To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Czekoladowe Jezioro - Ciasteczkowa kładka.

Anonymous - 31 Sierpień 2011, 08:54

Dla Feste żadne małe udziwnienie nie byłoby zdumiewające, ale co do tak diametralnej zmiany, jak ta... Nie, też by w sumie za bardzo nie zdziwiło. A może jednak.
Nie przejęła się zbytnio tym, iż mogła przez to Brennę urazić. Wszak umysł koci działał wedle ustalonego trybu, opierał, nie, winien opierać, się na tak prostych potrzebach, jak głód, pragnienie, instynkt przetrwania, w końcu w podobny sposób dziewczyna była wychowana, przez zwyczajną, niemagiczną kotkę. Zwyczajną i niemagiczną, to oczywiste. Najprawdopodoboniej.
A propo kotów, nie ma to jak koci słuch, prawda? Strzygąc ciągle uchem, nawet słowa wypowiedziane prawie bezgłośnie były dla niej słyszalne na tyle, by zrozumiała ich sens. Na jej korzyść działała także doprawdy niewielka odległość, no i starała się wyłapywać każde słowo, ulatujące z warg domniemanej siostry. Reasumując, usłyszała, i poczuła na to ukłucie furii, jeśli tak można to ująć. Jakby Brit obwiniała ją za to, iż wywodzą się od jednego płodziciela, i że to jej sprawka, że był takim niegodziwcem. Zacisnęła pięści, rozluźniając je tuż potem.
- Wiem! Wiem. Myślisz, że jestem mu za to wdzięczna? Naprawdę tak myślisz, Bree? - mimo początkowej napastliwości, przeszła do o niebo łagodniejszego tonu, wraz z ostatnim zdaniem zwracając głowę bezpośrednio ku Brennie. Tym razem jej pieszczotliwy pseudonim był podszyty kpiną, związaną z wypowiedzianymi przez czarnowłosą słowami.
- Poza tym, sądzę, że skoro nie pożarła cię z zimną krwią, to cię nawet lubiła. I tolerowała, wbrew pozorom nie każda matka jest zdolna wytrzymać w towarzystwie wyniku gwałtu, rozdrapujesz zabliźnione rany, przypominasz uporczywie o tym, co kiedyś ją spotkało... - oświadczyła lekceważącym głosem, uśmiechając się pod nosem na myśl, że raczej nie bardzo poprawiła Brennie tym humor. Wprawdzie o to jej nie chodziło, wyrzekła to mając pojęcie, iż można doszukać się w tym słabej pociechy. Pogładziła swój ogon, oplatając ramionami kolana, a ponadto opierając na nich przechyloną głowę.
- Nie podejrzewałam cię o to. Zwykle ludzie mówią mi, że trochę trudno ze mną wytrzymać. Wtedy uparcie odpowiadam im, że jestem, jaka... To chyba małoważne, co? - nie kwapiąc się o poczekanie na opinię rozmówczyni, bądź na jej posłuchanie, zbyt zatracona w dzwonku.
Nie przeszkodziło to jednak w zauważeniu wzruszeniu ramion. Westchnęła cicho na ten gest ze strony Brenny, uznając coś takiego za wyjątkowo niewłaściwego. W obliczu tego nie przeszkadzała jej lekka ignorancja do odkrycia.
- Imię bez znaczenia to jak imię bez imienia. Przylepiając coś takiego do żywej istoty, tworzysz z niej bezwolną kukłę - stwierdziła, dość tym skonsternowana. Takie błahostki obchodziły ją najbardziej, dla niej będąc wręcz nadto ważnymi. Niezadowolenie odegnała zgoda na rozrywkę. Uśmiechnęła się, zamierzając wyjaśnić zasady. Chociaż, gra byłaby ciekawsza, gdyby tylko ona je znała. Szkoda tylko, iż również banalna, łatwo było ją zrozumieć nawet bez tłumaczeń. W przyszłości powinna wymyślać bardziej skomplikowane gry.
- No więc, tak: ja zadam ci zagadkę. To chyba proste. Jeśli odpowiem dobrze, ty zdradzisz mi coś o sobie, a jeśli odpowiem źle, ja zdradzę ci coś o sobie. Ale najpierw trzeba skonstruować pytanie lub zachciankę. Przykładowo, odpowiedziałam dobrze. Pytam, czy lubisz kolor zielony, albo chcę, żebyś opowiedziała mi, jak... Jak... Jak znalazłaś odpowiednie lustro. To wszystko - spauzowała na moment, marszcząc brwi - Ale wiesz, może skończmy na samych pytaniach. Nie lubię opowiadać o sobie, i ty chyba też za tym nie przepadasz - zakończyła sceptycznym tonem; wątpliwość dotyczyła bajań o sobie.
- To zaczynam - odezwała się, już wymyślając jakąś zagadkę. Słyszała trochę zagadek, jednak wolała sama coś wykreować, a nie ucztować na kreatywności innych. - Na początek coś prostego. I to zbytnio. Pojawia się po niej i mówią, że jest jej własnością - gorycz. Co to jest? Podpowiedzi nie ma, to zbytnio proste - powtórzyła, patrząc wyczekująco na Brennę. Zaczęła odliczać już upływające sekundy, trochę także ze znużenia. Spojrzała na Mystique'a, zastanawiając się, czy znałby odpowiedź na tę zagadkę. To prostę, przecież rozwiązanie owej zagadki wręcz rodziło gorycz. Wszystko musiała wyjaśniać, jak jej było wygodniej. Dla niej było to zrozumiałe, ale pewnie dlatego, że ona była twórczynią zagadki. Równie dobrze taka już mogła zaistnieć, i Brenna zaraz machnęłaby ręką z kpiącym śmiechem, zarzekając się, że jeszcze nim skończyła opowiadać zagadkę znała na nią odpowiedź.
Czyżby to było możliwe?
Jeśli Bree jakoś by przegrała, trzeba ją o coś spytać. Ale o co? Co ją właściwie tak znowu interesowało? W sumie to sporo rzeczy, które wolałaby drążyć na osobności, tutaj nigdy nic nie wiadomo, może ktoś podsłuchuje. Nic ciekawego i godnego uwagi w ich rozmowach nie było, więc nie rozumiała powodowań chciwego słuchacza, jeśli taki w ogóle się tu znalazł.

Anonymous - 31 Sierpień 2011, 11:03

Tak, prawdą było, że umysł koci opierał się głównie na instynkcie. Zazwyczaj tymi zwierzętami, tak jak zresztą innymi, kierował głód, pragnienie i instynkt samozachowawczy. Oprócz tego dochodził też instynkt przedłużenia gatunku, chociaż nie każdy go posiadał. Ale w końcu od przeszło ośmiu lat Brenna egzystowała w postaci pół-ludzkiej, przez co jej instynkty uległy złagodzeniu. W ten sposób Elicia mówiąc tak, uraziła dziewczynę, bo z jej stwierdzenia wynikało (według Brenny oczywiście), że jest w pewien sposób ograniczona z tego powodu, że połowę życia spędziła w kociej i tylko kociej postaci, nie zdając sobie sprawy z tej drugiej - ludzkiej.
Nie, Brenna nie chciała urazić Valerie. Ani obwiniać ją za to, co zrobił jej ojciec. Przy okazji stwierdziła, że musi przestać używać określenia 'ojciec Elicii', bo przecież miały wspólnego rodziciela. Obrażając ojca Valerie, poniekąd obrażała ją i siebie. A to było bez sensu. Mimo tego nienawidziła swojego ojca za to, że zrobił to, co zrobił tej biednej kotce. Jednocześnie była na niego tak jakby zła za to, że przyszła na świat. To było trochę skomplikowane.
Ponieważ Feste zrozumiała stwierdzenie Brit opacznie, jej wyrzuty były całkowicie uzasadnione. Dlatego Brenna nie miała jej tego za złe i zdecydowała, że nie będzie odpowiadać, zamykając jednocześnie ten temat.
Następne stwierdzenia Elicii wbrew pozorom poprawiły Brinne humor. Pewnie ktoś inny dobiłby się drugą częścią, ale ona postanowiła te słowa zignorować. Bardziej skupiła się na tym, że matka musiała ją tolerować. To wystarczyło, żeby choć trochę poprawić jej humor.
-Ze mną podobno też trudno wytrzymać.-Powiedziała Brenna, jednak domyśliła się, że Elicia ją zignoruje, bo już otwierała usta, aby wygłosić kolejną mowę. Tym razem dotyczyła ona imienia Eques'a.
Wtedy Brenna zaczęła się zastanawiać. Odwróciła się do jednorożca i chwilę na niego patrzyła. I wtedy ją olśniło.
-Nazwałam go Mystique, bo kojarzył mi się z czymś, co tak naprawdę było łatwiejsze do wyobrażenia sobie, niż do uwierzenia w jego obecność. Poza tym imię to kojarzy mi się z czymś majestatycznym, nie wiem czemu.-Szybko wyjaśniła, a potem znów zamieniła się w słuch, bo Elicia zaczęła już tłumaczyć zasady gry.
Kiedy Brit kiwnęła głową na znak zgody, jej siostra (dziwnie było jeszcze tak myśleć o Elicii) zastanowiła się nad zagadką. Po chwili zadała ją, a Brenna uniosła brwi. Potem zaczęła myśleć. Czy to rozczarowanie? Raczej nie, nie pasowało jej to. Chwilę to trwało, ale na nic nie wpadła. Dobrze, miała jeden pomysł.
-Gorczyca?-Bardziej zapytała, niż stwierdziła. Była pewna, że to nie to, ale wydawało jej się, że lepiej będzie powiedzieć byle jaką głupotę, niż zwykłe 'nie mam pojęcia'.
Mystique parsknął i zaczął trzepać głową. Najwyraźniej się z niej śmiał. Brit posłała mu mrożące spojrzenie, a on się trochę uspokoił.

