• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto » Hala koncertowa "Virus"
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Maggie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Maj 2012, 20:12     

    Maggie była wpatrzona w Sebastiana, w jej oczach niemal można było zobaczyć świetliki, które mówiły, że ona jest wręcz zachwycona tym, że tutaj się znalazła. Był to jej jeden z najlepszych dni w życiu. Zajmowała się słuchaniem słów Andre do tego stopnia, że nawet nie zauważyła tego dziwnego kolesia, który się przepychał przez tłum i dziwnego potwora. Miała klapki na oczach, widziała tylko to, co było na przodzie. Jednakże nie było trudno nie usłyszeć tego przerażającego trzasku o podłogę. Automatycznie wręcz się obróciła, chcąc zobaczyć, chcąc zobaczyć, co się stało. Widok ten ją przeraził. Ciało, smród, głowy zwierząt. Zrobiło się jej niedobrze i słabo, choć sama nie wiedziała, z jakiego to powodu. Czy to nawrót choroby, czy to ten odurzający smród. Jakby szybko się nie złapała sceny, to by tam padła. Dopiero teraz zrozumiała, jaka była na wszystko ślepa przez co siebie skarciła w duchu. Mag była przerażona, nie mogła nawet kroku zrobić. Miała ochotę krzyczeć, lecz wielka klucha utknęła jej w gardle i nie mogła zabrać głosu. Jednakże powoli traciła siły. Co miała zrobić? Pakować się w tłum i starać się jakoś stąd wyjść, kiedy to drzwi były zamknięte? W bezruchu nie może pozostać, powinna coś do cholery zrobić, zanim tu się udusi z powodu tego fetoru. A miała co zwrócić, więc trzeba było się szybko ewakuować. Zerknęła, a raczej spojrzała, w stronę Sebastiana. Ten nadal patrzał się obrzydzony i przerażony jednocześnie tym, co się stało. Musiała go wyciągnąć ze sobą, innego wyjścia nie było. Jedynym wejściem na scenę, nie chodząc przy okazji na kulisy, było wdrapanie się tam i tak własnie zrobiła. Po chwili stała przed chłopakiem i chciała mu wręcz wykrzyczeć, by się stąd wynosili, ale jedynie powiedziała cicho i słabo:
    - Andre... trzeba coś wymyślić. Nie mam zamiaru...- tu się zatrzymała by powstrzymać napływ mdłości- tu zostać ani minuty dłużej.- Położyła mu rękę na ramieniu, liczyła na niego, był jedyną osobą, którą tu znała. Jak się ratować, to tylko z nim.
    Maggie była cała blada, ale to nie było przez chorobę. Miała może i mdłości ale z powodu tego cuchnącego, rozkładającego się ciała. Kiedy na nie patrzała, widziała robaki i inne paskudztwa i to ją obrzydzało jeszcze bardziej. Co tu się działo, nie widziała, jednakże pragnęła się wydostać z tego piekła jak najszybciej, by móc wrócić do domku, położyć się w ciepłym łóżku i odpocząć. Choć po tym, co tu zobaczyła, nie będzie chyba w stanie zasnąć bezkoszmarowo. Spojrzała na chłopaka, który uratował jej życie, jeszcze raz. W jej oczach kryła się niepewność.
    Andre
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Maj 2012, 21:06     

    Jakby się Lukrecjo nie tłumaczył to mimo wszystko zwalił na braki Louisa samemu biorąc nogi za pas. Nie żebym sobie wymyślała, ale taka jest prawda? No bo jak taki Lu miał by go zeżreć w momencie gdy jemu samemu groziło niebezpieczeństwo, a po drugie bronił jeszcze małego. To było bardzo nieładne zachowanie ze strony sennej zjawy. Można je jednak wytłumaczyć w logiczny sposób, chyba nawet tego tłumaczyć nie muszę bo wszyscy wiedzą, że strach potrafi czynić różne rzeczy z ludźmi i nieludźmi. Tak czy inaczej mały po dotarciu do drzwi mógł je bez problemu otworzyć. Jednak to co zrobił po wejściu normalne nie było, ponieważ sam siebie zabarykadował w pokoju, tym samym w razie gdyby coś tutaj się czaiło odciął i wydłużył sobie czas na możliwa ucieczkę. Zaś najgłupszym pomysłem było jeszcze dostawienie krzesła, widać nie każdy obdarzony jest logicznym i racjonalnym myśleniem. Przybranie detektywistycznego wyglądu, tylko zwiększyło komizm jej postaci i dawało odczucie, że nie traktuje całego zdarzenia poważnie, chociaż powinna, dla niej cały czas to chyba była po prostu zabawa, a konsekwencje jakie mogą spotkać do niej nie docierały. Wróćmy jednak do tego co znajduje się w pokoju i jej dalszych poczynań. Dźwięk jaki usłyszała Wena ewidentnie świadczył o tym, ze coś tam w ciemności się czai, tylko co? To widocznie jej nie przeszkadzało. W dodatku nie Artisde nie włączył światła, co było kolejnym błędem. Czy mały nie popełniał ich za dużo? Chyba trochę tak. Obdukcja ciała ochroniarza, nie przyniosła nic ciekawego, bowiem jego dłoń nie krwawiła, lecz gardziel miał rozharataną.Zatem ręka odbita na lustrze nie należała do niego. Generalnie była zbyt mała i zbyt delikatna by należała do mężczyzny, była raczej kobieca. Mimo, że Lukrecjo był gotów na obronę, nie mógł widzieć, czegoś co kryje się za nim. Zwłaszcza, że było ciemno. Ów istotka poruszała się całkowicie bezgłośnie i raczej dziwnie, ciało wyginając pod przeróżnymi kątami. Długie włosy opadały jej na twarz, lecz widać było białka oczu i czarne jak noc oczy. Skóra zdawała się być sina. To przywodziło na myśl dziewczynkę, jakby topielca, ale bóg raczy wiedzieć, czym ona rzeczywiście i przede wszystkim co tutaj robiła. To w chwili obecnej jednak nieistotne, bo ta wyciągnęła dłoń w kierunku weny i szarpnęła za ciuszki.
    Bestyja nieufnie spojrzała na Louisa, który na chwilę obecną nie atakował aczkolwiek coś mówił, nawet byłby w stanie polubić tego cienia, no własnie nawet. Jego zachowanie wynikało li tylko z tego, że chciał być po prostu kochany, by ktoś o niego zadbał, a to robił tylko zgniły książę. Fakt Burzun chodził cały oblepiony i upaskudzony jak wieprz, mimo wszystko czuł się przynajmniej kochany przez księcia, który w najlepsze rechotał siedząc na jednym z przęseł. Chciał tylko aby ktoś uznał go za wartego uwagi, nic więcej. Skoro książę tylko chciał by zabijał, to proszę bardzo, robił to dla niego i z głodu, bo jednak nie jadł wieki! Apropos głodu, psisku dosadnie zaburczało brzuchu i po raz kolejny położył uszy po sobie piszcząc. to nie tak, że był owionięty chęcią mordu, nie.. To wiele osobników uznałoby mianem psiej wierności. Chyba tylko jeden Cień dostrzegł te dziwne zachowanie Burzuna, ale nie przywiązał do niego uwagi mimo wszystko postanowił zaatakować zamiast starać jakoś tę kupę mięcha oswoić. Bestia widząc jak ten bierz pudełko zrobiła kilka kroków w tył. Do akcji z Burzun'em na przekór spadającym głowom z nieba praktycznie rzecz biorąc dołączyła Pixie, która chyba niezbyt pojmowała grozę sytuacji zachowując niczym rozkapryszona panienka. Tak, to miał być wspaniały koncert, ale jak widać ktoś uwziął się aby go zepsuć. Przez co zwierz nie miał jak zareagować na to co robił Luie i na podstęp jaki ten na niego przyszykował. Pudełko rozprysło się i powędrowało ku cielsku psiska wbijając w nie, ale nie na tyle mocno by głęboko poranić, wszak był tak pozlepiany, że przebicie się przez ten kołtun było nie lada wyczynem, mimo wszystko poraniły pysk i szyję oraz pierś Burzuna. Spod sierści dało się zobaczyć czerwone strużki posoki, niewielkie, jednak z cichym "kap" upadały na ziemię. Dopiero po chwili zaskowyczał jak raniony a jeszcze Pix postanowiła dorzucić do ognia ciskając w niego krowi łeb. Ten jednak Burzun złapał bez problemu, wszak poczuł ból, coś nieznanego mu od tysiącleci, no może krócej, ale czy to istotne? Ten frunący ku niemu obiekt aż się prosił by zacisnąć na nim zębiska. Przez chwilę szarpał nim jak opętany wydając z siebie bulgoczące warkoty i skowyty. Najgorszy był jednak dla psiska fakt, że on wszystko rozumiał, wiedział co do niego mówią, ale inaczej nie potrafił, wiadomo, może nie rozumiał całego kontekstu zdania i tak dalej, ale konkretne słowa kojarzył. Dosyć szybko się uspokoił i postanowił, że pokaże dziewczęciu gdzie raki zimują, lepiej by cyrkowa lal szybko się zmyła, a jak chce walczyć to robi to na poważnie. Wilczo podobna bestia zaryczała i z nienawistnym wzrokiem szybko podążyła ku niej, z siłą, zacięciem i na "sprężystych łapach" powarkując groźnie. Oblizując lekko przegniłym jęzorem.
    Ludzie nie dość, że tłoczyli się do wyjść, to przy tym robili niesamowity jazgot i gwar, jak z horroru, bo właściwie to dział się koszmar, ale nie można tracić zimnej krwi, o czym jednak oni zapomnieli, nawet sam wokalista zespołu - Andre. Stał on bowiem jak wryty, tak samo jak i reszta zespołu jakoś nie rozumiejąc o co tu do diabła chodzi. Z odsieczą jednak przyszła Maggie, która otrzeźwiłam wokalistę, ten spojrzał na nią wielce zdziwiony, jakby zastanawiał skąd tutaj wzięła. Dopiero gdy dotarły do niej słowa dziewczyny, zorientował się o co chodzi. No tak, miała mdłości, on z resztą też, ale nie wierzył, że chce uciekać, to go kompletnie zaskoczyło.

