To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Obrzeża Miasta - Stary Kościół

Anonymous - 26 Listopad 2010, 17:24
Temat postu: Stary Kościół
    Niewielki kościół na obrzeżach miasta. Czasy jego świetności przeminęły dawno temu - ściany są popękane, witraże powybijane, a drzwi podrapane i zniszczone. Wnętrze prezentuje się niewiele lepiej. To co zostało z umeblowania jest zniszczone i poprzewracane. Nie wspominając już o kilkucentymetrowej warstwie kurzu. Jedynie ołtarz jest w dobrym stanie.
    Przez wybite witraże do wnętrza wpadają smugi światła, wyglądające na tle całości wręcz upiornie.

Anonymous - 4 Grudzień 2010, 23:12

Jared przechadzał się swobodnie po mieście, w całkiem niezłym jak na siebie nastroju. Zazwyczaj włóczył się przygnębiony, z wiecznym poczuciem niedosytu wrażeń. Dzisiaj jednak los uśmiechnął się do niego serwując na posrebrzanej tacy głowę tego nieszczęsnego książątka, które jak się okazało, postanowiło zrezygnować z życia w pustych, zamkowych salach i uciec do rzeczywistości. Szkoda tylko, że rzeczywistość da mu raczej wielkiego kopa w dupę, zamiast powitać z otwartymi ramionami. Na to z resztą panicz w cichości ducha liczył. Bądź co bądź, czy może być coś bardziej rozkosznego od znęcania się nad czyjąś dumą? Jemu nic nie dawało podobnej satysfakcji, bo wszystko inne znudziło mu się doszczętnie. Nawet kobiety przestały go jakoś pociągać... Musiały być naprawdę atrakcyjne i interesujące, by w ogóle przykuć do siebie jego uwagę. Mijając ruiny starego kościoła przystanął. Zastanawiał się, czy istniała jakaś szansa, że zachowały się organy? Dawno na takowych nie grał, a instrument ów znakomicie oddawał jego nastrój. Zazwyczaj. Przeszedł przez poodginaną przez pięści czasu i nadgryzioną rdzą bramę. Rozchylił ostrożnie spróchniałe drzwi, aż stare pokryte rudą rdzą zawiasy jęknęły wyrażając wysiłek. Przypominały trochę starca, który trawiony reumatyzmem zmuszony był do dźwigania wora ziemniaków z pola. Sam panicz, rzecz jasna, nie znał podobnego uczucia. Znalazł się jednak w środku. Prawa ściana i balkon zawaliły się całkowicie, wpuszczając do ciemnej sali smugi księżycowej poświaty. Wkoło unosiła się wyraźnie wyczuwalna wilgoć i zapach zgnilizny, które z każdą mijającą sekundą rozwiewały nadzieje Jareda na zlokalizowanie funkcjonującego instrumentu. Wojna, była niezwykle irytującym zjawiskiem. Daevenes skrzywił się i rozejrzał. Przeżarte wilgocią deski na suficie pokryły się mchem i pleśnią, sprawiając, że zaufanie do sklepienia spadało z każdym poczynionym krokiem, bowiem cały czas mężczyzna zadzierał głowę do góry, badając otoczenie uważnym wzrokiem. Tupot szczurzych łapek nie wywołał u niego specjalnego odruchu obrzydzenia, bowiem, gdy swego czasu przechadzał się po przeróżnych, podejrzanych szynkach i knajpach, szczury wielkości kotów, były często spotykanym obrazkiem. Bowiem potem jego spojrzenie przykuły szukane organy. Były tu... Jednak to jest długowieczny instrument, choć mógł się założyć, że w niektórych piszczałkach zagnieździły się ptaki, po wielu latach nieużytkowania. Znalazł klawiaturę, która była w zdecydowanie gorszym stanie i nie przejmując się marną jakością dźwięku, począł wygrywać jakąś melodię. Improwizował więc była powolna, w tonacji molowej... Bardzo mroczna i przygnębiająca... Zawsze tak było, gdy improwizował bowiem wtedy też do głosu dochodziła jego dusza, a... Z tego co wiedział to nie był przyjemny dla oczu obraz.
Anonymous - 25 Grudzień 2010, 17:12

