• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Morze Łez » Plaża
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Biały Królik

    Godność: Foku
    Wiek: 20
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: Truskawki/Bajkopisarzy.
    Nie lubi: Cieni i Dachowców.
    Wzrost / waga: 183 cm / 71 kg
    Aktualny ubiór: *czarny garnitur *buty garniturowe *biała koszula *czarny krawat
    Zawód: Informator, płatny zabójca.
    Pod ręką: Sztylet wysadzany szmaragdami.
    Broń: Sztylet wysadzany szmaragdami.
    Nagrody: Bursztynowy kompas, Rubinowe serce
    Stan zdrowia: W normie.
    Dołączył: 14 Lis 2015
    Posty: 49
    Wysłany: 18 Październik 2016, 22:10   

    Komuś najwyraźniej mieszały się tutaj bajki. Nie tylko chodziło o Jacka, który chwilę temu wyszedł, jak gdyby nigdy nic zza kamienia, wręcz bezsprzecznie rzucając na siebie cień podejrzeń. Czy wydaje się normalnym zapraszanie zupełnie obcej osoby do opustoszałego lasu, gdy pojawiasz się za czyimiś plecami z szemranym towarzyszem, który na dodatek dosłownie moment wcześniej znika, w tymże lesie? Czy Foku miał dziwne rozumowanie? Oczywiście, Kraina Luster nie sprzyja prawidłowemu rozwojowi psychiki, ale ten skrajny altruizm i ignorowanie podstawowych relacji pomiędzy ich osobami, wydawało się po prostu absurdalne. Możliwe, że tylko w odczuciu czarnowłosego. Owszem, mógłby dojść do tego wniosku, gdyby nie to, iż do grona osób, które ewidentnie zatraciły zmysł oceny sytuacji dołączyła również Vivienne. Panienka, bez ostrzeżenia pochwyciła jego dłoń, by zatrzymać Lunatyka, podążającego w stronę skał, za którymi czaiła się nieznana im istota. Ta nagła interwencja w dystans intymny naszego bohatera, nieszczególnie przypadła mu do gustu. Uczucie zaskoczenia, szybko ustąpiło wzrastającej irytacji. To spoufalanie się, w jego odczuciu było nie do przyjęcia. Ktoś chyba zapomniał o swoim miejscu w szeregu. Początkowo, spojrzenie Foku było raczej bez wyrazu. Próbował zrozumieć zaistniałą sytuację. Jakim prawem dotyka go ktoś, kto jedyne, co ma z nim wspólnego, to fakt, iż swoimi plugawymi oczami spogląda na ten świat. Ba, to w zasadzie nie była nawet pierwotna przyczyna, tej jakże nieciekawej sytuacji. Źródłem była uprzednia impertynencja. Trzeba mieć tupet, by wpierw wysuwać zapytania, wręcz narzucające odpowiedź, a następnie ignorować dalszy ciąg rozmowy, zwyczajnie ją urywając.
    - Panience, coś się pomyliło. - odparł z prześmiewczym grymasem i ewidentną złością w jasno czerwonych, niczym róża oczach, w momencie, gdy fioletowowłosa puściła jego rękę i odwróciła spojrzenie. Jego dłoń bezwiednie powędrowała w kierunku tylnej strony wnętrza marynarki. Z transu wyrwało go zadane z oddali pytanie ze strony Jacka, gdy ten ruszył w ich kierunku, oddzielając się uprzednio od grupy na brzegu. Zasadniczo to tylko dolało oliwy do ognia, lecz powstrzymało czerwonookiego od zrobienia czegoś niezbyt przyjemnego w skutkach. Bladolicy opamiętał się, przenosząc spojrzenie na chłopaka z cylindrem.
    - Służę pomocą. - odrzekł beznamiętnie, chowając dłoń w kieszeń spodni i zaciskając ją w jej wnętrzu. Czy postępował naiwnie, idąc w odosobnione, bo znajdujące się przynajmniej sto metrów od ich pierwotnej lokalizacji miejsca, gdzie mogliby nazbierać niezbędnego chrustu? We własnym mniemaniu, zapewne tak. Niemniej, miał już dość tego narastającego absurdu. Idąc za Jackiem, uporczywie wpatrywał się bez słowa w ziemię. Rozważał wszystkie za i przeciw. Obecnie posiadane informacje, fakty oraz ewentualne nieścisłości. Kto jest tu ofiarą, a kto łowcą? Skąd tyle obcych osób w jednym miejscu, w jednej chwili? Dlaczego część osób, spotykając się na kompletnym odludziu nagle się zna? Skąd ta idylliczna atmosfera? Chodź zaczęło już świtać, las wciąż przykryty był lekkim półmrokiem, ze względu na zagęszczenie, może i nie bujnych, lecz zdecydowanie licznych drzew iglastych. Lunatyk trzymał się blisko swojego "towarzysza", podnosząc kolejno pojedyncze, niewielkie gałązki, przyciskając lewym ramieniem do swojej piersi. Stopniowo skracał dystans. Oczy Foku rozbłysły czerwonokrwistą barwą, umożliwiając dojrzenie zawartości kieszeni zarówno kamizelki, jak i spodni nieznajomego, ale również, a może i przede wszystkim, o ile było to możliwe, wnętrza podejrzanego kapelusza. Kolejność następujących po sobie zdarzeń była dosyć szybka. Lunatyk stając za chłopakiem, w momencie gdy ten prostował się po podniesieniu kolejnej z gałęzi, wypuścił skrzętnie zbierany chrust. Prawą dłoń położył na jego kołnierzu, lewą złapał za ramię i podcinając go prawą nogą, pociągną w tył, starając się błyskawicznie ściągnąć go do ziemi, nim ten zorientuje się, co jest na rzeczy. Siadając okrakiem na kapeluszniku w taki sposób, iż jego ramiona w okolicy barków były przyszpilone do ziemi kolanami. Prawa dłoń, tym razem już bez chwili zawahania, skierował do tyłu marynarki, sięgając po rękojeść sztyletu, na której pojawiły się czarne runy. Czerwonooki przyłożył złowieszczo połyskujące ostrze do gardła swojego celu. Lewą, wolną dłonią sięgnął natomiast w kierunku kapelusza, na którym również powinny pojawić się niewyraźne znaki. Jeśli uda mu się go pochwycić, to wyrzuca nakrycie głowy z dala od ich dwójki i przenosi spojrzenie na panicza.
    - Do rzeczy. Kim jesteście, ty i tamta osoba, z którą się pojawiłeś? Dlaczego nas śledziliście? I skąd znasz Vivienne? - wyrzucił oschle trzy pytania, krótkie i zwięzłe, bo aktualnie te trzy kwestie nurtowały go najbardziej. Oczy, choć utkwione były w twarzy chłopaka, to co jakiś czas zwracały się w kierunku jego dłoni. O ile wcześniej dostrzegł coś w kieszeniach i cylindrze, którego prawdopodobnie się pozbył, to nadal ma je na uwadze, nie bagatelizując. Wprawiona osoba zabije Cię nawet dobrze naostrzonym ołówkiem. De facto sam kiedyś to sprawdził. Zawsze wydawało mu się, że taki kawałek drewna wbija się nieco z większym trudem w punkty witalne. A tu patrzcie, takie miłe zaskoczenie. Będąc świadomym tego, iż w pobliżu czai się prawdopodobnie nieznany towarzysz Jacka, koncentrował się na tym, by w razie, gdy sytuacja obierze niespodziewany obrót, w oka mgnieniu zdematerializować się z pola widzenia obu delikwentów wprost do obozu.
    _________________
     



