To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto Lalek - Zamek

Anonymous - 23 Grudzień 2011, 15:01

Zreflektowała się, rzecz jasna, na zrozumienie swej niefortunnej pomyłki. Maniakalne obawy ustały. Umilkła, po czym posłała spłoszone spojrzenie w kierunku, gdzie jeszcze przed chwilą widać było strażników. Mimo wszystko ich usłyszała, co zawdzięczała temu, jak łatwo było rozproszyć jej uwagę, a raczej jak łatwo mogła skierować ją nagle na coś diametralnie innego.
- Uchm. - Nie omieszkała tego skwitować zrezygnowanym oraz wciąż skołowanym mruknięciem. Bez jej wrzasków zrobiło się tu niebezpiecznie cicho, możliwe, że nie na długo. Wbiła wzrok w swoje błyszczące buciki, ze skonsternowaną miną przypominając sobie słowa znienawidzonej służącej. Arystokratka winna być bardziej opanowana, panienko.
Ach, jak Feste uwielbiała ten ton, to syczenie przez zaciśnięte zęby, w którym wyraźnie każdy dostrzegał żądzę mordu, a już nie wszyscy znajdywali przyczynę tego, czemu owa podstarzała kobieta odnosi się do białowłosej tak chłodno. Właściwie sama pannica też tego wtedy jeszcze nie wiedziała.
Ktoś wyjął jej kilka listków spomiędzy włosów, a zaraz potem przejechał po nich szczotką. Trzeba było ją szybko doprowadzić do porządku, byleby matka nic nie zauważyła. Pisnęła, nie zdążywszy tego stłumić, kiedy inny sługa przypadkowo potrącił jej obandażowane ramię, które uszkodziła.
- Powiedział, że jestem wariatką. A ja chciałam udowodnić mu, że tak właśnie jest. Bo nie miał podstaw, aby tak mówić, więc musiałam go wyprowadzić z błędu. - Powtórzyła, z tą samą prostotą, bowiem nie rozumiała, dlaczego innym takie zachowanie wydawało się dziwne.
- Panienko... - czyjaś ręka zmierzwiła jej włosy. Wyczuła dreszcz, jaki przebiegł po ciele tego kogoś, gdy musnął nieopatrznie jej porośnięte sierścią ucho.
- Mimo wszystko nie powinnaś wyskakiwać przez okno na trzecim piętrze.
- Uchm. - Rezygnacja wymieszana z dezorientacją. Ale potem... Określanie mianem wariatki zaczęło jej ubliżać. Czemu...?

- Uchm - ponowiła. - Czyż nie lepiej byłoby, gdybym zareagowała tak samo? - rzuciła, zawijając parę kosmyków za sztuczne ucho. Dlatego tak bardzo nie lubiła świata, i ludzi. Każdy miał własną indywidualną osobowość, którą niełatwo było pojąć, nawet w przypadku śmiałka, twierdzącego, że świetnie zgłębił tajemnicę istoty ludzkiej i wspaniale znał się na jej każdym przedstawicielu. I jak tu wydedukować, co ktoś miał na myśli? Gdyby przynajmniej wiedziała, co było podobne u tych strażników. Pewno niewiara, opanowanie, organizacja i bezwględne oddanie, co? Ale chyba się zagalopowała, nie nadmieniała już tego?
Trąciła czubkiem lakierka jakiś kamyczek, choć niczym szczególnym nie zawinił. Zastanawiała się nad odpowiedzią, podczas czego kpiący wyraz zszedł z jej oblicza. Rozejrzała się raz jeszcze, błądząc wzrokiem po okolicach drzewa i całym otoczeniu. Ktoś umknął gdzieś poza jej pole widzenia. Trochę ją to zdziwiło, w końcu rozmowy prowadzone z florą były jak najbardziej na miejscu. Rośliny też były żywe, o tak. Może, jeśli wystarczająco długo by poczekała, uzyskałaby odpowiedź od drzewa, niezadowolonego, że ktoś mu marnuje czas, gdyby spytałaby go niewinnie, jak się dziś miewa.
Co więc takiego koteczek widzi? Denerwujące pytanie. Szalenie denerwujące. Z chęcią pogryzłaby paznokcie do krwi, żeby coś wreszcie sensownego wymyślić, jednak nie uznawała tego za konieczne. Rozmówca i tak pewnie się szybko nie ujawni. A jeśli z biegiem konwersacji zechce to zrobić, to by straciła mnóstwo czasu na rozmyślania.
Uśmiechnęła się szeroko, rozbrajająco, mrużąc oczęta. Aż zionęło od tego sztucznością.
- Nic. - Odpowiedziała słodko. Mhm. Koteczek nie widział nic. Kompletnie i bezapelacyjnie nic. Chociaż, w sumie ten właściciel głosu mógł się kryć na przykład w koronie drzewa, o ile było ono dostatecznie odpowiednie, lub też czyhać w studni... - Masz mnie. Kimkolwiek jesteś. - Wzruszyła ramionami, pokazując, że równie kompletnie i bezapelacyjnie nic jej to nie obchodzi. Odczekała chwilkę, zmazując uprzednią minkę z twarzy.
- A skoro już to ustaliliśmy... - dodała, skubiąc rękawiczkę przy nadgarstku, dłonie uprzednio rozluźniwszy - To może raczysz się pojawić? - mówiąc to, liczyła na to, że głosowi zależy na jej towarzystwie. Było wiadome, że jeśli by tego nie uczynił, straciłaby nim w końcu zainteresowanie i odeszła, ciekawska innych uroków balu. Ale, ale, czy na pewno by tak uczyniła? W każdym razie, mogła by jeszcze spróbować go sprowokować do pokazania się. Wątpiła szczerze w to, że wytrzymałby z jej męczeniem dłuższy czas.
- Ty! Ty wiesz, co to było, prawda? Ten karzeł. A może sam nim jesteś, co? - teraz, gdy już sobie uświadomiła, że jeszcze nie zdążyła zacząć oskarżać jego osoby, uznała, że trzeba to nadrobić. A nuż, widelec, będzie mieć rację. Szkarłatne ślepia z determinacją znów przeszukiwały teren, wskutek czego troszkę uniosła zwałę włosów po boku twarzy. But trącił ostrożnie pień drzewa, jakby nie miała doń żadnego szacunku. A miała, drzewa były użyteczne, w dzieciństwie wielokrotnie się na nie wspinała bądź uciekała przed jakimiś napastnikami w postaci choćby psisk. Aj, gdyby chociaż mogła tym jakoś ujawnić rozmówcę, drzewo tykając. Zazgrzytała zębami, zamrugała oczami, i nie dało to żadnego efektu. Tak, chyba naprawdę lepiej by było, gdyby została wśród reszty balowiczów i nie rzucała się w oczy.

/ Umieram. Wenobrak.

Anonymous - 23 Grudzień 2011, 18:13

Przemierzył cały plac, mijając istoty, już pogrążone w tańcu, lub zdezorientowane szukające pary. Uśmiechał się cały czas do siebie na myśl o tańcach i z trudem powstrzymywał swoje własne ciało przed rozpoczęciem zupełnie innego, niż był tańczony, w rytm płynącej muzyki ze sceny. Co chwila na nią zerkał zaniepokojony, przez strażników. Tak też zbliżał się coraz bardziej do miejsca, w którym przebiegał przez most, przybywając na miejsce balu. Słowa królika, którego przemowa głucho odbijała się od uszu chłopaka, były jakby zagłuszone cichym szuraniem i stukaniem nóg tańczących, na który jedynie odgłos otworzył się Oirivin.
Z każdą sekundą znajdował się bliżej celu, więc przyspieszał coraz bardziej kroku. Na twarzy miał wyraz wymuszonej obojętności, przez którą przebijało się zdumienie. Skąd one? Nie mógł się bać, więc zdumiewał się dziejącymi wydarzeniami wokół niego. Nie mógł się bać, nie mógł!
Dużym trudem było powstrzymywanie się także od jeszcze szybszego dotarcia do mostu, czyli biegu. Chciał już jak najszybciej zniknąć z tego miejsca. Nagle problemem stała się nie tylko właścicielka sakiewki, ale istoty wokół niego. One tańczyły! Nagle wydawało się, że wszystkie to robią! Wszystkie o odmiennych rasach niż on. Wszystkie obce, złe, groźne. Tańczące specjalnie by go złamać.

