To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Klub nocny "Na gorąco!"

Noritoshi - 20 Listopad 2016, 00:57

Nie, nie problem, lecz miała na myśli całokształt. Może powinna zacząć bardziej mówić dosadnie? Ale po co, przecież może próbować dróg naokoło, zwłaszcza, że język się jej na tyle już rozplątał. Ach, gdzie się podziała ta nieśmiałą Szafirka?! Została w samochodzie, przy napoczętej butelce wina. I jak ona teraz wróci do domu? Pół miasta iść na piechtę do swoich czterech skromnych ścian?
Jasne, że weźmie taksę. Stać ją na taksę. Ale nie stać ją na zapicie się w trupa i taksę. Z czegoś będzie musiała zrezygnować. Albo znaleźć sponsora.
- wypić a Wypić to pewna, delikatna różnica. - odparła jak rzecz najzupełniej oczywistą - kierując słowa od niechcenia gdzieś w eter nad nimi. Nie omieszkała jednak nie zwizualizować tej świętej prawdy za pomocą wskazującego palca oraz kciuka - w sposób taki, jak gdyby chciała strzepać z ich opuszek jakiś pył. Tyle delikatnej różnicy, o, proszę ja Ciebie.
Okrężną droga odstawiała swoją szklankę, warząc na oko, ile jeszcze takich samych łyków jej zostało. Pięć. Wystarczy na kilkadziesiąt minut, może mniej.
- Czyli twierdzisz, że teraz ja jestem twoja narzeczoną? Może mi jeszcze wmówisz, że w niezauważony sposób założyłam ci te obrączkę? - Gdyby nie to, że głupio się uśmiechała, można by sądzić, że wygłasza, o bój się brzozy, pretensje; bo na to wskazywała szorstka barwa głosu.
- Jeszcze nie wypiłeś, a już mi tu bajki piszesz, aaach, poe-eezja. - w figlarny sposób udawała zachwyt nad tą puentą i nie sposób było odgadnąć, czy to dla niej ironia, czy naprawdę coś urokliwego. Może jedno i drugie? Jako, że jest Strachem, ostatnia przytoczona opcja jest bardzo prawdopodobna. W końcu, skoro nic się nie czuje, to i łatwiej o jednej rzeczy mieć naraz kilka różnych zdań i żadnego nie być pewnym. Sentyment nikły, zero poważniejszych emocji, głównie zostaje tylko przyzwyczajenie. I w tym całym niebycie jest skromne miejsce dla usilnie chowanych w serduszku uczuć.
Wracając do teraźniejszości....
- Znalazłam na podłodze. Sądzisz, że jakaś niestabilna para miała tutaj ładną dramę i rzucali się nawzajem pierścionkami, bo nie mieli pod ręką mięsa? - zapytała, ale najwyraźniej nie oczekiwała rychłej odpowiedzi....
Nie oczekiwała, bo zaraz nachyliła się w jego stronę i położyła swoją dłoń na jego dłoni, przeplatając ich palce, po czym kierując je pod ladę. Jeśli nie protestował, nie przerywał jej, a czekał na dalszy rozwój wydarzeń, użyła swojej mocy wypuszczania z dłoni motyli. I taki właśnie jeden motyl wydostał się z jej śródręcza, trzepocząc skrzydłami. Uczucie było bardzo dziwnym i nastąpiło gwałtownie. Coś jak gdyby bardzo cienki papier ścierny ocierał się o wierzchnią skórę jego dłoni. Trwało to jednak niespełna sekundę - motyl prędko znikł, a Szafirka wiedziała już, że ten tajemniczy jegomość jest Szklanką.
Nie wątpiła, ze on sam zna swoją rasę. Trudno przecież nie zauważyć, że przez skórę prześwitują organy. Chyba, że jest się niewidomym.
Jesteś ślepy?
- Panie Magiczny, wiedź, że zostaliśmy połączeni na zawsze, a przynajmniej dopóty, dopóki nie przepłyniemy przez morze wódki i whisky. - puściła jego dłoń, wracając nią na ladę i zaśmiała się głupio, sięgając po szklankę z wódką. Wskazała naczyniem na jego osobę. Tak, czas na prędki toast, bo druga noga nie może za długo pozostać kulawą.
Nie, Szafirka nie miała pojęcia, że te obrączki faktycznie mogą tak zadziałać. Nie pomyślała o tym.

