• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Hostel Kukiełka
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 23 Kwiecień 2017, 23:29   

    Ben na szczęście miał wyjątkowo twardy sen. I rozwalił się na łóżku, dzięki czemu bardzo wygodnie patrzyło się Kesslerowi na młodego, niemalże nagiego Marionetkarza, którego dokładnie połowa ciała była boleśnie i głęboko oparzona, barwy przypominającej bolesną opaleniznę, nie wspominając nawet o fakturze blizn. Przy okazji miał doskonały widok na całą tę wymyślną "uprząż", która, rozciągnięta na piersi i resztkach ramienia chłopaka, utrzymywała jego "prymitywną" protezę na swoim miejscu. Składała się z kilku długich, elastycznych pasów. Naciągnięte, dociskały porcelanową rękę do kikuta.
    Pewnie młody nie spostrzegłby się nawet, gdyby Kessler ściągnął mu protezę, obejrzał i założył z powrotem. Był tak zmęczony, że można by pomylić jego sen z autentycznym zgonem.
    Ben zbudził się dopiero rano. Przewrócił się na plecy, przetarł oczy i wlepił wzrok w sufit. Wtem do jego uszu dotarło powitanie ze strony Kesslera. Kiwnął mu głową na "cześć", a następnie - chociaż niechętnie, bo łóżko było tak wygodne - podniósł zwłoki i odgarnął włosy z oczu.
    - Hm? - Spojrzał na niego, gdy ten o coś zapytał. Chwila, zaraz się zbuforuje... Czy często odwiedza miasto? - Można tak powiedzieć... W końcu to stolica Marionetkarzy. No i gdzieś musiałem zakupić dobrej jakości części do ręki... - odpowiedział półprzytomnie (tudzież trzyczwartoprzytomnie).
    Chłopak stanął na równe nogi i ubrał się w swoim tempie. Wyraźnie siłował się jedną ręką z guzikami koszuli. Kamizelkę jednak już zostawił rozpiętą. Kiedy już cały się ubrał, przytaknął przyjacielowi i razem ruszyli na parter, na stołówkę, uprzednio oddawszy starszej pani klucz do pokoju.
    Wtem zobaczył, że Kessler jest jakiś taki... strapiony. Ben mógłby dyskretnie skorzystać ze swojej mocy Empatii, ale po co? Widać było przecież jak na dłoni (hehe...), że czuje się jak się czuje.
    - Co jest? - zapytał w pewnej chwili, siadając z nim przy stole.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 10 Maj 2017, 20:33   

    To był cholernie długi sen. Bardzo.
    Gdy Ben ubierał się, Kessler starał się za bardzo nie naruszać prywatności Marionetkarza i zwracać wzrok gdzie indziej; w końcu i tak to, co chciał obejrzeć, już obejrzał i nie było potrzeby tym razem jawnie stresować stojącego przed nim człowieka. Gdy obaj byli już ubrani, wyszli z pokoju, oddali klucze starszej pani, a następnie zeszli na śniadanie i usiedli razem przy stole, Kessler został zapytany o to, co takiego mu jest. Gdy usłyszał to pytanie, wyprostował się jakby na krześle, oparł lekko i rozejrzał się. Mówić mu, że od tamtej nocy zaczyna czuć jakieś wołanie w pewne miejsce, sam nie wiedział które? Że ktoś zarazem ciągle go goni i że powinien ostatecznie rozstrzygnąć tę sprawę?
    - Powiedzmy, że trzeba rozwiązać sprawy z przeszłości. Stawić jej ostatecznie czoła. - powiedział, oparł rękę łokciem o stół i przystawił palce wskazujący i środkowy do głowy. Można byłoby się może spodziewać wielkich mów o tym, że trzeba wygrać z samym sobą z przeszłości, odzyskać pamięć, czy w chwale pokonać własne słabości. Ale Daniel nie kontynuował sprawy i postanowił pozostawić ją tak, jak ją skończył. Mógłby w sumie opowiedzieć swoją historię za cukierka. Ale ostatnio zauważył, że spotkania istot żywych zaczynają się i kończą na przygodnym spotkaniu się i opowiedzeniu swojej historii życia, w kółko i w kółko, z nowymi to istotami. Chciałby zmienić ten kurs.
    - Przypatrzyłem się twojej ręce w nocy, przepraszam za to, ale wypadałoby cię poinformować. Bardzo ci ona pomaga, nie jest chyba tak oporna w obsłudze jak myślałem. Wiesz, za kilkadziesiąt lat może powstaną jeszcze bardziej nowoczesne modele, które będą upodabniały się do ręki jeszcze bardziej, ba! Będą od niej znacznie bardziej sprawne. - powiedział; widać było po nim, że zły humor poszedł do diabła, gdy Daniel skupił się na nowym temacie. Z drugiej strony zauważył, że chyba zaczęło się to robić męczące, a postać Bena ogranicza tylko i wyłącznie do modelu protezy, który tak sobie upodobał. Stwierdził w myślach, że powinien chyba pogadać o czymś innym.
    - Hmum. Wybacz, że tak dużo gadam o twojej ręce, nie chciałem, żebyś pomyślał, że cię tak przedmiotowo traktuję. - zaczął mówić i spojrzał właśnie na siedzącą na drugim końcu sali młodą parę, która jadła wspólnie posiłek, a w międzyczasie prawiła sobie komplementy, śmiała się i niekiedy miziała nogami pod stołem. - Masz kogoś? Gdy tak podróżujesz... ktoś na ciebie gdzieś czeka? - zapytał zainspirowany chwilę wcześniej zaobserwowaną sytuacją. Zaczął pukać palcami o stół i przy okazji rozglądać się powoli za posiłkami, jakie tu serwują, gdyż głód zaczął mu całkiem doskwierać.
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 10 Maj 2017, 22:24   

    Rozwiązać sprawy z przeszłości... Brzmiało to aż nadto tajemniczo, lepiej więc będzie nie rozdrapywać potencjalnej rany. Ben już miał zaoferować zmianę tematu, lecz Kessler widać wpadł na to samo.
    Oglądał jego rękę? W nocy? Aż zapłonął na policzkach i wzdrygnął się wyraźnie. To z kolei brzmiało... cokolwiek nieodpowiednio... W ogóle zauważył u swojego nowego przyjaciela niezbyt zdrową fascynację jego protezą. Czyżby miał jakiś ich fetysz?
    - Uhm... J-jeśli myślisz nad skonstruowaniem jakiejś "żywszej", to nie ma sprawy, mógłbym ci nawet skołować jakieś części - odpowiedział mu nerwowo Ben. Nie miał nic przeciwko eksperymentom w celu przywrócenia sprawności kalekim tak jak on, ale... no, lepiej, by nie był on królikiem doświadczalnym.
    Szybko rozmowa zeszła na inny tor - dzięki gwiazdom. Odetchnął w duchu i skupił się na nowym pytaniu. Czy kogoś ma...? Zależy, jak definiuje tego "kogoś".
    - No... - Młody postukał porcelanowymi palcami po blacie stolika. - Mam rodziców, ale oni mieszkają daleko. Dalszych krewnych nie znam. Bo o krewnych ci chodzi, prawda?
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 10 Maj 2017, 23:09   