Anonymous - 23 Grudzień 2011, 20:15

Stojąc tak, z głową zadartą do góry i słuchając przemowy Królika, przegapiła przejście, niedaleko niej, chłopaka w białym płaszczu. Zwróciła uwagę za to, na usłyszane słowa, a konkretniej zdanie: „Barbarzyńcy depczą nasze ziemie i łamią wszelkie prawa.” O jakich barbarzyńcach mowa? O ludziach, którzy przyszli do Krainy luster ze swojej ze swojej? Czy o pewnych „wyjątkach” z obu Krain, którzy dopuszczają się nikczemnych czynów bez króla? Potrząsnęła głową. Nieważne. Nie podobała jej się treść przemowy. Mogła zostać odebrana na różne sposoby. Tak wiec, gdy ta dobiegła końca i wszyscy zaczęli szukać osoby do pary, Miyuko oderwała wzrok od balkonu. Rozejrzała się wokół. Pluła sobie w brodę, że też pozwoliła sobie na tą chwilę nieuwagi. Złodziej mógł w międzyczasie jej umknąć. I faktycznie tak było.
Zaczęła więc iść w stronę mostu, rozglądając się wokół. Miała jeszcze cichą nadzieję, na zobaczenie chłopaka. Jednak wokół byli jedynie zwykli uczestnicy balu, strażnicy w czarnych płaszczach i inne postacie odziane w kolorowe ubrania i rozmawiające ze sobą wesoło.

Cariati - 26 Grudzień 2011, 00:38

Słuchała królika z większym zaciekawieniem. Jego słowa stawały się na tyle ciekawe, że trudno było jej oderwać wzrok od jego ust. Gdy tak słuchała co mówi królik zrobiło jej się gorąco, jednak niepotrzebnie wzięła ten płaszcz. Nie wiedząc co zrobić, gdzie dać ten płaszcz. W pewnym momencie po prostu oddała go osobie, która zajmowała się gośćmi. W końcu nie doskwierał jej, aż taki gorąc. Było jej o wiele swobodniej. Miała nadzieje że królik dalej będzie mówił, więc popatrzyła w górę, gdzie znajdował się balkonik. Lecz króliczek przestał mówić, oznajmiając że zaczyna się zabawa. W końcu mogła się jakoś rozruszać, pomyślała że ludzie i inne stworzenia zaczną niczym szalone tańczyć, lecz zamiast tego zauważyła parę arystokratów, którzy zaczęli tańczyć dość tradycyjny taniec. To jak oni tańczyli było magiczne dla Savanny, paczyła się na nich jak zaczarowana. Rzadko miała okazję zobaczyć jak ktoś tańczy, a zwłaszcza tradycyjny taniec! Nigdy nie widziała tańczących razem rodziców, tylko na zdjęciach z wesela miała okazję zobaczyć jej uśmiechniętą matkę i ojca w tańcu. Pytanie dachowca niezwykle ją zaskoczyło, ktoś ją poprosił do tańca? Na jej policzkach pojawiły się rumieńce, nie było to czymś niezwykłym. Nie wiedziała czy się zgodzić, w końcu nie umiała tańczyć tego tańca. W końcu powiedziała cichym głosem.
-Oczywiście, tak- popatrzyła na chłopca. Był mniej więcej w jej wieku. Uważnie obejrzała jego ubranie.

Anonymous - 27 Grudzień 2011, 15:05

Sam był zaskoczony swoim pytaniem, żeby było śmieszniej. Czasami, mimo wszystko, działał pod wpływem chwilowego impulsu i nierzadko wtedy swoich decyzji żałował, aczkolwiek zazwyczaj był osobą myślącą raczej trzeźwo. Takie "wyskoki" zdarzały mu się sporadycznie i chyba służyły utrzymaniu jako-takiej równowagi w jego główce. Bo czasami musiał sobie zrobić jakieś małe odstępstwo od ściśle przyjętych reguł, żeby nie zwariować i trochę opanować kłębiące się w jego duszy emocje. Serio, ileż można!
Na bladych policzkach chłopaka również widniały delikatne rumieńce, ale u niego nie było to niczym dziwnym. On rumienił się praktycznie dwadzieścia pięć godzin na dobę i przestał zwracać uwagę na ten fakt już dawno, dawno temu. Gdyby nadal się tym przejmował, musiałby chyba odizolować się od świata, bo niemal każda spotkana istota, a w szczególności ładna dziewczyna, jak na przykład różowowłosa, sprawiała, że jego twarz stawała się mniej czy bardziej czerwona - zależnie od sytuacji.
Na słowa Savannah uśmiechnął się lekko i wyprostował, nakładając cylinder na powrót na głowę.
- Panienka pozwoli - lekko drżącą ręką ujął jej dłoń w swoją, a drugą nieśmiało, delikatnie objął ją w talii. W tym momencie poczuł się, jakby jego policzki były żarzącymi się węgielkami. Zasadniczo nie umiał tańczyć, jednak kiedyś jego pani postanowiła go nauczyć trochę ludzkiego walca. Uznał, że ten taniec sprawdzi się idealnie w tej sytuacji. Nie był może w tej dziedzinie perfekcyjny, ale w każdym razie nie deptał partnerki po nogach. Powoli ruszył do tańca, delikatnie prowadząc Savannah. Ogon trzymał lekko uniesiony, aby nikt go nie przydepnął. Doprawdy, pod tym względem miał chyba paranoję.
W pewnym momencie spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się lekko.
- Na imię mi Arsene - przedstawił się krótko, bowiem czy normalnym było tańczyć z kimś, nie znając nawet jego imienia?

