To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Klub nocny "Na gorąco!"

Anonymous - 4 Listopad 2016, 21:30

Simon jako pełnokrwisty klubowicz? To byłaby ciekawa część jego twarzy, a Impurity chętnie syciłaby się takim widokiem. Zresztą, o wiele łatwiej byłoby spijać pana Quinna mając go blisko, prawda? Nawet, jeśli byłby w ramionach innej kobiety, bo akurat nigdy nie uważała siebie za szczególnie mocno zaborczą.
- Prawie jak wyznanie - wymruczała dość rozbawiona, bo w istocie, brzmiało to tak, jakby przychodził tutaj dla niej. Romantycznie i słodko. Czy to już pora na krew?
Cóż, może i faktycznie przyszedł tutaj tym razem dla niej. Blondynka szczerze to doceniała. Wypłaty pracowników również.
Była zadowolona z tego, że Simon również był chętny na ich zbliżenie. W sumie, byłaby dość niemile zaskoczona w przeciwnym wypadku, bo atmosferę wokół nich to kroić nożem, a i tak nóż skończy tępy. Zamruczała z aprobatą na jego pieszczoty we włosach, bo to bardzo lubiła. Stan jej nieco ulizanej fryzury był ostatnim, który ją w tej chwili obchodził. Może i mruczałaby mu do ucha, ale cóż, była tutaj szefową, nie? To ona tutaj, kurwa, rządziła.
- Każde pieniądze są brudne, Simon. Dobrze, że chociaż ty wspomożesz moje przedsiębiorstwem miłym brudem - stwierdziła, na sam koniec puszczając mu oczko.
W końcu, jakie inne zdanie miała mieć istota, której forsa cuchnęła przede wszystkim potem i spermą?
Poszła na górę, gdzieś tam w tle, rejestrując Raccona w towarzystwie jakiejś niewiasty. Nie poświęciła im za dużo uwagi, bo przepchała się przez tłum (a było to lekkim wyczynem, bo i tutaj były ocierające się o siebie kłębiska).
- Najpierw muszę zobaczyć sprawcę, ocenić jego wyrzuty sumienia oraz to, ile mogę z niego wycisnąć. Mówiłam ci, że kiedyś byłam detektywem od spraw kryminalnych? - zapytała lekko, ach, te dzielenie się przeszłością z panem dżentelmenem-niebezpiecznym. Pragnęła wrócić do jego mieszkania i ponownie dać się poprowadzić temu irytującemu pulsowaniu z tyłu głowy.
Nie miała problemu z dostaniem się do barierki, zupełnie przypadkowo idealnie trafiając w to miejsce, gdzie pod nimi krzątała się sprzątaczka. Cóż, pani farciarz.
- A więc, Watsonie? Co powiesz? - odwróciła się do niego z drobnymi iskierkami w oczach. Lubiła swoją tropicielską pracę.

Simon Quinn - 4 Listopad 2016, 23:16

Godzina była jeszcze dość młoda, więc mało który z uczestników otwarcia zdążył się już poważniej wstawić, ale Simon i tak został poddany kilku potrąceniom i szturchnięciom, kiedy mozolnie przemieszczał się w stronę schodów. Zwalczając przemożną chęć, by wyjechać z pięści jakiemuś karkowi, który z ewidentną ochotą na drakę nadstawiał bara każdemu, kogo mijał, Quinn kontynuował przeprawę, by w końcu dotrzeć na górę, na miejsce zbrodni.
- Pieniądze, pieniądze... Zaraz tam pieniądze - prychnął. - Za moje bezwzględne oddanie i aktywną współpracę spodziewałem się - i nadal spodziewam - zapłaty w innej, nie tak brudnej walucie.
Z pewnością wiedziała, co ma na myśli, nie silił się w końcu na subtelność aluzji. Zapinając ponownie guzik marynarki rozejrzał się po otoczeniu, prześlizgując się wzrokiem po usuwającej szklane okruchy w dole sprzątaczce i po znajdujących się w pobliżu gościach, których już opuszczało zainteresowanie wywołane drobnym zajściem.
- Detektywem od spraw kryminalnych? Nie, nic nie wspominałaś. Temat jakoś nie wypłynął, kiedy szliśmy przez miasto, a potem już jakoś... mniej rozmawialiśmy. Ale to ciekawe; z takim doświadczeniem zawodowym nie powinnaś mieć trudności z odtworzeniem przebiegu zdarzenia. A ja już chyba mam swój typ co do winowajcy - dodał po chwili, zatrzymując spojrzenie na drobnej kobiecie o zdecydowanie orientalnym typie urody. Jej zachowanie było, w rzeczy samej, dość inkryminujące. - Powiem tak: złapana in flagrante delicto, drogi Holmesie.

