To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Pokój nr 1

Tulka - 9 Grudzień 2016, 23:06

Dopiero gdy Anomander się odezwał, Julia zorientowała się, że nie są sami. Zrobiło jej się jeszcze bardziej głupio niż przed chwilą. Zauważyła jednak transporter, w którym najpewniej była Amber. Nie spodobało jej się jak lekarz nazwał jej włochatą przyjaciółkę jednak nie powiedziała nic na ten temat. Uśmiechnęła się gdy lisiczka wyskoczyła z transportera i zaczęła biegać po pokoju. Nie miała jej za złe, że lisek nie przyszedł od razu do niej. Widać, musiała się najpierw wybiegać. Podniosła się lekko, aby lepiej widzieć lisiczkę, jednak pilnowała by tym razem nie pokazywać za wiele. Może i oboje już ją widzieli nago, może często chodziła nago wciągu ostatniego roku, nie oznaczało to, że się nie wstydziła. Przed chwilą po prostu nie zauważyła tego i...no i wszyscy wiedzą jak to wyszło.
Gdy lekarz do niej podszedł, spojrzała w górę i położyła niepewnie uszka. Nadal się go obawiała, mimo iż wiedziała, że jej pomógł. Nie uciekła gdy chwycił ją delikatnie i pozwoliła obejrzeć sobie policzki po czym przyjęła piżamkę. Widziała jak wujek prostuje się dumnie gdy został pochwalony za robotę. Skupiła się jednak na ubraniach. Przyjrzała uważnie górze od piżamy i wiedząc, że będzie miała problem sama ją sobie zawiązać na plecach, zaczęła ją wiązać zanim ją ubrała. Gdy wszystko było gotowe zanurkowała pod kołdrę i tam się ubrała.
W międzyczasie lisiczka przypomniała sobie o swojej pani i wskoczyła na łóżko. Widząc jak duże coś wije się pod kołdrą zaczęła na to polować. Nasłuchując uważnie i skacząc na pościel, próbując się dostać pod nią. - Amber przestań, to łaskocze - zaśmiała się Tulka i wyszła już ubrana. Poruszała lekko skrzydłami, żeby sprawdzić, czy jest w miarę wygodnie po czym skupiła się na swojej przyjaciółce. Uśmiechnęła się radośnie, gdy zobaczyła zmianę w wyglądzie lisiczki - jakaś Ty teraz śliczna - powiedziała uradowana i zaczęła pieścić futrzaka. Czując, że futerko jest bardziej puchate i mięciutkie zrobiła naburmuszoną minkę i potarmosiła lekko lisiczkę - ej to nie fair, ja tu byłam krojona, a Ty poszłaś sobie do salonu piękności - powiedziała udając obrażoną - też chce mieć takie futerko!
Zaczęła się droczyć z lisiczką. Miała dobry humorek. Miała ochotę pobawić się z Amber. Nie wiedziała jednak czy da radę oraz co na to powie doktorek. Uznała jednak, że zaryzykuje. Lekarz popisywał się wcześniej swoimi oczami. Dziewczynka spojrzała na niego ukradkiem, przyglądając się jak ten wypisuje coś na karcie po czym popatrzała na wujka i uśmiechnęła się, jakby coś kombinowała. I cóż...taka była prawda. Po chwili już zamiast dziewczynki siedzącej na łóżku, która głaszcze swoją przyjaciółkę, po pokoju biegały dwa lisy. Rudy i bursztynowy i wesoło łapały się za ogonki i goniły po całym pomieszczeniu. Zupełnie jakby wpuścił tam ktoś dwa rozbrykane szczeniaki, które tylko potrzebowały okazji by dać ujście nadmiarowi swojej energii.

Anomander - 10 Grudzień 2016, 01:47

Uścisnął dłoń Bane'a i pokiwał głową. Mała była zasadniczo zdrowa, ale szkód w psychice dziecka raczej nie da się wyleczyć nożem ani czary-mary.
- Co do jedzenia to niedługo podadzą obiad. Myślę, że zjemy dziś znowu w pokoju wypoczynkowym. Kominek i ogień tworzą domową atmosferę. Poza tym pomyślałem, że wieczorem możemy usiąść i opić sukces operacji.
Bane chyba ucieszył się z dodatkowej wypłaty przynajmniej na to wyglądało. Też przytulił Bane'a.
- Nie masz za co dziękować. Musisz zacząć życie na nowo, a ja nie uważam za sprawiedliwe zaczynanie z niczym skoro miałeś wiele
Facet nie był zły, a że kiedyś zrobił coś głupiego w przypływie desperacji lub rozpaczy to co? Nic. Zostało mu wybaczone. Jeśli nie bezpośrednio przez zainteresowanych to przez Anomandera.
Gdy usiadł, obserwował jak lis bawi się w polowanie na Julię skrytą pod kołdrą. Uśmiechnął się, ale zanim Julia wyszła spod kołdry uśmiech już zniknął z jego twarzy.
Siedział dalej ponury jakby był ludzką formą chmury gradowej i wypełniał kartę.
Jego uwagę przykuł nagły ruch. Subtelna zmiana jaka zaszła w otoczeniu.
To Julia zmieniła się w lisa.
Przemiana dziewczynki w lisa nie zrobiła na nim wrażenia. Fakt, nie spodziewał się tego ale on sam tez bł zmiennokształtny. Co prawda lisek chytrusek był słodki po przemianie ale wywerna stała na drugiej stornie szali.
Wstał z siedziska i wyszedł z pokoju. W recepcji dopytał się kiedy będzie obiad a następnie wszedł do gabinetu zabiegowego i z szuflady wyjął plastikową Żanetę, czyli wielką strzykawkę o pojemności około 160 ml. Nabrał w strzykawkę wody, dołączył końcówkę do płukania uszu, która miała wyjątkowo fikuśny kształt i trzymając ją za plecami wrócił do pokoju.
Spojrzał na Bane'a i puścił do niego oko na znak, że znów się powygłupiają.
- Zobacz Bane, co się stało! Pojawił się nowy półprodukt na kołnierzyk! Ani chybi przyszedł na lewatywę i cykl szczepień. Amer to okaz zdrowia – powiedział stojąc na progu i wyjmując zza pleców wielką strzykawkę - ale ten drugi kołnierzyk, ta ruda czapeczka, wygląda podejrzanie niezdrowo. Zobacz Bane jaka bida z nędzą, aż się serce kraje! Futerko liche, kita jakaś taka smętna, jak nic chora, ale my ją wyleczymy. Myślę, że obligatoryjnie trzeba jej zrobić NATYCHMIAST lewatywę. I to podwójną. Zgadzasz się ze mną?
Spojrzał na rudego liska.
- Mały lisek chce lewatywkę? – uśmiechnął się i w tej chwili zadzwonił dzwonek- A może zamiast lewatywy woli coś zjeść bo nie jadł jeszcze śniadania?
Spojrzał na nich i podniósł dokumentację z siedziska.
- Do stołu podano. – powiedział i odwrócił się plecami jednak w ostatniej chwili zatrzymał się i zerknął przez ramię - - Jak będziesz chciał to wieczorem, po zakończeniu pracy pokażę ci jaki ze mnie gad. To co widziałeś na sali to tylko delikatne preludium.
Mówiąc to wyszedł bawiąc się strzykawką.

