To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Retrospekcje - Rodzinne rozterki

Anonymous - 27 Październik 2016, 19:54
Temat postu: Rodzinne rozterki


Hej, przecież zawsze szliście tam piętnaście minut. Teraz, doznając omdlewającego spowolnienia, twój mocny, szybki krok pokonuje trasę w obłąkaniu kilka godzin. Skończ już z tym niemym płaczem, nieistniejącymi łzami cieknącymi po zarumienionych ze złości i wstydu policzkach, ściskiem w gardle hamującym oddychanie i cichymi, niedosłyszalnymi dla ucha westchnieniami, afonicznym oddechem. Jeszcze kilka kroków, a będziesz ciężko łykać powietrze, apatycznie przeciskając je przez drogi oddechowe - kto wtedy spojrzy na tego bachora, kto mu wytłumaczy, że tak wygląda świat, że ludzie popełniają błędy?
Louise, dziewięcioletnia dziewczynka z piegami na nosie, jakieś dwa centymetry wyższa (ku swojemu wielkiemu zadowoleniu) od stojącego przed nią, ciężko dyszącego brata, właśnie zatrzymała się gwałtownie, jakby wpadła na szklane drzwi, przypomniała sobie o włączonym żelazku, chociaż matka zakazała jej go używać. Bo upuści, bo się poparzy, bo jest za mała, żeby posługiwać się czymś tak niebezpiecznym, bo zrobi sobie krzywdę - czy w tym momencie ta sama kobieta nie wyrządziła jej większej krzywdy pieprząc się z obcym facetem? A tatuś w pracy, a tatusia n i e m a, a dzieci poszły się bawić. Wewnętrzne przeżycia są znacznie gorsze od tych zewnętrznych, a cherlawe chuchro jakim w tej chwili jest Louise właśnie tego doznaje - choć jeszcze nie potrafi tego nazwać po imieniu. W tym wieku dzieci nadzwyczaj się martwią - czymkolwiek, kimkolwiek, a sytuacje takie jak te tylko pogłębiają skutki.
Zacisnęła dłoń na jego małej rączce tak mocno, że aż zbielały mu kostki. Z trudem patrzyła na ten widok, zaskoczona swoją gwałtownością i siłą, przełknęła ślinę i przeprosiła go w duchu za wszystko co zaraz powie.
- Nie mów nikomu. - Wydukane niewyraźnie te trzy słowa tkwiły jej w gardle już odkąd trzasnęła drzwiami wejściowymi i popędziła przed siebie trzymając za rękę młodszego brata. - Myślę, że mama nas już nie kocha. Ona już chyba nie chce być z nami - dodała, ale pośpiesznie chwyciła go za ramiona zanim zdąży się rozbeczeć na dobre - ale masz mnie, ja cię nie zostawię. Obiecuję.
Wiatr rozwiał jej włosy, zbłąkane kosmyki wpadły na twarz uderzając niczym bat. Przez następne kilkanaście lat będzie katować się myślą, że nie dotrzymała danego słowa, a wspomnienia z dzieciństwa będą uderzały w głowę tak samo jak włosy, tylko mocniej. Łagodzić będzie te nieubłagane stany lękowe i napady bólu egzystencjalnego tylko niestosownymi ilościami procentowego dobrodziejstwa.