    -Nie wieżę w to co mówisz, po prostu nie.. Jak możesz tak myśleć..
    Pomachał z niedowierzaniem głową i w tym momencie podszedł do nich Steve, który o dziwo, wcale widokiem Mag nie był zaskoczony. Mogli coś zrobić, nawet musieli byli to winni fanom, jak najbardziej. Trzeba było te towarzystwo uspokoić. Brunet też kątem oka pokazał co dzieje się gdzieś na boku i oboje zobaczyli brudny zad, oraz jakieś skowyczące bydlę. tutaj już blondyn nie był w szoku, a ten drugi tak. Andre wiedziony niezrozumiałym impulsem i chyba miał tylko ten jeden pomysł na zwrócenie uwagi. Sięgnął do tyłu wyciągając Colta, unosząc do góry i strzelając. Dwa razy w powietrze, dając ostrzeżenie. Gdy wszystko w miarę ucichło podniósł mikrofon i powiedział.
    - Spokój! Panika nie pomoże!
    Może i był w tym momencie chamski wobec Magg, ale inaczej nie mógł postąpić, nie on nie ucieka jak pies z podkulonym ogonem. Potem oddał mikrofon kumplowi, jednocześnie z nim zostawiając mag, szepnął mu jeszcze kilka słów na ucho i zeskoczył ze sceny, kierując się w stronę bestii. Nie minęła minuta a już wpadł tam gdzie zrobiło się małe zbiorowisko wokół czarnej bestii, zakrył usta i podbiegł do Pixie odpychając ją i wydając strzał w stronę cielska, jednak tylko między nogi, miał nadzieję, że pomoc Tenebresa potrzebna nie będzie. miał taka nadzieje, czy złudna zobaczymy. Burzun cofnął się dwa kroki w tył warcząc donośnie.
      




    Krwiopijca

    Godność: Aristide Solictuarve
    Wiek: Tak w przybliżeniu pięćset lat
    Rasa: Senna zjawa
    Lubi: Ładne rzeczy (Bardzo względne)
    Nie lubi: Tłumów (Bezwzględne)
    Wzrost / waga: Różny / Tak samo
    Aktualny ubiór: Brak
    Znaki szczególne: Brak
    Pod ręką: niiiic
    Nagrody: Umbraculum
    Dołączył: 27 Lis 2011
    Posty: 90
    Wysłany: 8 Maj 2012, 23:26     

    Prawda jest taka, że pewien człowieczek uparł się by robić z biednej Weny złą osobę, a tak naprawdę była to istotka grzeczna, która na dodatek musiała spotykać coraz to nowe stwory. No skąd ich tyle tutaj przyszło na raz! To wszystko jest chore. Możliwe, że ten koncert to jedna wielka przykrywka dla jakiegoś sabatu? Tak! To na pewno jest jakiś chory sabat, w którym zebrały się najbrzydsze, najgorsze wiedźmy jakie tylko chodzą po tym świecie, a przewodniczy im stara i brzydka, jeszcze bardziej tandetna niż koncert królowa wiedźmy, która na pewno ma imię tak długie, że wymówienie go zajmuje kilka dni i nocy ciągłego mówienia. Może to być na przykład Grahnamrastkgornmatrsohrrkamestonetriagrenowenstozmeznezrestenomazenia, czy też jakiekolwiek inne dłuższe, niemożliwe do zapamiętania i wypowiedzenia imię. To wszystko musi być jej wina! Tak, na pewno jej bo kogóż by innego. Zapewne to ona jest winna dżumie, która musiała się rozpocząć gdy właśnie taki sam zlot fanatyczek czarnych kotów, kotłów i mioteł spotkał się w Genui (Przy czym nie chodzi tutaj o kółko gospodyń, bo te to co najwyżej może stworzyć związek zawodowy). To na pewno ich wina, że upadł Rzym, bo pewnie to one wezwały z piekieł tych przeklętych barbarzyńców. To wszystko jest wina Grasi (bo tak w skrócie będziemy nazywać wyimaginowaną królową wiedźm) Dlaczego jednak w to wszystko musiał się wpakować biedny Aristide? Możliwe, że w tym wszystkim jest metoda. Może powstanie z tego jakaś ballada o walecznych rycerzach, a Wena słuchając tych pieśni będzie mogła chwalić się, że ona tam była! Taki powrót dawnych herosów, odświeżenie zapomnianych mieczy i tarcz, ponownie przywdziane zbroi herkulesowych i hektorowych. Tylko pytanie dlaczego Lukrecjo nie mógł dostrzec tego ogromu wspaniałych perspektyw. No tak, bo był przestraszony! Nie pomagało nawet obejrzenie strażnika czy napicie się jego krwi. Tak, nawet najmniejszy szelest mógł sprawić, że Aristide ucieknie na krzesło i tam się zaszyje mając nadzieję, że nic go nie zje. Dlatego też nic dziwnego, że gdy tylko dziewczynka dotknęła jego ubrań ten natychmiast się prze-teleportował w inne miejsce. Jednak nie nigdzie dalej, gdyż tylko do drzwi, a mianowicie na krzesło. Tam gdzieś musi być światło prawda? dlatego też starał się szybko jedną ręką dostać do włącznika i je zapalić, a drugą wyciągnął jakby był gotowy do obrony. Trzymał w niej lupę, lecz uderzenie czymś takim w głowę może boleć.
    -Bezczelność! Zostaw mnie! Nic ci nie zrobiłem!
    Jego głos ewoluował z każdą wypowiadaną głoską. Z typowego krzyku zirytowanego dziecka, przez lekki strach, aż do drżącego "zrobiłem" wypowiadanego dłużej niż cała reszta razem, a to przez strach i trudność z wyduszeniem z siebie jakiegokolwiek dźwięku, przy czym nawet samo "wyduszenie" brzmi tutaj złowrogo. Jaki był plan Aristide? Nie było planu! Ważne były tylko pewne aksjomaty. Pierwszy z nich brzmi: "Za drzwiami jest zły piesek, lepiej tam nie wychodzić.". To co było w tym pokoju może zabiło strażnika, a właściwie niemal na pewno zabiło strażnika, lecz mimo wszystko złapało Lukrecja za ubranie, a więc nie chciało go zabić jednym ciosem, a może chciało tylko się nie spodziewało? Zresztą za drzwiami jest piesek, a tutaj może być coś tylko troszkę groźnego. Toteż Wena postanowił zostać, a przynajmniej zapalić światło i próbować się bronić. W ogóle ciekawe czy biedakowi się uda, ważne jednak, że od tyłu nic na niego nie mogło uderzyć. Biedaczek zapomniał o naczelnej zasadzie taktyki, ale kogóż to by teraz obchodziło gdy Lukrecjo walczy o życie ot!
    Maggie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Maj 2012, 18:48     

