• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto » Stara Biblioteka
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Krwiopijca

    Godność: Aristide Solictuarve
    Wiek: Tak w przybliżeniu pięćset lat
    Rasa: Senna zjawa
    Lubi: Ładne rzeczy (Bardzo względne)
    Nie lubi: Tłumów (Bezwzględne)
    Wzrost / waga: Różny / Tak samo
    Aktualny ubiór: Brak
    Znaki szczególne: Brak
    Pod ręką: niiiic
    Nagrody: Umbraculum
    Dołączył: 27 Lis 2011
    Posty: 90
    Wysłany: 31 Styczeń 2012, 16:43     

    <Wybacz wspomniane 2 tygodnie oczekiwania. >

    Zgadza się. Dla Weny niemal cała Europa i dorobek średniowiecza były barbarzyńskie. Nikt, nawet sama zjawa, nie wie ile w jej pogardzie jest ignorancji, która w wykreowany z niewiedzy obraz upadku wszelkiej myśli pomiędzy upadkiem Rzymu, a odrodzeniem nie chciała dopuścić do siebie prawdy, a ile utarte i bezmyślnie powtarzane schematy będące piętnem pierwszych lat życia tej istoty. Jeśli jednak mówimy o pogardzie do dobytku cywilizacji łacińskiej to analogicznie trzeba stwierdzić u Weny nienawiść wobec islamu. Nie do samych ludzi i sztuki tej kultury, a do samej idei. Nie trudno więc zrozumieć jej dziwaczny gest, który nastąpił po tym jak słowo "Istambuł" dotarło do jej uszu. Najpierw bowiem otworzyła swe usta szeroko jakby pokazywała muchom gdzie mogą wlecieć, następnie jednak szybko je zamknęła i przygryzła tylko dolną wargę kierując wzrok gdzieś w prawo jako wyraźny znak oburzenia. Nie trwało ono długo i nawet uznała, że nie będzie go pouczać, że Istambuł to nazwa pogan i niecywilizowanych bandytów. Nawet nie dlatego, że nie chciała uniknąć kłótni. Ona po prostu zdążyła poznać fakty. Wiedziała, że jest to miano oficjalne miasta oraz, że jej ocena turków i arabów jest zbyt surowa, żeby nie powiedzieć całkowicie krzywdząca. Szybko jednak zapomniała o tym wszystkim ze znanego już powodu i odeszła poszukiwać tak wartościowego tomu. Tak się złożyło, że gdy go w końcu znalazła zrozumiała błędy swojej koncepcji. Jakiś czas temu (Pomińmy, że to było dwa tygodnie czasu rzeczywistego) myślała, że udawanie małej dziewczynki bądź chłopczyka będzie dobre, gdyż w ten sposób nie będzie się aż tak rzucać w oczy oraz nie narazi się na jakiekolwiek pytanie, na które trzeba by odpowiadać poza fraszkami, w których i tak zawsze kłamała. Teraz jednak zauważyła, że książka, której tak pragnie jest zbyt wysoko. Raz jeszcze spojrzała na człowieka klejącego książkę z dziwnymi pojazdami. Co prawda siedział tyłem, lecz zawsze mógł spojrzeć. Krótka myśl, której efektem było zaciśnięcie dłoni na sukni. Nie może przecież się tak zmieniać, na dodatek bibliotekarz na pewno zauważy wyjście kogoś kto do biblioteki nie wchodził i co wtedy? Jej teorię spiskowe doszły już do granic absurdalności gdy stwierdziła, że na pewno bibliotekarz i nieznajomy tylko czekają aż się wyda aby ją przyłapać i jeszcze zjeść. Szybko jednak poruszyła głową jakby czemuś przeczyła odrzucając niedorzeczność tej teorii i spróbowała użyć wybranego wcześniej ciała. Stanąwszy na palcach wyciągnęła rękę w górę i co prawda złapała gruby tom, lecz wyciągnięcie go zakończyłoby się w najlepszym wypadku głośnym trzaskiem ciężkiej okładki i licznych stronic o biblioteczną podłogę, w najgorszym bolesnym lądowaniem tomu na głowie biednej zjawy. Postanowiła więc poprosić o pomoc, chociaż wyszło jej to raczej marnie. Podeszła bowiem raz jeszcze do Williama (i przemilczmy, że wcześniej się z nim pożegnała.) po czym stanęła znów i pochyliła lekko w stronę nieznajomego i powiedziała poważnym, lekko przyciszonym głosem:
    -Jesteś potrzebny.
    Tylko tyle. Nie było żadnej prośby o pomoc, co mogłoby wydać się w tej chwili właściwe. Wena tłumaczyła to sobie podczas krótkiego pochodu tym, że przecież wcześniej oferował pomoc, a więc teraz pytanie o nią byłoby jak ignorowanie go. W ciągu tego krótkiego przemarszu zdążyła nawet ułożyć skomplikowany plan zakładający teatralny upadek koło stolika, a następnie wygłoszenie monologu i bezsilności dziecka zakończonego słowami "I dlatego potrzebuje pomocy". Oczywiście plan ten, jak to zwykle z takimi dziwactwami, został odrzucony niemal natychmiast. Wena nawet nie starała się zacząć realizować przedstawienia, które określiła mianem zwykłej farsy. Twarz zjawy była za to niezwykle wymowna. Brakowało tam uśmiechu czy oburzenia była tylko kropla zakłopotania (Przesadnym strachem, który nie pozwala jej działać wedle własnych sił) połączona ze skupieniem. W końcu właśnie tę książkę chciała i była już o krok od niej. Potrzebowała tylko aby ktoś jej pomógł chociaż na wypadek odmowy uknuła już podły plan, który zakładał odejście i przybycie tutaj już w innej skórze, chociaż nie od razu bo jak to Wena. Wszędzie widziała spisek i wszechwiedzę osób trzecich, które zawsze wszystko niweczyły.
    William
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Luty 2012, 09:51     