Anonymous - 31 Sierpień 2011, 15:04

- Z tobą? Czyżby? Jesteś łagodna jak baranek, Bree. Może przez to "trudno" - tak, z całą pewnością z Brenną było trudno wytrzymać, ale najwyraźniej teraz miała ona dobry humor, to tłumaczyło jej zachowanie nie imające się do określenia "trudno z nim wytrzymać". Właściwie, nawet do siebie pasowały, ich charaktery się równoważyły, chyba że Bree miała inny, niż się zdawało.
- Trudno mi sobie wyobrazić ciebie jako bezdusznego potwora, wysyłającego wszystkich do diabła. Ale mnie już łatwiej - powiedziała Feste, po chwili zauważając nieznaczną poprawę humoru u Brenny, koniec końców powinno się to na jej mimice odbijać, szczególnie dla podobnie bystrej obserwatorki. Jeśli nie, to tylko mogła się domyślać, że pokrętną drogą doprowadziła do nikłego rozweselenia.
Tymczasem kruczowłosa zdobyła się na sensowniejszą odpowiedź. Kiwnęła głową, wyraźnie zadowolona z jej słów.
- Nie powinno raczej z czymś mistycznym? Majestat nasuwa sam wygląd tego kucyka - odparła zamyślona, z rozbawionym uśmiechem cisnącym się na usta pod wpływem obdarowania mianem kuca rosłego jednorożca. W sumie mógł uchodzić za kucyka wyrośniętego, szczególnie, iż Eques pewnie nie był wiekowym egzemplarzem.
No i zaczęło się, Brenna pobudziła intensywniejszy proces myślowy, takowo nazwiemy, ku siostrzanej irytacji. Jak nie można było na to nie wpaść? Istniało mnóstwo zwrotów z określeniem gorzkich lub goryczy, na przykład gorycz... Tak, teraz przychodziły jej na myśl tylko odpowiedzi zagadki, nie potrafiła wysilić się na jej alternatywę. Gdyby potrafiła odczytywać ludzkie umysły, niczym księgi, stwierdziłaby, że Brit była bardzo bliska rozwiązania.
Zazgrzytała zębami na zapytanie towarzyszki. Taka prościzna, a ona palnęła, co jej na język niosło! Stwierdziła, kręcąc głową ze strapieniem, jakby siostra ją niezwykle rozczarowała.
- Idziesz zupełnie innym torem. Nie mam na myśli żadnych roślinek, kwiatków, owoców ani wyrobów cukierniczych. Metafory, metafory. Podpowiem, że to, o co mi chodzi, ma wiele nazw, i jest przeciwieństwem z... Och, wtedy już zgadniesz, a ja polegnę z kretesem. Dam ci jeszcze jedną szansę, dobrze? Jak ci się nie uda, wtedy pytam - zadecydowała niechętnie, przeważnie nienawykła do taryf ulgowych, ale też nie zaznaczyła tutaj, iż ma się tylko jedną odpowiedź, więc to ją usprawiedliwiało, trochę, bo trochę. Parsknięcie jednorożca sprowadziło na siebie jej uwagę, znajdowała jedynie najprostszy powód tego odzewu. Uśmiechnęła się porozumiewawczo do Eques'a, jakby razem dzielili jakiś niedostępny dla innych, absorbujący sekret.
- Znasz poprawną odpowiedź, prawda, Equesie? Wyobraź sobie, że ona nie zna - mruknęła do niego konspiracyjnym szeptem, bezgłośnie dopowiadając jeszcze "chyba przydałaby jej się jakaś pomoc". Wielka szkoda, że nie znali telepatii, wtedy mogliby rozprawiać w myślach o swoich mniemaniach, i proszę, Eques'owi niewinnie wyrwałoby się słowo - klucz, zagadka rozwiązana.
Wyglądało na to, że Feste będzie pierwsza pytać. Co więcej, nawet już wiedziała, o co miałaby chęć zapytać wpierw.

Anonymous - 1 Wrzesień 2011, 12:03

Prawda, Brenna była łagodna. I zazwyczaj pozytywnie nastawiona do świata. Ale właśnie to denerwowało niektóre osoby w jej otoczeniu. Bo nie każdy lubił wiecznie wesołe dziewczynki, które jednocześnie były dość tajemnicze i niechętnie opowiadały o sobie. Tak naprawdę Brit sądziła, ba, wiedziała!, że nic o sobie nie wie. Wewnątrz niej prawdopodobnie kryło się jeszcze wiele innych cech, które dopiero odkrywała lub miała odkryć. To sprawiało, że czasem była stawiana w naprawdę trudnych sytuacjach, w których przeczyła sama sobie. Ale nie zawsze życie jest łatwe, prawda?
Zastanowiły ją słowa Feste. Na razie nie wyglądała jej na taką, co to 'posyła ludzi do diabła', jak sama zresztą się określiła. Ale może po prostu dziewczyna miała dobry humor i nie ukazywała swoich negatywnych cech. Wtedy Brenna zaczęła się zastanawiać nad sytuacją, w której jej [i]siostra[i] miała więcej cech negatywnych niż pozytywnych. A co jeśliby się ukazało, że jest rozwydrzonym bachorem, potocznie mówiąc? Nie była pewna, czy dałaby radę z nią wytrzymać.
Kiedy Elicia nazwała Eques'a kucykiem, ten parsknął i zaczął grzebać kopytami, zanim jeszcze Brenna zdążyła zaprotestować. Wyrażał tym swoje oburzenie, tego dziewczyna była pewna, choć nie do końca rozumiała inne znaki jednorożca. Uśmiechnęła się pod nosem na myśl, że jej zwierzak potrafi bronić swojego dobrego imienia. Mimo wszystko był inteligentny, choć w dość małym stopniu. Oczywiście jeśli chodzi o płochliwość.
Odpowiedzią na zapytanie Brenny było najpierw zgrzytanie zębów jej towarzyszki. Dopiero potem dołączyło do tego krótkie wyjaśnienie. I druga szansa, którą Brit na pewno chciała wykorzystać.
Zaczęła więc myśleć. Metafory, hm... Gorycz rozpaczy? Nie, nie brzmiało to dobrze. Jakoś tak było to bardzo naciągane. Gorycz rozczarowania? Nie, o tym myślała już wcześniej i tak jak wtedy, odrzuciła tę opcję. Gorycz zawodu? O, to brzmiało jej najlepiej. A że dotychczas nie wpadła na lepszy pomysł, postanowiła, że to będzie jej odpowiedź.
-Czy chodzi o uczucie zawodu?-Zapytała, jednocześnie potwierdzając, że to jest jej odpowiedź na zagadkę. Kątem oka spojrzała na jednorożca, którym tym razem nie zareagował. Zamiast tego spokojnie skubał sobie trawkę.
Spojrzała na Valerie, oczekując odpowiedzi. Jednocześnie zaczęła się zastanawiać, jakie dziewczyna chciała zadać jej pytanie. Bo wiedziała, że na pewno zaczęła już o tym myśleć. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy, toteż dała sobie z tym spokój.
Wzięła patyk leżący przed nią i zaczęła ryć nim ziemię. Na początku bezcelowa czynność zmieniła się potem w rysunek kota. Nie było to może takie dzieło, jak portret jej jednorożca, ale jej się podobało. I to najważniejsze.

