To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Obrzeża Miasta - Zniszczona fabryka

Anonymous - 4 Lipiec 2011, 20:18

Dayanira już od kilku ładnych dni paradowała po ludzkim świecie w nowej fryzurze i bogatsza o nowe doświadczenia. Wciąż się doszkalała, coś, co ludzie nazywali nauką ścisłą fascynowało ją o tyle, o ile dotyczyło wynalazków mniej lub bardziej przez nią konstruowanych w przeszłości. Czasy, gdy każdy kolejny dzień spędzała w starej, szarej od kurzu piwnicy i wymyślała coraz to nowe przedmioty magiczno-niemagiczne dawno minęły, a teraz dziewczyna ma w obowiązku nadrobić cały swój stracony czas i wdrożyć się w system społeczeństwa, o którym dotychczas miała niewielkie pojęcie. Szukanie pracy odłożyła na później, ale właściwie miała już jeden pomysł dotyczący tegoż faktu. Z racji jej arystokratycznego pochodzenia miała kasy jak lodu, więc jakakolwiek praca wydawałaby się być zbyteczną w jej wypadku, aczkolwiek to jedyny prosty sposób na poznanie środowiska. Toteż Day wykombinowała, że podszyje się pod ubogą krewną ubogiej krewnej ubogiej kobiety i zatrudni u kogoś jako służka, bo w końcu ogrom magicznych istot, butnych i pewnych swego zresztą, takowych służek potrzebowało. Tymczasem naprawdę wolała sie od tego odciąć, żeby mieć jeszcze parę spokojnych dni na odpoczynek i swobodne wchłanianie scenerii i kontakt, przynajmniej pośredni, z innymi istotami. Tym razem trafiło na świat ludzi.Ponownie krążyła wśród obcych twarzy, totalnie nie rozumiejąc, dlaczego tak się spieszą i dokąd zmierzają, jakby czas wciąż był o krok przed nimi. Zatopiona w tych egzystencjalnych rozważaniach dotarła do tej zdecydowanie bardziej przerażającej części miasta. Właściwie, po naukach ojca i wdrożeniu przez niego w dziewczynkę odwagi i zapału do walki nie czuła strachu. był to bardziej niepojęty niepokój, nasilający się wraz z przekraczaniem co ciemniejszych progów lokacji. W końcu, po godzinnej tułaczce wśród nieznanych cieni dotarła aż tutaj. Wprawdzie, gdyby nie obszerny, czarny płaszcz z kapturem, który miała na sobie pewnie nie doszłaby do starej fabryki o własnych siłach, ale że wyglądała teraz jak jeden z tych podejrzanych typów kręcących się po ulicy nikt jej nie zaczepił. na szczęście, które w tejże chwili chyba się skończyło, bowiem dziewczyna krocząc ostrożnie wśród puszek z niedomkniętą farbą zauważyła cień jakiejś postaci w rogu pomieszczenia. Natychmiast uskoczyła w bok, chowając się za metalową kolumną uważając przy tym, aby nie strącić żadnej puszki i nie wywołać hałasu zdradzającego jej obecność tutaj. Przytuliła sie delikatnie do metalowej konstrukcji, dziękując w duchu, że to właśnie metal najlepiej przewodzi prąd i ukradkiem rozejrzała sie za wodą. Żadnej wody, ale przynajmniej ma metal, to ogromne osiągnięcie. Zaglądając raz jeszcze w głąb pomieszczenia w poszukiwaniu tajemniczej sylwetki poprawiła kaptur, który zaszeleścił nieznacznie, jakby chciał powiedzieć "po co tu przychodziłaś? przecież dokładnie wiedziałaś, że jest niebezpiecznie...". Westchnęła cichutko, żałując swojej głupoty i szybko przeanalizowała swoje moce. Jeśli to człowiek, wygrała. Jeśli nie, może telefonować do administracji dworku i zamawiać trumnę.
Anonymous - 4 Lipiec 2011, 20:37

Anzelm zaciągnął się głęboko papierosem, uśmiechnął się. Nie, do jego zmysłów nie dotarło to, że ktoś go właśnie podgląda, nie miał postrzegania pozazmysłowego. Stojąc na betonowym podłożu zdewastowanej fabryki, usiadł na jakimś kawałku zawalonego dachu.
- Ech, Zaranna Gwiazdo, niepotrzebnie się pieklisz, na wszystko nadejdzie czas. Wystarczy być odpowiednio przygotowanym i... cierpliwym. Wiesz, jak to jest, gdy niebo zapłonie, a marsz czeluści stanie się pręgowaną plamą na oczach niewidocznej skazy zepsucia. Zapłoną widma, zapłoną kręgi, spopielając jedynie to, co winno się kryć za filarem świadomości.
Zaciągnął się ponownie, żar lekko oświetlił jego twarz. Był to mężczyzna o długich włosach, cierpiący na brak prawego oka, wyglądał na nie więcej jak 25-26 lat. Zaranna Gwiazda zaśmiał się głośno w głowie Anzelma, nawet sam siedzący mężczyzna wydał z siebie ciche "hihi", po czym rozejrzał się ponownie po okolicy. Spojrzenie jednego oka mieniło się nieustannie zmieniającą się plejadą uczuć.

