• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Osiedle Domków » Mieszkanie Markovskiej
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Luty 2016, 14:21   

    Nie spodziewał się, że ktokolwiek wejdzie do tego pokoju. Przekonywał się raczej ku opcji, w której to on koniec końców będzie musiał przeczołgać się z salonu do kuchni i wycałować stopy każdej z pań, by wszelkie krzywdy zostały mu wybaczone – dlatego właśnie nie zwrócił uwagi na iskrową defiladę przez cały pokój… Zresztą, Duma nawet zbytnio nie przyglądał się salonowi, najważniejszy był widok jego suchych goździków na stole. Prawda jest taka, że nie udało mu się nawet dostrzec Evy, bo jego myśli krążyły po zupełnie innej orbicie – zastanawiał się, jak do cholery ma tam wejść i dalej ukrywać to, jak bardzo dudni mu w łbie i jak wiele myśli i uczuć ma do zamanifestowania, zanim się rozejdą. Norze powiedziałby, że, no, prawie byliby razem, gdyby nie ta ruda, a rudej wypomniałby, że jest ruda i nie wie, czy może jej ufać. Melodramat, który by się tam rozegrał w końcu przez kogoś z tej trójki zostałby spisany i opublikowany, sprzedając się jak ciepłe bułeczki… W końcu pewnie i tak te ogłoszenia skończyłyby się połączeniem sił obozu Iskra i Nora i obie opuściłyby naszego kochanego mądralę… Nie. Na razie nie myśl – słuchaj, czy coś się dzieje.
    W kuchni było cicho, za cicho, dlatego zmarszczył lekko nos. Już-już miał wstać i udać się do kuchni, gotowy na stwierdzanie zgonu jednej z pań…
    Gdyby Eva zadałaby pytania poddające w wątpliwość ich związek Dumie, ten pewnie wzruszyłby ramionami albo zbagatelizował oskarżenia, a następnego dnia pojawiłby się z prezentem – biletami do Tybetu. W końcu to nie kwestia związku niepokoiła go najbardziej – przerażało go to, co będzie trzeba zrobić, by uniknąć tego wszystkiego, co miało teraz miejsce. Co zrobić, by nie było więcej tych Nor kocham, które wszystko psują. Co zrobić, żeby Iskra nie musiała na niego krzyczeć, bo znowu za wtyka nos w nieswoje sprawy… To nie jego wina, że dzisiaj przesadził. Że przyłapała go na tym Nora, że głupio zrobił, że przyszedł tutaj. Nie chciał też w żaden sposób dawać im do zrozumienia, że się obraził – może i te drzwi trzasnęły, ale to nie jego wina, okej?
    Zdawał sobie także doskonale sprawę z tego, że nie był tym, kim być powinien: nie spełniał wymagań do tytułu księcia czyichkolwiek marzeń (poza dumnymi, oczywiście), nie mógł jednym dmuchnięciem zmieść z powierzchni ziemi chatynki choćby z patyków (czy któraś z nich miała takie oczekiwania wobec kogokolwiek?), nie miał rezydencji i dużej ilości pieniędzy (a szkoda, leniu patentowany). Co… wobec tego miał? Pewnie dlatego wciąż nie do końca wierzył w Evę i jej pojawienie się w jego życiu. Z jednej strony mógł to potraktować jako coś dobrego, co powinno się wydarzyć, by zbilansować liczbę zwycięstw i porażek, z drugiej strony życie mogło mu podłożyć pod nogi następną kłodę, którą byłaby strata. Jej ucieczka. Pewnie dlatego, kiedy ramiona rudej otoczyły jego barki poczuł, że jest mu słabo.
    Zrozumiał też, że długo tak nie wytrzyma. Tak, ona chciała go przeprosić, ale… to była zwykła tortura. To nie powinno pójść po jej myśli, tylko według dumnego planu, przecież ona nigdy nie była winna temu, co się działo. Nawet, jeżeli to irracjonalne i nie w porządku – całą winę Duma i tak był gotowy zrzucić na siebie. Syndrom sztokholmski? Może. Jedwabny kwiatek. Dla niego Iskra była postacią żywcem wyjętą z jakiejś bajki i dlatego to wszystko tak bardzo go niepokoiło.
    Always a riddle in the world, she said, always a riddle inside my head, always a thing of wonder the way we come to be.
    Wstał, ale zerwał łańcuch stworzony z jej rąk – tak nie mogło to wyglądać. Nie mogła insynuować, że to ona coś zrobiła. Dwie rzeczy, których nie mógł znieść Duma: politowanie i przebaczenie. Zamiast tego zacisnął swoje dłonie na jej dłoniach, tak, jak zrobił to, gdy prawie go nie uderzyła. Może próbuje obronić się przed następnym ciosem?
    - Nic dziwnego, że grawitacja przestaje ci działać, skoro sama z niej rezygnujesz – mruknął, nie zdradzając choćby cienia uśmiechu, przyglądał się jej jednak uważnie spod lekko przymrużonych powiek. – Mu-muszę ci coś powiedzieć, zanim ty zaczniesz mówić. Moi rodzice nie żyją. Wypiłem za dużo i spotkałem Norę. Potem… przyszedł sms od ciebie. To ja namówiłem ją, żeby tutaj przyszła, bo inaczej bym tutaj nie trafił. Ja… to chyba ja wszystko spieprzyłem.
    Mimo to chłopak wydawał się kompletnie nieświadomy tego, co mówi – może rzeczywiście przyczyną było to, że wierzył w całkowitą niewinność Evy. Nory zresztą też. Niektórym łatwo jest zwalać winę na innych, Lunatykowi nigdy nie sprawiało problemy obwinianie siebie o całe zło świata. W tym przypadku też tak było – dlatego skrzywił się lekko. No i gdzie jest to słynne, dumne ego? Strasznie zmiękł. Albo supeł na języku rozwiązała wódka – wszystko jedno. Ważne było to, że nie wydawał się zbytnio przejęty tym, że zawiódł i dalej krzywił się lekko, jakby na przekór temu, co mówi.
    - Ba… łem się o ciebie… Nie. Boję się nawet teraz. Bardziej, niż wcześniej – zdecydowanie wódka. Nie miękkość. Przełknął ślinę, najwyraźniej (o zgrozo) zdenerwowany tym, że się przyznał. Chwila niezręcznego milczenia i wyprostował się nagle. – Musimy… Pójść do Nory. Potem porozmawiamy o tym. Proszę. Nie chcę, żeby była sama po tym, jak sam ją tutaj przytargałem.
    Chyba zaczyna do niego docierać, jakim idiotą był… albo wciąż nie mówi tego, co myśli. Pewnie obie odpowiedzi są prawidłowe. Problemem było to, że po cichu bał się też siebie i nie chciał w żaden sposób przestraszyć Iskry – stąd eż od razu przedstawienie jej sytuacji, w której się znajduje i czemu wygląda aż tak źle. Niby dumna skóra był bledsza, a oczy jakieś bardziej rozszerzone, ale przyzwyczaił się do tego.
    Nie chciał, by ona się przyzwyczajała, ale naprawdę się bał. Bał się. Boisz się. Znowu. Boi…
    Jesteś taaaki słaby.
    Choć zbladł jeszcze trochę, spojrzenie zielonych oczu złagodniało i nie było już tak skupione na obiektach wszystkich poza jej twarzą – zadziwiające było to, że dopiero teraz odważył się zajrzeć w jej oczy. Wydawał się też bardziej zmęczony, ale i tak szukał aprobaty. Ach, ci desperaci.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 9 Marzec 2016, 01:51   

    Norka mogłaby sobie tak stać i świerknąć bezczynnie, aż nasi bohaterowie pełni chwały oraz nowej nadziei powrócą, by odgadnąć i rozwiązać problemy Pierwszego, Drugiego, Trzeciego i Lustrzanego świata. (Nie)stety, ten padół łez ma to do siebie, a przynajmniej evowy padół łez ma to do siebie, że zbiegi okoliczności dwoją się tu i troją, byleby tylko ruda i jej czcigodni goście (sporadyczni, i już wiemy dlaczego sporadyczni) nie ośmielili się nudzić.
    Kobieta a i owszem, zniknęła za onymi, tajemniczymi odrzwiami, ale nim albinoska zdołałaby się znudzić, namyślić na sałatkę i ruszyć z questem sztućcowym ku czeluściom szuflady czy zebrać jednak swoje jestestwo i z prostych przekręceniem łucznika znów zniknąć z życia Evy, na zewnątrz mieszkania, zdecydowanie na balkonie, coś tąpnęło. Następnie drewniane, przeszklone drzwi zostały z zewnątrz pchnięte i w pełnym swym majestacie wszedł cichutko (bo ktoś odważył się przyciąć mu zrogowaciałe pazury) do salonosypialnicoś sporawy, śnieżnobiały tygrys. Gdyby nie fajka w zębach i ciągnący się za nim słodkawy zapaszek, można by go uznać za wyrośniętego tygrysa syberyjskiego. Jak to zwierzak, natychmiast zwrócił się w stronę obcego zapachu i gdy zobaczył obcą dziewczynę, aż otworzył szerzej oczy. W przeświadczeniu, że mademoiselle wreszcie nawiedziła jakaś koleżanka, a on to teraz zepsuje i znów będzie musiał chować zioło po dziwnych zakamarkach w środku nocy (skoro panienka całe dni wegetuje w mieszkaniu). Dlatego też otworzył natychmiast pysk i swoim najbardziej aksamitnym głosem począł mówić ku Norze, emanując łagodnie mocą:
    – Och, nie, nie! Dzień dobry, witam, panienko! Wcale nie widzi panienka przed sobą gadającego zwierzęcia! Tak naprawdę z balkonu wrócił białowłosy – tu mocną, smukłą dłonią przesunął po bujnych włosach i wpadającej w oczy grzywie – mężczyzna. Zaskoczył ją, oczywiście, ale przecież nie ma w nim niczego strasznego prócz tego zabójczego uśmiechu, którym rozbraja się najtkliwsze dziewczęce serca. – Tu wyżej rzeczony mężczyzna, stojący już w głowie Nory na miejscu tygrysa uśmiechnął się lekko. Postać była dosyć wysoka, barczysta, odziana w kamizelkę z bladobłękitnego jak jego oczy materiału, nałożonego na granatową koszulę. Spodnie i buty były tego samego, ciemnego koloru. – Nosi się trochę staroświecko, ale nie tak wszakże odmiennie, żeby wzbudzić niepokój. Powszechnie wiadomo, że Evangelina miewa dziwnych i cudacznych przyjaciół. Dodatkowo, te rysy twarzy jakby były dalekim echem naszej rudej koleżanki – prawdopodobnie mężczyzna z balkonu to jakiś jej krewny! Także, widzi panienka, nie ma się czego bać, krzyczeć, uciekać czy, na białą herbatę wrzątkiem zalaną, wołać o pomoc. Miło mi panienkę poznać, moje imię to Victor.

