To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Obrzeża Miasta - Zniszczona fabryka

Anonymous - 30 Styczeń 2012, 11:22

Reila szybko załapała, że traktowanie Vito z góry nie było jednak tak dobrym pomysłem na zemstę za jego spojrzenia i złośliwości. Szeroko otworzyła oczy i postawiła uszy na sztorc, widząc zamieszanie powstałe przez to jedno rzucone przez nią zdanie. Ach, młodzi ludzie byli tacy narwani! Jednak to Bezimiennej wcale nie przeszkadzało, póki ktoś stawał w jej obronie - nawet teraz znalazła swego obrońcę. Dziewczyna zrobiła szybki rekonesans myślowy, by przypomnieć sobie, czy drzwi były za nią zamykane na klucz. Nie przypominała sobie szczęku zamka, więc stwierdziła, że to dobry moment na ucieczkę. Ależ oczywiście, że razem ze skarbami! Nim rzuciła się do wyjścia, złapała leżącą na stole mapę i już w biegu złożyła ją kilka razy, by mieć pewność, że nie podrze się w drodze. W końcu co jej po jakiejś marnej cząstce skarbu, jeśli mogła mieć wszystko? No, sama wszystkiego na pewno by nie udźwignęła i tym bardziej nie przemyciłaby za pierwszym razem, ale wystarczyłaby jej sama wiedza, gdzie to wszystko jest ukryte. Poza tym odkąd pomyślała w tym miejscu o swoim panu, zaczęło jej nagle zależeć na zdobyciu czegoś cennego dla Artemisa. Ostatecznie nie odwdzięczyła mu się jeszcze za to, jak ją potraktował w centrum. Z tą właśnie jakże szlachetną myślą służenia swemu nowemu przyjacielowi w tempie ekspresowym rzuciła się ku drzwiom, w nadziei, że ustąpią bez przeszkód. Potem już tylko schody, wybiec z budynku, a na otwartej przestrzeni nie mieli szans jej złapać.
Loki - 30 Styczeń 2012, 16:05

Vito uspokoił się dość szybko, gdy ojciec podniósł się by go powstrzymać. Reila zdążyła jednak chwycić mapę i ruszyć do drzwi.
-Żesz ty mała!-warknął Don Salieri i wraz z synem popędzili za nią. Dziewczyna była jednak znacznie szybsza i choć padło w jej stronę kilka strzałów to żaden nie był celny. Udało jej się wymknąć... Wiedziała też, że mapa ilustruje podmiejski labirynt więc... To chyba jedyne logiczne miejsce, do którego mogłaby się udać, prawda?
[zt Reila -> Podmiejski Labirynt, Stacja Metra]

Anonymous - 18 Marzec 2012, 20:24

Z domu Juna zawędrowała tu. Nie wiedziała dlaczego, najwyraźniej jej instynkt stwierdził, że tu jej będzie dobrze. I być może miał rację - opuszczona fabryka była świetnym miejscem dla kogoś, kto nie przepadał za towarzystwem innych osób. A ona właśnie do tego typu istot przecież należała! Tak więc znalazła się w idealnym dla siebie miejscu.
Nie przeraził ją wygląd tego miejsca, ani myszy przemykające z kąta w kąt. Nawet na widok jednej z nich się uśmiechnęła - w końcu lubiła się zmieniać w to zwierzątko. Było takie małe, sprytne. I co najważniejsze: ludzi się go bali, przez co zostawiali je w spokoju. Właśnie tego chciała Maisie - spokoju. Być może pragnęła też, żeby ktoś ją zabił, choć tutaj pewności nie miała. Po prostu najbardziej identyfikowała się z szarą myszką, niewidoczną w kolorowym królestwie zwierząt. Właśnie takie było jej miejsce w tym świecie - posługaczki. Albo nie, inaczej. Osoby niewidocznej i nieistniejącej dla otoczenia. Niestety, przeszkodził jej w tym Jun. Ale to już inna historia.
Siadła sobie na taśmie produkcyjnej i zaczęła się bawić swoim skziełkiem znalezionej w starym kościele.

