To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Koszmary Senne - Koszmar Yako

Yako - 11 Styczeń 2017, 00:46
Temat postu: Koszmar Yako
(Yako najczęściej śni w takiej postaci w jakiej śpi, nawet jeśli faktycznie kiedyś w trakcie wydarzeń była pod męską postacią to jeśli śni jako kobieta, we śnie też się pojawi pod tą postacią).

Japonia, wyspa Sado. Piękny wiosenny, słoneczny poranek. Drzewa naokoło świątyni cieszyły wzrok wspaniałymi bujnymi kwiatami. Nigdzie indziej w całej Japonii nie było tak wspaniałego sadu wiśniowego jak w tej małej wiosce, a to za sprawą czarnego lisa, który pojawił się tu wiele pokoleń temu. Nikt nie wie skąd się wziął wiedzieli jednak, że jest wysłannikiem ich ukochanej bogini, która co roku obdarowywała ich bujnymi plonami, jeśli tylko spełniali zachcianki demona.
Yako przechadzała się po ogrodzie przy świątyni Inari. Cieszyła się słońcem i spokojem. Ubrana była w białe kimono z błękitnymi zdobieniami, na plecach miała swoją ukochaną broń - Naginatę. Z dolnej części jej pleców wyrastało dziewięć czarnych ogonów o białych końcówkach.
Pewnie ktoś by się zapytał po co jej broń, skoro było tak spokojnie. Spodziewała się ataku? A może sama chciała kogoś zaatakować? Żadne z powyższych nie jest prawdziwe. Przyszła poćwiczyć. Była to bowiem jedna z nielicznych czynności, które mogła powtarzać w nieskończoność i wracała do niej zawsze gdy tylko znalazła chwilę czasu dla siebie. Wiedziała, że nikt nie odważy się jej przeszkodzić, więc nawet jeśli ktoś przyjdzie z jakąś sprawą to na pewno poczeka aż skończy swoje codzienne ćwiczenia.
Zdjęła z pleców broń i zaczęła swój codzienny taniec. Ćwiczyła spokojnie, z zamkniętymi oczami. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Jakby głosy, wręczy krzyki. Zaprzestała swoich ćwiczeń i spojrzała przed siebie. U stóp wzgórza zaczęli się gromadzić ludzie, z pochodniami i bronią. Ale...czemu pochodnie? Przecież jest piękny poranek. Dopiero teraz zorientowała się, że zrobiło się dziwnie ciemno i mrocznie. Nie było zimno mimo iż ziemię pokrywała dziwna, gęsta mgła, a niebo pokryte było gęstymi chmurami.

Gawain Keer - 11 Styczeń 2017, 01:28

To że znalazł się w Japonii nie ulegało żadnym wątpliwościom. Zabudowania i kwitnące drzewa wiśni mówiły same za siebie. Aż dziw, że nie były to cesarskie ogrody, a mała wioska. Przynajmniej było ciepło, więc piżama nie stanowiła problemu. W przeciwieństwie do braku jakiegokolwiek obuwia. Patyki i kamienie boleśnie wbijały się w jego stopy, ale zacisnął zęby. Zawsze mógł znaleźć się mroźnych oceanicznych wodach albo na krawędzi wieżowca.
Instynktownie wyczuwał, gdzie mogła znajdować się Luci. Podążał ścieżką w górę zbocza, ale zszedł z niej tuż przed schodami świątyni, bronionymi przez charakterystyczne lisie posągi. Za jego plecami dało się słyszeć gniewne okrzyki. Obejrzał się za siebie. Światła pochodni migotały niczym dalekie gwiazdy na tle ciemniejącego nieba i wzbierającej mgły. Szła za nim cała wioska. Musieli tachać mnóstwo żelastwa, gdyż co jakiś czas dochodził do niego szczęk metalu.
Lisicę znalazł w ogrodzie. Wdrapał się na najbliższe sobie drzewo i czekał na rozwój wydarzeń, obserwując Luci. Ćwiczyła z włócznią, płynnie przechodząc z jednej pozy w drugą. Wyglądała jak zahipnotyzowana, tańcząc z zamkniętymi oczyma. Jego uwadze nie umknęły również liczne ogony. W tradycyjnym ubiorze i wszystkimi swoimi lisimi atrybutami wzbudzała w nim zarówno podziw, jak i strach. Śledził ruch białych, puchatych końcówek, gdy nagle kobieta zatrzymała się. Wyglądała na zaniepokojoną. Postawiła uszy w szpic nasłuchując.
Keer zastanawiał się, co też mogła przeskrobać, że zdenerwowana ludność postanowiła sprzeciwić się swemu lokalnemu bóstwu. Doprawdy musieli być zdesperowani, by posunąć się do takich rozwiązań. Gawain dałby sobie głowę uciąć, że to nie jest zwykły sen. Odznaczał się logiką, odpowiednią chronologią i subtelnością, jakich próżno było szukać w niekończących się korytarzach z goniącym cię monstrum. Czyżby wspomnienie? Widział ich w swoim życiu wiele i wszystko wskazywało na to, że się nie mylił.
Położył się płasko na gałęzi, by mieć lepszy widok, po czym oplótł ją dłońmi. Gdyby jadł normalne jedzenie, zapewne sięgnąłby teraz po popcorn i wpychał go do ust garściami, ale nie jadł, więc tylko wiercił się niespokojnie.

