• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Upiorne Miasteczko » Cyrk » Sala treningowa
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Kater



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Luty 2011, 20:28   Sala treningowa

    No cóż Kater usiadł na ławce machając nogami jakby miał ADHD. Zaczął ubierać swój strój, w którym zawsze ćwiczył. To nic, że był on troszkę przepocony i śmierdzący, ale i tak bardzo go lubił. Po nałożeniu stroju wziął się za nakładanie butów. Były one brązowe i zakręcone na końcach czubków. No teraz wyglądał jak prawdziwy clown. Brakowało mu tylko nosa, którego po chwili sobie do czepił i uśmiechnę się do siebie, nucąc jakąś melodię. Nałożył na siebie czerwoną perukę i zadowolony pobiegł do namiotu treningowego. Postanowił na rozgrzewkę zrobić parę salt i fikołków. Bardzo lubił skakać. No, ale przejdźmy do rzeczy. Po chwili przyniósł trampolinę, na której zaczął skakać na wysokość czterech metrów. Po chwili przestał się rozgrzewać i usiadł obok zabawki rozgrzewającej czytając książkę, która zawierała wiele na prawdę śmiesznych dowcipów. Nagle do namiotu wparował jakiś człowiek i spytał o drogę do miasta lalek. Patrząc na niego dziwnie powiedział dorosłym głosem :
    - Trzeba iść prosto, potem w prawo i za sklepem z cygarami z kręcić w lewo. Następnie ciągle prosto.
    Chyba w miarę dobrze mu wytłumaczył, ale do cholery jasnej dlaczego spytał akurat go a nie kogoś innego. To wydawało mu się troszkę podejrzane, ale po chwili zmienił zdanie. Sam nie wiedział dlaczego. Cyrk był jego ulubionym miejscem, w którym mógł spokojnie i w miarę normalnie funkcjonować. Czy może być coś lepszego od rozbawiania ludzi??? Nagle zamkną książkę i pobiegł po dwa psy, które były potrzebne mu do kolejnego numeru. Jednego psa miał przy sobie, a drugi był w małym baseniku i pływał sobie powoli. Wziął do ręki kość i dał powąchać dla psa stojącego obok. On od razu popędził za nią. Kater zaczął biec i nagle uniósł kość nad basenem,a pies przeskoczył nad nim. Był zadowolony ze swojego treningu. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że trening jest udany i to naprawdę. Nagle popatrzył w górę i zamkną oczy, po czym upadł na ziemię. Psy natychmiast do niego podbiegły i go polizały po twarzy, a tak dokładniej to po policzkach. Odwzajemnił tą radość głaszcząc je po głowie. Bardzo się ucieszyły.Były bardzo miłymi i za razem miękkimi pluszakami. Dał im po kości. Po drodze. wyskoczyła mu jakaś piłka, którą kopnął z całą siłą. A ona poleciała daleko, turlając się po ziemi.


    (czekam na osobę, która ze mną popisze)
    Yashumi
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Luty 2011, 21:16   

    Ta pilka trafila w glowe Yashumi przez co wylecialo mu cygaro i zaczol biec w kieruku z ktorego przyleciala pilka. Wiec zobaczyl jakiegos jebnietego downa, mial taki krzywy ryj ze nie mogl sie powstrzymac ze smiechu. Wziol
    krzywa zapalke i chcial nia zucic w niego lecz mialem problem bo mu spadly majtki i ta krzywa pala zaczela sie wklesac na widok dopska tego klawna. Zalozyl majtki wziol patyk i jebnol tego murzyna.

    (sorry ze tak krotko ale niemialem czasu i jestem poczotkujacy)
    z/t




    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 11 Maj 2011, 19:36   

    Słońce stało nisko na niebie, barwiąc zachmurzone niebo szlachetnymi, bajecznymi kolorami purpury, złota i pomarańczą soczystych cytrusów. Ptaki, dziwne, pokryte sierścią lub barwnymi piórami, o rozmaitych kształtach i wydawanych przez siebie dźwiękach, latały to w tę, to w tamtą. Jednakże im bliżej granicy Upiornego Miasteczka, tym kolory, dźwięki i krajobraz bledły, jakby mrok panujący nad tamtym miejscem już wyciągał swe zachłanne szpony po wszystko, co było piękne i zachwycające.
    Wąską, krętą drużką podążała smukła postać, poruszająca z finezją zgrabną pupą o kształcie serca. Delikatny materiał opływał jej kształty, ukazując więcej, niż można było się spodziewać po podobnym odzieniu. Gruby pas metodycznie podkreślał talię osy. Niesforne, słodko czekoladowe kosmyki zawadiacko pieściły długą, smukłą szyję. Patrzyła przed siebie pewnie, z nieodłącznym grymasem wyższości na wargach. Oboje oczu wydawały się powleczone lodem, nieczułe i zimne, błyszczące okrutnym blaskiem. Dłonie, szokujące, cudaczne, ale jakże niebezpieczne, spoczywały luźno wzdłuż ciała, a dwa, półokrągłe ostrza wyrastające z łokci z przestrogą odbijały ostatnie promienie słońca od hebanowych, fasetkowych łuseczek.
    Sari zmierzała w stronę powykrzywianej bramy, zapraszającej do upiornej zabawy, gdzie stały dwaj jej pobratymcy, futrzaci, zdeformowani, ogólnie ohydni.
    Uśmiechnęła się ponuro pod zgrabnym noskiem, unosząc znacząco lewą brew. Strażnicy, jakby wyczuwając z kim mają do czynienia, bez oporów przepuścili ją dalej.
    Była jedną z nich, chociaż zupełnie różną, indywidualną.
    Bez mrugnięcia okiem minęła ich, machając jednak przy tym zawadiacko prawą dłonią, w geście podzięki, ale i dziwnej mieszanki szyderstwa. Pokręciła głową, skręcając pewnie w lewo, ku ogromnemu, ciemnemu namiotowi służącemu treningom. Miała ochotę wyrzucić z siebie nadmiar energii na podniebnych linach. Może trochę poćwiczy fechtunek, który, summa summarum, nie bardzo był jej potrzebny, a jednak miał jakieś swoje zastosowanie.
    Odchyliła ciężką płachtę i wśliznęła się z gracją do środka. Z uwagą zlustrowała otoczenie, upewniając się, iż pozostawała sama w tym 'przybytku'. Gdyby się nad tym zastanowić, było to dziwne, gdyż zazwyczaj wielki Mistrz długonogi prześladował tu co gorsze egzemplarze.
    Nie mogła się nie uśmiechnąć, tym razem z satysfakcją. Tym lepiej dla niej.
    Jaskółka przeskoczyła obleczone w skórę odgrodzenie, gdzie znajdowało się ogromny okręg ćwiczebny. Przemaszerowała plac obłożony sianem, do cienia z prawej, gdzie znajdowały się kufry poustawiane pod ścianą 'sali'. Otworzyła jeden, prawdopodobnie należący do niej, i zaczęła szybkie szperanie. Bez wahania wyciągnęła stanik sportowy i spodnie od dresu. Odpięła klamry szerokiego pasa i położyła go z niemal pedantyczną dbałością na bok, koło kufra. Odpięła guziczki wdzianka, i zrzuciła je z siebie, pozostając jedynie w koronkowych, niebieskich majteczkach z kokardką. Nie nosiła stanika. Nie odczuwała wstydu, tutaj każdy rozbierał się przy innych, ubierał stroje sceniczne. Byłą to naturalna kolej rzeczy w tak tłocznym miejscu. Naciągnęła sportowy stanik, poprawiła ułożenie piersi tak, by nie przeszkadzały, naciągnęła spodnie i strzepnęła niewidzialny pyłek z nogawki.
    No, teraz jakoś się prezentowała, mogła rozpocząć gimnastykę.
    Była syta, gdyż przed powrotem do Cyrku urządziła sobie małe polowanko. Chłopaczek był smaczny, słodki, jak niemal każde ludzkie mięso. A jak rozkosznie błagał o litość... Odetchnęła, czując drżenie w piersi, na samo wspomnienie niedawnego zajścia. Oczy kobiety zalśniły niezdrowym blaskiem.
    Potrząsnęła głową, wyzbywając się ekstatycznej wizji.
    Rozpoczęła serię krótkiej rozgrzewki, gdyż najgorsze, co mogła zrobić, to wskoczyć na linę bez rozciągnięcia mięśni. Wskoczyła na batut, pragnąć rozgrzać i tak przepełnione energią ludzkiego mięsa mięśnie. Wykonała kilka prostych podskoków, szykując się do przewrotu potrójnego. Uwielbiała to robić. Nieważkość, wolność, euforia. Jednakże batut nijak się miał do podniebnego tańca, który za chwilę miała rozpocząć.
    Przygotowania trwały około piętnastu minut. Następnie zeskoczyła miękko w salcie na ziemię, uginając lekko nogi. Strzepnęła dłońmi, napinając mięśnie ramion. Czas na prawdziwą zabawę!
    Wspięła się na wysoką drabinę, gdzie stanęła pewnie, bez lęku. Serce jeszcze biło jej lekko od wysiłku. Poruszyła głową to w jedną, to w drugą stronę. Skoczyła. Wychyliła ciało, niczym wahadło, nabierając prędkości. Silne palce zaciskały się na drążku, mięśnie napięły się z bolesną świadomością tego, że żyła. Musiała przyznać: była wspaniała! Obracając się w powietrzu, złapała nogami równoległy drążek, ze śmiechem lawirując dłońmi w powietrzu. Zabawa była przednia. Potrzebowała takiej chwili, nim wyruszy na małą misyjkę.
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...