    Przytulanka

    Godność: Lucy
    Rasa: Lisokotowilk - taki podgatunek Dachowca, a co!
    Lubi: Enkila
    Nie lubi: Bycia w centrum zainteresowania, głębokiej wody, rasy ludzkiej
    Wzrost / waga: 165 cm/ prawidłowa, choć blisko jej do niedowagi
    Aktualny ubiór: Przemoczone wąskie spodnie do kolan w kolorze brązowym, luźna beżowa bluzka sięgająca pośladków, przewiązana szerokim, brązowym pasem, buty za kostkę nadające się do wyrzucenia
    Znaki szczególne: Lisi ogon, kocie uszy, szmaragdowe oczy
    Zawód: Arcyksiążęca Herbaciana Przytulanka
    Pan / Sługa: Arcyksiążę Rosarium
    Pod ręką: Bezdenna sakwa, a w niej mały kieszonkowy zegarek, bandaże, trochę pieniędzy, kilka długich rzemyków i mnóstwo innych rzeczy, o których nie pamięta
    Broń: Łuk i trzydzieści sześć strzał w sakwie
    Nagrody: Bezdenna Sakwa, Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Blaszka zmartwienia
    Stan zdrowia: Lekko podtopiona.
    SPECJALNE: Moderatorka | Wyjazdowa Maskotka Forum
    Dołączyła: 18 Sty 2015
    Posty: 170
    Wysłany: 31 Październik 2016, 16:23   

    Spodziewała się usłyszeć od głośnej gromadki – miano jakie nadała napotkanemu towarzystwu pozostało takie samo, choć wydźwięk tychże dwóch słów w jej głowie uległ zmianie – pełen dezaprobaty wywód na temat piękna otaczającego świata, wartości życia oraz głupoty płynącej z próby jego tak wczesnego zakończenia. Przygotowała się na karcące słowa, czekając na naganę w ciszy, ,momentami przerywanej pojedynczym pociągnięciem nosem, spowodowanym nie tyle samym płaczem, co przeszywającym kotkę chłodem. Z pewnością odkupi swój wybryk co najmniej porządnym przeziębieniem.
    Piasek oblepiał wilgotne fragmenty jej odsłoniętego ciała, mokre ubranie przylegało w nieprzyzwoity sposób, zwłaszcza w okolicach klatki piersiowej, w przypadku której jakoś szczególnie nie było czym się chwalić, a czyjeś ciepłe - cóż za miła odmiana – palce gładziły jej smagane wiatrem posklejane, pełne piasku, a może i jakiś wodorost by się znalazł, włosy. Uniosła głowę, a odzwierciedlający jej zaskoczenie wzrok utkwiła w Jacku. Dotykał ją w sposób, w jaki uspokaja się dziecko. Nie zganił jej. Nikt tego nie zrobił. Chcąc się upewnić czy faktycznie nie mają takiego zamiaru czekając jedynie na odpowiednią okazję, niepewnie przeniosła wzrok z Kapelusznika na czarnowłosą dziewczynę, kończąc na przemokniętym mężczyźnie o nosz cholera czerwonych oczach. Ich barwa nie była jednak czysto szkarłatna, a jednak wciąż pozostawały urzekające, jakby domieszka bursztynu dodawała im magnetyzmu, potęgując chęć zbliżenia się do ich posiadacza.
    - N-nie. Nie wydaje mi się. W tej chwili nic mnie nie boli, może poza drapiącym gardłem. W wodzie też nie poczułam, aby coś mnie zraniło – uśmiechnęła się krzywo i niekoniecznie radośnie. W każdym razie nie dopóki byłam przytomnadziękuję za troskę.
    Czy on też czuł się tak skrępowany? A którekolwiek z nich? Pewnie nie. Wprawdzie Lucy była dla nich kimś obcym, lecz dziewczyna miała wrażenie, że nikt nie podzielał jej emocji. Oczywiście tylko tych związanych bezpośrednio z sytuacją na plaży, nie spodziewała się by otaczające ją osoby wiedziały jak czuje się niedoszły topielec oraz by któraś z nich była tych odczuć ciekawa.
    Ale w zachowaniu chłopaka coś uległo zmianie. Kotka mogłaby przysiąc, że jeszcze chwilę temu chłopak uważnie się jej przyglądał, teraz jednak postanowił uważać by ich spojrzenia nie spotkały się nawet na ułamek sekundy. Pilnował tego również narzucając jej swoją bluzę. Miękki, choć całkiem solidny i przede wszystkim ciepły materiał otulił jej ramiona, tym samym niemal zadziornie roztaczając wokół kotki subtelny zapach właściciela. I kawy. Och, z przyjemnością napiłaby się czegoś rozgrzewającego. Otwierała usta z zamiarem podziękowania za okrycie, jednakże niedokońcaczerwonooki w tym samym momencie zaproponował dołączenie do reszty głośnej gromadki, która Lucynkowym topielcem najwyraźniej zainteresowana nie była.
    Druga próba stanięcia na nogach zakończyła się zdecydowanie lepiej od poprzedniej, bo choć niepewnie, była w stanie iść o własnych siłach. Komiczna wizja kotki podążającej za pozostałymi w pozycji typowo kociej – na czterech łapach – sprawiła, że Lucy nieco się ożywiła, lecz wciąż nie na tyle by wdawać się w luźne pogawędki. Szła powoli za ostatnią osobą z ich części grupy, utrzymując dystans około trzech do czterech kroków.
    Mello.
    Nie przedstawił się zielonookiej. Poznała jego imię tylko dlatego, że podał je Jackowi, który również postanowił nie podawać go dziewczynie. Tak po prawdzie żadne z nich nie garnęło się, aby poznać kotkę.
    Wpatrywała się w idącego przed nią Mello, obserwując jego dygocące ciało – koszula z kamizelką Jacka widocznie na niewiele się zdały. Z cichym westchnieniem rozplotła supeł, który zabezpieczał niedbale owiniętą kilkukrotnie wokół nadgarstka wstążkę, o dziwo praktycznie suchą, by przemienić ją w ciepłą pelerynę w zdecydowanie męskim rozmiarze.
    Gdy dotarli do miejsca w którym Jacek usiłował rozpalić ognisko, narzuciła odzienie na ramiona Mello, z wdziękiem radząc sobie z dzielącą ich różnicą wzrostu.
    - Proszę. Za ratunek. Bez urazy, ale na pewno jest cieplejsza od bluzy, którą mam od ciebie, więc możesz ją zatrzymać póki się nie rozgrzejesz – odparła z przelotnym uśmiechem. Pamiętając, że chłopak najwyraźniej nie ma ochoty się spoufalać, cofnęła się o krok, chwytając jednocześnie przemoczony ogon.
    - Lucy. Na imię mi Lucy – na uwagę odnośnie ogona rozpromieniła się – cóż nie jesteś jedyny, ale nie pytaj proszę czemu akurat lisi. Nie wiem dlaczego tak wygląda i coś mi podpowiada, że jednak nie chciałabym wiedzieć. Co nie zmienia faktu, że i tak jest uroczy. I cóż, niełatwo pomylić mnie z innym Dachowcem – mówiąc to zaczęła radośnie machać nim na boki, rozchlapując przy tym krople wody.
    - Pozwolisz, że stanę bliżej ognia – rzekłszy to, posłała mu przepraszający uśmiech. W drodze do upragnionego ciepła, skierowała się ku czarnowłosej dziewczynie.
    - Nie przejmuj się, ja też mogłam się przedstawić wcześniej. Jak już mówiłam nazywam się Lucy, ale możesz mi mówić Lu – chwyciła rękę Siofry i nie zważając co dziewczyna sobie o niej pomyśli, pociągnęła ją lekko w stronę ogniska, wybierając miejsce najbardziej oddalone od Mello.
    Jej uwadze nie umknęła jednak obecność dwóch pozostałych członków głośnej gromadki. Fioletowowłosa krzykaczka, od której biła wyraźnie wyczuwalna obojętność z lekką nutą niechęci w stosunku do Lucy, nie wydawała się być warta uwagi. Kotka nie miała w zwyczaju pchać się tam, gdzie jej nie chcieli, a jeśli jej towarzystwo przeszkadzało kobiecie – cóż, albo się z tym pogodzi i będzie siedziała cicho, albo się nie pogodzi i cicho nie będzie. Lub przemilczy. W każdym razie mimo tej całej oziębłości nie wydawała się stanowić bezpośredniego zagrożenia dla zielonookiej. Przynajmniej nie w tej chwili.
    Ciekawszym wydawał się był czarnowłosy mężczyzna w garniturze, nie tylko ze względu na nietypowy strój jak na wyjście na plażę. Pierwsze negatywne wrażenie jakie odniosła, gdy odczytała jego emocje wcale nie uległo zmianie, a dodając do tego, że był po części (niewielkiej, ale wciąż jakiejś części) odpowiedzialny za sytuację w jakiej się znalazła, oczywistym było, że sympatią do siebie nie zapałają. W milczeniu obserwowała jak oddala się wraz z Jackiem po kolejną partię chrustu, podczas gdy jego stosunek do wszystkich wokół wciąż pozostawał negatywny. Z tego też powodu obawiała się, że największe zagrożenie stanowi właśnie on. A może oni? W takim razie czemu Jacek był jednym z tych, którzy rzucili się kotce na ratunek?
    Nadstawiła uszu, starając się podsłuchać ich rozmowę, lecz Ci długo szli w milczeniu, na co wskazywał docierający do niej przez pewien czas jedynie dźwięk łamanych gałązek i jeśli nawet podjęli jakąś rozmowę, musieli być dostatecznie daleko, by nie została ona wyłapana przez jej koci słuch. Walcząc z chęcią zatrzymania swoich obaw dla siebie, rzekła cicho do Siofry.
    - Jak dobrze znasz tego w garniturze? Nie wydaje Ci się…. hmmm… może to tylko moja paranoja, ale odniosłam wrażenie, że można się go obawiać.
    Wypowiedziawszy te słowa ponownie utkwiła wzrok w miejscu, w którym oddalili się Foku z Jackiem.
    _________________
     