Anonymous - 4 Wrzesień 2011, 17:42

Zasadniczo raczej złośliwości na porządku dziennym są mniej pożądane, niżby taka wrodzona łagodność i optymizm, a już szczególnie, gdy idzie z parą z obskakiwaniem jednorożców. Czy nie miło jest mieć przy sobie taką osóbkę, która pocieszy, rozpłynie się nad wizją jutrzejszej słonecznej pogody, mając za oknem straszliwą nawałnicę, będzie mydlić oczy galanteryjnymi komplementami? Na to wygląda. Brzmi to o wiele lepiej od uszczypliwej oraz kłótliwej, no i jeszcze z lekka stukniętej, bezczelnej pannicy. Ale chyba na razie nie wydawała się taka w domniemanie-siostrzanych oczętach, poza tym zawsze taka nie była.
Parsknięcie Eques'a było co najmniej rozbawiające. Ona na jego miejscu rozdeptałaby solidnie delikwenta, który poważył się na umniejszenie majestatu magicznego stwora. Bywała gwałtowna i agresywna, więc nic dziwnego.
- Czy samce wszystko traktują jako osobistą obrazę? To było tylko takie... Pieszczotliwe określenie - Objaśniła ze skruszonym uśmiechem, nader wiarygodnie. Przecież to słówko, "kucyk", było takie urocze, co więcej - pasowało do jednorożca, chociaż lepiej byłoby, gdyby był jednorogim kucem. Nie, w sumie wyglądałby brzydko, taki nieproporcjonalny karzełek z zaostrzonym szpikulcem wystającym ze środka czoła.
Brenna szła dróżką odpowiednią, jednak pełną zakrętów ze ślepymi uliczkami, że tak to poetycko opiszemy. Kolejna odpowiedź znów okazała się błędną, choć wystarczyłoby wyciągnąć rękę i już musnęłoby się prawidłową. Znów ta rezygnacja, wyraźna pretensja w ślepiach.
- Znowu źle - syknęła, trzepiąc ogonem o ziemię. Przyjemne brzęczenie nie poprawiło jej jednak nastroju. - Jednakże, jesteś bliżej, niż mogłabyś się spodziewać - wypadałoby jej dać następną szansę. Nie, wręcz była do tego zmuszona, no ale, jak powiada to przysłowie...
- Dobrze... Do trzech razy sztuka, prawda? Dam ci jeszcze jedną, bezdyskusyjnie ostatnią, byś mogła odzyskać nieco w moich oczach. I, Bree... Ona. To ona, nie to lub ten. Pomyśl, co do tego pasuje? Czasem przez nią płacz, czasem starczy zawód, niemal zawsze powzięcie odwetu i upragnione wybicie się ponad rywala. Nie możesz sobie na nią pozwolić, o nie. - W kąciku jej ust zadrgał cień uśmiechu, kiedy tak zanuciła, mimo wiadomej trudności sklecenia tych słów w jakąś podrzędną mruczankę.
- Przemyśl to dokładnie, chyba że nie chce ci się mnie pytać. W innych okolicznościach sama wydusiłabym z ciebie odpowiedź na tę zagadkę, jestem pewna, iż gdzieś ci tam to świta, co? Czekaj... Ma wiele nazw. Czyli że synonim również przełknę, choć chodzi mi o jedną, dokładnie ową, kwestyjkę - dodała już bardziej obrażonym tonem, nie przypisując ponownie fragmentowi zagadki śpiewnej nuty.
Z ciekawskim spojrzeniem, jak to często czyniła, wychyliła się do przodu, śledząc ruchy patyczka. Och, patyki były takie bezużyteczne. Nie zakreślisz nim szczegółów, najwyżej nabazgrzesz sobie kółeczko z krzyżykiem w środku. Szkiełko, pazurzyska, wychodzą na o niebo lepsze stawając w szranki z gałązkami. Po jakimś czasie zaczęła rozpoznawać kontury jakiegoś zwierzęcia, z uszami, jak u Brenny, który przerodził się w kotka, w którym dało się odszukać kota, a nie zawsze tak bywa, nieprawdaż? Mogła w milczeniu napawać się jego widokiem, tak też zrobiła.
Jak widać, do czasu.
- Zdaje mi się... Że jest niedokończony - wymamrotała niepewnie. Aż przez chwilę można było sobie pomyśleć, iż sądziła, że na tym świecie roi się od samych perfekcjonistów, w każdej dziedzinie chcących zostać niedoścignionymi.
- Oczywiście, mogę się... Khr, mylić - z niesamowitą trudnością przeszło jej to przez gardło. Rzecz jasna, myliła się, trochę by się tego zebrało, lecz nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, jakoby to miało w ogóle miejsce.
- Spróbujesz ostatni raz, czy w końcu poświęcisz się bez reszty tym swoim wypocinom? - jeszcze Bree zaczęłaby uważać Feste za złagodniałą, na kilka zatrważających chwil odpuściła sobie opryskliwość i nadąsany ton. Skinęła na nią głową.

Anonymous - 5 Wrzesień 2011, 19:37

Jednorożec na pewno nie uznał określenia 'kucyk' jako pieszczotliwego. Brennie wydawało się, że nawet wie, dlaczego. Kuce miały przecież zupełnie inną budowę. Były bardziej krępe i masywne, Equesy natomiast wyglądały na wysokie i lekkie. No, przynajmniej lżejsze niż kucyki. Toteż rozumiała, dlaczego Mystique się obraził.
-Samce nie traktują wszystkiego, jako obrazę, tak samo zresztą, jak samice. Tylko określenie 'kucyk' do niego nie pasuje, o czym jakimś cudem zdaje sobie sprawę.-Wyjaśniła. Warto było podzielić się swoimi przemyśleniami z Elicią, aby jednorożec nie czuł się później na nią obrażony.
Brit znów nie trafiła z odpowiedzią. Szlag!-Pomyślała, odrobinę zirytowana. Obydwie były zniecierpliwione - Valerie tym, że Brenna ciągle źle odpowiadała, a Brit tym, że nie mogła zgadnąć. Ale to, co wydawało się jej siostrze proste, było w rzeczywistości trudne dla innych osób, które zagadki nie wymyśliły. I to przez to Brinne miała problem ze znalezieniem rozwiązania.
Wysłuchała z uwagą wskazówki towarzyszki, ale na niewiele jej się to zdało. Nadal nie miała pomysłu na odpowiedź. Ale nie porzucała nadziei i myślała nad rozwiązaniem. Myślała tak i myślała. Minęło chyba z pięć minut, a ona wciąż nie wpadła na to. Była też tak zamyślona, że nie odpowiedziała, na wskazówkę siostry dotyczącą jej rysunku. Jeśli chciała, mogła go dokończyć. Ale nie powiedziała jej tego na głos, więc dziewczyna nie wiedziała o tym. A Brenna wciąż myślała.
Kiedy miała się już poddać, nagle coś jej przyszło do głowy. Ta myśl wydawała jej się najodpowiedniejsza z reszty pomysłów.
-Chodzi ci o zemstę!-Powiedziała z pewnością, która graniczyła z bezradnością. Bo jeśli to nie było to, Brenna nie miała pojęcia, co mogło być rozwiązaniem. Miała nadzieję, że w razie pomyłki, Feste zdradzi jej poprawne rozwiązanie.
Patrzyła z wyczekiwaniem na Elicię. W między czasie rzuciła patyk do wody, płosząc przy okazji rybki.

Przepraszam, weny brakuje.