Przerażony w pewnym też stopniu głęboko poruszony. Ludzie byli dziwni, byli puści i ograniczeni. Czemu tak było? Tego nie potrafił zrozumieć.
Idąc tak pośród nich zauważył, że boją się kolorów, a może mają na nie alergie? Chyba tak, wszyscy w odcieniach szarości i czerni, tylko dzieci jako tako ubierały się kolorowe, ale nawet one po przekroczeniu pewnego wieku stawały się bezbarwne.
Szedł tam gdzie go niosły nogi, nie miał w swej podróży wyraźnego celu, chociaż! Nie, Miał cel tej podróży jej celem było znalezienie portal, który zabrał by go z powrotem do domu. Zamiast jednak portalu znalazł stary kościół.
W krainie Luster nie było budowli tego typu, były tylko zameczki szlachty albo władców owej krainy. Kościołów tam nie było. Może z powodu różnych wyznań? Albo po prostu z ich braku. Nikt nie potrzebował do życia wiary w cokolwiek. Znaczy się... każdy wierzył w to co chciał i nie próbował nikomu tej wiary narzucić. Poza tym jak banda szaleńców i dziwaków może komukolwiek narzucać swoją ideologię skoro takowej nie posiadają?
W każdym bądź razie, Zielony był zafascynowany nową nieznaną mu dotąd budowlą. Postanowił ją zwiedzić, pomimo jej okropnego stanu.
Kiedy wszedł mało nie przewrócił się o rozwaloną ławkę. Od razu swe kroki skierował w kierunku ołtarzu. Tam było teoretycznie najjaśniej. Nie żeby rudy bał się ciemności, po prostu za nią nie przepadał. Był to taki podświadomy, dziki lęk. Usiadł pod ołtarzem i otoczył ramionami nogi, kładąc brodę na swoich kolanach. Siedział cicho, a jego oczy podobnie jak oczy kota albo innego nocnego łowcy błyszczały, pochłaniając tą minimalną ilość światła jaka wpadała do świątyni.

Anonymous - 25 Grudzień 2010, 17:31

Po spotkaniu z Tsuoki(tak to się chyba odmienia xD) Viro był nieźle wkurzony i pałał żądzą zemsty. Jeśli tylko ją spotka udowodni jej, że to co przeżywała przy pierwszym spotkaniu było zabawą. W swoich poszukiwaniach dotarł do starego kościoła. Zawsze lubił takie miejsca ponieważ były mroczne i tajemnicze. Wszedł cicho do środka i rozejrzał się po wnętrzu oceniając je w straszności. Wypadło by nieźle gdyby nie nikła ilość światła przy ołtarzu. On wolał cień ponieważ był jego sprzymierzeńcem. Wszedł od cienia i stanął przy jednej z kolumn obserwując postać przy ołtarzu. Kojarzył ją skądś ale w pierwszej chwili nie mógł zapałać skąd. Nagle go oświeciło. Był to jeden z dwójki kapeluszników którzy śmieli go ignorować. Uśmiechnął się wrednie i zarazem makabrycznie po czym ściągnął ostrożnie karabin z ramienia i wycelował w kapelusz chłopaka. A więc czas na zemstę. Uspokoił oddech i czekał spokojnie po czym wypalił w kapelusz w celu strącenia go i uszkodzenia zarazem.
Anonymous - 25 Grudzień 2010, 17:56

Zauważył jak coś przemyka w cieniu, ale nie miał pojęcia, że jest to stary znajomy z dachu bloku. Skulił się jeszcze bardziej cicho wzdychając i przymykając oczęta.
Chwilę później usłyszał huk, coś ze świstem przecięło powietrze by potem trafić w jego kapelusz i bez większych problemów powalić go na ziemię. Zielony otworzył szeroko oczy nie mając pojęcia z czym miał do czynienia. Huk go ogłuszył podobnie jak dźwięk odbijającego się od ołtarza pocisku, w końcu kapelusz przeszedł na wylot, na czymś się zatrzymać musiał. Rudzielec uchylił usta a potem je zamknął i siadając po turecku pozbierał z ziemi kapelusz. Zobaczył w nim dziurę, na wylot. Poderwał spojrzenie i zaczął nim wodzić po ruinie, natrafił na kształt. Obcy.
-Kto tu est? – zapytał a jego głos minimalnie drżał.
Jedyną dobrą rzeczą w tym całym obłędzie, był fakt, że Zielony sam jest sobie w stanie naprawić zniszczone nakrycie głowy. A i też w kapeluszu nie ma nic sypkiego co mogło by wypaść przez maleńką dziurkę, jaką pozostawił pocisk.

Anonymous - 25 Grudzień 2010, 18:08

Widząc jak pocisk przeleciał przez kapelusz oblizał usta i zaśmiał się wrednie. Ujawnić się czy nie? Postanowił go trochę potrzymać w niepewności i poznęcać się nad nim. Opuścił karabin i zawiesił go na ramieniu i zaczął się głośno śmiać. Niby śmiać ale ten śmiech był bardziej przerażający niż najgorsze koszmary. W końcu przestał i spojrzał na chłopaka.
-Nie musisz tego wiedzieć.
Przemknął w cieniu od jednego filara do drugiego, żeby troszkę zmylić chłopaka co do miejsca z którego dobiega głos.