Anonymous - 4 Lipiec 2011, 20:58

Day w swoim życiu spotkało morze nieprzyjemności i sytuacji wymagających pełnego skupienia oraz czujności. Tutaj było analogicznie - nie miała bladego pojęcia, kto lub co stoi na uboczu i czy powinna podejść i zagadać, czy brać nogi za pas jak najszybciej potrafi? Tego nie wiedziała, ale uznała w końcu, że jej bierność zaczyna działać na nerwy nawet jej samej i gdy już podjęła decyzję, że zbierze się w sobie i podejdzie z miłym "witaj" na ustach mężczyzna, bo to wynikało po głosie, przemówił.
Kim on, do jasnej, był?! Day nie uważała sie za osobę wybitnie elokwentną, przecież nie miała prawie wcale styczności z otoczeniem przez dziesięć lat i nie sądziła, że potrafi zrozumieć cały otaczający ją świat, ale to juz była ogromna przesada. Jakkolwiek miała nadzieję, że przynajmniej proste ciagi myślowe ludzi jest w stanie zrozumieć tak teraz szczęka opadła jej do samej ziemi i przez dłuższą chwilę stała nieruchomo ukryta w swojej kryjówce i nie mogła uwierzyć własnym uszom. Nawet nie siliła się na analizę tych słów, bo stały się one dlań tak totalnie bezsensowne, że na myśl bardziej przywodziła sobie księgi z zakresu demonologii niż zwyczajny monolog. Zresztą, kto o zdrowych zmysłach gada sam do siebie?
W gruncie rzecz trzeba pozostać czujnym, aczkolwiek tolerancyjnym. może owy osobnik ma swój świat i swoje kredki, którymi się posługuje jako zupełnie zindywidualizowana istota. Dziewczyna westchnęła cieżko przytakując sobie w duszy, zgadzając sie z własnym sumieniem w sprawie wyjścia z ukrycia. Najwyżej czeka ja walka z psychicznie chorym odludkiem, przypadki krążą po ludziach, czyż nie?
Delikatnie przestąpiła z nogi na nogę, czyniąc tuż po tym kilka małych kroczków do przodu. W ten sposób jej sylwetka stała niemal w lini prostej do nieznajomego i oblewała czarnym cieniem metalowe, pordzewiałe taśmy. Niespiesznie zdjęła kaptur, liczac, że jej płeć może załagodzić sytuację i poprawiła prawie niezauważalnie splatane włosy. nowy odcień lśnił teraz wśród ciemności, okalając subtelnie jej jasną twarz i duze, przenikliwe oczy, wyraźnie kontrastujące swoim blaskiem z otoczeniem. Czujny wzrok spłoszonego zwierzęcia, które właśnie wyczłapało z kryjówki gotowe do skoku. Niemniej jednak Day wcale nie była aż tak wrogo nastawiona.
-Dobry wieczór... - skinęła nań, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, bo i cóżby innego mogła rzec w tak niekomfortowej sytuacji? Zapytać o drogę do najbliższej bezpiecznej uliczki? A może o datę założenia fabryki, w której sie znajdowali? Chciała wzruszyć ramionami w rezygnacji, ale uznając to za bezczelny i rozeźlający gest machnęła na to ręką. Sumując stała w tym momencie przed obcym mężczyzną, bez jakiegokolwiek pomysłu na konwersację, ale...liczyła na swój dar "gadanego", bądź ewentualnie dar szybkiego przebierania nóżkami w sytuacjach zagrażających życiu. Taki los, jeśli nie masz długich nóg, musisz mieć co najmniej mocną głowę.

Anonymous - 5 Lipiec 2011, 19:20

Nabrał powietrza, żeby powiedzieć coś jeszcze, jednak wtedy dostrzegł poruszenie, które nawet powiedziało "Dobry wieczór'. Jaźń Zarannej Gwiazdy także zwróciła się w tamtym kierunku. Mężczyzna działał raczej odruchowo, ręka sama powędrowała do wnętrza skórzanej kurtki, którą miał założoną. Zza wspomnianej kurtki wyłonił się rewolwer, który był długi i sprawiał wrażenie potężnego. Lufa pistoletu zwrócona została prędkim ruchem w kierunku niepozornej kobiety. Anzelm bynajmniej nie nosił tej broni, żeby przedłużyć sobie gabaryty ptaszka, raczej ze względu na pewną jego cechę. Tytaniczna siła, która w organizmach żłobiła tunele i łamała ręce niewprawnym strzelcom. Spoglądał chwilkę na nią, milcząc. Spojrzenie miał co najmniej złowieszcze. Przymrużył oko i zmarszczył brwi. Nie ruszał się, wstrzymał oddech, ażeby dać sobie większe prawdopodobieństwo trafienia w ewentualny cel. Jedynie dym papierosa leniwie unosił się falistym ruchem ku górze. Anzelm oceniał Day. Był jednak tylko człowiekiem i nie posiadał jakiś nadnaturalnych zdolności. Ba, nawet wiedza okultystyczna nie pozwalała jemu ocenić, czy to właśnie Day jest Dewiantem Rzeczywistości. Odetchnął, wypuszczając smugę dymu tytoniowego w eter i schował powoli broń.
- Eksterminacja zawieszona.
Rzekł bardziej do siebie, przymykając oczy, po czym w głowie, Zaranna Gwiazda burknął, niezadowolony z powodu braku rozlewu krwi.
- Myślisz, że słyszała? Zachowaj czujność.
Anzelm kiwnął głową powoli i jak nakazywały jego dawno już zapomniane i wydziedziczone dawno temu, korzenie szlacheckie, lekko pokłonił się kobiecie i rzekł:
- Dobry wieczór. Wybacz sytuację, młoda pani, jednak wiele jest rzeczy, które ostatnio powodują...
Uniósł głowę, ażeby zajrzeć okiem w oczy Day. Teraz jego spojrzenie wydawało się być spokojne, choć widać było, że pod tę maską tańczy istna plejada zmienności.
-... swego rodzaju, patologiczny absmak u mojej osoby. Mam nadzieję, że wypadek sprzed chwili odłożymy w dawno już zapomniane czeluście zakrzywień czasoprzestrzeni i powrócimy do nich, kiedy się pokłócimy, dobrze?

