• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Dwór Fowla
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Artemis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 30 Wrzesień 2011, 23:42   

    Mniej więcej tak wygląda
    Dwór Artemisa znajduje się dość daleko poza miastem. Jadąc drogą ekspresową przez około 80km należy skręcić w prawo, w niewyasfaltowaną drogę leśną. Mimo iż jest to ścieżka stosunkowo wąska i niezbyt przystosowana dla samochodów, można przedrzeć się przez nią zwykłym autem osobowym, nie nadwyrężając nazbyt podwozia. Po kilku kilometrach wyjedzie się z lasu na drogę wyznaczoną dwoma, wyjeżdżonymi śladami, wiodącą przy brzegu niewielkiego jeziora. Stąd też, po raz pierwszy można dostrzec przytuloną do niewielkiego wzgórza rezydencję, znajdującą się po drugiej stronie zbiornika wodnego. Ciemne dachówki połyskują w promieniach słońca, gdy to, chyli się ku zachodowi. Jezioro, podobnie jak ta droga, jest prywatną własnością panicza Fowla, toteż wcześniejsza bramka kontrolna umieszczona jeszcze w lesie, nie powinna nikogo dziwić. Nieproszonym gościom, wstęp był absolutnie wzbroniony. Objechawszy jezioro, dotrze się do potężnej, czarnej, żelaznej bramy, środek której wieńczą inicjały właściciela posiadłości 'A.F.' Za nią też, zaczyna się żwirowy podjazd. Jadąc po drobnych kamyczkach, pośród cichego szumu silnika, można podziwiać starannie przycięte krzewy jednego z lokalnych ogrodów. Minąć garaż, wypełniony czterema samochodami, dwoma marki Rolce Royce, jednym Bentleyem i jedną limuzyną. Obok zaś, parkował prywatny helikopter doktora Fowla. Dochody Artemisa jako lekarza, pracownika MORII oraz Dark, jak widać, były bardziej niż satysfakcjonujące. Minąwszy stadninę koni, wjedzie się na drobne rondo, pośrodku którego stoi marmurowa fontanna. Gdy zatrzyma się pod schodami, znajdzie się przed głównym wejściem do ceglanego dworku. Wkoło całej posiadłości gęsto rosną lasy mieszane, z całą gamą klonów, jesionów, buków, dębów, świerków, sosen i jodeł. Jesienią, jadąc przez drzewne aleje, podziwiać więc można prawdziwą feerię barw. Złocące się i czerwieniące liście powoli opadają na drogę, jednak podjazd Fowla jest dokładnie zamieciony i zagrabiony. Zimą zaś, potężne śnieżne czapy zwisają z ugiętych pod im ciężarem gałęzi.
    Hol:
    Po przekroczeniu progu potężnych, mahoniowych drzwi wejdzie się do holu, na ciemną, dębową podłogę. Tutaj na ścianach, oblewane słonecznymi promieniami wdzierającymi się przez potężne okna, wiszą obrazy tych mniej i bardziej znanych artystów. Na środku znajdują się duże, drewniane schody o balustradzie zawijającej się u wyjścia w ślimaka.
    Salon:
    Znajdujące się na parterze, pokaźne pomieszczenie z kominkiem, przed którym położona została niedźwiedzia skóra. Przy kominku stoi potężny, obity ciemną skórą fotel w starym stylu. Na półce nad kominkiem ustawiono kilka fotografii rodzinnych oraz stary, pozłacany i ozdobiony licznymi ornamentami zegar. Parkiet pokrywa też duży, perski dywan, którego jedwabne nici dłońmi sprawnego artysty ułożyły się w kwiecisty, kolorowy wzór. W salonie stoi też otwarty fortepian, postawiony przy potężnych oknach wychodzących na ogród. Jest też regał z książkami, a na całej ścianie po lewej stronie znajduje się tablica z osiągnięciami młodego lekarza. Wiszą tam i stoją nagrody, medale, statuetki, dyplomy oraz artykuły i okładki gazet. Nie brak tu oczywiście kanapy, stolika do kawy, zestawu krzeseł ustawionego wokół stołu jadalnego. Posrebrzanych świeczników oraz potężnych, ciemno-zielonych, atłasowych zasłon przystrojonych złotymi frędzlami.
    Sypialnia
    Znajduje się na piętrze. Jest tu łóżko z baldachimem, dywan, stoliczki nocne, nocne lampki, komoda na ubrania, duże lustro oraz wszystko to, co w sypialni znajdować się powinno, a każdy jeden sprzęt można określić mianem antyku.
    Biblioteka:
    Nietrudno się domyślić, że jest to jedno z większych pomieszczeń w rezydencji. Są tu całe kaskady, promenady i aleje regałów, wszystkie po brzegi wypełnione literaturą wszelkiej maści, choć w przeważającej liczbie naukową. Znajdą się tu jednak pozycje z klasyki literatury, czy tomiki poezji. Jest też kilka foteli, biurek i krzeseł do czytania. Biblioteka jest najwyższym pomieszczeniem w domu i zajmuje całe dwa piętra, toteż można wejść do niej z parteru, bądź z piętra, przy czym w drugim wypadku, znajdzie się na balkonie.
    Kuchnia i łazienka:Dwa pomieszczenia, którym nie warto poświęcać większej uwagi, bo poza tym, że urządzone zostały w dobrym guście, są po prostu wypełnione po brzegi tradycyjnymi sprzętami, które się w tych miejscach zwykle umieszcza.
    Ogród i padoki:
    Utrzymany w stylu francuskim, uporządkowany i elegancki, idealny do przechadzek. Wejście do niego znajduje się z tyłu domu. Jest tu basen oraz altanka, w której można usiąść i wybić znakomitą herbatę, kontemplując przyrodę, tudzież szalejące na padokach rumaki. Jest tu wiele alejek oraz roślin, najwięcej chyba różaneczników. Nie brak też fontanny.


    Dodane po 55 minutach:

    Gdy tylko, wraz z Loullie znaleźli się z powrotem w ludzkim wymiarze, Artemis wykonał krótki telefon do swojego szofera. Najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru telepać się komunikacją miejską. Tym bardziej, że dojazd do jego posiadłości podobnymi środkami był co najmniej trudny. Najpierw trzeba było dotrzeć na stację autobusów. Później wybrać taki, który jechał odpowiednią trasą do kolejnej miejscowości. Wysiąść na przystanku, znajdującym się na obrzeżach lasu, a potem jeszcze jakieś dziesięć kilometrów marszu przełajowego, by znaleźć się w końcu na upragnionym terenie. Jak wiadomo, sportowiec z Fowla był żaden więc zdecydowanie wolał kilka minut poczekać na kierowcę, który faktycznie znalazł się we wskazanym miejscu po zaledwie dziesięciu minutach. Białowłosy zaprosił Loullie do wnętrza granatowego Bentleya, po czym wsiadł za nią, trzasnął drzwiami i gestem dłoni, nakazał kierowcy jazdę do rezydencji. Lou miała z nim odbyć tę podróż po raz pierwszy. Właściwie, w ogóle nie mógł sobie przypomnieć ile razy kogoś do siebie zaprosił. Z całą pewnością, mógłby to policzyć na palcach jednej ręki o ile w ogóle przyjdzie mu do głowy, choć jedno takie zdarzenie. Co się tyczyło jego relacji z Łapką, wciąż był w lekkim szoku. Nazwała go przyjacielem i w ogóle obrzuciła takimi superlatywami, że aż nie mógł wyjść z podziwu. Milczał i analizował dokładnie wszystko to co wydarzyło się nad jeziorem. Zastanawiał się też, czy to w porządku, by jako przełożony miał jakąkolwiek bliską relacje z jedną z podwładnych. Szybko doszedł do wniosku, że jakkolwiek niepoprawne mogło się to wydawać, miał to gdzieś. Nie był zarządcą, jedynie czołowym naukowcem, a to dwie zupełnie różne sprawy. Poza tym, miałby rezygnować z jedynej szansy na tę słynną 'przyjaźń' ze względu na jakieś... Formalności? Na pewno nie, nic z tych rzeczy. Niemniej męczyła go tajemnica jego własnych myśli i uczuć.
    W milczeniu przyglądał się mijanym krajobrazom. Jesień kolorowała korony drzew. Gdy tylko opuścili miasto osaczyła ich cała gama żółci, złoceń i czerwieni. Wjechawszy do lasu, samochód sunął niemalże po dywanie usłanym z martwych liści klonów i dębów, których rosło w tym lesie najwięcej, jeśli nie liczyć potężnych sosen i świerków, jednak te, nie gubiły jeszcze liści i miały zimą stanowić podporę dla obficie opadłego śniegu.
    Fowl przyglądał się temu wszystkiemu w niemym zachwycie. Z jednej strony, uwielbiał tętniące życiem miasto. Kochał jego mobilność i nowoczesność, jednak były to elementy, których w pracy miał na pęczki. W chwilach, w których miał zaznać odrobiny spokoju i relaksu, potrzebował więc kojącego wpływu natury i dlatego też zdecydował się na posiadłość znajdującą się w miejscu tak spokojnym i zacisznym. Poza tym, była położona dość strategicznie, w miejscu, które trudno oblegać. Zwłaszcza, że w kilku miejscach w lesie, oraz na terenie całej posiadłości, gęsto zasiano kamery monitoringowe, sprytnie ukryte, a jednak zapewniające pewien komfort, bo do rezydencji Fowla nie byłoby łatwo się włamać. Białowłosy odtwarzał sobie w głowie dziewiątą symfonię Beethovena i próbował dojść do tego, dlaczego właściwie decyzja Lou o odejściu tak bardzo wyprowadziła go z równowagi. Zdecydowanym gestem odrzucał jednak pewien wniosek toteż gdy znaleźli się w końcu na żwirowym podjeździe, nadal nie miał odpowiedzi. Szofer otworzył drzwi auta swojemu przełożonemu i jego towarzyszce, której ekstrawaganckiego wyglądu nie skomentował ani słowem. Zamiast tego zdjął czapkę z przyprószonej siwizną głowy i skłonił im się lekko, po to, by zaraz zająć się odprowadzaniem auta do garażu. W międzyczasie, drzwi posiadłości otworzyła konkretnych rozmiarów gospodyni, o całkiem sympatycznym wyrazie twarzy. Nie zanosiło się na to, by Łapka miała mu przyrządzać kawę.
    -Jest całkiem przyjemna pogoda-powiedział wracając do swojego tradycyjnie stonowanego i spokojnego tonu, choć może przebrzmiewała w nim nutka zdenerwowania. Tak, Artemis był zestresowany. Dlatego trzymał ręce za plecami i maszerował wyprostowany jak struna. Nie pamiętał kiedy ostatnio pełnił rolę gospodarza, a zależało mu na tym, by niczego nie spartolić.
    -Proponuję wiec, żebyśmy usiedli na dworze... Chyba, że wolisz w domu. Jak chcesz, mi to wszystko jedno-mówił może nieco za szybko-Ach, poczekaj momencik...-odwrócił się i wyszedł na dwór, gdzie wyraźnie się rozluźnił. Pomaszerował w stronę garażu i zamienił kilka słów z szoferem. Ten skinął lekko głową i gdzieś zniknął. Zaraz potem, dało się usłyszeć odgłos tłumionego stukotu kopyt. Na padok zaś wybiegł biały niczym śnieg ogier rasy andaluzyjskiej. Długa, biała, lekko pofalowana grzywa powiewała delikatnie na wietrze, gdy galopujące zwierzę wbiegało na pastwisko, by poskubać trochę trawy i trochę poszaleć. Jasna, idealnie czysta sierść lśniła w złocistych promieniach słońca. Artemis uśmiechnął się lekko i wrócił do dziewczyny.
    -To na zewnątrz, czy wewnątrz?-spytał raz jeszcze przyglądając jej się.
    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Październik 2011, 18:13   

