To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Stary, zaniedbany, opuszczony dom

Anastasia - 26 Sierpień 2016, 21:48

Po niedługiej podróży ich oczom ukazał się ten sam, stary i niekoniecznie uwielbiany przez kotkę dom, który był miejscem jej pobytu przez wiele dziecięcych lat. Czyż to nie urocze miejsce, aby opowiedzieć o wszystkim Enkilowi?
- Nyah, to by było na tyle. – Odgarnęła nogą graty, które malowniczo zastawiały wejście, a których chyba nie było tu ostatnim razem. Nie można było jednak wykluczyć żadnej wichury czy… tej dziwnej kotki. Czy ona wciąż siedziała w jej… w pani Elizabeth domu? Uchyliła drzwi, gestem nakazując bratu podążać za sobą. Nie wyczuwała obecności innych osób, więc śmielej zagłębiła się do wnętrza. Nie pomyślała oczywiście o warunkach, jakie tu panowały, mogących (nie)stety uniemożliwić wypiek, ale… dla chcącego nic trudnego, ponoć. No a ona bardzo chciała jakiejś rozrywki, nawet tak banalnej jak otrucie biednych skrzydlatych stworzeń.
- Rozgość się, nie przeraź syfem, a ja sprawdzę co tu jest jeszcze sprawne. Twoje lokum zapewne wygląda lepiej, ale… to jedno z trzech, więc… Nyahah. – Zaśmiała się przechodząc do kuchni. Niemalże każda szafka posiadała niezmienne od lat wyposażenie, jednakże miało ono swoje lata, dla nich, nawet jeśli żywiliby się ludzkim jedzeniem, nie byłoby wskazane go spożywać. Ciasto z leśnymi owocami... Anastasia uwielbiała je, znała nawet przepis, choć sam smakołyk nigdy nie wyszedł jej jak należy. Teraz należało się postarać.
Wyciągnęła słój z białym proszkiem, prawdopodobnie mąką, ale… Co dalej? Rozsypała na zakurzonym blacie, wbiła w niego otwarte dłonie, a on uniósł się w powietrze, tworząc swoistą mączną zasłonę.
- N-Nie potrafię. – Przygryzła dolną wargę, nerwy jej puściły, lecz wciąż jeszcze trzymała jako taki fason. Odsunęła się na bok, jak gdyby robiąc miejsce na ewentualny popis zdolności kulinarnych Cienia. Wolałaby, aby przejął to zajęcie. Tak, zdecydowanie.

