• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Miasteczko maski karnawałowej
    Poprzedni temat :: Następny temat

    Czy Tyk zginie w zamachu, który przygotowała i realizuje przywódczyni Anarchs Sophie?
    Tak
    47%
     47%  [ 9 ]
    Nie
    52%
     52%  [ 10 ]
    Głosowań: 19
    Wszystkich Głosów: 19

    Autor Wiadomość
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 1 Sierpień 2014, 13:56   

    Sofia

    Kapelusznik spojrzał na zdziwioną, wręcz zaszokowaną anarchistkę. Uśmiechnął się delikatnie, wyprostował i kapelusz ponownie umieścił na swojej głowy. Wstrzymać trzeba podróż, gdy wędrowcy nie są gotowi, a nic nie goni za nimi - żadne ork, trup czy różowa panda Tsuru.
    - Ciekawość nasza, choć nie jest zaspokojona, musi zostać porzucona, gdyż zbyt niebezpieczne byłoby idąc za nią pakować się w miejsca, gdzie zapewne nikt nas nie oczekuje. Nie wiem jak inni, ale sądzę, że my nie chcemy zostać podziurawieni i robić za ser na żołnierskim stole. Toteż sądzę, że dobrym pomysłem byłoby udać się do tamtego pięknego parku - mówiąc to wyciągnął dłoń i wskazał na drugą stronę kanału, jednocześnie za dłonią podążyło jego spojrzenie, który gdy znów skupiło się na twarzy Sofii, po około dziesięciu sekundach, zwiastowało kolejne słowa: - Toteż czas żeby odsłonić moją maskę i przedstawić Ci się, a i z twojej strony otrzymać może jakiś mały sekrecik? Na pewno będzie to lepsze niż stanie tutaj, nieco chłodno, nie uważasz?
    Po tych słowach objął się, jakby pokazując, że dla niego temperatura panująca tak wysoko, o tak późnej porze nie jest najprzyjemniejsza. Zmyślał, co widać było choćby po wyrazie twarzy. Wielki uśmiech, który odsłaniał białe zęby na pewno nie pasował do człowieka, który drży z zimna. Dłoń ponownie skierowała się na kapelusz i zatrzymała się kilka centymetrów nad nim.
    - Jakie drzewa lubisz najbardziej? O ile oczywiście masz jakieś, która twoim oczom szczególnie się podoba!
    Po tym ściągnął kapelusz i tym razem zatrzymał go przed sobą, lewą dłonią pokazując, żeby Sofia weszła do środka, a i z jej strony byłoby to rozsądne, skoro innego zejścia trudno szukać, chyba że wyjaśni arcyksiążęcej gwardii co robi na ratuszowej wieży i dlaczego wcale nie myśli pomagać Sophie.
    _________________

    *****
    Cynthia Summers
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Sierpień 2014, 14:02   

    E tam wystarczy - każdy szaleniec z maską ma szansę powodzenia swoich skrytobójczych planów, swoich grzesznych zamiarów; ma szansę zająć widzów swoją tajemniczością i wyrafinowaniem. A jeśli to się nie uda, niechaj ten akt opłynie jego klęską. Za wszystko, za żywot, ku światowi klęsk, a sztandar niech niesie wartość krytyczną!
    Może jak ta ćma leci na swoją zgubę, ale on sądzi, że jak ten motyl, jest zwiastunem wszystkiego dobrego. Dobrego w jej definicji, czyli zgodnego z jej przekonaniami pozwalającego na wykonywanie się jej zamiarów bez komplikacji.
    A żeby to on pierwszy zginął za swoją niekompetencję, ośmielając się dowiadywać rzeczy tajnych, nakreślonych także poufnością.
    Spojrzał oczyma po bokach, łapiąc wzrokiem gości. Dojrzał, że strój jegomościa wcale nie jest wyjątkowy, a jest zwyczajnym. I brak w nim było czegokolwiek, co nakazywałoby porównywać go z człowiekiem mającym prawo rozmawiać w rozkazującym trybie z gwardią.
    - Nie interesuj się, cywilu. - Odparł całkiem bezmyślnie, burknął wręcz nieprzyjemnie.
    Zapewne pogrzebał wszystkie swoje szanse na ratunek, jednakże to tylko złudzenie. Dla niego nie stanowił problemu taki odezw - mógł od razu tak uczynić. Ale przeraził go fakt, że ktoś zdecydował się do niego odezwać z takim napadem wściekłości i próbował prędko załagodzić sprawę, a jednocześnie zaciekawić czymś.
    Zamierzał przejść obok niego.
    - Mam pilną sprawę do załatwienia. Czas nagli, nie słyszałeś, jak szkła się tłukły?! - Tak, zdecydowanie na wisielec takie nieposłuszeństwo się nadaje. Ale niech nie tknie tego gwardzisty nawet ręka boska! Bo skąd on ma wiedzieć, że ten cywil to jakiś oficer, skro wygląda jak inni goście? A co, nie może który z balujących mężczyzn ubrać się w podobny ciuszek? Cindy nie widziała przy wejściu zakazu ubierania się w fioletowe, magowo-podobne, ubranie... Gdyby był cywilem, z pewnością odpuściłby. Jeśli nie jest, no to zareaguje w sposób zapewne odpowiedni na... oficera. Czyli jaki?
    Sofia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Sierpień 2014, 15:58   

    I wytłumaczył, faktycznie. Słowa jego w końcu zaczęły być sensowne, a Sofia w końcu zaczęła się uspokajać. Nawet jeśli to faktycznie przywódczyni była sprawczynią zamachu to musiała wiedzieć, co robi. A skoro Sofia była tutaj to mogłaby się dowiedzieć czegoś sensownego tudzież choć przydatnego. Oczywiście gdyby było i przydatne i sensowne to by było miło, ale różowej wystarczyłaby choć jedna z tych dwóch rzeczy.
    Nieco już bardziej rozluźniona westchnęła, uśmiechnęła się nawet, troszkę jeszcze nerwowo, ale i przepraszająco.
    Nie miała też pojęcia, cóż to za sekret mogłaby wyjawić, ale czuła, że wie... Choć wolałaby nie. Aczkolwiek... Ktoś kiedyś powiedział "oko za oko". Czyżby tym razem "sekret za sekret"?
    Spojrzała na kapelusznika jeszcze odrobinkę niepewnie i powiedziała:
    - Tęczowe akacje - a przed jej oczami pojawiło się wspomnienie pięknego drzewa akacji, którego kwiaty zawsze wyglądały jak zanurzone w tęczy, a które rosło przed jej rodzinnym domem. Ciekawe, czy wciąż tam jeszcze stoi...
    Po krótkiej chwili wstąpiła w kapelusz, by przenieść się do wspomnianego parku.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 3 Sierpień 2014, 18:49   

    Cynthia

    Żeby w pełni zrozumieć tę historię cofnąć się trzeba w czasie, do chwili kiedy na placu stali gwardziści, a Arcyksiążę po krótkiej przemowie potwierdził ustalone już wcześniej zadania każdego z oficerów. Większość z nich ubrana była, na wzór samego Rosarium, w czerwone mundury, lecz kilku z nich zjawiło się po cywilnemu, a między nimi również stojący przed Cynthią fioletowy mag. Jemu to właśnie, na oczach wszystkich gwardzistów, którzy tego dnia mieli strzec bezpieczeństwa Arystokraty i wszystkich jego gości, powierzono sprawowanie pieczy nad ukrytym ostrzem gospodarza. Zadanie to, niezwykle trudne ze względu na spore rozproszenie pomiędzy poszczególnymi jednostkami i brak możliwości dowodzenia w tradycyjny sposób musiało być powierzone wyjątkowo uzdolnionemu dowódcy, nic więc dziwnego, że padło na osobę nie tylko zasłużoną, ale i powszechnie w arcyksiążęcych szeregach znaną.
    Do wzbudzenia podejrzeń wystarczyło samo opuszczenie wyznaczonych posterunków przez jednego z gwardzistów, co nie nastąpiło nawet kiedy kilka Ratuszowych okien została wybita przez Sophię, połączone z bardzo ogólnikową wypowiedzią, która tak wyraziście miała coś ukryć, że czarny słoń próbujący ukryć się na pokrytym śniegiem polu nie byłby bardziej widoczny.
    Do już istniejących podejrzeń dodając nagłą zmianę zdania, próbę ucieczki i okazanie niepasującego do zawodowego żołnierza nieogarnięcia, możemy otrzymać prosty przepis na szpiega czy innego szkodnika, który w przebraniu stara się bądź to zasiać odrobinę chaosu na przyjęciu, bądź wykraść informacje, które nie powinny wypłynąć poza pewien krąg osób.
    Agis, tak nazywał się mag, o którego strój tak liczne były spory, niektóre nawet nadmiernie bolesne spojrzał w stronę stojących niedaleko gości i dla nich głównie, ażeby sytuacji nie zinterpretowali opacznie, głośno powiedział do Cynthii:
    - W imieniu Gwardii Arcyksiążęcej rozkazuję Ci wyjawić prawdziwą tożsamość i przyczynę jej ukrywania.
    Jak wspominałem wcześniej, celem było głównie zwrócenie się do gości, a także znajdujących się najbliżej gwardzistów, gdyby pochwycenie szpiega okazało się nadmierne trudne.

    Sofia
    Park robił w istocie niemałe wrażenie, był tak niedaleko od pełnego ludzi placu i świateł, był przeciwieństwem placu ratuszowego. Liczne drzewa dumnie wznosiły się ponad krętymi dróżkami, oświetlone jedynie przez latarnie rozmieszczone co kilkanaście metrów, przy ławkach. Właściwie zupełny brak ludzi, poza gwardzistami, którzy i tutaj stali blokując wejścia i dwójką ludzi, stojących gdzieś za ogromną wierzbą i rozmawiających o jakimś Adamie. Jeden z tych głosów najpewniej należał do kobiety, drugi z kolei był jakby wyjęty z gnoma, skrzata czy innej małej istoty, która w pisku wypowiada każde słowo, lecz zdecydowanie był to głos mężczyzny. Może gdzieś wśród drzew ukrywało się więcej ludzi. Sofia mogła tylko się tego domyślać, przez krótką chwilę, w której sama stała na brukowanej ścieżce. Szybko, bo nim minęło piętnaście sekund, za nią pojawił się i kapelusznik, dotąd nazywany Setnym Dniem, a teraz uśmiechający się podejrzanie.
    Milczenie trwało minutę, może jeszcze jej połowę, lecz było nieznośne, szczególnie, że w tym czasie kapelusznik stał wyprostowany, bez ruchu przez te wszystkie chwile, jakby był posągiem, jak gdyby nagle z pamięci wyleciało mu,że jest żywą istotą i powinien był się ruszać. Nie chodzi tutaj o normalny stan bezruchu, w którym mrugnie oko, czy poruszy się palec, albo chociaż pojawi się ledwo dostrzegalny ślad oddechu. Mam na myśli absolutny bezruch, po którym nastąpiło nieoczekiwane klaśnięcie w dłonie i słowa:
    - To o czym my? A tak! Masz przyjemność z! - Niemal wykrzyczał te słowa, po czym jego głos w jednej sekundzie zmienił się nieoczekiwanie na szept. - Paladiuszem Merchapeau pierwszym kapelusznikiem Miasta Lalek, a już na pewno osobą niezwykle zainteresowaną losem tej wspaniałej osady!
    Tutaj przerwał. Nieoczekiwanie skierował się na ławkę. Usiadł na niej i od razu też odchylił głowę, tak że ta wylądowała w ozdobnym krzewie, wśród białych kwiatów. Ruchem ręki zaprosił Sofię, żeby i ta usiadła, choć braki komunikacyjne nie pozwoliły mu wyjaśnić, czy ma zrobić to co on, czy po prostu zająć miejsce na ławce.
    _________________

