• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Suzana
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 18 Sierpień 2013, 20:42   Laleczka z pozytywki nananaanana

    Dokładnie pamiętam historię, w końcu jest ona o mnie. Jedynym moim problemem przy jej opowiadaniu jest to, że nie wiem ile lat minęło od jej rozpoczęcia. Jednak to jest chyba najmniej istotną rzeczą.
    Tak więc wiele lat temu, w pewnym miasteczku była sobie fabryka zabawek. Nie była ona wielka, ani znana. Była podzielona na parę oddziałów. Wśród nich był oddział, w którym ja powstałam. Jednak jeszcze zanim mnie tam stworzono, właściciele fabryki chcieli go usunąć, twierdząc, że nie mają z niego żadnego pożytku, a nawet tracą nadal go używając. W końcu materiały na tworzenie zabawek kosztowały, a skoro się nie sprzedawały, to pieniędzy z fabryki jedynie ubywało.
    Ten oddział był dość charakterystyczny. To w nim tworzono różne grające zabawki, przeznaczone przeważnie dla dziewczynek. Pracował tam pan, który już nie był zbyt młody. Wiekiem sięgał już chyba do 70 lat. Nazywał się Gilbert. Tworzył on piękne zabawki, jednak przez tamtejsze dzieci niedoceniane. Wolały one dziwaczne, niepodobne do niczego pluszaki.
    Mimo to mój drogi Gilbert nie rezygnował ze swojej pasji. Tak właśnie, tworzenie tych grających zabawek, kryjących w sobie zawsze jakąś niespodziankę, było dla niego pasją.
    Przenieśmy się ponownie do momentu, gdzie właściciele fabryki chcieli zamknąć jego oddział. Przyszli do jego małego warsztatu.
    - Skończyłeś już pracę nad tym twoim "niesamowitym" dziełem? - Spytał jeden z nich. Wyglądał na nieco zniecierpliwionego. W jego głosie dało się odczytać nutkę zwątpienia.
    - Nie, jeszcze nie. Ale pracuję nad nim. - Odpowiedział Gilbert posmutniałym głosem.
    - Widzimy, że ci nie zależy na twoim oddziale...
    - Zależy mi! Daje wam słowo, tym razem ktoś kupi moją zabawkę.
    - Nie pierwszy raz nam to obiecujesz. Za każdym razem mówisz to samo, a jak widać już od dawna nikt nie kupił nic co zrobiłeś własnymi rękoma.
    - Tym razem będzie inaczej. Obiecuję wam. Dajcie mi tą ostatnią szansę.- Powiedział już błagalnym tonem Gilbert.
    - Trzy dni. Dajemy ci trzy dni. Jeśli do tego czasu nie skończysz swojego dzieła natychmiastowo zamykamy twój oddział, a ciebie zwalniamy. - Odparł stanowczo drugi właściciel.
    -Trzy dni? Serio? Trzy dni?! Nie stać nas na to! Poza tym trzy dni to dla niego i tak za mało czasu!- powiedział pierwszy właściciel, najwyraźniej zaskoczony i niezadowolony propozycją tego drugiego.
    -Dam radę! Co to dla mnie...trzy dni? Bułka z masłem!- Zareagował rozentuzjazmowany stary Gilbert, z iskierkami nadziei w oczach i nieco nerwowym uśmiechem.
    - Stać nas. Jeśli to jego "dzieło" faktycznie będzie takie wspaniałe to odrobi te stracone przez nas trzy dni. A jeśli okaże się być to klapą to jeśli zamkniemy jego oddział, a jego zwolnimy, to odrobimy te pieniądze. - Nadal stanowczym głosem przemówił drugi właściciel.
    - No dobra. Słyszałeś staruszku? Masz trzy dni. Nie więcej i radze ci się zabrać już do roboty.- Powiedział pierwszy właściciel nieco rozczarowany swoim brakiem do przekonywania.