Bane - 10 Grudzień 2016, 15:58

Komentarz Anomandera o rozpoczynaniu nowego życia, tylko utwierdził Bane'a w przekonaniu, że skrzydlaty nie jest złym człowiekiem. Albo inaczej. Zły to może i był, ale miał gest i dobre serce. Przyjął nieznajomego faceta pod dach, dał przysłowiową wędkę a i ryba się trafiła. A nawet cała siata ryb.
Bane nie powiedział nic więcej. Nie należał do tych co godzinami potrafią rozczulać się nad jednym i tym samym. Przyjął pieniądze, w duchu postanawiając sobie, że nie da nigdy swojemu przełożonemu powodu do zawodu. Oczywiście mówimy tutaj o spełnianiu obowiązków najlepiej jak umiał, bo to czy pacjent przeżyje operację do ostatniej sekundy pozostaje pytaniem.
Anomander pochwalił go na sali operacyjnej, teraz i tutaj... Białowłosy czuł się podładowany komplementami i wstąpiły w niego nowe siły. No i co z tego, że w Świecie Ludzi pozostawił całe swoje życie. Kij z tym! Teraz zaczyna tutaj i to z przytupem, bo trafił pod skrzydła bardzo dobrego medyka ortopedy. I to dosłownie pod skrzydła.
Tulka i Amber bawiły się na łóżku, a gdy dziewczynka zmieniła się w liska, przeniosły się na podłogę. Brykały dookoła, najwidoczniej tego im brakowało.
Przemiana Julii coś mu przypomniała. W jego pokoju leżała torba z którą tu przybył, a w torbie tajemnicza, srebrna bransoleta. Wyglądała jak ta którą nosiła Jocelyn i z tego co pamiętał, gdy kobieta zmieniła się w niedźwiedzia, kamień szlachetny na bransolecie zalśnił mocno. Może była w nim ukryta jakaś magia? Będzie musiał to sprawdzić.
Gdy Anomander wyszedł z sali, Bane postanowił nie stać jak kołek i gapić się bezczynnie na zabawę dwóch niesfornych lisów. Przykucnął i gdy Tulka przebiegała obok niego, złapał ją oburącz i przycisnął do ciała.
- Mam cię! - powiedział podnosząc dziewczynkę w postaci zwierzaka - Była bardzo dzielna, kruszyno. Jestem z ciebie dumny. - powiedział łaskocząc futrzaka po brzuszku - I wiesz co? Jak będziesz mogła wychodzić, to zabiorę cię do miasta i kupimy ci jakiś ładny ciuch. Jak już masz taką ładną, nieoszpeconą bliznami buźkę, to trzeba ją ładnie podkreślić ubiorem. - puścił liska by ten spokojnie zeskoczył na podłogę i jeśli taka była wola, zamienił się na powrót w dziecko.
Akurat do pokoju wszedł Anomander. Puścił do niego oko, co Bane odebrał jako zachętę do psot. Ha, może i z perspektywy trzeciej osoby brzmiało to głupio - dwóm, wielkim, dwumetrowym facetom zachciało się powydurniać jak dzieci - ale dla nich było formą odstresowania się. Szkoda tylko, że jak wcześniej udawało mu się przyjść w porę, teraz spóźnił się dosłownie o kilka sekund. Nie zdążył na czas, bo gdyby Bane trzymał lisa, może byłoby śmieszniej?
- O tak! Lewatywa musowo. Ale myślę, że podwójna nie wystarczy. Zobacz, futerko jakieś takie mało błyszczące, oczka mętne no i znarowił się. Może to wścieklizna. - dodał od siebie i zaczął iść w stronę Tulki by ją ponownie pochwycić. Spojrzał na Anomandera i strzykawę którą przyniósł.
- Ja się woła na liska, kici kici? A może się cmoka? - zapytał sam siebie próbując złapać brykającą lisiczkę.
Gdy usłyszał dzwonek wyprostował się, bo Anomander również przerwał zabawę. Podano jedzenie. Bane nie był specjalnie głodny ale na samą myśl o pysznym daniu które jadł wczoraj, aż prawie dostał ślinotoku. Ciekawe co dziś dostaną, nawet jeśli będzie to jakiś zwyczajny kotlet, białowłosy będzie wniebowzięty.
Propozycja Anomandera zaciekawiła go więc kiwnął głową na znak zgody. W sumie będzie to dobra okazja by sprawdzić bransoletę.
Próbował wyobrazić sobie Anomandera jako smoka. Był czarny? A może niebieski, jak jego oczy? Miał trzy metry w kłębie czy dziesięć?
Trzeba przyznać, że gdzieś w myślał kłębiła się myśl o lataniu i krystalizowało się pytanie: weźmiesz mnie na grzbiet i polatamy? Ale chyba było to przesadą, więc Bane postanowił nie pytać. Trzeba przecież pamiętać, że Anomander w dalszym ciągu jest człowiekiem, kij, że ze skrzydłami. Siadanie mu na plecach, niezależnie pod jaką jest postacią, może być uwłaczające. A już jak na plecach ma mu usiąść dorosły facet podobnej aparycji... To może niech od razu dadzą sobie buzi i wskoczą razem do jednego łóżeczka?
Szybko odgonił głupie myśli i gdy przełożony wyszedł, podszedł do Tulki. Jeśli była na powrót dziewczynką, położył jej dłoń na ramieniu, a jeśli lisem, przykucnął by pogłaskać ją po głowie.
- Chodź słońce, na pewno jesteś głodna. - powiedział - Zobaczymy jakie pyszności Anomander zaserwuje nam tym razem.
Wyszedł i na korytarzu poczekał na dziewczynkę. Gdy już do niego dołączyła, zeszli razem do pokoju wypoczynkowego.

z/t

Tulka - 10 Grudzień 2016, 16:42

Dziewczynka wesoło bawiła się ze swoją przyjaciółką. Widać jednak było, że nie do końca dotrzymuje jej kroku. Nie odzyskała jeszcze sił, no i nie jadła nic. Szybko się więc męczyła. Biegała jednak dalej, tylko, że z wywieszonym jęzorem.
Nie zwróciła nawet uwagi jak Anomander wyszedł z pokoju. Zdziwiona nagle zauważyła, że Bane ją podnosi. Poruszała jeszcze chwilkę łapkami, jednak gdy pogłaskał ją po brzuszku, zamerdała ogonkiem. Słysząc pochwałę i to, że jest z niej dumny, spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie pamiętała kiedy ostatni raz ktoś tak do niej powiedział. W sumie...ta część jego wypowiedzi bardziej do niej dotarła niż ta o ubrankach. Nigdy nie przykładała do tego wielkiej wagi. Byle było wygodnie, no chyba, że miała się ładnie ubrać, to już co innego. - Dziękuję - powiedziała nadal zachrypniętym głosikiem po czym zeskoczyła na podłogę by jeszcze chwilę pobiegać z Amber.
Gdy Anomander wrócił do pokoju, początkowo nie zwróciła na niego większej uwagi. Zatrzymała się dopiero, gdy dotarło do niej, że mówią coś na jej temat. Próbowała się jakoś skupić na tym co mówią, Amber jednak jej to skutecznie utrudniała.
Dopiero gdy lekarz wyciągnął zza pleców wielką strzykawkę, Tulka usiadła cała zesztywniała. Położyła po sobie uszy i zaczęła się wycofywać z podkulonym ogonem, przecząc głową i patrząc na niego wystraszona. Cofała się przed nim, trzymając brzuch przyklejony do podłogi. Nie odrywała od niego wzroku.
Jednak to co mówił było prawdą. Gdy była pod postacią lisa o wiele lepiej było widać, że brakuje jej witamin. Jej futerko nie było puchate, ani nie błyszczało zdrowo, a widać było też, że bardzo szybko męczyła ją zabawa z przyjaciółką.
Gdy Bane podjął ich zabawę szybko uciekła na drugi koniec pokoju. Chcąc jak najbardziej oddalić się od zagrożenia, które w tym momencie widziała w mężczyznach. Gdy Anomander zbliżył się do niej, pytając czy chce lewatywkę, znów zaczęła się cofać wystraszona - nie...prosze- zaskamlała cichutko - już nie będę, przepraszam - lisie oczka się lekko zaszkliły. Amber widząc, że jej pani coś się dzieje, stanęła między nią, a mężczyznami i zawarczała ostrzegawczo. Raczej nie odważyłaby się ugryźć, w tym momencie instynkt robił swoje.
Gdy zadzwonił dzwonek i Anomander powiedział nagle o jedzeniu, ruda lisiczka spojrzała na niego nie rozumiejąc co się właściwie stało. Dopiero teraz dotarło do niej, że tak naprawdę nie chcieli jej zrobić krzywdy, tylko po prostu się powygłupiać. Dla Tulki jednak doświadczenia z piwnicy były zbyt świeże i nie rozróżniała żartu od prawdy. Zmieniła się na powrót w dziewczynkę i usiadła w kącie, podkulając nóżki. Otuliła się skrzydłami i siedziała tak, chowając twarz. Trzęsła się, próbowała uspokoić. Nie płakała jednak. Po prostu próbowała się uspokoić i w myślach ganiła się za swoje zachowanie.
Czując na ramieniu rękę Bane'a, podniosła niepewnie główkę. Słysząc jak łagodnie się do niej zwraca, uspokoiła się. Jednak siedziała jeszcze chwilę - zaraz przyjdę - powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Gdy Bane wyszedł z pokoju, dziewczynka siedziała jeszcze chwilę i gdy się w pełni się uspokoiła, poszła do swojego łóżka. Wyjęła szkicownik i widząc, że zostało jej kilka kartek, westchnęła smutno. Ołówek też już ledwo co dało się nim rysować. Wyrwała jedną kartkę i naszkicowała szybko to, co widniało na tabliczce przy drzwiach domu, z którego uciekła. Wyjęła też z torby jedną z bandamek, które kupiły z Jocelyn i zawiązała na szyi lisiczce. Ta tylko otrzepała się i zamerdała ogonkiem. Julka uśmiechnęła się lekko. Zerknęła jeszcze na stoli obok łóżka, na którym dzień wcześniej położyła wisiorek z piórkiem oraz ten dziwny w kształcie złamanego serduszka. Pogładziła czarne piórko, zastanawiając się co teraz porabia Jocelyn, jednak nie założyła biżuterii. Nie chciała jej zgubić.
Poskładała karteczkę i wyszła z pokoju. Widząc, że Bane na nią czeka, wzięła jeszcze lisiczkę na ręce i ruszyła za nim do pokoju, gdzie czekał na nich obiad.

