Noritoshi - 30 Czerwiec 2014, 01:06 Podróż przez strome zbocze trwała nieco krócej niż zakładałem to we wcześniejszym poście. Ruszyła drogą zostawiając w śniegu ślady butów, po czym wycofała się do wjazdu dla dostawczych pojazdów. Jako że tutejszy parking i zjazd do podziemi są zadaszone, stawiała kroki po zmrożonym betonie, jednakże wcześniej miała okazje się przekonać co znaczy upadek na tak twardy materiał. Efekt? Otarcia, stłuczenia, bo jednak trochę odległości do odskoczenia miała. Ale udało się.
Gdy powstała, przez las przedzierała się już pewna osoba. Kto? Cóż, póki co nie słyszała tego.
Schodziła w dół. Ciemności spowijały to miejsce, a wraz z nimi pojawiały się niewygodne dla uszu szelesty, trudne do określenia w źródle z którego dochodziły. Ich tonacja była wysoka i odbijały się echem od betonowych ścian długiego korytarza, ułożonego po przekątnej budynku, pełnego filarów i bram zaopatrzeniowych po obu stronach, czego oczywiście nie była w stanie dojrzeć. Nieopodal miejsca gdzie się znalazła znajdowały się schody na wyższe piętra i tylko uczucie powiewu wiatru sprawiało podejrzenia ku temu, że coś tutaj się znajduje powiązanego z wentylacją.
I nagle upadła na podłogę, czując nieprzyjemy ucisk w kręgach szyjnych, jakby ściskano ją w imadle. Coś ją tam ugryzło, a wspomniany wcześniej szelest był już w większym natężeniu.
Ocknęła się kilkanaście minut później, leżąc pod jedną ze ścian i wciąż wszystko pamiętając. Ubioru nikt jej nie zabrał, kompas wciąż miała przy sobie, a kończyny niczym nieskrępowane. Słyszała rozmowy dochodzące z nieopodal, a na ścianach tańcowały niewyraźnie cienie. Słyszała jak w pobliżu coś się pali. Gdzie była? W jednym z korytarzy, w jego wnęce, jak to mogła poznać po kilku futrynach wyłaniających się z ciemności przed nią, bowiem żadne z tutejszych pomieszczeń nie posiadało drzwi.
Sięgając dłonią do obolałego karku mogła poczuć związany na nim bandaż, pod którym znajdował się kawałek papieru nasączony czymś, co sprawiało wrażenie jakby jej kark był mrożony. Gdzie była? Na pierwszym piętrze budynku, ale w tej części korytarza nie było okien. Nie umiała zrozumieć o czym też ci ludzie gadają: jakaś ucieczka, że zginą, żeby ten drugi nie panikował, że to tylko budynek...
Ma czas na swobodną ucieczkę, może się zakraść do tych ludzi i ich zdjąć, albo zwyczajnie poprosić o pomoc. Może też się zająć cichym przeszukiwaniem pomieszczeń, ale to raczej w ciemności nie jest dobrym pomysłem. A może siedzieć i przysłuchiwać się, oczekując dalszego biegu wydarzeń.
Jej urwane ślady na śniegu zastanawiały jednego z ludzi który się tam znajdował.
Legenda:
- numerkami oznaczono poszczególne pomieszczenia
- ludzie to są ci, co gadają
- w beczce palą się kawałki drewna
Anonymous - 30 Czerwiec 2014, 22:31 Była gotowa na takie poświęcenie - czas był tutaj najcenniejszą walutą i żeby ją zdobyć mogła dostać parę siniaków. Chciała uniknąć konfrontacji. Brała pod uwagę tylko i wyłącznie sytuacje, w której z zaskoczenia zdejmuje wszystkich szpiegów.
I chyba ten budynek się do tego nadawał.
Jej spryt pozwolił zmylić wrogów. Urywający się ślad zmyli ich z tropu. Całkiem możliwe, że będą przeszukiwać budynki, ale tutaj to ona przejmowała pałeczkę. Mogła faktycznie się ukryć i po kolei cicho zdejmować, jak tego, który zginął na cmentarzu. Tylko że tamten zdążył strzelić. Musi się postarać, żeby to się nie powtórzyło.
Szła w ciemności, do której powoli się przyzwyczajała i widziała zarysy filarów i ścian. Wcześniej strach ją więził, teraz słabł, ponieważ zaczynała czuć, że może ona stać się jej sprzymierzeńcem. Możliwe nawet, że przyjaciółką. Nawet lekki powiew wiatru działał na nią kojąco. A ten szum, który na początku ją przerażał... Teraz wołał do uzyskania sojuszu. Pomyślała o sobie kpiąco, że wszystkie te zjawiska uznały ją za osobę godną nazwania Złej Istoty. Możliwe, że już majaczyła i wszystko co nieprzyjemne, odbierała jako przyjemne.
Niestety z tych prób pocieszania się, że złe zjawiska nie są jednak złe i chcą jej pomóc, wyrwało ją powalenie na ziemię. Waliła łokciami gdzie popadnie, nie mogła złapać oddechu, więc jej próby wyswobodzenia się słabły. Na dodatek to Coś ją jeszcze ugryzło, jedyną jej reakcję było ciche westchnięcie.
Obudziła się niczego nie widząc. Poczuła się jak jakiś niewidomy. Dopiero po kilku sekundach odzyskała zmysł wzroku i poczuła się jak w jaskini Platona. Cienie tańczyły na ścianach - były bardzo chaotyczne i nikt o zdrowym rozumie nie nazwałby tego "tańcem". Miała wrażenie, że przespała kilka godzin, jednak faktycznie nie mogła tego stwierdzić. W dalszym ciągu czuła się zagrożona, nie mogła przecież uznać, że wrogowie zniknęli.
Myślała, że przy próbie poruszenia się natknie opór liny lub taśmy izolacyjnej. Myliła się, gdyż mogła spokojnie wstać. Nie zrobiła tego. Sprawdziła za to, czy kompas jest na swoim miejscu. Był. Tak jak i jej ubrania.
Poczuła zimno na szyi. Dotknęła tego miejsca i kolejne zdziwienie - bandaż! Pomyślała, że napadł na nią jakiś wampir i po prostu zostawił. Strasznie zabawne - mógłby chociaż coś zostawić. Coś co by jej pomogło.
