Anonymous - 13 Listopad 2012, 10:31 Byłoby bardzo źle, gdyby Noritoshi dolał jeszcze więcej oliwy do ognia poprzez robienie głupstw i szaleństw. Nawet pod wpływem ulgi i szczęścia, iż koszmar się skończył. Byłby to bardzo niemiły krok. Co prawda Ingrid teoretycznie nie jest tak bardzo groźna, jednak kto chciałby mieć do czynienia z wściekłą kobietą? A nuż trafiłby na wiele dłużej do wyczarowanego pudła.
Nie dostrzegła, iż iluzja się rozpada. Była zbyt zajęta sobą i swoim szczęściem. Przeciągnęła się powoli jakby zbudziła się z wyjątkowo przyjemnego snu, wyprostowała nogi i ogólnie przybrała wygodną pozę.
Słyszała jego słowa, ale tak jakby stał daleko.
- Nie było miłe. Było wspaniałe. Mmm... - stwierdziła rozmarzona i w końcu otworzyła oczy. Drgnęła zdziwiona jak blisko się znalazł. Zmarszczyła brwi i próbowała coś sobie przypomnieć, jednak uniesienie świeżo co wytworzonym strachem nadal działało.
- Co ty tu robisz...? - zapytała i prychnęła na jego pytanie. Komplementu nie usłyszała aczkolwiek się nim nie przejęła. Nie traktowała Noritoshiego jako mężczyznę tylko jako obiekt, który można wykorzystać. Ciepłą masę, która przecięła jej drogę. Tolerowała go zaś, bo był tej samej rasy.
- Ja? Eee... - wysiliła się i niechętnie wyrwała się z owego uniesienia. - Ingrid. A po co ci to? - zapytała i westchnęła w końcu spokojna i wysoce zadowolona. Nie pomyślała, że wypada przeprosić za ten atak. Nie widziała powodu, aby przepraszać. Zemściła się, nasyciła, a więc Noritoshi nie był już jej potrzebny. Mogła go odrzucić na stos spraw do wyeliminowania. Prędko o nim zapomni, jeśli tylko opuści jego towarzystwo.Noritoshi - 13 Listopad 2012, 11:07 Z racji wyprostowania nóg jeszcze mniej ich dzieliło, bo praktycznie tyle co nic, prawie że kolidowały z jego ciałem, prawie.
- Wspaniale dla Ciebie, nie dla mnie... - ...Ale jeśli Cię to uszczęśliwia, to... nie, to masochizm! - Naszła go jakaś myśl, można się raczej domyślić jaka.
Imię - po co właściwie o nie pytał? Tak raczej bez powodu, to też musiał na szybko coś wymyślić.
- Bym wiedział kogo szukać.
Nie łatwo było mu utrzymać równowagę na dłuższy czas, to też musiał się zeprzeć na paluszkach. Mało kto pewnie by zauważył, że zaczął się z ich pomocą przybliżać w kierunku Ingrid. Coś mu mówiło, że nie chce prędko się stąd ulotnić, tylko co? To chyba nie ważne, ważniejszy jest powód dla którego miałby tego chcieć, a ten dostrzegał dość wyraźnie.
Był dość blisko niej, ale nie zasłaniał całkowicie jej widoku na świat. Coś tam kątem oka z tych brudnych, obskurnych ścian mogła ujrzeć... Ale z pewnością milej było patrzeć na wprost, na przystojnego mężczyznę o blond włosach z dnia na dzień coraz bardziej przechodzących w śnieżny blask - naturalny ich kolor.
Jakoś tak się stało, że jego dłonie były nieopodal jej nóg, jej łydek, które przypadkiem, tak to dobre słowo, przypadkiem musnął.
- Ingrid... - Wyszeptał, a że jego wcześniejsze wypowiedzi nieco przeciągały się w czasie, to jedna z druga ładnie się łączyła. Co jak co, ale czarować dziewczyny to on umie, głownie swą mową i doborem słów.Anonymous - 13 Listopad 2012, 11:28 Czuła się jak na haju i nic nie miało teraz dla niej znaczenia. Nadal jej krew płynęła, jakby szybciej, przez dobry "posiłek". Jak wspomniałam, odrzuciła Noritoshiego na stos rzeczy niepotrzebnych. Była w pół śnie, dlatego nie zmuszała siebie, aby sobie przypomnieć gdzie jest i po co tu jest. Nie rozglądała się po fabryce i nie wpatrywała w obrzydliwie anielską twarz Noritoshiego. Owszem, coś jej tam mówiło, że powinna kopnąć go teraz w jego skarby i dalej pławić się w rozkoszy po "posiłku", jednak po prostu się jej nie chciało wysilać.
- Szukać? - powtórzyła jak echo i przymknęła oczy. Ciepły prąd, który przeszył jej ciało, mając swój punkt kulminacyjny na łydce, uznała za skutki uboczne iluzji, która całkowicie się rozpłynęła.
