To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Opisy Dodatkowe - The Clarity of Lightning

Vega - 30 Kwiecień 2015, 14:46
Temat postu: The Clarity of Lightning



Vega - 21 Maj 2015, 11:42



Pani Apryline Moss, pójdzie Pani z nami
~ Vega dołącza do MORII



- Czy wiedziałaś kiedyś o czymś, czego jestestwo nie powinno być ci znane, a tajemnica tej rzeczy pozostać zatajoną?
- Wiedziałam. Wiem nadal: to dzień, w którym dowiedziałam się, że jestem martwa.



Papierowa siatka produktów spożywczych, przeznaczona do pustej od wczoraj lodówki; damska torebka, poniewierająca się po ramieniu w rytmie szarpanych kroków; neseser z dokumentami pacjentów. Na laptop zabrakło miejsca – został w gabinecie. Druga siatka zakupów także nie była mi dozwolona – kupiłam tylko to, co potrzebne jest na dziś i jutro. Mówię dziś: jest już po północy. Powinnam wrócić dwie godziny temu; powinnam już odsypiać zeszły tydzień.
A jeszcze poprzedni także nie był wystarczająco przespany. Zaległości, zaległości – ale ja i tak mam większe.
I na przekór moim siłom, ten deszcz mnie do chodnika ciężarem przygniata. Deszcz, który jakby padał tylko dlatego, że zmierzam doskonale znanymi mi skrótami, a te mają na swojej trasie uliczkę przyrzeczną, lubianą być nachodzoną przez wylew zabetonowanej rzeki. Ruszyłam – na zawracanie nie ma czasu, się nie kalkuluje. Efekt? Wody do połowy łydek, czyli standard.
Mijałam kolejne krzyżówki, przeczesywałam ciemne uliczki. To dzień, w którym ucisk lufy pistoletu stał się przekleństwem. I jedynym, co było mnie w stanie powstrzymać od uczynienia głupstwa. A ten nędzny Plum raczył mi mówić, że ja jestem przewrażliwiona. Tak, kurwa, od dzisiaj stwierdzam, że będę przewrażliwiona do końca życia.
- Pani wypaczy, środki ostrożności… radzę się nie rzucać.
Radził, niewidoczny skurczybyk, ale zanim się wypowiedział, ja już zapewniłam próbującego trzymać mnie z boku mężczyznę o siniakach i bolącym brzuchu, błagalnie zachęcającym właściciela do zgięcia się w pół.
- Jesteśmy z organizacji rządowej. Pójdzie Pani z nami. – kontynuował, wychodząc z mroku do naświetlającego mnie światła latarni miejskiej.
Garnitury, płaszcze z kapturami chroniące od deszczu i parasole, gdzie jeden, ironicznie, słaniał mnie, przemokniętą. Poprowadzono mnie do czarnego mercedesa, zwiastującego jakąś mafię. Trójka osób. Kierowca, który debeściarsko groził mi pistoletem, chłopak od pojmania, który starał się nie mieć obaw o moją dalszą agresję i ten, który o wszystkim chciałby powiedzieć, ale zabawiał się słowem – usiadł na siedzeniu przede mną, ładując pod siebie wszystko, co mi podczas spacerku odebrał. Nie, nie wyrwał – pozwoliłam sobie na zabranie tych rzeczy. Bałam się, więc postępowałam tak, jak mi grali. Jeśli miałabym opisać ich twarze, nie potrafiłabym znaleźć cech, które by ich wystarczająco – stanowczo? - wyróżniały. Ale pamiętam na tyle, że nie zapomnę, z kim tej nocy rozmawiałam, kto groził mi bronią i kto oberwał ode mnie dość boleśnie.
- Vega Jardine, 28 lat, bioarcheolog, kardiolog, matka adopcyjna. Jesteś z rodowodem arystokratycznym, radzisz sobie w życiu właściwie niemal sama… I jeszcze można by trochę opisywać… – odezwał się siedzący przede mną mężczyzna. Nie czytał z kartki, a wszystko miał już przygotowane. - Wiesz, ta kradzież z Muzeum Kultury Syberyjskiej była zdecydowanie dobra robotą. Oferuje ci ona kolorowe perspektywy.
Wspomnienie o jednej z moich trochę już dawnych kradzieży było dla mnie sporym zaskoczeniem. I już się domyślałam, co powie kolejne – zamierzałam ubiec go w słowie, bo tak powoli artykułował swoje kwestie, że dotąd właściwie nie wiem, czemu tam nie zasnęłam. Chyba tylko dlatego, że dalszy rozwój wydarzeń napawał mnie ciekawością.