Anonymous - 5 Lipiec 2011, 20:00

Wraz z podnoszeniem broni przez nieznajomego dziewczyna coraz szybciej wymyślała akcję, w trakcie której pozbawi go możliwości wystrzału. Mogła go do tego zwyczajnie zmusić swoją mocą, ale prawdę powiedziawszy bała się jej używać na kazdym człowieku, bowiem ostatnio słyszała o okrutnej organizacji MOIRA, czy coś w ten deseń i od tego czasu piekielnie się jej boi unikając tym samym jak ognia podejrzanych jednostek. W gruncie rzeczy nie interesowała się zatarciami pomiędzy ludźmi i istotami magicznymi, ale czy chciała czy nie sprawa jej dotyczyła, choćby przez fakt zamordowania rodziców dziewczyny przez owych zbrodniarzy śmiejących nazywać się ludźmi. chciała tylko w najbardziej bezbolesny sposób odciąć się od całego zamieszania wiedząc jednakże, że walka jest nieunikniona i ucieczka jedynie przyspiesza klęskę. Stała miedzy złym i gorszym usiłując żyć jak normalna kobieta, która uczy się dopiero świata błądząc w nim jak dziecko we mgle i wciąż poszukując tej jedynej, właściwej drogi. Od zawsze była twarda, ale w obecnej sytuacji czuła, że to nie wystarczy, że musi zmienić podejście do całokształtu aby przetrwać zwady w jednym kawałku. I dziś właśnie miała okazję wypróbować swoje nowe zdolności, a raczej te, które będąc niezbędne, koniecznie sobie musiała przypomnieć.
Stojąc tak przed nim wcale wystraszona i krucha, nie śmiała nawet użyć mocy. Czekała na chwilę, kiedy to mężczyzna będzie już gotowy do strzału i wtedy dopiero użyje wpływu, aby cofnąć jego zamiary. Tylko wtedy, bo jeśli zdradziłaby sie wcześniej, zapewne od razu po zakończeniu działania mocy przedziurawiłby ją jak sito....Chwileczkę. Skąd założenie, że jest z tej okropnej organizacji? To, że w nią celował wskazywało jedynie na jego czujność, ona sama przy większym zagrozeniu natychmiast wyciągała miecz gotowa do ataku. Mentalność wojownika nie pozwala mu spać spokojnie i w każdym skradającym sie człowieku od razu widział wroga, więc trudno oceniać nowo napotkaną osobę pod tak zawężonym kątem. Day wiedziała jedynie, że z mężczyzną nie ma co pogrywać. to wojownik. nie pierwszy i pewnie nie ostatni z tych, których spotyka na swej drodze.
-Ważne, że nie wystrzeliłeś - pomachała przecząco dłońmi w geście, że nie jest zła. Naprawdę uważała, że fakt, iż się pohamował zadziałał na duży plus.
-Tak właściwie to nie bardzo znam miasto i... - zawahała się. cóż niby miała teraz powiedzieć? moze to, że jest upiorną arystokratką i wytwarza wokół siebie pole elektryczne jak węgorz? Fakt, jest zagubiona w obcym miejscu, ale nie jest idiotką.
-...zwiedzam - zaśmiała się znacząco, pokazując, że samą siebie rozbawiła dzięki kompletnego braku orientacji w terenie.
-A pan? to stare miejsce, a przez toksyczność ciężko jest tu być nawet aby przemyśleć cokolwiek w samotności, więc dlaczego tu pana spotykam? - zapytała z nieudawanym, ackzolwiek stonowanym zainteresowaniem. Czuła się dziwnie, ponieważ jedyne, co przychodziło jej na myśl to kryjówka degeneratów i zabójców, ale przecież mu tego nie powie, bo nie ma pojęcia, co by zrobiła słysząc twierdzącą odpowiedź. Aż takich długich nóg nie ma, by uciec przed kulami.

Anonymous - 5 Lipiec 2011, 20:43

Mężczyzna obserwował kobietę spojrzeniem, które wydawało się spoglądać na przestrzeń tuż za nią. Na pierwszą kwestię Day, uśmiechnął się tajemniczo, nic nie odpowiadając. To, że zaplusował - o tym nie wiedział, stety bądź nie. Był jednak gotowy na wszystko ze strony tej kobiety. Nie ufał nikomu na tym świecie, zwłaszcza zastanawiał go fakt spotkania tych dwóch istnień w miejscu, które raczej zapewniało spory kawał samotności. Był podejrzliwy, jednak nie miał dowodów. Na walkę z nadnaturalnymi bytami był gotowy, był świadom ich mocy, nie bagatelizował, choć nienawidził, tak bardzo nienawidził istot, które miały przecież zniszczyć świat, wymieszane to wszystko było z personalnymi sprawami, podobnie jak u Day.
- Nie bardzo znasz miasto? Skąd pochodzisz, zatem, zwiedzająca przestrzeń betonowej dżungli?
Potem zadała pytanie, jednak nie zaskoczyło ono Anzelma, chyba był nawet na to gotowy, albo chaos w jego głowie powodował to, że takie reakcje zanikły.
- Wącham powietrze umarłego świata.
Odpowiedział krótko, potem zaś przez jego głowę przeszła dawno temu ukazana wizja przez Zaranną Gwiazdę. Przetarł czoło, które nagle pokryło się kropelkami potu. Wydawał się być zaniepokojony i czujnie rozejrzał się dookoła, tak jakby zaraz w ścianach miały pojawić się portale, a z nich wyskoczyć miały jakieś dziwaczne, pokraczne istoty. Już chyba nawet widział jeden! Jednak po mrugnięciu okiem okazało się to złudzeniem. Zerknął na kobietę. Chwilowo przyjął, że uzna ją za człowieka, podszedł do niej prędko i jeżeli ta nie oponowała, dłonią chwycił ją pod ramię i rzekł, bardzo stanowczym głosem.
- Tutaj nie jest bezpiecznie.