    *****
    Rozalina
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 5 Sierpień 2014, 21:40   

    Bardzo wasz przepraszam za nagłe zniknięcie. Jednak wracam do gry i to się już nie powtórzy c:

    Krew. Tyle jedynie pamiętała. Potem jej spadające ciało na bruk karnawałowego rynku. I ciemność, głęboka ciemność, w której płynęła. Wydawało jej się, że trwało to tysiące lat. Czerń zaczęła przybierać odcienie szarości, aż w końcu stała się bielą.
    Przebudziła się w pokoju znajdującym się w ratuszu. W momencie, gdy jakaś kobieta zaatakowała Arcyksięcia, ona sama zemdlała i została przeniesiona do strażników. Zganiła się w myślach za okazanie słabości w takiej chwili, jeszcze przed gośćmi! Powinna jeszcze poleżeć, co najmniej kilka minut, ale przypomniała sobie o swoim mężu. Zadźganym mężu...
    Wstała z kanapy zbyt energicznie i trochę zakręciło jej się w głowie. Oparła się o stolik, na którym była szklanka wody. Spadła i rozbiła się. Arystokratka zignorowała ten fakt. Musi znaleźć swojego ukochanego męża. Rozejrzała się w poszukiwaniu za drzwiami. Zauważyła je od razu, ale także brak strażników. Potem pomyślała, że wszyscy strażnicy zostali odesłani na plac, by uspokoić gości.
    Obudziło się w niej poczucie winy, gdyż sama to powinna zrobić. Ale przecież może to zrobić trochę później. Musi się dowiedzieć, gdzie jest Agasharr. Wyszła... a raczej wybiegła z pokoju nadal trochę zamroczona. Zauważyła strażnika, do którego podbiegła, trzymając w dłoniach fałdy swojej sukni.
    - Gdzie jest Arcyksiążę? Co się z nim stało?!
    Strażnik trochę zdziwiony jej obecnością, odpowiedział prędko tylko na pierwsze pytanie, ale napomknął coś, że nie powinna tam iść. Ona jednak już zmierzała do miejsca, w którym powinna spotkać swojego męża. Lawirowała pomiędzy strażnikami, większość z nich próbowała ją zatrzymać - byli oni zbyt delikatni, mówiąc "Arcyksiężno, nie powinna pani odpoczywać?". Ignorowała ich po prostu i szła dalej.
    Zobaczyła w końcu drzwi do sali tronowej. I dużą ilość strażników. Zauważyli ją, gdy ona znajdowała się dziesięć metrów od nich.
    - Przepuścić mnie! - zawołała stanowczym głosem. Spoglądając na nią, nie można było dostrzec tego dorosłego dziecka, którym była. Jednak żaden strażnik nie zareagował. Stała już przed nimi i puściła swoją suknię. W jej oczach można było zobaczyć iskry gniewu - Dlaczego nie wypełniacie rozkazu? - zapytała z nutką grozy.
    Z grupy wystąpił strażnik z wyższą rangą.
    - Otrzymaliśmy rozkaz od Arcyksięcia, by nie wpuścić Arcyksiężnej do sali tronowej.
    Nie zareagowała w żaden sposób. Nie od razu. Zaczęła po prostu obserwować podłogę. Doskonale wiedziała, że jedyną osobą, która była wyżej od niej w hierarchii, znajdowała się za tymi drzwiami. Jej oczy zaczęły się szklić. Jej niewiedza dobijała ją. Zaczęła na siłę przepychać się przez strażników, byleby tylko dostać się do środka.
    - Przepuście mnie! Nie rozumiecie, że muszę się z nim zobaczyć? Nawet nie wiem jaki jest jego stan!
    Jej głos był łamliwy, mógł chwycić za serca, ale czy strażników?
    Cynthia Summers
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Sierpień 2014, 20:51   

    Szpieg nie jest, wbrew każdym pozorom, szkodnikiem. Ten pierwszy nigdy nie działa na szkodę, nigdy bezpośrednio. On działa w ukryciu, z harmonią. Szpieguje dopóty, dopóki ma taką możliwość i chce się w tym zawodzie trudnić. Szkodnik natomiast niszczy po to, by niszczyć, zazwyczaj bez celu, ewentualnie niszczy po to, by zabierać dla siebie tereny. Zatem Cindy nie jest żadną z tych osób, a każdą z nich po części. I nawet jeszcze więcej.
    Na pewno wdepnął w niezłe bagno, wręcz w gnojówkę, ale czy to ma oznaczać, że się podda? Czy to ma już postawić go w szeregu najgorszych zbirów, zdrajców i stracić w niedzielne popołudnie przez zawiśnięcie?
    Nie. To ma oznaczać, że wszystko jest zaplanowane, a tylko prędkie pojmanie go i zabranie do budynku ma być jedyną słuszną drogą. Bo przecież czas przemiany będzie wkrótce mijał.
    - W imieniu naszej gwardii mów ciszej i pośpiesz się, zanim będzie zbyt późno. - Odrzekł cicho, ledwie słyszalnie, udając, że kątem oka obserwuje okoliczne budynki. - ...zanim mój obserwator zacznie coś podejrzewać.
    Powoli awaryjny plan formował się, a brzmiał on następująco: udać, że uznaję go za cywila, by zechciał mieć wobec mnie wrogie zamiary, a następnie poprosić o większą dyskrecję i kontynuowanie tego, co ustawa w takiej sytuacji przewiduje. A co przewiduje? Tego się tylko mógł domyślać.
    - tylko delikatnie, proszę... Będę ci potrzebny w pełni zdrowia.
    Na tym zakończył to przedstawienie, oczekując, że jak szybko sytuacja wynikła, tak szybko sama po sobie posprząta. A gdyby jednak jego prośby miałyby zostać niespełnione... Wtenczas bój się gniewu nieobliczalnej osobistości, Panie Agisie, bo zła Cindy nie lubi gdy jej plan zostaje z przymusu zaniedbany.
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 27 Sierpień 2014, 19:06   

    Chwali Ci się to, nadobny Tyku, bo w takim razie jakbyś napisał trzy posty, podczas gdy ja – choć Twój tekst mam od ponad tygodnia – nie potrafiłam się zebrać do nakreślenia ni jednej linijki. Choć cały szkielet tkwi mi w głowie, a na wspomnienie scen i słów szczerzę się do kwiatków, gdy siadam wieczorem do komputera wszystkie myśli w popłochu pierzchają. I nawet garczek kisielu i ulubiony album RED w słuchawkach, jak teraz, nie są w stanie zapobiec tej niegodziwej ucieczce, wybacz mi.

    Nie mogła się postawić w roli obrończyni ładu, bo obecnie Kraina ładu nie posiada – i to czyni ją tak pięknie dziką. Trwałaby sobie w ten sposób pewnie jeszcze tysiącami lat, gdyby nie zmienne w postaci na przykład chciwych Ludzi z MORII lub nadętego ego z Różanego Pałacu.
    Obecnie Mieszkańcy pragną jedynie zabawy, jednak i wcześniej radowali się urządzanymi przez arcyksięcia balami i piknikami. A skoro Rosarium chce dać im właśnie to, czego pragną, czemu porzuca zajęcia, które wychodzą mu najlepiej – organizowanie przyjęć – i okazuje się równie łakomy i żądny ekspansji zakresu swojej władzy co Organizacja? Nikt nie przeczy, że udogodnienia wymyślone i zbudowane arcyksiążęcą ręką postawią życie Lustra na jeszcze wyższym poziomie, jednak sama monopolizacja Krainy jest nie do przyjęcia. Monopolizacja z próbą zupełnego przejęcia władzy – do czego właśnie przed chwilą Upiorny się przyznał – tym bardziej.

    Gdyby argumentacja Akrobatki była tak dziecinna i desperacka jak stwierdził, arcyksiąze powinien zrównać ją z poziomem gruntu z taką samą łatwością, z jaką kiwa ręką służbie na otwarcie drzwi czy podanie kolejnego dania. On zaś uśmiecha się tylko kpiąco i brzęczy ironią, jakby ta miała być niepodważalnym dowodem. Cóż, jak mówią, sarkazm jest bronią ludzi ubogich w wyobraźnię.
    A może tak go ubódł ten „głuchy ignorant”? Nasz paniczyk ma delikatne uczucia. O rety, rety.
    – Ktokolwiek – uśmiechnęła się lekko, zupełnie nie na miejscu, rozkoszując własnymi myślami.
    Kontry (trzeci raz?) o tym, że Rosarium posiadał już absolutną władzę na swoich włościach i dlatego jej żądza nie jest motywem pominę, bo mnie akurat powtarzanie w koło Macieju tych samych argumentów nie bawi. Zapytam tylko o jedno: skoro faktycznie miał już wcześniej środki do zagarnięcia władzy w Krainie, dlaczego dopiero przed Sophie, przed niedoszłym zabójcą, właśnie teraz, ujawnił chęć zjednoczenia Lustra i działania w kierunku zniszczenia MORII? Czemu wcześniej nie szukał poparcia wśród ludu, nie gromadził utalentowanych istot, których moce i zdolności mógłby wykorzystać?
    Ojej, powinnyśmy się czuć wyróżnione, że akurat nam to wszystko mówi? Jad w tonie Folly pewnie przepaliłby na wskroś stół z hartowanej stali.

