To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Kartoteka - Quinn

Simon Quinn - 1 Listopad 2015, 13:54
Temat postu: Quinn
Imię: Simon
Nazwisko: Quinn
Pseudonim: Żadnych godnych odnotowania
Wiek: 26 lat
Rasa: Człowiek
Ranga: Snajper
Miejsce zamieszkania: Świat Ludzi

Moce: -- nie dotyczy --
Umiejętności:
Broń palna: Quinn ma w swoim życiu niemal nieustanny kontakt z bronią palną, siłą rzeczy potrafi więc korzystać z większości jej rodzajów z więcej niż zadowalającą skutecznością. Jego specjalnością są karabiny wyborowe, a ulubionym spośród nich Walther WA2000 - gdyby mógł, Simon nie rozstawałby się z nim ani na chwilę. Nie znaczy to jednak, że nie korzysta z innych zależnie od sytuacji; karabiny takie jak WSS Wintoriez można spakować do niewielkiej walizki, istotna zaleta w profesji snajpera. Jeśli chodzi o broń krótką - dla Quinna liczy się siła ognia. Rzadko się zdarza, by nie miał przy sobie pół karabinu, pół pistoletu Thompson Contender. Niech świadectwem jego umiejętności będzie fakt, że przeładowanie tej jednostrzałowej, ręcznej armaty zajmuje mu tylko około dwóch sekund.
Trening snajperski: Quinn jest snajperem i to naprawdę dobrym, Ma świetne oko do odległości, pamięć do szczegółów otoczenia i orientację w terenie. Precyzję i pewność jego ruchów – lub braku ruchu – można by nazwać chirurgiczną. Potrafi szybko uspokoić oddech nawet po wysiłku fizycznym, by osiągnąć odpowiednią celność. Umie się przyczaić, znaleźć dobre miejsce na zasadzkę, zamaskować i przeczekać nawet wiele godzin, zanim jego cel pojawi się w zasięgu. Wreszcie wszystko to jest poparte twardym doświadczeniem, które zapewnia Quinnowi przerażającą skuteczność. Z dwóch kilometrów znacznie częściej trafi niż nie, a ma niejakie szanse na sukces nawet z dwóch i pół. Ta celność przekłada się również na korzystanie z broni krótkiej.

Walka wręcz: Kolejna mocna strona Quinna. W młodości odebrał intensywne szkolenie, z czystej ciekawości wzbogacił je później o wiedzę teoretyczną na temat różnych metod walki i, podobnie jak w sprawie celności, o praktykę. Zwykłego człowieka jest w stanie unieszkodliwić w mgnieniu oka, z tymi groźniejszymi też umie sobie radzić. Niewielu jest takich, którzy mogliby sobie pozwolić na lekceważenie go w bezpośredniej konfrontacji. Nie ma doświadczenia z długą bronią białą, ale radzi sobie z nożem i bagnetem.
Szybkość: Chodzi tu zarówno o czas reakcji, który w przypadku Quinna jest najkrótszy z możliwych, jak i o ogólną ruchliwość. Refleks tego pana nie ma sobie równych, odruchy są błyskawiczne, a potrafi też puścić się imponującym sprintem.
Taniec: Simon lubi tańczyć i z przyjemnością oddaje się tej rozrywce, choć niestety nieczęsto ma po temu okazję. Dla ścisłości, woli tańczyć w parze, tak spokojne jak i skoczne kawałki. Ma dobre ucho, wyczucie rytmu i porusza się z odpowiednią gracją.