Anonymous - 6 Lipiec 2011, 12:06

Od chwili gdy sie tu pojawiła miała w głowie niemały mętlik. Otoczenie przytłaczało ją do tego stopnia, że naprawdę zastanawiała się, czy dobrze robi pozostając w tym miejscu aż tak długo. Wszystko wydawało się być niezmiernie obce, jakby chwilę temu wyrosło tuż przed nią świecąc swoim tajemniczym blaskiem i jednocześnie grożąc nieznanym. W dodatku ten mężczyzna...day nie była jakoś specjalnie strachliwa, zresztą mało wiedziała o świecie i o obowiązujących w nim zasadach, ale domyślała się, że sytuacją, która ją spotyka jest co najmniej nienormalna. Młoda dziewczyna w starej, oddalonej o gruby kilometr od miasta fabryce sama z nieznanym facetem. Chore, prawda?
Nerwowo potrząsnęła ramionami, chociaż gest ten, przez staranne zachowywanie czujności, nie był zbyt widoczny. Nie czuła się komfortowo, a kiedy chłopak zadał swoje pierwsze pytanie na ułamek sekundy w jej oczach było widać niepomierne zagubienie i strach. Nie miała zielonego pojęcia, co mu teraz powiedzieć, bo w końcu tutaj, u ludzi, mówienie o krainie luster jest samobójstwem. A przynajmniej tak jej się wydawało, bowiem jedyna znana jej organizacja tępiła dziwadła zza lustra jak robactwo i dziewczyna nie mając innego wyjścia unikała jak ognia mówienia o swoim pochodzeniu. momentalnie wymyśliła historyjkę, w której prawdą będzie wszystko, co dotyczyło jej dzieciństwa, prócz w istocie samego miejsca zamieszkania. O wiele bezpieczniej jest mówić ogólnikami, ale w tym przypadku była pewna, że to może nie wystarczyć i postanowiła sprzedać mężczyźnie historyjkę o dziadku i piwnicy, w nadziei, że nie bedzie drążył tematu.
-Widzisz, moi rodzice zmarli kiedy byłam bardzo mała a mój dziadek przez całe życie ciężko pracował i nie zawsze miał czas, aby się mną zajmować. był wynalazcą - skończyła pierwszą frazę z dumą podnosząc podbródek. Do dzisiaj uważała, że ten stary, poczciwy upiorny arystokrata wymyślając śpiewającą zastawę kuchenną ułatwił życie milionom osób na świecie. nie dawała dopuścić do siebie myśli, że ta dziadyga była zwyczajnym szalonym naukowcem, który wymyślił stertę niepotrzebnych gratów i jeszcze wciagnął w to wnuczkę.
-pracował w laboratorium zbudowanym pod swoim domem i nie mając innego wyjścia... - zawahała się na sekundę. Sama chyba zaczynała uświadamiać sobie, jak to inni potrafią zmarnować życie obiecujacym jednostkom.
-...wciągnął mnie w ten biznes. Mieszkałam w jakiejś maluteńkiej wsi daleko od tego miasta i przyjeżdżałam tu tylko po materiały, poza tym prawie nie wychodziłam z laboratorium - przechyliła głowę w sposób komunikujący, że mężczyzna nie ma obowiązku jej współczuć. Ona sama sobie dostatecznie bardzo współczuje.
-Teraz tego domu juz nie ma, a ja...szukam pracy - wzruszyła ramionami z rezygnacją. nie miała już siły sprawdzać, czy nieznajomy powiąże sobie brak domu z brakiem pieniędzy, ale osłabła na tyle, że musiała oprzeć się o jakąś taśmę produkcyjną, żeby isę nie przewrócić. może nie z głodu, bardziej od uderzającego zapachu, który unosił sie w powietrzu. mimo wybitych szyb toksyczność wisiała nad sufitem nijak nie wyrażając chęci wniesienia się z pomieszczenia.
Kolejne zdania przeszły jej jakby koło nosa. Oczywiście była zaskoczona słysząc szczególnie wzmiankę o umarłym świecie, ale pomalutku przyzwyczajała się do dziwacznych wypowiedzi mężczyzny. Tak, jakby jedząc znienawidzone pomidory z dnia na dzień przywykała do nich, zupełnie jak do wypaczeń zdaniowych nieznajomego. Tylko to złapanie za rękę...Aż przeszły ją dreszcze, ale nie wystraszyła się na tyle, aby użyć mocy. I dobrze, bo byłaby stracona, jeśli poraziłaby go prądem. Czy jest człowiek, który przerzuca na innych napięcie jak węgorz? A no właśnie.
-Wiem. Dlatego tu jestem - uśmiechnęła się patrząc mu w oczy. był to uśmiech z tych zadziornych, takich, których używają odważne nastolatki jeżdżące na deskorolkach i mieszających piwo z winem w jednym kubku. Rzecz jasna powiedziała to jedynie po to, aby sama w sobie poczuć się wygodniej, ale jakoś nie poskutkowało. Może następnym razem.

Anonymous - 6 Lipiec 2011, 20:14

Przyglądał się bacznie Day, kiedy mówiła. Przechylił nawet głowę, niesforne włosy mężczyzny popędziły za cięższą głową. Dlaczego ona mówiła o swoich rodzicach, dziadku i tak dalej, ażeby dojść w końcu do tego, że tak w sumie to nie wiadomo gdzie mieszkała. Anzelm uśmiechnął się, właśnie ją zdemaskował. Wiedział bowiem doskonale, że Day ma... megadziury w pamięci. Czemu to ukrywała? A może właśnie nie ukrywała, bo nie była tego świadoma? Mężczyzna postanowił jej jakoś pomóc:
- Pojmuję, pojmuję... a czy tam gdzieś daleko poza rozwaloną o ścianę rzeczy, czarną dziurą, figuruje nazewnictwo tego, co czai się poza miejskim smogiem? Gdzie swój kwiat rozpościera drapiąca po potylicy przeszłość? Twoja.
Tak, teraz był pewien, że doskonale jej na to zwrócił uwagę. Zaranna Gwiazda mruknął ponownie już dzisiaj w głowie mężczyzny. Uszczypnął gościa w umysł, aż się nam Anzelm poruszył, jakby przeszedł go dreszcz.
- Co znowu?
Zapytał na głos Łowca Dewiantów Rzeczywistości, spoglądając ku górze.
- Nie spoufalaj się.
Anzelm opuścił wzrok, kiwając przy tym głową. Spoglądał na Day ponownie. Szukała pracy? NIe trzeba ukrywać, że przez głowę Anzelma przeszło jego nowe serum, które miało usprawniać ludzi, trzeba było je jedynie przetestować, jednakże nie miał pewności, że ta kobieta z cieni, to człowiek z krwi i kości. Przymrużył oko, po czym powiedział całkiem normalnie:
- Na pewno coś znajdziesz, może sam coś dla Ciebie wykombinuję.
A kiedy już trzymał jej rękę, rozejrzał się dookoła, kiedy Day poinformowała go, że właśnie dlatego tutaj jest. Mężczyzna wyszczerzył się, puszczając ją, jego uśmiech został wzbogacony o cichy chichot, a potem przerodził się w śmiech. Kiedy facet nieco się uspokoił przyłożył palce do czoła.
- Czyżbym był aż taki głupi, czy widział więcej, niż żebym chciał? Czy "dlatego tu jestem" ma związek z "szukam pracy"?

