Kessler - 15 Listopad 2016, 22:47 Było mu bardzo miło, że Mari słucha jego historii; że wygląda na zainteresowaną. Mało osób w przeszłości miało czas albo chęci słuchać jego opowieści. Rodzice byli zajęci, koledzy powyprowadzali się, a w nowych grupach nie było takiego komfortu, by z miejsca zostać centrum uwagi dla reszty. Po prostu skończyły się czasy bycia jedynakiem, czas zacząć zauważać obecność innych i to, że samemu nie jest się najważniejszym. Do Daniela te informacje płynęły tak jakoś połowicznie, bo nie zawsze to zauważał. Jednak jej podniesienie tonu, wyraz twarzy - to nie umknęło jego uwadze. Aż tak zapatrzony w siebie nie był. Taką nagłą przemianę... z miłej do surowej, widocznie powiedział coś nie tak, coś, co mogło ją urazić, albo się jej nie spodobać. Zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo nie powinien był tego powiedzieć. Część myśli i słów, powiedzmy sobie szczerze, powinno pozostać w wyłącznie w mózgu, w świadomości. Nie wolno ich wypowiadać na zewnątrz, bo wychodzi się wtedy na zupełnego buca, prawda? Chciał szybko przeprosić, ale uznał, że mleko się wylało, a dół wykopał i za bardzo nie ma co poprawiać. Tłumaczenie się raczej tylko pogorszy sprawę, zrobi z niego kretyna, który musi się tłumaczyć ze swoich słów i działań. Jak synalek albo młodszy braciszek. A tego bardzo nie lubił.
Następnie, po krótkim incydencie ze spojrzeniem sobie w oczy, przeszli do wyboru lodów. Jak było powiedziane, Daniel wybrał lody arbuzowe; Mari zaś bananowo-cynamonowe.
- Waau! Robią takie smaki? Kiedyś, jak tu zawitamy ponownie, to też spróbuję. Albo dasz mi małego liza ze swoiiichh. - powiedział radośnie, miziając Mari łokciem po boku. Bał się pytać o pieniądze, w ogóle nie poruszał tej kwestii, chociaż miał szczere wrażenie, że Mari żadnych nowych pieniędzy od niego nie otrzymała. Więc tak właściwie za czyje pieniądze stawia? Warto pytać? Lepiej nie... już raz się wkopał, nazywając kandydatów patologią; lepiej nie będzie się czepiał, bo jeszcze dostanie po głowie.
Zamówili lody, wzięli je, zapłacili a następnie poszli do malutkiego parku nieopodal. Usiedli na ławce i zaczęli rozmawiać. Kessler wsłuchiwał się w odpowiedź rozmówczyni. Poczuł się całkiem dumny i zadowolony z tego, jak Mari komentuje sytuację domową Daniela. W sumie czuł się wielkim szczęściarzem, że miał okazję mieć kochających rodziców, dom, że ma się w co ubrać i ma co zjeść. Słyszał wiele historii o sierotach, rozejściach się... no ogólnie rzecz biorąc lepiej o tym nie myśleć. Ale była ta świadomość, że... że wiele osób nie mogło się pochwalić tym, czym mógł piętnastolatek. No i ta sprawa z Akademią. Co Mari rozumiała pod sformułowaniem, że jeszcze z nim wróci? To i dotknięcie się po ranie łapą przez Mari uświadomiło coś Danielowi. Nagle zdał sobie sprawę, że zupełnie nie pytał jej, co zaszło, gdy był nieobecny, co to za rana... co to za wszystko!?
- Uh, byłem wielkim dupkiem. Nawet nie spytałem cię... u licha, co masz na policzku? Musisz mi opowiedzieć tę historię, co się stało? - powiedział właśnie szybko i zdał sobie sprawę, że zaliczył kolejną wpadkę. Po raz drugi.
Gdyby Mari zdecydowała się opowiedzieć historię, potrzymał ją jeszcze przy ławce, aby opowiedziała wszystko. Gdy mówiła, dopytywał ją o wszystkie szczegóły, żądając opowiedzenia wszystkiego. Tak jakby starał się nadrobić braki spowodowane przez swój egoizm.