    - Tak jest! Znaczy...Biorę się już do roboty!- Zerwał się z krzesła uradowany Gilbert i odprowadził szanownych ponów do drzwi. - Nie pożałujecie tej decyzji!- Zawołał jeszcze, kiedy tamci już się oddalali. Kiedy tylko właściciele zniknęli za zakrętem Gilbert usiadł przy swoim biurku i zaczął rozrysowywać plan swojego dzieła. Wprawdzie dopiero zaczynał tworzenie, ale nie mógł się im tam po prostu do tego przyznać. Wtedy nie dostał by nawet takiej szansy. To nie zmienia jednak faktu, że nie miał wizji na to co chce stworzyć. Nie odrywał się od swojego biurka, aż nie skończył projektu. Nadszedł już późny wieczór kiedy Gil skończył projektowanie wyglądu jak i mechanizmu zabawki. W ten sposób minął mu pierwszy dzień ciężkiej pracy nad dziełem.
    Wzeszło słońce. Delikatne promienie słoneczne przedarły się przez szybę okna w biurze Gilberta i świecąc mu po oczach obudziły go. Ten zerwał się i o mało nie spadł z krzesła, na którym zasnął. Wstał spokojnie i rozejrzał się. Zaparzył sobie kawę i zjadł dwie suche kromki chleba. Nie miał wiele czasu, a przecież musiał skończyć. Przez pierwszą połowę dnia szukał odpowiednich materiałów, potrzebnych do tworzonej przez niego rzeczy. Potem musiał je odpowiednio wyprofilować i stworzyć różne potrzebne mu kształty. Kiedy już znalazł wszystkie potrzebne elementy, wypił kolejną kawę. Pracował w pocie czoła. Co dalej? Kolejnym krokiem do stworzenia dzieła, było przyszykowanie tych rzeczy do złożenia w ładną całość. Musiał wszystko, czego nie mógł ozdobić, pomalować po całkowitym złożeniu wykończyć teraz. Gdy już zakończył ten krok, przeszedł no następnego. Złożył w całość zebrane elementy. Można rzec, że większość już miał za sobą. A północ już dawno wybiła w zegarze. Gilbert poszedł spać. Tak skończył się drugi dzień jego pracy.
    Tak jak poprzednio Starego obudziły ciepłe promienie słońca. Jednak tym razem już normalnie leżał w swoim łóżku. Gilbert zerwał się, szybko ubrał, wypił kawę, przebrał się i biegiem ruszył do warsztatu. Czekał go najtrudniejszy etap tworzenia, choć może wam się wydawać, że to łatwizna. Ostatniego dnia musiał udekorować, pomalować, przyozdobić zabawkę. Przy tym było najwięcej pracy. Musiał wszystko wykonywać z precyzją. Nie mógł się nigdzie machnąć, zostawić ślad pędzla. Powoli i ostrożnie malował różne elementy. Chciał by wyszło idealnie.
    Nakładał już ostatnią kroplę kleju, kiedy nagle usłyszał głośne pukanie do drzwi.
    - Chwila! już zaraz...- Wykrzyknął, nawet nie kończąc swojej wymowy, tylko skupiając się na odpowiednim położeniu kropli szybkoschnącego kleju.
    -Wchodzimy!- Gilbert usłyszał zza drzwi zgodny chór dwóch, męskich i znajomych mu już głosów. W końcu kapnął dobrze klejem i odwrócił się gwałtownie w stronę drzwi, zakrywając swoim ciałem dzieło. Do warsztatu weszło dwoje właścicieli, zresztą jedynych jakich ta fabryka miała. Elegancko ubrani spokojnym, aczkolwiek pewnym krokiem ruszyli w stronę Gilberta.
    - Więc...- Odparł oczekująco pierwszy właściciel.
    - Gdzie jest twoje dzieło?- Dokończył jakby za pierwszego ten drugi. Gilbert odwrócił się. Wziął głęboki oddech. Podniósł w rękach swojego dzieło z biurka i z powrotem odwrócił się do zniecierpliwionych właścicieli.