Charakter:
Ludzie są jak cebula; mają warstwy. Wierzchnią warstwą Quinna jest opanowanie. To typ człowieka którego trudno wyprowadzić z równowagi, panujący nad mimiką twarzy i mową ciała. Charakteryzują go dobre maniery, kobietę w drzwiach przepuści, przy stole też wstydu nie narobi. Wiele spraw jest mu gruntownie obojętnych i absolutnie nie można go nazwać idealistą. Jest trochę cynikiem - to druga warstwa. Koncepcje ironii i sarkazmu nie są mu obce. Nie obchodzi go bogactwo, nie obchodzi go pokój na świecie, nie obchodzi go władza. W kwestii marności nad marnościami zgadza się z Koheletem - niewiele jest w doczesnym świecie rzeczy wartych zachodu. W światopoglądzie Simona zdarzają się jednak pewne paradoksy. Otóż jego nihilizm ma swoje granice; Quinn nie cierpi chaosu, anarchii, zamętu i rewolucji. Zupełnie nie rozumie ludzi, którzy chcą tylko patrzeć jak świat płonie; uznaje ich po prostu za groźnych czubków. Według niego prawo i hierarchia społeczna mają swoje funkcje, są niezbędne i nieusuwalne.Gardzi też sadystami. Patrzenie na ludzkie cierpienie nie sprawia mu żadnej przyjemności, raczej zostawia niesmak. Co za tym idzie, pomaganie ludziom wcale nie jest dla Quinna abstrakcją; jeśli można komuś pomóc, nie szkodząc sobie przy tym zanadto, to czemu by tego nie zrobić? Może nawet dobry uczynek kiedyś zaprocentuje, jeśli ktoś zechce się zrewanżować. Ale żeby jakiś niepoprawny altruizm? Co to, to nie.
Simon potrafi docenić piękno, tak w formie rzeźby czy obrazu jak i w formie żywej kobiety. Szanuje artystów, jeśli tylko nie są zupełnie zdziwaczali i potrafią stworzyć coś, co mu się podoba. Oprócz tego jedną z nielicznych spraw, które go interesują, są inne światy i zamieszkujące je istoty. To trochę za mało, by mówić o zacięciu naukowca, ale Quinn jest ciekawy tych innych, rozumnych ras. Mówi się, że każdy człowiek ma w sobie potrzebę ciepła, i Simon nie jest tu wyjątkiem – potrafi odwzajemnić przyjaźń, coś więcej niż przyjaźń być może również, ale to byłby precedens. To jest jego trzecia warstwa, schowana bardzo głęboko – trzeba się nielicho nabiedzić, żeby się do niej dokopać.
TL;DR: Simon Quinn w kontakcie jest spokojnym gentlemanem o nienagannych manierach, nieco cynicznym, ale uprzejmym. Czy przy bliższym poznaniu zyskuje, czy traci, to już jest kwestia upodobań.

Wygląd zewnętrzny: Mierzy sobie 184 centymetry, co mieści się w górnej części średniego wzrostu. Niskim go nikt nie nazwie, ale wyżsi też się zdarzają i nie są szczególnym ewenementem. Jest szczupły, i to nawet bardzo, widać od razu, że więcej niż wygody w jego życiu miejsca ma wysiłek. Umięśniony, choć nie na sterydach i nie spędza życia na siłowni, jest trochę jak pas z twardej skóry; rozerwać trudno, a jak się na nim powiesić, też wytrzyma.
Ma gęste, czarne włosy, układane raczej niedbale, jeśli w ogóle. Nie nosi okularów ani soczewek; wzrok ma wręcz podręcznikowy, bez najmniejszej wady. Oczy pasują kolorem tak do włosów, jak i do ubrania, bo Quinn ubiera się jak, nie przymierzając, jakiś emo nastolatek albo Mickiewicz na Judahu skale – głównie na czarno. Lubi garnitury, płaszcze i rękawiczki, choć oczywiście nie latem. Kiedy jest ciepło, mniej wyróżnia się z tłumu – nosi to, co wszyscy, co prawda i tak stosunkowo elegancko. Ma słabość do zegarków - zawsze zabiera ze sobą jakiś, czy to na rękę, czy to z dewizką.