    Maggie naprawdę nie wiedziała, co ma począć. Ona była jedynie człowiekiem, który na dodatek leżał poniżej średniej. Co mogła biedna zrobić? Panikowała tak jak wszyscy, tylko w inny sposób. U niej samej okazywało to się objawem troski i chęcią uratowania komuś, a nie sobie, życia. I tym kimś był Sebastian, który sam wcześniej jej pomógł, to teraz ona chciała się odwdzięczyć, jednakże on sam to źle przyjął. To, jak ją potraktował, zignorował fakt, że się o niego martwiła... po prostu było to dla Mag bolesne i to nawet bardzo, jednakże blondyn miał rację. Nie powinna się tak zachować. Ratować swój tyłek, a innych zostawić na pastwę losu. Ale ta cała sytuacja ją przerastała. Kobieta nie potrafiła strzelać z broni i innych rzeczy. Jej mocną stroną była chemia i medycyna, ale jak miała to teraz zastosować w praktyce? Ona nie nosi przy sobie kwasów i innych tego typu rzeczy przy sobie. Jednakże... dobrze operowała nożami, nie tylko w kuchni. Wyciągnęła takowy z torby, którą miała przewieszoną przez ramię, i zaczęła myśleć, do czego on może się jej przydać. Usłyszała dwa strzały, które wyleciały z broni chłopaka. Z jednej strony byłą przerażona tym, że wokalista nosił takie rzeczy przy sobie, ale z drugiej kamień spadł jej z serca, bo wiedziała, że Sebastian nie jest bezbronny. Nagle Andre postanowił się udać do tej bestii, na co aptekarka chciała zareagować krótkim i stanowczym "NIE", ale nie wydobyła z siebie głosu. Może dlatego, ze mdłości powróciły i zawroty głowy także. Jakby nie to, że Steve stał przy niej i zdążyła się go złapać, to by upadła na podłogę. Nogi się pod nią wręcz uginały, ale musiała być silna. Ale jak? Przecież tym swoim marnym nożykiem wiele nie zdziała. Mogła nim co najwyżej walczyć z osobą ludzką, a nie takim stworem, który w tej chwili mógł zjadać chłopaka, którego sama Maggie traktowała jak młodszego brata, choć była od niego znacznie niższa. I to on bardziej się nią opiekował, a nie na odwrót, jednakże miała takie uczucie, że musi o niego zadbać, koniec, kropka. Jednakże miała też przeczucie, że powinna pomóc tym biednym ludziom, którzy w panice zaczęli próbować się wydostać ze hali koncertowej. Jednakże wszystkie drzwi były pozamykane, o dziwo. Aptekarka zmusiła swoje szare komórki do myślenia. Użycie Bursztynowego Kompasu nie jest dobrym rozwiązaniem, bo wraz z tłumem może uciec ten, co wywołał całą tą "zabawę". Tutaj odruchowo spojrzała na rozkładające się i cuchnące ciało, które wszyscy omijali z obrzydzeniem. Ona jednak postarała się na nie spojrzeć całkowicie inaczej. Mimo tego całego smrodu, te coś mogło się przydać. Przecież ten potwór był głodny, prawda? To tutaj ma padlinę i wiele, wiele innych. Mógł się najeść... a jakby tak wykorzystać związki chemiczne wydzielające się z tego... czegoś? Zapewne znalazłaby się jakiś łatwopalny gaz, czy co innego, ale nie można tego dotknąć bez rękawic, fartucha... to by było zbyt niebezpieczne. A szczególnie dla niej samej, więc wykorzystanie rozkładających się części ciała jako mieszanki wybuchowej... a szkoda, chociażby mogło być ciekawie.
    - Cholera jasna...- mruknęła pod nosem.
    Andre nadal tam stał, na całe szczęście żywy, przez co kamień spadł jej z serca. Bestia była nieco zdekoncentrowana, zapewne przerażona hukiem strzałów. Jednakże zaczęła się głębiej zastanawiać, co nią kieruje, dlaczego chce wszystkich pozabijać. To ją fascynowało. Mimo że ta istota wydawała się obskurna i brzydka, ona pewnie także chciała poczuć się ważna i żeby ktoś ją docenił. I zapewne tak się stało i tą osobą by winowajca całej akcji. Maggie rozumiała te biednej zwierze, a chociaż tak się jej zdawało.
    Arsene
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Maj 2012, 15:43     

    Lucy sprawiała wrażenie, jakby świetnie się bawiła. Nie za bardzo rozumiał takie zachowanie. On od dłuższej chwili miał ochotę zemdleć, a ona w najlepsze bawiła się kawałkami martwych ciał zwierząt. Tylko nie mówcie, że zbratałem się z osobą, która ma skrzywioną psychikę. Takie mniej więcej myśli krążyły mu po głowie. Cóż, nie przepadał za zadawaniem się z personami nie do końca poczytalnymi. Tak dla własnego spokoju. Po kimś takim można było się spodziewać dosłownie wszystkiego, a Arsene raczej wolał wiedzieć, po jakim dokładnie gruncie stąpa i na co powinien być gotów. Był w sumie rozsądną istotką, nielubiącą podejmować decyzji pochopnie i pod wpływem chwili. Nawet, jeśli do czegoś takiego doszło i podjął decyzję, do końca rozwiązania się problemu odczuwał nieprzyjemny ucisk w okolicy żołądka plus zdenerwowanie. A potem odreagowywał, grzejąc się przy kominku, opychając słodyczami i pijąc po dwie filiżanki mocnej, posłodzonej herbaty na jakieś piętnaście minut przez minimum godzinę. To jako-tako pomagało mu ukoić skołatane stresem nerwy. Strasznie nie lubił niemiłych niespodzianek. Te miłe wręcz ubóstwiał, ale gdyby mógł, wystrzegałby się reszty jak ognia. Nie szło mu to za bardzo, bo jak sama nazwa mówi, o niespodziankach się nie wie. Próbował trochę przewidywać, co się stanie kiedy zrobi coś, a kiedy coś innego, ale nie zawsze mu to wychodziło. Ba, prawie nigdy. No, jasnowidz był z niego niestety marny.
    - Zwie... rzaczki? - wyjąkał, czując, jak dłonie zaczynają mu drżeć. Nie, dłużej chyba nie wytrzyma... W milczeniu obserwował lewitującą głowę martwej krowy. Spróbował wziąć kilka głębokich oddechów i skrzywił się natychmiastowo, znów czując fetor. Policzył więc w myślach do dziesięciu, żeby zacząć w miarę trzeźwo myśleć chociaż na chwilę. Podszedł powoli do Lucy i spojrzał na nią.
    - Ee... - nie bardzo wiedział jak zacząć. - Arsene, jestem Arsene. - odparł szybko na jej pytanie. - I... Widzisz... Coś takiego raczej nie jest zbyt normalne, ani tutaj, ani gdziekolwiek indziej. - aby podkreślić swoje słowa, obrócił się dokoła własnej osi, pokazując Lucy całą scenkę. Trochę tylko się bał, że dziewczyna go skrzyczy, że zepsuł jej zabawę, albo niczym dziecko zacznie zadawać pytanie typu "dlaczego". Kiedy stąd wyjdzie, prędko już tu raczej nie wróci... O ile wyjdzie, choć sam Arsene jeszcze nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby tu zginąć. Jeszcze nie.
    Louis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Maj 2012, 15:33     