Anonymous - 25 Wrzesień 2011, 16:47

- To twoje zdanie, nie moje - zlekceważyła jej protesty. - To chyba oczywiste, że ma więcej rozumu, niżeli normalne konisko, a to, czy zowie się tak, czy tak, nie ma znaczenia - zbagatelizowała sprawę, prychnąwszy razy dwa. Pogładziła ręką włosy, niby je poprawiając, po czym wzięła spore pasmo i przemieniła je w szkarłatne loki. Krótkie zastanowienie zaowocowało jeszcze dodaniem kilku takich zmian barwnych, aby jej grzywa nieznacznie przypominała płonącą biel. Zależy, dla kogo, w każdym razie była wybitnie znudzona i szukała na to w desperacji lekarstwa. Ślepia nabrały człowieczości w postaci zniekształcenia się źrenic, natomiast tęczówki stały się ponuro szare.
Czas dłużył się niemiłosiernie, szczególnie, iż Brenna, pewno na złość, straszliwie zwlekała z odpowiedzią. Zrezygnowane "ych" wyrwało jej się z ust, gdy tak oczekiwała ostatecznej odpowiedzi. Zignorowanie rady tyczącej się rysunku skwitowała groźnym ściągnięciem brwi. Z jej temperamentem można by to uznać za zapowiedź apokalipsy, oczywiście dramatyzując, ale również siliła się na milczenie.
- Zemstę? - pokręciła stanowczo głową z triumfalnym uśmieszkiem, błąkającym się dłuższą chwilę w kąciku ust, po czym zadecydowała już wyprowadzić z błędu towarzyszkę. Sięgnęła ku niej ręką, wskutek czego zmuszona była podnieść się równie gwałtownie, jak wtedy, kiedy naprawdę niechcący spłoszyła jednorożca. Tym razem też nie miała złych intencji, lecz Equesom wszystkiego raczej nie da się wyperswadować, co? Zmierzwiła czuprynę Dachowcowi, mimowolnie czerpiąc radość z tego zwycięstwa.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć, kochanie - powiedziała powątpiewającym tonem, podpierając biodra obiema rękami.
- Co mnie teraz spotkało, hm? Wiesz, prawda? To pytanie retoryczne. - Rzuciła zaraz, obecnie bez cienia wesołości czy triumfu.
- Otóż, to wygrana, o ile tego nie zrozumiałaś - mogło to być odebrane dwojako, ale nie podszyte kpiną wydawało się czymś nie bardzo zaczepnym. - A przeciwieństwem wygranej... - kontynuowała, wchodząc w żywioł, jakby wcielała się w rolę surowej i niezwykle mądrej pani profesor, co przychodziło jej z niebywałą łatwością. - ... Jest, oczywistość, przegrana. I tu kryje się odpowiedź, moja mała. Przeegrana - poklepała jej główkę matczynie, oddalając się w kierunku jeziora. Niewiele po owym działaniu spostrzegła karygodny czyn Brenny, opierający się "tylko" na wrzuceniu patyczka do jeziora. Pomknęła w tamtą stronę, mogłoby się zdawać z zawrotną prędkością, ażeby przyklęknąć i schwycić szczupłymi palcami feralną gałązkę, którą zabrała z wody z grymasem niezadowolenia wypisanym wyraźnie na buźce.
- Płoszysz obiad, paskudo! - warknęła, strzepując kleistą ciecz z umazanych rączek. Usiadła znów na glebie, opierając je o podłoże, trawa lub piasek choć trochę mogłyby brud usunąć. Patyk posłała pod siostrzane nogi.
- No dobrze... Zemsta nie może być gorzka. Najwyżej mściciel może być zgorzkniały. Zemsta słynie ze słodyczy, a porażka z goryczy. I tak oto, przegrałaś, czyżbyś miała jakieś gorzkie odczucia? - wyrecytowała, ostatnie zdanie wymawiając tonem godnym osóbki szczerze zdumionej choćby możliwością czegoś takiego. Rozszerzone źrenice jeszcze bardziej potęgowały to wrażenie, toteż trudno było odróżnić dla przypadkowego słuchacza prawdziwość zdziwienia. Brenna raczej nie powinna mieć z tym podobnych problemów.
- A więc mogę zadać ci to całe pytanie. Co powiesz na to: jak zowią cię przyjaciele? Posiadasz jakąś indywidualną, tylko twoją, jedną jedyną, ksyweczkę? - wbiła w nią oczęta, w których tliło się uprzejme zainteresowanie. Objęła rękami ogon, przyciskając go do siebie z cieniem uśmiechu, by móc zrobić coś prócz wlepiania uporczywego wzroku w swą drogą chyba-siostrzyczkę.
Nie uznawała tej kwestii za nadmiernie ważną, przecież i tak będzie mówić do niej Bree, mimo najszczerszych chęci wzmiankowanej, więc czemuż o to akurat spytała, chociaż nic nie stało na przeszkodzie wyboru masy innych mniej i bardziej ważnych rzeczy? Możliwe, że ze zwykłego kaprysu, albo w jakiś tam swój pokrętny i niezrozumiały sposób uznawała, że warto to wiedzieć "jakby co". Mhm.
Uprzytomniła sobie wreszcie, iż już niebawem nadejdzie kolej Brenny, a tym samym to dla niej będzie wymyślana zagadka. To wpłynęło na nią pozytywnie, bowiem ją ucieszyło. Ciekawością jest, cóż sobie obmyśli czarnowłosa kotołaczka.

/ Pewnie spadłaś z krzesła, jak zobaczyłaś, że wreszcie odpisałam. Gomene, że tak długo. ;] /

Anonymous - 28 Wrzesień 2011, 18:32

Brenna sama nie wiedziała, czy Eques miał wyższy poziom inteligencji niż inne zwyczajne konie. Choć nie za bardzo wiedziała, o co chodziło Feste, kiedy mówiła o 'zwyczajnych'. Jest to bardzo względne pojęcie, tak samo zresztą jak 'normalność'. Na świecie w różnych językach istniało wiele różnych pojęć, których nie dało się jednoznacznie wyjaśnić. Było to spowodowane tym, że każdy z nas widzi świat po swojemu i tak też odczuwa niektóre rzeczy. Nie można więc powiedzieć, że -30C jest okropnym zimnem, bo Eskimos stwierdzi, że jest to dość ciepło.
Feste znowu zaczęła zmieniać sobie wygląd. Brit trochę dziwiło, dlaczego robiła to tak często. Może po prostu przekształciło się to już niejako w jej hobby? Jednego kocica była pewna - chciała zobaczyć naturalny wygląd Elicii, a żeby sprecyzować - ten, z którym się urodziła. Bo to mimo wszystko nie było takie naturalne. Pomijając te wszystkie wnioski, Bree zauważyła, że jej siostrze ładnie w takich płomiennych lokach. Gdyby znała Dachowca dokładniej lub wierzyła, że to co mówiła wcześniej było prawdą, stwierdziłaby, że taka barwa włosów idealnie oddaje temperament Feste.
Brenna nigdy nie robiła nikomu niczego na złość, a przynajmniej nie specjalnie. Jeśli kogoś denerwowała to najczęściej przypadkiem - zdarzały się wyjątki, ale to tylko wtedy, kiedy ktoś nie przypadł jej do gustu. Toteż czas, w którym się zastanawiała, nie był tak długi aby zdenerwować siostrę, lecz by się dobrze namyślić i rozważyć wszystkie opcje odpowiedzi. Użyła go jak jej się wydawało dobrze.
Mimo głębokich i porządnych przemyśleń jej odpowiedź i tak okazała się złą, co Brit wywnioskowała po ruchach Feste jeszcze za nim ta zaczęła swój monolog dotyczący zwycięstwa i przez to prowadzący do poprawnej odpowiedzi. Na szczęście, Brinne nie była taka głupia, żeby się pogubić, więc dowiedziała się, że Dachowcowi chodziło o przegraną. Wtedy Brenna na własnej skórze poczuła, że ta odpowiedź jest prawidłowa, bowiem wyżej wymienione odczucia właśnie się u niej pokazały. Jakie to było dziwne, że człowiek nie wiedział tego, co miało go zaraz spotkać.
Dziewczynę zdziwiła też reakcja Valerie na jej planowane wrzucenie patyka do jeziora. 'Planowane' bowiem wyżej wymieniona zapobiegła zniszczeniu gładkiej tafli poprzez wrzucenie do niej odłamka drzewa, łapiąc go. Mówiła coś też o obiedzie. To dziwne, bo przecież ona sama najwyraźniej nie miała zamiaru polować na ciasteczkowe ryby. Dlatego też Brinne ponownie podeszła do brzegu i zaczęła w skupieniu polować. Po jakichś pięciu minutach udało jej się upolować rybkę. Zamiast zjeść ją sama, znowu dała ją siostrze. Żeby nie czepiała jej się, że płoszy obiad. Było to trochę egoistyczne, ale trudno.
Feste ponownie zaczęła swój monolog wyjaśniający odpowiedź. Zdziwienie w jej oczach zdenerwowało trochę Brinne. Uważała to za oczywiste i była naprawdę zdumiona, że można było tego nie rozumieć. No przecież że było to dla niej oczywiste, skoro ona sama wymyśliła tę zagadkę i ubrała ją w słowa, dość trudne zresztą. Nie odezwała się jednak, tylko zmarszczyła brwi.
Na pytanie o ksywkę, zaśmiała się.
-Nie mam żadnego przezwiska, wszyscy nazywają mnie po imieniu albo tak jak ty - Bree. Jakoś to im bardziej pasuje, niż wymyślanie swojej ksywki. Ludzie są strasznie wygodniccy.-Powiedziała, zakładając nogę na nogę. Ona sama również była leniwa i nie lubiła się wysilać. Ale gdyby miała nadać komuś ksywkę, zrobiłaby to. Oczywiście jeśli miałaby wenę.
Wtedy Dachowiec zorientowała się, że teraz jej kolej by zadać zagadkę siostrze. Tylko nie miała pojęcia, jaka to mogłaby być zagadka. W końcu na jakąś wpadła.
-Czyli teraz ja, tak? No to masz moją zagadkę: trawi człowieka od środka. Może pochodzić z różnych organów i być spowodowany różnymi bodźcami. Reakcje na jego obecność są różne i tak samo zależne od bodźców.-Powiedziała. Potem stwierdziła, że było to dość chaotyczne, ale pomyślała, że w razie czego Feste poprosi o odpowiedź, którą zresztą otrzyma.

