To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Morze Łez - Latarnia Aarona

Anastasia - 6 Lipiec 2016, 20:07

Nim zbliżyła się na tyle, aby wciąż poruszające się stworzenie mogło w ogóle ją zauważyć, skorzystała z dobrodziejstw Furbo i okryła się niewidzialnością. Nie mogła przecież pozwolić sobie na wpadkę, była profesjonalistką, jeśli o takie rzeczy chodziło. Jakie? To oczywiście okaże się z biegiem każdego tutaj zdania.
Kolejne kroki sprawiały, że kobieta mogła bez większych trudności przyjrzeć się zwierzęciu i bez wahania stwierdzić, że to Reille. Śmierdział znajomo, gdzieś w tej całej woni dawało się wyczuć lekki zapach ludzkich papierosów, który nie tylko od niego przecież miała okazję wywąchać, no a poza tym… Poza tym i właściciel pozostawił na nim swój zapach. Ale już mniejsza o to, bo przecież nie węchem martwy kot żyje! Choć Reille są do siebie z reguły podobne, tak nie identyczne, a jeśli z którymś spędziło się nieco czasu (i nie ukrywajmy, w dość ekstremalnych warunkach), tak szło zapamiętać więcej szczegółów, które w razie czego mogłyby jej na wyspie pomóc, a które teraz przybiły przysłowiowy gwóźdź do trumny. Bo nie rzeczywiście. Gdzież by Anastasia śmiała skrzywdzić bestię? Pan Kicałek nie musiał się więc o siebie martwić. Miała inne plany, mniej brutalne, ale równie zabawne! Ha, i nie będzie musiała się w tym celu udawać do Glassville, co za uroczy zbieg okoliczności.
Niestety, jakże wielkie było jej rozczarowanie, gdy w pobliżu nie wyczuła samego ulubionego ulubieńca. Usta natychmiast przybrały kształt podkowy, ale nie zamierzała się poddawać. Cóż z Eliota za właściciel, zostawiając tak po prostu na pastwę losu i różnych wariatów swojego chowańca. Musiała go przed nimi uratować, choć… Dumą napawała ją myśl, iż po raz kolejny mała złośliwość – dajmy na to, że śmierć Amelii można tak nazwać - z jej strony wyprowadzi Pana Magicznego z jego spokojnego, bezstresowego życia. Koniec beztroski, mój kochany, nyaha, odkąd tylko stanęłam na twojej drodze!
Zwierzę musiało ją zauważyć, nie było w końcu innej możliwości, wszak niewidzialność nie wpłynie na jej własny zapach czy na dźwięk wydawany przy poruszaniu. A choć nieco kocia była, tak nie niezauważalna. Na szczęście cichego szelestu zapadającego się piasku czy zdeptanej rośliny słyszeć ludzie w masywnie wyglądającej latarni, słyszeć nie powinni, a i sam królik nie stał przecież przy samym oknie. Dlatego na ile mogła, osłoniła się bujnymi w tej okolicy krzakami, a niewidzialność została zdjęta wyłącznie z jej głowy.
- Ciii. – Uciszała bardziej jego czy samą siebie? - Kicałku, nic się nie martw, nya, zaraz wrócimy do domu. Anastasia cię odprowadzi, no chodź. – Była ledwo słyszalna, ale nawet mimo łatwowierności bestii, ta powinna ją poznać. Trochę czasu walcząc o życie z kamiennymi golemami razem spędzili.
Dryfująca w powietrzu, niby bezcielesna głowa, znów zniknęła, ale Reille mógł poczuć na swoim futrze delikatne głaskanie – w ten sposób chciała go uspokoić i wciąż dawać świadectwo o swojej obecności. Nie było sensu płoszyć go bardziej niż to konieczne. Przecież teraz nastąpi tylko drobna chwila szoku i zwierzę będzie już bezpieczne!
Naiwne człowieczki w latarni, nawet nie zauważą, jak im pupilek znika sprzed nosa! Nieważne co tutaj robił, czy Eliot zdecydował się go opuścić czy może jemu samemu coś się… Och, chwila! Coś by się miało stać Eliotowi? Oj nie, nie. Nikt poza nią nie będzie krzywdził tego ulubieńca! NIKT. Więc jeśli by się dowiedziała, że coś mu się stało, z całą pewnością odwdzięczyłaby się z nawiązką. Eliocie, nie martw się! Daj tylko znać, że nie żyjesz. Czy coś. Nyaha.
Odczepiła Bezdenną sakwę od paska przy spódniczce, a kiedy wpakowała do niej przednią łapkę Reille, reszta – nie pytajcie jak, ale jakoś, magia! - poszła w ślad za nią. Gotta catch 'em all! Bezdenny sakwoball.
Tak niespostrzeżona Anastasia, zrobiła psikusa Eliotowi. Co więcej, on jeszcze nie ma o tym pojęcia, lecz jeśli życzliwe ptaszki wyćwierkają gdzie trzeba, dowie się o tym szybciej niżby się spodziewał.
Skazany na Anastasię.