Anonymous - 23 Marzec 2012, 15:54

Nie, nie, nie i jeszcze raz: NIE! Luis wcale nie chciał tu być!
Rozpoczynała się już jego druga doba w świecie ludzi, było mu zimno (przedwiośnie, taak?), w niezbyt świeżym ubranku czuł się niezbyt komfortowo i jeszcze na dodatek na wieczornym niebie zbierały się małe obłoczki, które w pustynnym umyśle Marionetkarza były zwiastunami całonocnej burzy z rzęsistym deszczem. I na dodatek zabłąkał się do jakiejś parszywej dzielnicy, gdzie instynkt samozachowawczy kazał mu co chwilę oglądać się za siebie. Żyć nie umierać!
Tak, tak, teraz pewnie powinno paść pytanie: to czemu u diabła ten złotowłosy facecik nie wróci do swego zacisza w Krainie Luster? A no nie mógł, bo się zgubił, zawędrował za daleko od Karminowych Wrót i jeszcze nie zwracał szczególnej uwagi na przebytą drogę, wolał zajmować się urokami otoczenie. Pamiętał kilka sympatycznych drobiazgów, które przykuły jego uwagę, ale zdenerwowany nie mógł owych punktów ułożyć w drogę powrotną.
Wreszcie nie wytrzymał napięcia, które sam w swojej głowie stworzył i czmychnął za drzwi budynku, który wydawał się opuszczony od bardzo dawna, zdał sobie bowiem sprawę, że gdy tylko posiedzi chwilę w ciszy i spokoju, jego umysł natychmiast się rozjaśni. A to, że budowla była bardzo obskurna wyjątkowo mu nie przeszkadzała, w końcu sam nie był w zbyt dobrym stanie.
Już rozglądał się za jakimiś potencjalnymi źródłami światła typu lampy naftowe, gdy dostrzegł w pomieszczeniu kogoś jeszcze i wtedy jego serce zatrzepotało w zdrowy, pełen nadziei sposób. Trafił swój na swego - nawet w słabym, pomarańczowym świetle wpadającym przez resztki szyb Asalluhi rozpoznał Marionetkę.
- Dobry wieczór pani - skłonił się w jej kierunku, odczuwając nagłą potrzebę podejścia do niej i zbadania jej mechanizmu. Z czystego, zawodowego zboczenia - poza tym dawno w Marionetkach nie grzebał i zastanawiał się, czy jego dłonie dalej są tak zręczne jak kiedyś.

Anonymous - 24 Marzec 2012, 17:25

Była tak zapatrzona w swoje szkiełko i kolory, jakie wytwarzało, że nie zauważyła, że ktoś wszedł do fabryki. To był błąd, który zdarzało jej się popełniać bardzo często, a praktycznie zawsze wtedy, gdy budziło się jej wewnętrzne dziecko, czyli tak z pięćdziesiąt razy dziennie. Jakby nie było zatrzymała się na etapie psychicznego rozwoju dziesięciolatki, chociaż jej wygląd wskazywał na trochę więcej. Czasem nawet zastanawiała się, po co ojciec przerobił ją na dziewczynę co najmniej cztery lata starszą z aparycji. Jednak każde nawet najmniejsze wspomnienie o ojcu sprawiało, że miała ochotę rzucić wszystko i płakać, przez co stawała się praktycznie bezbronna, dlatego też zaprzestała tych praktyk.
Wracając jednak do sytuacji bieżącej, Maisie przeraziła się, gdy nagle usłyszała głos jakiegoś mężczyzny. Odruchowo odepchnęła od taśmy fabrycznej, przez co upadła na ziemię. Szybko wstała i drugim skokiem oddaliła się na bezpieczną odległość, gdzie rzuciła mężczyźnie wrogie spojrzenie, w którym można było zobaczyć też przerażenie.