Anonymous - 21 Listopad 2016, 19:13

Długowłosa towarzyszka chyba popadła w ten odpowiedni stan alkoholowy, skoro rozmawiała na takie głębokie tematy w klubie, albo miała tak w zwyczaju - nasza blondynka obstawiała to drugie. Kolejne pytanie gnębiące ludzkość, kolejne - zdaniem Impurity - bezwartościowe, bowiem była za stara na ocenianie innych, bo jej oczy za dużo widziały, jej ciało za dużo doświadczyło, zresztą - to samo jej dusza, żeby wiedzieć, że obraz się zmienia wraz z sytuacją i drobiazgami, ale koniec końców, wszystko zamieniało się w bezwartościowy proch.
Przesunęła językiem po zębach, wpatrując się chwilę w te światła, które mieniły się w rytmie muzyki, jakby początkowo zamierzała zignorować to pytanie. A potem, ponownie, jej beznamiętne oczy skupiły się na kobiecie.
- Miejsce kobiety i mężczyzny zależy od ich upodobań, nie sądzisz? Mogą stać obok siebie, mogą być twarzą lub plecami do siebie. Wbrew psychologii, to niewiele świadczy o żadnych z nich, nawet wtedy, czy trzymają się za ręce, leżą na sobie, patrzą sobie w oczy, czy nie, a może w sumie nic ich nie łączy - wzruszyła ramionami, wydając z siebie ten bezsensowny bełkot, chociaż w sumie lepiej to, niż nic, co nie? Czasami warto było dzielić się tym, czego się zaobserwowało, będąc panią do towarzystwa i łóżka przez większość swojego długiego życia. - Jeśli miałabym mówić o swoich preferencjach, chociaż nie uważam siebie za wielką, bo wszyscy jesteśmy siebie warci... - Tak, tak, uświadom wszystkich, że uważasz ich za nic nie wart, tak samą jak siebie, dobrze to świadczy o szefowej, ale hej, pracownicy byli chyba świadom tego, że nie pracują u baby machającej szkoleniami z zarządzania i reprezentacji firmy. - To wolałabym, żeby mężczyzna, tym bardziej, jeśli jest wyższy ode mnie, nie stał przede mną. Lubię mieć duże pole widzenia - westchnęła dramatycznie, bo jeśli Simon trzymał ją w swoich szerokich ramionach, jakby nie zamierzał pozwolić jej odejść (co również było dość prostym obrazem dla innych) to czemu nie grać? Tym bardziej, że wcale nie miała nic do bliskości mężczyzny, zresztą, pokazała to na ich pierwszym spotkaniu.
A pani Nieczystości, którą zaczynał denerwować już ten ciasny kok we włosach i ta koszula zapięta na wszystkie guziki, musiała oderwać się od tego poczucia dyskomfortu. Próbowała odgonić od siebie myśl, że wyglądała tak trochę na siłę, co godziło w jej ogromną chęć wolności. Tak, lubiła trochę podroczyć się sama ze sobą.
- ... ale niektórzy lubią tworzyć nasz obraz lub programować, na przykład, nagradzając. Tym więcej daliśmy z siebie, im bardziej staramy się w programie, tym większa nagroda nas spotka od tresera. Ja zasłużyłam sobie jedynie na pączki. A Simon... - bez większego wysiłku odnalazła jego krzyżyk, za który pociągnęła dość mocno, zmuszając mężczyznę do schylenia się do niemalże poziomu głowy blondynki. - A Simon, wspaniały pracownik, dostał ten oto krzyżyk od swojej szefowej - ujęła go w palce, prezentując go towarzyszkom z cieniem rozbawienia w kącikach ust. - Co to o nas świadczy?
Powiedzmy sobie szczerze, nieszczególnie była zainteresowana odpowiedzią na swój monolog, czy pytanie. Była jednak ciekawa reakcji innych na prezent szefowej, bo miała wrażenie, że krzyżyk odpowiedziałby jej na kilka pytań. Sądziła, że był jednym z elementów układanki, chociaż mógł być to strzał w stopę. Może te kobiety ją oświecą? Blondyna, chociaż była Cieniem, należała do Świata Ludzi i niekoniecznie była obeznana z tą drugą stroną.

Goshenite - 21 Listopad 2016, 20:51

Wraz z mijającymi minutami i coraz mniejszą ilością alkoholu pozostałego w szklance, Goshe czuł że malutkimi krokami zbliża się do granicy. Nie był super odporny na alkohol, czego w sumie zawsze żałował. Owszem, potrafił wypić więcej niż przeciętny człowiek, zawdzięczał to jednak w głównej mierze dosyć ruchliwemu trybowi życia. Nic nie mogło zastąpić ćwiczeń wykonywanych z samego rana, gdy jeszcze odczuwa się skutki dnia poprzedniego. Zdarzało się to jednak równie rzadko jak wychodzenie na kilka głębszych. Poza tym strasznie nie lubił stanu upojenia alkoholowego; kiedy traci się nad sobą całkowitą kontrolę, gdy łatwo o palnięcie jakiejś głupoty.
-Wypić to wypić. Żadnej różnicy nie ma. Dopiero powody picia je tworzą- powiedział dziwnym tonem, z oczami pogrążonymi w nicości. Ahh, powody picia. Jak wiele Istot na świecie tak wiele przyczyn można by podać. Jaki był jego? Szara codzienność.
-Narzeczoną? Nie. Raczej współofiarą jakiegoś paskudnie nieśmiesznego żartu.- powiedział z przekąsem, a potem dodał jeszcze -A może nie ofiarą, a sprawcą.- nieco już bardziej podejrzliwym głosem. Przypadek że akurat teraz pojawia się ktoś o identycznym pierścionku był mało przypadkowy. Tym bardziej że ten ktoś był nieco specyficzny. Nie podobało się to Goshowi ani trochę, i pewnie w normalnej sytuacji znalazłby całkiem inne wyjście z tego impasu, ale niestety, w obecnym układzie sił jego wola została nieco naruszona przez ilość alkoholu krążącego w jego krwiobiegu. Może dobrze że nie brał ze sobą żadnej broni. Mogłoby się to skończyć ...tragicznie.
Na podłodze? Cóż, on swój znalazł na stoliku, więc albo to jakaś pułapka, albo czysty przypadek. Przy takiej ilości kręcących się tu osób kwestią czasu było podniesienie jednej z nich przez przypadkowego osobnika. Nim zdążył odpowiedzieć, stało się coś osobliwego. Oto ręka sąsiadki, której notabene imienia nadal nie zdążył poznać, jakimś cudem splotła się z jego własną ręką. Jakby tego było mało z jej ręki wyleciało coś co wyglądało na motyla. Niestety czas trwania tego cosia oscylował pomiędzy sekundą a sekundą z dziesiętną częścią po przecinku, toteż nie był do końca pewny czy faktycznie widział to co widział. Skupił się dopiero słysząc dobiegające go słowa.
-Na zawsze? Śmiem w to wątpić.- powiedział, ściskając jej rękę, a na jego twarzy przez krótką chwilę dało się zobaczyć uśmiech. Nie był to jednak taki miły uśmiech, a jeden z tych które widywały jego ofiary tuż przed śmiercią. Puścił jej dłoń, a zamiast tego chwycił szklankę z jeszcze sporą ilością whisky w środku. Patrząc przez chwilę na bursztynowy płyn, uniósł ją delikatnie w powietrze wykonując niemy gest pozdrowienia, po czym pociągnął spory łyk. Nie powinien tyle pić. Cóż z tego, skoro siedział właśnie z kimś kto zdecydowanie człowiekiem nie był. Powinien się przejąć. Chyba. Coś tak mu mówiło. Ale odpędzał ten głos, irytujący niczym komornik, kolejnym łykiem. Dobrze że nie zabrał zbyt dużo pieniędzy.

