To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Mroczne Zaułki - Skrzydła Nocy

Gawain Keer - 28 Styczeń 2017, 01:44

Choć rum ze szklanki przeniósł się do jego żołądka, nie był jeszcze tak pijany. Sam nie wiedział, ile wczoraj w siebie wlał i jak w ogóle udało mu się wstać parę godzin później. Jeszcze parę takich akcji i czeka go przeszczep wątroby.
Lusian zwyczajowo kręcił i mącił. Cierpiał chyba na mitomanię, bo gdyby Cień go nie znał, uwierzyłby w każde jego kłamstwo. Talent aktorski pomagał, ale był tylko środkiem do celu. Dał się też skusić na propozycję Upiornego. Bardzo go dziś nosiło. Może to przez nieudany podryw, emocje z całego tygodnia albo nawet sugestywne ruchy rudzielca. W to ostatnie Keer wątpił, ale i tak chciał nauczyć się paru sztuczek, a przynajmniej łatwiej rozpoznawać osoby o odmiennej orientacji.
- Wygląda na to, że będziesz miał pełne ręce roboty, a ja również ci jej dołożę - zwrócił się do Gopnika, przyklaskując reszcie towarzystwa. Po tak wysokiej jakości alkoholu trudno nabawić się kaca. Miał nadzieję, że uda mu się dorwać chociaż parę butelek tej ambrozji, którą stwarzały dłonie Kapelusznika.
Gawain uniósł brew z szyderczym uśmiechem, słuchając wywodu na temat rodziny Yako. Zamiast aktorem powinien był zostać pisarzem, bo wysysanie historii z palca miał we krwi. Trochę posmutniał na wzmiankę o braku talentu muzycznego. On sam też żadnego nie posiadał. Pijackim przyśpiewkom i gwizdaniu pod prysznicem daleko było do sztuki.Przynajmniej lis trzymał w domu kanarki, więc nie byli skazani na głuchą ciszę.
Dyskusja o porno zatoczyła pełne koło, a Lusian zręcznie lawirował między pytaniami. Zachowywał kamienny wyraz twarzy i nie zająknął się ani razu. Gawain cieszył się z bycia Cieniem, gdyż wszystko mógł potwierdzić lub zdementować. Ci biedacy byli pozbawieni tej wygody i zdani na całkowitą łaskę Yako.
Nie dało się bardziej zgadzać ze słowami Gopnika. Drapieżna w każdym calu Luci sprawiała, że wyobrażenia i fantazje na jej temat bladły przy rzeczywistości. I emocje. Widział je podczas wspólnych igraszek z lisicą. - Obawiam się, że pozostanie w sferze naszych marzeń, a nie wiem czy chciałbym konfrontować je z rzeczywistością, jeśli Luci, bo tak się nazywa ta aktorka, miałaby być taka... nieruchawa - parsknął pod nosem na tę małą dwuznaczność. Kłodą to po wszystkim byłem ja - uśmiechnął się do swoich myśli.
Ukradkowo spojrzał na odrobinę smętnego Ciernia. Znał to puste, nieobecne spojrzenie. Uczucie, gdy trzymasz kieliszek w palcach i masz ochotę w nim utonąć. Niektórym takie powroty do przeszłości przytrafiały się szczególnie często podczas imprez. Całe otoczenie balowało w najlepsze, a oni zapadali się w sobie.
Jakiekolwiek brzemię nosił Upiorny, potwornie go przytłaczało. Keer był tym nieco poruszony i również zmarszczył brwi. Pytanie Lusiana doszło do jego uszu, dopiero gdy Gopnik klepnął Ciernia w plecy, który właśnie wrócił do nich z podróży wgłąb czeluści swojego umysłu.
- Przepraszam..co?- szybko mrugnął parę razy, szukając w pamięci odpowiedniego hasła. A tak, superprodukcja. - Eee.. to również film, ale kręci się go z nastawieniem na duży sukces. W głównych rolach obsadza się znanych i cenionych aktorów, cała ekipa podróżuje po świecie, by nakręcić poszczególne sceny, zatrudniany jest szereg specjalistów od wszystkiego. To film kręcony z rozmachem, na ogromną skalę - wytłumaczył, rozsiadając się na sofie. Rękę przesunął na oparcie, a jedną nogę oparł na kolanie. Posłał Lusianowi pobłażliwy uśmiech, niczym wyrozumiały ojciec, ale nie dotarł on do jego ciemnych oczu. Nie mogłeś sobie odpuścić, prawda?
Cierń ponownie zaproponował im posiłek. Widocznie sam był głodny. Jak to mówią, głodnemu bułki na myśli...albo chleb w głowie? Keer nie pamiętał tego powiedzonka. Nie musiał jeść i kuchenne frazeologizmy momentami mu umykały. Za to tutaj nie musiał ukrywać swojej rasy i zmuszać do napychania się niepotrzebnym pokarmem.
- Ja jestem syty, ale wam panowie życzę smacznego! - uśmiechnął się szelmowsko. - Za to chętnie skuszę się na coś niealkoholowego, szkoda by było zakończyć wieczór pod stołem - dopowiedział. Siedzenie z pustymi rękoma, gdy oni będą zajadali w najlepsze, z góry odpadało. Zamówił dla siebie ten sam sok co wcześniej. Nie dbał o to czy pomyślą, że to niemęskie, dziś musiał zachować jako taką gotowość.
Gopnik wydawał się umierać z głodu, bo zamówił pieczeń. Przynajmniej Gawain wiedział, co to takiego. Spojrzał na Lusiana, ciekaw czy coś sobie zamówi. Chciał wiedzieć, co lubi jeść, jeśli miał kiedyś przygotować kolację lub poczęstunek.

Yako - 28 Styczeń 2017, 02:34

Kitsune spojrzał rozbawiony na Upiornego - dziękuję za radę i na pewno ją zapamiętam - również posłał Arystokracie szyderczy uśmieszek Tak mój drogi, ucz mnie jak się obchodzić z panienkami. - Na razie jednak dotrzymam panom towarzystwa, chyba, że chcecie się mnie już pozbyć - zaśmiał się szczerze, ale faktycznie nie ruszył się z miejsca. Nie było mu spieszno do igraszek, snu ani jedzenia nie potrzebował, alkohol na niego nie działał, mógł żyć wiecznie, więc po co się spieszyć?
Założył nogę na nogę, słysząc jak mężczyźni wychwalają Kapelusznika. W końcu najprawdopodobniej tylko on i lis zdawali sobie dokładnie sprawę co piją. Wątpił by Kapelusznik pomyślał po prostu o rumie i ten okazał się jednym z lepszych trunków. Ale jeśli tak było to facet musiał mieć niesłychane szczęście.
Słysząc tłumaczenie na temat gry aktorskiej, pokiwał tylko głową - no to widzisz, że na żywo może nie okazać się tak zwinna jak na tych całych filmach - zaśmiał się. Sam wiedział co potrafi ale miło było usłyszeć od kogoś w Krainie Luster takie komplementy. W sumie nigdy nie oglądał swoich filmów mimo iż w domu miał wszystkie w jakich grał. Dostawał po prostu od producentów zawsze jako jeden z pierwszych osób, swój własny egzemplarz. Większość, o ile nie wszystkie były jeszcze zapakowane w folie. Yako dobrze się bawił przy kręceniu ich i miał stały dostęp do pokarmu, jednak oglądanie wyników jego pracy raczej już go tak nie fascynowało.
Spojrzał rozbawiony na Gawaina, gdy ten zaczął mówić na temat Luci, tak jakby była jakimś wytworem marzeń dwóch małych chłopców, chociaż Cień wiedział najlepiej co potrafi lisica, choć też nie całkiem się o tym przekonał.
Spojrzał na zamyślonego Arystokratę. Przez momenty wyglądał jakby się postarzał o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Najpewniej zaczęły go dręczyć jakieś wspomnienia, demona jednak niezbyt interesowało co to takiego.
Jego uwaga wróciła szybko do Cienia, gdy ten zaczął odpowiadać na jego pytanie. Widząc jego wzrok gdy rudzielec skończył tłumaczenie, uśmiechnął się wrednie i poruszał lekko ogonem.
Słysząc o posiłku rozejrzał się znów po sali. Odetchnął z ulgą, słysząc jak Gawain uważa, że powinien zastopować z alkoholem. Nie miał zamiaru go taszczyć do domu na plecach! Może i grał teraz jego ochroniarza i może i Gaw był teraz jego głównym żywicielem, ale nie miał zamiaru go niańczyć. W końcu jest dorosły niech też myśli czasem sam za siebie.
- Ja również jestem syty - powiedział spokojnie, wracając wzrokiem do rogacza - jednak bardzo chętnie zaspokoję inny apetyt, więc jeśli panowie pozwolą... - mówiąc to zerknął na Gawaina, czekając na jego pozwolenie. Gdy już jest otrzymał, wstał, życzył pozostałym mężczyzną smacznego i ruszył w stronę krążących dziewczyn. Wypatrzył sobie jedną. Rudowłosą ślicznotkę o złotym spojrzeniu i skrzydłach, bardzo przypominających skrzydła jakiegoś drapieżnego, brązowego ptaka. Nawiązał z nią kontakt wzrokowy i uśmiechnął się do niej zadziornie. Nim jednak do niej dotarł do jego czułych uszu dobiegł cichy krzyk, który pozostałym osobom mógł umknąć w tym całych klubowych chaosie. Pokazał dziewczynie ręką, że zaraz wróci i ruszył w stronę dźwięku. Normalnie pewnie by to zignorował, jednak znał ten głosik i musiał to sprawdzić.
Nie pomylił się. Tuż przy wyjściu z głównej sali zobaczył siedzącą na podłodze lamparcicę, z którą tańczył wcześniej. Obok niej klęczała jej luba, a nad nimi ten sam blondas, który "tańczył" z kotką tuż przed demonem. Widać było, że jest pijany i do tego bardzo napalony na biedną lamparcicę.
No kurwa, nie po to zajmowałem się jej nogą, żeby teraz jakiś zasrany napaleniec ją bardziej uszkodził!
Yako bez zastanowienia stanął między nim a dziewczynami, na co skrzydlaty prawie natychmiast zareagował agresją i przyłożył Lusianiowi mocno w jego lewy policzek. Krew z wargi znów pociekła, rozcięta została też skóra na kości policzkowej. Nie zrobiło to jednak na demonie wrażenia.
Dwa ciosy jednego dnia w to samo miejsce? Nie dziwił się, że tak to się skończyło. Patrzył przeciwnikowi w oczy, a w jego błękitnych tęczówkach jarzył się ogień. Blondas wkurzył się i zaczął atakować. Tym razem jednak lis skutecznie unikał ataków pijanego przeciwnika. Pokazał jeszcze ochronie, że nie muszą interweniować po czym (gdy już uznał, że uciekanie mu się znudziło) zatrzymał lecącą pięść i wygiął ją do góry, sprawiając, że skrzydlak upadł na kolana - a teraz ładnie przeprosisz panie i wyjdziesz - powiedział grobowym głosem. Facet nie chciał ustąpić więc Lusian włożył w naciskanie na pięść więcej siły. W końcu mężczyzna ustąpił, wybąkał przeprosiny i dosłownie wybiegł z klubu. Demon za to sprawdził czy z kotkami wszystko w porządku. Na szczęście były tylko wystraszone. Podziękowały mu i same szybko opuściły budynek. Lusian oparł się o ścianę by uspokoić emocje, ścierając cieknącą krew z brody. Podeszła jednak do niego dziewczyna, którą sobie wcześniej upatrzył. Ta rudowłosa. Uśmiechnęła się do niego zalotnie i wzięła pod ramię, prowadząc w stronę Rozkoszy prywatności.