// Jakby coś, to ja dam radę pisać dłużej, jak się rozkręcę. : )

Anonymous - 25 Marzec 2012, 16:58

// Spoczko :)

Luisowa nadzieja na załapanie się na osobę, która zna drogę do domu złamała się z suchym trzaskiem, a sam główny zainteresowany strzelił pełnego rozpaczy double facepalma. Umrze tutaj. Na pewno. Już nie ma ucieczki. A było tyle książek do przeczytania, tyle małych dziewczynek do wyprowadzenia z równowagi. I nie będzie miał już kota.
Imbecylu, opanuj się, rzekł głos rozsądku.
Już, potulnie odparł mały Asalluhi siedzący w głowie dużego Asalluhiego.
Marionetkarz rozejrzał się wokół oczami przytomniejszymi niż te, które posiadał podczas otwierania drzwi. Sytuacja, w której się znalazł nie była aż tak tragiczna (phii, było mu tylko zimno i ciężko by mu było znaleźć drogę do domu, ale to chyba dla dorosłego ludźka nie problem, hm?), miał nawet dach nad głową, co z tego, że prawdopodobnie przeciekał, oraz towarzystwo istoty z jego świata...
No właśnie, problemem było to, że istota owa się go najzwyczajniej w świecie bała - w końcu gdy tylko się odezwał zerwała się z miejsca, a teraz świdrowała go wzrokiem zaszczutego zwierzątka (co, wstyd się przyznać, troszkę marionetkarza rozczuliło). No cóż, Marionetkarz chciał do domu, ale z drugiej strony dziewczątko go zaciekawiło. Fachowym wzrokiem ocenił, że ma do czynienia z najprostszą wersją, na dodatek ktoś chyba stracił wiarę przy wykończeniu, bo wyglądała strasznie.
Z czystej ciekawości powziął koncepcję dowiedzenia się o niej czegokolwiek, poza tym, jak już zostało powiedziane, obudził się w nim twórczy głód.
Odszedł kawałek od drzwi celem znalezienia sobie jakiegoś siedzenia. Padło na stojącą pod ścianą beczkę, w której kiedyś przechowywano jakieś śmierdzące, chemiczne paskudztwo, a która miał całkiem czyste wieko. Zajął więc miejsce na tym prowizorycznym krześle i oparł brodę na dłoniach, nie spuszczając z oczu dziewczynki, czekając, aż ona coś zrobi. Mogłaby się, przykładowo, przywitać, jak na kulturalne stworzenie przystało, a jak on to zrobił. Albo zacząć krzyczeć. Albo coś. Zanim Marionetkarzowi przyjdzie do głowy pomysł tak głupi, jak podejście do niej i złapanie siłą... Ups.