    Zdał sobie właśnie sprawę po raz kolejny, że jest niezdrowo zafascynowany rzeczą należącą do Bena. Szczególnie przyszło mu to na myśl, kiedy zobaczył, jakie to rumieńce wywołał na twarzy swojego rozmówcy. Powinien przystopować, albo zajść do biblioteki będącej niedaleko i tam popatrzeć sobie na protezy i różne schematy marionetkarskie. Pracował wiele razy nad różnymi marionetkami, ale większość z nich niezbyt go satysfakcjonowała i musiał zaczynać od nowa. Na szczęście dla zdrowia psychicznego czytelników dodać można, że marionetki nie dochodziły do momentu świadomości, korpusy kończyły byt zanim jeszcze w ogóle doszło do dołożenia elementu, który tchnąłby w nie życie. Póki co był dumnym twórcą jednej Marionetki. Ale myślał już o drugiej. I w jej stworzeniu pomogłyby obserwacje poczynione na Benie. Przynajmniej powinny. A może, tam już na drugim planie, doszłaby umiejętność tworzenia protez.
    - Być może wcielę swoje pomysły i wyniki obserwacji w życie, ale na pewno nie będę eksperymentował na Tobie i twojej protezie. Nie wiem kiedy została zrobiona, a modyfikacje mogłyby naruszyć jej strukturę. Póki co mógłbym ci pomóc tak usprawnić ją, żeby się tak łatwo nie odczepiała. Bez wnikania w inne mechanizmy. - powiedział, a mówił to mając na myśli tamto wydarzenie, gdy w fabryce Benowi proteza po prostu odpadła. Żeby zaniechać takich zdarzeń w przyszłości, wystarczyłoby parę usprawnień tu, parę tu, tu podciągnąć, tu podreperować... i byłaby nowa jak talala! Przynajmniej ta część odpowiadająca bezpośrednio za łączenie z ciałem.
    Pokiwał głową gdy słuchał odpowiedzi Bena. Uśmiechnął się na wieść o jego rodzicach, przytaknął gdy mówił o braku krewnych. Miał jednak na myśli kogoś bliższego, na równi. Rodzice zawsze przyjmą, no chyba że było się złym człowiekiem i się ich okradło czy coś w tym stylu ale w zasadzie...
    Ben był młody, przynajmniej tak widział go Kessler. Poza bliznami i oparzeniami Ben miał młode ciało. Oczywiście go nie dotykał. Po prostu tak ocenił, gdy spoglądał na jego protezę.
    A jeśli był młody, to bardzo prawdopodobne, że był zakochany, albo całkiem niedawno ulokował w kimś swoje uczucia. I to właśnie interesowało Daniela. Ben był podróżnikiem. Czy do kogoś tęsknił?
    - Tęsknisz do kogoś? Jakiejś damy, czy kogoś innego? - zapytał, starając się nie pytać bezpośrednio o to, czy ma jakąś partnerkę czy partnera.
    Para po drugiej stronie sali zaczęła go już drażnić. Nie miał nic do par, nie bolało go to jakoś. Ale niektóre zachowania mogliby sobie pozostawić na później, na jakąś nocną schadzkę. Miłość, uczucia, całusy, blah blah blah. Ludzie jedzą, litości.
    Zaczął zastanawiać się, co takiego podają w tym przybytku. Miał zamiar zapytać swojego rozmówcę, bo głód zaczął stawać się nieznośny. Poza tym ciekawiło go w sumie też to, co mają zamiar robić dalej. Obaj zwiedzili fabrykę, nie znaleźli tam tego, czego szukali. Znaleźli tylko siebie. Ciekawe, gdzie pójdzie dalej, gdzie zamierza wyruszyć. Wrócić do rodziny? A może odwiedzić kolejne miasto...
    - Ciekawe co tu podają... i kiedy nam podadzą... - powiedział i poczuł, jak żołądek naciska coraz bardziej.
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 11 Maj 2017, 08:45   

    Ben naturalnie chętnie podzieliłby się z Kesslerem jakimiś planami czy szkicami swojej protezy, gdyby nie to, że gdzieś je posiał. Zwyczajnie nie wziął ich kiedyś z miejsca swojego pobytu i teraz mogą już nawet nie istnieć. Ale to nie problem - młody Marionetkarz znał bowiem budowę swej protezy na pamięć, co do śrubki. Ciężko byłoby o co innego, kiedy posiada się taką pamięć jak on.
    - Zawsze to coś. Chętnie skorzystam. - Uśmiechnął się do swojego rozmówcy, dalej postukując palcami o blat. Wtem nadeszła jedna z Marionetek tutaj pracujących i podała im śniadanie w postaci jajek z bekonem i tostami. Do picia zaś mieli świeży sok.
    Ben zabrał się szybko do jedzenia. Był równie głodny, co Kessler. Wtem podniósł na niego głowę, przełknął to, co miał w ustach, popił i odpowiedział dość cicho.
    - No właśnie nie bardzo. Jestem dość... nieśmiały.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 12 Maj 2017, 10:12   