    [teraz mnie, niestety, terminy cokolwiek przycisnęły, za co przepraszam]

    William, jako student - humanista, uchodzący za przynajmniej miłośnika historycznego, mógłby tu prowadzić dość długą i żmudną polemikę na temat barbarzyństwa średniowiecznego świata, jak i ówczesnej roli Bizancjum po zblednięciu jego potęgi w VII wieku. Prawdą było przy tym, że jego konik to raczej druga czy pierwsza wojna światowa oraz czasy współczesne, związane w dużej mierze z blokiem wschodnim podczas zimnej wojny, trudno jednak powiedzieć aby w pozostałych przedziałach czasowych był nieobyty. Dystansował go więc od wydarzeń jeden, boleśnie oczywisty fakt.
    Wszystko wiedział z książek. Nie zaliczy się go do postaci które by obserwowały historię, o udziale nie wspominając stąd przypuszczalnie do dyskusji z cokolwiek upartą zjawą by się nie nadawał z racji swojego jakże... młodego, wieku.
    Nie, żeby ten fakt zajmował w jakikolwiek sposób jego młodzieńcze, studenckie myśli. Nieszczególnie posunięty wiekiem mężczyzna był zajęty czymś kompletnie odmiennym stąd nawet gdyby wiedział z jak wiekową istotą miał do czynienia, nie poddawałby kwestii dalszej refleksji. Bynajmniej, jego głównym zajęciem, alfą i omegą dla myśli, było zwyczajne klejenie trzydziestoletniej niespełna, wydanej w 1984 roku książki. Gdy ta myśl przyszła mu do głowy, jeszcze sprawdził datę z przodu, kiwnął sobie lekko głową i uciął pasek taśmy. Zasadniczo, jak wtedy skonstatował, mógłby sobie ten świeżo naprawiony wolumin wypróbować i go przeczytać, nie miał w kolekcji zbyt wielu pozycji traktujących o uzbrojeniu tym czasem była to niezwykle ważna wiedza uzupełniająca ogólny obraz sytuacji podczas wojny przede wszystkim w Europie. Wojna na Pacyfiku potrzebowałaby własnego przewodnika i nieco innego podejścia jako prowadzona w odmienny, dostosowany do zróżnicowanych warunków sposób. Ach, zamyślił się. Ciche westchnienie jakie było tego efektem sprawiło, że studencina kompletnie zatracił się w wynurzeniach własnej głowy, podparł policzek ramieniem i tylko wpół sennym wzrokiem wpatrywał się w właśnie sklejoną stronę prezentującą T-34 przerobionego po wojnie na ciągnik, wewnętrznie prowadząc niezbyt głębokie, dość konkretne jednak przemyślenia na tematy historyczne sensu stricto. Z tychże powodu błyskawicznie nieomal zapomniał o niezobowiązującej cokolwiek rozmowie, nienaturalnej, małej dziewczynce, ba, nawet budynek biblioteki w którym się przecież znajdował, zdał się nagle w pewnym sensie odległy. Odpłynął. Przymknął powieki, mętny, nieobecny wzrok utkwiwszy w nieznanym punkcie zawieszonym w jakiejś nieokreślonej, niedostępnej dla oka ludzkiego przestrzeni.
    A potem to prysło za sprawą krótkiej aczkolwiek mocno zaburzającej równowagę interwencji. Mała nieznajoma posunęła się bowiem do działalności w pewnym sensie mocno burzącej ład i porządek - będącego bowiem w stanie mocnego zadumania studenta wzięła z zaskoczenia i bez zapowiedzi rzuciła zdanie z niewielkiej odległości. Ani chybi go tym przestraszyła.
    William podskoczył na krześle, od razu unosząc mocno głowę jak uczeń przysypiający na lekcji którego ktoś właśnie potrącił łokciem żeby się obudził. Rozchylił szerzej powieki, zamrugał kilka razy i dopiero po chwili obejrzał się, zdawałoby się... spłoszony, na dziewczynkę. Potem to przeszło w lekkie zakłopotanie połączone ze zdziwieniem, szczególnie po chwili przyglądania się jakże niedziecięcej mimice na twarzy de facto bardzo młodzieńczej. Jakie to... nienaturalne.
    - Ach, tak... - Przypomniał sobie wreszcie, że przecież oferował ewentualną pomoc w całej swojej przyzwoitości, unikając w ten sposób wyrzutów sumienia powodowanych przez obywatelską bierność. Oczywistym wtedy było, że nieznajoma to odrzuciła, jakoś się nawet nie spodziewał niczego innego, stąd błyskawicznie o tym zapomniał. Ruski czołg też pomógł, nie ma co się oszukiwać... Stąd też potrzebował chwili aby skojarzyć, po nieco zadumanym zdaniu zaś jeszcze przez krótki czas siedział aż wreszcie odsunął sobie kulturalnie krzesło i wstał, prezentując swój chwalebny metr i siedemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu. O chwało genetyki, był taki... przeciętny. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jego luźna postawa sprawiła, że się lekko garbił, niezbyt energicznie się wyprostował i patrząc na nieznajomą dość łagodnie, zapytał ze spokojem:
    - Czego więc potrzebujesz?
    Nie silił się za bardzo na uśmiech. Jego twarz i tak nie umiała pokazywać czegoś w rodzaju niechęci co by mogło grozić utrudnionym kontaktem a ciągłe szczerzenie się do z aparycji jedenastoletnich dziewczynek wywoływało złe skojarzenia. No i, oczywiście, żeby to jeszcze sytuacja uchodziła za bardziej... naturalną, wtedy może patent by miał szansę przejść. W tym jednak momencie student nie poświęcał kwestii zbyt wiele uwagi - bardziej niepokoił go fakt, że niektóre półki były nawet jak dla niego cokolwiek wysokie, nie był więc na sto procent pewny czy byłby w stanie sprostać wyzwaniu. Cóż, nieważne.