Anonymous - 9 Kwiecień 2012, 18:56

Można powiedzieć, że żadne z nich nie było do końca zadowolone z tej sytuacji. On chciał do domu i miał nadzieję, że ona pomoże mu tam wrócić. Niestety, trafił pod zły adres, bowiem Maisie nie miała na to ani trochę ochoty. Przybyła do tego miejsca pewna, że nikt nie będzie jej towarzyszył, że spędzi czas sama. Nie wiedziała, co będzie robić, zapewne znowu wspominałaby dawne czasy. Lecz nie, dlaczego niby los miałby być dla niej łaskawy, skoro znów może zrobić jej na złość?! Uch, to naprawdę ją denerwowało.
Uważnie obserwowała każdy ruch mężczyzny. Nie wiedziała kim jest, nie wyglądał jakoś nadzwyczajnie, ale przecież właśnie tacy byli najgorsi. Po takich osobach można się było spodziewać dosłownie wszystkiego. A ona nie była przygotowana praktycznie na nic. Zaskoczeniem dla niej było samo znalezienie się w jednym pomieszczeniu z inną osobą. Teraz nie wiedziała, co robić. Chociaż gdy mężczyzna odsunął się od drzwi, nasunęła jej się jedna myśl: Uciekać! Zerknęła w tamtą stronę, po czym zrobiła ukradkiem mały kroczek. Chciała powoli się stąd oddalić, ale jednocześnie głupio jej było tak po prostu zacząć biec. Nie wiedziała, czemu.
A może jednak wiedziała... Gdy tylko spojrzała pierwszy raz na jego osobę, od razu na myśl przyszedł jej Ojciec. Było to spowodowane tym, że mężczyzna wyglądał dokładnie tak, jak On, a przynajmniej tak go Maisie zapamiętała. Przez to nie mogła tak po prostu uciec, szczególnie, że w jej sercu narodziła się nieśmiała iskierka nadziei, że być może to właśnie On przyszedł po nią. Cóż, Maisie była mała i naiwna, nie można było zaprzeczyć. Ta myśl jednak tak ją zdenerwowała, że szybko wyciągnęła zapalniczkę i wycelowała w mężczyznę, jednocześnie pstrykając palcami. Efektem tego były palące się końcówki jego włosów. A ona tylko się uśmiechała, czekając, aż zacznie panikować.

Anonymous - 12 Kwiecień 2012, 18:38

Lampki w głowie Marionetkarza zazwyczaj jarzyły się na różne kolory, więc w chwili, gdy Marionetka podeszła do jego osoby, gdy zapaliła się ta mała, czerwona, ledwo zauważył. Nie pomyślał nawet, że to paskudztwo może chcieć mu coś zrobić (wszak było swojskie, prawda?). A potem, gdy dziewczę wyciągnęło zapalniczkę, było za późno. Bo o ile Lui potrafił ochronić się przed tym, co niewidoczne, wobec świata namacalnego zdarzało mu się być bezbronnym.
Nie zaczął wrzeszczeć (jego samego to zdziwiło, panika była jego specjalnością), tylko, jak gdyby nigdy nic, wężowym ruchem zdusił płomień tak szybko, jak tylko mógł. Czym? Rękami, moi drodzy. Adrenalina położyła na chwilę swoją zgrabną łapkę na stronie "off" przełącznika "odczuwanie bólu". A gdy jej się znudziło, w pomieszczeniu unosił się zapach dymu i węgla, wydobywający się spod poparzonych dłoni.
Prychnął jak kocur, któremu ktoś nadepnął na ogon.
- Fundujesz mi fryzjera, kruszyno. Ty, albo twój pan - zabuczał, po czym uśmiechnął się w duchu. Jego "koleżanka" okazała się w pewnym stopniu niepoczytalna, a on martwił się swoimi kudełkami, które i tak wymagały podcięcia, a dziewczę sztuczne po prostu przyspieszyło kontakt z nożyczkami, ot.
Zerknął na swoje dłonie, spróbował zewrzeć je w pięści. Zabolały, będzie musiał na nie uważać, aby nie zostały mu jakieś brzydkie blizny.
- Nie umiesz mówić? - zapytał po chwili, zerkając na lalkę, bo uderzył go nagle fakt, że Marionetka nie wydała żadnego dźwięku. Pewnie lalka zignoruje pytanie, jak wszystko, co powiedział. Jednocześnie pomyślał o jej twórcy jak o jakimś partaczu. Dlaczego? No głupie pytanie, stało przed nim niezadbane, niemówiące, niesocjalizowane stworzenie. Szlag, aż mu się jej żal zrobiło, mimo bolących łapek i włosów, które pewnie wyglądały jak jakiś eksperyment z barwieniem końcówek. Jak dobrze, że nie było tu lustra.

