To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Szkarłatna Brama - Karminowe Wrota

Anonymous - 6 Grudzień 2015, 17:00

Szedł tuż za nowo poznaną towarzyszkę i nie oddalał się od niej zbytnio. Co prawda widział już owe wrota, acz miał nieodpartą myśl, że coś się w niej zmieniło. Pewnie mu się tylko wydawało, ale jego instynkt jeszcze bardziej zaczął go męczyć kiedy faktycznie mieli przejść przez nie. Do tej pory uważał, że w Szkarłatnej Otchłani nie ma jak mieszkać przy tych zwariowanych warunkach, a jedynie służy ono jako łącznik pomiędzy tymi dwoma światami. Najwyraźniej nie miał bladego pojęcia o tym miejscu, ale nie dawał tego po sobie poznać.
- Hmm? Skoro jest taka potrzeba to nie będę niczego od siebie dodawał. Pytanie tylko czemu musimy iść aż tak daleko zamiast zatrzymać się w jakimś lokalu...
Teraz o tym dopiero pomyślał. Nie wiedział czemu, ale zaczął się zastanawiać czy nie miała wobec niego poważniejszych planów.

z/t x2

Seamair - 10 Grudzień 2015, 04:04

Wycieczka do świata ludzi, co prawda nie przyniosła mi oczekiwanych rezultatów… mimo to nie był to czas stracony. Spotkałam tu Cyrkową Pannę, której los dobrze rozumiałam, może między nami powstała jakaś dziwna nić porozumienia? Mogę chyba myśleć w ten sposób. Opuszczając ludzki świat miałam szczerą nadzieję, że nie było to moje ostatnie spotkanie z Norą. Nie powinnam również pomijać pana o jadowicie zielonych ślepiach, który to nie wiedzieć, czemu pozostawił mi skrawek papieru z ciągiem liczb. Postanowiłam go zachować choćby jako pamiątkę tego dziwnego spotkania. W końcu jednak razem z swoim pierzastym pupilem przekroczyliśmy bramę, znajdując się na powrót w lepiej znanych sobie okolicach.
Zt.

Enkil - 30 Grudzień 2015, 05:46

Arios to całkiem przydatny kompan, od czasu, kiedy uratowałem to jego stadko postanowił mi towarzyszyć i uczciwie wypełniał wszystkie moje polecenia. Aviemu udało się odnaleźć i przynieść mi bransoletkę a nawet dwie, tyle, że ta druga nie miała dla mnie większej wartości nie wyglądała też na szczególnie kosztowną, dlatego porzuciłem ją na jednej z mijanych ławek, może ktoś znajdzie i stanie się ona jego skarbem? Nie rozwodziłem się nad tym mi po prostu była niepotrzebna, miałem z resztą, co innego na głowie a w zasadzie na rękach, ponieważ niosłem na nich śpiącą słodko kotkę a zarazem osobistą Przytulankę Arcyksięcia…, którą miałem zamiar uprowadzić ot, co. Mimo iż mój podopieczny lecąc przed nami miał informować mnie o wszelkim niebezpieczeństwie, jakie stanowiło teraz zwłaszcza napotkanie straży, to postanowiłem bardziej się zabezpieczyć. Zatrzymując się przy prowizorycznym siedzisku, jakim był sporych rozmiarów głaz, ułożyłem na nim śpiącego dachowca. Po chwili wykorzystując swoją moc stworzyłem z cienia długi czarny płaszcz z kapturem, przy jego kreowaniu postarałem się na tyle, że przypominał on te, które miałem okazję widywać u mieszkanek ludzkiego świata. Tak, przyznać trzeba, że całkiem elegancki płaszcz, dopasowany rozmiarem idealnie dla zielonookiej, aż szkoda, że za jakiś czas podobnie jak i nóż po prostu zniknie. Teraz jednak był jak najbardziej materialny a ja czyniąc to najdelikatniej jak umiałem ubrałem w niego śpiącą Lucy, widać nie udało mi się być tak subtelnym jak bym chciał, gdyż kotka zaczęła się wybudzać a wówczas ja musiałem po raz kolejny poprosić swego skrzydlatego towarzysza o wykonanie dla niej kołysanki. Kaptur naciągnięty na głowę częściowo przysłonił się delikatną pogrążoną w śnie twarzyczkę, którą pogłaskałem wierzchem dłoni uśmiechając się przy tym mimowolnie. Muszę się nią nacieszyć choć teraz bo kiedy się obudzi, nie sądzę by była zadowolona…
W końcu bez większych komplikacji udało nam się dotrzeć do Karmazynowych Wrót, przez które spokojnie dostaliśmy się do świata ludzi. Po przebudzeniu się Kotka będzie miała niezłą niespodziankę… to było pewne.
Zt. [Enkil + Lucy]