Dobiegły do niej ciche szepty. Jak widać nie tylko ona potrzebowała pomocy. Skupiła się, próbując usłyszeć więcej z ich rozmowy. Niestety. Usłyszała tylko, że chcą stąd uciec.
Chwileczkę. Więcej uciekinierów? Czyżby MORIA doświadczyła wielkiej ucieczki obiektów laboratoryjnych...? Dopadła ją migrena, a przed oczami pojawiły się urywki wspomnień - jak uciekała korytarzami w siedzibie MORII... I tyle. Ból szybko zniknął, tak samo jak się pojawił. Zignorowała ten fakt, nie będzie teraz przejmować się swoją pamięcią.
Przeszła cichutko na czworakach do filaru po jej lewej stronie, a od filaru do ściany. Zatrzymała się przy tej ścianie i przy wejściu do pomieszczenia, skąd pochodziły rozmowy uciekinierów. Chętnie posłucha dalszego opowiadania. Na razie powstrzyma się przed zabiciem ich. Możliwe, że jej się przydadzą.Noritoshi - 1 Lipiec 2014, 00:41 Podeszła do ściany niezauważona. Przysłuchiwała się rozmowie, a w międzyczasie mogła dostrzec, po głosie, a także jednego z nich ujrzeć z profilu, że ci dwaj to zwykli młodzi 20-latkowie. Ten którego dostrzegała, siedział pod ścianą i machał sobie w dłoniach nożem. - Uciekniemy gdy uda nam się jednego schwytać w pudło, owinąć szmatą i zadbać, by się nie rozleciał. - Twardy warunek postawił nieco bojącemu się o dalszy rozwój sytuacji, co wywnioskować można było po jego zaniepokojonym głosie. - Jesteś pewien, że całkowicie bezpieczni jesteśmy dopóki mamy ze sobą światło? - Spytał ostrożnie. - Tak, ale trzeba być spokojnym. Naświetlisz okaz i albo spłonie, albo odejdzie w mrok. Tylko że niektóre z agresji lubią zbijać żarówki. Kiedyś, kilka miesięcy temu, taki jeden znalazł się w piwnicach w jednej z melin dwie ulice stąd i uwierz mi, mój informator, ten Ukrainiec...
- Ten co spiryt przez Polskę przemycał?
- No, no, ten cwaniak! To dosłownie w kulkę ognia zamienił się skurwiel i popiół został na betonowej posadzce piwnicy w której tylko zapalił światło, bo po jakie kartofle lazł tam albo zielsko. A wcześniej wskoczył do żarówki, zatopił w niej pazury i spłonął wraz z ostatnim światłem jakie owe szkiełko na tą zapyziało rynsztokiem piwnicę dało.
- Tą dziewczynę jeden zaatakował, a cholera wie co w sobie kryją. Widziałeś jej plecy, w ogóle jej ubiór... Co ona tu robiła?!
- Najwidoczniej nie my jedyni na nich polujemy...
- ...Albo mamy tutaj jeszcze jednego wroga. - Przerwał mu z pośpiechem - Mów lepiej ciszej, cholera wie czy to nie jaki mutant z niej. Pójdę lepiej zajrzeć co z nią, czy jeszcze tętno w niej jest.
- Tylko nie gap się w jej cycki, cholero jedno.
- Wal się.
- Jasne, jasne... Powstał ten, którego nie widziała. Zaświecił latarkę i wyszedł w kierunku w którym Anna powinna siedzieć. Światłem nie świecił tam od razu, bo nie chciał jej przestraszyć. Miał około 180 centymetrów wzrostu, krótkie włosy i ubrany był w skórzaną kurtkę, spodnie moro oraz w solidne glany. Drugi tak właściwie wyglądał całkiem podobnie, a z twarzy wyglądali nawet przyjaźnie.
Miała teraz wybór: od razu ujawnić swą pozycję w przyjacielskim brzmieniu, oddalić się czym prędzej, albo dalej tutaj siedzieć, albo...
Ta śladowa ilość światła dobiegająca z latarki odbiła się od połyskującego w części pręta, który leżał tuż nieopodal Żelaznej, na linii od filarka do jej pozycji, lecz bliżej niej. Miał jakieś trzydzieści centymetrów długości i ostre dwa końce. Póki co ona nie była przez niego zauważona i dosłownie sekundy dzieliły ją od tego jak zauważy jej brak.
...wykorzystać powyższy fakt do cichego zabicia go.
Siedząc pod ścianą mogła też poczuć jak coś znajdującego się w kieszeni kurtki ją uwiera w biodrze. Była to latarka, sprawna.
Anonymous - 1 Lipiec 2014, 23:30 Siedząc tak, poczuła, że coś ją uwiera. Sięgnęła do kieszeni kurtki, czując w niej jakiś przedmiot. Wyjęła go i jej oczom ukazała się latarka. Może później się przyda, na razie nie zamierzała jej brać pod uwagę w swoich planach.
Im więcej słyszała, tym więcej rozumiała. Najwidoczniej polowali na coś, co ją ugryzło. A poza tym cała rozmowa ją rozbawiła i polepszyła humor. Bandaż to prawdopodobnie też ich sprawka... Była w szoku. Ktoś. Jej. Pomógł. Doświadczyła dobroci ludzkiej. Jednak... Mają mnie za jakiegoś mutanta. Biorą też pod uwagę możliwość, że jest ich wrogiem w interesach. To dziwne. Na ich miejscu by zabiła kogoś, kto w plecach ma dziwne żelastwo. Oprzytomniała.
Powinnam ich zabić.
Znajdowała się teraz w wewnętrznej rozterce: Zabić, czy nie zabić? O to jest pytanie! Anna wyniosła tylko jedno z MORII. Żeby liczyła na siebie. Dała szansę księdzu. Dał plamy. Został zabity. Ale przynajmniej wskazał jej drogę. Chociaż... wyręczył ją. Gdyby jego pomoc ograniczyła się tylko do wskazania drogi ucieczki to z pewnością by go zabiła. Nie może być żadnych świadków.
Tych także powinnam zabić.
Ale przedtem może ich wykorzystać. Już wiedziała co zrobić. Wykorzysta to, co teraz wie. Miała ogólny zarys tego, jakimi ludźmi są. Idealna pora, ponieważ jeden z nich właśnie zamierzał sprawdzić, co z nią jest.