- Po co szukać? To ja cię znajdę, w końcu zaprosiłeś mnie do siebie na noc. - przypomniała mu rozmarzonym i trochę nieobecnym głosem. Mówiła tak, jakby chciała, aby szybko uzyskał odpowiedź i dał jej spokój. Pamiętała o tym "zaproszeniu" i nie omieszkała z niego skorzystać. Jeśli nie dorwie nowego żywiciela, z pewnością odwiedzi Noritoshiego, by ponownie się nasilić.
Coś w niej drgnęło, kiedy wypowiedział jej imię. Nie tak powinien je wymawiać, nie w ten sposób.
- Może cię odwiedzę szybciej niż myślę, kołku. - westchnęła i nadal wygodnie opierała się o filar z półprzymkniętymi oczami. Odczuwała ciepło emanujące od Noritoshiego, jednak nie przykuwała do tego uwagi. Był gdzieś tu w zasięgu ręki; póki jej nie przeszkadzał mógł sobie spokojnie egzystować. Planowała się wprowadzić do tego osobnika, ale jeszcze mu o tym nie mówiła. Dopóki nie znajdzie swej posiadłości obdartej z radości, musi gdzieś się ulokować. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej na samą myśl soczystych posiłków co noc. Nie widziała w tym nic nieprzyzwoitego.Noritoshi - 13 Listopad 2012, 19:46 Nie chciało jej się wysilać i dzięki ci palmo, osiołku bądź inne bóstwo, za to wydłużenie wegetacji, pozbawionej uszczerbku na zdrowiu. Również i za te domniemane skutki uboczne iluzji wielkie ci, o wielki, dzięki.
No ale nie o polityce tu mowa, więc zostawmy rolę posągów ze złota w spokoju, na kartach ich historii.
Zapraszał? Ano własnie, jak zapraszają to trzeba korzystać i brać, bo cholera wie, co będzie potem. Komuś się coś odwidzi, zniknie w cieniu, czy też najzwyczajniej kto pierwszy ten lepszy, czyli będzie nieaktualne.
- Zaprosiłem... więc noc ta będzie długa, a dzień ją poprzedzający zbyt krótki, by opłacało się nam rozstawać.
Dać jej spokój? Nic z tych rzeczy! Oj nie, sprawy zbyt daleko zaszły: kolanami oparł się na podłodze, zaś dłonie przesunął nieco dalej, na jej rzepki otulone przez rajstopy. Tu można nadmienić, że zbliżał się do osiągnięcia apogeum szeroko rozumianego zjawiska z rzędu szczęścia i gatunku czułości - nie widział e tym momencie świata poza nią.
Mówi się, że pewne granice są tak małe, że należytym jest je pominąć. Podobnie ma się rzecz z bardzo małymi ułamkami, które są po prostu zerem. Dlatego też, bez dłuższego namysłu, działając pod wpływem chwili (oraz zachwytu nad zyskaniem wolności, który, jak wspomniałem kiedyś tam, może prowadzić do głupoty), zastosował powyższą regułkę do obecnej sytuacji. Otóż zwinął na chwilę swoje dłonie, by po chwili oprzeć się na nich, na chłodnym betonie. jednocześnie będąc... nad pięknym ciałem Ingrid. Twarze ich dzieliła niewielka przestrzeń powietrza, która powinna zostać usunięta w ramach.. tak jest, pocałunku - postanowił owego dokonać, powoli, acz zdecydowanie, licząc na to, że ta nie zechce za chwilkę przerwać mu tych prób podboju, niczym zima, która sprzątnęła wojska napoleońskie z powrotem na zachód Europy.
Milczał od dłuższego czasu. Tylko niewielki, a zarazem sugerujący pojawienie się niespodziewanego szyku zdarzeń, uśmiech zamieszkiwał na jego ustach, próbujących teraz zetknąć się z ustami Ingrid. I jakiego by smaku nie miały - kwaśnej wiśni, soczystej truskawki, czy też jałowego niedojrzałego winogrona - prawdopodobnie nie zastanawiałby się nad tym, by się od nich oderwać. Teraz liczyła się dla niego tylko bliskość z Ingrid - jej, podniecającym go, ciałem, którego gniewna dusza również, poniekąd, przypadła mu do gustu.Anonymous - 13 Listopad 2012, 20:17 Nie, Ingrid nie należała do osób, które tracą kontrolę nad światem. Światem, czyli własnym życiem i tym, co się dzieje dookoła. Owszem, niewielka dawka paniki i lęku sprawiły, iż straciła świadomość gdzie jest i dlaczego tu jest. Jednak nadal wiedziała co się z nią dzieje i w jakiej odległości znajduje się Noritoshi. Wyraźnie poczuła ciepło dłoni na kolanach i to dało jej cynk, aby być czujną. Mimo wszystko uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Po moim trupie... - szepnęła czując jak się odważnie i ryzykownie do niej przybliża. Ależ skąd, nie zerwała się na równe nogi, nie wrzasnęła, nie zagroziła kastracją ani nie posłała do diabła. Rozchyliła delikatnie usta i westchnęła rozmarzona. Łagodnie przesunęła jedną dłoń na jego kark, zaś drugą na klatkę piersiową, aby mieć i nad nim kontrolę. Na widok anioła powinna brać nogi za pas, ale jak on może jej zaszkodzić? No właśnie, w ogóle. Ciepło rozlało się po jej policzkach, kiedy ją pocałował. Jego życie, on o nim decyduje. W jej gardle i piersiach wirował stłumiony śmiech, kiedy zdecydowanie oddała pocałunek i zacisnęła palce na jego barku. Słodko-gorzki smak anielskich ust wcale nie pomógł jej wytrzeźwieć. Rozbawił ją, dlatego tłumiony śmiech przeszedł w chichot, który nijak się miał do tej sytuacji. Może przez jej "po moim trupie"?