    – Czy w takim razie byłbyś uprzejmy mnie rozwiązać, jeśli mogę tak to ująć? Skoro nie jestem więźniem? – Przesunęła spojrzeniem po otaczającym ją cielsku gada, po czym powróciła do szkarłatnych tęczówek Upiornego.
    Ależ ona wierzyła, że można ją unieruchomić. Nie, w zasadzie nie: ciężko byłoby skrępować ją bardziej niż już była. Wiedziała też, że cierpliwość mężczyzny kiedyś się skończy, szczególnie pomna jego temperamentu, i jedno słowo nie to i już zatańczy danse macabre z płomieniami. Nie znaczyło to jednak, że nie zdążyłaby w chwili, gdy poczułaby zaciskające się sploty węża, zrobić jeszcze pożegnalnej rozróby, w której w ostatnią podróż zabrałaby i arcyksięcia. Dotąd wstrzymywała się, bo chciała przeżyć. Jednak człowiek, który nie ma do stracenia nic... – W ramach zabezpieczenia możesz pozwolić zabrać strażnikom mój sztylet. – Krótki ruch podbródka w kierunku noża nadal tkwiącego jej koło ucha. 
    Favoloso. Ze sztyletem to może przesada, nie musiałaś zwracać na niego uwagi, może miałybyśmy okazję go użyć, ale i tak jest dobrze jeśli nas rozwiążą.
    – I moja torebka, jeśli łaska. Z C25 w środku. Nie wątpię, że wyjęliście naboje, jednak samą broń chciałabym odzyskać – nawet nie masz pojęcia jak trudno kupić legalnie tak mały pistolet. A jeśli strzykawki zostały opróżnione, ktoś z was będzie mi wisiał po fiolce midazolamu i morfiny.
    Moja bezczelna krew! Folly z aprobatą, energicznie pokiwała głową. Znaczy, pokiwałaby, gdyby ją miała.
    – Oczami i uszami mówisz... Puszczasz mnie wolno i proponujesz sojusz. Skąd ta wielkoduszność?
    Była świadoma, że dwukrotnie została pozbawiona już przytomności, i że podczas tych okresów można było szybko zakończyć jej siedemnastoletnie życie (ale wtedy gdzie honor arystokracji?), a mimo to Upiorny zdecydował się ją wypuścić. Na skórze czuła mrowienie wywołane paranoją. Szukała haczyka, szukała kruczka, bo to nie były słowa pasujące do arystokraty, którego wyobrazenie miala. Idea krzesla i krzeslo jako przedmiot, tak to szlo?
    Młoda, wyrabiasz się! – Akrobatka niemal czuła szeroki, wyrażający dumę uśmiech drugiej kobiety. – Jeszcze chwila i sama uwierzę, że...
    – ...jeśli mieszkańcami Krainy będziesz się tak samo przejmował jak strażnikami, których skrzywdziłam, to naprawdę przyda się ci ktoś z odrobiną empatii – stwierdziła z przewrotną, tak charakterystyczną dla niej logiką i z krzywym uśmieszkiem.
    Czyś ty ocipiała!?
    – Och, oczywiście, że twoi medycy mogą być tak zdolni, że nie potrzebują żadnych informacji o chorobie – spojrzała drwiąco – a i tak ją uleczą. Może być tak, że gdy byłam nieprzytomna, konsultowano się z tobą w ich sprawie. Mogło być tak, że któryś był w na tyle dobrym stanie, iż powiedział co go zraniło. Mogło być i na dziesiątki innych sposobów, niemniej chociażby dla pewności, jeśli podchodzimy do sprawy optymistycznie – ponownie zabujała obutą w zamsz stopą w takt muzyki zza okien – powinno się mnie wypytać co i jak zrobiłam, bo nie wątpię, że ze strażników nagle nienawidzących własnego Arcyksięcia przyjdzie ci wiele. O niewidocznych, jak cholera bolących poparzeniach czy skrzywionej psychice nie wspominam, bo przyjęliśmy ten najbardziej pogodny scenariusz, prawda? Ale nie. Wymieniłeś zepsutych żołnierzyków na nowych, i to się liczy.
    Nie wiedziała w zasadzie co chce wskórać. Zarzuty były bardziej niż zasadne, szczególnie, że Rosarium naprawdę nie mógł mieć pojęcia jak na dłuższą metę pomóc swoim strażnikom – nie było dwóch takich samych mocy w Krainie, nie było dwóch takich samych iluzji, a nie wiedział przecież jak działają jej nakładki – a jego ignorancja w tej sprawie tylko przysparzała szkód. Czemu jednak z całego legionu słów wybrała tak kąśliwe? Chciała się odegrać, mieć choć cień przewagi, skraweczek swojego niezdobytego pola, nawet za cenę ponownego już rozgniewania człowieka, na którego łasce i niełasce ciągle była?
    Złość rozgorzała w dziewczynie ponownie, tym razem skierowana była jednak ku samej sobie. Obecność Folly odbierała Akrobatce tak swoisty jej racjonalny osąd i zimną krew. Stalowe nerwy nagrzewały się w płomieniu szaleństwa i słabiej niż zwykle trzymały na wodzy dumę i junactwo, jej spadek po Upiornych. Jednak... ktoś tak porywczy jak przywódczyni Anarchs? To się, słodki chłopcze, zdziwisz.
    Och, Bugs, jaka ty jesteś bezdennie głupia, westchnęła w duchu.

    Dobra, kłamałam. Powodem mojej opieszałości w dużej części była i jest książka, a w zasadzie teraz już dwie. Mogłam sobie bowiem wybrać grę o tron i niestety górą nie była ta tutaj. Przepraszam, Tyku.
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 29 Sierpień 2014, 04:10   

    Zmuszony przez zniszczenie moich światłych planów, które w w istocie były zwykłą ucieczką, a także zatrwożony wizją realizacji niebyłej groźby usunięcia jednej z tak istotnych dla forum postaci, pomimo braku niebieskich kwiatków i możliwości zabrania się za cokolwiek innego niż kreatywne unikanie odpisu, postanowiłem w końcu odpisać.