    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 12 Maj 2011, 12:01   

    Loki spacerował ulicami Krainy Luster, lawirując pomiędzy znanymi dobrze zaułkami i alejkami, starannie unikając wzroku przechodniów, licząc na to, że nie zostanie rozpoznany. Nie znosił tego miejsca, nie znosił tych wszystkich dziwolągów biegających po magicznym świecie, nie znosił tego, że wszyscy go tu znali, nie znosił każdego jednego wspomnienia związanego z tym miejscem, nie znosił powietrza, nie znosił ziemi, nie znosił ptaków. Każda sekunda spędzona w tej rzeczywistości spoczywała na jego barkach jak kilkutonowy ciężar, który z każdą mijającą minutą stawał się bardziej nieznośny. Zielonooki elegant ignorował wszystkie ciekawskie spojrzenia i szepty, ignorował westchnienia zachwytu i półsłówka pogardy, święcie przekonany, że kogokolwiek by tutaj nie minął, nie był on godzien jego uwagi. Zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, jak bardzo podobne zachowanie było nierozważne i niepraktyczne. Mieszkańcy tego świata dysponowali szeregiem umiejętności niedostępnym ludziom, co czyniło ich wielce praktycznymi narzędziami. Trudno jednak walczyć z samym sobą i choć nikomu w rozmowie nigdy nie dałby odczuć tego dominującego poczucia odrazy, to zwykle skręcał się w środku i wił niczym wąż, zmuszony do maskowania swojej obecności podczas polowania na gryzonie. Znudzony przydługim spacerem po okolicy, urozmaiconym jedynie krótkimi rozmowami z napotkanymi agentami, skierował swoje kroki do Upiornego Miasteczka, którego prawdopodobnie nie cierpiał jeszcze bardziej niż jakiegokolwiek innego miejsca w tym cuchnącym magią świecie. Jego kroki dźwięcznie odbijały się od szarego, nierówno wyłożonego bruku. Szedł naprzód dość energicznie, choć co jakiś czas przystawał by złapać oddech. Jego kondycja pozostawiała wiele do życzenia i była jedną z rzeczy, które nie rozwinęły się niemalże wcale, odkąd był dzieckiem. Z tym większą zawiścią spoglądał na wszystkich przesuwających się po okolicy cyrkowców, którym zwinności i siły, nikt nie mógł odmówić. Podczas jednej z takich właśnie przerw na oddech, miał nawet okazję przysłuchać się krótkiej rozmowie dwóch mężczyzn, wyraźnie podekscytowanych jakimś widokiem. Coś niesamowitego minęło ich zaledwie kilka minut temu i do teraz zapierało im dech w piersiach. Wychwyciwszy kilka słów o lodowych ślepiach i nieziemskiej urodzie, natychmiast dopasował opis do dziewczyny, która swego czasu pomogła mu odrobinkę. Trudno wszak przed kimkolwiek przyznać, że zawdzięcza się życie kobiecie. To takie upokarzające, zwłaszcza, dla niekrytego seksisty. Raz jeszcze przefiltrował płuca i ruszył dalej. Dotarł w końcu do cyrku i spokojnym tonem spytał o Jaskółkę. Powiedziano mu, że dziewczyna trenuje i zabroniono wstępu. Biedni strażnicy, chyba nie do końca zdawali sobie sprawę z faktu, że Amadeusz nie był dzisiaj w nastroju na przydługie dyskusje. Rozejrzał się jedynie po otoczeniu, a już po chwili ciała dwóch mężczyzn zastygły w bezruchu. Fakt, że Odinson mógł kontrolować żywioł wody, która stanowi 65% ludzkiego ciała, bardzo pomagał w pertraktacjach z niektórymi, bardziej upartymi jednostkami. Minął zamrożone, zmutowane cielska i strzepnąwszy z ramienia drobinki szronu, z niekrytą odrazą wymalowaną na jasnej twarzy, ruszył w stronę namiotu, w którym miał spotkać dziewczynę. Wsunął się do środka niemal bezszelestnie i przez chwilę, z wcale nie małą satysfakcją obserwował jak ta przebiera się w strój do ćwiczeń. Przyjemnie było popatrzeć na zgrabne pośladki zakryte jedynie koronkowym materiałem oraz jędrne piersi w całej ich okazałości, zanim zostały zakryte sportowym stanikiem. Otrząsnął się natychmiast, gdy tylko dziewczę wciągnęło na siebie spodnie i przez jakiś czas przyglądał się jej akrobacjom. Usiadł w końcu na jednej z ławek i uznał, że warto cierpliwie poczekać aż skończy, nawet jeżeli niektóre ewolucje przyprawiały go o zawrót głowy. Nie było na świecie sprawiedliwości. Piękna, zwinna i do tego zimna jak lód... Choć oczywiście w jego mniemaniu, ostatnia cecha funkcjonowała raczej jako zaleta niż wada. Zawsze to lepsze od pustego ciepełka, które przytuli się do wszystkiego i wszystkich. Odrażające. Swoją drogą, obserwował jej ćwiczenia z niemałą ulgą. Najwyraźniej rozsadzała ją energia, co oznaczało, że nie będzie miała ochoty na zanurzenie w nim swoich małych, perłowych ząbków. Głupio byłoby zginąć pożartym przez Cyrkowca... To nawet brzmi absurdalnie, choć jest całkiem dobrym uzasadnieniem dla lęku przed klaunami.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|






    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 12 Maj 2011, 15:00   

    Jaskółka z rozmysłem zignorowała przybysza, który wtargnął na teren zakazany. Nie spojrzała na niego ni razu, ani gdy się przebierała, ani gdy wykonywała krótką rozgrzewkę, a tym bardziej nie wtedy, gdy oddawała się jednemu z niewielu zajęć, które sprawiały jej absolutną rozkosz. Z akrobacją mogła się jedynie pojedynkować chęć na coś 'ciepłego' do zjedzenia, a także... seks. Tak, tak, Panienka Ludożerka była wręcz uzależniona od tego rozkosznego sportu, a jej 'ułomność' zupełnie jej w tym nie mogła przeszkodzić. Miała świadomość swego piękna i drapieżności oraz lęku, który instynktownie wzbudzała w ducha winnych osobach. Zawsze dostawała to, czego pragnęła.
    Po około dwudziestu minutach od przybycia pana Amadeusza postanowiła zakończyć swój trening. Schwyciła jedną z licznych lin podwieszonych na metalowych kółkach, z gracją oplotła nią stopę i zjechała na dół, nie omieszkując na koniec wykonać zgrabnego piruetu z przewrotem. Wylądowała w kuckach, czując jak silne mięśnie ud i łydek napinają się z wysiłku. O tak, uwielbiała czuć ich siłę i giętkość, kochała świadomość swej wyższości nad wieloma innymi istotami, które jedynie w zawiści mogły jej pozazdrościć.
    Wyprostowała się wolno, wsłuchując się w swój nierówny, przyspieszony oddech. Serce galopem biło w piersi, niemal boleśnie, jednak był to ból zdrowy, nie przynoszący przykrości. Pot pokrył słoną warstewką jasną skórę pleców i barków, spływał wzdłuż karku. Odgarnęła dłonią włosy z czoła, które przykleiły się do niego. Wyciągnęła się w górę, aż strzeliły wszystkie stawy. Na jej wargach igrał nieznaczny uśmieszek zadowolenia, wywołanego chwilą wolności. Ciągle nie patrzyła na jegomościa, zmierzając pewnym krokiem do ręczników, które ułożyła zawczasu na kufrze. Otarła nim szyję i twarz.
    Obróciła się na pięcie, z namysłem spowalniając swe ruchy, następnie uniosła krystalicznie błękitne, lodowate ślepia i wlepiła je w intruza, przyklejając na karminowych wargach sardoniczny uśmieszek.
    -No, no, kogóż to przywiało na tereny dziwolągów - ozwała się zaraz potem, zmierzając powoli w jego stronę.
    Będąc szczerą wobec samej siebie, musiała przyznać w duchu, iż była zaskoczona jego wizytą, wszakże wiadomym było, iż raczej niechętnie powróciłby w te strony, o ile nie jakieś ważne sprawy. Miała jednak wątpliwości, by i one mogły go skusić do przybycia do Upiornego Miasteczka, zwłaszcza po ostatnim... 'incydencie'.
    -Czyżbyś stęsknił się za nami? - rzuciła z ironią. W głosie Sari nie pobrzmiewała ni krztyna zainteresowania. Nic ją z nim nie łączyło, nie miała powodów, by interesować się tym mężczyzną. Nie znaczył dla niej nic. Ot, wyświadczyła mu niechcący przysługę, ratując mu jego przebrzydłą skórę.
    Stanęła przed nim, patrząc na niego z góry, z lekko rozstawionymi nogami, ręcznikiem przewieszonym przez szyję.
    Zlustrowała go od stóp, do głów, a przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe, zważywszy, iż siedział. Nie wiele się zmienił od tamtego czasu. Blady, ciemno włosy, zielonymi oczyma wyrażającymi chorobliwą wręcz niechęć, wiecznie wykrzywionymi w niezadowoleniu wargami. Jednak miał w sobie coś interesującego..., jak na ewentualny posiłek przystało. Z chęcią by go skosztowała, i nie chodziło jej wyłącznie o jego mięso. Mógł być bardziej przydatny.
    Ach, ale nie dziś.
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...




