To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Retrospekcje - Spotkanie Mari i Kessaira nr 0

Mari - 2 Listopad 2016, 21:28

- Czy coś nie tak? - zapytała niepewnie widząc nieobecną minę Marionetkarza. Spoglądała na niego pytająco, przekręcając lekko głowę. Widziała, że coś młodziana trapi, nie wiedziała jednak co to takiego. Nie chciała się jednak narzucać. Czekała cierpliwie aż chłopak otworzy drzwi.
Weszła za nim do domu i poczekała aż Kess rozbierze buty. Sama nie miała co rozbierać, bo kto normalny nosiłby buty na kocich łapach? Weszła do holu i rozejrzała się ciekawsko. Nie zaczęła jednak szperać wszędzie czy spacerować po pomieszczeniu. Stała posłusznie, czekając na dalsze instrukcje.
Dom był ciepły, przytulny. Nie przerażał ani wielką powierzchnią ani w drugą stronę. Nie był za mały. Słysząc pytanie czy czegoś potrzebuje zamyśliła się. Nim jednak odpowiedziała, padło kolejne. Znała ten obraz. Jej właściciel też taki miał jednak nie powiedziała o tym tylko przyznała Kessowi rację, że obraz jest ładny.
Nie usiadła na kanapie. Przeniosła ciężar z nogi na nogę. - Czy...mogłabym iść się umyć? - zapytała niepewnie, nie patrząc na rozmówcę - nie chciałabym aby rodzice panicza spotkali mnie w takim stanie, to pewnie nie zrobiłoby na nich dobrego wrażenia - uznała, że to jest podstawa, zanim zrobiłaby cokolwiek innego. Powinna się umyć zanim chociażby opatrzy swoje rany czy usiądzie na czystych meblach. Nie chciała nic ubrudzić.
Jeśli młodzieniec wyraził na to zgodę zapytała jeszcze - i...czy znalazłyby się jakieś ubranie, które mogłabym ubrać zamiast tych, które mam na sobie- mówiła cicho jednak wyraźnie - nie chciałabym jednak w żadnym wypadku nadużywać gościnności panicza...jednak pewnie jak panicz widzi, nie mam ze sobą nic poza ubraniem i sztyletem...
Przyznała nadal bojąc się spojrzeć na młodego Marionetkarza. Nie rozglądała się też zbytnio po domu. Nie wiedziała jeszcze czy będzie mogła tu zostać czy nie. Wolała więc nie obiecywać sobie za dużo.
Jeśli Kess wyraził na wszystko zgodę i zaprowadził ją do łazienki poszła za nim.
- Potem mogę paniczowi zrobić jakąś kolację... - zaproponowała w drodze do łazienki.

Kessler - 2 Listopad 2016, 22:59

Pokiwał głową ze zrozumieniem, gdy wyrażała swoje zdanie na temat obrazu. Spodziewał się czegoś więcej, może jakiegoś rozbudowanego zdania, czy wyrażenia własnej opinii, a uzyskał w sumie potwierdzenie swojego własnego poglądu. Trochę się wzruszył, ale w sumie czegoż oczekiwał od wystraszonej kobiety, tak mocno stłamszonej przez sytuację i jego zachowanie, a być może też przez upodlenie, w jakim przebywała tyle czasu. Cóż, trudno! Pozostaje mieć nadzieję, że z czasem, gdy już przywyknie do mieszkania w tym domu - bo innych możliwości Kess nie brał pod uwagę - to stanie się bardziej rozmowna i na luzie. Póki co może przez cały formalizm tej sytuacji, jej powagę nie miała ochoty zbyt dużo mówić, poza najpotrzebniejszymi kwestiami. Trudno nie było jej przyznać racji w tej sytuacji.
- Umyć się... racja! - przytaknął. W sumie dlaczego nie? Powinien jej to w sumie zaproponować na pierwszym miejscu. To i zmianę ubrań. Że też o tym nie pomyślał, głupolek. Wstał i poprosił, aby szła za nim. Skierowali się parę kroków, aż do drzwi, które prowadziły do łazienki. Były one otwarte, dlatego Mari mogła zobaczyć całkiem nieźle urządzone pomieszczenie, jak na /tylko/ mieszczuchów. W międzyczasie Kessler zaczął dokładniej przyglądać się Marionette. Zaczęła wzbudzać jego ciekawość tak, jak zwykle dziewczyny wzbudzają ciekawość u młodych chłopców. Nic specjalnego, ot, natura. Przypatrzył się, że rzeczywiście, koniczyny miała bardziej jakby kocie, ogon był jakiś dziwny... jakby podwójny? No istny Dachowiec z krwi, futerka i kości! W sumie nie przypatrzył się jej ząbkom, dlatego jeśliby coś na przyszłość powiedziała, to z pewnością zwróci na to uwagę.
- Proszę, to o to tutaj. Znajdę ci w międzyczasie jakieś ubrania, posprzątam tu... - rzekł, jakby tłumacząc się, co będzie za chwilę robił w swoim domu. I właśnie wpadł na pomysł, który zaraz dodał do wcześniejszej wypowiedzi.
- I chyba lepiej, abyś oddała mi swój sztylet. No wiesz... - wyciągnął rękę w jej kierunku oczekując, aż odda mu swoją broń. Jeżeli odda - ucieszony odejdzie i włoży broń do jakiejś szafki i uradowany pójdzie w swoją stronę. Jeśli Mari nie odda - wówczas na twarzy Kessa pokaże się grymas zmieszany z niezrozumieniem i niezadowoleniem. Czy tak czy tak efekt będzie taki sam - Kessler zostawi Mari przy łazience, a następnie przejdzie się do sypialni rodziców, gdzie może znajdzie jakieś odpowiednie dla Mari ubrania. Jego matka była chyba troszkę wyższa i szersza, niż ten wychudzony kot, dlatego będzie trzeba poszukać głębiej; albo przynajmniej będzie jej dane nosić coś znacznie większego od niej samej. Najwyżej jutro skoczy się, by kupić jakieś ubrania odpowiednie dla dziewczyny w jej wieku... zobaczy się! Gdy już Kessler zdobył jakieś damskie ciuszki o odpowiednich kształach, wziął je ze sobą, wziął jakieś krzesło, położył obok drzwi do łazienki i na tym krześle pozostawił ubrania. Była to jakaś prosta szarawa podomka. Najwyżej jutro razem z Mari wybierze jej coś bardziej odpowiedniego, albo przejdą się do sklepu.
Następnie kroki swe skierował do kuchni. Opatrzył, czy przypadkiem jest jakieś jedzenie - na szczęście jest. Marionette będzie mogła zatem coś im upichcić. Sam Kessler się do tego nie przyznawał, ale sam nic gotować nie umiał. Jego umiejętności kucharskie ograniczały się do posmarowania chleba masłem i położenia na nim kawałka mięsa czy sera. No i może zrobienia herbaty. Tak też zrobił i postanowił przygotować dwa kubki ciepłego napoju, który ugrzałby serca młodzieży. Po kilku minutach położył je na tacy i w sumie oczekiwał, aż dziewczyna wyjdzie z łazienki. Może jeszcze powinien posprzątać we własnym pokoju, w jednym wolnym pokoju, w którym może położy się spać nowa pokojówka, no i swoją pracownię... To chyba dobry pomysł.
Kiedy Dachowiec się mył, Kessler skoczył szybko to do swojego pokoju, to do nowego pokoju pokojówki, to do warsztatu i powierzchownie poprawił stan tych pokoi, aby nie wyglądał na zbyt tragiczny. Cały dzień co prawda prawie nikogo tutaj nie było, toteż nie było komu nabrudzić czy naruszyć porządek. Jedynym przeciwnikiem było bardzo dużo kurzu. I nim się też zajmował, pospiesznie ścierając go z powierzchni. Miał nadzieję, że po początkowym "wow" u Dachowca nie wystąpi potem "aha, a więc tak mieszkają sobie poczciwi mieszczanie". Przywykł do krytyki, ale z drugiej strony wolał tego uniknąć. Gdyby Mari naprawdę się przedłużało, Kess skoczyłby do swojego warsztatu i tam zakryłby swoje dzieło wielką płachtą i będzie odkładał narzędzia na swoje miejsca, aby zachować porządek w razie, gdyby chciała tutaj wejść.
W zależności od tego, ile czasu spędzi w łazience, to wychodząc napotka go robiącego jedną z czynności, które zostały opisane powyżej. Gdyby weszła mu w słowo czy przerwała działanie, rzuciłby pokrótce "przepraszam na chwilę!" i dokańczał swój plan. Gdyby Mari wyszła, może zechciałby obejrzeć dziewczynę w nowym stroju, zobaczyć, czy pasuje, albo zacząć ją oprowadzać. Czekał na jej ruch i był otwarty na każdą propozycję. Należy też przypomnieć, że w kuchni na tacy czekają dwa kubki z herbatą.