    Nie można winić Arystokraty, że dotąd pozwalał wszystkim mieszkańcom cieszyć się wolnością, licząc że każdy będzie na tyle zaradny, by samemu zabezpieczyć się przed wrogimi organizacjami, a nikt nie zapragnie zmieniać świata przez samowolne wymierzanie sprawiedliwości w najmniej z eleganckich sposobów, czyli przez morderstwo. Niestety jak okazuje się nie wystarczy tylko umilać życia mieszkańcom przez organizowanie balów, uczt, budowę kolei i opiekę nad tymi, którzy o nią poprosili. Przeświadczenie jednak, że to jest wystarczające pozwoliło uspokoić poczucie obowiązku wobec Krainy i powstrzymanie się od sięgnięcia po władzę.
    Wszystko zmieniło się, kiedy okazało się, że jego siostra nie radzi sobie z prowadzeniem wielkiej polityki. Oczywiście nie można liczyć, że Rosarium zapragnął porzucić wygodne życie lokalnego despoty, tylko dlatego, że jego siostrzyczka potrzebuje pomocy. Szczególnie że ona nie potrzebowała pomocy militarnej, to jej własna słabość, a nie słabość organizacji była problemem. Osłabienie jednak Stowarzyszenie, między innymi przez problemy na samym jej szczycie szkodziło jednak Krainie Luster. W końcu skoro Stowarzyszenie nie jest w stanie dość skutecznie walczyć z MORIĄ, to czy nie oznaczałoby to zagrożenia dla interesów Krainy Luster, a także interesów samego Rosarium? Czy nie byłby to sygnał, że należy porzucić wygody i zasiąść na tronie?
    Na temat tego co Rosarium robił, żeby się do wojny przygotować można rozmawiać naprawdę długo. Zanim jednak odpowiem, chciałbym wiedzieć dlaczego twierdzisz, że tego nie robił?
    Arcyksiążę słuchał słów Sophie ze spokojem, zadziwiającym jak na ich treść. Niestety Sophie, która się odzywa często zachowuje się jeszcze mniej rozważnie niż Sophie milcząca i udająca lunatyczkę. Z drugiej strony zrozumiałe było, że chciała chociaż w ten sposób - bezczelnością - wynagrodzić sobie sytuację, w której jest na przegranej pozycji. Rozwiązanie jej niewiele by zmieniło, w końcu była daleko Arcyksięcia, na tyle daleko, że możliwości ataku nie było już wcale tak wiele. Toteż ręką rozkazał wężowi zejść z Sophie.
    - Sądzę, że skoro mamy sobie ufać, nie mam powodu, żeby odbierać Ci zabawki. Przy negocjacjach jednak ani nóż, ani tym bardziej pistolet nie są potrzebne, nakaże zatem moim gwardzistom przygotować dla Ciebie twoje rzeczy, po negocjacjach zwrócę Ci je i bez względu na wynik, wypuszczę Cię wolno.
    Wysłuchał jej wypowiedzi o strażnikach bez wtrąceń, choć przez cały czas pragnął jej wyjaśnić, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. O ile iluzja potrafi być niezwykle potężna i czasem górować nad rzeczywistością, jakby sama będąc źródłem zaburzeń psychicznych, to skoro nie ma źródła w realnych doznaniach, wystarczy wymazać myśl, a i wszelkie efekty tej myśli znikną. Nie potrzeba było do tego konsultacji, a użycie przez Sophie iluzji było pewne. Nie tylko z powodu, że pomocy Rosarium udzielili Strażnicy potrafiący z taką mocą walczyć, lecz również ze względu na nieracjonalność zachowań gwardzistów, którzy zachowywali się jakby płonęli, pomimo że nawet najdrobniejszy płomień nie pojawił się na ich ciele.
    Istotniejsze pytanie byłoby jednak dlaczego Sophie postanowiła ich poświęcić? Przecież byli ofiarami jej planu. Nie użyła na nich iluzji, żeby wyeliminować ich z walki, lecz tylko dlatego, że pragnęła dostać się do Rosarium. Wszelkie zarzuty z jej strony o brak opieki nad żołnierzami brzmiały dość zabawnie. Szczególnie, że nie miała pojęcia co takiego Arcyksiążę z nimi uczynił. Pomińmy też całkowicie fakt, że lekarze bardzo rzadko sami doprowadzają pacjentów do złego stanu (pomińmy błędy lekarskie i oczywistą niechęć do pacjenta), a najczęściej pomimo to są zdolni leczyć chorobę. Po drugie bardzo często człowiek używa broni, której działanie nie jest dla niego do końca jasne, nie mówiąc już o odwróceniu skutków jej użycia. Toteż pytanie Sophie nie było celowe, a przynajmniej nie, kiedy gwardyjscy medycy sami sobie poradzili z problemem.
    - Na pewno będą wdzięczni za twoją troskę, jeśli chcesz jeszcze dziś możesz ich zobaczyć i przekonać się, że stan ich nie wymaga poprawy, a z tego co wiem, to i puścili w niepamięć wyrządzone im z twojej ręki krzywdy.
    Młody wiek Sophie był nazbyt widoczny! W końcu czy ona właśnie nie bawiła się w przepychanki z Arcyksięciem, zamiast zająć się polityką i dobrem Krainy? Rosarium mówił dalej:
    - Jak mówiłem wcześniej, jeżeli tylko zachowasz się racjonalnie i nie będziesz ponownie próbować pozbawić mnie życia, to wypuszczę Cię niezależnie od tego, czy przyjmiesz moją ofertę, czy też ją odrzucisz. Chcę żeby twoja decyzja nie była dyktowana niczym innym, jak tylko wolą przyłączenia się do mojego planu. Zapraszam Cię zatem do negocjacji, nie jako więźnia, czy zamachowca, lecz jako posła chronionego immunitetem.
    Oczywiście można stwierdzić, że jest to jedynie pusta deklaracja, że Rosarium tak naprawdę ma zamiar nie dopuścić do ucieczki Sophie, gdyby ta odrzuciła jego ofertę. Tak naprawdę jednak to nie wchodziło w grę, w końcu straciłby wtedy szacunek w oczach własnych gwardzistów, a ponadto nie zachowałby się jak osoba, która ma władać całą Krainą. Z drugiej strony i Sophie nie mogła sobie pozwolić na zabicie go. Nawet najbardziej podstępny atak, który zakończyłby się śmiercią Arcyksięcia w oczach ludu byłby zbrodnią. Po pierwsze dlatego, że wyeliminowałaby osobę, która dotąd wiele razy już przychodziła Mieszkańcom z pomocą, czy to przyjmując ich na swój dwór, czy też zapewniając im odrobinę zabawy, a ostatnia ułatwiając ich życie. Po drugie ze względu na złamanie wszelkich protokołów dyplomatycznych i zdradę, za którą dostałaby honorowe miejsce obok Lucka. Zdecydowanie zatem nie byłoby z jej strony rozsądnym ponownie atakować Arcyksięcia.
    - Jeżeli więc nie masz nic przeciwko i jesteś gotowa przystąpić do rozmów, to przejdź przez drzwi znajdujące się pode mną, którymi dojdziesz do pokoju, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać przy herbacie o tak ważnych tematach jak przyszłość Krainy.
    Długo trwały konsultacje, zarówno z Sophie jak i z Liskiem, co do tego jak wszystko powinno przebiegać. Ustaliliśmy jednak, że skoro i tak mam zamiar przejść z Sophie do innego pokoju, gdzie mógłby być stół do negocjacji, co przecież było już planowane od dawna, to żeby nie wymyślać niepotrzebnych npc, mnożąc w ten sposób byty, za co Ockham się w grobie przewraca, po prostu spotkam się z Rozaliną i udamy się do odpowiedniego pokoju na rozmowy, gdzie już będzie czekała Sophie, która zajmie miejsce wskazane przez strażnika
    Wracajmy do narracji. Gdy tylko białowłosy zobaczył, że Sophie zaczyna iść w stronę wskazanego jej pomieszczenia, do którego drzwi były pod nim, to samemu przeszedł przez znajdujące się za nim drzwi i od razu też zauważył białowłosą stojącą z przejętą minką i spuszczonymi oczami, bo jej nie przepuszczono dalej.
    Widząc ją, uśmiechnął się i skierował się w jej stronę, wyciągając przy tym dłoń do niej, tak jakby chciał ją przytulić, co też się w niedługim czasie stanie, jeżeli ze strony żony nie spotka się ze sprzeciwem i egzaltowanym tupaniem nóżką.
    - Najdroższa! Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej i wybaczysz mi, że przez nieuwagę pozwoliłem, aby nasze plany realizował ktoś inny. - Po tych słowach w końcu stanął przy niej i objął ją delikatnie, stając prostopadle do niej, drogą zaś rękę ułożył na jej delikatnym policzku.
    Nie warto nawet pytać dlaczego on przepraszał. Hipotez może być wiele, od troski o ukochaną, aż po nadmierne wzięcie sobie do serce stereotypów na temat kobiet i uznanie, że choćby wina tkwiła w osobie trzeciej lub sile wyższej, to odpowiedzialność i tak on sam będzie ponosił. Odmiennie niż w prawie cywilnym, czy nawet karnym! To znaczy wszędzie jest odpowiedzialność za osobę trzecią, ale tylko w ograniczonym wymiarze i na pewno nie, gdy się o działalności osoby trzeciej nie wiedziało. - Czujesz się już lepiej? - Po tych słowach pocałował ją w skroń, a dłoń z policzka przesunął na jej piękne, białe włosy, które wcale nie podobały mu się tylko przez jego narcyzm, a więc tylko dlatego, że był to również kolor jego włosów. Na miłość jednak na razie nie ma zbyt wiele czasu, toteż szybko jego dłoń cofnęła się z głowy Rozaliny, choć druga wciąż ją obejmowała. Rosarium westchnął cicho, po czym rzekł:
    - Muszę jednak już udać się na dół, gdzie czeka moja niedoszła - miejmy nadzieję tak pozostanie - zabójczyni.
    Tutaj, zgodnie z ustalaniami powinno nastąpić żądanie, tak napisałem o żądaniu Ro, żeby ona poszła na dół wraz z Rosarium. Jednak ze względu na to, że poświęciłem już kilka dni na dodatkowe ustalenia, a nie chcę ponownie mnożyć npc, to odpowiedź Tyka i dalszy dialog z żoną znajdzie się już w kolejnym poście, który napisać będę zmuszony w formie wspomnienia sprzed chwili. Teraz bowiem, nie chcąc żeby Sophie zajęła miejsca i nie miała co robić na dole, muszę skończyć post na tym jak Arcyksiążęca para pojawia się w pokoju przeznaczonym do negocjacji.
    Pokój ten był oczywiście mniejszy od sali tronowej dwukrotnie, a ponadto był niemal idealnie kwadratowy. Na środku pokoju stał duży, okrągły stół, przy którym niegdyś musiała zbierać się rada miejska - co można wnioskować choćby po wieku mebla. W pomieszczeniu było troje drzwi, te którymi weszła Sophie, znajdujące się na przeciwko nich drzwi prowadzące na schody, na wyższe piętro i jeszcze jedne, które nie wiemy jeszcze gdzie prowadziły, lecz znajdowały się na ścianie równoległej do okien, a prostopadłej do poprzednich przejść. Pokój był zdobiony w obrazy przedstawiające miasto lalek nieznanego autorstwa. Oczywiście było w nim kilku strażników, bo tych nie mogło zabraknąć i to właśnie jeden z nich wskazał Sophie jej miejsce przy stole naprzeciwko tego, które chwilę później zajął Rosarium. Co do Rozaliny, to nie chcąc jej w wyborze ograniczać, skoro bezpośrednio w negocjacjach brać udziału nie musi, może ona usiąść bądź to przy Rosarium po jego prawej bądź lewej stronie, bądź to na jednej z ławeczek ustawionych przy ścianach, pod oknami i zapewne kiedyś służących dla osób zainteresowanych obdarowanymi kwestiami, lecz nie będących członkami miejskiej rady. Tak więc Rosarium i Bugs będą siedzieć naprzeciw siebie podczas rozmów i znów mogłoby się wydawać, że ten jest nieprzygotowany i za bardzo jej ufa. Prawda jest jednak taka, że po złożonej jej propozycji musi jej zaufać, inaczej cała współpraca nie miałaby sensu. Oczywiście powodów, dla których może bez strachu siedzieć tak blisko niej jest więcej. Warto jednak tylko odnotować, głównie z powodów humorystycznych, że arcyksiążąt można zabijać zawsze, a więc po co tracić swoją ulubioną torebkę?

    Mam nadzieję, że udało mi się wszystkie nie pomieszać i wybrnąć z dość dziwnej sytuacji, gdzie ani tworzyć npc, ani kazać czekać komukolwiek nie wypada.

    Cynthia
    Szkodnik bardzo rzadko szkodzi bez celu, a właściwie nigdy tak się nie zdarza. Szpieg niezaprzeczalnie jest szkodnikiem, ponieważ zajmuje się zdobywaniem informacji, które zwykle są tajne nie bez powodu i mogą w łatwy sposób komuś zaszkodzić. Rozstrzyganie takich błahych problemów jak definicja cywila, szpiega i szkodnika nie ma jednak żadnego znaczenia. Istotne jest jednak, że Cynthia działa bez głębszego planu, a jej zachowanie jest za każdym razem tak różne, że aż samo prosi się o wzbudzanie podejrzeń.
    Podczas gdy ona próbowała wmówić Gwardziście, że wszystko jest częścią planu, gdy próbowała bawić się w pokazywanie pozornego obserwatora, to z placu balowego wystąpiło kilku ludzi, na tę chwilę siedmiu, przy czym jednak pięciu utworzyło coś jakby półokrąg wokół tej dwójki, ażeby cywile, bądź też stronnicy tego fałszywego gwardzisty nie próbowali się przedostać dalej.
    Członkini Stowarzyszenia odkryła to jednak dość późno, choć i tak niewiele by to zmieniło. Gdy w końcu zdała sobie sprawę, że stojący przed nią niezbyt zważa na jej słowa, a stało się to, gdy kiwnął głową do kogoś stojącego za nią i jak się okazało trzymającego w dłoni pistolet wycelowany w Cynthię. Stał około dwa metry od niej, więc jeżeli nie posiadała zdolności zamiany swojego ciała w motyle, to szanse na uniknięcie trafienia nie były duże. Ubrany był niczym muszkieter, tyle że jego strój miał kolor purpurowy, a maska była czarna. Na głowie nosił szeroki kapelusz z białym piórem. Ostatni, oddalony o około trzy metry uzbrojony był w szpadę, a ubrany naprawdę dziwacznie, bo w żółty garnitur, różowy krawat i zielony kapelusz ozdobiony trzydziestoma amarantowymi piórami. Pozostali stali tyłem do całego zajścia i zajęci byli aktualnie wyjaśnianiem gapiom co tutaj tak właściwie się dzieje i że są oni ludźmi Arcyksięcia. Niektórzy nie chcieli zrozumieć, ale obyło się bez większych przeszkód. Nikt chyba nie chciał ryzykować walki z uzbrojonymi ludźmi dla jakiegoś jednego gwardzisty, który ponadto - wedle zapewnień - wcale nim nie był.
    - W związku z odmową składania zeznań i szpiegostwem ten tutaj zostanie zabrany na przesłuchanie.
    Przemówił raz jeszcze do tłumu, znów głośniej, po czym dodał, tym razem nieco ciszej i już tylko do Cynthii.
    - Idziesz z nami i nie próbuj żadnych sztuczek.
    Po tych słowach przeszedł o trzy kroki w bok, tak żeby ustąpić Cynthii drogi na most aniołów, którędy zapewne mieli przejść. Członkini stowarzyszenia przez całą drogę będzie miała w swoje plecy wycelowany pistolet, a po swojej prawej stronie zawsze Agisa. Początkowo także strażnika w żółtym stroju, lecz jeżeli dotrą do mostu bez żadnych problemów, to przy pierwszym szeregu strażników, stojących na moście, stanie on po lewej stronie Cynthii.
    Dziewczynka, bo nierozważne działanie niezwykle pasuje do tego określenia, została zaprowadzona przez most, aż do pobliskiego budynku, w którego piwnicy znajdował się cel ich wędrówki.
    Gdy znaleźli się już w niewielkim pokoju, gdzie oświetlenie zapewniała tylko stojąca na stole lampa i druga trzymana w dłoni jednego z trzech obecnych tam strażników. Drugi siedział na krześle, za stołem, przy którym posądzono Cynthię, a trzeci rozmawiał z tym pierwszym. Ci, którzy członkinię Czarnej Róży przyprowadzili wyszli z piwnicy, uprzednio informując o zaistniałej sytuacji przesłuchującego. Gdy już wyszli, to mężczyzna zapytał szpiega kim jest. Na razie tylko tyle, jakby na sam początek nie chcąc niczego przydatnego.
    _________________

    *****
    Sofia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Wrzesień 2014, 19:01   

    //Bueh, miesiąc.