Historia: Jak wiele dramatycznych historii, i ta zaczęła się w banku. Jak to się często zdarza, ktoś już i tak potężny i majętny chciał jeszcze zwiększyć swoje wpływy i stan posiadania. By ten cel osiągnąć, skorzystał ze starych i sprawdzonych środków; kredytu i rewolucji. Wystarczyło na mapie odnaleźć odpowiednio zasobny i korzystnie położony obszar, zasiać w zamieszkujących go ludziach niezadowolenie z ówczesnego stanu rzeczy i podpowiedzieć im, co mają zrobić, by móc mniej pracować, a więcej zarabiać. Receptą było oczywiście pozbycie się górnych warstw społeczeństwa. To udało się bez trudu, wszyscy, którzy mieli jakąś niewygodną dla banku władzę, autorytet lub środki zostali wymordowani, a dalej poszło równie gładko: uwolnionych od ucisku proletariuszy prędko zadłużono, cena wódki spadła, a potem wszystkich, włącznie z kobietami i dziećmi zapędzono do pracy, pracy w kopalniach, fabrykach i zakładach. Zniesiono dni wolne od pracy, a zyski banku, w którym historia się zaczęła, wzrastały więcej niż zadowalająco. A działo się to w latach dwudziestych dwudziestego wieku. Dziesięciolecia mijały, a w tej gęsto zaludnionej krainie rodziło się dużo dzieci. Dziewczynki szybko trafiały do branży tekstylnej, by pomagać spłacać długi rodziców, chłopcy lądowali w kopalniach szmaragdów, gdzie szybko ślepli i przeważnie umierali w nieludzkich warunkach. Ich sytuacja nie była jednak zupełnie beznadziejna; nadzieją na wyrwanie się z ciemnego piekła kopalni była rekrutacja. Nadzorcy pilnujący pracowników zabierali najsprawniejsze z dzieci na powierzchnię, gdzie włączano je do szczególnej formacji wojskowej, wzorowanej na tureckich janczarach. Dla uwięzionego pod ziemią, oddzielonego od rodziny chłopca był to szczyt marzeń. W kopalni jeśli siedziałeś cicho i wykonywałeś swoją pracę to zostawałeś w niej na zawsze, jeśli nie pracowałeś dość wydajnie albo stawiałeś się nadzorcy to bito cię do nieprzytomności. Jeśli wykonywałeś wszystkie polecenia, a przy tym odnosiłeś sukcesy w pokazowych walkach ze swoimi rówieśnikami, miałeś szansę dostać się na listę rekrutacyjną.
Być może ktoś szlachetniejszy od urodzonego w roku 1989 Simona odmówiłby w ramach buntu brania udziału w walkach i z godnością umarł w kopalni, ale on w wieku sześciu lat nie myślał w tych kategoriach. Chciał tylko wyrwać się na wolność i nigdy więcej nie wracać pod ziemię. Więc pracował ze wszystkich sił, a kiedy przychodziło do walki, walczył na poważnie. Jeden z nadzorców docenił dobrze rokującego chłopaka i zabrał go na powierzchnię. Simon miał szczęście; nie spędził w kopalni nawet pół roku. Nigdy nie dowiedział się, czy chłopak, któremu w ramach promowania swojej osoby o mało co nie rozwalił głowy kamieniem, przeżył, czy też nie.
Z hermetycznych, odizolowanych społeczności rekrutują się najlepsi żołnierze, a jeśli szkoli się ich od dziecka, stają się bezkonkurencyjni na polu bitwy. Jednak w tym wypadku nie chodziło o stworzenie frontowego oddziału, najemnicy opłacani przez bank zupełnie wystarczali w tym względzie, tylko o stworzenie elitarnego oddziału do zadań specjalnych. Każdy ma jakichś wrogów, a bankierzy i wyniesieni przez nich do władzy pośrednicy są wobec swoich wyjątkowo mało tolerancyjni. Trudno jest im tolerować nawet fakt, że tacy wrogowie żyją. A jeśli chce się zmienić stan rzeczy, w którym wróg ma czelność żyć, nic tak nie pomaga jak skrytobójca. Żeby kogoś otruć, trzeba się zbliżyć, a żeby się zbliżyć, trzeba często wyłożyć grube pieniądze. Jeśli już zainwestuje się pieniądze w szkolenie skrytobójcy, można mieć niejaką nadzieję, że inwestycja się opłaci; cóż prostszego niż umieścić jednego człowieka z karabinem w odległości półtora, niechby i dwóch kilometrów od celu, zwłaszcza w mieście?