Anonymous - 29 Wrzesień 2011, 20:13

Częstość metamorfoz wbrew przemyśleniom Brenny zależała od tego, że się do nich przyzwyczaiła. W jednej chwili mogła stać się ciemnowłosą pięknością o pełnych wargach, nigdy nie istniała trudność, aby być kimś innym, niż ostatnio, przerodziło się to ostatecznie w rutynę, więc było już na porządku dziennym u tego dziewczęcia. Nic dziwnego, zmiany lubiła, a i majstrowanie przy wyglądzie wydawało jej się wyjątkowo nęcące, może przeciwnie do zdań innych. W sumie można było to uznać za połączenie przyzwyczajenia oraz hobby.
Otrzymawszy prezencik kolejny, w postaci apetycznej przedstawicielki rasy ciasteczkowej rybiej wielkości umiarkowanie dużej, pięści zacisnęła, będąc, zabawne, że jeszcze, na skraju wytrzymałości.
- Ja ci pokażę polować! - wrzasnęła, a raczej zastosowała ton niemal, ale zawsze, równy krzykom, po czym wyskoczyła w powietrze i przemieniła się w nic innego, jak kotkę, a jej ubrania magicznie zniknęły. Opadła momentalnie na ziemię; przez krótką chwilę zastygła w bezruchu. Zamrugała ślepiami, przyjmując bojową pozę, by następnie wybić się ponownie, a tym samym dobrnąć wreszcie do jeziora.
To takie niesprawiedliwe, że to wszystko mogło wyglądać tak wspaniale - ona, piękna, nieustraszona, mknąc w przestworzach dopada do pierwszej ryby i triumfalnie opuszcza zbiornik wodny, bez najmniejszej czekoladowej skazy, chełpiąc się tym haniebnie. Ale nie, to było niewykonalne.
No więc, stanęła już na brzegu, zbliżając się dostatecznie do kładki. Nie wyzbywając się napięcia, weszła na ową platformę, a przebywszy jej całą długość nie bez wrodzonej gracji, zamiauczała cicho na taflę. Proszę, proszę. Ryba. Pomyślała z niby uśmiechem, wyglądającym nader groteskowo na pyszczku chuderlawej kotki. Zastrzygła uszami, badawczo mierząc wzrokiem wodę, czyli tę całą czekoladę. Wpiła oczywiście pazury w chybotliwe podłoże, ledwo radząc sobie przy tym z obawami tyczącymi się wpadnięciem do tej brązowej otchłani. Nie dość, że będzie niesamowicie brudna, to jeszcze ledwo uda jej się dopłynąć do, dzięki bogom, bliskiego brzegu. Jak na złość, jej przyszła zdobycz wydawała się śmiesznie mała. Zmizerniałym nadgryzionym ciastkiem nie była, jednak za to mizernym nienadgryzionym. To było takie proste, zahaczyć pazurami jednej z łapek, pokrytych cudownie czystym alabastrowym futerkiem, wyciągnąć ją na kładeczkę i się udobruchać. Nie pozostawało jej nic więcej, niż się tym zadowolić, tak na pierwszy rzut oka. Prawą kończyną starała się dosięgnąć feralnego ciasteczkowego egzemplarza, ażeby zaczepić go niepostrzeżenie.
Jeszcze trochę, jeszcze trochę! Wyszeptała zlękniona bliskością czekolady ze swą osobą. Gdy po tych mordężniczych próbach uzyskała upragnione powodzenie, odskoczyła w tył, w mig zmieniwszy się na powrót w postać człowieczą o podpalanych włosach. Nieomal wpadła do głębin, mimo tego przez jej piórkową wagę jakoś udało się temu zapobiec. Podniosła się, z trudem łapiąc równowagę, i wyciągnęła rękę z ofiarą w górę. Ostrożnie doszła do lądu stałego i odgarnęła włosy nachodzące na oczy. Ostatni raz zerknęła na spłoszoną ławicę, by obrócić się na pięcie w stronę Brinne.
- Cholera, pobrudziłam się. - Wyjęczała z boleścią, przymykając powieki, z racji, iż przez rozłożone umorusane palce dłoni przemykały ostre promienie słońca. Z miną męczennicy przysiadła obok Bree, idealnie zdążając na jej odpowiedź.
- Hej, hej! Żądam innego pytania! - oznajmiła, ponieważ nie spodobały jej się zanadto te słowa. Liczyła na coś więcej, a nie tylko na tyle. Kolej na zagadkę towarzyszki, początek jej zagadnienia skwitowała skinięciem głowy. Wydała jej się niezwykle banalna, ale czy słusznie, to się okaże. Jej niezbita pewność siebie nie ulotniła się i można było ją wyraźnie wyczuć w, wedle jej opinii trafnej, wypowiedzi.
- To wirus lub pasożyt? Tak, to wirus bądź pasożyt - wymruczała, pierwszą część kierując bezpośrednio do rozmówczyni, druga natomiast bardziej tyczyła się samej pannicy, niż wzmiankowanej. Zmarszczyła brwi, dopiero teraz wychwytując w swojej tezie potencjalne nieprawidłowości. Już po fakcie zaczęła w nią powątpiewać, ach, ta Feste.
- One, prawda? - zapytała, przekręcając głowę na bok niczym zaciekawiony kociak. Przecież to było wysoce prawdopodobne. Wirus trawił człowieka od środka. Mógł pochodzić z różnych narządów, jak i być spowodowany czymś diametralnie różnym od siebie, chociaż chyba lepiej wpasowywałaby się w to choroba. Właściwie Bree dokładnie tego nie sprecyzowała, Fleed mogła różnie odczytywać owo coś, lecz rzekła "spowodowan y", jakby odnosiła się do rodzaju męskiego. Chociaż, może to było przypadkiem? Uważała się za dobrą w zagadkach, czasem jednak wyobraźnia płatała jej figle i podstawowe fakty jej umykały, oraz potrafiła z mocą wyrzec, że zagadnienie na temat barwnych wstęg na sklepieniu niebieskim dotyczy fruwającego stada owiec, które uległy kreatywności malarza czy fryzjera, nie tęczy.
A o cóż innego mogło iść? O ból? Nie, nie. Rozpacz? W zasadzie, w teorii i praktyce jednakże nie bardzo.
Przygryzła wargę, wbijając wzrok w kruczowłosą autorkę zagadki. Przeniosła go zaraz na ciastko w palcach, machając nią przed nosem tejże persony. W końcu winna być grzeczna i odwdzięczyć się za jej poprzedni podarek, odwracało to też jej myśli od sceptycyzmu.