    Wspomnienie Senne

    Godność: Revi Destin / Mello Alisder
    Wiek: Wizualnie ok. 20 lat
    Rasa: Powiedziano mi że jestem Senną Zjawą.
    Wzrost / waga: Revi 166 cm / 49 kg // Mello 182 cm / 70 kg
    Aktualny ubiór: Aktualny ubiór jako Mello -> http://orig01.deviantart....ama-d6gb6m9.png + http://www.edykte.pl/efla...czczerwonaa.jpg Obroża na szyi, ukryta pod warstwą bandażu elastycznego.
    Znaki szczególne: Revi -Piękne szmaragdowe oczy. / Mello - hipnotyzujące bursztynowo czerwone oczy.
    Zawód: Revi -Pracuję, jako kelnerka oraz pomoc kuchenna w kawiarni Kaprys // Mello - szkuka pracy :x
    Pan / Sługa: Brak.
    Pod ręką: Czarna torba na ramię a w niej: szkicownik, ołówki, długopis, portfel, telefon komórkowy, spakowany zestaw damskich ubrań. A poza tym magiczny dobyte .
    Broń: Urok osobisty, poza tym brak :x
    Bestia: Innocenza
    Nagrody: Animicus, Księga Magicznych Opowieści (za mini-event w Traümen), Bursztynowy Kompas, Generis Collare, Tęczowa Różdżka, Rubinowe Serce, Zegarmistrzowski Przysmak (1 szt.)
    Stan zdrowia: 100 % hp
    Dołączyła: 24 Mar 2014
    Posty: 187
    Wysłany: 10 Listopad 2016, 05:08   

    Byłem zajęty, karciłem się w myślach, za brak przygotowania, mogłem przecież spakować do plecaka jakieś zapasowe ubrania, przecież było w nim jeszcze sporo miejsca. Powinienem być przygotowany na takie rzeczy, prawda? Z wiru myśli wyrwały mnie widok rozbierającego się Jacka… Nie mówcie mi, że tak mu gorąco… Rozumie emocje no, ale… Ponownie przyszło mi zganić się w myślach, gdy zdałem sobie sprawę, że zbyt dokładnie przyglądam się mężczyźnie… co może nie zostałby źle odebrane, gdybym był teraz w swej żeńskiej wersji, teraz jednak wolałem nie ryzykować. Nagle garderoba, której pozbył się chłopak, powędrowała w moim kierunku, pochwyciłem ubrania, niepewnie przenosząc spojrzenie na ich właściciela.
    -D-dzięki.
    Poczułem się zmieszany, choć wiedziałem, że nie powinno się odmawiać tego typu aktom hojności. Odstąpiłem nieco od grupy, aby pozbyć się przemoczonych ubrań. Nie chciałem rozstawać się z chustą, mimo iż była mokra, ponieważ to ona maskowała magiczną obrożę. Prowizorycznie pozbyłem się jedynie nadmiaru wody, jaki nagromadził się w materiale, po czym zostawiłem go w spokoju i nadziei, że szybko wyschnie. Szybko odziałem się w darowaną koszulę i już miałem dołączyć do reszty, kiedy… niespodziewanie poczułem jak coś, opada na moje ramiona. Wzdrygnąłem się i od razu zerknąłem przez ramie, a wtedy moje spojrzenie natrafiło na zielone kocie tęczówki. Zerknąłem na pelerynę, którą mnie okryła i przez chwilę zastanawiałem się skąd ją wzięła…
    -Dziękuję. Choć Ci samej chyba przydałby się bardziej.
    Odparłem do blondynki już bardziej miękkim głosem.
    -Lucy…
    Doceniłem jej gest, a jednocześnie zrobiło mi się głupio, że oddaje mi solidniejsze nakrycie, kiedy sama go potrzebowała. Podobnie jak chwilę temu nie wypadało mi przeciwstawić się tej grzeczności, uznałem, że gdy tylko nieco podeschnę, zwrócę jej pelerynę.
    Widok przemoczonej kotki wzbudzał we mnie mieszankę zbyt niezrozumiałych, a zarazem nazbyt intensywnych odczuć, przez które właśnie postanowiłem tymczasowo zaniechać kontaktu między naszą dwójką. Nie było w tym jej winy, to ze mną działo się coś, czego nie byłem w stanie rozgryźć. Dalej unikałem kontaktu wzrokowego, przez chwilę swą uwagę skupiłem na ruchach mokrego ogona, uśmiechnąłem się delikatnie i przeskoczyłem spojrzeniem na wysokość kocich uszu.
    -Rozumiem. Fakt jest uroczy, choć na sucho prezentuje się bardziej…okazale.
    Dodałem tylko, a gdy dziewczyna postanowiła się oddalić, skinąłem jedynie głową.
    Moje spojrzenie powędrowało ku Foku po drodze napotykając również na Mori. Ta dwójka nie ruszyła w stronę topielicy. Czemu? Może sami obawiali się wody albo po prostu uznali, że nadmierna ilość osób w takim wypadku może bardziej szkodzić niż pomóc. Byłem daleki od myśli, że mogliby być obojętni względem tego incydentu.
    Było nas tu teraz naprawdę sporo jak na przypadkowe spotkanie. Ja i czarnowłosy mieliśmy do omówienia swoje sprawy i tak naprawdę nie wszystko zostało jeszcze wyjaśnione, teraz jednak ni jak było wrócić do dyskusji, gdy zrobiło się tu tak liczne grono. Czerwonooki oddalił się razem z Jackiem po kolejną partię chrustu. W pierwszej chwili pomyślałem by iść z nimi, lecz powiew chłodnego wiatru rozwiał ten pomysł i przyniósł znacznie milszy, jakim było zbliżenie się do ogniska. Przyjemne ciepło bijące od paleniska było właśnie tym, czego teraz tak bardzo łaknęło moje zmarznięte ciało. Wybrałem miejsce naprzeciw Lucy i Siofry, które były zajęte rozmową. Przyglądałem się obu dyskretnie przez pryzmat coraz żywiej tańczących płomieni i dymu. Obie różniły się od siebie, lecz w wypadku zarówno jednej, jak i drugiej mogłem śmiało stwierdzić, że są ładne, w ich urodzie było coś, co wzbudzało moją… sympatię. Fioletowo włosa Upadła, którą spotkaliśmy tu jako pierwszą, różniła się od tej dwójki, miała w sobie coś bardziej…drapieżnego, może była to kwestia szkarłatnego spojrzenia, które wyzwalało mój niepokój? Zdałem sobie sprawę, że zwykle przecież nie poświęcałem innym dziewczynom takiej dawki uwagi … punkt widzenia miał pewnie wiele wspólnego z moją aktualną formą. Zatęskniłem za swoim starym „Ja”, miałem chęć zerwać z szyi obrożę w nadziei, że pozwoli mi to uwolnić się od niechcianych myśli i uczuć. Nie mogłem jednak tego zrobić, nie mogłem się zdemaskować. W milczeniu chłonąłem jedynie ciepło bijące od paleniska i pojedyncze słowa rozmowy swych towarzyszek.
    Przeciągnąłem się nieco, starając się przybrać najwygodniejszą pozycję i granicę tego, jak blisko paleniska mogłem jeszcze się zbliżyć, tak by jego żar pozostawał przyjemny a nieparzący. W chwili, gdy już z zadowalaniem miałem zastygnąć w bezruchu, nagle po moim ciele przeszedł dreszcz… a właściwie nie dreszcz lesz coś… Wzdrygnąłem się i zesztywniałem w jednej sekundzie, ponieważ miałem wrażenie, że coś właśnie po mnie pełznie… Niepewnie przeniosłem dłoń na plecy, chcąc sprawdzić, czy moje podejrzenia, nie okażą się jedynie urojeniem, które przyniósł nadmiar emocji. Poczułem wyraźnie, jak coś poruszyło się pod płachtą peleryny, wspinając się w górę moich pleców! Zerwałem się na równe nogi i gwałtownym ruchem odchyliłem płaszcz, po czym starałem się dłońmi namacać intruza wspinającego się po moich plecach.
    -Coś po mnie łazi… Gdzie to jest? Co to jest?!
    Rzuciłem w stronę dziewczyn, jednocześnie odwracając się do nich plecami. Cokolwiek po mnie łaziło, było na tyle sprytne, że usadowiło się w takim miejscu, w którym ni jak nie byłem w stanie go dosięgnąć, raz tylko udało mi się zawadzić palcami o twardy mokry kształt i w tej samej chwili po plaży rozniósł się mój nagły i dość donośny krzyk.
    - Użarło mnie!
    I to mocno! Nie wiedziałem jednak, czy atak traktować mam, jako ugryzienie, ukłucie, ukąszenie czy może uszczypnięcie… bolało. Ciężko było mi ustać spokojnie, starałem się zrzucić z siebie niewielką paskudę, albo, chociaż dojrzeć, co to za paskuda! Przez chwilę udało mi się spostrzec jedynie fragment wpół przeźroczystego ciałka, a konkretniej sporych szczypiec, które na myśl przywiodły mi ziemskie kraby.
    _________________