Anonymous - 24 Luty 2016, 11:26

Po przypadkowym znalezieniu odłamka w Krainie Luster gdzieś na skraju Malinowego Lasu Alime zaczęła rozważać wszystkie za i przeciw w stosunku do podróży między światami, a konkretnie przejścia do Świata Ludzi. Głównym za była ciekawość - zapytanie pewnie czemu skoro kapeluszniczka pochodzi właśnie stamtąd. Otóż minęło już trochę czasu odkąd przeszła na drugą stronę lustra przeprowadzona przez tajemniczą porcelanową istotę, miała może wtedy... 11, 12 lat? Tak więc - czasem warto zobaczyć co się zmieniło, zobaczyć zwykłego człowieka... Może teraz przejdźmy do głównego przeciw? Co jeśli nie znajdzie drogi powrotnej/ Zostanie w tamtym świecie, może już na zawsze! Czy warto ryzykować? Przecież tak podoba jej się ta kraina.. Przypominając sobie słowa porcelanowej istoty ( " Słuchaj głosu swego serca " ) Podjęła decyzję - raz się żyje... Przechodzi! Tak więc wskoczyła w utkwiony w ziemi odłamek i znalazła się w środku Karminowej Bramy.

Zanim przeszła przez kolejne wrota oniemiała... Piękne... Przynajmniej w jej mniemaniu! Rozglądała się przez chwilę chłonąc widok. Po otrząśnięciu się ruszyła w stronę kolejnego przejścia wskakując w nie rozweselona - przeszła do Świata Ludzi.

z.t

Aaron - 27 Luty 2016, 00:08

Ta noc nie należała do przyjemnych - ból w gardle się nasilał, oddychanie sprawiało trudności. Czuł, że źle się dzieje i potrzebna mu będzie lekarska pomoc, albo, lepiej - pomoc Revi. Zaraz, moment, przecież jeśli ona ma podobne objawy... albo gorsze?! Oboje mogliśmy się wszakże zatruć trupem, bo jak inaczej mam sobie wyjaśnić tę komplikacje? Alkohol na pewno był z dobrego źródła, zawsze tam piłem, bez komplikacji!
Musiał się przejść do córki, zobaczyć, co z nią, jak się czuje i poprosić o pomoc w uleczeniu. A i pasowałoby pomówić też o... matce. Nowej, żywej.
Przeszedł przez Szkarłatne Wrota, do których dotarł przez przejście w Miasteczku, gdzie zdołał mu się niemały kac już rozwinąć.. Świecie Ludzi, oczekuj skacowanego Zegarmistrza!

z/t

Mirana - 22 Marzec 2016, 19:08

Czekała na Anę, ale czas dłużył się, a ogrom szkarłatu spoczywającego nad jej głową trochę ciążył. Musi się do niego przyzwyczaić, a krótka wizyta w Krainie Luster powinna temu wyjść na dobre. Na czas tej podróży stała się Panią Drzewiec, co pozwalało na swobodniejsze poruszanie się w zróżnicowanych warunkach. Oczywiście nie była to forma idealna, ale na krótką odległość do Bramy tego dnia taka wystarczyła. Przebiegła przez kamienną posadzkę i rzuciła się w wir bramy kierującej do drugiej Strony Lustra, mając ze sobą trochę balastu zwanego ekwipunkiem, w tym łuk ze strzałami.

