To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Karty Postaci - The Deadly Viper Assasin Clan - Viper

Viper - 1 Lipiec 2011, 00:44
Temat postu: The Deadly Viper Assasin Clan - Viper
    Rozdział I
    Uprowadzenie

Kto, kiedyś interesował się klanami ninja i sposobami ich funkcjonowania w sposób inny niż oglądanie serii 'Naruto', ten wie, że podobne organizacje pozyskiwały swoich nowych członków, częstokroć poprzez kradzież. Tak było w przypadku zaledwie półrocznego Erika Lansheera. Niemowlę spało sobie w kołysce, jak na niewiniątko przystało, opierając dużą główkę o wypchanego pluszem, mięciutkiego misia, gdy do pokoju, bezszelestnie wśliznął się cień. Tak wydawałoby się w pierwszej chwili, bo naraz ten cień odkleił się od ściany i stanął tuż nad pacholęciem. Maska i kostium zakrywały okaleczoną i ponaznaczaną bliznami powierzchowność młodego mężczyzny. Mokasyn Dalekowschodni rozejrzał się po pomieszczeniu. Maskotki napawały go swoistym obrzydzeniem i na szczęście nie po nie zakradł się do dziecięcego pokoiku. Zdjął przewieszony przez plecy pakunek i po cichu zakradł się do sąsiedniego pokoju, w którym czujnie spała dwójka rodziców. Sine półksiężyce zakreślające ich blade twarze świadczyły o tym, że syn z rzadka dawał im przespać całą noc, budząc się i wołając o towarzystwo w sposób, do którego jedynie niemowlęta są zdolne. Wojownik poluzował sznurek i otworzył worek, pochylając go nad łóżkiem śpiącego małżeństwa. Żmija, bezszelestnie jak swój pan wyśliznęła się ze swego więzienia. Mężczyzna odsunął się i patrzył jak cicha, pokryta łuskami śmierć przesuwa się po jedwabnej pościeli, co jakiś czas wysuwając rozwidlony język, by rozeznać się w terenie. Czuła ciepło bijące od swoich przyszłych ofiar. Jad tego konkretnego gatunku był zabójczy. W przypadku ukąszenia w nogę, czy rękę śmierć poprzez stopniowy paraliż mięśni, kończący się na sercu była długa i bolesna. Jednak tym razem śmierć odnalazła w sobie litość. Zwierzę zahaczyło czubkiem trójkątnej głowy o włosy kobiety, która drgnęła nieznacznie. Krótkie ukąszenie w szyję. 400 mg neurotoksyny znalazło się w organizmie bezimiennej matki nim ta zdążyła choćby pisnąć. Wąż zasyczał i naprężył mięśnie ciała gotując się do ataku na mężczyznę, który nieświadom jego obecności, nazbyt gwałtownie przewrócił się na drugi bok. Kolejny szybki ruch zabójcy doskonałego. Ukąszenie tak blisko tętnicy zakończy się dla obojga szybko i w miarę bezboleśnie. Choć, w pierwszej kolejności sparaliżuje im przełyk uniemożliwiając oddychanie i połykanie śliny. Hm… Mokasyn Dalekowschodni zastanawiał się nad tym tylko chwilę. Wzruszył ramionami i pozostawiwszy wystraszone zwierzę sam na sam ze swymi ofiarami udał się po własną. Chwycił dziecko ostrożnie, niemal troskliwie i przepadł tak samo niespodziewanie, jak niespodziewanie się pojawił.
    Rozdział II
    Klan Zabójczych Żmij

-Jak możesz nie pamiętać, którego gatunku użyłeś matole?!-mistrz klanu rozmasował palcami pomarszczone czoło. Pochylił jednocześnie przyprószoną siwizną głowę i westchnął ciężko słysząc tłumaczenie swojego ucznia.
-Było ciemno! Z resztą, mamy ich tyle no i… Ten dzieciak tak wył, że ledwo pamiętam jak się nazywam… On chyba wchodził na częstotliwość która powodowałaby pęknięcie szkła…-Mokasyn Dalekowschodni syknął niczym zwierzę, którego imię nosił i rozmasował ucho.
-Co zatem proponujesz imbecylu? Czy muszę ci przypominać, że tradycją naszego klanu jest nadanie nowemu uczniowi imienia, pochodzącego od gatunku węża, który odebrał życie jego rodzicom i uczynił go członkiem naszej rodziny? Mokasynie Dalekowschodni?-imię wojownika wypowiedział z surowym naciskiem. Jakby chciał mu przypomnieć o tym, czym jest. Kim jest. Do czego należy.
-A może po prostu…-odezwał się głos postaci do tej pory siedzącej w kącie. Młoda dziewczyna wstała z niskiego taboretu, który u każdej normalnej osoby powodowałby trzeszczenie w kościach, z kocią gracją. Postąpiła kilka kroków do przodu, tak by strumień światła wlewający się do pomieszczenia poprzez niewielkie okno, objął swym złocistym uściskiem całą jej sylwetkę. Była drobna i niepozorna. Miedziane włosy ścięte na chłopczycę otulały jedynie jej rumiane policzki. Zielone oczy skierowały się na Zaklinacza Węży-Może po prostu Viper? Oznacza żmiję, a przecież nie da się ukryć, że jego rodziców uśmierciła żmija-uśmiechnęła się dumnie. Wygięte malinowe usteczka prezentowałyby się pewnie bardzo atrakcyjnie, gdyby nie były pęknięte i gdyby dolnej wargi nie zdobiła zakrzepnięta krew.
Zaklinacz Węży splótł powyginane starością palce i wsparł na nich podbródek. Przymknął powieki wyraźnie zbierając myśli. W tym samym momencie, dwójka jego uczniów wstrzymała oddech. Żaden dźwięk nie mógł rozpraszać mistrza ich klanu, gdy oddawał się medytacji. Nawet jeśli owo rozważanie dotyczyło rodzaju sosu, którym poleje swoją miskę ryżu. Jakby ktokolwiek inny w klanie mógł sobie polać ryż sosem…
W końcu podniósł kurtynę swych powiek i zimne, stalowe tęczówki przesmyknęły się po sylwetkach odzianych w czarne szaty. Czy Mistrz się uśmiechnął? Legenda głosi, że kiedyś potrafił, ale doświadczenie i lata spędzone na pozbawianiu innych życia pozbawiły go tej umiejętności, poorały jego twarz bliznami i zmarszczkami starości. Sparaliżowały mięśnie zatrzymując twarz wciąż w ponurym grymasie.
-Zatem niech będzie Viper.-skinął głową i gestem dłoni odpędził od siebie podopiecznych, którzy rozpierzchli się, gdy tylko spostrzegli ten prosty sygnał. Mężczyzna podniósł się i wyjrzał przez okno na las porastający strome zbocze góry, na której jego poprzednicy ulokowali klasztor.
-Viper…-prychnął i wzruszył ramionami-Ciekawe, czy przetrwa trening-zasunął za słony i przepadł w ciemności.
    Rozdział III
    Szkolenie