    Być może gdyby, Louis postąpił jakoś inaczej wobec bestii, to sprawy potoczyłyby się inaczej. Jednak co miałby zrobić, kiedy nie chodziło tylko o jego życie? Była jeszcze rozwścieczona Pixie, rzucająca obelgi w stronę potwora. Nie mógł więc podążyć za tą dziwna iskrą, kryjącą się w zwierzu. Za tym uczuciem. Musiał działać, a nie się nad nią rozczulać. I zrobił to.
    Efektem eksplodującego, metalowego pudełka, były lekkie rany i zdobycie jakiegoś czasu, przez oszołomienie Burzuna. Louis w tymże momencie ruszył ku bestii, gdy nagle w hali rozległy się strzały. Wzdrygnął się, na myśl, iż w tym miejscu może biegać jeszcze jakiś psychol z bronią w ręku. Czyżby miała rozpocząć się rzeź? Ale strzały rozległy się tylko dwa. Może więc należały do któregoś ze strażników? Może nie były oddane ku fanom ani im samym?
    Odpowiedź nadeszła równie szybko, jak jego myśli przemykały w głowie. Do schowka wbiegła kolejna osoba, przez co zrobiło się nieco tłoczno. Był to jakiś blondwłosy chłopak z cudownym Colt pythonem w dłoni. Wyglądał na któregoś z muzyków. I prawdopodobnie nim był. Może z tego drugiego zespołu, którego wejścia cień nie zdążył zobaczyć? Ale nieważne. Nieważne kim był! Trzeba było się skupić na niebezpieczeństwie, które zagrażało im wszystkim. Blondyn uratował trochę sytuacje, strzelając w nogi bestii. Dlaczego, do licha, nie strzelał do niej samej? To nie był człowiek, który nagle może dostać wyrzutów sumienia lub zmienić zdanie. A przynajmniej nie mógł wiedzieć tego wokalista, który raczej wahania Burzuna nie widział. To było przecież, nim tutaj dotarł.
    Loui rzucił tamtemu przelotne, dziękujące spojrzenie. Potem zatrzymał się i stojąc z tym swoim małym nożykiem, skierował całą swoją moc w bestie. Zamknął oczy, przewidując, iż może nie być łatwym celem... i się zaczęło. Myśli cienia był całkowicie skupione w tym momencie na Burzunie. Ryzykował w tej chwili ruch bestii, którego nie zobaczy, ale musiał spróbować. Wyobrażał sobie jak ten zaczyna czuć się senny. Powoli czuję się coraz bardziej zmęczony i słaby. Łapy uginają mu się, jego ciało mimowolnie wędruje do dołu, nie mogąc już oprzeć się snu. Powieki zasłaniają oczy. Stwór kładzie się... i zasypia.Pchał ta wizję w stronę umysłu tamtego.
    Czujesz to, kochanieńki? To cudowne, przemożone, uczucie snu. Seeen. Tak bardzo chce Ci się spać.
    Carlen
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 13 Maj 2012, 11:18     

    Pixie patrzyła na bydle, które kierowało się w jej stronę była gotowa już przybrać nową pozycję obronną, a wtem pojawił się Andre , który odepchnął cyrkową. Akrobatka odskoczyła na bok, kiedy tylko jego dłoń pchnęła ją.
    Otworzyła szerzej oczy i postanowiła,że ona nie będzie stać bezczynnie. To nie byłoby w jej stylu. Poczuła,że robi się groźnie to nie jest byle jakaś tam bestia, która ma im tylko pogrozić, ten stwór zamierzał z nimi się zmierzyć. Wzięła pod uwagę zarówno Blondyna jak i Louis'a. Nie była sama i to dodawało jej pewności siebie. Trzeba walczyć także za innych. Daphne nie należała do egoistów choć bywała rozkapryszoną damą. Mimo wszystko. Ponownie skupiła swój wzrok na bestii. Chwilę później jej tęczówki zatrzymały się na wysokości tych ogromnych kawałach mięsa. Zmrużyła nieco oczy i uniosła kilka głów do góry , mięcho unosiło się nad głowami ludzi, którzy w panice biegli do drzwi i tłukli w nie, inni szukali innego wyjścia próbując stąd uciec jak najprędzej.
    Rogowata pomogła sobie dłońmi przy używaniu mocy. Odchyliła je do tyłu tym samym te krwawe kawałki cofnęły się, a kiedy wypchnęła dłonie przed siebie w stronę burzuna mięso zaczęło lecieć w stronę potwora z ogromną prędkością, uderzyły go w jego pysk nieco go ogłuszając zapewne.
    -Możesz tym się najeść. Nie sądzisz ,że mięso krowie jest lepsze? - Niewiadome było czy bestia rozumie jej język jednak Pixie musiała gadać to jakby jej wzmocnienie organizmu. Po prostu musiała gadać inaczej nie byłaby to ona. Skupiała się wciąż na tym jak powinna w razie czego zareagować. Szykowała się na najgorsze. Jej wzrok po tym zadaniu, które wypełniła chwilę przed wylądował na Andre. Podziękowała mu mimo wszystko szybko skinieniem głowy. Odwróciła się w stronę Louisa. Popatrzyła na nich dwóch i zrozumiała,że w razie czego złączy się z nimi by pokonać monster'a.
    Lukrecjo zniknął z oczu długowłosej. Miała tylko cichą nadzieje,że nic małemu chłopcu nie grozi.
    Ale kto wie, czasem i nadzieja bywa złudna.
    Zapierała się wciąż mocno nogami o ziemie, w dłoniach płynęła w jej `krwi` moc i gotowość do kolejnego ataku.
    Słysząc w tle śmiech księciunia zagryzła zęby i zacisnęła pięści. Miała ochotę w tym momencie rzucić kawałem mięcha i w niego,ale powstrzymała się póki co. Zaczęła ignorować myśli o owym paniczu siedzącym na krześle by móc skupić się stu procentowo na ważniejszej i bardziej skomplikowanej sytuacji, w której sama brała udział.
    Lucy Liu
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 14 Maj 2012, 14:43     