Uciekła z miejsca zbrodni, oczywiście z pomocą Furbo, zostawiając po sobie małą pamiątkę. Kartkę, która spoczywała na jednym z krzaków, powinna być widoczna po wyjściu z latarni.

Uwolnić królika!

A Kicałkiem się zajmie, niech się nikt o niego nie martwi!

zt

Anonymous - 10 Lipiec 2016, 14:12

Mistrz zachowywał się jak ktoś nieźle robnięty patelnią. Co poradzić, musiała go jakoś rozbudzić. No to go szarpała ile wlezie, a potem zrobiła głośne klask przy uchu. Przy tym musiała podskoczyć bo była dosyć niziutka. Okazało się, że źle obliczyła deltę i przy spadniu postawiła nogę nie tam gdzie trzeba. Pofrunęła w kierunku ziemi i zrobiła głośne bach. Wysypała jej się cała zawartość kieszeni, w tym notesik i długopisy. Doll wachała się między płaczem, a głośnym przekleństwem. Ostatecznie jednak nie zrobiła żadnej z tej opcji. Płakanie po takim małym kuku było przecież żałosne prawda? Pozbierała się powoli i niechcący ustawiła do pozycji na "pieska" i taj człapiąc zaczęła szukać długopisu co się nie wiadomo gdzie odturlał. Niczym Velma z Scooby-Doo. Kiedy już wszystko zebrała z podłogi, powoli wstała otrzepując się. Spojrzała raz jeszcze na Mistrza, a on zaczął coś mówić. Słuchała uważnie, aż do jego przekonania o nadchodzącym sztormie. Ciekawa była kiedy Mistrz został jasnowidzem. Zdawał się jednak niewiele pamiętać z tego co robił, więc napisała powolotku karteczkę.
"Ten duch sprzed twojego pójścia spać Cię chyba zahipnotyzował. Zanim zauważyłam, byłeś już tutaj i włączałeś światło w latarnii. Czy wszystko już w porządku?"
Dała mu karteczke. Spuściła główkę w geście skruchy, rączki trzymając za sobą, a nóżką kreśląc kółka po podłodze. Zawiodła swojego Mistrza. Nie udało się jej go obronić. Zawiodła na całej lini, a teraz powinna czekać ją kara. Musi zrobić coś co zrewanżuje Mistrzowi tą nieskuteczność. Póki jednak nie wydał jej żadnego rozkazu, nie mogła nic zrobić. Okropna sytuacja. Była taka beznadziejna. Aż jej popłynęło kilka łezek. Nie chciała jednak płakać. Jeszcze by się w tej masce utopiła. I tak zrobiło się jej teraz na twarzy mokro i nie przyjemnie.

