To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto Lalek - Park im. Afedi i Konedii Preadis

Rello - 7 Czerwiec 2017, 17:36
Temat postu: Park im. Afedi i Konedii Preadis
Miasto Lalek już od niespełna roku cieszy się niezwykłą atrakcją a to za sprawą sióstr Preadis. Córki jednego z majętniejszych mieszkańców Krainy Luster zapragnęły upiększyć miasto, w którym żyją. Upiorną Arystokratkę i Marionetkarkę łączyła wspólna pasja, jaką było zamiłowanie do mody, szykowne stroje, kreacje i zjawiskowe dodatki. Wymienione rzeczy nie powstają jednak z niczego, by powstała suknia potrzebny wszak materiał oraz zdolne dłonie operujące krawieckimi akcesoriami. I dzięki temu zrodził się pomysł niezwykłego parku, miejsca, w którym oszaleje każdy miłośnik mody.

Siostry wykupiły teren na obrzeżu miasta, aby za pomocą odpowiedniej ilości złota, utalentowanych projektantów oraz magii powstał jedyny w swoim rodzaju park. Dlaczego jedyny w swoim rodzaju? Otóż każde drzewo, krzew, kwiatek i roślina występująca w parku stanowiła magiczną hybrydę. Liście, płatki, gałązki czy nawet źdźbła trawy wykonane są tu z różnego rodzaju materiałów. Len, welur, jedwab, bawełna oraz wiele, wiele innych. Wysokie drzewa przypominające płaczące wierzby zamiast gałązek posiadały długie i różnokolorowe wstążki. Kora niektórych z drzew porośnięta była drobnymi kryształami, przeplatającymi się z srebrnymi i złotymi nićmi. Zamiast kamieni, można było natknąć się tutaj na guziki o fantazyjnych kształtach i rozmiarach. Feria kolorów bijąca od tego miejsca, mogła zachwycić albo też przyprawić o ból głowy. Każdy kto zdecydował się zawitać do tego miejsca w poszukiwaniu odrobiny wytchnienia, nie doznał rozczarowania. Między drzewami można dostrzec rozwieszone hamaki oraz wiszące fotele. Ukojenie przynieść może również szum wody, dobiegający z ponad stu niewielkich fontann. Każde urokliwe źródełko zdobią kryształowe figurki, zaś uważniejsi obserwatorzy dostrzegą, iż przedstawiają one pewną historię.

Jako że park stanowi niezwykły hołd dla świata mody, siostry Preadis poczyniły ukłon względem jej twórców. Każdego miesiąca w dzień pełni w parku odbywają się żniwa, podczas których artyści mogą bezkarnie korzystać z bogactw zgromadzonych w parku. Każde kolejne żniwa rozpoczynają się tradycyjnym pokazem kreacji. Właśnie taki modny zwyczaj został wpisany w ramy tego miejsca.
Pomijając noc żniw, park jest dostępny dla wszystkich chętnych, bez względu na stan, wiek czy rasę. Teren parku otacza ogrodzenie stworzone z wielkich krawiecki igieł, przeplatanych metalicznymi wstęgami. Jakby tego było mało, miejsce to patrolują wynajęci strażnicy, których zadaniem jest utrzymanie i zapobieganie kradzieżom. Odwiedzający mogą również natknąć się na liczne tabliczki głoszące o zakazie wprowadzania na teren parku Reyuinów.

Rello - 7 Czerwiec 2017, 17:40

Ciekawe miejsce… pytanie brzmiało, co według szalonego Kapelusznika nieznającego pojęcia „przestrzeń osobista” można uznać za ciekawe. Zbyt mało czasu spędziłem w Krainie Luster, to też mnie samemu niemal każde odwiedzone miejsce zdawało się ciekawym, ponieważ nadal towarzyszyła im aura nowości. Żółtookiego zapewne nie dało się zadowolić równie, łatwo to też spadło na mnie nie lada wyzwanie. Z początku pomyślałem o Morzu Łez albo Herbacianej Łące, ale miejsca te były zbyt odległe, a przecież nie znajdowaliśmy się daleko od Miasta Lalek, tam też kryły się ciekawe atrakcje. Po raz kolejny uratowała mnie wiedza, wyciągnięta z cudzych wspomnień. Nagle przed oczyma pojawiło mi się wspomnienie niezwykle barwnego miejsca, a nawet i drogi doń prowadzącej. Właściwie, co mi szkodzi… zaryzykujmy. Postanowiłem nie zdradzać Kapelusznikowi celu naszego spaceru, zapewniłem jedynie, że to nie daleko… i właściwie nie skłamałem względem tego, choć odległość bywała pojęciem subiektywnym.
Po drodze przechadzając się, dość wąską uliczką kilkukrotnie zostaliśmy zaatakowani przez dość natrętnych sprzedawców.
-Złote i srebrne zegarki oraz inne eleganckie drobiazgi, na każdą okazję i na każdą kieszeń tylko dziś, tylko u mnie!
-Kwiaty, piękne kwiaty dla serca wybranki, dla babki, dla mamki, tylko u mnie taka cena, kupcie Panowie, wam tak dobrze z oczu patrzy!
Na początku było to nawet zabawne, ale kiedy natręci ignorowali uprzejmą odmowę, a kwiaciarka wręcz siłą starała się wepchnąć mi do rąk bukiet białych róż dla mej lubej… Zacząłem tracić cierpliwość. Zresztą nie miałem ani żadnej lubej, ani tym bardziej lubego więc kwiaty naprawdę były mi zbędne, a zresztą dzięki swej mocy mogłem stworzyć własne i to znacznie piękniejsze.
W końcu udało się, nam wydostać z przeklętej uliczki a naszym oczom ukazał się cel wędrówki. Wskazałem dłonią na wejście do parku, po czym przywołałem na twarz niepewny uśmiech.
-No, to tutaj. Co prawda nie byłem tu jeszcze osobiście, ale z pewnych źródeł wiem, że można uznać to miejsce za ciekawe. A przynajmniej tak sądzę.