    Loullie pozwoliła sobie na milczenie, co było dla niej sprawą niemal zupełnie nową i nieco niewygodną, jednak chciała dać chociaż odrobinę ochłonąć paniczowi Fowlowi, który najwyraźniej czymś się stresował. Idąc u jego boku rozglądała się dookoła, niemal podskakując, gdy mijali coraz to nowsze okolice, które miały ich doprowadzić do góry, gdzie znajdowała się fascynująca brama, przez którą można było dostać się do pozostałych dwóch wymiarów: Ogrodu strachu, bądź Krainy Luster. Do dzisiaj nie potrafiła zweryfikować, jak to wszystko działa, więc dopóki nie mogła odnaleźć naukowego rozwiązania stawiała na magię, którą wszakże niemal wszystko było przesiąknięte 'po drugiej stronie lustra'. Gdyby się nad tym zastanowić, to podobne określenie idealnie oddawało cechy charakterystyczne obu Krainom, nieprzewidywalne, wszystko na opak.
    Gdy znaleźli się przed Bramą, przeszła przez nią, ciągle milcząc, tylko od czasu do czasu zerkała na swego towarzysza, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Jego wizyta niezmiernie ją zdziwiła, ale i uradowała. Wnioskowała również, że sam Artemis jest również nieco... zaskoczony. Nie przerywała jego kontemplacji, będąc wyrozumiałą. Czuła, że jeszcze przyjdzie czas na prawdziwą rozmowę. Obawiała się jej nieco, gdyż nie wiedziała, jak zareaguje naukowiec, a także ona sama. Przy nim dość ciężko było jej zachować swą dziecinną postawę, którą od lat pielęgnowała, gdyż nieustannie zmuszał ją do powagi, nie tyle swym postępowaniem, co słowami, które nieświadomie raniły. A może świadomie? Chociaż nie, znała go na tyle, by wiedzieć, że jeżeli obracał się w jej towarzystwie, okazywał się zaskakująco wyrozumiały. Pewnie sam nie zdawał sobie sprawy, jak fascynującą osobą był w rzeczywistości i nie rozchodziło się tutaj o jego nazwisko, które było prestiżem wśród naukowców, którzy ciągnęli do niego ze wszystkich stron świata, by zaczerpnąć jakichś informacji, czy też spróbować nawiązać z nim współpracę, którą w dużej mierze odrzucał. Zastanawiało ją to nie raz, dlaczego tak czyni, jednak zapewne musiał mieć własne powody, z którymi oczywiście nie musiał się dzielić.
    Gdy w czarodziejski sposób znaleźli się w domu, w świecie ludzi, odetchnęła pełną piersią, przeczesując dłonią niebieskie, krótkie włosy. Jego rękę puściła po kilku metrach, gdy oddalili się od jeziora. Dlaczego? Wyczuwała jego napięcie, a nie chciała być powodem jego frustracji. Mozaika uczuć, która ją zalewała w jego towarzystwie często ją dezorientowała, gdyż większości z nich nigdy, albo bardzo dawno temu, nie zaznała. Nie potrafiła ich jeszcze zweryfikować, tego też zostawiała je w spokoju, pozwalając im na swawole, rzecz jasna w rozsądnych granicach. Lusia rozsądna? A to dobre, a jednak nie była aż tak bezmyślna, za jaką można było by ją brać. Tutaj wyprzedzała wielu, gdyż właśnie dzięki swej niepozornej, dziecięcej posturze, oraz niewinnemu zachowaniu, zyskiwała kilka chwil więcej, ponieważ ludzie lekceważyli ją, nie zdawali sobie sprawy, jaka może być w rzeczywistości, że mogłaby ich przechytrzyć. W końcu była tylko niedojrzałym dzieckiem, prawda?
    Zerknęła ciekawie na Artemisa, gdy ten wyciągnąć telefon komórkowy z kieszeni i wydał krótkie rozporządzenie. Na początku chciała zaprosić go do swego domku, jednak najwyraźniej mężczyzna miał inne plany. Potarła palcami wnętrze dłoni, podekscytowana, ale i nieco niespokojna. Zastanawiało ją, gdzie też chce ich zabrać, a także, co zrobi, gdy już się tam znajdą? Odetchnęła cicho, poruszając nerwowo skrzydłami, które zamigotały w późnym popołudniowym słońcu, pobrzękując tajemniczo, niczym stado dzwonków. Obciągnęła przykrótką już fiołkową bluzeczkę, pod którą rysował się zarys piersi. Przesunęła po nich nieświadomie, jakby chciała je wygładzić. Czuła się nieco dziwnie w nowym ciele. Było inne, obce. Tak wiele czasu spędziła, jako niepozorne dziecko, że teraz kompletny chaos miotał się w jej sercu i głowie. Oczywiście zawsze znała swą wartość, ukrytą kobiecość, która pojawiała się tylko w nieznacznych momentach, była niczym dojrzała kobieta uwięziona w ciele dziecka, ale to jej pomagało pracować, a więc kiedy przyszło jej zmierzyć się z samą naturą, czuła zdenerwowanie.
    Po jakichś dziesięciu minutach rozległ się przyjemny dla ucha warkot silnika, a zarz potem przed nimi zatrzymał się piękny samochód - granatowy Bentley o opływowej karoserii, lśniący i... dziki? O ile tak można nazwać samochód.
    - Piękny... - szepnęła bezdźwięcznie pod nosem, patrząc z zapytaniem na Artemisa, który otworzył drzwiczki samochodu i zaprosił ją do środka. Przełknęła ślinę i wślizgnęła się do środka, starając się jak najszczelniej złożyć skrzydła, by nie zabierać miejsca Fowlowi, a także nie chcąc uszkodzić tapicerki. W końcu szkło mogło ją rozciąć! Co dziwniejsze, skrzydła Lou zwijały się najzwyklej w świecie, poddawały się jej woli bez protestów, były zdolne do miękkich zgięć, które zaskakiwały. Były niczym pół płynne szkło.
    Gdy mężczyzna usiadł koło niej, rzuciła mu szeroki uśmiech, przyklejając niemal nos do szyby, by móc obserwować trasę, którą mieli odbyć. Również się nie odzywała, gdyż dostrzegła, jak Fowl zaciska co jakiś czas palce na kolanach, zaciskając od czasu do czasu szczęki. Pozwoliła mu jeszcze trochę pomilczeć, czekając, aż on pierwszy się do niej odezwie. Nie chciała mu przeszkadzać, to byłoby nie fair.
    Oczy dziewczyny błyszczały, gdy obserwowała mijane drzewa, maźnięte pędzlami pomysłowej Jesieni. Niemal czuła zapach schnących liści, dotyk pajęczej sieci na twarzy, letnie promienie słońca muskające powieki. Przymknęła je, rozkoszując się łagodnym ślizgiem opon na jezdni. Wstrząsnęło nimi lekko, gdy zjechali z autostrady w niezauważalną niemal ścieżkę, która ledwo mieściła Bentleya. Domyślała się, gdzie jadą. Jednak nie była pewna na sto procent.
    Minęli żelazną, kutą bramę z inicjałami "A, F", a przynajmniej tak sądziła. Potem zachrzęścił żwir pod kołami samochodu. Rozglądała się dookoła, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalała jej szyba samochodu, coraz bardziej zdziwiona i zachwycona. Było tutaj pięknie. Minęli małe rondo pośrodku którego tkwiła piękna fontanna. Ściana lasu oddzielała dwór od wścibskich gapiów, nadawała miejscu tajemniczości i poczucia bezpieczeństwa. Dalej ciągnęły się padoki, rozległe pastwiska...
    -O kurczę, o kurczę... - mamrotała pod nosem, drżąc z niecierpliwości, gdy chwyciła za klamkę. Uprzedziła szofera tylko o kilka sekund, by wyskoczyć na zewnątrz. Mężczyzna spojrzał na nią chwilkę, jednak się nie odezwał, jedynie ściągając czapkę z głowy i skinowszy im głową zabrał się za odprowadzenie Bentleya. Odprowadziła go wzrokiem, gdy nagle odezwał się Artemis. Spojrzała na niego, milcząc chwilę, a zaraz potem wybuchnęła śmiechem, szczerze rozbawiona.
    -Na prawdę chcesz rozmawiać ze mną o pogodzie? - rzuciła, chichocząc. Opanowała się jednak, przybierając poważną minkę. Odchrząknęła.
    -Owszem, ma panicz rację, pogoda doprawdy jest urocza - odparła aksamitnym głosikiem, kiwając ze znawstwem błękitną główką.
    Westchnęła, chichocząc. Doprawdy, zaskakiwał ją ten Artemis Fowl.
    - Artemisie, proszę, nie denerwuj się tak, byłoby mi miło, gdybyś spróbował się rozluźnić. Na prawdę, nie musisz być aż tak poważny, nie jestem w końcu jednym z twoich zagranicznych gości - odezwała się ciepłym głosem, dotykając dłonią jednej z jego dłoni, splecionych za plecami. Uśmiechnęła się lekko, idąc za nim.
    - Na zewnątrz będzie doskonale. Jest zbyt piękna pogoda, oraz zbyt pięknie na zewnątrz, by wysiadywać w czterech ścianach, to jest... kilkudziesięciu - posłała mu znaczące spojrzenie. Nagle zarumieniła się, machając gwałtownie dłońmi. - Znaczy się, w środku pewnie jest równie pięknie, jak na zewnątrz, to znaczy... Och! - Nagle odwrócił się i odszedł gdzieś. Patrzyła za nim z niedostojnie otwartymi ustami. "Czyżbym go czymś znowu rozgniewała? Loullie, ty kretynko!", zganiła się w myślach, uderzając wnętrzem dłoni w czoło.
    Już miała za nim ruszyć, może go przeprosić, gdy zatrzymała się, niczym wryta w ziemię. Co ją tak zachwyciło? A mianowicie boskie zwierzę, wybiegające na padok wdzięcznym krokiem, zarzucające srebrzysto perłową grzywą, parskające cicho, radośnie. Ogier miał idealne kształty, smukłe pęciny o idealnych proporcjach, długie nogi, umięśnioną szyję, silne mięśnie rysujące się pod soczyście białą sierścią.
    - Cudowny! - wykrzyknęła, nie mogąc się powstrzymać. Miała ochotę do niego podbiec, dotknąć go, przesunąć po na pewno aksamitnej chrapie... Och, och, och!!!
    Gdy wrócił białowłosy patrzyła na niego cała w zachwytach.
    - I jeszcze pytasz?! - rzuciła, śmiejąc się głośno.
    - Masz piękną posiadłość, konia, wszystko... Jest to idealne miejsce pozwalające odciąć się trochę od mobilnego, hałaśliwego świata i zatopić się w ciszy, naturalnej magii - odezwała się za chwilkę, podchodząc do niego. - A więc, pewnie nie ja zrobię nam kawy? - rzuciła nieco rozbawiona.
    Artemis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Październik 2011, 21:18   