Anonymous - 2 Listopad 2016, 22:18

Duma dał się ciągnąć. Nie miał innego wyjścia – jako wyjątkowo cherlawa sztuka o siedmiu latach na karku raczej nie był zdolny protestować przeciwko jakimkolwiek formom silniejszym od niego… Szczególnie, kiedy była to jego najmądrzejsza, najzabawniejsza i wstaw-kolejny-przymiotnik-w-stopniu-najwyższym siostra Louise. Chłopiec szanował i podziwiał ją pomimo swojego, wtedy jeszcze formującego się charakteru starego zgreda… Może i był ponury, czasami przesadzał ze złymi spojrzeniami i wymądrzał się ponad całą familię… teraz nie wiedział, co ma zrobić. Na szczęście Lou wie. Lou zawsze wie. To Lou jest od rozwiązywania zagadek, Duma jest od wpadania w tarapaty...
Pozwolono mu się zatrzymać, a Lunatyk prawie nie przewrócił się ze zmęczenia, nie nadążając za nabieraniem wdechów, które zalecała mu klatka piersiowa. Wdychając powietrze, niemal dusił się. Nie przeszkodziło mu to bynajmniej we wgapianiu się w siostrę, od której natychmiast oczekiwał wyjaśnień. Szczególnie, kiedy za mocno ścisnęła jego dłoń. Boli? Och, oczywiście, że nie boli. Dziecko nic nie powiedziało, bo nie miało jak narzekać na ból. Trochę zaczynał bać się Louise… była tak inna. Co się stało? Przecież to była tylko mama. Tylko co ona robiła z tym panem…? Pal licho.
Louise jest ważniejsza. Mimo że rzuca wyrażeniami, których Duma nie powinien słyszeć.
- Kłamiesz – zauważył chłopiec, ale nie raczył poinformować siostry, gdzie dokładniej w jej słowach znajdował się blef. Chyba dopiero teraz w dumnych oczach pojawiły się łzy – bo kłamstwo. Bardzo go nie lubił. Miał ku temu pewne… powody. Chłopiec zaczął wiercić się nerwowo w miejscu, rozglądając się na boki. - Wracajmy do mamy. Może nam wytłumaczy? Albo nie. Ty. Ty mi wytłumacz. Szybko. I chodźmy. Albo nie. Tłumacz.
Gdyby powiedział proszę nie byłby sobą. Młody dostawał zawsze to, czego chciał.

Anonymous - 5 Listopad 2016, 21:47

Najmądrzejsza, najzabawniejsza, naj Louise właśnie brzydko pokręciła nosem, krzywiąc się na to oskarżenie - czy to znaczy, że sama nie wierzyła w to co mówi? Dlaczego to właśnie jej brat sprawiał, że nie była pewna własnych przekonań i nawet jemu te złudne nadzieje serwowała na śniadanie? Och, słodki bracie, to dopiero przystawka.
Zawsze wiedziała co powiedzieć. Nie mogła przecież być gorsza niż Duma - pomimo tego, że to on czytał więcej książek, miał więcej zabawek i uczył się lepiej, to ona zawsze wyciągała ich z opresji, wspinała się na drzewa kiedy coś im utknęło i przechodziła przez ogrodzenie do sąsiadów po piłkę, a kiedy rodzice mieli do nich pretensje i o zgrozo - już byli przygotowani żeby dać im szlaban, broniła ich jak tylko mogła - zwykle swoim pyskowaniem dostając za karę drugie tyle.
Teraz nawet nie potrafiła się odezwać.
Objęła brata mocno, zdając sobie sprawę jak rzadko to robiła i jednocześnie nie mając pojęcia, że robi to po raz ostatni. Przymknęła szklące się oczy, zatrzymując napływające do oczu łzy - przecież nie może płakać przy Dumie, wtedy będzie jeszcze bardziej zdezorientowany, smutny i zły, przecież jest jego najlepszą siostrą, a najlepsze siostry nigdy nie płaczą. One są silne, zawsze wiedzą co zrobić. Z a w s z e.
- Pogadam z mamą. A potem... potem wszystko ci wytłumaczę. Jak ona wszystko wytłumaczy mi. Tak.
Odsunęła się o krok i pociągnęła nosem. Mama dałaby jej teraz chusteczkę. Zawsze miała przy sobie chusteczki.
- Chodźmy gdzieś. Później wrócimy do domu, jest jeszcze wcześnie. Pójdziemy do domu jak tata będzie wracał - zaczęła krok za krokiem ruszać przed siebie, nie kierując się w konkretne miejsce, myśli miała zajęte zupełnie czymś innym. Jak to wszystko wytłumaczyć Dumie? Co powiedzieć tacie? Co właściwie do diabła robi mama? A po co te wszystkie pytania? - Gdzie chcesz iść? Tylko nie zgub nas znowu, jasne?
Błękitne tęczówki lśniły pod zmrużonymi powiekami zupełnie niewzruszone, jakby przed chwilą wcale nie cisnęły się na nie gorzkie łzy.