Dzieci uczono więc walki wręcz, strzelania z wszelkich rodzajów broni, ale także czytania i pisania, kamuflażu, kłamania i innych rzeczy niezbędnych dla komandosa. Trwało to miesiącami i latami, a Simon szybko okazał się być świetnym strzelcem. Stosunkowo krótki czas spędzony w kopalni nie miał negatywnego wpływu na jego zmysł wzroku, a instruktorzy pokazali mu, jak dobrze celować. Celów nie brakowało; przykładowo, jeśli w mieście zamieszkanym przez zadłużonych ludzi zdarzyły się zamieszki, nauczyciele zabierali uczniów takich jak Simon na zajęcia w terenie. Wystarczyło zdjąć kilku krzykaczy z dachu, by ostudzić gorące głowy.
Kiedy Simon miał piętnaście lat, koniunktury się zmieniły. Na tereny, z których nasz bank czerpał wielkie zyski, wysłano wojsko, by zaprowadziło tam porządek. Szkoleni przez lata janczarzy nie mieli szansy się wykazać w walce; większość zginęła w nalotach bombowych. Prawdopodobnie ktoś z wewnątrz zdradził wrogowi położenie placówki, w której byli trenowani, ale pewności Simon nigdy nie uzyskał. On sam po raz kolejny miał szczęście. Żołnierz, który znalazł go wśród gruzów, zamiast dobić zgodnie z rozkazem, najpierw ukrył chłopaka przed kolegami, a potem odesłał go do przyjaciela, bibliotekarza w bardzo odległym mieście. Należy zaznaczyć, że Simon był w tym czasie więcej niż trochę zagubiony; nie wiedział, co ze sobą zrobić, wszystko, co znał i rozumiał, zniknęło z jego życia. Biblioteka była więc dla niego idealnym miejscem, by zacząć nowe życie, a bibliotekarz dwoił się i troił, by zapełnić pustkę w jego głowie. Simon czytał książki, wszystkie jakie wpadły mu w ręce. Oglądał filmy; wybrał sobie nawet nazwisko Quinn, po obejrzeniu filmu „Grek Zorba”. Mimo całego tego ładunku wiedzy o kulturze nadal nie wiedział, co ze sobą zrobić; pomagał bibliotekarzowi w pracy, ale to nie mogło trwać wiecznie. I nie trwało, bo po kilku latach okazało się, że bibliotekarz, który nawiasem mówiąc nazywał się Logan, był naukowcem w organizacji MORIA.
Wiadomość, że oprócz tego widzialnego są jeszcze jakieś inne światy i zamieszkujące je istoty, była oczywiście trudna do zaakceptowania, ale Logan zdołał swojego podopiecznego przekonać, również na podstawie obserwacji. To było dla Simona coś nowego i coś wartego uwagi; zaczął z nową energią gromadzić informacje o tych „obcych”, chciał dowiedzieć się jak najwięcej. Bibliotekarz zabierał go na spacery, podczas których śledzili pewnego Cienia, włóczącego się po mieście, a nocami żerującego na snach młodej dziewczyny. Logan zapisywał wszystko na temat jego zachowań, a Simon obserwował niezwykłą istotę przez lornetkę. Któregoś dnia jednak mieli pecha; Cień zorientował się, że jest śledzony i rzucił się na swoich prześladowców. Był bardzo silny, a oni dali się zaskoczyć; Logan zginął, a Simon odniósł poważne rany, zanim zdołał zastrzelić ich ofiarę, która stała się łowcą.
Ludzie z MORII zjawili się na miejscu by posprzątać; zabrali ciało Cienia i Logana i wzięli Simona ze sobą, by nie musiał się w szpitalu tłumaczyć, co mu zadało tak dziwne rany. Wtedy Quinn podjął decyzję, żeby zapisać się do tej organizacji; nie wiedział, co innego mógłby w życiu robić, a tak mógłby w końcu robić to, co potrafi najlepiej. Był snajperem, a wiedział już z doświadczenia, że niektórych stworzeń lepiej nie dopuszczać bliżej niż na zasięg karabinu.
Od tamtego czasu brał udział w wielu misjach do Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani jako zwiadowca; samotnie albo w zespole, osłaniał kolegów podczas łapania jakiejś istoty czy bestii, albo po prostu przyczajał się i obserwował te dziwne światy przez lunetę karabinu. W Świecie Ludzi mieszka samotnie w małym mieszkaniu, żyje od jednej misji do drugiej. I wcale nie jest to takie nudne, jak mogłoby się wydawać.