    Mogłaby zawołać, że to nie tak!, że Lunatyk wsadza nos w jej sprawy, bo od jakiegoś czasu coraz częściej przyłapywała się na myślach, że w sumie daje mu do tego coraz większe prawo. Problemem jest to, że nie wtyka nosa w sposób, w który powinien! No wyborne. Jeszcze tylko poprosić dla niego o moc czytania w myślach (ale tylko w chwilach, gdy Eva tego zachce; wiecie, taki półautomat aktywowany rudymi falami alfa, delta czy może promieniowaniem jonizującym, które chyba do dziewczyny najlepiej pasuje) i dla niej o przystanek autobusowokolejowometrowy pod samą furtką mieszkania. Bo przecież chodzi o to, by to rzeczywistość dostosowywała się do oczekiwań Jej Najjaśniejszej.
    Mogłaby zawołać, że czytanie w kobiecych myślach nie jest aż takie trudne! bo przecież one są proste – połowa z pięciu tysięcy siedmiuset dwudziestusześciu otwartych w przeglądarce kart dotyczy rzeczy, które dziewczyna w tej właśnie chwili czuje, pozostała jedna piąta to myśli o jedzeniu, które zjadła albo zjadła a nie powinna albo zjadła i chce jeszcze, zaś reszta.. Hej, nie są aż tak skomplikowane!
    Mogła zawołać, że to nie o przeprosiny chodziło, że nie chciała „wszystkiego naprawiać” i „żeby było jak wcześniej”. Rozumiała, że cholerna rzeczywistość jest płynna i nigdy przenigdy nie będzie jak kiedyś. Roześmiałaby się, gdyby ironia nie była tak prawdziwa. Chciała tylko trochę dotyku, trochę wsparcia.
    Mogłaby zawołać, ale w chwili gdy wstał, uwalniając się z jej uścisku, poczęła się zastanawiać co teraz. Chciała powiedzieć, że nigdy go w takim stanie nie widziała, ale ileż się znali? Ile mogła o jego reakcjach wiedzieć?
    Pomimo tego, skrzywiła się gdy chwycił ją za nadgarstki. Gdzie się podziała zwykła radość z jego stanowczych gestów? Gdzie wściekłość, bo próbował wziąć coś siłą? Po co to? Z chwilą gdy zaczął mówić, przez bladą jeszcze bardziej niż zwykle twarz przebiegł skurcz, kilka mięśni wokół oczu, zmartwione zmarszczenie brwi, lwia bruzda na dosłownie ułamek sekundy, ale nie wiadomo było, czy to na informację o rodzicach, o Norze czy o fakcie, że ruda nie była traktowana w kategoriach „ratunku w niedoli” i przypomniał sobie dopiero gdy sama się odezwała.
    – Nie wiem czemu przestaje mi działać, bo nigdy nie byłam orłem z fizyki. Z matematyki też w sumie nie, skoro zwykle liczyłam tylko na siebie – mruknęła, ale w sumie już tak bez przekonania, tak żeby zapchać tą głuchą ciszę, bo było to po jego… wyznaniu? Jakkolwiek dało się ten ciężki, poważny, jakże nieswoisty Lunatykowi monolog nazwać.
    Pod jego twardym wzrokiem miała ochotę się irracjonalnie skulić. Czemu udawał, że karze ją za swoje postępowanie? Porwał się na taką szczerość w słowach, ale nadal próbuje mimiką, gestem wszystkiemu zaoponować? Jaki jest sens mówienia prawdy, jeśli całym ciałem się woła, że to przecież nieprawda, że „tylko cię sprawdzam”? Czy wmawiał sobie, że kamienną postawą zachowa resztki dumy? Czy nikt go nie uczył, że godność zachowuje się właśnie poprzez stawienia czoła konsekwencjom?
    „Chyba ja wszystko spieprzyłem.”
    Przez sercowatą twarz przebiegł cień. Zagryzła wargi, bo tylko na tyle frustracji było ją stać. I nie mogła nerwowo odsunąć wpadającej do oczu grzywki, bo nadal trzymał jej ręce.
    Uniosła brodę i równocześnie spojrzenie, dotąd utrzymywane na ścięgnach lunatykowych dłoni, uwydatnionych teraz pod skórą, którą pragnęła dotykać i od której pragnęła, by dotykała jej. I nie, cholera, w taki jak teraz sposób. Chciała – chciała, chciała, chciała, wszystkiego chciała! – zapytać o tyle rzeczy, ale jego rozbiegane spojrzenie.. Zacisnęła więzione dłonie w piąstki, ale tyle było tego napięcia mięśni. Nie zamierzała wyrywać się z uścisku. Zignorowała wzmiankę o tym, że jest nietrzeźwy, choć jeszcze chwilę wcześniej miała na końcu języka szept niosący po prostu „najebałeś się”, bo wreszcie, genialna, skojarzyła skąd zapach spirytusu nieproszony paruje z jego szyi. Zignorowała… kij z tym.
    – Którzy rodzice? – spytała ciszej niż szelest ich ubrań. Miała naprawdę, naprawdę paskudne przeczucia. Czuła gdzieś w głębi siebie przeświadczenie, że Duma nie opowiada, że spieprzył dzisiejszy dzień niespodziewaną wizytą z jeszcze bardziej niespodziewaną koleżanką.
    Banie się o nią – o nią, na litość! – choć wie jaka jej jej sytuacja zakrawało na absurd. Chyba że opacznie zrozumiał słowa pospiesznie szemrane w szumie dębów i bał się, że…
    Bezsens. Z pewnością nie.
    I dalej trzymał ją za nadgarstki
    ale
    chce o tym porozmawiać.
    Dobrze. Nie ma sprawy.
    Spojrzała śmiało w jadeitowe spojrzenie – kochała wynajdować odcienie i barwy, które nie zamykały się w najprostszej, ale nadal pięknej „zieleni” czy patetycznym aż po fizyczną bolesność „szmaragdzie” – ale wzrok miała w pierwszej chwili jakiś taki przygaszony i zrezygnowany, jakby część myśli dryfowała gdzieś bardzo daleko, w domku krytym gontem, co siedzi mocno na ogromnym żółwiu, płynącym hen dal wspomnień i decyzji. Czy coś.
    Później rozbłysła na sekundę uśmiechem takim, jak zawsze i nie wiadomo było czy gra, czy naprawdę odracza czy odpuszcza mu wszystkie winy – urojone bądź nie.
    – Jestem za, chodźmy do kuchni – przytaknęła. – Puść mnie – powiedziała, unosząc nieco przedramiona. Nie zamierzała się wyrywać, już wystarczy jej mentalna szarpanina: z nim, z albinoską, z samą sobą przede wszystkim. Nie w ten sposób wyobrażała sobie takie kajdanki z jego dłoni.
    Gdyby spełnił łagodnie stanowczą prośbę (czy stanowczo łagodną prośbę) Iskry, kobieta podeszła do jednej z szuflad z przyborami papierniczymi i wyciągnęła z samego dna kremową kopertę z twardego papieru kredowego. Jeszcze zerknęła ku dumnemu z wahaniem, jakby nie ruda, i po chwili wciskała mu ją w dłonie.
    – Schowaj i przeczytaj.. gdzieś. Kiedyś. Na spokojnie. To na zadatek – odgarnęła włosy za uszy z jednej i z drugiej strony – na Dzień Epileptyka, za parę dni. – Odsunęła się o krok i wyprostowała, znów emanując nieomal kamiennym spokojem. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale to przekroczyłoby nawet jej granice egoizmu. Granice na teraz. – A teraz chodź. Nie wypada tu tak sterczeć.
    Ruda pewnie trochę nie była przygotowana – znów – co w tym następnym pomieszczeniu zastanie.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Nora
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Marzec 2016, 00:19   

    Z całej trójki opublikowanie historii na ich temat najbardziej przydałoby się Norce... kwestia łatwego zarobku, oczywiście. Chociaż pisarze są biedni i nie dostają wcale całego profitu ze swojego dzieła. Dodatkowo Nora zdecydowanie nie napisałaby tego sama, bo na pewno podkoloryzowałaby pewne sprawy i wplotła za dużo nieistotnych aspektów... na przykład, że sernik wcale nie był taki dobry. A może to jednak istotne.
    Ta ściana właściwie jest nawet wygodna. Ale nie można tak tkwić przez wieczność, przecież jak już się okazało bardzo dawno temu Nora najlepiej radzi sobie w uciekaniu - i już robiła ten pierwszy krok, ciało drgnęło o milimetr, odklejało się od pomieszczenia. Uczucie utraty oddechu podobne jak w tamtym momencie, wrażenie duszenia. Jak to jest, że w najmniej spodziewanych sytuacjach przypominamy sobie najgorsze rzeczy? Może Mickiewicz miał rację pisząc o duchach po lewej i prawej stronie - tych namawiających do złego, pragnących nas zwyczajnie udupić i tych, które starają się nawet w najgorszym znaleźć coś pozytywnego? Może Nora jest trochę jak romantyczny bohater, użalający się nad własną egzystencją, przeczesując włosy myślący o tym jak bardzo skrzywdził go los... jeśli tak, to zakończenie nie wygląda zbyt obiecująco. Ale ludzie to uwielbiają. Czyjeś nieszczęścia są swego rodzaju ukojeniem, pocieszeniem, bo egoistyczne myślenie za bardzo podbija ludzkie umysły. Tutaj polega się na błędach innych.
    Zanim zdążyła odsunąć ostatni opuszek palca od ściany, na balkonie usłyszała niezidentyfikowany dźwięk. Spojrzała w stronę hałasu jakby w transie, po drodze zauważając leżący na podłodze skrawek papieru, gdzieś po drodze samotny, prawdopodobnie zagubiony pędzel. W pierwszym momencie nic szczególnego nie zwróciło jej uwagi, jej twarz miała ten sam, jak zwykle, beznamiętny wyraz wyrażający jedno wielkie, przytłaczające nic, zmieniła więc tor, kierując głowę w drugim kierunku, wypalając tym razem dziurę w drzwiach. Jedna, druga, trzecia. Sekundy mijały a Nora czekała, jakby chciała zobaczyć tam jakiegoś kogoś, sprzymierzeńca, może Dumę, bo jako jedyny wydawał się być choć trochę po jej stronie. Bo co jeśli Iskra już dawno wezwała jakiegoś fachowca, który właśnie próbował się dostać po nią przez balkon? Da jej jakieś środki, weźmie na ramię i zabierze do miejsca, którego obawia się bardziej niż śmierci?
    Stop, czerwone światło. Teraz czas obejrzeć się na prawo i lewo, to chyba nieistotne w którą stronę najpierw - ale w końcu jej mało skupiony wzrok dostrzega postać. Może to już halucynacje, może gra rolę w filmie, może to Truman Show w nowej, odświeżonej wersji, z nowymi bohaterami, dziwaczniejszymi sytuacjami. Bo skąd wiemy, że mamy kontrolę? Że ktoś właśnie nie pozwala nam jej mieć? Gdyby wszystko było nam obojętne, żyłoby się łatwiej.
    Dużo białego. Właściwie biały to chyba najmniej lubiany przez Norę kolor, być może dlatego że sama składa się głównie z białego. Z jednej strony bardzo uniwersalny, z drugiej zwyczajnie nudny. Jak na Norę przystało (mam nadzieję, że zdążyłeś się już przyzwyczaić Drogi czytelniku) zwróciła w pierwszej kolejności uwagę na coś, nad czym nikt w tej sytuacji by się nie zastanawiał... bo kogo obchodzi kolor, kiedy stoi przed nim tygrys? Do tego z fajką? Gdyby nie to, że chwilę później stał przed nią ktoś inny, prawdopodobnie zapytałaby co pali i czy też może spróbować.
    Nie do końca wiedziała jak to się stało, ale całkowicie oddelegowała z pamięci widok tygrysa, kiedy w niewyjaśniony sposób zmienił się w mężczyznę - no tego już za wiele! Nie można tak bezkarnie robić z Nory idiotki... chociaż korci. Ale nie wolno.
    Stała z lekko uchylonymi wargami, zastygła w dziwnej pozie imitującej bardzo silną chęć ucieczki, kompletnie nie rozumiejąc co się dzieje. Ile jeszcze wrażeń na dzisiaj i czemu będzie ich więcej?
    Dopiero po jakimś czasie dotarło do niej kim może być Evangelina i za kogo podał się Victor. Po jeszcze dłuższej chwili poczęła zastanawiać się co tu robi, czemu ma tak specyficzny sposób mówienia i czemu nie pamięta o czymś, o czym powinna pamiętać.
    Miałaś wychodzić.
    - Nora - chcąc stworzyć pozory zwykłej koleżanki zmusiła się przedstawienia i wykrztuszenia chociaż tych czterech liter swojego imienia. Zawsze lepsze coś niż nic, zwłaszcza, kiedy jakoś musisz się dopasować. Nie wiedziała kim jest nieznajomy, nie mogła też stwierdzić, co on sam może na jej temat wiedzieć ani ile wie na temat Iskry. Postanowiła zachować pewne środki ostrożności i to prawdopodobnie najlepsza decyzja tego wieczoru, którą podjęła. Mogłaby ewentualnie zawołać rudą i powiadomić o tym, że w jej pokoju jest tygrys... ale co tam. Raz się żyje! Albo dwa, jeśli jesteś strachem.
    Nora nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zadała odpowiedniego dla jej bytu pytania. Powoli wskazała palcem w jego stronę i zmarszczyła brwi.
    - Dlaczego wszedłeś przez balkon?
    A dlaczego nie? Każdy ma swoje fantazje.
    Jeszcze raz rzuciła spojrzenie w kierunku drzwi. Ratunku.
    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Marzec 2016, 23:34   