    Iście fascynujące jak bardzo naiwne potrafią być pewne osoby. A już zapewne fascynujące może być, jak bardzo naiwna może być osoba, która przeżyła na tym świecie bodajże coś koło stu lat. Takie to wciąż dziecięce, jakby postanowiło odgrodzić się od możliwości zostania dorosłym i wciąż uznawało, że może zaufać pierwszej z brzegu uśmiechającej się osobie. Czyżby takie zachowanie mogło ją zgubić? Ano, mogło. Ale czyżby w tej chwili? Biorąc pod uwagę otaczające ją zamieszki nie byłoby to nic dziwnego.
    Bezruch na prawdę potrafi wprawić istotę humanoidalną, jakże przyzwyczajoną do choćby minimalnych drgań z strony istot żywych. Tylko śmierć, oraz nieżycie - które wbrew pozorom nie jest synonimem śmierci - zamiera w bezruchu, tudzież po prostu nigdy tego ruchu nie podejmuje, bo nie ma jak. Jednak śmierć to coś naturalnego, co prawda drastycznego w pewnych przypadkach, ale jednak wciąż naturalnego. To, co zaobserwowała zdecydowanie nie było naturalne. Dreszcze przebiegły jej wzdłuż kręgosłupa, gdy kolejne zębatki jej umysłu zmieniały swoje położenie. Ostateczny werdykt? Ostrożność, do cholery!
    Same słowa kapelusznika już tak dziwne nie były. Ot, imię równie specyficzne jak większej części krainy, zainteresowania dość neutralne - oczywiście jak na krainę. I jak na kapelusznika. Mogło być gorzej. Ale niech nie będzie, błagam o to jakiekolwiek bóstwo które w tej chwili raczy słuchać! Na przykład MG...
    Uśmiech na jej ustach przez ani chwilę nie zniknął, choć można było odnieść wrażenie, że jest sztucznawy i tkwi tam tylko z przymusu, pod groźbą natychmiastowego rozstrzelania jego rodziny. Lecz gdy ruszyła w kierunku ławki unormował się i przyjął swą naturalną naturalność, jako obronę przed wszystkimi groźbami czy podejrzewaniami. Niestety kłopot w tym, że ciągłe uśmiechanie się w niektórych kręgach jest samo w sobie uznawane za podejrzane.
    I co teraz? Mówić, czy nie mówić? W sumie... I tak jej jeszcze czy też już nikt nie kojarzy.
    - Jestem Sofia z rodu de Meile, marionetkarka zwana obsydianową twórczynią - powiedziała w końcu, podając fakty, które tak w sumie uznała za średnio istotne. Czyli była dobra, ale nie aż tak. Była szlachcianką, ale nie aż taką. Była... różową do szpiku kości panną, która cholernie się bała, że wplątała się w coś dziwnego, przez swoją głupotę. A mówią, że to blondynki są tępe.
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 15 Wrzesień 2014, 19:21   

    Brawo! I to, zaczynając od imienia „Dark”, jest argument. Nie jałowe rozważania o tym, co może, ale nie musi się zdarzyć, bombardowanie historycznymi faktami i postaciami, które w realiach Krainy pełnią funkcję tylko merytoryczną, czy bezsensowne doszukiwanie się faktów, które fabularnie nie istnieją. O, tak jak z przygotowaniem Rosarium do wojny. Owszem, mamy pociąg bojowy Helios, zbudowany całkiem niedawno. Mamy arcyksiążęcą armię i drugą, służących, która nawet jeśli niewiele potrafi, całkiem nieźle posłuży jako mięso armatnie. Mamy... może innych Upiornych, którzy pójdą za tym, który się mieni pierwszym spośród nich. Jeśli zechce im się ruszyć zza bezpiecznych fos. Mamy może ochotników, zwabionych złotem Rosarium, jego ideami, lub może samą jego znaną osobą, którzy się przydadzą lub nie. Jednak prócz dwóch pierwszych, konkretnych argumentów, pozostałe z nich to zaledwie gdybanie. Mamy oczywiście prawdopodobny sojusz z Czarną Różą, jednak większość tych wszystkich poczynań jest lub była tajna.
    Tylko zaraz, jakiej wojny? Wymiana argumentów dotyczyła tego, czy Rosarium mógł już przejąć władzę w Krainie i dlaczego w takim razie tego nie zrobił. Ani słowem nie wspomniałam o wojnie, którą Upiorny chce wytoczyć ludzkiej MORII.
    Moje ciekawość i podejrzliwość zostały więc zaspokojone wraz z pierwszym akapitem i mogę zostawić ten temat, chociaż argumentacja Tyka rozbiła mi całą teorię, w której to Rosarium tak naprawdę to pozbawiona emocji i zdolności odczuwania Marionetka, której wmówiono, że jest Upiornym Arystokratą. Jak inaczej bowiem odczytywać to, iż cała narracja jest od samych początków spokojnym, rozsądnym esejem, zaś reakcje Upiornego sięgają zenitu w zmianie tonu głosu lub zmarszczeniu brwi? Rozumiem, rozumiem, to człowiek, którego nie obejdzie podwójna próba zasztyletowania go, permanentny brak współpracy ze strony jeńca, niszczenie jego mienia, atakowanie jego ludzi, straszenie jego gości i kilka innych zdarzeń, i dlatego brak emocji u swojej osoby kompensuje bezczelnym wykorzystywaniem opisu emocji Sophie, który dodałam, jako że ona jest w stu procentach istotą żyjącą, a więc i czującą, i coś takiego powinno się pojawić, jako że obecna sytuacja jest emocjami wręcz przepełniona.

    Ludzie, którzy są zbyt pewni siebie, bardzo szybko giną. Albo bardzo szybko prawie giną. Przekonała się o tym nie raz ta Akrobatka, przekona się z pewnością i Rosarium.
    Wrażenie spełzania węża z ciała było... bardziej niż niepokojące. Gdyby mogła sobie na to pozwolić, Sophie zatrzęsła by się z odrazy patrząc, jak białe cielsko przesuwa się wokół jej talii, a potem osuwa na podłogę. Obecnie jednak pozwoliła tylko szaleć w swojej głowie Folly, sama zaś uśmiechnęła się zębato i, nadal siedząc na tronie, błyskawicznym ruchem sięgnęła za głowę, zaciskając palce na rękojeści noża w chwili, gdy Rosarium wypowiadał słowo „ufać”. Uśmiechnęła się szerzej i cisnęła nim w lewo, na posadzkę. Nisko, niezbyt mocno, by nie zostało to koniec końców odebrane jako prawdziwy atak, niemniej cisnęła, gdy Rosarium twierdził sobie, że większych możliwości na atak nie ma. Zawsze coś się znajdzie. A dla takiego uparciucha jak Sophie to już szczególnie.
    Wszystko rozegrało się w ciągu mniej niż sekund.
    Sztylet spadł gdzieś w połowie długości sali z głuchym brzdękiem.
    – Niech więc będzie i tak. – Oparła dłonie na podłokietnikach i dźwignęła się bez wysiłku w górę, na własne nogi. Nawet nie próbowała wstawać normalnie, tak była zesztywniała po uścisku węża. Jeszcze by z tego tronu spadła i dopiero by było.
    Uniosła jeszcze na chwilę głowę i spojrzała w oczy Upiornemu. – Moje matowe zabawki zdjęłyby cię z odległości kilometra, w chwili gdy wychodziłbyś z Ratusza, i nikt by się nawet niespodział. Ale nie – potrząsnęła z rozdrażnieniem, ku sobie samej, głową – Bugs wymyśliła sobie, że gdy ktoś ma zginąć z jej ręki, zasługuje, by zginąć twarzą w twarz. Bo w taki sposób jest... – westchnęła, tym kończąc zdanie. – Widzisz, czasem myślę sobie, że jestem tak głupia i lekkomyślna jaką mnie widzisz.
    Resztę wypowiedzi wysłuchała na stojąco, czując w ciele nieprzyjemne mrowienie – przykre wrażenie, które oznajmiało, że życiodajne krążenie wraca. A może to reakcja na kpinę i bezsilność, że nie może mu przyłożyć, jak rozwiązywała większość konfliktów. I, wbrew pozorom, przemocą tą nie kierował gniew, a każdorazowo rozmyślna reakcja dziewczyny.

    Niezachwiana pewność siebie oraz przeświadczenie o racji zawsze po jego stronie zaczynały przypominać Akrobatce pewną osobę, i nie wiedziała, czy ten fakt winien ją cieszyć czy złościć. Na pewno jednak bawił. Niemniej dowodzenie, że drugą mocą Sophie mogła być nie iluzja – która nawet nie jest iluzją w stricte tego słowa znaczeniu, o co swojego czasu toczyliśmy z Noritoshim wieczne spory ¬– a pobudzanie neuronów bólowych na określony sposób czy hipnoza, albo wywoływanie urojeń czy wzbudzanie najgorszych strachów – kto chciałby spłonąć? – nie jest celowe, bo argument po chwili zostałby odbity, z mniejszym lub większym sensem. Taka jest istota dyskusji – każda strona chce być na wierzchu.
    Zaś fakt, że Rosarium te słowne przepychanki dostrzegał i angażował się w nie w równym co i ona stopniu, przywodzi na myśl, że i jego wiek odpowiada wyglądowi.
    Dziewczyna wyeliminowała strażników z walki, żeby dostać się do Rosarium. Przecież to oczywiste. Lub: by dostać się do Upiornego, musiała ich usunąć z drogi. Tak czy inaczej, nie widzę sensu w rozdzielaniu tych zdarzeń, skoro są łańcuchem przyczynowo-skutkowym.
    – Niech zdrowieją – skwitowała. Gdyby miała się przejmować każdym, kogo skrzywdziła, lepiej, by w obawie przed zemstą nie wychodziła z domu... którego generalnie nie miała.