Rozejrzała się wokół. Dzięki światłu dobiegającego z ogniska, mogła ujrzeć kilkunastocentymetrowy kijo-szpikulec. Znajdował się blisko niej. Wzięła go po cichu, tak, by nie upadł jej na podłogę. Był trochę ciężki, ale dało się przeżyć. Z pewnością da radę go utrzymać.
Gdy wyszedł z pomieszczenia, w którym się znajdował, podchodząc do miejsca, w którym powinna leżeć... Specjalnie upuściła jeden koniec swojej broni, by cichy stukot metalu o posadzkę zwrócił jego uwagę, ale żeby nie zdradzić swojej pozycji szpiegom znajdującym się na zewnątrz. Z jej ust wydobył się cichutki dziewczęcy pisk, charakterystyczny dla przestraszonych dziewcząt, postawionych w obliczu niebezpieczeństwa. Trzymała kij oburącz, udając, że jest on dla niej zbyt ciężki i z ledwością go utrzymuje.
Prawda jest taka, że spokojnie mogłaby go utrzymać w jednej dłoni.
- Pro-szę... n-n-nie r-rób-bcie mi krzywdy - załkała cichutko - po-potrze-trzebuję po-mocy...ścigają mn-mnie... je-s-sstem ranna - poruszyła ręką, której rękaw kurtki był brudny od krwi nie jej zresztą i kiwnęła głową na swoje nagie nogi - obtłuczone, posiniaczone - B-Bła-a-agam, nie rób-bcie mi krzy-ywdy
Ostatnie zdanie mamrotała już cichutko pod nosem, jednak dało się zrozumieć co ma na myśli. Dłonią ostentacyjnie obciągnęła na dół przykrótką sukienkę laboratoryjną, która była... no minimalna.
Nie no, jestem dobrą aktorką.
Bo który facet nie oprze się biednej, skrzywdzonej dziewczynie? Dodatkowo obdarzoną walorami fizycznymi?Noritoshi - 2 Lipiec 2014, 19:54 Wyszedł. Szedł spokojnie, z ostrożnością i zaświecił latarką, gotowy na ujrzenie jej martwej.
Ujrzał martwą przestrzeń. Ale nie taką z kwiatami w dzbanie, jak zwykło się na lekcjach plastyki malować - obślizgłe zardzewiałym tynkiem mury, ukazujące miejscami wnętrzności zwane cegłą to jedyna jasność w tych ciemnościach. Czasem, w ramach wyjątku, niegdyś szkląca się glazura a teraz zaśniedziała brudem, starała się jeszcze trzymać ścian.
Odwrócił się momentalnie za siebie, zanim w pełni dotarła do niego świadomość o usłyszanym pogłosie żelastwa w betonie. - To ty... Cofnął się do tyłu pośpiesznie, świecąc w jej stronę latarką. Wyglądała dość niewinnie, ale mimo to kilka dobrych sekund musiała poczekać aż zszedł tą latarką z jej oczu, kierując na podłogę.
Facet grzejący się przy ogniu w moment powstał i zbliżył się do wejścia widząc po swojej prawicy przemarzniętą, przemokniętą dziewczynę, której skąpy ubiór wcale nie był dla niego pożądany. - Nie jesteśmy chętni czynić krzywdę. - Zaczął mówić - Że straży pożarnej jesteśmy. Pomogliśmy ci - znaleźliśmy cię w piwnicach, a nieprzyjemne stworki tam mieszkają. Ale już spokojnie, tutaj cię nie gonią, dopóki mamy ze sobą światło. - Tylko że... co Ty tu tak właściwie robisz, dziewczyno?! - Wtrącił się drugi - W takim stanie to dziw aż, że jeszcze żyjesz! I te pręty w plecach, czym Ty... - Wyrażał swoje wyraźne zaniepokojenie jej wyglądem, jej osobą. - Chodź, napij się ciepłej herbaty - Przerwał mu w moment spojrzeniem, sugerując mu, ze nie czas na takie rozważania.
Skierował w jej stronę dłoń, drugą trzymając przy sobie wolną. Chciał łagodnie ją zabrać do ogniska. Tam, w termosie, mieli trochę wspomnianego wywaru.Anonymous - 2 Lipiec 2014, 21:43 Chyba udało jej się zagrać niewinne dziewczę. Bo kto nie lubi słodkich, na dodatek dziewczyn w potrzebie? Pomyślała, że mężczyźni to durne istoty.
Przed oczami mignęła jej postać chłopaka w jej wieku. W mundurku. Uśmiechał się do niej. Mrugnęła i obraz się rozmył. Czyżby kolejne wspomnienie? Czuła, że znała tego chłopaka. Nie była zadowolona z tego, że akurat w takiej sytuacji pojawiają się obrazy i wspomnienia. Nie jest to ani przyjemne, czy też potrzebne. Jednak musi pogodzić się z myślą, że to nie od niej zależy i dostosować się do zachcianek jej mózgu.
Nadal udawała przerażoną. Głosem nie musiała manipulować. Była tak zmarznięta, że głos sam jej drżał. Chętnie by usiadła przy tym ognisku...
Nie mogła. Musiała szybko działać i wykorzystać tych facetów, by jej pomogli uciec, ba, może dadzą jej jakieś rzeczy... A potem zdejmie. Tego, który jej teraz świeci w oczy, zdejmie pierwszego. Już jej działa na nerwy, i musiała zamknąć oczy, dopóki tej głupiej latarki nie opuści niżej.
- N-Nie-e rrób-bcie mmi krz-krzywdy - powtarzała to dopóki drugi mężczyzna nie wyszedł z tamtego pomieszczenia.
Mimo jego słów, cofnęła się o krok, jakby przestraszona. Tak naprawdę nie uwierzyła mu, że są ze straży. Z tego co usłyszała, nazwałaby ich łowcami lub handlarzami rzadkich gatunków zwierząt. I... gdzie mieli mundury? Nie należało im ufać.
Jeszcze głośniej krzycz idioto!
Musiała się powstrzymać, żeby mu nie poderżnąć gardła. Bała się, że któryś ze szpiegów go usłyszy. No i... Nie była w pełni sił, powiedziałabym nawet, że działała na ich resztkach i dzięki adrenalinie.