Aaron - 11 Lipiec 2016, 16:57

Upadek służki na ziemię nieco zadziwił Zegarmistrza, ale nie był tak spektakularny jak mała luka w pamięci, którą próbował zastąpić domysłami. Odebrał karteczkę. Duch. Tak, pamiętał ducha na statku, ale tutaj, w latarni, także miałby się zjawić? Rzekłby, że to wykluczone.
- Zahipnotyzował mnie i tak zwyczajnie tu sprowadził? To gdzieś Ty była, nic nie słyszałaś? Ech...
W myślach przeklął, że jego służka nie jest w mocy takim błahostkom przeciwdziałać. Lekceważył znaczenie ducha, nie chcąc zwyczajnie przyjąć za prawdopodobne, że ktoś mógłby go tak omotać.
A w zjawy czas najwyższy uwierzyć. Nie tylko jako istniejące, ale też potrafiące znacznie więcej niż się mu zdaje.
- Dobra, zobacz, czy gdziekolwiek są jakieś ślady bytności upiora. Chcę wiedzieć, jeśli gdzieś się mógł błąkać.
Machnął niedbale ręką, aby ponaglić Doll. Nie był dla niej zbyt miły głównie z kotłujących się w nim nerwów. Lunatyk, który nie cierpi hipnozy, lunatykowania i innych iluzji. Samemu zaś udał się do drzwi wyjściowych.
- Będę cię oczekiwał na pomoście.
I wyszedł na zewnątrz, chłonąc morski masyw powietrza. Udał się przez wiekowy, kamienny pomost na drugą wyspę. Ukłonił się przed kaplicą i skierował w stronę pomostu. Chłodną wodą przemył twarz, tym samym zmywając z siebie ostatnie ślady senności. Sprawdził stan łodzi i kompletność ekwipunku. Poluzował sznur, pozwalając łajbie chwycić się głębszej wody parę metrów od przystani. Wpatrywał się w horyzont i wiedział, że dzisiejsza noc będzie urokliwa w swojej gwałtowności. Prognoza nie kłamała, ale to nie była prognoza, a słowa upiora.
Kłębowisko chmur ciążyło nad morzem.
Siedział i czekał na nią, przerzucając grubą linę przez dłonie z jednego kłębka w drugi. Zamierzał wypłynąć jedynie kawałek od lądu.
Pierwszy błysk w dali nastąpił w chwili, kiedy przybyła.

Anonymous - 11 Lipiec 2016, 17:31

Zawiodła swojego Mistrza. Musi mu to wszystko jakoś wynagrodzić. Natychmiastowo oczyściła serce z wszystkich negatywnych uczuć. Smucenie się jedynie przeszkadzało. Uśmiechnęła się więc szeroko .
Muszę poszukać. Muszę poszukać. Muszę poszukać! Może jak coś znajdę, to choć troszkę Mistraz mi wybaczy! Tak, muszę poszukać i znaleźć.
Zaśmiała się bezgłośnie, delikatnie się trzęsąc. Następnie jakby nigdy nic pokicała wesoło do kuchnii. Rozglądnęła się za czymś, co mógł po sobie zostawić upiur. Znalazła jednak jedynie swój wbity w krzesło nóż.
Wyjęła go i zaczęła ze sobą nosić. Po paru sekundach zapomniała, że w ogóle ma go w łapkach.
Wlazła następnie po schodach. Zapukała do drzwi sypialni lunatyka i zajrzała nieśmiało do środka. Na podłodze leżała porzucona piłeczka pingpongowa.
Szczęśliwa z znalezionego fanta w podskokach pokonała drogę z powrotem na dół. Radość była co prawda sztuczna, tak jak większość tego w jaki sposób się zachowywała. Jednak jako, że tak właśnie wszystkim pasowało, taka zawsze była.
Mistrz może mi wybaczy! Może mi wybaczy! Może nie będzie się już na mnie gniewać!
Z tymi radosnymi myślami opuściła latarnie. Szła powoli i spokojnie. Zmierzała w kierunku miejsca gdzie mieli się spotkać. W końcu wypatrzyła Mistrza w powiększającym się mroku. Oh jak kochała taką pogodę. Nie mogła się aż powstrzymać i zaczęła tańczyć. Niczym rusałka lub nimfa wodna, cały czas zbliżając się przy tym do Mistrza. Zapomniała się. Kiedy tańczyła, wszystko było takie inne. O wiele piękniejsze. Jej bardzo cichy, delikatny i dźwięczny śmiech rozniósł się po okolicy. Oh jakby chciała tak cały czas. Pora jednak było się wybudzić z tego snu na jawie. Powoli dotarła do Mistrza i pokazała mu piłeczkę ping pongową, a następnie podała karteczkę.
"To znalazłam w twojej sypialni Mistrzu."