W końcu wybuchnęła śmiechem, który odbił się o dziurawe ściany fabryki. Nic nie mogła poradzić na to, że ją rozbawił swoją głupią odwagą. Na prawdę myśli, że ujdzie mu to na sucho? Nie mogła się doczekać kiedy się do niego wprowadzi. Zaiste będzie to przyjemne doświadczenie.Noritoshi - 13 Listopad 2012, 21:10 Anioł, anielski, anielskie... Do diabła! Czyż dobroć ma tylko to jedno imię? No dobra, w wielu przypadkach tak, ale raczej nieodpowiednim jest używanie go w formie synonimicznej w stosunku do osoby tego osobnika. On umie się zezłościć, popaść w stan "wszystko mi jedno" bądź "mam wy***". Po prostu częściej zdarza mu się być anielskim i stwarzać pozory złotego dziecka niż przeciętnemu Kowalskiemu.
- Już jest po twoim trupie, heh... - Wymamrotał pod nosem, bardziej do siebie, to też mogła go wcale nie zrozumieć czy nawet nie usłyszeć z racji bycia na haju.
Obawiał się tego, że zostanie odtrącony, jednakże ta się jeszcze przyczyniła do rozwoju tych wydarzeń. Śmianie się w tej sytuacji trochę go zirytowało - znów idealny moment ostrzegawczy na dostanie w pysk. Mimo to nie poskromił swych podbojów.
Spierając się jedną dłonią, drugą sięgnął jej ramienia a potem barku, muskając je. Teraz to on czerpał przyjemności - właśnie tak - bliskość cielesna wypełniała go w emocje. Znów ją pocałował, nie czując nawet że część jego skrzydeł pojawia się i znika naprzemiennie, aż w końcu zanikły prawie całkowicie. Cóż, efekt uboczny osiągania przyjemności.
Czas mijał, a pozycja jaka przyjął n dłuższa metę wygodna nie była. Przemieścił się tak, by na całych nogach oraz łokciu spierać swój ciężar. Druga dłonią nadal krążył po jej plecach, ramieniu bądź szyi. Kolejny magiczny pocałunek złączył ich usta.[/u]Anonymous - 13 Listopad 2012, 21:35 Nie mogło to trwać wiecznie. Zmusił ją, aby przestała się śmiać. Zaiste, nie wolno do niczego zmuszać Ingrid, czy to nie oczywiste? Poczuła jak krew wrze jej w skroniach z gniewu. Zaś gniew ten był bardzo wyczuwalny choćby poprzez napięcie wszystkich mięśni. Wbiła paznokcie w jego ramię i po prostu od siebie odepchnęła. Wstała i otarła usta, a potem nachyliła się ku Noritoshiemu. Jej oczy płonęły, kiedy po raz drugi uderzyła go w policzek.
- Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? Myślałeś, że dam się zaciągnąć do łóżka? Wiesz co? Myślenie nie jest twoją mocną stroną. - stwierdziła i poprawiła swoją mahoniową tunikę. Potem zajęła się włosami.
- Wstawaj kołku i pokaż mi gdzie mieszkasz. Skorzystam z twojej siedziby. - zażądała, nie zapytała. Wzięła głęboki wdech i się rozejrzała. Przede wszystkim musiała uspokoić skołatane serce i wrzącą krew w żyłach. Owszem, sprawił jej przyjemność swoim czułym i ciepłym gestem, jednak warto przypomnieć, iż to nie w naturze Ingrid poddawać się t a k i m emocjom. Radość daje jej strach, zaś potrzeby fizyczne... przez tyle lat je tłumiła i nie zamierzała ich uwalniać. Kiedy przeszła dość duży kawałek fabryki, odwróciła się za siebie.