Noritoshi - 9 Listopad 2016, 17:11

Litr wina i pół wódki.
...Zauważyła swoją transparentność i pośpiesznie schowała niewidzialne łapki w rękawach. Kropelki potu pociekły jej po plecach. Wystraszyła się tej nagłej zmiany. Ruszyła w kierunku toalet, mając zamiar tam się jakoś lepiej ogarnąć i odetchnąć w mniejszym natężeniu muzyki. Niestety, ilość papierosowego dymu i charakterystyczne pojękiwania z jednej z kabin skutecznie oddaliły ją od chęci spędzenia czasu dłuższego niż jest konieczny na przemycie oczu wodą.
Wyszła.
Miała ochotę napić się czegoś mocniejszego i choć droga do baru wiodła na wskroś grupy samotnych mężczyzn, swoją gwałtownością skutecznie przeszkodziła im w łapaniu jej za tyłek. Oto bar; usiadła.
Palec ku górze, a zaraz potem drugi. Dwie kolejki czystej. Lekka wódka i ciężkie basy. Pierwszy kieliszek przechyliła. Ktoś usiadł obok. Nim sięgnęła po drugi, dosiadł się ktoś jeszcze. Patrzyli i zerkali, a ona wgap tylko przed siebie. Wskazała: barman, polej mi jeszcze!
Bardzo Proszę!
Na parkiecie sami mężni chłopcy oraz hoże dziewoje.
Słyszy co trzecie słowo i nic nie rozumie, choć wie, że mówią o niej; mówią o rudej. Po obu stronach jak dwa naboje, chcieliby coś zdobyć tej nocy, mieć złote przeboje.
Oto panowie bez żon, penisy ich świerzbią.
Jeden są odzywa, wypytuje o to i tamto. Jakie twe imię, czemu pijesz sama, czy z kimś przyszłaś? Nie odpowiada, milczy, kącik ust wpada w śmiech. Mówi mu by zgadywał, a on pyta się ile kolejek bez przepitki wytrzyma - cała jej osoba tajemnic się trzyma. Jeden z gości nagle się urywa.
Ile w kokainie błonnika? Aa... Zero gram!
Mówi coś o nogach, jakieś komplementy i że chciałby wyjść gdzieś w weekendy. Niby wypił kilka, a przy niej wydaje się całkiem spięty. Ona trzeci raz trąci pusty kielon, wcześniej się nie krzywiła ale teraz jakby przełknęła czerstwy melon. On prosi o dwie cole, barman nalewa, stawia i sączą oboje. Facet szuka podtekstów, patrzy jak zręcznie opuszkami palców gładzi słomkę. Nagle Szafirka wstaje, a on prędko za dłoń ją łapie jakby chciał ją zabrać na balet i idzie dalej - zdecydowanie porywa ją na parkiet. Kilka razy zerka w jej oczy, kilka razy patrzy na biodra. Jej biodra są jak winyl - w myślach sobie mówi - jeszcze nimi kręć! Jej biodra są jak winyl; myśli sobie, że chciałby ją mieć. Spytał ją o numer i zapisał tę pięć - jeden - pięć. Nalega coraz bardziej, zaprowadził ją w ciemniejszy winkiel. Kapela gra wspaniale, a on prowadzi ją dalej. Ciemnia korytarza, Szafirka skrycie się uśmiecha - już będzie głupią hieną na jej pożarcie.
Łapie ją za biodra, szuka pocałunków, Szafirka sprytnie przed tym ucieka, wspomina coś o brakującym jej trunku. Chce się zabawić - myśli sobie, przyszpilając ją do murku. Nagle odwraca role, odrywa się od ściany i rozpoczyna swe swawole. Rozpina mu koszule, szarpie za spodnie, a on obejmuje ją czule. Jest jeszcze bliżej, poczuła spocone rękawy i wie, że lada chwila skończą się te zabawy. Wstrzymany oddech, głową spoczęła na jego ramieniu. Dłońmi dotarł pod bluzkę, chwyta ją za nagi tyłek. Czuje jego szorstkie dłonie jakby obsiadło ją całe mrowie. Chwyta w zęby jego ucho, siekaczami ciągnie za miękką skórę. W odwecie namiętność się mu udziela. Czuje jak sięga w pobliże jej kobiecości. Myśli sobie: skurwiel, nie zapytał, czy może! Jednym ruchem wbiła mu kolano w podbrzusze. Stęknął przeciągle, chciałby to odebrać pomyślnie, lecz patrzy w jej oczy, a tam złość płonie siarczyście. Chwyciła jego łapy, wygięła palce boleśnie. Powinien reagować, ale nie potrafi - w jego wnętrzu pusta przestrzeń. Zabrała mu wszystko - pożądanie, radość i podniecenie, i sama chciałaby teraz coś jeszcze, czegoś więcej i więcej. Nachyliła mu się do uszu, mówi że mógł nie próbować dotknąć jej seksu. Cofnęła się o krok, kopnęła go w czułe miejsce. Szpilki ostre, krawędzie ostre. Chciał z bólu zawyć, lecz ujęła jego szyję niczym boa dusiciel.
Nikt niczego nie widział, a gościu nie był już spięty.
Zostawiła go pod ścianą. Pełznąc przy ścianach i będąc wypatroszonym z emocji i uczuć, wyszedł z tego klubu.
Mówiła mu, że jest Adele, a on przedstawił się jako Dariusz Iskariota.

Cecille - 9 Listopad 2016, 19:53

Kobieta nie miała najlepszego nastroju, co nie byłoby niczym nadzwyczajnym, gdyby pominąć obecnie panującą w ludzkim świecie aurę. Nawet dłuższy spacer ulicami Glasville nie poprawił jej humoru. Było to do niej zwyczajnie niepodobne, mając na uwadze fakt, że uwielbiała czas, w którym natura ulegała widocznemu rozkładowi. W pewnym sensie potrafiła się z tym stanem utożsamić i ta świadomość, choć w niewielkim stopniu, polepszała jej obecny stan psychiczny.
Poprawiła kołnierz płaszcza, stawiając go na baczność. Biorąc pod uwagę brak szalika i czapki, było to jedyne złudzenie wpływu niskiej temperatury na jej organizm, pomijając parę skórzanych rękawiczek, ubranych bardziej z przezorności, niż dla zapewnienia ciepła. W końcu i tak go nie odczuwała, a przynajmniej nie w sposób, w jaki czują je istoty od niej żywsze.
Jej mina nie prorokowała niczego dobrego. Tym bardziej niecodzienny brak kamuflażu w postaci peruki, soczewek i odpowiedniego makijażu, który w zasadzie mógłby uchodzić za naturalny, gdyby nie pomadka w odcieniu czerwonego Bordeaux. Krótkie włosy były zaczesane do tyłu, odsłaniając jej szyję, co sprawiło, że bardzo szczupła twarz nabrała jeszcze bardziej drapieżnych rysów. Nie martwiła się zdekonspirowaniem. Głównie dlatego, że miała pewność, iż jest to niemożliwe. Nikt nie mógł skojarzyć jej obecnego wyglądu z którymkolwiek alter ego, a istoty zza drugiej strony lustra nie potrafiłyby dostrzec w niej śladów kruchej dziewczyny, którą niegdyś była. Dzisiaj była jej absolutnym przeciwieństwem.
W przeciągu ostatnich tygodni jej eskapady ograniczały się do kluczenia w obrębie ścisłego centrum miasta, w którym to załatwiała znaczną część swych interesów. Tak było i tym razem. Wiadomość o otwarciu nowego lokalu szybko została jej przekazana. Podobnie jak i kilka danych o niedoszłej pani detektyw. W końcu nie każdy mógł poszczycić się w swoim CV szpiegostwem. Nie każdy też posiadał odpowiednie znajomości. Nie było zatem nic dziwnego w tym, że kobieta znalazła się w miejscu, w którym mogła uzyskać interesujące ją informacje, a tak się składało, że nowej rybce w stawie udało się zwrócić jej uwagę. Przede wszystkim dlatego, że w tak bezproblemowy i szybki sposób udało jej się przejąć lokal w sercu miasta. Jeżeli korzystała ze swoich znajomości, to Cecille już by o tym wiedziała. Obejmując kierownicze stanowisko w tak ważnym dla miasta przedsiębiorstwie, jakim było Forvax Public Health logicznym było, że znała się osobiście z władzami Glasville. Z burmistrzem dajmy na to, grała w golfa. Łapówka też prędzej, czy później wyszłaby na jaw. Czymkolwiek posłużyła się Mary Wizardry, nie mogło pozostać tajemnicą na długo. Być może winna tu była zwyczajna nuda lub czysta przezorność, ale niezależnie od kierujących nią pobudek, chciała wiedzieć z kim ma do czynienia na tyle, aby dokonać tego osobiście.
Platynowy zegarek na jej nadgarstku wskazywał kilka minut po północy, kiedy zjawiła się przed klubem. Pora była na tyle późna, aby nie kłopotać się staniem w kolejce. Ruszyła bez chwili krępacji w kierunku ochroniarzy, którzy nie byli zachwyceni perspektywą marznięcia przez kolejnych kilka godzin. Podeszła do nich pewnym krokiem, a na jej twarzy wykwitł cwany uśmieszek, przerwany krótką prośbą o poczęstowanie jej papierosem. Tak jak przypuszczała, okazało się, że jeden z nich był palaczem, a drugi próbował rzucić. Palący pogrzebał w kieszeniach i wyciągnął paczkę Marlboro, za którymi nie przepadała, ale nie miało to teraz znaczenia. Był to zaledwie pretekst do podjęcia dyskusji, która mogła okazać się pożyteczna. Zaczęła powoli, żaląc się mężczyznom na to, że wraca z beznadziejnej imprezy, podczas której zerwała ze swoim facetem i że musi teraz to odreagować. Faceci udali współczucie, a jeden z nich zaproponował, że po pracy może ją pocieszyć u siebie. Udała rozbawienie. Potem zmieniła temat, podpytując "pocieszyciela" o jego pracę. W mgnieniu oka temat przeszedł z niego, na sam lokal, a potem na właścicielkę, jednak szybko okazało się, że nie miał do powiedzenia nic, co mogło okazać się przydatne. Poza stwierdzeniem, że fajna z niej dupeczka. Podziękowała za papierosa i przekroczyła próg lokalu, wyraźnie zawiedziona. Nie została wylegitymowana.
W środku unosił się zmieszany zapach potu, papierosów i alkoholu, a zlepione ciała ocierały się na parkiecie w rytm piosenek Abla Tesfaye. Czuła się z jednej strony obrzydliwie, a z drugiej doskonale, przeciągając spojrzeniem po zatłoczonym lokalu, usiłując zlokalizować pannę Wizardry.