Aaron - 12 Lipiec 2016, 19:40

Przyszła i podała mu piłkę, której nie kojarzył w żaden sposób. Co miałaby robić w jego sypialni? Sięgnął po nią i wyważył w dłoni. Znał takie z Glassville, ale wieczność ich nie odbijał. Podrzucił ostrożnie i złapał. Całkiem dobrej jakości, choć żadnego napisu sugerującego producenta, mimo usilnych prób, nie znalazł.
- Dobra robota.
Powstał, schował piłkę do kieszeni i przysunął na lince łódź. Wszedł na pokład i wyciągnął dłoń do służki.
- Wskakuj, wypłyniemy mały kawałek dalej. A latarnię, mam nadzieję, zabezpieczyłaś? - bardziej poprosił niż rozkazał, zaś pytanie brzmiało jak retoryczne. Złość z niego całkiem już uleciała.
Kiedy już zechciała wraz z nim płynąć, podał jej jedno wiosło i, siedząc na przeciwko niej, był przodem do kierunku poruszania się łodzi.
- Tam w dali ładna burza się rozgrywa. Mam nadzieję, ze spotkam jakąś łódź, albo dotrę w miejsce, gdzie niegdyś taka się rozbiła. Oddam tę piłkę i zakończę to, co zaczęło się na statku w Upiornym, kiedy to wspólnie z Seamir zajrzeliśmy do wiekowych ksiąg i wówczas wypłoszyliśmy niespokojne duchy. Ten mój najwyraźniej przybył tu za mną. Może nadal gdzieś tu jest i czeka bym wrócił do pogody, w której go zbudziłem? W każdym razie warto spróbować. Będę się starać nie wpłynąć w zasięg deszczy.
Płynął, rozmyślając nad tematem pojmania Doriana. Chłód coraz mocniej w ich stronę zawiewał, a wilgotność powietrza rosła. Słońce w dali zachodziło, chowało się za klifem. Nim wrócą, już się ściemni.
- Co do Doriana, mojego kuzyna którego zamierzam pojmać, to będę szukał go w świecie ludzi. A Ty w tym czasie możesz udać się do jakiejś biblioteki w Szkarłatnej Otchłani, może spisy ludności zawierają o nim dane, choć to wątpliwe. Ale może akuratnie natkniesz się na kogoś, kto go zna. Tam lunatyków dużo pomieszkuje, a Welsowie to znany ród pośród nich i blisko spokrewniony z Moonestami, po których dumę Dorian nosi.
Kolejne błyski roztaczały się przed nimi, a grzmoty skutecznie zagłuszały rozmowę.
- Przydałoby mi się bardzo coś, co pozwoli mu zneutralizować moc teleportacji. To trudne zadanie, ale konieczne żeby nie uciekł w połowie tortur. Seamir nie byłaby tym zadowolona... Jakiś eliksir powinien zdziałać co należy... No nie jakiś - trafny...
Wątek Doriana przyszło mu odłożyć na bok, bowiem właśnie przed nimi coś nużyło się w połowie w wodzie, a pierwsze krople deszczu pojawiały się nieśmiało.
- Tutaj! - wskazał na swoją lewą stronę i tam kierował łódź.
Był to wrak łodzi projektowany na wzór tratwy, coś jakby łódź głównego bohatera z Wodnego Świata. Wybrakowany pokład, brak masztu i liczne zniszczenia. Żadnej żywej duszy. Zatrzymał się przy nim.
- Bierz to, zostaw mnie i doznaj swojego spokoju.
Rzucił piłeczkę pomiędzy deski pokładu. Kiedy się zatrzymała, coś uderzyło w ich pokład, wywróciło i... przyszło im zanurzyć się w wodzie...