Simon Quinn - 22 Listopad 2016, 17:33

- Och, tak, Nathan jest moim przyjacielem - zgodził się Simon, mając nadzieję, że nic się w tej kwestii nie zmieniło. - Znamy się od dość dawna i bardzo sobie cenię tą znajomość. Ciekawe, jak wyglądają twoje znajome i przyjaciółki, z którymi chodzisz na kawę, albo na sklepy...
Wizja była dość abstrakcyjna, ale przecież każda kobieta miała psiapsióły, prawda? Nie mogło być inaczej. Quinn, który już od dłuższego czasu nie miał ze sobą nic do picia - pierwszego drinka skończył jeszcze na dole, przyjął od barmana to "specjalne coś", przyszykowane z godną podziwu pieczołowitością. Smakowało więcej niż przyzwoicie, co dało się stwierdzić już po pierwszym, oszczędnym łyku.
- Drinki są dzisiaj równie dobre, jak kapela - stwierdził snajper na głos, wyrażając swoje uznanie dla gładkiego przebiegu imprezy. - Skąd wzięłaś takich profesjonalistów, Mary?
Następnie z radością nie włączał się w dalszą część rozmowy o wielkości, sącząc drinka i zachowując ciszę. Potrafił się ładnie wysławiać, to prawda, ale nigdy nie był wielkim fanem sofistyki i zagłębiania się w skomplikowane, wielowymiarowe konstrukcje słowne, mające wyrazić coś z grubsza abstrakcyjnego. Bądź co bądź, Simon uczył się kultury i zachowania w towarzystwie krócej niż większość i mimo całej pojętności miał jeszcze przecież trochę usprawiedliwiających zaległości - tak przynajmniej mógł się usprawiedliwiać.
- Dla mojej skromnej osoby miejsce z tyłu jest odpowiednie - orzekł w końcu. - Mam w ten sposób widok nie tylko na otoczenie, ale i na towarzyszkę wieczoru.... Hej! - łagodnie wyraził swoją dezaprobatę, kiedy został pociągnięty za zawieszony na szyi łańcuszek. Zważywszy na to, że wisiał na nim zwyczajny krzyżyk, Mary wykazywała spore zainteresowanie takim drobiazgiem. Musiała być bardzo zazdrosna o tą szefową...
- O mnie świadczy to ni mniej, ni więcej a to, że jestem odpowiedzialnym pracownikiem, na którym przełożeni mogą polegać - powiedział przesadnie poważnym tonem, prostując się. - Traktuję swoje obowiązki bardzo poważnie.
Och, jakże chętnie Simon wziąłby udział w rozluźnieniu nieco tej grzecznej fryzury, grzecznie zapiętych guzików... Zdecydowanie było to to, czego by sobie życzył, ale cóż robić? Potrafił zachowywać się jak cierpliwy pokerzysta i nie sprawdzał przedwcześnie, zachowując kamienną twarz i bez wahania podbijając stawkę.

Ira - 23 Listopad 2016, 14:05

- Phi. Najlepiej to stać samemu, idąc przez świat z włosami rozwianymi wiatrem... - zaczęła nie do końca z tematem lekko "rozgrzana" przez alkohol Ira.
- Iść gdzie oczy poniosą, nie musząc przejmować się innymi... Iść wiedząc, że ma się znajomych porozrzucanych po świecie i możliwość poznania ciekawych osób tam gdzie się nie było. Ale przywiązywać się? - tu odchyliła się na stołku barowym i sięgnęła po "super koktajl". Trzymając go w ręce i lekko nim bujając podjęła na nowo:
- Przywiązywać się to nie dla mnie. Większość ludzi przywiązuje się do miejsc, a ja wręcz przeciwnie. Ludzie są ciekawi, przynajmniej niektórzy, ale potrafią ograniczać. - upiła łyk koktajlu. Był... dobry, ale nie w jej guście. Zbyt łagodny, zbyt słodki. Żadną miarą nie był zły, ale i tak tęsknie spojrzała na puste szkło, które jeszcze niedawno trzymało jej ukochaną Smoczą Krew. Drink, który jej przypominał o jej ulubionym uczuciu.
- Panie barman, znasz się na rzeczy. - odezwała się by oddzielić pierwszą część jej wypowiedzi od następnej, która miała dotyczyć innego tematu.
- Drobiazgi od szefostwa? Nigdy nie pracowałam w miejscu gdzie coś takiego robią, ale podobno to nie takie rzadkie. Nie wiem. - tu nachyliła się by lepiej się przyjrzeć krzyżykowi. - Krzyżyk ten prosty jest w swym wyglądzie, ale coś we mnie trąca. Wygląda znajomo. Chyba widziałam taki w jakimś śnie, ale... - tu wzięła głębszy oddech - ale krzyżyki są często do siebie podobne, szczególnie takie bez żadnych udziwnień. - Po czym wzruszyła ramionami, ale była niemal pewna, że to taki sam krzyżyk jaki widziała jakieś dziesięć lat temu. W śnie, który był rzezią Krainy Luster. Nie żeby była jakoś specjalnie przywiązana do drugiego świata, ale...
Ale właściciel takiego był zdecydowanie niebezpieczny dla istot, które z tamtej strony lustra pochodzą. Pamiętała, że w ostatniej chwili gdy zobaczyła gospodarza snu widziała właśnie taki krzyżyk zwisający mu na szyi - w snach niektórzy odtwarzają siebie nad wyraz dokładnie.
Nie miała zamiaru się z tym zdradzać. Może nie unikała niebezpieczeństw podczas swych wędrówek, ale na pewno nie pchała się celowo w sytuacje gdzie może stracić życie bez lepszego powodu.