Anonymous - 10 Listopad 2016, 09:11

Dłuższa wędrówka po nieznanym mu Świecie Ludzi przywiodła go aż w to miejsce. Ściemniało się bardzo, zimno dawało się we znaki, a syreny policyjne słychać było z oddali. Nie jego wina, że nikt nie lubi dachowców i przeganiają ich lub twierdzą, że takowi pracy tutaj nie znajdą. Fakt, ręce miał ludzkie i wprawnie nimi się posługiwał, jeśli mowa o kradzieży kieszonkowej, używaniu wytrycha czy wykonywanie prostych, codziennych czynności. Uszy, ogon oraz kocie nogi zdradzały rasę owego dachowca, a tym samym wiecznie musiał chować swoje atrybuty i osobę pod zagmaconym, zmatowiałym płaszczem. Biegnąć przed siebie nie starał się nawet omijać kałuż, na które następował z pluskiem i robiąc wyraźne ślady za sobą. Na szczęście był nocnym markiem, a to za dnia dopiero szukał schronienia w dowolnie wybranym przez siebie 'bezpiecznym' miejscu. Wtedy ci cali ludzie byli zajęci pracą, nieróbstwem i cholera wie czym jeszcze tak dokładnie. Nie interesowało go to zbytnio, a po chwili skręcił w uliczkę i podążył za hałasami. Wyczaił muzykę, wyostrzył przy tym słuch i po chwili już był u źródła tego zgiełku. Cholerne policyjne syreny nadal mógł dosłyszeć z oddali. Strasznie natrętni byli, bo słyszał ich coraz bliżej. Najwyraźniej zwietrzyli trop i będą za nim podążali. Dopiero jak zobaczył za sobą kilka śladów pozostawione przez siebie, od razu strzelił sobie w głowę.
- Kurwa mać.
Potrząsnął agresywnie głową. Widział, jak osoby kolejno wchodziły do środka, a na straży wejścia stali bramkarze. Postanowił wtopić się w tłum i w miarę możliwości wejść do klubu płynnie jak tylko nadeszła jego kolej.

Anonymous - 10 Listopad 2016, 20:33

Z perspektywy klienta:
Dobrze wiedziała, że nie powinna tak szybko pić. Coś jest w tych znakach ostrzegawczych, którymi rzucał kosmos - tutaj w postaci jednego z klientów, który leżał na jednym ze stolików, zaliczając solidnego zgona tuż obok niej - uważaj, szeptał upierdliwie, chociaż trudno trafić do obojętnej duszy, bo i dla ciebie noc będzie krótsza. Jednak, co ją to obchodziło? Muzyka tętniła jak szalona, a zespół przywitał wszystkich gorąco, a chwilę później w sali rozniosła się ostrzejsza muzyka. Była fanką tego zespołu, dlatego niewiele myśląc, porwała ciało w wir muzyki. Czuła się zupełnie pusta, wolna, a jej ciało odczuwało zupełnie inną grawitację. Nic dziwnego, że wystarczyło wpaść na wysoką, rudowłosą kobietę (Noritoshiego), żeby znaleźć się przed nią na kolanach. Gdzieś między kurwami, wysepleniła jakieś przepraszam, a próba wstania zakończyła się fiaskiem. Spojrzała z dołu dziwnie pustymi oczami na kobietę-oprawcę.

Oczywiście, ochroniarze po tym, jak otaksowali uważnie ludzkość Maeko, przepuścili go do klubu. Tylko jeden z nich łypnął na niego uważniej, jakby trochę podejrzliwie, ale w końcu nic z tym nie zrobił. W końcu, nie jego sprawa, no nie? Nie widać było rogów, a jego skóra nie była pokryta łuskami, czy futrem. Jemu gościu pasił.
Tak czy siak, w zabłąkanego przybysza klubu "Na gorąco!" uderzyła głośna muzyka od znanej w tej okolicy kapeli "Krwawe róże". A impreza rozkręciła na całego! Już większość osób było w różnym upojeniu alkoholowym, wywijając ciałami samemu lub z jakimiś fajnymi dupami w rockowym rytmie. Jakaś całkiem urokliwa loszka podeszła do niego w stanie "mogłaby być nieco trzeźwiejsza" i, kusząc go sporym biustem, zapytała:
- Postawisz mi drinka?
Chociaż kto wie, czy kolejny drink dla tej pani był dobrym pomysłem, skoro taka lalunia wydawała się nie przejmować rozmazaną szminką w kolorze czerwonym w okolicach ust.