    Artemis doceniał poświęcenie Loullie. Wiedział z jakim trudem przychodzi jej zachowanie tego milczenia, jednak sam zupełnie nie potrafił wpaść na to co jej powiedzieć. Wyraźnie odczuł moment, w którym puściła jego dłoń i sam nie do końca wiedział jak go odebrał. Czy przyniósł ulgę? Czy może jeszcze bardziej obciążył, tak jakby nagle zabrakło czegoś, co znajdowało się we właściwym miejscu? Tak, czy inaczej nie zareagował w żaden sposób. Po prostu parł przed siebie, byle tylko znaleźć się znów na pewnym gruncie.
    Co się tyczyło przejścia pomiędzy wymiarami, sam Fowl nigdy nie miał wątpliwości co do tego iż było to zjawisko magiczne. Niemniej, młody naukowiec uważał, że sama magia była rodzajem nauki. Teoretycznie więc, powinien być w stanie ogarnąć ją rozumem. Problem stanowiły ubytki w wiedzy, które konsekwentnie starał się nadrabiać. Niestety jednak, nieliczne sensowne wiadomości dotyczące wszelkiej magii były szczątkowe, niedokończone, a ich uzupełnienia nie raz zostały pożarte przez czas. Reszta to bzdury. No właśnie, kolejna rzecz. Odsianie prawdy od fikcji nie było łatwe, a z pewnością czasochłonne. Ciągłe wpadanie w pułapkę legend potrafiło być zarówno męczące jak i frustrujące. To jednak nie było w tej chwili najważniejsze i choć zwykle, przy przejściu przez portal, właśnie rozważania na temat jego właściwości zaprzątały głowę białowłosego, to tym razem jakoś w ogóle nie przeszły mu przez myśl. Zbyt zajęty był jakimś dziwnym zamętem, który rozsiano mu w głowie.
    Bezpiecznie poczuł się dopiero w swoim samochodzie. Przestrzeni, którą znał lepiej niż dobrze. Dopiero tu poczuł, że ma styczność z czymś znajomym, bo do tej pory odnosił wrażenie, że nawet własny umysł przemienił się w labirynt, zimny, nieprzyjazny i najeżony siecią pułapek. Dlatego też mężczyzna od czasu do czasu zaciskał nerwowo palce na kolanach, co nie umknęło uwadze jego towarzyszki. Starał się nie patrzeć na jej skrzydła, choć co jakiś czas napadała go ciekawość. Zastanawiał się jak coś, co wygląda na szklane, może się tak elastycznie zginać. Przyglądał jej się kątem oka. Był tak zaaferowany, że nawet nie skomentował jej zachwytu nad samochodem, choć był to z pewnością miły gest z jej strony. Autentyczny.
    Zbliżali się w końcu do posiadłości jednak z niezadowoleniem stwierdził, że świadomość tego faktu, nie przynosi mu ulgi, a wręcz przysparza jeszcze więcej stresu. Nie wiedział zupełnie jak się zachować, a wybuch śmiechu dziewczyny wcale nie poprawił mu humoru i skrzywił się przywdziewając minę męczennika. No przecież się starał, a ona go wyśmiała. Cóż za bezduszność.
    -Rzeczywiście zabawne-mruknął pod nosem z pewnym wyrzutem. Uśmiechnął się zaś sztucznie, gdy próbowała go pocieszać i wpłynąć na jego rozluźnienie. Nie był mistrzem tego stanu. Zwykle był właśnie sztywny, tak jakby ktoś kiedyś wsadził mu kij do gardła i nie mógł go wyjąć. Spojrzał na dziewczynę przepraszająco i skinął głową.
    -Wybacz, nie mam... Wprawy-przejechał z zakłopotaniem dłonią po jasnych włosach. Nagle dziewczyna zamieniła się w wulkan, tryskający lawą słów, za którymi z ledwością nadążał. Dwór, nie dwór, wnętrze, zewnętrze, ściany... Co?! Później przypomniał sobie, że nie wypuścił jeszcze Doriana. Ogierowi trzeba było pozwolić na ruch, bo inaczej roznosił niemal całą stajnię i niszczył sobie boks.
    -Podoba ci się?-spytał nagle nieco bardziej podekscytowany. Lubił konie. Naprawdę bardzo, jedna z nielicznych rzeczy poza pracą, za którymi przepadał. Uśmiechnął się lekko-Nie chciałem się chwalić, po prostu musi się wybiegać...-wyjaśnił szybko, gdy tylko zdał sobie sprawę, że mogło to zostać odebrane jako pochwałka.
    -No, właśnie taki był zamysł, cieszę się, że dobrze się tu czujesz...-przyznał ze skinieniem głowy. Uśmiechnął się lekko-Raczej nie-odparł na jej pytanie. Następnie zaś poprowadził ją na werandę, z której mogli rozkoszować się ciepłym, świeżym powietrzem oraz obserwować konia.
    -Wiesz, to nie jest mój jedyny koń...-uznał, że należy od czegoś zacząć, ale rozmowa jakoś mu nie szła. Zarumienił się nieznacznie i odwrócił wzrok zasłaniając usta ręką i wbijając spojrzenie w spore połacie zadbanej zieleni, rozciągające się wokół nich.
    -Gdybyś miała ochotę...-znowu zarzucił temat i najwyraźniej postanowił tymczasowo milczeć.
    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Październik 2011, 17:39   

    Loullie, wbrew temu co na co dzień reprezentowała, potrafiła nie tyle wczuć się w sytuację danej osoby, ale i wyczuwać, kiedy należy dać komuś czas na przemyślenie pewnych spraw, a kiedy brzęczeć niczym nakręcony bączek. W sumie, gdyby się nad tym zastanowić, w tej dziewczynie kryło się inne, głębsze dno, niźli można było przypuszczać, jednak mało kto potrafił ujrzeć w niej kogoś innego, jak tylko małolatę, co to nie wie na czym świat stoi. Poniekąd była lepsza od niejednego człowieka, gdyż dawała szansę wszystkim równomiernie, ale z drugiej strony była tym gorsza, że oszukiwała nie tyle samą siebie, co i innych. Wszakże czy ukrywanie się za ciałkiem dziecka nie było oszustwem, obłudą, której nie potrafiła się wystrzegać?
    Gdy puściła dłoń mężczyzny miała ochotę schwycić ja migiem raz jeszcze. Powstrzymała się z trudem, nie chcąc robić większej szkody, niż już narobiła.
    Gdy znaleźli się przy posiadłości Artemisa, chłonęła wszystko wielkimi oczyma. Było tutaj pięknie. Sama miała skromne mieszkanko w bloku z pokoikiem i łazienką, więc może dobrze, że nie zaprosiła go do siebie? W porównaniu z tym, to jej lokum było obskurną nora, a jednak kochała je. Było namiastką domu, tam mogła być sobą.
    Uśmiechnęła się leciutko.
    Zachowanie pana Fowla bawiło ją, ale i było urocze. Tak bardzo się starał.
    - Och, nie gniewaj się, Artemisie. Po prostu to jest zabawne, jak wszystko starasz się robić dokładnie. - Odrzekła, tuląc się do niego na krótka chwilę. Chciała dodać mu otuchy, wydawał się taki zagubiony. We własnym domu! Przy niej! Jednak, cóż, po części go rozumiała, gdyż i w jej głowie szalała burza. Czuła się inną osobą, chociaż starała się tego wystrzegać. ale może w końcu nadszedł czas na zmiany? Czas, by pozwolić toczyć się sprawom w naturalnym biegu. Pokręciła głową. Nie, wszystko jest w porządku! Przekonywała samą siebie.
    Spojrzała na białowłosego, zadzierając kolorową główkę. Posłała mu ciepłe westchnienie.
    -Nie musisz przepraszać, nie masz za co. Proponuję, byśmy nie przejmowali się konwenansami i po prostu cieszyli piękną... pogodą oraz widokami.
    Po tym pociągnęła go za rękę w stronę padoku. Chciała popatrzeć na ogiera z bliska, móc docenić jego piękno i siłę.
    -Tak, oczywiście! Uwielbiam zwierzęta. Jest w nich tyle niespodzianek i naturalności. Posiadają własne charaktery, podobnie jak ludzie, jednak są wyzbyci wszelkiego zła. Kieruje nimi instynkt, a nie żądze, które potrafią być tak niebezpieczne w dzisiejszych czasach, o ile nie umiemy ich ukierunkować, czy też zapanować na nimi - mówiąc to patrzyła na konia, jednak po chwili przeniosła wzrok na mężczyznę. Wydawała się wyćwiartowana, jeżeli można było to tak nazwać, na granicy powagi, a zwyczajowej żywiołowości. Do tego te oczy, niby rozbawione, a jednak poważne, dojrzałe. Z chęcią odwzajemniła jego uśmiech. - Jeżeli nie masz nic na sumieniu, nie musisz się tłumaczyć. To twoja posiadłość i możesz w niej robić co zechcesz - kiwnęła przy tym główka, podkreślając swe słowa. Klasnęła w łapki.
    - Nie można się tutaj czuć inaczej, jak tylko bezpiecznie i... swojsko. Tak to dobre słowo. Swojsko - wydawała się rozkoszować znaczeniem tych określeń. Westchnęła, niby smutno. - A szkoda, bo parzę na prawdę dobrą kawę... - spojrzała na niego kątem oka, powstrzymując z trudem szelmowski uśmieszek.
    Ruszyła za nim na werandę, przeskakując od czasu do czasu z nogi na nogę. Dziwna była z nich para, ale któzby miałby się tym przejmować?
    Nagle poderwała główkę, patrząc na niego z zachwytem.
    - Naprawdę? To byłoby świetnie, pojeździć tak sobie z toba konno. W końcu widać, że to lubisz! - wykrzyknęła podekscytowana, gdy zdała sobie sprawę, że powiedziała kilka słów za dużo. Miała jedynie nadzieję, że nie zrozumie tego źle.
    Zerknęła na swój strój...
    - Tylko, że... - westchnęła, pokazując na spódniczkę.
    Artemis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Październik 2011, 21:02   