Yako - 11 Styczeń 2017, 01:56

Lisica zmarszczyła brwi i podeszła do schodów, prowadzących prosto do jej świątyni. Po drodze zapalała się każda latarnia, którą Demonica mijała. Jednak co dziwne, nie zapalała się normalnym, żółto-pomarańczowym płomieniem, lecz błękitnym. Yako jednak zdawała się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Stanęła na najwyższym stopniu, trzymając mocno w dłoni naginatę.
- Po co tu przyszliście? - zapytała donośnym głosem, patrząc z góry na kłębiący się tłum. Był on coraz większy, aż nie można uwierzyć, że tyle ludzi zmieści się w jednej małej wiosce. Nie...na pewno ich tylu nie mieszkało tutaj. Coś było nie tak.
- Nie jesteś nam już potrzebna! - krzyknął tłum jak jeden mąż - nie chcemy żadnego Yako w naszej wiosce!
Lisica wydawała się spokojna. Jednak jej puls mocno przyspieszyła. Spięła się cała i zaczęła mocno poruszać swoimi licznymi ogonami. Przełknęła ślinę słysząc słowa tłumu.
- Skąd pewność, ze jestem Yako, w końcu daję wam obfite plony! I tak mi się odwdzięczacie?! - jej głos lekko drżał. Coś jej nie pasowało w tej scenie. Nigdy nie przychodzili tak licznie. Jak odkryli, że faktycznie nie jest dobrym wysłannikiem ich ukochanej bogini, tylko złym demonem się pod niego podszywającym? Yako czuła wściekłość. Jak to robactwo mogło się jej sprzeciwić?! Nie mieli nic do gadania!
Nagle zaczęły się zapalać wszystkie latarnie, które oświetlały schody. Wszystkie zalśniły jasnym, błękitnym światłem. Lisica jednak nie ruszała się z miejsca, czekając na odpowiedź wieśniaków.
- Bogini już dawno nam nie odpowiada na nasze modlitwy - ciągnął tłum - i nie potrzebujemy już Twoje pomocy! Wynoś się z naszej wioski! Nikt więcej nie zginie po to by zaspokoić zachcianki jakiegoś podrzędnego Yako!
Yako zagryzła mocno wargę. Bała się i to jak jeszcze nigdy. Słysząc ostatnie słowa zacisnęła mocniej dłoń na włóczki i przyjęła postawę do odparcia ataku. Była jednocześnie przerażona i wściekła. Podrzędny Yako? Przegięli! Nie musiała na niego długo czekać, gdyż tłum od razu zaczął wlewać się na oświetlone, wysokie schody, ruszając z zamiarem zlikwidowania niechcianego Demona z wioski.
Yako czekała cierpliwie aż zbliżą się do niej. A właściwie nie oni a czarna masa, w którą się zmienili. Uśmiechnęła się groźnie po czym masa zapłonęła na niebiesko. Jednak szybko płomienie zgasły. Przełknęła ślinę i mina jej zrzedła. Próbowała jeszcze kilka razy jednak z takim samym efektem. Cofnęła się kilka kroków i chwyciła mocniej naginatę. Gdy masa zaatakowała, zaczęła ją sprawnie rozcinać, jednak masy przybywało i przybywało, a naokoło zaczynało się robić coraz ciemniej mimo wszystkich pochodni. Coś się zmieniało...