Enkil - 29 Sierpień 2016, 14:08

Droga minęła mi nad rozważaniem tego, co zdradziła mi siostra. Widziałem, że mówienie o tym było dla mniej trudne to też nie męczyłem jej więcej. Powiedziała mi, co miało miejsce i mimo iż nie było to dla niej łatwe to zdobyła się na ten krok, doceniałem to. Jednak ilość informacji, którą otrzymałem nie zadowalała mnie całkowicie. Wiedziałem, że na własną rękę dowiem się więcej. Teraz jednak mieliśmy się czymś zająć… Pieczenie ciasta w życiu tego nie robiłem i nie spodziewałem się, że coś takiego w życiu mnie jeszcze czeka. Wizja pozbawienia kogoś życia wydawała się znacznie prostsza i zabawniejsza, ale w końcu ta cała zabawa w piekarzy miała właśnie do tego dążyć.
Dom… kiedyś można by w ten sposób nazwać to, przed czym właśnie wstałem, teraz zdecydowanie lepszym określeniem byłoby rudera. Nie okazywałem jednak zdegustowania, a jedynie cień zmartwienia tym, w jakich warunkach może żyć moja siostra. Jednak ona sama przecież prezentowała się nienagannie, więc wizja tego, że mogłaby spędzać dni w takim miejscu jakoś mi nie pasowała. Wszystko jednak wyjaśniło się nim zdarzyłem zadać jakiekolwiek pytanie.
-Jeśli chodzi o moje lokum, jestem pewien, że znajdzie się okazja abyś je odwiedziła.
Odparłem, po czym podążyłem w ślad za siostrą. Rozglądałem się uważnie po pomieszczeniu szukając w nim czegoś wartego większej uwagi, czegoś, co mogło wiązać się z Aną. Nic szczególnego nie znalazłem to też ruszyłem za siostrą, przystając koło niej i obserwując bacznie jej poczynania. Atak na mąkę… Nie wytrzymałem i widząc zarówno ten gest jak i minę siostry… parsknąłem głośnym śmiechem. To wyglądało tak dziecinie…
-Sama mąka nie wystarczy. Przydałaby się jeszcze jakaś miska, woda i coś słodkiego może miód albo cukier?
Mimo iż nie wiedziałem co i gdzie kryje się w starych szafach to nie czułem skrępowania aby zmienić ten stan rzeczy. Szyło mi to wyjątkowo sprawnie z przyczyn oczywistych. Włamywacz musi mieć dyg do takich rzeczy. Chętnie jednak posłuchałem również wskazówek ze strony siostry.
-Na tym jednak kończy się moja wiedza… Nie pytaj mnie, więc o proporcje ani temperaturę czy czas pieczenia… I tak dziwię się sobie, że aż tyle zapamiętałem…, Co ludzka telewizja robi z umysłem, ha.
Zaśmiałem się przypominając sobie leniwe popołudnia, w których nie mając, co z sobą zrobić istotnie wpatrywałem się od niechcenia w ekran telewizora. Kilka razy trafiłem na programy kulinarne, a pilot leżał zbyt daleko..
Zerknąłem na blat, produkty i minę Anastasi. Uśmiechnąłem się zadziornie, po czym podwinąłem rękawy, na moich dłoniach pojawiły się czarne rękawiczki z materiału przypominającego lateks. Zanurzyłem palce w mące i złapałem jej szczyptę, aby sypnąć nią wprost w twarz kotki.
-No dobra to lecimy z tym… Cokolwiek z tego wyjdzie całe szczęście nie nam przyjdzie próbować.