    -Pudełko?! Hahah! Widziałeś?! Przez trzy dni robił drewniane pudełeczko! Świetnie! To na pewno się sprzeda! W końcu każdy chce mieć drewniane pudełko!- Pobudzony pierwszy właściciel już nie umiał pohamować swoich nerwów.
    - Panie Gilbercie...Czy to są jakieś żarty? Czy to jest to dzieło, o którym pan mówił?- Spytał drugi właściciel, najwidoczniej bardziej panujący nad sobą, aczkolwiek również niemile zaskoczony.
    - Tak. Owszem to jest to dzieło, o którym mówiłem. - Powiedział niezwykle opanowanym i dumnym głosem Gilbert. - Proszę spojrzeć.- Gilbert podniósł klapkę drewnianej skrzyneczki. Kiedy już w połowie drzwiczki były otwarte, skrzyneczka zaczęła grać spokojną, piękną melodyjkę. Była ona kojąca i przyjemna dla uszu. Kiedy drewniana klapka była już całkiem otwarta, z pudełeczka zaczęła się wyłaniać powoli figurka. Przedstawiała ona młodą dziewczynę w stroju baletnicy, o długich włosach i bladej cerze. Spódnica stroju była w kolorze fiołkowym. Przyjęła piękną pozę, charakterystyczną dla baletnicy. Kręciła się wokół własnej osi, nie wyprzedzając swoim tempem melodyjki. Gilbert uśmiechnął się do pozytywki, wypełniony dumą z swojego dzieła. Sam nie spodziewał się, że będzie to takie piękne. - Pozytywka...Nazwałem ją Suzana.- Powiedział spokojnym, łagodnym i ciepłym tonem głosu. Nie przewidziało się wam. Tańcząca w pozytywce figurka nosiła imię, które brzmiało Suzana. To również moje imię. To ja jestem tą figurką, a Gilbert przez chwilę patrzył na mnie jak zakochany. Po chwili oderwał ode mnie wzrok i skierował go ponownie na właścicieli, którzy również oczarowani na mnie patrzyli. Gilbert patrzył na nich oczekująco i zniecierpliwiony. Nie mógł już dłużej czekać. - I jak? Może być? Podoba wam się? Ciężko pracowałem...- Zapytał radosnym głosem. Właściciele jedynie przytaknęli nadal we mnie wpatrzeni.
    Minęło parę dni, a ja znalazłam się na najbardziej widocznej półce w sklepie Gilberta. Już pierwszego dnia podeszła do mnie sześcioletnia dziewczynka, z kręconymi blond włosami i niebieskimi oczkami. Otworzyła mój drewniany domek, a ja powoli się z niego wynurzyłam kręcąc się do melodii.
    - Aleś ty śliczna- Powiedziała do mnie dziewczynka. - Jestem Arielle, a ty?- Zapytała jakby całkiem nieświadomie, że nie mogę do niej przemówić.
    - Nazwałem ją Suzana.- Zabrzmiał głos Gilberta, który podszedł do zainteresowanej pozytywką dziewczynki.
    - Suzana. Jak ślicznie!- Zawołała radośnie.- Mogę ją kupić? - Zapytała przepełniona entuzjazmem i zniecierpliwieniem.
    - Ależ oczywiście.- Wesoło odpowiedział Gilbert. Wziął pozytywkę, w której się znajdywałam i spakował ją do jakiegoś pudełka. Sama nie wiem jakiego, w końcu byłam zamknięta w pudełku, a tego w co mnie wpakował nasz drogi Gilbert już mi nie opowiadał.
    Kolejnym widokiem, jaki zobaczyłam był cudowny pokój dziewczynki. Ściany były pomalowane na błękitno, a meble były w jasnym odcieniu. Dziewczynka na początku postawiła otwartą pozytywkę na podłodze, niestety niewiele wtedy widziałam. Byłam zbyt nisko. Arielle odbiegła i wróciła z rękami pełnymi lalek i pluszaków. Położyła je przede mną i zaczęła im mnie przedstawiać.