ZT

Anomander - 15 Grudzień 2016, 02:57

Gdy bursztynowy lisek zapragnął bronić „należącej do niej” dziewczynki skrzydlaty uśmiechnął się nieznacznie. „Czapeczka” raczyła być krotochwilna. Odwaga godna podziwu, choć raczej nie wróżył jej, przy takiej postawie, zbyt długiego życia. Szkoda, bo była młoda i głupia a co za tym idzie nierozważna. Mimo to szanował odwagę małego stworka, który mimo tego, że szanse na pokonanie przeciwnika miał praktycznie żadne, zaczął warczeć. Postanowił olać zwierzaka. Dla jego dobra. Nie chciał bowiem krzywdzić tak ładnego liska za to, że postawiła się w roli obrońcy dziecka. Za to powinno się nagradzać a nie karać. Cóż, musi zadowolić się tym, że chwilowo nagrodą będzie brak kary, a później się pomyśli.
Gdy zadzwoniono wyszedł z pokoju kierując się w stronę gabinetu, z którego wziął strzykawkę. W korytarzu zobaczył, że personel szykuje się do podania obiadu. Pokiwał tylko głową dając znać, że on jadł nie będzie i zje sobie przed snem, tak, jak miał to w zwyczaju.
Otworzył drzwi i wszedł do gabinetu zabiegowego. Z jednej z szafek wyjął probówkę i taśmę klejącą i chwilowo odłożył obie na blacie biurka.
Z drugiej szuflady wyjął teczkę, do której włożył wyniki badań dziecka. Zanotował na teczce szereg liter, znaków i cyfr:

JRe/CBC/-+-/Hct,Hgb,Rbc,Wbc,Plt/d1/p1/

Zapisawszy w równie dziwaczny sposób jeszcze kilka uwag, tym razem już na kartce z wynikami badań, włożył je do teczki a teczkę do biurka. Szufladę z zamkiem zamknął na klucz, który następnie włożył do kieszeni na piersi.
Z biurka podjął położone wcześniej przedmioty i skierował się w stronę sali chorych. Gdy ponownie wszedł do pokoju nie było już w nim nikogo.
Ukucnął na podłodze odwinął z rolki kawałek taśmy klejącej i przesunął nim po posadzce w miejscu gdzie kilka chwil wcześniej podgryzały się dwa lisy. Po kilku przesunięciach do tasmy przykleiła się lisia sierść. Tą samą czynność powtórzył na łóżku dziewczynki i tam, gdzie ponownie przemieniła się z lisa w dziecko. Dobrze, że się przestraszyła jako lis, dzięki temu zgubiła więcej futra. Podszedł do okna spokojnym krokiem i uchyliwszy je stanął przy świetle słonecznym. Przez chwilę oglądał zebrany materiał w promieniach słońca, po czym przyłożył pokrytą różnymi farfoclami taśmę do nadgarstka i zaczął rozdzielać sierść. Na dwie kupki.
Rudą na jedną a bursztynową na tą za oknem. Bursztynowa nie była mu do niczego potrzebna, ale ruda owszem.
Nie było tych włosów zbyt wiele, ale na podstawową próbkę powinno wystarczyć aż nadto.
Skleił taśmę lepkimi końcami ze sobą, zamknął okno ale uchylił mały lufcik w pokoju i ponownie wyszedł do gabinetu zabiegowego.
Otworzył z kluczem szufladę z aktami i do teczki z badaniami dziecka włożył próbkę sierści. W ciągu liter, znaków i liczb pojawił się dodatek w postaci liter „T+” i „BEP+” na końcu owego ciągu. Obecnie całość prezentowała się tak:

JRe/CBC/-+-/Hct,Hgb,Rbc,Wbc,Plt/d1/p1/T+/BEP+

Zamknąwszy ponownie dokumentację medyczną w szufladzie, schowawszy klucz do kieszeni na piersi wyszedł do sali chorych.
Spojrzał na łóżko pozostawione w nieładzie. Dzieci to zawsze dzieci i nie ważne czy ludzkie czy zwierzęce w legowisku zawsze zostawiają bałagan. Podszedł do łóżka i pościelił je. Równiutko. Jak w wojsku. Obejrzał biżuterię. Zwykłe piórko i pęknięte serduszko. Nic wielkiego dla postronnej osoby, ale dla dzieciaka pewnie były skarbem na miarę świętego Grala.
Zostawił oba przedmioty na miejscu i wyszedł z pokoju.
Pora pogadać z nowym pracownikiem i jego tajemniczą podopieczną.
Pora wyciągnąć kilka informacji.