    Pozostaje pytanie, czemu Duma tak wielokrotnie podkreśla to, że nie jest do jej umysłu wpuszczany, skoro tak dziwacznie reaguje na każdą próbę uchylenia mu rąbka tajemnicy (dziwacznie, czytaj źle i niepoprawnie) – mieszanką strachu z lekką ciągotą do autodestrukcji, przejętą chyba od Iskry podczas któregoś z pocałunków. Niewytłumaczalna i (do dzisiaj) niewypowiedziana na głos obawa o to, że ją straci… Dobrze, może i był to „strach o nią”, ale przecież Lunatyk nie będzie ubierał w słowa uczuć do niej… aż tak dosłownie. Szczególnie, że irracjonalny strach to dla niego chleb co najmniej powszedni – inaczej by nie zrobił tego, czego dopuścił się w Herbaciarni. Kiedy po niezbędnych kalkulacjach przy wykonywaniu tamtego manewru zrozumiał, że jeden strach w jedną czy w drugą nie zrobi różnicy, nie przewidział tego, że dumna sytuacja zacznie wymykać się spod kontroli. Że mógłby stracić kontrolę nad Iskrą… nie. To on pozwolił na to, by dziewczyna zaczęła decydować sama… tak? No, halo, głupotą byłoby stwierdzenie, że pociągał za sznurki w tej grze, ale… Pytanie, czy mógłby udawać, że niczego nie rozumie dalej, tego, kto teraz ma przewagę i jakim cudem doszło do tego, że przegrał. Czy mógłby się bawić nią tak jak kiedyś, mrukliwie i cicho odpowiadać na jej pytania, rzucać na prawo i lewo irytujące, szelmowskie uśmieszki przyprawiające o dreszcz i rozpalające każde niewinne, nastoletnie serce…
    To był kolejny powód to obaw. Jakim cudem stracił władzę nad (o ironio) marionetkarką? Jakim cudem przegapił moment, w którym jego subtelna, jakże staranna (khe, khe) manipulacja przerodziła się w czystą politykę zamordyzmu… wobec niego? Dlaczego nagle to on miał przed sobą tysiące obowiązków, które był gotowy wypełnić i to jeszcze z radością, że udało mu się choć odrobinę rozjaśnić lico Iskry? Wszystko, przed czym uciekał – kontrola, zobowiązania w stosunku do niektórych osób – wracało do niego ze zdwojoną siłą, a on, zakuty łeb, radośnie temu przyklaskiwał. I nie chciał odpowiadać na pytania postawione w tym akapicie, bo to budziło jego wątpliwości. Nakładające się na siebie sprzeczne uczucia, nietrzeźwość Dumy, prowokowała właśnie takie zachowania – głupie, nieprzemyślane chwyty za nadgarstki, by sprawiać wrażenie, że to on wciąż ma tutaj władzę… Skutkowało to też nieświadomością tego, jak tęsknił do dotyku dawanego przez ciepło ciała Evy. Ach, to? To przecież kolejna słabość. Nie możesz jej okazywać teraz, kiedy przeżywasz satysfakcję spowodowaną władzą, chwilowo będącą w twoich rękach. Cieszysz się, póki możesz, bo zaraz ktoś wyrwie ci to pieprzone berło i da nim po ryju – choćby metaforycznie. Dlaczego podoba ci się ta wizja? Ach, bo dostałbyś w twarz metaforycznie. Od niej, jako forma pobudki. Stąd rodzi się kolejne pytanie…
    Dlaczego, pragnąc tej władzy, przewagi, kiedy zobaczył na jej twarzy zmarszczkę przejęcia, nie odepchnął od siebie co nuż przychodzącego mu przy niej na myśl „kurwa, jak ja ją kocham”?
    Dziwne jest w ogóle założenie, że Duma mógłby mieć nad nią kontrolę. Wartości, które wyznaje Eva były przecież inne. Szlachetniejsze. Kolejny powód do podziwiania jej wydatnych, wciąż krwistoczerwonych ust, zakreślonej na ten najbardziej przeuroczy, bo sercowaty sposób buzi z tymi piegami, na których cześć peany czytał czasem w książkach, ale aż do spotkania z nią nie widział ich na żywo (i dobrze, bo wtedy pewnie nigdy nie doszło do ich spotkania, a Duma wiódłby sielskie życie u boku jakiejś innej, pierwszej spotkanej, piegowatej)… Następnie wystarczyło spojrzeć w te jej cholerne gały, by zrozumieć, że do szczęścia wystarczą mu tylko one. Zgrabnie omijając przytyk o ograniczonej palecie barw autorki (i tak jedynym słusznym kolorem jest fuksja) i ubogim słownictwie, wtrącę jeszcze, że nawet to nie skłoniło Dumy do zupełnego poddania się temu, co proponowała mu Eva. W końcu były rzeczy ważniejsze – chronienie jej. A jeżeli jego dyktatorskie/ochroniarskie zapędy miały chociaż częściowo odwrócić jej uwagę od jego słów, w których prawdopodobnie wyłapała tylko i wyłącznie strach przed tym, co czeka go, kiedy zostanie sam na sam ze sobą… Jest gotów zaryzykować i przejść do czynów, które nie szły w parze z rozwagą.
    Ale potem się odezwała. Wystarczyło uderzenie w fizykę i matematykę, by uścisk zelżał, a Duma zdenerwował się bardziej. Teraz jednak jedyną zewnętrzną zmianą, poza poluzowaniem uścisku, było bardzo krótkie westchnięcie, najwyraźniej słaba forma protestu przeciwko jej słowom. W chwilę potem padło pytanie, na które nie miał ochoty odpowiadać. To nic nie zmienia.
    Formidable.
    - Stamtąd – miał nadzieję, że wystarczyło. Chyba zaczynał rozumieć, że nie powinien jej o tym mówić; uspokajał się, zdaje się, że zaczynał myśleć trzeźwiej. W końcu takie sytuacje zawsze działają pobudzająco na rozum: kiedy pijane nastolatki wracają do domu o piątej nad ranem zalane w sztok, także budzą się momentalnie na widok rodzica czekającego na nich w fotelu, w pełni rozbudzonego i oczekującego wyjaśnień. Tylko… te dzieci nie mają dwudziestu kilku lat. I ich błędy kosztują o wiele mniej – chociaż rodzice tracą częściowo zaufanie do nastolatka, rozumieją, że ta chwila musiała kiedy nadejść. Błędy Dumy miały zbyt duży wpływ na jego otoczenie i przydarzały się zbyt często… właśnie dlatego ją przepraszał. Bał się. Wszystko to robił profilaktycznie.
    Tu étais formidable, j'étais fort minable.

    Kojarzycie te dni, w których wszystko budzi się do życia? To są te dni z mnóstwem chmur, gdzie słońce przebija się przezeń w najmniej oczekiwanych momentach – jest może to irytujące, bo nie wziąłeś ze sobą, czytelniku, okularów przeciwsłonecznych, ale taka pogoda przynosi nadzieję na to, że jutrzejszy dzień nie będzie tak podły, jak dzisiejszy. Wiesz, że będzie dzisiaj padało, ale czujesz, że gwiazda naszego układu planetarnego wkrótce zatriumfuje na ponurą aurą...
    Wystarczyło mgnienie oka, by Duma przeszedł od razu do pięknego, czystego, błękitnego wiosennego nieba z całkowicie ciemnej, mroźnej zimy. Przez jeden, głupi uśmiech, którego przeznaczenie było niemal niemożliwie do odgadnięcia. No, ale co to, obchodziło Lunatyka – tym razem nie ukrył zdziwienia na widok skrzywienia sprezentowanego przez Evę. Był zszokowany do tego stopnia, że nie wiedział, czy „puść mnie” było wytworem jego wyobraźni, czy naprawdę wydobyło się z jej ust. Pozostało mu już tylko obserwować dziewczynę krzątającą się po pokoju, a kiedy jej poszukiwania zostały zakończone sukcesem, przechylił lekko głowę, w dziecięcy niemal sposób wyrażając zainteresowanie tym, co znajdowało się w jej dłoniach. Jasne, że przyjął. To wcale nie tak, że nie miał innego wyjścia.
    Teraz znowu przyszło mu konkurować z Iskrą, ale tym razem chodziło o szerokość uśmiechu: zachwyt na twarzy Dumy wywołany prezentem trudno można było porównać z czymkolwiek – może i to trochę przygłupia reakcja, bo nie powinien się tak cieszyć z podarunków, ale…
    - Jean Paul Sartre pisał, że chęć do obdarowywania bliskich przedmiotami jest podświadoma i ma na celu uczynienie z osoby, której wręcza się prezent, niewolnika, tak, by uzależnić go od wręczanych przez siebie własności materialnych – odparł ni z tego, ni z owego radośnie i całkowicie beztrosko, samemu udając się w kierunku do swojej listonoszki ciśniętej gdzieś przy krześle (przy okazji podniósł iskrowe skarpetki), wrócił z powrotem do niej, po czym z rozbrajająco i niepokojąco (jak na zniszczonego przez życie człowieka) szerokim uśmiechem wyciągnął w jej kierunku niewielkie pudełeczko (no i oczywiście skarpetki), w którym znajdowała się bransoletka, a pod wstążką, którą był przewiązany podarek, wetknięty był złożony na czworo list. – Nie to, żebym o tym myślał, robiąc ci ten prezent. To miało być… na najbliższą okazję właściwie. Walentynki są strasznie przereklamowane. Skarpetki nie są prezentem, jakby coś.
    Jego stan psychiczny i upojenie alkoholowe nie przeszkodziło mu jednak w podziękowaniach – w zależności od tego, na co mu pozwoliła, bo rozumiał, że nie każdy przepada za zapachem towarzyszącym ludziom, którzy przesadzili z procentami – pocałunkiem w usta lub jakże wymownym w policzek. Zlustrował ją spojrzeniem, nim jeszcze objął jej talię ramieniem i sprostował poprzedni pocałunek kolejnym, w skroń. Na chwilę odsunął się, w celu odłożenia koperty do listonoszki (można powiedzieć, że używano jej zgodnie z przeznaczeniem, ach, cóż za komedia!), a po chwili już z teatralną przesadą uchylał jej drzwi od pokoju. Kiedy wyszedł za nią i przymknął wrota, odruchowo ręką szukając znowu iskrowej sylwetki, co by ją objąć (Sartre mądrym filozofem był), pierwszy na wizytę gościa (bardziej powrót mieszkańca) zareagował dumny zmysł węchu. Wiadomo, że zrobił to dość późno, ale cały obraz zaraz wykreowany został przez wzrok i słuch… Zatrzymał się więc gdzieś w połowie odległości między wejściem od salonu, a tygrysem, jeżeli wcześniej nie zatrzymała go Eva, zmrużywszy oczy na widok zwierzęcia (no, póki co, zapewne) i szybko przeniósł spojrzenie na właścicielkę mieszkania, jakby to od niej właśnie oczekiwał wyroku, czy to, co widzi, to jakaś halucynacja wywołana swoim stanem, w co szczerze wątpił, bo z doświadczenia nabytego przez wiele lat wiedział… Zresztą. To rudowłosa miała mu to wyjaśnić, bo po minie Nory dość szybko wykoncypował, że obecność tego… czegoś nie umknęła także Cyrkowej. I tutaj czas na kolejny warunek – jeżeli Victor od razu nie użył hipnozy słownej na pustej główce Dumki, a dopuszczono się tego z pewnym opóźnieniem, chłopak szybko odwrócił spojrzenie od Iskry, by zmierzyć spojrzeniem stworzenie znajdujące się po drugiej stronie i…
    - Anceu – …zawyrokować krótko, beznamiętnie, jakby to, jak dzikie stworzenie zmaterializowało się w tym mieszkaniu było dla niego absolutnie nieistotne i miał na głowie ważniejsze sprawy niż pastwienie się nad jego postacią.
    W przypadku, gdy zostałby od razu potraktowany hipnozą, zdjąłby spojrzenie z Evy szybko, ale jeżeli zobaczyłby na miejscu tygrysa człowieka, szybko powróciłby do obserwowania jej twarzy, by w razie czego mina rudej rozstrzygnęła o tym, co ma zrobić z (nie)proszonym gościem (współlokatorem)… Ujmę to w ten sposób: ostatnio robienie za księcia na białym koniu Dumie trochę nie wyszło. Nie wiem, czy chcemy powtórkę z rozrywki.
     