- N-Nie m-ma cza-czasu... Ści-ga-ają mnie... On-n-ni mi to zrobi-iili... - wymamrotała, a mówiąc "to" miała na myśli swoje niedokończone żelazne skrzydła - T-To sza-a-llleńcy... C-Cudem ucie-ekłam... Mogę-ę być n-n-nawet przy-ynętą, ale-e po-móżcie...
Po części to ona miała rację... Cudem uciekła. Sama nie wie jaki to cud. (Jeśli chcesz, możesz wstawić jakieś przebłyski tego, jak uciekła, skoro jej powoli pamięć wraca).Noritoshi - 2 Lipiec 2014, 22:39 Stan w jakim Anna się znalazła nie sprzyjał jej organizmie. Co prawda chłód tutaj był słabszy niż na zewnątrz, ale mróz i tak wtargnął, posadzki były pokryte miejscami szronem, a ruchy powietrza łaziły po budynku jak chciały, doglądając każdego zakamarka, choćby z kilkakroć słabszą siłą.
Strażacy chcieli jej pomóc. Co prawda nie wyglądali na takich, jeden z nich miał nawet nóż (gdzieś po drodze w powyższych postach schował go za pasek spodni). Nie chciała iść do środka, a to im bardzo było nie na rękę. Siedząc tutaj, byli bardziej narażeni na ataki tych stworzonek, poza tym... oboje się jej obawiali. I zrozumieli w końcu, ze to nie przed tamtymi stworkami nabrała takiego stanu psychiki - sądzili nawet, że nie ma pojęcia co ją wówczas zaatakowało. - Posłuchaj... - Zagadał do niej właściciel latarki, kucając przed nią i powoli łapiąc ją za dłoń, o ile sobie na to pozwoliła. - Nie wiem o jakich ludziach mówisz, ale tutaj nikogo nie ma poza nami. Jednakże w piwnicy, gdzie cię znaleźliśmy, leżałaś nieprzytomna pod jedną ze ścian. Chcemy ci pomóc, bo to nasza misja, to całe nasze życie. Jesteś wykończona przez ten chłód, zapewne masz odmrożenia...- W czasie tych słów, drugi mężczyzna zdjął kurtkę i nakrył ją jak leżała, nakładając tą odzież jak koc. - Powinnaś przejść do wnęki obok, tam jest cieplej i lepsze światło, a tutaj nawet nie umiem ocenić. czy czasem chłód zbyt bardzo czegoś w Tobie nie zniszczył. Przemawiał jak tylko potrafił. Co prawda niedawno byli trochę wulgarni pomawiając o znalezisku w piwnicy Ukrainca, ale teraz zdołali znaleźć w sobie dość troski. Na służbie każdy może być idealny, ale po niej już jest bardziej sobą. - Jak masz na imię? Jesteś z tego miasta? Pamiętasz w ogóle jak się tutaj znalazłaś? - Dopytywał pozbawiony kurtki, będąc teraz tylko w zwykłej grubej, ciemnej bluzie z zamkiem błyskawicznym, jeśli o górną część garderoby chodzi. Zaszedł do pokoiku, jeśli nie kwapiła się tam iść, nalał herbaty do zakrętki w jakieś 2/3 i podał jej. - Napij się, ale bardzo powoli, bo gwałtowna zmiana temperatury ci zaszkodzi. Cóż, wręcz wskazane byłoby, gdyby jeden z nich objął ją, pomagając się jej ogrzać własnym ciepłem, ale oboje się domyślali, że prędzej ten pręt znajdzie się w ich ciałach, niż ona podwyższy temperaturę swojego ciała. A jej stopy były w tragicznym stanie i jeśli prędko się nimi nie zajmie, to za parę postów jakiś palec może się przykładowo stać skamieniałością. Zresztą dłonie ledwo to narzędzie trzymały, na twarzy czuć cokolwiek zdawało się niemożliwym... Buszujący w śniegu nie ma łatwo.
Przebłyski ucieczki? Zaspy śnieżne, upadki, otarcia.... Kryzki, ciemności, kraty, drut kolczasty, który kawałkiem wbił się w jedną z jej dłoni, skok w dół. Jaskrawe światła reflektorów w oddali, odgłosy strzałów, krzyków żołnierzy gotowych ją znaleźć czym prędzej. Bolące ją ramiona, co z czasem zanikło na rzecz traconego czucia. I w końcu znalazła się w tym kościele, będącym jej po drodze.
Pamięta też, jak ktoś mówił coś do niej o lekach, o zdrowiu - ślady z ostatnich wizyt naukowców w jej celi. Mundurowi w obstawie dwuosobowej eskortowali ją po pomieszczeniach MORII. Jednemu z nich przywaliła, drugiego przebiła na pręcie wystającym z jej własnych pleców - idealnie przez oczodół wtargnął mu do mózgu. Tą dziurę jaką mu załatwiła pamięta dość wyraźnie - masa mózgowa zmieszana z krwią wypłynęła stamtąd. Zabrała klucze, wyszła jakimś włazem na powierzchnie, tam kogoś postrzeliła z broni która po drodze jakimś sposobem wzięła w dłonie, a później wyrzuciła w krzaki chyba z przerażenia, że tak cicho strzeliła ta broń - ciszej od jej gotujących się myśli o ucieczce. I był wspomniany na przedostatnim akapicie lasek z zaspami. "I tak cię złapiemy" - dobrze znany jej głos krzyczał w jej umyśle. TO był głos jej osobistego doktorka. Anonymous - 3 Lipiec 2014, 23:58 Kilkugodzinny spacer wśród spadających płatków śniegów, zasp i wiatru, który nie dawał jej chwili wytchnienia... Dawał się we znaki. Drąg, który trzymała, faktycznie zaczynał jej ciążyć. Przeliczyła się z własnymi możliwościami. Wiele już nie mogła zdziałać w pojedynkę, więc skorzysta z pomocy tych pachołków i znajdzie jakiś sposób, żeby znaleźć się w miejscu, w którym będzie bezpieczna.
I właśnie sobie uświadomiła, że w na Ziemi nie znajdzie takiego miejsca. Była kimś niezwykłym. Mutantem, z niedokończoną konstrukcją skrzydeł, które w przyszłości mogły wyglądać piękne, ale straciłaby kontrolę nad własnymi ruchami. Stałaby się marionetką... Jak reszta obiektów badawczych. Oni także byli dziwni. Byli tacy sami jak oni. Nadal nie może przyjąć do wiadomości, że coś takiego jak magia, może istnieć.