    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 12 Maj 2011, 18:58   

    O dziwo, celowość z jaką ignorowała jego obecność ta nieznośna osóbka, nie przeszkadzała mu ani trochę. Właściwie to poszła mu na rękę. Po pierwsze, miał okazję trochę odpocząć, a energiczny spacer po wspomnieniach, w większości bolesnych, okazał się cokolwiek wyczerpującym przedsięwzięciem. W związku z powyższym, postanowił fakt iż nie wypluł jeszcze płuc na chodnik, uczcić zapaleniem papierosa. Wyjął z kieszeni marynarki pojedynczą cygaretkę i z niekrytą satysfakcją spojrzawszy na znak, kategorycznie palenia zabraniający, dobył zapalniczki, by po chwili, niewielkim ognikiem roziskrzyć końcówkę papierosa, przypalić zasuszony tytoń i zaciągnąć się trującym dymem tak mocno, aż nie odczuje przyjemnego mrowienia u dołu brzucha. Nie bez przyjemności obserwował też wszystkie wyczyny dziewczęcia. Nie można powiedzieć, że podobne wygibasy nie pobudzały wyobraźni, choć oczywiście nie można mu było zarzucać przesadnej perwersyjności, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że jako pracoholik, rzadko znajdywał pięć minut na wypicie filiżanki herbaty, a co dopiero mówić o uwodzeniu kobiet, w celach wykorzystania ich wdzięków. Nawet jeżeli skrycie uważał, że produkcja dzieci i zapewnianie mężczyznom przyjemności, były ich nadrzędnymi funkcjami. Tak czy owak, mimo iż nawet jako mistrz kłamstwa nie mógłby odmówić Vernie urody i wdzięku, nie miał na nią ochoty i nie w takich celach skierował dzisiaj swoje kroki do cyrku. Nie była to także wizyta towarzyska, bo na takie, ten konkretny mężczyzna nie miał czasu. Nie, po prostu, podobnie jak w przypadku Mayfeda, miał dla niej propozycję i istniała pewna szansa, że wzbudzi tym samym cień jej zainteresowania. Popiół strzepnięty z końcówki papierosa opadł na ziemię niemal jednocześnie i niemal równie bezszelestnie jak dziewczyna, która właśnie zakończyła swój popis. Wsadził filtr pomiędzy zaciśnięte wargi, by ucieszyć jej uszy aplauzem, choć wątpił w to, by nawet burza oklasków była w stanie uradować tę wiecznie naburmuszoną osóbkę. Z tego co wiedział na jej temat, interesowały ją dwie rzeczy i owacje na stojąco, nie były jedną z nich. W końcu postanowiła się do niego odezwać i choć grzeczność nakazywała podnieść się z siedzenia w obliczu damy, Loki nie uważał jej w najmniejszym stopniu nawet, za damę. Damy się wyciąga z opresji, ta konkretna demonica, była zwykle ich źródłem.
    -Twoje słowa, nie moje...-zauważył, bowiem nigdy otwarcie nie nazwał cyrkowca dziwolągiem. Zbyt chętnie korzystał z ich usług by móc sobie na to pozwolić. Nawet jeżeli w duchu uważał ich za bandę bezwartościowych efektów ubocznych, nie do końca udanego eksperymentu, to wcale nie deklamował tego po środku głównej ulicy w mieście. Niemniej, wcale nie dziwiło go, że Verna w sposób nieco bardziej przenikliwy podchodziła do jego osoby. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że nie zamierzał potwierdzać ani jednego jej słowa, a jako że twarz miał jak zwykle pozbawioną wszelkiej emocji czy namiętności, dziewczę nie mogło na niej odnaleźć żadnego potwierdzenia swoich wydumanych teorii. Jedynie w zielonych ślepiach czaiło się coś złowieszczego, ale mogło to być cokolwiek, od pożądania, poprzez zawiść, aż do szczerej nienawiści.
    -Nie używałbym w tym przypadku liczby mnogiej, przyszedłem do Ciebie-odpowiedział w końcu podnosząc się z ławki. Wypuścił z płuc obłok szarego dymu i zerknął na nią beznamiętnie. Powstrzymał wewnętrzną chęć przesmyknięcia wzrokiem po całokształcie jej atrakcyjnej sylwetki i zawiesił spojrzenie na parze lodowatych tęczówek, przypominających barwą chłodną akwamarynę.
    -Mam dla Ciebie propozycję-dodał po chwili gwoli wyjaśnienia. Nie chciał przecież, żeby wpadła na pomysł, że darzy ją choćby cieniem sympatii, bądź też jakiejś niezdrowej fascynacji. Nie wątpił oczywiście w jej możliwości i w to, że niejeden głupiec wzdychał do jej krągłości po nocach, całkiem nieświadom tego, że pcha się wprost w paszczę lwa. Na szczęście, Loki był nazbyt aż odporny na podobne wdzięki i ani trochę go nie kusiło, by sprawdzić jak wiele z modliszki ma w sobie ta właśnie osóbka. No, nawet jeżeli kusiło, to z wielką gracją ignorował owe pokusy trzymając się własnego biznesplanu.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|