    Zmarły

    Karciana Szajka: Walet
    Godność: Aaron (Aron) Wels alias Amon
    Wiek: 27
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: nadmorskie zamki, latarnie, przyglądać się torturom, nazywać siebie Władcą Czasu
    Nie lubi: lekceważenia czasu
    Wzrost / waga: 190cm / 86kg
    Aktualny ubiór: Czarny frak z gustowną, grafitową koszulą w jasne prążki i zgrabny, acz wyrazisty w swojej formie, ciemny cylinder.
    Znaki szczególne: białe włosy, czarne oczy, obcowanie z kapeluszami i zegarami
    Zawód: Latarnik
    Pan / Sługa: - / Doll
    Pod ręką: 1/2 blaszki zmartwienia
    Dołączył: 21 Lip 2014
    Posty: 480
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 23 Kwiecień 2016, 00:34   

    Zdarza się, że dostajemy coś, czego momentu pojawienia się nie jesteśmy w stanie ulokować w czasie ani zrelacjonować nawet z pominięciem drobnych szczegółów. Zwyczajnie nie wiemy, skąd pochodzi dany plik, kto polecił nam dany film, kiedy pierwszy raz zjeżdżało się na sankach, kto z rodziny jako pierwszy powiedział o istnieniu magii, bądź też kiedy pierwszy raz zrozumieliśmy, czym jest deszcz.
    Bywa, że w domu znajdzie się książka, której nigdy wcześniej nie mieliśmy w rękach i nie było możliwości, by ktoś nam ją dostarczył ot tak. A jeśli stan regałów wcześniej nie posiadał jej w swoim zasobie, prawdopodobnie pozostaje jedynie opcja włamania się kogoś bądź czegoś i podarowania jej jak gdyby była narzędziem zbrodni.
    Bo jest.
    Skóra, okalająca tę księgę, posiada inskrypcję wyżłobioną w jej strukturze, a każda literka starannie zalana jest krwią zwierzęcą, która z kolei skrzepła. Słowa prezentują się następująco:

    Morze tonie w czarnych żaglach, strome brzegi w białych czaszkach
    To kompania w śmierci barwach - kamraci ze skalnych arkad
    Rozlani niczym farba w kwadraturze morskich armad
    Prorok, stwórca - winowajca - nie unikniesz ze mną starcia


    Kilkadziesiąt kartek pergaminu posiada słowo w słowo treść zawartą w tym temacie: klik, przy czym w miejscu linkowanych tematów znajdują się wszystkie posty MG w nich zawarte.

    Nadawcą jest nic innego jak Magia. Nie ma odcisków palców, śladów na podłodze, pozostawionego włosa bądź nitki z ubrania. Niczego, wskazującego na tak prymitywną formę doręczenia. Po prostu jest.
    Księgi nie da się zniszczyć w jakikolwiek sposób – każda próba modyfikacji kończy się odepchnięciem winowajcy. W nocy emanuje lekkim poblaskiem, za dnia momentami drga w miejscu jej składowania. Każde przewrócenie kartki szeleści jak fale na morzu, a każdy trzask zamykania jej tożsamy jest z burzowym grzmotem. Strona tytułowa mówi o byciu Księgą Bestialskiego Pościgu, a na ostatniej stronie zawarta jest ilustracja, przedstawiająca ostałą się wyspę z widokiem na podniszczoną przystań. Ten obraz zaprasza czytelnika do wybrania się na ukazywany skrawek lądu.

    Unikat, wykonany w liczbie kilku sztuk. I jeden z nich znajduje się na lakierowanym stoliku w twojej sypialni, Evo. Zadbaj o niego jak o narzędzie zbrodni – dochowaj i dokładnie przeczytaj. I odwiedź miejsce akcji bądź przekaż księgę komuś innemu, bo opowieść w niej zawarta pragnie zarówno świeżej krwi jak i rozgłosu.
    _________________


    x x x x




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 2 Czerwiec 2016, 22:11   

    Na zasłyszane miano tygrys, tfu, mężczyzna obrócił głowę i spojrzał na albinoskę z zainteresowaniem i rzekł z francuska, bo ten język jakby mu powoli wchodził w krew:
    Noria? Jak to cudowne, życiodajne urządzenie, które nawadnia pola, przynosi nadzieję do najdalszych zakamarków ziemi, a wygląda i zachowuje się, jakby poradziło sobie z zadaniem nawet, gdyby zostawić je w świętym spokoju? – Mężczyzna postąpił o krok i znowu się uśmiechnął. – Zaiste, piękne nosi panienka imię. Skąd znacie się z Evangeliną?
    Słysząc pytanie, Victor rozglądnął się nieco bezradnie, chcąc znaleźć cokolwiek, w czym mógłby zgasić mirażowego papierosa, bo choć popiół to iluzja, to za sam zapach zioła utrzymujący się w mieszkaniu mademoiselle gotowa jest wystawić jego legowisko na stałe na balkon. Balkon dwa metry na półtora, wielkości i pojemności małego akwarium. Tygrysy nie żyją w akwariach. – Oh – rzekł wooolno, z pewnym zakłopotaniem – paliłem. A teraz wróciłem.
    Wszak nikt nie widział, że się tam teleportował, n'est-ce-pas?
    W tym momencie na ratunek przybyli nasi pozostali protagoniści…

    Z całym jej strachem o bycie uznanym za sentymentalną pensjonarkę (uznanym przez siebie samą, przede wszystkim) co to jedyną rozrywkę i radość znajduje w wieszaniu się na szyi najmilszego ukochanego, przy całej jej ciągłej obawie czy pokazywanie nawet już nie emocji, a całych uczuć nie sprawi, że odsłoni się za bardzo, albo co gorsza nie stanie się mniej pożądana, bo p e w n a i z n a n a , pomijając już ten cały trywialny strach o spojrzenie Dumy, gdyby odkryła przed nim romantyczną, infantylną część jakże zawsze twardej i konkretnej Iskry... wiedziała gdzieś w głębi, że przecież jedyne czego teraz potrzebuje to popchnięcie mężczyzny na fotel, który nie stał znów aż tak daleko i skulenie się na dumnym podołku, w kołysce jego ramion. Nie zrobiła tego jednak. A gdzież tam. Czas zacząć się zastanawiać, które z nich jest bardziej dumne.
    Choć teraz nie chodziło nawet o jej komfort, bo bardziej pragnęła ciepła i ukojenia dla Lunatyka. Cóż to za nowa moda, że zepchnęła czekającą w kuchni Norę i zaginięcie siostry, o którym szalała od miesiąca, na dalszy plan?
    Zdecydowanie nie chodziło o to, że jasnowłosy był na pierwszym miejscu, że priorytetowanie Evy zmutowało nagle i jakoś tak on wysforował się na przód. Nie był pierwszy i daleko mu do tego. To raczej przeczucie, sentymentalne i niczym logicznym niepoparte przeświadczenie, właśnie to, które ruda próbuje ukrywać. Że w jego obecności jakby czuła się częścią, która znalazła wreszcie resztę, której jej brakuje. Nie częścią czegoś większego, nie drugą połówką jabłka, pomarańczy czy uj wie czego, ale kawałkiem szkła o wielu ząbkowaniach i nierównościach, w które Duma ze swoimi własnymi dysproporcjami niesamowicie dobrze się wpasowywał. Nie idealnie, nie ponadczasowo. Po prostu mieścił się w jej ramy, pasował do ramion i krzywizn ciała, wsuwał bezkonfliktowo w zakamarki umysłu i postrzegania.
    Gdyby mieli kiedykolwiek szansę być razem, z(a)gubiony Lunatyk i Marionetkarka bez kontroli nad własnym życiem, byłby to związek niezwykły. Byłby.
    Czy jednoznaczne z tym, że on stracił nad nią władzę jest, że teraz to ruda zyskała nad nim kontrolę? Władzę nad jego reakcjami, działaniem, motywami? Nawet jeśli, nadal jedyne czego chciała, to żeby puścił jej nadgarstki, zabrał te łapy, żeby mogła go przytulić, przygarnąć i schować, bo tak idiotycznie zareagowała wpierw, dopytując się o szczegóły. Szkoda, że jeszcze o techniczne drobiazgi nie zapytałaś.
    Zdobyła się tylko na wciśnięcie mu prezentu, który nawet nie wiedziała czy był adekwatny, czy był prezentem, czy był istotny, bo był wierszem z kawałkiem jej przeszłości, który znalazła jakiś czas temu kompletnie przez przypadek. Choć jak tak patrzała na jego nagłą zmianę nastroju.. przypuszczała, że gdyby zawartością był kawałek sznurka z wełnianym kłębkiem na końcu, i tak by się ucieszył.. Zupełnie zbita z tropu: tym uśmiechem, tymi błyszczącymi oczyma, pozbawionym punktu zaczepienia, a jakże celnym komentarzem o filozofie, którego ruda nie znała (sic!), nagłą wędrówką ku torbie, w której w jakiś sposób nie wyglądał jak idiotyczny gej, a to jest wyczyn, i znów wyrazem twarzy, który promieniał jak nie u człowieka, któremu zabito rodzinę, więc spił się w szto… ach.
    Przyjęła i swoje własne, robione na drutach (nie osobiście, na litość!) skarpetki, i tajemnicze zawiniątko. Mistyczna wymiana podarków, handel wymienny(ch) uczuć, targ marzeń. Make a wish, honey. Zamierzała grać w tę grę póki nie zdecyduje się znów otworzyć, znów odłożyć politurowanej maski na miejsce gdzieś na rubieżach umysłu, póki potrzebuje czasu by otrząsnąć się z tak miłej, alkoholowej mgiełki.
    Na wpół nieświadomie, nieco automatycznie, ale w takim bardzo ckliwym, za słodkim znaczeniu, wyszła mu naprzeciw nim nawet do końca zrozumiała co zamierza Duma. Może kwestia tęsknoty.
    O ile kilkoro osób próbowało ją pocałować w stanie wskazującym na spożycie, to po raz pierwszy znajdowała w tym przyjemność. Sama wyraźnie smakowała kawą dobrze zaprawioną ajerkoniakiem. Dłonie uzbrojone w prezenty opadły lekko na kark mężczyzny, pozwalając obojgu utrzymać pion i równowagę. A Duma zaraz będzie tego bardzo potrzebował.
    Gdy chował kopertę, zrobiła to samo, pozostawiając pudełeczko na komodzie. Uprzednio sprawdziła zawartość i tylko jakieś pozostałości taktu powstrzymały ją od sarknięcia. Srebrna bransoletka. Oczywiście, że nie pomyślał, nie wiedział, że rudowłosej osobie nie pasują zimne kolory, a więc automatycznie i srebro. Zupełnie nietrafiony prezent, który zamierza codziennie nosić.

