacji będącej głównym zagrożeniem?
Opętańcze, czy nie chciałbyś żyć wolno - w Swoim lub w Naszym świecie - nie oglądając się wciąż za siebie, czy przypadkiem MORIA nie szuka Cię jako następnego obiektu badawczego? Czy nie chciałbyś znaleźć oparcia w tym świecie, świecie, który Cię stworzył? Czy nie chciałbyś się nauczyć, kim się stałeś i co z tym teraz uczynić?
Strachu, czy nie wyobrażałeś sobie czasami jak by to było być wszędzie mile widzianym? Jak by to było: nie wywoływać krzyków przerażenia na swój widok, nie musieć się kryć niczym złodziej, choć niewinnyś, choć jedyną Twoją zbrodnią to, żeś umarł, a Kraina przywróciła Cię do życia?
Wszyscy Wy, którzy dość już macie dominacji jednych ras nad drugimi; wszyscy Wy, którym na sercu leży sprawiedliwość i bezpieczeństwo Waszych rodzin, Waszych ukochanych! Skąd możecie być pewni, że któregoś dnia nie zainteresujecie większych, możniejszych od siebie? Jak możecie być pewni, że następnego razu nie Wy popadniecie w niełaskę?

Szukajcie. Myślcie. Uważajcie.
I pamiętajcie: oczy, które płakały, widzą lepiej. Nikt nie zrozumie Was lepiej, niż tacy, jak Wy.
Rozpytujcie o Anarchs, a znajdę Was.

Nieśmiertelny, Viper.


Wreszcie, choć odrobinę zadowolona, zdjęłam ostrożnie z ucha kolczyk, który autentycznie był gwizdkiem. Podarowano mi go, gdy objęłam pełną opiekę nad panienką. Myśl o Irvette przeszyła sztychem serce, wydawałoby się z kamienia, z taką łatwością i siłą, jakby od opuszczenia jej minęły trzy dni, a nie trzy tygodnie.
Zaciśnięcie oczu, chwila na bezdechu i znów nad sobą panowałam.
Dmuchnęłam w drobny przedmiot i czekałam. Po chwili doszedł mnie trzepot skrzydeł, szum lekkiego wiatru i przez okienko mieszkania wleciało nieco ponad tuzin jasnoszarych ptaków. W zasadzie odetchnęłam z ulgą - La Corix nie wpadli jeszcze na to, by odciąć mnie od moich gołębi, mogłam więc po raz ostatni wysłać z ich pomocą wiadomość. Zrolowane uprzednio karteczki z wiadomością powsuwałam w łapki ptaków; wytresowane, wiedziały, że muszą je zacisnąć, by kawałki papieru się nie pogubiły. Nie pierwszy i nie... ach, wszak ostatni raz to wspólnie robimy. Ciasno zwinięte skrawki zawierały jeszcze w swoim wnętrzu drobniutkie fragmenty innego papieru - dla efektu wizualnego.

Zagwizdałam łagodnie do gołębi, tym razem już bez pomocy, wygrywając im znak, że to powszechna wiadomość. Ostatnia, długa, ostra nuta i już ich nie było, już pozostało tylko w powietrzu wspomnienie trzepotu skrzydeł. Już frunęły na krańce Krainy, by zrzucić te same wiadomości - łącznie prawie trzydzieści - w największych skupiskach ludzi. Reszty dzieła dokończą opowieści i plotki, powtarzane przez ludzi ludziom.
Odsunęłam się od okna i schyliłam po torbę, w tym momencie zawierającą cały mój dobytek, który zdołałam wynieść podczas ostatniej już, potajemnej wyprawy do posiadłości państwa La Corix. Czas się zbierać - muszę odpowiednio szybko dotrzeć do Szkarłatnej Otchłani, by i ich mieszkańcom w ten sam sposób wysłać wiadomość, iż pomimo wszelkich starań, Anarchs nie zdołano unicestwić.

