To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Morze Łez - Plaża

Anonymous - 19 Maj 2011, 13:22

Jej wylegiwanie się na plaży przerwała pewna zabawna dziewczyna, wyglądająca niczym średniowieczny trefniś. Dzwonienie dzwoneczków na jej czapce dobiegało do jej uszu już od jakiegoś czasu, jednak pomna dziwactw w Lustrolandii nie zwracała na to najmniejszej uwagi aż do teraz. Otworzyła oczy w sam czas, aby ujrzeć jak owy tajemniczy przybysz przesuwa palcem po jej twarzy. Szybko przyłożyła dłoń w rękawiczce do lewego oka w obawie, że odsłoniło się podczas jej wylegiwania się na piasku. Wysunęła się nieco w górę i usiadła, próbując zachować twarz przy niezwykłej nieznajomej. Oparła się rękami o piasek, a gdyby ktoś akurat spojrzał mógłby dostrzec, jak jej łokcie wyginają się mocno w drugą stronę. Było to spowodowane naturalnymi przeprostami i Rose nie zwracała już na to nawet uwagi.
-Hm, siedzę, oddycham, patrze na Ciebie. A Ty? - odpowiedziała nieznajomej. Popatrzyła na jej zgrabne ciało i uśmiechnęła się pod nosem, po czym poprawiła kapelusz niczym angielski dżentelmen. Słońce wciąż świeciło, więc nie zapowiadało się że coś zepsuje ten dzień.

Anonymous - 19 Maj 2011, 13:48

Najpierw zdziwiła się, dlaczego Rose zależało no tym, by jej jedno oko zostało zasłonięte, ale potem zignorowała owy fakt. Nadal bacznie lustrowała wzrokiem każdy ruch Kapelusznika, jednakże nie było to obserwowanie przesycone nieufnością, a raczej fascynacją. Kątem oka zauważyła ciekawe łokcie Rose, jednakże uznała to za niezbyt godne uwagi. Obserwowała różowe wargi dziewczyny, jak miarowo muskają o siebie podczas jej wypowiedzi. Właściwie tak bardzo skupiła się na jej ustach, że nawet nie zrozumiała, co ta do niej mówi. Choć, szczerze mówiąc, niewiele ją to interesowało. Właściwie nauczyła się pytać o takie oczywiste rzeczy jedynie z grzeczności. Stary nawyk, nabyty jeszcze kiedy mieszkała ze swoją wielkopańską rodziną. Tak roztargniony umysł jak ten od Harley zdarza się naprawdę rzadko.
Dopiero po chwili zaczęła przyswajać bodźce zewnętrzne, takie jak szum morza bądź denerwujący wiatr. No cóż, cienki kostium nie utrzymywał jej temperatury ciała w optymalnym poziomie, co, gdyby nie zasłonięte materiałem praktycznie całe ciało, mogłoby znaleźć odzwierciedlenie w gęsiej skórce.
Zmrużyła duże oczy pod wpływem światła słońca, po czym znów wbiła spojrzenie w twarz rudowłosej.
Znów do niej podeszła, po czym nachyliła się nad nią. Kiedy już do zrobiła, dosyć bezczelnie przejechała ostro zakończonym, wąskim językiem po policzku dziewczyny.
- Smakujesz jak... - Zaczęła, pogrążając się w zamyśleniu. Tyle rzeczowników w głowie, a mimo to nie mogła znaleźć odpowiedniego.
Poprawiła nerwowym ruchem czarną maskę okalającą jej oczy, gdyż przez chwilę wydawało jej się, że ta się obsunęła. Potem owinęła kosmyk włosów Rose na palcu. Czerwień jej włosów mocno kontrastowała z białą rękawiczką. Harley nie mogła się pochwalić żadnym nietypowym kolorem włosów. Po prostu - jasna blondynka. Co chwila musiała komuś tłumaczyć, że tak naprawdę nie jest naturalną blondynką, więc nie jest aż taka głupia, jak się mówi. Ale była.
Pociągnęła dosyć stanowczym ruchem kosmyk włosów, który sobie upatrzyła. Pomyślała, że zatrzyma go sobie. Spojrzała na wyrwany Rose kosmyk włosów, po czym włożyła go za rękawiczkę.
- Masz takie piękne włosy - Uśmiechnęła się. Rose nie mogła stwierdzić, czy Harleen jest blondynką czy nie, gdyż włosy spięte w dwa kucyki zwykle starała się ukrywać pod czapką.