Charles - 10 Czerwiec 2017, 14:39

Mello radził sobie całkiem nieźle ze sklepikarzami, jednak Charlie nie miał tak silnej wolnej woli. Każdy podtykany mu pod nos towar zdawał się być niebywale interesujący, a dobre wychowanie zabraniało mu odejść od nich od tak, bez słowa. Gdyby nie opiekuńcza obecność chłopaka, straciłby wszystkie swoje pieniądze w przeciągu sekund. Wystarczyło tylko mu przystanąć na krótką chwilę, aby kolejny sklepikarz przylepił się do niego jak rzep.
- Wymiana słów! Wymiana słów! Nowe słowa za stare, tylko cztery monety! - zachęcał dziwny jegomość z oczami jak u martwej ryby.
- Hmmm... - zaczął Charles, jednak tamten zaraz wtrącił:
- Pańskie "Hmmm" jest stanowczo zbytnio zużyte. Dla pana okazja! Całkowicie nowe "Hmmmm" z ekstra dodatkowym "M"! Cztery monety! Skusi się pan?
Charles wkroczył do parku z całkowicie nowym "Hmmmm", które niestety brzmiało strasznie brzękliwie i głucho - podobno miało się "rozchodzić" na strunach głosowych, ale Kapelusznik zastanawiał się, czy aby nie poddać towaru do reklamacji. Rozejrzał się z lekkim zdumieniem, które przerodziło się w rosnący zachwyt. Cóż to za piękne miejsce! Jakże niesamowite! Zbyt często spędzał wolny czas w świecie Ludzi, całkowicie ignorując jakie cuda mogły pojawić się w jego rodzinny stronach!
Od razu skoczył do przodu jak wypuszczony z klatki chart, aby zobaczyć i poczuć jak najwięcej. Miejsce to pachniało dziwnie - trochę jak świeżo wyprany, stary, za duży sweter, który ogarniał ich ze wszystkich stron. Doskoczył do sadzawki i zanużył w niej głowę, gdyż od długiej drogi zrobiło mu się zbyt gorąco. Aż dziw, że kapelusz nie zleciał mu do wody!
- Tu jest niesamowicie! Naprawdę, powinieneś zostać przewodnikiem turystycznym! - zawołał, ocierając krople, jakie zostały mu na twarzy rękawem.

Rello - 11 Czerwiec 2017, 00:23

Mimowolnie usłyszawszy rozmowę prowadzoną między Kapelusznikiem a jednym z handlarzy, zachodziłem w głowę, na czym polegał cały proces wymiany słów starych na nowe? Czy to możliwe? Skoro miało już miejsce i skoro była to Kraina, w której wszystko było możliwe? Ale jak funkcjonowało? Bałem się spytać o to swego towarzysza, bojąc się, iż jest to coś zupełnie powszechnego i oczywistego a co za tym idzie, zbłaźnię się swoją niewiedzą. Nie… wolałem nie ryzykować, zwłaszcza że proces budowania „dobrego wrażenia” nadal trwał. Dlatego też porzuciłem gdybanie i skupiłem się na podziwianiu parku, który okazał się naprawdę niezwykłym. Wkroczyłem na ścieżkę stworzoną z niezliczonej masy różnobarwnych guzików. Skąd wytrzasnęli ich aż tyle? Obrabowali mieszkańców miasta w czasie snu? Budzisz się ranu i bam… nie możesz zapiąć ulubionej koszuli. Ale z drugiej strony… efekt jest świetny. Nagle coś, a dokładniej ktoś przemknął tuż obok mnie, tym samym niemal pozbawiając mnie równowagi. Przed upadkiem na guzikowy bruk uratowały mnie kolorowe wstążki, licznymi pasmami zwisające z pokaźnych rozmiarów drzewa. Bujając się jeszcze i walcząc o powrót do pionu, zamrugałem kilkakrotnie, przyglądając się swemu kompanowi, a dokładniej jego głowie znikającej w sadzawce. Przez chwilę scena ta skojarzyła mi się z psem, który z radością wbiega w największą kałużę ku zgrozie swego właściciela… Nie wiedziałem, jak powinienem skomentować coś takiego, a po szybkim zastanowieniu uznałem, że nie powinienem czynić tego wcale. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że w miejscu pełnym wszelkich materiałów to nie mnie, przyjdzie robić za ręcznik… w roli podpórki miałem już dziś swój debiut.
-Cieszę się, że Ci się podoba. Ale na przewodnika raczej bym się nie nadał. W świcie ludzi gubiłbym się nieustanie, gdyby nie nawigacja w telefonie.
Szkoda, że nic takiego nie funkcjonowało w magicznym świecie, choć ten raczej z natury nie lubił się z technologią. Zabawnym był fakt, że będąc istotą zrodzoną z snów, to właśnie w krainie snów gubiłem się najbardziej… zapewne przynosząc tym faktem hańbę sennym zjawą.
-Podobno gdzieś w centrum parku, można natknąć się na stoiska, w których sprzedają jadalne wstążki o najróżniejszych smakach oraz inne specjały dostępne tylko w tym miejscu.
Wspomniałem o tym nie bez powodu… denerwując się, przed spotkaniem z jednym z członków Anarchs postanowiłem podarować sobie jedzenie. Decyzja ta odbijała się teraz echem w moim pustym żołądku, który całe szczęście nie zaczął jeszcze wydawać z siebie pomruków niezadowolenia.
-Mam nadzieję, że to prawda, bo przyznam, że nieco zgłodniałem.