Anonymous - 30 Wrzesień 2011, 20:44

Czyli Brenna niewiele się pomyliła. Miała rację, że zmiana wyglądu była już pewnym rodzajem hobby dla Feste. Poza tym skoro ta przyzwyczaiła się to robić i lubiła to, można by porównać to do pewnego rodzaju zainteresowań, bo przecież dziewczyna eksperymentowała ze swoim wyglądem, aby uzyskać ten najlepszy.
Brinne zdziwiło zachowanie siostry. Myślała, że ucieszy się, kiedy da jej rybę. Niestety się pomyliła - uzyskała wręcz przeciwny skutek. Nie dość, że chyba ją rozgniewała, to Elicia zamiast zjeść rybę, wrzasnęła na Brennę i skoczyła w stronę jeziora, przy okazji zmieniając się w kotkę. Wtedy Bree mogła pierwszy raz podziwiać kocią postać towarzyszki. I musiała stwierdzić, że skłamałaby mówiąc siostrze, że świetnie wygląda w postaci tego zwierzęcia. Bo wyglądała okropnie. Brit w swoim życiu widziała wiele różnych kotów, ale tak chuderlawego jeszcze nigdy. Zrobiło jej się trochę żal Feste, ale nigdy by jej tego nie powiedziała, a zwłaszcza teraz, kiedy była zdenerwowana.
Kotoucha z brzegu obserwowała polowanie siostry. W końcu ta nie robiła tego tylko dla siebie, a można to było wywnioskować z jej słów. Wyraźnie miała zamiar zaprezentować Brinne poprawny sposób upolowania ryby. Toteż patrzyła mając nadzieję, że czegoś się nauczy. Obserwowała napięte mięśnie kotki. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy zamiauczała nad taflą, jakby chciała zawołać ryby. Logicznym jednak było, że nie mogło się jej to udać. Ryby nie miały zwyczaju przypływać na zawołanie, aby uciąć sobie pogawędkę z wołającym, tym bardziej nie przypłynęłyby do osoby, która chciałaby zjeść je na obiad. Oprócz tego Brennę zdziwił też strach okazywany przez Feste w stosunku do tafli czekolady. Czyżby koci instynkt aż tak dawał jej się we znaki? Dla Brit było to wyjątkowe. Ona sama zdążyła już przywyknąć do wszelkiego rodzaju cieczy, w końcu większość czasu egzystowała w teraźniejszej postaci. Oczywiście, zdarzały się momenty, w których zmieniała się w kota, jednak ostatnimi czasy było takich bardzo mało.
Wreszcie Feste udało się złowić rybkę, co można było poznać pod odskoczeniu w tył i zmianie w postać tak zwaną 'ludzką'. Była to feralna nazwa, wszak Dachowce w tej postaci nadal miały kocie cechy, jednak wszyscy tak ją określali, bo 'postać pół-ludzka, pół-kocia' było długim stwierdzeniem i nie wszystkim chciało się je wymawiać.
Kiedy siostra Bree wróciła na ląd, zaczęła marudzić, że się pobrudziła. Jednak było to chyba logiczne, skoro polowała na ciasteczkową rybę pływającą w czekoladowym jeziorze. Nie było możliwości, że połów odbyłby się bez zabrudzeń - no chyba, że z użyciem wędki, czego żaden szanujący się Dachowiec by nie zrobił.
Innego pytania być nie mogło. Valerie miała już swoją szansę, a że źle ją wykorzystała, to już była jej i tylko jej strata. Ale nie musiała się martwić - za chwilę na pewno będzie miała następną. A jeśli chodziło o zagadkę, to okazała się trudna nawet dla pewnej siebie dziewczyny. Co prawda na początku pewnie odpowiedziała na pytanie, ale chwilę później pojawiły się u niej wątpliwości, co nie było czymś dziwnym. Każdy człowiek potrzebuje zastanowienia, toteż Brit nie niecierpliwiła się i dała jej czas.
Po chwili uśmiechnęła się serdecznie.
-Nie, to nie one. Pomyśl głębiej. Mogę ci podpowiedzieć, że 'trawić od środka' w przypadku tego uczucia odnosi się zarówno metaforycznie, jak i fizycznie. A co do metaforycznego... To na przykład 'przyjaźni'.-Spróbowała wyjaśnić. Możliwe, że tylko bardziej zaplątała jej w myślach, ale na to nie miała już wpływu. Chciała dobrze.
Rybę zignorowała. Za to wzięła patyk, który wcześniej miał wylądować w wodzie i zaczęła kreślić krąg. Potem wpisała w niego różne wyrazy. Nie miały one ze sobą związku, ani żadnego celu - zrobiła to dla zabicia czasu.

Anonymous - 16 Październik 2011, 18:48

No dobrze, dobrze, chyba w siostrzanej wyobraźni wykiełkował chybotliwy patyk, a nie mały, chudziutki kotek, którego można unieść jedną ręką, a takim kościotrupem ledwo trzymającym się na łapach jeszcze nie była.
Na serdeczny uśmiech Brenny już odczuła zawód. To nie mogło zwiastować niczego dobrego, taki uśmieszek na buźce dobrotliwej istoty, najpewniej wynikły z pobłażania.
- Niee? - spytała, niemal miaucząc, choć nadal z żałością, na objaśnienie czarnowłosej. Wysłuchała jej pouczenia, a raczej porady, kiwając głową bez cienia zapału.
- Głębiej, głębiej, głębiej. Ból? W sumie jak ktoś cię trzepnie w rękę, to pochodzi z tego organu, poza tym też może występować po utracie jakiejś potencjalnie bliskiej osoby... Ból - zastanowiwszy się na tym dość pobieżnie, miast głębiej, jak doradzała życzliwie Brinne, ze znów nie bardzo pewną siebie miną udzieliła owej odpowiedzi.
Dopiero teraz przyszedł czas na mądrzejsze pomyślunki. Zawód? Nie, bo skąd ci się to weźmie ze wskazującego palca, prawda? A może, może by tak upór? Przychodziły jej do głowy tylko najabsurdalniejsze odpowiedzi, niemające najpewniej w ogóle odniesienia do zagadki.
- Twoja zagadka mi się nie podoba - oznajmiła z naburmuszoną miną, która wzięła się głównie z faktu odrzucenia nadmiernie hojnego podarunku. Wystawiła język zarysowanemu przez Brennę kręgowi i położyła się na brzuchu, krzyżując nogi. Chwyciła zignorowane ciastko i spałaszowała je sama, i to z irytującą ostatencją. Oblizała się dokładnie, by na jej buźce nie pozostał żaden okruszek. Pedantycznie, nie?
- W sumie to już zmarnowałam wszystkie swoje szanse, co nie? - jedynym wyjściem byłoby zamienienie jej dwóch jednoczesnych odpowiedzi w jedną, ale tylko ciut dłuższą. Wtedy zabawa byłaby ciekawsza, a ponadto więcej by trwała, choć z drugiej strony Brennie mogło to być nie w smak. Bo przecież, i ona winna mieć swoją szansę, by wyciągnąć z domniemanej siostrzyczki jakieś przydatne informacje.
Chrząknęła znacząco, zawierając w tym nieśmiałą prośbę o pośpieszenie się przy uwolnieniu jej z tej błogiej niewiedzy o prawidłowości bądź błędności kolejnej odpowiedzi.
- Nie obrażę się, jeśli zechcesz dać mi więcej prób, mimo że to byłoby... Jak to się mówi? "Nie fair". Sądzę, że twoje zwierzątko raczej by tego nie popierało, jeżeli jednorożce w rzeczywistości są takie prawe. - Feste zaklaskała językiem w imię nudy. Mogła się mylić co do tego stereotypu o jednorożcach, ale naprawdę niewiele ją to obchodziło.

/ Tobie naprawdę chce się czekać? W każdym razie, wybacz, że znów tak długo czekałaś i znów tak mętnie mi wyszedł ten post.