Anonymous - 19 Maj 2011, 14:12

Rose była przyzwyczajona do dziwnych istot, ale to przerosło jej oczekiwania. W odpowiedzi na polizanie policzka odsunęła się gwałtownie.
-Ccoo to ma znaczyć? Nie wytresowali Cię? - krzyknęła w pierwszym odruchu ale potem przypomniała sobie o zasadach dobrego wychowania i spróbowała obrócić to w żart, śmiejąc się drętwo.
Kiedy zabawna dziewczyna - trefniś wyrwała jej kosmyk włosów syknęła tylko cichutko, a potem dodała:
-Się mówi przepraszam - pogłaskała się po włosach w miejscu, w którym ich ubyło i wyżęła końcówki. Zaczęła rozmyślać nad tym, co właściwie planuje owa przybyszka. Po krótkim namyśle, który najlepiej zilustrują obracające się trybiki dmuchnęła w grzywkę, i odwróciła się do niej bokiem.
-Mówili na mnie "papryka" kiedy byłam młodsza z ich powodu. - ciągnęła o włosach. - Miło, że Ci się podobają.
Rzeczywiście panował lekki chłód ale to akurat jej nie przeszkadzało. Przyzwyczaiła się do zimna kiedy przestałą ogrzewać się przy paleniskach. Zdjęła rękawiczkę z prawej ręki, odsłaniając pokiereszowaną dłoń, po czym podeszła do dziewczyny. Spojrzała na jej pierś i stuknęła kikutem palca wskazującego cztery razy, po jednym na każdy znaczek karo. Szybko skojarzyła fakty w głowie. Karciana szajka... Jednak nie powiedziała nic tylko patrzyła na dziewczynę. Akrobatka górowała nad nią lekko, ale tylko troszkę ponieważ Rose miałą niewielki obcas pod męskim pantoflem.

Anonymous - 19 Maj 2011, 15:21

Harley zdziwiona rozwarła usta. Czyżby zrobiła coś nie tak? Dodatkowo krzyk Valentine sprawił, że Harleen nieco się zakłopotała, a jej śnieżnobiałe lica oblały się różem. Przywykła do niespodziewanych reakcji innych osób, ale wszelkie ruganie jej osoby zawsze było nieprzyjemne. Nie wytresowali jej? W arystokrackim domu, w którym zwykła kiedyś mieszkać być może i ją tresowano. Nudne zajęcia. Nudna gra na pianinie. Nudne lekcje. Nudne spotkania. A gdzie miejsce na zabawę?
- Wyluzuj, kochanie! - Przesadnie machnęła ręką. Ku jej uciesze, jej towarzyszka najwyraźniej posłuchała jej polecenia. Quinn nie potrafiła odróżniać śmiechu drętwego od tego szczerego, więc zrozumiała, że tamtej po prostu jest wesoło. Żeby było raźniej, włączyła się w śmiech dziewczyny swoim wysokim, perlistym chichotem.
Komentarz dotyczący oceny Harley czerwonych włosów zbytnio jej nie przejął. Lubiła paprykę. Oczywiście, nie jeść. Ale sam dźwięk, to charakterystyczne chrupnięcie papryki, kiedy zginało się ją bądź przekrajało, podobał się jej. Jednak sama myśl o ludzkim jedzeniu spowodowała u niej mdłości. Zbladła, co ciekawie musiała wyglądać na i tak śnieżnobiałej twarzy.
Kiedy poczuła dotyk palców Rose na swojej piersi, zdziwiła się nieco. Zastanawiała się, czy zainteresował ją opięty kostium czy raczej za duży biust Harleen. Dopiero po chwili zorientowała się, że rzecz tkwi w znaczkach karo. To był jej ulubiony symbol. Właściwie, to dokładnie taki sam miała wyhaftowany na udzie, ale nie chciała rozmawiać o kartach. Karty są niezwykle zabawne, ale nie w nadmiarze.
Potem wdało się jej we znaki zbyt długie stanie w jednym miejscu. Jak każda nadpobudliwa osoba - ona również musiała coś zrobić. I to szybko.
Odbiła się od ziemi, zrobiła salto, po czym miękko wylądowała. Potraktowała to jako rozgrzewkę, by następnie przewrócić rudowłosą dziewczynę na piasek i przygnieść ją swoim ciałem do ziemi. Warto wspomniec, że w przeciwieństwie do drobnej nożycorękiej, Quinzel miała pokaźnie rozbudowane mięśnie oraz wyjątkowo nieproporcjonalny do ciała, duży biust, przez co jej waga była z pewnością większa od wagi Rose.
Zamrugała.
- No to co robimy? - Teraz znajdowała się znacznie bliżej rudej, więc mówiąc, od czasu do czasu muskała wargami usta swojej rozmówczyni. Osobiście jej to nie przeszkadzało, a myśl, że aktualnie przygniata swoim biustem klatkę piersiową dziewczyny, w żadnym wypadku nie przyszła jej do głowy.