z/t

Anastasia - 17 Maj 2016, 11:31

Swój szaleńczy lot na złamanie karku musiała zwolnić chwilę po opuszczeniu Ogrodu Strachu. Jak się okazało, Tissaia cierpiała na chorobę lokomocyjną i nie za dobrze znosiła tą podróż, nawet będąc w pełni schowaną w koszyku.
Tempo zmalało jeszcze bardziej, gdy zbliżyli się do Szkarłatnej Bramy. Anastasia przystanęła na chwilę, by ponapawać się bijącym od luster szkarłatem. Zawsze to miejsce szczególnie ją urzekało, było naprawdę magiczne, nie tylko ze względu na możliwość wędrowania między krainami. (Nie)Stety wzbogacona o różne przedmiotowe cuda, coraz rzadziej, a właściwie wcale nie korzystała z tradycyjnych metod przemieszczania się. Zawsze łatwiej było przenieść się za pomocą Bursztynowego kompasu, niż przemierzać dziesiątki, może setki kilometrów do tego właśnie miejsca.
- Nie mamy czasu.
Ochrypły, momentami kraczący głos wyrwał ją z zamyślenia. Bezczelny... Dłonie automatycznie mocniej zacisnęły jej się na drewnianym trzonie miotły.
- Mój wspaniały, życzliwy przyjacielu, nya. Powiem dość dosłownie – stul dziób. Nie ty będziesz o tym decydował.
Kąciki jej ust powędrowały ku górze, kiedy idealnie odniosła się do jego ptasiej formy. Na całe szczęście trzymał się na bezpieczną odległość, dzięki czemu nie była zmuszona pozbyć się natręta przy pierwszej lepszej okazji, do czego bez najmniejszego wysiłku byłaby zdolna. Niemniej, korciło ją to, co miał jej do powiedzenia, a raczej potwierdzenie jego słów w rzeczywistości. Podczas rozmowy w Lehlace, łypała na niego podejrzliwie, wciąż nieufna po ostatnim spotkaniu. Czy naprawdę mogła wierzyć w powiązania Elizabeth z MORIĄ? Jak, do cholery, miała to potwierdzić, skoro nikt się nie garnął, by mówić o swojej przynależności. Chyba trzeba zapolować w Świecie Ludzi, tam na pewno się od nich roiło, jak od mrówek. Naiwni ludzie. Nyaha!
Kruk wleciał w lustro prowadzące do Krainy Luster, kotka zaraz za nim, zmierzając prosto do celu podróży.

zt

Charles - 23 Maj 2016, 21:24

Chłodna, falująca powierzchnia Karminowego zwierciadła obmyła ich jak sucha woda, zamieniając przesycony szmaragdem las w purpurę i szkarłat.
Świątynia przedstawiła się przed nimi dosyć normalnie, a raczej tak, jak zwykła wyglądać – lekko przejrzyste, intensywnie czerwone ściany, popękane i podziurawione w parunastu miejscach, podłoga w szachownicę, odbijająca lekko każdy kształt i przenikliwie każdy dźwięk. Całe to miejsce było przesycone atmosferą grobowca, nawet bardziej niż jakiekolwiek inne miejsce w Otchłani, która sama w sobie była pusta i martwa, mimo iż podłogi nie pokrywał kurz, a sufitu nie naznaczyła nawet najcieńsza z pajęczych nici. Przenikliwy chłód dotykał ich ciał, lekko wzbudzając gęsią skórkę muśnięciem widmowego palca, a w szczególności Violet, gdyż Zoe i Elliot – nawet, jeśli całe życie przebywał wśród ludzi - byli naturalnie przyzwyczajeni do chłodu ich rodzimego wymiaru. Ciężko stwierdzić, czego konkretnie poszukiwała tutaj Zoe. Nie, czego poszukiwał tamten naukowiec. Oczywiście, miejsce to było wszech miar wyjątkowe, cud w każdym calu, brama światów, Stargate Galactica – ale musiało być tu coś jeszcze. O co mogło mu chodzić? Mają na razie dużo czasu, nic nie przeszkodzi im w dogłębnym rozglądnięciu się po Sali…