Anonymous - 6 Lipiec 2011, 21:38

Słowa. Są jak wiatr, raz ciche i spokojne, zupełnie jasne dla wszystkich wokół a raz burzliwe, chaotyczne, jak złowroga wichura nad morzem. Teraz Day stawała się żeglarzem amatorem, który z wysiłkiem próbuje dostosować sie do uciążliwego wiatru i przebyć całą morską drogę w jednym kawałku. Czytaj: w tejze chwili przyglądała się męzczyźnie, jakby nie wszystkie jego słowa dokładnie usłyszała, choc w rzeczywistości spowodowane to było faktem, iż nijak nie miała pojęcia o czym właściwie mówi. Nawet przymruzyła jedno oko, w nadziei, że to cokolwiek da, ale mimo wszelkich starań, jakie dolożyła w skupienie nad wypowiadanym tekstem tuż po jego zakończeniu zmusiła towarzysza do pięciu sekund ciszy. po tym czasie jej twarz totalnie zmieniła oblicze. Ściągnięte brwi powróciły na swoje miejsce a grymas wykrzywiający usta niczym u małej, zawiedzionej dziewczynki zastąpił pogodny uśmiech osoby, która zrozumiała wszystko. A przynajmniej tak jej się wydawało. Ha! Moze i zrozumiała o co mu chodzi, ale jak się teraz z tego wykaraskać. Zdaje się, że pytał o nazwę wsi, a w końcu jedyną słuszną odpowiedzią na to pytanie była Kraina Luster, a jeśli mówienie o tym to strzał we własną skroń w jak najszybszym tempie musiała wymyślić jakieś ominięcie prawdy. Najzabawniejsze, chociaż nie dla niej, było to, że istotnie nawet nie mrugnął w temacie jej dziadka i tak dalej, tylko uparcie zmierzał do rozwiązania zagadki jej mieszkania. Będziemy sie tak bawić w nieskończoność? A może mu powiedzieć, że jest istotą magiczną? Jasne, a potem wykupywać sobie miejsce na cmentarzu. Trzeba jednak nadmienić, że Day nie miała pojęcia, kim jest owa jednostka, ale nie traciła czujności w obecności ludzi, bowiem nauczona baczności nie mogła się jakoś tego wyzbyć. I coż rzec...często takie milczenie się opłacało.
-To było dawno temu...Wydaje mi się, ze coś na literę K... - zaczęła grać, udając wybitnie przejętą rozmyślaniem o przeszłości, przez co faktycznie mogło sie wydawać, iż ma problemy z pamięcią. Szczęściem pamięć jej dopisywała, tylko mówienie prawdy jakoś nie bardzo.
-Chociaż nie. myślę, że coś na literę M-skończyła swoją gierkę, zaczynajac turę kolejnych kłamstw, które dopomagały w uzupełnieniu całości.
-Nie chodziłam do szkoły, nie mam nawet głupiej legitymacji z miejscem zamieszkania i w sumie nikt mnie nie nauczył troszczenia się o takie sprawy - powiedziała, lecz teraz prawdziwy ból przeszył jej wnętrze. Przypomniała sobie, że tak naprawdę niczego nie wie o świecie. nie ma we krwi martwienia sie o najprostsze rzeczy, nie mówiąc już o tych bardziej skomplikowanych.
Na zakończenie westchnęła tylko z rezygnacją i wzruszyła lekko ramionami chcąc pokazać, że nie warto martwić się tą sprawą. Jednak mężczyzna nie dawał jej ani chwili spokoju. Najpierw powiedział coś (do siebie?!), potem zadeklarował się, że pomoze w szukaniu pracy. Przynajmniej pośrednio. I jeszcze śmiesznie połączył jej ostatnie zdania. już uwielbiała jego zakończenia wypowiedzi. miały w sobie młodzieńczy wigor i nutkę ironii, więc wprowadzały niesamowity luz do całej rozmowy.
-Daj spokój. Jestem najgrzeczniejszą kobieta pod słońcem - zaśmiała się ironicznie, puszczając doń oczko. Oj, tak mogliby rozmawiać przez cały czas, przynajmniej nie musiałaby zastawiać się kłamstwami...

Anonymous - 7 Lipiec 2011, 14:56

Ach to milczenie, te pięć sekund ciszy. Anzelm wnikliwie przyglądał się kobiecie, która na oko miała dwadzieścia jeden i dwie tysięczne lat. Zamknął oko, wsłuchując się w cichy szept ciszy, która obecnie ich otaczała. Nie było ani widu ani słychu po portalach, które gdzieś tam się w jego głowie pojawiły. Kiedy otwarł oko, Day zaczęła akurat mówić. Słuchał jej jakoś tak specyficznie, bo nagle zainteresowało go coś na jego włosach, co było nie istniejącym kawałkiem śledziony. Wziął ten element elementu istot żywych, co wyglądać mogło, że szczypie powietrze, tak w sumie. Przyjrzał się jemu i wyrzucił gdzieś na bok. Wydawało się więc, że nie słuchał...
- K- jak Kłamstwo?
Zapytał, unosząc brew. Czyżby nie dosłyszał? Tak w sumie, to nie wiadomo po co ją w ogóle pytał o wioskę z której pochodzi. Może to dlatego, że podświadomie czuł, że ona ma te całe problemy z pamięcią. Przechylił głowę na drugą stronę.
- M - jak Makolomba?
Zapytał raz kolejny, drążąc temat. Do dziadka pewnie przejdzie później. Anzelm odgarnął dłonią włosy, uśmiechając się.
- Ale gdzieś powinien być Twój dokument, stwierdzający, że pojawiła się Twoja obecność na tym świecie. Przy bólach porodowych, może?
O tak, człowiek, który okazał się mniej ludzki niż człowiek, właśnie próbował jej pomóc, Zaranna Gwiazda wyłapał ten moment i wysłał Anzelmowi kolejne ostrzeżenie, Ten chwycił się za głowę i rozmierzwił swoje włosy, dosyć brutalnie. Potem kucnął przed Day i zasłonił twarz nieco jedną dłonią.
- Wiem.
Powiedział do swojego towarzysza, po czym podniósł się powoli, spoglądając znów na Upiorną Arystokratkę. Znów w jego spojrzeniu nastąpiła zmiana. Było tam teraz coś, co przypominało spojrzenie łowcy tuż przed zabiciem swojej ofiary. Nie zamierzał jednak atakować Day. Nie dała jemu dostatecznych powodów, aby to zrobić. Kiedy skończyła mówić na jego twarzy zagościł uśmiech. Należał do tych nieokreślonych, gdyż wydawać by się mogło, że uśmiechnął się szczerze, wesoło, to jednak spojrzenie, rzucane z oka, sugerowało coś odmiennego, wcześniej wymienionego.
- NajgrzeSZniejszą kobietą pod słońcem, mówisz?
Przyłożył palec do brody w zastanowieniu.