    Przekraczało jej pojmowanie, jak osoba tak wszechstronnie przygotowana do chronienia siebie w jednych aspektach – choćby sztuczka z iluzją na tronie, o którą musiała go później spytać, tak samo jak o fakt, w jaki sposób przeżył bardziej niż pewne przecięcie aorty brzusznej – może tak swobodnie lekceważyć inne. Ona sama, jeszcze jako wychowanka Upiornych, nigdy w życiu nie zaufałaby na słowo osobie, która nie dość, że próbowała ją zgładzić, ale przedstawiła się jako jakiś buntownik przeciw bliżej niezdefiniowanej władzy. Tak lekkomyślne podejście, wierzenie komuś, kto może się daną obietnicą zupełnie nie przejąć, nie potrafiło się wpasować w obraz racjonalnego, rozsądnego Rosarium w głowie Sophie. Nadto mogłaby przyłączyć się do niego, by mieć lepszy doń dostęp i uderzyć w bardziej sprzyjającej chwili...
    Koniec końców przysiadła jeszcze, jakby w zadumaniu, na skrawku tronu, od nowa lustrując arystokratę. Podobno owo spojrzenie o nienaturalnym odcieniu błękitu denerwuje większość populacji, szczególnie wwiercane w rozmówcę z taką intensywnością, ale jeśli kogoś to obchodzi, to raczej nie Sophie. Przez kilka długich sekund mierzyła go wzrokiem, tkwiącego na balkoniku, próbując ogarnąć o co może chodzić, że podjął ryzyko negocjacji z nią nie jako więźniem, ale na równych prawach. Czy odwoływał się do jej, z lekka zgniłego i bardzo wybiórczego u całej rasy Arystokratów, honoru, charakterystycznego od zawsze dla szlachty? Nie była Upiorną, co widać na załączonym obrazku, a Irvette była jeszcze za młoda, by często pokazywały się publicznie, nie wiedział więc jakim rodzajem Stróża jest. Była. Była.
    Czy sądził więc, że skrytobójca zechce uratować swoje życie i dlatego go nie zaatakuje, a przeczeka do końca rozmów i odejdzie? Lub przejmie się opinią ludzi, którzy o prawdziwym sprawcy zamachu nic nie wiedzą, nie znają jego wyglądu, nie mają pojęcia o tożsamości, i poniecha?

    Jeszcze ostatnia sekunda, przeciągłe spojrzenie na tak młodą – niemal jak jej – twarz Rosarium i znów powstała, wygładzając szyfonowe spódnice.
    Dlaczego tak ryzykuje? Wszak mogła blefować, iż jest przywódczynią Anarchs. Mogła być oszalałą z powodu... chociażby kobiecej psychiki jejmością – drogie koleżanki, dobrze wiecie co mam na myśli – i dlatego, jak przypuszczał wcześniej narrator, chcieć zabić arcyksięcia.
    Czy Rosarium faktycznie potrzebuje jej pomocy?
    Czyżby mówił prawdę – na choćby muśnięcie takiej myśli wszystko się w Akrobatce buntowało – i faktycznie szukał sojuszników? Czy mógł być wśród Upiornych wyjątkiem potwierdzającym regułę – nigdy nie rozumiała tego absurdalnego stwierdzenia – i pozostać pośród swojej władzy i potęgi uczciwy oraz prawy? Na tyle, na ile Upiorny Arystokrata jest w stanie, oczywiście. Nie była w stanie ocenić tego teraz, gdy w żyłach huczała jej czysta adrenalina, zaś echo osobowości Folly nadal rezonowało w myślach i słowach. Pójdzie tam teraz – pójdzie, a nadto jeśli by chciał, zabiłby ją już pewnie ze cztery razy – i wysłucha go. Niczego nie traciła, a nawet – Folly w głębi umysłu wzdrygnęła się malowniczo – może mogła zyskać. Pomijając fakt, że idzie na herbatę z osobą, którą przed dwudziestoma minutami chciała uśmiercić.

    Bez sekundy zwłoki, w chwili, w której cofnęła spojrzenie od szkarłatnych tęczówek, ruszyła niespiesznie przed siebie, nie spoglądając już więcej ku Rosarium.
    Popchnięte po przekroczeniu progu drzwi zatrząsnęły się z cichym kliknięciem, a oczom ukazał się kolejny pokój, ponownie obwieszony obrazami. Skrzywiła się niemal niezauważalnie, choć nie wiedziała właściwie z jakiego powodu, bo nie dbała o sztukę czy muzykę. I była przecież świadoma, że znajduje się w metropolii Marionetek i Marionetkarzy, gdzie sztuce hołduje się w taki czy inny sposób. Niemniej dolne piętra Kluczykarium, te, z których korzystała, pełne były ciętych kwiatów i roślin doniczkowych.
    Podeszła do wskazanego jej miejsca, ale, oczywiście, nie usiadła. Zamiast tego przesunęła czubkami palców po wiekowym blacie, mrucząc do siebie słowa, których nie dosłyszał pewnie nawet stojący obok żołnierz:
    – Okrągły stół. Przy jednym budowano, przy innym zdradzano. Ciekawe jak będzie z nami? – Nawet nie zorientowała się, że mimowolnie odzyskała skrawek pamięci: ludzka historia powszechna to nie jest coś, co powinna znać ot tak.
    Zapatrzyła się w szczupłe, wąskie dłonie spoczywające płasko na stole, długie palce o czterech stawach międzypaliczkowych, powód jej nieustannych kompleksów, krótko przycięte, owalne paznokcie. Dłonie równie pewnie trzymające pistolet czy czyjeś gardło, co i karmiące młode wiewiórki uratowane przez Irvette. Dłonie zdolne i do policzka, i do zaplatania skomplikowanego warkocza. Dłonie skrywane w rękawiczkach i dłonie trzymające z życzliwością inne. Cofnęła je, a ciepło ciała zostawiło na chwilę na błyszczącym blacie skroplone ślady.
    Wiedziała, kim jest.

    Odwróciła się do strażnika, pewnie nadal stojącego przy niej, jakby miała uciec albo zacząć szukać broni.
    – Czy mógłbyś znaleźć dla mnie jakiś środek odkażający, czegokolwiek w Lustrze używacie, oraz trochę gazy i bandaż? Nie chcę zakrwawić – zastanowiła się przez chwilę, nim użyła tego tytułu – arcyksięciu antyku, skoro stracił już okna.
    Uniosła nadgarstek w stronę światła, by pod kątem zobaczyć niebieską ranę; wcześniej nie było oczywiście po temu możliwości. Przeżyje.
    Gdy spoczęła w końcu na krześle – ponaglając spojrzeniem żołnierza, jeśli jeszcze się nie ruszył – myśli powędrowały ponownie ku osobie tak przedziwnego Upiornego, jednak nie czas na to. Jeśli – jeśli – mówił prawdę, będzie możliwość, by wszystko w spokoju rozważyć. Na chwilę obecną miała w głowie kilka punktów, przy których kompromis nie wchodził w rachubę, parę pytań i myśl, skrobiącą gdzieś na obrzeżach świadomości, jak gałązka o szybę: jak to rozegrać z samym Anarchs?
    Sofia była gdzieś na terenie balu; włosów w kolorze gumy balonowej, który tak utkwił jej w pamięci w czasie napadu na Szachmiasto, nie pomyliłaby z żadnymi innymi. Być może podejrzewała już, że skrytobójczy atak jak ulał pasuje do Anarchs, ale czy miała podejrzenia o motywy? Czy popierała? Czy ganiła? Czy kontaktowała się niedawno z innymi i wiedziała, że nikt nie planował żadnej akcji?
    Obsydianowa była Rebeliantką dłużej niż Bugs i znała jeszcze rządy Vipera, ale jej motywy też się nieco od jego różniły. To ona mogła być największym sprzymierzeńcem, ale i wrogiem, bo to, co Akrobatka właśnie zamierzała zrobić, było kolaboracją.

    Gdy Rosarium stanął w drzwiach, maska z piór spoczywała na blacie przed Sophie, ona zaś właśnie kończyła rozplatać i tak już potargany walką warkocz; ciężkie sploty opadały kaskadą, teraz jeszcze dużo bardziej falowaną niż zazwyczaj, przykrywając nagie ramiona i barki. Grzywka została uwolniona spod tyranii wsuwek, układając się jak zazwyczaj: na bok, z uporem wpadając do lewego oka.
    Na dźwięk uchylanych drzwi uniosła wzrok. W progu stał nie tylko Rosarium, ale i jego małżonka. Nie była pewna, ale możliwe, że w chwili swojej ucieczki widziała białowłosą upadającą na ziemię. W takim razie ktoś tak malutki i jeszcze o delikatnych nerwach nie stanowi zagrożenia. Nie znaczyło to jednak, że była zadowolona z jej obecności. Upiorny nie uwzględniał żony w planach, które przedstawił Sophie, ona zaś nie miała ochoty, by jej tożsamość została ujawniona kolejnej osobie. Nie zrobiła jednak na razie nic poza niewielkim zmarszczeniem brwi, a gdy się zbliżyli, pochyliła lekko głowę, delikatny ruch, w tę i z powrotem, na powitanie, dodając w kierunku kobiety, zanim Rosarium zdążył się odezwać:
    – Dobry wieczór. Moje nazwisko Esmé Chardonnay.
    Następnie przeniosła wyczekujące spojrzenie na arystokratę.

    Niemniej, i tak przetargowym argumentem, z powodu którego Sophie postawiła pierwszy krok w kierunku drzwi, był argument o ulubionej torebce.
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

    Rozalina
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Październik 2014, 22:33   