Impurity:
Przewróciła oczami na jego opryskliwe słowa, w których wyraził swoje zdanie o tak pożądliwej walucie. Widocznie, ciało Mary wzbudzało w nim znacznie większe pragnienie, a blondyneczka odwzajemniła to zainteresowanie, jednocześnie nie zamierzając zmienić swoich planów. W końcu, to było otwarcie klubu, prawda? Coś, co brzmiało całkiem znacząco, chociaż niekoniecznie takie było dla Nieczystości.
- Simon, obiecałam ci, prawda? Zatem, dotrzymam słowa po imprezie. Tylko nie spij się za bardzo, bo mogę mieć przez to znacznie utrudnione zadanie - stwierdziła, bo wszyscy dobrze wiedzieli, że nadmiar alkoholu szkodził aktywności dolnych partii ciała, co było znaczące szczególnie u mężczyzn.
Spojrzała dość rozbawiona na Simona, który wskazał jej kobietę o nietypowej urodzie. Rzucała się w oczy samym wyglądem, a dodając do tego zachowanie, nie dziwiła się, że pan Quinn znalazł ją w tłumie. Miała w zanadrzu kilka droczących komentarzy sugerujące delikatny rasizm, ale zachowała je dla siebie.
- O, miłe zaskoczenie. To jedna z trzeźwiejszych sztuk - rzuciła w kierunku mężczyzny. - Możliwe, że była to ona, w końcu kręci się tutaj, jest sama i speszona. Szkoda, że jedynie upuściła szklankę, więc nie mogła się zranić. Wtedy to byłby ostateczny dowód, a teraz... no cóż, kto pyta, nie błądzi, no nie? - mrugnęła w jego kierunku i ruszyła do wskazanej przez niego kobiety, chociaż, oczywiście, Impurity dobrze wiedziała, kto jest sprawcą, a przynajmniej chciała tak myśleć, bo uścisk z tyłu w głowy, bo nogi same wiodące w tę stronę...
Nagle przystanęła, a jej oczy ponownie zaszły tą mgiełką; znudzoną, trochę oderwaną od rzeczywistości. Najwidoczniej, z jakiegoś powodu zupełnie straciła nią zainteresowanie.
- W sumie, to już nieważne. Muszę pogonić swój personel - stwierdziła i, jakby nigdy nic, jakby z sekundy na sekundę nie przerwała swojej ulubionej zabawy, udała się do Rieccona, który był wyraźnie zajęty ładniutką kobietą. Nie przyjrzała się jej, skupiła się na swoim kelnerze, chociaż jego towarzyszka była dość rozpraszająca. Ale godzina trochę nagliła. - Dobry wieczór. Nathanie, mogę cię prosić? - zapytała tym swoim głębokim głosem, a z jej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać - ni to z tych rozleniwionych oczu, ani z delikatnie uniesionych kącików ust...

Anonymous - 10 Listopad 2016, 21:25

- A więc nie w tym świecie - skinęła głową, jakby doskonale wiedziała o czym mężczyzna mówił. Gdzieś w kąciku jej ust zatlił się uśmiech, być może zabarwiony tęsknotą. Albo dumą z własnego pochodzenia. Nie ukrywała, że należała do świata magicznego, bo po co?
I znów włosy postanowiły zagrać pierwsze skrzypce, lecz brakowało im motywacji, jakiegoś impulsu, który by im wskazał w jakie wzory powinny się ułożyć. Pewnie dlatego po prostu uniosły się znacznie w górę i upadły, jakby się leniwie przeciągały.
Pewnie to ponownie przyciągnęło spojrzenie Nathana, na co Har zareagowała perlistym śmiechem.
- Nie przejmuj się, pozostali bywalcy klubu są już chyba wystarczająco pijani żeby nie zauważyć niczego niesamowitego - puściła mu zuchwałe oczko i upiła ze szklanki, która nadal była w połowie pełna.
A przy okazji go słuchała, a było o czym! Lata starała się zdobyć sławę, żeby istoty magiczne i ludzie rozpoznawali ją i czuli względem niej sympatię. Nie pomagały w tym wizualizacje włosowe, czasem nawet tatuaże na dłoniach utrudniały kontakt z bardziej konserwatywnymi grupami, a tutaj proszę. Ho ho.
Gestem dłoni odmówiła przyjęcia papierosa, jednak nie oponowała gdy jej nowy towarzysz wypuścił z płuc chmurę dymu. Nawet nie kaszlnęła ani nie zamachała dłonią. Jeden z czarnych kosmyków jednak wbił się w ulatującą chmurę, przeszywając ją niczym szybowiec.
- A więc byłeś moim Słuchaczem - ostatnie słowo wypowiedziała z wielkim szacunkiem i sympatią, jakby Słuchacz był istotą najważniejszą na świecie, przynajmniej w świecie Opowiadacza. - Cieszę się, że mam tak otwartą i przystojną widownię. Naprawdę.
I nie było w jej zachowaniu nic niezwykłego. Siedziała obok Raccoona jakby znali się od wielu lat. Rozluźniona z odrobiną karmelowego płynu w szklance i wyglądała jak każda młoda kobieta zafascynowana swoim rozmówcą. Nie było w tym żadnej magii, poza tym nietypowym ruchem włosów. Nie było też żadnych sztuczek w tym, że dziewczyna była po prostu miłą osobą. Z czarodziejskim głosem, to fakt, jednak nie nadużywała swoich zdolności.
Nie można było wymusić od ludzi ich historii. Dlatego uczyła się metodą własnych prób i błędów jak pozyskać zaufanie innych. Być może nawet udało jej się to osiągnąć, kto wie.
- Wszędzie jest zbyt dobrze by trwać tam przez całe życie - na moment spoważniała. - Wygodnie jest mieć swój dom, pracę, rodzinę pod ręką. To jest bezpieczne, przyjemne. Nie potrzebujemy niczego więcej.
Jak można się domyślić, włosy ożyły ponownie. Gdzieś w czarnych falach wyłoniła się chatka z dymiącym kominem, zaraz potem grupa ludzi trzymająca się za ręce. Prawie jakby oglądało się teatrzyk kukiełkowy okraszony całkiem przyjaznym lektorem. Hariotte na moment zgarnęła natrętne pasmo za ucho, ale po chwili znów tańczyło ze swoimi braćmi i siostrami.
- A jednak w świecie znajduje się o wiele, wiele więcej. Krainy, których jeszcze nikt nie odkrył. Ludzie, którzy mogą nas nauczyć tak wielu rzeczy, że nie wystarczy nam na nie życia. Nawet ty - kosmyk wycelował prosto w pierś Nathaniela. Bajarka się roześmiała mimowolnie, przyglądając się mężczyźnie spod przymrużonych powiek.
Kim jesteś?
Zadała mu to pytanie, jednak zgrabnie je wyminął, podając jej najmniej istotną ze wszystkich informacji. Imię. Nie była jednak psychologiem by zgadywać kto siedzi obok niej, poza kelnerem tego klubu, ciekawym świata młodzieńcze.
- Ty. Znasz całą historię swojej rodziny? Jesteś całkowicie pewien tego skąd pochodzisz? Bo ja bym podejrzewała, że...
I już otwierała usta, już miała mu zdradzić jeden z tych sekretów dla których poznaje się nieznajomych. Ich spojrzenie na świat jest całkiem inne niż ludzi, którzy do ciebie przywykli. Komentarze nieznajomych bywają o wiele bardziej cenne.
Jednak Nathanielowi najwyraźniej nie było pisane dowiedzieć się co o nim myśli Hariotta. Właśnie w tym momencie owa piękna blondynka, której jakiś czas temu Bajarka się przyglądała, zawołała mężczyznę. I choć Opowiadaczka nie chciała interweniować, gdzieś na dnie jej duszy zaległ się smutek, bo przecież mógł to być początek wyjątkowej znajomości. Przerwany przez, zazdrosną lub też nie, piękność.

