To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Opisy Dodatkowe - labirynt z góry wyglądał na prosty.

Anonymous - 4 Lipiec 2016, 23:40
Temat postu: labirynt z góry wyglądał na prosty.


"Nie zależy nam - mówił on - na tworach o długim oddechu, na istotach na daleką metę. Nasze kreatury nie będą bohaterami romansów w wielu tomach. Ich role będą krótkie, lapidarne, a charaktery - bez dalszych planów. Często dla jednego gestu, dla jednego słowa podejmiemy się trudu powołania ich do życia na tę jedną chwilę. Przyznajemy otwarcie: nie będziemy kładli nacisk na trwałość ani solidność wykonania, twory nasze będą jak gdyby prowizoryczne, na jeden raz zrobione."
~ B. SCHULZ


DUMA.


0



does your mother know that you're out

„Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek najdzie mnie ta nieodgadniona i przygnębiająca tęsknota, skutecznie chwytająca za kark i ciągnąca za włosy do samej ziemi. Zwykle uważałam to za jakieś niezrozumiałe i niewyjaśnione anomalie, bo w końcu z jakiej racji powinien mnie obchodzić ktoś, kto zniknął z mojego życia z dnia na dzień, nie zostawiając po sobie nawet niedopitej herbaty.
Denerwowałeś mnie na każdym kroku. A nawet półkroku, nie zdążyłam nawet dotknąć moim nowym, wypastowanym butem ziemi, a ty już zdążyłeś wypaplać coś, co mnie skutecznie zirytowało. Nie były to głupoty, wręcz przeciwnie - twoja natura mądrali przelewała się przez ciebie z każdym wypowiedzianym słowem. I chyba to najbardziej mnie wkurzało, bo najzwyczajniej w świecie ci zazdrościłam. Duma to, Duma tamto, powtarzali rodzice, jak najęci kupując ci coraz większe stosy książek. Chyba chcieli tym trochę odpracować ten czas, którego ci nie poświęcali, ale z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że raczej widzieli w tobie pewien potencjał, którego koniec końców nie udało im się zrealizować.
Tym bardziej nie mogę pojąć tego czegoś, co zagnieździło się w mojej głowie, nieuzasadnionego przekonania, że jednak to uczucie pustki trochę racji w sobie ma. Poza momentami, w których miałam ochotę stosować wobec ciebie nieskrępowany ostracyzm, nie byłeś aż taki zły. Ba, czasami nawet udało ci się mnie rozśmieszyć i to nie tylko w sytuacjach, kiedy obrażałeś się na cały świat i wracałeś z płaczem do domu; pamiętam te jaśniejsze przebłyski wspomnień, może teraz nieco przekształconych i zamazanych, ale nadal silnie tkwiących w moim umyśle. Lubiłam te nasze wyprawy (właściwie jestem pewna, że naszym powołaniem było podróżowanie), gdzie podczas przeskakiwania z kamienia na kamień adrenalina pulsowała z zawziętością, przysłaniając zdrowy rozsądek, szwendanie po polach sąsiadów i szaleńcze ucieczki z miejsca zdarzenia - bo z kim innym mogłam to robić, jak nie z tobą? Byłeś moją oporą, świadomością, że nie jestem tam sama i mam się jeszcze do kogo odezwać. Koniec końców i tak wybaczałam ci wszystkie docinki i kłótnie, a obraza na ciebie przechodziła mi zwykle po niecałej godzinie, nawet wtedy, kiedy wiedząc, że jestem alergiczką, podkładałeś mi dmuchawce pod nos kiedy spałam.
Teraz gubię się we własnych przekonaniach do tego stopnia, że jestem rozdarta w swoich poczynaniach - czy lepszą opcją jest mieć cię przy sobie, trzymać i nigdy już nie wypuścić, czy żebyś nigdy ponowie nie pojawił się w moim życiu, w obawie, że ponownie z niego znikniesz."

