To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Cukrowe Królestwo - Plac główny.

Cariati - 6 Czerwiec 2013, 18:58

Zanim w miarę niezauważalnie podeszła do chłopaka, miała wrażenie, że w każdej chwili mogłoby ją coś zaatakować, dopóty nie była przy Scruffim. Wówczas zorientowała się, że mieszkańcy Cukrowego Królestwa czują do niego jakiś osobliwy wstręt. Rozejrzała się dookoła i nawet mogła stwierdzić, iż się go boją. W pewnym momencie nawet pomyślała się, że niepotrzebnie do niego podeszła. W końcu mogło to wyglądać, jakby podeszła do niego, bo tylko sama będzie miała z tego korzyści. On, jakimś cudem odstraszał to rzekomo słodkie zagrożenie, a ona swoim dziecięcym wyglądem tylko tworzyła sztuczną aluzję bezbronności. Zaś tak raczej nie było. W końcu była pełnoletnią osobą, nie wątpliwie mogła być jedną ze starszych tutaj osób. Oczywiście, że przyglądała mu się uważnie. Chciała się dowiedzieć, czy naprawdę nie będzie sprawiać mu kłopotu, bo wbrew pozorom mogłaby jakoś mu pomóc, jednak niekoniecznie w ten bitewny sposób, choć bardziej intelektualny. Aczkolwiek ten pomyślunek szybko od niej odszedł, bo sobie uświadomiła, iż jakoś też może pomóc. Jednak gdyby jakimś cudem dobiegła do myśli chłopaka, zapewne już dawno by od niego odeszła, nie mówiąc nic, no oprócz obelg - w końcu Cariati to, no wybuchowa panienka. Jednak coś ją popchnęło (najprawdopodobniej obawa przed stworami) do minimalnego zaufania Scruffiemu. Zaczęła szukać w głowie odpowiednich słów, które miałyby wyjść uprzejmie, nie grubiańsko, bo fakt, faktem odpowiedź siedemnastolatka ją oburzyła.
- Jak na razie, to każdemu z uczestników tej rzeźni nie jest potrzebna, w końcu niewiele osób umarło - powiedziała z niemalże niewykrywalną ironią w głosie. Słuchała go uważnie. Gdy wyraził zgodę na ich współprace lekko przygryzła swoją wargę, musiała jakoś się opanować i pozostać neutralną osobą. Najwidoczniej oboje planowali to samo - panienka de Montefiere przyszła tu sama i niby miała się bawić tutaj sama. Jednak jeśli chodzi o niebezpieczeństwo warto znaleźć sobie jakiegoś kompana.
- Oh, to dobrze, zapewniam Cię, że wyjdzie ci to na lepsze. Przynajmniej szybciej się stąd wydostaniemy. - Zauważywszy uśmiech na jego twarzy również się uśmiechnęła, nawet nie tak bardzo sztucznie jak zazwyczaj. Obserwując atak chłopaka odruchowo obróciła się za siebie, bo dziwne uczucie, które jej towarzyszyło bardziej się narastało. W idealnym momencie odwróciła się, gdy jakaś słodziutka konsumentka powoli się do niej skradała. Dzięki telekinezie poruszyła pobliskie krzesło i całą siłą walnęła w kobietę, teraz było bardziej spokojnie.
- Cóż, z tego co zaobserwowałam brama jest zamknięta, przejście przez mur byłoby bynajmniej idiotyczne, dlatego trzeba jakoś zdobyć klucz. A któż inny może mieć klucz, jak nie sam władca? - Podniosła brwi do góry w pytającym geście. Oczywiście było to logiczne, że istotną rzecz, która umożliwiała ucieczkę pokarmowi miał król.
- Jednak nie jestem w stanie dostrzec tego imbecyla - powiedziała nieco rozwścieczona, po czym dodała - w pojedynkę rzecz jasna nie dałabym rady, dlatego, no poszukałam pomocy. Teraz jedynie nie jestem pewna czy uda nam się działać w dwójkę, choć jakoś odstraszasz te kreatury. - Uśmiechnęła się, na krótki moment, ale szczerze. Patrzyła jeszcze przez chwilę na Scruffiego, a następnie powtórnie się obróciła. Może nie było po niej tego widać, ale jej zaniepokojenie wzrastało.

Anonymous - 7 Czerwiec 2013, 12:20

Słodycze miały przewagę liczebną, jednakże na ogól nie robiły zbyt wiele. Było parę wyjątków, tak jak czekoladowa babeczka, która się widocznie na 42 uwzięła, ponieważ cały czas pluła w jego kierunku- jednak musiała mieć chyba zeza, bo cały czas trafiała w przestrzeń koło mężczyzny, który w końcu znalazł się na samym końcu sali przy ścianie. Babeczka splunęła żrącą czekoladą w jego kierunku, lecz i tym razem chybiła- jednak znacznie mniej niż wcześniej. Breja wylądowała na landrynkowej ścianie, która powoli zaczynała być wyżerana, tworząc dziurę. Babeczka niezadowolona z rezultatu strzeliła jeszcze raz- i tym razem trafiając w te same miejsce, co przyśpieszyło jeszcze proces.
Mimo usilnych prób Kruka słodyczy wokół niego nadal przybywało, ciągle rzucając się na mężczyznę z sztućcami- tym razem zrobionych z twardego lukru, jednakże, gdy uderzały nimi w jego nogę po prostu rozsypywały się na kawałeczki. Zapewne było to irytujące, kiedy banda pączków, ciastek i tym podobnych, niewiele większych od ich ziemskich odpowiedników.
Kejko zauważyła, że w ścianie powoli zaczęła powstawać dziura, którą wyżerała czekolada, którą pluła babeczka(przy okazji nadal bezskutecznie celując w 42).
Jeżeli chodzi o Scruffiego, to słodkości trzymały się od niego na dystans, jedynie czasem plując lukrem w jego stronę, lecz były zbyt daleko by go dosięgnąć. Caritai dzięki temu, że była w pobliżu chłopca, mogła czuć się bezpieczna- od niej także uciekały te stworzonka. Pewnie dlatego, że myślały, że jest partnerką "tego strasznego gościa".
Lucky musiała mieć niezły ubaw z zabijania tych pączków. Mogła poczuć w ustach słodki smak lukru, który wręcz się rozpływał i ściekał po jej podbródku. Pączki nieco przerażone, zaczęły powoli się wycofywać...