Z/T

Tulka - 19 Grudzień 2016, 12:03

Gdy tylko wróciła do pokoju, puściła Amber i zamknęła za sobą drzwi. Poszła do łazienki by załatwić swoje potrzeby i jeszcze raz obejrzeć co zostało z jej blizn. Nadal nie mogła uwierzyć, że takie paskudztwa dało się usunąć i prawie nie został po nich nawet ślad.
Gdy wyszła, podeszła do okna i wyjrzała przez okno. Zobaczyła za nim wspaniały park, w którym najpewniej będzie trenować z czarnowłosym lekarze. Wzięła Amber na ręce i pokazała jej widok za oknem - patrz ile miejsca do biegania, poproszę pana Anomandera, żebyś też mogła sobie tam pobiegać czasami - powiedziała do lisiczki i przytuliła ją mocno. Usiadła na łóżku nie puszczając swojej przyjaciółki. Zauważyła, że zostało ono ładnie pościelone. Zrobiło jej się głupio, że zostawiła je w nieładzie. Siedziała chwilę, głaszcząc i przytulając Amber. Po chwili przytuliła jeszcze lisiczkę mocno i puściła ją w końcu.
Westchnęła jeszcze i sięgnęła po szkicownik. Chwyciła jeden z ołówków, które dostała od lekarza i zaczęła szkicować to o co ją poprosił. Pracowała z godzinę, zanim była zadowolona z tego co jej wyszło. Narysowała budynek, w którym przebywała, oraz okolicę. Poprawiła też szkic, który wykonała wcześniej, który przedstawiał tabliczkę z adresem. Gdy skończyła, odłożyła kartki na stoliczek i sięgnęła po pudełko, w którym dostała prezent od Jocelyn, a w którym znajdował się szklany lisek, którego dostała od Prismy. Położyła się pod kołdrę i zaczęła mu przyglądać uważnie. Kręciła nim w palcach, zastanawiając się co teraz robią osoby, które poznała w tej Krainie. Zastanawiała się też co robią jej rodzice. Czy tęsknią? Czy jej szukali?
Westchnęła po raz kolejny i odłożyła szklanego liska. Spoglądała na niego jeszcze chwilę. Położyła się na boku i mocniej przykryła kołdrą. Po chwili zamknęła oczy i postanowiła, że zdrzemnie się przed treningiem, nie wiedziała w końcu co też Anomander dla niej przygotował.

Bane - 19 Grudzień 2016, 23:34

Lot nad miastem pod postacią Modrosójki był więcej niż wspaniały. Jeszcze nigdy Bane nie czuł się w taki sposób - wiatr w piórach, poczucie wolności. No i całkowita samotność w przestworzach bo na swojej drodze nie napotkał nikogo innego, tylko kilka ptaków które nie były nim zainteresowane.
Tak jak przypuszczał, zmiana nie trwała w nieskończoność. Gdy dotarł do miasta poczekał w zacisznym zaułku aż bransoleta sama postanowi zamienić go w człowieka. Gdy już to zrobiła, to stało się to w bardzo zjawiskowy sposób - ptak zaczął rosnąć i jednocześnie zakryła go czarno zielona gęsta mgła. Z mgły wynurzył się Bane, jednak wyglądał jakby był cały w niebieskich piórach. Dopiero gdy z uśmiechem zaczął potrząsać ramionami i nogami, piórka zniknęły. Zaśmiał się przy tym radośnie, już dawno nie czuł się tak świetnie!
Zakupy zrobił szybko - kupił kilka kompletów koszul (czarne, szare i białe), spodnie (kilka par ciemnych jeansów i czarnych), buty sportowe, jedne eleganckie oraz czarną, elegancką parkę z kapturem obszytym szarym futrem. W innym sklepie kupił brzytwę (jak na złość, nie mieli golarek - kobieta za ladą spojrzała na niego jak na idiotę nie wiedząc nawet o czym on mówi), grzebień i kilka przyborów kosmetycznych jak szczoteczka do zębów, pasta i jakieś mazidełka pod prysznic. Ładnie pachniały to wziął.
Nie omieszkał wstąpić do perfumerii. Sprzedający w niej mężczyzna o aparycji grubiutkiego wieprzka zagadnął go i po krótkiej wymianie zdań dobrał takie perfumy, że Bane byłby głupi gdyby ich nie kupił. Pachniały lasem i miały lekką korzenną nutę, pozostawały przy tym bardzo czyste i odświeżające. Nie zapłacił dużo, bo facecik uparł się, że te perfumy idealnie pasują do Bane'a więc wciskał mu flakon prawie za darmo, jako reklamówkę jego sklepu.
Przedostatnim przystankiem był sklep papierniczy, albo raczej "sklep dla malarzy" bo tak głosił napis na szyldzie. Wszedł i od razu uderzył go natłok kolorów. Był facetem i większość odcieni po prostu zlewała mu się w jeden, nie miał pojęcia jak się nazywają. Ale po co mu to wiedzieć? Jest lekarzem, ma znać się na ciele człowieka a nie farbkach.
Poprosił sprzedawcę o miłym, niewymuszonym uśmiechu o największy zestaw kredek jaki jest na stanie i jego zaskoczenie było ogromne, bo mężczyzna przyniósł jedną kredkę oprawioną o zwykłe jasne drewno. Wytłumaczył szybko, że kredka ta jest magiczna i steruje się nią myślami - myślimy o kolorze i taką barwą owa kredka zaczyna kolorować. Zademonstrował, objaśnił jak to działa, zapakował w ładne opakowanie. Dorzucił też gruby szkicownik. Bane kupił i korzystając z tego, że jeszcze było jasno poszedł do sklepu z ciuchami dla skrzydlatych. Z pomocą miłej pani o niebieskich lokach wybrał turkusową, luźną koszulę o bardzo dziewczęcym kroju, z wiązanymi rękawami i otworami na skrzydła oraz granatowe, obcisłe ale wygodne (o tym zapewniała go kobieta) spodnie typu rurki. Oprócz tego kupił też wysoko sznurowane czarne buty i czarny płaszczyk z otworami na skrzydła, podszyty białym futerkiem i z takim też futerkiem na kapturze. Idealnie! Powinno pasować, mimo, że brał na oko. Dobrze, że miał wprawę w ocenianiu kształtów (lata praktyki) bo pomagało mu to w robieniu ubraniowych prezentów.
Zapakował wszystko z pomocą ekspedientki w ładny papier opakunkowy i spakował w duże torby. Po wyjściu ze sklepu zawiesił sobie wszystko na ramionach i szyi... i jako Modrosójka wrócił do Kliniki.
Od razu skierował się do pokoju Tulki, machając tylko Alice na powitanie. Musiał się pospieszyć jeśli chciał zdążyć przed kurantem. Anomander nie może czekać w nieskończoność.
Wszedł do pokoju pukając najpierw lekko. Mała spała więc usiadł na krześle obok jej łóżka. Amber podeszła do niego i merdając wesoło ogonkiem, otarła się o jego nogę.
Bane był podekscytowany i w zdecydowanie lepszym humorze niż przez lotem. Szturchnął delikatnie Tulkę wypowiadając cicho jej imię.
- Obudź się Śpiąca Królewno. - powiedział - Zaraz idziemy do Parku na spotkanie z doktorkiem. A ja mam coś dla ciebie. - dodał a jego usta drgnęły w uśmiechu.

Tulka - 20 Grudzień 2016, 00:08

Dziewczynka spała sobie spokojnie, przynajmniej początkowo. Była zmęczona po operacji i harcach na podłodze z Amber. Zasnęła bardzo szybko. Praktycznie od razu jak tylko zamknęła swoje bursztynowe oczka. We śnie znów spotkała się ze swoją nianią oraz dziwną kobietą. Jednak było to tylko wspomnienie tego co się działo w trakcie operacji.

Dziewczynka chciała zapytać ją jak się nazywa, ta jednak tylko uśmiechała się do niej miło.
Z nianią za to znów się ścigała. Ona pod postacią lisa, kobieta jako łania. Biegały znów po łące. Potem zaś przeniosły się na jezioro. Dokładnie! Biegały po wodzie! Dziewczynka śmiała się i skakała wysoko. W ogóle się nie męczyła.
Nagle jednak sceneria się zmieniła. Zrobiło się bardziej mrocznie, a niania zaczęła się oddalać. Machając jej tylko i uśmiechając się smutno. Tulka zaczęła za nią biec, jednak kobieta i tak się coraz bardziej oddalała. Julia wołała ją jednak kobieta w końcu zniknęła z jej pola widzenia, a zamiast kobiety coś zaczęło się do dziewczynki zbliżać, coś groźnego i strasznego...