Anonymous - 25 Grudzień 2010, 18:18

Sprawdził znów jak duże są dziury w kapeluszu i stwierdził, że nie ma potrzeby by natychmiast je łatać. Zadrżał widocznie gdy usłyszał śmiech. Wstał zaciskając mocno jedną z rąk na rondzie kapelusza. Rozejrzał się dookoła, półmrok nie ograniczał aż tak bardzo jego pola widzenia, zwłaszcza że jego oczy już się do niego przyzwyczaiły. Poza tym jakby nie patrzeć był szalony. Strach w takim pojęciu jakie zna większość ludzi nie istniał w jego słowniku. Temu też nie potrafił nazwać tego, co aktualnie czuł. Była w tym ciekawość i na pewno nutka zdezorientowania, może tez tak typowego dla ludzi rozdrażnienia.
Gdy usłyszał odpowiedź na swe pytanie, natychmiast się uspokoił. Pamięć jednak się przydaje i nie mowa tu o pamięci związanej ze wzrokiem ani też tej słuchowej. Raczej chodzi tu o pamięć, która pozwala zapamiętywać głosy i melodie. Głos ten słyszał raz w życiu, ale go pamiętał, niestety nie pamiętał do kogo on należy. I to byłoby na tyle z jego czarów.
-Amiętam cię... wój łos... rzmi najomo – powiedział na tyle głośno by ukrywający się usłyszał. Usiadł znów spokojnie pod ołtarzem i założył kapelusz na głowę. Wodził nadal uważnie wzrokiem po otoczeniu, poznając wyłaniające się z półmroku kształty i nazywając je. Jednego kształtu nie potrafił zdiagnozować, to na pewno był strzelec, który ustrzelił kapelusz.

Anonymous - 25 Grudzień 2010, 18:45

Słysząc jego słowa westchnął ponieważ chłopak zapewne wiedział kto strzelał. Dalsze ukrywanie się nie miało już sensu więc Viro wyszedł z cienia w stronę chłopaka. Zmrużył oczy i uśmiechnął się wrednie po czym zatrzymał przed chłopakiem i splunął na ziemię obok niego.
-Witaj robaku.
Tylko tyle miał mu do powiedzenia na razie. Nie chciał sobie strzępić języka dopóki chłopak nie zdenerwuje go tak jak tam na dachu. Choć wtedy bardziej zdenerwowała go tamta dziewczyna i to ona zasłużyła na jego gniew. A więc chłopak miał szczęście ponieważ może trafić na lepszy dzień Viro.

Anonymous - 25 Grudzień 2010, 18:55

Zielony spojrzał na chłopaka i wstał. W końcu nie wypadało siedzieć kiedy ktoś kto stał, cię witał. Uniósł rękę i pomachał nią. Jak małe dziecko które wita się z kimś kogo zna.
-Itaj anie trzelcu – powiedział przyjaźnie a potem chwilę się zastanowił marszcząc śmiesznie brwi i nos. Znał go, znał go. Teraz jeszcze silniejsze miał to odczucie. Znał tego człowieka. Człowiek! Lalkarz!
-Alka – mruknął do siebie i jakoś tak odruchowo przeszukał kieszenie. Nie miał jej, lalkę zabrała Sven. Zamyślił się, ale że jak zwykle kiepsko mu to szło, szybko zaprzestał. Spojrzał za to z zaciekawieniem na blondyna przechylając na bok głowę.
-Cemu ty robiłeś uku ojemu apeluszowi? – Zapytał przechylając głowę na drugi bok. Oparł się o ołtarz dla wygody. Przypomniał sobie nagle jak się do niego zwracał Viro.
-Nie estem „obak” estem Zielony Kapelusznik – powiedział. Akurat swoje imię potrafił wymówić bez błędu. Chociaż tyle dobrego, jak mawiała jego matka.

Anonymous - 25 Grudzień 2010, 19:06

Widząc jak macha do niego pokiwał głową z politowaniem i westchnął. Ten chłopak był jakiś dziwny a na dodatek jego imię również było dziwne. Widząc, że nie ma jego lalki przy sobie zdenerwował się. Nie dość, że zabrał mu jego własność to jeszcze ją zgubił albo komuś dał. A przygotowanie specjalnej lalki voodoo nie było łatwe. Jeszcze tego pożałuje ale narazie musi się nad nim poznęcać chociaż trochę no i bez tego nie miał by dnia. Usiadł na ziemi i oparł ręce za plecami po czym odezwał się.
-Zrobiłem to bo chciałem. A dla mnie będziesz robakiem i tak cię będę nazywał.