Thorn - 28 Styczeń 2017, 12:43

Towarzystwo rozkręciło się i rozmawiało ze sobą w najlepsze. Chyba nawet znaleźli wspólny temat, bo gadali o czymś o czym wszyscy mieli pojęcie. Wszyscy tylko nie Thorn.
Przysłuchiwał się początkowo z zainteresowaniem, ale po chwili znużenie wzięło górę. Nie miał pojęcia o jakiej aktorce mówią, nazwisko Foxsoul nic mu nie mówiło.
Gdy Gopnik klepnął go w plecy i zapytał czy wszystko w porządku, Thorn prawie zakrztusił się własną śliną ze zdziwienia. Przez chwilę patrzył na niego z mieszaniną zaskoczenia i zakłopotania.
- Eee... - bąknął niczym dziecko przyłapane na czymś wyjątkowo niestosownym - Pytasz mnie... czy dobrze się czuję? - powtórzył za nim - Yyy...Tak! - zakłopotanie zniknęło i wykwitł na nim ponownie uśmiech pewnego siebie Arystokraty - Oczywiście. - dodał z błyskiem w oku.
Cholera. Jeszcze nikt nie zapytał go, czy dobrze się czuje. Nikt nie zainteresował się jego samopoczuciem, nie był więc przyzwyczajony do reagowania na takie pytania.
Szybko jednak wybrnął, ukrywając zakłopotanie pod swoją zwyczajową maską pewnego siebie szlachcica.
- Proszę wybaczyć, trochę już dziś wypiłem i miałem małą... retrospekcję z lat młodzieńczych. - poczuł, że wypadałoby wyjaśnić co nieco - Nie istotne. Było, minęło.
Akurat jego towarzysze przeszli na inny temat. Temat jedzenia. Ruchem ręki przywołał kelnerkę, gdy przyszła zamówił dla Gopnika pieczeń (swoją drogą, facet musiał być głodny jak wilk), dla Gawaina sok, dla siebie sałatkę a dla Lusiana... No cóż. Lusian postanowił wstać i zabrać się za danie główne.
Thorn obserwował go z mieszaniną zainteresowania i rozbawienia. Był ciekaw co w następnej chwili się stanie dlatego nie spuszczał z Dachowca oczu.
Dzisiejsza noc należała do udanych. W głowie mu się trochę kręciło, ale hej! poznał Gopnika, druha którego może nawet kiedyś nazwie przyjacielem, Gawaina, mężczyznę o którym jeszcze nic nie wiedział a który mógł okazać się kiedyś bardzo przydatny i Lusiana, Dachowca o szlacheckim imieniu, skrywającego jakąś tajemnicę. Aż chciało się ją poznać.
Thorn przeczesał włosy dłonią, omijając swoje opalizujące rogi.
Lusian chyba dobrze się bawił, w jego zachowaniu pojawiła się odrobina agresji co tylko dodało scenie pikanterii. Gdy udał się do pokoju przeznaczonego dla par, Arystokrata zaśmiał się cicho. Jego samego też naszła ochota na igraszki, ale wątpił by klubowe panienki były tak chętne na zabawę, którą z kolei on preferował. Rzadko korzystał z ich usług bowiem zawsze kończyło się to płaczem i płaceniem odszkodowania.
Skierował wzrok na Gawaina i wpatrzył się w jego ciekawe oczy.
- Mój drogi, tak się właśnie zastanawiam... Jaką rasę reprezentujesz? Zachowujesz się jak Upiorny, mówię oczywiście o manierach i wyśmienitym słownictwie, ale ni widzę rogów. - mówiąc to, pstryknął w jeden ze swoich - Kim więc jesteś? Marionetkarzem? A może Cyrkowcem?
Dla bezpieczeństwa skupił się na chwilę i założył blokadę. Na wypadek jakby Gawainowi przyszło do głowy użyć sztuczki z czytaniem w myślach albo manipulowaniem nimi, by Thorn zmienił temat.
Rozsiadł się wygodniej zakładając nogę na nogę. Pamiętał, że powiedział wcześniej Gopnikowi o protezie, dlatego skrzywił się lekko gdy 'sztuczna' kończyna wylądowała na zdrowej.
Posyłał Gawainowi i Kapelusznikowi miłe uśmiechy i czekał na odpowiedź rudowłosego. Był bardzo ciekaw, z kim właściwie ma do czynienia.

Gopnik - 28 Styczeń 2017, 13:29

Gopnik z ulgą przyjął wyjaśnienie Thorna. Jemu samemu też bardzo często zdażało się wspominać przeszłość, ba, miewał nawet zapaści. Podczas, gdy inni się świetnie bawilli, zdarzało mu się usiąść gdzieś na uboczu i popadać w depresję bądź nawet fobię. Dlatego też doskonale rozumiał Thorna. Postanowił nie drążyć dłużej tematu:
To dobrze, druhu, w razie co mów.
Chwilę potem w sali doszło do zamieszania w sali, którego powodyrem zdawał się być Lusian. Widocznie chciał obronić koleżankę lamparcicę. Dostał silny cios od blondaska, ale zaraz potem odzyskał czujność i robił niesamowite uniki. Świetnie sobie radził, musiał umieć się bić. W końcu złapał chłoptasia za pięść i zmusił siłą do przeprosin. Gopnik, widząc całą sytuację, prawie nieświadomie zaczął mówić po rosyjsku.
- Szto ty Lucjan, szto ty, blin... Był pełen podziwu wobec umiejętności Dachowca. Zaczął się też śmiać, gdy blondynek zaczął uciekać, niemal jak pies z podkulonym ogonem. Mógł nie być tak nachalny, nawet Gopnik wiedział, że nie ma co wsadzać nosa w nie swoje sprawy. No cóż, był zbyt natrętny, to go ktoś ukarał.
W międzyczasie przyszło zamówienie. Gopnik, nie bacząc na etykietę zabrał się za jedzenie. Zajadał się tłustą, pyszną pieczenią, biorąc do ust kęs za kęsem. Alkohol u niego wzmagał głód, który teraz zaatakował ponownie. Chwilowo nic go nie obchodziło, poza kawałkiem mięsa, które zajadle konsumował.
W tym czasie Cierń spytał Gawaina o jego rasę. Szczerze Gopnika także to interesowało, więc chwilowo oderwał się od dania, wyostrzył słuch oraz spojrzał na Keera. Chętnie chciał usłyszeć jego odpowiedź. Kątem okiem zauważył uśmiech Arystokraty i go odwzajemnił, szczerząc się jeszcze bardziej, niż zwykle.