Informacje poboczne:

1. Kolejka: 42, Kruk, Kejko, Scruffi, Caritai, Lucky.
2. Czas na odpis: 48 h (od odpisu poprzednika.42 ma 48 h od tego postu, Kruk 48 h od odpisu 42 itd).
3. Stan postaci: Wszyscy cali i zdrowi

42 - 7 Czerwiec 2013, 16:29

-Zabawne. Przysiągłbym, że tej ściany nie było tutaj wcześniej.- Stwierdził przybysz zaglądając w wypalony w landrynkowej powierzchni otwór w przerwie między jednym a drugim chybionym plunięciem wynaturzonej babeczki. Był przekonany, że cukrowy bal pierwotnie odbywał się na rozległym podziemnym placu nie zaś na sali o landrynkowych ścianach. Widać zmysły po raz kolejny od początku zabawy spłatały mu figla, zaburzając odległość i mamiąc orientację przestrzeni.
Odstępując od dziury nieznajomy cofnął się w kierunku cukrowego filara by uderzeniem trzymanego w ręku topora skruszyć jego podstawy. Jednocześnie opierając but na jego powierzchni siłą swojego ciężaru zamierzał skierować obalaną kolumnę tak by spadła prosto na kłębiący się pośrodku motłoch.
Dopiero wtedy spojrzenie jego upiornych oczu spoczęło na plującej żrącym ługiem kreaturze, która nieroztropnie wzięła go sobie na cel. Przez cały ten czas konsekwentnie wymierzała swoje strzały właśnie w niego zupełnie ignorując innych gości i nie czyniąc im żadnej krzywdy. Wobec takiego wyróżnienia byłoby niegrzecznością pozostać obojętnym. Decydując się odpłacić jej pięknym za nadobne, skierował swoje kroki w jej stronę, lawirując w tłumie i spychając z drogi co bardziej opornych czy opieszałych uciekinierów.
Potwory, którymi ich poszczuto były tylko niewydarzonymi ohydami niezdolnymi do walki czy nawet do sprawnego poruszania się. Pozbycie się ich lub przynajmniej przerzedzenie ich szeregów było wyłącznie przykrą koniecznością mającą poprzedzić właściwe działanie. Więcej miało to wspólnego z dorzynaniem konających kalek niźli z prawdziwą walką.
Znajdując się dostatecznie blisko rzygacza wbił pięść w ciastowatą masę jego zdeformowanej twarzy a następnie, idąc za impetem ciosu, przysunął się bardziej wymiotując na nią strumieniem czarnej krwi. Ciemna i połyskliwa masa była zmienna i żywa jak rtęć, płynąc wdzierała się do gardła i oczu potwora by po chwili twardnieć jak stal stygnąca w formie.

Anonymous - 7 Czerwiec 2013, 16:59

W trakcie poszukiwań miejsca idealnego do ucieczki rzuciły mi się w oczy niektóre walki toczone na placu. To było w sumie dosyć dziwne a zarazem zabawne. Liczyłem, że to będzie bardziej rzeź jednokierunkowa, co się okazało? Goście których tak bardzo chcieli zjeść, robią im totalny chaos. Nie żebym przeoczył zarzynanych przez słodkawe potwory biedaków, ale oni po prostu nie potrafią ani trochę się bronić, więc cóż za kiepska roztropność? Żeby nawet nie zabrać kogoś kto na walce się zna jeśli sami skorzy do samoobrony nie są? Ale ci którzy już znają się na walce nie zamierzają spowalniać zabawy.
Co mamy? Wcześniej spotkaną kotkę podobną do towarzyszki która szczyci się mianem Dachowca. To co robi może jest godne podziwu... Ale podziwiam bardziej jej brak rozsądku. Podnieca się rozwalaniem jakiś głupich słodyczy? Nie, te małe gówienka które na nas wysłał najpewniej mają za zadanie tylko powybijać tych, którzy nie znają się na obronie własnej. Zostanie więc tylko grupka takich jak my, posiadający trochę zimniejszą krew i umiejętności do ubycia się z przeciwnikiem. Na takich najpewniej czekają przeciwnicy wyższego kalibru niż plująca czekoladą babeczka. Tak przynajmniej nakazuje mi rozsądek.
Teraz mamy osobę która jak widać posiada... Aurę? W mniej lub bardziej wyrafinowany sposób pozbywa się istot z swojego otoczenia wraz swoją partnerką. Przynajmniej zgaduje z ich dogadywania, że przybyli na to miejsce razem. Ta para wydaje się najbardziej rozsądną z osób do których można byłoby dołączyć. Ale nie wiadomo czego można po nich oczekiwać, istoty posiadające swoją unikalną umiejętność... Potrafią mieć swój unikalny charakter, niezbyt mogący sprzyjać nawiązywaniu więzi współpracy. Ostatecznie może nie być innego wyboru.
Teraz pytanie dlaczego by nie dołączyć do obłąkańca? Wydaje się doskonale taktować zasady przeżycia i walki. Jest tylko jeden problem, zachowuje się mało przyjaźnie. Podcinanie każdego kto jest po drodze? Owszem, ja bym nie pomagał również innym, zwłaszcza że ci już z góry są straceni i nic się na to nie poradzi. Potrzebne są osoby mogące wspierać swoimi umiejętnościami, ale odcinanie im kończyn? Nie, mało to moralne pomimo wszystkiego. Choć pytanie kto lepszy jeśli ta dwójka będzie mniej osiągalna? Racjonalny psychopata? Czy dającej wrażenie nieco moralnej... Psychopatyczki?