Anonymous - 24 Kwiecień 2012, 13:13

No tak, Maisie nie wyglądała na jakąś okropnie niebezpieczną. Była zbyt zaniedbana, żeby ktoś myślał o tym, że może być groźna. Bo w sumie nie była. Tylko czasem, gdy ktoś ją czymś naprawdę zdenerwował. A z tym bywało różnie. Czasami trzeba było się naprawdę wysilić, a innym razem po prostu być z nią w jednym pomieszczeniu i zawinić drobnostką, która nie była tak do końca winą tej osoby, co można zaobserwować na przykładzie obecnej sytuacji. Marionetkarz miał po prostu najzwyczajniejszego w świecie pecha, ot co.
Jego reakcja zdziwiła Maisie. Co tu dużo mówić - spodziewała się, że zacznie wrzeszczeć, może niekoniecznie panikować, ale po prostu krzyczeć i rzucać w jej stronę przekleństwami. Prawdopodobnie nawet sprawiłoby jej to przyjemność, bo oznaczałoby to, że sprawiła mu ból, a przecież taki właśnie był jej cel. Tymczasem co? Nie było żadnego wrzasku, żadnego wyklinania, jedynie poparzona skóra. Nie na to liczyła Marionetka, dlatego nikogo nie powinno zdziwić, że czuła się, jak dziecko, któremu ktoś zabrał zabawkę w środku zabawy. Zrobiła naburmuszoną minę i skrzyżowała ręce.
Na wzmiankę o jej 'panie' roześmiała się. Był to odrobinę histeryczny śmiech, no ale czego oczekiwać od opuszczonej małej dziewczynki? Hm, na dobrą sprawę w ogóle nie powinna się śmiać, na to wskazywałoby jej wcześniejsze zachowanie. Ale cóż, ona normalna nie była, więc nie można było przewidywać jej zachowania według powszechnych standardów.
Na kolejne pytanie, przestała się śmiać i popatrzyła na nowopoznanego ze zdziwieniem w oczach. Niby dlaczego miałaby nie umieć mówić? Przecież to, że się nie odzywała, jeszcze tego nie znaczyło. Pomyślała, że chyba nigdy nie zrozumie reszty świata. Chciała nawet to zignorować, ale stwierdziła, że wychowanie nakazuje jej odpowiedzieć.
-Umiem. Tylko nie było po co.-Powiedziała tak cichutko, że gdyby nie to, że poruszała ustami, można było tego nie zauważyć. No chyba, że ktoś miał wyczulony słuch.

Anonymous - 28 Kwiecień 2012, 18:29

// Umknął mi Twój odpis...

- Co się cieszysz? - Luis zadarł lekko w górę podbródek (ach, gdyby tylko Maisie była większa, miałaby idealną okazję, by przydzwonić mu prawym prostym w tchawicę...) i udał, że pociąga nosem. Boże, to straszne, to małe... stworzenie się z niego śmieje! To straszne! Marionetkarz umrze. Jak nic zejdzie z zażenowania i wstydu. Hahaha. Haha. Ha.
Luis do tej pory uważał się za nietowarzyskiego buca, ale spotkanie z tą Marionetką (o właśnie, wolałby przestać myśleć o niej tak bezosobowo, trza się zapytać o chociażby pierwszy kawałek godności...) przewróciło owo mniemanie do góry nogami. On przynajmniej potrafił się odezwać chociażby po to, aby podokuczać. A toto tylko siedziało cicho, patrzyło spode łba... Asalluhi przez chwilę poczuł, że jego samoocena lekko się podbudowuje, by znowu polecieć na łeb na szyję. Marionetka nie jest istotą, na którą można patrzeć z góry, powstała z pracy czyichś rąk, ktoś dał jej duszę, uczucia i osobowość. I jeśli Luis miał się teraz z kogoś nabijać, to ewentualnie z osobnika, który doprowadził to nieboskie stworzenie do takiego stanu. Ale tej osoby nie znał. A szkoda.
- Jak to po co, chociażby po to, by się przywitać. Albo przedstawić - Marionetkarzowi mignęła w pamięci nauka, że to przedstawiciel płci niepięknej (chociaż Luis prawie obiektywnie twierdził, że takie określanie mężczyzn po prostu go krzywdzi) powinien pierwszy wyjawiać dane osobowe. - Asalluhi Sin, niemiło mi - pomny na pazurki, które pokazała i jeszcze mogła pokazać Marionetka, ostrożnie wyciągnął w jej stronę dłoń. Lekko poparzoną, ale to drobiazg. Skalę bólu można było porównać do mocniejszego zacięcia się przy goleniu, albo chlaśnięcia nożem. To drugie zdarzało się częściej, wszak gotował sam, a w garnkowe klocki za dobry nigdy nie był.