    Gdy rozmowa z Benem trwała w najlepsze, Daniel znalazł sobie, już po parze, nowy obiekt do obserwacji. Była to Marionetka obsługująca gości i przynosząca im jedzenie, które głodni goście Hostelu Kukiełka ochoczo jedli. Zainteresował się nią z wielu powodów, a że Marionetkarz miał skłonność do filozofowania, i tym razem miał zamiar wpleść tę niewinną Marionetkę do rozważań. Bo rozważać można na tematy wszelakie i o wszystkim. Są one być może niesprawiedliwe i krzywdzące dla tych istot, bo się nie zna wszystkiego i nie ma się okazji poznać wszystkich faktów. Taki rodzaj wygodnictwa - osądzania bez pojęcia sprawy.
    Musiało być jeszcze dosyć wcześnie, gdyż osób na sali nie było za wielu; to nawet dobrze wróżyło, bo oznaczało, że Ben i Daniel mogli otrzymać całkiem świeży posiłek. Praca w kuchni dopiero się rozpoczynała, więc teoretycznie dla dwójki Marionetkarzy będą najlepsze kąski. Zapachy podkręcały jeszcze Kesslera, gdyż zamiast martwić się głodem mógł osądzać Olkowi ducha winnych osób przebywających w pomieszczeniu.
    Wtem Marionetka przyniosła posiłek i w końcu można było zaspokoić uczucie głodu. Najeść się i zarazem hamować, aby nacieszyć się smakiem, a nie tylko prymitywnie zapełnić żołądek. Nasycić się, ale nie ordynarnie nażreć. Zachować wszystkie elementy składające się na kulturalne spożycie, a nie jeść jak dzikusy z ziem, których jeszcze nie odkryto. I zgodnie z nimi postanowił najeść się Daniel, który w sumie spożywał wszystkiego po trochu. Mieszał w ustach wszystkie smaki po trochu i popijał sokiem, a jego wnętrze przeżywało coś na kształt uniesienia. Głodny i wymęczony przez wczorajszy dzień, teraz wypoczął w łóżku, a następnie napełnia żołądek przez gorącą jeszcze potrawę. Wielka zabawa smakami i temperaturą; a świeżość produktów wykorzystanych do stworzenia tego dzieła, które znajdowało się na jego talerzu, uwydatniała tylko radość z tej zabawy. Zdarzyło mu się nawet raz czy dwa przymknąć oczy, kiedy do zapełnionych kawałkiem bekonu i jajka ust dodawał sobie gryza tostu, czy gdy zmaczał usta świeżym sokiem. Był bardzo kontent, jak jeszcze nigdy wcześniej. Oczywiście zabawa zupełnie nie zwalniała go z zachowywania się kulturalnie i odpowiednio. Ben nie miał powodów, by czuć się w jakiś sposób urażony sposobem jedzenia Kesslera.
    Gdy zjadł sporą część posiłku i wytarł usta serwetą, chciał zagadać do rozmówcy w sprawie małego ulepszenia jego protezy.
    - Jeśli nie masz nic przeciwko, to w sumie przy najbliższym spotkaniu w moim warsztacie w domu pewnego przyjaciela, u którego nocuję, mógłbym wprowadzić te zmiany. Niestety, jak przed chwilą wspomniałem, moje lokum i warsztat niedaleko Miasta Marionetek spłonęły w przykrym wypadku. Więc niestety musielibyśmy się pofatygować aż na Herbaciane Łąki, daleko stąd. Ale się oferuję! Więc jeśli miałbyś ochotę... - powiedział i uśmiechnął się, nie pokazując jednak zębów. Był w dobrym humorze. Dobry posiłek sprawił, że od razu wszedł na zupełnie inny poziom bycia przyjaznym wobec świata. Przyjaźń wobec świata miała się zaraz zmienić, ponieważ właśnie zawiesił oko na Marionetkę i wytworzył już taką treść rozważań, którą można byłoby przedstawić. I zniszczyć relację z większością żywych stworzeń. Zdecydował się więc o nich wspomnieć.
    - W przyszłości będą dwa rodzaje stworzeń. Marionetkarze i ich marionetkowe sługi. To nasze przeznaczenie, zew historii wzywa. - powiedział i gdy skończył, znowu wrócił do jedzenia, przeżywając równe co wcześniej rozkosze związane z jedzeniem. Intensywność tych rozkoszy trochę spadła, ponieważ posiłki nie były już tak gorące, jak na początku. Podrapał się nogą o nogę, gdyż po wczorajszej podróży coś świerzbiło go, by znowu pokonać jakiś znaczący dystans. Ostatnio znudziło mu się już bezcelowe i samotne podróżowanie. Jeśli miałby znowu gdzieś iść, musiałby mieć jeden z powyższych powodów. Albo musiałby mieć cel, albo mieć kogoś do podróżowania.
    Zdał sobie też sprawę, że jego misja tutaj powoli dobiegła końca. Nie znalazł tego, co chciał, ale nawiązał znajomość z ciekawym, acz bardzo skrytym Marionetkarzem. Ciekawe, jakie będą następne dni, te dni, których jeszcze nie znamy...
    O tym, że Ben jest nieśmiały, skryty i nieczęsto się otwiera przed obcymi, Daniel zdążył się już przekonać. Cieszył się jednak, że chłopak postanowił trochę uchylić drzwi tajemnicy. Przynajmniej wiedział, że ma do czynienia ze zdrową istotą, która nie zrobi mu krzywdy. No i kiedyś, w przyszłości, być może mu się do czegoś przyda. Tak jak on Benowi. Kto wie, jakie będą następne dni...
    - Oh, ciekawi mnie z czego wynika ta nieśmiałość. I czy ci nie ciąży? - zapytał wyraźnie zainteresowany. Sam był raczej typem introwertyka; miał nadzieję to zmienić, bo miał wrażenie, że w towarzystwie zachowywał się tak, jakby połknął kij od szczotki, co mocno go bolało. Ale nie potrafił tego zmienić. Więc pozostało mu wypytywanie takich jak on o to, dlaczego są tacy skryci i czy przypadkiem nie próbowali tego zmienić. A jeśli tak - to jaki jest ten przepis na sukces.
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 19 Maj 2017, 17:29   

    Kiwnął twierdząco głową na propozycję Kesslera i uśmiechnął się: z wielką chęcią przyjmie wszelkie ulepszenia swojej ręki - choćby i zabezpieczenie przed odpinaniem się. To był z nią największy problem: nie brak czucia czy jakiejkolwiek świadomej kontroli palców, ale fakt, że ręka może mu odpaść z ramienia w najmniej spodziewanym momencie - niczym deus ex machina.
    - Nie wiem, skąd te informacje, ale niech będzie... - odrzekł cicho na suprematystyczny wywód starszego stażem Marionetkarza. Ben nie czuł się w żadnym stopniu lepszy od innych istot, nawet od ludzi, tylko dlatego, że jego rasa potrafi tchnąć życie w Marionetki. W końcu tylko tym Marionetkarze różnią się od mieszkańców Ziemi: magią. Odjąć im te umiejętności i stają się zwyczajnymi, cokolwiek ekscentrycznymi ludźmi.
    Wtem padło dość dziwne pytanie. Skąd u niego nieśmiałość? No właśnie... skąd? Oparł podbródek o zdrową dłoń i wlepił wzrok w blat stołu, zastanawiając się nad tym.
    - Czy ja wiem... - powiedział cicho. - mam tak chyba od zawsze.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 22 Maj 2017, 22:14   

    - Ah, nie przejmuj się! - odpowiedział na to, skąd ma informacje na temat przyszłej supremacji rasy Marionetkarzy. W sumie nie wiedział, czy jego poglądy są popularne wśród jego współziomków, czy nie, dlatego zdecydował się jeszcze przed spotkaniem Bena, że będzie sondował u każdego spotkanego Marionetkarza opinię na temat własnej rasy. Niezgodność z jego poglądami nie stała mu na przeszkodzie, po prostu przeszedł do dalszej części rozmowy, którą sobie wcześniej w głowie ułożył.
    - Smakuje? - zapytał, biorąc kolejny kęs.
    Potem też krótko po tym dodał właśnie pytanie o to, dlaczego Ben jest taki nieśmiały. I dostał ogólną odpowiedź młodego człowieka, że "zawsze tak było i w sumie mi nie przeszkadza". Kessler na tę odpowiedź wzruszył ramionami i zaczął zastanawiać się, czy może powinien inaczej podejść tego Marionetkarza. Chciał poruszyć tematy filozoficzne, ale chyba wolał nie psuć sobie miłego poranka i dobrego śniadania. Dalsze rozmowy o ręce spowodowałyby, że zostałby uznany za co najmniej jakiegoś perwerta. Dłubać w przeszłości też średnio. Zaczął drapać się po brodzie, a zarazem czuł się trochę dziwnie, gdy milczenie przeciągało się, a on sam nie miał dobrych tematów do obgadania.
    - Wiesz, co będziesz robił dalej? No, zjemy śniadanie... iii... rozejdziemy się w pokoju? - zaczął z tej strony. Każdy ma jakieś plany na przyszłość, coś wcielić w życie, coś skombinować, gdzieś pójść. Zaczął zastanawiać się, czy jego kolega Marionetkarz również takowe miał. Odkąd Kessler uzyskał nowe życie, tj. jakiś rok temu, a więc jedyny okres, który pamiętał, długo myślał na temat tego, co robią członkowie jego rasy. Jak spędzają wolny czas, kim są, jakie mają poglądy. Jako Marionetkarz czuł się trochę samotnie. Po prostu jako młody człowiek, jak na standardy Krainy Luster, czuł silną potrzebę należenia do jakiejś grupy. Przyjaźń to jedno, ale takie codzienne poczucie, że jest się elementem większego mechanizmu... większość się tego bała, ale Daniel - wiedział, ze inaczej nic by ze świata nie wyszło, gdyby każdy żył sam ze sobą.
    - Znasz może jakichś innych Marionetkarzy, że tak przy okazji spytam? Mam wrażenie, że kiedyś było nas więcej. A teraz - bach! Spotkać jakiegoś wyróżniającego się, to graniczy z cudem.
    - powiedział i wlepił swój ciężki i zarazem dziwnie ciepły wzrok w lico Bena, próbując skupić na nim całą swoją uwagę.
    Z reguły starał się pomagać wszystkim dookoła. Miał już takie serce. Oczywiście, gdy będą się rozchodzić, zaproponuje, by kiedyś Ben wstąpił do domu na Herbacianych Łąkach, w których żyje pewien Kapelusznik, u którego Kessler ma przyjemność spędzać noce. Wynajem pokoju nie jest taki zły, szczególnie, że jest gdzie spać, a i cena nie jest zbyt wysoka.
    Właśnie tam, kiedyś, w przyszłości, postanowi zmodyfikować protezę Bena, ale do tego momentu musi minąć jeszcze trochę czasu.
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 30 Maj 2017, 16:54   