Gdzieś tam, pierwsze wiadomości wśród deszczu jasnopomarańczowego konfetti winny właśnie szybować ku mieszkańcom Lustra.

Soph - 13 Marzec 2017, 19:04


Calling out father, prepare as we will
Watch the flames burn auburn on the mountain side
Desolation comes upon the sky


A co jej tam! Folly uśmiechnęła się powoli, z rozmysłem. Może uświadomienie żołnierzy, że pilnują zupełnie niezrównoważonego Cyrkowca dostarczy jej trochę rozrywki. Może zobaczy wreszcie jakiś ślad emocji na wymoczkowatej twarzy bielaka.
– Przetrzymujecie Sophie Bugs, Stróża Irvette la Corix, Szaloną Pożogę, Ilustratorkę, Wężoustą, Mistrzynię Śmierci.
Każde z tych określeń było prawdziwe – słyszała je nieskończenie wiele razy szeptane za swoimi plecami – i uroczo trafne, choć ostatni przydomek rodem z ludzkiego średniowiecza zawdzięcza umiejętności i radości z przeprowadzania sekcji zwłok. Niby Folly nie spodziewała się za wiele po mieszkańcach tej niezelektryzowanej, z lekka zacofanej Krainy, ale nie podejrzewała, że akurat to hobby wywoła aż tak wielkie emocje.
A potem uśmiechnęła się jeszcze szerzej, jasno, jakby do swoich myśli; uśmiechem z rodzaju tych niebezpiecznych. Symetryczne wygięcie uszminkowanych warg. I nagle rozległ się zwielokrotniony brzdęk i naraz sołdatów stróżujących przy oknach zasypał poziomy deszcz szklanych drzazg pochodzących z okien, przez które teraz już tylko gnał wiatr i dochodziła muzyka skrzypków i wiolonczeli. Folly spoczywająca na arcyksiążęcym tronie zwrócona była tyłem do swojego dzieła, jednak z lubością wyobrażała sobie pęd roztrzaskanych przez aerokinezę odłamków, koniecznie dezorientację na licach strażników, głośne achy i ochy dobiegające z placu, jakiś zmylony akord młodego muzyka też byłby mile widziany. To było to. Chaos.
Gdyby mogła, wyciągnęłaby w górę ręce i rozkoszowała tym czarownym deszczem, nie zważając na pokrwawione ramiona, tak jak i teraz zdawała się nie przejmować ewentualnymi ułamkami, które mogły ją dosięgnąć pomimo wysokiego oparcia tronu. Nie liczyła się też zbytnio z tym, iż szkło mogło zranić cielsko węża, jeśli znajdowało się też poza tronem. Ba! zbytnio. Wcale. Było jej nie wiązać.
– I równocześnie przywódczynię Anarchs. Na dzisiejszy wieczór Esmé Chardonnay. I jeszcze, myślę, że następne będą żyrandole.
Czy bała się zmian? Chyba bardziej bała się błędów. Przeczucia, że dzika szarża Folly zaprzepaściła szanse na skryty atak i z pewnością wzmogła czujność straży. Świadomości, że gdyby pozwoliła Upiornemu przeżyć, a on pogrążyłby Lustro w chaosie, jedyną zadowoloną osobą byłaby Folly, zaś winą mogła by obarczyć jedynie siebie. ...Świadomości, że zabiła go, a być może mógł się stać ścieżką ku rozkwitowi Krainy.