Mari - 2 Listopad 2016, 23:58

Kotka poczłapała posłusznie za gospodarzem i podziękowała mu za pokazanie drogi. Kiwnęła też, że zrozumiała iż jakieś ubranie dostanie w trakcie kąpieli.
Słysząc zdanie na temat jej sztyletu zawahała się mocno. Cofnęła lekko i nie wiedziała co ma zrobić. W końcu jednak oddała mu swój bezcenny skarb - czy mogłabym chociaż wiedzieć gdzie panicz go schowa? - zapytała niepewnie - to ostatnia pamiątka po mojej przyjaciółce i nie chciałabym go stracić - rozumiała, że rozbrojenie jej było konieczne. Nie miała mu tego za złe mimo iż bardzo nie podobał jej się ten pomysł. Chociaż...ona pewnie zrobiłaby dokładnie to samo. Jeśli Kess pozwolił jej zobaczyć, gdzie ten umieszcza jej broń, poszła za nim po czym podziękowała mu za tę możliwość i poszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Jeśli zaś nie dano jej tej możliwości, przeprosiła za swoją prośbę i skierowała się do pomieszczenia obok.
W łazience rozebrała się i weszła pod gorący strumień wody. Aż westchnęła z ulgą czując jak spływa z niej brud ulicy. Tego chyba jej najbardziej brakowało...ciepłego prysznica. Ciekawe czy będzie mogła spać w łóżku czy raczej umieszczą ją na jakimś dywaniku czy w jakimś innym miejscu. Zastanawiała się nad tym co teraz się z nią będzie działo, stojąc tak pod gorącym strumieniem wody. Odprężało ją to. W końcu jednak musiała wziąć się za mycie. Wzięła w łapki troszkę mydła i zaczęła czyścić dokładnie swoje futerko, włosy oraz skórę. Troszkę jej zajęło doprowadzenie wszystkiego do porządku, jednak udało jej się. Nie zapomniała też o oczyszczeniu raz oraz sprawdzeniu czy te są jedynymi jakie widnieją na jej skórze.
Skupiając się na ramieniu, uświadomiła sobie, że nie poprosiła o nic czym mogłaby tę ranę zabezpieczyć. Wolała nie ubrudzić w nocy ubranka, pościeli czy czegokolwiek innego.
Słysząc, że Kess przyniósł jej ubranie po czym oddalił się od łazienki, wyjrzała i wzięła podomkę z krzesła. Już za zamkniętymi drzwiami przyjrzała się jej. Nie była za długa, sięgała jej co najwyżej za kolana. I całe szczęście. Nie lubiła takich ubrań...krępowały ruchy, ale nie miała zamiaru narzekać. Dostała to co było lub to na co zasłużyła i nie chciała domagać się niczego więcej. Z ulgą odkryła też, że rękawy sięgają co najwyżej połowy jej ramienia. Dzięki temu mogła spokojnie podwinąć jeden, aby odsłaniał zadrapanie. Jak wyjdzie już z łazienki to poprosi o jakiś bandaż.
Osuszyła się. Jej futerko znów miało śnieżno biały kolor, a włosy do ramion ponownie zalśniły srebrem. Oceniła w lustrze jeszcze stan rany na oku i gdy coś błysnęło jej w odbiciu, instynktownie złapała się za kolczyki w jej prawym uchu. Westchnęła cicho mając nadzieję, że ich nie będzie musiała oddawać i ubrała się szybko. Lewy rękaw podwinęła jak najwyżej, aby nie dotykał świeżo podrażnionej rany. Z prawego ramienia za to podomka cały czas się zsuwała. Cóż, ubranie było na nią za duże, ale nic na to nie poradzi.
Wyszła niepewnie z łazienki, nie do końca wiedząc co zrobić ze swoimi starymi ubraniami. Nie umiała też nigdzie znaleźć młodego marionetkarza. Usiadła więc grzecznie na kanapie czekając aż ten wróci. Miała ochotę zabrać swój sztylet/poszukać go. Wiedziała jednak że nie może tego zrobić. Pokazałaby tym, że nie można jej ufać. Siedziała więc czekając cierpliwie. Gdyby wiedziała gdzie znajdzie kuchnię, na pewno by się tam udała i zrobiła coś na kolację, jednak wolała nie szwendać się po domu.
Siedziała rozglądając się ciekawsko i poruszając leniwie ogonami, które nareszcie zostały uwolnione. Nie trzymała ich związanych, gdyż nie było to zbyt wygodne, a praktykowała to tylko ze względu na to, że jeden ogon trudniej złapać niż dwa.
Czekała więc cierpliwie, niepewnie ściskając na kolanach swoje ubrania.
Gdy panicz już wrócił do holu, Marionette natychmiast wstała okazując mu tym samym szacunek i czekała na dalsze instrukcje.

Kessler - 4 Listopad 2016, 19:16

Gdy zapytał o sztylet, nie przyszło mu do głowy, bądź zapomniał, bądź w ogóle nie myślał o tym, że broń ta mogłaby być dla dziewczyny pamiątką po ukochanej przyjaciółce z przeszłości. Traktował sztylet jako element niepewności i nieufności, jako narzędzie Dachowca do zadawania bólu okolicy, aby łatwiej było wykonać złodziejski fach, gdyby sytuacja i sprawa się skomplikowały. Pozbawiając ją sztyletu przede wszystkim chciał nie dopuścić do sytuacji, by komukolwiek stała się krzywda. Przeto istnieje powiedzenie, które wyraża to, że jeśli w domu znajduje się broń mająca czynić szkodę innym, a dodatkowo jest ona wyciągnięta, to ludzie z natury jakoś tak są bardziej poddenerwowani, szczególnie gdy sami nie są przyzwyczajenia do obecności takiego oręża. Początkowo chciał tę broń zabrać i ukryć, ale gdy zasłyszał, że była to pamiątka, w krótkim czasie zmienił zdanie.
- To zmienia postać rzeczy. Broń będzie pod łóżkiem w moim pokoju, głęboko. Zawinę go w szmatkę i włożę do kuferka, żeby się nie pobrudził. Spokojnie. - zapewnił o swoich zamiarach. Nie chciał jej robić na złość, nie chciał pokazać, że całkowicie jej nie ufał. Ale stan, w jakim była i ta cała nowa sytuacja... wolał zabezpieczyć się na wszelaką możliwość. No i nie był odpowiedzialny tylko za siebie, ale też za swoich rodziców, których mimo że traktował z lekkim dystansem, nie w pełni doceniał ich wysiłek i pracę na rzecz domu, widząc tylko jego puste oblicze, to jednak kochał ich głęboko i mocno, a sztylet w rękach zdenerwowanej, początkowo uległej, lecz z czasem być może coraz odważniejszej kobiety mógłby stanowić problem. A gdyby komuś coś się stało, to nie wybaczyłby sobie już nigdy. Dlatego poszedł z nią do swojego pokoju, wyciągnął kuferek z szafki, następnie wziął jakąś większą szmatkę, zawinął w nią sztylet, a następnie włożył do kuferka, który nie był zamykany na klucz. Następnie klęknął przed łóżkiem i tam wepchnął pudło tak głęboko, jak tylko mógł. Następnie wstał, obrócił się do Mari i uśmiechnął się ciepło, pokazując, że wszystko jest w porządku.
Puścił ją, aby mogła pójść w spokoju do łazienki. Zastanawiał się, czy może Dachowce, tak jak koty, preferują lizanie się w ramach utrzymywania higieny, czy raczej wolą jednak zachowywać się jak reszta istot żywych i skorzystać z użycia wody. No właśnie, czy koty nie boją się przypadkiem wody? Te i inne myśli zaprzątały głowę młodego Kesslera, ale nie miały one większego znaczenia do wyrażenia sobie opinii na temat tych istot. Słyszał wiele oszczerstw i półprawd na temat tej rasy i chcąc-nie chcąc trochę to w nim zostało. Nie wiedział, czy wyraża się to przez protekcjonalne ich traktowanie, czy może głęboką nieufność. To wszystko odnosiło się jednak do Dachowców jako rasy ; gdy dopiero miał okazję poznać Marionette, która była przedstawicielką tej grupy, to jakoś wszystkie te poprzednie uczucia i negatywny stosunek do kotołaków nie pojawiły się. To chyba dobrze, że miał do niej pozytywny stosunek? Prawda?
- Co tu tak wspaniale pachnie...? - rzekł do siebie, gdy po posprzątaniu pokojów i ogarnięciu warsztatu wszedł do głównego pomieszczenia. Ujrzał tam siedzącą, a po chwili wstającą Marionette, która ubrana była w podomkę, którą to wcześniej jej przyniósł. Wyglądała na znacznie bardziej odświeżoną i odprężoną. Ucieszyło go, że czuje się lepiej. Widział, jak stoi, jak czeka na jego rozkazy i nakazy, informacje i to, jak ma się zachować. Nie zamierzał ukrywać niczego w tajemnicy, dopiero teraz ocknął się, że chyba powinien jej był o tym wszystkim opowiedzieć wcześniej. Teraz nadrobi zaległości.
- No to tak. Tam jest kuchnia - pokazał palcem - spać będziesz w pokoju, którego nikt nie używa, w którym normalnie jest łóżko i inne wygody, a z którym jest związana pewna zabawna historia, o której dziś już nie będę wspominał. Ten pokój jest tam - znowu pokazał paluchem, tym razem w inną stronę. - Moi rodzice śpią tam - tu znowu wskazał inny pokój - łazienka to wiesz gdzie jest. Jest jeszcze między innymi pokój z moim warsztatem, o tam - tym razem pokazał ruchem brody - i to w większości wystarczy, tak myślę. Gdybyś miała jakieś pytania o to, gdzie co możesz znaleźć, to pytaj śmiało! - powiedział głośno, z wielką uprzejmością i grzecznością. - Jeśli dzisiaj będzie tak jak przed tygodniem, to moi rodzice wrócą pewnie bardzo późno wieczorem, kiedy zapewne będziemy już spali. W ogóle myślę, że musisz być zmęczona i wyczerpana po całym tym dniu, tyle czasu chodzić głodna...
- powiedział i pozostawił Kotu możliwość zadawania dowolnych pytań na temat domu, tego, co i jak będzie robiła oraz na temat samego Kesslera.
W sumie dopiero po skończeniu mówić zdał sobie sprawę, ile nowych informacji wypowiedział; miał nadzieję, że jego nowa pokojówka nie pogubi się zbytnio, ani nie poczuje się zbyt obciążona potokiem słów, jakie Kessler wypowiadał.
- No to może, aby zacząć, zrób nam coś do zjedzenia, hm...? - zapytał trochę wrednie, trochę próbując coś zaproponować. Nie wiedział w sumie, co teraz powinien zrobić, jaki krok powinien nastąpić dalej. Zaproponował więc bezpiecznie zrobienie kolacji, ot tak, żeby zobaczyć, na co stać tę dziewczynę. W czasie, gdy mówił o kolacji, poczuł się troszkę zmęczony, mimo że wcale nie było jeszcze tak późno.
Stał wyprostowany i wpatrywał się w Mari, aby wyczuć jej uczucia i zidentyfikować jej emocje.