    Powtórzył jej słowa coś niepewnie. Nawet wyglądał też jakoś niepewnie. Przekrzywiła główkę nie rozumiejąc czemu rozdzielił pojedyncze słowo i zakończył je jeszcze pytaniem. W końcu najwyraźniej się ogarnął i wyjawił jej swoje imię. Uśmiechnęła się wesoło.
    - Ładnie – wtrąciła poniekąd wpychając krótki komentarz w ciąg jego słów. Ten kontynuował nakreślając jej sytuację. Rozglądnęła się wraz z jego obracającą się dłonią. Napotkała spojrzeniem tłoczących się ludzi i mimo, że nie rozumiała dlaczego tak jest, już oduczyła się zadawać tego pytania. Od dawna wie, że bardzo wiele rzeczy nie zgadza się z jej rozumowaniem, ale po prostu one takimi są i trzeba się z tym pogodzić. Obróciła krowią głowę twarzyczką do siebie. Wykrzywiona w okropnym grymasie pokryta była skrzepłą już po części krwią i pokryta jakimś osoczem. Muchy zebrały się już wokół plam krwi i martwych oczu. Wielki jęzor zwisał bezwładnie z uchylonej gęby. Spojrzała na kotowatego pytająco błyszczącymi oczyma.
    - To co mam robić – powiedziała tonem bezradnym, lecz na swój sposób uroczym.
    Andre
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 16 Maj 2012, 18:53     

    Nie, to nie sabat, ale kto wie co się stało, że tyle takich indywiduów się tutaj zebrało. Powodów może być naprawdę wiele, począwszy od tego,. że przyciągnęła je panika, która przed chwilą wybuchła, bądź też zgniły książę ich wszystkich ze sobą przyprowadził. Cholerny Bóg raczy to wiedzieć, może kiedyś swą tajemnicę wyjawi. Póki co biedni uczestnicy koncertu, no i oczywiście najbiedniejszy z nich wszystkich Aristide musiał uciekać gdzie pieprz rośnie albo stanąć do walki. Biorąc pod uwagę jednak, że za drzwiami był Burzun, a przed sobą miał zjawę niczym z filmu "The Ring" albo znanej wszystkim panienka z filmu "Klątwa" to nasza mała senna zjawia zwyczajnie nie miała gdzie uciec. No chyba, że zrobiła by podkop, albo umiała latać, wtedy owszem. Jednak jak mi wiadomo Wena nie posiada zdolności latania, ani nie miała by zbytnio czasu, ani narzędzi by robić podkopy, z resztą przebić się przez podłogę raczej byłoby ciężko. Dziewczyna zrobiła zdziwiona minę, jakoby lekko urażoną i położyła dłoń na podłodze, bacznie przyglądając się młodemu detektywowi. Przechyliła głowę i wydała z siebie dziwny odgłos przyprawiający o zjeżenie włosów na karku w połączeniu z tymi czarnymi świdrującymi oczami można się naprawdę wystraszyć. Gdy pomieszczenie rozświetliło światło żarówka kilka razy zamigotała, ale potem już żarzyła nieustannie. Dziewczę o czarnych długich włosach skuliło, a włosy opadły na ramię tak, że zakryły połowę jej twarzy. Szybko jednak skryła się pod biurko, gdzie było ciemno, jedyne co mógł zobaczyć teraz chłopak, było jej spojrzenie pełne oburzenie i lekkie trzęsienie się jej dłoni. Zaś gdy umykała, robiła to w dosyć dziwaczny sposób, jak człowiek by nie potrafił. Jej ciało okryte było zwykłym białym kimonem, jakie wykorzystuje się do snu, nic specjalnie grubego, ani też cienkiego. Tyle, że jej już nie było białe, ani też w całości, gdzieniegdzie łypała dziura ukazując kawałek jej bladego przesadnie ciała oraz plamy czerwieni, najprawdopodobniej krwi. Nie miała jednak nią ubrudzonej twarzy, ta wyjątkowo świeciła czystością. Słysząc słowa Lukrecja uśmiechnęła się szeroko. słyszała ten lekki strach w jego głosie, albo i duży lecz wymieszany z innymi uczuciami jakie go dopadły. skoro tak się sprawa ma, to może ją wykorzystać. Tak też ów istota zrobiła i powoli wysunęła spod biurka, nie spodobało jej się światło, ale przestała na nie zważać, w końcu krzywdy wielkiej jej nie robiło, a chęć zabawy była silniejsza. Nie wyglądała ona na dorosłą, ale też nie można powiedzieć, żeby była totalnym dzieckiem. Tak na oko można dać jej jakieś 14-15 lat, czyli nastolatka. Podniosła się i nieco chwiejnym krokiem zaczęła iść w stronę Weny. przez jej bladą skórę widać było żyły, przynajmniej te większe, co nie było zbyt ładnym, ani też ciekawym widokiem, ale na to już ów istotka, nie mogła nic poradzić.
    Sytuacja na korytarzu robiła się coraz bardziej tragiczna i niezrozumiała, dziwna po prostu. Trzy osoby walczące przeciw wielkiemu włochatemu psisku. Faktycznie Andre nie miał pojęcia, co działo się przed chwilą z psiskiem, nie myślał jednak o celnym strzale tak by zranić, ważniejsze na tamten moment było uratowanie Pixie, przed jego zębiskami. Jedno jej się chwali, że nie stała jak kłoda i nie piszczała niczym rozkapryszone dziewczę. Bo wychodziło na to, że już pojęła grozę sytuacji, ze nie jest to jakaś głupia zabawa, że może ponieść paskudne w skutkach konsekwencje. Już nie chodziło o nią, zagrożeni też są wszyscy w hali. Psisko widząc unoszące się głowy zaryczało spojrzało gniewnie na cyrkową lalę i oblizało pysk. Potem znów ukazując rząd białych kłów, ostrych trzeba zaznaczyć. Gdy to wszystko runęło na niego, jakoś specjalnie nie przejął, niektóre kawałki odepchnął zadem, jeden z nich pochwycił pysk i zawarczał bulgotliwie odrzucając w jej kierunku, ale oczywiście, że rozumiał co mówi, każde słowo. Wcale, zaręczam, ale to wcale mu się to nie podobało. Uczynił krok w przód a jedna z jego pał nacisnęła na czaszkę, przełamując ją, kości pękły i w efekcie jakiś krowi łeb wyglądał jak zgnieciony czymś twardym, niemal na placek. Burzun jest ciężkim zwierzęciem, większym od przeciętnej krowy. Wtedy jednak z odsieczą przyszedł Louis i jego zdolności usypiające. Faktycznie poczynania Pixie ogłuszyły zwierza, ale tylko na chwile, po prostu w głowie mu się zakręciło, no i nabiły mu głowy niemałe siniaki pod tą skorupą sierści. Nawet musiał zamachać łbem, by odzyskać trzeźwość umysłu jako tako. Słowa jakie wypowiadał cień sprawiały, że Burzunowi zaczęły ciążyć powieki, Zaczął powoli opuszczać łeb. W końcu jednak zirytował się bo wiedział, że coś jest nie tak, czuł to.. Jakby ktoś ingerował w jego myśli, sterował nimi. Oczywiście miał świadomości, że to dokładnie to, jedyne co odczuwał to, że jest to sprawka osoby trzeciej. Skołowane zwierze objęło wzrokiem ich wszystkich, było tak jakby zamroczone szczerze mówiąc. Zaczynało się wszystko na nim odbijać, niedobrze dla Księcia, na korzyść dla wszystkich znajdujących się tutaj osób. Andre zamruczał coś pod nosem, miało to związek z jego nowym pupilem, Fene, teraz jednak nie było czasu rozpaczać, że nie ma przy sobie tej bestii, pomogłaby, jednak kto by olał widok muzyka chadzającego z gigantycznym czarnym lwem o czerwonych ślepiach i rogach? Wzbudziłby powszechną sensację. Nie teraz był jednak czas nad rozmyślanie o tym, trzeba działać. blondyn więc strzelił jeszcze raz, tym razem w łapy zwierzęcia, tak by nie mogło się ruszyć, a przynajmniej normalnie chodzić. Cóż, jedna z kul trafiła w cel i zwierz zaryczał z bólu, druga zaś tylko musnęła wewnętrzną stronę przedniej łapy wbijając w podłogę a potem sunąć rykoszetem walnęła o ścianę by z brzękiem zlecieć na ziemie.