Do rozwikłania została pewna sprawa, wypalona dziura przez dziwną babeczkę. Swój wniosek podać muszę Kejko, innego wyboru nie mam.
- Mamy przejście, ale niestety nie podważam autentyczności. Oglądając w chwili przerwy tą walkę odniosłem wrażenie, jakby ta dziura została wypalona specjalnie. To wyglądało już zwłaszcza za drugim razem, zbyt umyślnie. Ale wybór podlega już ostateczności do twoich decyzji. Jako iż jesteś w moim towarzystwie, nie mogę podlegać egoistycznym pobudką jakim zwykle się kieruje. Wtedy miotając wszystkimi na boki uciekłbym bez względu na ofiary postronne, nieco zbliżone do zachowania tamtejszego psychopaty o mocach... Mi niezrozumiałych, ale najpewniej zachowałbym się bardziej moralnie.
Tym razem w trakcie wypowiedzi skupiłem się na większym miotaniem istot przy moich nogach, zaczęły być naprawdę drażniące. Ale wiedziałem jedno, Kejko mi w tym pomaga więc nadal mogę skupić się na boku obserwowaniu działań innych.
- Jeśli chcesz dołączyć do jakiejś grupy, mogę zaproponować dwie opcje. Pod względem siły, istota władająca flegmą przypominającą krew, lub nią właśnie będącą. Pod względem działania racjonalnego, do karciarza z towarzyszącą panienką.
Miała wiele do wyboru, pytanie tylko która opcja będzie jej najbardziej odpowiadająca?
- Twój wybór, Panienko. Będę wspierał w wyborze na ile ma osoba pozwoli.

Kejko - 9 Czerwiec 2013, 13:27

Pączki kłębiące się pod ich nogami robiły się coraz bardziej natarczywe to też nieco bardziej trzeba było skupić się na pozbyciu się ich. Odkopywane daleko lub deptane , tak kończyły pączki w ich otoczeniu. W przerwach między pozbywaniem się pączków , błękitnooka dostrzegła kilka ciekawych rzeczy. Choćby to iż miała okazję zaobserwować jak jej przypuszczenia odnośnie żrącej czekolady wchodzą w życie, cóż niestety nie do końca tak jak sobie to planowała bo w końcu jej chodziło o drzwi a nie ścianę. To było aż dziwne… , czy ten czekoladowy stwór miał naprawdę aż taki problem z celnością ? Czy może są to jedynie pozory mające zatuszować prawdziwe cele działania. Przejście pojawiło się jak na życzenie i to było w tym niepokojące. Podczas śledzenia poczynań czekoladowej babeczki Dachowiec przyjrzał się również tajemniczej postaci ,którą to babeczka upatrzyła sobie na ofiarę. Ten osobnik był… , Kejko ciężko było dobrać odpowiednie słowa do opisania go. Wiedziała jednak iż było w nim coś upiornego. Wydawał się silny , nie było widać by dręczyło go poczucie strachu. A może właśnie był nim ogarnięty i to dlatego atakował nie zważając na to czy jego działania odbiją się również na niewinnych istotach. Wolała by tłumaczyć sobie jego zachowanie właśnie w ten sposób, jednak przeczuwała że strach wcale nie był usprawiedliwieniem dla jego zachowania. Kiedy wyglądało na to ,iż upiorny nieznajomy właśnie uporał się z czekoladową babeczką , Kejko odwróciła wzrok, i wtedy błękitne spojrzenie napotkało na latające krzesło. O dziwo nie wyglądało wcale na to by mebel został rzucony w normalny sposób. Czyżby umiejętność , którejś z przebywających tu istot ? W poszukiwaniu potencjalnego właściciela owej umiejętności , kotka natrafiła na dość specyficzną parkę. Wyglądali razem naprawdę ciekawie, czemu ? Chyba dlatego ,że częściowo stanowili swoje zaprzeczenie. Chłopak wyglądał na buntownika, o ekscentrycznym wyglądzie zaś dziewczyna , wyglądała na bardzo młodą i przypominała nieco porcelanową laleczkę. Kotka przerwała swą obserwację dopiero kiedy jej towarzysz zechciał podzielić się z nią ciekawym spostrzeżeniem.
-To prawda.. sprawa z tym przejściem jest nieco podejrzana, bo pojawiło się ono jakby na życzenie. Choć z drugiej strony ten plujący czekoladą potworek nie sprawiał wrażenia zbyt rozumnego… jednak należy się pilnować mimo to.
Kiedy Kruk wspominał o istotach z którymi mogli by połączyć siły , wzrok kotki ponownie odszukał owe osoby w tłumie. Zdecydowanie bardziej przypadła jej do gustu druga propozycja , parka wyglądała na bardziej zrównoważoną i chyba łatwiej będzie się z nimi porozumieć. Pytanie tylko czy tamci rzeczywiście zechcą połączyć siły ? Chociaż w okolicznościach w jakich się znaleźli czy to nie najrozsądniejsze posunięcie ?
-Wydaje mi się ,że tamta parka będzie bardziej skłonna do ewentualnej współpracy więc może od nich zacznijmy. Tamten rzeczywiście sprawia wrażenie silnego , jednak wygląda na to że doskonale radzi sobie w pojedynkę i nie mam pewności czy byłby skłonny do podjęcia działania w grupie.
Kiedy już paczki zostały wdeptane w podłogę mogli teraz ruszyć w stronę parki, z którą mieli nadzieję podjąć współpracę. Pytanie tylko czy nie zostaną odtrąceni, jednak warto zaryzykować, bo mogło to przynieść spore korzyści. Gdy między nimi a ich ewentualnymi sprzymierzeńcami została odległość kilku metrów Kejko odezwała się by przedstawić swą propozycję nieznajomej parce.
-Wybaczcie mi to najście… Wygląda na to że i wy macie już dość tej imprezy. Chciała bym dowiedzieć się czy jesteście skłonni rozważyć pomysł połączenia sił przez naszą czwórkę ? Co prawda w chwili obecnej mamy do czynienia z raczej mało wymagającymi przeciwnikami , jednak nie wiadomo co czeka nas później. Uważam ,że jeśli będziemy współpracować mamy większe szanse na szybsze wydostanie się stąd. Więc co wy na to ?
Kończąc wypowiedź uśmiechnęła się przyjaźnie, teraz pozostawało czekać na odpowiedź. Kejko stała przy Cieniu, zerkając na niego co jakiś czas, pozostawił jej wybór z kim mieli przystać , ciekawe czy dokonała właściwego.