Noritoshi - 24 Listopad 2016, 00:43

Najwidoczniej Szafirka była trochę rozmyślna w swoim małym badaniu, bowiem nie zdołała w pełni ukryć wypuszczonego spod dłoni motyla na leżącą pod nią dłoń mężczyzny - ten coś dojrzał, lecz nic, kompletnie nic, nie mówił.
A ona sadziła, że wręcz kompletnie nic nie zauważył.
Nie uszło jednak jej uwadze nazywanie jej sprawczynią. O nie, tak się bawić nie będzie - oskarżanie jej o cokolwiek, czego nie zrobiła, diametralnie odbija się na jej zachowaniu. Nie lubi tego, nawet jeśli (i przeważnie) tego sobą nie ukazuje. W tym jednak wypadku częściowo obeszło to koło niej; a i w dużej mierze było zwykłym owocem jej słownych gierek. Mała to strata, przeboleje, pijmy kolejny łyczek. Barman, szykuj butelkę, niebawem, za parę łyków, będzie trzeba dolać!
Wracając do rzeczywistości. Czy na zawsze ich te pierścionki połączyły? No i jaka, do cholery, jest historia Twojego?
Nic nie mówił. Ona także nie miała przez pewien moment nic do powiedzenia. W końcu stwierdziła, że musi się przejść do toalety. Tak też mu powiedziała. Powstała, zostawiając mu do popilnowania swój drin... swoją szklankę z pozostałymi w niej trzema łykami wódki.
Odeszła krok pierwszy, krok drugi, trzeci, czwarty i stawiała już piąty.
Odległość miała właśnie przekroczyć trzy metry. Spadłeś z byka, przystojniaku? Znaczy się, z krzesła? Szafirce z pewnością upadek nie groził, o ile właśnie Gosh nie przywiązywał się na przykład łańcuchem do czegoś trwałego. Cóż, przeciągamy niewidoczna linę, tak?
Szafirka na pewno poczuła pewien opór, który chciała pokonać, nie myśląc za wiele, przynajmniej na razie, co też jest grane. Wagi posiadają podobne, więc chyba mogą potoczyć bój jak równy z równym...

Anonymous - 24 Listopad 2016, 15:06

Chyba jednak nie chciała kontynuować tej rozmowy. Beznamiętność spojrzenia Mary w pewnym stopniu ją niepokoiła, żeby nie powiedzieć, że stresowała. Jak się nazywała choroba, w której jednym z objawów jest twarz pokerzysty? Parkinsona? Tak, chyba tak. Zerknęła na dłonie kobiety, która zapewne gestykulowała nimi podczas swojej wyczerpującej odpowiedzi. Nie ma drgawek raczej. Nie, to zdecydowanie nie jest to.
Jednak ta twarz...
Oblizała wargi, przenosząc spojrzenie na Simona. Nigdy nie rozumiała męskich popędów. Skupienia na jednym punkcie. Nie, to nie jest dobry tor rozmyślań. Nadal nie była pijana, jednak natręctwo obserwacji za bardzo weszło jej w krew żeby przestała analizować wszystko co ją otaczało. Mimo setek lat nadal uczyła się czegoś nowego. Ludzie nie byli prostymi mechanizmami, a każda osobowość była wyjątkowo złożona. Stworzenia magiczne stały jeszcze wyżej na poziomie skomplikowania.
Teraz jednak nie pozostało jej nic poza spojrzeniem na krzyżyk w dłoniach Mary, a na szyi Simona.
- Chrześcijanin? Gdyby to był celtycki krzyż mógłby oznaczać o wiele więcej, a tak - wzruszyła ramionami. Nieczęsto bywała w świecie ludzi. Nie znała ich historii aż tak dobrze jak Krainy Luster. Tam znaczeń było jeszcze więcej, w tym jedno szczególne. Każdy mieszkaniec jednak wiedział, że z podobnymi informacjami nie powinno się wyskakiwać przy nieznajomych. Nie wypadało to nawet opowiadaczom.
Oparła się ramieniem o bar i pozwoliła kosmykom lekko zatańczyć na końcach. Przez chwilę same układały się w małe krzyżyki, najpierw składające się jedynie z przecinających się prostopadle odcinków. Później ewolucje tworzyły arabeski, węzły celtyckie. Piękne, ozdobne krzyże. Trwało to może minutę, nie więcej, po czym znów opadły na plecy jak normalna ludzka czupryna.
- Podróżujesz Iro? Jeśli mogę wiedzieć to w jakim celu? - ten temat był bezpieczniejszy. Ponownie uśmiechnęła się zachęcająco. - Też jestem podróżniczką, poznaję krainy i historie. Teraz jednak będę szukała, hm, drogi do domu. Może wybierasz się tam w najbliższym czasie?
Zabrzmiało to dziwnie. Może i malowniczo, bo odległe krainy zawsze kusiły śmiałków i poszukiwaczy przygód; jednak również wyjątkowo nietypowo. Hariotta jednak miała nadzieję, że trafiła na odpowiednią osobę w odpowiednim miejscu, która ma dojścia do przejść między światami. W końcu niewiele osób w świecie ludzi rodzi się z tak nieludzkimi oczami.
A że podjęła tę rozmowę przy nieznajomych, cóż. Mary wydawała się obojętna na wszystkie słowa, usłyszane i wypowiedziane. Za to Simon był chyba zbyt zapatrzony w swoją towarzyszkę żeby zareagować.
A może się myliła?
Trzysta lat to nadal za mało żeby zrozumieć naturę ludzką na tyle by przewidzieć cudze zachowania.