~ Lou
OH I KNOW THAT BOY'S GONNA RIP ME UP
'CAUSE HE AIN'T THAT NICE HE WON'T DO RIGHT
HE'LL LEAVE A NASTY CUT
OH I CRY UNTIL I JUST DISSOLVE
COME ON WATCH MY HEART TURN TO PULP


Ten dzień był jednym z najpiękniejszych dni w moim życiu. Był jednym z najpiękniejszych dni w moim życiu, bo wiedziałam, że jestem częścią czegoś, biorę w czymś udział, pomagam coś stworzyć. Byłam bez reszty oddana idei, przyświecał mi taki sam cel, jak twojemu ojcu, jak mojemu ojcu. Wszystkie osoby, które stały lub siedziały w tym kościele również popierały nasze starania. Hej, wszyscy chcieli, żebyśmy szczęśliwi. Jako rodzina. Jedna, wielka rodzina.
Wszyscy, poza tobą.
Pamiętasz kościół? Wydaje mi się, że tak, bo kiedy zachwycałam się maszkaronami, przepięknymi witrażami i bajecznymi pinaklami, ty mamrotałeś coś o przewadze sztuki neoklasycznej nad średniowiecznymi stylami architektonicznymi – chyba wtedy popełniłam pierwszy błąd. To był chyba pierwszy przypadek, kiedy kłóciliśmy się o cokolwiek. Na trzeźwo. Powtarzałeś, że o ile Mistley Towers zaprojektowane przez Jamesa i Roberta Adama nie należą do najbardziej chwytających za serce dzieł osiemnastego wieku, to kaplica w Yester zwali mnie z nóg. Ostatnio pojechałam w okolice Haddington tylko po to, żeby ją odnaleźć. Rzeczywiście, jest ładna. Ale nie pomieściłaby naszych wszystkich gości. Szkoda, że nie było twojej rodziny-rodziny. Tej egzotycznej rodziny, której nie pamiętałeś nawet nazwiska… Naprawdę go nie pamiętasz, czy udawałeś, bo nie chciałeś tam wrócić? Czym przekupił cię Martin? Dał ci mnóstwo cukierków i obiecał, że twoje życie będzie lepsze? Że będziesz miał więcej osób, z którymi będziesz mógł się bawić? Powiedział ci, że ma córkę, która zastąpi Louise? Wiesz, to ją zawsze chciałam poznać najbardziej. Mówiłeś, że jest trochę podobna do Lii – zresztą, imiona też są podobne! Chociaż mam nadzieję, że ona nie była tak zapatrzona w ciebie jak Lia… To by się źle skończyło. Naprawdę jesteś złą osobą do naśladowania. Wiem, co mówię – chciałam być taka jak ty.

***

Nigdy nie groziłam ci nożem! Nigdy nie groziłam ci nożem, a na pewno nie świadomie. Wiesz, kochanie, nigdy nie byliśmy stereotypowym związkiem, o którym tak marzyłeś. Nie chciałeś mojej wolności i byłeś gotów wyrzec się swojej po to, żebyśmy byli szczęśliwi razem. Bałeś się swojej dzikości, ale akceptowałeś moją, mimo że wiedziałeś, ba! rozumiałeś, że nic, co robię, nie jest uczciwe wobec ciebie. Popełniłeś tylko jeden błąd. Jeden, ale decydujący i rozstrzygający – skarbie, uwierzyłeś we mnie.
Skarżyłeś się na to, że będzie to ślub kościelny, ale przełknąłeś to, bo wiedziałeś, jak bardzo mi na tym zależy. Wybrałeś mojego brata na świadka, bo tak sobie zażyczyłam. Zrobiłeś wszystko, co chciałam, ale do końca miałam wątpliwości.
Do dzisiaj nie rozumiem, czemu powiedziałeś „tak”. Widziałam strach na twojej twarzy, kiedy po tym, jak ojciec zaprowadził mnie przed ołtarz i stanęłam przed tobą, zobaczyłeś moje zwężone źrenice – „hej”, pomyślałeś pewnie, „to ostatni raz, kiedy widzę ją taką. Zadbam o nią. Pomogę jej, a ona pomoże mi.”. Nie pomogłeś mi. Nie pomogłeś sobie.
Przesadziłeś z alkoholem, ja byłam pod wpływem. Najpiękniejszy początek pożycia małżeńskiego, jaki mogłam sobie z tobą wyobrazić.
Dobrze, groziłam ci nożem. Ale to było wyłącznie dla naszego dobra. Nawet nie wiesz, ile zrobiłam, żebyś był chociaż trochę mniej nieszczęśliwy, niż byłeś. Skonstatowałbyś, że nawet za dużo.