- Co proponujecie za milczenie w przytoczonej sprawie?
Ucieszył się, jak domniemywać kazał jego uśmiech, z bystrej kobitki, myślącej nie o strachu, a o interesie.
- Nie tak prędko, Gwiazdko. – Próbował oddalać mnie od zadawania pytań - ode mnie oczekiwał tylko odpowiedzi. - Najpierw sprawdzimy, ile warta jest dla Ciebie rodzi-
- Tknij ich, a moje kciuki ugrzęzną ci w oczodołach. – Burknęłam rozdrażniona, wchodząc mu w pół słowa.
- Wystarczy wsadzić ci palec w udo aby odnowić niemal zasklepioną ranę, by efekt uzyskać podobny, więc w trosce o twoje bezpieczeństwo, chęci do odwiertów palcowych w tkance żyjącej pozostawmy bezpańskie.
Chwycił mnie za postrzeloną te kilka tygodni temu nogę, palcem wskazującym oznaczając dokładnie to miejsce, w którym kula wydrążyła tunel. Dżinsowe spodnie nie pozwalały mu na wiele przyjemności w dotyku, a mnie to i tak wystarczyło do poczucia się zagrożoną. Szybka myśl: musiał widzieć moje akta i znajdujące się tam zdjęcia. Po moim milczeniu uznał, że najpewniej nie chcę mieć dalszych komplikacji.
- Ultimatum jest banalne. Zmieniasz pracodawcę – zarówno placówkę szpitalną jak i ekspedycje naukowe. Odtąd będziesz dla naszych ludzi pracować. I jeśli uznamy, że się nie nadajesz, kwestię kradzieży przekażemy policji. Ale gdyby ci się udało wykazać ze swoją bogatą wiedzą, możesz sobie w rok zapracować na apartament i własne lokum w biurowcu. Jak już mówiłem, kolorowe perspektywy.
W trakcie tej dłużącej się rozmowy, zajechaliśmy w nieznane mi położenie – przyciemniane szyby i pełnia nocy nie pozwalały mi odnaleźć wskazówek-kluczy w mijanym krajobrazie. Aż w końcu zatrzymaliśmy się na obrzeżach miasta w ciemnościach zdziczałego lasku, porastającego podnóże niskich gór.
Zapytał mnie, jakiego wyboru dokonuję – zgodziłam się na nową pracę. To była łatwa decyzja – wizje wykazania się, zdobycia nowego doświadczenia, poszerzania wiedzy; zawsze mą ciekawość potęgowały do niebotycznych rozmiarów. I przecież nie mogłam sobie pozwolić na osierocenie Vinniego, zaś Raccoon – on zdecydowanie by sobie nie poradził z oglądaniem mnie przez kratki dwa razy w tygodniu. Ale nie to wszystko było decydującym powodem mojej decyzji.
Wyprowadzili mnie z samochodu i udaliśmy się w towarzystwie latarek niemal zarośniętą ścieżką.
- Potrzebujecie mnie i łatwo się nie pozbędziecie. – Stwierdziłam, obserwując ich ekwipunek; ich spluwy. Oto był powód mojej zgody: oni i tak poczyniliby wszystko, aby mnie zgarnąć.
- To się jeszcze okaże, ilu lepszych bioarcheologów posiada Wielka Brytania.
- Wątpię. – prychnęłam na jego próbę odwiedzenia mnie od tej oczywistości. Nikt nie bierze naukowca w środku nocy jeśli wie, że nie będzie mu potrzebny.
- A zatem rozumiem, że się dogadaliśmy. – porwał mi dłoń i wręczył do niej identyfikator. Apryline Moss - zapisane było wielkimi literami. Fakt jego istnienia oznaczał, że albo każdy plan realizują do przodu, albo ich jedynym, poprawnym planem było przyciągnięcie mnie tutaj. Szkoda tylko, że tajność tej operacji wymusiła środki przymusowego obezwładnienia i grożenia mi bronią, ale domeną tajnych służb jest to, że mogą sobie bezkarnie ranić siłą porywane jednostki i oczekiwać przeprosin za te środki „bezpieczeństwa”.
Żaden naukowiec nie pracuje przymusowo. A jeśli to czyni, jest głupcem i marionetką, a nie odkrywcą wiedzy, czyli naukowcem nie jest. Wiem to doskonale i oni także zdają sobie z tego sprawę – w przeciwnym razie nie w tak łaskawy sposób kupowaliby moją zgodę i liczyli na moją poufność. Choć na wypadek zawiedzenia się na mnie, z pewnością niejeden plan posiadają – to zjawisko naturalne: czym bardziej chce się ptaszka zadomowić, tym lepsze warunki się mu oferuje. A dobry hodowca potrafi to uczynić bez klatki na swoje skowronki.