Ale istnieje.
Przypomniała sobie znowu o ciężarze żelastwa w rękach. I o tym, że jej ręka może stać się bronią i że umie sama przywołać kosę. Może stać się żywą Śmiercią.
Zaczęła uważnie słuchać mężczyzny, który przed nią kucnął. O wiele za blisko. Przesunęła się znowu kawałek do tyłu. Już nawet nie udawała, że jest strachliwa. Ona sama nie przywykła do czyjeś dobroci. A w jego oczach także zobaczyła coś w rodzaju przerażenia. Strachu przed nią.
Nie dziwiła im się.
Przyjęła kurtkę i nakryła nią swój tors. Nie chciała jej wciągać na to żelastwo. Szkoda siły... Wstała i ruszyła powolnym krokiem do pomieszczenia z ogniskiem. Stanęła blisko niego, zbliżając do niego swe dłonie. Czuła się jak ruchomy, zamrożony człowiek. Teraz, gdy czuła intensywniej ciepło pochodzące z paleniska, jakby wierzchnia lodu zaczęła się topić.
Miała nadzieję, że plątanina brudnych włosów dostatecznie zasłania jej lewe oko. Jeszcze bardziej się przestraszą, a chciałaby, żeby nabrali do niej zaufania i jej pomogli. Po czym ich oczywiście zabije.
- J-ja... - wzięła kubek z ciepłą herbatą i oparła się o ścianę obok beczki (Chciała zobaczyć minę tych facetów, gdy jej skrzydła rozkładają się, a nie wbijają w ścianę!), położyła kubek na ziemi i zdjęła buty - Nic n-nie p-pamiętam... tylko ucie-eczkę przed zł-y-ymi ludźmi... Idą po m-mnie, s-są blisko... Błagam, p-pomóżcie mi... J-Jest i-ich kilku, uc-ieka-ałam prze-ed nimi ki-lka go-odzin... O-Oni t-to zrobili...
Postarała się, żeby jej głos brzmiał jak najbardziej tkliwy i przestraszony.
Gdy sięgnęła po kubek, by napić się herbaty, pojawiły się kolejne wizje. Omal tej herbaty nie wylała. Miała nadzieję, że nie było widać zmiany w jej zachowaniu ani w postawie.
Bo gdy usłyszała głos swojego doktorka, jej oczy przepełniły się zemstą i chęcią mordu.Noritoshi - 4 Lipiec 2014, 23:30 Pomieszczenie to posiada trzy futryny pozbawione drzwi, każda na osobnej ścianie. Kiedyś był to przedsionek dla dalszych pomieszczeń biurowych, którego ściany były ładnie pomalowane, a podłoga wyłożona wykładziną, ozdobioną wokoło krawędzi drewnianymi ćwierćwałkami. Obecnie jednak tylko fragmenty tej wykładziny pozostały w rogach tego pomieszczenia, przybite pozostałościami z tych drewnianych listewek. Podłoga to stary beton, pokruszony miejscami i nierówny. Ściany już dawno straciły swoją barwę. W kącie między przejściami do pomieszczeń 4 i 3 tkwiła stara, żeliwna, zardzewiała rura kanalizacyjna, która niegdyś była zabudowana płytami paździerzowymi, a obecnie zostały tylko dziury po obu stronach wspomnianej rury, będące pozostałością po kołkach mocujących niegdyś kątowniki trzymające w konstrukcji wspomniane płyty. Beczka stała mniej-więcej na środku pomieszczenia, stara, podziurawiona, pozwalająca ogniowi wyłazić płomieniami przez nie. W niej tkwiło kilka płyt po starych biurkach, szafkach czy tez drzwiach, zajmowanych wspomnianym ogniem, dającym ciepło w tym pomieszczeniu i dość światła, by dojrzeć wszystkie oznaki upływu czasu jakie tutaj były do podziwiania. Gdzieś po rogach uplecione były pajęczyny pełne much i innych owadów. Pod ścianą która nie miała na sobie żadnej futryny, znajdowało się kilka taczek gruzu, głównie kawałki cegieł i skruszony tynk. Można było znaleźć tam co większe kawałki betonu z wystającymi prętami, które mogły posłużyć za imitację siedzenia. Kilka takich prętów bardzo luźno w nich tkwiło, a ten który wcześniej Lisa znalazła, najwidoczniej stąd pochodził. Z sufitu zwisał kabel o długości około trzech stóp, który niegdyś zasilał ładny żyrandol, a obecnie był pozbawiony jakiegokolwiek przepływu prądu, jednakże dość solidnie tkwił w tym suficie i ciężko byłoby go w pojedynkę wyrwać. A sklepienia są w tym budynku na wysokości niespełna trzech metrów.
Mówiła dalej tym rwanym rytmem. W końcu usłuchała ich, wstała, napiła się herbaty i podeszła do ogniska ogrzać łapki. Trzymali od niej ten dystans jednego kroku i w tym świetle znacznie lepiej widzieli jej skrzydła. - To jest straszne... Nie mogę uwierzyć, że ktoś mógł ci to zrobić. A nadmienię, że tym straszniejsze było, że poddawało się najmniejszemu naciskowi, niczym bardzo elastyczna sprężyna. - Czy ci ludzie... byli z MORII?.. - Zapytał drugi z nich, ten któremu zawdzięcza kubek z ciepłym napojem.- Słyszałem że coś tam kombinują. W ich głowach pojawiła się myśl, że jeśli przyjdą za nią tutaj te oddziały, to oni mogą mieć bardzo niemiła tą noc w dalszej części jej trwania. Już chcieli o tym nadmienić, ale przerwał im to nieprzyjemny i znajomy dźwięk. Ten wysokiej tonacji szmer, jak gwoździem po metalu. Nieproszeni goście nadchodzili, w liczbie dwóch, oba od strony numerku "6", po suficie i górnych partiach ścian. Byli tuż nad wejściem do pomieszczenia nr 3, a w dalszej kolejności zamierzały zlikwidować źródło światła. Są szybkie, skubańce.Anonymous - 6 Lipiec 2014, 22:19 Dopiero po kilku sekundach otrząsnęła się spod jarzma wizji. Niedobrych wizji. Cała w środku wrzała, chciała całą tę organizację zamienić w proch. Tego swojego doktorka od razu by nie zabiła. Torturowałaby go, a potem powoli zabiła...