...

Wydostali się oboje na pokład łodzi. Może wzajemnie okrzyczeli, a na pewno mieli swoje poczucia winy. Aaron, że pozwolił na taki lekceważący ruch, a Doll, że nie odwiodła od tego szaleństwa swojego Mistrza. Jednak w ogólnym rozrachunku wyszli cało z tej presji i nic nie ucierpieli.
Wrócili do latarni, przebrali w suche ubrania, kontynuowali temat Doriana.
Po pewnym czasie Aaron wyszedł z latarni i nie spotkał królika od Eliota. Zawołał służkę, zadał parę pytań. znaleźli pewną kartkę i stało się jasne, że ktoś im go tak po prostu, bestialsko, ukradł. Będzie musiał si bratu tłumaczyć, oj będzie musiał.
Ale to może poczekać.
A ranny króliczek w ciągu kilku następnych dni wyzdrowiał... Uwolnili go, tak dla paradoksu niejako względem wiadomości zostawionej przez porywacza.

Eliot - 18 Październik 2016, 16:55

Pojawił się w zatoce, więc prawie że trafił na miejsce. Nie lunatykował się tu za często, tak że prawdopodobieństwo iż trafi akurat pod drzwi latarni było średnie. A może to dziwna relacja z bratem utrzymywała go na dystans od jego domostwa? Którakolwiek z odpowiedzi by to nie była, musiał przejść kawałek ścieżki w kierunku latarni aż do pierwszych krzaków gdzie ostatnio widział swoją bestię.
- Królik? Króliczasty?! - zawołał przykładając zwinięte w rulon dłonie do ust. Cisza, kompletna cisza. Ani szmeru. Może spał, albo zawędrował gdzieś dalej w poszukiwaniu lepszej trawy? Zawołał jeszcze raz i kiedy miał już odbyć spacer z misją poszukiwawczą, coś małego i puszystego zakręciło się koło jego nóg. Kolor sierści zwierzątka zgadzał się z kolorem futra jego królika, ale to zdecydowanie nie był jego królik. To była wiewiórka.
Bez strachu dała się pochwycić w dłonie, więc ujął ją ostrożnie i odebrał wiadomość. Wiewióreczka-listonosz zastrzygła uszami i w dwóch susłach, odbijając się od dłoni i ramienia Eliota, znalazła się w trawie, a dalej zniknęła mu z oczu, kiedy białą kitkę pochłonął zielony krzak.

Skupił się na świstku papieru. Przez chwilę gapił się pusto w literki jakby analfabetyzm uderzył w niego mocno i ciąg słów był tylko niezrozumiałym szlaczkiem. Jego nic nie odzwierciedlająca w tej chwili twarz wiązała się jednak z kompletnie czymś innym niż niepiśmienność. Po prostu... nie mógł... uwierzyć!...
Zacisnął zęby tak mocno na ile brak kawałka szczęku mu na to pozwalał, i odczytał treść jeszcze raz, wtykając w papier nos jakby fakt, że uważniej przeczyta słowa jakoś zmieni zawartość listu. Zmiął wiadomość w dłoni. Z zaciętą chmurną miną stał przez chwilę bez ruchu. Rozwinął papier i przeczytał go jeszcze raz.