Anonymous - 8 Lipiec 2011, 12:32

Ulżyło jej, gdy mężczyzna, zamiast jej słuchać, bawił się swoimi włosami. Jednak cała radość przeszła, gdy po skończeniu bajeczki o nieznanej wsi usłyszała jego jakże trafne porównanie. Czyżby się domyślał? Dziewczyna ścięła usta, marszcząc nienaturalnie brwi momentalnie przerywając jednak te czynności, aby na ich miejsce wstąpił ten sam nienaganny uśmiech, jakim obdarowała go już kilkakrotnie podczas tego spotkania.
-K - jak Kiedy skończysz przesłuchanie? -uśmiechnęła się szerzej, dając mu do zrozumienia, ze wcale nie jest zakłopotana jego wymysłami o jej "domniemanym" kłamstewku. Oczywiście zdawała sobie sprawe z faktu, iż każdy nieprzemyślany krok może ja zdradzić, ale w gruncie rzeczy jeszcze tak mocno nie zabrnęła w swoje oszustwa, żeby mieć się czym przejmować. Zwyczajnie nie mówiła mu prawdy, tworzenie nowych historyjek po prawdzie przychodziło jej z łatwością, ale wolała nie ryzykować, ze kiedyś nie będzie potrafiła do nich wrócić. Tak więc uznała, że najbezpieczniej będzie, jeśli powoli zacznie sie wycofywać, w końcu nie zaszła aż tak daleko, aby nie móc się cofnąć. A i istnieje szansa, ze towarzysz zrozumie jej zmęczenie całą grą i da jej spokój. Nie przypuszczała nawet, że posądza ja o braki w pamięci, choć sama wiedziała, że takie udawanie często przynosi najlepsze zyski. bądź co bądź miała juz dość. Nie chciała mu mydlić oczu, chociaż odnosiła coraz większe wrażenie, że on wie więcej od niej w tej sprawie i to ją tak przerażało.
-Dobrze, może nie byłam normalnym dzieckiem, nie żyłam w normalnej rodzinie a mój dziadek był pedantycznym świrusem, który nie pozwalał wypuszczać mnie z laboratorium, żebym przypadkiem od niego nie zwiała... - wytłumaczyła najspokojniejszym tonem, na jaki teraz potrafiła sie zdobyć. Po chwili odpoczynku kontynuowała jednak, przeczesując raz po raz roztrzepane włosy palcami.
-Teraz jestem tutaj, a moja przeszłość to rozdział o którym chciałabym zapomnieć w tempie natychmiastowym, zresztą...nigdy nie byłam w Afryce - wyszczerzyła zęby w promiennym uśmiechu, nawiązując do nazwy, jaka wcześniej podał mężczyzna. Jedynym, z czym jej się kojarzyła, było jakieś miejsce, a może góra w Afryce. W każdym razie wyczytała o tym jako małe dziecko i coś zaświeciło jej w pamięci. Odbywając niewidzialny ruch wzruszania ramionami postanowiła dać temu spokój.
I znowu. Jego przytaknięcie było tak dziwne, że ze strachem uznała, iż nie było kierowane do niej. Przełknęła ślinę obserwując, jak z sekundy na sekundę wzrok mu się wyostrza i tylko czekała, aż ponownie wyciągnie pistolet. on jednak wolał rozładować napięcie zdaniem, jakie wywołało u niej przypływ nagłego, dziewczęcego śmiechu.
-nie mam pojęcia, o czym mówisz - przegryzła wargę, ściągając delikatnie sukienkę do dołu, po czym dwa lub trzy razy owinęła palec w pukiel swoich jasnych włosów.
-Mam uwierzyć, że ty jesteś taki poukładany? W końcu nie siedzę w tej fabryce sama - zapytała z detektywistycznym zacięciem, lekko nadstawiając ucho w jego stronę. Co mi teraz powiesz, Panie Nie-Mam-Nic-Na-Sumieniu?