Anonymous - 4 Maj 2012, 13:10

Pytanie Marionetkę zdziwiło, co poskutkowało tym, że przestała się śmiać. Nie wiedziała, co było dziwnego w tym, że śmieje się z takiej kwestii jak 'posiadanie pana'. Ona nigdy nie miała nikogo takiego i nie posiadała perspektyw, że kiedyś się to zmieni, dlatego ją to śmieszyło. Wydawało jej się to proste i nienormalnym dla niej było, że kogoś to może nie bawić. Tymczasem zachowanie faceta wyraźnie pokazywało, że najzwyczajniej w świecie się z niej wyśmiewa. Odczytała też piękną pogardę wobec niej. Jaki mógł być tego skutek? Otóż Maisie zrobiła się smutna. Schyliła główkę i znów ucichła. Być może na dobre.
Ona nie traktowała siebie jako nietowarzyską. Najzwyczajniej w świecie bała się ludzi i wolała samotność, co jeszcze w jej mniemaniu nie czyniło z niej osoby nietowarzyskiej. Przecież kiedy się odzywała, była uprzejma. No, czasem zdarzało jej się, że robiła komuś krzywdę... No, może częściej, niż czasem. Ale to nie czyniło z niej osoby nietowarzyskiej, co za ludzie wymyślają takie bzdury!
Mimo wszystko jej plany, żeby się nie odzywać legły w gruzach. Jednocześnie w sercu pojawiła się iskierka radości. Chęć rozmowy z nią sprawiało, że w jej oczach Marionetkarz potrzebował jej osoby, choćby na sekundkę. Już samo to wystarczało, żeby miała odrobinę lepszy humor. Najwyraźniej niewiele jej do szczęścia było potrzebne. Wysłuchała wszystkiego, co miał jej do powiedzenia i kiwnęła głową, na znak, że przyjęła.
-Skąd miałam wiedzieć, że chcesz ze mną rozmawiać? Gdyby okazało się, że nie, powitanie i przedstawienie się poszłoby na marne. Co więcej, mogłoby doprowadzić do mojej zguby. Maisie.-Powiedziała, po czym chwyciła dłoń Asalluhiego. Delikatnie musnęła poparzoną skórę swoim ostrym palcem, poc czym skrzywiła się. Powoli dmuchnęła, mając nadzieję, że przyniesie tym odrobinę ulgi. Zaraz jednak zorientowała się, co robi i puściła, gwałtownie odskakując do tyłu. Musiała zachować bezpieczną odległość. Tym razem jednak w jej oczach nie było żadnego gniewu, ani przerażenia. Jedynie odrobina niepewności. Po chwili odwróciła wzrok. Nie mogła zbyt długo patrzeć na osobę, która tak bardzo przypominała jej Ojca. To było zbyt bolesne.