    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 13 Maj 2011, 11:46   

    Jaskółka w żadnym wypadku nie miała zamiaru upominać tego oto mężczyznę, iż nie wolno, kategorycznie wręcz się zabrania, palenia w owym miejscu, które miało niemal świętą symbolikę dla wszystkich akrobatów, cyrkowców i tych, co z tej sali musieli korzystać, by swe umiejętności doszlifować.
    Nie odczuwała tym zainteresowania, w końcu czy i ona nie raz łamała 'Biblijny regulamin'? Ale z drugiej strony mogła zrobić mu na złość. Tylko pozostawł jeden mały, drobny szkopuł: nie miała na to najmniejszej ochoty. Takie zabawy pozostawiała dzieciakom Clowna.
    Patrzyła na niego tymi beznamiętnymi ślepiami, nie oczekując od niego żadnej, nawet najmniejszej, oznaki szacunku wobec kobiety. Nikt nie musiał jej udowadniać, pokazywać, co jej się należy, czy też nie. Uważała to po prostu za kolejne gesty aktorskiego świata, który robił wszystko by to, co miało obraz surowy, nijaki, przekształcić w słodycz i feerię barw. Ohyda.
    Miała świadomość, że na nią patrzy. Wiedziała również, że nie do końca pokrywało się to zainteresowanie chorobliwą fascynacją, czy też jakimś zauroczeniem. Pociągała go, jak większość mężczyzn, jednak tym różnił się od innych, że nie miał zamiaru w praktyce czegokolwiek wypróbowywać, a nawet jeszcze lepiej, swoją chuć, czy jakby to nazwać, kompletnie ignorował, przekładając to na nawał pracy.
    Dla niej wygodniej i dla niego lepiej.
    Gdy ozwał się po chwili, kąciki ust kobiety drgnęły nieznacznie, zdradzając tym samym, iż miała w dzisiejszym dniu tendencję do skrajnych złośliwości.
    -Oczywiście, że moje, jednak sens trafiający do twego spaczonego serduszka - odrzekła spokojnie, mając sobie za nic niepokojące, szmaragdowe ogniki skaczące w jego tęczówkach. Nie była osobą, którą dałoby się zastraszyć czymkolwiek. Na tym świecie nie miała nic do stracenia, nikt nie mógł wynaleźć na nią jakiegokolwiek 'haka', a groźby wzbudzały w niej jedynie politowania, a czasem tylko chęć do walki w utarczce słownej.
    Podniósł się z ławki, wypuszczając taką kombinację słów z ust, że parsknęła śmiechem.
    -Och, nie wątpię, czy mam czuć się zaszczycona, Marionetkarzu? - w jej oczach czaiła się czujność, gdyż takie wyznanie oznaczało tylko kilka ważnych spraw: albo chciał się zemścić, albo miał propozycję absurdalną, czytaj, pracy dla niej w roli sługi. Jednak były to tylko wydumane domysły. Raczej wątpiła, by ten szczególny mężczyzna okazał się takim głupcem. Wiadomym w końcu było, iż Modliszka nie służy nikomu. Była samowystarczalna.
    Uniosła nieznacznie lewą brew, dając tym samym znać, by mówił dalej. Wysłuchać można zawsze, a zdecydować co robić, później. Co się odwlecze, to nie uciecze, jak mawiała pewna kobieta. Szkoda tylko, że czas jakiś później zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach... Wielka szkoda.
    Cień sympatii? I co jeszcze? Może dozgonna przyjaźń? Cokolwiek by to było, mało ją by to obeszło, inaczej: w ogóle.
    Uśmiechnęła się przebiegle, a w jej oczach zapalił się lodowy ognik, przez chwilę, tak krótką, iż nie wiadomym było, czy pojawił się tam naprawdę. Zbliżyła się do niego wolno i patrząc mu w oczy, sięgnęła do jego dłoni. Wyciągnęła z rozmysłem cygaretkę z jego dłoni i zbliżyła ją do ust, zaciągając się szaro - niebieskim dymem. Fu, co za świństwo, nie stać go było na coś lepszego? Oddała mu jego własność. Nie okazała jednak swego niezadowolenia, tylko przeszła koło niego, ocierając się o ramię mężczyzny, wypuszczając smugę dymu.
    Przeszła przez ławkę, kierując swe kroki ku drewnianej beczce wypełnionej wodą. Zdjęła ręcznik z szyi i zamoczyła go w cieczy, wykręciła i otarła zgrzany kark.
    -No więc, słucham, z czym do mnie przychodzisz? - nie spojrzała na wet za siebie, zajęta ocieraniem spoconej skóry.
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...




    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 13 Maj 2011, 19:03   

    Trudno powiedzieć, czy Verna zdawała sobie sprawę z faktu, że nawet zwrócenie mu uwagi niewiele by zmieniło, czy po prostu postanowiła zignorować fakt że tak bezczelnie łamie przepisy jej miejsca pracy, grunt że efekt zadowalający. Jakby nie patrzeć, w większości sytuacji, Loki był raczej typem niepokornym, złośliwym wręcz, a nie obawiał się nikogo, gdy był w szczytowej formie, toteż prawdopodobnie strzępienie języka dziewczyny zostałoby skomentowane jedynie krótkim, acz niezwykle wymownym spojrzeniem pary szmaragdowych ślepi. Nasycone gamą przeróżnych emocji tęczówki, wyrażałyby zaś wtedy przede wszystkim pogardę i może drobną nutkę kpiny, bowiem przekonanie, że temu mężczyźnie można cokolwiek rozkazać, było z całą pewnością chybione. Trudno powiedzieć, czy taka zadziorność była zawsze dominującą cechą jego charakteru, czy może ukształtowała się z czasem, gdy wsłuchiwał się w codzienne jazgoty i narzekania rodzicielki, która w średnio co drugim zdaniu próbowała mu mówić jak chodzić i mówić, by był choć odrobinkę bardziej podobny do brata. Nie udało się, za to wyszedł całkiem pokaźny okaz skurwysyna, skupionego jedynie na własnych ambicjach, które nie uznawały nawet nieba jako limitu własnych możliwości. Stąd też może taka chęć do łamania wszelkich konwenansów, gdy z przestrzegania nich nie płynęły żadne bezpośrednie korzyści? Być może. Bawił go cały ten system scenek, przypominający scenariusz marnej sztuki teatralnej. Najwyraźniej, w tej kwestii całkiem dobrze się z Verną rozumieli. Co oczywiście można odczytać jako dobry, lub zły znak... Podobieństwo charakterów w ich przypadku będzie raczej przeszkodą, jedno ego dorównywało drugiemu, a to zawsze jest źródłem konfliktów. Jak dobrze, że nie zamierzał z nią planować długotrwałego związku, ani nawet krótkotrwałego, ani w ogóle żadnego. Była mu potrzebna, jako narzędzie, nic więcej, nic mniej.
    -Mojego czego?-spytał nieznacznie unosząc brew do góry. Jeśli ktoś po krótkiej rozmowie z nim uległ złudzeniu, że posiada serce, to by znaczyło, że jest jeszcze lepszym iluzjonistą, niż mu się wcześniej wydawało.
    -Myśl co chcesz, jak dla mnie możesz nawet nie myśleć wcale-kobiety z całą pewnością nie powinny myśleć. Świat byłby bez tego piękniejszy! Jednocześnie, prawdopodobnie stałby się potwornie nudny. Bez ciągłych awantur i kłótni, na ziemi prawdopodobnie umarłoby życie i przypuszczał, że w Krainie Luster sprawy miały się podobnie. Grunt, że nie zamierzał dziewczyny przekonywać do zmiany zdania, wyglądałby na zdesperowanego, a niech sobie myśli nawet, że jego hobby to robienie na drutach, jeśli to sprawi, że będzie łatwiejsza w obejściu... Ale niestety, nie była co oczywiście czyniło ją intrygującą i irytującą marionetką Wersja dwa w jednym, trafił chyba tamtego dnia na jakąś promocję w Tesco.
    -Nie wiem. Czujesz się zaszczycona?-spytał spokojnym tonem. Nie znosił podobnych dowcipów. Raz, były stereotypowe, w co drugiej konwersacji słyszał podobne pytania. Po drugie, były bez sensu. Zadając je rozmówca miał niby pokazać jak bardzo nie dba o drugą osobę, jednocześnie demonstrując potęgę własnego ego. Działało być może w większości przypadków, ale na Amadeuszu nie robiło najmniejszego wrażenia. Znał swoją wartość i owszem, dziewczyna powinna czuć się zaszczycona, skoro już tak bardzo chciała wiedzieć. Oczywiście, w pewnym sensie. Przecież nie spotykał się z nią po to by jej powiedzieć jaka jest fantastyczna, lecz po to by wykorzystać, ale być wykorzystanym przez niego... Wcale nie takie złe, jakby się nad tym zastanowić. Zwykle obie strony na tym zyskiwały. Naturalnie, proponowanie jej jakiegokolwiek wartościowego stanowiska, czy odpowiedzialnej roli, byłoby równoznaczne z samobójstwem. Nie da się kontrolować wulkanu, choćby się bardzo chciało. Dlatego też miał dla niej propozycję jednorazową, którą mogła odrzucić i też jakoś specjalnie na tym nie ucierpi, ale nie sądził by jej się to opłacało.
    Rozchylił już usta, by zacząć wyjaśniać tę kwestię, gdy dziewczyna pochyliła się, by go ograbić z papierosa. Zaciągnęła się i oddała cygaretkę, której smak najwyraźniej nie przypadł jej do gustu. Och, jaka szkoda. Oczywiście, było to minimalnie irytujące. Kobiety i ta ich 'tajemniczość' i 'seksapil' triki stare jak świat, sądziła, że teraz skoro poczuł blisko siebie jej ciało i zapach, postrada zmysły i zacznie całować po stopach? Raz się zauroczył, dawno temu i z całą pewnością wystarczy mu na całe życie. Przy okazji, nie zamierzał się wymieniać śliną i bakteriami z kimś, kto żywi się ludzkim mięsem. W związku z powyższym rzucił papierosa na ziemię i zdeptał, nie dbając zupełnie o to, że zdążył wypalić zaledwie połówkę. Nie omieszkał też strzepnąć niewidzialnego brudu z marynarki, przypuszczalnie pozostawionego przez kobietę. No co? Przed chwilą wyciskała z siebie siódme poty, a teraz mu się będzie ocierać o marynarkę, której cena stanowiła być może równowartość całego tego przybytku? Nigdy w życiu. Westchnął, poprawił krawat powtarzając sobie po stokroć w głowie odę do spokoju, którą sam ułożył. Pomagała w sytuacjach, gdy miał ochotę udusić kogoś gołymi rękoma.
    -Zastanawiałem się, czy nie przeszkadzałoby ci zbytnio, gdyby twój następny posiłek nie był ofiarą... Do końca przypadkową.-ludożercy, szalenie praktyczne, chyba, że akurat próbują cię pożreć. Niemniej tak się składało, że był pewien mężczyzna, który dość silnie kolidował z interesami Lokiego. Sam marionetkarz szczerze nie znosił przemocy i wolał się do niej nie uciekać, ale w niektórych sytuacjach była złem koniecznym. Nie zatrudniał oczywiście płatnych zabójców na więcej niż jedno zlecenie, bo to zdecydowanie za bardzo ułatwiałoby połączenie ich z jego osobą, toteż wybieranie od czasu do czasu, poniekąd przypadkowych jednostek, które spotykał na ulicy, było całkiem niezłą strategią.
    -Naturalnie, zapłaciłbym ci za fatygę, bo przypuszczam, że moja dozgonna wdzięczność, nie zaspokoi twojej chęci wyrównania rachunku... I co powiesz?-spojrzał na nią w końcu, wbijając ślepia w tył jej głowy. Nie przeszkadzało mu, że na niego nie patrzyła. Zamiast tego wyjął znów srebrną papierośnicę i wsunął filtr papierosa pomiędzy jasne wargi, ponownie zapalając i zaciągając się dymem. Lubił rzeczy, które nie smakowały innym, nie musiał się wtedy z nikim dzielić.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|