Anonymous - 9 Lipiec 2011, 12:41

"Kłamstwo" ujęte w słowach Anzelma na pewno nie było żadnym domysłem, ot słowo, które się jemu nasunęło. Wracając zaś do sytuacji, to kiedy człowiek usłyszał słowa o przesłuchaniu zastanowił się chwilkę, po czym zerknął na nieznajomą.
- Kiedy usłyszę, gdzie hodują takie dziewczyny jak Ty, na przykład?
Uniósł brwi i przechylił głowę na bok, słuchając dalszych słów kobiety. Och, czyli jednak nie było tak źle z jej dziurami w głowie, musiał się widocznie co do tego pomylić. Pstrykał sobie palcem w lico, kiedy słuchał Day. Rozmyślał jednak o czym innym. W jego głowie przelatywało szerokie spektrum spraw, które są do dokończenia. W końcu nazbierało się ich tyle, po części przez to, że miał dosyć wybujałą fantazję, że jego mózg był bliski 'zresetowania systemu". Złapał się też na tym, że nie patrzy w oczy swojej rozmówczyni, tylko jego spojrzenie, znajduje się aktualnie na wysokości jej klatki piersiowej. Niespeszony podniósł głowę, korygując położenie spojrzenia. Co dziwne, pomimo tego, iż rozmyślał o tak wielu sprawach, wszystko, co powiedziała Day, zostało przez niego zarejestrowane.
- Laboratorium?
Aż się jemu oczko zaświeciło. Laboratorium = nowa wiedza. Nowa wiedza = nowy, lepszy, sposób eksterminacji Dewiantów Rzeczywistości. Gdyby tylko wiedział, że właśnie z jednym rozmawia...
- Zaprowadź mnie do tego miejsca, żebym mógł się przyjrzeć temu, co skrywa to, co jest tam i bardziej do przodu... choć może nieco w lewo... tak... i teraz hopla. Mogę się wymienić. Afryka? Trochę ekspensywne podejście do tematu, tak.
Poklepał ją po barkach, teraz z zupełnie inną formą uśmiechu. W sumie, jakby nie patrzeć, jego podejście i zachowanie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Jakby ktoś wlazł do jego umysłu, mógłby mieć nie lada problem z rozeznaniem się w sytuacji. Potem przeczesał włosy i spojrzał na przygryzaną, przez nią samą, wargę Day. Potem jego spojrzenie skierowało się ponownie w kierunku jej oczu.
- Ach, a czy gdzieś powiedziałem, że bezwzględne koło zależności tyczy się mojej nieskazitelności? Może właśnie, grzechem spowite są sny minionej ery, która przez jedną osobę zauważana jest, a przez inne jednostki niespostrzegalna, bo nie poszukują osobliwej, indywidualnej transcendencji ich własnego, kosmicznego ego. Choć Twoje zło może być dla mnie dobrem, a Twoje dobro dla mnie złem? Może też właśnie dziś poszukuję tej tajemniczej zależności, w której utkwiony jest nierozszyfrowany potencjał epok czasoprzestrzeni? A może kieruje mną jedynie instynkt? Może tylko dziś szukam zabawy?
Mlasnął głośno i odwrócił się do niej plecami (mogła zobaczyć malunek na jego skórzanej kurtce- Przekrwione, szeroko otwarte oko z napisem "Prophet" ponad malunkiem), po czym przeszedł kilka kroków w kierunku kawałka gruzu, na którym siedział wcześniej. Usiadł, odpalił kolejnego papierosa, zaciągnął się, przymykając oko i w końcu zerknął na Day, mrużąc je... tak jakoś lubieżnie?

//Wybacz, wczoraj praktycznie mnie nie było ;)//

Anonymous - 9 Lipiec 2011, 19:34

Nagle, w jakiś cudownie nieoczekiwany sposób zaczęło jej się kręcić w głowie. Ot tak, jakby właśnie ktoś obrócił ją kilkanaście razy w rękach i odstawił na powrót w to samo miejsce. Już nie słuchała chłopaka, tylko pieczołowicie rozcierała swoje skronie, wpatrując się gdzieś w pantofelki na nogach i oceniając, że są stanowczo za wysokie jak na takie wyjścia. Właściwie to zaczęła rozmyślać o wielu różnych niepotrzebnych jej zupełnie sprawunkach i sytuacjach, które w rzeczywistości nigdy nie miały miejsca, a tylko hipotetycznie oceniała, co by było gdyby. To wszystko po to, aby choć w małym stopniu odwieść od swoich skroni piekielny ból, świdrujący jej głowę niczym wiertarka.
Dopiero po chwili, gdy boleśnie mrużyła oczy będąc zajęta masowaniem skóry dwoma palcami spojrzała na mężczyznę z miną pełną zaskoczenia. Takie teksty zwykli rzucać niepoprawni romantycy w ogólniaku, czyż nie? Co jak co, ale on akurat na takiego nie wyglądał...
-W niebie. Dziwię się, że jeszcze nie wspomniałeś o moich skrzydłach przytwierdzonych do pleców - uśmiechnęła się, obracając wszystko w żart. Dalsze brodzenie w kłamstwie uznała za niewskazane i od tej pory takie żarciki często będą gościć na je ustach.
Na jego następne słowa ponownie się uśmiechnęła, tym razem pobłażliwiej niż dotychczas. Zastanawiała się, ile jeszcze bedzie musiała czekać na filozoficzny wykład zrozumiały dla dwóch procent społeczeństwa i...jak widać doczekała się. Tym razem nieznajomy musiał odczekać dłuższą chwilkę, zanim zabrała głos. I tak nie była do końca pewna, czy dobrze go zrozumiała, ale najważniejszym było dlań, że w ogóle cokolwiek pojęła z jego trudnego monologu i zabrała się do odpowiedzi. Wprawdzie jego zdania nie na zarty ją wystraszyły, ale postanowiła jakoś to tuszować, przynajmniej na razie.
-Mam wrażenie, że komplikujesz sobie wszystko tylko po to, żeby nie stracić własnego zaangażowania. Nie dopisuj mi przymiotów, których nie ma... - zaczęła i nagle oprzytomniała. doszły bowiem do niej słowa, jakie przed chwilą powiedzial, tuż przed pieruńsko trudnym monologiem.
Zrobiła wielkie oczy i lekko uchyliła usta. Co to miało być?
-jakie hopla? Czy aby na pewno się dziś wyspałeś? - zapytała z rozbawieniem, niezręcznie poruszając barkami w ramach wyjaśnienia, że źle się czuje tak przyciskana do muru. Zniosła to uporczywe, niewymuszone i co najgorsze, jakby z przyzwoleniem, wpatrywanie isę w jej biust, ale w rzeczy samej mężczyzna pozostawał jedynie poznanym chwilę temu człowiekiem.
Od nawału informacji zwyczajnie zapomniała wyjaśnić sens słowa "laboratorium" i zmęczona a jednocześnie z okropnie boląca głową oparła podbródek o dłoń.
-Fatalnie się czuję - dobiła jeszcze wypowiedź niewymuszonym, ale okraszonym cierpieniem realnym zdaniem i westchnęła ciężko. Nawet pójść gdzie nie ma, ot co.