    - Nie wiem o co mu chodzi, ale nie jest tutaj by zabijać, w takim wypadku dawno rzuciłby się na tłum, on chce przejść, tam musi być coś istotnego.
    Wskazał na tył korytarza, który w chwili obecnej skąpany był w mroku, aczkolwiek spod jednych drzwi wyzierało delikatnie światłu, także dało słyszeć jakieś ruchy i podniesiony c dziecięcy głos - Lukrecja. Jakby z kimś rozmawiał, zagłuszane to jednak było piskami i paniką, która wybuchła na nowo z powodu niemożności otwarcia drzwi i szerzącego się fetoru. Blondyn dalej trzymał broń w góze celując w cholerne psisko, przy okazji jednak też zerknął na Luisa, obejmując jego sylwetkę wzrokiem o głów do stóp i to samo uczynił z Pixie.
    - Teraz tylko pytanie, pozwalamy mu iść, czy po prostu zabijemy, nie wiemy co chodzi, nie mamy nawet pojęcia, czy te coś jest do końca żywe, on zaczyna gnić..Musi być stworem z krainy Luster, to oczywiste, ale czego tutaj szuka. Cholera..
    Walnął się lekko dłonią w czoło, nie tracąc z oczu stworzenia, ani towarzyszy. to byłoby nierozsądne., Nie ma zamiaru jednak dopuścić do rozlewu krwi, co to, to nie.
    Steve bez większego precedensu chwycił Maggie za ramie i gdy mdłości jej przeszły nie dał stać i się zamartwiać, nie należał z resztą do tych osób. Fakt, sam się martwił o kumpla z zespołu, który jest mu bardzo bliski, ale zna Andre wiedział, że młody umie się bronić, lepiej nawet jak on sam. Dlatego też nie starał się go zatrzymywać, druga sprawa, że by mu się to nie udało. Aptekarka nie miała możliwości dobrze poznać blondyna, więc nie miała pojęcia na co go stać, on tak. Steve spokojnie sprowadził dziewczynę ze sceny i lawirując między ludźmi zatrzymał się przed drzwiami wyjściowymi.
    - Odsunąć się!
    Krzyknął krótko i poczekał aż inia strzału będzie wolna. wyciągnął jeden ze swoich pistoletów i celując w zamek wykonał kilka strzałów, któe podziurawiły go i sprawiły, że drzwi ze skrzypieniem się otworzyły. do środka hali wpadło trochę powietrza, a zgniły książę z zaciekawieniem przyglądał się temu co się dzieje. Na razie nie wkroczył do akcji, widząc jednak jak ludzie pchają się do wyjścia chichotał jak opętany, to było tak cholernie zabawne...
    Arsene
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 16 Maj 2012, 20:54     

    Arsene najprawdopodobniej ze szczerego, niewinnego serca wielbiłby osóbkę, która w tejże sytuacji zdołałaby zachować spokój. Jemu to niestety nie wychodziło, jak już pewnie wszyscy zdążyli zauważyć - i dlatego właśnie mówił niepewnie, wyglądał niepewnie i jąkał się jak ten idiota. W tym momencie chciał tylko jednego - wrócić do domu w jednym kawałku, a nie jechać do jakiejś kostnicy w plastikowym worku, poćwiartowany na kawałeczki niczym święty Stanisław. Już nawet pomijając to, że on żadnego gościa imieniem Stanisław nie znał. Nie interesował się za bardzo światem ludzi. Wiedział tyle, ile potrzebował, aby rozmawiać ze swoją panią i się przed nią nie błaźnić. Nie wnikał w kulturę ludzkich krajów, a już na pewno w ich religie. Nie wierzył w nic konkretnego. Może tylko w jakieś rzeczy wyrwane z kontekstu - życie po śmierci, reinkarnację - ale na pewno się z tym jakoś specjalnie nie obnosił. Właściwie, uchodził po prostu za ateistę.
    - Dz-dziękuję. - odparł z nerwowym uśmiechem. kto mu ostatnio mówił, że ma ładne imię? Nie pamiętał. No, mniejsza. Zaczął kręcić młynka palcami, krótką chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią, jaką winien udzielić dziewczynie. Trochę się martwił. Właściwie martwiła go każda osoba, która sprawiała wrażenie zagubionej w świecie - mimo że on również należał do tego niechlubnego grona.
    - Sugerowałbym poszukać wyjścia... - odparł, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Nagle usłyszał strzały i mimowolnie skulił się. Ujrzawszy jednak otwierające się drzwi, szybko dał znak Lucy i ruszył w tamtą stronę. Wyjście!
    Carlen
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Maj 2012, 18:36     

    Przyglądała się uważnie temu co się działo. Psisko choć chwilowo było ogłuszone wiedziało co się dzieje, moc Louis'a działała na niego. Pixie aż skarciła się w duchu,że nie ma tak przydatnych nocy. Westchnęła nieco smutnie,ale nie pora przecież na takie myślenie. O nie. Akrobatka wbiła swoje oczy w Andre, który wedle już analizy jakiej dokonała słysząc jego słowa nie mylił się co do Burzuna.
    - No tak, tylko czego on może chcieć. Przecież raczej nie mamy pojęcia czy to strach czy to martwe coś czy żywe co dopiero upada, nie mamy pojęcia jak to wybadać, musimy działać na oślep.
    Skoro nie poszukuje jedzenia to może poszukiwać tego co senne zjawy? czyli energia z innych? Może do uzyskania mocy potrzebuje naszych umiejętności .. a może zależy mu konkretnie na jednej osobie, tylko na której i dlaczego? Kogo należałoby bronić?
    - Podirytowana dość trudną sytuacją długowłosa podparła jedną rękę na biodrze, podeszła bliżej do Andre wypowiadając dane słowa.
    Faktycznie zaczęła się mocno głowić co może chcieć taki stwór. Zwróciła uwagę na chichoczącego księciunia. Jej wzrok zaraz z niego przeniósł się na blondyna. Dziewczyna szturchnęła go lekko łokciem w bok szepcząc mu do ucha
    - Popatrz na tego co na krześle siedzi i chichocze od jakiegoś czasu. On ma na pewno coś z tym wspólnego, może któreś z nas powinno zapytać się go po co przylazł i czego chce od nas. Albo Louis niech spróbuje go uśpić, może to on myślami steruje tym ogromnym,zgniłym psiskiem,hm? - Liczyła,że wysłuchawszy ją Andre jakoś z Louisem wspólnie we trójkę podejmą jakąś decyzję, w końcu nie można było tego ignorować innym groziło duże niebezpieczeństwo. Daphne chociaż nie miała wystarczająco silnych mocy starała się je jakoś sensownie wykorzystać. Zastanawiała się jeszcze jak może ewentualnie zadziałać by to jakoś załagodzić. Chwilami miała cicha nadzieję,że blondyn coś wymyśli. W końcu co dwie głowy to nie jedna. A jak wyszło na jaw obydwoje chcieli ratować wszystkich tu zgromadzonych.
    Słysząc jednak postrzały w kierunku zamku przez Steve'a odwróciła głowę. Mnóstwo ludzi zaczęło się pchać w wielkim hałasie utworzonym z krzyków i pisków. To było dla uszu naprawdę okropne.
    Akrobatka popatrzyła na psa, który pod wpływem strzałów od Andre'a ugiął się na łapach , zachwiały mu się, a to była dobra odznaka. Z jednej strony panna miała wątpliwości. Bo jedna strona mówiła,że on też ma serce, że jednak trzeba jakoś inaczej się z nim dogadać, zaś druga wskazywała,że stwór to duże zagrożenie,może uśmiercić innych? Czy jest do tego zdolny? Tego nie wiedziała,ale istniało ryzyko..
    Maggie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Maj 2012, 15:12     