    …i zamarli, a na pewno Eva. Bo choć ona zobaczyła z całym przekonaniem tygrysa w podstawowej formie, mina Nory wskazywała, że Victor coś przeskrobał.
    Oui, Anceu – przytaknęła, niepewna tego, co się stanie. Zupełnie wypadło jej też z pamięci, że informowała kocisko o totalnym pozostawaniu incognito miedzy Ludźmi. W tej jednak chwili Bestia ogarnęła iluzją także i Lunatyka, podmieniając swoje futrzaste cielsko na postać zgoła bardziej ludzką, choć nie mniej smukłą i emanującą jakąś dziwną wytwornością. Nawet w tym dziwnym kubraczku.
    Ruda oczywiście niczego nie widziała, a Victor używał mocy w jak najlepszej sprawie, choć widok mężczyzny obejmującego mademoiselle tak go zdziwił, że zapomniał już wymazać wspomnienia tygrysa z dumnego umysłu. Cóż.
    Nadal skołowana, poszła jednak półkolem ku kuchni, mijając kocisko i przyklejoną do ściany Norę. No i ciągnąc uczepionego niej Dumę. Cóż.
    Wyciągnęła trzy kolorowe kubki: ciemnozielony, pastelowo żółty o delikatnej fakturze plastra miodu i popielaty jak włosy Dumy, nieco uszczerbany u brzegu. Ten będzie dla mężczyzny. Wnętrza miały białe.
    Zerkając przez ramię, nie mając pojęcia jak zagaić rozmowę w tak doborowym towarzystwie (och, to nic, że znała wszystkich uczestników tej dramy..), nasypała sobie łyżeczkę czystej, nudnej, zielonej herbaty, dla Nory wedle życzenia jedynie wody, a potem pytająco, z napięciem, spojrzała na Dumę. Równocześnie jej ręce sięgnęły do kieszeni bluzy po fiolkę z białymi, owalnymi tableteczkami. Oszczędnym ruchem wyłuskała dwie i wrzuciła do kubka, jakby niechcący zasłaniając akcję ramionami i plecami także przed mężczyzną, jakby wstydziła się procederu. Wstydziła się jego każdej chwili. Nie wszyscy możemy być zdrowi.
    Później równie swobodnie przesunęła popielaty kubek z wybraną zawartością do lunatykowi, a ceramika w kolorze anemicznej żółci z przegotowaną wodą wyciągnięta została ku Cyrkówce.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Nora
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Czerwiec 2016, 21:22   

    Jakże wielkie zdziwienie musiało ukazać się na twarzy dziewczyny, kiedy usłyszała swoje przekręcone imię, ba, na dokładkę jeszcze z interpretacją! Nasłuchała się już najróżniejszych opcji, a najczęstszą z nich była zwykła dziupla dla lisów, więc z pewnością gdyby miała przy sobie jakiś notesik od razu zapisałaby "Norię" jako kolejną na liście. Przy okazji z wytłumaczeniem. Czego chcieć więcej.
    Czy się z nim identyfikowała? Dobre pytanie, z jednej strony Nora nie radzi sobie prawie z niczym, z drugiej, święty spokój brzmi bardzo dobrze. Wbrew własnej woli zastanawiała się nad tym przez chwilę, poważnie rozważając fakt, czy nie dodać do swojego imienia tej jednej literki, która wizualnie może zmienić bardzo wiele... szkoda tylko, że nie jest w stanie poprawić tego całego burdelu, w jakim się znalazła.
    Z braku ochoty na tłumaczenie całego zamieszania, postanowiła pozostać przy Norii. Co też jej strzeliło żeby podawać prawdziwe imię? Z dwojga złego na dobre wyszło. Przynajmniej w tym przypadku.

    - Coś w ten deseń - odchrząknęła i wygładziła dłonią białe, splątane włosy. Może to czas żeby trochę je podciąć. Niektórzy oddają włosy na szczytne cele. Te chyba nie do końca się przydadzą.
    Obserwowała jego ruchy w skupieniu, wyobrażając sobie, że o wiele lepszym scenariuszem byłoby siedzenie przy stole w kuchni i palenie papierosów, co jakiś czas zwilżając usta białym winem, niż rozmowa z Iskrą, która zapewne i tak jest nieunikniona. Może i palenie nie jest specjalnie cudowną opcją, ale mogliby zagrać sobie w karty, dobrze się bawić. Może Duma przegrałby wszystkie swoje pieniądze. Całkiem miły widok.

    Właściwie to nie tak, że nie chciała z Evą porozmawiać - po prostu się tego obawiała. Zdążyła się zorientować, że już sam początek nie wypadł najlepiej, że im obu przeszłość tak zwyczajnie stanęła przed oczami i uderzyła prosto w twarz. A potem zrobiła to znowu. I znowu.
    Pomimo tego żalu, który kierował Iskrą, Cyrkowa chciała jej pomóc. A może to właśnie on był główną przyczyną, powodem, który sprawiał że dziewczyna czuła się wręcz do tego zobowiązana, za to, że to ona miała tyle szczęścia, by wydostać się z tego piekła. Cierpieć, ale dalej walczyć, czy nie tym właśnie jest życie? A pretensje do niego to często jedynie próby przytłumienia własnych działań, które okazały się beznadziejne, a jeśli naprawdę jesteśmy tym, co ten świat w głównej mierze tworzy, to nie pozostaje nic innego, jak wykorzystywanie swojego potencjału. Wszyscy popełniamy błędy, tylko nie zawsze wszyscy to akceptujemy.
    A może gdyby sprawy potoczyły się inaczej, Iskra mogłaby nauczyć Cyrkową francuskiego. Albo wspólnie uprawiałyby ogródek.
    - Długo by opowiadać - uśmiechnęła się słabo i na szczęście nie musiała nic dodawać, bo do pomieszczenia w końcu zdecydowała się przyjść dwójka wybawców. Spojrzała na nich z pytaniem w oczach, jakby to właśnie oni mieli odpowiedzieć na to, co tutaj się działo, a przecież to ona była w pomieszczeniu z nie-tygrysem.
    Nie spodziewała się niczego specjalnego, ale prawie całkowite zignorowanie kogoś, kto właśnie wszedł do domu przez balkon nieco zbiło ją z tropu. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale po chwili zamknęła je z powrotem, decydując się nie drążyć tematu. Może to i lepiej.

    Kiedy Eva zajęła się przygotowaniem napoi, Nora w końcu odkleiła się od ściany, dalej nie do końca wiedząc co ze sobą zrobić. Czy Iskra zdążyła już przekazać Dumie wszystkie potrzebne informacje, które zadecydują o wyrzuceniu Cyrkowej z tego ciasnego grona przyjaciół? Z tak kiepskim CV ciężko będzie znaleźć coś nowego, a w tym przypadku kolejne aplikowanie może nie mieć żadnego skutku. Frustrowała ją niewiedza, zwłaszcza, że to właśnie ona powodowała pewne ograniczenia - Nora nie miała pojęcia, czy Duma wie cokolwiek, czy może wiedzieć. Ciężko w tej sytuacji zacząć jakąkolwiek rozmowę, żeby nie palnąć czegoś głupiego, ale z drugiej strony to ciągłe uciekanie od tematu zupełnie do niczego nie prowadzi. No może do załamania nerwowego i picia większej ilości herbat uspokajających.
    - Evo... - zaczęła bezradnie, och, to kolejny raz, kiedy czuje się tak żałośnie, że nawet nie jest w stanie tego opisać. Nie zwracając szczególnej uwagi na Dumę, ale mając nadzieję, że nie będzie wnikał z jej słowa i pogodzi się z tym, że tym razem to nie on jest w centrum uwagi (haha!), z rezygnacją wyrzuciła z siebie resztę zdania - chciałabym pomóc.
    Nawet jeśli pomocą okaże się wyjście za drzwi i nie zawracanie jej głowy nigdy więcej.

    Przyjęła szklankę wody, ale jej uwadze nie umknęła cała procedura Iskry, którą starała się ukryć - w tym momencie zupełnie zdezorientowana zrobiła krok do przodu i przez ułamek sekundy zawitało jej w głowie pytanie, czy powinna jej zaufać? Chciała, oj, bardzo chciała, ale potajemne dodawanie komuś specyfików do napoju nie jest najlepszym powodem by to robić. Gdyby chociaż wiedziała co to takiego, gdyby nie musiała snuć domysłów, czy to na pewno jest coś, co może mu pomóc, a nie jeszcze bardziej doprowadzić do stanu nieużywalności, to nie miałaby żadnych sprzecznych myśli.
    Znowu te sprzeczności.
    Kiedy Iskra zaczęła przesuwać kubek w stronę Dumy, Cyrkowa skierowała na nią swoje spojrzenie.
    - Mam nadzieję, że nie jest to coś, co nie powinno się tam znaleźć - powiedziała z rezygnacją, po czym uniosła swój kubek do ust i upiła łyk wody.
    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 17 Lipiec 2016, 22:12   

    Czyż nie lepszym wyjściem byłoby, gdyby Iskra miała nad nim bezpośrednią władzę? Rozumiem, że autonomiczność każdego człowieka jest czymś bardzo cennym, niezbywalnym i przyrodzonym (bla, bla, bla) ale od zawsze niezależność ta sprawia więcej problemów, niż przynosi pożytku. Przecież najwdzięczniejszym rozwiązaniem dla prawidłowego funkcjonowania ciała, którym jest społeczeństwo, jest pełne usystematyzowanie nawet najbłahszych spraw. Rodzaj chleba jedzonego na śniadanie. Rola w rodzinie. Prosty mechanizm łączenia ludzi w pary. Hierarchia na każdej płaszczyźnie życia uwarunkowana zgodą obu stron. Piekielna machina wspierania przez zastępy urzędników i przypieczętowana zobowiązaniem jednego człowieka do kompletnej zależności od bliźniego… Och, Duma nie pasowałby do tej dystopijnej wizji? Phi. Wystarczyłoby tylko skinięcie głową Iskry lub jedno powłóczyste spojrzenie zielonych ocząt… Ale to jest kolejna z tych rzeczy, o których nie powinna wiedzieć, a powtarzanie, że Duma robi to dla jej dobra, jest męczące. Bo Duma był zmęczony. Lekko szczęśliwy, kompletnie zagubiony i zdruzgotany, ale wciąż zadowolony, że miał okazję złapać jakąś laskę na śmierć swoich rodziców. W końcu podryw na litość był jednym z lepszych i najbardziej skutecznych. Na tym akurat Lunatyk się znał… na wzbudzaniu litości, nie na podrywie. Oczywiście.

    Zanim Duma zdążył przetrawić informację o tym, że jakimś cudem to rude chuchro nakłoniło wielkiego, groźnego kotowatego do, jeden, przejścia na drugą stronę, dwa, zamieszkania (może za szybko wywnioskował, że tutaj mieszka? W sumie nie zachowywał się jak gość, prawda? Goście nie pojawiają się znikąd w cudzych mieszkaniach, tak?), został bezpardonowo przeciągnięty przez całe pomieszczenie, nie omieszkał więc skomentować to lekkim parsknięciem-protestem… które zaraz przemieniło się w bliżej niezrozumiałe westchnienie, kiedy wielki tygrys porzucił swoje prześliczne futro i upodobnił się do zdziwaczałego przedstawiciela wyższej warstwy społecznej. Hej, Dumko, nie takie rzeczy już widziałeś, szczególnie po tym, co zaczęło dziać się ostatnio. Ale skoro już jesteś w takiej rozsypce, to czemu nie miałby po raz kolejny powiedzieć o kilka słów za dużo?
    - Po co to zrobiłeś? – charknęło lunatykowate stworzenie w kierunku tygrysa, mając za nic wszelakie maniery, tak cenione przez Victora. Dumne oczęta zostały przymrużone, a on sam nie wydawał się już tak niewinnie i dziecinnie zainteresowany stworzeniem. Potem przesunął spojrzenie na Norę, jakby to ona miała mu odpowiedzieć na pytanie, ale jak zwykle zawiodła go, bo była zainteresowana kimś, kto nie był Dumą. A jak wiadomo, było to złe i nie do pomyślenia.
    Pętla.
    Może powinien znowu się obrazić i pójść do pokoju? Chociaż jeżeli miałoby tym razem odebrać go to kotowate bydle udające człowieka… to nie jest dobry pomysł.
    Szybko powrócił wzrokiem do tygrysa, najwyraźniej usiłując wytłumaczyć sobie to, czego dokonał i samodzielnie próbując odkryć cel tego czynu. W końcu popielatowłose chłopię nie pochodziło z krainy, gdzie rzeczy takie jak ta to normalność. Zaryzykuję stwierdzenie, że chłopakowi nie chodziło o sam proces przemienienia – dlaczego miałby ukrywać swoją tożsamość, skoro został już zdemaskowany? Po co sprawiać pozory, których już nie ma? Och. Rozumiem. Przypomina ci to coś, Dumo?
    Na evowe zapytanie mruknął tylko „woda” (przynajmniej nie upomniał się o trunek łudząco podobny, ale z kreską nad „o”), a póki ruda nie miała ręki, za którą mógłby złapać, dłoń Dumy muskała delikatnie jej talię, chyba w już nazbyt opiekuńczym geście… ale uznał, że ma do tego pełne prawo, wobec konfrontacji z osobą, która potrafi zrobić fajniejszą magiczną sztuczkę od niego.
    A może na krótszą chwilę stracił równowagę i musiał się czegoś złapać. Nie, nie, nie. Skup się na kubku, z którego masz wypić, nie rozlewając zawartości.
    - Dziękuję – mruknął do Evy, siląc się na ciepły (jaki?) ton. Oczywiście zignorował słowa Nory, bo nie było to nic skierowanego do niego (chlip, chlip) i od razu wychylił cały kubek wody, bo doskonale wiedział, że Markovski w życiu by go nie skrzywdziła. Zresztą, dlaczego miałby się bać wypicia wody? No, chyba że byłaby do woda źródlana...