Mari - 4 Listopad 2016, 21:20

Słysząc co stanie się z jej sztyletem uśmiechnęła się po czym odmówiła pójścia za Kesslerem - wystarczy mi wiedza, że będzie bezpieczny - powiedziała spokojnie - dziękuję, że panicz mi zdradził co ma zamiar z nim zrobić - dodała kłaniając się lekko, po czym udała się do łazienki.
Po kąpieli faktycznie czuła się lepiej. Co prawda jeszcze bardziej ogarnęła ją senność, ale nie była już tak spięta. Gdy młody Marionetkarz zaczął jej pokazywać gdzie co jest, najbardziej zwróciło jej uwagę zdanie, że będzie miała własny pokój. Tego naprawdę się nie spodziewała. Mimo, że co jakiś czas zerkała w stronę drzwi, a wielka ciekawość zżerała ją od środka, czekała cierpliwie aż Kess skończy odpisywać gdzie co się znajduje. Stała podążając wzrokiem we wskazanych kierunkach, notując wszystko w głowie. Nie wiedziała, czy jest jakikolwiek sens aby to zapamiętać ale czemu by nie. Przytakiwała grzecznie, pokazując, że docierają do niej informacje.
Gdy Kessler skończył opisywać rozkład domu spojrzała na niego pytająco - czy...czy mogłabym zobaczyć pokój, w którym będę spać? - celowo nie nazwała tego swoim pokojem. Naprawdę nie chciała sobie za wiele obiecywać. Jeśli jednak Marionetkarz wyraził taką zgodę weszła przez wskazane drzwi i rozejrzała się zachwycona. Pokój nie był duży. Znajdowała się w nim szafa, komoda, duże, wyglądające na wygodne, łózko, nocny stoliczek i biurko z krzesłem. Przed biurkiem znajdowało się spore okno, z którego widać było ścieżkę prowadzącą do wejścia. Odłożyła swoje ubranka na komodę i z trudem powstrzymywała się przed sprawdzeniem miękkości łóżka, czy pościeli. Po prostu nie wypadało - ten pokój jest cudowny - powiedziała zachwycona - dziękuję, że będę mogła w nim spędzić przynajmniej tę jedną noc - odwróciła się do niego i ukłoniła nisko w geście podziękowania.
Słysząc komentarz na temat jej zmęczenia opuściła tylko wzrok i położyła lekko uszka. Owszem była zmęczona i to bardzo jednak nie miała zamiaru marudzić.
- Jak sobie panicz życzy - powiedziała i ruszyła do kuchni - mogłabym jednak wcześniej prosić o jakiś bandaż na opatrzenie ramienia? - zapytała niepewnie - to, że muszę pilnować, żeby rękaw się nie zsunął trochę rozprasza... - dodała cicho. Jeśli Marionetkarz podał jej to o co prosiła, umiejętnie owinęła sobie ranę bandażem po czym opuściła rękaw i podziękowała.
Wchodząc do kuchni rozejrzała się z zainteresowaniem. Spojrzała do lodówki i chlebaka aby zorientować się na co może sobie pozwolić. Poprosiła młodzieńca o patelnię i olej, a sama wyciągnęła potrzebne składniki - bułki, jajka, wędlinę i ser, po czym sięgnęła po nóż. Trzymając go w łapce spojrzała niepewnie na Marionetkarza. Nie chciała aby czuł się przy niej niepewnie, dlatego zabrała się za krojenie bułek na kromki oraz pokrojenia kilku plastrów wędliny i sera, starając się wykonywać ruchy powoli tak by widział dobrze co robi. Poprosiła go też o miskę.
Gdy już otrzymała potrzebne przedmioty, rozgrzała troszkę oleju na patelni i zajęła się robieniem zapiekanek. Namoczyła bułki we wcześniej roztrzepanym jajku. Wędlinę lekko podsmażyła na oleju po czym odłożyła na talerzyk. Następnie na patelni ułożyła kilka kanapek i obsmażyła. Po odwróceniu bułek położyła na nie wędlinę oraz ser i poczekała aż ser się lekko roztopi, po czym odłożyła zapiekanki na talerzyk i podała Marionetkarzowi razem z nożem i widelcem - smacznego paniczu - powiedziała z lekkim uśmiechem kładąc talerz przed nim na stole po czym wróciła by zrobić jeszcze kilka porcji, które ułożyła na osobnym talerzu tak, by chłopak mógł sięgnąć po dokładkę.
Gdy skończyła, umyła patelnię i miskę po jajku i usiadła na przeciwko Marionetkarza. Sama sięgnęła po zapiekanka i powoli zjadła ze dwie czy trzy.
Jeśli paniczowi zasmakowało uśmiechała się do niego miło, zadowolona, że udało jej się zrobić coś co mu zasmakuje.
W trakcie jedzenie zdarzyło jej się niestety szeroko ziewnąć i pokazać swoje białe, kocie ząbki i długie kły - przepraszam paniczu - powiedziała tylko i zajęła się swoją częścią kolacji.

Kessler - 5 Listopad 2016, 00:54

W trakcie pokazywania jej pokoi, a szczególnie w trakcie wskazania jej własnego, w którym będzie spała, zanotował na jej twarzy większe rozluźnienie czy też radość. Czyżby bała się, że będzie spała na podłodze, albo na dworze? Może miała takie mniemanie o osobie, który chciałby ją w ten sposób ukarać, ale... nie no, nawet Danielowi przez myśl nie przyszła taka opcja, by sadzać ją poza łóżkiem w jej własnym pokoju. No, gdyby nie było takiego pokoju, wówczas można by zacząć myśleć nad jakąś bardziej egzotyczną opcją, ale jeśli wszystko jest zapewnione, to dlaczego nie...
Po raz kolejny również został nazwany paniczem, co jeśli wcześniej go to mało denerwowało, tak teraz zaczynało coraz bardziej narastać. Kiedy usłyszał to określenie, milczał i pokazywał pokoje dalej. Ale w końcu tak się to w nim gromadziło, tak ze sobą mieszało, że miał już prawie nie wytrzymać, gdy Marionette spytała go o pokazanie jej pokoju, w którym będzie mieszkać.
- Dlaczego nie, chodźmy, śmiało. - odpowiedział na jej pytanie. Często mówił do niej słowa typu "chodźmy, śmiało", aby przynajmniej spróbować w pewien sposób wzmocnić jej pewność siebie, czy wzbudzić większe zaufanie, postawić ich relacje na poziomie współpracy i partnerstwie, a nie na relacji pan-sługa. Może w tych czasach takie traktowanie niedoszłego złodzieja uchodziłoby za bardzo skrajny liberalizm, czy też popuszczanie im. Pewnie jego pogląd zdobyłby popularność za kilkadziesiąt-kilkaset lat, ale obecnie raczej potraktowano by jego pomysł jako idee głupiego i naiwnego piętnastolatka. Nie zwrócił w sumie uwagi na to, że określiła pokój jako ten, w którym będzie mieszkała, a nie taki, który byłby jej. Weszli w końcu do środka. Miał nadzieję, że będzie jej starczał, nie był może zbyt luksusowy, ale nie była to też stajnia. Kessler myślał, że być może jej się ten pokój spodoba. Spojrzał na nią i widział jej ruchy, w sumie miał nadzieję, że z czasem będzie zachowywała się coraz naturalniej. Potem uderzył go tekst o spędzeniu tej jednej nocy. Czyżby nie spodziewała się, że zostanie jednak dłużej? Nie wiadomo, czy jest sens jej to mówić, mogłaby zacząć się buntować... niech po prostu póki co przyzwyczai się do tego łóżka i pokoju. Niech spędzi tu noc. A potem bez wyrażania tego słowami da jej przyzwolenie na kolejny dzień. I kolejny. Aż miną tygodnie i miesiące!
- Wyśpisz się przynajmniej. - skomentował, uśmiechając się. Był trochę podekscytowany, gdy pokazywał ten pokój, dlatego wymówił powyższe słowa dosyć prędko i być może niezrozumiale dla osób, które nigdy wcześniej nie miałyby możliwości usłyszeć Kessa.
Następnie wysłuchał jej prośby o podanie jej bandaża. Poprosił, aby poczekała sekundkę, a następnie odwrócił się w kierunku łazienki. Skoczył do tego pokoju, poszukał po szafkach, aż w końcu dotarł do szufladki, w której znajdowało się parę medykamentów. Poprzekładał różne paczuszki, ziołowe lekarstwa i inne, aż dotarł w końcu do bandaża, zawiniętego i zapakowanego do papierowej torebeczki. Wyjął tę torebkę i zadowolony i z uśmiechem wrócił do Dachowca, a następnie wręczył jej ów bandaż. Na pewno będzie wiedzieć, jak go użyć. Szczerze się przyznawszy - Kessler miałby spory problem odpowiednio zabandażować jej ranę, dlatego kiedy zobaczył, jak sama się tym zajmuje, niesłyszalnie odetchnął. W sumie nigdy nie był jakoś poważnie ranny, a przynajmniej nie przez ostatnie parę lat. Może co najwyżej za dzieciaka zdarł parę razy kolano, ale nie był to powód, by używać bandaża. Dlatego nie dziwi, że bez doświadczenia i znajomości podstaw potrzebnych w życiu nie potrafił najzwyczajniej w świecie dobrze zabandażować ranę.
Gdy przeszli do kuchni, aby przygotować... dla uściślenia - aby ona przygotowała - posiłek, który mogliby zjeść przed snem, stanął pod ścianą i przyglądał się uważnie, co konkretnie zrobi jego nowa pokojówka. W sumie nigdy nie przypatrywał się, jak jego matka, o ile była wcześniej w domu, robiła kolację czy śniadanie, ponieważ zwykle przychodził na gotowe, do ostatka siedząc nad marionetką albo książką. Widział, jak pracuje nad zrobieniem kanapek. Gdy prosiła go o pomoc - udzielał jej, podając potrzebne przedmioty : miski, noże i inne takie. Podszedł bliżej i właściwie wyglądało to tak, jakby patrzył jej prosto na ręce. Oglądał te wszystkie bardziej i mniej skomplikowane elementy potrzebne do zrobienia dobrego jedzenia. Próbował ogarnąć, co robić po kolei, ale wiedział, że gdyby miał to za chwilę powtórzyć, to by nie potrafił. Dlatego w sumie tępo się przyglądał jej działaniom. Gdy położyła talerz na stole, wziął widelec i nóż i zabrał się do zajadania się posiłkiem. Musiał przyznać, że nie wiedział, że z takich pojedynczych składników można zrobić takie dobre jedzenie, takie wyborne. Tak dawno nie jadł nic ciepłego, a zarazem domowego. Ciągle tanie jedzenie z szynków, albo zimne śniadania, które zrobili dla niego rodzice, albo które sam sobie przygotował. Bardziej skomplikowane działania w kuchni przerażały go, po prostu najzwyczajniej ich nigdy nie robił i nie próbował póki co.
- Siadaj, jedz, pyszne, mniamuśne, mrr! - wypowiedział w zachwycie. Niby mógł pokazać, że bardzo mu smakuje poprzez nadzwyczajne i barbarzyńskie zarazem zajadanie się bez opamiętania, ale wolał też rzec jakiś komplement słownie. Chociaż czego tak naprawdę można oczekiwać od piętnastoletniego jeszcze dzieciaka. I to w dosyć trudnym wieku. Cieszył się też, że Marionette sama z siebie usiadła i zaczęła częstować się zrobionym przez siebie posiłkiem. Obawiał się troszkę, że może musiałby zacząć jej nakazywać takie proste czynności, ale na szczęście wykazała się naturalnością. I to uważał za postęp w relacjach między nimi.
To co go również zadowoliło, to to, że również pozmywała za niego. Zwykle to on musiał pod koniec dnia zająć się naczyniami z całego dnia, a tym razem to ona zrobiła to całkowicie za niego. Niby czuł żal i wstyd, że przecież to on powinien się tym zająć. Ale nie nalegał, ani nie stawiał oporu, gdy bez słowa sama zabrała się do tego.
- Nie ma sprawy, nie ma sprawy! - odrzekł, gdy ziewnęła i przeprosiła. On jednak nie widział problemu w tej reakcji. Sam był zmęczony i jedyne, co go powstrzymało od ziewania, to prędkie jedzenie i szybkie połykanie. Po paru minutach skończył w końcu, a zjadł tyle, że aż brzuch go zabolał. Miał nadzieję, że jego pokojówka, jak zwykł ją nazywać w myślach, również zjadła za wszystko.
W razie, gdyby pozostały jakieś resztki z kolacji, to własnoręcznie włożył talerz z resztą jedzenia do lodówki. Następnie odchodząc od lodówki i uśmiechając się od ucha do ucha, ciągle po cichu powtarzając jaki ten posiłek był bardzo dobry i że to chyba będzie bardzo udana współpraca, poprosił, aby poszła za nim.
- No więc z tego względu, że robi się późno, to pójdziesz spać, wyśpisz się, rano pewnie będą rodzice i będzie trzeba rozwiązać całą kwestię... Ale cokolwiek usłyszysz to nie przejmuj się. Rozgadam się z nimi, damy radę! - powiedział uspokajająco, mimo że sam gdy o tym miał pomyśleć, to zaczął się stresować i chętnie wróciłby do lodówki, aby zajeść ten nowy stresik. Ale nie dał tego po sobie poznać, pożegnał Marionette przed jej pokojem i odchodząc wyraził nadzieję, że się wyśpi i że będzie miała udaną noc i piękne sny tej nocy. Odchodząc do swojego pokoju rzucił jeszcze krótkie "dobranoc".
Gdy w końcu pozostawił Mari przy jej pokoju, sam wszedł do swojego i rozejrzał się po nim. Gdy kładł się tutaj wczoraj o podobnej godzinie, jego życie było trochę inne. Szare, nudne, leniwe, powolne, wydarzenia nie były wystarczająco emocjonujące, aby się nimi przejmować. A teraz? Mimo że dzień był zły z rana, a potem było tylko gorzej, to pojawienie się tej dziewczyny, tego Dachowca, tego swego rodzaju połączenia kota i człowieka sporo zmieniło w pojmowaniu świata przez Kessa. Poczuł w sobie ogień rewolucji. Całkiem spory. I zaczął chyba nie lubić władz, które dopuszczały do tego, że w ogóle takie coś jak kradzież z przymusu mogła w ogóle istnieć. Ale mniejsza. Zmęczenie coraz bardziej ogarniało Kesslera. Pal licho prysznic, umyje się rano. Podszedł do łóżka i wyjrzał jeszcze przez okno, za którym była prawie sama ciemność. Nikt nie nadchodził. Był sam. Ale tego dnia nie będzie bał się położyć do łóżka, bo wiedział, że ktoś leży za ścianą i być może ma podobne strachy co on sam. No bo przecież czasami tak bywa, że kładąc się i leżąc, a nie mogąc zasnąć, słyszy się jakieś dziwne dźwięki, które nie mają prawa istnieć? Dziwne kroki, jakieś ruchy, powiewy wiatru... wszystko, co powodowało, że chciało się zakryć kołdrą aż do czoła, położyć na brzuchu i modlić się, by szybko zasnąć. Strach bywał nie do zniesienia. A teraz... teraz na szczęście miał kogoś. Nie obok, ale niedaleko. Gdyby się bał, zawsze mógłby do niej pójść, prawda?
Rozebrał się tak, że pozostał w samych luźnych gatkach. Dołożył do nich jakąś koszulkę nocną, aby nie było mu zimno, ale też w której czułby się bardziej komfortowo, niż w noszonej cały dzień koszuli bufiastej. I w końcu położył się do łóżka. To pierwsze uczucie, gdy zmęczone nogi mogły dotknąć zimną kołdrę, gdy mogły owinąć się wokół niej i poczuć w całości jej chłodno ; miłe uczucie, bardzo miłe. Ale po chwili zaczęło robić się zimno, więc włożył nogi pod kołdrę i postanowił spojrzeć w sufit. Pomyślał, że tylko on i być może jeszcze dach blokuje jego widok na gwiazdy. Miał nadzieję, że zaśnie szybciej, niż zacznie słyszeć pewne głosy, kroki czy inne dziwne dźwięki, które tak naprawdę są tylko produktem dziecięcej jeszcze wyobraźni. Ale niestety nie udało mu się zasnąć, ponieważ miał pełny brzuch, który pracował na maksa, aby przetrawić wspaniały posiłek, którym jeszcze niedawno się zajadał; uniemożliwiło mu to szybkie odejście w objęcia Morfeusza. I po około pięciu minutach, gdy w końcu się wyciszył i zanim jeszcze ostatecznie zasnął, znowu zaczął słyszeć pewne dziwne dźwięki z głównego korytarza.