    Krwiopijca

    Godność: Aristide Solictuarve
    Wiek: Tak w przybliżeniu pięćset lat
    Rasa: Senna zjawa
    Lubi: Ładne rzeczy (Bardzo względne)
    Nie lubi: Tłumów (Bezwzględne)
    Wzrost / waga: Różny / Tak samo
    Aktualny ubiór: Brak
    Znaki szczególne: Brak
    Pod ręką: niiiic
    Nagrody: Umbraculum
    Dołączył: 27 Lis 2011
    Posty: 90
    Wysłany: 6 Luty 2012, 16:14     

    To prawda, że William byłby zdolny do prowadzenia rzeczowej sprzeczki z Weną. Nie oznacza to jednak, że cokolwiek by zyskał, no może poza czerwonym śladem po uderzeniu tej z pozoru niegroźnej duszyczki. Trudno jest bowiem zmienić pięćset lat zabobonnej wiary w zacofanie europy oraz świata arabskiego względem świata, w którym zjawa żyła w pierwszych latach swego życia. Po prostu tak myśli i żadne sensowne argumenty do niej nie trafią. Tym bardziej osób tak młodych. Zawsze powie sobie, że to przecież ona wtedy żyła i wie lepiej jak było niż ktoś kto wyczytał z tekstu jakiegoś człowieczka fałszywe informacje. Dla niej Niemcy to potomkowie german w najgorszym tego słowa znaczeniu. Zawsze uważała ich za barbarzyńców, a cesarzy za uzurpatorów. Trzeba pamiętać, że wychowała się w duchu podziwu dla wszystkich co antyczne, w tym cnót, które tak często były przypisywane wielkim przeszłości. Pomijało się natomiast ludzi niewygodnych. Cały szereg bratobójczych samozwańców czy jeszcze gorszych dzieciąt imperium. Nawet nie chodzi o sam fakt nie znania tych faktów. Były one podawane do informacji, lecz czym jest krótka zaledwie wzmianka do kilkunastu lekcyjnej opowieści o wielkości jakiegoś ateńczyka. Podobnie z Bizancjum. Miasto już upadało, lecz wciąż było wspaniałym i jednym z największych miasta europy. Co więcej artyści i uczeni ze wschodniego Rzymu mieli na ustach wspaniałość odebranego im raju, a nie jego wady i słabość, która była już widoczna od dawnych czasów. Toteż Wena nigdy nie zgodzi się zarówno na nazywanie Konstantynopola Stambułem jak również na porównywanie plemion europy do "rozwiniętych" społeczeństw Italii. Oczywiście sam rozwój był zwykłym kłamstwem. Prawdą jest, że wtedy już istniały wspaniałe miasta, które wielokrotnie dorównywały dziedzictwu architektury włoskiej. Majestatyczne katedry budziły zachwyt równy rzymskiemu panteonowi. Kwitła nauka i sztuka w całej europie. Dla zjawy to wszystko są jednak zwykłe bzdury i jakikolwiek spór w tej dziedzinie jest co najmniej bezsensowny. Zresztą udająca małą dziewczynkę istota nie miała teraz w głowie dawniejszych czasów, chyba, że jako wspomnienie zapisane na dziele jakiegoś malarza bądź w literach kronik z tamtego czasu. Trzeba jednak wspomnieć, że nie tylko William został tutaj zaskoczony i wykonał gwałtowny gest. W odpowiedzi zjawa cofnęła się o krok jakby obawiając się, że ten nagle się za nią rzuci. Później skomentowała to tylko krótką myślą zapisaną w słowie "nonsens". Poprawiła jeszcze suknię po czym przybrała znaną już z poprzedniego posta pozycję korzystając z tego, że nieznajomy właśnie na nią spojrzał. Jeszcze bezczelny ją utrzymywał w niepewności swoim "Ach, tak". Nawet wstał, jednak jego wzrost nie zasiał żadnego ziarenka wątpliwości w umyśle Weny. Był on przeciętnego wzrostu, lecz w porównaniu z jej dziecięcymi rozmiarami był naprawdę duży. Dowodem na to może być chociaż fakt, że zjawa musiała unieść lekko głowę by móc spojrzeć na twarz rozmówcy, a przecież to właśnie twarz jest najważniejsza podczas dyskusji. W końcu jednak wykazał chęć pomocy i było to wystarczające dla szukającej pomocy dziewczynki. Uśmiechnęła się słysząc, że jednak ma zamiar spełnić swoje przyrzeczenie. (Tylko czemu nazwała zwykłe zdanie, rzucone prawdopodobnie z uprzejmości, przyrzeczeniem?) Szybko obróciła się tak szybko, że materiał stroju dopiero po chwili znalazł właściwe sobie miejsce. Dłoń uniosła się w kierunku półki, na której leżał cel jej podróży. Nim jednak zakończy się odyseja trzeba wyjaśnić. Dlatego oczy Weny raz jeszcze skierowały się na udzielającego pomoc człowieka. Usta w sposób zupełnie nie dziecięcy wyjaśniły czego zjawa potrzebowała.
    -Tam jest książka, po którą tu przy... - sekundowe zawahanie, niemal niezauważalne. - - przyszłam. Jest jednak zbyt wysoko bym mogła ją dosięgnąć i tutaj jest mi potrzebna Twoja pomoc, za którą będę wielce wdzięczna.
    W czasie swojej wypowiedzi opuściła rękę i raz jeszcze obróciła się. Tym razem nieco wolniej i nie w w pełni. Zamiast więc powrócić do poprzedniej pozycji mogła lepiej obserwować reakcję pomocnika bibliotekarza (bo tak sobie go nazwała). Na jej twarzy była radość, lecz przyprawiona szczyptą właściwej dzieciom niecierpliwości. Zjawa była gotowa zacząć niecierpliwie tupać po ziemi, przeszkadzał jej jedynie fakt, że wyczekiwała na odpowiedź. Nawet spojrzawszy na jej dłonie można zauważyć niecierpliwość wyrażoną w dłoniach, które połączył się w mocnym uścisku przed zjawą. Cały jednak efekt był niezbyt efektowny ze względu na niewielkość dłoni oraz fakt, że powstrzymywała się od wyrażenie pełni zniecierpliwienia. Może to się wydawać dziwne w związku z tym, że jej czekanie nie trwa tak długo. Właściwie jest to tylko chwilka, lecz dla niej ta jedna minuta wydaje się być teraz oczekiwaniem dłuższym niż całe dotychczasowe życie. Jednocześnie później odejdzie w zapomnienie jak to zwykle bywa.
    William
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 17 Luty 2012, 07:05     