    Czekanie leczy. Czekanie zbawia. Ale też czekanie nerwów pozbawia.
    To właśnie się działo z Rozaliną. Nie miała wpływu na strażników, gdy oni spełniają rozkazy jej męża. Tkwiła więc pod tymi drzwiami, za którymi był on - za którego oddałaby nawet życie, gdyby zaszła taka potrzeba. W jej głowie kotłowały się różne myśli - z kim jest? Po co? Co tam się dzieje? Przez swoje nieopanowanie nie pomyślała, że w łatwy sposób by tam się dostała. Wystarczyło zostać niewidzialną.
    Jej awanturniczej i nieopanowanej postawy już nie było. Jej blado różana twarz nie wyrażała żadnych emocji, siedziała z podniesioną głową pokazując światu jaka to ona "opanowana". Na pierwszy rzut oka tak właśnie wyglądała. Jednak uważny obserwator zauważy dłonie, które definitywnie potrzebowały jakiegoś przedmiotu do trzymania, gdyż niedługo na sukni Arcyksiężnej widoczne będą zagniecenia. Można było także wychwycić krótkie momenty, w których wzrok Rozaliny wędruje skrycie w kierunku wrót do tajemniczej komnaty.
    Siedziała na fotelu niedaleko miejsca, w którym odbyła się awantura ze strażnikami. Zadbali o to by ją uspokoić. Pozostawili przy niej dwoje ludzi, którzy mieli dbać o jej bezpieczeństwo (lub bronić bezpieczeństwa innych przed nią - jak kto woli!). Niekiedy pojawiali się służący proponując coś do picia.
    Czekała może dziesięć minut. Tradycyjnie zostanie napisane, że czekała całą wieczność.
    Tajemnicze Wrota otworzyły się. Człowiek, który w nich stanął był dla niej barwami, które sprawiały, że świat stawał się o wiele lepszy i piękniejszy. Na jego widok gwałtownie wstała i splotła swoje dłonie, które były swobodnie opuszczone na dół. Tak bardzo chciała rzucić mu się w ramiona, jednak etykieta zobowiązywała.
    - Martwiłam się o ciebie... - szepnęła do jego torsu, gdy ją przytulił. Zignorowała kompletnie jego wypowiedź, która dla niej nie miała znaczenia. Dotknęła dłonią miejsca, w którym powinna być rana. Jej jednak nie było. Nic z tego wszystkiego nie rozumiała. Długo jednak się nad tym nie rozwodziła. Gdy pocałował jej skroń, poczuła przyjemne mrowienie w tym miejscu - Będąc przy Tobie zawsze czuję się dobrze i szczęśliwie - szepnęła znów, patrząc mu prosto w oczy, gdy on bawił się jej włosami. Ta sytuacja wydała jej się zbyt intymna, nie chciała, by ktokolwiek to słyszał. Na widzenie już nie mogła nic poradzić.
    Poczuła niemiłe ukłucie w sercu na myśl, że mają się ponownie rozstać. Nastąpiło przerażenie, gdy uświadomiła sobie, że zmierza do osoby, która dopuściła się zamachu na jego osobę. Złapała go mocno za dłoń.
    - Nie puszczę Cię - nie mam zamiaru znowu Cię opuścić... Zostawić... z tą osobą. Nie ma mowy. Już raz Cię prawie straciłam.
    Tu jest fragment, który przedstawi Tyk w formie wspomnienia. Zakończy się ono oczywiście wprowadzeniem Arcyksiężnej do pokoju, w którym będą odbywać się negocjacje.
    Weszli do komnaty. Skupiła się całkowicie na jedynej osobie, która w niej się znajdowała. Zapewne nie była zadowolona z jej obecności. Logicznie - Rozalina jej nie ufała jej. Przed zamrożeniem jej powstrzymywał ją tylko jej małżonek. Nie byłby z tego faktu zadowolony. Czuła podwiązkę na swoim lewym udzie, gdzie przymocowany był mały nożyk (Jego fakt został wspomniany w pierwszym poście na balu). Jego obecność jej nie uspokoiła - w razie wypadku jego wyciągnięcie zajmie sporo czasu (Podniesienie fałd sukni działa tutaj na niekorzyść). Zachowała się więc normalnie w stosunku do niej.
    - Arcyksiężna Rozalina Anastazja Rosarium - dygnęła i powiedziała mniej oficjalne - Chociaż Pani persona o tym fakcie zapewne wie.

    // Uzgodniliśmy z Tykiem, że nie będziecie musieli czekać na moje posty w czasie negocjacji. Jest to spowodowane moją słabą frekwencją i nie chcąc was blokować będę pisała wtedy, kiedy będę wstanie to zrobić. //
    Cynthia Summers
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Październik 2014, 23:54   

    Nie o taki scenariusz śniła ubiegłej nocy, nie o byciu pojmaną. Okrąg utworzony wokoło był jej zmorą, a ich światłem, radością, uwielbieniem prawa, zwycięstwem.
    Rozkwitł sukces armii arcyksiążęcej, bo pewien oddział złapał szpiega.
    Prowadzono ją w stronę mostu, pod osłoną narzędzia mordu, wycelowanego w plecy. Zatrzymali się na moście, gdzie Cindy dotknęła murku. Musiało wiele ludzi tędy przechodzić, pomyślała. I wspomniała sobie o widzianym kadrze, jak to zamachowiec ugodził sztyletem władcę. Nie czuła w tym ani kropli zamierzonych przez gwardzistów planów, czerwień obrazka była znacząca.
    Utrzymując kontakt dłoni z kamienną barierką, wypowiedziała szeptem słowa:
    - Niech kamienie przemówią.
    Zamknęła oczy i poczuła nagły przypływ energii. Wiele osób tędy przechodziło, ale nieliczne dotykały tego konkretnego skrawka martwej natury. Siedziała tutaj parę godzin temu Sophie. Od razu powiązała ją z zamachowcem poprzez naturę widzianych kadrów w tych dwóch miejscach. Poznała twarz, zakrytą maską i nie zapomni jej.
    Z transu wyrwali ją straże, prowadząc dalej. Uległa im. I dobrze, bo mogłaby niezłych problemów się narobić, gdyby dalej usilnie próbowała dowiedzieć się kim owa tajemnicza kobieta jest.

    Wprowadzono ją do jednego z pomieszczeń, którego warunki nie były jej obce, a jednocześnie nie należały do lubianych. Światło panoszyło się zbyt blisko jej oczu i jednocześnie zbyt słabo, by dbać o równomierność oświetlenia w pokoju.
    Czuła się zgorszona, czuła się jak owca w stadzie wilków, jak padlina wystawiona na pożarcie.
    Ale nie czuła się gorszą, nie czuła się owcą ani padliną.
    Czuła się niedoceniana, czuła się niedźwiedziem w przebraniu owcy bądź zombie jako pozornie martwe mięso.
    Kącik ust zmierzał ku górze, zbierając się na uśmiech. Kpiący uśmiech.
    Zadano jej pytanie, głupie. Zakpiła, rzecz jasna męskim głosem posiadanego ciała.
    - Żołnierzem, nie widać?
    Standardowo winna być spoliczkowana, zapluta i może jeszcze coś podobnego. Najpewniej pytający powtórzył w jakiś sposób swoją poprzednią kwestie, niekoniecznie używając do tego słów. W międzyczasie poczuła jak jej ciało słabnie i traci przebranie. Westchnęła na myśl zaskoczenia straży. Odparła mu z chęcią:
    - Jestem światłem i cieniem, materią i antymaterią. Jestem wszystkim i niczym.
    ...a z każdym kolejnym słowem jej głos tracił swoją wyrazistość, przekształcał się. Traciła męski głos na rzecz brzmiącego jakby komputerowo, zdeformowanego i kobiecej barwy. Swojego i nieswojego - tego od Antykreatora, od Antyiluzji.
    W międzyczasie jej postura malała, stawała się drobniejsza. Ciężki ubiór zdawał się rozpływać w powietrzu. Gwałtownie odsunęła się krzesłem w tył i powstała z niego, pozwalając mu wywrócić się. Suknia z niczego objawiła się i zafalowała po jej ciele. Podniosła dłoń do twarzy i zrzuciła maskę prosto na stół - owa pękła na dwa fragmenty. Ponownie przemówiła:
    - Jestem posłannictwem mojej Pani. Jestem córką Czarnej Róży, jestem jej Własnością! - Wykrzyczała, szczycąc się ostatnim słowem, jak gdyby miało stanowić największą dumę w jej osobie.
    Głos miała już naturalny, ale pełen gniewu, przesycony nim na kontrast z kolorami roztaczającymi się z jej włosów, pomalowanych oczu, ubioru jak i licznych bransoletek.
    - Za jej wstawiennictwem rozkazuję wam mnie wypuścić.
    I czy tylko jej się pomieszało od bycia maskotką, czy aż tak bardzo chce ich zbajerować, nie można posądzać ją o jakąkolwiek krztę zawahania, stresu czy inne objawy zdezorientowania, jakie powinny się tak młodemu dziewczęciu przytrafić. Była prawdziwa w swojej mowie, nie wątpiła w sukces. Swój sukces, a ich ciemność, ich przegraną, ich smutek.
    Chyba, że pozwolą sobie na jej wybaczenie i wszyscy zapomną o ich błędzie. Wystarczyłby, aby tylko spełnili jej zachciankę, nie wymagała żadnego "przepraszam" czy innych formalności. Nawet rozbita maska jej nie zasmucała - dość miała tej niewygody, choć i tak w przebraniu gwardzisty czuła się jeszcze gorzej.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 21 Październik 2014, 16:18   

    Zachowanie Rosarium, który jak dotąd wykazał się ogromną ostrożnością i dopilnował, by Sophie nie była go w stanie dosięgnąć, rzeczywiście mogło wydawać się lekkomyślne, gdy zaprosił ją do stołu rozmów - puszczając w niepamięć fakt, że ta próbowała go kilkukrotnie już zabić i może, ignorując wszelki rozsądek, próbować to uczynić po raz kolejny. W rzeczywistości jednak ryzyko, które podejmował miało wymiar całkowicie pragmatyczny.
    Zacznijmy od tego, że Anarchs jako organizacja, która nie ma ściśle określonej hierarchii byłaby idealna do wykonywania pewnego rodzaju zadań, przy których struktura anarchistów spisywała się lepiej niż arcyksiążęce legiony. Jeśli jednak mieliby zadania te wykonać, musieli dobrowolnie przyłączyć się do Rosarium, zapominając o dawnych urazach. I tu mamy pierwszy cel zachowania Agasharra, danie przykładu swoim wrogom, że należy sobie wybaczyć dawne urazy.
    Drugi powód to oczywiście przekonanie naszej drogiej Sophie, że może mu zaufać i jeśli deklaruje, że chce z nią rozmawiać jak z sojusznikiem, nie zaś jak z wrogiem, to tak też się stanie. Oparcie tej rozmowy na szczerości i zaufaniu, nawet jeśli kobieta nie ufa Arcyksięciu - którego do niedawna próbowała zabić wszystkimi sposobami - było jedyną drogą do współpracy w przyszłości, jeśli wszystko miałoby pójść po myśli arystokraty.
    Oczywiście istniała możliwość, że Sophie jest oszustką i tak naprawdę o Anarchs tylko gdzieś słyszała. Co oznaczałoby, że jest szalona - no dobrze, odrobinę jest, ale wtedy zaatakowałaby Rosarium dość szybko i zapewne tym samym przekreśliłaby wszelkie swoje szanse na przeżycie. Musiałaby też wykazać się przesadnie sporym arsenałem, który byłby właściwy raczej ciężarówką transportowym dla armii, niż zabójcy.

    Żołnierz w istocie nie ruszył się spełnić prośbę Sophie, nie wybiegł z pomieszczenia, by przynieść jej tak potrzebne do zachowania czystości podczas negocjacji rzeczy. Co nie oznacza, że ją zignorował, rozkazał po prostu przynieść wszystkie wymienione przez Sophie przedmioty jednemu ze strażników, którzy stali przy drzwiach, po czym usiadł na jednej z ławek stojących pod ścianą. Nim jeszcze Rosarium przyszedł do pokoju z żoną, przywódczyni Anarchs mogła zdążyć przyniesione przedmioty wykorzystać, oczywiście o ile odmówiła pomocy, którą w tym zaoferował jej żołnierz. Oczywiście pewnie Sophie nie zaufa komuś, kto mniej razy opatrywał rany i nie dopuści żołnierza do swojej ręki, nawet jeśli miałoby to oznaczać więcej "zabawy". Po wszystkim jednak strażnik wrócił na swój posterunek, a Arcyksiążę wciąż jeszcze się nie zjawiał. Jak on ośmiela się kazać Sophie tyle czekać! Będzie musiał w ramach przeprosin jej dać kwiatka, albo coś... w końcu to kobieta i łatwo nie wybaczy, że się je każe czekać, prawda? (Wybaczcie, musiałem!)