    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 13 Maj 2011, 20:39   

    No dobrze, Verna byłaby usprawiedliwiona, gdyby w obecnej sytuacji zaczęłaby się tarzać ze śmiechu, ale niestety, nie była do tego stworzona. Jedyne co jej pozostało, to milczeć i mieć nadzieję, że ten nadęty bałwan w końcu wykrztusi, co go tu sprowadza. Nie wiedzieć czemu, ale ów osobnik działał jej na nerwy. Było w nim coś co wręcz ją odpychało. Może chodziło o podobieństwo charakterów, które psuło jej doskonałą teorię, iż jest jedyna w swoim rodzaju? Przez co niszczył jej nieco wizję narcystycznego pawia? Ale nie, tu o zazdrość się nie rozchodziło, gdyż w sumie mało ją obchodziło, co mężczyzna o niej myśli, co czuje, lub czego nie. Jedyne czegokolwiek komukolwiek zazdrościła, to ptakom tego, iż potrafią wznieść się w przestworza. Ona też też chciała! Czuć się bezgranicznie wolna, nie krępowana jakimś absurdalnym przyciąganiem ziemskim, nie musieć wysiadywać z takimi, jak ten tutaj.
    Nie potrafiła pojąć swej niechęci wobec niego, ale również i nie chciała tego uczynić. Była zdania, że nie ma co sobie głowy łamać nad rzeczami, które i tak nie przynoszą żadnego doraźnego pożytku. Strata czasu. I tyle.
    Najwyraźniej humor Panny Clare uległ nieznacznej zmianie, skoro odczuwała irytujące zniecierpliwienie. Nienawidziła, jak ktoś przedłużał coś, co można było załatwić w kilka minut. Zresztą miała jeszcze plany na dzisiejszy wieczór. Ciekawe plany. Miała umówione spotkanie z pewnym przeuroczą kobietą, Azjatką bodajże, w Krainie Ludzi. Pełne ręce roboty.
    -Tego czegoś, co bije ci w piersi, bo nie mam na myśli organu, który niby odpowiada za uczucia - odparła z politowaniem, mierząc go wzrokiem. Zastanawiała,z jakiej on planety się urwał? Nijak nie potrafiła go dopasować do czegokolwiek. Ale to dobrze i źle. Stwierdziła, że nie ma zamiaru zastanawiać się nad tym osobnikiem dalej. Zmrużyła drapieżne ślepka, chociaż oczy nadal nie ukazywały niczego, jakby kobieta nie odczuwała żadnych silnych uczuć. To dziwne, że nie potrafiła się dogadać z żadną istotą mającą na tyle rozumu, by posługiwać się z kimś wspólnym językiem. Nie miała do tego cierpliwości. Zaś godzinami mogłaby przesiadywać w lasach i na łąkach, w ciszy, gdzie nikt nie zawraca jej, skromnie mówiąc, dupy. Zwierzęta, o dziwo, nie lękały jej się, ale to może dla tego, iż to nie dla nich stanowiła zagrożenie, ale dla gatunku jej pokrewnego. W jakimś tam sensie.
    -Och, dal ciebie byłoby wygodniej. Jak sądzę, jesteś niedowartościowanym seksistą o trudnym dzieciństwie? Mama cię nie kochała, czy jak? - rzuciła obojętnie. Ten typ mógłby nawet być gorszy od niej, gdyby nie to, że nie było drugiej jak ona. Mógł być Stwórcą sztucznych kukiełek, mógł mieć jakąś tam inteligencję, ale brakowało mu czegoś, co by ją zaintrygowało. Był w jakiś sposób przewidywalny, chociaż tak naprawdę krył w sobie wiele. Był stereotypem, w jej mniemaniu, młodego gniewnego, których to naoglądała się tyle w ludzkim wymiarze. A może jednak nie, było w nim coś. Coś nieuchwytnego, co ciężko było dostrzec i nazwać. Wiedziała, że się myliła co do niego, jednak mając być szczerą, gówno z tym. Wywierał na nią absurdalną presję, jednakże nigdy nie dałaby tego po sobie poznać. Ach, ten świat był dziwny, a jego ścieżki nie zbadane.
    -Nie. Było to jedyne, co przyszło mi do głowy - wzruszyła skromnie ramionami, zmęczona jego towarzystwem. Jednak nie było to nic nadzwyczajnego. Ona męczyła się każdym towarzystwem. Może dlatego nie potrafiła stworzyć żadnej więzi z kimkolwiek.
    Narzędzie w jego rękach? Nie ma sprawy. Jednorazowe? Tym lepiej? Nie chciał się w cokolwiek angażować? Brawa dla niego! Naprawdę, skomplikowana filozofia.
    Zupełnie nie przejęła się faktem, iż brzydził się jej osobą. Przywykła. Nie on pierwszy, nie ostatni. Jednak w tym wszystkim byłą ukryta ironia. Jak ktoś, kto sam nie był 'normalny', o ile uwzględnić tu definicję normalności, mógł oceniać drugie osoby? Ano, mógł. Jak każdy. Jak ona sama. Normalne i prawdziwe, ot co.
    Chciał ją udusić gołymi rękami? Proszę bardzo, mógł próbować szczęścia. W sumie ciekawe było, jakby to wszytko się potoczyła. Hm...
    Westchnęła z ulgą w duszy, gdy w końcu dobił do mety. I nie można było tak od razu?! Ech, ludzie.
    -Mów dalej. Kogo? - zapytała wolno, po długiej chwili ciszy. Odwróciła się wolno w jego stronę, przekrzywiając nieznacznie głowę.
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...