Raccoon - 10 Listopad 2016, 23:07

Włosy Hariotte były na tyle wyraziste, że chociaż Nathan chciał skupić swój wzrok na twarzy kobiety, tak one skutecznie go od tego odwodziły. I tak biegał wzrokiem między jej oczami, a kolejnymi historiami witymi przez burzę włosów, przy okazji w duszy podziwiając odwagę Baśniopisarki, bo przecież otwarcie wystawiała się na rozpoznanie przez niewłaściwe osoby. Pieprzone, niewłaściwe osoby, które… Ech. Szkoda wspominać.
Nie był również przyzwyczajony do komplementowania jego osoby. Szczerze powiedziawszy, poczuł się najpierw lekko niezręcznie, nie wiedząc co odpowiedzieć albo jak się zachować, później jednak połechtało to jego męskie ego. Hariotte wiedziała – nawet jeśli nie wiedziała! - jak obudzić w nim iskierkę przeradzającą się w coraz bardziej ochoczo tlący się płomyk. Zawsze był samotnikiem, zawsze unikał bliższych kontaktów, a w towarzystwie był raczej dzikusem, dopóki… Nie postanowił wziąć życia w swoje ręce i nie spotkał się dwa lata temu z Vegą. Ale i to wiele w nim nie zmieniło, wszak dopiero po czasie dostrzegał próbę uwiedzenia przez Seven. Ha! Zasnęła na jego kolanach, a on jakby nigdy nic również poszedł spać i zaraz po przebudzeniu ją spławił. Jesteś głupcem, Nathanie. Musiał spróbować swoich sił. Teraz albo nigdy, bo przecież właśnie ten klub był idealnym miejscem na sianie, mniejszej czy większej, rozpusty.
- Widownia adekwatna do bajarki. – Uśmiechnął się półgębkiem, nieco łobuzersko, w głębi dziwiąc się, że tak potrafi. Ale po kolejnym zaciągnięciu się tytoniem, kontynuował. - Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda mi się usłyszeć jakąś opowieść. Może nawet w nieco bardziej kameralnym gronie. Albo... – Przeraził się swoim pomysłem. Naprawdę. - Wiesz, Hariotte, hobbystycznie gram na pianinie, twój głos idealnie by się z nim komponował. – Po tym wszystkim potrzebował kilku głębszych łyków alkoholu, którym z jednej strony chciał uciszyć wyrzuty, a z drugiej wydobyć z siebie większe pokłady odwagi. Czy szło mu źle? Nie jemu oceniać.
Słowa Hariotte wywołały w nim pewnego rodzaju zadumę. Wyglądała i na pewno była osobą nieustannie podróżującą, o czym mogły świadczyć nie tylko jej opowieści, ale i obecnie dość… Nietypowy ubiór, który niekoniecznie wpasowywał się w realia tego świata oraz tego miejsca. Ale w innej krainie może chodziło się tak na co dzień, nuż poprzez życie w ruchu odkryła gdzieś swoje ja? Gdyby nie to wygodnickie życie z tyłkiem na miejscu i odwiedzaniem jedynie najbliższego sklepu… Na zmiany nigdy nie było za późno. Szczególnie teraz, kiedy jego życie wywróciło się do góry nogami.
A wtedy jeden z czarnych kosmyków odważnie przekroczył granicę znajomości bez dotyku i to także ośmieliło samego Nathana. Jeśli nie uciekł od niego równie szybko, co się pojawił, to mężczyzna nie wahałby się go delikatnie ująć między swoje palce, z należytą uwagą przez moment przyglądając. Później uwolniłby włosy zapewne gotowe do dalszych harców.
Ostatecznie rozmowa zeszła na najmniej przyjemny dla niego temat. Drażliwy i raczej z tych należących do tabu. Rodzina. Nerwy jego twarzy poruszyły się mimowolnie, powieka zadrżała. Później dołączyły do tego dłonie, a alkohol znajdujący się w kanciastej szklance, którą trzymał obijał się o przeciwległe boki.
Jakże się ucieszył słysząc swoje imię z ust innej osoby, co przerwało wypowiedź brunetki. Wypuścił ciężko trzymane przez ten moment powietrze z płuc, oddychając z ulgą. Nie chciał zostać źle odebrany przez uroczą towarzyszkę rozmowy, ale…
- Witaj, Mary. – Z niechęcią – oczywiście skutecznie ukrytą – przeniósł spojrzenie na właścicielkę klubu, niestety nie mając dobrych przeczuć co do tej rozmowy. Zgasił także papierosa w popielniczce leżącej na ladzie. - Oczywiście, daj mi sekundę. – Wstał z miejsca, lecz pochylił się tak, aby zrównać swoją twarz z twarzą Hariotte i to do niej następnie się zwrócił. - Wybacz mi, szefowa, rozumiesz… – Przewrócił teatralnie oczami. - Zaraz wracam kontynuować dobry początek naszej znajomości. Obyś nie uciekła.Ani nikt inny cię w tym czasie nie porwał. Dodał już w myślach, a kobiecie posłał ciepły uśmiech.
Później odszedł na kilka kroków, aby dowiedzieć się za co ląduje na dywaniku. A jeśli za Mary podążał w dalszym ciągu Simon, to chyba już po raz kolejny przywitał się z nim podając dłoń – jak to mężczyznom wypadało. Chyba.
- Świetnie ci wyszło otwarcie, klub pęka w szwach. To dobry początek. W czym więc mogę pomóc pięknej, młodej bizneswoman? – Och. A była to tylko jedna szklanka martini.