    Ach, gdybyż słyszał jej myśli... przypuszczalnie nawet nie pojąłby tych paranoi, nie widząc większego sensu w żadnych skrzywieniach nerwowych poza własnymi, co też wiązało się z tym klasycznym, ludzkim niedoborem w zdolności zwyczajnego zrozumienia cudzego punktu widzenia. Nie mógł więc mieć pojęcia, że jego cokolwiek gwałtowna reakcja, wynikająca z zwyczajnego zadumania, mogła dziewczynkę spłoszyć, w końcu nie zrobił nic poza podskoczeniem na krześle i takim na siłę wyostrzonym spojrzeniem skierowanym w nieokreśloną przestrzeń, dopiero po chwili nabierającym zwyczajowego dla niego lekkiego, sennego zamglenia. Tak oto się poprzestraszali nawzajem, co student spostrzegł przy okazji własnej reakcji (i co uznał za zupełnie normalne toteż się tym nie przejął) ale nie u młodej, przynajmniej na początku. Dopiero fakt, że cofnęła się o krok, wywołała u niego to bardzo sensowne pytanie na jakiej podstawie miałyby te jego gwałtowne ruchy być niebezpieczne. Cóż, nieważne. Przypuszczalnie sam fakt, że podskoczył, był w jakiś sposób zły. Nie powinien wnikać.
    Wstał więc, dzięki czemu zaprezentował swój przeciętny wzrost i niemęską sylwetkę. Z góry też spoglądał na dziewczynkę przez cienkie szybki zaopatrzonych w ciemne oprawki okularów, co dodawało jego spojrzeniu nieco sympatii kiedy się nieco pokrzepiająco uśmiechnął, ale i jakby stępiło to spojrzenie emocjonalnie. Oczywistą wszak rzeczą było, że cyngle przynajmniej po części też zmieniały wyraz twarzy, w przypadku Williama dodając mu nieco tej kretyńskiej, humanistycznej otoczki, która to się czasem za nim ciągnęła. Przede wszystkim jednak wyglądał dzięki temu spokojnie i dość zwyczajnie a lekko zapadnięte ze zmęczenia, poszarzałe dolne powieki można było spokojnie uznać za niefortunny cień szkiełek. Prawda? Prawda. Dopóki nie ściągnął tych osłonek na oczy, dopóty jego przemęczenie mogło pozostać sprawą tajną.
    Był więc spokojnym, trochę pogodnym ale i rozkojarzonym studentem. Takie było założenie.
    Skupiony nagle na samym sobie (ach, ten melancholijny egocentryzm) nieco bardziej niż zwykle, nawet nie zanotował tego wahania w głosie nieznajomej, lub może inaczej - nie zagościło ono w jego głowie na dość długo aby poświęcił mu więcej uwagi. Nie bez przyczyny mógł uchodzić za naiwnego - nie notował naprawdę wielu sygnałów, dopóki owe nie wiązały się w jakiś sposób z jego empatią. Dostrzegł jednak inną rzecz, mianowicie cechę językową przemowy dziewczynki, która to wprawiła go w lekkie zakłopotanie. Nie chodziło o fakt, że on za bardzo nie starał się trzymać tych kurtuazyjnych zwrotów do tej pory a może rozmowa je narzuciła czego nie zauważył, bynajmniej. Po prostu taki styl wprawiał w lekkie podenerwowanie bo narzucał mowie więcej ograniczeń niż zazwyczaj. William, dostrzegłszy ów fakt, postanowił się z tym nie sprzeczać (jak spostrzegł wcześniej, polemika mogłaby się okazać trudna), ale i to go skłoniło do większej lakoniczności wypowiedzi. Lekko się więc, jak już wyżej zostało wspomniane, uśmiechnął do małej i odparł krótko:
    - Oczywiście.
    Ze spokojem ją wyminął i podszedł do wskazanej półki, z ulgą odkrywając, że nie miał problemów z sięgnięciem jej. Zasięg dłoni nieznajomej był jednak na tyle rozległy, że student, wcześniej nie poświęcający przecież uwagi temu po jaką to książkę dziewczynka próbowała sięgnąć, nie miał pojęcia o który wolumin chodziło. Nieszczególnie nawet zainteresował się działem z którego książki pochodziły, w myślach wciąż zadumany nad już nie sobą a samymi okularami. Ach, aż takim egocentrykiem nie był - niekoniecznie chodzić musiało o jego cyngle!
    - Mogę wiedzieć o którą chodzi? - spytał tak uprzejmie, że nieomal usłużnie, tej jednak nutki nawet nie wychwycił. Stojąc przy półce jedynie błądził wzrokiem od tytułu do tytułu, w głowie nie poświęcając im zbyt wiele uwagi.




    Krwiopijca

    Godność: Aristide Solictuarve
    Wiek: Tak w przybliżeniu pięćset lat
    Rasa: Senna zjawa
    Lubi: Ładne rzeczy (Bardzo względne)
    Nie lubi: Tłumów (Bezwzględne)
    Wzrost / waga: Różny / Tak samo
    Aktualny ubiór: Brak
    Znaki szczególne: Brak
    Pod ręką: niiiic
    Nagrody: Umbraculum
    Dołączył: 27 Lis 2011
    Posty: 90
    Wysłany: 26 Luty 2012, 04:20     

    (Próbuję odpisać od tygodnia ! Wybacz.)