Gawain Keer - 29 Styczeń 2017, 00:15

Rudzielec zauważył groźny błysk w oku swojego towarzysza. Dawać Lusianowi rady na temat kobiet. Wręcz rozczulający i prześmieszny widok.
Lisołak trochę zaskoczył rudzielca mówiąc, że na ten moment wstrzyma się z igraszkami. Jeszcze minutę temu niemalże ślinił się na każdą skrzydlatą, która przechodziła koło ich stolika. Wydawał się też cieszyć konwersacją na swój temat i reakcji Gawaina, ale koniec końców dał się skusić na nadal otwartą propozycję Ciernia. Keer kiwnął głową w stronę reszty sali, gdy Yako posłał mu pytające spojrzenie. A idź w pierniki i się baw! Demon nadal potrzebował dużo energii, a co zabierze innym, tego nie weźmie jemu.
- Obyś nie zaglądał tam zbyt często - niepewnie klepnął Ciernia w ramię. Rozumiał i niechętnie dzielił jego ból przez krótką, nieuchwytną sekundę. Wolał nie poświęcać temu zbyt wiele myśli, by samemu nie zaglądać do brudów własnej przeszłości.
Kontrolnie spojrzał na odchodzącego lisołaka, gdy ten wdał się w małą bójkę. Skrzywił się widząc jak "ochroniarz" znów obrywa po pysku, już kolejny raz tego samego wieczora i dokładnie we wcześniejsze zranienie. Mój obrońca uciśnionych - pomyślał z przekąsem, ale zdążył już trochę poznać Lusiana, by wiedzieć jaki jest opiekuńczy. Poza tym szło o lamparcicę, którą opatrywał i pewnie nie miał zamiaru tego powtarzać.
Obserwował jak wymusza przeprosiny. Gawain myślał, że jeszcze chwila a blondas się popłacze, chociaż sądząc po tym w jakim pośpiechu opuścił przybytek, chyba nie wiele mu brakowało.
Gopnik wyglądał na zadowolonego z przedstawienia. Keer również był pod wrażeniem umiejętności Yako. Jeśli będą razem kiedyś trenowali, wyjdzie mu to na duży plus.
Poczuł niemiły, zimny kamień w żołądku, gdy zobaczył skrzydlatą. Płomień w jej włosach i bursztyn w oczach. No i te pióra. Jastrzębie. Przynajmniej nie robiłbyś ze mnie debila - zmarszczył groźnie brwi. Trudno było mówić o zazdrości, bo nie był zainteresowany Yako w jego obecnej postaci, ani nie żywił dla niego szczególnych uczuć. Trudno było mówić o zażyłości, a nawet jeśli jakaś istniała, to była raczej jednostronna. Oboje byli dwoma pasożytami, które uczepiły się siebie nawzajem i nie chciały puścić.
Przynajmniej nie będzie musiał iść na panienki. Brak reakcji będzie najlepszy. Nic tak nie rani jak zupełna obojętność. Tak czy inaczej, dowie się, jako kogo Lusian go postrzega.
Cierń bacznie mu się przyglądał. Zdecydowanie nazbyt intensywnie i długo. Gawain poprawił się na siedzisku, po czym uśmiechnął się blado. Nawet Kapelusznik, który jadł aż mu się uszy trzęsły, uniósł się na chwilę znad talerza.
Miło było słyszeć, że nie wyszedł z formy i nadal potrafi ukryć to i owo. Ocena bruneta do zaskakujących nie należała, wszak rogi mógł zamaskować włosami, a kolor oczu znacznie odbiegał od często spotykanej krwistej czerwieni, tak charakterystycznej dla Cieni. Wielokrotnie zachodził w głowę, po kim odziedziczył swoje nienaturalne ubarwienie gałek, ale pozostawało to tajemnicą nawet dla niego.
- Manier da się nauczyć, oczy zakryć soczewkami, ale cień mogę jedynie pożyczyć - mówiąc to uniósł dłoń nad blatem. Nawet jeśli w sali panował półmrok, to Upiorny bez problemu mógł zauważyć, że dłoń rudzielca nie zatrzymuje światła, za to koszula i reszta ubrań już tak.
Oczywiście mógłby nadal ukrywać przynależność do tej rasy, ale po co? Przecież w każdym momencie Cierń mógłby to samemu wydedukować. Dodatkowo był pewien, że Arystokrata nie pyta i gada po próżnicy. Był niezdrowo zajęty jego osobą, co tylko przyspieszyło mu puls.
Zauważył jak Upiorny krzywi się odrobinę przez swoją nogę. Nie chciał jednak urazić go, pytając o nią. Poznany zaledwie parę chwil temu mężczyzna, raczej nie miał ochoty dzielić się osobistymi historiami o swych uszczerbkach na zdrowiu, a tych pewnie znalazłoby się sporo, sądząc po wcześniejszej "retrospekcji".

Rosemary - 29 Styczeń 2017, 00:55

Gdy wyszła z bramy znalazła się w lesie. Totalnym zadupiu. Zero przystanków autobusowych, zero postojów taksowek, rowerów, samochodów czy choćby ludzi. Same drzewa i zwierzyna. Wszystko brzeczalo, piszczalo, ćwierkało, syczalo. Lazilo, skakalo, dreptalo, latało, wspinalo sie itd itd. Można było ocipieć. Owszem w Glass były jakieś lasy. Jednak zero zwierzyny praktycznie. Więcej tam było kopulujacej młodzieży czy cpunow niźli cudów natury. Uroki świata ludzkiego. Nie zapuszczala się tam. Coś w lasach było czego wytłumaczyć nie można było. Swego rodzaju groźba. Nie uchwytna. Nie widoczna. A jednak tam była. Czekała az popełnisz błąd by Cię złapać w swe szpony.
W dodatku tutaj zaczynało się sciemniac. Źle to wróżyło. Nieznany Świat. Nieznana fauna i flora. Nieznane rasy. Nieznana fizjologia i specyfika świata. Musiala się śpieszyć. Doskonale o tym wiedziała.
Tak więc zrobila jak chciała. Zostawiła torbę z ludzkimi pieniędzmi przy bramie. Nie była widoczna z racji że ją zakopala. Trzeba wiedzieć czego się szuka by ją odnaleźć. Zrobiwszy to przemieniła się w poczware. Musiała to zrobić. Przecież nie będzie zapieprzać przez las w szpilkach i krótkiej, odsłoniętej sukience.
Przemianie jak zwykle towarzyszyła subtelna nutka bólu. Heh. Kiedyś brakowało tej subtelności. Rosiczka czuła jak każdy fragment jej ciała jest rozrywany by następnie na nowo się złączyć. Teraz czula tylko lekkie rwanie
Zamieniwszy się złapała swoje torebkę w szczęki. Delikatnie. Tak by nie pociąć swoimi ostrymi jak brzytwa kłami, drogiej skóry. Następnie kierując się przeczuciem ruszyła przed siebie. Sprawnie wymijala każdą przeszkodę. Raz czy dwa z jej gardła wydobył się mrożący krew w żyłach skowyt. Dzięki temu inne drapieżniki z okolic nie przeszkodziły jej.
Las skończył się szybciej niż przypuszczała. Nadal zero ulic i ludzi. Zero cywilizacji. Jedynie wydeptana ścieżka. Szlag by to...
Musiała pozostać w obecnej formie. Trzymała się ciemności. Nie była pewna jakimi mocami wladaja tutejsze rasy i czy coś takiego jak ona jest normalne. Doszły do tego też stare nawyki.
Biegła długo. Bardzo długo. Aż się całkiem sciemnilo a gwiazdy obsypaly granatowe niebo swoim blaskiem. Wypiła przy jednym postoju całą krew jaką miała. W tej postaci o wiele szybciej spalała pokarm.
W końcu usłyszała coś co nie było tchnieniem głuszy.
Z początku wzięła to za szum jezdni. Jednak z każdym kolejnym metrem jej przypuszczenia się zmieniały. Oddech miasta? Nie. Życie. Nocne życie. Kluby.
Tak. To definitywnie były dźwięki nocnej rozrywki. Do tego doszedł zapach alkoholu jak i niebieskie światło. No i chodnik. Nareszcie.
Przemieniona z powrotem, poprawiła swoją sukienke i włosy po czym skierowała się do klubu. Szyld dawał tak mocno w oczy że nie była w stanie go odczytać. Coraz więcej ludzi ją otaczało. Nie zwróciła uwagi na nic nowego. Wyprostowana, z zawadiackim uśmiechem weszła do klubu. Zamiast osilkow na starcie spotkala dwie... Anielice. Prawdziwe anielice.
Dwie ladne dziewczyny ze skrzydłami. Nie jakas marna tekturowa podróbą z doklejonymi piorami.
Wielkie, imponujące skrzydla.
Kobiety skłoniły się i przedstawiły jej cenę wstępu. Na szczęście miała luzem odpowiednią kwotę. Nie chciała się wychylac. Trochę zdziwiła ją bransoletka ale cóż w świecie ludzi co poniektóre kluby używają czegoś podobnego. Jednak w o wiele tańszej wersji.
Poszła dalej i nagle przed nią ukazała się spora sala. Ciemna z niebiezkimi lampami, , z latającymi kelnerkami oraz stolikami, ognistymi kulami zawieszonymi w powietrzu, barem bogato wyposażonym i... Bez podłogi. Serialnie. To wszystko plus dziwni ludzie...
Dopiero teraz zaczęła zwracać uwagę na uszy, rogi, dziwne nogi, kopyta, macki itd. To wszystko było tak cholernie szokujące że Rosemary na chwilę stanęła jak wryta. Jedna z kelnerek ją namierzyla.
- Szanowna Pani pierwszy raz? Proszę śmiało iść dalej. Dzięki bransolecie pani przejdzie - nie była nachalna. Raczej uprzejma i dość wesoła. Rosiczka nie była pewna jak bransoletka ma jej pomóc ale anielica zniknęła. Niepewnie zrobila jeden krok i szok! Oto pod jej stopą zmaterializowalo sie cos na kształt szklanej płytki. Kolejny krok. Kolejna płytka. I tak cały czas.
W połowie drogi do baru nabrała już pewności siebie i śmiało stawiała kroki. W jakiś sposób czula ze tu należy. Do tych wszystkich dziwow. No i dziękowała Hadesowi za to ze sama wyglada jak wygląda. Nie ma macek, ogona czy innej mutacji.
Usiadla na krzesle przy barze. Tutaj podłoga juz byla dzięki czemu Senna poczuła się pewniej. Zamówiła whisky. Czysta. Bez żadnego lodu. Fe.
Zapłaciła, wzięła drobny łyk rozkoszujac się wspaniałym smakiem,rozglądając się z ciekawością.