Simon Quinn - 11 Listopad 2016, 20:40

- Cieszę się, że jesteś słowną kobietą - stwierdził i cmoknął teatralnie w reakcji na wbitą szpilę. - Chyba nie doceniasz mojej wytrzymałości na alkohol. Z całym szacunkiem, w tym klubie nie ma dość wyskokowych napojów, żebyś musiała się martwić o utrudnienia w zadaniu.
Z pewnym rozbawieniem obserwował, jak jego partnerka zbliża się do złapanej na gorącej uczynku orientalnej delikwentki, by w połowie drogi stracić zainteresowanie i zupełnie zmienić plan. Z pewnością nie zaliczała się do nudnych, przewidywalnych, miłujących rutynę osób, ale to przecież tylko lepiej. Simon nie zaliczał się do facetów, którzy z procedur robili fetysz, a na wszelkie niespodzianki reagowali wachlarzem odczuć od rezerwy po zdenerwowanie. Jasne, że nieprzewidziane zdarzenia potrafiły znacząco utrudnić mu pracę, ale po pierwsze - był w niej na tyle dobry, że doceniał urozmaicenia, a po drugie - nie był przecież w pracy, chociaż znajomy Mary krzyżyk zwiadowcy MORII, który miał zawieszony na szyi, mógłby sugerować zgoła co innego.
- Co za wspaniałomyślność, tak ot darować rujnowanie swoich szkieł - zauważył żartobliwie, nadal idąc za blondynką jak za panią matką. Cóż, facet, który zwietrzył okazję... W końcu podobała mu się diablo.
Chciał dodać coś jeszcze, ale zauważył, że znowu czeka ich interakcja z Nathanem, który, jak się zdawało, też zdążył już sobie naraić jakąś pannę. Simon nie patrzył na nią dłużej, niż na to pozwalała grzeczność; zamiast tego uścisnął dłoń przyjaciela, po raz kolejny plując sobie w brodę, że tak długo już nie miał okazji z nim rozmawiać. Raccoon nie sprawiał wrażenia najszczęśliwszego pod słońcem, czy to na widok swojej szefowej, czy to z innych przyczyn.
- Po takim otwarciu klub jest najlepszej drodze do ogólnokrajowej sławy - rzucił Quinn od niechcenia. Oprócz tej krótkiej uwagi wolał nie przeszkadzać w rozmowie swoich dwojga znajomych. Powstrzymał się z oczywistych powodów od uwagi na temat niezadowolenia, jakie mogłaby odczuć arystokratyczna rodzina Nathana na wieść, że ich latorośl dorabia sobie jako kelner w klubie ze striptizem.

Anonymous - 11 Listopad 2016, 21:11

- To tylko rzeczy materialne, Simon, w dodatku nie takie drogie. Chociaż, oczywiście, nie zamierzam pozwolić na bezkarne stłuczenie całej zastawy - wyraziła swoją opinię, a chwilę później już byli przy dwójce.
Nathan jasno zakreślił swoje priorytety, a była nią jedna z ładnych panienek przy barze. Trudno było, choćby z jego zapewnień o szybkim powrocie, nie wywnioskować tego, że w tej chwili swoją szefową zrzuca na dalszy plan. Blondyna zniosłe swoje wnioski dość beznamiętnie, bo w każdej rodzinie znajduje się czarna owca, ale jeszcze mógł zostać faworytem starej, co nie? Każdy chciał być pamiętany, chociażby, przy rozdawaniu premii z udanego otwarcia klubu. Jednak nie skupiła się na jego towarzyszce, bo przyjdzie pora i na nią. W końcu, być może dzięki niej sny Nathana będą smaczniejsze, prawda?
- To nasze otwarcie, Nathanie. Dobrze, że jesteście zadowoleni i dziękuję za wsparcie - stwierdziła, jakby ta mantra nie znudziła ją bardziej, niż ogólnie to wszystko dotychczas. - Wiem, że twoja zmiana się zakończyła, dlatego możesz potraktować to jako prośbę - rzuciła jeszcze do Raccona, chociaż wiadomym było, że prośby zazwyczaj były niczym więcej, jak ładnie wypowiedzianymi poleceniami, którym można było się sprzeciwić z konsekwencjami - w dalszej lub bliższej przyszłości.
Nie dała mu szansy na odpowiedź, bo zaprosiła go na osobność, która wyglądała mniej więcej tak, że odsunęła się od ich towarzyszy na kilka kroków. Wyraźny znak, że nie powinni teraz przeszkadzać. Co innego inni, tańczący lub przemieszczający się, ale ewidentnie nie byli zainteresowani małym tete a tete. Mężczyzna ewidentnie nad nią górował, więc musiała zadrzeć podbródek w górę, wpatrując się tą klasycznie przystojną twarz. Lubiła patrzeć się w oczy mężczyzny i niespecjalnie się z tym kryła, bez skrępowania racząc się ich wdziękiem.
- Skoro potrafisz czarować słowem panie, możesz spróbować także z większą publicznością. O północy weźmiesz ze sobą napełniony kieliszek szampanem, wygłosisz ze dwa zdania, że miło ich wszystkich widzieć, doceniamy ich obecność, to początek kolejnych nocy i tak dalej, wypijesz razem z nimi i koniec. Co ty na to? - obdarowała go swoim aksamitnym, wyważonym głosikiem podczas całego monologu.
Jego szefowa nie lubiła być w centrum uwagi, z czym nieszczególnie się ukrywała. Nie tylko chodziło o jej niekompletność, ale także o niespożywanie innego jedzenia, niż smakowite, brudne sny. Wciąż brudniejsze od mężczyzny przyjaciółki, która jeszcze kilka tygodni płakała w dziwnie niezręczne ramiona Nieczystości, a który świetnie bawił się bez Vegi. Nie, żeby zamierzała się wtrącać, także nie zamierzała go oceniać, bo tak bywało, bo koniec końców, wszyscy są warci tyle samo, czyli niewiele. Tak samo było z blondyneczką, która teraz nieskrępowanie patrzyła na jego twarz, wypowiadając dość prostą prośbę.
Na chwilę obecną, wydawała się zupełnie zapomnieć o swoim towarzyszu.

Z punktu widzenia klienta:
Cecille musiała dobrze wiedzieć, że kto szuka, ten znajdzie, a dotarcie do Mary Wizardry utrudniały jedynie takie przeszkody, jak ciała porywane w dzikich tańcach w rytm ostrzejszej muzyczki. Wokalista także wczuł się w swój tłum i potrafił nieźle się wydrzeć, ale chociaż robił to wytrenowanymi strunami, no nie? Tak czy siak, wystarczyłoby przejść się schodami w górę i spojrzeć w stronę baru. W oczy mogła jej się rzucić dość ciekawa sytuacja, gdy jedna z czarnowłosych kobietek wpatrywała się w z klęczek na o wiele wyższą, rudowłosą, dość rzucająca się w oczy samym swoim wzrostem. Noritoshi mogła dostrzec, że kobieta, która zresztą sama na nią wpadła, niespodziewanie wręcz wybuchła - niedosłownie, spokojnie - płaczem.