    Obie strony się nawzajem nie rozumiały i obie zostały skazane na krótki strach wywołany zachowaniem drugiego. W obu wypadkach powód był ten sam, a mianowicie brak przygotowania na zachowanie drugiej strony. William zajęty książką nie spodziewał się, że Wena wróci by prosić o pomoc, a ona nie była gotowa na tak gwałtowną reakcję, która była na tyle gwałtowna, że nie dała jej na analizę sytuacji i spowodowała prawie mimowolne cofnięcie się i krótkotrwały lęk przed niegroźnym zachowaniem studenta. Trzeba bowiem powiedzieć, że nawet przy dokładnym analizowaniu pewnych zdarzeń czy sytuacji można się pomylić mylnie odczytując pewne znaki, a przecież w tym wypadku biedna Wena nie miała możliwości na przemyślenie dokładnie tej sytuacji, a i jej umysł był zajęty zupełnie innymi sprawami. Toteż nawet gdy wstał nie przejęła się tym, że nie jest wcale aż tak wysoki. Zresztą w obecnej sytuacji, gdy zjawa spoglądała oczami dziecka, William wydawał się dla niej naprawdę wysoki. Zresztą teraz niezbyt się nim przejmowała. Nie ma tutaj wcale reifikacji "bibliotekarza", a jedynie skierowanie myślenia Weny na książkę, po którą tu przyszła. Czasem prowadzi to do zguby jak w czasie sławnej kampanii z 1812 roku, ale z drugiej strony pozwala się skupić na tym co teraz naprawdę istotne. Trzeba bowiem przyznać, że zarówno wzrost jak i wyraz twarzy Williama nie były teraz najistotniejszym zjawiskiem. Gdyby to była jakaś rozgrywka pomiędzy dwoma równorzędnymi przeciwnikami to liczyłby się każdy najmniejszy nawet ruch kącików ust, czy każda zmiana w spojrzeniu. W tym jednak wypadku, gdy chłopak obiecał pomoc to, jak już każdy zauważył, jego zachowanie stało się jak dodatek do otrzymania książki. Z drugiej strony zresztą jest podobnie. Spotkały się bowiem dwie osoby, które na zewnątrz wychodzą tylko gdy jest to niezbędne, chociaż w wypadku Williama nie jest to aż tak zauważalne. Jest on znacznie normalniejszy, a co więcej bardziej przyziemny od oderwanej od rzeczywistości Weny, która prędzej uwierzy w duchy niż w chemiczny opis budowy człowieka czy też w nieuznanie średniowiecza jako wieków ciemnych. Zalicza się to do sfery, w której rządzi beton i nie ma prawa przejść żadna innowacja, nawet ta najbardziej słuszna. Jednak można wybaczyć malutką wadę komuś kto jest zwykłym snem.
    Wena oczywiście ruszyła za Williamem, gdy ten tylko ją minął. Szła powoli tak aby nie zrównać z nim kroku. Teraz jednak, gdy była już tak blisko celu zwróciła uwagę na coś innego. Idąc wśród tych książek i bawiąc się materiałem sukni zauważyła, że jej strój jest nieodpowiedni. Paradoksalnie jednak nie chodziło o sam wygląd sukni, która zupełnie na pasowała do XXI wiecznej rzeczywistości, a sam materiał. Zupełnie nie pasował do dzisiejszych standardów. Durna jednak stwierdziła, że pewnie i tak nikt nie zauważy gdy tylko stanęła pod półką. Dłońmi najpierw poprawiła strój, a później złączyła je przed sobą. Nie trwało to jednak długo. Wkrótce usłyszała pytanie o książkę. Spojrzała na Williama i przez sekund czy dwie przyglądała się mu twarzą, której wyrazu nie dało się w żaden sposób określić, po czym się po prostu uśmiechnęła.
    -Z wielką chęcią ją wskażę.
    Uniosła dłoń w kierunku półki i stanęła na palcach by pokazać odpowiedni tom. W takiej pozycji dotknęła palcem wskazującym okładki poszukiwanej przez nią książki. Zrobiła to bez zbędnej teatralności, lecz z komicznym wyrazem skupienia na twarzy, który zniknął wraz z ponownym spojrzeniem na "bibliotekarza".
    -To właśnie tej potrzebuję.
    I pokazała w końcu to czego tak bardzo chciała. Jednak na tym nie zakończyła. Cofnęła dłoń i zrobiła kilka kroków do tyłu, dokładniej trzy. Nawet policzyła. Powodów takiego zachowania nie trudno jest się domyślić, chciała po prostu zrobić miejsce dla wsparcia, które miało jej umożliwić zdobycie książki.
    William
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Luty 2012, 01:51     