Tyk - 29 Grudzień 2011, 12:23



Główny plac

Przyznam, że strasznie wolno to wszystko idzie, lecz ignorując to przejdźmy do tańca. Grana jeszcze pół chwili temu muzyka umilkła, a królik pochylił się lekko. Trzeba przyznać, że sama postać królika była niedopatrzeniem organizatora, który na szybko wybrał kogoś kto akurat był pod ręką. Mimo wszystko sprawdził się doskonale. Jego największym atutem było to, że samo pojawienie się królika wzbudzało takie zdziwienie, iż nieważne co powie, to jego słowa nie będą miały wielkiej wagi. Z drugiej strony nie był to też królik znikąd, lecz widać było brak profesjonalizmu właśnie teraz gdy to wysuwał swój nos do przodu by ujrzeć lepiej biegających ludzi. Aktualnie niemal wszyscy znaleźli już pary. Pozostała garstka, którzy z pewnych powodów tańca odmówili bądź nie znaleźli partnerów. Wszyscy już teraz zaczęli ustawiać się w pary, przy czym pierwsze, przeznaczone dla najważniejszych gości były z góry zajęte. Dlatego właśnie teraz, a nie za kilka minut, lecz już teraz Savannah i Arsene powinni zająć dla siebie miejsce wśród tańczących par. W innej sytuacji był oczywiście Oleander, który najpierw musi odpisać, ale jakoś się go do tego zmusi ot co! Czas więc zając się dwiema satelitami, które są tak naprawdę jedną. Najpierw Orivin, który spoglądał na wszystko z niechęcią. Mógł wydawać się osobą nie lubiącą przyjęć, lecz mimo to zyskał kogoś kto zainteresował się jego osobą. Owa istota, mająca niemal dwa metry wzrostu i niczym nie różniąca się od zwykłego człowieka, po prostu podeszła i wysunęła rękę. Po gestach, mimice i szczegółach zachowania uważny obserwator może wywnioskować jego pochodzenie, niestety nie dane było Orivinowi dojrzeć tych szczegółów.
-Ciekaw jestem dlaczego to nie biegniesz by odnaleźć dla siebie partnerkę?
Powiedział tuż po tym jak radośnie przywitał go jednym słowem. Ubrany był w typowy strój wyjściowy, niestety czarny, chociaż w doskonałym stanie i zgodny ze wszelkimi zasadami, chociaż lekko nieodpowiedni na tego typ bal. Nie trzeba chyba dodawać, że uśmiech na twarzy rekompensowały zdziadziałe rysy twarzy i powodował raczej pozytywną ocenę tejże postaci u większości ludzi. Inaczej było z Miyuko, która niemalże nic o balu nie wiedziała. Trafiła tu przypadkiem i miała zamiar to miejsce opuścić. Jednak zostało jej to uniemożliwione przez jakiegoś człowieka ubranego w strój o barwie co prawda czerwonej, lecz łagodnej i wykończonej srebrnymi dodatkami. Do tego na głowie miał czarny kapelusz z białymi piórami i tak ubrany stanął blisko opuszczającej bal. Niestety ktoś postanowił jej przeszkodzić, a mianowicie zaprosić do tańca. Dlaczego przyczepił się do kogoś kto nie jest prawidłowo ubrany i zmierza w stronę wyjścia? Warto byłoby spytać, bo ja nic nie zdradzę ot co! Przejdźmy jednak do jego zachowania. Ściągnął ze swojej głowy kapelusz i wykonawszy ukłon nałożył go z powrotem. Najpierw oczywiście się przedstawił, a nazywał się Amrogio i takie też imię Miyuko usłyszała. Następnie wysunął swoją dłoń do przodu, wewnętrzną częścią ku górze. Teraz dla równowagi będzie jego wypowiedź w formie cytatu, tak więc powiedział tak:
-Panienka pozwoli porwać do tańca?
Oczywiście kto tam powiedział, że obrazi się za odmowę? Wracając zatem do wszystkich, można śmiało powiedzieć, że na razie nie odpiszę tym, którzy dotąd jeszcze się nie ruszyli by naskrobać. Bezczelność! Napiszą to odpis dostaną.

Feste

Warto było sprawdzić koronę drzewa, zawsze była szansa, że ujrzy się tam małego ludzika, który robi sobie żarty z biednych kotów czy też innych zwierząt. Można nawet śmiało stwierdzić, że samo odejście nie gwarantowało ucieczki przed głosem. Z drugiej strony była na to realna szansa. Teraz jednak oskarżyła głos o bycie karłem i nawet kopnęła w drzewo jakby to miał być jakiś olbrzymi roślinny potwór, który robi sobie z niej żarty, a ona w ten sposób chce go ukarać. Głos jednak nie odpowiedział od razu, przez chwilę wydawało się, że zamilkł zupełnie, a już po chwili słychać było śmiech, którego dźwięk odbijał się echem od ścian budynków, a on sam dochodził tym razem z ławki, tak jakby właściciel głosu właśnie tam zasiadł. Oczywiście nie było nikogo widać, lecz może być niewidzialny. Śmiech, irytujący bądź dziwny dla Feste, nie ustał wcześniej niż po okrągłej minucie. Co dziwnego nikt nie zwrócił poza koteczkiem na niego uwagi. Nawet przechodzący w oddali człowiek nie spojrzał gdy rozległ się szyderczy dźwięk. Mimo wszystko, gdy śmiech zamilkł, głos przemówił w przyjemniejszej postaci, a mianowicie spokojnym stwierdzeniem. Oczywiście teraz dobiegał, o dziwo, ze wszystkich stron równocześnie.
-Karła? Żadnego karła tutaj nie było, lecz wiem co stanowi twój problem. Znam powód trapiący małą główkę koteczka.
Przez cały czas zachował neutralność, poza początkiem i końcem, gdy to najpierw się zdziwił, zapewne była to gra, na końcu jak to miał w zwyczaju potraktował Feste jak zwykłe głupiutkie zwierzątko. Z drugiej strony ludzie, którzy widać nie chcieli tańczyć i opuścili główny plac na rzecz ogrodów, a była ich dwójka, nie zwracali zupełnie żadnej uwagi na jakikolwiek głos. Za to spojrzeli ze zdziwieniem na postać stojącą przed drzewem i kopiącą w nie. Tym razem jednak nie było ani śmiechu, ani nawet drobnej kpiny. Po prostu szli dalej i już niedaleko znajdą się tuż obok Feste, która wciąż męczy się z głosami.