Yako - 29 Styczeń 2017, 01:18

Dziewczyna zaprowadziła go do jednego z pokoi. Był on dość oszczędnie umeblowany, ale nie przytłaczał pustką. Wielkie łóżko aż zachęcało do tego, żeby się na nim położyć, jednak kobieta obok sprawiała, że na pewno celem położenia się będzie sen, choć na pewno wielu tutaj zasnęło bo intensywnych zabawach.
Skrzydlata na start opatrzyła dokładnie policzek Lusiana na co ten odpowiedział całusem w wierzch dłoni, po czym przyciągnął ją do siebie i pocałował mocno. Kobieta nie była mu dłużna. Od razu postarała się by pokazał swoje mięśnie na co demon oczywiście się zgodził.
To co się działo później zaskoczyło pewnie nawet samą kobietę. Lusian dał jej rozkosz jakiej nigdy nie doświadczyła, jednocześnie pozostawiając na jej szyi widoczny ślad ugryzienia. Lisołak nie krępował się z zabieraniem jej energii, pilnował jednak by nie było tego za wiele, żeby kobieta czasem nie straciła przytomności. Był co prawda nasycony, jednak po tym co się ostatnio działo, potrzebował o wiele więcej energii by dość do siebie. Mimo, że tego nie pokazywał był zmęczony...ale nie miał ochoty na sen. Musiał się wyżyć fizycznie, jednak ani igraszki, ani nawet taniec, nie zmęczyły jego ciała na tyle by położył się spać. W szczególności, że w trakcie zabaw z kobietą nawet nie musiał ściągać spodni. Początkowo skrzydlata była zawiedziona, ale po wszystkim chyba jednak zmieniła zdanie.
Po igraszkach to Lusian opatrzył kobietę, przepraszając ją za to. Była blada z powodu utraty energii i krwi. W końcu Yako nie tylko gryzł ale również spijał krew, która wyciekała z ran. Skrzydlata na szczęście dla lisa nie miała nic przeciwko i na koniec uraczyła go jeszcze długim pocałunkiem. Poczekał aż dojdzie do siebie po czym wyszli razem.
Kobieta była zmęczona i blada, jednak było widać jak bardzo jest zadowolona z faktu, że spędziła ten czas z Yako. Gdy przechodził obok baru, zobaczył nowo wchodzącą dziewczynę, dość kusząco ubraną, jednak jego zainteresowanie kobietami osłabło. Był naprawdę wykończony, a nie wiedział ile jeszcze będzie musiał bawić się w ochroniarza Gawaina. Miał nadzieję, że jednak uda im się już za niedługo wracać do domu, mimo tego, że bardzo miło spędzał czas z Upiornym i Kapelusznikiem. Po prostu nagła utrata prawie całej energii, otarcie się o śmierć, a potem jeszcze kłótnia z Cieniem sprawiły, że powoli osiągał swój limit, mimo iż nie potrzebował snu. Do tego wiedział, że musi się wyżyć, a to zapewniał mu tylko solidny trening.
Gdy mijał barmana, ten gwizdnął cicho by zwrócić na siebie jego uwagę. Gdy demon na niego spojrzał, ten przysunął w jego stronę znanego mu już drinka oraz coś co przypominało wielką, lodowatą żelkę w kolorze krwi. Podając mu ją barman poklepał się palcem po policzku, dając mu znać, że to na jego kolorowe lico. Dodał też, że drink jest na jego koszt. Lusian podziękował miło, zabrał wszystko i wrócił do loży.
Gdy dotarł już do stolika zatrzymał się niepewnie i pokłonił pokornie - bardzo przepraszam panów za to małe przedstawienie - powiedział, uznając, że lepiej się wytłumaczyć, przynajmniej Upiornemu - dziewczyna, która była powodem zamieszania, skręciła wcześniej kostkę w trakcie tańca ze mną i czułem się zobowiązany by jej pomóc, gdyż sama nie miała szans umknąć temu napaleńcowi - wyprostował się i usiadł na swoje miejsce - mam nadzieję, Cierniu, że nie będziesz miał przez to jakiś nieprzyjemności - dodał po czym przyłożył sobie żelkę do policzka. Syknął przy tym lekko, mimo opatrunku na rozcięciu i rozejrzał się kontrolnie za swoją partnerką sprzed chwili, sprawdzając czy wszystko z nią w porządku. Na szczęście ta szczebiotała z koleżankami, pewnie dzieląc się przeżyciami, gdyż pozostałe skrzydlate panienki, co chwila zerkały na Lusiana zarumienione, z ognikami pożądania w oczach. Kitsune jednak nic sobie z tego nie robił. Upewniwszy się, że wszystko z nią w porządku, oparł się wygodniej i odchylił głowę. Zamknął oczy i siedział tak z błogą miną.

Thorn - 29 Styczeń 2017, 21:15

Gawain nie powiedział wprost kim jest, jednakże jego słowa spowodowały wykwit uśmiechu na twarzy Thorna i entuzjazm.
- Ojej! Jesteś Cieniem. - powiedział na głos, ale na tyle cicho by inne stoliki ich nie usłyszały - Pierwszy raz spotykam tak...hmm...otwartego Cienia, mój drogi. - dodał - Nawet nie wiesz, jak jestem szczęśliwy z tego spotkania. Tym bardziej to wielki zaszczyt cię poznać. - skinął ku niemu głową.
Sytuacja która zaszła pomiędzy Lusianem i blond skrzydlatym rozbawiła Ciernia ale powstrzymał parsknięcie. Za to otrzymał w ten sposób bardzo cenną informację - jeśli nawet Gawain i Lusian byli w związku, to był to związek otwarty. I ogoniasty lubił zarówno mężczyzn i kobiety.
Jeśli jednak była między nimi tylko przyjaźń, to musieli znać się dość długo bo między mężczyznami wykształciło się coś na kształt relacji typu "starszy brat-młodszy brat". Lusian nie nosił broni i co chwilę pytał Gawaina o zdanie, o pozwolenie. Po co? Tylko z grzeczności?
A może wiązał ich jakiś... cyrograf? Na samą myśl Thorn uśmiechnął się w myślach dość nieprzyjemnym uśmieszkiem. Lubił takie gierki. Podpisywanie umów, układy i gry. A najlepszy był widok osoby, która bez przeczytania umowy podpisuje ją, godząc się na wszystkie warunki.
Gdy Lusian wrócił, wyszczerzył zęby w uśmiechu. Miał obitą twarz, ale barman zadbał o zimny okład. Opuchlizna powinna po jakimś czasie zejść samoistnie. Mimo to jednak, pochylił się ku niemu z troską wymalowaną na twarzy.
- Mój drogi, czy potrzebujesz medyka? - zapytał - Szkoda tak przystojnej twarzy, lepiej by nie pozostała po tym żadna blizna. - dodał po chwili.
Wyjaśnienia mężczyzny zbył machnięciem ręki. Kto niby miałby mu robić problemy? Barman? Jemu podobało się mordobicie i afery klubowe, przynajmniej się nie nudził. Panienki były zbyt zajęte swoją pracą by coś o tym powiedzieć. A blondas? No cóż. Lusian pozbył się po prostu nieładnego elementu wystroju klubu.
- Nie dziwię się, że ta zareagowałeś. Też bym się zdenerwował widząc, że ktoś niweczy efekty mojej pracy. - powiedział kończąc temat.
Alkohol znowu huczał mu w głowie ale zjedzony niedawno posiłek przyjemnie wypełnił żołądek. Przyglądał się sali. W pewnej chwili zauważył nieznajomą kobietę. Udała się prosto do baru i zamówiła jakiś napitek. Zainteresowała go, ale postanowił nie nawiązywać kontaktu. Był pijany, a to mogłoby skończyć się źle. Złymi manierami, agresją i płaczem, bynajmniej nie z jego strony.
Powrócił wzrokiem do siedzących przy nim towarzyszy. Wypytał już Gawaina, conieco się o nim dowiedział. Teraz czas na przesłuchanie drugiego z mężczyzn.
- Lusianie. - zwrócił się do uszatego - Mój drogi, czy mógłbyś powiedzieć mi co nieco o sobie, rozwiewając moje domysły? Nie lubię wyrabiać sobie zdania o istotach nie poznając ich przedtem. - posłał mu miły, czarujący uśmiech. Tęczowe oczy zalśniły w nikłym świetle latających kul a rogi opalizowały granatem.
Przesłuchanie. Thorn był w swoim żywiole.

Gopnik - 29 Styczeń 2017, 22:26

Kapelusznik bacznie obserwował Gawaina, choć oczywiście wzrok miał zamglony, a oczy przymrużone. W lekkim napięciu, wynikającym z ciekawości, oczekiwał na odpowiedź rudzielca. Ten odpowiedział bardzo filozoficznie, dodając gest uniesienia dłoni nad stołem jako dopełnienie swoich słów.
-Opa, nie ma cienia. Czyli jesteś Cieniem. Swoją drogą przekorne nazewnictwo, Cień a cienia nie ma, ha ha! - Zaśmiał się ze swojego spostrzeżenia. Pijacki umysł nie rozumiał logiki w nazwie rasy, zresztą, Gopnik nawet na trzeźwo paplał głupoty, choć i tak był elokwentny w porównaniu z innymi przedstawicielami swojej rasy. Musiał być, pochodził bądź co bądź z bogatej, choć już upadłej, rodziny. Dziś już nie miał krewnych na tym świecie, a majątek zaprzepaścił. Względnej normalności musiał się też nauczyć w Świecie Ludzi, choć, powiedzmy sobie szczerze, Rosjanie odbiegają od ludzkiej normy.
Wysłuchał grzecznych wyrazów uznania Thorna wobec osobowości Keera. Sam nei mógł ani potwierdzić, ani zaprzeczyć słów Ciernia. Nie znał zbyt wielu przedstawicieli rasy Cieni, toteż nie wiedział, czy zachowanie rudowłosego odbiega od "Cienistej" normy, czy ją spełnia. W każdym razie, nie nazwał by go otwartym, choć trzeba przyznać, jego chłód i mroczność ustąpiły miejsca uśmiechowi i rozmowności. Mimo to w porównaniu chyba z Gopnikiem, czy Cierniem wyglądał raczej na introwertyka.
W międzyczasie z bijatyk i flirtów wracał, wyraźnie zmęczony, Lusian. Przywołał go barman, dając coś na przymrożenie policzka. Dobry facet z bufetowego. I plotki poopowiada, i informacjami polituje, i lód na obolały policzek da. Gdzieś przez salę przeszła jego partnerka, słaba, blada, z opatrunkiem na szyi, jednak mimo to wyraźnie zadowolona. Tymczasem Dachowiec usiadł już na swoim miejscu.
- Ale cię wymęczyła ta panienka, ho ho! Wyglądasz, jakbyś miał tu zaraz paść, ha ha! Zresztą, ty chyba też ją ostro potraktowałeś. Cała blada, z raną na szyi, wymęczona, a mimo to uśmiechnięta od ucha do ucha. Najwyraźniej lubi na ostro, ha ha ha! - rzekł ze śmiechem Gopnik. W zasadzie on też lubił ostrzejsze zabawy, jednak nigdy nie posunął się do gryzienia partnerek. Może nie był Dachowcem, tylko Krwiopijcą. Niewiele o nich słyszał, podobno były Sennymi Zjawami, a te mogły przyjmować przeróżne postaci, więc czemu nie miałoby być Krwiopijcy - lisołaka, który udaje dachowca. No i odnosił się z szacunkiem i niższością wobec Gawaina, który był Cieniem, a te zjadały Senne Zjawy. Z drugiej strony co Senna Zjawa miałaby robić tak blisko Cienia, który mógł traktować uszatego jako przyszłą przekąskę?
- Cierń, przestań zawstydzać towarzysza! To tylko otłuczenie, przyłożenie loda wigoru mu doda! -zarymował niepoprawnie gramatycznie w odpowiedzi na słowa Ciernia w kierunku Lusiana. - Wszystko będzie dobrze, drug! - zakończył, zwacając się do uszatego, nie dając po sobie poznać, co zaprząta jego myśli.
Wyjaśnienia Dachowca i odpowiedź Cienia słuchał, kiwając głową. Zgadzał sie z Arystokratą, blondaska trzeba było nauczyć szacunku do kobiet. Tym bardziej, że ta była skontuzjowana. Przez Lusiana.
- Cierń dobrze mówi, daj spokój. Nikt tu ci nie będzie robił problemów, sam widziałem, jak barman ci kibicował! Dziewczyny? Gdyby blondasek się do nich przyczepił, same by modliły się o takiego wybawiciela! A my przynajmniej mieliśmy ciekawe przedstawienie. - dodał do słów Upiornego. - W dzbanku zostało jeszcze trochę rumu. Napij się, twoje zdrowie! Swoją drogą, świetnie się bijesz, gdzie się tego nauczyłeś? Sam bym chciał umieć takie uniki! - zakończył, szczerze chwaląc poczynania uszatego, nawet pomimo faktu, że jego przeciwnik być może nie był zbyt wymagający.
Umiejętności walki by mu się na pewno przydały. Szczerze powiedziawszy, Gopnik nie umiał bić się w ogóle, jeżeli zdażało mu się stawać naprzeciwko pijanego ruska, był zmuszony stłuc swoją butelkę i machać przed sobą tulipanem, licząc, że jego, zwykle pijany, przeciwnik, wystraszy się ran albo będzie na tyle głupi, by podejść na odległość narażającą się na rany. Zwykle jednak zanim dochodziło do jatki, inni koledzy ich rozdzielali. I całe szczęście, bo ani rany cięte, ani poobijana twarz nie należały do przyjemności.
Cierń zadał kolejne pytanie, tym razem do Lusiana. Gopnik usłyszał prawidłową wymowę, ale już nie pamiętał, że przekręcał imię. Teraz jego myśli zaprzątała odpowiedź Dachowca, a może jednak Zjawy. Swój wzrok skierował na uszatą istotę, oczekując na słowa wyjaśnienia.