Anonymous - 19 Maj 2011, 15:50

Ucieszyła się, że dziewczyna śmieje się razem z nią, najwyraźniej nie obraziła się. To dobrze. Przez swoją porywczość i szybkie zmiany humoru często właśnie tak się działo. Nikt raczej nie poświęcał czasu na zastanawianie się, czy jest faja czy nie. W ich mniemaniu obrażała się o byle co. Kiedy dziewczyna zrobiła salto z podziwem uniosła brwi, ale zaraz zmarszczyła je gdy wylądowała na zimnym piachu. Cylinder przeturlał jej się gdzieś na bok, ale zdeformowana twarz była ukryta pod bandażem nawet, kiedy do tyłu odskoczyła grzywka. Na szczęście. Kiedy zabawna dziewczyna spytała ją, owinęła jej twarz zapachem egzotycznego owocu. nieznanego Rose.
- Po pierwsze schodzimy z rudzielca... - powiedziała w twarz śmiałej nieznajomej i oparła ręce na jej ramionach. Korzystając z jej masy mięśni użyła jej jako podpórki i wysunęła się z pod niej jednym, płynnym ruchem, wyginając przy tym niechcący barki tak, że jej również wygięte łokcie prawie krzyżowały sie ze sobą. Przysiadając sobie na włosach dosunęła się do pozycji siedzącej, chwyciła kapelusz i mruknęła coś pod nosem. Wciągnęła rękawiczkę na dłoń po raz kolejny próbując nie przypomnieć sobie jak doszło do tego, że odcina im palce.
-Co byś zaproponowała? Nie jestem zbytnio kreatywna w tych sprawach. - powiedziała i była to prawda. Zwykle siedziała i robiła to co wszyscy, lub po prostu spędzała czas. Nie zawsze myśląc. Czasem wpatrywała się w przestrzeń. Mogła marnować czas na kilogramy, niczym zawodowiec. Nie było w jej słowniku czegoś takiego jak nuda. Nie tak jak u innych, że zawsze znajdowali sobie zajęcie. Ona po prostu się nie nudziła. W porównaniu z tym co zdarzało jej się robić przez wiele godzin, czyli właściwie nie robić nic, wykłady o różniczkach i kosinusach wydawały się pasjonujące.