Ira - 11 Listopad 2016, 21:42

Po odstaniu swego w kolejce, grzebaniu w torbie w poszukiwaniu swojego dowodu, który potwierdziłby, że ma 21 lat, a nie 17 i wpłaceniu haraczu za wejście mogła w końcu rozejrzeć się po wnętrzu nowo otwartego lokalu.
Lokal był bez wątpienia nowoczesny, niezbyt w stylu Iry.
- Co mnie w ogóle podkusiło aby tu przyjść? - mruknęła do siebie.
Po oddaniu płaszcza i torby do szatni przypomniała sobie co ją tu przywiodło. Ciekawość nowego i wątła nadzieja, że spotka tu kogoś ciekawego, a nie tylko typową klientelę takich lokali. Nudną, bogatą, zbędnie wulgarną i niemal zawsze zupełnie pijaną.

Spokojnie podeszła do baru zręcznie lawirując między osobami, które blokowały jej drogę. Jej czarne dopasowane spodnie, kozaki i błękitna koszulka odsłaniająca ramiona i część pleców niespecjalnie rzucały się w oczy.
Usiadła na wolnym miejscu niedaleko kobiety o włosach, które w tym świetle zdawały się falować i po chwili zastanowienia odezwała się do barmana:
- Poproszę, hmm, Smoczą Krew.
Zapłaciła i dyskretnie się rozglądała w poszukiwaniu kogoś kto mógłby się okazać ciekawym towarzyszem. Powoli sącząc swój drink zastanawiała się czy jej nadzieje nie są zupełnie płonne.
Wtem zobaczyła, że włosy kobiety obok jednak robią ruchy, których pulsujące światło nie mogłoby wytłumaczyć.
Postanowiła jednak się na razie wstrzymać od przejęcia inicjatywy i chwilę dłużej ją poobserwować.

Anonymous - 13 Listopad 2016, 17:19

A więc prywatne spotkanie w kameralnym gronie.
Niemal odruchowo rozejrzała się po przybytku, jakby chciała powiedzieć "no tak, takie są zasady tego miejsca". Prywatne pokazy talentów. Tańce na kolanach. Śpiew, który zostaje zagłuszony przez bardziej wizualne walory.
I mogła tak rozwijać tę myśl w swojej głowie, pozwolić złym przeświadczeniom nią zawładnąć i uciec z popłochem przy najbliższej okazji. Lecz po co? Była za stara na tego typu zabawy, więc tylko się uśmiechnęła, rzucając spokojne być może.
Kosmyk czarnych włosów zafalował w palcach Raccoona jakby chciał potrząsnąć jego dłonią na powitanie, a puszczony czmychnął do swoich braci i sióstr. Hariotta nawet nie zareagowała na tę sytuację, choć zdecydowanie ją rozbawiła.
A później wszystko potoczyło się wyjątkowo szybko. Piękna kobieta i jej towarzysz, prośba, słowo na boku. Nawet nie minęła chwila, a już stali kilka kroków od niej, nachyleni ku sobie, konszachtując bezczelnie wśród pijanych ludzi.
Dlatego również postanowiła zwiększyć poziom alkoholu we krwi. Opróżniła szklankę z piwem i gestem przywołała barmana, prosząc kolejny raz o to samo. Leniwie zakręciła trunkiem w wysokiej szklance, pozwalając by piana leniwie spłynęła po jego szklankach.
- Za wielkimi mężczyznami zawsze stały potężne kobiety - rzuciła w eter, choć jej brązowe ślepia wwiercały się w twarz Simona. Włosy zafalowały ponownie. Piramidy, łuk triumfalny, korona. Gilotyna. - Czyżby to też był podobny przypadek czy w tych czasach role się odwróciły?
Zmarszczyła zabawnie nos, jakby właśnie zwęszyła odór męskiej chuci, co oczywiście nie było prawdą. Trzeba było jednak jakoś zająć wolny czas. Znaleźć nowych przyjaciół. Choć nazywanie ich zezwierzęconymi samcami raczej nie należało do najlepszych. Cóż, urok tego miejsca.
Przygotowana do ciętej kontry, o ile w takich gustował jej nowy rozmówca, założyła nogę na nogę. Fragment podróżnego płaszcza zsunął się, ukazując pod spodem całkiem obszerną sukienkę oraz skrawek bladego uda. Umięśnionego, jak na piechura przystało. Bajarka jednak się tym nie przejęła. Znów upiła piwa i starła ostrożnie piankę z górnej wargi.
Kątem oka dostrzegła także nową postać nieopodal siebie i posłała jej przyjazny uśmiech.
Tej nocy wiele owieczek zabłądziło do tego lokalu, choć nie było to ich przeznaczeniem. Ironia losu. Albo jakiś niesmaczny żart Demiurga - ciężko stwierdzić. Jednak dla umilenia jej wieczoru po raz kolejny przywołała obsługę.
- Gdy ta pani skończy swojego drinka, proszę dostarczyć jej kolejnego na mój koszt.
Barman jednak się skrzywił, wyjaśniając, że napój zamówiony przez ową młodą damę należy raczej do nietypowych, przez co ma problem z wykonaniem tego polecenia.
- A więc smocza krew, co?- Parsknęła, rozbawiona i uniosła ku Irze szklankę z piwem w geście toastu.

Ira - 14 Listopad 2016, 13:01

Ira lekko zmieszana odwzajemniła toast. Była na tyle niedyskretna, że osoba, którą obserwowała to zauważyła.
Zastanawiając się co teraz zrobić dopiła swój drink. Po chwili mocno się zdziwiła, bo został przed nią postawiony następny mimo, że żadnego nie zamawiała. Zanim zdążyła odezwać się do barmana ten powiedział, że nowy napój dostała od kobiety obok.
Szok. Pierwszy raz ktoś jej postawił drinka i to była na dodatek osoba, którą uznała za potencjalnie interesującą. Skoro postawiła drinka to chyba się nie obraziła za podglądanie? Przynajmniej na to by wskazywało wszystko co dowiedziała się o tutejszych zwyczajach.
Raz kozie śmierć. Najwyżej mnie zignoruje lub przegoni.
Z tym w myślach przesiadła się bliżej tajemniczej kobiety.
- Przepraszam, że się patrzyłam, ale masz NIEZIEMSKIE włosy. Odnoszę też wrażenie, że nie jesteś STĄD. - to mówiąc wykonała niekreślony ruch ręką.
- Jeżeli chcesz abym sobie poszła powiedz, ale jeszcze nikt mi nie postawił drinka więc nie za bardzo wiem jak zareagować. - To mówiąc niepewnie się uśmiechnęła.
- W sumie to nie wiem za bardzo co ja tu robię. Wolałabym tradycyjny bar lub kawiarnię czy też nawet wędrówkę po lesie, ale... No właśnie "ale". Ciekawość nowego, a nuż widelec będzie to coś innego niż typowy klub oraz nikła nadzieja, że spotkam kogoś ciekawego. Co do pierwszego to wydaje się, że jednak nie, ale co do drugiego... Co do drugiego to chyba przynajmniej jedną ciekawą osobę już spotkałam.
Ahh, gdzież są moje maniery! Ira jestem.
- po tych słowach upiła łyk koktajlu i w napięciu oczekiwała odpowiedzi.