    // pseplasiam.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 26 Sierpień 2016, 19:41   

    I cóż oni się tak go uczepili? Victor w popłochu popatrzał na Evę, osobę, której z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie chciał sprawić kłopotów większych niźli już miała. A że już w jakieś wpadła, dało się wyczuć z dziecinną łatwością. Choćby po tych napiętych spojrzeniach gdy tylko cala trójka znalazła się w jednym pomieszczeniu.
    Anceu wprawnym okiem przesunął po personach tej jakże dramatycznej chwili. Mężczyzna obejmuje Evangelinę, bo ona nie może już dotykać jego ręki. Nie puszcza nawet wtedy, gdy młoda kobieta musi sięgnąć po kubki czy obrócić się po czajnik. Ona z kolei porusza się tak, by nie odsuwać się na odległość dłuższą niż jego ramię, być może, by nie padł choć cień podejrzenia, że chce się odsunąć. Ewentualnie, bo nie chce się odsunąć choćby dla tak prozaicznego powodu jak wielkopańska wygoda przy nalewaniu wody.
    Druga kobieta zawiesza wzrok na postaci samego kota, usilnie odsuwając swoją uwagę od nadchodzącej pary. To znaczy, na pierwszy rzut oka nie zwracając uwagi na ich ruchy i stosunki, bo w rzeczywistości całe pomieszczenie wypełnia trudne do zidentyfikowania napięcie i jego epicentrum, przy całej jego futrzastej pysze i zadufaniu, i tak raczej na pewno nie stanowi Anceu. Choćby z tego prostego powodu – jakże są z Dumą podobni! – urażony nie odpowiedział na pytanie zadane przez Lunatyka.

    Ruda z kolei sięgała po naczynia, a dłonie nie trzęsły się jej tylko dlatego, że solidnie zaprawiła się uprzednio ajerkoniakiem. Dzięki temu nawet linie malowane na płótnie sprawiały wrażenie prawie prostych i prawie pewnych. Rozważała w ciszy – niepomna ciapania tygrysa, paplania pięć po pięć Dumnego i tylko chęć pomocy od Nory wbijała się jej przez chwilę długą, ozdobną szpilą prosto w któryś przedsionek już i tak słabieńko pracującego serca – wszelkie za i przeciw sytuacji, w której się znalazła. Stanęła mentalnie w tym miejscu, gdy nie zwracała już najmniejszej uwagi na los obejmującego ją ciasno mężczyzny, na proszące spojrzenie albinoski tak mocno związanej z jej rodziną, na wyrzuty sumienia pojawiające się niepowstrzymanym strumieniem; sumienia, które sprawi, że następne dni i tygodnie znikną znów wśród miękkiej alkoholowej mgiełki, leku na całe zło. To nic, że znów przegapi dzień wizyt w ośrodku, że Jo będzie czekać na ławeczce wśród gołych ścian boksu – dziewczyna o oczach staruszki w jej przedwczesnym domu starości – jednakowo samotna i opuszczona. Przecież robi to wszystko dla niej.

    Spojrzenie, które Markovski przeniosła na albinoskę po jej ostatnim komentarzu ciężarem dorównywało jądru atomowemu któregoś Unnununiumium, a temperaturę miało zapewne od niego niższą. Zmrużone oczy rudej przypominały teraz dwa zielone kamyki, ale szkarłatne usta tylko nieznacznie zacisnęły się w zawziętą kreskę. Szczególnie, że poprzedni opis akcji Markovskiej stanowił >>wrzucanie tabletek ukryła także przed mężczyzną<< a więc także Nora nie mogła idealnie dojrzeć, co robiła Eva.
    Dlatego też kobieta poczekała na kolejny łyk, który powinien nastąpić, wszak benzodiazepina rozpuszcza się w wodzie idealnie i nie pozostawia żadnego posmaku czy zapachu, a zaczyna działać podstępnie już od samego początku, od pierwszego haustu, mówiąc tylko krótko "bez obaw".
    Eva czekała, bo to nie absurdalnie droga Primavera w szarawym kubku stanowiła zagrożenie, a jedynie zawartość anemicznie żółtego kubka, ufnie przyjęta, niezauważalnie obniżając odruchy obronne, zamazując wzrok i wywołując przeziębienniopodobne zawroty głowy.
    Jeśli Nora będzie miała jeszcze kiedykolwiek wątpliwości czy nie jest przypadkiem potworem ludzkiej skórze, niechże sobie przypomni, że to o Dumę martwiła się w pierwszej kolejności, nie o siebie.
    Ruda przymknęła oczy, robiąc po raz tysięczny rachunek sumienia, i czekała na objawy działania psychotropu na Norę. Dostarczony jej specyfik nie był powszechnie dostępny na rynku, zawierał bowiem sześciokrotną dawkę substancji aktywnej, ilość zaprojektowaną specjalnie po to, by przy względnym progu bezpieczeństwa zadziałać nawet na zahartowane osobniki.
    Otwarła oczy, choć zbierające się pod powiekami łzy łatwiej ukryć w inny sposób niż chowając twarz w szafce w poszukiwaniu herbatników czy innego cholerstwa. Tylko ruda wiedziała, że fiolka, którą wyjęła z apteczki już wtedy była w ponad połowie pusta.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Nora
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Październik 2016, 21:37   

    Według przekonań Nory, do pewnego momentu, władze nad Dumą powinien sprawować tylko i wyłącznie on sam; wydawało się nawet, że jego impertynenckie zachowanie nie pozwoli zbliżyć się nikomu oprócz własnych samolubnych wyobrażeń. Wraz z przesuwaniem się wskazówki zegara i wyrywanych kartek kalendarza, z zapisanymi czarną czcionką nazwami miesięcy, jakieś złudne, wyrobione nagle bezpodstawne opinie zaczęły razem z nimi trafiać do kosza na śmieci. Z czasem zaczęła zauważać pewne anomalie, które ujawniały się w całkowicie prozaicznych momentach - w jego postawie, w uczuciu goryczy i rozczarowania, kiedy siedział zalany w trupa przed wystawami sklepowymi, w sposobie, w jaki trzymał dłoń Iskry, kiedy ciągnęła go za sobą, zupełnie bezbronnego. Teraz, w stanie lekkiej demencji, mizernie odkrywając przed wszystkimi swoje kruche lico (tak, fizycznie coraz to gorzej, dzięki Evo) jej dwukolorowe tęczówki zdawały się nie być jedynym aspektem doznawania, a oddziałujące wszelkie czynniki stawały się być przyjmowane coraz bardziej sensorycznie - coś tu duszno, chociaż balkon dalej jest otwarty. Wracając do meritum - po części rozumiała, że to nie do końca jest pewna zmiana, że to wszystko było, tylko gdzieś tam w środku, ukryte pod czarną wiatrówką, ozdobioną długimi, krętymi żyłami skórą, zahaczające jeszcze gdzieś o żebra, pewnie obite o nie zmieniło nieco swój finalny wydźwięk.
    Jakby na te błagalne prośby i łkania Dumy o bycie w centrum zainteresowania (bo Duma to jednak Duma, pomimo tych nielicznych, wyżej wymienionych cech), w końcu postanowiła nieco bardziej przyglądnąć się i jemu, i Iskrze. Nie było to spojrzenie specjalnie wiercące dziurę w brzuchu ani na tyle intensywne, by można było posądzać ją o jakkolwiek złe intencje, ale na tyle wzburzone w środku tego pozornego spokoju, że można było zastanawiać się co jest na rzeczy. A co jest na rzeczy, tak na dobrą sprawę wie tylko Nora, bo jej ekscentryczna dusza nie pozwala pozostawać przy jednej decyzji na dłużej niż pięć minut (o ile nie jest to sprawa najwyższej wagi typu "chcę zjeść na kolację kebaba i koniec").
    Naprawdę miała nadzieję, że Duma zdążył wytrzeźwieć chociaż w jednej dziesiątej, ale moment w którym do utrzymania pionu musiał wspomóc się łapiąc Iskrę za talię, był momentem, w którym przewróciła wymownie oczami i już brakowało, a westchnęłaby w geście dezaprobaty, nawet nie ukrywając zrezygnowania.
    Cóż innego mogła robić wcześniej Nora jak nie ignorować ich relacji? Już jest wystarczającym kołem u wozu, a nawet większym niż mogło się wydawać, zanim okazało się, że Eva to Eva, a jej siostra to koleżanka z oddziału, a spotkanie po latach miało przebiegać znacznie inaczej niż w tej chwili się układa.

    Gdyby oczy Nory nie były na tyle kiepskie w postrzeganiu i nie popełniły tak wielkiego błędu jak nie zauważenie, że to w jej kubku znalazły się niepowołane specyfiki, zapewne zdołałaby zauważyć jaki z Iskry jest lawirant, na tyle sprytny, że Cyrkowa z wrażenia musiała przetrzeć powieki (tak, leki zaczęły już działać) i oprzeć się się o ścianę, jakoby miała ją uratować przed resztą niepożądanych objawów.
    Oczywiście jeszcze nie zorientowała się, że jej naiwnie ufne podejście do świata i zachowania innych osobników w tym pomieszczeniu okaże się głupotą tak wielką jak samo przyjście tutaj i pozostanie dłużej niż jedna setna sekundy. Ten bezwzględny paternalizm, którym kierowała się Iskra absolutnie nie był panaceum na wszelkie problemy, nie kompensował też żadnych zachowań, był wręcz gwoździem do trumny, który trafił także w samą Cyrkową, przyszpilając ją tam na dobre. Uniosła ciężką od rozczarowania dłoń, lekko otumaniona, subtelnym gestem przeczesała włosy, jakby to miało pomóc zdrętwiałym ramionom się rozluźnić, odzyskać panowanie nad samą sobą, ale dopadła ją swego rodzaju katarakta - zaćma i zaćmienie w jednym, alegorycznie rzecz ujmując. Mogłaby teraz coś powiedzieć i pewnie za chwilę to zrobi, kiedy już przestanie czuć grunt pod stopami, choć dalej twardo będzie się na nim trzymać, ale po co, skoro nikt tak naprawdę nie będzie jej słuchał - każdy będzie tylko czekał na swoją kolej do mówienia. Te wszystkie pozytywy, niewykorzystane sytuacje, przechodzą niby obojętnie, unoszą się lekkim, płynnym ruchem tuż obok jej oczu, nosa, uszu, ale depczą po palcach, uderzają w skroń, ciągną za włosy, a ty, głupia, oddajesz się bez walki.
    Och, ty wredny, mały krasnalu. Tak, rudym nie można ufać.
    - Przepraszam, że państwu przeszkadzam - poczęła bełkotliwie, można byłoby się zastanawiać, kto z tej trójki jest najbardziej pijany - ale kiepsko się czuję i zapewne ku waszemu wielkiemu zadowoleniu będę musiała was opuścić - i zrobiła krok do przodu dla podkreślenia dramatyzmu sytuacji... ale zatoczyła się w bok i chociaż utrzymała równowagę, sama zdziwiła się tym co przed chwilą zaszło. O tak, to zdecydowanie czas uciekać. - Duma, proszę, odprowadzisz mnie do drzwi?
    Jeśli i on zapuścił ten podstępny atak na bezbronną Norę, to właśnie wszystkie jej próby ucieczki (i dobrej woli) straciły i cel, i nawet sens działania. Brakowało jeszcze tylko jednego.
    - Coś ty tam dała - mruknęła po raz kolejny przecierając oczy, bez świadomości, co do tej pory wyszło z jej ust, a co pozostając złudzeniem zachowało się jedynie jako niewypowiedziane rozgoryczenie.
    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Październik 2016, 23:27   