Mari - 5 Listopad 2016, 10:04

Ucieszyła się bardzo gdy Marionetkarz powiedział, że mu smakuję - bardzo się cieszę - powiedziała ze szczerym uśmiechem. Nie siadła jednak od razu do jedzenia. Najpierw skończyła to co zaczęła, dopiero potem dosiadła się do stołu. Była chyba zbyt zmęczona aby się przejmować tym, że chyba nie powinna od tak się dosiadać do stołu, a powinna najpierw zapytać o pozwolenie. Ale z tego co zauważyła Kessler nie miał nic przeciw temu. - niech panicz zwolni bo go brzuch rozboli - zaśmiała się cichutko. Sama zjadła niewiele, raptem kilka zapiekanek, jednak wiedziała, że po długim niejedzeniu lepiej nie opychać się na umór, nawet jeśli chce się najeść "na zapas".
Po posiłku umyła talerze i sztućce, a widząc, że zostało jeszcze kilka kanapek, a młody panicz chce wsadzić je do lodówki, przykryła je szybko drugim talerzem - dzięki temu nie zrobią się suche i będzie można je jeszcze jutro zjeść - wytłumaczyła szybko.
Gdy już wszystko była tak jak to zastała, poszła posłusznie za Kessem. Gdy przypomniał jej o tym, ze jeszcze czeka ich rozmowa z rodzicami Daniela, opuściła lekko uszka. - myśli panicz, że jego rodzice bardzo się zdenerwują jak mnie tu zobaczą? - zapytała niepewnie. Położyła smutno uszka. Można było się domyślić, że właśnie to ją trapiło wcześniej. Nie sytuacja, a to jak zostanie odebrana przez jego rodziców. Dlatego też mówiła, tylko o tej nocy i nie nazywała pokoju swoim.
- Dziękuję - powiedziała z lekkim ukłonem słysząc jak jej życzy dobrej nocy - panicz też niech się wyśpi, jutro na pewno ma już jakieś zajęcia zaplanowane - powiedziała z lekkim uśmiechem - dobrej nocy paniczu. - dodała i poczekała aż Marionetkarz zniknie w swoim pokoju, po czym sama udała się do wyznaczonej jej sypialni.
Stanęła na środku pokoju i westchnęła głośno. Rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu. Nadal nie mogła uwierzyć, że może tu spędzić noc. Podeszła do okna u wyjrzała przez nie. Było już ciemno, późno. Co by teraz robiła? Pewnie leżała na jakimś dachu i spoglądała w niebo. Albo starała się okraść jakiegoś przechodnia w takim czy innym stanie upoju alkoholowego. Uśmiechnęła się na wspomnienie kilku śmieszniejszych sytuacji. Po czym przypomniała sobie Lily i spojrzała w rozgwieżdżone niebo - Lily, widzisz gdzie trafiłam? - zapytała, a po jej policzku spłynęła łza. Nie mogła się jednak teraz rozpłakać. Nie wiedziała ile Kessler by usłyszał, a nie chciała robić za płaczliwego kotka.
Położyła się do wygodnego łóżka i westchnęła z ulgą. Pierwszy raz w życiu było jej ciepło i wygodnie. Tak miękko. Skuliła się w kłębek pod kołdrą, tak, że wystawała jej tylko głowa i wtuliła w ciepłą pościel. Leżała tak chwile, zastanawiając się jak będzie wyglądała jutrzejsza rozmowa, jak będzie teraz wyglądać jej życie oraz co zrobi jeśli jednak nie pozwolą jej tu zostać.
Jej rozmyślania zakończyły się jednak bardzo szybko. Kotka była naprawdę zmęczona i pierwszy raz od dawna miała pełny brzuszek. Mrucząc więc cichutko, zasnęła szybko przyjemnym snem...

Kessler - 5 Listopad 2016, 15:44

Późna noc. Cichy odgłos otwieranych drzwi. Jakieś szepty. Kessler nie usłyszał nic, ponieważ zasnął głębokim snem. Kroki po domu. Nagle, przy drzwiach prowadzących do pokoju Marionette dało się usłyszeć taki krótki dialog, jakby przez sen, jakby nie. Była to prawdopodobna rozmowa, którą młodzież mogła pamiętać, ale trudno byłoby im ją przytoczyć, ponieważ było to w trakcie ich snu albo czuwania.
- Danio jest z kimś?
- Chyba sobie kogoś sprowadził, spójrz.
- Rzeczywiście, nie jest sam. Ciekawe, kogo? Może poznał kogoś na lekcjach?
- Myślisz, że przyprowadził sobie dziewczynę?
- Kto wie, ale teraz ich nie budźmy, ciii. Chodźmy.