Nie było żadnych wątpliwości kto to napisał. Pismo, figlarna bezczelność bez granic, dziwna chęć uprzykrzania mu życia jak się tylko da... Niech no cholera, oczywiste było, że napisał to nikt inny jak:
- Anastazja. - W to jedno ponuro wymamrotane imię mimowolnie włożył zaskakująco dużo emocji. Kimkolwiek Anastazja nie była, potrafiła wywołać, nawet na odległość jak widać, mocne sprecyzowane uczucia. Na przykład: w tej chwili był mocno zirytowany w odcieniach wzburzenia. Kiedy pierwsza fala gniewu przeszła mu przez krew, wyłuskał z kieszeni swoje narzędzie dymnego nałogu i już zaciągał się papierosem. Nie bardzo nawet wiedział o co się złości. Jasne, fakt, że martwa kocica zajumała mu królika miał sporo do rzeczy, ale Eliot nie był szczególnie uczuciowo gwałtownym ani ekspresyjnym gościem. A jednak było coś w Anastazji coś... coś... coś takiego, że że... że nie wiedział co. Coś. Przez to coś był teraz rozdrażniony. Był również rozdrażniony faktem, że był rozdrażniony bo uczucie to było u niego zjawiskiem rzadkim i niepożądanym.

Dlaczego, na litość wszystkiego co dobre i łaskawe, zwinęła mu bestię?! Jakby nie miała lepszych rzeczy do roboty. Był przynajmniej spokojny o to, że królikowi nie stanie się żadna krzywda. To jedyna rzecz w której na razie był skłonny zaufać Straszce. Sumiennie jednak zignorował fakt nazwania miejsca spotkaniem "randką". Metafora czy nie, ostatnie trzy zdania listu były dla niego nieodgadnioną zagadką. Nie był w stanie przetworzyć w głowie dlaczego Anastazja robiła sobie z nim tyle kłopotu. To było najdziwniejsze zaproszenie na spotkanie jakie kiedykolwiek otrzymał. Przynajmniej nie brakowało jej kreatywności.

Spacerował przez chwilę wte i wewte ciągnąc za sobą obłoczki dymu i zostawiając wydeptany ślad w trawie. Padał na niego cień latarni brata. Budynek wyglądała dziś opustoszałe i smutniej niż zazwyczaj. Zdaje się, że nikogo wewnątrz nie było. A jeśli nawet był, nie zwracał na Eliota uwagi.
Nie widział Aarona od czasu spotkania w knajpie, gdzie obydwaj skończyli z większą ilością alkoholu we krwi niż w momencie wejścia. Pomimo mglistych wspomnień miał wrażenie, że rozstali się w miarę pokojowo, ale nic poza tym. Może jak znajdzie chwilę czasu, gdzieś pomiędzy przymusową wycieczką z powodu zaproszenia Anastazji a magiczną przygodą ze swą dzieciną Dominicką, to poszuka brata? Czemu nie.
Na razie jednak pstryknął niedopałek na ziemię i zdusił go obcasem buta. Niemal natychmiast wyciągnął i zapalił następnego papierosa. Zrobił jeden krok, a właściwie pół kroku, jako że stopie nie było dane dotknąć ziemi, a przynajmniej nie w tym miejscu. Przelunatykował się dalej.