    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 14 Maj 2011, 13:22   

    Wielka szkoda, że szanowna złośnica nie urodziła się po to, by donośnie rechotać, bowiem gdyby postanowiła zaśmiać się perliście, po chwili ich głosy z pewnością rozbrzmiewałyby wspólnie, w chóralnej niemalże harmonii. Loki nie zwykł naśmiewać się z ludzi, ale trzeba przyznać, że ona zdawała się o taką właśnie reakcję prosić. Przekonana o własnej wyjątkowości i niezwykłości, a przecież była klasycznym szablonem, niczym więcej, można by mnożyć przykłady ludzi o podobnym nastawieniu. Amadeusz przynajmniej pod tym względem różnił się od niej, miał świadomość tego, że nie ma na świecie ludzi niezastąpionych, czy absolutnie wyjątkowych, każdy miał jakiś swój duplikat, mógł znaleźć kogoś kto myślał i postępował podobnie. Nie ma nic gorszego niż zamknąć się w świecie iluzji i przekonania o własnej wspaniałości, bo zwykle postępowali tak ludzie najbardziej przeciętni i najbardziej żałośni. W końcu, gdy ktoś odcina się od rzeczywistości, to zwykle robi to dlatego, że wydaje mu się ona zbyt ciężka, bądź, nieciekawa, bądź jedno i drugie. Nie zamierzał jednak bawić się w analizowanie jej postępowania. Prawdopodobieństwo pomyłki było nazbyt wysokie. Nie znał jej, czasu na obserwację nie miał, a musiałoby mu zależeć na tym by ją pojąć, żeby poświęcić na to chociażby i minutę. Na chwilę obecną widział to tak, chciała być cwana, chciała być złośliwa, wychodziło jej to co najwyżej na mierny, bo o ile innych mogłaby swoim postępowaniem wyprowadzić z równowagi, o tyle z nim będzie ciężko, bowiem przyglądał się tym wszystkim demonstracjom z co raz większym politowaniem. Zastanawiał się też, czy nie znalazłby się ktoś inny, chętny do wykonania zadania, nieco mniej uciążliwy i nieco mniej próbujący zgrywać złośnika.
    Uśmiechnął się półgębkiem, słysząc jej kolejne słowa. Mógłby jej wytknąć brak konsekwencji, podkreślić, że jeżeli miała na myśli mięsień pompujący krew w piersi, to przymiotnik 'spaczony' był całkiem nie na miejscu i świadczył o zupełnie innym znaczeniu słowa 'serce', które tak ochoczo teraz negowała. Uznał jednak, że nie ma to najmniejszego sensu. Głową nie przebije się muru, a czasami, dla świętego spokoju, lepiej przyznać komuś rację i pozwolić mu myśleć, że jest fantastyczny.
    -Ach tak, źle cię zrozumiałem, przepraszam-poprawił czarne oprawki okularów, powstrzymując się przed cichym rechotem. To zaczynało się robić naprawdę zabawne. Czuł niemalże jak w powietrzu gęstnieje napięcie, jak każdy jego gest nie prowadzący do konkluzji irytuje dziewczynę, mieszając się z jego własnym poczuciem zniecierpliwienia, równie skrzętnie ukrywanym i powoli zastępowanym rozbawieniem. Ta sytuacja była absurdalna i gdyby ktoś obserwował ją z boku, zapewne uznałby, że właśnie wpadł na ćwiczenia jakiegoś nowego występu dwóch klaunów. Złożył ręce za plecami i przeciągnął się, wsłuchując w soczyste chrupnięcia kosteczek w swoim kręgosłupie. Ostatnio przegapił wizytę u lekarza, a to nie dobrze, bo zdaje się, że znowu tam się coś poprzestawiało. No trudno, zajmie się tym później.
    -Wybacz, ale sens twoich słów, chyba znowu mi umknął. To była docinka, czy próba psychoanalizy? Bo jeśli to drugie, przyjmij przyjacielską radę i nie rzucaj aktualnej pracy dla zawodu psychologa.-ona musiała mieć o sobie naprawdę ekstremalnie wysokie mniemanie, jeśli wydawało jej się, że mogła chociażby próbować zrozumieć jego postępowanie. To było całkowicie pozbawione sensu. Zbyt wiele na swój temat ukrywał, zbyt wiele nigdy nie powiedział i zbyt wiele rzeczy zabierze z sobą do grobu, by ktokolwiek, kiedykolwiek mógł stworzyć wiarygodny portret psychologiczny tego osobnika. Owszem, być może urwał się z innej planety. Z całą pewnością ciężko byłoby go jakoś określić, głównie dlatego, że nie identyfikował się z żadną ideą, żadną inną oprócz swojej własnej, więc jeśli faktycznie pochodził z jakiejś odległej planety, to prawdopodobnie nazywała się ona Amadeusz Odinson. Domysły dziewczyny nie stanowiły obiektu jego zainteresowań. Nie była jedyną, która je snuła i pewnie nie ostatnią, jednak wszystkim jakoś się wymykał, całkiem zwinnie, zupełnie jak wąż, uciekał... Był w tym naprawdę dobry jeśli się zastanowić. Oczywiście, Verna nie była daleka od prawdy, można wręcz powiedzieć, że miała ją na wyciągnięcie ręki, ale brakowało jeszcze tych kilku centymetrów, by ją pochwycić, co wywoływało ciekawy grymas na jasnej twarzy zielonookiego marionetkarza.
    -Ach rozumiem.-prawda znana nie od dzisiaj. Kobieta gadać będzie, dopóki nie odetnie się jej języka, nawet jeżeli potok słów, który z siebie wypluwa, nie ma najmniejszego sensu. Zdaje się z resztą, że ktoś właśnie taką sentencję sformułował. Mężczyzna od kobiety różni się tym, że gdy nie ma nic do powiedzenia, milczy.
    Ironia? Oczywiście, była jego domeną, podobnie jak cynizm. Jasne, że oceniał innych, ale czy ktokolwiek tego nie robił? Czy były gdziekolwiek we wszystkich wymiarach istoty, które patrzyły na drugie, nie poddając ich analizie i próbie dopasowania do własnego sposobu postrzegania 'normy'? Raczej nie, to było ludzkie i jeśli cokolwiek było w Lokim 'normalne' to właśnie to, że jak każdy, oceniał tych, z którymi miał do czynienia i mierzył ich swoją miarą. Uśmiechnął się delikatnie słysząc jej ciężkie westchnienie. No proszę, a mógłby przysiąc, że aby zadowolić kobietę nie można się za bardzo śpieszyć... W sklepie z ubraniami na przykład. Każdy wie, że dziewczynie starczy osiem centymetrów, jeśli odpowiada długości karty kredytowej z kilkoma zerami na koncie.
    -Nikt wybitnie istotny. Człowieczek dosyć majętny, ze świata ludzi, wszystkie informacje o nim mam tutaj-sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i podał dziewczynie teczkę z danymi na temat celu. Na fotografii widniał nawet niebrzydki mężczyzna około czterdziestki, z parszywym uśmiechem wykrzywiającym twarz. Właściciel jednego z popularnych nocnych klubów zajmujących się także przemytem nielegalnych towarów z Krainy Luster.
    -I co powiesz?-spytał wsuwając ręce do kieszeni. Nie miał całego dnia, choć trzeba przyznać, że nieznacznie to spotkanie przeciągnął. Z dość sadystycznych powodów.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|