Dziewczynka mamrotała coś przez sen i wierciła się w łóżku. Gdy Bane się do niej odezwał, usiadła szybko i oddychała chwilę głęboko, próbując się zorientować co się stało, gdzie jest. Gdy zorientowała się, że jest znów w klinice, namierzyła szybko kto ją obudził. Widząc Cyrkowca uśmiechnęła się i przetarła oczka - hej wujku, już się lepiej czujesz? - zapytała z troską. Przeciągnęła się mocno i rozprostowała skrzydła. Westchnęła z ulgą, czując jak bez problemu porusza skrzydłem, które jeszcze kilka godzin temu nie nadawało się do niczego.
Słysząc, że Bane coś dla niej ma, zerknęła na niego zaciekawiona i odwróciła się przodem do niego. Wyglądała, jakby zupełnie zapomniała o złym śnie - co takiego? co takiego? - zapytała, merdając ogonkiem. Może i nie lubiła urodzin. Może nie prosiła nikogo o nic co naprawdę nie było jej potrzebne. Nie oznaczało to jednak, że nie lubi czasem dostać jakiegoś drobiazgu. Bo też kto by nie lubił dostawać prezentów? A tym bardziej dziecko.
Siedziała przodem do Białowłosego i merdając ogonkiem, patrzyła na niego wyczekująco.

Bane - 20 Grudzień 2016, 00:24

Posłał jej oczko po czym podniósł torby z zakupami. Swoje odłożył na bok, obok krzesła na którym siedział, a te przeznaczone dla dziewczynki położył na łóżku, tuż przed nią. Były to ładne, kolorowe pudełka z wielkimi kokardami. Jedno większe, drugie mniejsze, wielkości A4.
- To dla ciebie. - powiedział z entuzjazmem i jak młodzieniaszek oparł brodę na dłoniach, wpatrując się w pudła i czekając aż dziewczynka je otworzy.
Nie mógł się doczekać reakcji Tulki, miał nadzieję, że trafił w jej gust. A jak nie... Hmm. To poleci zwrócić rzeczy, możliwe, że sprzedawcy je przyjmą albo chociaż wymienią na coś co sobie wybierze dziewczynka.
Uznał, że w turkusie będzie jej do twarzy a czarną kurtkę wziął tylko i wyłącznie dlatego, że była praktyczna. I ciepła. A białe futerko dodawało jej uroku.
- Wtedy na polance, gdy byliśmy z Jocelyn, Gregorym i pozostałymi, nie dałem ci żadnego prezentu. - wytłumaczył - Miałaś urodziny i dlatego uznałem, że podaruję ci coś już w klinice. Usunąłem blizny, to fakt, ale przyda ci się też coś materialnego, coś co będziesz mogła używać na co dzień. - dodał. Oczy mu się błyszczały i patrzył na dziewczynkę wyczekująco. No już! Otwieraj pudełka! Chcę zobaczyć uśmiech!
Gdzieś w głowie pojawiła się myśl - a co jeśli jej się to wszystko nie spodoba? Brał pod uwagę taką ewentualność, w końcu nie znał jej na tyle dobrze, by kupować prezenty ze stu procentową pewnością, że jej się spodoba.
Zaczął wiercić się na krześle z niecierpliwości. Czuł się trochę jak ojciec, który pierwszy raz spotyka córkę i który daje jej pierwszy w życiu prezent. Nie wiedząc o dziecku nic poza tym, że jest dziewczynką i lubi rysować.
Nie zapytał o to co jej się śniło, mimo, że mała poderwała się podejrzanie szybko. Pewnie śnił jej się koszmar... Ale po co to rozpamiętywać? Trzeba zastąpić złe emocje tymi dobrymi!
Dopiero po chwili przypomniał sobie, że Tulka zapytała go o samopoczucie.
- Hmm... Tak, czuję się już lepiej. Dziękuję. - powiedział w dalszym ciągu nie spuszczając wzroku z pudeł.
Jeśli dziewczynka je otworzyła i zaczęła je oglądać, przysunął się na krześle i błyszczącymi oczyma patrzył na jej twarz, studiując humor i emocje.
- I jak? - zapytał w końcu - Podoba ci się? - dodał cicho z niespotykaną u niego dotąd nieśmiałością. Spuścił trochę wzrok bo znowu ukłuła go wątpliwość - a jeśli jej się nie spodoba i będzie tylko udawać radość?

Tulka - 20 Grudzień 2016, 11:12

Spojrzała zaskoczona na dwa pudła, które położył przed nią Bane. Przekręciła główkę pytająco. Gdy powiedział jej z jakiej to okazji, opuściła uszka nieśmiało - wujku, naprawdę nie musiałeś - uśmiechnęła się do niego - to i tak były najlepsze urodziny jakie miałam, nawet jeśli się skończyły tak...jak się skończyły - zaśmiała się - zazwyczaj rodzice po prostu mówili mi "wszystkiego najlepszego" i wręczali jakiś jeden prezent, po czym wracali do swoich spraw, a w szkole i tak nikt o nich nie wiedział - podrapała się po głowie z uśmiechem. Widząc jednak jak czeka aż otworzy w końcu prezenty, chwyciła w rączki mniejsze pudło i otworzyła je delikatnie. Zajrzała do środka z widoczną ciekawością w oczach i jej ogon zaczął merdać, jakby miał zaraz odpaść - szkicownik! - zawołała uradowana i spojrzała na wujka - akurat jak skończył się mój poprzedni - zerknęła na swój stary szkicownik, który był otwarty na ostatniej stronie, na której widniał obrazek, przedstawiający okolicę domu jej porywacza. Wzięła do ręki kredkę i zaczęła jej się przyglądać. Nie umiała określić jaki miała kolor. Miała wrażenie, że co poruszyła przedmiotem, ten zmieniał kolor. A może jak sobie o jakimś pomyślała? Spojrzała na wujka pytająco, widocznie zdezorientowana. Gdy jednak Cyrkowiec wyjaśnił jej o co chodzi, chwyciła stary szkicownik i otworzyła na stronie, gdzie miała jakieś swoje małe szkice. Zaczęła szybko rysować jakiś malutki obrazek, patrząc coraz większymi oczami jak każdy element nabiera takiego koloru jaki dziewczynka chciała. Nawet mogła użyć kolorów, których nigdy nie widziała w formie kredek i musiała mieszać kolory by go zdobyć - jakie to fajne! - wykrzyknęła uradowana - w końcu nie będzie trzeba szukać odpowiednich kolorów lub mieszać ich. Dziękuję! - w jej oczach można było zauważyć wielką radość. Odłożyła jednak z żalem zawartość pierwszego pudełka na bok i otworzyła drugie.
Słysząc nieśmiałe pytanie wujka, przyjrzała się bluzeczce. Zrobiła jakby niezadowoloną minkę. Z trudem jednak powstrzymywała ogon przed tym by się nie ruszał. Nie patrzała w oczy mężczyzny, bojąc się, że ten wyczyta w nich, że dziewczynka kłamie - turkusowy? - powiedziała marudnym głosikiem - zielony by bardziej pasował do rudego - patrzyła na bluzeczkę z grymasem, jednak długo nie wytrzymała. Wstała z łóżka i podeszła do Cyrkowca. Objęła go i merdając mocno ogonkiem powiedziała - żartuję wujku - spojrzała mu szczęśliwa w oczy - bardzo mi się podoba to co wybrałeś, a turkusowy jest jednym z kolorów, które mi się bardziej podobają od pozostałych - uśmiechnęła się szczerze. Odsunęła się lekko i znów spojrzała na prezenty. Zauważyła jeszcze kurtkę i chwyciła ja w rączki. Widząc futerko, wtuliła się w nie i połasiła - jakie mięciutkie - powiedziała, przymykając oczy - mogłabym to przymierzyć? - zapytała nieśmiało - mamy jeszcze chwilę czasu, zanim pójdziemy do parku?
Jeśli Bane powiedział, że mają jeszcze czas, dziewczynka chwyciła bluzeczkę i spodnie uradowana i pobiegła do łazienki. Po chwili wyszła już przebrana, lekko zarumieniona - jak wyglądam? - zapytała nieśmiało i podeszła do wujka.