Anonymous - 10 Czerwiec 2013, 14:15

Był nieco wkurzony tym, że te stworki są strasznie natarczywe. Musiał cały czas odwracać wzrok, kończyć wypowiedź, żeby tylko dobić słodkiego stworka. Było to trochę męczące, ale zaraz po tym regenerował swe siły. Scruffie nie jest taki na jakiego wygląda, można mu zaufać w stu procentach, jest rozsądny, więc na pewno nie posunie się do takich czynów, aby coś stało się jego towarzyszowi, bądź samemu sobie.
- Lepiej zachować tą samą sytuację, nie chcę patrzeć jak ktoś będzie umierał. Chociaż przy tych śmiesznych stworkach to chyba niemożliwe. - kolejny raz walnął kartą kolejną istotę, która ku niemu dreptała. Ona również bardzo dobrze radziła sobie ze stworkami, ulżyło mu, bo zapewne nie będzie musiał się zbyt dużo wysilać.
- Też go nie dostrzegam, pewnie siedzi teraz w jednej z komnat na samym końcu tego zamku z eskortą straży. No ale, będziemy musieli sobie jakoś poradzić. - uśmiechnął się do niej, po czym zauważył dziewczynę biegnącą w jej stronę, nie była ono cukierkopodobna więc zachował spokój i wysłuchał jej do końca. Popatrzył na nią spode łba, po krótkiej chwili jednak szeroko się uśmiechnął i powiedział.
- Jasne, moja wspólniczka... - spojrzał na Cariati -...chyba nie będzie miała nic przeciwko. - uśmiechnął się do niej i puścił oczko, popatrzył w niebo, potem znów na grupkę ludzi i wydusił z siebie.
- Pora zacząć zabawę...