Charles - 9 Lipiec 2017, 09:28

Charles nie przejmował się przewróceniem chłopaka, gdyż nie miał prawa tego zauważyć, ten zaś podniósł się zanim Kapelusznik wychylił głowę z wody. Co za orzeźwienie! Jak przyjemne! W sumie przez myśl przemknęło mu, czy aby była to zwyczajna woda, a nie jakiś szwalniczy specyfik, na przykład do krochmalenia. Chodzenie z twarzą sztywną jak wenecka maska byłoby nieprzyjemne – jednak woda wydawała się być zwyczajna. Więc po co martwić się na zapas, szczególnie w taki piękny dzień?
- Nie gadaj, naprawdę, to nic. - uśmiechnął się ciepło, ocierając z twarzy pozostałe kropelki rękawem. Owszem, było to trochę zwierzęce zachowanie, ale po tym, co przeszedł, zwracał na to uwagę jeszcze mniej. I tak kapelusznikom wybaczano całkiem sporo i wielokrotnie z każdą popełnioną głupotą - świadomą czy nie - mógł czuć się nie tylko bezkarnie, ale wręcz niezauważony. Okolicznym przechodniom wystarczyło tylko spojrzeć na wielki, dziwaczny kapelusz na jego łbie, aby wzruszyć ramionami i pójść swoją drogą, myśląc "dzień jak co dzień".
Charles nie mógł nie zwrócić uwagi na ostatnie słowa, gdyż tyczyły się jego ulubionego tematu. Anglii, Glassville, ludzi. Technologii. I to technologii, z którą zdążył mieć już swoisty kontakt. A jeśli on wie więcej? Wie jak to wszystko działa? Może wie, jak zrobić coś takiego SAMEMU! Kto wie, mogło być tak, że podobnej wiedzy uczono małe dzieci w szkołach. Zaraz doskoczył do młodzieńca, a w jego oczach płonęła Dolina Krzemowa. Jeszcze chwila, a z nosa poleciałaby mu krew.
- Nawigacja w telefonie? W sensie, że taka mapka? Pokazywano mi ją! Czy wszystkie telefony ją mają? Kto je projektuje? Kto je tam umieszcza? Czy zawsze się sprawdzają? Trzeba za nie płacić? Można mieć takową poza telefonem? Masz ją tutaj? - zaczął, ale szybko poprawił się, robiąc wpierw głupią minę i przyklepując ramię chłopaka, nie ważne czy sięgałby do kieszeni czy nie - Ale nie wyciągaj jej teraz, dobrze? Nie teraz! Ludzka elektronika na terenie Krainy świruje. Widzisz? - z tymi słowy sam wyjął z kieszeni srebrzystą MP3 i pomachał mu nią przed nosem. - To jest mój największy skarb. Nie włączam jej, póki nie mam pewności, że nic jej nie będzie. A obudowa z materiałów antymagicznych jest zbyt duża i ciężka, aby nosić ją w kieszeni.
Uprzedził pytanie Mello, gdyby ten zapytał się, skąd w ogóle ma taki sprzęcior. Nie dało się ukryć, że pokazał mu ją również dla tego... jak to się tam zwało? Szpanu. Był pewien, że Orion użył takiego słowa. Albo nie Orion, a usłyszał je gdzie indziej:
- Jestem olbrzymim fanem muzyki ze świata ludzi. Po tym, czego nasłuchałem się tam w radiu, nie mogę znieść dźwięków walca czy kadryla. Muzyka tutaj wydaję mi się niesamowicie formalna i sztywna. No i jeszcze każdy, kto nie jest Dachowcem, kaleczy ją potwornie. Masz jakieś ulubione zespoły, Mello? - zapytał, przeskakując z tonu w to i znów przybliżając się do niego, jak wańka-wstańka podczas trzęsienia ziemi.
- Jak jesteś głodny, to ja ci mogę zafundować wstążkę. Odwdzięczę się za tą wodę. Byłoby mi bardzo miło.- uśmiechnął się jeszcze szerzej, kąciki ust prawie dotknęły jego brwi. Naprawdę, nie było dla niego problemem przeskakiwać płynnie z tematu na temat, bo jak już wspominano, jego mózg działał na kilkunastu poziomach na raz i panował w nim chory jazgot. On sam nie był specjalnie głodny - albo nie pamiętał o byciu głodnym, ciężko było to orzec. Pozwolił, aby chłopak poprowadził go do stoisk.

Soph - 16 Lipiec 2017, 00:05

Wyobraźcie sobie arabski suk, aż napastliwy w swojej różnorodności, przeraźliwie błyszczący i jasny w południowym słońcu, sprytnie znajdującym szpary pomiędzy wełnianymi zadaszeniami. Gęstwę ludzi z różnych zakątków kraju i świata, przeciskającą się blisko siebie wzdłuż szerokich przecież uliczek i mnogości stoisk, pulsującą wśród przesyconego zapachami powietrza. Albo indyjski bazar i malutkie stoiska z przekąskami, prażące się przyprawy, wszędobylski aromat, biegające dzieci i kupcy nawołujący za wami w wielu językach.
Czy magiczny skład może być gorszy? Oczekujcie jedynie jeszcze więcej pompy, nawoływania i towarów bardziej niezwykłych od Latającego Dywanu! (W prawie legalnej sprzedaży za Czwartym winklem tylko za 15 złotych monet! Grzech nie skorzystać!)
Właśnie w trakcie tej krótkawej wędrówki ku alejkom z przekąskami pomiędzy Mello i Charlesem przecisnęły się dwa niewyrośnięte jeszcze pędraki. Humanoidalne nawet, na pierwszy (i ostatni, tak pędziły) rzut oka, a nie mogły mieć z wyglądu po więcej niż dziesięć lat. Pierwsza gnała blondyneczka w białej sukience, a falowane, błyszczące złotem pukle rozwiewały się jeszcze długo za nią. Ścigał ją chłopiec w ciemnym fraku, a poły marynarki furkotały w ślad za nim jak za dziewuszką jej włosy. Ścigał ją na kopytkach, mili obserwatorzy, a spomiędzy krótko ostrzyżonych włosów wyłaniały się tak samo smoliste co kopytka rogi, ale stratę nadrabiał, ciskając w dziewczyninę migotliwymi kulami energii? pioruna kulistego? plazmy? Miało wielkość piłki do tenisa, skrzyło się i parowało po uderzeniu, w każdym razie. I wydawać by się mogło, że to tylko magiczny berek dwójki rozbrykanych dzieciaków, gdyby nie to, że czarodziejskie pociski dla bardziej wprawionego oka wyrywały w podłożu zbyt duży dziury, a odpryskujące od uklepanej ziemi fragmenty energii dotkliwie kłuły przechodniów po nogach, paląc oczka w pończochach i rajtuzach. A gdy blondyneczka skręciła za nieodległy Czwarty winkiel, zakończony ślepą uliczką, i gdy zniknął w tym samym miejscu i mały rogacz, rozległo się zaraz zduszone pac, później bam, ksss, puff, szzzzz i znów pac, tym razem połączone malowniczo z rozbryzgiem iskier widocznym znad daszków i piskliwym okrzykiem. Istoty stojące najbliżej wejścia w alejkę popatrzyły na siebie skonsternowane, ale nikt nie garnął się do oglądania przedstawienia. O ile jakieś było.