Anonymous - 23 Maj 2016, 23:24

Otworzył oczy. Znał to miejsce. Czy to Karminowe Wrota? Tak. Udało mu się. Czuł się dumny. Pierwszy raz od dawna udało mu się pojawić tam, gdzie chciał. Porozglądał się po pomieszczeniu, jednak dziewczyn jeszcze nie widział. Ciekawe, gdzie są. Jeszcze nie przeszły? A może wylądowały gdzieś indziej. Nie, skoro Elliotowi się udało, to im też się uda. Na pewno lada chwila się pojawią. W tym czasie Lunatyk porozglądał się po pomieszczeniu. Było ono pierwszą częścią rysunku. Czy tu już można było coś znaleźć? Ale co? Jakaś kartka w jednej z pęknięć? Jakiś specyficzny człowiek? Bo co by innego miało być? Tu przecież nic nie ma. A może ma dopiero być?
Kolekcjoner ujrzał kątem oka jakiś snob światła na środku pomieszczenia. Spojrzał w tamtą stronę. Była to kobieta z kotem na rękach. "Czyli im się udało. Całe szczęście." Pomyślał, po czym podszedł do nich.

Zoe - 24 Maj 2016, 09:18

Wypadły z jednego z luster na szachownicową posadzkę. Czerwono. Zoe sama nie była już pewna, czy to kolor Szkarłatnej Otchłani czy to jej zdolność widzenia została ograniczona przez jakąś karminową mgiełkę. Nie czuła się najlepiej. Właściwie, to czuła się źle. Ostatnio używała teleportacji aż za dość, a teraz dodatkowo ciągnęła ze sobą Violet. Nawet, jeśli była w kociej postaci to wciąż stanowiło to spore obciążenie dla Zoe i lunatyczka czuła teraz pewne skutki uboczne.
Ostrożnie przykucnęła i wypuściła czarną kotkę z objęć. Potem została w tej pozycji, a właściwie oparła się jeszcze nogami o ziemię. I zaczęła lekko się kiwać, w przód i w tył.
- Hej ponownie, Ell. Wszystko dobrze. Tak. - odpowiedziała, chociaż nikt nie zadał pytania. - Nie, zaraz przejdzie. Mhm. Jak Fiołeczku, podobało ci się? - zachichotała cichutko. Dla niej samej teleportacja przypominała przeciskanie się przez coś w rodzaju ciasnej tuby, albo jakby nagle jej cała skóra zrobiła się odrobinę za mała w stosunku do całego ciała. A potem puf! Nagły rozbłysk pod powiekami i już się jest na miejscu. Albo i nie, nie zawsze da się trafić dobrze. Cała wycieczka trwała ułamek sekundy, ale to wystarczająco by zapaść w pamięć.
Dziewczyna siedziała sobie tak jeszcze chwilę, walcząc z zwrotami głowy i nawracającymi mdłościami. Patrzyła pusto w przestrzeń a jej myśli błądziły gdzieś bliżej i dalej. Dom. No tak, urodziła się i kilkanaście lat mieszkała w Otchłani. Ciekawe, czy jej dom rodzinny stał jeszcze w tym samym miejscu. A raczej, czy zgliszcza leżały w tym samym miejscu.
Głęboko odetchnęła. Raz. I dwa. Już było lepiej, trochę lepiej. Pewnie będzie nieco roztrzęsiona jeszcze jakiś czas, ale może już wstać. Zoe podniosła się z podłogi i podała Violet jej rzeczy. Potem rozglądnęła się dookoła.
- Szczerze powiedziawszy... To nie wiem czego szukamy. - zwróciła się do pozostałej dwójki, z lekkim zakłopotaniem w głosie. Czuła się trochę odpowiedzialna za całą przygodę, w końcu właśnie wciągała ich w coś nie-wiadomo-jak-niebezpiecznego, a na dodatek nie miała pojęcia gdzie może zaczynać się jakiś trop. - Ale nie zaszkodzi się rozglądnąć! - dodała, już pewniej. - Po prostu nie rozdzielajmy się zbytnio i chodźmy popatrzeć czy nie leży tu coś ciekawego. - uśmiechnęła się. Może to nie był najlepszy plan, ale jakiś zawsze był.
Ruszyła w głąb budowli, minęła jedno i drugie zwierciadło i przystanęła. Postukała obcasem w posadzkę. Obstukała fragment ściany. Zadarła głowę do góry i przyjrzała się sufitowi. Hm. Wyciągnęła z kieszeni karteczkę która ich tu przywiodła i po raz kolejny zlustrowała z obu stron. Może coś jednak przeoczyła?