Cariati - 12 Czerwiec 2013, 19:17

Faktycznie, te ludobójcze stwory nie były takie silne na jakie się wydawały. Ba! One nawet nie wyglądały na mocarne, po prostu same w sobie były z cukru. Oczywiście, można to odebrać dwuznacznie.
Powędrowała wzrokiem za kartą Scruffiego, a jak trafiła w mieszkańca tego szalonego królestwa przeszły ją ciarki. Poniekąd przeraziło ją to dlatego, że wyobraziła sobie, jak ten skrawek papieru musiał się wbijać w ciało kreatury, a przecież zwykłe przecięcie kartką już boli. Zmarszczyła czoło, gdy Scruffie powiedział, że nie dostrzega władcy. Cariati byłą od niego znacznie niższa, więc nie pomyślała, iż króla nie ma na placu głównym. Kierowała się myślą, że gdzieś stoi w centrum harmideru i wszystkiemu się przygląda, mając przy tym wielki ubaw, zaś ona mała osóbka nie mogła go dostrzec przez wielką liczbę osób, które były zdecydowanie większe.. oraz silniejsze. Pokiwała głową potakująco, po czym popatrzyła w górę. W końcu mógł również przyglądać się temu chaosowi z bezpiecznej odległości, na jakimś balkonie, lub tak jak powiedział jej towarzysz - w jakiejś komnacie.
- Oczywiście, że sobie poradzimy. - Widać było jak bardzo jest pewna siebie. Odgarnęła kosmyk swoich długich, czarnych włosów i zarzuciła za plecy. Jak tylko wzrok Joela skierował się w inną stronę od razu pomyślała, iż to jakiś następny wróg. Jednak się pomyliła. Gdy tylko usłyszała łagodny, kobiecy głos momentalnie obróciła się na pięcie, by sprawdzić jak potencjalna rozmówczyni wygląda. Niewielkie zaniepokojenie znikło. W końcu wszystkie ludożerce stworzenia spostrzegły, że nie powinny się zbliżać do tej dwójki. Cariati czerpała z tego satysfakcję. Słuchając jej propozycji zdążyła się przyjrzeć ciemnowłosej. Pierwszą istotną rzeczą (albo raczej dwie istotne rzeczy), jaka rzuciła się w czerwone oczy Obsydianowej Twórczyni były kocie uszy. Dzięki nim z łatwością mogła odgadnąć, iż jest Dachowcem. Drugą sprawą był wzrost, nie tylko dziewczyny, ale również i jej towarzysza. Co prawda, nie był większy od Scruffiego, lecz zdecydowanie spory. Miała ochotę im odmówić, tylko z tej racji, iż czuła, że będzie traktowana jak dziecko. Małe, głupie oraz bezbronne. Wzięła głęboki wdech, po czym uświadomiła sobie, jak nazywa się chłopak, do którego się dołączyła. On również nie wiedział, jakie Cariati nosi miano. Wzruszyła ramionami na ten mini problem, bo i po co się tym przejmować? Wątpiła, że kiedykolwiek indziej się zobaczą.
Nie miała zbytnio wiele do mówienia, wolała się dostosować, bo w sumie nie miała innego wyboru. Większa grupa zdecydowanie była lepsza, kto wie co ich czeka w dalszej wyprawie. Lekko podniosła kąciki swoich ust, gdy spostrzegła, że Scruffie puścił do niej oczko.
- Yhym, wyjdźmy z tego kiepskiego horroru. - Powiedziała zniesmaczona, po czym zrobiwszy krok do tyłu zerknęła na ich małą grupkę.
- Tylko gdzie mamy się udać? - spytała się. Generalnie, to pytanie było skierowane do niej samej, często tak miała, że niepotrzebnie mówiła swoje myśli na głos. Jednak tym razem nie było to złe, nawet przydatne. Pogładziła kryształ w swojej ręce i z cierpliwością czekała nie tylko na pomysły towarzyszy, ale również na własne.

Anonymous - 15 Czerwiec 2013, 18:53

Dziewczyna widząc jak pączki się od niej odsuwają wykorzystała sytuację by zacząć się przepychać w kierunku sceny. Zabijała każdego, kto mógł stanąć jej na drodze. Nie rozglądała się, nie było to jej potrzebne. Sama sobie potrafiła poradzić i nie potrzebowała też nikogo przy sobie. Szła zdecydowanym krokiem prosto przed siebie. Przestała się już bawić, znudziła się i miała zamiar stać się poważna. Zresztą kogo by nie znudziła pseudo walka z słabym przeciwnikiem. Ba, owe słodkości nie były dla dziewczyny nawet przeszkodą. Od deser przed głównym daniem, którym był król wraz z jego żołnierzami.
Po chwili ręce dziewczyny zmieniły kształt, słychać było trzask kości. Skóra obrosła białą sierścią z paskami, a dłonie zamieniły się w kocie łapy w dużymi, czarnymi szponami. Także oczy kotki zmieniły się. Wyglądały jak oczy dzikiego zwierzęcia rządnego krwi z pionowymi, niemal niewidocznymi źrenicami.
-Raz dwa trzy, uciekaj co sił,
Goń wiatr i szukaj wyjścia,
Ja poczekam, się pobawię,
Uciekaj co sił uciekaj i żyj...
Raz,
Dwa,
Trzy.
Zabawa się kończy,
Dogonię cię i zakończę,
Twoją parodię zwaną życiem.

Śpiewała sobie nieznaną melodię. Sama nie wiedziała czym ona jest. Możliwe, że kiedyś ją usłyszała i ta zapadła jej w pamięć. Jednak w jej umyśle walczyły dwie istoty, człowiek i dzikie zwierze. Walczyły o władzę nad ciałem, nie chcąc dojść do kompromisu.
Dziewczynę, od sceny dzieliło parę kroków. Zdawało jej się, że przejdzie tę odległość w parę sekund. Jednak naprawdę nie wiedziała ile jej to zajmie, szła spokojnie zabijając wszystkich po drodze. Nie byli dla niej ważni więcej niż zwykli ludzie. Tych zresztą też zabijała bez zawahania i paroma ruchami, jeśli nie jednym. Szła poplamiona słodką cieczą wypływającą z ścierw istot tej krainy. Była jak wojownik prący do przodu, nawet jeśli krew jego przeciwnika nie pozwalała mu dojrzeć dalej.