Rello - 18 Lipiec 2017, 23:22

Przez krótką chwilę moja osoba została pogrzebana pod lawiną pytań, które zesłał i nadal gorączkowo zsyłał Kapelusznik. Nim jeszcze udało mi się ułożyć w głowie odpowiedź choćby na jedno, wtem pojawiało się kolejne… W ostateczności z moich lekko rozchylonych ust wydobył się jedynie cichy i jakże elokwentne mruknięcie.
-Eeee…
Gdy Charles powstrzymał mnie przed rozpoczęciem poszukiwań, w rozległych głębinach rozciągających się po kieszeniach mojej bluzy, jedynie przytaknąłem mu skinięciem głowy. Mimo niewielu wizyt w magicznym świecie zdarzyłem się już przekonać o tej zależności, dziwnej naturalnej niechęci, jaka panowała między magią a ludzką technologią. Aaron również kiedyś mi o tym wspominał… Zmusiłem się do przegnania z myśli obrazu ojca, w obawie, że ten zbyt widocznie podziała na moje emocje. W końcu udało mi się spotkać z kimś z Anarchs i robiłem to też dla niego… choć nawet gdyby żył, to miał się nie dowiedzieć o moich planach dotyczących przystąpienia do tej organizacji. Musiałem się pilnować, pokazać, że jestem coś wart, nawet jeśli nasze spotkanie jak na razie bardziej przypominało wyjście towarzyskie niż coś w rodzaju rekrutacji. Nie miałem jednak zamiaru narzekać, gorzej może być zawsze, dlatego należy cieszyć się tym, co dobre tu i teraz.
Lekko zmarszczyłem brwi, a na mojej twarzy odmalowało się zaskoczenie, kiedy utkwiłem wzrok w… MP3, którym Charles właśnie pobujał mi przed oczami. Nie zdziwił mnie sam fakt posiadania jej przez kapelusznika, jednak czy to właśnie nie On sam wspominał przed chwilą o zawodności ludzkiej technologii w tym świecie? Dopiero jego dalsze słowa rozwiały, narastające wątpliwości.
-Obudowa z materiałów antymagicznych? To znaczy, że w tym świecie również działa? Czy raczej zapobiega temu, by działać przestała?
Było to całkiem ciekawe, dlatego uznałem, że mogę o to dopytać, była to również wiedza praktyczna. Czyżby miało się okazać, że magiczne istoty próbują okiełznać zdobycze ludzkiej inwencji? Ludzie zapewne to samo chcieli uczynić z magią, więc… pytanie brzmiało, na czyim polu dało dojrzeć się przebłyski sukcesów w tej materii.
-Rozumiem, Twoje zamiłowanie nie kończy się tylko na muzyce prawda?
Spytałem z delikatnym uśmiechem, po czym na moment popadłem w zastanowienie, szukając jakiejś zgrabnej odpowiedzi na pytanie, mego żółtookiego towarzysza. Lubiłem muzykę, chociaż mój kontakt z nią ograniczał się jedynie do pozostania słuchaczem. Musiałem jednak przyznać, że od czasu, pewnego pamiętnego wieczornego spaceru, z którego powrót wydłużył się do godzin nocnych, właśnie przez spotkanie pewnego ulicznego grajka, zaczęło mnie korcić, by nauczyć się zamieniać emocje w nuty. Speszyłem się, kiedy na wspomnienie, bursztynowych oczu i szelmowskiego uśmiechu, w jaki uzbrojony był owy uliczny artysta, nagle policzki zapiekły mnie od rumieńców.
-Lubię muzykę i właściwie nigdy nie przywiązywałem uwagi co do konkretnego gatunku czy zespołu. Wystarczy, że wpada w ucho, przeszywając jednocześnie serce i umysł. Czasem aż dziwię się, jak silne działanie ma muzyka i zazdroszczę jej tego. Obrazy i szkice nie potrafią porwać kogoś równie nagle, co nuty wibrujące w powietrzu. A sam z kolei należę do tego grona, które nie rozstaje się ze szkicownikiem i ołówkami.
W powietrzu dało się wyczuć przyjemny i kuszący aromat, przywodzący na myśl egzotyczne owoce i potrawy, jasno mówił o tym, że podążaliśmy ze właściwym kierunku. Zastanawiały mnie ceny, jakich można było się spodziewać to tutejszych specjałach. Co prawda Charles zaoferował się, że zafunduje mi przekąskę, co było z jego strony bardzo miłe, jednak nie chciałem nadszarpywać jego finansów. Gdy miałem już podziękować i jednocześnie rozwinąć tę kwestię, nagle coś, a raczej dwa ktosie… skrzętnie skradły moją uwagę. Dwójka magicznych dzieci, grających w berka, mogła i stanowiła całkiem uroczy obrazek, do czasu aż nie spostrzegłem, że goniący ciska czymś w stronę uciekającej dziewczynki. Kiedy ta dwójka przebiegła między nami, w porę uskoczyłem przed jednym z dziwnych rozbłysków, jakie wydobywały się z dłoni rogatego chłopca… mimo to poczułem w powietrzu dziwne, wręcz namacalne napięcie. Zamrugałem zdziwiony, odprowadzając tę dwójkę wzrokiem, w tym samym czasie spostrzegając na podłożu wypalone ślady… Wzdrygnąłem się na ten widok, ponieważ jasnym stało się dla mnie, czym mogło skończyć się zetknięcie z roziskrzoną kulą energii. A jeśli to nie była zabawa… jeśli dziewczynka uciekała, ze strachu? Dziwne uczucie niepokoju zacisnęło się wokół mojego żołądka… Z drugiej strony, nikt z ludzi przebywających wokół nie wydawał się zainteresowany tym zajściem… A to mogło oznaczać, że się myliłem, jednak sumienie nie pozwalało mi zignorować całej tej sytuacji. Najwyżej zrobię z siebie idiotę, trudno.
-On zrobi jej krzywdę!
Tylko te słowa zdążyłem rzucić w kierunku Charlesa, nim zorientowałem się, że nogi zaczęły nieść mnie w stronę alejki, za którą zniknęły dzieciaki. Zdziwiłem się, jak szybko potrafiłem poruszać się w tej postaci… a może była to zasługa ostatnich treningów? W każdym razie rezultat był całkiem miły.