    Wychodziło więc na to, że Loullie znacznie lepiej znała Asrtemisa niż on ją. Mimo iż nie uważał jej za głupiutką małą dziewczynkę, to jednak nie da się ukryć, że dawał się zwieść pozorom jej dziecinnego ciała. Tym bardziej frapował go fakt, że zaczęło się tak nagle rozwijać i dojrzewać oraz nabierać kuszących kształtów. Niemal spoliczkował się w myślach za podobne spostrzeżenie, bo poczuł się jak pedofil, rozważając w takich kategoriach ciało piętnastolatki. Był jedenaście lat starszy od niej! To szmat czasu i powinien doprawdy... Wsadzić sobie głowę do zamrażarki i ochłonąć trochę, bo chyba coś nie tak było z jego głową. Dostał gorączki może? Tak, czy owak siedział w samochodzie bardzo spięty i właśnie podobne pomysły na kurację przychodziły mu do głowy. Zerkał na nią jedynie od czasu do czasu, nie mogąc powstrzymać granatowych ślepi od prześlizgnięcia się po smukłej sylwetce. Miał jedynie nadzieję, że ona tych spojrzeń nie zauważała.
    W końcu zaś znaleźli się w posiadłości. Cała ta sytuacja wprowadzała go w poważne zakłopotanie. Zesztywniał, gdy przytuliła się do niego bez ostrzeżenia i spojrzał na nią zaskoczony. Chociaż nie powinien się dziwić. To w końcu Łapka i zachowywała się w typowy dla siebie, spontaniczny sposób. Fakt, że ją tolerował był zagadką, która męczyła większość towarzystwa naukowego w MORII. Z punktu widzenia logiki, powinien jej nie znosić. Reprezentowała wszystkie te cechy, które z taką stanowczością poddawał krytyce. A jednak, do wszystkich jej wybryków pochodził z troskliwą wyrozumiałością. Trudno powiedzieć, czy wynikało to z faktu, że mimo takiego, a nie innego charakteru potrafiła niezwykle prężnie i wydajnie pracować? A może z tego, że była naprawdę niezwykle inteligentna jak na swój wiek? Sam nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie i reszta też już załamała ręce. Jedyną osobą, która chyba się nad tym nie zastanawiała, była sama Loullie. Zawsze beztroska, nie zdradzała cienia obawy o to, dlaczego właściwie i jak to się stało, że Artemis obdarzył ją sympatią.
    Skinął głową wyrażając zgodę na 'nie przejmowanie się konwenansami', ale zasznurowane za plecami ramiona zdradzały sprzeczność jego stanu ducha z tym potwierdzeniem. Nie chodziło o konwenanse. Chodziło o tą sytuację. Ona, on, dom... Pusty w zasadzie. Wykorzystał fakt, że dziewczyna przygląda się zwierzęciu i pokręcił energicznie głową, chcąc pozbyć się podobnych myśli. W końcu byli tylko przyjaciółmi... Tak? No i musiał zająć się weryfikacją jej zamierzeń odnośnie MORII. Nie pozwoli jej odejść tak łatwo. Na pewno nie. Słuchał jej wywodu na temat wspaniałości zwierząt, ale niespecjalnie miał pomysł na to jak go skomentować więc po prostu skinął głową i odwrócił spojrzenie od wierzchowca, by ulokować je na niej. Była specyficzna. Tak jakby miała dojrzałą duszę zaklętą w dziecięcym ciele. To od zawsze go frapowało. Zwłaszcza, że ta dojrzała dusza często zachowywała się też nad wyraz infantylnie i miała równie nieuzasadnione, dziecinne przekonania.
    -Margaret też parzy wyśmienitą kawę-zapewnił ją tak jakby nie zrozumiał żartu. Bo może faktycznie nie zrozumiał... Albo po prostu dopuścił do siebie myśl, że to żart nie był i wolał działać zapobiegawczo.
    -Lubię-przyznał skinieniem głowy-Ale może innym razem? W tej chwili czuję się dość... Wymęczony swoim wcześniejszym maratonem-uśmiechnął się lekko na wspomnienie dzikiego biegu przełajowego przez tereny wokół jeziora. Coś strasznego. Choć w tamtej chwili nie był zmęczony. Dziwne, skąd u niego taka ilość adrenaliny? Zwykle był bardzo spokojny i rzadko poddawał się jej działaniu.
    -Loullie-zaczął nagle wyraźnie poważniejąc. Splótł ze sobą palce i wyraźnie nie wiedział gdzie ma zawiesić wzrok...-To może wydać ci się dziwne i bezczelne z mojej strony, ale... Ile ty masz właściwie lat?-tak, kobiet o wiek się nie pyta, ale to nurtowało go od jakiegoś czasu. Chciał wiedzieć i z jakiegoś powodu uważał, że ma prawo wiedzieć. Wszelkie! W tej chwili wyglądała na.. Trzynaście? Jak rozwijająca się dziewczyna... Ale to wydarzyło się praktycznie z dnia na dzień! Czy to możliwe, by zakres działania Anielskiej Klątwy był aż tak... Daleki? By zaczął przyśpieszać rozwój kobiety?
    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Październik 2011, 21:29   

    Loullie bardziej celowo, niż nieświadomie, udawała, że nie dostrzega spojrzeń mężczyzny. Wolała, by żył w słodkiej nieświadomości, że potrafi dostrzec niemal każdą rzecz, robiąc coś zupełnie innego. Właśnie między innymi dlatego była taka skuteczna w pracy. Robiła wiele na raz, nie tracąc przy tym koncentracji. Kiedyś zajmowała się bardzo poważnym badaniem, które wymagało precyzji ruchów, jednocześnie dowcipkując sobie z mało ogarniętą Olivia, a także pilnując, by jeden z asystentów nie pomylił ilości wlewanych chemikaliów do probówek. Wiedziała, że gdyby się zdradziła, Artemis poczułby się jeszcze gorzej, niż przed chwilą, a chciała tego uniknąć za wszelką cenę. Wystarczająco już przechodził, o czym świadczyło jego spotęgowane sztywniarstwo, za przeproszeniem. Znała go na tyle dobrze, na ile mogła go poznać osoba, którą tolerował. Czy zastanawiała się kiedykolwiek nad fenomenem jego wyrozumiałości względem niej? Otóż nie, nie wiedziała, jaki był wcześniej, nim wparowała do MORII i poprzewracała życie i uporządkowane plany jej członków. Uważała to za coś naturalnego. Dopiero z czasem dostrzegła, jak Fowl zachowuje się względem do reszty pracowników, a do niej samej. Jednak nie roztrząsała powodów, był inteligentnym przyjacielem, a to, że obdarzył ją zaufaniem i jakimś uczuciem uznała za największą nagrodę, jaka mogło uzyskać.
    Gdy znaleźli się na posesji naukowca w dalszym ciągu pozwalała mu ochłonąć, chociaż, z niewiadomych powodów, ten denerwował się coraz bardziej. Nie ważne co mówił, wystarczyło zaobserwować reakcje jego ciała. Miała ochotę go ucałować, taki był uroczy w tym swoim niezdecydowaniu. Rozważnie jednak, a może zapobiegawczo, ograniczyła się do spontanicznego przytulenia. Gdy zetknęła się z nim, poczuła ponownie ciepło jego ciała, które epatowało poprzez warstwę ubrań. Zadrżała w głębi duszy. Było to bardzo przyjemne, ale i... zaskakujące? Nie bardzo wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Przy nim doświadczała uczuć, które były jej obce. Nigdy jakoś specjalnie nie pociągał ją żaden mężczyzna, skupiała się raczej na tym, by być słodka, niewinną dziewuszką, niźli kokietująca kobietką.
    Westchnęła cichutko, odsuwając się od niego na wyciągnięcie ręki. Zadarła główkę, by móc na niego spojrzeć. Tak, zdecydowanie podrosła, gdyż jego twarz znajdowała się o wiele bliżej, niż to pamiętała.
    Zaśmiała się na jego odpowiedź odnośnie parzenia kawy.
    - To znaczy, że nigdy nie piłeś mojej - odparła równie żartobliwym tonem, co wcześniej, chociaż sam Artemis zachował powściągliwą powagę, za którą ukrywał swe prawdziwe emocje. Czasami miała ochotę tupnąć noga i wytargać go za ucho, gdy tak się zachowywał, ale jak wspomniałam wcześnie, było to również urocze na swój pogmatwany sposób.
    Gdy nie wyraził zbyt entuzjastycznej chęci do jazdy konnej, skinęła spokojnie głową, uśmiechając się uspokajająco.
    - A więc innym razem, ale pamiętaj nie podaruję ci tego! - Zastrzegła, machając mu palcem przed nosem.
    Patrzyła na konia biegającego po wybiegu. Czekała aż mężczyzna wykrztusi to, co go dręczy. Nie musiała wyczekiwać zbyt długo. Jego napięcie było niemal wymacalne, materialne. Zerknęła na niego zaintrygowana, próbując powiązać jego zakłopotanie z zaistniałą sytuacją. Nie patrzył na nią, ale gdzieś w bok. Hm.
    Dotknęła palcami jego policzka i nacisnęła na niego delikatnie, pragnąc by na nią spojrzał.
    -Wcale takie nie jest, masz prawo się nad tym zastanawiać, w końcu od dnia naszego spotkania nie zmieniłam się ani o jotę. No, nie licząc tego momentu od opuszczenia organizacji, bo jak widzisz, natura upomniała się o swe prawa - wzruszyła nieznacznie ramionami. - Cóż, w rzeczywistości mam szesnaście lat, a dokładniej jutro będę tyle kończyć. Dziwne, prawda? Jeszcze trzy tygodnie temu nikt nie dałby mi więcej, niż z dziesięć - uśmiechnęła się ponownie, ale jakoś tak... smutnawo?
    Artemis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Październik 2011, 22:49   

    To naprawdę miło z jej strony, że pozwoliła mu żyć w nieświadomości. Czułby się paskudnie, gdyby wiedział, że ona wie... O tych spojrzeniach, które nigdy nie powinny się pojawić. Bo to naprawdę było nie fair! Była zdecydowanie za młoda dla niego! Co z tego, że zaczęła dojrzewać? Jakie to miało znaczenie, skoro on miał prawie trzydzieści lat! I czy nie powinna go pociągać kobieta bardziej dojrzała i doświadczona? Co Lou mogła wiedzieć o życiu i o.. hm... pewnych jego aspektach związanych z dorosłością. Nie, żeby Artemis był specjalnie doświadczony w tych akurat kwestiach. Owszem, nie byłby to jego pierwszy raz, ale poprzednie były raczej... Z poczucia obowiązku i ciekawości. Po pierwsze, uważał, że to chore by w wieku dwudziestu lat wciąż pozostawać w przestrzeni 'wiem jak to działa, ale nie próbowałem'. A po drugie... Było wkoło tego tyle szumu, że chciał się przekonać, jako naukowiec, czy zasłużenie. Doszedł do wniosku, że jakkolwiek przereklamowana, jest to niezaprzeczalnie przyjemność, której trudno sobie odmówić. Zwłaszcza, że w dużym stopniu oddanie się jej jest fizjologiczną potrzebą i stanowi podstawę piramidy potrzeb. Ale zostawmy chemię, psychologię i biologię. Skupmy się na tym, co było faktem nienaukowym, ale niezaprzeczalnym. Fowl bowiem z trudem godził się ze świadomością iż Lou go pociąga i starał się walczyć z tym na wszystkie możliwe sposoby. Trzeba też przyznać, że zdał sobie z tego sprawę w dziwnych okolicznościach, choć... Z drugiej strony... Może to właśnie było logiczne? Kiedy miał ją na co dzień, była czymś oczywistym. Dopiero w obliczu zagrożenia, że to straci uświadomił sobie jak bardzo jej obecność stała się mu niezbędna. Inna sprawa, że akurat kwestia fizycznego zainteresowania była silnie związana z faktem, że jej ciało nabrało naprawdę apetycznych kształtów. Matko, apetycznych! Raz jeszcze złoił się w myślach. Cały ten wywód o zwierzętach wcale mu nie pomógł, bo akurat nie chciał postępować instynktownie. Sądził, że rozum był jedyną rzeczą, która ratowała go w całej tej sytuacji.
    Po całej serii kłopotliwych wypowiedzi, siedzieli w końcu na werandzie, a on wreszcie wyrzucił z siebie nurtujące go pytanie. Odpowiedź niemal przyprawiła go o dreszcze. Dziesięć lat! Był dziesięć lat starszy od niej. Tera to już naprawdę miał ochotę przykleić sobie na czoło karteczkę z napisem 'pedobear'. Niech to wszystko szlag jasny trafi.
    -Wszystkiego najlepszego-odparł machinalnie, usiłując w międzyczasie uporać się z chaosem we własnej głowie. Uchwycił ten smutek skrywany na jej twarzy, jednak nic nie powiedział. Zanotował sobie po prostu w głowie jego obecność i dalej wpatrywał się w dziewczynę. Uznał, że należało zmienić temat.
    -Nadal chcesz odejść z MORII?-spytał wchodząc w oficjalne tony. Tak, najlepiej przywrócić wszystko do formy jaką miało przed całym tym zamieszaniem. Przełożony i podwładna. Złożył ręce w piramidkę i odsunął się poza zasięg jej czepliwych rączek. Na wszelki wypadek.
    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Październik 2011, 23:14   