Gawain Keer - 11 Styczeń 2017, 23:37

Pod schodami zebrała się cała armia. Trochę dużo, jak na kilkanaście wiejskich domów zamieszkiwanych głównie przez chłopstwo. Cóż, tak właśnie wyglądały koszmary. Tym, co bardziej zainteresowało Gawaina, były niebieskie płomienie. Czyżby była to jakaś moc albo inna tajemnicza właściwość? Ludzie jednak niezbyt się nimi przejmowali. Wydało mu się to dość niecodzienne, że nie wydali z siebie żadnego okrzyku zaskoczenia, ani nie odsuwali się od płomieni. Z pantałyku zbiło go dopiero to, jak wieśniacy zwrócili się do lisicy. Yako? Ale nie chodzi o imię... Nie znał tego określenia, ale widocznie powinno kojarzyć się z czymś złym, skoro ludność tak się burzyła. To co Luci powiedziała o plonach, spowodowało, że zaczął łączyć fakty. W końcu na tamtej polanie było tyle ziół, że ledwo je pomieścił do swojej torby. Wielu z nich nie powinien znaleźć w takim miejscu, ale zrzucił to wtedy na zmienny klimat Krainy Luster. Teraz wiedział, co lis robił na polanie i czemu zbiór był tak udany.
Głos kobiety niósł się po okolicy. Było w niej coś czarującego. Taka wojownicza i pewna siebie wywierała na nim niesamowite wrażenie. Pewnie leżałby na gałęzi nadal, oglądając spokojnie spektakl rozgrywający się w głowie Luci, gdyby nie kolejne oskarżenie, które padło pod jej adresem. Serce w jego piersi zatłukło ostrzegawczo. No to zostaliśmy niczym Bonnie i Clyde. Para morderców. Nie ma to jak dobry dobór partnerki. Zrobił kwaśną minę. Nie do końca mu się to spodobało, jeśli ta informacja w ogóle była prawdziwa. On sam nie był lepszy, więc nie oceniał Luci w żaden sposób. Jedyne co go zaniepokoiło, to słowo zachcianki. Mogło oznaczać cokolwiek. Niektórzy zabijali dla frajdy, inni dla pieniędzy albo wpływów, ale Luci nie pasowała mu do tego wzorca. Musiał odkryć, czego chce, inaczej sam szybko padnie trupem. Niby mógłby ją dobić, ale tutaj było nieco inaczej niż w Świecie Ludzi. Prawie wszyscy się znali, a zniknięcie tak wiekowej istoty nie zostanie niezauważone w nieskończoność. Całe Mroczne Zaułki widziały jak niósł nią do siebie. Z drugiej strony, wydarzenia, których był teraz świadkiem, rozegrały się wieki temu. Spokojnie mógł powiedzieć, że właśnie patrzy na samego siebie sprzed kilku lat.
Od jego rozterek odciągnęła go czarna masa napierająca na Luci. Lisica podpaliła ją tymi samymi niebieskimi płomieniami, które nadal rozświetlały okolicę, ale na próżno. Błękitny ogień zdawał się nie wyrządzać smolistemu tworowi żadnej krzywdy. Potem sen zaczął się gwałtownie zmieniać. Koszmar dobiegał końca, więc Gawain nie zwlekał ani chwili dłużej.
- Kolorowych koszmarów - szepnął sam do siebie i zaczął wchłaniać sen. Świat dosłownie znalazł się u jego stóp i tam też znikał. Czuł jak energia wypełnia jego komórki, jak pełznie pod skórą i splata się z każdym mięśniem. Czasem żałował, że to ekstatyczne uniesienie nie może trwać odrobinę dłużej. Wkrótce stał w zupełnej ciszy i jednolitej szarości i nie pozostało mu nic innego, jak tylko wrócić do siebie.

z/t x2



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group