    Nie odpowiedział na jego słowa odnośnie tej całej marionetkarskiej supremacji. Już miał wyrobione na ten temat zdanie: coś takiego nigdy nie będzie mieć miejsca. Tak samo ludzie nie przejmą Krainy Luster. Nie ma w żadnym z trzech światów takiej siły, by coś takiego nastąpiło. A wiedział, że gdzieniegdzie słychać takie głosy. "Ludzie zawładną naszym światem!" "Guzik prawda, to Lustrzanie zawładną ICH światem!" Ręce opadają.
    - Tak mi się wydaje. Może jeszcze na siebie wpadniemy - odpowiedział Kesslerowi Ben. - Czy znam? Cóż... Mój ojciec... i chyba tyle. Może znajdzie się tam ktoś, kto nawet podziela twoje poglądy... jakiekolwiek by one nie były.
    Skończył jeść i odłożył zastawę na miejsce, po czym wrócił na swoje własne, obok Kesslera. Spojrzał na niego, postukując cicho palcami o blat.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 4 Czerwiec 2017, 17:58   

    Jego posiłek zniknął w końcu z talerza i tak jak każda przyjemność czy przygoda ma się w końcu skończyć, tak skończył się ostatecznie wspólny posiłek dwóch Marionetkarzy. Dowiedział się dzięki całej przygodzie parę przydatnych rzeczy i mimo poznania kogoś z własnej rasy nadal był smutny z tego powodu, że jego podróż do fabryki nie całkiem się niestety udała. Nie znalazł nic konkretnego, nawet zapisków, fabryka została niestety zniszczona przez jakieś zdarzenie zanim się tam pojawili. No nic, sekrety i tajemnice leżą z pewnością w tysiącach innych miejsc, jak nie tamto, to inne. Daniel jakby wzruszył ramionami sam do siebie i, kiedy Ben już wrócił, odpowiedział wzrokiem na jego spojrzenie. Wiedział, co się święci. I tak jak każde śniadanie kiedyś się kończy, tak kończy się również ich spotkanie. Nic więcej nie wyciągnie, a na wspólne szlajanie się po mieście nie miał zbyt czasu, szczególnie że właśnie wpadł mu do głowy nowy pomysł, który chciałby wcielić w życie. A nie mógł go wcielić, gdyby chciał się ochrzaniać. Słyszał stukanie palcami i to tylko wprawiło go w pewien nastrój, sam dla niego niezrozumiały. Czuł, że pora iść.
    Wziął zastawę i odniósł ją tam, gdzie parędziesiąt sekund wcześniej był kolega Marionetkarz. Uśmiechnął się do siebie i do kelnerki, która przechodziła tuż obok, puścił jej też oczko, a gdy przechodziła obok niego, utkwił spojrzeniem w jej naturalne piękno. Po chwili wrócił do siebie, podszedł do stołu, gdzie siedzieli, ale już nie siadał z powrotem na miejsce. Spojrzał na niego i z ciężkim głosem musiał niestety pożegnać się, gdyż nadszedł czas, by każde z nich poszło w swoją drogę.
    - Dziękuje za miło spędzone dwa dni. Mam nadzieję, że gdziekolwiek nie będziesz, będzie ci sprzyjać szczęście. - powiedział. Wyciągnął też swoją prawicę, aby uścisnąć dłoń Marionetkarza. Nie chciał już komentować poglądów czy polityki. Starczy bezsensownych utarczek o to, kto ma słuszniejszą wizję świata. Gdyby Ben odpowiedział również podaniem i uściśnięciem ręki, Daniel dodałby jeszcze, aby kiedyś, gdyby Marionetkarz miał czas, odwiedził go w domu pewnego zakręconego Kapelusznika na Herbacianych Łąkach. Nie wiedział czy się znali, czy że może ich coś łączyło. Po prost podał pewien adres, a jeśliby nie mógł trafić - niech pyta sąsiadów czy mieszkańców tamtych ziem o wskazanie domu. Szczerze powiedziawszy trudno go było nie zauważyć. Rudera.
    Kessler nie lubił pożegnań, nawet z ludźmi, których niedługo widział. Tak jak ciągłe samotne podróżowanie jest uciążliwe i nużące, tak każdy towarzysz, z którym jest się w grupie może rozweselić dzień, czy sprawić, aby był bardziej interesujący. Ben dał mu tę radość, a nawet znalazł miejsce, gdzie mogą przenocować. Wdzięczny za to i pomysły, jakie przyszły mu do głowy z okazji spotkania, uśmiechnął się po raz ostatni do Bena, zapytał jeszcze, czy jest mu coś winien, jeśli by był, to uiściłby zapłatę tu i teraz.
    - Każde działanie jest lepsze od bierności. Łatwo siedzieć na wygodnym miejscu i komentować, ale to tylko degeneruje. Jednostkę i rodzaj. A każde działanie, nawet błędne, powoduje, że świat idzie do przodu. W dół, czy w górę, ale zawsze naprzód. Do zobaczenia, Ben.
    Następnie niezatrzymany udałby się do wyjścia, idąc dalej, tam, gdzie rzuci go los.