Wczesny ranek! Kessler obudził się w dziwnej pozycji, ponieważ jedna poduszka leżała na przykład na podłodze, a kołdra była dziwnym sposobem obrócona do góry nogami. Wydawało się, że było dosyć ciepło, ale z drugiej strony, gdy tylko się przebudził, poczuł chłód na nogach. Dlatego jeszcze kiedy zaczął odzyskiwać świadomość, to ukrył się cały pod kołdrą, by jeszcze poczuć chwilę przyjemności. Przeto zejście z łóżka nie było tak łatwe, jak się wydaje. Szczególnie, że młodego czeka kolejny długi i pełen przeżyć dzień, a prawdopodobnie też niezbyt przyjemny, gdy już zda sobie sprawę z tego, jaką trudną rozmowę przyjdzie mu przeprowadzić. W końcu jednak przezwyciężył się, odgarnął kołdrę, usiadł na łóżku, przez chwilę patrząc na swoje kolana i stopy. Po pół minucie rozejrzał się po pokoju. Wstał, podszedł do szafy i zaczął przeszukiwać ją w celu znalezienia jakichś dobrych ubrań. Bez szczegółów - znalazł jakieś luźne, domowe i troszkę pogniecione ubrania do chodzenia po domu, założył skarpetki, aby się nie przeziębić, i tak też wyszedł na hol. Musiało być naprawdę jeszcze wcześnie rano, ponieważ słońce nie do końca oświetlało zarówno pokoju, jak i całego domu. Słyszał również, jak ktoś myje się w łazience.
Marionette? Niee... niemożliwe, za wcześnie nawet na nią. Była zbyt zmęczona, by wstać tak wcześnie. Czyżby było aż tak rano, aby napotkał swych drogich rodziców, wychodzących do pracy? Chyba warto poczekać i spytać. Zabawne, kto był lub będzie bardziej zdziwiony - rodzice, gdy zobaczą Daniela tak wcześnie na nogach, czy Kess, gdy ujrzy swoich rodziców tak nieprzygotowanych. Kiedyś jeszcze wstawał, aby ich rano pożegnać, albo siedział bardzo długo do wieczora, aby ich przywitać. Bardzo to lubili, ale w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że po prostu nie wytrzymuje; nie dałby rady po prostu usiedzieć następnego dnia w pełnym skupieniu. Dlatego też powitania i pożegnania sobie odpuścił.
Usiadł na kanapie niedaleko łazienki i tak czekał, aż jego ojciec bądź matka wyjdzie z łazienki. Minęło parę minut, aż w końcu nie było słychać zarówno lania się wody. Kroki. Ktoś otwiera drzwi. Kessler wstaje i ustawia się przed łazienką, mając nadzieję, że nie napotka rodzica w głupiej sytuacji. Wyszła jego matka, w stanie oczywiście półzdatnym do oglądania z tego względu, że nie przygotowała się jeszcze do końca do wyjścia.
- Daniel! Co ty tu robisz o tej godzinie? - wyraziła szczere zdziwienie, gdy ujrzała ubranego syna stojącego przed łazienką.
- Spokojnie, po prostu nie mogłem dobrze spać. Mniejsza! Chcę ci coś powiedzieć, mamo, okej? - uspokoił matkę i zmienił temat. Uznał, że nie ma sensu prowadzić porannego dialogu na temat tego, dlaczego nie śpi. Po prostu miał do poruszenia inny, ważniejszy temat.
- Taak? - zapytała, czekając na wytłumaczenie syna. Postanowiła, że nie będzie zadawać dodatkowych pytań, po prostu poczeka, aż Daniel wszystko jej wyjaśni i opowie. Prawie zawsze tak robił, nie trzeba go było specjalnie do tego nakłaniać. Biorąc pod uwagę, że rodzice byli jedynymi, z którymi stale się widywał, nawet jeśli robił to bardzo rzadko i często bywały dni, przez które w ogóle się nie widzieli z powodu mijania się, to gdy już doszło do spotkania, to pomijając częste niezrozumienie, prowadzili rozmowy i opowiadali o swoich przeżyciach z poprzednich dni.
- Otóż... Jak to powiedzieć, hum. Wróciłem, biorąc ze sobą... koleżankę, tak, koleżankę ze szkoły, która ostatnio nie miała się gdzie zatrzymać, a krucho u niej z pieniędzmi... i wiesz. Chciałaby kontynuować naukę, a jako, że prawie cały dzień nikogo nie ma w domu to może... zajmowałaby się nim pod naszą nieobecność? Byłaby taką pokojówką! - improwizacja pod wpływem stresu daje czasami zatrute owoce. Ale tym razem miał nadzieję, że matka uwierzy w jego historyjkę. Częściej też skłaniała się ku temu, aby te pomysły zaakceptować, jakiekolwiek by one nie były. Miał nadzieję też, że nawet pomimo swej łagodności matka nie odrzuci jego pomysłu przy pierwszym wspomnieniu o problemie.
- Danielu, zobaczymy. Porozmawiamy o tym wieczorem, gdy ojciec i ja wrócimy. Tymczasem dziewczyna może u nas zostać na ten wieczór. Ale nie ... - tu nie dokończyła. W tym właśnie momencie przypomniała się jej przecież sprawa tego, że niezbyt cała rodzina stoi z pieniędzmi, ale nie chciała tak rano rozpoczynać rozmowy na ten temat, ponieważ wiedziała, że nie da rady przekonać syna w tej sprawie. A dodatkowo spieszyła się do pracy, plus nie była zbyt wyspana, dlatego postanowiła później o tym porozmawiać. Ale takie powiedzenie, że porozmawiają wieczorem, oznaczałoby też, że wrócą wcześniej, a nie tak jak dzisiaj. Co znacząco poprawiło humor piętnastolatkowi, który od razu się rozpogodził. - jak ma na imię? - dopytała jeszcze ciepło matka Kesslera.
- Mari...one...-te? Mari... - próbował wydukać jej syn. Najzwyczajniej na świecie nie przywiązał się do długiego imienia Dachowca, miał do nich słabą pamięć. Często też mówił do niej w formie bezosobowej. Dlatego teraz, gdy nagle spytała go o imię dziewczyny, to wypadło mu to kompletnie z głowy. Dlatego jedyny człon, jaki matka zdążyła zapamiętać, to była "Mari". Nie miała siły i czasu już dopytywać, aby Daniel sobie o tym przypomniał.
- Dobrze. Leć synku do warsztatu, posiedź tam jakiś czas, a potem, jakbyście mogli, weź tę Mari ze sobą i idźcie zrobić zakupy. Listę przygotowałam ci na stole w kuchni. Widziałam, że zrobiliście sobie jedzenie, to bardzo dobrze. Jutro wszyscy mamy wolne, więc zrobię dziś wieczorem ciastka i naleśniki. No i poznamy się z tą twoją... koleżanką - dodała jeszcze matka i przy ostatnich wyrazach puściła oczko. Przeprosiła syna i ruszyła do sypialni, aby przygotować się do wyjścia. Z pewnością nie uwierzyła w naprędce skleconą historyjkę, podejrzewała różne rzeczy - może przywiązała się do myśli, że mógłby najzwyczajniej sprowadzić sobie dziewczynę? W sumie nie widziała jej jeszcze, ale na pewno zrobi to wieczorem, gdy zbiorą się wszyscy.
Ojciec musiał wstać jeszcze wcześniej i już wyjść, albo ba! W ogóle nie spał, tylko wrócił na chwilę i od razu wyszedł. Kto wie, teraz go tu nie ma.
Kessler poszedł do warsztatu, gdzie postukał i popracował trochę nad swoją marionetką. W tym czasie usłyszał, jak drzwi z domu zamykają się. Z zewnątrz, gdyby ktoś to obserwował, mógłby uznać, że dziwne to zwyczaje mają domownicy. Niezbyt jak rodzina. Mijają się, nie rozmawiają, nie okazują sobie czułości. A może wiedzą, że po prostu trzeba zrobić co trzeba, a pełne spektrum życia rodzinnego odbywa się raz na jakiś dzień, wieczorem? Obserwator musiałby do tego wieczora poczekać. Gdy drzwi zamknęły się, stwierdził, że normalnie powinien wstać około trzydzieści minut po tym. Podobnie zapewne wstanie też Marionette. Stwierdził, że może tym razem, z grzeczności, to on powinien przygotować śniadanie? W sumie zapomniał już całkiem, że ona w tej relacji miała być pokojówką. Z powodu zapomnienia, czy to z porannego nieporządku, potraktował ją jako gościa i koleżankę.
Dlatego wszedł do kuchni i zaczął rozglądać się po niej, aby znaleźć coś do jedzenia. Widział, że było tam spoooro mleka. Zastanawiało go też, czy Mari mogła usłyszeć jego rozmowę z matką. Niby za wiele z niej nie wynikło, ale... był gotowy odpowiedzieć na jej pytania albo sugestie, gdyby zasłyszała całość rozmowy.
Gdyby Mari weszła do kuchni, w trakcie gdy on przegląda to, co można by zrobić, zapewne przestraszyłby się jej czy zdziwił tak samo, jak matka Daniela zdziwiła się jego obecnością.
Cóż, tego dnia musieli opuścić dom i ruszyć na zakupy. Ale Daniel miał też inną rzecz do zrobienia. Musiał spotkać się ze swoją grupą, ponieważ pojutrze już mieli wybierać swojego gospodarza grupy. Takiego, który byłby primus inter pares w kontaktach z nauczycielem, jak i innymi grupami. Gospodarz to nie byle kto. Prestiżowe stanowisko, które niejako wyznacza też najzdolniejszego ucznia. A za takiego z pewnością uważał się Kessler. Ale to nic, to dopiero za dwa dni. Ale wypada już porozmawiać z paroma kompanami na temat tego, jak rozkładają się głosy, kogo warto byłoby jeszcze przekonać, a kogo przycisnąć, by za dwa dni do szkoły nie przyszedł. Zobaczy się. Póki co - śniadanie!

Mari - 5 Listopad 2016, 16:58

Mari nic się tej nocy nie śniło. Ale przyjęła to z ulgą. Już lepiej aby nie śniło się nic niż żeby śniły się koszmary prawda? Wyspała się chyba za wszystkie czasy. Było jej ciepło, wygodnie i miło.
Gdy się obudziła, przeciągnęła się mocno i ziewnęła z głośnym miauknięciem. Szybko się jednak zreflektowała, że przecież nie wie kto w domu jest i ktoś mógł to usłyszeć. Zastygła więc w bezruchu i nasłuchiwała. Nie słyszała nic. Wyszła więc ostrożnie z pokoju, rozglądając się czy kogoś tam nie ma. Zauważyła tylko jakiś ruch w kuchni. Ruszyła więc w tamtą stronę - panicz już nie śpi? - zapytała widząc, jak rozgląda się po kuchni. - może zrobię jakieś śniadanie - zaproponowała i jeśli Kess nie miał nic przeciw temu, rozejrzała się sama co może przygotować. W końcu wyciągnęła mleko, mąkę i jajka. Pamiętając skąd poprzedniego wieczora Marionetkarz wyciągał patelnię, zajrzała tam i znalazła dokładnie to czego szukała. Garnuszka. Do tego wzięła też widelec oraz kubek.
- Niech panicz sobie usiądzie, to nie potrwa za długo - sprawdziła jeszcze czy czasem nie zostały kanapki z poprzedniego dnia, ale wyglądało na to, że rodzice Kesslera zjedli to co zostało po ich kolacji.
Zagotowała mleko i wrzuciła do niego ciasto, które uformowało się w niekształtne kluski. Rozlała to do dwóch głęboki talerzy, młodemu Marionetkarzowi lejąc oczywiście o wiele więcej niż sobie. - smacznego - uśmiechnęła się i zajmując to samo miejsce co poprzedniego dnia zabrała się za śniadanie.
Gdy już zjadła, to niezależnie czy Daniel chciał dokładnie czy nie, zapytała - nie mieliśmy rano rozmawiać z rodzicami panicza? - zapytała niepewnie. Jeśli Marionetkarz zażyczył sobie dokładnie to dolała mu jeszcze z garnuszka. Nie wiedziała jeszcze dokładnie ile ma robić aby nie było za dużo czy za mało. - nie wiem czy dobrze wnioskuję, ale chyba nie ma ich już w domu prawda? - nie chciała poruszać jakiś nieprzyjemnych tematów. Wolała się jednak dowiedzieć czy czasem ją coś nie ominęło. Spała dłużej niż zazwyczaj, a nie wiedziała jak wygląda dzień w tym domu.