Bane - 20 Grudzień 2016, 12:16

- Nie musiałem, ale chciałem. - powiedział radośnie. Nie spuszczał z dziewczynki oczu, chciał, żeby nie umknął mu żaden grymas na twarzy Tulki. Naprawdę chciał wiedzieć, czy jej się to wszystko podoba.
Wysłuchał z uwagą jej wypowiedzi o rodzicach i szkole. No tak, on miał w młodości podobnie. Z tym, że on szybko stracił rodziców, została mu tylko siostra. A Kylie większość życia spędziła w szpitalu, zwłaszcza kilka ostatnich lat. To chyba normalne, że nie pamiętała o jego urodzinach? Miała ważniejsze rzeczy na głowie, choćby walkę z chorobą.
Już miał się odezwać i opowiedzieć jak to wyglądało u niego, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Po co psuć tą chwilę? Po co użalać się nad sobą? Wspominać, że przez większą część życia nie dostawał w prezencie nic?
Właściwie kiedy miał urodziny? Próbował sobie przypomnieć i po chwili myślenia w głowie zaświtała mu data. 29 lutego. No tak... To tłumaczy, dlaczego nie dostawał prezentów. Data ta pojawiała się tylko raz na cztery lata. Widocznie wtedy gdy akurat był rok przestępny, w ten dzień wypadało mu coś innego...
Ze szkicownika ucieszyła się - idealnie trafił z prezentem. Widząc jak dziewczynka próbuje rozpracować kredkę, wyjaśnił cierpliwie jak to działa i patrzył błyszczącymi z radości oczami jak mała próbuje rysować kredką wymyślając różne kolory.
Nigdy nie przykładał wagi do kolorowania, ale faktycznie w przedszkolu zawsze miał problem z mieszaniem barw. A taka kredka wydawała się być idealna dla artystów.
Oparł podbródek o zgięte ręce, wsparte łokciami na kolanach. Widok szczęśliwej buźki Tulki wydał mu się być wyjątkowo piękny, zwłaszcza po tym co przeszła. A usunięte blizny nie marszczyły już jej policzków w dziwny, nienaturalny sposób - mogła śmiać się bez obawy, że coś ją szpeci.
- Może narysujesz kiedyś mnie? - palnął po chwili. Momentalnie się wyprostował i odchrząknął, poczuł się tak jakby powiedział coś niestosownego. Czy faktycznie chciał by Tulka go rysowała? Ciężko powiedzieć. Nie wyglądał już tak dobrze jak dawniej, był dziwadłem z białymi włosami i upiornymi oczami. Dzieci powinny rysować ładne przedmioty i sceny, ładnych ludzi.
Wykonał ręką machnięcie, dając znak, żeby zignorowała pytanie. Chyba nie był gotowy na oglądanie siebie na papierze.
Po otwarciu drugiej paczki zrobiła naburmuszoną minę. Przełknął ślinę, nagle ogarnęły go nerwy i żal a gdy usłyszał komentarz o tym, że zielony bardziej by do niej pasował, potarł ręką twarz.
W oczach było widać bezradność i nieme przeprosiny, spiął się cały. No tak. Zielony bardziej by pasował... Co z niego za idiota! Jak mógł kupić turkusową bluzkę, przecież do rudego pasuje zielony.
Na twarzy wymalował się smutek, lico było zdolne do przekazywania emocji tylko wtedy gdy były bardzo intensywne. A w głowie Bane'a działo się teraz sporo.
Poczuł też ukłucie w piersi. Powinien wyhamować, dlaczego kupił Tulce ubranie? Za kogo on się uważa? Przecież nie byli rodziną. Nie byli nawet przyjaciółmi, nic przecież o sobie nie wiedzieli. On sam narzucił sobie funkcję jej opiekuna, a co jeśli mała wcale tego nie chciała?
Gdy wstała, odsunął krzesło by zrobić jej miejsce i już miał wstać, gdy niespodziewanie Tulka przytuliła go a jej ogon bił na boki radośnie. Gdy powiedziała, że żartuje, odetchnął z ulgą i objął ją rękoma. Pozwolił by oparła twarz na jego ramieniu.
- Cieszę się, że ci się podoba. - powiedział cicho z wyraźną ulgą w głosie - Wybierałem ciuchy z myślą o tobie. Uznałem, że będziesz w nich ładnie wyglądać. - dodał.
Prawdę mówiąc, liczył na to, że dziewczynka to wszystko przymierzy. Nie bez powodu kupił jej ciuchy które według sprzedawczyni były wygodne. Mają iść do parku na małą prezentację Anomandera a wieczory są coraz chłodniejsze. Kurtka nada się właśnie na takie okazje a spodnie będą wygodniejsze niż spódniczka, będzie mogła biegać bez obaw, że ktoś ją przewróci i podpatrzy to i owo.
Z resztą sukienkę kupi jej kiedy indziej ale tym razem zabierze ją ze sobą, by wybrała dla siebie coś co jej się podoba.
Gdy wyszła do niego w nowych ciuchach, uśmiechnął się kącikami ust.
- Wyglądasz świetnie! - powiedział z entuzjazmem. Ciuchy pasowały jak ulał. - Śliczna z ciebie dziewczynka, wiesz? A turkusowy pasuje lepiej niż zielony, dzięki temu jesteś oryginalna. - dodał puszczając oczko - Jak chcesz, możesz w tym zostać bo zbliża się wieczór. A do Parku w piżamie cię nie puszczę, nie ma nawet takiej mowy.
Skrzyżował ręce na piersi przyglądając się jej jeszcze raz. Trafił z fasonem. Albo miał dobry gust, ale wyćwiczone oko chirurga plastycznego po krój ubrań jakie kupił wyglądał na dziewczynce wyjątkowo dobrze. Tulka bez wątpienia była szlachetnej krwi, tak ładne dzieci nie rodzą się byle rolnikom, może przez to, że na wsi brakuje często żywności? A lisia dziewczynka chodziła wyprostowana, miała ładny profil i szczupłe, filigranowe ciało. Nie stworzone do ciężkich robót.
- Wygodne? Nic cię nie gniecie lub nie obciera? - zapytał kontrolnie - Sprzedawczyni powiedziała, że materiał jest wytrzymały i elastyczny, więc będziesz mogła w tym biegać, skakać i bawić się bez obaw, że coś się rozerwie.