Anonymous - 24 Maj 2016, 22:19

Wypadły z lustra wprost na podłogę przypominającą szachownicę. Violet była zbyt zszokowana tymi podróżami magicznymi by podziwiać miejsce, w którym się znalazła. Wręcz wytoczyła się z rąk Zoe i przez chwilę leżała na ziemi w bezruchu. Nawet nie kontrolując tego, wróciła do swej człowieczej formy. Jakby tego nie zauważając, stanęła na czworaka, otrzepała się i przeciągnęła jak kot.
- Nigdy. Więcej. Żadnych. Teleportacji.- Czuła się jakby cały dzień spędziła na jakiejś karuzeli.
Gdy poczuła się lepiej zaczęła ogarniać otoczenie wzrokiem. Pierwszy raz w życiu odwiedziła Karminową Świątynię. Była zachwycona wszechobecną czerwienią, choć chłód przeszywający jej ciało był iście nieprzyjemny i przerażający. Zdziwiła się nieco czemu jej towarzyszy zbytnio to nie ruszyło, po czym szybko doszła do wniosku, że w końcu są Lunatykami, a większość takich zamieszkuje Szkarłatną Otchłań.
- Szczerze powiedziawszy... To nie wiem czego szukamy.
Najważniejsze, że nie musieli spędzić kolejnego nudnego dnia w Mieście Lalek. Kotka po prostu zaczęła badać wzrokiem całą świątynię. Jej uwagę przykuły odłamki luster, nie tak wielkie jak bramy, lecz w większości z nich mógłby zmieścić się rosły mężczyzna. Zaciekawiło ją czy dało się jakoś naznaczyć taki kawałek, maznąć powierzchnię farbą czy czymś innym.
- Ej, Lunatyki, nie wiem na ile to pomoże, ale może jakiś odłamek lustra jest... Zaznaczony? - rzuciła swoim spotrzeżeniem dziewczyna.
Zaczęła jeszcze intensywniej lustrować odłamki. Szukała choćby i znaków obok takowego przejścia. Może jeśli Zoe i Elliot uznają jej pomysł za dobry, sami przystąpią do szukania jakiegoś znaku i ostatecznie uda im się coś znaleźć.