Anonymous - 25 Grudzień 2010, 19:12

Spojrzał jak blondyn siada i znów przechylił głowę. Zachowywał się tak jakby pierwszy raz widział człowieka. Również usiadł obejmując ramionami nogi i wpatrując się różnokolorowymi oczyma w chłopaka.
Musiał być dziwny, taka była jego rola jako kapelusznik. Ci akurat nigdy za specjalnie normalnych nie uchodzili, a najfajniejsze było to że każdy był dziwny w inną stronę. Jedni dziwnie się zachowywali, inni mówili dziwacznie a znów jeszcze inni ogólnie rznęli głupa. Zielony zmarszczył brwi słysząc dość... niezadowalającą odpowiedź. Nadął delikatnie rumiane policzki a potem usiadł na piętach.
-Cemu? Bo estem ielony? – Zapytał przechylając główkę znów w bok i odrobinę zmniejszając między nimi odległość. Zaraz też zamrugał oczyma, przypominając sobie o pewnym fakcie.
-Jak ty asz na mię? – Zapytał znów. Zadawać pytania mógł cały dzień, najczęściej jednak tego nie robił, bo nie miał kogo pytać.

Anonymous - 25 Grudzień 2010, 19:59

Viro spokojnie obserwował chłopaka zastanawiając się nad jakimś sposobem tortur. Lecz słysząc jego pytanie zastanawiał się czy to nie on jest torturowany, ponieważ jego pytania były tak debilne, że doprowadzały go do załamania. Musiał się jednak uspokoić i wziąć w garść. Kiedy usłyszał jedyne sensowne pytanie był już tak wkurzony, że obojętne mu było czy poda swoje imię czy nie.
-Viro.
Burknął raczej niż odpowiedział i wlepił wzrok pełen obrzydzenia i wściekłości w chłopaka. Lepiej, żeby jego kolejne pytania były przemyślane i sensowne inaczej nie ręczy za siebie.

Anonymous - 25 Grudzień 2010, 20:09

Niestety w przypadku Zielonego nie ma co liczyć na normalne pytania. Przynajmniej nie kiedy był w trybie „małe dziecko”. Wtedy odradza się liczyć na cokolwiek związanego z logikom. Zresztą był kapelusznikiem więc należałoby się spodziewać, że każde następne pytanie będzie mniej normalne niż poprzednie.
-Vi-viro? – Zapytał dla pewności starając się wymówić całe imię i nie zjeść pierwszej litery. Dziś nie był specjalnie głodny więc udało mu się dokonać tego cudu.
Po chwili usiadł po turecku i z żółtej torby uwiązanej u bioder wyciągnął igłę, nitkę i kawałek zielonej szmatki w tym samym odcieniu co kapelusz. Nakrycie głowy ściągnął i zajął się jego cerowaniem, od czasu do czasu podnosząc na swego towarzysza rozmowy wzrok.
-Ty esteś cłowiekiem? Cy ochodzisz z rainy Luster? – Zapytał spokojnie nie przerywając wykonywanej czynności. Tylko na chwilę ją przerwał by odrzucić na plecy przydługie pasmo rudych włosów.

Anonymous - 26 Grudzień 2010, 12:09

Słysząc jak wymówił jego imię pokiwał głową na znak, że dobrze je wymówił. Słychać było, że ma niemały problem z mową przez co rozmowa będzie trudniejsza ponieważ musi zgadywać o co mu chodzi. Jakoś nie miał siły na bycie bardzo wrednym ponieważ ten chłopak był zbyt walnięty, żeby coś zrobiło na nim wrażenie. Obserwował go jak zszywa kapelusz i po chwili podniósł na niego wzrok.
-Nie jestem żadnym nędznym człowiekiem. Jestem Cieniem. I tak jestem z krainy luster.
Westchnął cicho i zaczął się rozglądać dookoła jakby czegoś szukał. W końcu utkwił wzrok w ołtarzu lecz po chwili oderwał go i wpatrzył się gdzieś w cień.

Anonymous - 26 Grudzień 2010, 12:24

Przerwał na chwilę szycie i spojrzał na chłopaka, mrużąc oczęta jak kot. Potem uśmiechnął się szeroko, jak na wariata przystało.
-Nie cłowiek, ień... ajnie. Po co ci ten atyk co obi yle fuku? – Zapytał i wrócił do zszywania kapelusza. Kiedy skończył założył go znów na głowę, a przybory których używał schował do żółtej torby. Zielony zauważył, albo raczej zaczął sądzić że Cieniowi się nudzi. Ile w tym było prawdy ciężko stwierdzić.
-Cemu esteś taki iemiły? – Zapytał znów. Jak już wcześniej zostało wspomniane, lubił zadawać pytania. Zazwyczaj jednak tego nie robił, bo nie miał kogo pytać. Przyglądał się nadal bardzo uważnie towarzyszowi rozmowy, by potem niepewnie dotknąć jego policzka, a potem wpleść palce w jego włosy.
-Złoto – powiedział i uśmiechnął się znów po swojemu. Po kilku sekundach cofnął swoją dłoń.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group