Anonymous - 19 Maj 2011, 20:17

Rudzielec… a przecież było jeszcze tyle ciekawych i dźwięcznych zwrotów, których mogłaby używać w stosunku do jej osoby, że aż żal byłoby zostawiać resztę na pastwę losu.
Kiedy Rose wygrzebała się spod jej osoby, Harley oparła ręce za plecami, płasko stawiając dłonie na powierzchni piasku. Przeniosła ciężar ciała na ręce, po czym ustawiła ciało w siedzącej pozycji. Właściwie to opadnięcie pośladkami na piasek było jedyną rzeczą, którą do tej pory Harley wykonała niezwykle niezgrabnie, zwłaszcza mając porównanie do jej kocich ruchów. Poprawiła obydwie rękawiczki oraz kołnierzyk upewniając się, że ich stan mimo wielu wyczynów Harley wciąż jest nienaganny. Po chwili przypomniała sobie o bardzo ważnej rzeczy. Zwinnie wstała, po czym wykonała bardzo dobrze znany jej, wręcz błazeński ukłon. Jedną nogę powoli przeniosła za drugą, jednocześnie pochylając się oraz chowając jedną rękę za plecami. Gdyby tylko przyodziała porządny garnitur, chociażby surdut, tak lekko wykonanym ukłonem mógłby pochwalić się każdy dżentelmen. W dłoń ujęła kapelusz nożycorękiej i w podobnie dystyngowanym geście podała go jej.
- Wybacz za moje obycie towarzyskie. – Powiedziała sztucznie obniżonym głosem. W pewnym momencie nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- Mów mi Harley! – Skwitowała z szerokim uśmiechem, który wyraźnie zastąpił wyraz skupienia oraz powagi na twarzy dziewczyny.
Co do braku kreatywności Rose, Harleen dokładnie wiedziała już, co ma zamiar zrobić.
- Co powiedziałabyś na herbatę? Wy, Kapelusznicy, chyba tu uwielbiacie, prawda? – Nonszalancko machnęła ręką. Osobiście nigdy nie piła herbaty, a co dopiero z kapelusznikiem, co, biorąc pod uwagę jej wiek (oczywista, wizualnie nigdy nie dorówna swojemu prawdziwemu wiekowi) jest dosyć wstydliwym faktem. W końcu musi kiedyś być ten pierwszy raz! W piciu herbaty, oczywista. Słyszała wiele o owych magicznych właściwościach odprężających gorącego naparu. Pozwala oczyścić umysł, wypełniając go myślami dotyczącymi jedynie chwilowych przyjemności. Harley na samą myśl rozpływała się z rozkoszy. Cóż, żyła w nieświadomości, że owy sławny napój, to tak naprawdę rozcieńczona breja o gorzkawo-słodkim smaku.
Spojrzała wyczekująco na Rose, jednak trzeba przyznać, że owy wzrok z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej zniecierpliwiony.