- No ruszaj się! Muszę się koniecznie wykąpać. Śmierdzę święconą ziemią. - marudziła i ponaglała delikwenta. Nie, nie lubiła go. Tej nocy ponownie nasyci się jego lękiem, aby nie był w stanie nawet pomyśleć o takim czymś jak pocałunek.Noritoshi - 13 Listopad 2012, 22:13 A już tam zaciągać do łóżka... Czy nigdy nie może to być tajemniczy punkt kulminacyjny, tylko zaraz oczywista oczywistość? A zaraz, do łóżka? No może kiedyś, ale co kiedyś to nieważne na teraz, a teraz po prostu kilka pocałunków i dotykania się, przynajmniej tylko na to się zapowiadało. No i,k, nie wyszło... Biedny Nori, tylko się iść popłakać...
Nie, wróć, jest jeszcze zbyt szczęśliwy by tak od zaraz w tak różny stan przejść.
- Jakiego znów łóżka... Chciałem tylko... - Nie dokończył, bo zaraz sobie "zażyczyła" jak na wybredną rozpieszczoną panienkę bogaczy przystało.
No i jeszcze oberwało mu się... Co za choróbsko na nogach chodzące spotkał. Niewiele brakowało, by się zezłościł, tak konkretnie - wystarczyły jej dalsze słowa:
- EJ! Pierw uciekasz a teraz mi się do domu wpraszasz? Nosz cholera.. zdecyduj się! - Wybuchnął na nią, bo już całkiem zgłupiał od jej logiki. "Nawiedzę w nocy; nie dotykaj; dawaj mi swoją łazienkę" - Ach te kobity...
Wstał na równe nogi i zmierzył ją przekuwającym, wściekłym wzrokiem. Na ogół jest spokojny, ale czasem musi ten spokój wyładować - proste.
- Nie. I nie jestem kołek! - Nie zamierza jej wprowadzić w swoje skromne progi, aczkolwiek.. coś mu błysło w głowie. - Nie możesz się tam dostać, bo boisz się latać. - Dodał ze złowrogim uśmiechem na ustach, jakby własnie powiedział szach mat jakiemuś lepszemu mistrzowi gier w te pionki.
- Wiesz, tak mile się tam leci, ponad chmurami, wyżej od byle miejskich gołębi... - Zaczął przesadnie charakteryzować swoje zgrabne lokum. Tak tylko trochę, no, może trochę bardziej... mniejsza.Anonymous - 14 Listopad 2012, 08:06 Było to oczywistą oczywistością i bez zbędnego wysilania się. Owszem, prowokowała sytuację wpraszając się do niego, jednak innego wyjścia nie miała. Marzyła się jej gorąca kąpiel i wygodne, wielkie łóżko. A skoro tylko Noritoshi był pod ręką, musiał się teraz z nią cackać. Sam się o to prosił. Westchnęła i pokręciła głową z niedowierzaniem słysząc jego wywód. Uśmiechała się kącikiem ust albowiem jego gniew był bardzo słodkim przeżyciem. Podeszła do niego tak, jakby znowu miała zamiar ręcznie pokazać mu co o nim myśli. Zatrzymała się dwa centymetry przed jego stopami. Uniosła głowę i patrzyła na niego nieprzychylnie.
- Sama się tam przetransportuję, kołku. Lepsze to niż twoje dziewczęce skrzydełka. Wstyd w ogóle je pokazywać. Jak myślisz, bolałoby, gdyby ktoś ci je wyrwał? - zapytała zirytowana, bo nie rozumiała dlaczego takowe skrzydła posiada. Jednak duma zabroniła jej teraz o to pytać. Później się dowie, kiedy emocje opadną. W głowie Ingrid pojawiał się szkic iluzji jak rozwścieczony wilk zjada skrzydełka Noritoshiego. To musiałoby być przerażające! Tak, ma już wizję na dzisiejszą noc; będzie to zaiste bardzo miłe.
- Chcę. Się. Wykąpać. I. Wyspać. Kołku. - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Więc ruszaj swoje troki, bo mi niedobrze po tej ziemi! - syknęła i rozkazywała mu się pospieszyć. Owszem, była rozpieszczona i nie widziała w tym nic złego. Patrzyła z dołu na niego i znowu stwierdziła, że wygląda ohydnie dobrze. Uniosła rękę ku policzkowi Noriego, ale nie dotknęła go. Sprawdzała kontrast skóry? A może się zawahała? Zapewne to pierwsze, nie jej tu dociekać. Odsunęła ją i położyła na biodro.