    Jak już zostało to wspomniane, w głowie Williama wszelkie dywagacje zastąpione zostały przez zwyczajny, prosty, kompletnie pozbawiony jakiejkolwiek głębi przekaz myślowy dotyczący kwestii kompletnie przyziemnych. Młody student niczego więc nie podsumowywał wewnętrznie, jedynie, oczekując spokojnie na - jak miał nadzieję - w miarę przynajmniej konkretną odpowiedź, błądził trochę mętnym wzrokiem pomiędzy poszczególnymi woluminami. Nie poświęcał im przy tym więcej uwagi aniżeli jest potrzebne aby zanotować, że tak, są to książki, no i ewentualnie dostrzegał ich stan techniczny po którym aby czymś umysł zająć, w pewnym momencie zaczął orientacyjnie wyznaczać wiek poszczególnych tomów. To mu dostarczyło rozrywki w trakcie kiedy nieznajoma, niekoniecznie ludzka istota o pokaźnym wieku (o czym nie miał pojęcia, co najwyżej mógł fakt podejrzewać) prowadziła wewnętrzne dywagacje znacznie, znacznie bardziej złożone niż on by oczekiwał od tej chwili. Z drugiej strony, każdy ma nieskrępowane, skomplikowane przemyślenia kiedy go najdzie i trudno to powstrzymać...
    Ach, oddałby wszystkie oszczędności i jedną nerkę aby czasem to wyłączyć.
    Kiedy dziewczynka dawała sobie czas, on w sumie za wiele do roboty nie miał więc. Dopiero gdy w swojej uprzejmej formie zdecydowała się odpowiedzieć, ospały umysł wiecznie zmęczonego studenta skierował jego uwagę na nią, co objawiło się nieco sennym, ale i dość łagodnym wzrokiem także utkwionym w młodej. Cóż, młody, osierocony Doyle raczej nie umiał mieć ostrej mimiki, przynajmniej na razie. Dlatego też przyjął wypowiedź spokojnie, jej znaczna kurtuazyjność tylko na krótki moment zaś zajęła jego uwagę, stając się przedmiotem krótkiego, prostego pytania: po co? Zrzucił to jednak prędko na pewną anachroniczność obyczajową samej jednostki, która tym razem objawiła się w nieco bardziej widocznej formie tak jak wtedy, gdy to oceniała przydatność radzieckiego czołgu na paradach. Ach, przypomniał to sobie. Czyżby więc miał lepszą pamięć niż oczekiwał?
    To źle.
    Kiwnął głową w odpowiedzi, odwzajemnił się uprzejmym uśmiechem i podążył wzrokiem za wskazówką, z której skorzystał i, nieszczególnie znów patrząc na tytuł, chwycił bez większego problemu pożądaną książkę. Przypuszczalnie gdyby zanalizował to jak wyglądała sprawa z jego perspektywy, uznałby, że strasznie dużo pracy jak na szukanie jednego woluminu, przynajmniej ze strony tej małej, kiedy od początku można było po prostu kogoś zapytać. W jakimś jednak sensie oczywistym mu się zdało, że tego typu osoba ot tak o pomoc by nie poprosiła i najprędzej zacznie szukać innych opcji. Może więc dobrze, że nie zdecydowała się na tak ekstremalne kroki jak poszukiwanie ewentualnych podwyższeń czy taboretów, małe, nieobyte dzieci próbujące się bowiem bawić we wspinaczkę górską na bibliotecznych półkach to raczej nie najlepszy pomysł. Ilość zagrożonych woluminów przekraczała średnią dla odwiedzin osób w wieku poniżej 15 lat, stąd też być może... powinien cieszyć się, że mógł pomóc. Może dlatego dość szybko oddał młodej książkę mówiąc ze spokojem krótkie:
    - Proszę.
    Czy mu się wydawało, czy ona zaplanowała to jak będzie się cofać? Zręcznie ukrył zdziwienie w spojrzeniu, powodowane takim znacznym stopniem detalu w gestach, jakby tego typu działania miały jakieś głębsze, niewytłumaczalne znaczenie. W zasadzie jednak nawet nie chodziło o to, że się dziwił - takie wyrwane od norm, w nieokreślony sposób podporządkowane obcej logice działania budziły w nim szczery niepokój. To były te zdarzenia przez które mógłby zupełnie na poważnie się obawiać, że ktoś odsunął się dokładnie na tyle kroków aby uniknąć na przykład spadającego pianina. Ta paranoja doszła do takiego poziomu, że student, choć nie okazał wielkiego strachu przed latającymi instrumentami, musiał na moment zerknąć do góry aby podświadomie się upewnić, że sufit jest czysty. Ot, irracjonalizm sytuacji i dobranych jednostek. Doskonale o nim wiedział i miał nadzieję jak najdłużej go ignorować...




    Krwiopijca

    Godność: Aristide Solictuarve
    Wiek: Tak w przybliżeniu pięćset lat
    Rasa: Senna zjawa
    Lubi: Ładne rzeczy (Bardzo względne)
    Nie lubi: Tłumów (Bezwzględne)
    Wzrost / waga: Różny / Tak samo
    Aktualny ubiór: Brak
    Znaki szczególne: Brak
    Pod ręką: niiiic
    Nagrody: Umbraculum
    Dołączył: 27 Lis 2011
    Posty: 90
    Wysłany: 29 Luty 2012, 02:09     