Anonymous - 18 Czerwiec 2013, 18:25

42 jak zwykle pewny siebie gnał na przód, a pączek latający za nim zrobił się dla niego tak uciążliwy, że postanowił go zaatakować. Jednakże chłopaczyna miał pecha... gdy ten uderzył w pączka, ten rozwalił się w jednym momencie(42 nie zdążył nawet splunąć na niego swoja krwią) i cała żrąca czekolada wylądowała na ciele mężczyzny. Najwięcej było na ręce, która uderzyła w wyrób cukierniczy. Brązowa masa zaczęła reagować ze skórą i ją po prostu w świecie wypalać, ale to nie wszystko. Zostawiała dziwny, biały osad, który sprawiał, że szybsza regeneracja mężczyzny nie działała. Jeżeli chodzi o resztę ciała, to czekolada nie wyrządziła większych szkód, gdyż wcześniej przeżarła się przez ubranie i nie zdążyła już dojść do skóry, jedynie w niektórych miejscach na udach 42 mógł zauważyć o wiele łagodniejsze rany niże ta na ręku.
Jak postąpi nasza kochana grupka? To zależy od nich, czy się zjednoczą, czy też będą pracować w pojedynkę. Jedno zwróciło uwagę ich wszystkich- sala zaczęła powoli pustoszeć, zostawały największe i najprawdopodobniej najbardziej niebezpieczne słodycze...
Kruk był uważny, co sprawiło, że jego uwagę przykuła babeczka, czająca się od tyłu do Kejko. Jej usta były pełne, mógł to wywnioskować z wydymanych policzków, jakby coś się w nich znajdowało. Musiała być naprawdę odważna, bo podeszła nieco bliżej do Scruffiego, gdzie reszta słodyczy trzymała się nadal od niego z daleka.
Lucky szła do przodu zapominając, że nie można być odwróconym tyłem do wroga. Dziewczyna pożałowała bardzo tego, gdy na jej plecach wylądowała gęsta masa, która sprawiła, że dziewczyna zaczęła czuć bardzo bolesne parzenie. Jakiś pączek zaczaił się do niej od tyłu, kiedy ta z uporem maniaka szła coraz dalej, i po prostu splunęła na nią czekoladową breją. Kotka mogła poczuć przenikający ją ból, który niemalże był nie do zniesienia. Do tego dochodził jeszcze ból spowodowany zmianą formy.

Informacje ogólne:
1. 42, jeżeli atakujesz pisz w formie NIEDOKONANEJ, jak to jest w regulaminie.
2. Kolejka: 42, Kruk, Kejko, Scruffi, Caritai, Lucky.
3. Czas na odpis: 48 h (od odpisu poprzednika.42 ma 48 h od tego postu, Kruk 48 h od odpisu 42 itd).
4. Stan postaci:
4.1 42- dość duży kawałek mięcha na wierzchu ręki, która atakowała pączka, a na nim osad, który spowalnia regeneracje, jakiekolwiek czynności sprawiają duży ból. Znacznie mniej poważne rany na nogach, nie przeszkadzające w niczym, można normalnie chodzić.
4.2 Lucky- Poparzone plecy, ból przeszkadza w chodzeniu, wykonywaniu ruchów.
4.3 Reszta cała i zdrowa.

42 - 20 Czerwiec 2013, 16:28

/Pozwalam sobie czasem wybiegać w formę DOKONANĄ licząc się z faktem, że prowadzący może każdy mój zamiar udaremnić lub inaczej opisać jego skutki. Zabieg czysto stylistyczny, w żadnym wypadku przejaw nieświadomości czy zadufania. /

Trafiony żrącą czekoladą w ramię nieznajomy nie krzyknął ani nie zaklął. Bez słowa, wypuszczając topór z drugiej, nieokaleczonej ręki padł na jedno kolano z wyszczerzonymi kłami i szeroko rozwartymi oczami patrząc jak jego na wpół syntetyczna skóra zwija się i kurczy z sykiem i smrodem palonego plastiku. Krótka konwulsja wstrząsnęła jego ciałem w chwili gdy ognista ciecz sięgnęła po odsłonięte mięśnie i ścięgna trawiąc je żywym ogniem paraliżującego bólu. Nie odwracając wzroku poddał się cierpieniu patrząc jak mięso i tkanka ścina się i zwęgla się tuż przed jego twarzą. Rzężenie w płucach i drgawki towarzyszące mu przez ten czas przerodziły się w ochrypły rechot i spazm śmiechu w chwili gdy kwasowa substancja skrystalizowała się na jego oparzeniach w formie osadu.

Podnosząc się z przyklęku i chwytając za topór, odrąbał sobie okaleczone ramię nieco poniżej linii barku.

Przez krótką chwilę przyglądał się jak amputowana kończyna szamocze się na ziemi zupełnie jak ryba wyrzucona na brzeg. Jak trącona czubkiem buta podskakuje gwałtownie w miejscu po czym wpijając się palcami w cukrowy bruk odpełza daleko, poza zasięg jego wzroku.
Nieznajomy parsknął i westchnął jednocześnie.
Przestępując zalegające na placu ciała i ignorując żywych ruszył w kierunku w którym wcześniej oddalił się książę wraz z orszakiem a trzymany w jego jedynej ocalałej ręce topór kołysał się złowrogo przy każdym kroku jak zapowiedź nieuchronnego.

Anonymous - 20 Czerwiec 2013, 17:49

Działo się więc dalej, a ja zacząłem brać co raz bardziej bierną role w wszelkich działaniach. Gdy grupa większa, rozrastało się jakby coś, co kotka nazwałaby lenistwem. Ale czy to do końca tak we mnie funkcjonuje? Uważnie też rozpatrywałem reakcje mojej towarzyszki, musiałem zachować trzeźwy umysł co czyni się do tego, że będę robił jak najmniej póki nie będzie potrzeby mojej konkretnej ingerencji. Powiedziała to co ona uznawała, wiem jedno że jest jednak bardzo twarda. Miałem już okazje widzieć jak istoty drugie widząc jak inne cierpią i są rozharatane przechodzą kryzys psychiczny. Ale jednak bez stresowania się życiem innych wzięła pod uwagę nasze przetrwanie, doceniam to.
- Współpraca? Masz po prostu krótkie spojrzenie na to, w jakiej formie byśmy skorzystali z pomocy istoty silniejszej to już inna kwestia. On nie musi z nami współpracować, on nie musi nam pomagać, po prostu można skorzystać z tego co potrafi. Ale wybrałaś, chodźmy więc.
W tym momencie, choć ona prędko pojawiła się przy nich, ja znalazłem się po jakimś czasie. Spokojne kroki i rozważne rozglądanie się po otoczeniu to dla mnie najbardziej rozsądne podejście. Czyli chce po prostu na nich polegać? To ma na myśli po przez współprace? To najbardziej trudna część do podjęcia, współpraca zwykle ciężko wychodzi, ale jest szansa jego bytu.