    Tymczasem Duma powoli, powolutku, ale trzeźwiał! Może to przez te kilka miesięcy, które spędziliśmy na sesji w mieszkaniu Markovskiej, może to ze względu na wydarzenia, które zinterpretować było mu tak trudno, jak licealiście wiersz Norwida na maturze próbnej… Znowu pozostało mu obserwować. Biernie przypatrywać się czynom, symboliki których nie pojmował. Bez mrugnięcia okiem poddawać się temu, że nikt na niego zwraca uwagi, godzić się z utratą roli pierwszoplanowej… Przynajmniej zielone oczęta były do tego przyzwyczajone, więc kiedy Victor zdecydował się nie odpowiadać na zaczepkę Dumy (chlip, chlip), chłopak tym razem zdecydował się cała energię poświęcić patrzeniu: omiótł spojrzeniem cały pokój. Szmaragdem ocząt obdarował nawet najmniej wiernego mu poddanego tygrysa-mądralę (w lunatykowym świecie w końcu wszyscy byli jego poddanymi, nieistotnym było, czy mniej, czy bardziej posłusznym) i po nakreśleniu na szybko w swoim umyśle szkiców piętnastu sposobów na ukrócenie jego żywota, przeniósł spojrzenie na Norę. Biała dłoń kobiety ujarzmiała wtedy białe włosy, a Duma zmarszczył lekko nos, jakoby przeczuwał, co ma się stać wkrótce. Coś było nie tak. Coś wisi w powietrzu. Ale przecież jemu póki co nie udało się wszystkiego popsuć. Zaledwie część, ale...
    Tym razem psuł ktoś inny. Kto w tym towarzystwie miałby cokolwiek psuć?
    „Przeprasza, że państwu przeszkadza”, ale ona nie mogła tego popsuć. Rozstrojony głos świadczył raczej o krzywdzie, tak? Jakiej krzywdzie…? Ach, słaby nastrój. Może się przeziębiła? Nie, to głupie. Jakieś pomysły, głąbie?
    Na „wielkie zadowolenie” neurony w pustej łepetynie popielatowłosego zaczęły wariacko zrywać i łączyć się, nie pozostawiając mu choćby krótkiej chwili na przetworzenie informacji, a na twarzy Dumy można było dostrzec tego skutki – usta zastygły, lekko rozchylone. Lico utraciło co zdrowsze tony, iskry w oczach zostały przygaszone. Nic nowego, gdyby chłopak kiedykolwiek oddałby się w rękę jakiegoś psychiatry, już dawno dowiedziałby się tego co my – wariował. W końcu... Istniała też możliwość, że szare komórki po latach picia wreszcie przypomniały sobie o tym, iż już dawno powinny wynieść się z łepetyny dumnego…
    Wtem.
    Nagle! Nareszcie… W głowie coś zaskoczyło. Wszystko to za sprawą Nory (w końcu nie za sprawą jego toku rozumowania!), która sprowokowana została do konfliktu z grawitacją – krok Dumy do przodu, pozostawienie Evy, chwyt cyrkowej przynajmniej za cokolwiek, by nie upadła. Dobrze, może i ona miała większy wkład w utrzymaniu swojej równowagi, ale próbował!
    Potem się odsunął od obu pań. Powoli, ruchem bezwiednie imitując maszynę, obrócił głowę w kierunku Iskry, kiedy padło pytanie o odprowadzenie do drzwi. Powiedzenie, że obdarzył Evę spojrzeniem, byłoby kłamstwem. Patrzył przez nią, jakby dopiero gdzieś tam, hen, za nią, były odpowiedzi na nurtujące go pytania. I były. Ale jak zwykle poza jego zasięgiem, a ruda jak zwykle pozostawała nieuchwytna – w końcu rzecz, której szukała w szafce, musiała natychmiast zostać wyciągnięta. Wyglądała, jakby była winna. Coś w głowie mówiło mu, że ona wyjątkowo często była winna rzeczy. Różnych. Zarówno dobrych, jak i złych.
    Czego była winna Eva? Przecież ona nie psuła rzeczy. Ona je naprawiała.
    Westchnął, wkładając dużo wysiłku w to, by nikt nie zobaczył, że było to westchnienie typu panika. Bynajmniej, to było westchnienie „natrafiałem na tę sytuację tyle razy w życiu, że doskonale wiem, co muszę zrobić”. Powoli odwrócił się ku Norze, patrząc na nią w nietypowy dla niego sposób – gdyby był mniej dyskretny, chyba po prostu zacząłby mrugać sygnał S.O.S. Nie wiedział, co ma robić. Nie wiedział, jak zrzucić to na Iskrę. Jak oskarżyć ją o to, co mogła – tak, istniało takie prawdopodobieństwo, ale… ale… n i e.
    To był moment. Moment, który dla pijanego był „momentem”, więc trwał dłużej, niż powinien. Potem pojasnocholeruje na ten temat. Przedstawienie musi trwać, a Duma znowu jest na środku sceny. Z dobrym światłem, perfekcyjnie wyćwiczonym ruchem i gładkim włosem. Dodatkowo narąbany w trzy dupy! ...Ale wciąż czarujący i wyjątkowy.
    Przyjął postawę prostego i niewinnego. Ale wciąż przejętego.
    - Wyglądasz beznadziejnie... – zauważył i pocieszył Duma - ...pewnie się też tak czujesz – dodał pokrzepiająco – …Jednak jeżeli jesteś tego pewna, jasne, że cię odprowadzę. Może lepiej będzie wsadzić cię w taksówkę? Nie powinnaś łazić sama po nocy. Daleko mieszkasz?
    Mówił to, przemieszczając się po mieszkaniu Evy w kierunku drzwi i wkładając bardzo dużo energii w to, żeby nie odwrócić głowy i nie obdarzyć Marionetkarki spojrzeniem. Gdyby Nora się zachwiała, oczywiście Duma zaraz posłuży swoim silnym ramieniem, czy coś w ten deseń. Lepsze to, niż katowanie się pytaniami na temat tego, co się wydarzyło. Stronę Nory wziął odruchowo, dlatego, że to ona słaniała się na nogach, nie przeszkodziło mu to jednak w tym, by katować się tym, że zostawił Evę w drugim pokoju samą z tym wrednym wyrośniętym kotem domowym. I, że ją zostawił. I, że w nią wątpił. I, że wątpił w Norę.
    Duma zmęczony. Bardzo, bardzo zmęczony. Zdenerwowany.
    Zdruzgotany.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 12 Listopad 2016, 16:49   

    Gdyby wiedziała jak dobre zdanie ma o niej Dumny, jak mało ją zna, gdyby miała choć pojęcie, odrobinę pojęcia w jakich superlatywach zdarza mu się o niej myśleć, poczucie winy chybaby ją zadusiło. Na razie błogosławienie nieświadoma, to ona dusiła sumienie, zaciskając garść na wszystkim co znała i nie chciała wypuścić, bo przecież wiedziała, że by już do niej nie wróciło.
    Nobody said it wil be easy. Ty durniu, ty bladolicy, bezmyślny ignorancie.
    Pojawił się w jej życiu, wlazł w sam jego środek, rozepchał wszystkie poduszki powietrzne i ABS-y, którymi wymościła sobie umysł, by żaden z grzeszków jej nie uwierał; pieczołowicie, z należytą uwagą i szacunkiem wyhaftowała na każdej z nich odpowiednie usprawiedliwienie każdego popełnianego czynu, ponaszywała tak ważne przecież wymówki i tłumaczenia, okrągłymi słowami niemal przekonując nawet samą siebie. Wszedł tam bez pytania, pełen kolców, chłodu i zawiewającej lodem zamieci i poprzekłuwał wszystko, co tak długo gromadziła. Rozsiadł się w samym środku wszystkiego i stał się tym samym centrum wszystkiego – teraz to z jego osoby uczyniła zawody: jak okłamać go tak, by mówić mu prawdę.
    Wszedł bez pytania, bez oceniania, bez warunków i kontraktów i wyrażania potrzeb, które ona musi wypełnić – sam był sobie wszystkiego winien! Tak mocno chciała siebie do tego przekonać.

    Cofnęła się od szafki, zupełnie nie rejestrując, że nic z niej nie wyjęła i spojrzała na Norę, spodziewając się, iż ta właśnie zaczyna się słaniać. Co też albinoska może sobie o niej myśleć? Że morderczyni? Zdrajca? Czarna owca? Na litość, to tylko końska dawka benzo.
    Zaskoczył ją wypad Lunatyka, no ale czego się miała spodziewać? Sama by ją łapała, gdyby była bliżej. Fizycznie. Mentalnie. Obdarzyła Norę kolejnym spojrzeniem – pewnie wydawało się beznamiętne, matowe i jak zawsze zwykła mówić, „bardzozielone”.
    Niesamowicie rudej dudniło w głowie – nie roztrząsała czy to po ajerkoniaku, z poczucia straty czy może faktycznie powinna lepiej chować zioło Victora, który właśnie gdzieś zniknął. Po prostu ta scena powinna się skończyć jak najszybciej. Lek z pewnością był już w połowie wchłaniania w przewodzie pokarmowym – na tyle, na ile wytłumaczono jej farmakokinetykę dostarczonej substancji – co oznaczało osłabienie, obniżenie uwagi i znaczną ufność, ogólny rozstrój i senność, obniżone bariery ochronne i, hej, granicę świadomości.
    Czy postąpiła inaczej, bo ta oto kobieta, Cyrkówka, znała Dumę? Ano nie, on był w tej decyzji zupełnie zbędny, po raz pierwszy od jakiegoś czasu nie miał kompletnie wpływu na zachowanie Evy. Nawet gdyby wtajemniczyła go wcześniej w swoje zamiary – na co miała tak wielką ochotę, nasza dziecina, co nie lubi brać na siebie pełnej odpowiedzialności – a on by zaprotestował… i tak by to zrobiła, w razie potrzeby po drodze pacyfikując i dumnego.
    Nora była zbyt ważna; zbyt ważna dla Evy, zbyt ważna dla sprawy, by sytuację pozostawić tak samą sobie, zbyt dużo albinoska dla Markovskiej i jej małej siostrzyczki zrobiła.

    Miała nadzieję, że nie usłyszał ostatniego, niewyraźnego bełkotu tamtej o dodatkach w napoju – nie mógł być przecież pewien, że to ona, że coś zrobiła, za rękę jej nie złapał.
    Kilka miękkich kroków i już stała przed ukochanym Lunatykiem obejmującym białowłosą, na progu przysz- pokoju, prawie przedpokoju. Ujęła półprzytomną z pewnością kobietę lekko za ramię i delikatnie zatrzymała Dumę, jej dłoń na piersi mężczyzny, jej spojrzenie wyrażające niewyrażone, zatopione w jego oczach.
    – Lepiej ją połóż – zasugerowała miękko, ze skinięciem, mając na myśli oczywiście mijane przed momentem łóżko w sypialni, która od kuchni różniła się tylko idiotycznie kolorem podłogi. – Noro, nie możesz stąd wyjść w takim stanie, tak słaba. Połóż się, przeczekaj. – Znów nacisk na klp mężczyzny, tak delikatny, swobodny, zachęcający, zdecydowany i pewny.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Nora
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 29 Listopad 2016, 19:34   

    Niesłychane, jak bardzo chciała uciekać - ale nikt jej przecież nie gonił. Ani Duma, ani Iskra, które wręcz usilnie starała się ją tutaj przytrzymać, ani nawet nikt z zewnątrz, bo koniec końców i tak była pachołkiem, który każdy mógł poprzesuwać jak mu pasuje, naruszając przy tym cienką granicę ludzkiej moralności. Jedyne co usilnie starało się w końcu do niej dotrzeć, to własne wyobrażenia o poczuciu bezpieczeństwa i normalności - brzmi infantylnie? Dla kogoś, kto nigdy nie miał okazji musnąć tego nawet koniuszkiem języka to sprawa podstawowa.

    Sensualność, tak mało ceniona przez ludzi, bo znaczna większość korzysta ze zmysłów nieprzerwanie, zawsze jest gdzieś obok, nikt o niej nie myśli, nikt się nie zastanawia. Nora gdyby była w stanie trzeźwo myśleć, to już w tym momencie prawdopodobnie przeszłaby na empiryzm, bo wszystkie bodźce oddziałujące z otoczenia roznosiły się głośnym echem w przytłumionej od nadmiaru leku głowie. Wszystko pojawiło się jakby naraz i nie zdążyło się już wydostać, stężało, urosło i zakiełkowało, a potem tylko rosło, rosło i rosło, a Nora mogła tylko na to patrzeć - ale już nic nie mogła zrobić.
    Wdzięcznie wyciągnęła dłoń do ramienia Dumy, cudownie, teraz mogą już razem wyjść i nigdy więcej się tutaj nie pokazać. No przecież tylko kilka kroków dzieli ją od wyjścia z pomieszczenia, od korytarza do drzwi, od drzwi do klatki i od klatki do czystego powietrza, płytek chodnikowych pod stopami i wiatru rozwiewającego resztki jej fryzury.
    - ...ze mną - wybełkotała niecierpliwie, karcąc się w duchu za ten brak panowania nad własnym językiem - chodź.
    A najpierw najlepiej zwiążmy ją i zamknijmy w szafie.
    Miała wielką nadzieję, że nie będzie pamiętać jak bardzo pogrąża się z każdym następnym słowem (o ile oczywiście nie zostanie poddana okrutnym torturom i znowu nie spędzi kilku następnych lat w izolatce) i nie będzie musiała się z nich tłumaczyć. Pozostaje jeszcze jedna kwestia... chodź - ale gdzie? Tutaj już nie raczyła wyperswadować Dumie swoich zamiarów, zwłaszcza, że nastąpiły one po słowach Iskry... co mogło zabrzmieć co najmniej dwuznacznie, bo nie chciała iść ani z Dumą do łóżka, ani s a m a w ogóle nie chciała do niego iść, a ton jej głosu podszyty był niemal wyraźnym błaganiem o ulotnienie się stąd szybciej niż dym papierosowy.