- Oczywiście, idziemy do łóżka. Tylko ja zajmuje największe, a ty śpij gdzie chcesz. - wyjaśniła złośliwym tonem i zaśmiała się gardłowo. Ona temu wcale nie zaprzeczała. Po prostu postrzegała niektóre związki wyrazowe w zupełnie odmienny sposób. Musiała się orzeźwić i trochę wytrzeźwieć. W jej głowie nadal huczało jej imię w y p o w i a d a n e przez Noritoshiego. Nie tak, jak powinno. Źle brzmiało i to się Ingrid nie podobało. Oczywiście, że nie dawała po sobie niczego poznać. Dziwne rzeczy działy się w jej wnętrzu.Noritoshi - 14 Listopad 2012, 18:19 Po kilkukrotnych jej wybrykach w postaci zbyt mocnego, bolącego dotyku, czyli uderzeniach w pysk, pilnował się, by nie dopuścić jej zbyt bardzo do siebie, to też albo niepozornie się wycofywał, albo uciekał na bok, albo też po prostu trzymał rękę w gotowości do zablokowania jakiegoś ataku. Nie będzie przecież jej workiem treningowym i jej szczęście, że nie zdecydowała się tego ruchu ponowić.
Sam się prosił - oj, temu nie można zaprzeczyć - tyle tylko, że to miała być bardziej jego gra, jego wygrana partia, lecz udało się jej zdobyć więcej punktów w aspekcie straszenia. Jakże często samemu rozdaje się karty, a się w nie przegrywa, czy też wymyśla się własną grę, w której znajdą się w moment od Ciebie lepsi. Takie już uroki zdarzeń losowych - i nie można polegać tylko na instynkcie i wiedzy, bo to nic nie znaczy w obliczu przypadku. A straszenie jeszcze nie skończone i można zaległości odrobić.
- Nie prosiłem się o nie! I nie są dziewczęce, co najwyżej... zapewniają dobry kamuflaż, ot co!
No własnie, weźmy takiego niepozornego robaczka, który w rzeczywistości ukaże swe zębiska, a my będziemy mogli je dokładnie obejrzeć z bliska - będąc przeżywanym w ich jamie ustnej.
- Na pewno nie bolało by tak, jak latanie. - Dalej ustawał przy swoim, że bać się latać to bezsens - największa głupota jaką można wymyślić. I mniejsza, że na logikę ciasne pomieszczenie jest nieruchomością i nic nam nie zrobi, a w locie jesteśmy narażeni na kolizję z innymi obiektami bądź po prostu na upadek. Niby ściany mogą mieć zębiska i zacząć gryźć, no ale.. nie wnikajmy w szczegóły.
Spojrzał na nią jak na idiotkę gdy zaczęła gadać pojedynczymi słowami, a po chwili pochwycił jej formę wypowiedzi:
- Chcę. Cię. Całować. I. Tulić. Ingriś. - I nie ważne było ile w tym prawdy - odpowiedział niemożliwym na niemożliwe - chcianym na chciane.
Zaczął iść za nią, by po jakimś czasie przechwycić pałeczkę przewodnika i samemu obrać kierunek jakim podążą. Trudno z nim będzie negocjować, to pewne, zresztą czy kiedykolwiek anioł dogadał się z diabłem, pies z kotem, a wilk z zajecem? W wersji animowanej nigdy, ale w tym zagonionym świecie wszystko jest możliwe.
- Tu cie poprawie. Nie ma największego i mogę się nim najwyżej z Tobą podzielić. A tak w ogóle to zbędny nam sen, nie zauważyłaś? Tylko czasem trzeba odpocząć czy coś...
Znów zaczynał ją pouczać w kontekście co strach musi - na cmentarzu wykazywał odporność na ziemię święconą, teraz przyszedł czas na sen.
Powoli robiło się jasno. Słońce coraz śmielej zerkało wgłąb lasów i zakamarków, oślepiało kierowców i zachęcało roślinność do fotosyntezy. Poranek.. ach, jakże piękna jest przyroda o świcie, ale jeszcze piękniejsza nocą, czyż nie?
Jakoś udało im się wydostać z walącej się fabryki i skierować boczną dróżką w kierunku główniejsze drogi, skąd nie problemem jest ujrzeć piętrzący się nad pewną dzielnicą jeden z kilku wieżowców. Piękna pogoda i idealna pora na smaczne śniadanie...Anonymous - 14 Listopad 2012, 18:33 Nawet w rzeczywistości jest bardzo trudno dogadać się wilkowi i niewinnemu zajączkowi. Szczególnie, jeśli rzeczywistość pozwoliła powrócić Zmorom Sennym, Cieniom i Strachom. Ingrid nawet nie zamierzała się dogadywać, bo po co? Co jej to da? Noritoshi jest tylko obiektem zastępczym aniżeli porządny żywiciel. Kiedy tylko znajdzie takowego, Strach będzie mógł odejść w zapomnienie. Jednakże jeszcze Ingrid nie odnalazła żywiciela.
Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech słysząc jego odpowiedzi. Czy za każdym razem musi wzdychać i kręcić z niedowierzaniem głową, kiedy ten otworzy usta?