Anonymous - 19 Maj 2011, 21:16

Dziewczyna po raz kolejny gięła się w niesamowitych fikołkach, a ja mogłam tylko na to patrzeć z podziwem. Najbardziej akrobatyczna rzecz, jaką potrafiłam to złapać się za ręce pod brodą, i może jeszcze rozpiąć się z agrafki. Gdy rzeczona Harley ukłoniła się niczym zawodowy kuglarz, zaklaskałam z entuzjazmem i uśmiechem. Przyjęłam kapelusz i dygnęłam, unosząc rąbek wyimaginowanej spódnicy i skłaniając lekko głowę, choć jeśli chodzi o dżentelmenów bliżej mi było do niego niż Harley, nawet z tym ukłonem z powodu ubrania.
- Harley. Okej, fajnie. Ja jestem Rose. - Przedstawiłam się uprzejmie.
Z roztargnieniem poklepałam się po kieszeniach i pożałowałam, że nie wzięłam fajki. Zapaliłabym sobie teraz. Przeciągnęłam się, chrupiąc czy strzelając w różnych miejscach, a w innych zbytnio się prostując, zginając czy przekrzywiając. Zapewne wyglądało to jak karykatura samej mnie. Podeszłam w kierunku swoich butów, bez których już robiło mi się chłodno i wciągnęłam najpierw czarne skarpetki, a potem rzeczone obuwie. Było całe w piasku, tak jak skarpety jednak głęboko zignorowałam ten fakt. Słysząc propozycję dziewczyny pokiwałam głową.
- Tak, herbata. Super rzecz. Wpadnijmy.. gdzieś.. do jakiejś herbaciarni. Jest tu ich chyba mnóstwo. Niestety ostatni porcelanowy serwis który nosiłam w kapeluszu zbił się - zażartowałam. Poczułąm palącą potrzebę podtrzymywania rozmowy więc wypaliłam - A jaką lubisz najbardziej? Ja cejlońską czarną chyba.. Ale Miętowy Earl Gray też jest klasa. No i nie można zapomnieć o takiej z suszonymi malinami i porzeczką, co to pływają między listkami.. Babcie zawsze mają takie.
Skierowałam się tam, gdzie według mnie była ścieżka, którą przywędrowałam na plażę. Wyimaginowanym nosem poczułam zapach herbaty i od razu zrobiło mi się milej, ale też chłodniej. Rozejrzałam się zdezorientowana, niepewna jak się stąd właściwie wychodzi.

Anonymous - 20 Maj 2011, 14:46

Rose. Harley próbowała nakreślić sobie w wyobraźni, jak wyglądałaby dziewczyna z takim imieniem. Złote, lśniące pukle włosów, okrągła, dziecięca twarz i błękitne oczy, z tym naiwnym spojrzeniem charakterystycznym dla nieletnich. Potem ponownie przyjrzała się Rose i stwierdziła, że jej imię definitywnie do niej nie pasuje. A z pewnością nie tak jak jej mienie! Niestety, niewiele osób, które znała, potrafiła poprawnie je wymówić. Z poprawnym akcentem jej przezwisko brzmiało jak arlekin. Nie zwykła poprawiać innych osób, ale z jej przeszłości można było wywnioskować, że zawsze nagradzała swoją uwagą oraz preferowała ludzi, którzy znali się na wymowie, a przynajmniej jej imienia.
Kiedy nożycoręka zaczęła przeszukiwać swoje ubranie, Harley po raz pierwszy zwróciła uwagę na to, jak bardzo niekomfortowo tamta się ubiera. Jak w takim czymś zrobić salto? Spodnie wyglądały, jakby ograniczały zakres ruchu nóg jedynie do poruszania nimi podczas chodzenia. Zazdrościła jej nieco jej giętkości i większej liczby stawów, jednakże nie rozumiała tego, że Rose nie chce tego wykorzystywać.
Na ćwiek jej głosu uniosła głowę do góry i słysząc jej pozytywną odpowiedź na swoją propozycję, rozpromieniła się.
Żartu dotyczącego stłuczenia serwisu do herbaty nie załapała, a przynajmniej nie uznała go za śmieszny. Może dlatego, że miała nikłe pojęcie o porcelanie, jeśli w ogóle wiedziała co to jest. I dlaczego miałaby go trzymać w kapeluszu?
Harley w swojej czarno-czerwonej czapce chowała jedynie włosy, które spinała w odpowiedni sposób, by zmieściły się w ściśle przylegającej do głowy czapce.
Za to kiedy usłyszała pytanie w następstwie odpowiedzi, nie było jej już tak wesoło. Kolejna sytuacja, w której zbytnio by się nie popisała. Cejlońska herbata? Cejlon? Owa nazwa wyspy w ogóle nie kojarzyła się jej z Azją, a wyrażenie cejlońska herbata na myśl nie przywodziła małych, śmiesznych i poskręcanych czarnych listków, wysuszonych w tak wielkim stopniu, że w ogóle nie przypominały liści. I jeszcze miętowy Earl Gray... miętę kojarzyła, przynajmniej z nazwy, reszty już nie. Za ta na sam dźwięk malin i porzeczek znów zrobiło jej się niedobrze. To wszystko, jedzenie, powodowało u Harley złe skojarzenia. Jako cień nie musiała jeść ani pić. Chociaż korzystała z owej drugiej czynności. Lubiła nietypowe dla niej, ludzkie picie, takie jak gazowane napoje, których nie dostanie się w Krainie Luster.
Nie zagłębiając się w owe puste przemyślenia, podążyła za Rose, przy okazji strzepując wyjątkowo denerwujące ziarna piasku, który przylepiły się do jej ud i pleców.
- No cóż... zdaję się na twój gust. Możemy spróbować wszystkich po kolei! - Chciwie przytaknęła głową wraz z wypowiedzianym zdaniem. Gdyby Harley chociaż trochę odznaczyłaby się zdrowym rozsądkiem, nie wybrałaby Herbaciarni bez uprzedniego zaopatrzenia się w przynajmniej dostateczną sumę pieniędzy. Aktualnie była zupełnie spłukana, co zbytnio jej nie przejmowało. Razem z Rose odnalazły ścieżkę, by wreszcie oddalić się w typowym dla Kapeluszników celu.