Charles - 22 Lipiec 2017, 21:53

Charles zdał sobie sprawę, że wypowiedział się o sprawach, o których tak naprawdę nie miał pojęcia, więc poczuł się niezręcznie:
- Eee... no jedno z tych dwóch choć może i trzecie. Gdzieś tak. Nie jestem czarnoksiężnikiem, nie wiem na jakich zasadach działa magia i czy w ogóle jakieś zasady posiada. Wiem tylko że raz widziałem coś takiego, było ciężkie w kapeć i bym tego do kieszeni nie zmieścił.
Na pytanie tamtego kapelusznik tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się, nadal zmierzając w kierunku stoisk. Miał wiele zainteresowań, ale tylko kilka było dla niego tak ważne:
- Lubię elektrykę. Obiegi zamknięte, otwarte, żarówki, prąd, volty, ten cały majdan. Ten Volt to był łebski facet. Ciekawe, jak udało mu się wymyślić pioruny. No i jak potem uciekły. Bo potem był inny człowiek, na imię mu było Beniamin Franklin i wysłał do wojny z piorunami armię latawców. No i podczas bitwy pod... Waterloo bodajże pioruny ogłosiły kapitulację. A może to był Churchil... akurat czytałem raz o tym wszystkim w pewnej książce, w Glassville. Miała strony z kartonu i masę kolorowych obrazków z pyzatymi dziećmi. No bo powiedz mi - jaki jest sens w czytaniu książek, gdzie nie ma ilustracji, ani ciekawych konwersacji? Obrazki były bardzo ładne, artysta się postarał. Tylko bibliotekarka patrzyła się na mnie jakoś tak dziwnie. - dorzucił ze smutkiem.
Charles nawet nie liczył na odpowiedź chłopaka, widząc jak ten się zastanawia nad odpowiedzią, która, niestety, okazała się dość niekonkretna. Tamten przeszedł na temat sztuki i rysowania - dziedziny, której Charles zawsze zazdrościł trochę innym. On sam potrafił stworzyć raptem patyczaka z mieczem, a i tak niespecjalnie ładnego, a słowa takie jak "proporcja", "anatoma" czy "światłocień" były dla niego obco brzmiącym bełkotem. Nie chciał przyznawać się do swej artystycznej ułomności, dlatego zignorował ostatnie słowa Mello i wrócił do tych o muzyce:
- Muzyka potrafi być przepotężna, ale niektóre utwory są potężniejsze od innych. Ja lubię te ludzkie gitary na elektrykę, co nie brzęczą normalnie, tylko zawodzą jak stare małżeństwo Dachowców, no wiesz, dźwięk typu "ŁIIIIIIIIIŁEŁEŁUŁAAAAAAAAAAAAAAŁUUUUUUU-YEAH!" - a wydając z siebie rockowe dźwięki jego palce same z siebie złapały niewidzialny gryf gitary, wykonując popisowe solo na nieistniejących strunach i trzepiąc na boki czarnymi kudłami - . Takie z ogniem, mocą! Zespoły jak Queen! Bon Jovi! White Stripes! Arctic Monkeys! Linking Park! Nirvana! A-Ce De Ce! No i Madness...! Akurat tam gitar nie ma tak dużo, ale oni są po prostu...są po prostu... idealni! - Charles poczuł, że młodzieniec nie jest w stanie zrozumieć żaru, gorejącego słońca jakie obudziło się w jego umyśle. Należało mu to zaprezentować. Niemalże ze łzami podniecenia w oczach podskoczył i zaczął podśpiewywać głosem, który mógłby z powodzeniem robić za zastępstwo trąbom Jerychońskim, gdyby wystąpiła jakaś usterka, podbijając stopami rytm. Kilku sprzedawców, którzy dotarli za nimi z parku postanowiło wycofać się w te pędy, czując, że zaraz zaczną rzucać mu ciężko zarobione pieniądze, aby tylko się zamknął. Zaś Charlie, Charlie znajdował się właśnie we własnym, prywatnym niebie:
Father wears his Sunday best
Mother's tired, she needs a rest
The kids are playing up downstairs
Sister's sighing in her sleep
Brother's got a date to keep he can't hang around
Our house, in the middle of our street
Our house, in the middle of our...!