- Obyś się boleśnie nie rozczarował kołku. I mam prośbę. - zatrzymała się na chwilę i zerknęła na niego spode łba. - Nie pokazuj tych motylich skrzydełek przy żadnej istocie. Wstyd mi przynosisz. - zażądała i machnęła na niego rękę wyprzedzając go spory kawałek.
Ingrid lubiła spać. Lubiła w sobie tę stronę człowieczeństwa. Dlatego zasypiała co noc albo w środku dnia, bowiem była stworzeniem nocnym i odpoczywała. Regenerowała swoją człowieczą cząstkę i trzeba przyznać, że pod tym względem owa cząstka była rozpieszczona. Inne jej strony były tłumione i lekceważone. Za bardzo bolały ją wspomnienia zza normalnego życia.
- Jesteś czymś innym. - mruknęła od niechcenia. - Masz skrzydła, spać nie musisz, ziemia święcona ci nie przeszkadza... i jesteś głupi. Całe moje przeciwieństwo. - tutaj zerknęła przez ramię ku niemu i posłała mu zniewalający uśmiech. Na dróżce się zatrzymała.
- Prowadź kołku. Sama się tam przedostanę. I pamiętaj o skrzydłach! - syknęła. Faktycznie, dzień już nastał, dlatego nie uśmiechało jej się towarzystwo motylich i dziewczęcych skrzydełek wprost z bajek dla dzieci.
Założyła na nos okulary przeciwsłoneczne. Śniadanie zjedzone, niedługo nadejdzie na drugie... już stoi obok, trzeba je tylko trochę przyprawić.
[zt x2]Noritoshi - 28 Czerwiec 2014, 23:25 Rozgrywka toczyła się. Oddział gońców z MORII, rozsiany w okolicy, szukał uciekinierki, która zdołała ukrywać się w tej otulinie nocy, oświetlanej tym co niepełny Księżyc zdołał Słońcu wykraść i odbić od śniegów.
A ksiądz szukał ratunku w Bogu odkąd Potwór raczył siebie nazwać i tylko po części przyjąć pomoc duchownego. W biegu zakładane buty sprawiły, że na moment straciła równowagę i zatopiła całą łydkę w połaciach śniegu, skradając go trochę i zapewniając sobie kolejną dawkę marznięcia.
Uciekała, jak jej radził, w ten widziany już stad las, za którego kurtyną skrywały się zniszczone faby fabryk, między którymi ma ją czekać droga do miasta.
W tej pogoni nie zauważyła, kiedy ksiądz zniknął jej z oczu. Stracił się na odcinku od bramy do wejścia w las, czyli jakieś około pięćdziesiąt metrów odległości, będącej kilkunastocentymetrową śnieżną zaspą, która nakazywała rozbijać się o siebie jej nogom. Gdzieniegdzie na białym puchu dawały się ujrzeć ślady łap dzikich zwierząt, ale to najpewniej w ogóle dla uciekającej nie miało znaczenia.
Weszła w las.
W oddali, za nią, dały się słyszeć stłumione głosy ludzi, odbite po trochu echem od nagrobków, wokoło których się znajdowali. W lesie śniegu było trochę mniej, ale teren był bardziej nierówny. Nie było też wielkich kępów trawy i krzaków, jakie mogła wcześniej w ramach przeszkody, po wyjściu z cmentarnych murów, na swojej drodze napotkać.
W lesie musiała zwolnić tempa, bo organizm przypominał o sobie, o swoim zmęczeniu, nie pozwalając jej na zbyt wiele. Mróz i kontakt ze śniegiem groziły odmrożeniami w bardziej wrażliwych miejscach. Minęła kilkanaście drzew po każdej ze swoich stron (praktycznie same buki), kiedy to wraz z zarysem budynków w dole, doszedł ją strzał z broni palnej. I możliwe, ze dopiero teraz wspomniała sobie o kapłanie który jej pomagał.
Tak, przed nią rozciągał się spadek terenu, wciąż gnieżdżący się w tej buczynie. Kilkadziesiąt metrów pochyłości z drzewami zastawiało jej drogę do zabudowań rozciągającym się na równinnym terenie. Dobiegał ją także bardzo słaby szum miejski, będący zlepkiem aut grasujących na obwodnicy, jakichś imprez w knajpach czy też jadących po torach nocnych pociągów.
Miała problem z czuciem swoich stóp. I czuła jak szczypie ją lewe ramię - w pośpiechu uderzyła się o jedną z gałęzi i, pomimo posiadanej kurtki, zdarła sobie trochę naskórka. Obolałe ramię nie stawia ją najlepiej w potrzebie ewentualnej walki wręcz.
Ma to szczęście, że zwierzyna łowna jeszcze się z nią nie spotkała. Ale i tak wizja przebiegnięcia po pochyłym terenie, nawet ładnie stromym, nie była jej dobrym przyjacielem.