Tulka - 20 Grudzień 2016, 16:03

- Bardzo chętnie Cię kiedyś narysuje - powiedziała z uśmiechem - takiego kochanego wujka to aż grzech nie uwiecznić - zamerdała wesoło ogonem. Widać było, że mówi szczerze i chyba pan Blackburn już się z tego nie wywinie i dostanie swój portret czy tego chce czy nie.
Ucieszyła się bardzo, gdy Bane ją przytulił. Westchnęła wtedy cichutko, zadowolona. Jej ogonek nie przestawał merdać. Uszka miała wesoło postawione do góry. Uśmiechała się cały czas.
Szybko przebrała się i poczesała włosy, po czym związała je w wysoki kucyk, tak, że tylko dwa kosmyki opadały jej po bokach głowy. Dawno nie nosiła takiej fryzury, a była wygodniejsza niż jakby miała je mieć rozpuszczone. Wyszła z łazienki troszkę nieśmiało. Miała nadzieję, że wujek nie uzna, że jednak nie trafił z prezentem, że jednak jej to nie pasuje. Słysząc komplement zarumieniła się i opuściła nieśmiało uszka. - dziękuję - powiedziała cichutko. -szczerze, to turkusowy bardziej mi się podoba niż zielony - dodała uśmiechnięta. Przestąpiła z nogi na nogę. Słysząc, że nie musi na razie wracać do piżamy znów postawiła wesoło uszka - naprawdę mogę w tym zostać? - upewniła się jeszcze i spojrzała na Bane'a z nadzieją.
Podeszła do łóżka i wyjęła z pudła jeszcze buty. Przyjrzała się im i ze zdziwieniem odkryła, że są w jej rozmiarze. Ubrała i zaczęła powoli wiązać, co troszkę jej zajęło.
- Wujku skąd wiedziałeś jakie rozmiary masz kupić? - zerknęła na niego ciekawsko - jak byłam z siostrzyczką na zakupach kilka dni temu, najpierw musiał mnie pomierzyć jakiś pan zanim pomogła mi wybrać jakieś ubranka - dodała jeszcze, powoli wiążąc wysokie buty.
Amber w tym czasie zaczęła szarpać za wstążkę, która była przyczepiona do jednego z pudełek. Gdy udało jej się oderwać kokardę, zaczęła biegać z nią po pokoju. Dziewczynka zaśmiała się widząc to i pokręciła lekko głową. - Widzę, że nawet Amber znalazła tu coś dla siebie - powiedziała wstając i sprawdzając buty - jakie wygodne - powiedziała z uśmiechem. Słysząc pytanie na temat ubrań, czy jej nie obcierają, poruszyła kilka razy skrzydłami - wszystko jest bardzo wygodne, nie martw się - odpowiedziała.
Nagle do jednej z toreb Bane'a wskoczyła lisiczka i zaczęła tam buszować. Dziewczynka szybko ją wyciągnęła - Amber nie wolno! - skarciła przyjaciółkę - przepraszam wujku - opuściła lekko uszka. Miała nadzieję, że Białowłosy nie zdenerwuje się na nią za to.
Wyrwała jeszcze kartki z rysunkami dla Anomandera i zwinęła je w rulonik. Stanęła przed Cyrkowcem gotowa do drogi, czekając tylko na kurant i polecenie do wymarszu z pokoju. Nie ubrała kurtki. Nie wiedziała czy jest tam aż tak zimno, czy nadal za ciepło na to ubranie. Jeśli jednak Bane powie, że ma ją założyć, zrobi to bez kręcenia noskiem.
- Czy możemy zabrać też tego łobuza? - zapytała pokazując na lisiczkę - czy ma zostać tym razem w pokoju?

Bane - 21 Grudzień 2016, 00:09

Czujne uszy Tulki wychwyciły prośbę o narysowanie portretu i tak jak Bane przewidział, mała nie miała zamiaru odpuścić. Wzruszył ramionami bezradnie - może ostatecznie wyjdzie na obrazku normalnie? Nie jak dziwadło?
Wyglądała wyjątkowo dobrze w ubraniach które jej kupił. Sam się dziwił, że udało mu się dobrać rozmiar tak idealnie. Najbardziej obawiał się o buty, ale najwidoczniej i z tym trafił.
Przyglądał się Tulce z lekkim uśmiechem. Odprężył się też nieco, bo widok jej roześmianej buźki podziałał jak miód na serce.
Gdy powiedziała o kolorze, zaśmiał się krótko. Było w tym nawet odrobinę wesołości, a przynajmniej nie brzmiało to tak sztucznie jak zazwyczaj. Nieruchoma twarz była darem i przekleństwem w jednym.
- No widzisz? - zagadnął - Wiedziałem, że turkusowy ci się spodoba. Zielony jest przereklamowany, każda ruda dziewczynka chodzi w zielonym. - machnął ręką - A ty będziesz chodzić w turkusowej bluzeczce. Jedyna w swoim rodzaju. - przyciągnął małą do siebie i połaskotał po brzuchu - Oczywiście jeśli chcesz w niej chodzić. Jest twoja, możesz zrobić z nią co chcesz. Inne ciuchy również. - dodał po chwili, puszczając Tulkę by mogła uciec od łaskotek.
Sam siebie nie poznawał. Przy niej był kimś zupełnie innym, radosnym, beztroskim. Zapominał o problemach dnia codziennego. Gubił gdzieś swoją codzienną powagę i szorstkość. Nie potrafiłby się na to dziecko zezłościć czy przez dłuższy czas gniewać. Tulka miała w sobie słodycz, niewinną słodycz małego dziecka. Co prawda nie była znowu taka malutka, miała przecież 12 lat... Ale widać, że mimo wielu przygód które miała w swoim krótkim życiu, dramatyczne przeżycia nie odcisnęły na niej wielkiego piętna. Albo inaczej - może odcisnęły, ale potrafiła nadal być roześmianym dzieckiem.
Gdy zapytała o dobieranie rozmiaru, podrapał się po brodzie w zamyśleniu.
- Myślę, że to kwestia dobrego oka, kruszyno. - wytłumaczył - Przez długi czas pracowałem w Świecie Ludzi jako chirurg plastyczny. Naprawiałem to, co zniszczyła natura czyli budowałem ludziom po wypadkach nowe nosy, pozbywałem się tłuszczu tu i ówdzie nadając nowe kształty sylwetkom. Wydaje mi się, że dzięki temu mam dobre oko i nie mam problemów z dobieraniem rozmiarów. - jak inaczej miał to dziecku wyjaśnić? - A co do butów... Wybierałem na chybił trafił i chyba miałem szczęście, bo z tego co widzę pasują jak ulał. - dodał gdy Tulka zmierzyła obuwie.
Amber oczywiście brykała w papierach i pudełkach. Dobrze, udało się uszczęśliwić obie lisie mordki - jedną dziewczęcą, drugą zwierzęcą. W przelocie udało mu się nawet pogłaskać bursztynową kuleczkę, ale była zbyt zajęta zabawą by zatrzymać się na pieszczotki.
Gdy lisiczka w ferworze zabawy wskoczyła do jego toreb, pochylił się szybko by ją wyjąć ale uprzedziła do Tulka. Nie zezłościł się za ten wybryk, jedyne co to trochę początkowo wystraszył.
- Nie szkodzi, niech się bawi. - potarmosił bursztynowej futerko na główce - Ale niech do moich nie wskakuje bo mam tam ostre przedmioty, na przykład brzytwę do golenia. - potarł się po brodzie chcąc zwrócić uwagę dziewczynki na białawy zarost - Muszę to zgolić bo do szału mnie już doprowadza. Swędzi jakbym miał pchły. - udał drapanie psa, w trakcie tarcia ręką o brodę, zaczął tupać nogą.
Nagle za oknem rozległa się muzyka. Kurant, tak, to musiało być jego granie.
Początkowo Bane wstał tylko i wsłuchał się w melodię. Była cicha, ze względu na zamknięte okna, jednak jej nuta była bardzo ładna i kojąca. Ciekawe jak programuje się takie grające coś. I ciekawe czy Anomander kupił już gotową muzykę czy sam układał ścieżkę dźwiękową.
- Musimy iść, słońce. - powiedział i ruszył ku drzwiom. Kurant nadal grał. - Muszę jeszcze szybko zanieść rzeczy do swojego skrzydła, poczekasz na mnie w recepcji? - spojrzał na bursztynową lisiczkę - Amber chyba powinna zostać. Nie wiemy w co zamieni się nasz demoniczny doktorek... A nie chcę by nasz maluch się wystraszył i uciekł. Lepiej jak zostanie tutaj i poczeka. - przykucnął i pogłaskał lisiego łobuza.
Po chwili zabrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju, poczekał na korytarzu na Tulkę po czym poprosił by zeszła do recepcji i tam na niego poczekała. Sam pognał do swoich "komnat", rzucił torby na sofę i wrócił do dziewczynki. Razem wyszli z Kliniki i skierowali się do Parku. Kurant właśnie wybijał ostatnie dźwięki melodii.