Anonymous - 31 Grudzień 2011, 11:32

Oparła się o feralne drzewo, które niczym szczególnym nie zawiniło, po czym jej ciało niemal zaczęło się w nie desperacko wpijać. Ten śmiech kojarzył jej się z czymś mało przyjemnym. Nie to, żeby kotka się bała, bo skądże, zwyczajnie miała złe przeczucia. Jej spojrzenie skierowało się ku ławce, a tląca się w nim narastająca wściekłość poczęła się ulatniać. Zastępowała ją bezbrzeżna, niemal dziecięca ciekawość, choć niekoniecznie ten epitet tutaj pasował. Przylgnęła do kory, jakby to miało dać jej poczucie bezpieczeństwa. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiła sobie, że śmiech, pobrzmiewający donośnie w jej głowie, już nie był słyszalny na jawie. Rozejrzała się w wyraźnym roztargnieniu po odległych gościach, którzy najspokojniej w świecie kontynuowali swoje zajęcia. To chyba dodało jej otuchy, w końcu już wielokrotnie zmagała się z wytworami własnej bujnej wyobraźni, a skoro jedynie ona miała na tyle wrażliwe bębenki, by wsłuchać się w wybuch śmiechu ze strony niewidzialnego rozmówcy, może nie był on czymś realnym. Lub przynajmniej czymś, co nie zrobi jej dużej krzywdy. Chociaż, czy na pewno coś w tym stylu miało rację bytu?
- Masz wyjątkowo urokliwy śmiech - wymruczała z szelmowskim uśmiechem, odpychając się od pnia. Zatoczyła się lekko, nim w końcu zdołała oprzeć się łokciem o wzmiankowane drzewo. Chyba jego godność trochę na tym ucierpi. Zawinęła za ucho parę niesfornych kosmyków, przetrawiając sobie ową sytuację. Zapewne jej uprzednie przemyślenia nie miały już większego sensu, tak? Może znów się w tym pogubiła. W sumie ta parszywa istota chyba nie zamierzała dać jej spokoju za prędko, a odejście w trakcie tak pasjonującej konwersacji nie należało do opcji, jakie wybrałaby Feste. Właściwie specjalnie ciekawa to ta pogawędka nie była, najwyraźniej miała na celu tylko upokorzenie jej szanownej osoby...
Posłała przestrzeni urażone spojrzenie. Jej myśli, niczym stadka spłoszonych bestyjek, nie udało się właścicelce utrzymać w ryzach, a to z powodu kolejnego zwielokrotnionego pod względem głośności przemówienia towarzysza dialogu. Skrzyżowała ręce na piersi, znów stając prosto. Wprawdzie sądziła, że ów towarzysz trzyma coś bardziej interesującego i zaskakującego na podorędziu, niemniej uniosła brew, nie tyle co z powodu podważenia egzystencji karła, a problemu, który rzekomo jej przypisywano.
- Problem? - powtórzyła za nim ostrożnie. O cóż chodziło? Co takiego miało ją niby trapić? Czyżby chodziło mu o szaleństwo? To byłoby adekwatne do jej wcześniejszego zachowania, lecz coś podpowiadało białowłosej, że nie o to do końca chodziło. Mogłaby możliwości wyliczać bez końca, kłótliwość, wrogość, upór, wredota, osobliwy rodzaj marzycielstwa... Hm.
- Problem. - Powiedziała ponownie, nie nasączywszy tego zupełnie niczym. Kąt ślepia wywrócił się do drzewa, jak gdyby szukała w nim odpowiedzi. Prychnęła cicho, lekceważąco. Mało ją obchodziły dumania tego głosu. Złapała za sukienkę, którą obciągnęła niepewnie, z nicnierobienia.
- Powód trapiący główkę... - to przerodziło się już w wężowy syk. Zacisnęła palce znowuż na swojej główeczce, ze zdumieniem. Chyba nie potrafiła odczytać myśli rozmówcy. Dezorientacja poczęła się pogłębiać, a sama Feste opuściła wreszcie ręce, w zamian natomiast rozchyliła nieco usta.
O wiele bardziej wolałaby mieć przed sobą człowieka z krwi i kości, którego mogłaby zwyzywać, a nie miast tego niewidzialnego marionetkarza, bo chyba tym właśnie dlań była, jakąś laleczką. Chwilę się z nią pobawi, z namaszczeniem muśnie porcelanową twarzyczkę, szukając w niej czegoś ludzkiego, potrząśnie, a następnie ciśnie niedbale w kąt. Nie to, żeby pragnęła szybkiego opuszczenia tego zatęchłego świata, ale chyba podobna marionetka wyglądałaby uroczo umorusana krwią i z pękniętym zaróżowionym licem, prawda? Coś błysnęło w jej szkarłatnych ślepiach na tę refleksję. Właściwie to nie zaszkodzi dotrzymać towarzystwa dyrygentowi, nie gardziła grami.
- Mniemam, iż mam wiele trapiących mnie spraw, mości głosie. Nie uważasz podobnie? Jednakże, proszę bardzo, uchyl rąbka tajemnicy, jeżeli tak bardzo ci na tym zależy. - Stwierdziła beznamiętnie, błądząc myślami gdzie indziej. Niechętnie jej wzrok zapuścił się na ławkę raz jeszcze, upewniając się, że jest dojmująco pusta. Całkowicie pusta, wyrwało się bezgłośnie z jej warg. Ciekawe, co by powiedziała na to jej siostrzyczka. Popukałaby się w głowę i poleciała do swojego jednorożca? Na razie chyba tylko taką reakcję potrafiła sobie wyobrazić w wykonaniu kruczowłosej Dachowcy... Prawdziwa siostra winna być przy niej w takiej sytuacji i obraniać ją własną piersią! Szkoda tylko, że to nie ona, Fleed, była tą młodszą.
To przypomniało jej się, że niedawien jej oczęta zostały smagnięte obrazem kogoś jeszcze. Wyglądała chyba trochę na spłoszoną i z lekka zdziczałą pannicę, gdy jej wzrok spoczął na kolejnych gościach. Cofnęła się, ponownie dotykając drzewa, zanim uświadomiła sobie, że mogła wykluczyć z ich strony zagrożenie, jak zresztą z mnóstwa innych pokpiewających złośliwie z niej istot.
- Ludzie. Dwoje - wyrzekła z konsternacją, niemal udręką, a jej palec machinalnie wskazał zbliżających się niebezpiecznie balowiczów. Nie przepadała za ludźmi. Ślepia jej wytrzeźwiały. - Czemu nie zajmiesz się nimi? - rzuciła zaczepnie.
- Jest ich więcej, i na pewno będziesz miał z nich więcej pociechy, niż ze mnie - zaproponowała, kiedy to już podparła rękami biodra. Przez moment zdawało się, że zacznie mówić coś jeszcze, chcąc jak najbardziej uatrakcyjnić niewidzialnemu nękanie kogoś innego, ale na tym zaprzestała, jakby straciła wątek. Jej łapki zwiesiły się swobodnie wzdłuż tułowia, a głowa przechyliła się w stronę nadciągających. Dlaczego jednak darowali sobie szyderstwa? Niepokojące. Inni ludzie ich sobie nie szczędzili, chociaż ją obchodziło to tyle, co nic, zwłaszcza skoro zdawała się niczego nie zauważać. I najprawdopodobniej rzeczywiście tak było.
Oni jednak... To wzbudziło w niej czujność. O tak, czujność, godną prawdziwego kota. Ucho Elicii drgnęło leciutko, uwrażliwione na wszelkie podejrzane odgłosy. Mhm, akurat odgłosów tego rodzaju się głównie spodziewała, nie wiadomo, co ma w zanadrzu taka obca para. Na ich miejscu, gdyby pragnęli śmierci tej drugiej osoby, już wyciągnęłaby spod fałd ubrań broń i zrobiła z niej użytek. W innej sytuacji jej dłoń już zdołałaby zawędrować na rękojeść sztyletu, ale musiała w tym wypadku zaufać swoim cyrkowym umiejętnościom i szybkości, także w kwestii zwyczajnej ucieczki, chyba z oczywistych powodów.
- Powinnaś być zdecydowanie bardziej zapobiegliwa - ofuknęła samą siebie, przy czym wyjątkowo ograniczyła się do szeptu. Aż dziw, że tak postępując nie miała jeszcze przetrąconego karku. Bezbronna, jak słabowita owieczka beztrosko pląsająca wśród watahy wygłodniałych wilków. Jakieś lepsze perspektywy? Kreatywność jej niczego dobrego nie podsuwała, toteż nastąpiło westchnienie, a następnie warknięcie. Może najpierw starczy zorientować się w sytuacji, co? Nie znała właściwie zamiarów tej dwójki. Głupiutka, żałosna i lekkomyślna owieczka.

Anonymous - 31 Grudzień 2011, 14:30

Zatrzymany przez jakąś istotę, już tak blisko celu, niemalże poleciał do przodu. Udało mu się jednak szybko złapać równowagę i po chwili ze zmarszczonymi brwiami przeniósł wzrok na osobę znacznie przewyższającą go wzrostem, może nawet i wiekiem oraz ubraną zupełnie inaczej od niego. Strój różnił się nie tylko tym, iż założony był raczej z myślą o balu lecz także kolorem, kontrastującym z białym płaszczem chłopaka, a także innymi balowymi strojami, w których przeważały żywsze kolory.
Kiedy odzyskawszy równowagę spojrzał na ową postać, ujrzał wpierw jedynie czarno odziany tors. Dopiero potem zadarł głowę do góry, by przypatrzeć się uśmiechniętej twarzy, z której ust zaczęły wypływać słowa. Przysłuchał się im uważnie chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, dlaczego został zatrzymany. Póki co nie było mu to dane.
Przez chwilę zastawiał się jak odpowiedzieć - czy w ogóle to robić. Po jakimś czasie zdecydował:
- Wolę tańczyć sam. – udzielił wymijającej odpowiedzi. Domyślała się bowiem, że rozmówca bardziej był ciekawy, dlaczego też z takim pośpiechem zmierza w stronę mostu, a więc opuszcza bal.
Mimo iż uśmiech w którym rozciągnięte były usta nie budził negatywnych emocji, a wręcz przeciwnie – sprawiał, że zwykłemu… człowiekowi chociażby, chciało się zaufać jego właścicielowi – Oirivin, ze swą przekorną naturą jak zawsze zachowywał pewien dystans.