    Sama wspinaczka po półkach była bardzo kusząca, szczególnie dla tych, którzy rzeczywiście byli dziećmi. W wypadku Weny przeszkadzał wiek oraz sam fakt, że nie wypada tak się zachowywać. Do tego dodać jeszcze należy jej ubranie, które nieco utrudniało cały proceder i na pewno nie stanie się standardem dla wspinaczek wysokogórskich czy też wysokobibliotecznych. Z drugiej zaś strony pomimo wieku zjawę wciąż cechował dziecinny egoizm. Właśnie dlatego jedynym celem jej przybycia do biblioteki było nie zdobycie wiedzy, która mogłaby pomóc w jakiś sposób ludzkości. Nie chciała ich leczyć jak lekarze, czy niczym biolodzy wskazywać tym pierwszym drogę, którą mają podążać. Jej celem nie było również czynienia życia wygodniejszym i wykorzystywania świata w najbardziej efektywny sposób. Równie błahe były dla niej filozoficzne badania sensu istnienia czy też sposobów poznania. Ziewnięciem reagowała na wszelkie próby nakłonienia jej do użycia swojej wiedzy w celach edukacyjnych. (Możliwe, że wyszło to na dobre dla niedoszłych uczniów Weny) Nawet w sztuce, którą tak uwielbiała nie miała zamiaru nic tworzyć. Przez pięćset lat nie zanotowała nawet jednego wersu jakiegoś wiersza, nie zamalowała nawet skrawka płótna. Może kilka razy coś zanuciła, lecz nic nie stworzyła. Wolała wykorzystywać innych aby dla niej tworzyli i oddawali znacznie więcej niż swoje dzieła. Co więcej ta nieprzydatna zjawa miała o sobie bardzo dobre zdanie. W tym całym zadufaniu nie zauważyła jak bardzo się wyróżnia z tłumu i okazuje swoją niecodzienność oraz pewne braki w planowaniu. Trzeba bowiem przyznać, że jej niski wzrost nie przydał się na wiele, a tylko przeszkodził. Poza tym co to za dziecko, które pragnie wypożyczyć książki niezbyt pasujące do osób w jej wieku. Z drugiej strony trzeba ją pochwalić gdyż wymyślać wyjaśnienia potrafiła wręcz po mistrzowsku. Właściwie w każdej chwili była zdolna wykonać improwizowaną serie kłamstw mającą wyjaśnić wszelkie wątpliwości.
    Nadszedł jednak ten czas gdy w końcu książka dostała się do rąk zjawy. Wena jednak nie od razu sięgnęła po tom. Najpierw pośpiesznie dygnęła, aby nie wyjść na niegrzeczną, po czym dopiero jej dłonie zacisnęły się na okładce poszukiwanej od tak długiego czasu książki. Nie ominęło się też bez podziękowań, które jednak wypłynęły z ust dopiero w chwili gdy tom został już przytulony.
    -Jestem wielce rada i dziękuję Panu za udzieloną pomoc.