Masz może sanki? Żal byłoby nie zjechać!.. o ile tylko nie trafi się w jakieś drzewo, albo w uskok terenu, zakopując się wraz z pojazdem w zaspie śniegowej...
***
"- Mam nadzieję, że zechcesz mi pomóc, przyjacielu. A tymczasem zdana jestem sama na siebie. I oby twój duch miał rację, sądząc, że wciąż mam czas na swoje działania. Wielka szkoda byłaby, gdyby okazało się to marnotrawstwem sił, nie wspominając o ryzyku mego żywota."Anonymous - 29 Czerwiec 2014, 00:10 Nie była przygotowana do biegu. Ogólnie rzecz ujmując, jej kondycja była fatalna. W małej celi, w której była trzymana, nie miała szans, na jej utrzymanie. Cóż, to w sumie logiczne. Obiekty badań i eksperymentów powinny być osłabione, żeby nie mogły uciec.
No właśnie. W tym momencie właśnie upadła, ale czym prędzej się podniosła. Nie zważała na nic. Jej jedynym zadaniem było dobiec do lasu w jak najkrótszym czasie. Była tylko ona. Nic innego się nie liczyło i nie zwracała na nic uwagi.. I faktycznie - zapomniała o swoim towarzyszu, który był spory kawałek od niej. Tak jak przewidziała, zapewne jego strój stworzył problem. Uciekał razem z nią, pytanie tylko, czy szpiedzy zabiją go od razu, czy darują mu życie.
Skłonna była tej pierwszej opcji.
Dotknęła drzewa, który należał do szeregu innych, broniących innych swoich towarzyszy przed wiatrem. Dyszała już ciężko, więc przeszła do truchtu, nie zatrzymując się ani na chwilę. Wytarła swój nos i wargi, które zostały doszczętnie zniszczone przez panujący mróz. Stóp, pomimo butów, nie czuła - teraz powinna leżeć w szpitalnym łóżku i witać pielęgniarki, które stopniowo podgrzewają wodę w misce, w której zanurzone byłyby jej stopy.
Rzeczywistość była jednak bardziej okrutna. Słyszała różne odgłosy - miejski szum, stłumione i coraz bardziej ciche głosy szpiegów. Dostrzegła także budynki.
Kompletnie nie wiedziała co robić. Obejrzała się. Zaklęła pod nosem. Nie było koło niej księdza. Jedyna deska ratunku, która mogła załatwić rzeczy z miasta.
Ptaki, wszystkie jakby wystrzelone z armaty odleciały z gałęzi drzew, którymi była otoczona. Przestraszone przez wystrzał z pistoletu. Przeklęła znowu i odgarnęła włosy. Coraz wolniej truchtała. Zaczęła powoli panikować. Nie wróci się po niego. To samobójstwo. Nie miała szans, zapewne było ich kilku i mieli broń palną.
To co miała zrobić? Schować się do tamtego budynku? To przecież oczywiste, że tam się schowa... Myślała gorączkowo, wiedząc, że posiada bardzo mało czasu. Ba! Nie miała go prawie wcale!
Miała przy sobie jedynie jakiś kompas, nie wiadomo dlaczego, który na nic się nie przydaje. Dodatkowo jej kończyny mogła zamienić się w broń. Hej!
Pomyślała o broni palnej. Myślała, myślała... i nic. Przeklęła po raz kolejny. Chyba jej super moc się wypaliła. Nie mogła nic innego zrobić niż z biec z tej górki i ukryć się w środku budynku. Gdy była już na dole, szła prędko w stronę opuszczonej (chyba) fabryki.Noritoshi - 29 Czerwiec 2014, 00:52 Bieg po stromym zboczu nie należał do łatwych. Pod śniegiem kryły się zerwane przez jesienny wiatr gałęzie, kopce usypane z liści, wystające z ziemi skały, zagłębienia terenu, a także trochę śmieci zostawionych przez meliniarzy, typu butelki z wódki i piwska. Na szczęście Anny, napotkała tylko naturalne przeszkody. Na jej nieszczęście, pierw poleciała, potykając się o jeden ze skrytych pod śniegiem kamieni, a potem niezbyt dobrze upadła - skręciła sobie kostkę, choć wcale tego nie czuła. Biegła więc dalej, ale jej kroki straciły na stabilności, czego efektem było zatopienie się w chmarze liści otulonej małą warstwą śniegu i najpewniej kolejnym upadkiem.
(Możesz się wykazać pomysłowością, aby uniknąć powyższych nieprzyjemności - skręcenie kostki i upadek w liście zmieszane ze śniegiem. Przy okazji kupisz sobie trochę cennych sekund)
Nie poddawała się - biegła dalej. Płot kiedyś pełnił swoją funkcję, teraz był tylko jego pozostałością, który może nawet i niezauważenie minęła.