Wprowadzono mnie do wejścia ukrytego w skałach. Stało się dla mnie jasne, że zgodziłam się na posługę w MORII, nic o tej organizacji nie wiedząc. Prawie nic – ale to z kolei nie ich wiedza. A oni z pewnością znają wiele faktów o mnie – wybrańców wszak trzeba wybrać drogą konsekwentnej eliminacji, a nie przeglądania tylko ich kłamliwego, subiektywnego CV.
Winda zjechała na dół.
- Zmierzamy teraz do bloku laboratoriów i gabinetów. Otrzymasz swoje stanowisko pracy i będziesz składać codziennie raporty przewodniczącemu wam, naukowcom. Główna Zarządczyni spodziewa się postępów do końca tygodnia. Wrócisz do domu jeszcze przed świtem. I choć nie będziemy monitorować twojego życia osobistego, wiedz, że znajdziemy cię prędzej niż uznasz, że uciekłaś od nas.
Super, a mamy środek wtorkowej nocy. Przedstawiono mi jeszcze dokładne informacje o warunkach pracy, sporządziłam grafik wedle którego mogłabym tu pracować i dokładniej rozmówiłam się z przewodniczącym naukowcem o wiedzy, jaką posiadam. W końcu oficjalnie powiedziano mi, że zostałam wcielona w szeregi tajnej organizacji rządowej, zajmującej się zwalczaniem obcych form życia i badaniem ich rozwoju w celu dokładnego poznania wroga. Od tej pory moja wiara w istnienie magii wzrosła, choć nie tak bardzo jak obawa przed tym, że zostanę przez magię nieświadomie… zmodyfikowana.
Wynegocjowałam bezwarunkowe umorzenie moich kradzieży po roku udanej służby organizacji. Nazwali to posługą dla ojczyzny - zabawne. Tymczasem jednak otrzymałam okres próbny – zadanie do zrealizowana.
Apryline Moss – podoba mi się ta nowa tożsamość! I niech sobie myślą, że czuję się przymuszona do tej roboty – dla mnie to nowa perspektywa.
Pfff, ależ jestem bogata w omylne przypuszczenia~