Skończyli wreszcie i wstali. Mari powiedziała Danielowi, że może warto jest udać się w końcu do domu. "Dlaczego nie?" - pomyślał Kessler. W sumie wystarczająco czasu już tu spędzili. Zrobili, co mieli zrobić. A może Mari miała ochotę na coś jeszcze? Nie drążył tematu. Właściwie to przyznał jej rację, że powinni ruszać do domu.
Był człowiekiem o właśnie skrytym charakterze. Od małego z jednej strony przebywał z ludźmi, ale byli to ludzie, których zupełnie nie rozumiał. On i jego rówieśnicy to byli jak dwa równoległe światy, gdzie panowały zupełnie inne obyczaje, zwyczaje i metody postępowania. Inny sposób patrzenia na zabawę i człowieka. Daniel nigdy w pełni nie zrozumiałby sposobu myślenia i piramidy wartości Mikhela czy Mari; i oni zapewne też nie wniknęliby nigdy do końca w charakter Daniela. Tak to już było. Teraz jeszcze skutkuje to próba minimalizmu w życiu, odcięcia się od świata jak tylko można. Ale jak wiadomo, to krótka ścieżka, która prowadzi donikąd. Przez takie odcięcie się od świata i mało czasu przeznaczonego na przebywanie z innymi ludźmi, Kessler najzwyczajniej trochę zdziczał. I nie potrafił patrzeć na inne osoby tak, jak powinien. Ciągle nosił jakąś nieuzewnętrznioną złość, że jego najlepsi przyjaciele z młodości po prostu się wyprowadzili daleko stąd. Od tamtej pory był zamkniętym w sobie jegomościem, który jak najszybciej wracał po zajęciach, jakby czuł silną potrzebę powrotu do domu.
Wsłuchał się jeszcze w dalszą wypowiedź Mari o tym, że pewnie chciałby spędzić czas z rodziną.
- Mari, ty jakby nie patrzeć stałaś się mieszkańcem naszego domu. Ty też tam będziesz, nie zamknę cię przecież w pokoju! - dodał to, gdy usłyszał ton głosu i styl wypowiedzi, jaką dał Dachowiec. Znał to bardzo doskonale, więc skumał, jak zareagować.
Jeszcze jednym minusem takiego odcięcia się od świata i zezwierzęcenia jest zupełny brak pewności siebie i aktywności wobec ludzi. Może miał ochotę kogoś dotknąć, kogoś przytulić, komuś dać buziaka, kogoś zaprosić do domu. Ale nigdy tego nie robił. Sprowadzać ludzi do domu przestał po wyprowadzce przyjaciół. Po prostu miał w sobie głębokie przekonanie, że mogłoby go na świecie nie być, a życie trwało by dalej, tak samo. Czuł się zdołowany przez te myśli, dlatego w relacjach z ludźmi nastąpił u niego potężny regres. I bał się z własnej woli te relacje zawiązywać.
Uśmiechnął się do Mari, zanim się jeszcze odwróciła, aby dodać jej otuchy po wypowiedzianych przez siebie słowach. Traktował ją w pewnym sensie jak dobrą koleżankę, która mieszka u niego w domu. I nie widział w tym problemu.Mari - 15 Listopad 2016, 23:38 Gdy usiedli na ławce, Mari nachyliła swój rożek w stronę Daniela, pozwalając my spróbować swoich lodów, po czym sama zaczęła zajadać się nimi ze smakiem. Z satysfakcją zauważyła, że mimo iż Kessler nie powiedział nic na temat jej upomnienia, to przyjął je do wiadomości.
Jadła powoli, nie spiesząc się. Cieszyła się zimnym deserem. Nie pamiętała kiedy ostatni raz mogła tak się cieszyć słodyczą i nie martwić o to czy następnego dnia będzie miała jak uzupełnić paliwo, czy znajdzie miejsce aby zażyć choć trochę snu. Zrelaksowała się, delikatnie machała swoimi ogonami. Miała jednak świadomość, że nie będzie to trwać wiecznie. Nie może przecież siedzieć na głowach państwa Kessler nie wiadomo jak długo. Mimo to uznała, że jednak obiecała coś Marionetkarzowi. Obiecała, jego mamie, że pomoże w domu. Nie mogła zniknąć tak szybko, postanowiła więc jak na razie nie martwić się o następny dzień i po prostu cieszyć chwilą.