Tylko że nie wiedziała jak on wygląda.
Usłyszała tylko jego głos. Barwę głosu czyjeś osoby można zapomnieć. Wyglądu nie. Miejmy nadzieję, że w dalszym ciągu będą przybywać odłamki pamięci niczym piórka, jak w pewnej japońskiej bajce.
Piła powoli herbatę. Ciepło rozlewało się po jej ciele, w dodatku ciepło z ogniska ogrzewało ją od zewnątrz. Czuła się lepiej, ale nie pogardziłaby także jedzeniem. Nie zjadła nic porządnego od czasu ucieczki. Gdyby nie ta pora roku, to by mogła zbierać po drodze jakieś leśne jagody. Jednak w czasie zimy było to niemożliwe.
- Cz-y... mogę po-prosić coś do je-dzenia? - Teraz już udawała drżenie swojego głosu, udając, że obawia się wszystkiego, co mogłoby się w tej chwili stać, na przykład wpadnięcie szpiegów lub tych zwierzątek, o których wcześniej mówili.
Wzięła kolejny łyk herbaty i przybliżyła się do beczki z ogniem, a przy okazji rozejrzała się po pokoju. Zakodowała w swojej pamięci wszystko, co się dało - położenie rury, taczki i tak dalej. Przybliżyła swoje stopy do źródła ciepła.
Gdy chcąc znów się napić, omal się nie zakrztusiła przez zadane pytanie. Spojrzała na niego, próbując zrobić wielkie przerażone oczy. Wcześniej, niezauważalnie poprawiła swoje włosy, by mógł zobaczyć jej bliznę na oku.
- T-T-aak.... To oni... Ch-chcieli ze mni-e-e zro-obić ma-arione-tkę... Błagam, za-bierz-cie mnie-e da-ale-ko stą-ąd... Wóż... Tak, na pewno macie au-uto! Musie-eli państwo t-tu przy-yjechać!
Podniosła głowę, na usłyszano dźwięk. Dochodził on z tyłu, za jej plecami, nawet dalej - za ścianą, o którą się opierała.
Cholera
W aktualnej sytuacji nie była już wstanie walczyć. A tym podludziom nie mogła na razie pozwolić umrzeć. Byli jej przez to potrzebni - ktoś musiał odwalić robotę za nią.
- To te stwory. Ma-my cza-as na ucie-czkę... Bo-ją się św-iatła, tak? - Wyjęła latarkę i sprawdziła czy działa - Pro-szę... ucieka-ajmy...Noritoshi - 8 Lipiec 2014, 07:49 Gdyby mieli jedzenie, zaproponowaliby jej -zostało w aucie, pozostawionym za murem po lewej stronie budynku w którym się znajdują, patrząc od strony lasu. A wiadomym chyba, że w chwili obecnej nie bardzo jest czas na wycieczki - ba! - nie ma nawet czasu coś zjeść, dla nich, bo paradoksalnie nieproszeni goście na to liczą… - Nie bardzo. Nie mamy nic przy sobie. Gumy do żucia jedynie... Odparł, składając bezradnie ręce, a drugi dokładał kawałek deski do ognia. Powietrza nie wypalało, więc wentylacja musiała być na prawdę dobra. I była. Dała im w wyraźny sposób do zrozumienia, zresztą nie po raz pierwszy, że ma zmartwienie większe niźli te potworki, ale czy oby na pewno? Powiedziałbym raczej, ze ma tego tyle, że nie wiadomo za które się zabrać. - Spokojnie, pomożemy ci! – Przekonywali ją.
Ale potworki robiły swoje - ukazały się na moment, ułamek sekundy, padającemu bezpośrednio światłu i zaraz wycofały tak szybko, że akurat nikt ich nie zauważył, nawet gdy tam patrzył.
Cisza. Ustało nieznośne zgrzytanie po ścianie. Ale wystarczyło, by Anna zaświeciła sprawną latarkę, a one wykryły kolejne źródło ciepła i się zdenerwowały. Znalazły przejście będące rozwalonym kanałem wentylacyjnym, prowadzonym przez ścianę dzielącą "3" od "4", tuż za winklem od wejścia do "2", - Chyba przychodzą kolejne, coś musiało jej na dole rozzłościć... - Zaniepokoił się ten uchodzący za bardziej strachliwego z ich dwójki, słysząc coś daleko w tle.
Zerwali się do biegu, łapiąc po kawałkach desek z beczek, mając je za pochodnie rodzaju szybko-się-spalającego i wychodząc wejściem na korytarz, a dalej biegnąć w stronę "5". I jednego dopadł stworek, pomimo iż odganiał się od nich. A drugi rzucił się na latarkę Liska i owa spadła na podłogę, przy tym gasnąć, choć wciąż pozostając sprawną - tylko wyłącznik się przełączył.
A wyglądały one tak: klik. Wielkościowo przypominają malutkiego kotka, takiego będącego ze dwa tygodnie po okoceniu, a ten nieznośny dźwięk był efektem ścierania ścian przez te odnóża, które są bardzo twarde i bez problemu zbiją żarówkę nim przerobią się na płynne kości, a raczej nie kości a… metal.
I jedno jest pewne: są głodne zabijania.
Huk rozległ się w dole, bardzo głośny, dochodzący z miejsca w kierunku jakim uciekali.
Dopadnięty przez stworka krzyczał, jego pochodnia upadła i przygasła niemal całkiem. Było po nim. Pozostał tylko ten, który odpowiadał wcześniej za dostarczenie jej kurtki i za herbatę. - Biegnij, nie oglądaj się! Za korytarzem skręcisz w prawo i potem w lewo! Dalej pokierują cię promienie światła! – Poganiał ją, zostając ledwie kilka kroków za nią. On się obracał, bo wkradała się do jego głowy myśl o tym, że jego przyjaciel już nigdy się nie podniesie, a to było dla niego błędem.