Anonymous - 25 Październik 2011, 17:55

Uśmiech Brenny nie wynikał z pobłażania. Miał raczej na celu dodanie towarzyszce otuchy. Bree nie chciała, żeby Feste od razu zniechęciła się do zagadki. Zdecydowanie wolała wesołe zgadywanie, które trwałoby dalej. Bez jakichkolwiek znaków smutku i zawodu. A uśmiechem chciała to pokazać siostrze. Najwyraźniej jednak jej to nie wyszło. Kto by pomyślał, że taki zwyczajny wyraz twarzy jak serdeczny uśmiech mógł sprawiać niedomówienia...
Żałosne miauknięcie zdradzało, że Elicia nie miała pojęcia, o co mogło Brennie chodzić. Właścicielka jednorożca obwiniała się, że to jej wina. Nigdy nie była dobra w wymyślaniu zagadek, zawsze używała tych już opracowanych, czyli najłatwiejszych. A tak po prawdzie, to nigdy nie bawiła się w zgadywanie. Jej pytania były zawsze proste i szczere. Zagadki nie były jej mocną stroną, nic więc dziwnego, że się teraz obwiniała.
Brinne pokręciła głową. Podejrzewała, że odpowiedzi jej siostry nie był przemyślane. Prawdopodobnie plotła to, co jej ślina przyniosła, choć Brit nie mogła być tego pewna. Jednak jej mina zdradzała, że podejrzenia Bree były prawdziwe. Dziewczyna nie okazała tego po sobie, udawała, że nie wie, co się dzieje w głowie Elicii.
Na stwierdzenie dotyczące zagadki i naburmuszoną minę, Brenna prychnęła. Było to połączone z parsknięciem śmiechem. Nie mogła się już powstrzymać. Nie śmiała się z niedomyślności Valerie, raczej z jej zachowania, którym przypominała małe rozwydrzone dziecko.
-Sama wymyśliłaś taką zabawę.-Powiedziała, ozdabiając swoje 'dzieło'. Nie zwróciła uwagi na ostentacyjne zjedzenie ryby. Pedantyzm również nie przykuł jej spojrzenia. Ciągle wpatrywała się w krąg i dopisywała coraz to nowsze wyrazy.
A Eques? Skubał sobie trawkę, nie przejmując się tym, co działo się wokoło niego. Tylko uszy zdradzały, że mimo wszystko zachowuje czujność. Można było podejrzewać, że każdy gwałtowny ruch ponownie by go spłoszył. Dlatego też jego właścicielka nic takiego nie robiła i miała nadzieję, że jej domniemana siostra również pozostanie w tym postanowieniu.
Tak, szanse Feste zostały już wyczerpane. Oczywiście, Brinne dałaby jej jeszcze wiele, gdyby miała choć ciut podejrzeń, że uda jej się zgadnąć. Ale że takowych nie posiadała, postanowiła, że to zakończy. Nie chciała, żeby Valerie dalej się psychicznie męczyła. Bo po co?
Mystique uniósł łeb na słowo 'jednorożec'. Kto by pomyślał, że tak bardzo zwracał uwagę na otoczenie? W każdym razie parsknąć i trzepnął kilka razy głową, jednocześnie machając ogonem. Na koniec stuknął kopytem. Wszystkie te zabiegi miały zapewne wyrazić dezaprobatę i sprzeciw.
Brenna uśmiechnęła się.
-Jak widzisz jest to nieprawdziwy stereotyp.-Powiedziała, po czym westchnęła i spojrzała Feste w twarz.
-Dałabym ci więcej prób, ale wydaje mi się, że i tak nie zgadniesz. Nie chcę, żebyś się męczyła psychicznie, więc to skończę. Odpowiedzią jest: głód. Może on być fizjologiczny, jako potrzeba, którą trzeba zaspokajać, aby przeżyć. Mówi się także o metaforycznym 'głodzie wiedzy' lub 'głodzie uczucia'. Więc chodziło mi o głód.-Wyjaśniła. Chciała, żeby było to krótkie, jednak wyszedł z tego prawie monolog. Cóż, tak bywało.
Brenna odchyliła się i zamknęła oczy. Chwilę zastanawiała się nad pytaniem, które mogła zadać siostrze. W końcu na nie wpadła.
-Jak znalazłaś się w Krainie Luster? Mieszkałaś tu, czy dostałaś się przez Wrota? A jeśli nie zamieszkiwałaś Krainy, to gdzie mieszkałaś?-Zapytała z ciekawością w głosie. Miała nadzieję, że Feste odpowie na obydwa pytania. Byłaby to szansa dla Brit, żeby lepiej poznać jej teoretyczną rodzinę.

Anonymous - 30 Październik 2011, 19:08

- Nieprawdziwy? Czyli twój jednorożec to jakaś krwiożercza i fałszywa bestia? Pożera ludzi? - wyciągnęła głowę, wbijając nieprzeniknione spojrzenie w jednorożczą pierś. I on miał być niby niegodziwy? Zdjęła zeń wzrok, czując na sobie spojrzenie kogoś innego. Potarła palcami skronie, na dowód, że jest już nader wymęczona tą zagadką, po czym ściągnęła brwi. Coś tu jej nie pasowało. Głód fizjologiczny pochodzący z różnych organów? Czyżby to znaczyło, że jej ręka może być głodna, a palcowi chce się pić? Oczywiście, nie zamierzała omieszkać poprawienia swej teoretycznej siostry. Biedactwo, będzie żyć w błogiej niewiedzy. Gdy tylko skończyła swój wywód, chrząknęła, dając do zrozumienia, że i ona zamierza się wtrącić. Chyba coraz mniej zaczynała podobać się Brennie. Wykorzystała moment zastanowienia towarzyszki, uniósłszy jedną brew.
- Przecież głód pochodzi tylko z jednego organu, mózgu - mruknęła, tonem niezdradzającym ani strzępka cienia wątpliwości. Głód metaforyczny, i owszem, gdyby szło tylko o ten rodzaj, nieścisłości by dużej nie było, ale Bree winna lepiej skonstruować tę łamigłówkę. Jednak zmuszona była zostawić ową sprawę na później. Wątpliwe, by Brenna wymigiwała się od odzewu, pewnie nawet nie zdążyła jej usłyszeć, lub też zrozumieć.
Zaraz potem nadeszła salwa pytań. Rzadko kto odważał się przepytywać ją otwarcie, nienawidziła czegoś takiego. To było jak chłosta, paskudna chłosta, której celem było wyzucie jej ze wszelkich sekretów, chociaż kwestie interesujące rozmówczynię były nawet niewiele znaczące w obliczu innych tajemnic. Właściwie, jaka to tajemnica, okoliczności narodzin. Położyła po sobie uszy, wystawiając ząbki. Miało być jedno pytanie, a nie cała seria. Niemniej zobowiązała się odpowiedzieć, jeśli jej odpowiedź będzie nieprawidłowa. No cóż, fakty mówiły same za siebie.
Chociaż wskutek przeżytych lat pamięć czasami ją zawodziła wobec małych szczegółów, pamiętała wszystko. Surową, wyniosłą rezydencję, w której mieścił się świat odrębny od rzeczywistego, krzywe spojrzenia służby i poczucie... Głodu? Głodu ojczystych stron? I tak to można nazwać. Nigdy nie pasowała do ludzi, mimo że potrafiła bardzo dobrze się maskować. Ale gdzie w ich zatęchłym świecie znaleźć Kapeluszniki czy podobne jej krewniaki. No i, taką samą faunę. Mało pałętało się tam takich jednorożców. Westchnęła, zbierając się do słów następujących:
- Urodziłam się na ludzkich włościach. Wiesz, moja matka bardzo przywiązała się do jakiegoś parszywego człowieka i została jego maskotką, więc nie miałam zbytniego wyboru. - Wypowiedziała to dość smutnawo. Nie chciała sobie przypominać, niczego.
Przydałoby się dodać nieco więcej, na przykład, że przybyła tu szmat czasu temu, oczywiście dzięki wędrówce w poszukiwaniu Wrót, w której to dopomogła jej matczyna znajomość terenu; że pałętała się bez celu po całej Krainie, próbując gdzieś znaleźć swoje miejsce, ale włóczęgostwo lubiła, że uzależniała oraz uniezależniała się już doprawdy wielokrotnie od jej mieszkańców, że do ludzkiego świata powracała niechętnie, potem już obiecując sobie, ażeby nigdy się tam nie znaleźć, zmieniłoby się to w poruszającą i epicką historię, lecz potrafiła wymruczeć coś więcej jedynie w przypadku innych tematów.
- I znowu moja kolej. - Feste spuściła wzrok, wyciągając koniuszek języka. Jaką zagadkę mogła wymyśleć jeszcze? I czego mogła dotyczyć. Jeśli zapytać o coś diametralnie innego, dodatkowo zmyli to przeciwniczkę. Ale, ale, może coś łatwego, aby Bree miała przynajmniej jeden punkt na koncie? Na razie szły łeb w łeb, zero versus zero. To może coś z dziedziny roślin. Albo zwierząt.
Nie, trochę zbyt banalne. Czemu każda rzecz jest taka nieoryginalna? Choć, jeśli odpowiednio to sformułować...
Ułożywszy się na brzuchu, zaczęła wywijać piętami, podpierając przy tym podbródek rękami. Lubiła tę pozycję. Wykrzywiła wargi w obłąkańczym uśmiechu, ten rodzaj akurat był najczęstszy.
- Rośnie w ziemi, ale nie ma w niej korzeni. Niemniej je posiada. Ma burzę liści, choć jej nie posiada. Ma kwiaty, choć ich nie posiada. I ma gałęzie, choć ich nie zobaczysz. Cóż to takiego? - Splotła palce, nie zmazując uśmiechu, i przekrzywiła głowę. Nie, tego Brenna nie zgadnie.
Zastygła w bezruchu, wpatrzona bezczelnie w siostrzaną twarz. W szarych oczach tliła się bezdenna uciecha, zdradzana przez frywolne ogniki. Jedyną oznaką życia było leciutkie, lecz nader czujne drganie uszka.
Irytujące mogły okazać się jej brwi. Rozbłyskiwały teraz feerią barw, jakby Fleed kpiła sobie z czarnowłosej Dachowcy, ba, otwarcie miała w nosie jej potencjalne, i jej zdaniem najprawdopodobniej błędne, odpowiedzi. Z jedną brwią zieloną, drugą natomiast pomarańczową, przekręciła się na plecy, obijając ogonem o ziemię. Jej rozśpiewany dzwoneczek byłby chyba trudnością w skupieniu się nawet dla zagorzałego wyznawcy stoicyzmu. Skrzyżowała ręce na piersi, rozszerzyła źrenice i ziewnęła lekko.
- Mam pomysł. Dam ci zastanowić się nad tą zagadką dopóki, dopóty znów się nie spotkamy. Będziesz mieć trzy szanse, szmat czasu na przemyślenia i twoja porażka będzie tym większa. Co ty na to, Bree? A zresztą... - Feste podniosła się do klęczków, wyprężając grzbiet w koci sposób.
- Twój czas zaczyna upływać, złotko. Powodzenia - puściła siostrze perskie oko i potrząsnęła jej ręką, skinąwszy przy tym Eques'owi. Zabrały sobie już stanowczo za dużo czasu, a ich zabawa tylko się rozkręci, jeżeli będzie trwać dalej. Z brwiami w zielone groszki wybyła, zabierając w dłoniach pantofelki.