    - Ten miś nazywa się Bobie, to jest Mycu, to Łatek, Kropelka, Pusia, a to księżniczka Mei. Uważaj, bo lubi się rządzić, ale ciii... - Przestawiła mi cała gromadkę, a po przedstawieni mi księżniczki szeptała.
    Miło mi was poznać Pomyślałam, ale byłam pewna, że zabawki to usłyszały.
    Gdy tylko Ariella skończyła zabawę ze mną kładła mnie na swojej komodzie. Ah, jaki piękny był z niej widok. Widziałam cały jej pokój, a gdybym pewnie się przechyliła to bym ujrzała to co jest za oknem. Zawsze byłam ciekawa jakie są tam widoki.
    Przez wiele lat bawiłam się z dziewczynką. Uwielbiała ona wymyślać bajki i często mi je opowiadała. Często rysowała też moje portrety, z których była tak dumna. Jednak nie wiem z czego się tak cieszyła, przecież te obrazki wcale nie wyglądały jak ja. Gdyby była to jeszcze księżniczka Mei to bym się zaśmiała, ale skoro to byłam ja to nie było mi do śmiechu. Ciekawe co Mei o tym myślała, czy zareagowałaby tak samo?
    Bywało też, że kiedy Ariella otwierała moją pozytywkę to sama próbowała tańczyć jak baletnica. Śmiesznie jej to wychodziło. Często się potykała i przewracała. A kiedy już kończyła swoje wygibasy podchodziła do mnie i mówiła "Nigdy nie będę umiała tak pięknie tańczyć jak ty, ale i tak cię kocham".
    Często mi powtarzała, że mnie kocha. Gdybym mogła to i ja bym jej to powiedziała. Mogłam jedynie to pomyśleć, ale ona by tego nie usłyszała.

    W przepiękny sposób minęło nam 10 lat. Kawał czasu. Ariella bardzo o mnie dbała. Czyściła, kiedy osiadł na mnie kurz i nie pozwoliła mi się zepsuć. Przez te całe 10 lat wyglądałam jak nowa.
    Niestety z każdym rokiem blond włosa Ariella, już nie mała dziewczynka, a szesnastoletnia nienagannej urody dziewczyna, poświęcała mi coraz mniej czasu. Nadal mówiła mi, że mnie kocha, ale rzadziej. Już tak nie tańcowała, specjalnie by mi zaimponować. Nie chciało już jej się tyle rysować. Inne zabawki też były już przez nią nieużywane. Brała je do rąk jedynie, kiedy musiała zetrzeć kurz. Mimo wszystko ja i reszta zabawek nadal czuliśmy, że nas kocha. Po prostu nie miała już tyle czasu. To zrozumiałe. Chodziła do szkoły, bawiła się z koleżankami na podwórku, żywymi koleżankami. Czuliśmy się opuszczeni przez nią, ale nadal wierzyliśmy w jej uczucia. Przecież to taka dobra dziewczyna.
    Pewnego dnia Ariella przyprowadziła koleżankę do domu. Chyba pierwszy raz. Miała na imię Zora. Ariella chyba o niej kiedyś nam opowiadała. Gdy zobaczyłam Zorę u drzwi pokoju blondyneczki, aż się zdziwiłam. Gdybym mogła to bym pewnie uniosła wysoko obie brwi. Zora wyglądała na starszą od Arielli, choć ta zapewniała mnie, że są w tym samym wieku. Ariella wyglądała naturalniej, ładniejsza była. Ta jej koleżanka, chodziła ubrana jak kobiety starsze od nich. Nawet pomalowana była. Jak tylko weszła do pokoju, zaczęła się po nim przechadzać, rozglądać. Na twarzy miała dziwny grymas. Przez chwilę myślałam, że taką już ma twarz. Wiecznie niezadowoloną, jakby złośliwą.
    Podeszła do księżniczki Mei i złapała ją za nogę, po czym podniosła. Nie wiem czemu to zrobiła. Przecież mogło to księżniczkę boleć. Już się bałam, że Mei będzie narzekała całą noc.
    - Nie łap jej tak. Najlepiej w ogóle ją odłóż.- Powiedziała zatroskana i przejęta Ariella do koleżanki.