Tyk - 4 Styczeń 2012, 22:12



Na balu: (znów) czekam

Feste
Głos nie był co prawda karłem, lecz nawet widzenie Feste nim nie było. Słowa nie kłamały więc gdy stwierdziły: "żadnego karła tutaj nie było". Z drugiej strony nie można też stwierdzić szaleństwa kota, a jak się okazało karzeł dobrze wiedział o czym mówi. Pomimo swojego szyderczego usposobienia nie drwił z niej twierdząc, że wie co ją trapi. Dopiero jednak gdy dwójka ludzi zbliżyła się, Feste mogła zrozumieć prawdziwe intencje dziwnego głosu. Bowiem "karzeł", którego widziała uprzednio znów się pojawił krocząc przed dwójką ludzi. Wyglądał tak samo jak poprzednio, również tym razem pozostał niezauważony przez idących za nim. Spostrzegł go jednak głos, który oznajmił to w radosnych słowach.
-Ot właśnie to mały koteczek wziął za karła, a przecież to tylko zjawkowidek! Nic zresztą groźnego. - Tutaj znów zaśmiał się głośno, oczywiście na jego śmiech nikt nie zareagował. Milczał jednak aż do teraz. Milczał przez cały czas, gdy Feste wyrzucała na niego tony przemyśleń. Wydawać by się jej nawet mogło, że było to wszystko atakiem jakiejś dziwnej osoby, którego efekty minęły. Przed chwilą jednak znów powróciły słowa, a wkrótce po nich nowe, tym razem odnoszące się do pytań Feste. Dziwnym jednak trafem, głos dobiegający z prawej strony Feste, całkowicie zignorował pociechę płynącą z dwójki ludzi. Nawet nie starał się tego komentować. Za to, dość racjonalnie, a przy okazji szyderczo odpowiedział na temat problemów kota.
-Wiem tylko o tym jednym, głupiutki kotek myśli, że każdy mu siedzi w głowie? W tym momencie Feste wydawało się, że ktoś postukał ją w czoło, chociaż oczywiście nic takiego nie miało miejsca, bo nikogo tam nie było poza dwójką ludzi, która właśnie szła w tę stronę. Oczywiście nie mieli nawet zamiaru atakować, a nawet się lekko ukłonili. Nic niezwykłego. Nawet karzeł ponownie zniknął. Był to mężczyzna i kobieta, ot tak tradycyjnie. Nie mieli w sobie naprawdę nic wyjątkowego, jedynie spytali "Do kogo to panna mówi?". Wredni nawet się nie przedstawili, a mówiła jedynie kobieta. Mężczyzna za to z zaciekawieniem się przyglądał. Tak, a już się wydawało, że pójdą dalej i Feste będzie miała spokój. Za to miała jednak okazję usłyszeć komentarz głosu, który dość nieprzychylnie ocenił przybyłych.
-Nie podobają mi się. Proponuję nawet by ich zignorować, lub najlepiej się po prostu oddalić. Proponuję nawet udać się do mnie.
W jego głosie było jednak coś dziwnego, z drugiej strony była możliwość zobaczenia głosu, który był jedynym wierzącym w karła. Z drugiej strony gdyby to była jakaś psychiczna choroba nowego wzoru, to zapewne wytwór wyobraźni wiedziałby o innych wytworach.