    Loullie westchnęła cicho w głębi piersi. Cała ta sytuacja mogła wydać się krępująca, ba, nawet dla takiej niecodziennej dziewczyny, jaką była Łapka, wydała się ona dziwna i... niezręczna, jakby nienaturalna. A wszystko przez dziwne zachowanie Fowla! Miotał się, niczym zwierzę w klatce, raz formalny, raz zażenowany. Czasami miała wrażenie, że w jego umyśle i sercu otwarła się głęboka i szeroka szczelina, którą starał się usilnie zasypać - z miernym skutkiem najwidoczniej.
    Doprawdy, gdyby znała jego myśli potrafiłaby się odnaleźć w tym wszystkim. A może pogubiłaby się jeszcze bardziej? Hm, było to ciekawe zagadnienie, którego na pewno nigdy nie zgłębi, ale chociaż zarys jakiś zaświtał w jej pstrokatej główce.
    Obserwowała go już otwarcie, badając jego reakcję, jednak im więcej widziała, tym większe było jej zdziwienie.
    Sama Lou nie widziała nic złego w pociągu fizycznym do drugiej osoby, znała go od strony biologicznej, a także, od kilku chwil, od strony praktycznej. Skąd wiedziała, co czuje? Cóż, było to raczej charakterystyczne uczucie,którego raczej nie można pomylić z niczym innym. Czuła, jak jej ciało staje się niemal naelektryzowane, wrażliwe na najmniejszy ruch, czy gest. Mogła przekonać się o jego intensywności, gdy tylko zetknęła się w nim niby niewinnym uścisku. A jednak wywołało to reakcję łańcuchową. Cóż, to, że znała symptomy pociągu fizycznego, nie znaczy, że kiedykolwiek zrealizowała coś podobnego w praktyce. Owszem, niemal nieustannie słyszało się o seksie, o przyjemności, która z tego płynęła, et cetera, et cetera. Mimo wszystko sama Lou nie miała zamiaru sprawdzać tego w życiu, ponieważ to, że jej rówieśnicy byli już po pierwszej inicjacji seksualnej nie znaczyło, że i ona musiała spróbować. Zresztą z kim? Z pierwszym lepszym samcem? To odpadało na wstępie. Nie było tak, że czekała na prawdziwą miłość, czy coś w tym stylu, ale chociaż na uniesienie, które wypływało z pożądania, a tego nigdy nie mogła doświadczyć. Nie licząc dnia dzisiejszego.
    Ale pozostawmy to na razie w spokoju.
    Usiadła na jednym z krzeseł poustawianych na werandzie. Przeniosła spojrzenie złocistych oczu z Artemisa na okolicę. Było tutaj doprawdy pięknie. Nie mogła się skupić. Ciągle wracała do niego myślami. Zwalczała nowe dla niej pokusy, zaciskając łapki na podołku.
    - Hm, dzięki, jednak nie sądzę, by było co świętować. Po prostu jestem o kolejny krok dalej w piramidzie starzenia. Nic wielkiego - wzruszyła raz jeszcze ramionami, przekrzywiając nieznacznie głowę, by móc na niego spojrzeć. Mrugnęła. Rzadko kiedy bywała poważna, chociaż częściej, gdy znajdowała się przy nim. Kiedy to się stało? Kiedy zaczęło jej zależeć na nim w ten sposób? Nigdy tego nie dostrzegała, dopóki nie odeszła i nie zaczęła tęsknić. Nie raz była bliska powrotu, by chociaż jeszcze raz przeprowadzić z nim rozmowę, mając nadzieję, że zrozumie, że... Och.
    -Hm? - mruknęła, wyrwana z nagłego zamyślenia. Odchrząknęła. - Nie odeszłabym, gdybym nie myślała, że tak będzie dobrze. Ale skoro... ekhem... to ci nie przeszkadza, z chęcią wrócę do pracowni - skinęła głową, odsuwając z czoła niesforne włosy. Obciągnęła przykrótką bluzeczkę. Spojrzała, jakby zaskoczona, na dwie niewielkie wypukłości, rysujące się pod nią. Ach, tak długo żyła w dziecięcym świecie, że zapomniała, a dokładniej nie wiedziała, jak to jest rozwijać się dalej. Wiedziała za to, że nie było sensu wracać do zabiegu zatrzymywania natury, już zbyt mocno się zmieniła i efekt nie będzie taki, którego pożądała.
    -Wydajesz się roztargniony... - mruknęła, tracąc na chwilę swą zwyczajową radość, za to uwypukliła się jej... coś tam. Nazwijcie to, jak chcecie, dojrzałość? Mniejsza z tym.
    Artemis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Październik 2011, 09:48   

    Wszystko było strasznie poplątane. Artemis zaczął żałować, że zaciągnął tu Loullie. Byłoby może lepiej, gdyby dał sobie czas na przemyślenie wszystkiego? Własnych uczuć, którymi nie potrafił się dzielić. Nie było nowością, że ktoś miał problemy ze zrozumieniem jego zachowania. Głównie dlatego, że nie potrafił zachowywać się jak przeciętny człowiek. Nie umiał powiedzieć niczego wprost, zwłaszcza, jeśli tyczyło się to jego emocji i wewnętrznych przeżyć. Zawsze był typem introwertyka i na całym świecie była tylko jedna osoba, z którą potrafił o sobie rozmawiać i była nią jego bliźniaczka. Sam nie potrafił wytłumaczyć tej dziwnej więzi, która ich łączyła i nienawidził się za to, że pozwolił jej myśleć, że nie żyje. Niemniej jednak, wiedział iż tak będzie dla niej lepiej. Przynajmniej Dark się jej nie czepiała, gdy byli z dala od siebie, a któż to wie co by ta pokrętna Królowa Śniegu wymyśliła. Nie było żadną tajemnicą, że traktowała go jak swoją zabawkę, a nie była raczej typem osoby, która lubiła się swoimi zabaweczkami dzielić. Aż strach pomyśleć co by zrobiła, gdyby się dowiedziała o Lou! No, ale to chyba najpierw Lou sama musiałaby się dowiedzieć, a na to się nie zanosiło, więc przynajmniej ten problem miał tymczasowo z głowy. O Evv jednak się martwił no i szczerze mówiąc nie wiedział jak zareaguje jeśli się spotkają... A teraz, gdy wstąpiła w szeregi MORII, to zdawało się nieuniknione. Westchnął cicho by podsumować cały ten temat. Dlaczego właściwie pozwalał Dark się tak traktować? To proste, czerpał z tego korzyści. Przede wszystkim materialne, ale nie tylko. Wróćmy jednak do Łapki.
    Co się tyczyło jej pożądania i tracenia cnoty... To biorąc pod uwagę jak wyglądała wcześniej, jedynym kandydatem na jej partnera był czterdziestoletni Zbigniew S. posądzony o pedofilię. Ewentualnie, Pedobear. W końcu wyglądała jak dziecko. Nie nastolatka, dziecko. Miała dziecięce kształty i w ogóle. Zaczęło się to zmieniać całkiem niedawno, żeby nie powiedzieć, iż na przestrzeni kilku dni. Artemis zbyt wiele czasu poświęcił studiowaniu ludzkiego ciała by dać się nabrać na taką sztuczkę. Takie procesy nie miały miejsca z dnia na dzień więc ktoś tu ewidentnie majstrował z naturą. Jedyny powód, dla którego jej o to jeszcze nie oskarżył to przypuszczenie, że być może Anielska Klątwa powodowała gwałtowny skok hormonów. Jednak jej wiek wzbudzał podejrzenia. Szesnaście lat. W tym wieku większość dziewcząt była już całkiem dobrze rozwinięta. Jasne, nie osiągały pełni kobiecości do dwudziestego pierwszego roku życia, ale szesnastki były już prawie dorosłe. Dlaczego nie Lou? Takie opóźnienie było nienaturalne i był tego pewien. Jedyne czego nie wiedział to co powodowało to opóźnienie? Zmrużył lekko oczy słysząc jej odpowiedź, która dość silnie sugerowała, że nie był to nikt inny jak ona sama. Pytanie tylko, dlaczego?
    -Do starości czeka cię jeszcze długa droga...-zapewnił ją lekko rozbawiony-Szesnaście lat... Straszne z Ciebie jeszcze szczenię-stwierdził nieco zamyślonym głosem. Cóż, nie dało się ukryć. Była zaledwie pacholęciem. Inna sprawa, że on w jej wieku miał już dyplom Harvardu, ale to nie to samo. Zastanawiał się, czy spytanie dlaczego i w jaki sposób opóźniła własny rozwój było na miejscu. Nie miał wątpliwości, że byłaby w stanie oszukać naturę. Miała całkiem imponujący intelekt.
    -Nie przeszkadza mi-zapewnił ją raz jeszcze. No dobrze, przynajmniej jeden problem miał z głowy. Co zostawiało go jednak z całą resztą. Nie mógł dojść z tym wszystkim do ładu. Niech ją szlag jasny trafi. Spojrzał na nią nieco zaskoczony kolejnym stwierdzeniem.
    -Co ty powiesz? Jestem po prostu zmęczony. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale sportowiec ze mnie żaden, a urządziłaś mi dzisiaj całkiem niezły przełaj-mruknął w odpowiedzi krzywiąc się nieznacznie. Wiedział, że ma rację, ale nie zamierzał się do tego przyznawać. To nie było w jego stylu.
    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Październik 2011, 10:15   

    Nikt nigdy nie mówił, że życie jest proste i pozbawione przedziwnych patosów, czy też komplikacji. Często okazywało się kłębkiem... włóczki, tak to nazwijmy, poskręcanej czasami tak ciasno, że nie wiadomo było, gdzie jest początek problemu, a gdzie koniec, przez co delikwent nie raz zastanawiał się, gdzie też go podobna sytuacja zawiedzie. To, że Łapka nie mogła zrozumieć, wynikało jedynie z tego, że zachowywał się inaczej, niż dotychczas, jakby coś go bolało. Nie wiedziec czemu, ale zaczęła odnosić wrażenie, że nie ma już ochoty na żadna rozmowę, jakby zmęczony jakąś wewnętrzną walką, której nie potrafił rozstrzygnąć.
    Zamachała nóżkami na swym miejscu, krzyżując je w łydkach. Gładziła falbankę spódniczki, patrząc na pstrokate podkolanówki.Palce dziewczyny błądziły w zamyśleniu po materiale. Artemis postrzegał ją kategoriami dojrzałego, dorosłego mężczyzny, zapominając, że w jej przypadku wiek, wygląd i zachowanie są jedynie... nieco lukrowaną, posypaną kłamstwem otoczką. Umysł miała dojrzalszy od niejednej kobiety, chociaż często temu przeczyła. Ludzie, którzy z nią pracowali często się dziwili, doznawali jakiegoś szoku pourazowego, czy coś w tym stylu. Z początku się z niej śmiali, bo jak to tak, taki dzieciak w MORII? Czyż ta organizacja nie spada na psy? Podchodzili do niej sceptycznie, często złośliwie, dopóki nie zamienili z nią paru słów. Ich ocena gwałtownie się zmieniała. Sądzili, że to doprawdy jakiś żart. Przecież to jakiś rozkochany we wszystkim konus, a nie naukowiec! Potem przychodziła chwila współpracy, gdzie Łapka mogła się wykazać i gdzie to ona rządziła, gdyż pomocnicy podlegali jej rozkazom. W laboratorium okazywała się stanowcza, chociaż ciągle zachowywała jakąś pogodność, dzięki której ludzie się tak nie denerwowali, gdy przychodził czas na jakiś ważny punkt kulminacyjny w badaniach. Mogli dostrzec jej inteligencję oraz sprawność z jaką podporządkowywała sobie sojuszników i przyjaciół, była harda, ale nie pyszna, zabawna, ale nie wzbudzała litości, wyrozumiała, acz nie pobłażliwa. Taka była w chwilach czasy. Jednak gdy zdejmowała fartuch i wychodziła za drzwi pracowni, na powrót stała się tą dziwną dziewczynką, prawdopodobnie dziesięciolatka, radosna, rozgadaną. Wtedy ludzie traktowali ją już zupełnie inaczej, lubili ją, chcieli ją chronić, a jednak w zdrowy sposób.
    Wystawiła mu język.
    - A z ciebie zrzędliwy staruch - rzuciła nieco urażona, chociaż w zabawny sposób. Nie było ładnie z jego strony, tak mówić. Prawdopodobnie Artemis zapomniał o tym, a może to właśnie jej wiek i wygląd aż tak go mierził. Pewnie byłoby mu o wiele lepiej, gdyby wyglądała jak dojrzała, stateczna kobieta, poważna, zawsze wiedząca co powiedzieć, o nieco intrygującej urodzie, po prostu piękna, tak jak, na przykład, Evv.
    Westchnęła ukradkiem.
    - Nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć, panie Artemisie - zaszczebiotała nagle, przełączając tryb powaga na tryb Lusia. Rzuciła mu roziskrzone spojrzenie złotych ślepi, za którymi kryło się coś innego, obcego. - Mam równie nadzieję, że inni tak samo będą pobłażliwi co do mojej nowej przynależności, jak ty. Nie chciałabym sprawiać kłopotów - plotła trzy po trzy, oznaka zdenerwowania i frustracji. O tym wiedział jedynie ktoś, kto ją dobrze znał.
    Gdy odparł na jej stwierdzenie, przekrzywiła pstrokatą główkę, mrużąc nagle oczy.
    - Kiedyś słyszałam, że pół prawdy to jak całe kłamstwo. Hm, nie pamiętam, kto to mówił - wzruszyła ramionkami. - No cóż, może napijemy się tej kawy i pójdę sobie? - zaproponowała radosnym głosikiem, ponownie zmieniając temat. Sens jej słów mógł mu przez to nieco umknąc, a może dotrzec z lekkim opóźnieniem.
    Artemis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Październik 2011, 12:07   