[zt + Rose (napisz gdziekolwiek pierwsza, odnajdę się)]

Anonymous - 28 Maj 2011, 15:30

Kiedyś kupi sobie dom... Nie, dwa. Może nawet trzy, albo i cztery, a nawet i tysiąc. Pieprzyć, że i tak nie będzie w żadnym praktycznie rzecz biorąc mieszkał, ważnym będzie, że będzie mógł szybko wrócić i się gdzieś położyć! Jednak real był okrutny, teraz wlókł się powoli przez gorącą plażę, po jakimś pieprzonym piasku i szukał schronienia przed tym słońcem. Przez gąszcz się nie będzie przedzierał, bo zgubi drogę i zajmie mu więcej czasu. Nie mógł się nawet zmoczyć w wodzie, bo by zaczęła go piec, o ile było to gorsze od tego ostrego słońca piekącego w głowę.
- Fuck - mruknął do siebie i zdjął z nóg buty oraz skarpetki i po prostu zostawił je tam gdzie były. - Bugger, wanker, twat, shithead - teraz zaczęło mu się kląć na siebie, że w ogóle do takiej sytuacji pozwolił dopuścić, no ale cóż poradzić.
Po dalszej drodze zrzucił z siebie kurtkę, zdarł rękawy koszuli, i kilka guzików. Było odrobinę lepiej, ale wyglądać musiało strasznie. Nosz kurwa nie jego wina! Teraz tylko przejść tą pieprzoną plażę do końca i znaleźć drogę do domu! Nie, wcale się nie zgubił, jak był jeszcze niemowlakiem (może odrobinę starszy) był tutaj z rodzicami, więc NIE MÓGŁ się ZGUBIĆ!

Anonymous - 28 Maj 2011, 15:47

Melanie nie wiedziała co ze sobą począć. Znowu to samo. Znowu nie ma z kim pogadać. Kuźwa jego mać! Ona chce z kimś pogadać! Ba! Nie musi to być nawet istota myśląca, byleby żyło. Może pogada z jakąś roślinką? Zwierzęta zazwyczaj się jej boją, uciekają przed nią gdzie pieprz rośnie. Ale co się dziwić? Jakby każdy wiedział kim ona jest, toby się od niej odwracali. Jedynie fakt, że zasłania dziurę w piersi sprawia, że jest jeszcze tolerowana przez otoczenie. Lecz nie jest lubiana. Melanie jest dziwadłem. Patrzy się na wszystkich podejrzanie, wciąż się czegoś boi. Od czasu do czasu staje się normalna, ale bardzo rzadko. Kiedy grozi jej coś to wszystko znika. Tak jak biła się z Nim. Ale lepiej nie wracajmy do tego co było. Mel nie chce, by znów się to powtórzyło.
Doszła sobie na plażę. I to co ją zdziwiło to buty i skarpetki zostawione na samym środku plaży. A kilka metrów dalej leżała marynarka. Dziewczynę zaciekawiła ta sprawa i poszła za "tropami". Przyśpieszyła krok by dogonić tego kogoś. I to co zauważyła nieco ją rozśmieszyło. Czemu? Ponieważ jakiś facet szedł po plaży tak, jakby był na jakiejś pustyni i było ponad czterdzieści stopni. No fakt, że było dość ciepło, ale nie aż tyle.
I nagle obudził się w niej dawny człowiek, który tak bardzo chce pomagać. Podeszła do mężczyzny i stanęła przed nim i zapytała:
-Może w czymś pomóc?-co dziwne mówiąc, było słychać francuski akcent, którego już dawno nie używała.