Anonymous - 5 Maj 2012, 15:27

Banie się ludzi było z kolei niepojęte dla Asalluhiego - bo czego tu się bać? Niczego, przecież przed każdym można się obronić, z każdego można zrobić idiotę, upokorzyć, sprowadzić do poziomu dna, zmieszać z błotem i cała sztuczka polega na tym, by samemu się nie dać. Proste jak drut. Albo można sobie zawsze znaleźć ochroniarza, takiego, co własną piersią zasłoni przed światem... Tylko tu pewnie i Marionetkarz i Marionetka mieli podobne zdanie: metoda była ryzykowna, bo pojawiał się w niej czynnik ludzki, który nawala zawsze wtedy, kiedy może nawalić.
- A temu, że jakbym nie chciał, to bym cię nie zaczepiał - uśmiechnął się już całkowicie szczerze, jakby poczuł w tym drobnym geście ciepło. Nie, Marionetce nie wymknęła się ognista kula ani nie wydzielała własnego ciepła, iskierka, która przeskoczyła z dłoni do serca Luisa była czysto duchowa. I chociaż dmuchnięcie nie przyniosło trwałej ulgi, Marionetkarz zauważył, że Maisie wydaje mu się ładniejsza. No popatrzmy, jak nastawienie psychiczne wpływa na postrzeganie innych. I nawet to, że zaraz zwiększyła dystans pomiędzy nimi, jakby bała się złotowłosego, na to nie wpłynęło.
- A co ma przedstawianie się do twojej zguby? - zapytał, lekko marszcząc brwi.

Anonymous - 7 Maj 2012, 16:16

Dla niektórych mieszanie ludzi z błotem i upakarzanie ich było chlebem powszednim. Trzeba było mieć do tego silny i twardy charakter. Być może Asalluhiemu tego nie brakowało, ale Maisie z pewnością tego nie miała. Była raczej typem istoty obrażanej, upokarzanej i mieszanej z błotem. Tak, do tego nadawała się dużo bardziej. Gdyby ktoś ją o to spytał, sama by to przyznała. Taka już jej natura.
-Nie wszyscy mają dobre intencje.-Powiedziała, jednocześnie dziwiąc się i analizując uśmiech Marionetkarza. Wyglądał na szczery, ale nie mogła uwierzyć, że takie małe-nic-nieznaczące-coś mogło być obdarzone szczerym uśmiechem. Zaraz jednak przypomniała sobie, że szczery uśmiech, to nie przyjazny uśmiech. Mimo wszystko każdy uśmiech skierowany w jej stronę nie mógł być prawdziwy. Po prostu było to niemożliwe, koniec kropka.
-Otóż bardzo dużo. Zanim się przedstawiłam, byłam dla ciebie nic nie wartą różową brzydką marionetką, to wszystko. Ale teraz, gdy znasz już moje imię, możesz mnie opisać i nazwać. Dodatkowo gdybyś był płatnym zabójcą i znał moje imię, teraz miałbyś pewność, że to mnie masz zlikwidować. I jeszcze to, że w każdej chwili możesz zdradzić kim jestem, a po imieniu łatwiej istotę odszukać, niż po samym wyglądzie. Imię ma wielką moc i od niego też zależy nasze życie.-Wyjaśniła, cały czas patrząc na Marionetkarza. W gardle pojawiła się gula. Zdecydowała, że musi uzyskać pewność.
-Nie jesteś moim Ojcem, prawda?-Spytała, podchodząc bliżej i patrząc mu w oczy. Zżerała ją ciekawość i niepewność. Nie była pewna, czy chce znać odpowiedź. Cóż, nawet jeśli nie, było już za późno. Teraz mogła tylko oczekiwać odpowiedzi z bijącym drewnianym sercem.