Anonymous - 6 Styczeń 2012, 21:27

Wytrzeszczyła oczy pod wpływem kolejnej wizyty widma, zaraz wydąwszy wargi w wyrazie nadąsania. I znowu tutaj był, ten diabelski pomiot o niskim wzroście i usposobieniu rozrabiaki. Fuknęła pod nosem gniewnie, wtem jednak jej złość się rozproszyła, a to za sprawą uprzejmego objaśnienia w wykonaniu głosu. Najprawdopodobniej nie dopuszczała do siebie tak błahego tłumaczenia, ale podobne wskazywało chyba na to, że z jej głową nie było tak źle. Przynajmniej w tej kwestii.
- Zjawko...widek? - jej ton informował o wysokim stopniu powątpiewania. Zerknęła niepewnie na karzełka, trochę rozbawiona przypisaniem mu podobnej nazwy. Owszem, na nic groźnego nie wyglądał, no, może poza tym, że mógł spowodować u niewinnego obserwatora urojenia, tylko ten mały szczególik.
- Co to są zjawkowidki? - spytała, niczym bezrozumne, ciekawskie dziecię. Zaraz po tym postanowiła wyjawić swój prawdziwy cel. - Czy da się zrobić z części ich ciała jakieś trucizny? Albo z ich samej esencji, lub krwi, lub przypalonych gałek ocznych? - następna nieznośna salwa pytań, co? Do tego wypowiedzianych tym irytująco zaabsorbowanym tonem. Gdyby stała twarzą w twarz z cielesną powłoką tajemniczego rozmówcy zapewne pociągnęłaby go nagląco za rękaw, słusznie dodając, że skoro zna gatunek tej istoty humanoidalnej powinien wiedzieć i takie rzeczy, wszak było to oczywistością.
Można by spytać po kiego jej takowe ciekawostki, lecz jeżeli w jej ostoi znajdowały się rzeczywiście przedmioty dziwniejsze, z którymi czasem coś majstrowała, i jeśli naprawdę była jakąś tam marną czarowniczką z urojeniami, aż tak zastanawiające to się już nie wydawało. Mało Feste obchodziło, że zjawkowidek również miał prawo do życia. Jej własna egzystencja opierała się na przekonaniach takich na przykład, jak to, że codziennością jest widok roześmianych dzieci mieszających w kociołku kota z przetrąconym karkiem oraz wykonującego pokrewną czynność kota, więc prócz prawa do życia istniało również prawo do bycia martwym, a tym samym prawo do bycia przetworzonym w pożyteczny eliksir. Może starłszy gałkę na proch i dodawszy do tego trochę innych składników uzyskałaby płyn kładący pokotem dwudziestu ludzi? Jej pani byłaby chyba zadowolona z takiego osiągnięcia, a i sama Feste nie omieszkałaby ciut spsocić.
Fascynacja w jej ślepkach nieco przygasła, zastąpiona gniewymi płomyczkami. Głos zaczynał się chyba plątać.
- Hm? - pierwej mruknęła - Kłamstwo. Pomyślałam o tym dopiero teraz, a nie wtedy, gdy te twoje dumania wyzierały na światło dzienne - oznajmiła, po czym pokiwała głową na potwierdzenie prawdziwości swoich słów. Wbrew sobie jednak pośpieszyła zbadać ją od strony zewnętrznej, co z kolei okazało się zbyteczne, ponieważ coś właśnie raczyło postukać ją w czoło. To było tak... Realne. Jakby naprawdę muśnięta została przez czyjąś dłoń złożoną w pięść. Do tej pory tylko jedna osoba uzyskała jej nieme pozwolenie na czynienie czegoś takiego, i jeszcze na nazywanie jej głuptasem. Ale była martwa. Fleed ponownie sprawdziła, czy nikt się nie czai w jej pobliżu, gotów ponowić te wybryki. Rzeczywiście, podjął się ich uprzejmie nikt, na to przynajmniej wyglądało. A zjawkowidek rozpłynął się w powietrzu. To jego sprawka, czy tak? Ktoś tu sobie z niej jawnie pokpiewa, sądząc, że jest dlań samego nieszkodliwa. Powzięła postanowienie, iż się z nim jeszcze rozprawi.
Przeniosła ciężar ciała na lewą nogę, odgarniając kilka kosmyków z twarzy. Wypuściła powietrze ze świstem.
Ukłon owej dwójki ludzi tym bardziej wytrącał ją z równowagi. Jak oni śmieją, tak diametralnie zmieniać zachowanie, wskutek czego zmuszona była do zaaklimatyzowania się w dobie galanteryjnych skinięć licznych głów i uchylania kapeluszy. Czyżby raptownie jej osoba zyskała poważanie w oczach innych gości? Oj, źle. Przygryzła wargę, nie wiedząc, czy powinna jakkolwiek na to zareagować.
Rady głosu ją zaciekawiły. Nie lubił zwyczajnych ludzi, starczały mu chuderlawe kotki? I jeszcze ten ton. Winien ją chyba zaniepokoić, był bardziej obcy i dziwniejszy od poprzedniego, do którego zdołała się już nieco przyzwyczaić.
- Nie podobają się? Ha. Która cząstka mnie przypadła ci niby do gustu? - wyrzekła, niewiele wierząc w to, że głos zaczał ją prześladować kierując się klasyfikacją gości, polegającą na wydzieleniu tych podobających się, a tych nie. Pragnęła również poznać pochodzenie tej zmiany. Co więcej, na pewno wróżyła ona coś niedobrego, i to bardzo, och, jak rozkosznie niedobrego. Machnęła ręką na jego rzekome propozycje, które jak dla białowłosej miały oddźwięk rozkazu. Złożyła typowo męski, raczej "płytki", miast głęboki i do samych stóp, ukłon w stronę pary, wyjątkowo wymuszony i zimny, ale zawsze. Właściwie to zignorowałaby ich z wielką radością, jednakże chęć zrobienia na przekór towarzyszowi konwersacji była silniejsza. Może nie wpłynie to nań jakoś znacząco, jakby przyjrzeć się temu z jego strony... Wrażenie zetknięcia się z nader ułożoną i dosyć obojętną damą w oczach tamtej kobiety i mężczyzny psuło niestety wykwitnięcie na twarzy drapieżnego uśmiechu.
- "Do mnie"! A gdzie podziewa się owo "u ciebie", jeśli można wiedzieć? - czy głos naprawdę nie rozumiał, że ta panienka żąda konkretów? Nie, zapewne już to pojął, po prostu chciał nadal pozostać owiany słodką tajemnicą. W końcu słodycz zacznie się przeradzać w gorycz, trzeba o tym pamiętać. Ale, ale, musiał wiedzieć też, że ta nieostrożna duszyczka pójdzie za nim choćby jej umysł wykreuje zatęchłą, podejrzaną i zupełnie nieciekawą ruderę jako miejsce jego zamieszkania.
- Takie niepozorne są z reguły najbardziej warte uwagi - nieopatrznie zargumentowała to głośno, a raczej dość cicho, niemal szeptem; chyba wiadomo, co mam na myśli.
A co, jeżeli zmuszą ją do oddalenia się z terenu balu? Tutaj była prawie nietykalna, dzięki rzekomo stróżującym po okolicy osobach...
- I czy znalezienie się tam będzie mnie coś kosztować? - zapytała na wszelki wypadek. Jakiś znaczny uszczerbek na zdrowiu jakoś by przeżyła, ale nie śmierć. No i, kto tak właściwie wie, gdzie zostanie wywleczona, prawda? Byle w jakieś malownicze miejsce, to by ją udobruchało.

Oleander - 6 Styczeń 2012, 23:27

Policzek chłopca dalej wypełniał truskawkowy lizak, który jednak stawał się powoli coraz mniejszy, a z ust sterczał mu plastikowy patyczek. Przyglądał się Vondur, choć nie można powiedzieć, by robił to z zaciekawieniem. Mina Oleandra wyrażała raczej znużenie. Było tu tylu ludzi, a ta jasnowłosa dziewczyna była jedyną osobą, która zwróciła na niego uwagę. Nie znosił bycia ignorowanym, a poniekąd tak właśnie się teraz czuł. Nieważne, że to nie na jego cześć zorganizowano ten bal. I tak wszyscy powinni wokół niego skakać i cieszyć się, że mogą przebywać w jego obecności! Westchnął cichutko widząc, jak dziewczę wraca, już bez papierka, który przed chwilą jej „wręczył”.
Póki co – nie. – odparł, choć bardzo, ale to bardzo niewyraźnie ze względu na lizaka.
Nie przejął się zbytnio tym, czy Vondur go zrozumie. Wtedy uszu Oleandra dobiegło przemówienie królika. Wysłuchał go z umiarkowanym zaciekawieniem, wciąż powtarzając w myślach jak to fajnie byłoby mieć takiego wielkiego, mówiącego króliczka na własność. Nastawienie do puchatego organizatora balu zmienił, gdy ten zaprosił wszystkich do tańca. Twarz chłopca momentalnie wykrzywiła się, jakby jego przekąska w magiczny sposób zmieniła smak ze słodkiej truskawki na kwaśną cytrynę. Na sam dźwięk słowa „taniec” paniczyka po prostu mdliło. Przypominało mu się jak rodzice upierali się, by od najmłodszych lat uczyć go tańca towarzyskiego. Jak zapewne u większości chłopców w tak młodym wieku, występowała u niego wtedy pewna awersja do dziewcząt, a już na pewno względem tych, które widział na oczy po raz pierwszy, a tu źli dorośli każą mu taką trzymać za rękę. Potworność! Tak więc skutecznie udało im się zrazić swojego syna do wszelkiego rodzaju tańców i tym podobnych zabaw. Oleander odwrócił wzrok na Vondur, po czym machinalnie cofnął się o parę kroków w tył. Tak na wszelki wypadek, by nikt nie wziął ich za dobranych w parę do tanów. Jako mężczyzna (choć określenie „chłopczyk” dużej lepiej oddawałoby stan rzeczy), to on powinien poprosić damę do tańca, a tym gestem chciał dać do zrozumienia, że w żadnym razie z obecną tutaj dziewczyną w czarnej sukience tańczyć nie zamierza. Splótł ręce na piersi i przyglądał się ludziom, którzy krzątali się, by tylko znaleźć sobie parę. O dziwo, tym razem Oleander liczył na to, że znów zostanie zignorowany i nikt nie będzie próbował nalegać, by jednak wziął udział w tej wątpliwej przyjemności, jaką był dla niego taniec.