II



you were supposed to kill him with kindness, not do it literally

- Słucham, Finn?
- Skarbie… przepraszam, ale ktoś musi ci to przekazać. Tylko nie mów nikomu, że ja to zrobiłem. Twój brat nie żyje. Przepraszam, kotku… Ja naprawdę… nie mogliśmy temu zapobiec… On… No… Laura?
- …
- Laura?
- hhh…
- Powiedz coś. Mów do mnie, skarbie. Nie rozłączaj się.
- Kto? Jak?
- Twój mąż. Twierdzi, że w obronie własnej, a przynajmniej tak nam to tłumaczył, kiedy po niego przyjechaliśmy. Mamy go, zamknęliśmy go i czekamy, aż ochłonie… Chociaż jest nad wyraz spokojny. Ciało zabezpieczyliśmy. Horne powiedział, że to jest nasza szansa.
- Wasza szansa? NA CO? GDZIE ON JEST?! DLACZEGO SIĘ PRZEDE MNĄ SCHOWAŁ? Finn? Finn? Proszę, pomóż mi… Przyjedźcie… dlaczego nie jesteście u mnie? Ja mam przyjechać? Boże, Finn, czy to oznacza, że on nie żyje? Tak naprawdę? To musi być jakiś żart, przecież Duma nigdy by nie… Oni… Przecież oni… Damien…
- Lia i George już do ciebie jadą, twoja matka też jest w drodze. Trzymaj się, kochanie, teraz na pewno wywalą go na zbity pysk. I wiesz, w końcu… ty i ja…
- Kocham cię.
Ślepy zaułek, para stojąca przy śmietniku. Średniego wzrostu mężczyzna przeczesał ręką popielate włosy i odsunął się od odrobinę niższej od niego dziewczyny. Ja jestem tą dziewczyną. Mam srebrno-niebieskie oczęta o zbyt dużych źrenicach, bladą płeć i perfekcyjną figurę. A ty? Ty jesteś pretensjonalny, zadufany, zamknięty w sobie, w milczeniu przytakujący na piekło, które od zawsze ci urządzałam… Zawsze w myślach tłumaczyłam sobie to tym, że musiałeś przytakiwać na takie zachowania całe życie. Nauczyłeś się, że ludzie są nieprzewidywalni, dzicy, egoistyczni i wkładałeś dużo pracy w obserwację nie po to, żeby z tym walczyć – jednak teraz wydaje mi się, że było wręcz na odwrót. Czasem cię to bawiło, czasem cię to podniecało, ale zawsze ciągnęło cię do osób, które miały najbardziej namieszane we łbie. Ja, Damien, Alice. Piszę to do ciebie, bo mam nadzieję, że kiedykolwiek odpowiesz mi na pytanie, kim jesteś naprawdę. Albo kim byłeś wtedy, kiedy…
- Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię tak bardzo, a ty, ty… - uśmiechnąłeś się, kiedy to usłyszałeś. Albo tak mi się tylko wydawało, bo zaraz powróciłeś do swojej typowej, kamiennej maski, spod której przebijały się jedynie w oczach zwykłe iskierki rozbawienia. Miałeś się z czego śmiać, ale mi nie było do śmiechu.
- Marcus, Johnny, Finn, Martin, nawet Arnold… Kiedy planowałaś mi o tym powiedzieć? Podpowiem ci, kiedy: czekałaś na moment, w którym będzie ze mną bardzo źle. Ale ten moment nie nadchodził, a Damien… miał… - zmarszczka na twoim czole pokazała mi, że zrozumiałeś. Odsunęłam się o krok, bo na tylko tyle pozwoliły mi lekko zwiotczałe nogi. Trzymałam się na nich ledwo (wiesz, że zawsze lubiłam przeciągać imprezy – to był mój trzeci dzień bez ciebie), ale wiedziałam, co będę mieć teraz na ustach:
- Kocham cię, KOCHAM cię. Tak właśnie to IM robiłeś wcześniej?! Wkraczałeś w ich życie z krzykiem, kąśliwą uwagą czy LOSOWYM, – wywróciłam oczami – ale niezwykłym wydarzeniem? Potem pewnie było tylko „to zmieniło moje życie o sto osiemdziesiąt stopni!” Hej, moje też to zmieniło! SPIERDOLIŁEŚ. MI. MOJE. ŻYCIE.
Potem zaczęłam płakać, ukryłam twarz w dłoniach. Nie widziałam, co robiłeś dalej, ale słyszałam. Słyszałam, jak odchodzisz. Słyszałam, jak podszedł do mnie Johnny, który objąwszy mnie, zaczął szeptać mi jakieś frazesy, które miały mnie udobruchać. Kurwa, udobruchać. Użył nawet tego słowa. Prawie nie dałam mu za to w twarz.
- Zniszczę cię. Zniszczę wszystko, do czego się zbliżysz. Uważaj na swoich bliskich. Uważaj na siebie. Bo twoje życie od dzisiaj jest pierdolonym koszmarem. – syczałam. Pamiętam gniew, który czułam. Furię, potęgowaną przez obejmujące mnie ramiona Johnny’ego. Ograniczał mnie – inaczej już wtedy rozszarpałabym ci ryj.
Ale potem wpadłam na lepszy pomysł. Zobaczyłam coś piękniejszego – widziałam Lię leżącą w rowie, nagą, otoczoną przez dzikie psy, walczące o kawałek jej mięsa. Zobaczyłam twoich rodziców, o których opowiadałeś z taką pasją, wiszących w domu, w którym się wychowywałeś. Twoje najpiękniejsze wspomnienia splamione krwią, którą bym upuściła. Nie, by dać ulgę.
Chcę cię zniszczyć, Dumo. Chcę, żebyś pamiętał każdy moment, który ze mną spędziłeś. Żebyś wiedział, że wiem o tobie wszystko, piszę dla ciebie historię o tobie. Ktoś powinien się tobą zająć solidnie. Dopilnować, byś odpokutował swoje grzechy. Zasiać w twoim życiu wątpliwość, która przerodzi się w strach. Chcę widzieć cię rozhisteryzowanego, nieśpiącego ze strachu po nocach. W jednej ręce będziesz trzymał pistolet, w drugiej flaszkę. Będziesz wtedy wiedział, że ja nadchodzę.
A nadejdę szybciej, niż myślisz.


IV



witch-hunt

repeat to yourself that they’re not really gone - time has proven that fooling yourself into believing a lie is the most effective way to deal with things you have no control over

"CZŁOWIEK PRZYZWYCZAJA SIĘ DO WSZYSTKIEGO, JEŻELI TEN TYLKO OSIĄGNIE WŁAŚCIWY STOPIEŃ ULEGŁOŚCI."
~ C. G. JUNG

I got friends in high places I get out for free
I got in a fight but they don't know me
'cause I'm only a man
and I do what I can

B-E-H-A-V-E


VI



been there done that messed around


VII



the way you look at her

the other woman has time to manicure her nails, the other woman is perfect where her rival fails

but the other woman will always cry herself to sleep, the other woman will never have his love to keep
and as the years go by the other woman will spend her life alone