Kessler - 5 Listopad 2016, 23:21

Panicz Kessler miał tę przewagę nad Mari, że był już w sumie ubrany i gotowy, pozostało może mu co najwyżej obmyć twarz. Lekko przeraził się, że Marionette tak wcześnie wstała i o dziwo była gotowa przygotować mu posiłek. Nic to, chyba zacznie się do tego przyzwyczajać. Czy powinien? W końcu ma pokojówkę, której chce pomóc, ona sama z własnej woli chce mu te posiłki przygotować, a dodatkowo zna się na tym ; więc sumie powinien jej pozwolić ; ale przecież miał jej w końcu pomóc, a nie grać na jej poczuciu winy wobec niego i nie buntować się przeciwko temu, ze sama robi za niego śniadania i kolacje ; znudzenie z rana jednak wygrało, więc Kessler nie powiedział nic, aby przestała. Poczekał, aż zrobi zupę mleczną z kluskami, usiadł do stołu i spojrzał na talerz.
- Kochaaam mlekoooooo! - powiedział i zabrał się do pałaszowania porannego posiłku. Tak zaczynać dzień, z takim kopem - to sama przyjemność. A taką przyjemność uzyskał dzięki tej kobiecie, którą jeszcze niewiele w sumie znał. - Dziękuje bardzo! - nie był to zachowanie, jakie powinno cechować władcę, który ma na usługach pokojówkę. Ale wiadomo, że w ogóle jej tak nie chciał traktować. Dlatego może na przekór Marionette wyrażał się do niej raczej, jak do koleżanki. Gdy zjadł około połowę, opamiętał się i spojrzał na nią.
- Trzy sprawy! Jedna to taka, że owszem, mieliśmy rozmawiać z rodzicami, ale musieli wcześniej wyjść. Pogadamy o tym wieczorem, ponieważ wracają wcześniej i jutro mają wolne. - zaczął mówić, wystawiając jeden palec, jakby próbował policzyć na nich te sprawy, o których będzie mówił
- Druga to taka, że musimy iść zrobić zakupy w mieście. Ponieważ wieczorem mama będzie chciała zrobić naleśniki i ciastka, dlatego musimy pójść po zaopatrzenie - tu wyciągnął drugi palec. - I trzecia rzecz, ostatnia. Powinniśmy kupić ci w końcu normalne ubrania, no a ja muszę spotkać się z pewnymi osobami, tajne sprawy i inne takie! - zakończył głośno, jakby wyliczając obowiązki, którymi się muszą dzisiaj zająć. Dzień będzie wydawał się na pracowity i szczerze też Daniel będzie zaciekawiony zachowaniem Mari na wiadomość o takich celach na dziś. Jak się zachowa? Zechce wyjść? Może uciec? Pomoże, czy będzie się uprzykrzać? Te i inne myśli krążyły długo po głowie młodego, ale odpowiedzi na nie znajdzie tylko w rzeczywistości, w sumie już za parę godzin. Dodał jeszcze pod koniec swoich słów, że jak zje, to żeby nie myła już tych naczyń, tylko lada chwila zaczęła się ogarniać i ubierać do wyjścia do miasta. Sam, gdy zjadł już miskę, nie wziął dokładki, tylko wstał, odwrócił się i ruszył do pokoju. Wybrał jakieś ubrania na dwór, aby nie zmarzł, to raz, a dwa, żeby były one przynajmniej oficjalne, a nie takie domowe. Stwierdził, że założy strój podobny do wczorajszego, ale nałoży na siebie na to wielki płaszcz, ażeby wyglądał w jakiś sposób poważnie. Plus jakaś zwykła czapka, taak... gdy tak myślał nad tym, co założy na dziś, zdał sobie sprawę, że przecież Dachowiec nie ma zbytnio w czym wyjść. W podomce nie wyjdzie, a ubrania z wczoraj nie były w najlepszym stanie. Zaraz po chwili zdał sobie sprawę, że pozostawił służącą bez słowa, wymagając od niej czegoś, czego nie będzie mogła sama zrobić. Wyszedł więc ubrany z pokoju i zaczął szukać w domu Marionette.
Zanim już do niej poszedł, wskoczył jeszcze do sypialni rodziców, otworzył szafkę i wziął pewną koszulę swojej matki. Pożyczył też trochę pieniędzy ze skrytki w pokoju. Po tym wyszedł z pokoju. Gdy już Dachowca znalazł, przeprosił ją gorąco i zapowiedział.
- Zapomniałem kompletnie o tobie, moja droga. Dam ci koszulę mojej mamy, trochę może być przyduża na ciebie, ale zawsze coś. Spodnie może weź swoje... nie są AŻ tak złe, chyba. Huh. Pójdziemy od razu ci coś kupić, okej? - zapytał w sumie trochę retorycznie. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie w stanie i nastroju mu się opierać, tylko raczej spokojnie zaakceptuje jego wolę. Miał ze sobą koszulę, o której to mówił i dlatego gdy już skończył, to chciał ten strój jej wręczyć.
Następnie w sumie poczekał na jej pytania, czy w razie gdyby miała problem, ale gdy takie coś by nie zaszło, to rzuciłby, że poczeka na nią na dworze, bo zdaje sobie sprawę, że dziewczynom może zejść trochę dłużej ogarnięcie się do wyjścia do miasta. Wyszedł zatem z domu, cichutko przymykając drzwi wejściowe.
Gdyby Marionette wyszła do niego i była gotowa do podróży, zapewne spytałby ją o to, czy nie krępuje się wyjściem razem z nim i czy wszystko w porządku. Dodatkowo też, na pewno zwróciłby jej uwagę na to, żeby publicznie i nie tylko nie zwracała się do niego per "paniczu", gdyż to trochę krępujące, a dodatkowo ktoś z zewnątrz dziwnie mógłby na nich patrzeć.

Mari - 6 Listopad 2016, 00:43

Zaśmiała się szczerze, słysząc reakcję Marionetkarza - nie ma za co - powiedziała z uśmiechem i zabrała się za swoje śniadanie. Gdy Kess zaczął wyliczać co ich tego dnia czeka, zrobiła grzecznie przerwę w jedzeniu by go dokładnie wysłuchać.
Przytaknęła, pokazując, że rozumie iż z jego rodzicami porozmawiają dopiero wieczorem. W sumie trochę jej ulżyło. Bała się, że nie będzie miała czasu nawet pomyśleć nad tym jak się ma przy nich zachować, co może powiedzieć, a co nie. W sumie chyba powinna z młodym Kesslerem o tym porozmawiać. Uznała jednak, że mają na to jeszcze czas. Słuchając dalej trochę się zaniepokoiła. Mają iść na zakupy? Spojrzała niepewnie w stronę okna. Obawiała się Dachowców, którzy "rządzili" tym miastem. Tu nie było tak jak w jej poprzednim domu. Tu każdy dbał o siebie, a przede wszystkim o dowódcę...Salema, z którym to miała okazję się wczoraj pokłócić i mocno go zranić. Dzięki swojemu sztyletowi udało jej się o wiele mocniej zranić jego oko niż on zranił jej. Po prostu kocur je stracił, przez co się wycofał, wiedziała jednak, że na tym się nie skończy.
Starała się jednak nie pokazać swojego zaniepokojenia. Słysząc trzecie zadanie, spojrzała zaskoczona na rozmówcę - ubranie dla mnie? - w sumie mądre. Nie może przecież paradować cały czas w podomce. A tym bardziej jak będą musieli porozmawiać z gospodarzami domu.
Zaskoczyło ją też to, że ma nie sprzątać po śniadaniu. Widać młodzieńcowi bardzo się spieszyło na to jego spotkanie. Była bardzo ciekawa o co chodzi, nie chciała jednak się narzucać i wypytać go o szczegóły, które chyba nie powinny ją interesować.
Po skończonym śniadaniu poszła grzecznie do swojego pokoju. Powinna się przebrać. Spojrzała jednak na swoje ubranie. Brudne i zniszczone. W czymś takim nie powinna się chyba pokazywać z kimś...no chyba, że z partnerem z bandy. Spodnie jeszcze się do czegoś nadawały, jednak koszulka...no już niezbyt. Poplamiona krwią nie tylko kotki ale i Salema. Do tego w wielu miejscach potargana czy pocięta. Już miała iść do Kessa by powiedzieć mu, że chyba nie powinna z nim iść, gdy ten wkroczył do jej pokoju, niosąc jakąś koszulę. - na pewno matka panicza nie będzie miała nic przeciwko jak się dowie, że nosiłam jej koszulę? - podomka to jedno. Z resztą wyglądała na dość starą. Ale koszula już nie sprawiała takiego wrażenia.
Nie zadawała jednak więcej pytań. Gdy panicz oznajmił, że poczeka na nią przed domem, po czym wyszedł, zamknęła drzwi od pokoju i przebrała się. Gdy założyła koszulę, okazała się ona o wiele większa niż przypuszczała. Pomyślała przez moment, po czym zapięła ją miej więcej do połowy, od dołu ją podwinęła i związała. Starała się to zrobić jednak tak by nie naciągnąć materiału. Teraz co prawda koszula odsłaniała trochę jej pleców i brzucha. Kotce to jednak nie przeszkadzało. Wstąpiła jeszcze do łazienki, aby przepłukać usta i twarz.
Wszystko zajęło jej maks pięć minut po czym wyszła oznajmiając, że jest gotowa do drogi. Słysząc jego pytania, zaprzeczyła głową - wszystko w porządku, trochę niepewnie czuję się bez mojego sztyletu ale dam sobie radę - uśmiechnęła się.
Słysząc uwagę na temat nazywania Kesslera paniczem, opuściła lekko uszy - postaram się tak Cię nie nazywać- jeśli Kess zamknął drzwi od domu i zarządził wymarsz, ruszyła za nim posłusznie trzymając ręce spleciona za plecami i rozglądając się wokoło.