Trochę zaskoczyło ją pytanie Kessa, opuściła niepewnie uszka - to nic takiego, nie przejmuj się - uśmiechnęła się do niego, jednak widząc, że młodzian nie odpuści, westchnęła i zaczęła opowiadać - gdy wszyscy czekali na wyniki, poznałam pewną grupkę Dachowców i zaczęłam z nimi rozmawiać. Bardzo miłe z nich osóbki- uśmiechnęła się lekko - nagle jednak jakaś dwójka chłopaków pokłóciła się o to na kogo oddali głosy, nie zwróciłabym pewnie na to większej uwagi, ot dwójka młodzików, chce pokazać na co ich stać, jednak okazało się, że jeden z nich miał przy sobie broń i ... jakoś tak nagle znalazłam się między nimi, akurat jak chłopak się zamachnął i ...troszkę mi się oberwało - potarła łapą kark - głupie prawda? Tak stanąć w czyjejś obronie, mimo, ze tego kogoś się nie zna - zaśmiała się krótko - potem odebrałam mu nóż i zabrał ich jakiś nauczyciel - opisała pokrótce jak mężczyzna wyglądał, być może Kess będzie wiedział kim on właściwie jest - potem Ci Dachowcy, których poznałam wcześniej uparli się, że zaprowadzą mnie do pielęgniarki, a ta, że musi dać mi opatrunek mimo, że właściwie to nic takiego. No i trochę tam posiedziałam, zanim kobieta uznała, że już nic nie zagraża mojemu życiu i mogę bezpiecznie opuścić jej gabinet - powiedziała ze śmiechem, oczywiście żartując sobie z sytuacji - no a potem jakoś tak się zgubiłam i nie zdążyłam na ogłoszenie wyników, za co Cię bardzo przepraszam - powiedziała na usprawiedliwienie - będąc w Akademi uznałam, że ... chciałabym zobaczyć jak to jest się uczyć w takiej szkole i... może mogłabym czasem z Tobą tam zajść? - dodała nieśmiało. Uznała, że nie będzie wspominać o propozycji nauczyciela. Nie wiedziała jak Daniel zareaguje na to, że kotka chce jeszcze bardziej zwiększyć swoje umiejętności walki. W sumie...to chyba poza tym jednym incydentem, nie widział jej tak naprawdę z bronią w łapie. I miała nadzieję, że nie będzie musiał oglądać.
Gdy wstali, Mari spojrzała zaskoczona na Marionetkarza - Danielu wiem, że tam mieszkam ale sądzę, że milej spędzicie czas w swoim towarzystwie, w końcu nie wiadomo kiedy znów będą mieli dzień wolny prawda? - powiedziała miło i pogładziła go łapą po policzku - ja się jak na razie nigdzie nie wybieram, więc jeszcze trochę będziesz musiał się ze mną pomęczyć - pokazała mu języczek - a poza tym pamiętasz na jakich warunkach wziąłeś mnie pod dach? Chyba miałam robić Ci za pokojówkę czy coś takiego bo chciałam Ci zwinąć jedzonko - powiedziała dając mu delikatnego całusa w policzek i odsunęła się znacznie od niego - a Ty chyba nie wyciągnąłeś żadnego wniosku z naszego pierwszego spotkania - zaśmiała się machając wesoło mieszkiem z jego pieniędzmi. Był on chyba troszkę bardziej wypełniony niż jak Daniel brał go rano z domu, a może to tylko wyobraźnia?
- Tym razem jednak tak łatwo tego nie odzyskasz - powiedziała zadziornie i zaczęła uciekać - złap mnie jeśli chcesz odzyskać swoje pieniążki - zawołała wesoło. Kierowała się oczywiście w stronę domu Daniela. Zwinnie unikając jego ataków i prób złapania. Najzwyczajniej się z nim doskonale bawiąc.