Byłem za plecami Kejko i przywitałem ich skinięciem, dość uprzejmym by w żaden sposób ich nie urazić. Skoro ona próbuje dojść z nimi do porozumienia i współpracy, nie chce jej w tym utrudniać. Z jednej strony jest istota którą inni by uznali mianem niepozornej, ale będąc mało społecznym bytem, mogę tylko stwierdzić że równie dobrze mogłaby wszystko puścić z dymem. Wszak każdy może ukrywać w sobie nawet jakąś rasę, a wychodzi na to... Że znam ledwie... 4? Nie o wszystkim mi Dachowiec powiedział, a już jestem świadom dziwności nieprzebytego. Oczywiście miałem przez cały czas na myśli małą osóbkę. Karciarz z góry może być przez większość mało roztropnych uznawany za groźnego. Ale przyznam że wygląda całkiem ciekawie, czyżbym budził zainteresowanie czyimś stylem? Możliwe. Teraz jednak zmarszczyłem brwi bo stało się coś nieoczekiwanego. Nie mogę wyciągnąć broni i się zamachnąć ponieważ dwójka naszych nowych towarzyszy mogą to odebrać za atak w ich stronę, a za nim zauważą że to jednak było inną kwestią... Coś mnie może już zaboleć. Jaką więc obrałem taktykę na dziwną czającą się istotę?
- Karciarzu, plecy.
Miałem tylko nadzieje, że ta informacja w takiej sytuacji będzie dla niego bardziej, niż tylko jasna. Nie będę tutaj od decyzji, więc zobaczmy co czas ustali wśród ich możliwych wyborów. Chyba więcej osób do tej drużyny nie potrzebujemy, hmm?

Kejko - 21 Czerwiec 2013, 20:30

Kiedy już nowi potencjalni towarzysze wyrazili wstępną zgodę na podjęcie współpracy błękitnooka uśmiechnęła się delikatnie. Współpraca wydawała się w obecnej chwili najbardziej rozsądnym posunięciem. Łączył ich w końcu wspólny cel, chcieli wydostać się z tego upiornego balu. Tyle ofiar padło już łupem, cukrowych kreatur. Zapach krwi połączony z cukrową słodyczą przyprawił o mdłości, coraz bardziej… .Spojrzenie Dachowca kontrolnie powędrowało w stronę Cienia, po czym skupiło się na czarnowłosej panience. Zdecydowanie odstawała od grupy jeśli brać pod uwagę wzrost. Jednak postura nie sprawiała wcale iż w oczach błękitnookiej, dziewczyna została uznana za słabszą . Tego rodzaju wizerunek mógł się okazać w końcu całkiem zwodniczy, mógł dawać jej element zaskoczenia .Co do karciarza , jak widać nie brakowało mu zarówno energii jak i pewności siebie. Zapewne nie zabraknie teraz okazji by mógł spożytkować swój zapał do walki.
-Mam nadzieję ,że działając wspólnie uda nam się szybko wybrnąć z tego cukrowego bagna… Moje imię to Kejko.
Nie przedstawiła Kruka, w końcu była to jego decyzja, ona jednak uznała iż wypadało się przedstawić. Co więcej tak będzie wygodniej, czyż nie ? Czerwonooka panienka poruszyła istotną kwestię, nad którą Kejko wraz z Krukiem już się zastanawiali.
-Drzwi są zabezpieczone, jednak jest pewne przejście w ścianie… tyle ,że okoliczności w jakich powstało owe przejście są dość podejrzane. Dlatego skorzystanie z niego , może być ryzykowne.
Dziewczyna na chwilę pogrążyła się w swych rozmyślaniach, koci ogon ujął się w tym czasie delikatnie na boki. Kiedy usłyszała krótki komunikat swego towarzysza jej spojrzenie powędrowało w owym kierunku, wypatrując ewentualnego zagrożenia.

Anonymous - 22 Czerwiec 2013, 14:57

Cariati była bardzo pewna siebie, lecz nie wiedziała gdzie się udać, Scruffie miał tak samo, nie znał tego świata i nigdy nie był w tym miejscu, oprócz dzisiejszego dnia. Liczył na jakąś interakcję z innymi istotami a dostał katastrofę, jednak teraz też integruje się z innymi, szczerze mówiąc. Musiał dokładnie przyjrzeć się dwóm nowym osobom w grupie, która przed chwilą się utworzyła. Mężczyzna był wysoki, jednak nie większy od Scruffiego, chyba o jakieś dziesięć centymetrów. Dziewczyna była już znacznie mniejsza, obaj wyglądali na rozsądnie myślące istoty, więc chyba będzie mógł im wstępnie zaufać. Gdy usłyszał wypowiedź kruka, uśmiechnął się i popatrzył za siebie, babeczka, która podeszła na dość bliską odległość do Scruffiego, na pewno musi coś tam mieć.
- Sądzę, że w ustach ma tą samą maź, która wypaliła dziurę w ścianie, bądźcie czujni. - przywołał po trzy karty do jednej ręki i zaczął ciąć babeczkę raz z prawej, a raz z drugiej strony, aż do tego momentu, żeby nie mogła w ogóle się poruszyć, żeby po prostu zdechła. Dopiero po swoim ataku mógł coś powiedzieć.
- Jestem Scruffie. - wypadałoby się przedstawić, jako pierwsza zrobiła to Kejko, w jej ślady poszedł Opętany.