Ira - 24 Listopad 2016, 16:12

Ooo. Uważać trzeba na słowa. To Świat Ludzi gdzie magia to fikcja, a nadprzyrodzone istoty żyją tylko w bajkach - przynajmniej w świadomości większości ludzi.
Można się było jednak spodziewać, że zejdzie na ten temat prędzej czy później. Może i już nie była zupełnie trzeźwa, ale do bycia pijaną w sztok było jej daleko.
- Podróżuję. Teraz mniej i bliżej niż kiedyś, ale wciąż. Do przodu zaś pcha mnie ciekawość. Głównie ona. - to mówiąc wzruszyła ramionami. To, że sama lubi słuchać o innych i z nimi rozmawiać nie znaczy, że będzie się nad sobą rozwodziła więcej niż to potrzebne. Szczególnie kiedy trzeba uważać na słowa. A im więcej słów tym łatwiej może się zaplątać jakieś niechciane.
- Gdziekolwiek masz dom bym tam trafiła gdybyś powiedziała gdzie on. Ja się nie gubię. Nigdy. Co zaś do mojego domu...
Nie ciągnie mnie tam. Nie po to uciekłam stamtąd by teraz wracać.
- po chwili dodała - Przynajmniej bez dobrego powodu.
Odwróciła się i spojrzała Hariottcie w oczy.
- Poza tym są ścieżki, którymi nie każdy jest w stanie kroczyć. - powiedziała najbardziej tajemniczym głosem na jaki obecnie było ją stać po czym się roześmiała.
Kto wie, albo przynajmniej domyśla się o co chodzi zrozumie. Kto nie...
Cóż ten pewnie uzna, że to trochę bezsensowne gadanie podpitej dziewczyny lub przytyk do przeciętnej sprawności innych w obecnych czasach.

Anonymous - 24 Listopad 2016, 19:42

- Uważałeś tak także przed tym, gdy dostałeś ten medalik, czy może prezencik utwierdził cię w przekonaniu o swojej przydatności? - zapytała lekko, niespecjalnie przejmując się wydźwiękiem, czy pewnej ironii grającej jej na języku.
Dla niej, prezenty miały dość prosty wydźwięk - zdobycie atencji oraz sympatii prezentowanego. Inni dostawali kamienie od swoich treserów, drudzy krzyżyki za pomyślne zakończenie programu i służbę. Może to było za proste? Aczkolwiek, nie miała ochoty wgłębiać się w te wszystkie labirynty, wtrącać psychologię - zwyczajnie chciała wiedzieć, skąd jest ten krzyżyk. Ale pomyślała, że celowała sobie w stopę. Ira widziała go w śnie, a Hariotte uznała za zwykły przejaw religijności, a była niemalże pewna, że obie należą do Drugiej Strony. Ten Cień wychował się wśród ludzi. Cmoknęła pod nosem, na jej twarzyczce pojawił się jakichś zawód, bo myślała, że porządnie wyczuła element zagadki, chociaż nie zamierzała zupełnie odpuszczać.
W końcu, bardzo lubiła swoją drugą pracę - detektywa.
Mimo że wszystkie zasłyszane słowa miały podobny wydźwięk, bawiła ją te omijanie, a nawet nienazywanie rzeczy po imieniu. W jej intencjach przy zakładaniu tego klubu nie było jakiejś wielkiej jedności, sojuszu między potworami, a ludźmi, chociaż wszystko zamierzało do tego kierunku - zwyczajnie chciała mieć pod ręką miskę z jedzeniem oraz własną rodzinkę. Zrobiła to z samolubnych powodów, a skończyło się na tym, że było to dość szlachetne z jej strony. Parsknęła krótko, pokręciła głową i nijak skomentowała te krainy i domy. Tak, zdecydowanie należały do Drugiej Strony.
- Nie uważasz, że teraz także jesteś w swoim domu? - zapytała, nareszcie racząc puścić krzyżyk Simona, z lekkim żalem, trzeba nadmienić. - Zresztą, zawsze myślałam, że podróżnicy nie mają domów... że ich domem jest cały świat, a wszystkie budynki, czy namioty, to jedynie schronienia - stwierdziła, po czym uwolniła się z objęć Simona, żeby zbliżyć się do jasnowłosej. Zniżyła się, powoli, zupełnie się nie śpiesząc i nachyliła się do jej ucha. - Myślę, że możemy mieć więcej wspólnego, niż sądziłam na początku - zakomunikowała po jej wypowiedzi, po czym wyprostowała i uśmiechnęła się do niej ładnie (nawet oczy lekko zmrużyła, wyuczenie, chowając na chwilę tę beznamiętność).
Pani Nieczystości dość luźno traktowała pojęcie "strefy prywatnej".