    Revi
    ~
    Mello

    X X X X
    Mori
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Listopad 2016, 15:44   

    Vivienne zaczęła ignorować wszystko co się dzieje, co z tego, że mężczyzna obok niej sięgnął po coś do marynarki. Co z tego, że coś do niej mamrotał. Robiło się jasno i powinna już znikać. Nie obchodziło ją całe to zamieszanie ani co zebrani ludzi. Kiedy Jacek do nich podszedł odsunęła się na bok daleko od całego zebranego plebsu i pogaństwa.
    Bla bla bla bla bla bla bla, mogli by się dla niej wszyscy utopić, co jej do tego było. Spokojnie zaczęła się wycofywać widząc zbliżającą się od morza parkę. Bla bla bla zaś gadanie co, po co, dlaczego, czemu. Głupota, a przecież mogła śmiało skoczyć i ich wszystkich rozszarpać. Nie miała by z tym żadnych trudności. A może i zabiła by ich kawałkiem drewna, albo utopiła.
    Słońce powoli wstawało zza linii morza, piękne wielkie niebo zdobione paroma malutkimi chmurkami o nieznanej jej nazwie. Cumulusy cirrusy, nie ważne jak to się nazywało. Były one jednak wyjątkowe niczym wata, taka wata, którą można rozłożyć na warstwy, a kolejne coraz cieńsze zdawały się gubić w powietrzu, albo niczym kłęb babiego lata lecący na wietrze przez rozgrzaną łąkę w środku dnia. Lekkie niczym porcelanowa istotka i delikatne jak skrzydło zranionego motyla. A jak mowa o motylu, to przecież umierają, jeśli ktoś dotknie ich narządu umożliwiającego latanie. Ciekawe, czy na te wielkie motyle, które czasami można spotkać w tej krainie też to działa. Wszak i m coś jest większe tym zazwyczaj ciężej jest to zabić, może z owadami istnieje ta sama zasada.
    Wracając jednak do chmur, to właśnie takich parę delikatnych błądziło po niebie. Jak zagubione pióra anioła odpoczywające od wiatru na nieboskłonie. One i także samo "niebo" jak je w dawnych czasach nazwali ludzie było zabarwione na paletę barw zaczynających się od ciemnego granatu, przechodzącą przez blade odcienie błękitu, albo by stwierdzić jeszcze bardziej poprawnie to wypłowiałego błękitu prawie wpadającego w biały, przez różnego rodzaju czerwienie zmieszane z różami, aż po ciemny szkarłat, którego źródło schodziło na horyzoncie. Wielka bordowa, rażąca w oczy kula pojawiała się zwiastując wszystkim nadejście nowego dnia jednocześnie wszystko na swej drodze zabarwiając paletą rozmaitych czerwonych barw.
    Vivienne widząc poranek odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę lasu, biegła szybko, specjalnie obierając trasę by nie przebiec za blisko Foka widząc jego obłęd. Zatrzymała się dopiero z dala od wszystkich chroniona przez nieprzenikniony mrok drzew i odeszła dalej w swoją nieznaną nikomu stronę świata.

    z/t <- mam nadzieję, że post jest teraz odpowiednio długi i nie na "odwal się" ...
    Jacuś
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Listopad 2016, 00:43   

    Cóż, trzeba przyznać ufność Jacka po raz enty, wpakowała go w tarapaty. Mógł przecież iśc sam po drewno, ale po co, przecież mozna wziąć nieznajomego ze sobą. Oto więc leżał pod nieznajomym, mając sztylet na gardle, i nie czujac jak jakaś gałąz wbija mu się w kośc ogonową. Słowem, nic fajnego sie nie dzieje. Patrzył więc w szkarłatne oczy nieznajomego, gdy ten zadawał pytania, i myslał co robić. Tornado odpadało, nic by tu nie dało, a nie mógł siegnać po żadną z kart by wywołac eksplozję. Został blef.
    - Dobra, dobra powiem ci co chcesz wiedzieć, o ile ze mnie zejdziesz, bo do lekkich to nie należysz. - nie powstrzymał żartu Jacek - uno. Nie znam tej panny poznałem ją kilka minut przed wami, wiem że ma na imię Franczeska. I twierdziła ze zabiliście jej meża. W sensie ty i ten.. no... ten co z nim stałeś. i jak juz przestawałem w to wierzyć, dajesz mi własnie powody bym znów zaczął. Dos już ci opowiedziałem wkręciła mnie, a jak widzisz Don Kichot ze mnie. No i tres to ciekawa historia. W skrócie: Jestem tu nowy chciałem zagadać, ona chciała mnie zabić, wszystko zaczęło się od karcianych sztuczek. a no i oczywiscie spotkaliśmy się na placu zabaw.
    A teraz quatro. Do jednej z kieszeni włożyłem ci kartę, a widziałeś co potrafię z nimi zrobić. Jeśli mnie zabijesz, karta momentalnie eksploduje - blefował chlopak - wątpie zebyś przezył tą eksplozję. Jak myslisz warto? Wiec zrób przysługę nam obojgu zejdz ze mnie, ja zapomnie że chciałeś mnie zabić, i wrócimy jak gdyby nigdy nic do reszty co o tym myslisz?