Charles - 26 Maj 2016, 12:50

Zaczęły się poszukiwania, ale ciężko jest szukać czegoś bez konkretnych wytycznych, co to jest, jak to coś wygląda, po co to jest. Choć uwaga Violet była po części logiczna, a po części bezsensowna (no, bo jak tu zaznaczyć farbą coś, co jest przenikalne i niematerialne jak powietrze?), to zawsze można było oznaczyć je w jakiś inny sposób. Dostrzegł to Elliot; na odłupanej cegle, leżącej przy jednym z Luster, tym prowadzącym do świata Ludzi, ktoś zaznaczył dwie kreski, oraz kilka numerków: 3,14 oraz 2,5. Te numery pojawiły się również w obliczeniach na kartce znalezionej przez Zoe, ale nie dowie się tego, jeśli się nie zapyta, a tego robić przecież nie musi. Radziłbym raczej pośpieszyć się z decyzją, gdyż na chwilę od ścian świątyni odbije się donośne:
- Mamy ich!
Nagle, ze wszystkich stron otoczyli ich żołnierze Arcyksięcia w pełnej gotowości bojowej, wszyscy w bordowych mundurach z emblematem białej i czerwonej róży. Ciężko było stwierdzić, jakim sposobem pojawili się tutaj tak nagle, być może nowe zaopatrzenie zawierało bolerko-niewidko? A może przeteleportowali się tu jakimś czarem? Jak na razie nikt nie zastąpił im drogi do Zwierciadeł, więc istniała jeszcze mała szansa na ucieczkę. Z tłumu żołnierzy wystąpił starszawy Dachowiec, o bujnych, śnieżnobiałych bokobrodach i niebieskich oczach, oraz ogólnej aparycji kota perskiego, wliczając w to masywną, kwadratową sylwetkę (relikt czasów młodzieńczych) oraz okrągłe brzuszysko (monument współczesności). Patrząc po lampasach na mundurze oraz kilku medalach na sercu, musiał być kimś wysokim rangą. Na ich widok skrzywił się, jakby właśnie ludek zrobiony z psich odchodów wsadził mu cytrynę do ust:
- A żeby ich wzięło, psiamać, nie mają się kiedy bawić, teraz wszędzie piraci szaleją a oni zgrywają jakieś błazenady i łapaj takiego - niewyraźnie mruknął pod nosem, po czym odezwał się głośno:
- Stać w imieniu Arcyksięcia! Jesteście zatrzymani pod zarzutem morderstwa i członkostwa w nielegalnej organizacji wywrotowej! Cokolwiek teraz powiecie, może zostać użyte przeciw wam!

Anonymous - 26 Maj 2016, 14:04

Poczynił to, co powiedziała Zoe. Rozglądanie się. Pomimo tego, że nie było tu dosłownie nic, co można by znaleźć, nadal lepsze to niż siedzenie i czekanie na cud. Podchodził do ścian, jednak wszystko, co widział, to ładny, czerwony kamień przed nim. A pod nim szachownica. Spojrzał na nią. Nic nie widział, każdy kolor był na swoim miejscu, każda płytka była równa. Na tym poziomie raczej nie znajdzie nic ciekawego. A może same wrota? Spojrzał na nie, wpatrywał się w bijącą czerwień, która go niemalże hipnotyzowała. Trochę mu się zaczęło kręcić w głowie, więc przeniósł wzrok na ramę lustra. Okrążył je wzrokiem szukając jakiejś asymetrii, jakiegoś niepasującego elementu. Nic nie znalazł. "Cholera. To jest trudniejsze, niż się wydaje. Wszystko jest takie... idealne" Á propos idealności. Jednak się mylił. Przy lustrze dostrzegł rozłupany kawałem cegły. Kucnął, delikatnie wziął do dwóch palców bojąc się o wytrzymałość materiału i zaczął oglądać przedmiot z każdej ze stron. Zauważył dwie kreski oraz liczby, 3,14 i 2,5. Tylko co to znaczyło? "3,14? Pi? a te dwa i pół to promień? Może średnica? To miałoby sens, bo na oko odłamki mogą mieć ze dwa i pół metra. Tyle, że wysokości. Przecież nie są to koła. Albo ktoś nie umie matematyki, albo źle myślę...". Wstał, chciał powiedzieć o znalezisku dziewczynom. Tylko jak im wyjaśni, co to jest pi? Nie miał czasu na matematykę. Pomyślał, że spróbuje rozwiązać tą zagadkę sam.
- Hej, Zoe... Mogłabyś, dać mi na chwilę tą karteczkę co znalazłaś przy... - Starał się dokładnie dobierać słowa bojąc się, że niewłaściwa osoba mogłaby go usłyszeć. - Tym gościu?
Lunatyczka znalazła karteczkę po czym wręczyła go Elliotowi. Chciał się przypatrzyć, jednak usłyszał jakiś głos. Mimowolnie schował ją do tylnej kieszeni spodni i spojrzał tam, skąd doszedł głos. Okazało się, że wpadli w pułapkę. Byli otoczeni z każdej strony. No, prawie. Nikt nie zastawił lustra. Choć ucieczka nie wyglądała jak dobry pomysł. Szczególnie patrząc na ilość, posturę i pozycję w społeczeństwie tych ludzi. Lunatyk spojrzał na emblematy. Wiedział, z kim zadziera. Nigdy nie myślał, że spotkają go oni, a przynajmniej nie tak niespodziewanie. Wystąpił jakiś szeregowy, czy inny zasłużony. Mruknął coś pod nosem, jednak Kolekcjoner nie zrozumiał ani słowa; wszystko zlało się w mamrot. Po chwili jednak nabrał powietrza i powiedział:
- Jesteście zatrzymani pod zarzutem morderstwa - "Morderstwa? Kogo? Nie wiem czegoś o dziewczynach, czy..." - i członkostwa w nielegalnej organizacji wywrotowej! - "Co? Chodzi im o... tego lunatyka? Przecież to lalka go zabiła. Jesteśmy niewinni! To pomyłka!
Elliot chciał na spokojnie wyjaśnić sprawę, jednak wzrok tych wszystkich ludzi sprawił, że czuł na sobie ciężar, który z pewnością by go zmiażdżył, gdyby był prawdziwy. Nie mógł się odezwać. Stał tylko z wielkimi oczyma spoglądając ukradkiem na dziewczyny.