Anonymous - 28 Maj 2011, 16:04

Chłopak już miał paść kiedy coś go zaczepiło. Aż podskoczył i wypuścił z ręki obrożę którą skradł z Moria.
Szedł tak, ponieważ był zmęczony, ostatni nocleg był już piętnaście godzin temu, w dodatku miał mało krwi, oko ciągle go bolało, a herbatę miał w ustach kilka dni temu, więc był odwodniony i niedożywiony. Cóż to co Arthur widział mogło się różnić od wizji umarlaka.
- Ach! - już był gotów walczyć gdy zorientował się, że celuje do kobiety. - L-lady, co ty cholera robisz? - wybąknął, zaś ramiona zaraz mu opadły niżej. - Ch-cholera mam h-halucynacje... - Chłopak położył dłoń na jej głowie lecz wydała się być bardzo materialna. - Ahaha jestem w niebie, lady? - Dziwne, ale Arthur jakoś się ożywił widząc kogoś kto nie chce go zastrzelić, związać ani robić na nim eksperymentów. Tylko zastanowił go ten akcent. Cofnął zaraz rękę z jej głowy. Nie mógł być w niebie, w niebie by go już nie bolało i by nie było Francuzów! Żaden Francuz nie trafi do nieba, za cholerę.

Anonymous - 28 Maj 2011, 16:26

Kiedy chłopak ją dotknął odskoczyła jak oparzona. Nie była przyzwyczajona do cudzego dotyku, nie kojarzył się jej z niczym dobrym. No, ale po tym co przeżyła trudno się dziwić. Melanie też źle się to kojarzy przez to, że jest odrażającym zombie, więc takiego czegoś nie można kochać czy co innego. Nie zasługuje na to by w ogóle żyć a co dopiero być dla kogoś ważną. No, ale trudno się mówi. Mogła się urodzić w innych czasach i nie być głupią i nie prosić przeklętego generała o śmierć, mogła sobie umrzeć jako staruszka, pracując w niemieckiej fabryce amunicji. Ale nie! Ona zgrywała bohaterkę. Ale skąd miała wiedzieć, że jakiś debil ją ożywi, co?! Miała nadzieję, że spotka mamę i Iana. Wtedy chyba zdała sobie sprawę z tego, że naprawdę go kochała, że był kimś więcej niż przyjacielem. No, ale jednak żyje, niestety, i trzeba się z tym pogodzić. Zawsze może podpalić las i spłonąć razem z nim. Przecież za nią i tak nikt nie będzie tęsknić prawda?
-Przechadzałam się, monsieur-No proszę bardzo! Nawet zaczęła mówić swoim ojczystym językiem! Co jej odbiło? -Szanowny monsieur
wybaczy, ale o co chodzi?
- I kiedy zobaczyła jego wydłubane oko, przeraziła się-Putain! Co się stało?!
Spojrzała na chłopaka. Zdziwiła się jego reakcją, ale nagle wszystko połapała. No tak. Anglik. Anglicy nigdy nie lubili Francuzów i vice versa. Ale żeby tak? Przecież wojny już nie ma, nie trzeba się bać. No, ale pewnie niektórzy nadal mają takie nawyki. No cóż, trudno. Kolejna osoba z którą nie będzie miała dobrych kontaktów do kompletu, niestety.