Jak wyszkolić zabójcę doskonałego? To trudne zadanie, ale większość reżimów znała na nie odpowiedź. Przede wszystkim, trzeba pozbawić go uczuć, uzależnić od członków grupy, z którą ma współpracować. Metody? Bywają różne, Niemcy mieli swoje HitlerJugend, a Klan Zabójczych Żmij, stosował własne środki.
Przede wszystkim, niemowlę było pozostawiane samemu sobie na długie godziny, nie raz na całe dnie. Przyzwyczajano je do głodu, nieprzyjemnego uczucia wilgoci, osamotnienia. Uczono go, że nie może oczekiwać pomocy od nikogo. Mały Viper sam się uspokajał, jego płaczu nie słyszały niewzruszone uszy pozostałych członków klanu. Gdy jakaś nieszczęsna dziewczyna dosłyszawszy rozpaczliwy wrzask dziecka zlitowała się nad nim, troskliwie objęła… Kara. Klan stosował różne stadia kar. Stadium pierwszym, była kara fizyczna, najbardziej łagodna. Polegała zwykle na chłoście pleców, dłoni, lub stóp, w zależności od wykroczenia. Jednak z wiekiem, uczniowie stawali się odporni na ból, niewrażliwi na takie środki przymusu niezależnie od siły kata. Toteż pojawiło się drugie stadium, kara fizyczno-psychiczna. Na trzy dni, delikwenta zamykano w bambusowej klatce. Na tyle małej, że nie można w niej było nawet usiąść. Znajdowała się ona w centralnym punkcie placu treningowego, tym który niemal przez cały dzień znajdował się w słodkich objęciach słonecznych promieni. Karany nie dostawał przez trzy dni uwięzienia ani jedzenia, ani picia, a każdy, kto zechciał mu pomóc, zostawał skazany na taką samą mękę. Przy okazji, ukarani znajdowali się niemal cały czas w zasięgu wzroku pozostałych uczniów, stanowiąc jednocześnie przestrogę. Bywało jednak, że wykroczenie było niewspółmierne nawet do tego rodzaju kary. Wtedy, stosowano stadium trzecie, jakim było okaleczenie. Nieposłusznych uczniów pozbawiano oczu, palców, języków, uszu i innych części ciała, których brak niekoniecznie czynił ich bezużytecznymi, ale jednocześnie był odczuwalny w każdym calu. Co jednak zrobić, gdy uczeń zdradzi? Gdy zechce uciec? Opuścić rodzinę? Zhańbić swój klan? Wtedy pozostaje kara ostateczna. Egzekucja. Zdrajcom i dezerterom nie było jednak dane ginąć śmiercią wojownika. Pozbawieni honoru byli przywiązywani do słupa pośrodku placu. Pozbawiano ich kończyn. Gumowymi linkami tamowano krwotoki, a później… Później spuszczano psy. Psy były głodne. Zwykle przed egzekucją nie karmiono ich około trzech dni. Delikwent patrzył na iskrzącą się w ich wygłodniałych ślepiach śmierć. Pozostawał mu jeden ostatni sposób, na ocalenie własnego honoru. Nie krzyczeć. Jeśli wydał z siebie choć jeden pisk, był uznawany za bezwartościowego. Jednak jak tu nie krzyczeć, gdy bestia rozszarpuje cię kawałek po kawałku, rwie na strzępy twoją skórę i mięso, zaciska zęby na wątrobie i jelitach? Każdy musiał słuchać tych wrzasków. Każdy musiał zobaczyć egzekucję. Każdy musiał wiedzieć co go czeka jeśli zdezerteruje. Każdy, a jednak… Prawie każdy miał okazję.
To be continued...

Dwa i pół rozdziału, ale będę kolejno dodawał, jeśli byłby ktoś zainteresowany.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group