Lucy - 1 Listopad 2015, 22:04

Umiejętności:
Trening snajperski: kotku, oczywiście zdajesz sobie sprawę, że to nie będzie tak, że trafisz za każdym razem, bo jak nam się rozszalejesz, to pół forum wybijesz, a tego przecież nie chcemy, prawda? (: Ponadto nie zgodzę się na odległość trzech kilometrów, największą szansę na trafienie masz z dwóch, a przy odrobinie szczęścia z dwóch i pół.

Charakter:
Gdybym była marchewką (żart wewnętrzny, nie martw się, że nie rozumiesz), mogłabym rosnąć sobie w ziemi, aż do osiągnięcia dojrzałości, a później skończyć w sałatce, albo jako sok marchewkowy. Zaspokoiłabym tym samym przypadkowemu człowiekowi pragnienie, jednocześnie dostarczając dzienną dawkę witamin. Ale jestem półkotem sprawdzającym twoją KP c: Nie odbieraj tego jako złośliwość, chcę Ci tym po prostu przekazać, że pierwszy akapit nie wnosi nic do charakteru, tym samym uważam go za zbędny w tym miejscu.

Historia:
Jak dawno miały miejsce wydarzenia opisane w pierwszym akapicie? Bo fakt, że arystokraci i duchowni dali głowy pod topór sugeruje, że pomiędzy tymi zdarzeniami, a narodzinami Siomona upłynęło sporo czasu. Bierz pod uwagę, że, patrząc na wiek twojej postaci, piszesz o roku około 1990.
Wyjaśnij proszę jaki cel miał ten cały bank, szkoląc młodych chłopców na snajperów.

Jeszcze jedna uwaga – zanim zaczniesz działać na fabule jako członek MORII, musisz poczekać na misję od Cecille.

Nie ma tego jakoś specjalnie dużo, ale KP DO POPRAWY.

Simon Quinn - 1 Listopad 2015, 22:26

Oczywiście, nikt nie trafia 100% strzałów, takich ludzi nie ma, zresztą nie sądzę żebym miał sposobność bardzo często strzelać do innych graczy, a nawet jeśli to nie żeby zabić :) Na dwa i pół kilometra się zgadzam, nie robi mi to różnicy, po prostu sprawdziłem wcześniej, że trzy to taki maksymalny zasięg snajpera z naprawdę dobrej broni.
Ten pokrętny akapit w charakterze to miał za cel pokazać, że Quinn nie jest jakiś szczególnie niezwykły, tylko okoliczności go ukształtowały, ale spoko, mogę się z nim rozstać.
Data dodana, wyjaśnienie dodane.

Lucy - 1 Listopad 2015, 23:26

Co do maksymalnego zasięgu snajpera, to wiem jaki on jest (: Stąd moje ograniczenie :D

Dobrze, skoro wszystko poprawiłeś, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć dobrej zabawy po drugiej stronie lustra c:

AKCEPT



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group