Anastasia - 29 Sierpień 2016, 19:19

Na rękę było jej, iż nie musi się dalej martwić o przyrządzanie ciasta, ale żeby nie stać nieprzydatna jak kołek – bo nawet we własnym domu zaczęła się teraz czuć obco i skrępowana – przeszukała szuflady i półki, bo gdzieś jakaś stara, zakurzona księga z przepisami znajdować się musiała. Ze skrzywioną twarzą otwierała kolejne drzwiczki, lecz nie było to spowodowane zniesmaczeniem stanem tego domu, a wracającymi wspomnieniami oraz obawą o to, co może jeszcze znaleźć. Sekretny pokój wskazany przez upiora znów stał zamknięty, dobrze zamaskowany. Nie było po co do tego wracać. Ale tutaj… Mogło być wszystko, wszak nie naszła jej chęć na porządki.
- Książka z... – W końcu odnalazła, co pragnęła, przy okazji pomogła również wskazać potencjalne miejsca wymienionych przez Enkila rzeczy. Książki jednak mu nie podała, nie od razu. Przypadkiem przewertowała jej kartki i jedna luźna, ręcznie zapisana wypadła na podłogę. Natychmiast ją podniosła, a oczy automatycznie zaczęły krążyć po koślawo nakreślonych zdaniach pismem pani Elizabeth. Trucizna, nya?… W moim ulubionym cieście? Szelest gniecionego papieru rozniósł się po kuchni i ucichł, kiedy został schowany do Bezdennej sakwy. Nikt więcej nie musiał wiedzieć.
Ale przecież wciąż żyła… To znaczy, nie została zabita przez nią, więc?… Tamtego dnia babunia coś piekła, krzątała się w kuchni… Czyżby Anastasia została w porę wybawiona od potwora z Morii? Skąd miała to wszystko wiedzieć? Kim był ten ktoś, co jeszcze ciekawego może powiedzieć jej ta cholerna organizacja? Potrzebowała się do nich wybrać. Zdecydowanie.
- Książka z przepisami, nya. – Położyła na blacie, jakby nigdy nic, opasły tom otwarty na pierwszym lepszym przepisie, który zawierał w sobie posiadane przez nich składniki. A kiedy brat zabrał się za tworzenie z tego ciągnącej papki, zanurzyła wskazujący palec w cieście. - Coś słodkiego. Nie próbuj, nya, bo dostaniesz cukrzycy.
Zaśmiała się w głos, jak to dobrze, że została absolutnie pozbawiona własnych emocji; nie musiała się zamartwiać, ból jej nie przeszywał, ani nie miotała się niepotrzebnie w złości. Przyjęła to spokojnie, na trzeźwo zaczynając opracowywać plan działania na najbliższe dni. Nie mogła popełnić najmniejszego błędu. Bez śladów, bez świadków, bez przyłapania, bez…
Kichnęła, zauważając, że nawet nie próbowała się bronić przed atakiem Cienia.
- Nyahaha. Jesteś na moim terenie, uważaj. I nie myśl, że tylko ty w tej rodzinie potrafisz być… niegrzeczny. – Szepnęła szczerząc uroczo ząbki i starła z nosa biały proszek. Popchnęła go swoim biodrem, a ostatecznie zlepione pieczywo podziurawiła, wtykając w nie zebrane maliny. Całość teoretycznie powinna być gotowa za pół godziny, mieli więc trochę czasu, nim ruszą dalej.
- Niebawem zacznie świtać. – Zaczęła zupełnie o niczym, siadając przy stole, który obecnie pozbawiony był jednej nogi, dlatego przy lekkim nacisku się z łatwością przewracał. - Dlaczego zdecydowałeś się na Świat ludzi? Czy… Nyah. Czy sen człowieka smakuje inaczej? – Nie mogła sobie wyobrazić, jak to wszystko działa, jak Enkil się wtedy czuje, lecz sama również żywiła się dość… nietypową metodą. I dostrzegała wyraźną różnicę między ofiarami. Ludzi się łatwiej zabijało, nyaha.
- Karciana szajka trzyma straże w bramie, a doskonale wiemy, że należy się przedostać do innej krainy. I szczerze powiedziawszy, nie jest mi na rękę teraz się tłumaczyć, szczególnie, że wciąż nie otrzymałam tego, na co, nya, zasłużyłam. – Ach, no tak, kto tam by się przejmował oddaną sprawie Straszką? - Chętnie posłużyłabym się Bursztynowym kompasem, ale… Nie chciałabym zostawić ciebie. – Być może istniało jakieś obejście lub wyjście, o którym kotka nie miała pojęcia. I chociaż zapieczętowanie Schedela nie należało do łatwych, tak o spakowaniu Enkila mogła tylko pomarzyć. To jednak (niestety) za wiele.