Jeśli nie udało mu się jej złapać nim dotarli do domu podeszła do niego i po prostu oddała mieszek, dziękując za dobrą zabawę. Jeśli jednak udało mu się jakimś cudem dopaść zwinną kotkę pogratulowała mu szczerze i również podziękowała za dobrą zabawę, oddając pieniądze do rąk właściciela. I wtedy Kess mógł się przekonać, że faktycznie jest on troszkę cięższy niż tego ranka.Kessler - 16 Listopad 2016, 10:32 Przyglądał się Mari, gdy zajadała się lodem. Dawno, w sumie nigdy jej takiej nie widział. Jeszcze parędziesiąt godzin temu to była zupełnie rozbita istota, przygnębiona, obciążona ciężarem przeszłości. Dramatyczne wydarzenia, jakie przeszła złamały ją; nie była po prostu istotą, która miała jakąkolwiek godność; chciała jedynie zdobyć jedzenie, była zamknięta w sobie. A teraz? Teraz zadowolona próbowaniem słodyczy deseru machała radośnie ogonem, zupełnie inna persona. Ciekawe, czy z czasem pokaże swoje prawdziwe oblicze, gdy już zupełnie poczuje się u nich w domu tak, jak u siebie. Daniel nie wiedział, czy ma się tego obawiać, czy jeszcze bardziej radować. Ale póki co pozostańmy przy tej radości. Nie myślał w sumie nad przyszłością - ile dziewczyna chce u nich zostać, jak długo chce korzystać z ich opieki i domu. Kessler właściwie nie zwracał na to uwagi, ale podświadomie chyba chciał, aby została jak najdłużej. W końcu dom i tak przez większość dnia stoi pusty, a poza Danielem gdyby był tam jeszcze ów Dachowiec... nabrałby może w końcu kolorów, a nie przypominał pozostawioną kilkanaście lat temu lokację.
Ucieszył się, że Mari chce mu odpowiedzieć na pytanie. W sumie to było takie być albo nie być dla niego samego, jeżeli się zgodzi, a zgodziła się, to Kessler poczuł się w pewien sposób odkupiony. Że wpadki, które zaliczył, totalna ignorancja i niezauważenie takich rzeczy jak rany na policzku... że mogło to pójść w zapomnienie. Chyba. Przy pierwszej części opowieści dziewczyny Daniel zamyślił się, jak to można pokłócić się przez politykę. Teoretycznie jeden głos na tyle nie robił aż tak wielkiej różnicy, ale mimo to można było się pokłócić o coś, na co nie ma się najmniejszego wpływu. Marionetkarz nie przepadał za takim postępowaniem, uznając je za głupie; uważał, że kłótnie z powodu polityki, czyli z powodu czegoś prawie że nieobecnego, na który pojedyncza jednostka nie ma żadnego wpływu, która jest bardzo teoretyczną rzeczą, są głupie. Politycy zwykle wykorzystują to do własnych zagrywek, podgrzewając społeczne emocje. Ale Daniel i Mikhel przecież nie byli takimi osobami, nie siali nienawiści, nie kłócili się publicznie, byli raczej pewnego rodzaju dobrymi kolegami, oczywiście z odpowiednią dozą nieufności. No ale nic, przynajmniej Mari ogarnęła sytuację. Przecież tamten mógł trafić tego drugiego i ot, afera gotowa.
Wsłuchał się w opis nauczyciela; i rzeczywiście domyślał się, o kim mowa. Rzadko udaje się komuś ot tak zaskoczyć i zaimponować nauczycielowi Akademii. Jeżeli ta sztuka udała się Mari, to widocznie była to osoba, która nie pokazała przy Danielu wszystkich swoich umiejętności. Chyba nie jest tak bezbronna, na jaką wygląda. Znaleźć się od tak pomiędzy uczniami? Taa...! Potem pomyślał o Dachowcach, które spotkała Mari, a za którymi nie przepadał. Po prostu nie potrafił z nimi znaleźć wspólnego języka. I ta pielęgniarka, no tak. Kobieta, która nigdy nie wypuści osoby, nawet, jeśli to małe zadrapanie. Taka urocza akademicka matula. Gdy dziewczyna doszła do przeprosin, ten tylko pokazał ręką i ruchem głowy, że nic się nie stało i nie ma potrzeby przepraszać. Jednak gdy dodała, czy by może nie chciała częściej chodzić z nim do Akademii, trochę go zamurowało.
- Yyy. To znaczy... dlaczego nie? Mogę cię zabierać, w sumie. Nie wiem jeszcze jak rozstrzygnąć przemycenie cię na zajęcia, alee coś wymyślę. - zaczął mówić zakłopotany. W sumie dlaczego nie? Jeśli jakiś nauczyciel zgodzi się na wpuszczenie jej do sali, hmm. Można by spróbować.