    Życie z całą pewnością nie było proste. Artemis widział o tym, być może nawet lepiej niż inni. Mimo iż zdawać by się mogło, że życie osoby, dla której matematyka jest jak zabawa piłką na podwórku, dla której komponowanie muzycznych utworów jest fraszką i dla której tworzenie co raz to nowszych technologii stanowi bagatelę będzie usłane różami, to Fowl na własnej skórze przekonał się o tym jak mylne jest podobne przekonanie. Jakby mało było tego, że od maleńkości nie potrafił odnaleźć się w społeczeństwie, to jeszcze cała ta bystrość ściągnęła na niego uwagę kobiety. Kobiety, która w dużym stopniu przypominała mu morze. Była piękna i niebezpieczna. Chwilami jej nienawidził, a chwilami kochał. Sam z resztą nie potrafił dokładnie opisać tego co czuł do panienki Wind. Zdawał sobie sprawę, że nie mogła to być nienawiść. W przeciwnym razie nic nie byłoby skłonne przekonać go do pomocy jej, a już dawno wymyśliłby jak się jej pozbyć, czy wydostać z sideł jej intryg. Nie mógł jej też kochać, skoro zabiła mu rodziców i odseparowała od jedynej istoty, która kiedykolwiek coś dla niego znaczyła. Teraz zaś, w stosunku do Lou, poczuł że życie zagnało go w ślepą uliczkę własnych uczuć. Nie dość, że czuł iż były one zupełnie niewłaściwe, to jeszcze nie potrafił ich nazwać ani okazywać. Nic więc dziwnego, że zachowywał się dziwnie, a ona tego stanu nie potrafiła pojąć. Całokształt sytuacji był zaś irytujący i męczący. Dlatego też Artemis wyglądał 'jakby go coś bolało'. Nie miał siły na podobne zmagania. Ani czasu, ani ochoty. Spojrzał znów na Lou spod zmrużonych powiek. Doskonale pamiętał własną reakcję na ich pierwsze spotkanie. Był pewien, że zarząd MORII wybrał go sobie na obiekt jakiegoś żenujące psikusa. Patrzył wtedy na kilkuletnie pacholę, które miało dyrygować całym zespołem naukowców. W sposób mało dyskretny dał swoim przełożonym do zrozumienia, że uważa to za absurd, jednak nikt nie dał się odwieźć od zdania. Tłumaczyli, że organizacja ma słabą strukturę i potrzebuje wszystkich chętnych i przekonywali o skuteczności dziewczyny. Białowłosy rzecz jasna, nie uwierzył póki nie zobaczył. Zdaje się, że pierwsze jej badanie, które nadzorował było momentem przełomowym. Nie wiedząc jak i kiedy, zapałał do niej jakąś sympatią, ale nigdy nie wykraczało to poza granice zwykłego koleżeństwa. Co się więc zmieniło? To nurtowało go najbardziej. Bo wcześniej przecież mogła go tulić i irytować do woli, nie wywołując żadnego efektu, nie licząc może zażenowania, czy rzadziej rozbawienia. A teraz? Teraz sztywniał pod wpływem każdego jej dotyku, a w samochodzie raz złapał się na tym, że zastanawiał się, jaką nosi bieliznę! Nawet teraz nie mógł powstrzymać poczucia zażenowania samym sobą, gdy przywołał to wspomnienie w myślach.
    Uniósł brew spojrzawszy na nią z lekkim uśmiechem. Wiedział, że to powie i chciał by to powiedziała. To go utwierdzało w przekonaniu, że musi się pozbyć wszystkich tych nieracjonalnych emocji i zdać na rozum, który sugerował, że szczenię i staruch nigdy nie będą odpowiednim połączeniem.
    -No właśnie-przyznał ze skinieniem głowy, najwyraźniej bardzo zadowolony. Doszedł do konsensusu. Będzie walczył i ignorował wszelkie te szczeniackie zapędy! W końcu nie był już nastolatkiem i śmiało można powiedzieć, że był nieprzeciętnie inteligentny. Dlaczego więc miałoby się nie udać?
    -Niespecjalnie mnie obchodzą reakcje innych Loullie Margaritto Sabiene Maderdin-odpowiedział odwrotnie do niej, wracając do bardzo oficjalnego tonu, co wyraźnie podkreślił zwracając się do niej pełnym imieniem. Widział, że była zakłopotana, choć teraz to on nie rozumiał dlaczego. Przecież wszystko miało się dobrze skończyć! Zaraz jednak zbiła go z pantałyku swoją wypowiedzią. Nie chciał by już szła i jeśli myślał, że zamaskuje tę zapowiedź swoim szczebiotliwym tonem to się pomyliła!
    -Już chcesz iść?-spytał zaskoczony-Dlaczego?-nie bardzo rozumiał. Może dostrzegła to jak się zachowywał, albo jak na nią patrzył i teraz czuła się niekomfortowo w jego towarzystwie? W sumie, nie dziwił się, no ale... Bez przesady.
    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Październik 2011, 12:55   