Gawain Keer - 29 Styczeń 2017, 23:36

Nie jestem ani otwarty, ani twój... za to z pewnością jestem drogi. Otwartość. Normalnie strzał w dziesiątkę. Gawain jednak nie dał się zwieść. Taka odwrotna psychologia może i by zadziałała, ale Cierń zawahał się, szukając kluczowego słowa. Dokładnie jakby miał na myśli zupełne jego przeciwieństwo.
Kapelusznik był nieźle podpity, ale bawił się wyśmienicie. Niektórzy nie lubiący jego pobratymców mówili, że wystarczy ich usposobienie, by rzucać cień. W przypadku Gawaina nie pomyliliby się.
Wątpił w entuzjazm szlachcica, a przynajmniej jego szczerość. Nikt przy zdrowych zmysłach nie cieszył się na widok Cienia. Czego ty kurna chcesz?
- Za to ja nigdy nie miałem okazji poznać Upiornego Arystokraty o tak sympatycznym usposobieniu - również kiwnął głową i przeniósł spojrzenie na robiącego sobie przerwę w jedzeniu Gopnika - ani tak niepozornego i z pewnością utalentowanego Kapelusznika - uśmiechnął się do niego, ale tym razem uśmiech był już wymuszony.
Cierń niebezpiecznie przybliżał się do tematów, których Keer wolał z nim nie poruszać. Co innego gdyby pytał wprost, ale nieustannie krył się za kurtuazją, grając doskonałego gospodarza wieczoru.
- Poznałeś wielu przedstawicieli mojej rasy? - zapytał zaciekawiony. Chciał dowiedzieć się, co takiego Upiorny myśli o Cieniach jako ogóle. Może też dowie się czegoś interesującego o swoim rozmówcy.
Lusian nie próżnował. Skrzydlata po spędzonych z nim upojnych chwilach, była zupełnie wypompowana. Blada, idąca chwiejnym krokiem, z rozmarzeniem przyglądała się swojemu krótkotrwałemu partnerowi. Nawet ją pogryzł, sądząc bo bandażu owiniętym wokół jej smukłej szyi. Gawain nie wiedział już, kogo przed towarzystwem chce grać demon. Ochroniarza, Dachowca, Senną Zjawę? Lepiej, żeby się zdecydował na jedną wersję.
Yako wrócił do stolika z drinkiem i trzymał przy swojej obtłuczonej gębie żelowy okład. Gopnik słusznie zauważył, że demon jest zmęczony. Zrobił się jakiś smętny. Nie obyło się również bez standardowego tłumaczenia się i kajania.
Cierń próbował go pocieszyć i nawet zaoferował pomoc lekarską. Keer nie był pewien, czy podrywa Lusiana, mówiąc o jego przyjemnych dla oka rysach twarzy. Było mu to obojętne, ale zastanawiał się, po co miałby to robić. Kapelut również nie szczędził miłych słów. Za to Gawain był niemiły i nieuprzejmy, okazując troskę w niecodzienny sposób.
- Medyka?! - odwrócił się do zmartwionego arystokraty - Jemu trzeba oleju w głowie! - wskazał na Yako ręką.
Gawain dostawał od tego szewskiej pasji. Uniósł się i prędkim ruchem złapał i pociągnął demona za koszulkę. Przyciągnął go do siebie.
- Aż tak lubisz obrywać?! - warknął gardłowo i trzepnął go otwartą dłonią po tym głupim łbie. Pchnął go z powrotem na jego miejsce, a sam oparł ręce na stole. - Zawsze musisz zgrywać bohatera... - opadł na sofę i zaczął masować nasadę nosa, marszcząc brwi. Po chwili odsunął od niej palce, łypiąc groźnie na Lusiana - Cholera, przecież wiedziałeś, że cię uderzy! - prychnął z irytacją. Był naprawdę zmęczony. Sam też zareagowałby podobnie, to fakt, ale znał umiejętności Yako. Poza tym miał się nie przemęczać. Czy naprawdę cały swój wolny czas chciał spędzać na byciu opatrywanym, rozbijaniu się po gabinetach i klinikach, łażeniu z kolejnymi okładami na ranach? Jak widać nie tylko długo żył, ale i długo się uczył.
Do tego mam tylko ten głupi sok do picia.
Trudno, najwyżej noc spędzi w Rozkoszy Prywatności albo swojej wannie. Znów nabrał ochoty na kolejną libację lub bójkę. Potrzebował jakiegoś ujścia dla napięcia, które nawarstwiało się od paru dni.
Dolał kapkę rumu do swojej szklanki, ale pozostawił w dzbanku rozsądną ilość. Upił łyk, starając się uspokoić. Spojrzał tylko jeszcze na Lusiana i pokręcił niezadowolony głową. Najchętniej rzuciłby w niego mocno ściskanym przez niego szkłem, oblewając go i odszedł od stołu. Miał gdzieś, co reszta pomyśli o jego wybuchu. Zresztą byłby niezmiernie ukontentowany, gdy pan Gopnik i dostojny szlachcic Cierń ruszyli tyłki i wrócili tam skąd przyszli. Nie muszą go lubić, wystarczy, że nie będą chcieli go zabić.
Musiał jednak zostać na miejscu, gdyż Cierń nie ustawał w swoim małym przesłuchaniu, które postanowił im urządzić. Sprytnie nie doprecyzował pytania licząc, że lis puści parę z ust. Gawain miał tylko nadzieję, że ten nie poplącze się w swoich kłamstwach o rodzinie i pochodzeniu.
Bacznie przyglądał się Lusianowi. Nie spierdol tego - uniósł brew w oczekiwaniu na to, co powie. W najgorszym wypadku lisia kita pozna jedną z jego mocy, gdy postanowi uciszyć towarzystwo.

Rosemary - 30 Styczeń 2017, 00:56

Pasuje tu? Absurd.
To co z początku wydawało jej się czymś naturalnym z każdym kolejnym łykiem whisky stawało się coraz bardziej... Wylobrzymione. Nawet anielice przestały jej się podobac mimo że jedna cały czas na nią spogladala.
Zapewne jest z tych co udają cnotke niewydymke by później ograbic Cie z każdego grosza. Mało z takimi miała stycznosci?
Na początku absurdalnosc tego wszystkiego została zagłuszona przez ekscytacje. Przecież w końcu trafiła do "domu". Jednak nie czuła się teraz jak w domu. Mimo że 1/3 życia spędziła tańcząc na rurach w klubach, tu czuła się całkiem wyobcowana. No i w sumie nie miała do kogo ryja otworzyć a z barmanem gadać nie chciała. Do cholery. Nie ma tu nikogo kto wygląda jak człowiek?!
Strażnicy ostrzegali że tu jest dziwnie ale żeby aż tak? Jak nie skrzydła, to kopytka, jakieś ogony, kocie uszy...
A propo uszu. No i znielubianych przez Rosiczke kotów. Gdy oprozniala właśnie drugą szklaneczke trunku, do baru podszedł mężczyzna. Z fizdą pod okiem, jednym słowem wyglądający jak siedem nieszczęść. Blady, bez energii, i posiniaczony. Bójka. Jak nic Bójka. Aż żałowała że nie była jej świadkiem. Bójki sa zazwyczaj śmieszne i są toczone albo o bzdury albo o przekonania. Śmiechu warte. A więc nasz milusiński dostał jakiś okład i odszedł.
Bezwiednie jej wzrok za nim podążył i prosze! Usiadł przy stoliku gdzie siedzieli sami faceci. I wyglądali normalnie. Było to tak kontrastujące z całą resztą otoczenia że dopiero po chwili spostrzegła coś jakby rogi u jednego z nich. Zrezygnowana westchnęła i wróciła do picia.
Jej głowę zaprzątał główny problem. Nie miała gdzie się zatrzymać. Nigdy nie mieszkała w niczym innym jak hotel albo opuszczonych ruderach. Nie miała też bladego pojęcia czy oni mają tu coś takiego. Jasne mogłaby spać w lesie pod postacią Nightmare ale rano miałaby przesrane. No i w dodatku na dłuższą metę to nie wypali.
Zamówiła trzecią whisky. Nie martwiła się upiciem. Od zawsze miała mocny łeb wiec hulaj dusza, ciału nie żal.
- Macie tu gdzieś blisko coś takiego jak hotel? - ostatnie słowo powiedziała jakby z naciskiem. Wiedziala ze te istoty są w jakiś sposób ludzkie ale odkąd dotarła tutaj nie widziala ani jednego samochodu... Wiec albo mają tu coś w rodzaju godziny policyjnej albo są zacofani technologicznie.
Barman przyjrzał jej się, polerując jakiś pokal.
- Coś by się na pewno znalazło. U nas dostępne są tylko pokoje... Rozkoszy- odpowiedział z przymrużonymi oczami. Barmani są jeszcze lepsi niż te mohery na angielskich osiedlach. Wiedza wszystko o wszystkim i wszystkich.
Pokoje rozkoszy. Słysząc to parsknela niekontrolowanym śmieszkiem. Ciekawe kto nadaje tak absurdalne nazwy. Po chwili jednak opanowała się i całkiem poważnie zadała pytanie.
- A nie dałoby się załatwić tak bym mogła taki pokoik wynająć tak do rana? Oczywiście dopłacę jeśli trzeba. - szepnęła konspiracyjnie, puszczając mu oczko. Naprawdę nie uśmiechało jej się zostawanie tu na noc jednak szwedanie się po nocy, wśród tego wszystkiego było jeszcze gorszym wyjściem.
Barman się chwile zastanawiał. Szepnął coś na ucho kobiecie stojącej w drzwiach na zaplecze. Następnie wymienił pewną kwotę. Prawde mówiąc była niska. W jej mniemaniu cholernie niska. Nie ogarniala zbytnio tej wartości pieniądza.
Ogarnie to kiedy indziej. Teraz najchętniej wzielaby długą kąpiel. Najchętniej nie sama z racji że była trochę bardzo glodna ale no nic. Musiał jej styknac alkohol. Rano się rozejrzy za jakimś przystojniakiem który będzie dobrze pachniał.
Dzięki temu ze dostala pokój była w dobrym humorze. Dała barmanowi spory napiwek. Jak i kelnerce którą poprosila o zaniesienie butelki dobrej whisky i słoiczka z maścią na siniaki, własnej roboty do stolika pana kota. A co. Raz okaże trochę dobroci. Uśmiechnela się filuternie, zabrała kluczyk i z butelką bimbru udala się w kierunku pokojów wygwizdujac sobie melodie z piosenki :Singing in the rain.