W tym momencie w piosence również następowała przerwa, jednak w tym samym momencie obok niego przeleciało jakieś jasne, a potem ciemne coś. Charles nie był w stanie zauważyć kopytek Shejtana, ale różki zauważył doskonale. Z początku również wydało mu się to być niegroźną zabawą, po prostu jakiś arystokratyczny pętak wymyślił sobie berka, ale widząc destruktywne efekty ognia, który pozostawał na podłodze, po plecach przebiegł mu zimny dreszcz, który niczym ląt odpalił zarzewie gniewu. I ulgi. Ta sytuacja, choć groźna dla dziewczynki, spadła mu z nieba i dobitnie pokazywała, o co walczyło całe Anarchs. Nie musiał wysilać mózgowia! Piękne zapachy pięknymi zapachami, ale teraz nie było czasu aby zajmować się pustymi brzuchami. Czekała ich MISJA!
- To jest to, o czym mówiłem! Szlachta znęcająca się nad pospólstwem, każdego dnia! Szybko! Oto twoja misja, kadecie! - rzekł do niego, wystarczająco głośno, aby Mello wyczuł jego zapał, ale wystarczająco cicho, aby nie odkryć swej tożsamości. Zastanawiał się, w jaki sposób rozwiąże tą aferę, pozwalając mu biec przodem, choć łatwo by mu było po prostu złapać diabełka telekinezą za fraki. Po prostu puścił się biegiem, tuż za nim.

Soph - 30 Lipiec 2017, 15:42

Można by powiedzieć, że skonstruujemy tu teraz scenę godną dobrego filmu akcji, pełną pościgów i wybuchów, niemniej... Gdy nasi buntownicy (chyba z wyboru) i bojownicy o wszystko co dobre i równe na tym świecie wypadli zza rogu, ujrzeć mogli długą, niezbyt szeroką alejkę: z lewej zastawioną stoiskami targowiska, z prawej zagrodzoną niezbyt wysokim płotem z nieheblowanych, kolorowych jak sama tęcza desek.
Blondyneczka stała w głębi, wtulona w kobaltowy kawałek drewna dziwnie kontrastujący z jej bladością, a na ciemnym materiale można było dojrzeć jeszcze ciemniejsze obramowanie wokół dziewczyneczki i słaby swąd spalenizny. Oddychała szybko, a sukieneczkę miała przyprószoną popiołem. Nieliczni sprzedawcy powtulali się w swoje sklepiki i próbowali udawać niewidocznych. Na razie mała próbowała chyba dojść do siebie, niemniej gdyby któryś z naszych protagonistów spróbował zbliżyć się do niej na odległość wystarczającą do nawiązania kontaktu wzrokowego, czmychnie przez otwarte odrzwia do sporej hali zamykającej uliczkę.
Można, oczywiście, pobiec tam za nią i wtedy zapytać co, kto i jak. I dlaczego? Albo przesłuchać sklepikarzy. Albo co tam chcecie.
Rogatego napastnika ani widu, ani słychu.

Rello - 9 Sierpień 2017, 20:20

To Twoja misja… te właśnie słowa przez chwilę wdarły się do moich myśli, sprawiając, że wypełniła mnie dodatkowa fala determinacji. Co prawda całe zdarzenie interesowałoby mnie nadal, choćby nie miało związku z moim potencjalnym wstąpieniem do organizacji. Przecież to powinno być coś naturalnego… reagować, kiedy dostrzega się krzywdę. Zawsze sądziłem w ten sposób, mimo iż wielu nazwałoby mój światopogląd młodzieńczą naiwnością, cóż to nie miało znaczenia, przynajmniej, dopóty sam wiedziałem, po jakiej ścieżce powinienem kroczyć. Jedynym słusznym drogowskazem w podróży przez życie jest w końcu serce. Na ten moment, wskazówka, jaką dało mi serce, była jasna… Biegnij szybciej! Zacisnąłem, żeby i rzuciłem szybkie spojrzenie przez ramię, chcąc spostrzec, jaka odległość dzieliła mnie od Charlesa, lecz kiedy podejrzani uciekinierzy zginęli z mojego pola widzenie, instynktownie pognałem przed siebie. Coś wisiało w powietrzu… i nie miałem na myśli aromatów bijących od licznych stoisk, ani też swędu spalenizny…, ale właśnie przez ten drugi, zaczęły mnie ogarniać złe przeczucia.
Po krótkiej pogoni, moim oczom ukazała się drobna postać o jasnej skórze i równie jasnych, długich i włosach, których pasma okalały wystraszoną twarzyczkę. Wzdrygnąłem się na widok, śladów osmolonego drewna, tworzących wręcz idealny kontur dziewczynki. Napastnik miał aż tak kiepskiego cela? Czy może jego celem było jedynie wystraszenie swej ofiary. Nawet jeśli… to nadal pozostawało to okrutnym, niezależnie od napędzających go motywów. Pozostawało też pytanie… gdzie podział się rogaty jegomość? Nerwowo rozejrzałem się po okolicy, starając się natrafić na jakiś ślad obecności agresora. Nie mógł przecież ot, tak rozpłynąć się w powietrzu prawda? Zaraz… właściwie mógł… nie byliśmy w końcu w świecie Ludzi i nie wiadomo, jakimi mocami dysponował mały rogaty złośliwiec. A co jeśli był niewidzialny i nadal czaił się gdzieś tuż obok nas? Niestety jedynym, co udało mi się dostrzec to zmieszanie na twarzach sprzedawców, którzy kulili się w kontach swych wystaw, chcąc zniknąć za zasłoną oferowanych przez siebie dóbr. Wyglądali, jak gdyby zobaczyli coś, czego nie powinni widzieć… a przynajmniej takie było moje pierwsze odczucie… Ich osoby w tej chwili nie interesowały mnie jednak, równie mocno, co sama ofiara zajścia. To też ostrożnie postąpiłem krok w jej stronę.
-Panienko, nic Ci się nie stało? Nie zranił Cię? Nie bój się, chcemy Ci pomóc.
Chciałem powiedzieć coś jeszcze, zbliżyć się do dziewczynki i sprawdzić, w jakim jest stanie. Niestety… spłoszyłem ją, drobna osóbka, nagle wymknęła się i zerwała do dalszej ucieczki. Syknąłem cicho i już miałem zamiar rzucić się do dalszej gonitwy, w porę jednak przypomniałem sobie o fakcie, że nie byłem tutaj sam… Szybko zwróciłem się twarzą do Kapelusznika i wypluwałem z siebie słowa, z prędkością godną karabinu.
-Nie wiem gdzie podział się tamten drugi, nigdzie go nie widać. Ale Ona, jest w wyraźnym szoku. Polecę za nią.
Oznajmiłem, po czym szybkim gestem podwinąłem rękaw swojej bluzy, ukazując bransoletę spoczywającą na moim nadgarstku. Słowo polecę, miałem zamiar potraktować całkiem dosłownie… w ptasiej postaci znacznie łatwiej byłoby mi znaleźć i wyprzedzić dziewczynkę, po czym nakłonić ją do rozmowy.