Po lewej znajduje się kilkupoziomowy, wielki budynek, będący niegdyś zbieraniną biur i pomniejszych pomieszczeń służących kontroli produkcji. Stojący na solidnych, żelaznych słupach, między którymi niegdyś auta osobowe miały swój parking. Między tymi filarami, w centralnej części budowli, usytuowany jest zjazd do podziemi, skąd dostawcze auta zaopatrywały się w gotowe produkty - tak, poziom -1 to główny magazyn. Podziemie jest połączone z resztą budynku z pomocą schodów, zaś na pierwsze piętro prowadziły niegdyś kunsztowne schody, a obecnie to tylko gruzowisko, po którym da się w miarę przejść, ale znajduje się od frontowej strony.
Z kolei po drugiej stronie tej asfaltowej drogi, zakrytej, oczywiście, śniegiem, znajduje się wysoka hala. Może do niej wejść przez bramę, której właściwie nie ma - rozkradziono ją na złom i została sama futryna. Jest na tyle wielka, że niegdyś tir spokojnie do środka wjechał.
A na wprost, sto metrów przed nią, znajduje się budka strażnicza, rzecz jasna od dawien dawna nieużywana. Co tam może znaleźć? Nie nastawiałbym się na żadne wielkie skarby - co warte było kradzieży, to złomiarze pozabierali stąd, kluczami otwierając chyba wszystko co było zamknięte.
Co do wystroju tych budowli... Jak wspomniano w pierwszym poście - wybite szyby, rozlatujące się tynki, betonowe posadzki, pozostałości po chemikaliach, niespodziewani goście w stylu szczurów jak i miejscowych bezdomnych... W którym budynku się schroniła? Tym z lewej, czy tym z prawej? Cóż, to raczej bez większego znaczenia, bo w obu czekają na nią podobne rzeczy - znikomy dostęp światła w głębi pomieszczeń, nieznane zakamarki i miejsca grożące zawaleniem się.
Jako wskazówkę podam, że wybierając drogę ku podziemiom, napotka ją więcej ciekawych rzeczy - zarówno tych złych, jak i tych dobrych.Podejmiesz ryzyko, Lisku? hihihi!..
Bardzo orientacyjna mapka: http://sketchtoy.com/61899667Anonymous - 29 Czerwiec 2014, 22:57 Bieg był faktycznie trudny. Jednak nie aż tak, by odnieść takie obrażenia. Anna faktycznie potknęła się o wystający korzeń drzewa. Jednakże zbiegała tuż obok linii drzew. Odruchowo więc łapała wystające gałęzie drzew. Zapewne załatwiła sobie przy tym zadrapania na dłoni, ale za to w najgorszym wypadku mogła upaść na swój zadek.
W ogarniającej jej ciemności nie zauważyła płotu. Przebiegła po prostu w jego wyrwie. Jej jedynym celem było schować się i zmniejszyć szansę konfrontacji. Zastanowiła się przez chwilę, czy dostali rozkaz zabicia jej, czy też w dostarczeniu jej z powrotem do Morii. Żywej. Tego chciała uniknąć za wszelką cenę i wolała dołączyć do Lucyfera na dno Piekieł. W głębi jej świadomości świtało jej, że ktoś kiedyś napisał o tym książkę. Jednak nie to było najważniejsze.
Poza tym - jej Piekło odbywało się tu - na Ziemi...
Przed jej oczami stały dwa gmachy. Gdzieś w oddali widziała budkę, zapewne kiedyś siedział tam strażnik i pilnował, kto wjeżdża na teren budynku. Nie zwracała uwagi na jego wygląd. Była to sprawa najmniejszej wagi. Zwróciła tylko uwagę, że szyby w oknach były powybijane, a w niektórych wcale ich nie było.
Spojrzała na drogę. Oczywiście śnieg grał tutaj rolę przeciwną. Zdradzi ją...Widziała dwa wejścia, po jednym do każdego budynku. Wpadła na pewien pomysł. Straci na niego trochę czasu, ale liczyła w duchu, że szpiedzy znajdują się daleko od niej.
Przeszła się po drodze szybkim krokiem. Idealnie po środku. Cofnęła się po śladach i stanęła przy wejściu prowadzących do podziemi. Zmusiła się do skoku. Przeleciała nad warstwą śniegu dzielącą ją od wjazdu. Udało się, jednak przez dolegliwości i obrażenia nie mogła wylądować - nie było szans. Przeturlała się kawałek.
Gdy już mogła wstać zauważyła, że pręty są elastyczne i gdyby upadła na plecy, to nie przebiją jej płuc, tylko rozłożą się na boki. Może to później wykorzystać.
Nie przyzwyczajona do ciemności panujących w podziemiach i pomimo strachu, który ją ogarniał... Ruszyła w nią, mając nadzieję, że nie idzie prosto do paszczy lwa.