Goshenite - 25 Listopad 2016, 16:44

Nic nie jest wieczne, a już w szczególności nie życie. Goshe wiedział o tym doskonale, w końcu zajmował się jego profesjonalnym i szybkim (zazwyczaj) odbieraniem. Widział wystarczająco dużo śmierci. I wystarczająco wiele razy widział jak jedno cięcie jego rapiera rozwiązuje więcej problemów niż kilku dyplomatów.
Magia, nawet ta z gatunków potężnych, ma swoje ograniczenia. Zasięg, moc działania, czy wreszcie jego czas – wszystko to pozwala sprawnemu umysłowi zachować możliwość przeciw działania. I pewnie niewiele by zajęło Goshowi rozłożenie istoty działania owych obrączek na czynniki pierwsze, gdyby nie fakt że uprzednio wypity alkohol skutecznie mu to utrudniał. Także zamiast głowić się nad tymi przeklętymi więzami, on zastanawiał się czy może lepiej jest wykonać szerokie cięcie z prawej strony, czy też szybkie pchnięcie w okolice serca lub splotu słonecznego. Oba warianty były zabójcze, i oba skuteczne, ale.. zaraz, czy faktycznie powinien myśleć o tym właśnie teraz?. Potrząsnął delikatnie głową, starając się wyrzucić z umysłu widoki latających głów i odciętych kończyn. Udawało mu się to z marnym skutkiem do momentu w którym uzmysłowił sobie że ta obca dziewczyna dotknęła jego ręki. I w ogóle coś się wtedy stało. A jej ręka była delikatna. Przecież ona nie była człowiekiem. Była Istotą, i do tego odkryła że on również nie jest „zwyczajny”. Chciał coś powiedzieć, lecz nie zdążył; nieznajoma powiedziała coś o toalecie i odeszła od stolika. Czy była to prawda, czy też banalny wybieg stosowany do ucieczki od natarczywych typów? Jaka była prawda, nie wiedział, i już nie dane było mu dowiedzieć się; bo oto nagle, nie wiadomo skąd Goshe poczuł mocne szarpnięcie do tyłu. I gdyby nie szósty zmysł, który podsunął mu myśl chwycenia się krawędzi stołu, byłby spadł na podłogę, jak wielki placek zresztą. Zgłupiał, gdyż odwróciwszy się nie bez złości ujrzał za sobą pustą przestrzeń. Gdy jednak wzrok jego padł na znajomą postać, jego umysł przez jedną krótką chwilę odzyskał jasność i przywołał mu obraz tych przeklętych obrączek. Przez te kilka sekund wiedział że to ich wina, że Faceci w czerni istnieją, że zamach na WTC to sprawka amerykańskiego rządu a ludźmi rządzi rasa reptilian których nie widzimy. Niestety kolejne pociągnięcie wyrwało jego umysł z rozważań. I weź tu nie myśl że to nie ona jest winna tej całej sytuacji. Najwidoczniej nie są w stanie opuścić swego towarzystwa.. na razie. Wstał od baru, mając nadzieję że dziewczyna jeszcze raz spróbuje iść dalej.. jakże ciekawy byłby widok lecącej na podłogę osoby..
Gdy znalazł się odpowiednio blisko powiedział:
-I jak tu nie podejrzewać że to wszystko Twój pomysł. Obrączka raczej sama nie trafiła na stół. I dzięki temu nie możemy opuścić własnego towarzystwa.- przerwał, po czym dodał coś co wpadło mu w ostatniej chwili do głowy:
-O niee, nawet o tym nie myśl. Lepiej żebyś miała silną wolę, bo ja z Tobą do łazienki nie pójdę.-powiedział z przekąsem. Jeszcze czego.

Simon Quinn - 25 Listopad 2016, 18:26

- Prezencik był, nazwijmy to tak, za zasługi - stwierdził Simon, wracając myślami do tego wszystkiego, co musiał zrobić, żeby dostać te dwa poprzeczne kawałki metalu. - Trzeba było sobie na niego zasłużyć, a skoro już to zrobiłem, to mogę się cieszyć korzyściami.
Nawet jeśli ujawniał zbyt wiele ze swojego życiorysu, czy to ze względu na wypity alkohol, czy to z innych powodów, to zachowywał nadal kontrolę nad tym, co mówi i jak się zachowuje. Nie należał do tych, co to osuwają się wdzięcznie pod stół po paru głębszych, ani też do tych, którym odpala się faza i zaczynają paplać bez ładu i składu. Owszem, był wytresowany i to wspaniale, ale dużo wcześniej, zanim otrzymał swój krzyżyk; organizacja, której wyświadczał obecnie usługi mogła jedynie ucieszyć się, że znalazła kogoś już tak dobrze nauczonego skakania przez obręcze i wykonywania poleceń.
Simon zerknął w stronę dolnej części baru, nie przysłuchując się za bardzo rozmowie, jaka toczyła się między trzema kobietami, i westchnął dość melancholijnie. Dawno już nie miał okazji wykonać porządnej roboty, takiej, do jakiej był przyzwyczajony; owszem, robił to i owo dla MORII, ale tęsknił za szukaniem najdogodniejszej pozycji, długim czekaniem w ukryciu by oddać jeden, bezbłędny strzał, który zakończy czyjeś życie, a Quinna wzbogaci o sporą sumę pieniędzy. Nie było popytu na snajpera, co zrobić.
- Bardzo miło być zaszufladkowanym jako mało interesujący chrześcijanin, który zawodzi oczekiwania, bo nie nosi pogańskich symboli - prychnął rozbawiony, chowając łańcuszek z powrotem pod koszulę. Obserwował przez chwilę interakcję między Mary, która opuściła zasięg jego ramion, a Irą, wodząc od jednej do drugiej beznamiętnym spojrzeniem.- Mary, bądź tak dobra i powiedz mi, czy znajdzie się w klubie miejsce, gdzie można spokojnie zapalić, czy też muszę wyjść za drzwi? Opuszczę panie na chwilę...
Cóż, jeśli nie lubiła facetów śmierdzących petami, to zachodził tu pewien konflikt interesów.