    z/t
     



    Mieszkaniec Świata Ludzi

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Benedict Lisander Griffin
    Wiek: 22 lata
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Słodycze, marionetki, podróże
    Nie lubi: Ognia, tłumów
    Wzrost / waga: 176 cm | 62 kg
    Aktualny ubiór: Biała koszula, czekoladowa kamizelka, grafitowe spodnie, czarne trzewiki, skórzana rękawiczka na lewej dłoni / Event: + podbita kurtka, szal
    Znaki szczególne: Wiele blizn po oparzeniach po lewej stronie ciała, utracona lewa ręka zastąpiona ręką Marionetki, wygląd trochę jak Szklanka
    Pod ręką: Prowiant, pieniądze, różne drobiazgi
    Broń: Sztylet
    Dołączył: 19 Wrz 2015
    Posty: 110
    Wysłany: 18 Czerwiec 2017, 22:30   

    Ben naturalnie uścisnął jego dłoń i pokiwał mu na do widzenia. Z wielką chęcią kiedyś go odwiedzi. Wspomnienie przez Kesslera o Kapeluszniku przywiodło chłopakowi obraz tylko jednego znajomego przedstawiciela tej szalonej rasy: Charlesa. Swoją drogą ciekawe, co się z nim teraz dzieje. Może kiedyś do niego zajrzy?
    Ale to kiedyś. Teraz chciał się przejść. Postawił kołnierz i ruszył w tylko sobie znanym kierunku, co jakiś czas zerkając na swoją lewą rękę. Wizja odzyskania choćby części czucia... była bardziej niż kusząca...

    z/t
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 9 Kwiecień 2018, 19:38   

    Marionetkarz Kessler znał to miejsce. Był tu kiedyś, gdy wracał z Fabryki Marionetek, w której szukał ciekawych pozostałości po produkcji za Wielkiej Wojny. Miał pewność, że wszystko zostało dokładnie rozkradnięte, wysprzątane albo zabrane, ale mimo to cały czas miał jakąś malutką nadzieję, że znajdzie cokolwiek przydatnego dla jego profesji. Plany wszelakie, części, zapiski, cokolwiek. Nie znalazł jednak nic, co by go satysfakcjonowało i w drodze powrotnej spędził noc w tym Hostelu. Nie był on zbyt luksusowy, ale z drugiej strony nie przyciągał zbytniej uwagi. Tutaj z pewnością nie było bogactwa, którym interesować się mogli ciekawscy gapie. Pokoje były jednak utrzymane w należytym stanie, co zdecydowanie wystarczało. Były też na tyle duże, szczególnie jeśli chodzi o pokoje na kilka łóżek, by można było zorganizować małe spotkanie, gdzie goście nie czuliby się zniechęceni zbyt dużą bliskością.
    Dlatego Daniel uznał to miejsce za doskonałe na zorganizowanie spotkania z pewną kobietą, którą miał poznać. Były to sprawy stricte służbowe i zastanawiał się, kim miał być jego przyszły gość.
    Zarezerwował więc na dzień i noc jeden z pokojów na trzy łóżka, a to dlatego, by nie był zbyt mały i aby nie onieśmielał małym rozmiarem. Przygotował oświetlenie, by nie sprawiało problemów w trakcie spotkania i zapewniało komfortową widoczność, a także butelkę wina i dwa do niego kieliszki. Nie chciał, aby przypadkiem zadrapało kogoś w gardle w trakcie tej małej wizyty. Nie do końca pojmował też charakter spotkania, dlatego podchodził do wszystkiego w sposób luźny.
    Problemem było rozkojarzenie. Przed dwoma dniami późną nocą zdarzyło mu się pić z przyjaciółmi, a dodatkowy dzień wcale nie rozwiązał sprawy, ponieważ było trzeba sporo przejść w to i w tę, a także załatwić wiele spraw. Trochę więc zmęczony i nieobecny usiadł na łóżku i oczekiwał na kogoś, kto posiadał informację o tym, gdzie mają się spotkać.
    Kessler nie był zbyt przygotowany na to małe wyjście integracyjne, sam nie wiedział też, czego się dokładnie spodziewać. Nie miał ułożonego żadnego planu, nie układał sobie, że będzie odgrywał takiego, czy takiego. Niech improwizacja będzie dobrym orężem.
    Miał nadzieję, że dysputy nie przejdą na jakieś filozoficzne i inteligenckie tony, ponieważ trochę nie był w stanie teraz o tym rozmawiać.
    Zastanawiał się też, jacy są inni ludzie w SCRze. Poznał oczywiście przełożonego, co oczywiste, znał także gościa, z którym był na pewnej misji. Wiedział, że to raczej chłodne i nieprzyjemne w obyciu towarzystwo (jak się okazywało zwykle później - na pierwszy rzut oka i przy pierwszych spotkaniach). Jak jednak będzie tym razem? Zimno czy gorąco?
    Raz na jakiś czas wpatrywał się w ścianę, ale po dłuższej chwili znużyło go to. Postanowił poleżeć chwilę i wstać zaraz po tym, jak usłyszy pukanie czy ruch drzwi. Przecież chwila odpoczynku nikomu jeszcze nie zaszkodziła...
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 13 Kwiecień 2018, 21:37   

    Drogę z Różanego Pałacu przebyła niemal incognito – w miękkich i dobrze uszytych, ale nadal bryczesach i w szkarłatnej pelerynie na ramionach może nie wtapiała się w tłum, ale z pewnością nie odróżniała od mrowia barwnych, dworcowych podróżników. Może pomijając obecność dwóch sporych, wilkowatych Bestii. Orem szedł spokojnie przy jej nodze, zaś niespokojnego Riehla trzymała na skórzanej smyczy, podobne paski ujarzmiały też łagodnie pysk Alama. Wzięła obu, bo wzbudzały niepokój w psiarniach Arcyksięcia, a na razie nie miała jak i gdzie ułożyć nowej, nieufnej Bestii. Dodatkowo, obecność Likyusa krygowała i uspokajała Riehla. Obowiązki zaś nie poczekają, dołożyła jednak starań, by nikt nie zobaczył hrabiny przebywającej w psiarni i służbówkach. Resztę jej obecnego bagażu, łącznie z klatką zakrytą jedwabiem, przeniesiono prosto do dworcowego „225”.
    O ile stan dworców AKL na Herbacianych Łąkach zaraz opodal (a w sumie obok) arcyksiążęcego pałacu nie budził jej obaw, tak ten w Mieście Lalek pozostawiał wiele do życzenia. Nie chodziło jednak o zabudowę, obsługę (nieco szorstką póki nie wyciągnęła glejtu od Agasharra, swoją drogą) czy standard pomocy medyczno-bytowej, którą każdy tykowy dworzec oferował za bezcen (czyli za pukiel włosów i wpis w strzeżonej księdze gości). Istotą problemu była ilość istot korzystających z takiej pomocy. O ile kwestię mieszkań i zatrudnienia można było łatwo rozwiązać, bo przybytków należących do arcyksięcia tutaj nie brakowało, tak ilość ubogich, a więc często połatanych czy pobitych osobników nie malała. Zapewnione przez anarchistkę doraźne szkolenia medyczne zabezpieczały pierwszą pomoc, jednak w małej metropolii, którą było Miasto Lalek, nierzadko odnaleźć można było schorzenia znacznie przekraczające umiejętności medyków, szczególnie w przypadku złożonych chorób czy nałożonych klątw. Wykwalifikowanych znachorów czy bab leśnych szukać należało z kolei głęboko w Malinowym Lesie – przynajmniej.
    O ile Marionetkarze potrafili naprawiać swoje – i innych – Marionetki, które stanowiły sporą populację nomen omen Miasta Lalek, tak pozostali mieszkańcy skazani byli na poszukiwania w sąsiadującym, ale obszernym Lesie, lub skorzystanie z pomocy arcyksiążęcego dworca, który wciąż się rozwijał.
    Spoglądając na całokształt masywnej fasady i odlatujący właśnie w oddali skład wagonów, z którego kobieta wysiadła, Sophie stwierdziła w duchu, że czym prędzej powinni przenieść się do Ratusza, będącego sercem Miasta. Tak samo, powinni ruszyć sprawę Rady, choć, by nie wyprzedzać faktów, na razie pozytywne modernizacje przejść muszą Stowarzyszenie i Anarchs.
    Ruszyła do dworcowego pokoju 225, który Agasharr był łaskaw dla niej zarezerwować. Do spotkania z wyznaczonym przez Rosarium człowiekiem miała jeszcze cały dzień i pół miasta do przebycia, także postanowiła skorzystać z bliskości Malinowego Lasu, jeszcze wcześniej wypuszczając wilkory na skraju dworca w las i ugór. Orem znajdzie ją później po zapachu. Gdyby miała wybór, zostawiłaby Bestie gdzie indziej, a jednak musiała przetransportować się do Miasta Lalek dosyć szybko, gdyż nie tylko jej czas jest cenny. (Ohoho, co za hojne spotrzeżenie.)