    Patrzył więc w oczy Foku, i liczył że i dziś mu się poszczęsci i jakos wróci do domu.



    (Przepraszam was że tyle na mnie czekaliście, nie wiem czemu myślałem że po Revim jeszcze ktoś ma kolejkę. Jeszcze raz bardzo was przepraszam że was na tak długo wstrzymałem)
    Sophia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Grudzień 2016, 21:52   

    Baśniopisarka ucieszyła się z gestu nowo poznanej dziewczyny. Mimo że nie pierwszy raz jest w sytuacji gdzie na raz spotyka wiele osób to myśl, że nie będzie się stało lub siedziało samemu bez możliwości pogadania z kimś do przyjemnych by nie należał. Jak również też było jej trochę zimno, chociaż na pewno nie bardziej niż Lucy, wiec podejście blisko ognia nie było złym pomysłem. Chociaż wydało jej się dziwne to, że wybrała miejsce, które było po przeciwnej stronie Mello. Przecież przed chwilą z nim rozmawiała. Może czuła się nieswojo przy nim, albo może powiedział do niej coś dziwnego. No cóż na razie ta kwestia chyba pozostanie tajemnicą. W czasie gdy Foku i Jacek poszli po drewno, Sophia odwróciła się do Lucy i spostrzegła w jej oczach coś w stylu niepokoju w chwili gdy patrzyła w stronę oddalających się mężczyzn. Dopiero gdy zniknęli z ich pola widzenia zadała pytanie, które zapewne krążyło w jej głowie.
    -W sumie nie wiem czy mówiliśmy Ci już to, ale wszyscy spotkaliśmy się tutaj przez przypadek nie tak dawno temu. Chociaż co fakt to fakt Ty dotarłaś do naszej gromadki najpóźniej, ale to właśnie nie znaczy że lepiej znam te istoty. Wiem jedynie, że nazywa się Foku i chyba był tutaj wraz z Mello najwcześniej. - W tym momencie spojrzała się w niebo by zastanowić się jak odpowiedzieć na drugie pytanie. Nie rozmawiała z nim zbyt długo i nie ma również żadnej umiejętności, która pomogłaby jej dowiedzieć się jaki on jest.- Hmm szczerze mówiąc to nie wiem. I spokojnie na pewno to nie paranoja, dopiero co się się topiłaś a teraz jesteś pośród ludzi, których kompletnie nie znasz, to normalne że masz jakieś podejrzenia. Zobaczymy jeszcze jak się rozwinie sytuacja, mam nadzieję, że nie trzeba się go obawiać, ale nie powinno się ignorować takich myśli, wiec lepiej być czujnym. - Uśmiechnęła się pokrzepiająco, jakby chciała dodać troch odwagi i powiedzieć jej, że nie jest sama.
    Jest też pewna sprawa, która pewnie męczyła wiele osób tutaj, ale nikt się nie zapytał.
    -A tak w ogóle to co się stało, że wylądowałaś w tej wodzie? Jeżeli nie chcesz odpowiadać to zrozumiem, ale jak coś to chętnie posłucham, jest takie powiedzenie, że najlepiej się wygadać komuś kogo się nie zna. - Nie chciała się za bardzo się mieszać w życie Lucy, ale skoro już tu są i wygląda na to że jeszcze trochę sobie tutaj posiedzą to mogłyby sobie porozmawiać. W czasie gdy zadała to pytanie jej wzrok przeniósł się na ognisko i czasami też padał na Mello, który był na przeciwko nich. Zazwyczaj towarzystwie mężczyzn czuła się nieswojo, może to przez doświadczenia z przeszłości, ale przy nim czuła się nawet normalnie. Na początku to trochę ją zdziwiło, ale ta kraina nauczyła ją tego, że wiele rzeczy i wiele pytań nie zostanie wyjaśnione.
     



    Wspomnienie Senne

    Godność: Revi Destin / Mello Alisder
    Wiek: Wizualnie ok. 20 lat
    Rasa: Powiedziano mi że jestem Senną Zjawą.
    Wzrost / waga: Revi 166 cm / 49 kg // Mello 182 cm / 70 kg
    Aktualny ubiór: Aktualny ubiór jako Mello -> http://orig01.deviantart....ama-d6gb6m9.png + http://www.edykte.pl/efla...czczerwonaa.jpg Obroża na szyi, ukryta pod warstwą bandażu elastycznego.
    Znaki szczególne: Revi -Piękne szmaragdowe oczy. / Mello - hipnotyzujące bursztynowo czerwone oczy.
    Zawód: Revi -Pracuję, jako kelnerka oraz pomoc kuchenna w kawiarni Kaprys // Mello - szkuka pracy :x
    Pan / Sługa: Brak.
    Pod ręką: Czarna torba na ramię a w niej: szkicownik, ołówki, długopis, portfel, telefon komórkowy, spakowany zestaw damskich ubrań. A poza tym magiczny dobyte .
    Broń: Urok osobisty, poza tym brak :x
    Bestia: Innocenza
    Nagrody: Animicus, Księga Magicznych Opowieści (za mini-event w Traümen), Bursztynowy Kompas, Generis Collare, Tęczowa Różdżka, Rubinowe Serce, Zegarmistrzowski Przysmak (1 szt.)
    Stan zdrowia: 100 % hp
    Dołączyła: 24 Mar 2014
    Posty: 187
    Wysłany: 25 Luty 2017, 23:04   