    Hej, czy to jest właśnie ta słynna granica świadomości?
    Fakt, że Cyrkowa nie miała już ani chęci, ani też siły spojrzeć na Evę wprawił ją niemalże w przerażenie, a ta nie-świadomość zasiała spory ferment i brak lepszego pomysłu na działanie, zwłaszcza, że bez czyjejś pomocy może zrobić tylko jedno wielkie n i c. Co jej więc zostało? Błagalne spojrzenia w stronę Dumy i ciągnięcie go za rękaw jak małe dziecko, które szuka uwagi.
    Korzystając z okazji, że para kochanków wpatruje się w siebie z niewypowiedzianym, zaciśniętym w gardle pytaniem, puściła Dumę i ramieniem oparła się o ścianę, powoli zaczynając przesuwać się w stronę wyjścia - trzeba próbować wszystkiego. A już zwłaszcza, kiedy lepszego wyjścia nie widać, a umysł nie podsuwa żadnych logicznych rozwiązań.
    - P-pośpiesz... się.
    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Grudzień 2016, 01:34   

    Nie było niczego niezwykłego w zachowaniu Nory – odpowiedzią ofiary na atak było często paniczne miotanie się, poszukiwanie pomocy, która nie nadchodziła. Ale wystarczyła tylko krótka refleksja Dumy na temat tego, co dzieje się dookoła niego, wzniesienie szmaragdowych ocząt ku górze w poszukiwaniu odpowiedzi, tęższe wytężenie (och) nędznego czerepu… A powinien zorientować się, co groziło Norze, a co groziło Iskrze. Sam w tej sytuacji popisał się niezwykłym samolubstwem i egotyzmem, bo nie skupiał się na żadnej z pań, które go otaczały. Koncentracja jego skierowana była na to, jak bardzo łomocze mu we łbie. Jak przez mgłę obserwuje samego siebie z nie-do-końca boku. Był pół-sobą, pół-niesobą. Czuł, że nie nad wszystkim, co robi, miał kontrolę, ale akceptował to. Zakładał, że jest to nieodłączną częścią bycia sobą. Rzeczy dzieją się w końcu same, kiedy jest się nietrzeźwym i próbuje odzyskać się władzę.
    Duma, wpatrując się w Półdumę widział wahanie na bladej twarzy, kiedy Iskra zatrzymała się przed nim, ale kiedy wyciągnęła rękę, jakiekolwiek wątpliwości zniknęły – przecież idiotyczne byłoby wypychanie Nory za drzwi w nocy, kiedy ta ledwo trzymała się na nogach. A Eva leczy ludzi – dowód na to miał na jednej z rąk, tej, którą prowadził Cyrkową do drzwi. Ponadto, był na jakiś czas (a chłopak miał nadzieję na czas jak najdłuższy w tym mieszkaniu) pod ręką i wiedział, że nie stanie jej się krzywda… Jedyne, co mu nie pasowało, to zajęcie przez Norę łóżka.
    Hmh.
    Później dane było mu usłyszeć polecenie, tak słabe i zdecydowane – to znaczy, jak na Tancerkę Ostrzy, nietypowe. O ile wcześniej dumne oczy liczyły zielonkawe pigmenty w oczach Iskry, szybko poddały się i zajęły się twarzą drugiej dziewczyny, na twarzy Dumy pojawiło się wahanie, a na czole lekka zmarszczka. Biedna, sforsowana, dumna substancja szara – po tym ciężkim dlań wieczorze nie zostanie jej zbyt wiele.
    Białowłosa wymknęła mu się z rąk. Dogoń ją.
    - Noro – mruknął, karcąco. Złapał ją za rękę i przysunął do siebie, odsuwając się od Evy, dochodząc do wniosku, że z Cyrkową jest gorzej, niż myślał. Biedna miota się, nie wiedząc, co się dzieje dookoła niej – więc oto Duma, typowo, zbawi ją od wszelkiego zła. Objął ją w talii i pociągnął, w sumie traktując ją bardziej jak kukiełkę, niźli zwykłego człowieka (wagowo zresztą od kukiełki zbytnio się nie różniła). - Lepiej będzie, żebyś została. Dzieje się z tobą coś złego, a Eva… Zna się na medycynie. Pomoże ci. Prawda, Evo?
    Wydawałoby się, że wiara w umiejętności Iskry zazielenia teraz dumne spojrzenie i stąd ma ono aż tak intensywną barwę – ale nie oczekiwał odpowiedzi, bo założył, ze jest ona oczywiste i brzmi tak, jak jest mu to na rękę.
    Zabrał Norę z powrotem do pokoju, by pomóc jej położyć się na łóżku. Po drodze mamrotał pod nosem jakieś niewybujałe hasła, hybrydy takbędzielepiejów, wszystkobędziedobrzów i odpocznieszsobiów. Starał się przy tym zdystansować od Evy – tak, by pokazać, że teraz pomaga Norze. Nie Iskrze.
    Głuptas.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 28 Luty 2017, 20:19   

    Podniosła na niego wzrok i zapytała w myślach siebie samej, czy Dumie spodobałby się „Fight Club”. Mól książkowy żadnej lektury się nie boi, a była to pozycja o tyle ciekawa, co zaskakująca. No i ruda miała zasadę, że czyta książki, a nie ogląda ekranizacje. A zapytała dosyć naiwnie jak na taką sytuację, bo tyle tam było pieprzenia o autodestrukcji, że prawie jej ta męska proza podeszła, a nie była w stanie zapomnieć ich pierwszego spotkania i jego podbitego oka.
    Czy zniszczenie siebie, by zobaczyć co pozostanie jest wyjściem? Albo sposobem? Faceci zabijali się, żeby poczuć, że żyją. Namacalna autodestrukcja miała prowadzić do życia.
    Bo Iskra chyba odwrotnie, dążyła do samozniszczenia w klasycznym pojęciu, do czystej anihilacji, jak płomień, który mógłby już ją strawić i dać spokój czemuś, co ostatnio nauczyła i odważyła się nawet nazywać życiem.
    Duma. Duma. Duma (z akcentem na pierwszą sylabę. Jakże angielskie słowo stress tu pasuje.) Du-ma. Dumadumadumadumaduma. I już nie wiedziała czy chłop czy uczucie. A Nora niech sobie grzecznie postoi.
    Jakie miała prawo tak przedmiotowo traktować Cyrkową? Jedyną pokrewną duszę? Jedyny promyk przyjaznej skądinąd świadomości w tamtejszych płomieniach?
    Tak jak mignięcie skudlonej, wciąż śnieżnej bieli w drzwiach laboratorium dawało Evie jakąś idiotyczną ulgę, tchnienie życia w tym zatęchłym pomieszczeniu, poczucie, iż wciąż dzięki Bogu nie jest sama na tym chromowanym świecie, tak i błysk jaskrawych pukli zapalał w oczach tamtej światło. Nie miała pojęcia jak jej na imię. Ich znajomość polegała na sąsiadujących godzinach badań i zabiegów. Na oglądaniu co przyszło, a co wychodzi z gabinetu lekarskiego. Na zasłanianiu widoków Jo na tyle, na ile pozwalały krępujące ruchy i możliwości zwaliste sylwetki sanitariuszy i zakleszczone przeguby.
    Ale ona to jej się boi. Boi! na litość Kamienia Nieszczęścia.
    Bién, nic dziwnego, skoro sądzi, że ją otrułaś i/albo właśnie przygotowujesz do oddania do przeprogramowania.
    Najprostszym wyjściem z tej nadto kłopotliwej sytuacji byłaby rozmowa, ale z Norą w stanie akurat sprzed utraty przytomności nie było już to możliwe. Mniej niż minuty dzieliły tą kochaną, dzielną albinoskę od osunięcia się na ziemię, dlategoż Eva zacięcie, zawzięcie uznała słowa kobiety za prośbę o przeprowadzenie na łóżko i omijając z całym wysiłkiem sygnały ucieczki, którymi tamta aż parowała nie zabroniła, gdy Duma znów zajął się pomagierowaniem, jakby nie wyglądało. Był dobry. W asystowaniu. W podtrzymywaniu. W byciu.
    Poczucie winy wzrastało odwrotnie proporcjonalnie do zawartości promili we krwi, dlatego nie powiedziała ni słowa na temat tego, że był nie dla niej. Ale już rozumiecie, dlaczego 90% burd na tle zazdrościowo-zaborczym wywoływana jest przez osoby w stanie wskazującym?
    Co do izolowania się zaś, nie wiedziała, czy miał na myśli przedstawienie specjalnie dla Nory, coś pod szumnym tytułem „Jestem po Twojej stronie”, czy może jednak planował jakiś melodramat tylko dla rudej? Znając usposobienie obojga, to bardzo szybko przerodzi się w „Trudne Sprawy”.

    Gdy Cyrkowa przy wyłącznej pomocy dumnego spoczęła już na pościeli – pewnie w butach, co w innych okolicznościach doprowadziłoby nasz mały, mimowolny klon swojej matki do szewskiej pasji – Markovska pochyliła się nad z pewnością odpływającą już Norą. Miała tylko kilka sekund.
    Jesteś bezpieczna, rybko – tchnęła tkliwie nad twarzą kobiety, choć przecież tamta pewnie była od niej nawet starsza, i tylko drobinę było czuć rudą alkoholem. – Jesteś bezpieczna i postaram się, żebyś była. – Prostsze słowa, zdania, szybciej szybciej, bo tamta nie usłyszy wszystkiego, nawet jeśli i tak nie będzie po obudzeniu pamiętać. – Nie otrułam cię. Nie zdradzę cię. Obiecuję.
    A po wszystkim – dlaczego to brzmi jakby ktoś umarł? – wzięła z nóg łózka koc i nakryła nim oddychającą spokojnie Norę. Dla swojego jeszcze spokoju odchyliła głowę śpiącej do tyłu, udrażniając drogi oddechowe.
    A potem? A potem mogła już tylko stawić czoła Lunatykowi. Ona – niewystarczająco wstawiona i on, nie do końca jeszcze trzeźwy. I tysiące trudności – pojęcie problemu jest niepedagogiczne i tworzy bariery! – które nagromadziły się przez ten niedługi czas. Z Cyrkową i niedomówieniami na czele.




    Noro! naprawdę Cię przepraszam za wstrzymywanie kolejki. przez dwa miesiące... naprawdę @@ ale to była chyba najtrudniejsza dla mnie sesja w 5-letniej karierze. Szczególnie, że równocześnie pracuję i jakoś tak nie miałam sił na nic. Nie usprawiedliwia to niczego, ale tak sobie opowiadam, byś wiedziała, że nie zlewałam Cię w żadnym wypadku.
    ---> Historia Nory kończy się tu utratą przytomności, a nie odzyska jej jeszcze przynajmniej z 6 godzin, więc zrób jak chcesz: albo napisz ostatniego posta, albo napisz tylko [nmm] i rozpocznij sobie gdzieś już kolejną fabułę. Podane benzodiazepiny powodują utratę pamięci krótkotrwałej, więc Cyrkowa nie będzie pamiętać niczego po spotkaniu pijaniutkiego Dumy na chodniku w mieście.
    Dumnego nie przepraszam, bo od grudnia wisi mi PW, więc skoro nie Lideł nie miał czasu napisać co u niego, to tym więcej nie miał czasu odpisać na post xP
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,44 sekundy. Zapytań do SQL: 9