To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Opisy Dodatkowe - Feel free to run, you'll just die tired

Simon Quinn - 11 Listopad 2015, 13:16
Temat postu: Feel free to run, you'll just die tired
Thompson Contender


- Co to jest? - spytał Simon, nie kryjąc zaciekawienia. Broń to było coś znajomego, swojskiego, coś, co chłopak rozumiał w tym dziwnym świecie pełnym książek, kurzu i rzeźbionych poręczy schodów.
- Broń - odpowiedział spokojnie Logan, czyszcząc starannie osobliwe ustrojstwo, które wyjął z drewnianego pudełka wyłożonego miękkim materiałem. Niby jednoręczne, jak pistolet, ale z dziwnie długą lufą i...
- Jednostrzałowy? - zdziwił się Simon, wyciągając szyję, by lepiej się przyjrzeć. - Po co ci taki?
Logan uśmiechnął się pobłażliwie, zerkając na podopiecznego znad okularów.
- Tobie, skoro uważasz się za snajpera, jeden strzał powinien w zupełności wystarczać.
- No, ale to twój gnat, nie mój.
- Wypraktykowałem...
- Co to znaczy?
- Wiem z doświadczenia - poprawił się bibliotekarz - że na niektóre cholerstwa z Krainy Luster zwykły pistolet to stanowczo za mało, nieważne ile nabojów ma w magazynku. A nosić przy sobie cały czas strzelbę czy karabin - to nie dla naukowca takiego jak ja... Dlatego używam tego, bo gwarantuje mi, że jeśli trafię, to nie będę musiał poprawiać, jeden strzał wystarczy w zupełności. I przy tym - dodał, płynnym ruchem zatrzaskując otwarty wcześniej zamek - zajmuje mało miejsca. Omnia mea mecum porto, chłopcze.
- Tego też nie rozumiem...
- Dlatego teraz ja idę prowadzić badania, a ty idziesz czytać. No już, zmykaj!

***





Walther WA 2000


- Drogą spluwę kazałeś sobie zamówić, Simon - zrzędził Logan, opierając się o ścianę z założonymi na piersi rękami. Na środku pokoju młody Quinn niecierpliwie ciął scyzorykiem kolorowy papier, w który opakowany był wyjęty spod świątecznej choinki prezent. - Nie ma co, kosztowało mnie sporo czasu i pieniędzy załatwienie czegoś takiego...
Simon aż westchnął, ostrożnie biorąc do ręki snajperski karabin. Dość krótki, ale z więcej niż wystarczająco długą lufą - dobrodziejstwa układu bullpup. Był też lekki, przynajmniej jak na snajperkę o tak dużym zasięgu. Siedemset metrów jak nic...
- Było warto - zapewnił Logana z podłogi, wodząc łakomym wzrokiem po pięknej dla niego linii karabinu. - To kawał świetnego sprzętu. I na optyce, widzę, też nie oszczędziłeś...
- Jak już masz z tego strzelać, to żebyś przynajmniej trafiał- prychnął bibliotekarz, ale nie bez uśmiechu. - Gdyby się kiedyś zdarzyło, że będziesz mnie osłaniał, wolę mieć pewność, że jestem szczelnie osłonięty.

***



Simon Quinn - 11 Listopad 2015, 13:54

Bolało. Quinn dotknął rozciętego boku, obejrzał upapraną krwią dłoń; nic dobrego z niej nie wyczytał. Uniósł wzrok z powrotem na przeciwnika. Wysoki, chorobliwie chudy Cień, albinotycznie blady, splunął krwią z rozbitej pięścią Simona wargi.
- Fkurwyfyn - wysyczał, bardzo wkurzony. - Zabiję...
Dokończyć nie zdążył, bo Quinn skoczył na niego jak wilk, błyskawicznie mimo ran. Mocny, dolny hak chybił podbródka Cienia o najwyżej cal, w ułamek sekundy później łokieć Quinna trafił go w bok głowy. Trafił, ale za słabo, albinos podreptał do tyłu, zamroczony, ale przytomności nie stracił. Simon doskoczył znowu, chcąc skończyć walkę, ale w tym momencie z ciemnych kątów uliczki wystrzeliły dziwaczne, postrzępione cienie i rąbnęły go w brzuch, mocno, jak kafarem. Człowiek poleciał do tyłu i walnął plecami w czyjeś śmietniki, przewracając je z piekielnym łoskotem.
Cios wybił mu powietrze z płuc, żebra chyba wytrzymały, ale ledwo, ledwo. Czuł wszystkie kości w całym ciele, a rana na boku dalej krwawiła. Nie dam rady wstać, pomyślał. I wstał.
Coraz bardziej wściekły Cień szedł w jego stronę chwiejnie, a mrok dookoła niego kotłował się i kłębił. To nie były zwyczajne cienie - mogły ciąć jak noże i uderzać jak młoty, a co najgorsze - mogły przechwytywać w locie kule. Strzały z Beretty Quinna okazały się nie bardziej skuteczne, niż gdyby rzucał papierowymi samolocikami. Simon był w poważnych tarapatach. Musiał wykończyć tego potwora za jednym zamachem. Coś, po czym nie trzeba będzie poprawiać.
- Giń!
Quinn pobiegł naprzód najszybszym sprintem, na jaki było go stać w tej kondycji. Ciało promieniowało bólem, ale nadal słuchało poleceń. Mrok przed nim bezgłośnie sprężył się, zwinął w cienki bicz, który chlasnął wysoko, celując w szyję człowieka, ale przeciął tylko powietrze; Simon iście piłkarskim wślizgiem uniknął ataku, wyminął Cienia i pobiegł dalej, do leżącego w ciemnoczerwonej kałuży trupa. Trup nadal trzymał w martwej dłoni rękojeść dobrze znanej Simonowi broni.
Schylił się, złapał Contendera w biegu, odwrócił się na pięcie, nie zatrzymując się i unosząc broń do strzału. Cień był przerażająco blisko, Quinn widział jego wyszczerzone zęby i wytrzeszczone w żądzy mordu, czerwone oczy. Dzieliło ich najwyżej półtora metra. Załadowany, Logan nie zdążył strzelić.
Ryk wystrzału zakłuł w uszy, karabinowy nabój przeciął przestrzeń jak motorówka wodę, przedarł się przez cienie, jakby ich tam nie było i ugodził potwora w pierś, tuż pod lewy obojczyk. Przeszedł na wylot, druzgocąc kości i ciało, moc obalająca cisnęła Cieniem w tył, przewracając go na plecy. Nie miał żadnych szans tego przeżyć.
Simon stał tak jeszcze chwilę, dysząc ciężko i wpatrując się w zgruchotane ciało mordercy. Thompson w jego ręku dodawał otuchy, był znajomy i swojski.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group