[zt]

/ Tak, ja wiem, że nie masz mi za złe tego przeciągania i jakoś to wytrzymujesz, ale mam poczucie winy, że blokuję cię już od jakiegoś miesiąca i skończyłoby się to najprędzej za trzy tygodnie, gdy wracam do starego grafiku, a ty w tym czasie popisałabyś sobie już z paroma osobami. To do następnego razu ; ) /

Anonymous - 24 Listopad 2011, 20:03

-Nie, Mystique jest łagodny. Co nie znaczy jednak, że każdy stereotyp jest prawdziwy. Zazwyczaj są błędne.-Odpowiedziała wesoło, podążając wzrokiem za Feste. Tak, Eques na pewno nie mógł być krwiożerczym stworem. Zresztą gdyby tak było, wcale by się z nią nie pałętał. Zamiast tego by ją pożarł.
Cóż, być może zagadka rzeczywiście była zadana w sposób dość zagmatwany, ale Dachowiec po prostu nie umiała zrobić tego inaczej. W ogóle nie była dobra w zadawaniu pytań, a wolała na nie odpowiadać. Słowa jak i mimika Elicii wyraźnie to potwierdziły, co Brennę odrobinę przygnębiło. Ale zaraz poprawiła sobie humor myśląc, że nikt nie może być idealny we wszystkim. Nie ma to jak optymizm, prawda?
Urodziła się na ludzkich włościach. Czyli tak jak Brit. Obydwie pochodziły ze Świata Ludzi, a były istotami magicznymi. Co prawda każda z innego powodu. Brenna nadal zastanawiała się, jak to możliwe, że stała się Dachowcem. Że w ogóle przedostała się do Krainy Luster przez zwyczajne stare zwierciadło, a nie przez te sławne Karminowe Wrota.
Brenna wytężyła słuch, gdy Feste zapowiedziała zadanie zagadki. Jednocześnie myślała, jak trudne pytanie zada jej tym razem. Poprzednio nie zgadła, może teraz jej się uda? Jednak słowa kotki sprawiły, że mina Brit zrzedła. Zagadka wcale nie była łatwiejsza. Ba, była bardziej zagmatwana, niż ta zadana przez nią.
Mimo tego próbowała ją rozwiązać. Nie było to jednak łatwe, biorąc pod uwagę to, że brwi Feste zmieniały ciągle barwę. Jeszcze gdyby były one pastelowe, to może dałoby się to znieść. Ale nie, oczywiście kotka zmieniała je na wściekłe drażniące kolory. Brennę zaczęła od tego boleć głowa.
Z zamyślenia wyrwały ją dopiero słowa Feste. Gdy wstała, czarnowłosa zrobiła to samo.
-Do zobaczenia.-Powiedziała, kiedy Elicia znikała pośród drzew. Krótką chwilę stała tam jeszcze i patrzyła na wodę. Potem upolowała jeszcze jedną ciasteczkową rybkę i spojrzała na Equesa.
-Idziemy.-Powiedziała z uśmiechem, po czym tak jak jej siostra zniknęła w lesie. Uprzednio zmieniając się w kota, oczywiście.
[Zt]

Anonymous - 9 Maj 2012, 14:57

Chwilę później po przejściu przez Bramę Carrie ujrzała coś niesamowitego.. Taak.. Ciasteczkową kładkę, która wyglądała tak apetycznie,że nawet przez myśl jej nie przyszło ani trochę jej nie skosztować. Rozejrzała się dookoła czy tylko czasem w pobliżu ktoś się nie pałęta i nie przyłapie jej na zajadaniu się ciasteczkową barierką od kładki. Kiedy upewniła się,że jest sama skubnęła kawałek tak od spodu by tylko czasem ktoś nie przyuważył ,że niejaka cząstka jej ubyła.
No bo przecież jest marionetką to głodu nie czuje, natomiast nasłuchała się w ludzkim świecie,że takowe ciastka są słodkie i bardzo dobre, a więc nic jej nie zaszkodzi spróbować ludzkich potraw. W końcu czego się nie spróbuje o to jest się uboższym. Kiedy uśmiechnęła się sama do siebie zachwycając się smakiem tej słodkości spostrzegła jeszcze jedno. Czekoladowe jezioro. Wpatrzyła się w jego taflę i zaniemówiła, wyglądało to dokładnie tak jak gorąca czekolada którą piła w żółtym kubku w czerwone kwiatki, będąc w kawiarni( no może tamto tylko było w naczyniu ,a to jest tak wolne, rozległe...) Zeszła zaraz z kładki i jeszcze oblizując się swoim lalczym językiem przykucnęła u brzegu jeziora. Znów obróciła głowę do tyłu zerkając czy czasem nikt tego nie widzi i chlusss! Dorwała czubkiem języka płynnej czekolady. Mmm... To nie może nie smakować, to jest najwspanialsze co chyba człowiek mógł stworzyć. Nie tyle słodkie co poprawia od razu samopoczucie. Widocznie zarówno ludziom jak i marionetkom.
Promieniała aż z radości,że najprawdopodobniej wcale nie będzie musiała przechodzić przez bramę, aby napić się tak pysznego napoju. Siadła na swoim krągłym tyłku i zaczęła obserwować krajobraz, który cieszył jej fioletowe oczy. Wtem do głowy przyszedł jej pomysł. Nic tylko uszyję suknię w kolorze czekolady i koszulki tak apetycznie brązowe no i jakby mogła zapomnieć o spodenkach. Ten kolor będzie idealnie pasował do żółtych barw. Zaczęła zatem dziewczyna knuć jakie dodatki dobierze do takiej kompozycji. W końcu sama jako pierwsza zamierzała przymierzyć swoje dzieło,może niebawem stanie się sławna w Krainie Luster, choć na tym specjalnie jej jakoś nie zależało. Lubiła szyć i tyle, kojarzyło jej się to z jej powstaniem. Z jej istnieniem, z ojcem , który dał jej życie. Ale jak to mawiają? Wszystko co dobre kiedyś się kończy.
Na tę myśl wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze spokojnie przymykając przy tym powieki. I teraz właśnie, w tej chwili zaczęła snuć olbrzymie wyobrażenia o kolejnej kolekcji ubrań, którą zaczęła od niedawna mieć w planach. Miała tylko cichą nadzieje,że to wszystko nie okaże się nędznym wymysłem, a czymś co warto będzie nosić i inni też zechcą to chociaż po przymierzać. Zostało jej jeszcze popracować nad nazwą słodkiej oferty . A zatem? Do dzieła.
Położyła się starannie na ciastkowo-karmelowej trawie i zawiesiła słuch na śpiewie ptaków, a dokładniej na jednym z nich, reszta jakoś się nie upominała o uwagę. Wygodnie oparła głowę o dłoń, a tę zaś wspierała na łokciu, który przywarł do ziemi.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group