Vega - 16 Sierpień 2015, 12:06



Podczas jednego ze spacerów odnalazłam na mieście, pomiędzy jego dawnymi, zapomnianymi alejkami, szyld reklamujący sprzedaż broni japońskiej. Ten nie był wielki, a znajdował się nad małym zejściem do piwnicy budynku. Wewnątrz uderzyła mnie rozmaitość i ilość tej samurajskiej broni. Wooo! Dotąd nie interesowałam się zbytnio tą kulturą, ale od pewnego czasu czytuję o niej różne ciekawostki.
Zadziwiło mnie nie pytanie, czy pragnę coś kupić, lecz pytanie, czy rzeczywiście cosplauję Lightning.
Temat idealny do dalszej rozmowy.
Potwierdziłam, że owszem, że tym się właśnie zajmuję i już obawiałam się kolejnego pytania, kiedy sprzedawca wyciągnął spod lady, w pokrowcu, broń którą wspomniana postać posiadała w grze.
Powiedział ten miły, starszy Pan, że kilka miesięcy temu pewna dziewczyna zamówiła ją u niego, więc sprowadził z Japonii, gdzie wykonano na jego zamówienie. Dotąd jednak nie zgłosiła się po odbiór ani też nie wpłaciła nic poza zaliczką, dlatego może mi tę broń odsprzedać.
Zapomniał o tym, że dziewczyna ta przekazała mu kamień, który chciała by znalazł się wewnątrz..

Najdziwniejsze dla mnie było to, że od pierwszego chwytu broni wiedziałam, jak nią operować!
Ta broń posiada w sobie magiczny przedmiot, kamień bohaterów, zagnieżdżony w rękojeści. Walczący tą bronią potrafi bardzo dobrze nią władać na tak jakby "wyczucie". A że ostrze jest samo w sobie niestandardowych wymiarów i wyważone w szczególny sposób, przewidzenie ruchów wykonywanych przez walczącego nie należy do łatwych zadań.
Oczywiście, w odróżnieniu od oryginału, broń nie przyjmuje kształtu palnej, jednakże może zostać złożone celem zmniejszenia wymiarów.

Broń posiada kamień bohaterów.

Vega - 5 Marzec 2016, 01:38

Kryształy, kryształy - kocham Was wszystkie!


  • Pokochała tę nową siłę, wytrzymałość, a przede wszystkim nową jakość zmysłów! Sama wręcz samą siebie zapytała niegdyś: czy już nie tylko czuję się jakbym była pełna magii, ale jak magiczna istota, które to za nieprzyjazne uważam?
  • Odkąd kopie w ziemi, robactwo nie jest jej obce. Nie zdobywało ono jednak dotąd w niej zbyt dużej uwagi. Jednakże, wraz z posiadaniem tych kilku gramów magii, w ramach rozszerzenia skarbonki wiedzy, skupia się na pozyskaniu wiedzy dotyczącej drapieżnych zwierząt oraz lekkim poszerzeniu tej dotyczącej insektów, i pochłania ją garściami, a teorię przypieczętowuje praktyką w zoo.
  • Przypadkiem odkryła, że jej teoretyczna wiedza z dziedziny chemii nie jest tylko typowo książkową ani nie na marnym, jak dotąd, poziomie. Kryształ wyposażył ją w nową umiejętność: wytwarzania mikstur, w tym również trucizn, z różnych składników, zarówno naturalnych jaki pozyskiwanych drogą reakcji chemicznych.
  • Kryształ wyraziście zaznaczył w niej nową umiejętność poprzez ulepszenie jej do tego stopnia, że potrafi niemal stuprocentowo przewidzieć, jak zachowa się połączenie różnych składników oraz substancji, i co będzie efektem końcowym. Choć, co oczywiste, niestabilne reakcje posiadają równie niepewne przypuszczenia.
  • Już nie tylko czasem elementy układanki zbiegają się jej w spójną całość. I wcale nie tylko dlatego, że przybyło jej wiedzy. Kiedy to brakuje puzzli kluczowych w odgadnięciu zdarzeń jakie miały miejsce, potrafi lepiej ułożyć wiele różnych scenariuszy, w tym najczęściej ten właściwy. Tak oto ulepszyła się jej zdolność detektywistyczna.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group