Enkil - 31 Sierpień 2016, 16:37

Pieczenie zatrutego ciasta i to niedługo przed nastaniem świtu. Nikt nie zarzuci nam braku wyobraźni, to pewne. Odnaleziona książka przydała się i to nawet bardzo, kto wie może gdyby nie fakt, iż zabrakło nam paru składników to takie ciasto można by wysłać komuś bardziej wymagającemu niż ptactwo. Pytanie czy i opierzone kreatury się nim zadowolą. Gdy nasze kulinarne arcydzieło się piekło a ja pozbyłem się rękawiczek ubrudzonych ciastem zacząłem rozglądać się za jakimś wygodnym miejscem. Zrezygnowałem z pomysłu korzystania z mebli, gdy tylko potrącony po drodze taboret zaskrzeczał i przechylił się w bok pozostając w całości jednak pod bardzo dziwnym kątem. Ostatecznie oparłem się plecami o framugę drzwi i swoje czerwone spojrzenie wbiłem w Anastasie, która właśnie zadała mi jedno z mniej wygodnych pytań. Ona również zdecydowała się odpowiedzieć wcześniej na moje, zatem byłem jej winny szczerość.
-Uciekałem przed czymś… Albo raczej przed kimś, z kim wiązały mnie dość skomplikowane uczucia. Świat Ludzi wydawał mi się wtedy bezpieczną przystanią, ale w końcu i On przysporzył mi problemów, z którymi nie potrafiłem walczyć. Wtedy znowu próbowałem uciec jednak w inny sposób. Nie wyszło, a do mnie otarło, że nie ma już sensu uciekać, od tamtego momentu „trochę” się zmieniłem. A co do snów, nie ma dwóch takich samych każdy smakuje inaczej. Każdy ma swoją aurę.
Słowo trochę zaakceptowałem łobuzerskim uśmiechem. Wolałem jednak nie wdawać się w głębsze szczegóły tych opowieści. Zarówno zadane pytanie jak i kolejna wypowiedź siostry sprawiły, że myślami na chwilę zawędrowałem wokół Lucy. Od naszego ostatniego spotkania minęło już sporo czasu… a mnie coraz bardziej korciło, aby raz a dobrze wydrzeć ją spod „skrzydeł” Arcyksięcia. Przy okazji i jemu można by wydrzeć to i owo. Uśmiechnąłem się do siebie w duch na tę wizję. Nie mogłem jednak za bardzo dać ponieść się swym wizjom, musiałem skupić się na kierowanych ku mnie słowach.
-Też nieszczególnie mam ochotę z niej korzystać, coś ostatnio za tłoczno się wokół niej zrobiło i nie mówię tu tylko o Karcianych Strażnikach. Skoro masz przy sobie Bursztynowy Kompas to nie ma jednak problemu. Ty skorzystasz z niego a ja przeniosę się gdzie trzeba przechodząc przez Krainę Snów. Gdzieś w pobliżu tej rude… znaczy domu, ktoś uciął sobie drzemkę. Czułem to, gdy tu szliśmy, był to mocny i twardy sen więc liczę że nadal trwa.
Tak była to jedna z dogodności bycia Cieniem, otwierały się przed nami przejścia i kraina o której inni mogą tylko śnić. Przyglądałem się jak stracho-kotka wyciąga już gotowe ciasto i przygląda mu się nieco krytycznie. Istotnie nie wyglądało zbyt okazale, jednak ptakom musiało wystarczyć i tak sporo się dla nich natrudziliśmy.
-Nim jednak się rozstaniemy. Warto sprawdzić czy nasze ciasto jest tak zabójcze jak powinno. Może z okolicznych ptaków zrobimy nasze „króliki doświadczalne”? Szkoda byłby wyprawy.
Gdy tylko otrzymałem pozytywną odpowiedź na swój pomysł w ślad za siostrą udałem się na niewielką polanę. Świt to dobra pora bo w cały lesie słychać było ptasie piski, więc któryś na pewno skusi się na odrobinę „słodyczy”. Rozdzieliliśmy między siebie kawałek ciasta, po czym zaczęliśmy rozrzucać okruchy po polanie. Po tym zostało już tylko oddalić się nieco i obserwować.