    Niestety w walce z uszczypliwym przeciwnikiem pozostałem sam na placu boju. Całe szczęście po chwili szamotaniny udało mi się pozbyć „napastnika”, którym okazało się coś na podobę kraba, tyle że ten, który właśnie uciekał wprost spod moich stóp, wyglądał jak szklana figurka. Stworzenie od razu powędrowało w stronę morza, a mnie zaskoczyła szybkość, z jaką poruszała się ów istota. Teraz pozostawało mi tylko trwać w nadziei, iż ten stworek nie był jadowity… Westchnąłem cicho, podnosząc z piasku płaszcz który, użyczyła mi ogoniasta Panna. Otrzepawszy odzienie z piasku, miałem zamiar ponownie włożyć je na siebie, w jednym miejscu zauważyłem jednak zabrudzenie. Odruchowo wsunąłem dłoń do kieszeni w poszukiwaniu chusteczki, zamiast niej moje palce natrafiły jednak na coś innego… Niewielki i chłodny kawałek materiału przytwierdzony do srebrnego łańcuszka. Magiczna blaszka, której drugą połówkę posiadał Aaron, przedmiot, który pozwalał na nawiązanie więzi z bliską osobą. Brak czegokolwiek, jakiegokolwiek odzewu, najmniejszej emocji… Czy ojciec po prostu zdjął blaszkę? Czy może… Ogarnęły mnie nagle złe przeczucia oraz chęć odwiedzenia latarni, którą zamieszkiwał Aaron.
    Starałem się nie popadać w paranoję, skupić uwagę na czymkolwiek innym… jednak moje starania okazały się bezskuteczne. Wiedziałem, że muszę sprawdzić co z Aaronem, nawet jeśli oznaczało to porzucenie jakże ciekawego towarzystwa. Foku oraz Jacek nadal nie wracali, z kolei dziewczyny były pochłonięte rozmową. Powinienem się pożegnać? Zapewne tak, lecz teraz każda sekunda zwłoki była niczym szpilka coraz mocniej zagłębiająca się w ciało. Moja percepcja w tej chwili była poważnie zakłócona. Stres podziałał na mnie do tego stopnia, że przestałem interesować się otoczeniem. Ze swojej torby wyciągnąłem szkicownik oraz długopis. Wyrwałem dwie kartki, które już po chwili pokryło staranne i ładne pismo. Postanowiłem zniknąć w miarę niepostrzeżenie, przy użyciu bursztynowego kompasu. Zanim zniknąłem w złocistej poświacie, pozostawiłem coś po sobie. Dzięki swojej mocy stworzyłem różany krzew, który zdecydowanie przyciągał spojrzenia, gdyż każdy z kwiatów miał inną barwę. Między gałązkami fantazyjnej rośliny zawisły dwa listy jeden był dla Lucy z podziękowaniem za użyczenie płaszcza, który teraz znów przybrał formę wstążki i czekał na odbiór właścicielki. Drugi liścik był zamknięty, a jego adresatem był Foku, szkarłatnooki mężczyzna mógł znaleźć na kartce informacje dotyczące ewentualnego miejsca spotkania oraz drogi kontaktu. Jako miejsce spotkania podałem Kaprys. I reszta zasługiwała na kilka słów, niestety czas mnie gonił… Mając za ojca Zegarmistrza, trzeba przecież wiedzieć, że z czasem nie należy igrać.
    Zt.
    _________________

    Revi
    ~
    Mello

    X X X X
     



    Biały Królik

    Godność: Foku
    Wiek: 20
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: Truskawki/Bajkopisarzy.
    Nie lubi: Cieni i Dachowców.
    Wzrost / waga: 183 cm / 71 kg
    Aktualny ubiór: *czarny garnitur *buty garniturowe *biała koszula *czarny krawat
    Zawód: Informator, płatny zabójca.
    Pod ręką: Sztylet wysadzany szmaragdami.
    Broń: Sztylet wysadzany szmaragdami.
    Nagrody: Bursztynowy kompas, Rubinowe serce
    Stan zdrowia: W normie.
    Dołączył: 14 Lis 2015
    Posty: 49
    Wysłany: 12 Czerwiec 2017, 21:41   

    Wysłuchał zwięzłej odpowiedzi Kapelusznika, wyłuszczając sobie od ręki kilka faktów. Oskarżono o zabójstwo go, ale także Mello. Gdyby to tyczyło się tylko jego osoby, to mógłby podejrzewać, że któraś z jego dawnych ofiar chowa do niego jakąś urazę, choć zazwyczaj starał się nie zostawiać świadków. To było prawdopodobne. Jednakże połączenie go i Mello, dawało znamiona oczywistego kłamstwa. Wierutnego. A to dlatego, iż chłopaka poznał zupełnie niedawno i nie przypominał sobie, by palili wspólnie haszysz, oddając się rytualnym mordom w jakimś mieście. Druga rzecz. Vivienne była niebezpieczna albo raczej niestabilna emocjonalnie. Zdecydowanie rozpoczynanie znajomości do próby zabójstwa wydawało się dość kiepskim sposobem na zaskarbienie czyjejś sympatii. Może po części tłumaczyło to niechęć, którą czuł do tej pannicy. - Nikogo nie zabiliśmy. A przynajmniej ja... jeszcze tego nie zrobiłem. - odparł, uśmiechając się diabolicznie, a w jego oczach zatańczyły dwa złowieszcze ogniki. Spojrzał na Jacusia niczym na godnego pożałowania robaka. Jego blef był na tyle nieudolny, że bardziej zaczynam mu wręcz współczuć, aniżeli czuć w stosunku do niego jakąś dozę złości. Niemniej, jeśli to była prawda, to robiło się całkiem wesoło. - Nie przeżyję... hm... - mruknął, obracając delikatnie głowę. Krwistoszkarłatna tęczówka lewego oka przejrzała przez wnętrza kieszeni. Niczego tam nie znalazł. Niemniej, zaistniała sytuacja wydawała się mu na tyle korzystna, że postanowił ją wykorzystać. Uśmiech momentalnie znikł z jego twarzy, a pojawiło się coś na kształt niepewności. Sytuacja była nieco skomplikowana, bo chciał wypaść dość wiarygodnie. Jednakże ile by się nie zastanawiał, musiał po prostu zagrać głupiego, innego wyjścia nie widział. - Masz dziś więcej szczęścia niż rozumu. - powiedział, pełnym złości głosem, odskakując w tył. Uwolnił tym samym chłopaka z uścisku. Sam natomiast ruszył biegiem w stronę ich prowizorycznego obozu. Nikt o zdrowych zmysłach nie oddaliłby się od osoby, którą trzyma na muszce, a która deklaruje posiadanie zapalnika do bomby, umieszczonej w twojej kieszeni. To oczywiste. Jednak Lunatyk wybitnie nie chciał używać dematerializacji na niczyich oczach. Starał się usilnie tego unikać, by nie zdradzać swojej tożsamości. Niestety, powoli kończył się czas subtelnych działań. Jacek nie będzie tam leżał wiecznie, a nawet jeśli zdecyduje się nie wracać do obozu - nie alarmując tym samym pozostałych osób - to musiał to zrobić Foku. Samotny powrót byłby tym bardziej dziwny, skoro poszli do lasu razem. Należało stworzyć chociaż pozory. Musiał zgarnąć Mello i szybko się ulotnić. Zebrał pospiesznie kilka większych gałęzi, będąc w ruchu, przyległ do jednego z pni drzew, tak by osłoniła jego sylwetkę. Zdematerializował się w ciemnej wyrwie rozerwanej czasoprzestrzeni, a następnie pojawił za kolejnym drzewem, tym razem na skraju lasu. Jakież było jego zdziwienie, gdy nie dostrzegł tam już Mello. Ba, nie było również Vivienne. Miał co do tego złe przeczucia. Lunatyk wychodząc na polanę, dostrzegł różany krzew, którego wcześniej raczej tutaj nie było. W głębi jego gałązek znajdowały się dwa listy. Jeden otwarty, drugi zamknięty. - Witam moje Panie. - uśmiechnął się czarująco, podchodząc szybkim krokiem do ogniska i jak gdyby nigdy nic, kładąc gałęzie przy ognisku. Nie wiedząc, który z listów został zaadresowany do niego - bo intuicja podpowiadała, że jeden z nich jest na pewno - pochwycił oba, a następnie nie zatrzymując się, ruszył w stronę morza. Już mu się to nie podobało, ale nie miał innego wyjścia. - Będę cały przemoczony, cholera... - zaklął w myślach. Schował obie wiadomości do wnętrza swojej marynarki. Zbliżył się szybkim krokiem do brzegu morza, będąc już niewiele oddalonym od wody, przyspieszył, zaczynając biec. - Żegnam uprzejmie. - wykrzyknął głośno, po czym wskoczył w morskie odmęty. Otworzył pod wodą portal, a następnie zniknął.