Anonymous - 15 Listopad 2016, 23:29

Ależ nie można odmówić Louise, że starała się jak mogła i karmiła Dumkę tym, co każdy siedmiolatek lubi najbardziej - spokojem, ciepłem i bezpieczeństwem. Odwoławszy się do bardziej prozaicznych potrzeb wtrącilibyśmy tu jeszcze jedzenie... Ale Lunatyk dosyć dawno nauczył się wartości słowa. Póki co instynktownie, później świadomie sterował ludźmi, widząc swoją przewagę w tym, że myśleli, że on nie wiedział. "Wcale nie zabrałem twojej kredki!", krzyczał kolega z przedszkola, a Duma mierzył go jednym ze swoich najgroźniejszych spojrzeń i zamiast biec do pani naciskał na swojego - bądź, co bądź wtedy - śmiertelnego wroga i opowiadał bajkę o tym, jak zobaczył, jak zabiera tę kredkę. Pal sześć to, że potem to Duma musiał uciekać przez kolegą, który, jak się później okazało, mógł dokonać samosądu po tym, jak popielatowłosy pobiegł naskarżyć pani.
Słowa znaczyły niewiele. Ważniejsze były zamiary. Czyny.
Lou nigdy nie miała złych zamiarów. Nigdy. Owszem, czasami była złośliwa, ale Duma też nie zawsze był aniołkiem (on może kłamać, oczywiście, że chłopczyk jest aniołem).
- Ok - niezbyt długo kontemplował wypowiedzi Lou, tym razem to on wcielił się w rolę słodkiego braciszka i stanął na palcach i wyciągnął dłoń, by pogłaskać siostrzyczkę po głowie. Wyglądało to bardziej, jakby głaskał jakieś nieprzyjemne w dotyku zwierzę, ale czyż takim zwierzęciem nie była jego siostra?
Miłość rodzinna? Ohyda. Miłość? Taka prawdziwa? Z dziewczyną? Ble.
Rozejrzał się i zatarł ręce, odwrócił się do dziewczyny plecami i zaczął analizować okolicę kawałek po kawałku swoimi zielonymi noktowizorami. Kiedy ujrzał czerwoną wstążeczkę na jednej z gałęzi, prawie nie podskoczył z podekscytowania.
- Kapitanko Louise! Zgłaszam poszlakę na horyzoncie! To ścieżka dooo - przybliżył dłonie do twarzy i zaczął przebierać palcami, robiąc przy tym głupią minę i wytrzeszczając oczy - Ooogroooduuu Strrra-a-achuuu!!!
Lou powinna poważnie przemyśleć to, czy jednak nie postać w miejscu i popłakać jeszcze nad swoim przykrym żywotem. Spokojnie - nie miała na to nawet sekundy, bo Dumy już nie było na miejscu - rozłożywszy ręce jak ptak (zważywszy na opóźnienie techniczne w Szkarłatnej Otchłani nie był to samolot) i terkocząc jak jakiś konający (dźwięk był okropny, piskliwy, irytujący, wyjątkowo nienależący do zdrowego przedstawiciela jakiegokolwiek gatunku) ptak puścił się biegiem przed siebie, na poszukiwania innych czerwonych wstążeczek.

Anonymous - 21 Styczeń 2017, 19:52

Odetchnęła z ulgą, słysząc, że jej brat praktycznie w ciągu sekundy zdążył zapomnieć o przykrym wydarzeniu, które mimo wszystko zaszczepi się gdzieś w jego pamięci i wywlecze swoje brudy na wierzch prawdopodobnie w najgorszych momentach jego życia. Nie zdawała się jednak teraz tym przejmować, ba, nawet przez myśl nie przeszło jej już nic więcej, co mogłoby dotyczyć jego przyszłego samopoczucia.
Spojrzała na niego surowym okiem, starając się wypaść jak najlepiej jako ta starsza, mądrzejsza siostra... ale nawet ona nie miała dzisiaj na to siły. Jego zwykłe, nic nie znaczące "OK" jednak było czymś więcej, miodem dla uszu, spokojem dla duszy, momentem kulminacyjnym, który pomoże znerwicowanej Louise zyskać trochę swobody w byciu... po prostu byciu. Uśmiechnęła się pod nosem, ciesząc się na myśl, że jego potrzeby zostały nakarmione, a teraz udały się w drzemkę pod płachtą cieplutkiej niewiedzy.
- Och, jestem pewna, że nie wytrzymasz tam ani minuty - drażniła się, bo nie byłaby sobą, gdyby choć raz mu nie dogryzła. - Ostatnim razem przestraszyłeś się zwykłego pająka...
Mimowolnie dotknęła dłonią miejsca, gdzie Duma chwilę temu pogłaskał ją po głowie. Przyjemne, ciepłe uczucie rozlało się po jej wnętrzu, niewidoczne dla zielonych oczu swojego brata, a dające jedynie nikłe znaki na twarzy ciemnowłosej - lekki uśmiech, uniesione brwi, przełknięcie śliny. Przebłyski dobroci w obliczu pozornego niezrozumienia.
Zaśmiała się.
- Bardzo dobrze kapitanie! Kierunek - Ogród Strachu! W drogę! - wykrzyknęła głośno i potykając się o własne nogi zaczęła biec śladami brata.