Mirana - 26 Maj 2016, 14:58

Bogate w koloryt, skały były ustawione jedna na drugiej, spojone ze sobą w regularny humanoidalny kształt. Metaliczny połysk odważnej czerwieni, niczym z marsjańskiej powierzchni wzięty hematyt, znaczył wzdłużne i proste wgłębienia na tle pastelowych kolorów. Zauważalnie widoczne kończyny, zarówno dolne jak i górne, były co raz oplecione po długości pnączem roślinnym, ujętym w skamieniałą formę. Masywność ta, bez wątpienia kilkutonowa, nie przytłacza po szerokości tych segmentów, a raczej sprawia wrażenie posiadania się w delikatnej zbroi, niby to elfickiej. Oto ta istota, w tej szkarłatnej poświacie otchłani tegoż świata, sprawia wrażenie elementu doskonale tu pasującego, istniejącego od zawsze i na zawsze.
Korpus to brzozowy pień, posiadający wiele gałęzi i również jest obecny w skamieniałej formie, a w jego sąsiedztwie, po prawicy oraz lewicy, towarzyszą mu skały. Te z kolei kształtują wcięcie talii i delikatnie zaokrąglają się w kontur bioder oraz piersi. Głowa zaś ukryta jest we wspaniałości naramienników, nieruchomo będąc ulokowaną w tym, honorowym jak zdaje się, miejscu.
Oto skalny robot o delikatnej posturze, zbudowany z wykwintnych kamieni, liczący jedenaście stóp wysokości i posiadający akcenty roślinne. Swoją wspaniałością wydostał się z ogromnej tafli bramy, tej prowadzącej z i do Krainy Luster.
Po wyjściu, ustawił się tuż obok, nieruchomo obserwując zgromadzenie ludowe.
To jest Mirana, Strażniczka Gaju, choć w tym wypadku bardziej Strażniczka Światów. Nie tego się w tym miejscu spodziewała, ale po to właściwie ją tutaj przysłano.
Nieruchomo, jak posąg, wnikliwie jak strażnik. Stoi i obserwuje, a wzrokiem wpatruje się poprzez niemal nieruchome źrenice - dwa oczodoły w jasnej skale o ostrych rysach, pozwalających kojarzyć ją z ludzką twarzą.
To posąg, on tutaj stał od zawsze, prawda? Tylko wydaje się wam, jeśli słyszeliście jego wtargnięcie. O, przecież wasze głośne krzyki jej wkroczenie zagłuszyły! Nie widzieliście też jak przychodzi, tak byliście zajęci pojmaniem tej trójki istot magicznych tudzież obserwacją jak otaczają was żołnierze białej i czerwonej róży.
A jeśli było inaczej, niech to już Mistrz Gry zawczasu powie. Nie zmienia to jednak faktu, że powyższe oddaje w pełni tok rozumowania Mirany, uparcie przekonanej, że przyszła tak całkiem w porę, a jej zjawienie nie musi być spostrzeżonym.