    Teraz, cały dzień i pół miasta dalej, stanęła nadal jeszcze drobinę wewnętrznie roztrzęsiona przed budynkiem hostelu. Taki adres i wytyczne otrzymała w pokoju dworcowym, na papierze zalakowanym pieczęcią stowarzyszenia – i choć rozumiała względy bezpieczeństwa, miała żywą nadzieję, że nie będzie dzieliła pokoju z tajemniczą personą i karaluchami. Troje na litr to wszak nic. A może pół litra na dwóch? Nie była pewna czy dobrze pamięta ludzkie przysłowia. Nie pamięta też już pewnie nocy spędzonych li i wyłącznie w pachnącym sianie. Bez wiedzy gospodarzy.
    Przekroczyła próg domostwa i skierowała się prosto do lady, niepewna jak zacząć i zapytać o towarzysza lub towarzyszkę. Przypuszczała, że towarzysza, odkąd kładła Tykowi, że powinna zrobić wrażenie choć pozycją, skoro zabrania jej zabrać ze sobą broni. Nie było bardzo późno – ledwo słońce zmieniło kolor na bardziej pomarańczowy niźli żółty, a w powietrzu unosiło się wspomnienie po odległych dzwonach ze wzgórza – zgodnie ze słowami mieszkańców, podobnoż to z Kliniki, celu ich podróży. Nie było bardzo późno, a ona nie wyglądała bardzo źle i prowokująco, mimo że nie przebrała się po przygodzie na ciemnej, leśnej ścieżce – bo całe kilka godzin spędziła ze wilczyskami, w głębi lasu, daleko od zdarzenia szukając pocieszenia w ich miękkich futrach. Nie było, ale staruszka za ladą nieprzywykła chyba do widoku swobodnych wagabund i włóczykijów – tak więc podejrzliwie mrużyła oczy, niepewna prawdopodobnie, czy młoda kobieta nie spróbuje jej jedynie obrobić.
    Myśla ta była bez sensu, biorąc pod uwagę, że kobiecinka musiała być Marionetkarką, która stworzyła wszystkie pracujące tu lalki, a więc jeśli miała choć trochę oleju w głowie, nadała im nieco bojowych cech – dla sytuacji jak ta. A może to tylko paranoja Cyrkówki podpowiadała jej, że to oznacza ten blask w oczach starowiny.
    – Szukam dawnego przyjaciela – powiedziała zgodnie z instrukcjami, które otrzymała wcześniej – adoratora – dodała już sama, dla zabawy, dla uwiarygodnienia. – Miał zostawić dla mnie bukiet róż i numer pokoju.
    Sposób był prosty i równocześnie wykwintny. O ile informacja dworcowa jest raczej niemożliwa do zinwigilowania, tak plotki o Rosarium czy innych słowach-kluczach rozprzestrzeniłyby się równie szybko co pożoga po suchym, podatnym gruncie. Bukiet róż – białych, które owinięte w cienki papier właśnie trzymała w ramionach – był z kolei zrozumiałym sygnałem dla ich obojga, ale pospolitym dla kogokolwiek, kto szukałby sensacji, które lubią się trafiać w takich motelikach na uboczu. Jeśliby kiedykolwiek Soph zechciała budować siatkę informatorów, powinna zacząć od takich właśnie zakurzonych, przytulnych (powiedzmy) miejsc. A jeśli mowa o pikantnym, tajemniczym spotkaniu? Miejmy nadzieję, że dzięki temu nikt im nie będzie przeszkadzał.
    Rzuciła pobieżnym spojrzeniem na jadalnię po prawej i ruszyła zaraz ku schodom – z kwiatami w zgięciu ramienia, w którym wisiał także koszyk i z sakwą przewieszoną przez bark po przeciwnej stronie. Dla równowagi. A także, bo choć była oburęczna, preferowała prawą dłoń jako wiodącą. Na mańkutów krzywo patrzyły starsze, miłe panie i szlachetne damy dworu. Stąpała na palcach, także po stopniach, nie pozwalając, by masywne obcasy wydały choć jeden zwiastujący jej przybycie stukot. Stając przed przeznaczonymi drzwiami rozejrzała się raz jeszcze – tak samo jak robiła to na ulicy – i bezgłośnie chwyciła i przekręciła gałkę, jak duch wsuwając się do stosunkowo szerokiej izby. Miała tylko chwilkę, by rozeznać się w sytuacji, bo może jej towarzysz już zauważył przybycie gościa...?
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 16 Kwiecień 2018, 15:23   