Powinna się wrócić po latarkę, czy biec na oślep? Zmartwieniem mógł się dla niej okazać gruz leżący pod ścianami, którego było ze trzy ciężarówki jeśli o ilość się rozchodzi, między którymi wytyczono ciasny korytarz (miejscami na ledwo dwa metr, średnio jakieś 160 centymetrów). I było doprawdy ciemno odkąd opuścili otoczenie beczki. Ponadto wyrwa znajduje się nieopodal, na przestrzał do piwnicy. Była tutaj kiedyś winda, ale ktoś rozwalił trzy metalowe ścianki i szyb został całkiem odsłonięty, a to towarowa winda była, czyli dźwigała dobre półtorej tony ciężaru, a co za tym idzie – szyb jest szeroki.
Mapka: klikAnonymous - 10 Lipiec 2014, 01:22 Kwestia jedzenia odeszła w zapomnienie wraz z momentem przybycia tych stworków, na które Ci mężczyźni polowali. Gumami do życia by się nie najadła. Chyba nawet spowodowało by to, że głód czułaby o wiele bardziej niż w tym momencie. Jakoś trudno było jej sobie przypomnieć smak gumy. Coś jej się zdawało, że przed trafieniem do MORII bardzo rzadko je jadła.
Nadal udawała niespokojną, pomimo ich usilnego starania by tak nie było. Chciała informacji gdzie jest auto. To jej wystarczy. Podejrzewała, że MORIA nie wysłała za nią jednostek w autach. Musi dojechać do miasta - tam już nie będą mogli jej ścigać, tak jak w otwartym terenie. No i może nie pojedzie do samego centrum, ale wystarczą jej malutkie uliczki na jego obrzeżach - tam będzie łatwiej ich zgubić.
Zdawało jej się, że tak naprawdę to ona jest najspokojniejsza z ich trójki. Bardziej się zaniepokoiła, że ktoś mógł być na dole. Czyżby szpiedzy? W takim razie jest w kropce. Nie mogła więc zejść na dół, bo z jednego bagna wejdzie w drugie... Koniec zastanawiania! Zostawiła herbatę i spróbowała uruchomić latarkę... i to był błąd. Kolejne źródło światła zdenerwowało stworki.
Rzuciła się więc do ucieczki i chwyciła też deskę z ogniska, trzymając w drugiej dłoni latarkę. Walka z małymi stworkami będzie daremna. Biegła tuż obok ludzi, którzy starali jej się pomóc.
I bum. Jeden upadł. Nie śmiała się nawet obejrzeć. Niestety jeden z tych pająkopodobnych stworzeń wytrąciło jej latarkę z ręki. Miała jednak jeszcze płonącą deskę. Powstrzymała się od udania przeraźliwego, piszczącego głosu dziewczynki w opałach. Nie chciała, żeby potencjalni szpiedzy znajdujący się na dole, wiedzieli gdzie jest. Mogła wykorzystać stworki po to, by zabiły ludzi jej śledzących, ale nie znała kompletnie terenu. Nie miała jak działać.
Po huku, który usłyszała, wiedziała już na pewno, że szpiedzy są blisko. Przeklęła w myślach. Wiedziała, że znajduje się w ciężkiej sytuacji. Grunt spod nóg jej się osuwał.
Ale przed nią było go zbyt wiele. Dzięki pochodni widziała i mogła iść dalej, ale nie uśmiechało jej się, by zostać znowu samą. Usłyszała szybkie słowa jednego ze strażników. Zaczęła iść korytarzem między gruzami.
- Gdzie znajdziemy auto?
Szła, obróciła się, zobaczyła, że drugi strażnik jest kawałek za nią.
Idą w stronę światła, tak...?
Rzuciła pochodnię wprost w stwory, by odwrócić ich uwagę. Nie bardzo rozumiała natury tych stworzonek, ale każda sekunda była ważna. Ten jej człowiek też - na razie, bo kiedy przestanie być potrzebny, zabije go lub zostawi na pastwę losu.
Zaczęła biec wolniej pomiędzy gruzami jeżeli strażnik jej nie dogonił ze swoją pochodnią lub szybciej, gdy ten dogonił ją i oświetla drogę.Noritoshi - 11 Lipiec 2014, 22:21 Do miasta, do pierwszego osiedla, ma jakieś dziesięć minut drogi szybszym krokiem, zaś do większych zabudowań drugie tyle. Nie mieli pojęcia, że tak zależy jej na środku transportu - nie byli w jej sytuacji, nie rozumieli jej i chcieli jedynie swoje zrobić - pomóc i do widzenia. W autach póki co nie byli - gonili z buta za nią. Byli tutaj.
Te stworki, to nie tylko tyle, że pchają się jak ćmy do światła które je zabija - w ciemności także atakują (miała okazje zapoznać się z tym zaraz po zejściu na poziom -1), bo są wrażliwe nie tylko na światło widzialne, a na podczerwień także, zaś nią emanują ludzie.
Wzięcie z ognia dla siebie pochodni było trafnym wyborem, ale zrobiła też sobie trochę szkody - nie w pełni władała zmrożonymi do niedawna dłońmi i chwycić coś w nie pewnie było jej ciężko, zwłaszcza gdy działała w pośpiechu. Jak wspomniałem, zaatakował ją ten stworek,latarka uciekła, ale pochodnie nadal miała i to jej uratowało w dalszej części korytarza, bo zdecydowała się zyskać na czasie i nie szukać latarki.
Powinna biec ile sił w nogach, ale zdecydowała się tylko "iść". Obeszło się bez wpadnięcia do szybu z windy, ale też i prowokowała stworki do atakowania jej. Były ich już cztery sztuki, dwie bliżej, dwie dalej. - Auto? Po obecnej twojej lewej stronie, za płotem. - Poinstruował ją jak tylko było go na to stać.
Rzucenie pochodni było dobrym krokiem, ale byłoby znacznie lepszym, gdyby miała jeszcze jedno źródło światła dla siebie. Jeden z potworków rzucił się i spłonął wraz z zgaśnięciem płomyka. Jeden mniej.
Ale komplikacje miały się dopiero zacząć. Ten korytarz w dolnym lewym rogu prowadzi do klatki schodowej, a nią właśnie biegło dwóch dobrze wyposażonych żołnierzy z MORII. Anna ma już marne szanse uciec z budynku bez rzucenia się im w oczy, ale może też postarać się o schowanie się w pomieszczeniach znajdujących się naokoło, które posiadają drzwi, choć nie w pełni stabilne, ale nadal starające się pełnić swoją funkcję.