Charles - 11 Sierpień 2017, 14:31

Cały czas obserwował Mello, nie spuszczał z niego wzroku nawet na chwilę. Przyjemnie zrobiło się mu na sercu, widząc, że potrafi się z takim dzieckiem obejść taktownie i grzecznie. Ta niestety, spłoszona, uciekła.
- Leć leć leć, młodzieńcze! To twoja misja! - powtórzył ponownie Charles i odprowadził go wzrokiem - co nie znaczyło, że z automatu stracił zainteresowanie sprawą. To nie było jego zadanie i nie jego święta krucjata, owszem, ale powinien w takiej sytuacji wykazać solidarność, szczególnie iż nie był to test ustawiony (a przynajmniej miał taką nadzieję) a sytuacja w prawdziwym życiu. Musiał wybić się z przesiąkniętego znieczulicą tłumu. Aby tylko nie zwrócić na siebie przesadnej uwagi, w końcu prawdziwi bohaterowie nigdy nie zostaną uznani za legalnych...
- Przepraszam państwa, czy któreś z Was nie zna tej małej istotki? - zapytał się otaczającą go gawiedź. Przydałoby się znać kontekst tego całego ambarasu, który rozkręcił się wokół aniołka i diabełka. - A może Upiorka, który ją gonił?
Liczył, że pośród pomruków "Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem" wyłowi jakieś cenne i ważne informacje. Całkowicie zignorował głos wyzywająco ubranej Dachówki odzianej w purpurowy gorset, która miała czelność poprawić go, "bo to był Sheitan, a nie żaden Upiorny, idioto!" Charles wzrok miał sokoli i nie będzie go żadna pannica spod czerwonej latarni pouczać! Niech se nie myśli!
Niezależnie od tego, czy znalazł jakieś ciekawe informacje czy nie, szybkim krokiem podążył za Mello, nie biegnąc jednak, starając się jeszcze rozejrzeć po okolicy i wydedukować coś na własną rękę, o ile było to możliwe. Liczył, że odległość między nimi nie zwiększyła się nadto...

Soph - 23 Sierpień 2017, 13:02


Godne pochwały były myśli Mello, który za pewnik wziął i za naturalną rzecz ruszenie na pomoc, gdy dzieje się krzywda. Niestety, nie wywołało to aprobaty rosłego mężczyzny ze stoiska obok, który w dwóch susach dopadł do chłopaka i złapał za kołnierz, a w sumie za arafatkę nim Senny zdołał przemienić się za pomocą bransolety. A może zdołał? Wtedy o kolorowe deski ogrodzenia agresor rzuciłby już Mello-ptakiem. Wszystko zależy od tego, czy czekał na odpowiedź Karola, czy przemienił się od razu po poinformowaniu go co zamierza zrobić.
Skurczybyk o mięśniach jak węzły marynarskie i jakimś takim ogólnie morskim wyglądzie, z niewielkimi, śnieżnobiałymi skrzydłami-żaglami na czele (a raczej tyle) wspomniał sobie ogólnie jaskrawy wygląd chłopaka, obrożę na szyi i jego czerwone rureczki i niemal splunął:
– A ty, gejusku, czego się wtroncasz? Dajże smerfetce spokój.
Honor i męstwo przodem, niemniej należy się liczyć, że to nie podziękowania idą pierwsze gdy ruszamy na pomoc. Czy Mello jest tego świadomy? Że przynależność do Anarchs to nie będzie sypanie kwiatków razem z pierwszokomunijnymi dziewczynkami? Do oszacowania pozostaje w sumie czy i jakie zagrożenie stanowi marynarz oraz czy ma coś wspólnego z wcześniejszą sceną, czy jest po prostu osiedlowym sebixem. No i reakcja. A może zupełny jej brak i dalsza pogoń za malutką? Jaką osobą jest nasz chłopak, co w życiu (istnieniu?) ceni?

Charles z kolei miał dobre oko, bo – choć nie mógł tego teraz stwierdzić – mały agresor faktycznie był Arystokratycznym Pętakiem. Ten jednak zniknął i nadal nie było po nim ani śladu, nawet w bardzo zajętych akurat szeptach i przyciszonych rozmowach kupujących i nazbyt głośnych nawoływaniach kupców. Normalnie wszystko, błyskawicznie po niewygodnym pytaniu Karola, wróciło do nienormalnej, jak naciągnięta do granic gumka recepturka, normalności.
Kapelusznik przebywał wśród ludzi, ale zapomniał chyba o mentalności tłumu: na tak zadanie pytanie nikt mu nie odpowie. Tak samo jak podczas wypadku i wzywania pomocy, musiał do odpowiedzialności pociągnąć jedną osobę. Do wyboru miał dwie gorączkowo szepczące ku sobie, popatrujące na niego (a może jego kapelusz?) kobiety w średnim wieku – zupełnie nie należy przyjmować się nadliczbą kończyn górnych i dolnych – albo pomarszczonego sprzedawcę wspomnianych dużo wcześniej dywanów. No tą i awanturującą się, cycatą kotkę. Kto ją tam wiedział czy faktycznie zawsze tutaj stoi i wszystko widzi. Karol cały czas widział Mello na końcu uliczki, nie zdołałby jednak zapobiec agresywnej scenie, jeśli zatrzymał się na bliższe przepytywanie kogoś z tłumu.