    Maggie taka po prostu była, nic na to nie dało się zaradzić. Ona zawsze się o wszystkich i o wszystko martwiła, tylko nie o siebie. Swoje zdrowie często stawiała na drugi plan, by pomóc komuś innemu, choć jej też by się to przydało, ale ona nigdy nie chwytała za pomocną dłoń. Po prostu zachowywała się jak uparte dziecko i twierdziła, że nie jest ona jej potrzebna, przez co okłamywała samą siebie i robiła złudne nadzieje. Ale wracając do rzeczywistości, Mag była naprawdę przerażona tym, co się tutaj działo, jednakże starała się tego aż tak bardzo pokazywać, choć średnio jej to wychodziło. Na twarzy kobiety malowały się jej uczucia, jednakże nie chciała się tak łatwo poddawać. Nie zostawi tutaj całego zespołu, a ona sama zwieje. Po pierwsze, przyda się do czegoś. Zna się na medycynie, lekach, będzie w stanie pomóc, jak ktoś będzie ranny, więc nie ma mowy o tym, żeby się zmywała. I co z tego, że Andre kazał zaopiekować się Steve'owi nią (Dzięki swojej dedukcji w końcu się tego domyśliła), kiedy to on sam miał zostać i się narażać. Oj nie, na to ona nie pozwoli.
    Oczywiście, zanim zdążyła się wypowiedzieć, Steve niemalże siłą ją zaciągnął do drzwi, robiąc wcześniej przejście. Przepychał się przez ludzi, a ona mimowolnie za nim szła. Kiedy ten przestrzelił zamek i drzwi się otworzyły, a do hali wpadło trochę świeżego powietrza, mdłości całkowicie ja opuściły. Jednakże wściekły tłum zaczął biec w stronę wyjścia. Maggie spojrzała na mężczyznę i odsuwając go i siebie na bok, by mogli porozmawiać, powiedziała:
    - Steve, jestem ci naprawdę wdzięczna za pomoc, ale... z niej nie skorzystam, tak jak zwykle to czynię. Przydam się, naprawdę. Jestem po studiach farmaceutycznych, znam się na medycynie. Ranni będą na sto procent, to raz... dwa. Może i nie znam Sebastiana tak dobrze jak ty, ale jestem mu winna przysługę i go po prostu nie zostawię, choć wiem, że sobie poradzi.
    Była całkowicie spokojna, a na jej ustach malował się delikatny uśmiech, który mówił sam za siebie. "Wszystko będzie dobrze!", ale czy na pewno? Mag spojrzała w stronę korytarza, gdzie to Andre i jeszcze parę ludzi walczyło z wielkim psem. Jak na razie to ten ostatni obrywał najbardziej, w tejże chwili został ogłuszony, jednakże bardziej ją zastanawiał ten przerażający śmiech, tego który jest winny całej zaistniałej sytuacji. Tego trzeba się też pozbyć, ale później. Teraz trzeba znaleźć jakieś apteczki, zanim pojawili się ranni, bo jak zaczną szukać po sprawie, to może się okazać za późno. W jej oczach pojawiła się determinacja. Spojrzała na Steve'a i powiedziała tonem , który nie przyjmował sprzeciwu:
    - Trzeba znaleźć apteczki. W takim miejscu muszą one gdzieś być!
    Nie znała dobrze tego budynku, jednakże nie trzeba było długo czekać, by się wzięła do roboty. Zaczęła się przepychać między tłumem szukając czegoś, co będzie zdatne do pomocy. Gdzieś na ścianie wisiała jednak apteczka, ale to było mało, znacznie za mało, jednakże szukała dalej. Miejsce, skąd dochodził przerażający śmiech, omijała szerokim łukiem.
    Louis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Maj 2012, 15:23     

    Cień również był podirytowany całą tą sytuacją. Chciał, by jak najszybciej się skończyła, dlatego w jego głowie majaczyły najprostsze sposoby co do końca. Najprościej byłoby zabić tego stwora. Tyle, że jak widać Pixie i Andre nie za bardzo się do tego kwapili, tak jak niedawno Louis współczuł zwierzęciu. Być może czuli to co on? Oboje mieli rację. Nie wyglądało na to, by Burzun specjalnie chciał ich zaatakować. Bardziej jakby wolał tego uniknąć. Dlatego warczał, szczerzył zęby i się na nich czaił. Najwidoczniej chciał jedynie przejść dalej, ale wtedy napotkał opór. Wpierw w postaci małego Lukrecja, potem tej trójki. Jeśli faktycznie to coś, miało uczucia, to być może, tak samo jak oni, był podirytowany i chciał wszystko jak najszybciej zakończyć. Ale... On, ta paskudna trójka nagle zastąpiła mu drogę i chciała się pozbyć, choć nawet nic nie zrobił.
    Louis potrząsnął głową, czując, jak psisko opiera się jego mocy, mimo to, usilnie próbował dalej uśpić zwierzę. Wiedział, że to go samego wyczerpuje, że niedługo zacznie tracić siły. Zmusił się, by na chwilę spojrzeć we wskazanym przez dziewczynę kierunku. Musiała mieć racje. Dobrze kombinowała. Wszystkie te słowa, które zostały wypowiedziane miały sens i logikę.. Tylko... Mówiąc oboje nic nie wnosili do sytuacji, jedynie ją przedłużali. Nie miał im tego za złe, bo należało się szybko zastanowić co zrobić. Nie każdy od razu to wiedział. Tyle, że jego irytacja rosła, kiedy czuł, iż utrzymując uczucie ospałości u zwierzęcia, jest zdany jedynie na siebie. Słowa rozjaśniały sytuację, ale mu nie pomagały. Tak, z pewnością, brzmi to dość egoistycznie, bo przecież nie tylko Louis był w tej trudnej sytuacji, ale nie był to czas na rozpatrywanie jaki ktoś teraz jest.
    Wtedy nadszedł strzał. Psisko zostało postrzelone w łapę. Z każdym kolejnym atakiem było coraz słabsze. Ale mogło się w końcu.. po prostu zdenerwować, nie wytrzymać i ostatkiem sił rzucić na któregoś z wrogów.
    Louis sam nie wiedział co robić.
    - Panienka ma rację. Pewnie chodzi o tamtego gościa. Jeśli nie chcecie zabijać tego stworzenia, trzeba je obezwładnić, a potem zająć jego celem. Tyle, że... Nie dam rady uśpić tego na krześle. Nie. Potrzebuje odpoczynku pomiędzy kolejnymi atakami. - powiedział i przepraszająco spojrzał po reszcie. Zatrzymał się na Andre. - Myślę, ze Twoja broń jest tu bardzo przydatna. Mógłbyś się zająć tamtym gościem, chyba, ze ty panienko, posiadasz jakąś broń czy moc. Ja zajmę się tym stworem. Albo możecie oboje pójść. Nie wiem co potraficie i nie wiem czy też sam dam radę. Ale mogę przedłużyć czas, kiedy ktoś będzie szedł po tamtego.