Kessler - 6 Listopad 2016, 13:21

Kiedy Marionette wyszła, ruszyli w końcu w stronę miasta. Pogoda nie była najgorsza, wiatr na szczęście nie wiał, a słońce pokazało swoje oblicze i zachęcało do działania wydzielaniem ciepłych i ogrzewających promieni, które po czasie dochodziły do mieszkańców Krainy Luster. Kessler miał humor dobry, gdyż dobrze zaczął dzień. A najbliższe chwile również będą udane, gdyż będą właściwie owocami niezwykle misternie przygotowanego planu. W międzyczasie jeszcze obkupić dziewczynę... może wyśle ją na zakupy, a w tym czasie sam szybko załatwi sprawę z kolegami? Tak, tak powinno się zrobić.
Droga z domu do miasta nie była zbyt długa; oczywiście trzeba było przejść całkiem spory dystans, co dla niewprawionych nóg mogło oznaczać zmęczenie. Ale Kessler i -jak miał nadzieję- Mari, są przystosowani do takich dłuższych wypraw. Podróż przebiegała spokojnie, dlatego w tym czasie Daniel mógł wykorzystać to do krótkiego omówienia spraw bieżących.
- Wiem, że przywykłaś mnie nazywać paniczem, ale musisz być czegoś świadoma. Nie powiedziałem prawdy rodzicom odnośnie ciebie. Masz być moją koleżanką ze szkoły. - powiedział i zrobił dłuższą przerwę, jakby dając czas Mari, aby zrozumiała, w jakiej to sytuacji ją postawił. W dosyć zabawnej, co przyniesie w przyszłości wiele komplikacji, a być może ostatecznie spowoduje, że prawda wyjdzie na jaw. Ale póki co będzie należało trzymać się określonego i ustalonego scenariusza. Póki co Kessler o tym nie myślał ; miał raczej takie podejście, żeby rozwiązywać problemy z dnia na dzień, a nie na przyszłość. Co miało swoje plusy i minusy. Daniel postanowił się jeszcze odnieść do pytań Mari jeszcze z domu, które wcześniej pominął, aby szybciej ruszyć do miasta.
- Ogólnie to nie powinna się obrazić. Tak jednorazowo. Musimy kupić dla ciebie ubrania, bo skoro masz być moją /koleżanką/, to musisz mieć swoje ubrania, a nie takie poniszczone albo pożyczone od matki. - snuł plany i wyjaśniał je Marionette, jakby były to tajne plany podboju świata, o których mogą wiedzieć tylko oni. Gestykulował on przy tym nieznacznie i zwracał się w jej kierunku, gdy opowiadał o tym wszystkim. Miał nadzieję, że rozumie jego tok myślenia i zgodzi się z tym, co chce uczynić. Niestety piętnastoletni Kessler nie był jeszcze tym, który lubił, gdy ktoś wchodzi mu w słowa i krytykuje jego plany. Na poziomie lat piętnastu preferował jednak, aby słuchano go i wypełniano jego rozkaz i zamierzenie co do joty. Taki o to trudny wiek.
W trakcie podróży spojrzał na Marionette. W sumie przez wzgląd na wiek Kessa należało mu odpuścić w przypadku nazywania go zboczeńcem, czy natarczywym jegomościem; bowiem przyglądał się Kotu z nieukrywaną ciekawością. W sumie uważał ją za dosyć ładną dziewczynę, która zapewne podoba się większości męskiej populacji tego świata... i pewnie pewnej części kobiet też. Wolał jednak głośno nie komentować, aby nie dopuścić do zaistnienia dwuznacznej sytuacji.
Daniel myślał jeszcze, jaki temat może poruszyć, zanim dojdą do sklepu z ubraniami, który mieścił się niedaleko parku, w którym się poznali. O, wpadł właśnie na pomysł. Powinien jeszcze wskazać Marionette, jak powinna zachowywać się przy jej rodzicach!
- O, to jeszcze jedna rzecz. Wiesz, wiem, że zachowujesz się troszkę jak moja... służka. I taki był pierwotny zamiar. Ale wyszło, że jesteś moją koleżanką. Musisz się zachowywać jak koleżanka, a nie uległa dziewczyna, no wiesz, uhm. - myślenie to jedno, ale przeistoczenie tego w słowa to drugie. Miał nadzieję, że nie będzie musiał raz jeszcze tłumaczyć tego, co chciał wyrazić ; nawet jeśli wypowiadał te zdanie niewyraźnie i z pewnymi przerwami.
Gdyby Mari miała jeszcze jakieś pytania, które miałaby zadać Marionetkarzowi, to odniesie się do nich już w następnym poście.
Tymczasem para dotarła do miasta. Mogli zobaczyć, jak przechodzili obok parku, w którym doszło do incydentu i w którym się poznali. Weszli w jego granice. Widoczne były bloki i domy znajdujące się wzdłuż ulic, rozpoczęły się reklamy nawołujące do odwiedzenia wielu przybytków, sklepy; Kessler w sumie po raz pierwszy zauważył pewien szyld i bardzo się zainteresował jego znaczenie,
- Klub go go ze strip... strip-tizem? A co to jest, Marionette? - zapytał z niewinną nutą w swoim głosie.
W międzyczasie dotarli już do lokalnego sklepu z ubraniami, który nie należał może do takich, gdzie oferowano najbogatsze stroje; nie był to też sklep typowy dla biedoty ; raczej coś pośrednio, typowy sklep mieszczański.
Kessler stanął przy drzwiach, które lekko otworzył i -zgodnie z zasadami- postanowił przepuścić swoją pokojówkę, aby ta mogła wejść jako pierwsza.

Mari - 6 Listopad 2016, 16:57

Marionette szła grzecznie obok Daniela. Słysząc jak przedstawił ja swoim rodzicom, zmarszczyli lekko brwi. Nie lubiła kłamać. Domyślała sie jednak ze to konieczne. - czyli mam mówić do panicza po imieniu....Daniel....tak? - upewniła sie jeszcze. Troche jej ulżyło, ze nie musi sie do niego zwracać tak oficjalnie. Odwykła juz od tego i wolała nie wracać do tego, by tak do kogoś mówić. Teraz robiła to automatycznie, z grzeczności.
Kotka miała dobry humor. Uśmiechała sie lekko i cieszyła słoneczkiem na swojej twarzy. Szła spokojnie, trzymając ręce za plecami. Jej ogony falowaly leniwie. Była wyspana, najedzona, czysta. W chwili obecnej nic wiecej nie potrzebowała. Kroki stawiała tak cicho, ze gdyby od czasu do czasu nie nadepla na jakiś liść, to Daniel mógł sie zastanawiać czy dziewczyna aby na pewno obok niego idzie. Nie robiła tego jednak jakos szczególnie specjalnie. Kocie łapy plus dwa lata życia na ulicy i bycie zmuszona do kradzieży, tak ja wytrenowany w cichym poruszaniu sie, ze był to juz swego rodzaju nawyk, na który nawet nie zwracała uwagi. Choć starała sie unikać deptania po suchych liściach. W końcu nie nosiła żadnego obuwia, a deptanie suchych liści nie zawsze było przyjemne.
Odpowiedz na temat koszuli matki Kessa, skomentowała tylko krótkim skinięciem głowy, dając tym samym znak, ze rozumie. Zaczęła sie od razu zastanawiać co powinna kupić. Jak powinna sie ubierać? W sukienkę? Nie! Co to to nie! Uznała jednak, ze nie może przeciez przesadzać. To nie sa jej pieniądze. Uznała, ze pomyśli nad tym jak juz dojdą do sklepu.
- spokojnie Danielu - uśmiechnęła sie do niego miło - postaram sie pogodzić obie funkcje tak aby młodego panicza nie wydać - podbiegła przed niego i idąc tyłem ukłoniła mu sie teatralnie, uśmiechając sie troszke zadziornie. - naprawdę umiem zachowywać tajemnice dla siebie, wiec nie masz o co sie martwić.
Miała naprawdę dobry humor. Cieszyła sie spacerem. Jednak gdy Kess zadał jej pytanie na temat klubu, stanęła jak wryta. Spojrzała na niego niepewnie - em.... wiesz.... to...to takie miejsce do którego chodzą dorośli panowie aby pooglądać tańczące panie, a przy okazji spotkac sie ze znajomymi i napić czegos mocniejszego - powiedziała wymijająco i pochnela Kessa łapkami w stronę sklepu. - nie jest to odpowiednie dla Ciebie miejsce....uwierz mi - powiedziała troche błagalnie. Nie przyzna sie przeciez ze kilka nocy spędziła w takim miejscu.
Odetchnęła z ulga gdy dotarli do sklepu i weszła do niego dziękując Kesslerowi za otwarcie drzwi. W sklepie rozejrzałam sie co gdzie mniej wiecej sie znajduje. Szybko ruszyła do działu przeznaczonego dla Dachowców i znalazła ciemnobrązowe spodnie 3/4. Troche przypominały bojówki z dużymi kieszeniami, z ta różnica ze były one dopasowane, a nie luźne. Do tego znalazła bluzeczkę na ramiączkach, koszulkę z rękawem 3/4 i sweterek. Zbliżała sie jesień. Następnie poszła poszukać jakiejś piżamki. Znalazła taka składająca sie z krótkawej koszulki na ramiączkach i krótkich spodenek. Potem spojrzała niepewnie na Daniela - móglabym isc do jednego działu sama? - zapytała zarumieniona - spokojnie nie mam zamiaru nic kraść - uśmiechnęła sie uspokajająco. Jeśli wyraził taka zgodę poszła szybko do działu z bielizna. Jeśli poszedł jednak za nią to i tak poszła. Jednak nie czuła sie zbyt komfortowo. Zabrała z tamtąd kilka kompletów bielizny, tak by mogła spokojnie funkcjonować. Po czym przyniosła wszystko Danielowi - nie przesadziłam - zapytała niepewnie. I jeśli powiedział, ze wzięła za dużo to od razu odniosła cześć na swoje miejsca. Starała sie jednak wybierać wszystko według cen by wydać jak najmniej a kupić to co było jednak konieczne by poudawać koleżankę Daniela.