    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 14 Maj 2011, 20:03   

    Zaśmiała się cicho. Nie mogła się powstrzymać. Zaczęło się od niewyraźnego pomruku, który powoli przeradzał się w otwarty śmiech. Zamknęła oczy, odrzucając głowę w tył. Był to naturalny śmiech, niczym nie wymuszony, pochodzący z ukrytej głębi, która na co dzień nie miała dostępu do realnego świata. Śmiała się. I było jej z tym dobrze. Jednak co mogła na to poradzić? Sytuacja ją po prostu zaskoczyła. Wszystko była doprawdy przekomiczne. Jego miny, gesty, jej wymuszone słowa. Było to jak walka tytanów. Każdy chciał przeciągnąć drugą osobę na swoją stronę. Nie, inaczej. Każde z nich starało się pokazać, kto tu rządzi. To było absurdalne. Śmiała się i nie mogła przestać. W kącikach oczu kobiety zalśniły łzy rozbawienia. Miała piękny śmiech, melodyjny, czysty, przepełniony czymś, czego nie dane było nikomu od dawna oglądać. Rozbawił ją. Ona sama z siebie się śmiała. Z niego i ze swojej osoby. Oto spotkały się dwa burzliwe temperamenty, które zwiastowały gwałtowny huragan.
    Vernie dłuższą chwilę zajęło uspokojenie się, chociaż ciągle śmiała się cicho. Może chciała rozładować napiętą przestrzeń między nimi. Jeżeli było tak w rzeczywistości, robiła to nieumyślnie. Klepnęła się w udo, roztwierając powieki. Lodowate dotąd ślepia błyszczały jasno. Patrzyła na niego krótką chwilę, nie odzywając się. Nadal się uśmiechała. Twarz kobiety pojaśniała, stała się bardziej naturalna, niewymuszona.
    -Nie musisz się ze mną zgadzać, jeżeli nie myślisz tak naprawdę - odezwała się wolno, jakby w zamyśleniu. - Skończmy ten absurdalny pokaz siły. Skupmy się na tym, co ważne.
    Podeszła d niego raźnym krokiem i wzięła w dłonie przekazane akta, ignorując zupełnie wcześniejsze wypowiedziane słowa. Coś w tym było. Psychologiem byłaby marnym.
    -Nie zamierzam analizować twego zachowanie, w końcu,jak zauważyłeś, nie nadaję się do tego zupełnie - chyba jednak nie byłaby Verną, gdyby nie wtrąciła kilku słów. - Ale za to mogę z powodzeniem zająć się tym, z czym do mnie przyszedłeś.
    Kartkowała kolejne strony, przeglądając najważniejsze informacje. Zatrzymała się dłużej na zdjęciu mężczyzny. Po trzydziestce,zgoła niczego sobie. Z lakonicznym uśmieszkiem i cieniem przebiegłości w oczach. Hm, może i faktycznie byłby z niego całkiem znośny posiłek?
    -Mam nadzieję, że nie oferujesz mi czegoś, po czym będę miała niestrawność? - rzuciła z przekąsem. Zażartowała? Kto wie? W końcu nie była tylko woskową lalką! Pomimo swego zachowania. Po prostu tak było wygodniej. I bezpieczniej.
    Spojrzała na Lokiego poważnie, stukając szponem w okładkę akt.
    -Zajmę się tym, jednak musisz dać mi na to trochę czasu. Tak się składa, że mam małe plany do końca tygodnia. Gdy wykonam twe zlecenie, zgłoszę się do ciebie - wyrzekła w końcu, odkładając dokumenty na pobliską ławkę.
    -Zapłacisz mi ekstra, połowa przed wykonaniem zadania, reszta po - poinformowała, wygłaszając stereotypową formułkę. Była to jedynie formalność, ale taka, którą trzeba było załatwić na samym początku, gwoli ścisłości.
    Nie zagłębiała się w szczegóły, które powodowały jego osobą. Był to jego interes. Najwyraźniej facet musiał się narazić. Konflikt biznesu, znieważenie. Mogło być to cokolwiek. Nic ją to nie obchodziło.
    Westchnęła, odgarniając włosy z twarzy.
    -Może dasz się zaprosić na herbatę, w ramach dalszej bitwy słownej? - najwyraźniej się z niego nabijała, co świadczyło lekkie uniesienie brwi i zawadiacki uśmieszek w kącikach ust. Doprawdy, dziwna to byłą osóbka, bardziej zmienna od pogody nad morzem. Ale cóż się na to poradzi? Jeżeli chcesz zrozumieć kobietę, nie staraj się jej zrozumieć w ogóle. Tak jest lepiej dla ciebie i innych.
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...




    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 15 Maj 2011, 19:53   

    A jednak, Verna postanowiła złamać naczelną, świętą zasadę gburów, która kategorycznie zabraniała okazywania jakichkolwiek przejawów radości, czy uciechy. Wszak gbury, takie jak Loki na przykład, nie mogły sobie pozwolić na ciche chichoty, rozkoszne śmiechy, radosne rechotanie, czy cokolwiek w tym stylu. Jako, że jednak nie dało się w żaden sposób odmówić uroku perlistym brzmieniom, wydobywającym się swobodnie i z każdą chwilą donośniej, z ust tej jakże zaciętej kobiety, nawet przywódca stowarzyszenia ponuraków pozwolił sobie na chwilę uniesienia. Na jasnej twarzy pojawiła się wątła bruzda, rosnąca z każdą chwilą, w której nie najlepiej wyćwiczone mięśnie twarzy usiłowały unieść kąciki, zwykle zaciśniętych warg, ku górze. Na posągowym licu pojawiła się więc rysa, choć trzeba przyznać, że dodawała dziełu uroku. Uśmiechnięty Loki był okazem stosunkowo rzadkim, spotykanym jedynie czasami w zaciszach laboratorium, jednak należało uważać, by go nie spłoszyć, albowiem jako zwierzę nieufne, reagował agresją wobec wszystkich, którzy ośmielili się przyłapać go na żerze. Zwykle zaś, polował w okolicach dobrej książki, ewentualnie wyjątkowo zacnie wychodzącej marionetki, rzadziej w obliczu jakiejś potencjalnie zabawnej sytuacji, z którą miał do czynienia. Z takim okazem, spotkała się dzisiaj Verna. Wyglądali oboje jak dwójka autentycznych głupców, stojących naprzeciw siebie w stosownej odległości, początkowo każdym gestem okazujących sobie pogardę, później drwiących z siebie samych. Nieczęsta cecha u członków stowarzyszenia Ponurych. Oczywiście, uciecha nie przybrała u Amadeusza tak gwałtownej formy jak u Verny, ale zawsze lepszy rydz, niż nic. Przestał suszyć zęby dopiero gdy i dziewczyna doprowadziła siebie do ładu. Mniej więcej, bo sam sobie wyobrażał, że gdyby dostał podobnego ataku śmiechu, leczyłby zakwasy na brzuchu przez kolejny miesiąc.
    -Masz rację, niczego nie muszę-przyznał, tym razem bez cienia fałszu w głosie. Wszak zawsze uważał, że najważniejsze to być wolnym, niezobowiązanym w stosunku do nikogo, niż siebie samego.
    -W porządku.-skinął lekko głową przyznając, że popisywanie się słownym fechtunkiem całkowicie straciło na sensie, teraz gdy oboje się już nawzajem otwarcie wyśmiali.
    -Masz zaskakująco ładny śmiech-rzucił ni z tego ni z owego, jakby oblewając dziewczę wiadrem chłodnej wody. Komplement? Coś w tym stylu, trudno było jednoznacznie powiedzieć, bo zarówno kamienna twarz, jak i nieruchome tęczówki, czy pozbawiony jakiegokolwiek zabarwienia emocjonalnego głos, utrudniały dokładną identyfikację wypowiedzianych przez mężczyznę słów. Z całą pewnością, nie było to dla niego zachowanie typowe, choć ciężko jednoznacznie powiedzieć, co go charakteryzowało, a co nie, bo charakteryzowała go najlepiej bieżąca sytuacja, a ta, jak widać, zmieniała się z sekundy na sekundę, utrudniając jakąkolwiek stałość charakteru.
    -Nie przejmuj się, z małpy, kanarka nie zrobisz-uśmiechnął się nieznacznie, a i to swoiste pęknięcie na marmurowej twarzy trudno było jednoznacznie odczytać. Nie było tak złośliwe jak większość, ale trudno nazwać je uprzejmym. Zdaje się, że przenikała przezeń nutka swoistej goryczy i ironii, zupełnie tak, jakby przez chwilę, w jego głowie pojawił się pomysł, że być może byłoby zdecydowanie lepiej i łatwiej, gdyby zamiast zajmować się analizowaniem czyjegoś postępowania, mógł tak jak ona, spełniać się w szalonym tańcu, czy walce. Niestety, predyspozycji do tego drugiego nie miał i choćby bardzo nawet chciał, podobna próba mogła skończyć się tragicznie. W-f zawsze był jednym przedmiotem, z którego nie miał oceny celującej.
    -Nie śmiałbym-zapewnił ją, choć w jego wykonaniu brzmiało to umiarkowanie wiarygodnie. Chyba trudno pozbyć się tego upiornego zacięcia na twarzy, które świadczyło o tym, że niewiele jest rzeczy, przed którymi cofnąłby się ten mężczyzna, chcąc osiągnąć swój cel. Zbyt dużo wieczorów z herbatką po bawarsku i 'Księciem' Machiavellego?
    -Nie musisz się śpieszyć.-odparł ze spokojem. Rzeczywiście, Amadeusz starał się niczego nie zostawiać na ostatnią chwilę. Planowanie wszystkiego naprzód dawało właśnie takie rezultaty. Na jej kolejne słowa skinął jedynie głową i sięgnął do kieszeni po książeczkę czekową. Swoim tradycyjnie zamaszystym pismem. Przy pomocy czarnego atramentu, który na białym papierze odbijał się wyraziście, pozostawiając drobne plamki tam, gdzie mężczyzna dłużej przytrzymał stalówkę, zapisał kwotę zaliczki. Nigdy nie skąpił pieniędzy na podobne wydatki toteż suma nieznacznie przekraczała standardową. Wręczył dziewczynie świstek papieru i już miał się, żegnać gdy z jej ust padła niespodziewana propozycja. Ukrył zmieszanie. Nie do końca wiedział, czy próbowała z niego kpić, czy naprawdę zapraszała go na herbatę. Ostatecznie, z niejasnych przyczyn, uznał opcję drugą za całkiem prawdopodobną. Wyjął z kieszeni srebrny zegarek i upewnił się ile ma czasu. W zasadzie, poszło nieco szybciej niż się spodziewał, co dawało mu kilka zapasowych minut. Nie lubił zapasowych minut, zwykle, nie miał co z nimi począć, burzyły mu cały idealnie zbudowany plan dnia.
    -Zdaje się, że mam chwilę do stracenia-odparł wsuwając czasomierz z powrotem do kieszeni-Masz na myśli jakieś konkretne miejsce?-przyglądał jej się z cieniem zaciekawienia odbijającym się od szmaragdowych tęczówek. Być może jej nie doceniał? Może warto było poświęcić chwilę, by poznać ją lepiej? A może nie? Wszystko wskazywało na to, że miał się przekonać.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|