Anonymous - 28 Maj 2011, 16:50

Arthur patrzył na zachowanie dziewczyny co raz bardziej czując fakt, że nie ma już sił.
Cóż jeśli chodziło o Francuzów to nienawidził ich, z całego serca, lecz czasem musiał zaakceptować, że istnieli. Czemu tak? Och wychował się w bardzo patriotycznej szkole, kilka razy natknął się na francuskie psy i to mu wystarczyło. Możliwe że był uprzedzony, możliwe że nie, ale i tak zawsze nie znosił Francuzów. Miał gdzieś wojnę.
- P-przechodziłaś się... I see... - westchnął cicho. - Panienko... Możesz powiedzieć którędy stąd wyjść? Muszę się dostać jak najszybciej na odwrócone osiedle. - Odruchowo zasłonił owinięte bandażem oko i schylił się po obrożę. - Um, mały wypadek przy pracy - Cholera, ciężko mu było się znowu podnieść, a słońce okropnie paliło go w głowę, więc podparł się na kolanie.

Anonymous - 28 Maj 2011, 17:08

Melanie spojrzała na nieznajomego ze zdziwieniem. Westchnęła ciężko. To, że jest Francuską nie oznacza od razu by chłopak jej nienawidził. Przecież nie jest taka zła. A we Francji ostatni raz była dawno temu więc czemu ma być tak skazana automatycznie na jego nienawiść? Może jak zacznie mówić do niego bez akcentu i używając angielskiego, będzie się bardziej przy niej komfortowo. Wyciągnęła do niego pomocną dłoń i powiedziała:
-Spokojnie, wiem jak się dostać na odwrócone osiedle mam tam domek. Zaprowadzę pana, wypije pan herbatę, yes?- mówiła powoli jak do małego dziecka. Uśmiechnęła i postanowiła jakoś przebić mur między nimi. I co z tego, ze pochodzą z narodów które się od zawsze nienawidzą.
Melanie starała się jakoś do niego dotrzeć, próbowała nie mówić francuskim akcentem, ale nie było to najłatwiejsze, więc jak mówiła po angielsku to brzmiało to okropnie dziwacznie, ale jednak się starała. I chyba to się liczy, co nie?
-My name is Melanie.-powiedziała spokojnie usuwając niemal całkowicie akcent. Przedstawiając się miała nadzieję, że chłopak zrobi to samo ale nie upierała się. Jak jej nie powie trudno.

Anonymous - 28 Maj 2011, 17:21

Nie było to tak, że chciał ją zabić tylko dlatego że była z tego okropnego kraju, nie... Po prostu nie chciał mieć z nią nic wspólnego i tyle. Niestety ale wszystko go różniło od Francuzów; sposób widzenia świata, smak kulinarny, zalety i wady, no i wnerwiał go zawsze fakt, że byli tacy idealni, zawsze ułożeni i przyjaźni do każdego... Szczególnie ci z południa. Brrr, to było okropne!
Arthur nie rozumiał ostatnio zbytnio ludzi, Czemu teraz ta Francuska chciała mu pomóc? Prosił tylko o wskazanie drogi, a ona... Proponowała mu herbatę! Och, goshhhhh... Delikatny punkt został naciśnięty.
- R-right... - odparł niepewnie, podnosząc się i zaraz zataczając. - Ale nie mów po Angielsku... Żabojadom to nie wychodzi. - Zastanawiał się czemu jej nie znał skoro mieszkała na Osiedlu i czy może Colette go wyprzedziła, biorąc pod uwagę, że nie był zbytnio socjalny. - P-psiamać, przepraszam -dodał, próbując znaleźć równowagę. Stanie prosto kiedy się jest odwodnionym nie było tak proste... Ciało używa około 300 mięśni by utrzymać się w pionie, to spora ilość biorąc pod uwagę, że totalnie było ich około 500. - Arthur... Sellavado. - Dodał przypominając sobie, że ma się przedstawić.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group