    Najlepszym i najsroższym nauczycielem było samo życie, które zsyłało nam rozmaite doświadczenie. O tym mogła się przekonać sama Królicza Łapka, która musiała zmagać się z wieloma przeciwnościami losu, jednak w przeciwieństwie do Artemisa niemal zawsze potrafiła tak zakręcić ludźmi, że rzadko kiedy zwracali uwagę na jej odmienność, wszakże była tylko słodką, głupiutką Lou!
    Dziewczyna nie pamięta zbyt dobrze swego dzieciństwa, jakby na tamte chwile zarzucono pół przezroczysty materiał. Nigdy nie dociekała, co spotkało ją we wczesnym dzieciństwie. Dla niej liczył się czas teraźniejszy, to co mogła zrobić tu i teraz. Po cóż w końcu zawracać sobie głowę czymś, co i tak już przeminęło. W umyśle Lili ukryte były jaskrawe skrawki, przypominające błękit nieba i złoto słońca. Czasem, gdy przymknęła powieki, widziała nieznane twarze - dobre oblicza. Nie pamiętała do kogo należały, ale lubiła sobie myśleć, iż byli to jej rodzice. Jak bliska była wtedy prawdy!
    Niemal zawsze była z bratem, który starał się ją chronić. Z nim było jej dobrze. Był ukochanym mężczyzną w jej życiu, pierwszym i jedynym. Tak zawsze mawiała. Przez te wszystkie lata, które z nim spędziła, uważała go za jedynego, najlepszego opiekuna.
    Gdy miała sześć lat, Seraphin miał dwadzieścia. Mieszkali razem, skromnie w niewielkiej chatce położonej na obrzeżach szarego miasta. Brat zawsze był czymś zajęty, był czarodziejem, jak lubił mawiać. Tłumaczył siostrze, że jego umiejętnością jest poznawanie prawdziwych Imion ludzi, zwierząt i niektórych przedmiotów nieożywionych. Twierdził, że jest w stanie za ich pomocą przekształcać w jakiś sposób osobowość delikwenta, cokolwiek to znaczyło. Wierzyła mu na słowo, chociaż poproszony, by zaprezentował to na niej, stanowczo odmawiał, mówiąc: ' Magia nie służy do zabawy i pokazów, siostrzyczko. To ważna umiejętność, a zarazem niebezpieczna.' Nie chciał wyjaśnić, dlaczego mogła stanowić zagrożenie, ale Loullie wystarczało to w zupełności.
    Seraphin twierdził, że oprócz tego Świata, który znamy, jest przynajmniej jeszcze jeden. Loullie uwielbiała, gdy jej opowiadał o mistycznych stworzeniach: Baśniopisarzach, potrafiących ożywić swe dzieła, o żyjących Marionetkach i ich Twórcach, o Kapelusznikach, którzy posiadali fantazyjne cylindry, które potrafiły pomieścić rozmaite rzeczy. To było fascynujące, ale przecież nie istniało, prawda? Dopiero po kilku latach, gdy sama zawitała do Spectrofobii, zrozumiała, co miał na myśli...
    Wszystko układało się w swoim rytmie. Kamuflaż, który sobie zapewniła, pozwalał jej na w miarę normalne życie pośród społeczeństwa, dopóki nauczyciele nie dostrzegli jej potencjału w pierwszej klasie podstawówki. Została skierowana na testy korygujące, gdyż dziewczyna wydawała się wybiegać daleko do przodu przed swymi rówieśnikami. Z wykonanych zadań wynikało, że wyprzedza ich intelektualnie o jakieś 6 lat nauki. Tak więc gdy trafiła do gimnazjum, miała siedem lat. Konus taki wśród gigantów, a jednak i tam zaskarbiła sobie uczucie starszych kolegów. Było w niej coś, co uniemożliwiało wrogość wobec niej, była niczym czysty, przejrzysty górski kryształ okraszony ciepłem promieni słońca, a mimo to nie czuła się zbyt dobrze, gdyż z każdym kolejnym semestrem męczyła się w nowej szkole. Zawsze była najlepsza, w domu pochłaniała setki naukowych książek, prac, doktoratów najsłynniejszych lekarzy i chemików. Zamiast być zwykłym dzieckiem, które gania po dworze ze znajomymi, przesiadywała w czterech ścianach. Już wtedy było jej ciężko pojąć rówieśników, było tak, jakby Bóg się pomylił, albo urządził sobie nie zły dowcip. Gdy rozmawiała z dorosłymi potrafiła zagiąć ich w każdej kwestii, sposób myślenia dziewczyny był zawsze logiczny i pozbawiony skaz, gdy doradzała to ze skutkiem zniewalającym. Takie cudowne dziecko. Nienawidziła tego przydomka, nienawidziła samej siebie za to, jaka była. Nie raz marzyła o tym, by być jak inne dzieci, dopóki nie zrozumiała, że być może właśnie tak miało być. Może Bóg nie bez pardonu obdarzył ją taką inteligencją? A gdyby mogła ją wykorzystać, by pomóc ludziom na całym świecie? Tyle było chorób, problemów, a ona... Ona łudziła się, że wszystko się jakoś ułoży. Uczyła się w domu, a brat prowadził swe tajemnicze badania. Nikt nie wtykał w ich życie ciekawskiego nosa. Jednak pewnego dnia sielanka się skończyła. Symptomy były utajone, chociaż nieustannie starały się rzucać w oczy. Pewnej nocy, gdy brat obowiązkowo przyszedł złożyć Lili buziaka na dobranoc, powiedział coś, co mogło zastanowić dziewczynkę. Od jakiegoś czasu miała przeczucie, jednak nie dopuszczała go do siebie.
    - Wiesz, moja kochano Lilou - ozwał się ciepłym głosem, uśmiechając się pod nosem. Wokół oczu utworzyły mu się urocze zmarszczki, które po chwili wygładziły się zupełnie.
    - Zawsze będę miał cię w swym sercu, nie pozwolę, byś czuła się samotna - odgarnął niesforny kosmyk z policzka siostry. - Nawet, gdy będziesz smutna, nie trać we mnie wiary, ja zawsze będę przy tobie - złożył delikatny pocałunek na nosku dziewczynki, która zaśmiała się głośno.
    - Braciszku, dlaczego miałabym być smutna? Przy tobie nigdy nie jest mi źle - zapewniła go skwapliwie, zarzucając mu chude ramionka na szyję.
    Zaśmiał się, chociaż w jego tonie pobrzmiewały niemal histeryczne nutki. Loullie jednak nic nie zauważyła. Była tylko dzieckiem, które ciągle wierzyło, iż świat nie jest taki zły, na jaki wygląda.
    - Wiem, moja droga, i mam nadzieję, że przez długi czas nie pozwolisz, by mrok wkradł się do twego serduszka - połaskotał ją, a następnie ułożył wygodnie na łóżku. - Czas spać, mała, jutro ciężki dzień.
    Spojrzała na niego spod kołdry, uśmiechając się szeroko.
    - Ale, Serku, nie chce mi się spać - zaskomlała, ziewając przy tym donośnie. Nie udało jej się ukryć zmęczenia.
    Mężczyzna przewrócił oczyma, uśmiechając się z pobłażaniem.
    - Oczywiście, a jama dla niedźwiadka sama się zrobiła - rzucił, gasząc światło.
    *Do dzisiaj pamiętała, jak denerwował ją czasami sposobem, w jaki się z nią obchodził, a jednak nie protestowała.*
    Liluś jęknęła przeciągle, jednak już się nie odezwała, szukając wygodnego miejsca na łóżku.
    - Wierz we mnie zawsze, moje dziecko - szepnął, zamykając drzwi.
    Ostatnie słowa były niewyraźnym oddechem na jawie i dziewczynka nie wiedziała, czy czasem jej się to nie przyśniło, jednak mimo wszystko, odrzekła:
    - Zawsze, braciszku...
    Wtedy po raz pierwszy w jej snach zawitały koszmary, jakby nie dobre Strachy wpływały na ich przebieg. Widziała siebie, jak stoi samotnie w małym, przytulnym saloniku, gdzie w rogu stało stare dębowe biurko zawalone papierami. Dom wydawał się opustoszały i cichy, jakby rozpaczał po odejściu jednego z domowników. Stała i patrzyła na otwarte drzwi. Ktoś wyciągał po nią ręce, mówiąc:
    -Nie bój się, chodź do mnie, dziecinko... cinko... ko...o...
    Zerwała się z krzykiem, cała zlana potem, z szeroko rozwartymi powiekami, skąd spozierał strach i zagubienie.
    - Serphinie, Seraphinie! - krzyknęła, starając się wyplątać z wilgotnej pościeli. Nasłuchiwała szybkich kroków brata, oczekiwała aż otworzy drzwi, spojrzy na nią ze strachem, by zaraz uśmiechnąć się i przytulić ją do siebie.
    Jednak nic takiego się nie stało, chociaż czekała.
    - Seraphinie? - szepnęła, czując ogarniający ją lęk.
    I nagle wiedziała, co się stało. Czuła to w kościach. Nie musiała się upewniać, sprawdzać jego pokoju, czy pracowni. Po prostu wiedziała, że go nie ma. Opuścił ją.
    Otrząsnęła się z nieprzyjemnych wspomnień. Jednak w dużej części to tamten moment rozpoczął proces, który miał się zakończyć przyjęciem do MORII, a także wstrzymaniem rozwoju własnego organizmu. Może myślała, że jak nie pozwoli sobie dorosnąć, to Seraphin wróci? Kto to mógł wiedzieć, oprócz niej samej?
    Patrzyła na Artemisa, przekrzywiając głowę. Wydawał się z czegoś bardzo zadowolony.
    -Odnoszę wrażenie, że moja uszczypliwa odpowiedź bardzo cię ucieszyła - zauważyła, uśmiechając się szeroko. Wstała z krzesełka i podeszła do Fowla, usiadła na oparciu jego krzesła i zarzuciła mu ramionka na szyje, opierając podbródek o jego ramię. Ciepły oddech owiał jego szyję.
    Dlaczego miałoby się nie udać? Gdyż Lusia raczej nie pozwoli mu na separację, ot co!
    -Wiem o tym, między innymi dlatego tak bardzo cię lubię. Jesteś niezależny, przesz do przodu bez względu na to, co kto sobie pomyśli... To jest urocze - stwierdziła, mówiąc niemal do jego ucha dość cichym, acz entuzjastycznym głosem. Wstała z krzesełka i oparła dłonie o jego ramiona, przyglądając mu się bacznie spod kaskady ciemnych rzęs.
    -Co za pytanie! Ponieważ widzę, że męczy cię moja obecność, a chyba wystarczająco sprawiłam ci kłopotu, nie sądzisz? Weźmy na przykład ten dzisiejszy 'przełaj' - odparła wesoło, używając jego sformułowania. Zawsze była bardzo bezpośrednia.- Chyba, że wolisz się trochę zabawić, rozluźnić. Zawsze jesteś taki spięty, jakbyś kij połknął, Artemisie Fowl - zawołała. Złożyła na jego policzku lekki pocałunek, czując, jakby jej serce do gardła podchodziło. Reakcja jej ciała na ta bliskość troszkę odbierała jej prymu, ale uznała, że to całkiem miłe. - To jak, pierw kawa, może ciasteczka, a potem... hm... powiedzmy jazda na koniach? Chyba starczy ci pół godziny odpoczynku, prawda? - Zagadnęła, stykając się niemal z nim nosem.
    Artemis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Październik 2011, 18:18   

    Artemis właśnie, tak zupełnie ni z tego nie z owego miał pewien przebłysk. Przebłysk świadomości, że nic praktycznie nie wie o siedzącej przed nim dziewczynie. Znał jej imię, teraz także wiek, ale reszta? Skąd pochodziła? Jak trafiła do MORII do której tak bardzo nie pasowała? W jego głowie, obraz jej dotychczasowego życia był pełen róż, jednorożców i tęczy. Mógłby przysiąc, że życie nie doświadczyło jej w żaden sposób. Jak w przeciwnym razie mogłaby pozostawać tak radosna i wesoła? Poza tym, sądził, że jeśli spotka ją w życiu cokolwiek złego, to odczuje to dotkliwiej niż przeciętny realista. Optymiści zawsze najbardziej cierpieli w zetknięciu z brutalną rzeczywistością. Burzyła ich światopogląd i za każdym razem musieli go od nowa budować, co musiało być zarówno męczące, jak i czasochłonne. Fowl uświadomił też sobie jak bardzo... Protekcyjny się zrobił w stosunku do tej drobnej dziewczynki. Nie był pewien, czy wynikało to z poczucia winy? W końcu to przez niego miała teraz parę kolorowych skrzydeł i niebieskie włosy. A może powód był zupełnie inny? Jaki by nie był, mężczyzna niemal natychmiast, gdy pomyślał o tym, że miałaby ją spotkać jakaś krzywda zjeżył się i obiecał sam sobie, że do podobnego zdarzenia nie dopuści! Nie pozwoli nikomu na skrzywdzenie Loullie i w tej chwili z trudem wyobrażał sobie sytuację gorszą niż taka, w której miałby bezsilnie patrzeć jak dzieje się jej coś niedobrego.
    Nie miał pojęcia o bracie, który ją porzucił, ale gdyby miał z całą pewnością przetrząsłby wszystkie światy tylko po to by go znaleźć i złoić mu skórę za to, co zrobił Loullie. Jakie mogło być wytłumaczenie dla podobnego postępowania? Jak można tak po prostu porzucić bezbronne dziecko i wyjść? Bez słowa. Miała się obudzić i stwierdzić, że go nie ma? Pozostawiona sama sobie, bez jedzenia, pieniędzy? Seraphin musiał być prawdziwym padalcem skoro zrobił coś takiego. Może to dobrze, że Fowl nic nie wiedział o tych traumatycznych zdarzeniach z życia Lou? Pewnie nie dałyby mu spokoju, a czy mógł coś zrobić by jej to wynagrodzić? Nic. Zwłaszcza, że była typem osóbki, który najpewniej przy najbliższym spotkaniu z tym bratem rzuciłby mu się na szyję jak gdyby nigdy nic, po prostu ciesząc się, że wrócił. Reakcja białowłosego z pewnością nie byłaby równie sympatyczna. No, ale jak już zostało powiedziane, o całej tej koszmarnej historii nie wiedział i w tej chwili po prostu bardzo się cieszył z faktu, że doszedł do jakiegoś konstruktywnego wniosku. Był dziesięć lat starszy od niej. W niektórych kulturach, mógłby nawet być jej ojcem, bo w sensie biologicznym, to przecież możliwe... No, prawie. Tak, czy inaczej w związku z tym, postanowił jak powinien się zachowywać! Dokładnie tak jak ojciec! Prawda? Prawda, że można? Można, choć był niemal pewien, że normalni ojcowie nie zastanawiają się nigdy nad tym jaką ich córka nosi bieliznę.
    -Tak-przyznał zadowolony-Można powiedzieć, że pomogła mi podjąć pewną decyzję-wyjaśnił spokojnie, jak zwykle całkiem formalnie i sztywno. No i pewnie stan samozadowolenia potrwałby nieco dłużej, gdyby Lou nie postanowiła zignorować całego tomiszcza wiedzy jaką posiadała na temat przestrzeni osobistej. Naruszając ją wdarła się na oparcie jego krzesła i przylgnęła do niego, obejmując go za szyję. Co za dziewczyna! Powstrzymał jęk rezygnacji. Była beznadziejna. Co gorsza, poczuł jak krew zaczyna mu się burzyć. Próbował rzecz jasna opanować sam siebie i ignorować fakt, że serce mu kołacze w piersi tak jakby chciało z niej wyskoczyć. Chciał też po prostu odpowiedzieć na jej uścisk ojcowskim objęciem, ale powstrzymanie się od mniej... troskliwych akcji koncentrowało zdecydowanie zbyt duży procent jego uwagi. Matko, potrafił jednocześnie projektować broń, komponować symfonię i rozmawiać przez telefon z czterema osobami, a nie potrafił się opanować w tak żenująco niewinnej sytuacji. Jej słowa zlewały się w nieprzerwany potok słów, który wwiercał mu się w głowę, w której silnie mu szumiało. Chciał, by była cicho i nawet to zakomunikował, ale chyba nie usłyszała. Zamiast tego zasypała go kolejną gamą słów i gestów jak pocałunki w policzek i kolejne propozycje, a jego naprawdę tylko bolała głowa. Nie miał już pomysłu jak ją uciszyć więc zrezygnowany, zmęczony i sfrustrowany podniósł się z krzesła, pochylił i lekko ją pocałował, tym samym zamykając jej usta. Wreszcie cisza. Rozkoszował się tym momentem prawie tak samo jak smakiem jej słodziutkich warg, które uwolnił po upływie momentu. Wciąż trzymał jej twarz w objęciach dłoni, a czoło oparł lekko na jej czole.
    -Zamknij się Lou-powiedział cicho zupełnie jak nie on-Po prostu bądź cicho... Błagam cię-nie miał już sił na to wszystko. Chciał... Sam nie wiedział, czego chciał, chciał by się nie odzywała. Chociaż przez chwilę, musiał pomyśleć.
    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Październik 2011, 18:47   