    Cesar
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 18 Maj 2011, 10:15   

    Cesar wszedł do namiotu, ponieważ lekki wietrzyk na zewnątrz nieznacznie mu przeszkadzał. Rzucił tylko przelotnie okiem na rozmawiających, nieznacznym ruchem głowy ukłonił się kobiecie i oparł plecami o maszt podtrzymujący materiał przy wejściu. Wyjął z kieszeni niewielką fajkę z ciemnego drewna o kształcie zwanym bent apple i główce pięknie rzeźbionej w smoczy łeb. Z drugiej kieszeni wyjął paczuszkę tytoniu i już miał nabrać ziela w palce gdy jegomość wyraził się o "minutach do stracenia". Na owo stwierdzenie dachowiec prychną pogardliwie. I było to jedyna co usłyszeli, chociaż w jego głowie pojawiło się określenie "nadęty bufon" i kilka innych. Słowem nie przepadał za planowaniem czegokolwiek, jeśli coś planować już musiał, robił to jedynie w ogólnym zarysie, a ten tam ma gotowy plan na cały dzień i kilka następnych pewnie również. Wydawało mu się, że znalazł kogoś, kto powie mu coś więcej o tym miejscu niż nazwa krainy i ogólny, a nawet bardzo ogólny opis mieszkańców, które znał. Jack lubił czasem wypić i robił się wtedy bardziej rozmowny, chociaż nawet wtedy elokwencją nie grzeszył.
    Mimo wszystko do rozmowy bardziej wtrącać się nie zamierzał. Pokręcił jedynie głową z niesmakiem i wrócił do nabijania fajki. Trzy szczypty tytoniu, pierwsza prawie nie ubita, bardziej skręcona przez obracanie w palcem w kominie w prawo. Druga ubijana trochę mocniej, a trzecia najmocniej, jednak nie za mocno, to nie armata, żeby upychać na sztywno, a wszystko ze skręcaniem w tym samym kierunku. W końcu włożył ustnik do gęby i przytrzymał nieznacznie ściskając zębami. Musi jeszcze znaleźć zapałki, tylko, w którą kieszeń je wsadził?




    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 19 Maj 2011, 11:35   

    Gdy patrzyła na Marionetkarza, zastanawiała się, jak to możliwe, by był zdolny do uśmiechu, nawet tak nikłego. Ślepia Jaskółki rozbłysły na dłuższą chwilkę.
    -Przeważnie mam rację - wzruszyła skromnie szczupłymi, umięśnionymi ramionami. Zgrywała się, rzecz jasna.
    Puściła doń oko, gdy przyznał jej po raz drugi tego młodego wieczoru rację. No, no! Trzeba będzie to gdzieś zanotować! Pan - co - to - nie - on z kimś się zgadzał! Zaśmiała się cichutko na jego kolejne słowa, kręcąc przy tym lekko głową.
    -Czyżbyś poszczycił mnie komplementem, Loki? - pierwszy raz użyła jakiegokolwiek pewnego określenia jego osoby.
    Patrzyła, jak zagląda do notesu, sprawdza, oblicza. Mimo woli spojrzała na niego z politowaniem. Musiał być to na prawdę smutny, samotny człowiek.
    -Ej, lepsza małpa na drzewie, niż kanarek w gębie - odparowała, błyskając zębami w szyderczym uśmieszku.
    Resztę jego słów zbyła. Wiedziała co musi, a co nie. Wzruszyła ramionami.
    -Tak więc załatwione - skwitowała. Nie trzeba było dodawać nic więcej.
    Miała na prawdę potężne wątpliwości, czy jednak na pewno się zgodzi, ale spotkała ją... niespodzianka. Tak to ujmijmy.
    -Przekonasz się wkrótce - oznajmiła tylko. Podeszła do swych rzeczy, przebrała się szybko, zabrała dokumenty, wcisnęła je do torby i zaraz była gotowa.
    Wszystko byłoby bardzo piękne i znośne, gdyby nie pojawienie się wstrętnego kocura. Uniosła nieznacznie brodę, lustrując nowo przybyłego chłodnymi ślepiami. Stwierdzenie, iż czuła irytację, było mało trafne. Poczuła się tak, jakby ktoś wkroczył tylko i wyłącznie na jej teren. Nikt, poza Cyrkowcami, nie miał prawa przekraczać próg owego miejsca. Nos Verny zmarszczył się, co nadało jej drapieżnego wyrazu, wraz z ściągniętymi brwiami. Co się stało z dwoma strażnikami, którzy pilnowali wejścia? Solennie przypisała sobie, iż pokaże im, co się robi z brakiem dyscypliny na warcie.
    Gruczoły jadowe na podniebieniu nabrzmiały nieznacznie, a dziąsła poczęły niemiłosiernie swędzieć. Wiedziała, cóż to zwiastowało. Gardło zaschło, jakby przebyła maraton na rozległej pustyni. Miał czelność palić w świętym miejscu! Absurd. Oparła dłonie na biodrach.
    -Wybacz, Amadeuszu, ale cóż uczyniłeś ze strażnikami? - przeniosła na jedną chwilę wzrok na zielonookiego mężczyznę. Wyraz twarzy kobiety mówił, że jeszcze moment, a ktoś w tym miejscu straci nie tylko swą dumę, ale co o wiele cenniejszego.
    -Dachowcu -rzuciła od nie chcenia, mierząc młodzieńca wygłodniałym wzrokiem. Na ustach Sari igrał nieznaczny uśmieszek. -Po pierwsze, zakaz palenia, pod drugie zakaz wstępu, po trzeciej, lepiej się wynoś - miała spokojny głos. Gdy się uśmiechała, mógł dostrzec coś dziwnego, błyskającego między jej wargami. Długie, ostro zakończone. Kły.
    Zwilżyła językiem dolną wargę.
    -Idziemy - warknęła i nie czekając, aż wyrówna kroku, ruszyła do wyjścia.
    zt oboje
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...
    Cesar
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Maj 2011, 18:21   

    Nie zwracał większej uwagi na to, co dzieje się w namiocie. Wreszcie znalazł pudełko, gdy go zawołano. Raz jeden słyszał tę nazwę od swojego nauczyciela i tak jak tamten nie przepadał za nią. Mimo to wyjął fajkę z ust i uśmiechnął się do nieznajomej. Dopiero co pojawił się w nowym miejscu, a już zdążył kogoś wkurzyć i to całkiem nieźle. Lepiej schować na moment dumę do kieszeni. Ledwo wypowiedziała ostatnie słowo odpowiedział uprzejmym tonem:
    - Pani. Po первый Cesar. Po bторой nie zamierzałem przeszkadzać, namiot pusty się wydawał. Po tретий nie zamierzałem tu palić, a jedynie zapalić fajkę i ruszyć dalej. Wietrzyk może przyjemny, ale owo zadanie utrudnia. Lecz w obecnej sytuacji innego miejsca w tym celu poszukam. - zakończył z półukłonem i trwał w nim póki się z nim nie zrównali. Wychodząc zaraz za kobietą prawie przyłożył palec do jednego z jej kręgów szyjnych. Prawie. bo jej nie dotknął. Między szyją, a końcem owego palca pojawił się kryształ owalny wielkości paznokcia w kolorze jej oczu, a po chwili powstał cały naszyjnik takowych łączonych malutkimi kółeczkami z tegoż samego materiału.
    - przyjmij to proszą w ramach przeprosin - szepnął przymilnie, ale nie byłby sobą gdyby nie dodał - niestety nie potrafię wykonać zapięcia. Jestem tylko ulicznym grajkiem, dlatego jedno kółeczko jest znacznie słabsze, jakbyś pani zapragnęła ów prezent zdjąć.
    To jego zdaniem było aż nadto by przekonać się o jej cierpliwości, toteż gdy tylko wyszli z namiotu w przeciwną stronę się skierował.

    [z/t]
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,35 sekundy. Zapytań do SQL: 9