z/t

Tulka - 21 Grudzień 2016, 10:04

Dziewczynka pisnęła zaskoczona gdy Białowłosy ją do siebie przyciągnął. Lekko się spięła. Nie spodziewała się, że wujek zacznie ją łaskotać. Zaczęła się śmiać i lekko wyrywać, by uciec przed tym. Nie bała się jednak, jej reakcja była całkowicie naturalna. W końcu większość ludzi ucieka przed łaskotkami, prawda?
Zupełnie nie spodziewała się takiego zachowania ze strony Cyrkowca. Ale nie przeszkadzało jej to. Dzięki temu czuła się jakby znów miała rodzinę, albo przynajmniej bliskiego przyjaciela. Gdy byli sami, Bane był zupełnie inną osobą niż w towarzystwie Anomandera. I w tej wersji, wesołej, chyba można nawet powiedzieć uśmiechniętej, o wiele bardzie jej się podobał. Przy lekarzu był jakiś taki spięty, poważny, jakby chciał zrobić jak najlepsze wrażenie, nie przejmując się co pozostałe osoby mogą o nim pomyśleć. Przez trzecią osobę, w tym momencie rozumiana jest Tulcia, która miała wrażenie jakby ją wtedy odtrącał, nie chciał pokazać przy Czarnowłosym, że jest wujkiem. Traktuje ją wtedy tylko i wyłącznie jak pacjentkę i przez to dziewczynce robiło się smutno.
Gdy usłyszała jego śmiech, spojrzała na niego zaskoczona. Chyba pierwszy raz Bane zaśmiał się przy niej tak, że słychać w tym było wesołość, a nie jakby chciał to zrobić tak, żeby komuś nie zrobiło się przykro. Uśmiechnęła się na to jeszcze szerzej, uradowana.
Wysłuchała uważnie tłumaczenia Białowłosego na temat dobierania rozmiarów. Pokiwała lekko główką przyjmując je. Może faktycznie dzięki temu lepiej dobierał rozmiary? Albo po prostu miał straszne szczęście. Nie chciała jednak drążyć tematu. Ubrania pasowały jak szyte na miarę i to się teraz liczyło. Ciekawe jak długo będzie mogła w nich chodzić zanim z nich wyrośnie. Anomander coś wspominał, że przez tę Anielską Klątwę, będzie się starzeć wolniej. Nie wiedziała jednak jak bardzo ten proces będzie spowolniony.
Trzymała lisiczkę, przepraszająco patrząc na wujka. Słysząc o brzytwie, podniosła Amber tak, że patrzała jej w oczka. - Amber jesteś bardzo niemądrym liskiem - powiedziała poważnie - a co jakby Ci się coś stało? Nie mogłabyś już tak sobie wtedy biegać tylko byś leżała i by Cię bolało - powiedziała po czym puściła lisiczkę na podłogę. Przyglądała się jak wujek drapie się jakby miał pchły i odsunęła się od niego - uważaj wujku bo na mnie przeskoczą, a mam więcej futerka od Ciebie - zaśmiała się.
Słysząc kurant, lekko posmutniała jednak nie pokazywała tego. Z jednej strony się cieszyła, że zobaczy jak zamienia się ktoś inny, jednak wiedziała, że oznacza to też, że wujek znów się stanie poważny i szorstki. Słysząc, że muszą już iść przytaknęła. Szybko pozbierała to co zostało po prezentach. Zostawiając na łóżku kurtkę, a szkicownik i dziwną kredkę, kładąc na stoliczku. Pudła i papiery położyła na podłodze i z zaskoczeniem zauważyła jak lisiczka wskoczyła do jednego i zwinęła się w kulkę. Chyba czuła, że musi zostać - nie martw się Amber, za niedługo wrócę i tym razem, żadna z nas nie będzie po zabiegach - poczochrała lisiczkę, szybko zaścieliła łóżeczko i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi, żeby czasem jej przyjaciółce nie zachciało się jakiegoś spaceru.
Widząc, że Bane na nią czeka, powiedziała, że poczeka na niego w recepcji. Tak też zrobiła. Zeszła i przywitała się z panią Alice, która pochwaliła jej wygląd, na co dziewczynka ładnie podziękowała. Przypomniała sobie też jak Amber zareagowała na pudełko, gdy dziewczynka położyła je na ziemi i zapytała od razu czy mogłaby potem dostać jakiś kocyk czy materiał, żeby zrobić z pudła legowisko dla lisiczki. Ucieszyła się jak pani Alice powiedziała, że zajmie się tym jak będą z Anomanderem w parku, za co bardzo serdecznie jej podziękowała.
Początkowo zastanawiała się, czy nie pójść z wujkiem, żeby zobaczyć gdzie mieszka. W końcu jeszcze nie była w tamtym skrzydle uznała jednak, że skoro się mają spieszyć to lepiej, żeby poczekała. Gdy ten wrócił uśmiechnęła się do niego i ruszyła za nim w stronę parku.

ZT.

Tulka - 12 Styczeń 2017, 23:12

Weszła do pokoju i odkryła, że Amber faktycznie siedzi w transporterze i marudzi. Zauważyła też, że pod ścianą w pudełku znajduje się kocyk, który tworzył w ten sposób legowisko dla lisiczki.
- Amber wytrzymaj jeszcze chwilkę, ja się tylko umyję. Nie chcę, żebyś mi zjadła kolację albo się poparzyła tymi świeczuszkami - powiedziała i wstała z zamiarem wzięcia piżamki. Zauważyła jednak, że jej piżamka zniknęła. Pewnie przy zmianie pościeli i zapomnieli dać nową? Nie wiedziała tego. Na szczęście miała swoją i ją też zabrała.
Weszła do łazienki i rozebrała się. Mokre ubrała powiesiła na kaloryferze, żeby wyschły i weszła pod prysznic. Cieszyła się ciepłą wodą, która spływała po jej ciele, futerku i piórach. Westchnęła z ulgą. Jej mięśnie pleców i skrzydeł się rozluźniły. Zamknęła oczy i zrelaksowała się. Nie cieszyła się jednak prysznicem zbyt długo, pamiętała, że Amber jest zamknięta w klatce. Wyszła więc po chwili i wytarła się porządnie. Ubrała swoją piżamkę w liski i wyszła z łazienki. Wypuściła lisiczkę, która zaczęła biegać po pokoju jak szalona.
Dziewczynka pokręciła głową i usiadła do stołu. Obejrzała pyszności i zaczęła zajadać. Nawet nie wiedziała jak bardzo byłą głodna po tych wszystkich ćwiczeniach. Zjadła wszystko co do ostatniego kawałka i położyła się do łóżka. Zasnęła prawie od razu, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki.

Śniła o lataniu. O własnych siłach, z wujkiem i Anomanderem u boku. Nie wiedząc jednak czemu Amber też miała skrzydełka i latała przy nich, merdając wesoło ogonkiem. Ale cóż. Sny są dziwne.

Obudziła się bardzo wcześnie. Słońce zaczynało dopiero wstawać. Tulcia jednak czuła się wyspana i pełna energii. Postanowiła w końcu przekazać wujkowi wiadomość od tajemniczej kobiety. Sięgnęła po nowy szkicownik i tajemniczą kredkę. Przyjrzała się jej jeszcze raz i postanowiła trochę poćwiczyć zanim narysuje portret kobiety. Narysowała kilka zwierzątek, które widywała w lesie obok domu. Gdy uznała, że rozpracowała już kredkę wystarczająco, wzięła następną kartkę i zaczęła powoli szkicować portret. Nie spieszyła się, chciała być jak najbardziej dokładna. Powoli spod jej ręki wyłania się twarz uśmiechniętej, młodej kobiety o długi, brązowych włosach o rysach trochę podobny do tych, które ma Bane.
Rysowała długo i gdy była już zadowolona wyskoczyła z łóżka i nie przejmując się tym, że jest w piżamie, ruszyła do pokoju wujka, zamykając za sobą drzwi, aby Amber czasem nie uciekła. Wzięła ze sobą tylko obrazek, który zawinęła starannie w rulonik.

zt



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group