Ale skądże to przyszło narratorowi do głowy tak topornie okrawać ideologię Anarchs? Podczas gdy autokratyczne zapędy arcyksięcia są powszechnie znane i poświadczone również przez niego samego, powrót owej podobno anarchistowskiej organizacji nawet nie został jeszcze do końca udowodniony, nie wspominając, że fama, która poszła wśród mieszkańców głosi, iż nowy przywódca obrał ścieżkę zupełnie różną od poprzedniego lidera. Czemu więc arystokrata tak czarno-biało pojmuje istnienie i cele Anarchs, skoro sam nawołuje do spojrzenia na swoją osobę głębiej? Czemu tak dyskredytuje ich dążenia, niezgrabnie nazywając je „światem pozbawionym wybitności”, skoro nie zadał sobie trudu by zapytać o program, z góry decydując, iż wszyscy rewolucjoniści to anarchiści?
Jak można oceniać osobę, która w każdej z poprzednich rozprawek rozwodziła się nad dzikim pięknem onej niezrównoważonej Krainy, nad różnorodnością talentów, które trzeba chronić, nad ważnością każdego, choćby najbiedniejszego życia, jako kogoś, kto pragnie na tym świecie równości za wszelką cenę?
Przecież takie pragnienie – swoją drogą, że niemożliwe do spełnienia z powodu składowych, które poprzednio wymienił narrator jak i jeszcze wielu, wielu innych – byłoby zadaniem równie prostym i efektywnym co zasypanie Morza Łez, wycięcie wszystkich drzew na Herbacianych Łąkach czy usytuowanie na mapie Znikającej Szachownicy! A nasza protagonistka wbrew wszystkim ostatnim przesłankom jest tylko szaleńcem, nie kretynką.

    Może i Sophie była wściekła na to, że Folly zdradziła jej prawdziwe oblicze, lecz powinna być wdzięczna, bo właśnie to uratowało ją, kiedy już arcyksiążęce płomienie miały z nią zatańczyć śmiertelnego walca i zakończyć życie niedoszłej zabójczyni. Nowe okoliczności sprawiły jednak, że mogła okazać się przydatna. To prawda, Anarchs nie było organizacją, która była zdolna walczyć z innymi. Brak hierarchii sprawiał, że regularna wojna byłaby niemożliwa, lecz z tego samego powodu anarchiści odpowiednio wykorzystani mieli potencjał do innych celów, gdzie autonomia członków i brak hierarchii działały tylko na korzyść tej organizacji.
    Pamiętajmy, że niestety Rosarium ma do czynienia z kobietą i stwierdzenie, że niezbyt dobrze idzie jej zabijanie i lepiej, żeby zajęła się szpiegowaniem, może wywołać tylko kolejną burzą, która objawi się śmiertelną urazą i koniecznością stukrotnego przeproszenia, zanim anarchistka postanowi się w ogóle do Arcyksięcia odezwać.
    – Nawet Anarchs musiałoby sięgnąć po władzę, żeby wszystko zmienić, lecz oznaczałoby to konieczność ściągnięcia maski i zrezygnowania z tego, co jest waszym największym atutem - tajemnicy. Spytam zatem, czy znasz kogoś, kto byłby odpowiedniejszy na Lustrzanym Tronie, niż Ja?
    Biorąc pod uwagę, że poszczególni magnaci, którzy posiadali majątki dość znaczące, żeby móc cokolwiek uczynić, byli raczej zajęci swoim małym światem, nie bawiąc się w wielką politykę, a biedniejsi byli podatni na pokusy materialne, a ponadto zbyt słabi, żeby móc sięgnąć po władzę, raczej trudno będzie znaleźć kogoś, kto byłby lepszym kandydatem, szczególnie, że pomimo osławionej surowości, był osobą, który od dawna już posiadał władzę i nie można było twierdzić, że ta go zepsuje.
    – Jeżeli nie, moja droga Sophie, to proponuję Ci przyłączenie się do mnie i po zjednoczeniu Krainy i zapewnieniu jej bezpieczeństwa, wzięcie udziału w ustalaniu nowego porządku, który można będzie nazwać sprawiedliwym.
    Właściwie już oficjalnie można wziąć Rosarium za dziwaka, który nie tylko nie przejął się za bardzo, że ktoś go dwa razy próbuje zabić, nie tylko odważył się nie dać zabić, ale jeszcze bezczelnie oferuje współpracę swojej niedoszłej morderczyni.