Yako - 30 Styczeń 2017, 01:17

Lusian uśmiechnął się zalotnie do Ciernia słysząc jego pytanie - czyżby moja buźka Ci się spodobała skoro tak się martwisz, żeby nie została porysowana? - patrzył przy tym Arystokracie prosto w oczy. Nie miał zamiaru go podrywać, jednak jego pytanie oraz troskliwa mina aż się o to prosiły.
Już miał uspokoić Kapelusznika, że przecież nic się nie stało, gdy nagle usłyszał słowa Gawaina. Spojrzał na niego zaskoczony. Nie protestował, gdy rudzielec pacnął go ręką mocno po głowie, czy pchnął na sofę. Nie znaczy to jednak, że go to nie zdenerwowało. Miał już naprawdę dość tego dnia. Zjadł za dużo, nie miał jak dać ujść nadmiarowi energii, a do tego jeszcze Gawain mu robił jakieś wyrzuty.
Siedział chwilę milcząc i słuchając dalszego narzekania młodszego mężczyzny. Rozmasował miejsce, w które trzepnął go Gaw i spojrzał na niego groźnie. Jego tęczówki ponownie się zmieniły. Jednak tym razem zmianie nie uległ kolor, a źrenica, która zwęziła się jak u kota, kolor nadal jednak pozostawał niebieski. Spoglądał teraz na rudzielca swoimi demonicznymi oczami, nawet nie zdając sobie do końca z tego sprawy. W końcu nie widział swoich oczu. Zmianie uległo tez uzębienie demona. Kły lekko się wydłużyły i jeszcze zaostrzyły. Cały się też najeżył, przez co wyglądał teraz naprawdę groźnie -wolałbyś, żebym pozwolił temu napaleńcowi przelecieć te dziewczyny siłą? - dosłownie warknął na Cienia - sam wziąłeś pod swój dach zupełnie obcą Ci osobę, a mnie się dupku czepiasz, że stanąłem między drapieżnikiem, a jego ofiarą? - Lusian z trudem się powstrzymywał, żeby nie pokazać swojej demonicznej, dziewięcio ogoniastej formy.
Założył nogę na nogę i skrzyżował ręce na piersi. Siedział wyprostowany, pewny siebie. Koniec zabawy z pokornego Dachowca. Lusian wyglądał w tym momencie jakby miał się rzucić Gawainowi do gardła i to bez nawet odrobiny sumienia. - Dobrze wiesz, co się ze mną działo w ciągu ostatnich kilku dni i jestem Ci wdzięczny za pomoc w tym czasie, jednak nie doszedłem do siebie i moje reakcje są opóźnione - warczał dalej i poruszał ogonem zirytowany - nie potrafię zareagować na pierwszy cios przeciwnika, dopiero po nim moje ciało zaczyna działać tak jak powinno i dlatego też się tak szybko męczę - zerknął na Kapelusznika, odpowiadając mu tym samym od razu na zaczepkę, dotyczącą jego igraszek ze skrzydlatą dziewczyną - spróbuj kiedyś sam spojrzeć śmierci w oczy i dojść tak szybko do siebie. - pokręcił z niedowierzaniem głową - i wsadź se w tę swoją samolubną dupę teksty, że dbasz o swoich żywicieli, bo jak na razie tego z twojej strony nie widzę, osoby mi obce, które poznałem kilka chwil wcześniej bardziej się przejmują tym, że wyglądam jak wyglądam niż wspaniały pan Cień - prychnął rozbawiony - mógłbyś chociaż udawać, że Ci zależy, a nie mnie walić po łbie i prawić mi kazania jak małemu dziecku.
Odrzucił okład na stół, miał już gdzieś jak ta opuchlizna szybko zejdzie. - i nie martw się - powiedział już łagodniej, w jego głosie nadal jednak było słyszalne warczenie - nie wyrzucę cię z domu, umiem dotrzymać obietnicy i tak jak mówiłem, póki nie wyremontujesz mieszkania, możesz u mnie zostać. - sięgnął po drinka i jednak widząc jak Cień dolewa sobie rumu do soku westchnął i wyszarpnął mu mocno szklankę z rąk i wcisnął w nie swoją szklankę z nietkniętym jeszcze drinkiem - jak masz się upić to się upij, ale ja nie mam zamiaru bawić się w Twoją niańkę i leczyć ci tego kaca - warknął jeszcze i przestał zwracać uwagę na rudowłosego. Był na niego wściekły i miał dość udawania jego podwładnego. Całą jednak swoją złość przekazał na tyle cicho, żeby nie alarmować osób z spoza ich stolika o tym, że coś się dzieje.
Westchnął ciężko i spojrzał przepraszająco na Upiornego i Kapelusznika. Jego oczy nadal były demoniczne i raczej prędko się to nie zmieni - bardzo was przepraszam panowie za to przedstawienie - westchnął i potarł dłonią kark - już wam wszystko wyjaśnię i jednocześnie odpowiem na Twoje pytanie Cierniu - powiedział i postawił obie nogi na "podłodze" - pochodzę z rodziny Dachowców, która niestety została wybita kilka wieków temu, a ja jestem jej ostatnim przedstawicielem - zaczął już spokojnie, jednak w ogóle nie patrzał na Cienia, cały czas był najeżony, jego kły wydłużone, a źrenice zwężone - przez wszystkie lata podróżowałem po świecie, ucząc się jak samemu przetrwać i podejmując się różnych zajęć - wzruszył ramionami, wpatrywał się w żelkę na stole - jak widać z Gawainem nic nas nie łączy, w sumie poznaliśmy się kilka dni temu, a tę szopkę z udawaniem jego podwładnego wymyśliłem na poczekaniu uznając, że skoro zrobiliście nam psikusa to my wam też możemy, a Keer jak widać to podłapał - pogładził się dłonią po obolałym policzku - kilka dni temu postrzelił mnie jeden pijany myśliwy uznając, że jak sobie biega czarny lisek to fajnie go będzie zranić i zostawić, jego strzała była chyba jakaś zatruta bo bardzo szybko straciłem siły, na szczęście znalazł mnie Gawain i mi pomógł za co jestem mu wdzięczny - chyba pierwszy raz odkąd spotkali Upiornego i Kapeluta powiedział im tyle prawdy co teraz, choć oczywiście była ona przepleciona z kłamstwem - niestety gdy doszedłem do siebie, luba Gawaina uznała, że on ją zdradza z jakąś blondi Upiorną, co według mnie jest śmieszne i spaliła mu mieszkanie, a ja postanowiłem odwdzięczyć się za pomoc i wynająć mu pokój u siebie w domu - zakończył. Nalał sobie trochę rumu i upił łyk, po czym znów przyłożył sobie żelkę do policzka, przymykając oczy - mam nadzieję, że choć trochę zaspokoiłem Twoją ciekawość - westchnął. Po chwili jednak przyszło mu coś innego do głowy. Koniecznie chciał zmienić temat - ale nie mówmy już o takich przykrościach - wyszczerzył ostre, lisie zęby - skoro każdy zadaje pytania to ja też mam jedno - poruszył ogonem, wyglądał jakby poprawił mu się humor - Gawain włada sztyletem, ja walczę włócznią, a wy panowie zdradzicie mi jaką broń preferujecie do walki? - spojrzał na nich pytająco, mając nadzieję, że nie zrażą się do nich zbytnio po tym co przed chwilą odwalili.
W międzyczasie do stolika podeszła kelnerka, postawiła przed nimi szklanki i whisky z górnej półki, a Lusianowi podała maść na siniaki. Spojrzał na nią zaskoczony, na co skrzydlata przekazała, że to od tej dziwnej dziewczyny, którą widział wcześniej. Rozejrzał się by choć kiwnąć jej głową na podziękowanie, ale ta już zniknęła.