Anastasia - 31 Sierpień 2016, 18:24

Skomplikowane uczucia. Chyba sama co nieco o tym wiedziała i choć nie mogła być pewna, iż mówią o tym samym, to intuicja podpowiadała jej swoje – ona straciła życie przez niego, on uciekł do Świata ludzi przez nią. To było logiczne, ba! Sama również starała się znaleźć ukojenie po drugiej stronie lustra, lecz zamiast tego… Znów znalazła tylko ból pod skrzydłami kogoś, kto z rzadkim uśmiechem na twarzy potrafił nią manipulować, jak nikt inny. Ktoś przy kim martwe serce znów pragnęło żyć, nawet jeśli rozum wołał o rozsądek, którego w tej relacji z całą pewnością brakowało. Ale! Znów Go traciła, nie widywała. Znów ją opuścił.
- Najwidoczniej, braciszku, nas oboje zgubiły, nya, uczucia. – Parsknęła pod nosem, kiedy kierując się po upieczone ciasto, zboczyła z trasy, aby spojrzeć prosto w oczy Enkila. Szybko jednak odwróciła wzrok, nie mogąc znieść niezawodnej pamięci, która choć miała wyprzeć ze wspomnień Noritoshiego, tak wciąż przywoływała jego obraz. Te oczy… Były tak samo czerwone.
Wyciągnęła wypiek na blat, zaciągnęła się z cichym mruczeniem jego zapachem. Zapowiadało się naprawdę smakowicie, któż by pomyślał, że sama mogła zostać takim uraczona i nawet by się nie spostrzegła, że zawiera w sobie trujące maliny. Cicho także powiedziała coś na podobieństwo „idealnie”, po czym spakowała ciasto do koszyka i już miała w rękach Bursztynowy kompas. Całe szczęście, że obojgu nie były na rękę spacery przez Szkarłatną bramę oraz mieli alternatywne drogi podróży. Ceset stuknął ją pyskiem w udo.
- Piękny, to nie dla ciebie. Ty dostaniesz inne pyszności, nyaha. – Zaraz z sakwy wyjęła jeden szczelny pakunek, który tak starannie wybierała będąc w Ogrodzie strachu, a bestia już trafnie wywęszyła jego zawartość.
- Racja. Wolałabym się nie zawieść.Wszystko przecież musi być idealnie, nya. Plan, który nie szedł po myśli był złym planem.
Gdy wyszli za dom, Schedel już mógł się rozkoszować swoim posiłkiem, którego zapach jeszcze nieznacznie docierał przynajmniej do jej wrażliwego nosa. Padlina, choć była już uroczo martwa, nie pachniała zbyt przyjemnie. Tym sposobem zwierz zachowywał względną ciszę, a oni mogli w ukryciu czekać na efekty własnej pracy, pamiętając o tym, aby nie rozrzucić naraz całego ciasta. Coś musiało zostać na Okręt widmo.
Nie musieli długo czekać. Skraj lasu, przy którym dom się znajdował od zawsze charakteryzował się tym, że gościł wiele gatunków skrzydlatych stworzeń. A teraz one przysiadły na polanie delektując się podarowanym im jedzeniem. Enkil mógł poczuć jak drobne palce Anastasi zaciskają się na jego przedramieniu, kiedy tylko chmara się zleciała. Tego lęku prawdopodobnie nigdy nie wyleczy.
Minęło kilkanaście minut, część ptaków odleciała, inne jeszcze zostały, ale widać było, że stawały się coraz bardziej ospałe, mniej wyczulone na bodźce, a ostatecznie ułożyły się do wiecznego snu. Bez rozlewu krwi, bez przesadnych efektów specjalnych. Zadawanie tak subtelnej śmierci bez dwóch zdań spodobało się Topielicy.
- Działa, nya. – Stwierdziła, stopą rozganiając kilka ciał na polanie, by mieć całkowitą pewność. - Możemy ruszać. Ceset! – Zawołała pupila, bez którego przecież nie mogła się przenieść, dlatego też gdy już zaspokoił swój głód, ponownie znalazł się w Bezdennej sakwie. - Spotkajmy się przy sterze, to dość charakterystyczne miejsce, nya, nie zgubimy się.
Wierzyła, że żadne z nich nie spotka problemów na swojej drodze, dlatego też kiedy już upewniła się, że osobnik pozwalający się bratu przenieść wciąż śpi, z kieszeni wyjęła kompas i wytężając swoje myśli, aby tym razem idealnie wylądować, zniknęła w szarych obłokach.
Obojga już nie było na Herbacianych łąkach.

zt x2



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group