    Ton był idealnie dopasowany do wzniosłych dworskich podziękowań, lecz od połowy jej spojrzenie powędrowało tak bardzo w dół, że zepsuło nieco efekt. Oczywiście sama Wena nie zauważyła nawet, że zaczęła zbyt szybko dokładne oględziny książki. Na słowie "Udzieloną" już trzymała otwartą książkę na jednej ręce przewracając drugą strony. Nie interesowały ją mądre opisy obrazów, a jedynie same obrazy, które zostały tutaj przedstawione na dużych stronicach. Tekst, co dziwne całkowicie omijała. Jednak w końcu się na czymś zatrzymała, a był to zwykły portret niderlandzkiego renesansu. Dzięki temu mniej zachwycona Wena podniosła jeszcze oczy i jeszcze raz podziękowała, tym razem nie słowem, a szerokim uśmiechem. Można teraz było stwierdzić, że osoba, która właśnie dostała książka była co najmniej dziwna, jeśli nie szalona. W końcu nie możemy zapomnieć, że pomimo piękna obrazów umieszczony w książce najważniejsze były opisy, które były objaśnieniem zarówno okoliczności powstania dzieł jak i ich interpretacją, a tutaj zostały całkowicie pominięte. Pytanie tylko czy całe zamieszanie byłoby możliwe gdyby zjawa się zmodernizowała i zrozumiała, że takie rzeczy można znaleźć już nie tylko w książkach. Zamknęła już jednak tom podczas tego radosnego uśmiechania się. William mógł zobaczyć, że dziewczynka nie potrzebuje dentysty, chociaż nie będąc wykształcony w tym kierunku raczej nie przejmował się stanem jej uzębienia. Tak samo jak i myśli, które skończyły już trasę niewinnego poszukiwania książki i wjeżdżały na długie tory wykorzystania jakiegoś artysty. Najpierw jednak koniecznym było jakiegoś znaleźć. Nie wiedząc czemu od razu niemal odrzuciła osobę stojącą przed nim. I pomimo, że jej oczy skierowane były na "bibliotekarza", który podał jej książkę to myślami była już na uliczkach gdzie miała zamiar poszukiwać kogokolwiek kto dla niej coś stworzy. Nawet sobie wymyśliła imię! Co prawda dopiero teraz, jednak aby sprawdzić czy nie jest złe od razu postanowiła się przedstawić aby sprawdzić co rozmówca powie o jej pomyśle nadania sobie nowego miana. Z drugiej zaś strony może czasem lepiej, aby pomyślała nieco dłużej gdyż jak to zwykle bywa całkowicie nie wpasowała się w klimat czasu.
    -Ach! Zapomniałabym się przedstawić. - Co prawda umyślnie omijała całkowicie temat imienia, gdyż nie chciało jej się żadnego wymyślać, ale aktorstwo ma opanowane na tyle dobrze, że wyglądało to jakby naprawdę była tym zatroskana. -Nazywam się Lukrecja.
    Pytanie tylko skąd takie imię? Odpowiedź na to mogłaby być udzielona przez Williama gdyby: po pierwsze wiedział, że nie nazywa się tak naprawdę, po drugie uważnie obserwował książkę i wiedział na jakiej stronie została otworzona. Wtedy mógłby łatwo odgadnąć, że przyjęła imię pierwszej postaci, którą zobaczyła po otworzeniu tak długo oczekiwanego tomu. Jeśli zaś chodzi o książkę to po tym jak została zamknięta została objęta jak gdyby Wena obawiała się, że ktoś ją zabierze. W sumie wyglądało to dość komicznie. Tak, ale w końcu Wena sobie poszła! Bo trzeba...


    <ZT>
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,39 sekundy. Zapytań do SQL: 9