Noritoshi - 25 Listopad 2016, 19:10

Ten moment, w którym stawiany krok spotyka się z niezrozumiałym oporem, odczuwanym całym swoim ciałem. Jak masa silnego wiatru, tyle tylko, że zamiast pchać w tył, nie pozwala jedynie iść dalej. Dziwne zjawisko, z którym Szafirka nie miała wcześniej do czynienia, którego powodu mogła się jedynie domyśleć.
Czyżby jej słowa się spełniły niczym życzenie skierowane do pomyślnego jej Aladyna? Ale nie ma w tym klubie mistycznych postaci, nawet Iskariota nie jest tym najbardziej znanym Iskariotą.
Chociaż, Impurity to tutaj ta jedyna legendarna postać, na której widok w Szafirce zachodzą reakcje niemal tak gwałtowne i nieprzewidywalne, jak te termojądrowe. Nie widziała jej od dłuższego czasu, a chętnie by z nią porozmawiała, tylko nie bardzo widziała sposobność. Poza tym, przebrała się celem uniknięcia kontaktu. Bała się, że ta ponownie ją odrzuci na sam tylko widok; a jednocześnie Szafirka czuła pewien rodzaj tęsknoty. Nie miłosnej, ale typowo cielesnej. Zwłaszcza, kiedy alkohol wspomagał jej pewność siebie.
Pomimo przeciwności, szła przed siebie, a każdy kolejny krok był coraz łatwiejszy do postawienia. I kiedy małe kroczki dzieliły ją od drzwi damskiej toalety, jej przyszywany mąż przybył do niej.
Naprawdę uważał, że jest temu winna? Przecież... no tak, jej kroki w kierunku baru były nadzwyczaj łatwe, jakby płynęła wręcz.
Już wtedy obrączki dały o sobie znać.
- Trzeba było mnie nie pchać, pfff... - fuknęła bez rozmysłu i bez należytego krzyku.
Ale jak to, że nie wolno jej skorzystać z łazienki? Prędko próbowała go chwycić za rękę i pociągnąć w swoją stronę. Wciąż od drzwi dzielił ją krok, może dwa. A i drzwi były zamknięte.
- Może kibelek jest tuż za ścianą? Och, nie martw się, lepiej iść samowolnie niż być wepchniętym! - Wciąż upierała się przy swoim, podsyłając pozytywne rozwiązanie.
Ale pomimo tych odważnych słów, jej osoba była obojętna i niewzruszona na to wszystko. Po dawnym napadzie płaczu nie było już w ogóle śladu, ale i wypowiadane przez nią słowa niemal nie znajdowały uzasadnienia w rysach twarzy, nie mówiąc już o pełnym grymasie.
Puściła jego dłoń, o ile sam tego wcześniej nie zrobił. Otworzyła drzwi toalety i zniknęła w jej wnętrzu na dobre kilka minut. Jeśli stał przy ścianie, nie odczuwał w ogóle efektu pchnięcia, ale jeśli odszedł choć trochę dalej... wtedy obrączka dałaby o sobie znać.

Ira - 25 Listopad 2016, 20:33

Za zasługi...
Może pewności nie miała, ale wiedziała, że Simon jest niebezpieczny. A te słowa nie napawały jej optymizmem.
- Miejsce zamieszkania, miejsce wychowania, miejsce urodzenia, miejsce "gdzie jest serce"... Ludzie każde z tych miejsc określają domem. - wzruszyła ramionami całkowicie ignorując parsknięcie poprzedzające filozoficzne rozważania o miejscu zwanym domem - Zaś niektórzy podróżnicy mają dom. Miejsce, do którego zawsze wracają. Ja raczej jestem włóczykijem, który teraz odpoczywa w jednym miejscu i zwiedza dokładnie okolicę.
Ira nie skupiała większej uwagi na to co robi Mary i lekko drgnęła gdy ta odezwała się przy jej uchu.
Więcej wspólnego niż sądziła? Słowa, które mogły jednocześnie znaczyć tak wiele i tak niewiele.
Jednak ten uśmiech...
Uśmiech był doskonały, ładny, miły. Aż nienaturalnie - jakby spędziła wiele czasu go trenując, bo nawet ludzie, którzy mają "to coś" we krwi tak nie potrafią. Szczególnie, że brakowało tych subtelnych zmarszczek w okolicach oczu. Uśmiech ten nie był czymś co gości na jej twarzy zbyt często. Może nie była wiekowa, ale lubiła obserwować innych więc miała do czego się odnieść.
Jednak tak jak sam uśmiech wydawał się fałszywy w swej doskonałości to słowa brzmiały szczerze w swej nieokreśloności.
Mogła się mylić w obu kwestiach przez światło i hałas, ale chyba jak każdy Cień czuła nastroje - może nie tak wyraźnie jak aury snów, raczej sugestie uczuć. Cienie cieni. Ha.
- Simonie, z łaski swojej nie pal przy mnie. Tak jak fajkowy, z ogniska i palących się ziół mi zupełnie nie przeszkadza to w papierosowym coś mnie odtrąca. Nie będę ci robiła wyrzutów, twoje życie, ale byłabym wdzięczna.
Podparła się rękoma o bar i zaczęła się zastanawiać nad poprzednią kwestią.
Więcej wspólnego...
Może to się skończyć w dwojaki sposób. Albo raczej dobrze dla niej, albo raczej kiepsko. Jest kto ma coś wspólnego i lepiej się go pozbyć czy kimś kto może być ciekawym towarzyszem? Póki jest w klubie Mary ma inicjatywę. Ma swoich pracowników, znajomych, ochronę...
Postanowiła lekko zmienić temat i zacząć pozornie banalną rozmowę.
- Mary. Urodziłaś się tu? Jak długo mieszkasz w tej uroczej mieścinie? Sama wpadłaś na pomysł założenia klubu?
Łyknęła po tym solidnie słodkiego koktajlu, bo zaschło jej lekko w ustach, a potem wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę i zaczęła się nią bawić.