    [zt]
    _________________




    Zapomniana

    Godność: Kalto
    Wiek: Na oko 19
    Rasa: Senna Zjawa
    Lubi: Wszekkiej maści słodycze, wodę oraz urocze, małe zwierzątka
    Nie lubi: Ciemności, samotności... a, no i zimna
    Wzrost / waga: 170 cm /ok. 50 kg
    Aktualny ubiór: Zazwyczaj: Top, przepaska, skromne ozdoby, ostatnio naszyjnik z kolorowego piórka Event: puchata, podbita kurtka i nauszniki na te długaśne uszy
    Znaki szczególne: Rybi ogon/nogi czasem pokryte łuskami, długie uszy, skrzela, woń morskiej wody
    Pod ręką: Składany wózek inwalidzki
    Stan zdrowia: 100%
    Dołączył: 18 Sty 2017
    Posty: 82
    Wysłany: 31 Lipiec 2018, 02:50   

    Ach, jak wspaniale móc znów pływać w morzu! Ciepłe wody okalały ciało syrenki, gdy ta coraz bardziej i bardziej oddalała się od plaży, na której zostawiła swój wózek. Później do niego wróci. Teraz chciała tylko nacieszyć się swoim ukochanym środowiskiem.
    Kalto była szybką pływaczką, lecz tym razem nie liczyła się dla niej szybkość, tylko sam fakt pływania. Tak mocno stęskniła się za lazurową tonią; spędziwszy tyle czasu na lądzie, wydawało jej się, że całe lata minęły, odkąd ostatni raz używała swojego ogona do celu, w jakim go posiada. Teraz jednak dokonała się zmiana. Zanurkowawszy na samo dno na skraju mielizny, Szprotka ułożyła się na miękkim piasku, jakby to był najwygodniejszy materac pod słońcem i księżycem. Burza jej hebanowych włosów układała się w falującą aureolę, gdy tak po prostu wylegiwała się na dnie. Była w stanie wielkiej błogości.
    Tymczasem powierzchnia wydawała się spokojna. Słońce świeciło wysoko na niebie, fale raz po raz łagodnie uderzały o plażę i tylko samotny pusty wózek inwalidzki nadawał temu miejscu już nie tak przyjemnej, a bardziej niepokojącej atmosfery.
     



    Strachliwy Aniołek

    Godność: Cana Khoeli Mwezi
    Wiek: Wizualnie ok 11
    Rasa: Niebieskoskrzydły Strach
    Wzrost / waga: 140/35
    Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana.
    Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła.
    Zawód: Ochroniarz, opiekunka.
    Pan / Sługa: Alice
    Pod ręką: Łuk i strzały
    Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały.
    Bestia: Rajski Ptak [Tensi]
    Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
    Dołączyła: 12 Wrz 2015
    Posty: 96
    Wysłany: 31 Lipiec 2018, 12:44   

    Rozmowa z dziwną dziewczyną, którą spotkała w Malinowym Gąszczu przebiegła trochę dziwnie po czym dziewczyna po prostu zniknęła. To było dość niestosowne, ale Khoeli nie była przez to zdenerwowana. W końcu była Strachem, a te nie posiadają własnych emocji, więc nie przejęła się tym zbytnio. Poza tym, musiała trochę ogarnąć swojego nowego pupilka - Tensi. Pięknego Rajskiego Ptaka, o białych piórach i krwistych oczach. Dodatkowo końcówki jego piór przechodziły z białego przez błękit, fiolet, aż do krwistej czerwieni. Pod jednym okiem ciągnęła się czerwona linia, wyglądająca, jakby Bestia płakała krwią. Może brzmi to dość drastycznie, to Rajski jest piękny i niezbyt agresywny. Raczej dość pasywny, zupełnie jak jego Pani. Ale jednocześnie przez to też nie zawsze posłuszny. Cóż...byli razem od niedawna i Straszka nie miała jeszcze okazji by z nim dobrze popracować. Poza tym czekała też, aż rana na jego boku się w pełni zagoi. Jak na razie było tam ciemniejsze miejsce, które pokazywało gdzie jest strup, który kończył się powoli goić.
    Postanowiła wybrać się na Plażę. Tym razem jednak bez broni. Musiała też trochę od niej odpocząć. Tensi wylądował niedaleko niej i zaczął się rozglądać, ze znudzonym wyrazem oczu. Zaczął spacerować, poruszając powoli swoim pawim ogonem. Khoeli postanowiła na razie dać mu wolną rękę. Niech zapozna się z terenem, a potem postara się z nim popracować.
    Coś jednak zwróciło uwagę psowatego i zaskuczał niepewnie, spoglądając na swoją właścicielkę. Khoeli podbiegła do niego widząc pusty wózek. Nie widziała jednak żadnych śladów, świadczących o tym, żeby ktoś tutaj jeszcze się znajdował. Dodatkowo nie było nigdzie krwi, a pojazd nie wyglądał na jakiś stary czy opuszczony. Był dość dobrze utrzymany - Tensi szukaj, może kogoś znajdziesz - poleciła Rajskiemu, na co ten posłusznie zaczął węszyć. Straszka za to, wzbiła się w powietrze i rozglądała po okolicy, starając się wyłapać jakieś emocje, które doprowadziłyby ją do właściciela wózka. Nie panikowała jednak, bo nie miała takiej możliwości.
    _________________




    Zapomniana

    Godność: Kalto
    Wiek: Na oko 19
    Rasa: Senna Zjawa
    Lubi: Wszekkiej maści słodycze, wodę oraz urocze, małe zwierzątka
    Nie lubi: Ciemności, samotności... a, no i zimna
    Wzrost / waga: 170 cm /ok. 50 kg
    Aktualny ubiór: Zazwyczaj: Top, przepaska, skromne ozdoby, ostatnio naszyjnik z kolorowego piórka Event: puchata, podbita kurtka i nauszniki na te długaśne uszy
    Znaki szczególne: Rybi ogon/nogi czasem pokryte łuskami, długie uszy, skrzela, woń morskiej wody
    Pod ręką: Składany wózek inwalidzki
    Stan zdrowia: 100%
    Dołączył: 18 Sty 2017
    Posty: 82
    Wysłany: 31 Lipiec 2018, 15:15   

    Wózek stał sobie samotnie bez właściciela ani żadnych śladów. A raczej tak mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. Cały pojazd pachniał jak morze. Oraz ryby. Te dwa zapachy dało się wyczuć aż nadto dobrze. Tymczasem Straszka, gdy tylko wzbiła się w powietrze i zaczęła krążyć nad wodą, była w stanie dostrzec w błękitnej toni kształt człowieka - lub istoty człowieka przypominającej.
    Kalto wylegiwała się na wygodnym, miękkim piasku i obserwowała niebo spod fal. Raz przewróciła się na brzuch i skupiła wzrok na muszlach i kolorowych kamykach leżących tu i ówdzie. Gdy wróciła na plecy, dostrzegła nagle ciemny kształt za całunem wody. Czy to był jakiś ptak? Widziała wielkie skrzydła, więc może to albatros lub coś do niego podobnego? Zaintrygowana, postanowiła przywitać się z nieznanym stworzeniem.
    W mgnieniu oka z morza wyłoniła się czarnowłosa dziewczyna o długich, szarawych uszach. Zgarnęła z twarzy włosy i spojrzała w górę. Ku jej zaskoczeniu, nie był to żaden ptak, ale... dziecko?
     