Raccoon - 14 Listopad 2016, 15:23

Perfekcyjnie zbudowana w Nathanie atmosfera napięcia i grozy swój punkt kulminacyjny osiągnęła w momencie wypowiedzenia prośby przez Mary. Był przygotowany na wszystko, na każdy możliwy opierdol, nawet za niepopełnione przez siebie błędy podczas pierwszego oficjalnego dnia pracy, na zmieszanie go z błotem, wywalenie z roboty na zbity pysk czy ostatecznie na wciągnięcie go siłą w brudne sprawy klubu poprzez szantaż nieoczekiwanymi materiałami – bo z pewnością takie istniały, chociaż on nie mógł sobie o nich w tej chwili przypomnieć. Rozważył już również możliwe opcje swoich reakcji, analizując dokładnie plusy i minusy każdej z nich, ale nic, naprawdę NIC nie mogło go przygotować na to, co się właśnie stało.
Stał jak kołek, jak idiota, z szeroko rozwartymi oczami i powoli opadającą szczęką, którą na szczęście w porę powstrzymał przed nieeleganckim i przesadnym otwarciem.
A później wybuchnął śmiechem, jakby Mary nie zajmowała się w życiu niczym innym, tylko opowiadaniem najznakomitszych żartów. Bo to przecież musiał być żart, prawda? Halo, świecie, nie szalej, bo Szopek zejdzie tu na zawał!
Lecz kiedy nie zauważył w szefowej podzielenia swoich powodów do śmiechu, zaraz spoważniał i zmarszczył brwi, zastanawiając się czy jest ona świadoma kogo i o co prosi.
- Ja i przemowa? Mary, nie wiem czy to najlepszy pomysł. Ja naprawdę...A co ci szkodzi? Odezwał się cichy głosik w jego głowie. Ktoś chyba tu mówił o zmianach?...Niech będzie. Spróbuję, postaram się, nic nie obiecuję – wybrałaś mnie na własne ryzyko. – Westchnął głośno, sam nie wierząc w to co mówi, ale w zasadzie, ten głosik miał rację. Zmieniał się czy nie? Będzie dupą czy jednak stwierdzi, że jest mężczyzną? - Ale jakbyś jednak zmieniła zdanie i pomyślała o kimś innym, to nie wahaj się – wybierz jego. – Zaśmiał się nerwowo, aczkolwiek byłoby to najwygodniejsze wyjście.
Koniec końców nie mógł zawieść szefowej, jak już wcześniej stwierdził – każde z nich pracowało na wspólny sukces tego miejsca, mógł więc dać od siebie coś jeszcze dzisiejszego wieczora.
Kątem oka dostrzegł, iż najwyraźniej Hariotte znalazła sobie już inne towarzystwo, cóż. Nie wyglądała na kobietę, która lubi samotnie siedzieć przy barze, jednak Nathan nie był kimś, kto chętnie pchał się między innych. Simon także zajęty będzie piękną blondynką – czego w pewnym sensie mógł mu pozazdrościć – więc i on jako towarzysz się nie nada. Ale ostatecznie czasu wiele mu do północy nie zostało, a to przeklęte przemówienie samo się nie wymyśli, coś należało na szybko sklecić.

Simon Quinn - 15 Listopad 2016, 18:53

Zmysły Simona zdążyły się już jako tako przyzwyczaić do panujących warunków; zmiennego oświetlenia, hałasu i nierzadko konwulsyjnych, chaotycznych ruchów tłoczących się dookoła ludzi. Teraz mógł zajmować się nieskomplikowaną rozrywką, a zarazem i ćwiczeniem neurologicznym, jakim było uważne obserwowanie otoczenia i przyswajanie tylu informacji, ile się dało. A było na czym się skupiać po tym, jak Mary - z całą pewnością prowokacyjnie - zostawiła go, by na osobności zamienić słowo z innym facetem, który był do tego jego dobrym znajomym. Nie będąc aż tak egocentrycznym, Simon nie spodziewał się ani, żeby ona o tym wiedziała, bo i skąd, ani, żeby ich rozmowa dotyczyła jego, ale to nie zmieniało faktu, że został opuszczony i mógł z chwilowej bezczynności dostrzegać takie głupoty jak to, że szpilki przechodzącej obok Murzynki musiały być o dobry rozmiar za małe, że wlokący się równolegle do baru mężczyzna niewątpliwie był pod wpływem, wreszcie - i co najważniejsze - że kobieta, z którą Nathan wcześniej rozmawiał, zwróciła uwagę na niego, Quinna. Zauważywszy to, mógł snajper uśmiechnąć się uprzejmie i wytężyć słuch, by z muzyki odłowić jej słowa, cokolwiek zresztą osobliwe.
- To ciekawy punkt widzenia - odrzekł, zbliżając się o jakieś pół kroku, by ułatwić wymianę zdań. - Wielkie kobiety mają, w rzeczy samej, zwyczaj stać za wielkimi mężczyznami, ale też przed nimi, albo z lewej czy z prawej... Rzeczywiście jednak prędzej doszukiwałbym się znamion wielkości w tej kobiecie, niż w mojej marnej osobie, która w końcu jest tu jedynie z jej powodu. Simon Quinn, do usług pani.
Miał wielką ochotę przysłuchać się dokładniej rozmowie dwójki jego znajomych, ale obecnie było to już niemożliwe, zwłaszcza, że jeszcze jedna zbłąkana dusza doszlusowała do ich niewielkiej grupki. Simon odsunął się nieznacznie, by ułatwić jej dostęp do przystrojonej w czerwone sari brunetki.
- Zdaje się, że przyszło dzisiaj całe mnóstwo osób, które normalnie nie uczęszczają do klubów - stwierdził wesoło, adresując słowa już do obu kobiet. - W tym również i ja. A pani włosy, jeśli wolno mi tak powiedzieć, rzeczywiście wyraźnie odcinają się od tła - tutaj objął szerokim gestem otoczenie, uważając, by nie wskazać przypadkiem ani na Mary, ani na Irę, co przecież byłoby bezwzględnie obraźliwe.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group