    - Wiem, wiem o tym moja droga, ale niepotrzebnie. - Powiedział cicho zamiast twarzy i szkarłatnych oczu swej żony mając jedynie jej piękne, białe włosy, które niesamowicie przyjemnie tego dnia pachniały, choć może to sprawa przywiązania do tego zapachu, który czuł tak często w czasie, który bez żadnego sprzeciwu może być uznany za miły. Oczywiście nie można odmówić uroku takiej pozycji, jednak czy jego żona musi być tak okrutna, żeby nie pokazywać Arcyksięciu swoich białych ząbków i pokazać, że jest radosna? Oczywiście objął ją swoimi dłońmi, a gdy stwierdziła, że nie wypuści go samego na negocjacje, to tylko przesunął jedną z dłoni na jej włosy, głaszcząc ją po nich i mówiąc cicho do Rozaliny:
    - Jeśli chcesz możesz negocjować warunki razem ze mną, twoja rada na pewno będzie nieoceniona podczas dochodzenia do kompromisu. - Wcale nie powiedział tego dlatego, że Rozalina to kobieta i znacznie łatwiej będzie jej zrozumieć Sophie. Zresztą nawet tak nie myślał, chciał tylko poinformować ją, że liczy na jej radę.

    Po chwili też cała trójka znalazła się już przy okrągłym stole. Trochę czasu zajęło im na wymianę uprzejmości, przemilczenie przez Arcyksięcia faktu, że Sophie skłamała o swojej tożsamości - uznał, że jeśli chce używać takiego imienia, niech tak czyni - zajmowaniu miejsc. Gdy jednak już para Arystokratów siedziała na miejscu naprzeciw przywódczyni Anarchs przyszedł czas na to, co kobieta tak długo próbowała odwlekać przez ponawianie ataków i bardzo widowiskowe tupanie nóżką. Gdyby się nad tym zastanowić to nie mamy tutaj powtórzenia z Jałty, lecz raczej kółko zebrane przy niewielkim stoliczku z pluszakami i bawiące się jak to dzieci mają w zwyczaju.

    Arcyksiążę siedział wygodnie na swoim miejscu, jego ręce oparte były na stole, a dłonie złączone. Spoglądał na przywódczynię Anarchs ze spokojem na twarzy, tym który nie opuszczał go od samego początku. W rzeczywistości jednak sytuacja była niezwykle napięta, w końcu teraz trzeba było przekonać osobę siedzącą przed nim o słuszności swego stanowiska. Nie można też pominąć faktu, że o ile dotychczas Rosarium musiał dbać o bezpieczeństwo własne i strażników, którzy jako żołnierze liczyli się ze śmiercią, to teraz miał również na głowie swoją ukochaną żonę. Wszystko to jednak nie pozwoliło zedrzeć z niego stoickiej maski, jego głos był poważny i pewny.
    - Na wstępie, nim przejdziemy do konkretów, chciałbym zaznaczyć, że celem naszych negocjacji i ewentualnej współpracy jest przede wszystkim dobro Krainy Luster. - Tutaj zrobił krótką przerwę i spojrzał krótko na swoją żonę, później wrócił do Sophie, lecz tylko na chwilę, jego spojrzenie zatrzymało się ostatecznie na jednym ze strażników, najwyższym stopniem z zebranych.
    - Zajmij się naszymi drogimi gośćmi, uspokój ich i wytłumacz, że małe zamieszanie z szybami Ratusza nie było niczym groźnym, - Ponownie spojrzał na przywódczynię anarchistów. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko tuszowaniu twojego przedstawienia. Nie ma potrzeby straszyć gości, niech się bawią. - Z tych słów można już było zrozumieć jak będą wyglądały rządy, które Rosarium ma zamiar zaprowadzić. Mieszkańcy nie muszą wiedzieć o niczym, wszystko dziać się będzie na salonach. Może trochę masońskie metody, z drugiej strony po co mamy ich niepokoić?

    Cynthia
    Bycie zombie rzeczywiście byłoby bardzo stosowne w wypadku członka Stowarzyszenia. Na pewno moje droga siostra zrobiłaby właściwy użytek z takiego stworzenia i za jego pomocą zaprowadziła na świat ludzi prawdziwą apokalipsę.
    Na razie na razie apokalipsą był fakt jak bardzo Cynthia nie rozumiała, że teatralizowanie zupełnie nie wypada w tej sytuacji i dodaje tylko jej zbędnego komizmu. Może gdyby chciała rozbawić gwardzistów i tym samym ich sobie zjednać, to takie zachowania mogłyby przejść, jednak była więźniem, złapanym na tym, że uzurpując sobie bycie arcyksiążęcym strażnikiem próbowała oszukać pilnujących porządku gwardzistów. Przestępstwo to, mając charakter formalny nie wymaga żadnych dalszych skutków. Tym samym musiała się bronić w sposób wyważony i nie mogący być w oczach strażników wzięty za kolejną, nieudolną próbę oszustwa.
    - Jesteś przesłuchiwana. - Dodał żołnierz, tym samym zwieńczając tymi słowami jej długi wywód i na razie nie zapisując nic poza zdaniem "próbuje powołać się na Stowarzyszenie Czarnej Róży". W końcu czy miała jakiekolwiek dowody, że rzeczywiście należy do tej organizacji?
    - Co próbowałaś osiągnąć, oszukując straż. - Spytał po chwili, porzucając całkowicie kwestię Czarnej Róży i uznając, że ta nie jest na razie w żaden sposób istotna. Postawa mówiącego mogła zostać porównana do osoby niezwykle znudzonej swoim życiem, nie przykładającej uwagi do tego, żeby w głosie była choć kropla uczuć. To jest swoista tortura, która polega na tym, że słysząc ten głos oczy same pragną się zamknąć, a umysł oddać się snom. Jeśli ktoś chce przykład takiego głosu, to jutro jestem w stanie go pokazać.
    Na tym jednak pytania się nie zakończyły, padło również kolejne:
    - Twierdzisz, że jesteś ze Stowarzyszenia, jak nazywa się Czarna Róża?
    Spytał w ramach weryfikacji, a raczej tego, czy warto w ogóle kłopotać sojuszników błahymi sprawami.
    _________________

    *****
    Cynthia Summers
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 27 Październik 2014, 18:50   

    Szkoda, że byli tak zapatrzeni w nią, że nie pojmowali wagi sprawy o jakiej mówiła. Teatry? Dajcie lepiej oczom odpocząć, a myślom się przewietrzyć, żołnierze. Ewentualnie poproście o poradę. Domniemany komizm tej postaci zaś nigdy nie występował w jej świadomości. Borze liściasty, najlepiej zmieńcie regulaminy!
    Owszem, to niewymyślone myśli Cynthii, które padłyby gdyby doszły jej słuchu opowieści powyższego narratora. Żaden z nich nie odważył się jej dotknąć, w jej mniemaniu. Jeden przypomniał o przesłuchiwaniu na co tylko prychnęła pod nosem. Doprawdy, dość miała tego przedstawienia i bałaganu który sami sobie czynili, a jej winą obarczali.
    - Oszukiwać straż. Cóż za wyśmienicie wyrafinowany wniosek! - Zawołała poetyckim okrzykiem chwalebnym i raz klasnęła w dłonie, pozostawiając je złączone.
    Pytanie za pytaniem, ciągnące się jak szum po winylu, torturujący słuch kiedy temu znudziła już się wygrywana przez gramofon melodia.
    - Nie śmiem wypowiadać jej imienia na daremno, zatem słuchajcie dobrze, bo powtarzać mogę tylko lubiane przez siebie czyny.
    Oparła się dłońmi o fakturę stołu i skierowała poważny wyraz twarzy na pytającego. Ściszyła głos.
    - Ma Pani jest mroczną osobą. Zwie się... - Następne słowo rzekła tak, by tylko ten przesłuchujący ją usłyszał, a twarz skierowała na blat. - Madeline. - podniosła głowę - I będzie bardzo niezadowolona z faktu, że wam o tym teraz mówię. - wyprostowała się i potarła policzek w zamyśleniu - Zaś co do zarzutu o oszukiwanie... Gdybyście mnie zignorowali i pozwolili działać, oszczędzilibyście sobie problemów. Dostałam zadanie do wykonania, ale widać muszę zmienić metodykę, bo jednego sojusznika więcej w żołnierskich płachtach nie chcecie mieć. Zatem pozwolicie mi wrócić na bal, czy nadal będziecie wywracać oczami na każdą mą zachciankę i udawać ten cholerny spokój z polecenia regulaminów?
    Jeśli miała czegoś w tej chwili pod dostatkiem, to chyba tylko światła w pomieszczeniu. Cierpliwość na wyczerpaniu, a spokój wsiadał w niebawem odjeżdżający pociąg, którego maszynistą były jej chęci tłumaczenia się. Spokój będzie musiał skasować bilet i tym samym zakończy żywot. Zenitu sięgnie jej wściekłość, chyba, że przeciągną to wszystko w czasie i prócz pytań, powiedzą coś twierdząco i zarazem przekonującego Cynthię.
    Choć istnieje też nadzieja, że kolejne pytania nie staną się zielonym światłem dla maszynisty. Słowem: nieprzewidywalność.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 28 Październik 2014, 19:31   

    Cynthia

    Jeśli chodzi o strażnika, który prowadził przesłuchanie Cynthia powiedziała już wszystko co było mu potrzebne. Zadawanie kolejnych pytań było tylko zbędną stratą czasu, szczególnie, że rozmówczyni nie wykazywała się ani rozsądkiem, ani racjonalnością, ani nawet wiedzą o organizacji. W końcu, gdyby było rzeczywiście tak jak mówi i dostała misję od Dark, to wiedziałaby, że nie musi się za nikogo przebierać, że wystarczy powiedzieć skąd przychodzi i uwiarygodnić, że to Czarna Róża ją przysłała. Gdyby jednak nie działała z polecenia Dark, w takim wypadku powoływanie się na bycie członkiem czarnej róży zakrawałoby o hipokryzję. Przede wszystkim jednak to co powiedziała Cynthia wystarczyło by skazać ją na śmierć, a jedyne co ją chroniło to znajomość prawdziwego imienia Czarnej Róży, którego wyjawienie wywoła gniew samej posiadaczki, lecz pozwoli zapewne ocalić Cynthię.
    - Czarna Róża zostanie zawiadomiona o twoich czynach i razem z Arcyksięciem Cię osądzi. - Powiedział strażnik, po czym podniósł nieco głos i skierował swoje słowa do innego, stojącego przy drzwiach. - Zaprowadzić ją do celi.
    _________________

    *****
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 11