Anonymous - 7 Maj 2012, 20:55

- O byciu ofiarą mordercy mówi mi osoba, która przed chwilą mnie podpaliła - złapał się za głowę Asalluhi i z miejsca został zmuszony przez układ nerwowy do lekkiego wykrzywienia warg, gest był bowiem dość energiczny i poparzona skóra została podrażniona. Do pieczenia już się przyzwyczaił, zresztą był skupiony na swojej nowej znajomej. No. Także tego. Znowu skoncentrował się na patrzeniu jej w oczy, dwukolorowe (lekko niepokojące - ale należy zauważyć, że Marionetkarz nie był lepszy, jego tęczówki lśniły ciemną czerwienią), starając się przy okazji jej nie przejrzeć - wszak był Niespełnionym Marzycielem. A Maisie, może nieświadomie, może z pełną premedytacją przy użycie diabli wiedzą jakich umiejętności rozczulała go. Sprawiała wrażenie stworzenia, któremu trzeba opieki i ciepła. Ale z tym nie do Luiego niestety.
- A coś zmalowałaś, że się tak mordercy boisz? - uniósł brewki, ciekawość wzięła nad nim górę. - Jeśli mogę zapytać, oczywiście.
Na ostatnie pytanie tylko pokręcił głową.
- Mówiąc "Ojciec" masz na myśli twojego twórcę? - tego bubka, który najwidoczniej porzucił to biedne stworzenie w kącie i zajął się czymś innym, który miał udział w kształtowaniu jej psychiki, w tym, jak wyglądała (niedokończona, niedokończona, zaczęło tłuc mu się po głowie) i ogólnie w jej całokształcie. Czy trzeba dodawać, że na słowo "twórca" zniżył ton? Lui był twórcą, kiepskim, bo nie zdołał uchronić kiedyś swego dzieła, ale przynajmniej kończył to, co zaczynał.

Anonymous - 8 Maj 2012, 16:25

Maisie pochyliła główkę na słowa Marionetkarza. To nie było miłe z jego strony tak wypominać jej to, co zrobiła. Nie twierdziła, że tego żałuje, co jednak nie znaczyło, że cały czas chciała o tym słuchać. Wręcz przeciwnie - miło byłoby, gdyby wszyscy o tym zapomnieli. Niestety, na to najwyraźniej mała Maisie będzie musiała poczekać.
-To za karę. Nieładnie tak wypominać.-Powiedziała, widząc grymas bólu na twarzy Asalluhiego. Mimowolnie na jej usta wpłynął lekki uśmieszek. Ale to przecież nie jej wina, że lubiła patrzeć, jak inni cierpią, prawda? Nie była winna temu, że ból drugiej istoty sprawiał jej radość. Takie życie. I hobby.
Jej nie przerażał kolor jego oczu. Być może dlatego, że w nie nie patrzyła. Unikała spojrzenia prosto w oczy jak ognia, choć w jej przypadku należałoby powiedzieć 'jak wody'. Najzwyczajniej w świecie się tego bała. Przez oczy można było dowiedzieć się wiele o istocie. Wyrażały wszystkie emocje, wrażenia, odczucia. Taka osoba jak ona nie mogła sobie na to pozwolić. Bała się, że ktoś wykorzysta jej lęk. Przerażała ją nawet myśl, że ktoś ten lęk dojrzy. Wszystkie emocje wolała zachować w sobie, a w oczy patrzyła tylko wtedy, gdy musiała. Czyli bardzo rzadko.
Nie, Maisie na pewno nie rozczulała go świadomie. Gdyby ktoś powiedział jej, że tak myśli, zrobiłaby wielkie oczy i obraziłaby się na tą osobę, że tak bezczelnie ją wrabia. Nigdy nie wierzyła nikomu, kto mówił jej coś miłego. Najzwyczajniej w świecie uważała, że takie coś jest niemożliwe. Cóż, z jej samooceną było co najmniej źle, jeśli nie gorzej. I nic nie wskazywało na to, że ma się poprawić.
-Samo to, że istnieję, wystarczy, żeby chcieć mnie zabić.-Powiedziała splatając ręce. Ale czy nie była to prawda? Przecież mogła podpaść komuś właśnie dlatego, że została stworzona. Przypadkiem mogła się komuś nawiniąć, nawet o tym nie wiedząc. Ten świat był naprawdę niebezpieczny.
-Tak.-Powiedziała cichutko, po czym spojrzała na Asalluhiego wyczekująco. W końcu nadal nie odpowiedział na jej pytanie. Postanowiła, że będzie tu stać, dopóki się nie dowie. Musiała znać odpowiedź, teraz już tak.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group