Zoe - 26 Maj 2016, 16:07

Zoe oczywiście dała karteczkę Elliotowi, czemu by nie, chociaż następnym razem wolałaby, żeby poczekał odrobinkę dłużej na jej reakcję. To jednak teraz nie zaprzątało jej głowy, gdyż właśnie inne problemy zaczęły sypać się trójce na głowie. A konkretniej – uzbrojone problemy w liczbie… kilkunastu? A może nawet więcej żołnierzy ich otoczyło.
Zoe zastygła na moment w bezruchu, zaskoczona i jednocześnie sparaliżowana strachem. Szybki bilans zostawił ją bez złudzeń – w walce nie mają szans, na ucieczkę może zdecydowałaby się gdyby była tu w pojedynkę, a przekonać żołnierzy o swojej niewinności zapewne nie będzie łatwo. Zostawało jej więc tylko granie na zwłokę.
Przesunęła się odrobinę, bez żadnych gwałtownych ruchów, tak aby mieć Violet i Elliota za plecami. Wcale jej się nie widziało występować jako przedstawiciel naszej trójki, zwłaszcza że na polityce czy dyplomacji nie znała się zupełnie, ale poczuwała się w obowiązku chronić nowych przyjaciół. Przebiegła wzrokiem po żołnierzach. Chronić... dobre sobie, Zoey.
- Hola, panie dachowcu! Od kiedy to zwykli podróżni są zatrzymywani jak byle przestępcy? – podparła się pod boczki i starła brzmieć jak najbardziej pewnie. Efekt psuły pewnie jej drżące kolana - częściowo jeszcze po wysiłku teleportacji, częściowo ze strachu. - Z czyjego rozkazu, w jakiej to sprawie? I czy na pewno jesteście tymi, za kogo się podajecie, hm? Jakieś dowody prosić można, czy może i tego prawa już nas pozbawiono? – mniejsza z ich strojami, każdy przecież może sobie coś takiego sprawić! Chyba. A poza tym, lunatyczce zależało teraz przede wszystkim na jakimś rąbku wyjaśnień. I na czasie, zupełnie jakby liczyła na coś w rodzaju ratunku znikąd.
W międzyczasie przypomniała sobie o nieszczęsnej karteczce. Pięknie. I po nas. Jak ją znajdą to już tylko prosta droga na stos, przecież to dowód jak się patrzy... Żołądek jeszcze mocniej ścisnął jej się w supeł. Rysunek i dziwny kod dałyby pewnie zaczątek szeregowi niewygodnych pytań - lepiej by było, gdyby żaden z żołnierzy nie znalazł papierka. No tak, tylko że teraz Elliot ma go w posiadaniu, Zoe nie miała więc możliwości rozwiązania tego problemu. Może mógłby ją po prostu ukradkiem, nie wiem, zjeść? Na szczęście treść kodu lunatyczka zdążyła zapamiętać. A może na nieszczęście? To się okaże.
Chociaż wcześniej patrzyła prosto w oczy kotowatemu (a przynajmniej starała się), to teraz jej wzrok zaczął błądzić po całej sali. Zupełnie jakby szukała jakiejś okazji, może jednak drogi ucieczki... Ale nic, żadna bezpieczna ścieżka nie pojawiła się magicznie. Chociaż, zaraz… Ten posąg wcześniej też tam był?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group