Leżeliśmy razem w łóżku. Opierałam głowę o twoją pierś, to otwierając, to zamykając oczy – nie mogłam zdecydować się na to, czy walczyć z co nuż rozpraszającym się spojrzeniem (wtedy trudno było mi utrzymać na tobie je zbyt długo, wiesz), czy zamknąć oczy i ponieść się szumowi w głowie, który sam podsuwał mi różne obrazki, zamiast prawdziwego otoczenia. Jednak nie zrezygnowałam – poprawiłam się w miejscu i zabrałam głowę z twojej klatki piersiowej. Rozłożyłam ramiona i westchnęłam głęboko.
- Wybieram szare oczy. Oczywiście między szarymi a brązowymi, bo zawsze wygrywają u mnie zielone – uśmiechnęłam się szeroko do ciebie, kiedy przekręciłeś się na bok, by lepiej mnie widzieć. – Zresztą… teraz moja kolej! A ruda? Co sądzisz o rudych?
Parsknąłeś śmiechem, a ja, gdy ty myślałeś nad odpowiedzią, pociągnęłam kolejnego łyka piwa kokosowego.
- Rude są najgorsze. Albo są typem dziewczyny z sąsiedztwa – skromne, dobrze ubrane kujonice, które przy naciśnięciu odpowiednich przycisków… – parsknęłam cichutko, na co on uśmiechnął się zawadiacko – albo po prostu są mocno szurnięte. Nie mam na myśli w dobry sposób… Wiesz, za długo są same i od tego wariują. Wolne i niezależne, nie potrzebują nikogo, by poradzić sobie w życiu i inne bzdury. Poza tym zawsze wolałem blondynki. Niebieskookie, długonogie, o przepięknej figurze…

Dlatego nigdy nie zrozumiem, dlaczego ona, skoro była najgorsza. Przecież ona nawet nie wygląda na dziewczynę z sąsiedztwa! Wygląda jak ten drugi typ – zobacz! Spójrz na nią! Johnny za mocno uderzył cię w głowę przy naszym ostatnim spotkaniu? Może to szok spowodowany tym, co stało ci się z ręką, co? Strzelam, że tęsknisz za mną tak bardzo, że nie do końca sam jesteś świadom swoich decyzji…
A ona? Ona nawet nie jest godna tego, żeby być następna. Mogłeś wziąć sobie kogoś, kto będzie dorastał mi do pięt, a nie na złość szukał kogoś, kto jest moim wizualnym (i od razu widać też, że intelektualnym, inaczej by się z tobą nie wiązała!) przeciwieństwem. Bo to chyba nie na poważnie, co? Z nią? To byłaby przesada. I coś bardzo nie w twoim stylu, Dumo.
Bardzo w twoim stylu jesteśmy my, razem. Niezależnie, jak bardzo starasz się uciec, cały czas mam cię przy sobie. Pamiętaj, kto ma cię w garści. Nie piszę tego listu, żeby cię zestresować – chcę, żebyś był gotów. Aby, kiedy przyjdzie pora, stawił mi czoła. Godnie. Nie tak, jak zrobiłeś ostatnio. Chcę, żebyś był godnym przeciwnikiem, zwłaszcza po tym, jak znowu mnie rozczarowałeś.
Daj radę. Zrób to dla mnie.


CASANOVA FUCKED ME OVER
LEFT ME DYING FOR YOUR LOVE
CASANOVA CASANOVA
NOW YOU'RE ALL I'M THINKING OF


-----------------------------------------------



M E D I C I N E




---

Cytat:
Według przekonań Nory, do pewnego momentu, władze nad Dumą powinien sprawować tylko i wyłącznie on sam; wydawało się nawet, że jego impertynenckie zachowanie nie pozwoli zbliżyć się nikomu oprócz własnych samolubnych wyobrażeń.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group