Cariati - 24 Czerwiec 2013, 19:31

Rozegraj to dobrze. Pomyślała, po czym ostrożnie zerknęła na Kejko, a następnie na czarnowłosego. Co prawda, nie znała ich dłużej niżeli samego Scruffiego, aczkolwiek, czuła pewny niepokój. Nie była pewna, czy to przez panującą atmosferę na balu, czy przez nowych członków grupy. W końcu im więcej tym raźniej oraz większe szanse na przetrwanie. Na dodatek już dawno spostrzegła, że tylko nieliczni byli bez żadnych obrażeń (tych drastycznych i mniej znaczących), a ich skromna grupka zaliczała się do tych osób. Gdy pewien pomysł wpadł do główki Marionetkarki, pewna sytuacja, wiążąca się z białowłosą kotką, rozproszyła Cariati. Do jej uszu dochodziła piosenka kobiety, lecz i tak nie mogła rozszyfrować jej słów, w końcu wokoło panował harmider. Widząc, że coś czai się za plecami Dachowca miała ochotę zacząć krzyczeć, by jak najszybciej stamtąd uciekała, jednak zdała sobie sprawę, że mogłaby tylko przysporzyć kłopotów grupie. Zamiast pomocy odwróciła się na pięcie w stronę Opętańca, po czym powoli wciągnęła powietrze, które niby miało ją ostudzić. Jednak odór jaki panował na Placu Głównym sprawił, że zachwiała się na nogach - pomimo faktu, że Ophelia lubi krew, zrobiło jej się niedobrze, bo zapach słodyczy z tą substancją nie był wybitny.
Nim się zorientowała pomysł z jej głowy znowu uciekł w swoje krainy.
Kilka razy powtórzyła w myślach imię jej nowej towarzyszki, jak i chłopaka. W końcu wcześniej się sobie nie przedstawili. Popatrzyła na niego nieco zdziwiona, bo bądź co bądź, sądziła, że "Scruffie" nie pasuje do jego wizerunku. A może to tylko przezwisko? Nie była pewna. Zaś imię kotki spodobało się dziewczynce. W przeciwieństwie do chłopaka, uważała, iż idealnie pasuje do nosicielki. Wypadało się przedstawić, ale się wahała.
- Cariati. - Powiedziała po chwili pewnym głosem. Mimowolnie odgarnęła swoje atramentowe włosy z wielką dezynwolturą, jednak nie spojrzała na swoich towarzyszy. Spojrzała na babeczkę, w którą trafił Scruff. Podniosła lekko brwi, po czym znowu wpadł jej pewien pomysł do głowy, jednak ryzykowny.
- W sumie, jeśli tamta dziura została zrobiona celowo, to czemu nie moglibyśmy zrobić własną, lecz w innym miejscu? Oczywiście, trzeba by było sprowokować takiego stwora - wskazała na babeczkę - i skierować na przykład na wyjście, ale to naprawdę ryzykowne, biorąc pod uwagę to jak skrzywdziła tą kotkę. - Skinięciem głowy pokazała towarzyszom białowłosą, ranną kobietę. Jak na razie nie miała innych pomysłów, może inni coś wymyślą?

Anonymous - 26 Czerwiec 2013, 08:07

Dziewczyna poczuła ból na plecach, przeszywający ból palonej skóry. Jednak dzięki jej słuchowi i kocim zmysłom słyszała jak pączek wypluwa z siebie maź. Zdążyła się uchylić jednak nie na tyle i czekolada trafiła ją w bark i rękę. Jednak było już za późno, poddała się swojemu kociemu umysłowi, przynajmniej na tą chwilę nie przejmowała się jakimikolwiek ranami. Czuła wściekłość i żądzą krwi, jedyne uczucia, które znała jej kocia strona. Kły w ustach dziewczyny powiększyły się, szpony w dłoniach wydłużyły i zaostrzyły. Cała sylwetka pochyliła się lekko do przodu. W jej kocich oczach była istna furia, każdy kto by ją zobaczył mógłby od razu uciekać napotkawszy to spojrzenie.
Dziewczyna zawarczała głośno i doskoczyła do pączka. Dzięki przemianie była jeszcze szybsza i wbiła w niego pazury. Zaraz po tym ataku odskoczyła dalej poruszając się zygzakiem, dla trudniejszego złapania. Stała się bestią i myślała przez tą chwilę jak bestia.
Z wyciągniętymi pazurami raniła mocno wszystkie osoby, koło których przebiegła. Gdyby nie przemiana, pewnie teraz za bardzo odczuwała by skutki ataku. Zresztą teraz świadomość wszystkich ran dojdzie do niej, dopiero gdy stanie się człowiekiem.
Tymczasem zabijała na oślep słodkie potwory tworząc z sali jeden, wielki obraz masakry. Poruszała się szybko i nasłuchiwała otoczenie, by zasłonić się przed atakiem na jej osobę.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group