Anonymous - 10 Lipiec 2011, 20:10

Obejrzał się na jej plecy, robiąc kolka kroków w bok, bardzo gwałtownie, choć ona rzekła to przecież żartem. Wystający z jego gęby papieros zaskwierczał w tej chwili ciszy, spojrzał na nią z iście morderczym wyrazem na twarzy. Swoją drogą, wyglądał na takiego, który byłby w stanie kogoś zabić bez mrugnięcia okiem. To ten specyficzny typ spojrzenia, chłodny, a zarazem pełen nieokiełznanej dzikości. Ton jego barytonu był podobny, kiedy otwarł swoje usta, ażeby przemówić.
- Nie kłam.
Wskazał palcem na brak skrzydeł na jej plecach, po czym wyprostował się sztywno i... uśmiechnął się rozbrajająco, tak słodko, że słodycz wywoływała próchnicę u wszystkich posiadających zęby istot, w promieniu 10 metrów. Odgarnął swoje włosy i powiedział.
- Niebo zasłonięte jest karmazynowo-czarnym całunem. Nie ma tam dostępu.
Potem przyglądał się kobiecie, milczała przez chwilkę. Anzelm uśmiechnął się i potem spoważniał nagle, gdy Gwiazda Zaranna wypowiedział swoją sentencję.
-Zakończ ten nieudolny flirt, błaźnie. Nie mamy czasu na pseudoromanse, Dewianci czekają na eksterminację.
Anzelm poruszył się i wzniósł gwałtownie rękę do góry, wykrzykując:
- To nie są pseudoromanse, kanalio! Toż to kunszt i finezja!
Opuścił rękę na dół, razem ze swoją głową, która teraz, jakby bezwładnie, zwisała twarzą do ziemi. Pomamrotał coś jeszcze pod nosem. Lubił się kłócić z Gwiazdą, to była taka nieustająca i bardzo pociągająca rywalizacja. Uniósł potem głowę,ażeby odpowiedzieć w końcu Day.
- Ależ, nieznajoma, przecież widzę to, co obserwuję i obserwuję to, co widzę. Wszechświat klęka i otwiera paszcze, kiedy słucham... Hopla, bo wtedy wiedza spłynie na umysł, który szuka. Szuka wiedzy, która tylko na niego czeka, nieznajoma. A potem... apotem będzie już tylko taplanie się w czerwieni błękitnych oczu, które raczyły połknąć sens istnienia, wiele, wiele, dziesięcioleci temu. Tak wiele, że brakuje sześciu zer, żeby to określić. Potrzeba więcej.
Potem przechylił głowę, spoglądając na jej oblicze, które przeszywał ból głowy, wpatrywał się tak i wpatrywał w nią, milcząc... aż w końcu wyjął pistolet i przyłożył go bokiem do jej głowy, jeżeli Day wcześniej nie odebrała tego jako atak. Wiadomo, co miał na myśli - zimny metal na bolącą głowę przynajmniej w niewielkim stopniu działa i cos tam leczy.

Anonymous - 10 Lipiec 2011, 20:50

Widząc poczynania mężczyzny najpierw uśmiechnęła się delikatnie, właściwie emanując pobłażliwością, ale gdy zorientowała się, że on każde jej słowo wziął na poważnie z początku przyjęła zaskoczoną postawę, by chwilę później patrzeć nań wystraszona i drżąca jak małe dziecko. Ta twarz. kolejny raz pokazał, że w środku tkwi w nim dręczyciel, cichy zabójca, który bez wahania wyciąga broń i po prostu strzela. Przełknęła ślinę w nadziei, że uda jej się wymyślić kilka słów tłumaczących, jakie mogłaby przedstawić w przeciągu dwóch sekund, zanim facet nie rzuci się na nią z pięściami, a ten jak zwykle zmienił swoje zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni uśmiechając się tak, że aż samą Day zabolały zęby.
-Jasne, że jest. Trzeba miec tylko czyste sumienie i dobre serce. Ani ja, ani ty się nie klasyfikujemy, niestety - roześmiała się serdecznie, jednak tylko przez chwilkę, bowiem radosne szczebiotanie przerwał cichy syk bólu i skrupulatne rozmasowywanie skroni. Dziewczyna czuła, jakby w jej głowie zagnieździł się roj szerszeni, ale nie chodziło o to, że miala obowiązek skończyć rozmowę a zwyczajnie miała na nią ochotę i nie chciała aby jakakolwiek przeszkoda stanęła jej na drodze do dopięcia swego.
Słysząc jego krzyki uświadomila sobie nagle, że mężczyzna musi rozmawiać z kimś nieistniejącym w swojej głowie co oznacza, że na pewno ma w niej nie po kolei. Day wzdrygnęła się, ale mieszkając w krainie luster cale życie przyzwyczaiła się do lepszych dziwaków i z jego niebezpiecznej przypadłości wyłowiła tylko fragment użyteczny dla siebie.
-Tak...To zdecydowanie największa pseudorandka, jaką przyszło mi przeżyć. Miejsce aż kipi romantycznością, nieprawdaż? - ścięła usta w dziubek sygnalizując swoją ironię. Ach, doprawdy lubiła tego gościa.
-Nieznajoma ma na imię Dayanira - powiedziała natychmiast, po skończeniu przez niego ostatniej kwestii i odgarnęła wchodzące w oczy włosy. Nagła napaść migreny skutecznie uniemożliwiła jej dokładne przeanalizowanie tego, co mówił mężczyzna. Nawet nie przysłuchiwała się temu dokładnie, ba, można by rzec, że i wcale nie słuchała, więc w tym momencie postanowiła ratować się zapoczątkowaniem nowego tematu. Ból zgasił jednakże zapał i przez dobrą chwilę trwała w milczeniu tak, że zupełnie nie zauważyła pistoletu przykładanego do skroni. Momentalnie ozdrowiała podskakując leciutko do góry, by przypadkiem nie wystrzelił i z miną pełną pretensji zawrzała:
-Czyś ty zwariował? Chcesz się...to znaczy mnie zabić czy co? - powiedziała obrażona, z wlaściwym i jakże adekwatnym przejęzyczeniem. Metalowy pistolet przewiódłby prąd, a jeśli nawet cudownym sposobem okazałby się izolatorem, to Day w chwili niebezpieczeństwa wytworzyłaby łuk elektryczny i i tak mężczyzna skopciłby się razem ze swoją spluwą. A i również wystraszyła się lufy tuż przy oku, bo choć czując, że rudowłosy prorok, jak go zaczęła pieszczotliwie nazywać w myslach za sprawą kurtki, na której zapis przypominał jej to słowo, ma pojęcie o broni jej bliskoć wywołala strach. A normalną reakcją na nieuzasadnione straszenie u Day była zawsze pretensja. Ot, kobieta.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group