    Krwiopijca

    Godność: Aristide Solictuarve
    Wiek: Tak w przybliżeniu pięćset lat
    Rasa: Senna zjawa
    Lubi: Ładne rzeczy (Bardzo względne)
    Nie lubi: Tłumów (Bezwzględne)
    Wzrost / waga: Różny / Tak samo
    Aktualny ubiór: Brak
    Znaki szczególne: Brak
    Pod ręką: niiiic
    Nagrody: Umbraculum
    Dołączył: 27 Lis 2011
    Posty: 90
    Wysłany: 25 Maj 2012, 00:59     

    Bezczelność! To stworzenie było wybitnie niegrzeczne! Jak można się tak zachowywać. Wena się zirytowała po tym jak uczucie ulgi okazało się fałszerstwem. Tak! Aristide już myślał, że ma spokój, że nie będzie musiał z nikim walczyć, a tutaj się okazuje, że stworzenie nie jest uczulone na światło, jak po pierwszych obserwacjach można było wnioskować. Trzeba więc walczyć! Co tam, że Wena się boi walki, teraz gdy wiedziała kim jest przeciwnik było mniej strasznie, tym bardziej, że jako wychowanka włoskiego renesansu zawsze miała pełnie wiary w siły ludzi, oraz co ważniejsze NIGDY NIE OGLĄDAŁA HORRORÓW. Jest to o tyle ważne, że dziewczynka, choć żądna jej krwi, wydawała się Wenie mało straszna. W końcu nie wiedząc jakie cuda takie stworzonka wyprawiają w filmach nie można się tak bardzo bać. Paradoksalnie więc ujrzenie czyhającego pod łóżkiem strachu sprawiło, że przestał on być taki przerażający, co nie oznacza, że Aristide od razu stał się odważny, po prostu bał się odrobinę mniej i mógł już myśleć. Po pierwsze to przeanalizował, że jego przeciwnik raczej nie ma zamiaru walczyć ani prosić o pomoc. Tak, to na pewno jakaś czarownica, która urwała się z jakiegoś sabatu. Zresztą małego Aristide nic nie obchodziło, że może się mylić. Nieprawdą jest jednak, że nie potrafił latać, gdyż w rzeczywistości w swojej pierwotnej postaci kulki posiadał tę umiejętność. Zajęty jednak obmyślaniem strategii walki całkowicie zapomniał o wspomnianej drodze ucieczki, a więc wyszło na to, że będzie walczył z prawdziwą czarownicą! Przyda się tutaj znajomość z inkwizytorem... no dobrze! Widzieli się raz... Tak na prawdę to po prostu Aristide spojrzał z okna na ulicę i on tam szedł, ale mniejsza. Dobrze by było przybrać tę postać. Gdyby było się wojownikiem i inkwizytorem, a Wena nim nie jest. Dlatego też przed złem idącym w stronę Lukrecja pojawiło się drugie, identyczne zło. Te same czarne włosy, ta sama blada cera, nawet twarz została idealnie odwzorowana. Tak więc zła dziewczynka będzie walczyć z samą sobą! Ale to sprytnie Wena wykalkulowała i w ten sposób doskonale wyliczyła sobie drogę do grobu. Co jednak zrobiła dalej? Zjawa zeszła z krzesła i jedną dłoń położyła na oparciu. Co prawda palce jej lekko drżały ale to nic. To co zrobiła później było całkowitym dziwactwem.
    -Nazywam się Lukrecja, a jak brzmi imię panienki?
    Powiedziała przesłodzonym głosem, pasującym zresztą do imienia lecz jednocześnie utrzymanym w tonacji gardłowego głosu. Nie oznacza to jednak, ze Wena chciała w jakieś alianse tu wchodzić, nic z tych rzeczy! Po prostu chciała wiedzieć czy ta wiedźma (Oj, co ona ma z tym sabatem i wiedźmami?) jest rozmowna. W razie gdyby stworzenie się na nią rzuciło to po prostu chwyta krzesło i rzuca nim w atakującą czarownicę (znów), a następnie ucieka za inny mebel, żeby tam się ukryć. Jeśli natomiast nie będzie na to czasu to po prostu się przenosi tuż za zło i je kopie w drzwi (O ile zło zaatakuje.)
    Andre
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 30 Maj 2012, 15:43     

    Zgniły książę był z siebie niebotycznie zadowolony, w końcu te zamieszanie było takie urocze! A ile osóbek skończyło przywalonych tym motłochem zgnilizny? Bo na pewno pod tym wszystkich kogoś się znajdzie, kto wie czy te osoby przeżyły, przecież miejsce niemal pękało w szwach od ludzi i nieludzi z resztą też. Blondynek zeskoczył z przęsła, wprost na tę kupę zgnilizny a jej odór wcale mu nie przeszkadzał, sam w sumie pachniał tak samo, więc przywykł. Z jego ust wydostał się kolejny paskudny śmiech zwieńczony chichotem rozbawienia i radości. Tak, to zdecydowanie było to czego od dawna mu brakowało, ah!
    Pixie, Andre jak i Louis w następnej chwili zdziwić się mogli, bowiem Burzun po prostu z nikł.. Nawet jeśli był zmęczony to nie miało to znaczenia, został przywołany przez dziecię, które zrobił cały ten chaos. Wszystko więc skończyło się tylko na rozmowie między trójką, co miała możliwość powstrzymywać owe psisko, w gruncie rzeczy było ono tylko odwróceniem uwagi, od innego celu, no i po prostu zabawą wspomnianego już chłopięcia. Cała trójka zobaczyła nic innego jak Burzuna, który pojawił się na całym tym stosie obok ciała syna ambasadora i wzięło je w pysk. Chłopak wskoczył na jego grzbiet, chwilę potem zaś pojawiło się też dziewczę, ubrane raczej niechlujnie i bodaj tak sine, że chyba było umarlakiem, topielcem jakiś bądź senną zjawą, jeden grzyb, cała zbroczona krwią uśmiechnęła się i objęła Księcia. Bursztynowy kompas, zaś przeniósł ich, gdzieś gdzie na pewno obecni tutaj ich nie znajdą. Nie ma to jak rozwalić koncert a potem, z premedytacją się ulotnić.
    Długowłose dziewczę zdziwiło się na widok nowej odsłony Lukrecja, więc przechyliła delikatnie głowę i się uśmiechnęła, na imię jego nie zareagowała, spotkało się z brakiem odpowiedzi z jej strony. Już ta miała dotknąć znów senną zjawę gdy nagle znikła. Jakby rozproszona mgłą, a Artisde został sam, zupełnie sam, wraz z ciałem feralnego ochroniarza. Minęła zapewne dłuższa chwila nim Wena się ocknęła i zobaczyła, że dziewczynki nie, ma a raczej przetworzyła tę informację. Była wolna, tylko chyba z deka zabarykadowana, ale to zawsze można naprawić.
    Zapewne też nikt z obecnych nie przewidział jeszcze czegoś innego, że w tych całych głowach tkwiła jeszcze jedna niespodzianka, skrzętnie skrywająca w ich ogromie. Mała, acz efektywna bombka. Osobom, którym udało się uciec, i byli już na zewnątrz mogli tylko się cieszyć bowiem chwilę potem było słychać wielkie bum. Wszyscy w środku zostali ochlapani, a nawet w połowie odrzuceni siłą tego ustrojstwa, Ci co byli najbliżej bądź tkwili pod złogami głów, może się.. cóż pożegnać z życiem. Nikt nie powiedział, że felerna zabawa może zabrać takie żniwo ze sobą. Co prawda, naszym bohaterom nic się nie stało, ale trochę minęło nim zjawiły się odpowiednie służby, wszystko zostało spisane, zaprotokołowane i inne szmery bajery, potrzebne do śledztwa. A potem wszystkich puszczono wolno.

    Wszyscy z/t

    KONIEC.


    [Zakończę w taki a nie inny sposób bowiem Burzun i Zgniły książę potrzebni są do dalszego rozwoju fabuły. Zapewne za uczestnictwo każdy dostanie jakąś nagrodę, a jaką zostanie poinformowany o niej na pw ]
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 9