Anonymous - 7 Wrzesień 2017, 21:25

Biegł, ile sił w płucach, próbując być szybszy od starszej siostry – pal licho korzenie, wszelkie nierówności i inne przeszkody. Dla Dumy żadna przeszkoda nie była do ominięcia, a ślepy zaułek to tylko kolejna szansa na odnalezienie nowego, przełomowego wyjścia z sytuacji. A kiedy była z nim starsza siostra… Równie dobrze mógł biec w kuli do zorbingu, nic go przecież nie dotknie. Jest niezwyciężony i może wszystko. Szczególnie teraz, kiedy jest jeszcze od niej szybszy…
Krajobraz zaczął się zmieniać – zaczęły pojawiać się drzewa owocowe, zapuszczone i na wpół martwe. Gdzieniegdzie widać było pozostałości do rabatach przy poczerniałych fundamentach, które kiedyś zapewne były chatkami, w których mieszkały istoty Szkarłatnej Otchłani. Pewnie mieszkali tutaj kiedyś Cyrkowcy, Marionetki i te straszne Dachowce…
Zwolnił, a jego krok stał się mniej pewny, mimo wszystko truchtał, ale bliżej Lou, rozglądając się nerwowo na boki. I wtedy nagle runął na ziemię – korzeń może i wygrał, ale znaleźli się już przy ogrodzeniu Ogrodu Strachu. Duma szybko zerwał się z ziemi i spojrzał na siostrę.
- Ty pierwsza – mruknął, pokazują dziurę w płocie, jakiś taki zmieszany.

Anonymous - 25 Wrzesień 2017, 18:30

Wykrzywiła usta w uśmiechu na widok leżącego na ziemi brata - to paskudne, to okropne, to maksymalnie niemoralne, ale uczucie wygranej chociaż w takim najmniejszym stopniu, nawet kiedy niespecjalnie do tej wygranej się przyczyniała, nawet jeśli była ona z przypadku, była zwykłym fartem - sprawiała jej bezwstydną rozkosz. Ale nie wińcie Lou o te drobne sadystyczne przejawy, przecież to tylko dziecko.
Kiedy wstał, z dumą spojrzała na niego, wyniosła dama, lalka salonowa, z piersią wyciągniętą do przodu (chociaż piersi tam wcale nie było), uśmiechem zmiotła całe otoczenie, została tylko ona i jej młodszy brat; ruszyła na przód i zręcznie przeszła przez dziurę w płocie, czubkiem buta zahaczając o deskę tuż przy końcowym ruchu. Nie dość, że to nowe, dobrze wypastowane buty, to jeszcze na pewno tę niezgrabność swoim bystrym okiem zauważył Duma, który prawdopodobnie nie powstrzyma się przed komentarzem czy złośliwą uwagą. Niedobrze. Trzeba trzymać fason, udawać, że nic się nie stało - a to udawanie w przyszłych latach skutecznie wbije się w codzienność, będzie rutyną, kawą o ósmej trzydzieści i kieliszkiem wina o dwudziestej pierwszej.
A więc byli. Ogród Strachu stał przed nimi otworem. Lou ruszyła na przód, kierując się na sam środek - tam znajdował się Szkarłatny Staw. Chciała ujrzeć ponownie ten kolor, intensywną czerwień, tak oślepiającą...
Wtem ruch po lewej stronie, trzask gałęzi. Louise odwróciła się momentalnie w tamtym kierunku, serce zaczęło tłuc się o żebra, a oddech powoli zdawał się przyspieszać.
- Słyszałeś to? - zapytała swojego brata, jakby chciała usłyszeć potwierdzenie, że jednak to tylko jej zwidy. Proszę, proszę, powiedz, że nie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group