To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Karty Postaci - Czy ktoś widział Flaffy?

Anonymous - 12 Maj 2011, 07:25
Temat postu: Czy ktoś widział Flaffy?
Czasem zastanawiam się, czy można dużo powiedzieć o moim piętnastoletnim życiu. Kiedyś odpowiadałam sobie `nie`. Dziś, z przekonaniem mogę powiedzieć `tak`. Stało się w nim tak dużo, że opowiedzenie wszystkiego od początku do końca zajmie mi kilka kartek mojego notesu cyrkowego. Ale spróbuję.

Jak nietrudno się domyślić, urodziłam się piętnaście lat temu, w Świecie Ludzi. Byłam zaledwie zwykłą dziewczynką, która w niczym nie przeszkadzała ani nie zawadzała. Zwykle jęczałam, gdy nie dostawałam czego chciałam, ale ogólnie było nawet dobrze. Któregoś dnia stało się coś strasznego (przynajmniej dla mnie). Chcesz posłuchać?
Miałam góra pięć lat. Z wesołym uśmiechem szłam, trzymając rękę mojej matki Astrietty. Ona miała grobową minę. Doszłyśmy do jakichś metalowych drzwi wbudowanych w ścianę.
- Mamusiu, gdzie jesteśmy? – spytałam widząc nieznane sobie miejsce.
- W dobrym miejscu, kochanie. – powiedziała, nie siląc się nawet na ciepły ton.
Weszłyśmy. Nie bałam się, choć powinnam. Myślałam, że to kolejny plac zabaw. Niestety myliłam się. Weszłyśmy do siedziby MORII.

Nie pamiętam wielu szczegółów. Od razu gdy trafiłam na stół, pod laboratoryjny nóż uśpiono mnie. Wiem, że gdy się obudziłam, wtedy, jako pięciolatka, zostałam pozbawiona nogi, od kolana w dół. Nie płakałam, nie wiedziałam, jak bardzo na tym ucierpiałam. Wytłumaczył mi to dopiero mój opiekun, Treyson Chace, w dniu moich ósmych urodzin. Do tamtego czasu pobierali mi krew i szpikowali różnymi specyfikami.
Treyson tłumaczył mi, że moja matka oddała mnie tam, by uniknąć komplikacji. Jakich? O tym nigdy mi nie mówiono. W każdym razie płakałam w nocy i za dnia. Nie mogłam zrozumieć. Ale w końcu dotarło do mnie, że tak naprawdę to Treyson jest teraz moim opiekunem i kocham go bardziej niż własną matkę. Przynajmniej kochałam, do pewnego momentu.

W laboratorium było mi nawet dobrze. Pomijając fakt, że siedziałam z żelaznej klatce… Treyson się mną opiekował. Nie wyobrażałam sobie wtedy, że mogą być lepsi ludzi niż on.
- Treyson? – powiedziałam którejś nocy, gdy nie mogłam zasnąć.
- Tak Flaffy? – zapytał kucając przy klatce.
- Opowiedz mi bajkę na dobranoc… - poprosiłam i usadowiłam się wygodnie na moim klatkowym `legowisku`. Treyson zamyślił się. Usiadł przy klatce i zaczął opowiadać o wróżce, która uratowała świat od złego i nie dopuściła do kłótni dwóch braci. Tą bajkę pamiętam do dziś…

Nadszedł dzień w którym przyszyto mi nową nogę, a także rozcięto szyję by wyjąć mi coś z niej. Przez parę kolejnych tygodni nie mogłam jeść, pić… Dostawałam jedzenie dożylnie i nawet mi to odpowiadało. Nie mówiłam też. W ogóle się nie ruszałam. Po ostatnim uśpieniu straciłam na chwilę świadomość. Miesiąc później postanowiłam wypróbować swoją nową nogę. Chodziłam po siedzibie bez żadnego nadzoru. Nie było to dobrym pomysłem. Ukarano mnie za to bardzo surowo. Znów podstawiono mnie pod nóż, tym razem dodając mi część. Był to kawałek Marionetki ze Świata Luster, konkretnie dziurkę na kluczyk. Ten został przekazany Treysonowi, który wysłał go, razem z jednym ze Zwiadowców do Świata Luster. Od tamtego czasu po kluczyku ani widu, ani słychu.

Podczas jednego z patroli naukowców w laboratorium Treysona odkryłam swoją pierwszą moc. Patrzyłam na mojego opiekuna ze smutną miną, siedząc w klatce. Im natarczywiej na niego patrzyłam, tym bardziej miał zmieszaną minę. W końcu coś w moim mózgu kliknęło i Treyson pobiegł w moją stronę, wyciągnął kluczyki i otworzył moją klatkę. Ja, korzystając z okazji, uciekłam z siedziby organizacji i trafiłam do objazdowego cyrku. Tam dowiedziałam się kim się stałam przez te operacje i wszczepienie dziurki. Stałam się cyrkowcem, jednym ze stworów z Krainy Luster. Byłam super szczęśliwa, że w końcu wiem kim tak naprawdę jestem i nie szukam siebie w opowieściach innych…
Najpierw pracowałam w cyrku jako opiekunka zwierząt, potem jako ich treserka, aż w końcu występowałam z nimi na scenie.

Podczas jednego z wolnych popołudni wybrałam się z moim cyrkowym przyjacielem, Alexiejem do parku. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się… W pewnym momencie dostrzegłam czerwony błysk między krzakami. Nie pasowało mi to do zimowego krajobrazu. Weszłam pomiędzy rośliny i zobaczyłam małą bramę… Miała metr wysokości i dwa metry szerokości. Bez namysłu przeszłam przez nie. Czułam się jak na usypianiu w laboratorium, z tą różnicą, że wcale nie chciało mi się spać. Przyjemne gilgotanie w brzuchu bardzo mi odpowiadało. Stanęłam na nogi, choć pod moimi stopami nie było żadnego gruntu. Zobaczyłam przed sobą podobną bramę, choć nie musiałam już się schylać, by przez nią przejść. Przeszłam i znalazłam się w Krainie Luster.

Ktoś idzie! Skończę opowiadać jak ten `ktoś` raczy wyjść. Do napisania~



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group