<zt>

Seamair - 23 Luty 2018, 02:14

Miłość… długo zastanawiałam się, czym jest, lecz pozostała zagadką, bo cóż za ironia zabrakło mi czasu na jej rozwikłanie. Obiecał mi swój czas, siebie… otworzył w moim umyśle i sercu drzwi, o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia… teraz jednak ścieżki, które utorował, miały stać się bezużytecznymi… bo nie było już tego, który mógł nimi kroczyć… Teraz żałuję, że pozwoliłam mu zrobić choćby krok, skoro jedynym co mi pozostawił jest ból…
Nie pamiętam już dokładnie okoliczności, w których dowiedziałam się o śmierci Aarona… Pamiętam tylko falę furii, która mnie zalała. Nie chciałam dopuścić tej informacji do swojej świadomości, sądziłam, że to jakiś chory żart losu, że tylko źle coś usłyszałam… Sama musiała się przekonać, zebrać informację na własną rękę, nim złożę wizytę w latarni. Podczas mojego prywatnego śledztwa przyszedł kolejny cios, z chwilą, gdy dowidziałam się, gdzie zginął Zegarmistrz… Rejs Maleficen, atak piratów… Przecież byłam tam… Jak mogło dojść do tego, że, byliśmy tam razem i nie dostrzegliśmy się… Jak mogło dojść do tego, że ja przeżyłam a On nie?! Pan Czasu…jak mógł pozwolić się zabić?!
Naprawdę długo szukałam, choćby płomyka nadziej… okruchu szans, że Aaron przeżył… lecz gdy dotarłam do świadków, którzy widzieli Zegarmistrza martwego… miałam ochotę również ich samych pozbawić oddechu, za przyniesienie tak fatalnych wieści. W godzinę od tego wydarzenia znalazłam się w latarni Aarona, pojawiłam się tam, korzystając z portalu. Wylądowałam bezpośrednio w sypialni Zegarmistrza, zupełnie nie zważając na fakt czy natknę się na jego służkę… z resztą jak bezużyteczną, skoro nie miała już komu służyć. Pierwszym co mnie uderzyło, był zapach… jego niemal namacalna aura spowijająca to miejsce, zaraz po niej przyszły wspomnienia… każdej wspólnie spędzonej chwili.
Zamarłam w bezruchu, coraz mocniej zaciskając dłonie w pięści i czując, jak moim ciałem wstrząsają dreszcze. Po moich policzkach zaczęły ściekać gorące łzy… paliły skórę niczym kwas. Gdy podniosłam wzrok, dostrzegłam swoje odbicie w lustrze… Słabą, załamaną i bezradną dziewczynę… kogoś, kim już nigdy nie miałam być! Cały żal i rozpacz nagle przekształciły się w furię i gniew, której fala sprawiła, że z pobliskiego stolika zgarnęłam ciężki mosiężny świecznik i rzuciłam nim wprost w szklaną taflę. Lustrzane odłamki posypały się po podłodze, zaś ja w kilku krokach znalazłam się przy stoliku. Osobiste drobiazgi Lunatyka z hukiem lądowały na podłodze.
-Nienawidzę Cię! Nienawidzę !
Straciłam panowanie nad sobą, zaczęłam krzyczeć, gdy w furii dalej dewastowałam pokój Aarona.
-Jak mogłeś dać się zabić! Żałuję, że to nie moja trucizna… przynajmniej nie zdążyłabym… kochać…
Miłość, pieprzona miłość… żałowałam, że ją poznałam, że On mnie jej nauczył. Był winy, zostawił mnie… Dał nadzieję, że mogę być kimś więcej niż tylko eksperymentem, pomyłką…, że nawet ktoś taki jak ja może znaleźć dla siebie miejsce, zrozumienie… uczucie. Ale nigdy nie chciałabym mieć tej nadziei, gdybym wiedziała, iż tak łatwo mogę ją stracić i tak cierpieć… Przeklinam wieczór, w którym się poznaliśmy…
Gdy emocje ze mnie opadły, odeszła też energia. Leżałam na ziemi, opierając się o brzeg łóżka, wpatrywałam się w chaos, który tu rozsiałam… Podniosłam do góry drżącą dłoń, po której ściekała stróżka krwi, szkarłatne krople spływały na rozdartą pościel. Nie wiedziałam, w którym momencie się skaleczyłam, ból nie docierał jeszcze do mojego umysłu… Z trudem podniosłam się z podłogi, ostatni raz omiotłam spojrzeniem po zdewastowanej sypialni, w której nie miałam zamiaru pojawić się nigdy więcej… Zniknęłam w blasku portalu, pozostawiając po sobie zniszczenie, żal i plamę szkarłatu.
Zt.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group