Kessler - 6 Listopad 2016, 22:16

Uważał już ustalenia za sprawę zamkniętą, ale jak wcześniej ją zapewnił, odpowie jej na każde pytanie. Toteż gdy usłyszał, czy ma mówić do niego per Danielu/Daniel, pokiwał głową, jakby była to oczywistość. W sumie zaczął zastanawiać się przy okazji, jak inni na niego mówią. Rodzice, w sumie per Danio/Daniel, a znajomi? Chyba nie mieli oficjalnego tytułu czy przezwiska, jakim raczyli go nazywać. Miał pewnego bliskiego kolegę, który skracał po prostu jego nazwisko, mówiąc mu per "Kess", ale tylko on to praktykował. Nie przeszkadzało mu w sumie to, jak ludzie się do niego zwracają. Pierwszym określeniem, które mu nie pasowało, było ciągłe zwracanie się do niego paniczu. I dlatego od tej chwili zapowiedział, żeby tak do niego nie mówiono. Będzie po prostu zwykłym Danielem. Takim właśnie powinien być. Taki scenariusz właśnie powstał i należało go realizować, aż do momentu, gdy wszystko wyjdzie na jaw. No ale i tak gdyby wydało się, że to nie jest jego koleżanka, to co, na powrót ma nazywać go paniczem? Rodzice z pewnością w ogóle by na to nie pozwolili. Nie zwykli do posiadania sług. Wszystko, co zdobyli, to zrobili własnymi rękami.
Spojrzał na ruchy i niezwykłą mobilność, jaką wykazywał Dachowiec. Była tu, po chwili tam, chyba była dosyć radosna, ale z jakiego powodu? Może w końcu jest na dworze, poczuła świeże powietrze, a nie była trzymana tylko i wyłącznie w domu. Radosna taka, zupełnie jej nie poznawał. Nie była taka jak wczoraj, była całkowitym przeciwieństwem tej istoty. Teraz była chyba szczęśliwa. Albo taką udawała. Miał nadzieje, że jej emocje były szczere; cieszył się zarazem, że dołożył pewną cegiełkę do tego, aby mogła się czuć zadowoloną. Odetchnął trochę, gdy zapewniła go o tym, że zatrzyma tajemnicę. Zastanowił się przy okazji, ile takich tajemnic może znać. Ilu ludzi jej zawierzało, jaką wielką kopalnią wiedzy mogła być. Ale nie zamierzał jej z tego przepytywać. Przeto i tak by nic mu nie powiedziała.
Następnie z oczami wielkimi jak monetki przysłuchiwał się jej definicji klubu gogo, którego szyld wcześniej dane było mu zobaczyć. Nie mógł sobie tego trochę wyobrazić. Że panie z własnej woli na pół nago tańczą przed mężczyznami, którzy im za to płacą? Nie znał zupełnie realiów i w związku z tym nie mógł zupełnie zrozumieć, dlaczego dziewczyna mogłaby tak postąpić. Uważał to za całkowity upadek tej osoby. Czarne rejony miasta, przepełnione mrokiem i zepsuciem. Takich miejsc nie powinno wcale być! Należy przyjść tam z ogniem i ukarać tych, którym w ogóle przychodzą do głowy potrzeby oglądania takich rozrywek o wątpliwej wartości moralnej! Patrzył tak z nienawiścią w tamtym kierunku, gdy poczuł lekkie popchnięcie Dachowca w stronę sklepu z ubraniami. Nie stawiał oporu, gdyż miał zbyt dobry humor, aby psuć go sobie wzbudzaniem w sobie nienawiści do takich pomników zepsucia.
Wszedł do sklepu tuż za koleżanką i właśnie przypomniał sobie, dlaczego bardzo nie lubił wchodzić do takich przybytków. Ubrania, masa ubrań, ten charakterystyczny zapach, przymuszanie i kupywanie na zapas, gdy nic nie jest zupełnie potrzebne. Mniejsza, nie przyszedł się kłócić z samym sobą, lecz znaleźć strój dla Marionette. A właściwie przyprowadzić ją tutaj i dać jej wolną ręką. Nie znał się zupełnie na strojach dla dziewczyn, sam był jedynakiem, a matce nie towarzyszył w kupnie ubrań. Toteż w sumie zdecydował się zakomunikować pewną rzecz dziewczynie.
- Wiesz co, może ja poczekam tutaj przy kasie, na początku. Nie bój się szukać dla siebie ubrań, kup tyle, ile ci będzie potrzebne. I nie przesadzaj troszku. - ostatnie zdanie wypowiedział już znacznie ciszej, jakby do siebie. W związku z tym nie musiała go w ogóle pytać o samodzielne pójście do działu z bielizną. Po prostu dał ogólny rozkaz na samym początku.
Jak powiedział, tak zrobił. Po prostu podszedł w pobliżu kas, gdzie wisiało jedno z wielu luster tego sklepu. Postanowił wpatrzyć się w swoje odbicie. Co zobaczył? Całkiem wysokiego jak na swój gościa, który tępo wpatrywał się w samego siebie. O mocniej niż przeciętnie zarysowanych brwiach; o nieobecnym spojrzeniu; z dosyć długimi włosami, które powinien był już dawno ściąć; widział młodego chłopaka z długim płaszczem i zabawną czapeczką. Prawdę mówiąc to nigdy się nie lubił. Nie wiedzieć czemu miał wbitą w głowę nienawiść do samego siebie. Ale tylko psychologowie z Krainy Ludzi mogliby wmówić mu, na czym polegać mogła jego nienawiść. Daniel po prostu wolał unikać luster, ale tym razem... tym razem się zapatrzył, jakby zahipnotyzował.
Po chwili Marionette wróciła i wyrwała go z rozważań na temat samego siebie. Spojrzał na ilość ubrań, którą przyniosła i pokiwał głową z uznaniem. Nie było ich aż tak wiele, jak bał się, że przyniesie. Na szczęście wykazała się zdrowym rozsądkiem, przecież dziewczyna nie może chodzić codziennie w tych samych ubraniach. Wziął je od niej i położył na ladzie; przygotował potem swoją sakwę z pieniędzmi i czekał na cenę, którą podać miała sprzedawczyni po przejrzeniu ubrań. Wyciągnął określoną sumę pieniędzy z woreczka i położył na ladzie, przy czym okazało się, że położył trochę za mało, więc musiał woreczek wyciągać jeszcze raz i dołożył troszeczkę. Sprzedawczyni wzięła pieniądze i podała też wielką torbę z ubraniami, aby można było z nimi dobrze chodzić. Kess wziął tę torbę w prawą rękę i rzucił krótkim "dowidzenia", mając nadzieję, że Mari zrobi to samo, co on. Skierował się do wyjścia, lekko pchnął drzwi lewą ręką i wyszedł na zewnątrz; zaczekał, aż dziewczyna będzie obok niego. Gdy już to zrobiła, skierował się w jej stronę i zaczął mówić.
- No dobrze, tak więc pierwszy etap mamy za sobą. Mamy twoje ubrania. Teraz tak, będziemy musieli się podzielić. Ty skoczysz po zakupy... - w czasie, gdy to mówił, wolną ręką zaczął szukać w płaszczu listy z zakupami, którą spisała jego matka. Poszukał chwilę, by przestraszyć się, że może jej zapomniał. Ale przypomniał sobie, że wkładał je do kieszeni od spodni, a nie od płaszcza. Wyciągnął listę, trochę pogniecioną, lecz na szczęście zapisaną czytelnym w miarę pismem i wręczył ją w łapki Mari. Po chwili odwiązał swój woreczek z pieniędzmi i również przekazał go dziewczynie. Tym razem poczuł, wręczając jej pieniądze, jak nie pozbywa się ciężaru, ale właśnie niefizycznie go przyjmuje. Trochę trudno było mu rozdzielić się ze swoimi pieniędzmi, które przecież otrzymał od rodziców za dobre zachowanie i w miarę niezłe wyniki. Miał tylko wielką nadzieję, że dziewczyna nie ucieknie z pieniędzmi, pozostawiając Kessa z torbą z damskimi ciuszkami. Doprawdy byłoby to zabawne.
- Zrobisz je zgodnie z tą listą, przy okazji możesz kupić coś sobie, jeśli zostanie pieniędzy. Możesz pozwolić sobie na małe co nie co - uśmiechnął się do niej, puszczając oczko. Robił to jednak na siłę i specjalnie, gdyż jednak przekazywał jej swoje pieniądze. A mając piętnaście lat naprawdę trudno się czymś podzielić. Przynajmniej w wypadku tego Marionetkarza. Następnie zaczął iść w przeciwnym kierunku, niż w którym był sklep spożywczy. Ale zdał sobie sprawę, że nieładnie byłoby tak posłać Marionette, by zrobiła wszystko za niego, a samemu nic jej nie mówiąc. Stanął więc i odwrócił się jeszcze w jej kierunku.
- Muszę załatwić kilka spraw z kolegami, takich półtajnych. Spotkamy się za jakąś godzinę-dwie w parku, dobrze? Jest jeszcze wcześnie, więc nie musimy się spieszyć. Tylko się pojaw, proszę. - powiedział do niej z lekkim niepokojem. Musiał iść spotkać się z kolegami i omówić kilka kwestii, które zajdą już niedługo; a wolał to załatwić w spokoju i ciszy, bez komplikacji wywołanych przez pojawienie się obok niego Mari. Miał co prawda ze sobą torbę z ubraniami, ale miał nadzieję, że odbędzie się bez poruszenia tej sprawy.
Oddalił się od niej, żegnając się na jakiś czas i poszedł w znanym tylko sobie kierunku.

Mari - 6 Listopad 2016, 23:04

Kotka poczuła się trochę niepewnie widząc jak ktoś płaci za coś co jest dla niej. Nie przywykła do tego, jednak uznała, że nic nie powie na ten temat. Uśmiechała się tylko miło.
Wychodząc ze sklepu powiedziała krótko "do widzenia" i szybko poszła za Kessem.
- Dziękuję, że kupiłeś mi ubrania - powiedziała nieśmiało, z lekkim uśmiechem na ustach, gdy już wyszli ze sklepu. Słuchała uważnie jaki jest dalszy plan, po czym aż spojrzała na Daniela zszokowana - ja...ja mam iść sama zrobić zakupy? - patrzyła z niedowierzaniem jak młodzieniec podaje jej woreczek z pieniędzmi - jesteś pewien? - spojrzała na nie, ostrożnie, przytraczając sobie woreczek do spodni. Sprawdzając kilka razy czy aby na pewno nie odpadnie sam od siebie. Dziwnie się czuła czując ciężar monet przy pasie. Nie było to nieprzyjemne, jednocześnie wiedziała jednak, że ktoś na nią liczy.
- Nie martw się - uśmiechnęła się do niego uspokajająco - będę czekać na Ciebie w parku - pomachała mu jeszcze i ruszyła w swoją stronę.
Miała sporo czasu i nie do końca wiedziała co z tym czasem zrobić. Spojrzała więc na listę zakupów, którą wręczył jej młodzieniec. Uśmiechnęła się, rozpoznając składniki ciastek oraz naleśników. Było też kilka innych, rzeczy, które pewnie się w domu skończyły. Sklep spożywczy był niedaleko, więc postanowiła pójść do niego okrężną drogą. Pospacerować sobie trochę, tak by zabić czas ale jednak nie pozwalać sobie na wiele.

Gdy tak się przechadzała, została zauważona przez niewłaściwe osoby. Nie zdała sobie jeszcze wtedy z tego sprawy, że spacer po mieście nie był najlepszym pomysłem. Nie wiedziała jak wiele przyjdzie jej za to zapłacić.

W końcu jednak skierowała się do sklepu. Nie spieszyła się w nim za bardzo. Wolała nie ominąć nic co było na liście. Przeszła cały sklep kilka razy, póki nie byłą pewna, że ma wszystko. Udała się do kasy, gdzie znalazła, żelki. Z trudem jednak się powstrzymała, żeby ich nie kupić. Mimo iż Kess powiedział, że może sobie coś kupić, nie czuła by się dobrze jakby kupiła coś dla siebie za cudze pieniądze, na które nawet nie zasłużyła. Wystarczyła jej świadomość, że Daniel zaufał jej na tyle aby powierzyć jej to zadanie. Co prawda na początku bardzo ją kusiło aby zabrać pieniące i uciec, jednak w domu Marionetkarza zostało coś co było dla niej bardzo ważne i wiedziała, że była właścicielka jej sztyletu nie byłaby zadowolona, gdyby Kotka okradła kogoś kto chciał jej choć trochę pomóc. Nawet jeśli oznaczało to, że musiała znów komuś służyć. Teraz przynajmniej miała prawo coś powiedzieć. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Gdy już zapłaciła i wyszła ze sklepu, skierowała swe kroki już w stronę parku, mimo, iż zostało dobre pół godziny, a może nawet więcej do umówionego spotkania z Marionetkarzem. Marionette postanowiła więc udać się w stronę ławki, przy której się poznali (park był dość spory, a nie chciała aby Daniel musiał jej szukać) i usiadła nieopodal niej na trawie. Lubiła czuć trawę pod łapami, a miała do tego dobry humor, więc postanowiła skorzystać z chwili dla siebie. Paczki z zakupami mimowolnie schowała w krzakach, tak by nie rzucały się w oczy ale aby można je było łatwo znaleźć. Ot takie przyzwyczajenie.
Tak siedziała, wygrzewając się na słoneczku, które padało spomiędzy gałęzi drzew, gdy zza swoich pleców, z gęstych krzaków usłyszała głos, który sprawił, że momentalnie cała się spięła i zjeżyła.
- O proszę, kogo ja tu widzę - powiedział szyderczy głos - moja ulubiona, kocia Ma-rio-ne-tka....



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group