    - Przecież to tylko lalka. Nic jej nie będzie. - Odpowiedziała jej koleżanka nieco zirytowana.
    - Ale Mei nie lubi...- Nie dokończyła. Wyglądała jakby się na czymś złapała. Jakby zrobiła coś złego, a przecież nie zrobiła. Zachowała się jak bohaterka.
    - Mei? Co ty cztery latka masz? Bawisz się jeszcze lalkami?- Spytała niemiła koleżanka kpiącym tonem głosu. Odłożyła Mei...A nie..Zapomniałabym! Nie odłożyła. RZUCIŁA ją na półkę. Przez to odpadła noga księżniczki Mei.
    - Nie bawię. Ja po prostu...- Nie dokończyła znowu zawstydzona Ariella.
    - Słuchaj. Jeśli chcesz być fajna i chcesz by traktowano cię jak dorosłą musisz przestać bawić się takimi rzeczami.- Powiedziała stanowczo do niej koleżanka. Denerwowała mnie bardzo. Jak żałowałam, że nie mogę jej uderzyć. - A to co? Misio, Tulisio, Łapek, Ciapek...- Podchodziła do kolejnych zabawek i zrzucała je po kolei z szafki. Ariella podążała za nią i je podnosiła, kładąc je tak jak poprzednio leżały. W końcu Zora podeszła i do mnie. Widziałam ten jej złośliwy uśmieszek. Bałam się jej, a zarazem chciałam jej przyłożyć. Podniosła moją pozytywkę i patrzyła na mnie tymi swoimi kocimi, drapieżnymi oczami. - Najlepiej się tych rzeczy pozbądź. Będą się z ciebie śmiali jak się o tym dowiedzą...- z udawaną troską mówiła nadal Zora. Takiego marnego aktorstwa nigdy, nigdzie nie widziałam. Ale niestety Ariella dała się na to nabrać.
    - Wiesz co? Masz rację.- Odparła Ariella. Wydawała się być przekonaną, że Zora ma rację. Jednak ja dobrze wiem, że udawała. Ale nadal nie wiem czemu, mimo wszystko zrobiła nam to. Wrzuciła nas do kartonowego pudełka. Zamknęła nawet moją pozytywkę. Zamknęła pudełko i wrzuciła do jakiegoś śmietnika. Było tak ciemno, cicho i strasznie. Nudziłam się okropnie. Nie dowierzałam w to co się stało. Jak mogła ona nam to zrobić? No jak?! Przecież tyle razy mówiła, że nas kocha. Dbała o nas. A teraz słowa byle koleżanki sprawiły, że właśnie to z nami zrobiła.
    Po długim czasie spędzonym w pudełku udało mi się zasnąć. Śniło mi się, że Ariella nadal ma te sześć lat i się z nami bawi. Wyglądało to bardziej jak wspomnienie, a nie sen. Byłam zdolna w to uwierzyć. Nie chciałam się budzić, ale jakieś siły sprawiły, że jednak to zrobiłam. Kiedy otworzyłam oczy spostrzegłam, że przez szparki w drzwiczkach od pozytywki przedzierają się promienie słoneczne. Czułam, że teraz moja pozytywka, razem ze mną znajduje się gdzieś indziej niż w śmietniku. Kolejnym zaskakującym dla mnie faktem było to, że już nie stałam w tej samej pozycji co zawsze. Lekko schylonej, z uniesioną nogą i rękami tworzącymi coś na wzór koła. Leżałam. Leżałam skulona na dnie drewnianej skrzyneczki. Czułam, że mogę się poruszyć. Uniosłam powoli głowę, a potem ręce. Dotknęłam rękoma ścianki pozytywki. Pierwszy raz czułam dotyk czegokolwiek. Nigdy niczego nie dotykałam. Zorientowałam się, że mogę ruszać całym ciałem. Podkuliłam i przyciągnęłam do siebie nogi. Trzymając się ścianki próbowałam wstać, co z nieznanych mi przyczyn, było dla mnie trudne. W końcu stałam z nieco wykrzywionymi nogami, podpierając się mocno ściany i lekko schylona, bo w pozytywce było nisko. Żeby się wyprostować musiałam otworzyć pozytywkę. Uniosłam więc ręce i mocno popchałam nimi w górę drzwiczki. Kiedy je otworzyłam znowu usłyszałam tą samą melodyjkę co zawsze, a pode mną podłoga zaczęła się unosić, a jej kawałek, na którym stałam zaczął się kręcić.