Rello - 5 Październik 2017, 18:18

Nie spodziewałem się… to był błąd. Za bardzo skupiłem się na dziewczynce i pościgu… Szok i zdziwienie wymalowały się na mojej twarzy w chwili kiedy coś szarpnęło mną gwałtownie. Poczułem, jak metalowe elementy obroży, boleśnie wbijają mi się w moją skórę. Okazało się to jednak niczym w porównaniu z bólem pleców, które boleśnie obiły się o drewniany nadpalony płot. Zacisnąłem mocniej zęby, aby nie syknąć z bólu, po czym rozzłoszczone spojrzenie wbiłem w… ca najmniej dziwną personę. Wzrost i masa mięśni nie wróżyły nic dobrego, szczególnie u faceta, który lubuj się w rzucaniu innymi o ściany… Już otwierałem usta, by podnieść protest wobec tak haniebnemu traktowaniu jednak mężczyzna mnie uprzedził. Gejusku? Gejusek… ja przecież nie… Chwila nie? Zresztą nieważne! Czas uciekał, a szanse na odnalezienie udręczonej panienki malały.
- Słucham? Ktoś przed chwilą ciskał w tą małą kulami ognia, energii? Była przerażona, nie można jej tak zostawić!
Zmieniłem pozycję, odsuwając się nieznacznie od płotu. Kątem oka zacząłem też szukać ewentualnej drogi ewakuacji. Przy moich gabarytach w porównaniu z tym gościem, warto było mieć wyjście ratunkowe, gdyby tamten postanowił nabrać wiatru w żagle… Wolałem unikać rozwiązań siłowych, szczególnie że byłem nie uzbrojony, no może nie licząc bransolety. Ostre kły czy pazury też stanowiły jeden z wariantów ratunkowych, tych, po które chce się sięgać w ostateczności. Nagle w moim głowie rozjarzyła się żaróweczka, odpowiedzialna za logiczne myślenie.
-Znasz tę dziewczynkę? Wiesz co, tu się stało?
Warto rozmawiać… Prawda? Warto też zachować czujność, gdyby tamten, miał co do tego odmienną opinię. Gejusek… pfff homofob jeden, przecież bardziej męsko nie mogłem wyglądać… Aż naszła mnie ochota na zabawę z tęczową różdżką i przyprawienie agresora o nieco żywsze spojrzenie na świat i własną osobę.

Charles - 13 Październik 2017, 23:16

Charles poczuł się mocno zagubiony. Nie wiedział, gdzie się udać, nie wiedział, co teraz miał ze sobą zrobić. Nagle stracił cały animusz. Może niepotrzebnie mu pomaga? Może Mello powinien załatwić to całkowicie sam? Ale kto wtedy go przypilnuje? Jaki dowód pokaże? Ale przecież... to jego sprawa. On musi pokazać dowód. A ponad to wszystko Kapelusznik zrobił się głodny - zbliżała się pora obiadu. Mello da sobie radę. Jeśli umrze, to będzie martwy. A jak nie umrze, to mu wyszło. A jak dowód to dowód mu da.
Była to pokrętna, naiwna logika, nie dopuszczająca do siebie nawet ułamka kłamstwa czy oszustwa, jakie czerwonooki kandydat na Anarchistę mógł mu wysunąć. Ale cóż - najwyżej podda się go przesłuchaniu z Kłamstwożercą. Niech żyją magiczne wynalazki w rękach zaradnych Lustrzan! Z tą otuchą postanowił zagadać do najbliższego sprzedawcy słodkich wstążek, wracając do parku. Z ustami zalepionymi słodką, lepką nicią będzie mógł się zrelaksować po tym całym stresie związanym z pracą egzaminatora..
Po mniej więcej pięciu minutach od kupna wstążki zapomniał o tym wszystkim całkowicie, o Mello i o dzieciach i o bieganiu. Wszystko to stało się nieważne jak sen. Postanowił wrócić do domu, aby położyć spracowane stopy na miękkim podnóżku i zaparzyć sobie słodkiej herbatki.

(z/t - przepraszam, że odlatuję)

Soph - 25 Październik 2017, 22:05


– Czy znom? No krenci się tu czasem, pouśmiecha, i poleci dalij. Nie wiem co to za dzieciak, bo rzadko schodzę na lond, jeno raz na jaki czas, jak cumujemy. Wtedy na miasto, na sukkubiki trza się wyprawić
– gość nieco rozpłynął się i rozmarzył na moment – i wtedy jom widuje.
Mężczyzna z pewnością zauważył ostrożne odsuwanie się Mello, ale już jakoś mniej był skory do ponownej agresji, mimo zwalistej budowy i prostolinijnej mentalności.
– Ale jej dej spokój! Jakby się co działo, to przecie by kto co zrobił!
W tym też momencie w hali na końcu uliczki huknęło, zadymiło, a pogłos był taki, że pewnie dach budynku podskoczył, gdy nie patrzyli. Ekhem, nic się nie działo, pewnie.
Gdyby Senny postanowił pogonić w kierunku wybuchu i wbiec do budynku (pewnie na ratunek), po kilku susach zobaczyłby, że Opętaniec biegnie za nim (a raczej - razem z nim, a skrzydła wcale nie przeszkadzają mu w nabieraniu prędkości).
Tylko czy mądre to, wparowywać do zadymionej sali? A może mądrzejsze niż stanie i planowanie, skoro mamy powtórkę z rozrywki i każda chwila się liczy.
Zawsze też Mello może stwierdzić, że fajerwerki to nie jego hobby i czas się wycofać. Szczególnie, że Karola ani widu, ani słychu, przechodnie zaś znów bohatersko zajęli się swoimi nagle arcyważnymi rzeczami.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group