Thorn - 30 Styczeń 2017, 18:47

Słowa Gawaina były tak...nieszczere, że Thorn aż się skrzywił w myślach. Wymiana grzeczności jakoś im nie szła, dlatego Arystokrata zrezygnował z ciągnięcia tematu.
- Spotkałem kilku, ale ni rozmawiałem dłużej niż...no cóż, przeczytanie wyroku. - wzruszył ramionami. Nie rozwinął tematu, jego twarz przybrała wyraz znudzonej.
Gopnik rozładował sytuację, naskakując na Thorna wprost, ale jednak bez agresji. Rogaty zachichotał bo Lusian wyglądał jak siedem nieszczęść. Twarz w siniakach, jakby właśnie stoczył bój o życie własne i swoich kompanów, z całą armią.
Pytanie Lusiana sprawiło, że musiał, dosłownie MUSIAŁ jakoś się do niego odnieść. Puścił mu więc oczko, drapieżnie się uśmiechając.
- My, piękni, musimy się wspierać i o siebie dbać. - powiedział przeciągając słowo "piękni".
A to co nastąpiło w dalszej kolejności całkowicie zbiło mężczyznę z tropu. Gawain ochrzanił swojego towarzysza, dodatkowo nawet uderzył go w czubek głowy. O co właściwie chodziło?
Upiorny gapił się to na jednego, to na drugiego z wybałuszonymi z zaskoczenia oczami. Zerkał też na Gopnika szukając u niego jakiegoś wyjaśnienia - może on będzie wiedział lepiej, dlaczego Dachowiec i Cień skoczyli sobie o gardeł?
A skoczyli, bo pokorny jak dotąd Lusian pokazał pazurki, a właściwie szpony. Zaczął pyskować Gawainowi, wylewając cały żal i zdenerwowanie na wierzch.
Arystokrata słuchał uważnie tego, co uszaty miał do powiedzenia. Dużo się dowiedział - mężczyzna walczył już kiedyś na śmierć i życie, miał zaburzony proces reagowania na ciosy co było następstwem czegoś mocnego, co w ostatnich dniach spotkało Dachowca.
Nie przerywał im tego małego przedstawienia. Nie dlatego, że czerpał przyjemność z tej afery, ale dlatego, że po prostu uznał, że nie będzie się mieszał. Cała ta sytuacja sprawiła, że nieco się spiął. Uśmiech zniknął z ust, sięgnął też po swoją laskę - tak na wszelki wypadek. Zdąży w razie kłopotów przyrżnąć jednemu albo drugiemu w łeb i zwieje ciągnąc za sobą Gopnika.
Gdy już się uspokoili, i on odetchnął. Ale uśmiech nie wrócił i gdy Lusian tłumaczył się ze swojego wybuchu, Thorn tylko kiwał głową. Poczuł nagle, że chyba najwyższa pora kończyć spotkanie. Czuł, że irytacja Gawaina z każdą chwilą rosła, może Cierń przesadził z przesłuchaniem? A może po prostu wszyscy byli już zmęczeni.
Cokolwiek by to nie było, Thorn wiedział kiedy zejść ze sceny. Wiedział gdzie go nie chcą i kiedy zakończyć rozmowę.
- Dziękuję. - powiedział tylko, gdy Lusian zakończył wywód. - Zaspokoiłeś moją ciekawość. - dodał uprzejmie - Co nie zmienia faktu, że powinien to zobaczyć lekarz.
No i co z tego, że go nie znał. Nie przejdzie obojętnie obok istoty, która niedawno dostała wciry. Nie był co prawda rycerzem w lśniącej zbroi, nie miał też białego konia... Ale czuł, że Lusian może okazać się w przyszłości bardzo przydatny, dobrze będzie go mieć po stronie sojuszników. A o sojuszników się po prostu dba.
Był mu wdzięczny, że zakończył przykry temat. Zastanowił się przez chwilę. Akurat przyszła kelnerka - zebrała puste naczynia i zakomunikowała Gawainowi i Lusianowi, że Czarna Otchłań jest już uprzątnięta i gotowa do użytku.
Thorn przeczesał dłonią włosy, w dalszym ciągu był poważny bo uznał, że wesołość po kłótni mężczyzn mogłaby zostać źle odebrana.
- Walczę słowami. - powiedział tajemniczo - Zawsze staram się najpierw porozmawiać, niekiedy udaje się uniknąć w ten sposób konfrontacji. - dodał - Jednak gdy już nic nie da się wskórać perswazją, sięgam po rapier.
Przeniósł wzrok na Gopnika, ciekaw czym walczy Kapelusznik. Co prawda nie wyglądał na dobrego wojownika, ale przecież istoty w tej krainie niejednokrotnie go już zaskoczyły.
- Ach, chyba będziemy się za chwilę zbierać, a przynajmniej ja. Za niedługo będzie świtać. - zerknął ukradkiem na zegar przy barze.

Gopnik - 30 Styczeń 2017, 20:04

Sytuacja między Thornem a Gawainem z każdą chwilą robiła się coraz bardziej napięta. Cóż, najprawdopodobniej nie zostaną przyjaciółmi, Gopnika też odpychało zachowanie Cienia. Było... Zimne. Kapelusznik, sam żywy jak ogień, unikał takich istot. Bywały niebezpieczne, nigdy nie było do końca wiadomo, co chodzi im po glowie.
Lusian natomiast był inny. Michaił co prawda nie znał jego przeszłości, ale wydawał się być zgoła odmienny od towarzysza. Stanął w obronie kobiety, potrafił się zabawić i z dziewczynkami, i z pijącymi, choć musiał mieć na prawdę mocną głowę, albo dobrze się kamuflować. Nie było widać po nim ani śladu podchmielenia. No i potrafił zażartować, a to akurat Gopnik najbardziej doceniał. Był sympatyczny, przynajmniej do teraz.
Cierń dość chłodno odpowiedział na pytanie rudzielca, tak jakby chciał go wystraszyć, bądź zdystansować się od niego. Skadowski widział, że z każdą chwilą może dojść do jakiegoś wybuchu. Myślał jednak, że do sporu dojdzie na linii Gawain - Thorn, tymczasem, to, co nastąpiło za chwilę, było niespodziewane.
Arystokrata wybrnął z kłopotliwego, choć żartobliwego, pytania Lusiana sugerującego zauroczenie Rogatego w Dachowcu. Gopnik go pocieszył, żartując jak zwykle. Już Foxsoul miał odpowiedzieć na zaczepkę Kapeluta, gdy Cień zaczął go brutalnie karcić. Początkowo myślał, że to dlatego, iż niebieskooki jest niejako własnością rudzielca, jednak ten, nie atakując co prawda fizycznie, zaatakował bursztynookiego słownie, wyrzucił całą złość, cały jad, jaki najwyraźniej musiał się w nim zbierać od jakiegoś czasu. Faceci niemal rzucili się sobie do gardeł.
Z twarzy Gopnika zniknął sygnaturowy uśmieszek, jego miejsce zastąpiła szeroko otwarta morda. Był w szoku, zresztą nie tylko on. Arystokrata również zaniemówił. Patrzył to na jednego, to na drugiego, podobnie zresztą jak Kapelusznik. Postanowili też w tym samym czasie spojrzeć na siebie nawzajem. Wzrok Rogatego ukazywał szok i pytanie - o co tu w ogóle chodzi. Gopnik tylko wzruszył ramionami. Żebym ja to wiedział przyjacielu... powiedział w myślach. Starał się jednak wyłapać jak najwięcej ze słów rzucanych to przez Gawaina, to przez Lusiana. Może one dadzą odpowiedź, o co tu do licha chodzi.
A słowa ujawniały wiele. Ujawniły, że Dachowiec otarł się o śmierć, przeżył wiele. No i wyjaśniło się, jakie relacje łączą obu facetów. Tak na prawdę nie było tu niczego w stylu Pan - sługa, ba, z kontekstu wynikało, że to raczej Keer był na łasce Foxsoula, mieszkając u niego. Przez chwilę Michaił myślał, że oberwie się również jemu, jednak uszaty jedynie odpowiedział w międzyczasie na jego żartobliwą zaczepkę, po czym wrócił do wyrzucenia swej furii w kierunku rudzielca. Wściekłość Dachowca jednak znalazła swe ujście i spłyneła niczym deszczówka do kanalizacji.
Teraz zwracał się do Thorna i Gopnika, wyjaśniając sytuację. Obaj słuchali uważnie. Cóż, oni zażartowali z Gawaina i Lusiana, to ci postanowili się odegrać. Szkoda, że koniec końców wyszło jak wyszło. Z drugiej strony, pewnie gdyby nie szał lisiej kity, Cierń i Gopnik nie dowiedzieliby się o wielu rzeczach. Z drugiej strony, skąd mogli wiedzieć, w jakim stopniu to, co teraz opowiedział im Dachowiec, jest prawdziwe. Mimo wszystko mówił przekonywująco i był targany emocjami, jednak z drugiej strony był świetnym aktorem, o czym Skadowski zdążył się już dziś przekonać.
Historia jednak też była spójna. Ba, Gopnik wcześniej nawet słyszał plotki o pożarze. W zasadzie odpowiedź Lusiana sporo wyjaśniała. Cała sytuacja jednak wszystkim popsuła humor. Nie chodzi tu nawet o Lusiana i Gawaina, Cierń i Gopnik także przestali się uśmiechać i byli spięci. Chwilę potem jednak, jakby dla rozluźnienia atmosfery, uszaty rzucił pytanie dotyczące broni. Rusek co prawda nie był wojownikiem, to ostatnia rzecz, o jaką można było go posądzać, ale miał swoje ulubione bronie. Wysłuchał jednak najpierw nieco metaforycznej wypowiedzi Thorna. Żałował, ze sam nie jest tak wyszukany. W zasadzie nawet nie do końca wiedział, czym jest rapier, kojarzyło mu się to słowo jednak z jakimś typem szabli, w mniejszym stopniu miecza. Nadeszła jego kolej na wypowiedź.
- Cóż, ja raczej stronię od walki. Jak sami pewnie widzicie, nie jestem typem wojownika. Oczywiście, czasami, gdy trzeba było stanąć naprzeciw jakiemuś agresywnemu typowi, musiałem się bić, na szczęście nie były to walki na śmierć i życie. - Gopnik chciał wyjaśnić swoje nieobeznanie w broni. - Gdy trzeba bylo kogoś postraszyć, brałem w łapę butelkę, tłukłem ją i machałem facetowi przed sobą tulipanem. Mam jednak swoje ulubione bronie, z których jednak nie było dane mi korzystać. Może na szczęście, bo to bardzo śmiercionośne zabawki. - kontynuował. Z powrotem miał chęć na paplanie, na opowiadanie przeróżnych historii. - Pierwsza z nich to Kałasznikow. Taki karabinek automatyczny, coś, jak kusza strzelająca serią, a zamiast bełtów miotająca metalowe kule. Prosta, niezawodna i zabójcza pukawka. - mówił z wyraźną fascynacją o broni ludzi. - Druga jest jednak co najmniej milion razy potężniejsza od poprzedniej. Zarówno straszna, jak i piękna. Zwie się bomba atomowa. Wiecie, czym jest zwykła bomba, prawda? Takie ustrojstwo, które wybucha z hukiem i niszczy jakiś tam obszar. No to taka zwykła przy atomowej to zaledwie pierdnięcie. Wybuch tej drugiej można porównać do piekła na ziemi. Powstaje ogromna ognista kula, która spala wszystko na swojej drodze, a za nią podmuch zdmuchujący domy i lasy niczym okruszki ze stołu. A na dodatek podobno ogromne połacie terenu, spustoszone przez to inferno są potem niezdatne do zamieszkania. Każdy, kto tam przyjedzie zacznie chorować. Skóra zejdzie z ciała, wzrok zaniknie. Straszne, acz sam wybuch - przepiękny. Widziałem na filmach, całe szczęście, że tylko tam. Ogromna kula ognia, potem słup dymu w kształcie muchomora sięgający chmur. - mówił z nieukrywaną ekscytacją, jednak zarazem ze strachem. - Z tego co wiem, tylko rządzący ważniejszymi krajami mieli do tego dostęp, zresztą słusznie. Podejrzewam, że gdyby ludzie waliliby w siebie nawzajem tymi bombami, nic by teraz z tamtego Świata nie zostało. - zakończył ponuro swoją opowieść. W tym samym czasie Arystokrata zasugerował koniec spotkania.
- Tak, już chyba kończymy na dziś. - dodał do słów Thorna. - Dużo zresztą już dziś wypiliśmy. Cierniu, gdzie się teraz kierujesz? - zapytał towarzysza i zaczął powoli wstawać z siedzenia.