    Nie pomagało picie sporej ilości wody, aby się otrzeźwić i powrócić do stanu, który nie charakteryzuje się dudnieniem w głowie i pozwala zebrać myśli do prowadzenia konwersacji na poziomie. Tego od siebie oczekiwał przy tym spotkaniu i miał nadzieję, że problem przejdzie, zanim dojdzie do spotkania. Otóż jako członek Organizacji, zaczął wymagać od siebie większej dyscypliny i porządku. Pomimo tego, że wspomniany nowy pracodawca nie wymagał zachowywania się w jeden, konkretny sposób, a przynajmniej nie było kogoś, kto obok ciągle stał i pokazywał, że tak należy się zachowywać, a tak nie należy, to jakaś wewnętrzna potrzeba nakazywała mu zachowywać pewną klasę. W końcu był reprezentantem nie byle jakiej Grupy. To, w jaki sposób się zachowywał, sprawiało, że pośrednio tak widziano tych, którzy nad nim stoją. Daleko mu było od barbarzyńcy, czy nieokrzesanego dzikusa, który jedyne, co uwielbia, to pokaz siły mięśni i niezmierzalnego okrucieństwa. Miał się w pewnym stopniu za człowieka inteligentnego, chociaż ostatnie wydarzenia nie mogły o tym świadczyć. A teraz zastanawiał się, na tyle, na ile mógł, jak się pokaże osobie, z którą miał się spotkać, gdy dziwne uczucie w głowie nie pozwalało mu na zbyt dalekosiężne spojrzenie na problem.
    Nie przyniosło wreszcie ukojenia zjedzenie czegoś lekkiego. Ból żołądka nadal dawał się we znaki i nie pozwalał rozsądnie myśleć, a w połączeniu z pobolewającą głową tworzył żałosny stan człowieka, który nie powinien dziś się z kimś oficjalnie spotykać, a zaszyć się w domu i tam czekać na poprawę swojej kondycji. Wiedział jednak, że musi wstać i udać się na spotkanie, z tego względu, że jednak pokazując się musi zrobić dobre wrażenie i dać się poznać od dobrej strony. Jako człowieka pracowitego, przykładnego, rozsądnego i odpowiedzialnego.
    Pracowitość pomoże mu wykonać wiele spraw i spowoduje, że wzrosłaby jego efektywność jako swoistego pracownika, a przecież to często na to zwracają uwagę przełożeni.
    Przykładność to coś, co sobie bardzo ceni. Wielu robi rzeczy na odchrzań się, aby tylko było zrobione i można było wrócić do starych zwyczajów leżakowania i słodkiego lenistwa. Kesslerowi niezawsze to wychodziło. Pragnął robić rzeczy na "5tkę", a zwykle wykonywał je na "4kę". Dążył do perfekcji, która ciągle mu uciekała.
    Rozsądek to ramy, wedle których szłaby pracowitość i przykładność. Nie wystarczy wykonać cel, trzeba też wykonać go właściwie i z pewną dozą kultury, mądrości i klasy. Bez jakichś szaleństw i fanatycznych pragnień. Kiedy ktoś każe ci kogoś zabić, nie wbiegasz w niego, otoczony ładunkiem wybuchowym i nie wysadzasz się razem z nim, gdy masz kogoś eskortować i dbać o czyjeś życie, nie zabijasz wszystkich, którzy zbytnio się do niego zbliżą. Tu właśnie przydałby się rozsądek.
    Odpowiedzialność zaś to po prostu umiejętność ponoszenia konsekwencji za swoje czyny. Wszystko, co wymieniono wcześniej, składa się na to, jak zareagują na wymienione działania wszyscy dookoła, a szczególnie ci, którzy trzymają władzę, przełożeni. Jeśli się sprawę schrzani, trzeba ponieść za nie odpowiedzialność, nawet jeśli wystąpiła pracowitość, przykładność i rozsądek.
    Dlatego siedział tutaj, w tym cichym jeszcze pokoju i miał nadzieję, że spełni chociaż część wymienionych przez siebie pojęć. Na pewno stawił się na miejsce spotkania o odpowiedniej porze - to już sugeruje, że podjął odpowiednie kroki i nie będzie odpowiedzialny za całkowite schrzanienie sprawy. To już dobry, pierwszy krok. Teraz wystarczy zaczekać, aż bóle miną i przyjdzie ta osoba, na którą tyle czekał.
    I miał nadzieję, że będzie miał jeszcze trochę czasu dla siebie i chwila, w której ten ktoś nadejdzie, odroczy się w czasie.

    Miasto Lalek. Zastanawiało go to, czy jako Marionetkarz powinien czuć się tu jak u siebie w domu. Czy specjalnie został przydzielony do tego miejsca z powodu swojej rasy, ponieważ jako konstruktor lalek znał dobrze okolice i niektórych ich mieszkańców. Może tak, może nie. Nie narzekał, gdyż często tu przychodził, aby zaopatrzyć się w materiały do produkcji swoich marionetek. Ostatnio jednak czuł się wypalony i jego dwa jedyne ukończone albo prawie ukończone dzieła, którym poświęcił tyle czasu, w zupełności mu póki co wystarczały. Orion i ten, któremu nie nadał jeszcze imienia, którego w pełni nie skończył.
    Szukał więc motywacji w wielu miejscach, ale nigdy jej ponownie nie nabrał. Od pewnego czasu był wypalonym artystą.
    Miał nadzieję, że aktywność zamiast siedzenia w końcu natchnie go do dalszego działania. Dlatego między innymi tu przyszedł. Nie musiał. Ale chciał.
    Miasto Lalek. Może gdyby miał więcej doświadczenia i oleju w głowie, to wystartowałby na jakiegoś burmistrza? Czy tu w ogóle jest burmistrz? Kto tym wszystkim zarządza? Nie miał zielonego pojęcia, gdyż nigdy nie interesował się sprawami tego miasta ponad to, za ile można kupić świeże bułki i mleko. Poza tym... nie pamiętał. Był jednakże pewien, że taka wiedza nie będzie mu zupełnie do niczego potrzebna. Był jeden władca, jedna organizacja i należało się jej podporządkować dla dobra ogółu. Tako Rzecze T.

    SCR w ogóle był ciekawą organizacją. Można ją było posądzić o wiele. Wiele można było jej wytknąć, ale tak naprawdę jako jedyna, żywa i aktywna grupa miała wiele do powiedzenia w sprawie utrzymania porządku w tym świecie i zarazem zablokowania innym możliwości wkroczenia do tego świata i podbicia go. Można tutaj pokusić się o pewien idealizm, chęć walczenia o lepsze jutro. Ale tak samo myślą Anarchiści, widział to zresztą w postawie swojego kolegi z domu. Ciekawi ci Anarchiści. Spotkał póki co jednego, zastanawiało go ich nienawiść do Arcyksięcia, ich emocjonalność i pragnienie zmiany wszystkiego na lepsze. Jeszcze więksi idealiści niż SCR? Prawdopodobnie tak. Podziwiał ich za takie gorące serca. Za ten istny, młodzieńczy idealizm, jakby powiedzieli mieszkańcy Świata Ludzi. Sam już dawno przestał być idealistą, wypalił się twórczo, a zarazem twierdził, że nie ma takiej absolutnej idei, za którą warto poświęcić życie.

    Złapał się na tym, że wpatrywał się w podłogę przez bardzo długi czas, zapewne za długi. Powrót do rzeczywistości stał się na tyle niemiły, na ile może niemiły być powracający ból głowy i żołądka z powodu wczorajszego próbowania trunków w towarzystwie.
    Zdał sobie sprawę z tego, że ktoś otwiera drzwi. Podskoczył wówczas i wyprostował się jak struna. Stanął przed oknem znajdującym się naprzeciwko drzwi, patrząc w kierunku nich tak, by mógł dosyć szybko pojawić się przed wchodzącym gościem i nie stanowić niesympatycznego zaskoczenia. W końcu pokój, pomimo swojego niezbyt wysokiego poziomu komfortu, miał kojarzyć się z miejscem spokojnym i bezpiecznym, a nie pełnym zaskoczenia, niebezpieczeństwa i niemiłych wrażeń. Tak też chciał przedstawić się Daniel Kessler - jako człek pewny, stabilny, taki, o którym można rzec "porządna firma".