Tyk - 8 Styczeń 2012, 14:46

Bal
Noo ten.. Jeszcze zaczekamy! Bo to dwie osoby ! @@

Feste
O wykorzystaniu zjawkowidków w praktyce można by napisać całą książkę. Problem w tym, że miałaby ona tylko jeden rozdział i była poświęcona samemu zjawisku, nie natomiast istocie. Mimo wszystko, w dość dziwny, żeby nie rzecz komiczny, sposób Feste chciała zrobić coś z jego ciała. Oczywiście na jej pierwsze pytanie odpowiedź nie padła, bo wkrótce w powietrzu zabrzmiało kolejne, na które nim udzielono kilka zdań wyjaśnienia, zareagowano śmiechem. Tak, głos znów, w typowy dla siebie sposób, roześmiał się. Melodią zaprawiona odrobiną szyderstwa i znacznie liczniejszym rozbawieniem pobrzmiewała w uszach koteczka dość długo. Właściwie dopiero po chwili padła odpowiedź, która wyjaśniła, w sposób "pouczyć małe dziecko", że Zjawkowidka nie wykorzysta.
-Zjawkowidek to taki ruchomy obrazek mój koteczku. Taka jakby miniaturowa zjawa! - Ponownie, tym razem krótko, głos zaśmiał się, po czym kontynuował. -Do niczego ci się nie przyda, chociaż może.. Spróbuj złapać. Jak już ci się uda to wybuduje ci dom obok mojego.
Niebawem też sprawa domu stała się niezwykle istotna. Nim to jednak wyszło na jaw, uwagę głosu oraz Feste. Chodziło oczywiście o to czemu głos właśnie do niej się przyczepił, a nie męczył kogoś zupełnie innego. On jednak, ze stoickim spokojem, w sposób jakby mówił o pogodzie stwierdził:
-Ponieważ jesteś zabawna.
Jednak gdy przyszła kolej na długi atak pytań, to głos zamilkł. Jak gdyby już sobie poszedł, lecz on ze spokojem oczekiwał na ich koniec i na swoją część. Być może jego dom był w miejscu niezwykłym i pełnym ciekawych osób. Nie oznacza to jednak, że zaproszenie Feste do niego było koniecznością. Tak więc głos nie nalegał tak jak zwykle to bywa w takich okolicznościach. Mimo wszystko jakaś próba była, choć nie widać w niej wielu starań, a raczej słowa i tylko słowa.
-Droga jest całkiem darmowa, nawet jednego włosa nie płatna. Gdzie? Tutaj, całkiem niedaleko, można by rzecz o krok bądź dwa, ale jeśli się jest czymś większym niż ja. Jest tam jednak klimat niezapomniany, a przy tym towarzystwo wybitne i wiele składników do wszelkich trucizn czy innych zabawek.
Bo kto by źle mówił o własnym domu? Nikt, z drugiej zaś strony wszystko słowa, które wypowiadała Feste budziły zdziwienie wśród dwójki ludzi. Jedno z nich skomentowało to nawet "Jakaś wariatka" chociaż drugie głosem pełnym troski powiedziało:
-Wiesz, że tam nikogo nie ma?
Znów brali ją za wariatkę! Chociaż tym razem nawet nie mówiła o zjawkowidku. Śmiało można stwierdzić, że cokolwiek Feste zrobi i tak ktoś uzna ją za wariatkę. Czemu jednak ograniczać te prawo tylko do jednej zielononickowej.. równie dobrze można rozszerzyć je i z jednostkowej przypadłości zrobić wszech obowiązujące prawo, o którym w szkole będą się uczyć małe dzieci. Brzmi ono mniej więcej tak: Cokolwiek zrobisz, ktoś uzna cię za wariata.


Anonymous - 8 Styczeń 2012, 16:24

Czasem nawet cichy szmer niepasujący do innych potrafił poderwać Miyuko na nogi. Z natury jednak była spokojnym człowiekiem, sprawiającym wręcz wrażenie przygotowanego na wszystko. Tak było i teraz. Gdy nieznajomy zaczepił ją, nim opuściła bal. Okrywała go czerwień, tak ukochana przez dziewczynę. Obróciła się w jego stronę, tak jak gdyby ktoś obrócił ją lekko w tańcu. W międzyczasie na twarz przybrała skromny uśmiech. Na ukłon odpowiedziała tym samym. Imienia tylko nie zdradziła.
Dlaczego owy nieznajomy zaczepił ją i zaprosił do tańca? Widać przecież było, ze nie przybyła tu by się bawić. Dlaczego od razu go nie spławiła? Nie wierzyła w zbiegi okoliczności i czyny wykonywane bez powodu. Powodem mogło być też coś zupełnie innego.
-Jest tyle pięknych dam, gotowych zatańczyć, a pan wybrał mnie? – spytała z wciąż tym samym uśmiechem.
Właściwie to gdyby nie sytuacja, w której tu przybyła mogłaby się zgodzić. Oczywiście, ze by mogła, gdyby nie jeszcze jeden powód.