A może też warto zawrócić i skoczyć do szybu z windy, spaść te blisko sześc metrów wysokości na beton i potem martwić się, co będzie dalej?
Facet z pochodnią był tuż za nią, a ogień pozwalał jej dojrzeć na kilka metrów wokoło. Bestie łaziły po ścianach, tarły kończynami o ściany, chowały się za grudami gruzu. Goniły ją, a ona właśnie wyszła na ten korytarz, który był nieco jaśniejszy, ale wciąż ciemności tutaj po kątach się gromadził, zwłaszcza w tych pomieszczeniach po obu stornach holu ulokowanych.
Żołnierze byli cicho jak myszy pod miotłami.Anonymous - 16 Lipiec 2014, 22:42 Cel był jasny i nieprosty - wydostać się z budynku jak najprostszą drogą, najszybciej jak się da i jeszcze przy tym nie dać się złapać żołnierzom. No i też odnieść przy tym jak najmniej obrażeń i uniknąć walki. W tym stanie nie jest zdolna walczyć z drużyną.
trudne, ale możliwe do wykonania. Wszystko zależy od jej decyzji. Ale w głowie miała już plan A. Brakuje tylko planu B. Tak na wypadek, gdyby ten pierwszy miał nie wypalić. W jej sytuacji jest prawdopodobne, że duża część nie wypali i będzie musiała zaufać swojemu przeczuciu i intuicji. Nie miała czasu na wymyślaniu takiej ilości planów w sytuacji, w której może zginąć. Bardzo mało osób umie myśleć strategicznie w sytuacjach kryzysowych. A ona do tych osób nie należała.
Przeszła przez gruzowisko (szybu windy nawet nie zauważyła) i znalazła się w lekko oświetlonym korytarzu, mając nadzieję, że stworki za nią nie biegną. Ruchem ręki wskazała, by mężczyzna biegł za nią w stronę światła. Na mapie kierunek zaznaczony strzałką. Działała instynktownie, chciała by to, czego szukała, szybko się odnalazło.
Tempus fugit.
Znalazła się w długim korytarzu. Było tutaj dużo okien i światło odbijające się od księżyca wpadało przez okna. Co znaczyło, że stwory tu ich nie napadną. Rozejrzała się prędko. Las, las i las. Poszła w lewo, bo wydaje jej się, że jest on krótszy. Próbowała wypatrzeć auto na zewnątrz.
Jest. Zauważyła go. Anna chce wybić szybę w oknie lub wyjść takim, w którym już jest ona wybite. Proszę o wskazanie położenia takowego okna.Noritoshi - 18 Lipiec 2014, 19:32 Okno z szybą jest tak rzadkim okazem jak metr kwadratowy podłogi bez leżącej na nim cegły. Czyli nawet możliwym jest do zlokalizowania, ale szyba ta wówczas to tylko jej kawałki wciąż trzymające się framugi, bo cały budynek może z dwadzieścia całych posiada na tej ścianie, wysokiej na kilka pięter (chyba cztery).
Przedtem jednak wpadła w oko miejscowym turystom z bronią palną dzierżoną w dłoniach. Wypalili do niej. Jedna kula ją minęła, druga ją minęła, trzecia trafiła w prawe żebra. Czwarta trafiła w pierś goniącego za nią strażaka, który padł na ziemię, a trzymane przez niego kluczyki wpadły pod nogi Liska. Anna miała możliwość albo zatrzymać się i je zabrać, ryzykując trafienie kulą, albo biec dalej.
Gdyby przeczekała w pomieszczeniach wraz z nim, ulokowanych po obu stronach krętego korytarza, chyba niemal pewnym byłoby, że stworzonka ich nie znajdą, a znajdą w zamian ludzi z MORII. Trzeba słuchać wskazówek MG by wyjść optymalnym torem jazdy. I trzeba iść na swoje, by zrobić realistycznie, właściwie dla przypadłości swojej postaci.
Podczas strzelaniny słyszała ich głosy w stylu: tam jest ta suka. Broń mieli klasy wysokiej, pistolety. Ale mieli też i grubszą broń na plecach, a dokładniej na ich dwójkę przypadał jej jeden zestaw.
Po wybiegnięciu na korytarz (biegiem to ciężko nazwać z uwagi na ból rozrywający jej bark), miała tor przeszkód zmajstrowany jej przez gruzowisko, resztki ścianek działowych i kawałki wyposażenia. Idąc jak przez ciernie w końcu ujrzała przez wielką dziurę w ścianie (a właściwie przez jeden z wielu takich otworów) auto zaparkowane za siatką ogrodzeniową. Było jednym z nowszych, srebrny sedan. Mogłaby na nie skoczyć, albo w jego pobliże. Mogłaby też spróbować zejść na jakąś pozostałość po krawędzi pierwszego piętra, a potem zostawał jej skok na asfalt będący poziomem zero. Jeśli się postara, nie zostawi z pośpiechu i zdezorientowania palców na siatce, która jest pordzewiała, potargana miejscami i dość luźno się na słupkach trzyma. Musi pamiętać jednak, że ludzie z organizacji są szybsi. Strzelali z odległości około trzydziestu metrów. Stworki pozostały w ciemnościach, a oni gonili ją, nadrabiając z każdym jej krokiem ponad dwa dodatkowe. Zatem skoro korytarz miał czterdzieści, oni wymierzyli z broni z trzydziestu, a droga w lewo liczy sobie metrów dziesięć, to gdy ujrzała auto, oni byli lada moment od wyjścia zza winkla. Albo wyszli już zza niego, jeśli wtedy zatrzymała się po kluczyki. A gdy będą mieli czystą pozycję, mają rozkaz strzelać.
Strażak nie żył. Jeden i drugi. W lesie tamtejszy strzał wywiązał się z walki księdza o broń z jednym z ludzi z MORII. Wygrał ją i ruszył na jej poszukiwania. Był na głównej drodze dzielącej oba budynki i zajrzał do tego drugiego.
Auto było zamknięte, ale wybić szybę da się, na kable zapalić także. Znajdzie tam też trochę jedzenia, jakieś mało znaczące papiery...
A gdy dane było jej z wysoka patrzyć na samochód, stłumione dźwięki dochodziły ją z fabryki, których nie dało się zbytnio rozpoznać. Miała wrażenie, jakby ktoś tam coś krzyczał.