    Strachliwy Aniołek

    Godność: Cana Khoeli Mwezi
    Wiek: Wizualnie ok 11
    Rasa: Niebieskoskrzydły Strach
    Wzrost / waga: 140/35
    Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana.
    Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła.
    Zawód: Ochroniarz, opiekunka.
    Pan / Sługa: Alice
    Pod ręką: Łuk i strzały
    Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały.
    Bestia: Rajski Ptak [Tensi]
    Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
    Dołączyła: 12 Wrz 2015
    Posty: 96
    Wysłany: 31 Lipiec 2018, 16:15   

    Wyczuła dziwny zapach, ale zrzuciła to na bliskość morza, że to stamtąd pochodzi. W końcu poza skrzydłami nie miała żadnych zwierzęcych cech, które pozwoliły by jej na lepszy węch.
    Rozglądała się uważnie. Unosiła się nad wodą, ubrana w dopasowane spodnie trzy czwarte oraz błękitną koszulkę opadającą na jedno ramię. Musiała coś zmienić w swoim wizerunku. Nogi jak zawsze miała bose, a włosy związane w luźnego warkocza. Tylko dwa czarne pasma po bokach głowy zwisały luźno, a jej błękitne pasemko pojawiało się w splotach opadających na jej plecy.
    Zauważyła jakiś ruch i podleciała bliżej. Zdębiała jednak widząc istotę na mieliźnie. Syrenka? Mogła się wszystkiego w sumie spodziewać, ale w ciągu tych kilkunastu setek lat, jakie miała na karku, nie spotkała chyba nigdy żadnej prawdziwej. Ale cóż...zawsze musi być ten pierwszy raz czyż nie?
    Widząc jak czarnowłosa, morska dziewczyna podpływa do niej i przygląda się jej swoimi szmaragdowymi oczyma, uśmiechnęła się delikatnie i pomachała jej - cześć - przywitała - czy to może Twój wózek stoi na plaży? - zapytała, wskazując kierunek. Jakoś nie przyszło jej na razie do głowy użycie swojego radaru, ale może to dlatego, że miała wolne?
    _________________




    Zapomniana

    Godność: Kalto
    Wiek: Na oko 19
    Rasa: Senna Zjawa
    Lubi: Wszekkiej maści słodycze, wodę oraz urocze, małe zwierzątka
    Nie lubi: Ciemności, samotności... a, no i zimna
    Wzrost / waga: 170 cm /ok. 50 kg
    Aktualny ubiór: Zazwyczaj: Top, przepaska, skromne ozdoby, ostatnio naszyjnik z kolorowego piórka Event: puchata, podbita kurtka i nauszniki na te długaśne uszy
    Znaki szczególne: Rybi ogon/nogi czasem pokryte łuskami, długie uszy, skrzela, woń morskiej wody
    Pod ręką: Składany wózek inwalidzki
    Stan zdrowia: 100%
    Dołączył: 18 Sty 2017
    Posty: 82
    Wysłany: 31 Lipiec 2018, 16:35   

    Senna Syrenka z niemałą ciekawością przyglądała się dziewczynce. Czy była aniołem? Te skrzydła bardzo jej się z takim kojarzyły. Łagodny uśmiech na jej twarzyczce sprawił, że i Kalto przyjaźnie się uśmiechnęła. Odmachała skrzydlatej bez najmniejszej chwili zwłoki.
    - Cześć! - przywitała się serdecznie. Nie miała co się denerwować; obecność dzieci przypominała jej o jej Lizzy i o tym, jak się nią opiekowała. Zdziwiona pytaniem, powiodła wzrokiem po plaży i dostrzegła swój samotny wózek.- Och, tak, to mój. Zwykle nim jeżdżę, jak jestem na lądzie - odpowiedziała jej z łagodnym uśmiechem. Okrążyła "aniołka" w wodzie, prezentując jej swój błyszczący, silny syreni ogon oraz lekko ją ochlapując. Nie żeby było to jej zamiarem. - Jestem Kalto, a ty?
     



    Strachliwy Aniołek

    Godność: Cana Khoeli Mwezi
    Wiek: Wizualnie ok 11
    Rasa: Niebieskoskrzydły Strach
    Wzrost / waga: 140/35
    Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana.
    Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła.
    Zawód: Ochroniarz, opiekunka.
    Pan / Sługa: Alice
    Pod ręką: Łuk i strzały
    Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały.
    Bestia: Rajski Ptak [Tensi]
    Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
    Dołączyła: 12 Wrz 2015
    Posty: 96
    Wysłany: 31 Lipiec 2018, 16:44   

    Zamrugała, niby zaskoczona - a to nie jest uciążliwe? - spojrzała najpierw na ogon dziewczyny, która zaczęła się trochę popisywać, a następnie na jej środek transportu lądowego. Kraina to nie Świat Ludzi, który już ma wiele miejsc przystosowanych do osób niepełnosprawnych. Mają tam chodniki, które nie utrudniają jazdy, wjazdy na schody, do budynków oraz windy, które umożliwiają dostanie się nawet w najmniej oczekiwane miejsca. A tutaj? Dużo polnych dróg, brak pomocy na schodach, musi mieć bardzo ograniczone możliwości, w szczególności, że nie wygląda na to, żeby ktoś jej cały czas towarzyszył i pomagał w przemieszczaniu się.
    Zaśmiała się i sama okrążyła Syrenkę, mocząc końcówkę skrzydła i jednocześnie ochlapując ją wodą, za pomocą wiatru - ja jestem Cana - powiedziała wesoło. Całe szczęście, że nauczyła się udawać emocje, bo jej życie byłoby bardzo utrudnione - jesteś tutaj sama? - dopytała jeszcze, spoglądając na swoją towarzyszkę, która właśnie wąchała uważnie wózek, trącając go nosem. Rajski był bowiem samicą, która chyba jeszcze nie znalazła sobie towarzysza, zanim została złapana przez kłusowników.
    _________________




    Zapomniana

    Godność: Kalto
    Wiek: Na oko 19
    Rasa: Senna Zjawa
    Lubi: Wszekkiej maści słodycze, wodę oraz urocze, małe zwierzątka
    Nie lubi: Ciemności, samotności... a, no i zimna
    Wzrost / waga: 170 cm /ok. 50 kg
    Aktualny ubiór: Zazwyczaj: Top, przepaska, skromne ozdoby, ostatnio naszyjnik z kolorowego piórka Event: puchata, podbita kurtka i nauszniki na te długaśne uszy
    Znaki szczególne: Rybi ogon/nogi czasem pokryte łuskami, długie uszy, skrzela, woń morskiej wody
    Pod ręką: Składany wózek inwalidzki
    Stan zdrowia: 100%
    Dołączył: 18 Sty 2017
    Posty: 82
    Wysłany: 31 Lipiec 2018, 17:29   

    Prawdą było, że podróż na wózku po Krainie Luster jest daleka od przyjemnej czy krotkiej, lecz jaki miała inny wybór? Mogła poruszać się rzekami, ale to znacznie, znacznie ograniczało jej zasięg podróży. A nie chciała tak się ograniczać.
    - Trochę - rzekła w odpowiedzi dziewczynce - ale przynajmniej daję jakoś radę. Ale bardzo bym chciała po prostu wstać i iść. To byłoby znacznie wygodniejsze. Chociaż... - spłoniła się delikatnie. - Miło jest być też przez kogoś noszoną...
    Kalto do tej pory wspominała miłe chwile spędzone z panem Thornem. To, jak się nią zaopiekował wtedy w parku do teraz sprawiało, że czuła się nad wyraz miło - jakby miała w brzuchu całe mnóstwo motylków. Rozmarzona, nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że wciąż jest przy niej Cana. Można powiedzieć, że odpłynęła myślami. Nagle obudziła się, a jej policzki przybrały bardziej czerwoną barwę.
    - Wybacz - powiedziała szybko. - Tak, jestem tu sama. Nie bardzo... nie bardzo przepadam za tłumami. A-ale też nie lubię być całkiem sama! - dodała błyskawicznie. Posłała "aniołkowi" łagodny uśmiech. Następnie wskazała głową plażę i popłynęła szybko w jej kierunku. - Ścigasz się? - zapytała z uśmiechem.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,37 sekundy. Zapytań do SQL: 9