Anonymous - 26 Listopad 2016, 07:01

// nie wiem jak dzisiaj z moimi siłami będzie po południu i jutro, więc pozwolę sobie nabazgrać coś teraz

Korzyściami. Trudno było Mary stwierdzić, co tak ciekawiło ją w tym krzyżyku i dlaczego nieco ją denerwował - bo bynajmniej nie chodziło o to, że był to prezent szefowej, a przynajmniej Nieczystość nie podejrzewałaby siebie o tego typu zaborczość. Pomyślała, że dobrze byłoby odpuścić na chwilę Simonowi, ale to było pewne, że prędzej, czy później, do tego wróci - za dwie godziny, za dwa dni, za dwa miesiące. W dodatku, ten nagle wydawał się być zupełnie znudzony, a jego spojrzenie na moment przypominało te, które nosiła blondyna na co dzień. Chyba nie dla niego były te towarzyskie dysputy, gadki-szmacianki, bawienie się w dwuznaczności, których na co dzień sama nie preferowała.
- No cóż, widocznie ja też jestem włóczykijem. Zawsze byłam zdania, że podróżnicy, którzy mają dom, są najwyżej turystami - wzruszyła ramionami na koniec wypowiedzi, bo jeśli do konwersacji należy wymiana poglądów to mogła się na to pisać. - Jednak to nikogo nie określa. To zwyczaje, a kimże jestem, żeby to oceniać?
Ira wyraziła swoje zdanie na temat palenia, jasno dając mu do zrozumienia, że smrodu fajek sobie nie życzy. A potem zalała ją pytaniami, które nieco przełożyła w czasie - najpierw spojrzała na rodzynka w ich towarzystwie i krótko przesunęła paznokciami pod jego brodą, jak kotu.
Ale to ona zamruczała.
- Simonie, dobrze byłoby, gdybyś wyszedł na zewnątrz. Korzystaj z resztek młodości, a jak nie wrócisz do mnie do rana, spełnię obietnicę kiedyś indziej - puściła oczko w jego kierunku, tak, właśnie dając mu możliwość podrywania, kończenia w uścisku z innymi i tak dalej (nie, żeby nie mógł robić tego wcześniej, ale zawsze było to niewypowiedziane), oczywiście, wciskając mu na odchodne samotnie stojącego drinka, którego nie raczył wypić. A podobno był bardzo smaczny, przynajmniej takie było zdanie Iry i Hariotte. - Wypij to na rozluźnienie. Miło byłoby, gdybyś potem szkło zwrócił do baru tutaj lub na dole.
Przesunęła językiem po wardze, na ponów skupiając się na towarzyszkach.
- Nie, urodziłam się na, kolokwialnie mówiąc, ostatnim zadupiu - stwierdziła i chociaż wiedziała, że jasnowłosa pyta o to, w którym Świecie, nie okłamała ją. - A mieszkam tutaj od dwóch, może trzech lat. Nigdy raczej nie osiedliłam się na stałe, nie jestem typem domownika. I tak, sama wpadłam na pomysł założenia klubu, jednak dopieszczony został także przez moich pracowników. Bez niech to nie byłoby to samo. Moja kreatywność jest niczym w porównaniu do pomysłowości przy burzy mózgów - odpowiedziała, po czym usiadła przy nich przy barze, gdy tylko zwolniło się miejsce. - Nie chciałybyście zatańczyć ze mną po północy?
Wciąż nie znała ich godności i, wydaje się, nie przywiązywała do tego wagi.

Goshenite - 27 Listopad 2016, 15:13

A więc to te przeklęte obrączki. Wszystko przez te cholerne kawałki metalu, tkwiące na ich palach. Serio, im dłużej to coś tkwiło tam gdzie tkwiło obecnie, tym bardziej miał ochotę odrąbać sobie palec. Albo całą rękę. Nie dość że nie da się ich zdjąć, to teraz jeszcze nie mogli odejść od siebie na odległość większą niż parę metrów. Co jeszcze go czekało? Może następną atrakcją będzie współdzielenie emocji, a potem jeszcze majątku? Jeśli tak wyglądało prawdziwe małżeństwo, to on dziękuje.
Stali teraz na środku, nie mogąc odejść od siebie dalej niż trzy, może cztery metry. Nie wiedział dokładnie, wypity dziś alkohol szczególnie utrudniał racjonalną ocenę sytuacji w które się znalazł. Byli małżeństwem od może godziny, a już mają zaliczoną pierwszą kłótnie. Tylko tak dalej, a jutro dostaną rozwód.
Czekaj, czy ona na niego fuknęła? To on się tu stara być miłym, nawet ją wcześniej przeprosił, i co za to dostaje? Westchnął, przepuszczając jakiegoś barczystego gościa z twarzą wymodelowaną przez koparkę.
-Słuchaj mnie, panienko-która-nie-potrafi-się-przedstawić.- powiedział, podchodząc nieco bliżej. Muzyka, jak i cały klub żył własnym życiem i nie bardzo zwracał na problemy matrymonialne dwójki Istot. Chwyciła go za rękę, znowu, i pewnie byłaby wciągnęła go otchłani zwanej damską ubikacją, on jednak zaparł się nie mając ochoty ruszyć się ani krok w głąb tego zapomnianego przez boga miejsca.
-Nie mam najmniejszego zamiaru tam wchodzić, nie ważne czy mam tą obrączkę czy nie.- kontynuował, wiedząc że go usłyszy. Spojrzał na przestrzeń znajdującą się za nią. Odległość nie była duża, a ściana między salą a łazienką nie wyglądała na grubą. Może jeśli będzie zadowolona, to obrączki w jakiś sposób puszczą, a on będzie wolny? Że też musiało paść akurat na niego. A mógł mu się trafić ktoś miły, jakaś fajna dziewczyna z którą mógłby porozmawiać. A tak musiał podejść pod tą ścianę, pozwalając jej zniknąć w damskiej łazience. Wolał nie wiedzieć co będzie się tam działo. Na szczęście wyjście z pomieszczenia było tylko jedno, toteż nie było możliwości by próbowała jakoś uciekać (niby jak, skoro on tu stał?).
-Idź, tylko się streszczaj.- powiedział, opierając się o ścianę. Poszedłby spać.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group