    Stanął więc i czekał na to, co ukaże się jego oczom. Stał prawie jak przy odsłuchaniu hymnu narodowego. Wiedział, że potrwa to tylko chwilę, gdy zaraz przejdą z nieznajomością siebie do momentu, gdy będą się już troszkę znali. Miał nadzieję, że przy swoim wysokim wzroście zrobi wrażenie i zaimponuje wchodzącemu.

    To, co ujrzał, trochę go zaskoczyło. Prawdę mówiąc - wszystko w tej chwili by go zaskoczyło. Ujrzał całkiem wysoką - jak na standardy ogólnoświatowe - dziewczynę, czy raczej powinien powiedzieć "młodą kobietę". Sprawiała wrażenie spokojnej i dystyngowanej. Było w niej coś z arystokratki, co zgadzało by się z naturą organizacji, która układała spotkanie. Czekał na ten moment, ale nie wypracował sobie tekstu, jakim mógłby przywitać przybyłą. Nie mógł wyjść w końcu na chama.
    - Witam szanowną Panią, która przybyła w te skromne progi. Musi mi Pani wybaczyć, że nie jest to miejsce godne pani aparycji, ale muszę zarazem pospieszyć z zapewnieniem, że jest to czynione ze względów bezpieczeństwa. Poza tym, będziemy tu tylko chwilę, aby się wstępnie poznać, później zaś dojdzie do zmiany miejsca, ale o tym zapewne jest szanowna Pani lepiej poinformowana ode mnie. - Wypowiedział, starając się zachować szlacheckość wypowiedzi. Ukłonił się, a następnie wrócił do poprzedniej pozycji, jednakże już nie tak napiętej i oficjalnej. Nie miał zielonego pojęcia, czy powinien podejść i podać rękę, czy jednak będzie to zbyt nonszalanckie i pozwalające sobie na wiele. Zdecydował się więc na ukłon.

    Prawdę powiedziawszy, jego obecność i rola w tym wszystkim była dla niego enigmatyczna. To smutne, ale albo nie zrozumiał pełnego przekazu, albo po prostu nie dosłyszał pełnego brzmienia swoich zadań. Miał spotkać się tutaj z pewną osobą, a następnie ją... "eskortować", jeśli można tak to nazwać. Zarazem nie miało to być w żadnej mierze oficjalne. To było wręcz ukrywanie się, czy też, jak można to inaczej nazwać - nieukazywanie na siłę swojej przynależności.
    Pomimo tradycyjnego podziału na prowadzącego mężczyznę i prowadzoną kobietę, musiał w duchu przyznać i zgodzić się z tym, że w tej i nadchodzących sytuacjach będzie musiał odstąpić aktywną rolę bardziej odnalezionej w sytuacji kobiecie.
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 16 Kwiecień 2018, 23:39   

    Gdyby Esmé znała seksistowskie myśli nieznajomego o „mężczyźnie prowadzącym kobietę”... Cóż, prawdopodobnie by się z nim zgodziła, tak bowiem została wychowana przez Upiornych Arystokratów. To naturalne, że mężczyzna winien być szarmancki i pełen dobrych manier oraz, że to on jest ramą dla piękna kobiety, tak jak szlachetny kamień osadzony zostaje w kunsztownej, odpowiedniej dlań oprawie.
    A jednak pomiędzy wychowaną przez rodzinę la Corix Sophie i hrabiną de Chardonnay istniała – i istnieje! – Opal, która zasmakowała wolności. Życia nieskażonego więzami manier i zachowań odpowiednich dla dam dworu. To ona rezonuje teraz w każdej z kobiet, których maski przywdziewa, także hrabiny. Gdyby więc Kessler ośmielił się wydać na głos oświadczenie o kobiecie i jej roli bycia prowadzoną, nie jestem pewna, czy uszedłby cało.
    Esmé bowiem – a w zasadzie Sophie – choć nie była feministką czy bojowniczką społeczną, była.... cóż, sobą. Do szpiku kości oportunistką i rewolucjonistką. Tylko jeszcze kapelusza jej brakuje.
    Zarzucała sobie, że nie wyszła z niczym więcej, niczym lepszym niż to proste, zwyczajne przekroczenie progu. Może gdyby miała do tego głowę, zostawiłaby gdzieś na półpiętrze kwiaty i mogła udawać zupełnie kogoś innego. A tak? Jedynie strój mógł dezorientować, wszak hrabina nie powinna wędrować w półprzeźroczystej koszuli, nosząc swoje własne bagaże. To podsunęło jej kilka pomysłów, nie ma tyle jednak sprawnych, by wcieliła je w życie już, od ręki. Nie pomyślała nawet, że mogła przed drzwiami użyć mocy. Przeklęty niech będzie wpływ MORII na jej umysł. I ta chudzina pośrodku leśnej ścieżki także.
    Omiotła więc szybkim, lustrującym spojrzeniem cały pokój, notując w pamięci ilość i charakter wyposażenia oraz licząc wszystkie dostępne okna. Można było zauważyć jej wzrok ślizgający się po otoczeniu, nim w końcu spoczął na dłużej na sztywnej, wysokiej postaci mężczyzny – prócz niej jedynej osoby w tej izbie, jak się wydawało. Taki już miała nawyk, paranoicznego planowania planów ucieczki i wyjść ewakuacyjnych, nim jeszcze na dobre weszła do nowego pomieszczenia. Postąpiła o kolejny krok, teraz już nie kłopocząc się ukrywaniem stąpnięć. To nie spotkanie, na które zakłada się buty na kauczukowych podeszwach. Przymknęła drzwi z cichym trzaskiem języczka mechanizmu i ruszyła w głąb izby, ku nieznajomemu.
    Jego wyprostowana jak struna sylwetka – tak podobna do postawy samej Cyrkówki – nieprzyjemnie przywodziła na myśl kolejnego wojskowego. Zerknięcie na ubiór i buty tylko potwierdziło przypuszczenia. Stłumiła westchnięcie. Nie była pewna, czy wolałaby jednak jakiegoś ugładzonego arystokratożynę, czy może wybór żołnierza miał oznaczać „no zobacz jak dbam o to twoje bezpieczeństwo”. W tym drugim wypadku może być chociaż zabawnie.
    Gdy jednak mężczyzna otworzył usta, Esmé uczuła jeszcze większą niechęć i nienawiść do całokształtu sytuacji, w którą się – prawie dwa lata temu, z chwilą przejęcia władzy nad Anarchs i nieomal roku od próby zamachu na Arcyksięcia – wplątała.
    ...Gdy Ci kadzą, zważ byś nie został zaczadzony.
    Folly nie miała tak złośliwej a trafnej riposty od daaawna.
    Kobieta przebyła resztę odległości miedzy nimi, stając z naręczem białych róż w odległości uznawanej za szanującą przestrzeń osobistą i nieco zadarła głowę. Równie dawno nie musiała robić na przykład tego. Koniec dzikiej satysfakcji jak przy patrzeniu z góry na Arcyksięcia.
    Kompozycję złożoną z aureoli miękkiego, złocistego blasku, otaczającego mężczyznę i jego gładkich, okrągłych słów podpaliła jednym zdaniem:
    Bonsoir. Szukam kwiecia rebelii.
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 9