MORIA rosła w siłę, magnaci widzieli jedynie czubek własnego nosa, wyszkoleni w walce byli jedynie członkowie organizacji i pasjonaci, bo większość używała mocy do zabawy lub co najwyżej w samoobronie. Gdyby inwazja miała nastąpić tu i teraz, zostaliby doszczętnie zmieceni na dzień dobry. Anarchs nie miało siły przebicia, zasobów i ludzi. Karciana jeszcze tylko by pomogła w sianiu chaosu. O potężnym Stowarzyszeniu nikt już dawno nie słyszał. Niezrzeszeni mieszkańcy nie pomogliby w niczym, ginąc w aktach odwagi. Obecny stan Krainy nie pozwoli jej na skuteczną obronę przed zagrożeniem. Sophie to wiedziała.
Niemniej nigdy, nigdy! rozwiązaniem nie będzie pozostawienie niepodzielnej władzy w rękach jednej osoby! Autokratyzm nie sprawdził się zupełnie w żadnym miejscu. I w Krainie też nie nadejdzie, póki ona oddycha.
– Powiedz mi, Rosarium, co miałoby mnie skłonić do uwierzenia ci? Jaką mam pewność, że oddanie ci władzy, twoje „zjednoczenie Krainy” pod, oczywiście, znakiem róży, nie będzie początkiem końca? Kto zdoła powiedzieć, że porządek nazwany „sprawiedliwym” nie będzie tak nazwany jedynie przez ciebie?

    Jeżeli natomiast chodzi o kontrolę, to przecież jedyny sposób, żeby Sophie mogła kontrolować Rosarium, to przyłączenie się do niego i radą dbanie o prawidłowe działanie Arcyksięcia, czy raczej już Lorda Protektora.
    – Zanim Ci odpowiem chciałbym Cię spytać o coś jeszcze: jesteś gotowa podjąć ryzyko tego, że nie podjęcie żadnych działań odda Krainę Luster w ręce jej wrogów? Moja oferta jest znacznie mniej ryzykowna, przede wszystkim jednak oferuję Ci udział w tworzeniu nowego porządku.
    Oczywiście Rosarium nie powiedział najważniejszego, lecz Sophie powinna uwzględnić, że już dwukrotnie miał okazję ją zabić, a mimo to ona wciąż żyje i jeszcze dostaje propozycję możliwości wpłynięcia na przyszły kształt Krainy. Nie chcę oczywiście mówić tutaj o niewdzięczności, ale oferta jest raczej korzystna...

Gdyby argumentacja Akrobatki była tak dziecinna i desperacka jak stwierdził, arcyksiążę powinien zrównać ją z poziomem gruntu z taką samą łatwością, z jaką kiwa ręką służbie na otwarcie drzwi czy podanie kolejnego dania. On zaś uśmiecha się tylko kpiąco i brzęczy ironią, jakby ta miała być niepodważalnym dowodem. Cóż, jak mówią, sarkazm jest bronią ludzi ubogich w wyobraźnię.
A może tak go ubódł ten „głuchy ignorant”? Nasz paniczyk ma delikatne uczucia. O rety, rety.
Była świadoma, że dwukrotnie została pozbawiona już przytomności, i że podczas tych okresów można było szybko zakończyć jej siedemnastoletnie życie (ale wtedy gdzie honor arystokracji?), a mimo to Upiorny zdecydował się ją wypuścić. Na skórze czuła mrowienie wywołane paranoją. Szukała haczyka, szukała kruczka, bo to nie były słowa pasujące do arystokraty, którego wyobrażenie miała. Idea krzesła i krzesło jako przedmiot, tak to szlo?
– ...jeśli mieszkańcami Krainy będziesz się tak samo przejmował jak strażnikami, których skrzywdziłam, to naprawdę przyda się ci ktoś z odrobiną empatii.