Gawain Keer - 30 Styczeń 2017, 20:38

Czemu go to nie dziwiło. Wiadomo, że większość Cieni żyła na krawędzi prawa i porządku podobnie do niego. Z kontekstu wywnioskował, że Cierń jest jakimś sędzią, może katem. Ważne, że nie pytał już o nic. Chyba popsułem ci zabawę - kwaśno skwitował w myślach minę arystokraty. Do Yako odnosił się milej, ale lis potrafił oczarować każdego zaledwie w ułamku sekundy.
Jakoś wybrnął z udawanego podrywu demona, a Gopnik jak zwykle żartował. Nawet trochę polubił tego faceta. Mówił co myślał, a uśmiech rzadko znikał z jego twarzy. Niestety Kapelusznik pewnie nie odwzajemniał koleżeńskiego stosunku. Gawain nie musiał pytać dlaczego.
Spojrzenie Lusiana przybrało drapieżniejszego wyrazu. Jego małe lisie ząbki wyglądały na ostrzejsze i dłuższe, a każdy włos stanął dęba. Był wściekli jak wszyscy diabli, ale nadal zachowywał anielską cierpliwość, co tym bardziej rozjuszyło Gawaina.
- Trzeba było mu wpieprzyć zanim się na ciebie rzucił, a potem gadać i odstawiać pokazówki - wycedził, ale im bardziej był zły, tym chłodniejszy stawał się jego ton. Yako wyglądał przerażająco, ale Keer był nabuzowany i nie robiło to na nim wrażenia. Po tym wszystkim, przez co przeszedł w tym tygodniu, nic go już nie dziwiło. Zbyt wykończony, pijany i skołowany spływało to po nim jak po kaczce.
Wdzięczność? Niby gdzie on ją do jasnej cholery widział?! Bo pozwolił mu mieszkać u siebie, choć on tego nie potrzebował? Bo parę razy się z nim przespał? Fajnie, że ich wspólna droga została wybrukowana kłamstwami i niespodziankami przyprawiającymi go o zawał. Za każdym razem, gdy próbował zaufać demonowi i odrobinę się otwierał, ten fundował mu kolejny wstrząs.
Do tego Yako znowu uznał, że w ogóle o niego nie dba i się nie przejmuje. No jasne, bo klepanie po plecach i mówienie, jaki jest super, mu pomoże. Szkoda, że to on musiał mu potem robić okłady i latać po lekarzach.
- Miałeś się oszczędzać. Nie sprzątać syf w mojej chacie, nie wdawać się w bójki w klubie. Martwię się, ale nie jestem twoim pieprzonym ojcem ani matką, żeby pilnować takiego dzieciaka jak ty. Lubisz ryzyko? Spoko! Ale nie myśl, że będę się cieszył, bo uratowałeś jakąś lalę, samemu dostając przy tym po japie - przeczesał włosy dłonią i głęboko odetchnął.
Lusian odrzucił okład. Po prostu pięknie. Jak on lubił robić z siebie totalną ofiarę i dokładać mu pracy. Najpierw nie chciał przyjmować jego energii, a teraz to. Cierpienie naprawdę aż tak go uspakajało?
Na mieszkanie i drinka nic nie powiedział. Miał gdzieś dom, kuszę i ubrania. Było go na wszystko stać. Szkoda tylko, że w domu Lusiana został sennik jego matki. Napoju nie ruszył nawet palcem.
Bawił się zapięciem uprzęży i nie patrzył na demona więcej, słuchając jak ten udziela Cierniowi odpowiedzi.
Dalej kłamał, ale tak długo jak mówił o sobie, Gawain to tolerował. Dopiero gdy powiedział, że nic ich nie łączy, poczuł ukłucie w sercu.
Mówiąc o pijanym myśliwym krył go, tak jak swoją moc wspominając o truciźnie. Za to przy części o jego mieszkaniu i zupełnie wymyślonej historii z lubą i urojonym przez nią romansie, myślał, że zwariuje. Czyś ty do reszty ocipiał?
Teraz będzie musiał pamiętać te kłamstwa i ciągnąć je dalej. Jak się nazywała ta dziewczyna? Jaką Upiorną podejrzewała? Skąd jest? Jak się poznali?
Takiego rozwiązania nie mógł zaakceptować. Reputację łatwo zepsuć, a wystarczyłoby, że Cierń zadałby jedno pytanie i może zmieniać zawód. Czym innym była ułagodzona wersja wydarzeń na polanie, a czym innym wymyślanie nieistniejącej kobiety. Takie łgarstwa mógł stosować na płotkach, ale nie na Upiornym, który miał politykę we krwi i najprawdopodobniej narodził się, będąc z góry założoną częścią układanki.
O lekarza nie musiał się martwić. Poślą po jakiegoś jutro albo przejdą się do kliniki. O ile Yako w męskiej postaci jeszcze jakoś wyglądał, to Luci nie mogła paradować taka obita i pokiereszowana. Poza tym im szybciej znikną rany, tym szybciej się pogodzą.
W między czasie podeszła do nich kelnerka informując ich o łaźni i podarku od tajemniczej nieznajomej, ale Gawain nie dojrzał jej na sali. Na kąpiel zupełnie stracił ochotę, tak samo jak na alkohol i panienki.
Cierń walczył głównie słowami. Rapierem nauczył się wymachiwać pewnie w jakiejś szkole wojskowej lub od prywaciarzy. Szlacheckie rodziny dbały o wychowanie i edukację swoich podopiecznych.Też mi niespodzianka.
Za to Gopnik nie wyglądał na kogoś, kto umiał walczyć lub chciałby to robić. Słuchał jak opowiada o pukawkach i broni jądrowej. Faktycznie zabawił po drugiej stronie dość długo. Do tego nie stronił od improwizacji, co Gawainowi się podobało. Zarówno ludzie i Lustrzanie mogli zginąć od zwykłej cegły, kawałka szkła lub zaostrzonego badyla. Proste i skuteczne, choć wymagało więcej siły niż strzał lub cięcie nożem.
Sam broń palną trzymał w ręku zaledwie parę razy, ale była dla niego zbyt głośna. Nie brał udziału w strzelaninach i napadach na sklepy jubilerskie, więc zwyczajnie jej nie potrzebował.
Powoli wstał z miejsca i bez słowa zaczął odpinać pochwę ze sztyletem. Nie słuchał już nikogo. Chciał tylko stąd wyjść. Walnął uprząż na stół i przesunął pod nos Lusianowi.
- Nie mam zamiaru ciągnąć twoich kłamstw za sobą - powiedział szybko i bardzo cicho, ale wiedział, że Lusian doskonale go słyszy dzięki swoim uszom - Jeśli nie zdementujesz części o lubej, do sztyletu dołączy to - uniósł w górę mały, srebrny kluczyk i schował go z powrotem do kieszeni.
Ze sztyletem niech zrobi, co zechce. Przynajmniej Lusian będzie miał pewność, że nie zrobi niczego głupiego sobie, ani nikomu innemu. Tak jakby miał zamiar, ale mniejsza o to.
- Nie każ mi żałować tej decyzji - powiedział już normalnie, patrząc na demona i przyłożył mu okład do policzka. Oczywiście chodziło mu głównie o polanę, ale nie tylko. O każdą chwilę, w której podejmował decyzję, czy pozbyć się lisa nie tylko ze swojego życia, ale z życia wszystkich. Gdyby nie dobroć jaką Lusian okazywał wszystkim wokół, nie miałby takich rozterek.
Odwrócił się do Gopnika i Ciernia - Miło było panów poznać. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach - westchnął z rozżaleniem - Życzę wam dobrej nocy - skinął głową i odszedł od stolika. Naprawdę szkoda, byli nietypowymi przedstawicielami swoich ras, tak jak on sam, ale czuł, że nie będą go chcieli więcej widzieć.
Nie zdążył już usłyszeć, jak Upiorny i Gopnik zapowiadają swój powrót do domu.
Nie oglądał się za siebie i poszedł do szatni, by odebrać płaszcz i rękawiczki. Ubrał się szybko i wyszedł z klubu. Nie zapomniał również oddać bransoletki uskrzydlonym kobietom.
Wcisnął ręce w kieszenie płaszcza i powoli oddalił się w stronę swojego mieszkania lub domu Yako. Spanie w wannie wcale go nie kusiło i miał już dość wdychania tego pyłu. Donikąd mu się nie spieszyło. Musiał zmuszać się do każdego kroku. Zgarbiony patrzył pod nogi i szedł przed siebie.

Z/T



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group