    Zobaczyłam...świat? Nie wiedziałam, co to był za widok. Świeciło słońce i w otoczeniu była przyroda, choć wtedy nie byłam tego pewna. Nigdy nie widziałam świata zewnętrznego. Zeskoczyłam z pozytywki i zaczęłam chwiejnym krokiem iść przed siebie. W pewnym momencie trafiłam na jakiegoś wędrowca. Podeszłam do niego.
    - Przepraszam, co to za miejsce?- Spytałam wędrowca, a ten spojrzał na mnie nieco zaskoczony.
    - Nie wie panienka gdzie jest? Ojoj, co za szkoda. Może oprowadzić panienkę?- Odpowiedział nieco zachrypniętym głosem. a w związku z tym, ze był stary, pomarszczony i brzydki, to w jaki sposób się wypowiedział nie był wcale uroczy. Był wręcz odrażający.
    - Yyyy... Nie dziękuję. Chce tylko wiedzieć gdzie jestem.
    - Ahh.. No dobrze.- Zakaszlał, przykrywając ręką usta, po czym kontynuował. - Droga panienko. Miejsce, które nas tutaj otacza to Kraina Luster.
    - Dziękuję. A czy jest tutaj jakieś miasto, lub miejsce gdzie są...ludzie?- Spytałam nieco niepewnie.
    - Ludzie? Tu nie ma ludzi.- Wyglądał na zaskoczonego. Obszedł mnie dookoła, całkiem nie wiedziałam po co. Jednak po chwili mówił dalej.- Widzę, że panienka jest Laleczką....W sensie...Marionetką. To chciałem właśnie powiedzieć.- Spojrzałam na niego zdezorientowana. Nie wiedziałam o co mu chodzi z tą Marionetką.
    - Jestem lalką. Ale taką z pozytywki. Nie wiem jak udało mi się z niej wyjść i teraz nie wiem co mam robić. - Odparłam bezradnie.
    - Oj miła pani. Tutaj w Krainie Luster lalki, a tutaj nazywane Marionetkami potrafią się ruszać. Mają nawet swoje własne miasto. - Spostrzegłam, że zaczyna grzebać w swoim plecaku, po czym wyciągnął z niej jakiś kawałek papieru i zaczął go oglądać. Podszedł bliżej mnie i wtedy dopiero poczułam jak śmierdzi. - Popatrz. Jesteśmy o tutaj.- Wskazał mi palcem jakiś punkt na papierze, na którym były różne szlaczki w wielu kolorach narysowane.- A Miasto Lalek jest tu.- Wskazał drugi punkt.[/b]-Więc musisz iść cały czas prosto w tamtą stronę.[/b]- Skazał mi kierunek. Spojrzałam w tamtą stronę, ale nic nie widziałam. Resztę drogi zasłaniały jakieś drzewa. Jednak nie myślcie, że byłam taka głupia. Wiedziałam, że za drzewami jest dalsza droga!
    - Zrozumiałam. Dziękuję panu! -Zawołałam idąc już w wyznaczonym kierunku.
    Szłam bardzo długo. Nie raz siadałam, by odpocząć. Dwa razy udało mi się zasnąć, bo było już ciemno. Na szczęście w końcu dotarłam do celu. Tam się już mną zajęli. Nauczyli mnie wielu rzeczy. Minęło już kilka dobrych lat odkąd tu trafiłam. Już rzadko myślę o Arielli. Teraz więcej przygód mnie spotyka i poznaję wiele różnych istot i to takich jakich bym w świecie Ludzi nie spotkała.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 11