    Oczywiście można stwierdzić, że jest to jedynie pusta deklaracja, że Rosarium tak naprawdę ma zamiar nie dopuścić do ucieczki Sophie, gdyby ta odrzuciła jego ofertę. Tak naprawdę jednak to nie wchodziło w grę, w końcu straciłby wtedy szacunek w oczach własnych gwardzistów, a ponadto nie zachowałby się jak osoba, która ma władać całą Krainą. Z drugiej strony i Sophie nie mogła sobie pozwolić na zabicie go. Nawet najbardziej podstępny atak, który zakończyłby się śmiercią Arcyksięcia w oczach ludu byłby zbrodnią. Po pierwsze dlatego, że wyeliminowałaby osobę, która dotąd wiele razy już przychodziła Mieszkańcom z pomocą, czy to przyjmując ich na swój dwór, czy też zapewniając im odrobinę zabawy, a ostatnia ułatwiając ich życie. Po drugie ze względu na złamanie wszelkich protokołów dyplomatycznych i zdradę, za którą dostałaby honorowe miejsce obok Lucka.
    Wszystko zmieniło się, kiedy okazało się, że jego siostra nie radzi sobie z prowadzeniem wielkiej polityki. Oczywiście nie można liczyć, że Rosarium zapragnął porzucić wygodne życie lokalnego despoty, tylko dlatego, że jego siostrzyczka potrzebuje pomocy. Szczególnie że ona nie potrzebowała pomocy militarnej, to jej własna słabość, a nie słabość organizacji była problemem. Osłabienie jednak Stowarzyszenie, między innymi przez problemy na samym jej szczycie szkodziło jednak Krainie Luster. W końcu skoro Stowarzyszenie nie jest w stanie dość skutecznie walczyć z MORIĄ, to czy nie oznaczałoby to zagrożenia dla interesów Krainy Luster, a także interesów samego Rosarium? Czy nie byłby to sygnał, że należy porzucić wygody i zasiąść na tronie?

– Niech więc będzie i tak. – Oparła dłonie na podłokietnikach i dźwignęła się bez wysiłku w górę, na własne nogi. Nawet nie próbowała wstawać normalnie, tak była zesztywniała po uścisku węża. Jeszcze by z tego tronu spadła i dopiero by było. Jeszcze ostatnia sekunda, przeciągłe spojrzenie na tak młodą – niemal jak jej – twarz Rosarium i znów powstała, wygładzając szyfonowe spódnice.
Dlaczego tak ryzykuje? Wszak mogła blefować, iż jest przywódczynią Anarchs. Mogła być oszalałą z powodu... chociażby kobiecej psychiki jejmością – drogie koleżanki, dobrze wiecie co mam na myśli – i dlatego, jak przypuszczał wcześniej narrator, chcieć zabić arcyksięcia.
Czy Rosarium faktycznie potrzebuje jej pomocy?
Czyżby mówił prawdę – na choćby muśnięcie takiej myśli wszystko się w Akrobatce buntowało – i faktycznie szukał sojuszników? Czy mógł być wśród Upiornych wyjątkiem potwierdzającym regułę – nigdy nie rozumiała tego absurdalnego stwierdzenia – i pozostać pośród swojej władzy i potęgi uczciwy oraz prawy? Na tyle, na ile Upiorny Arystokrata jest w stanie, oczywiście. Nie była w stanie ocenić tego teraz, gdy w żyłach huczała jej czysta adrenalina, zaś echo osobowości Folly nadal rezonowało w myślach i słowach. Pójdzie tam teraz – pójdzie, a nadto jeśli by chciał, zabiłby ją już pewnie ze cztery razy – i wysłucha go. Niczego nie traciła, a nawet – Folly w głębi umysłu wzdrygnęła się malowniczo – może mogła zyskać. Pomijając fakt, że idzie na herbatę z osobą, którą przed dwudziestoma minutami chciała uśmiercić.
– Okrągły stół. Przy jednym budowano, przy innym zdradzano. Ciekawe jak będzie z nami? – Nawet nie zorientowała się, że mimowolnie odzyskała skrawek pamięci: ludzka historia powszechna to nie jest coś, co powinna znać ot tak.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group