    Tutaj mogli podać sobie dłonie, gdyż sama Lou również mało co wiedziała o Artemisie. Nie znała jego przeszłości, a jedynie teraźniejszość, a i to nie całą, gdyż, jak się okazywało, panicz Fowl prowadził podwójne życie. Czy gdyby się o tym dowiedziała, powiedziałaby coś? Hm, w sumie bardzo ciekawe pytanie. Nie wiem, jakby się zachowała, pewnie z początku byłaby lekko zaskoczona, chociaż nie, Fowl był tak tajemniczą osobą, że pewnie mało co by ją zaskoczyło. Czasami zastanawiała się, jakie miał życie, co mu się przytrafiło, kim był przed wstąpieniem do MORII, co go radowało, a co smuciło. Poznała tylko ułamek tej zajmującej układanki, chociaż była zdania, że na wszystko jest czas i pora. Dopóki nie 'musiała' odejść z organizacji z myślą, że pewnie już nigdy go nie spotka... Był to jeden z najgorszych momentów, które doświadczała, poczuła się tak, jak dziewięć lat temu, gdy zastała pusty dom, bez Seraphina. Tyle, że tym razem to ona opuszczała kogoś.
    Wielu ludzi myślało, że przeszłość Loullie była usłana różami, samymi chwilami radości i uniesień, nie zdawali sobie sprawy, jaka była rzeczywista sytuacja, ale co to kogo mogło obchodzić? Sama Łapka nie opowiadała o sobie zbyt wiele, była zdania, że to co minęło, nie musi interweniować w teraźniejszość. A może właśnie przez to, co było, aż tak zaparła się, by zachować swą wesołość? Gdybym miała być szczera, to mogę z cała pewnością stwierdzić, że ucieczka jej brata była jedynie początkiem wielkiej góry. Gdy Seraphin znikł, reszta wydarzeń potoczyła się lawiną, która zasypała ją swym ciężarem, dusząc i pozbawiając sił. Była bliska obłędu, to wtedy wyparła się swej przeszłości, skupiając się na tym co tu i teraz, to dzięki swemu uporowi dała sobie jako tako radę. Poświęciła się jeszcze bardziej nauce, gdyż wiedziała, że ona zawsze będzie przy niej, raz zdobyta i pielęgnowana nie przepadnie, nie pozostawi jej samej sobie.
    Czy przebaczyłaby swemu bratu? Owszem, uczyniłaby to, gdyż nie miała w naturze kogoś nienawidzić, czy też gniewać się na wieki. Sądziła, że coś zmusiło go do podobnej sytuacji. Prawdopodobnie ciekawość i egoizm, ale co z tego? Rodziny się nie wybiera i trzeba ją szanować, nie ważne, jaka by była. Takie było jej zdanie.
    Gdy zbliżyła się do Artemisa, opierając dłonie na jego ramionach, wyrzuciła z siebie salwę słów, jakby w ten sposób chciała zdusić rodzący się w jej głowie i sercu niepokój. Miała wrażenie, że z nieznanych jej powodów, Fowl zaczął się od niej oddalać, jakby się czegoś obawiał. Nie chciała tego, byłby to kolejny cios, który ciężko by przeżyła. Kolejna strata byłaby dosłownie krzyżykiem na drogę. Nie mogła mu pozwolić na coś podobnego. Chciała by ją lubił, by ją zauważał, by nie trzymał dystansu, chciała... chciała, och, by ją kochał. Pragnienie ów było gwałtowne i silne, nie można było go porównać do ulotnej impulsywności, którą zazwyczaj przejawiała. Patrzyła mu w oczy z natężeniem, dopóki nie wstał. Czyżby znowu zrobiła coś nie tak? Westchnął, znużony. Pochylił się w jej stronę, kładąc dłonie na jej policzkach. Zamrugała. Zaraz potem, nim zdążyła się zorientować, zbliżył się jeszcze bardziej, zamykając jej rozgadane usta pocałunkiem. Zadrżała pod ich dotykiem, czując jak elektryczny prąd przeszywa jej drobne ciało. Oniemiała. Gwałtowna fala uczuć zatopiła ją wręcz pod swym nawałem. Serce wyrywało się z piersi, dłonie zwilgotniały, a na policzkach ujawniły się łagodne rumieńce. I... nie potrafiła stwierdzić, czy to było przyjemne, czy też nie, ale coś dziwnego poczęło się dziać w okolicach jej brzucha, pełznąć w dół, mrowiło, wilgotniało... Zrozumiała, wiedziała bardzo dobrze, co to znaczy, chociaż jeszcze nigdy czegoś podobnego nie doświadczyła. Owszem, czytała o tym wiele razy, jednak było to zupełnie inaczej, zupełnie inaczej.
    Jęknęła bezgłośnie, zaciskając palce na jego ramionach, jakby musiała się go przytrzymać. Odsunął się. Otworzyła oczy. Błyszczało w nich zaskoczenie, wręcz nieme zdumienie, ślad zachwytu, smuga podniecenia, błyskająca żywymi iskrami. Westchnęła, wypuszczając powietrze z płuc, błękitne źrenice zwężyły się nieco.
    -Jak sobie życzysz - szepnęła, tym samym rozkoszując się ciepłem jego oddechu na jej twarzy, dotykiem dłoni. Zamknęła oczy, przełykając ślinę. Pocałowała go, lekko, jakby z wahaniem, gdyż nie wiedziała, czy może, a jednak pokusa była zbyt wielka.
    Artemis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 5 Październik 2011, 18:45   

    Pocałował ją. Tak, naprawdę to zrobił, ale uświadomił to sobie dopiero po upływie kilku chwil. Gdy na moment zapadła cisza, w której mógł pozbierać skołatane myśli. Opierał się o nią zastanawiając się co też najlepszego właściwie uczynił. w głowie miał całkowity mętlik i próbował odnaleźć w sobie odpowiedź na pytanie co też strzeliło mu do głowy. Przecież skoro chciał, by zamilkła, mógł jej po prostu zasłonić usta ręką, a nie... Zająć czymś innym. Był na siebie wściekły. Po samym sobie spodziewał się większej kontroli. Tym bardziej, że miał świadomość tego, jak bardzo ta sytuacja była niestosowna. To już nawet nie chodziło o moralność, czy ich służbowe relacje, ale o najzwyklejszy w świecie pragmatyzm. Zakładając optymistycznie, że miłość, czy też co bardziej trafne, jest dostatecznym tworzywem do zbudowania związku, to przecież oni zdecydowanie za bardzo się różnili! Nigdy nie będą w stanie pojąć swojego wzajemnego postępowania. No i nawet jeśli teraz Loullie wydaje się, że zupełnie nie obchodzi jej to co on mówi, czy jak podnosi na nią głos, to nie ma pojęcia jak to będzie, gdy do podobnych sytuacji dochodzić będzie co dziennie, we wszystkich niemal kwestiach! A poza tym, pomijając już nawet to... Za dziesięć lat on będzie mężczyzną w wieku średnim, prawie czterdziestoletnim, a ona? Ona będzie miała tyle lat ile on teraz, będzie miała przed sobą najciekawsze i najintensywniejsze lata życia. Już widział to jak wychodzi wieczorem na imprezę. Z resztą, te problemy zaczęłyby się całkiem prędko, bo Artemis, co raczej nietrudno odgadnąć, był typem domatora, a ona z pewnością lubiła się bawić. No i co? On miałby zostawać w domu, czy może łazić z nią tylko po to, by upewnić się, że jego 'kobieta' nie interesuje się zbytnio innymi mężczyznami. Jeśli tak, to czy nie byłby zazdrosny? Byłby. Oszalałby z zazdrości. Zazdrości, która nie wynikałaby wyłącznie z uczucia jakim ją obdarzył, ale poczucia wyłączności. Zdawał sobie sprawę z tego jaki był, że nie był człowiekiem łatwym w obyciu i właśnie dlatego zawsze był sam. I gdyby nie dbał o nią ani trochę z całą pewnością machnąłby ręką, odwzajemnił jej pocałunek i wykorzystał młodzieńcze zauroczenie. Chciał tak postąpić, w pewnym sensie, ale nigdy by sobie nie wybaczył. W związku z tym, jedynym rozwiązaniem, było stłumić to w zarodku. Jemu też będzie łatwiej, gdy go znienawidzi. Ona? Ona cóż, popłacze kilka nocy w porywach do kilkunastu i jej przejdzie. W końcu miała dopiero szesnaście lat, ani się obejrzy a znów będzie zakochana po uszy. Miał tylko nadzieję, że w kimś bardziej stosownym. Niemniej jednak, teraz trzeba było zacząć działać i... Artemis musiał zrobić coś, za co będzie się nienawidził. Musiał jej złamać serce, by oszczędzić jej późniejszych, zdecydowanie dotkliwszych cierpień.
    W związku z tym postanowieniem, zsunął dłonie na jej ramiona i odepchnął ją od siebie dość zdecydowanym ruchem, gdy przylgnęła do niego i lekko pocałowała jego wargi.
    -Przestań-powiedział stanowczym gestem, patrząc jej w oczy. Wiedział, że nie może ani na chwilę odwrócić wzroku jeśli chciał, by słowa które miał wypowiedzieć dotarły do niej i by uznała je za prawdziwe-Prosiłem, żebyś była cicho, a nie żebyś się do mnie kleiła-zakomunikował szorstko-Najwyraźniej jednak dokonałaś jakiejś nadinterpretacji mojego gestu... To nie był pocałunek, a akt desperacji. Byłem przekonany, że jeśli zasłonię Ci usta ręką, nadal będziesz bełkotać, tylko nieco bardziej stłumionym głosem. Potrafisz być pod tym względem naprawdę nieznośna.-nabrał oddechu. Teraz miała przyjść najgorsza część-Zastanów się, zanim coś zrobisz. Mówiłaś, że ile masz lat? Szesnaście? No to teraz wyjaśnij mi proszę co w Twojej logice kazało Ci przypuszczać, że mógłbym Cię chcieć? Jesteś dzieckiem! Niedoświadczoną, nieukształtowaną smarkulą. Masz mnie za pedofila, czy może litujesz się sądząc, że nie mogę mieć prawdziwej kobiety? Takiej, która nie ma na plecach zmutowanych skrzydeł? Dla twojej informacji, nie mam podobnych problemów więc dziękuję bardzo, ale może faktycznie, będzie dla nas obojga lepiej jak już sobie pójdziesz-nawet nie zauważył, że mówił to wszystko na jednym wydechu. Patrzył jej w oczy w sposób bezlitosny bombardując słowami. Miał tylko nadzieję, że to zadziała, bo czy będzie umiał się oprzeć, jeśli ona będzie nalegać? Wątpliwe, skoro to wszystko zaszło już tak daleko... Na przestrzeni jednego dnia. Cóż za absurd. Choć, nie da się ukryć, że pewne symptomy miały miejsce wcześniej... Teraz jedynie przybrały na sile i w końcu nabrały konkretnych kształtów. Wszystko było już jasne, a nadmiar światła zawsze oślepia i sprawia, że widzimy jeszcze gorzej niż wtedy, gdy błądziliśmy po omacku.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 10