// brak weny D: //

Anonymous - 9 Styczeń 2012, 20:32

Nie można zapominać o tym, że jakiś wyspecjalizowany w owijaniu w bawełnę pisarz z powodzeniem stworzyłby kilkanaście tomów dzieła poświęconego istocie zjawkowidka. Nietrudno też wykazać się kompletną niewiedzą na ów temat i opisać zjawkowidka jako organizm żywy, a nie odmianę halucynacji. Z pewnością da się wymyślić mnóstwo ciekawostek związanych z tą zjawą, środowisko życia, pokarm i usposobienie, nie? Powtórny śmiech nie dodał jej otuchy, zresztą nic dziwnego. Nie zdołała powstrzymać warknięcia. Wyjaśnienie natomiast przyjęła nadzwyczaj spokojnie. Kiwnęła potakująco główką, mimo że nie wyglądała na ani trochę przekonaną.
Chociaż kolejne słowa rozmówcy miały charakter żartobliwy, wzięła je na poważnie.
- Są sposoby na uchwycenie tego, co niematerialne - rzekła stanowczo, podejrzewając, że głos mocno temu w duszy zaprzeczał. - A domu nie potrzebuję, mam własny - dodała z prostotą, wzruszywszy ramionami. Pobrzmiała w tym niemal duma, właściwa dla podobnych chwalipięt. Ściągnęła rąbki narzuty, chcąc się ocieplić. Całe ciało, wraz ze splecionymi palcami było zlodowaciałe. Z jej ust uleciało trochę pary, świetnie widocznej przy asyście nocnego nieba. Przynajmniej prawie niezauważalnie jej dłonie chronił materiał rękawiczek.
- Zabawna. Zabawna, tak? Ja? - wycelowała palcem we własną pierś z pytającym wyrazem twarzy. Oczywiście trudno jej było powiązać takie określenie jej osoby z dotychczasowym zachowaniem. Wedle feścianych standardów było ono umiarkowanie sensowne, nie śmieszne, czy nawet ciut rozbawiające. Zmarszczyła więc brwi, powstrzymując się od słusznych prób wyperswadowania głosowi, że tamta dwójka mogła okazać się jeszcze bardziej zabawna, może nawet pracowali w cyrku, nie sposób tego wykluczyć; tylko zanotowała w pamięci następny punkt na liście obraz. Mogła policzyć je na palcach jednej ręki, no i ledwie ją zraniły, ale pieczołowicie chowała urazę. Zawsze.
- Byłabym zdolna użyczyć włos - zaczęła z namysłem, łapiąc z namaszczeniem śnieżnobiały kosmyk. Uniosła wzrok na nieboskłon, jak gdyby tam szukając czyjejś twarzy. - O ile nie byłabym zmuszona do bezczelnej kradzieży większości ingrediencji, jakimi napchałeś swoje legowisko - zastrzegła z uśmiechem, który według niej był zdolny przejednać każdego. Wątpiła, żeby dobrowolnie obdarował ją wszystkimi skarbami, które najprawdopodobniej gromadził przez większość żywota. Tak byłoby w przypadku tejże panienki. W sumie mogła też za mało wierzyć w jego dobre intencje - podparła machinalnie podbródek ręką, przyjmując pozę pochodną od słynnego myśliciela. Och, całkowicie nie odpłynęła, nawet namiastki uszu strzygły czujnie, i bez trudu wychwyciłyby ważniejszy szelest.
A więc, podsumujmy. Tajemniczy konwersator, obfitujący w kąśliwą naturę i zasoby złowieszczego śmiechu. Obrazował się nawet ciekawie na tle innych nadnaturalnych zjawisk, ale cóż mógł mieć ciekawego, i to dla kogoś takiego, jak ona, którą napawał bezgraniczną radością widok góry rupieci poznaczonej słabymi śladami magii...? Pewnie pysznił się złotymi pucharkami, pierścieniami, zdobionymi puzderkami i kilkoma flakonikami z trucizną, a takie rzeczy były zwyczajnie nużące.
Jakaś wariatka. Feste poderwała się nagle, w mig zwracając się ku dwójce ludzi. Zasyczała cicho, i gdyby nie jej obecna postać położyłaby po sobie uszy, teraz natomiast momentalnie zjeżyła się. Nie należy drażnić tak porywczej kotki, grozi to trwałymi uszczerbkami na zdrowiu.
Złagodniała z kolei na zasłyszenie troski w głosie odmiennego obserwatora. Było to na poły spowodowane ponowną dezorientacją, szybko jednak zbudziła się w niej ostrożność. Kiedy pojęła w końcu o co szło nieznajomemu, jej twarzyczkę rozjaśnił uśmiech, ze swoistą dozą politowania.
- Oczywiście, że nikogo tam nie ma - stwierdziła niedbale, oplatając pasemko włosów wokół palca. Uśmieszek pogłębił się, chociaż nie dało określić się, czy był kierowany do jej własnych myśli, czy zaniepokojonego człowieka, wzrok bowiem skupiła na kosmyku. - Czyżby pan kogoś zauważył? - spytała po chwili nieobecnym tonem, a następnie smagnęła balowicza zaciekawionym spojrzeniem.
Nie chciała się jednak obecnie nim zajmować, pochłonięta przez decyzję, jaka miała zaraz zapaść w jej wykonaniu. W sumie - argumentowała w myślach - w cudzym domostwie można by się najpewniej ogrzać. Ślepia wpijały się bezlitośnie w skórę barwy błękitnawego mleka. Tak, to była dobra wymówka. Lecz umknęło jej, iż grzeczna dziewczynka raczej poinformowałaby kogoś o swoim odejściu, niż pozwoliła, ażeby potem szukano jej trupa po pobliskich studniach, omijając tę jedyną...
- Dobrze - powiedziała, odrzucając włosy do tyłu. Lepiej, żeby tam cienkie niteczki biokinezy przerwały się, ukazując dziwacznego kota, tutaj kręciło się za dużo ludzi. Głos wspomniał coś o wybitnym towarzystwie, ale mniejsza o to.
- Prowadź, mości głosie - dorzuciła, przejeżdżając obiema dłońmi po włosach. Zerknęła, jak jej się zdawało po raz ostatni, na zaczepiającą ją parę, szukając gdzieś niedoszłego rozmówcy. Miała nadzieję, że nie będzie zmuszona poruszać się na oślep, jednak wzmiankowany raczej nie zamierzał się ujawniać już teraz, choć może... Oczy jej błysnęły na myśl o ekscytacji, jaką wywołałoby osłonięcie ślepi i poprowadzenie nieodgadnioną ścieżką ku swemu miejscu zamieszkania. A w pieczarze ukazałyby się skarby o jakich nigdy nie śniła, godne smoka ludojada i kolekcjonera. Czaszki ludzkie też by jej się mogły przydać, nie tylko jako elementy dekoracyjne.
Wyciągnęła przed siebie rękę, wierząc, że ktoś, czy też coś - wszystko jedno, ujmie ją za nią i pociągnie do wybranego miejsca. Zdecydowanie miała złe doświadczeniach z suchymi instrukcjami lub mapami. Mimo czekających na nią doświadczeń, owocnych, jak się spodziewała, rzuciła tęskne spojrzenie na miejsce, z którego przyszła. Pewnie zabawa trwała tam w najlepsze i wszyscy tańczyli, roześmiani, w wirze kolorów, falbanek i z akompaniamentem stukających o bruk obcasów. Z jej piersi wydobyło się ciche westchnienie, ale pocieszała się, że będzie jeszcze wiele bali, no i wizyta u właściciela głosu tak długo trwać nie będzie. Wciąż targały nią wątpliwości, zamrugała intensywnie oczami, by się ich wyzbyć, jakby to cokolwiek mogło dać. Już wybrała.
Ach, doskonale pamiętała, kto obudził w niej tę fascynację balami. Cholerny Quentin. Któregoś dnia wcisnął jej osłupiałej w ręce śliczną suknię i oznajmił, że zabiera ją na bal maskowy i udała się tam wraz z nim i jego ówczesną dziewczyną.
Na jej obliczu musiała odbijać się melancholia. Feste zmobilizowała się, by ustroić twarz sztucznym uśmiechem, wszak świadomość zetknięcia się z cudzą kolekcją dziwów szczerze ją radowała.
- No? - ponagliła z pretensją, trochę samą siebie.

Anonymous - 9 Styczeń 2012, 21:13

Trochę czasu minęło odkąd Angel znalazł sobie konkretne zajęcie. Raz pojawiał się tu, innym razem tam. Cały czas w pogoni za odpowiedziami na pytania, które już wkrótce traciły swój sens i znaczenie. Dla kogoś kto może żyć wiecznie to się nie liczyło. Dla długowiecznych istot, nigdy nie liczy się cel. Jeśli można osiągnąć wszystko, wtedy liczy się tylko droga, ścieżka jaką pokonamy w czasie dążenia do celu. Tą jednak filozofie można by rozważać z wielu perspektyw, a żadna nie byłaby zadowalająca, tym bardziej że Aniołek nie przybył na pogawędki filozofów.
W chyba odświętnej czarnej marynarce, białej koszuli i czarnych spodniach Angel przemierzał miasto. Wciąż miał przy sobie niezastąpioną laskę, która poratowała go w czasie tak wielu przygód. Również stary pozłocony zegarek kieszonkowy był przy nim. Jego błyszczący łańcuszek, dumnie wisiał pod kieszenią spodni. No i oczywiście kapelusz. Z tymi rekwizytami nasz bohater chyba nigdy się nie rozstawał, nawet na tak uroczystym balu jak ten. Trafiając wreszcie przed bramę zamku, niemal z duszą na ramieniu Aniołek czekał. Czekał, aż w jakichś tajemniczych okolicznościach pojawi się most. Tak naprawdę mógł wtargnąć do środka dzięki swym zdolnością, jednak złotowłosy cały był w nerwach. Dla kogoś kto gromadzi wiedzę, takie przyjęcie odświerzające historię krainy luster było wniebowstąpieniem. Tak więc czekał, zastanawiając się ile to wspaniałych osób spotka po drugiej stronie. Jego oczy błądziły pomiędzy stosami kwiatów, po drugiej stronie przejścia, a monumentalnymi murami zamku. To miejsce wydawało mu się takie nadzwyczajne. Może dlatego w pewnym Aniołek nie wytrzymał. Używając swych mocy nieczystych przefrunął niczego niepewny nad mostem i wylądował po drugiej stronie.
A po drugiej stronie czekała gama pięknych melodii, szał barw i taniec. Taniec kolorów, cieni, stworzeń, wszystkiego tak pięknego, że serce rosło. Zaprawdę można było dostrzec wiele tradycji zachowanych przez stulecia. Aż ciężko ogarnąć w słów kilka myśli Lunatyka, spoglądającego z uśmiechem na plac. Można więc uznać że stał, stał i się gapił, czekając aż coś wyrwie go z hipnozy, w którą wpadł.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group