Potem wstali i doszło do rozmowy na temat przebywania w domu. Owszeeem, z rodzicami warto się pospotykać, ale po takiej ilości całusów i tulanek Daniel akurat nie myślał zupełnie o tym, że mógłby skorzystać tylko i wyłącznie z ich obecności. Przecież z tym Dachowcem też mógłby, no wiadomo, coś poczynić. Jego zimna dotychczas osobowość rozgrzewała się za każdym razem, gdy miał szczęście zostać w jakiś sposób nagrodzony przez dziewczynę. Zupełnie nie myślał o tym, że mogła to być swego rodzaju jej gra. Był za młody i zbyt łatwowierny na takie myślenie. Po prostu uważał, że Mari go po prostu bardzo lubi. I miał nadzieję, że nie udawała tego, tylko było to szczere poczucie czegoś w rodzaju dobrej znajomości.
- Tak, oczywiście, że wziąłem cię pod dach jako pokojówkę, alee przecież dobrze się sprawdziłaś; i chyba wyszło przy rodzicach, że jesteś moją koleżanką... bliską koleżanką, aniżeli służącą - odpowiedział, zadziornie się uśmiechając. I czuł, że wychodziło na jego, aż dziewczyna pokazała mieszek z pieniędzmi. No taak! Daniel natychmiast sięgnął do swojego pasa i kieszeni. Co za... moje pieniądze! Jak to nie odzyskam ich tak łatwo jak kiedyś? Oooj! Zaczęła uciekać w stronę domu Daniela. Matko. Nie biegałem przez wieki, wyjdę na idiotę. Ale co mam zrooobić! No spróbujmy, hura!
I Kessler zaczął biec za Mari. Mogła ona ujrzeć, że bieganie, gonitwa i kondycja nie należały do silnych stron przemądrzałego Marionetkarza. Biegł on, lecz nawet nie próbował przybliżyć się do niej, znacznie zwinniejszej i szybszej osoby.
Dobiegli do domu. No, dziewczyna może dobiegła, ale Daniel raczej ostatni odcinek już doszedł, głośno oddychając. Taki bieg powodował, że prawie wypluł płuca. Ale nie miał zamiaru wyjść na kogoś słabego. No, wyszedł, ale przynajmniej się starał. Wziął mieszek od dziewczyny, cięższy o dziwo, niż wcześniej.
- Dlaczego, huuuh... ueeeh... nie miałem... tyle pieniędzy. - i spojrzał na nią wymownie, ale po chwili dał sobie spokój i oparł się o drzwi, próbując dać sobie czas na wyregulowanie oddechu i tętna. Patrzył na ziemię, mocno zmęczony. Po chwili odwrócił się, otworzył drzwi i wszedł do środka. Powiedział Mari, aby się rozgościła, chociaż w sumie to jest jej dom, więc niech po prostu czuje się jak u siebie, a w tym czasie Daniel pójdzie pod prysznic. Wchodząc rzucił głośne "cześć" w stronę rodziców, których jeszcze nie widział. Wszedł po tym do łazienki, a po chwili słychać było dźwięk prysznica.
Gdy Mari przeszłaby obok kuchni, zauważyłaby, że rodzice Daniela siedzą przy stole. Tata czytał coś w gazecie, a mama zajadała się biszkoptami. Rozmawiali o czymś, ale gdy młodzi przyszli, rzucili głośno ze strony kuchni gorące "no witamy witamy". Widocznie byli w bardzo dobrych humorach. Jeśli nie podeszła zbyt blisko, rodzice nie spojrzą na nią; ale jeśli weszłaby do środka, rzuciliby okiem na jej twarz i zauważyli by opatrunek. Tata zostawiłby gazetę i zwrócił na to uwagę, zaś matka natychmiast wstałaby od stołu, podeszła do Mari i przyglądała się uszkodzeniom, wypytując, skąd to to się wzięło.Mari - 16 Listopad 2016, 12:22 Zauważyła zakłopotanie Daniela i opuściła lekko uszy - nie martw się, nic na siłę - powiedziała cicho - jutro chciałabym coś załatwić i tak na mieście, więc tylko bym Cię odprowadziła, dobrze? - uśmiechnęła się do niego lekko. Nie chciała sprawiać mu problemów. Jednak...kusiła ją propozycja, którą otrzymała od tego nauczyciela. Wiedziała, że mimo iż bardzo dobrze posługuje się sztyletem, to nadal ma braki, które powinna nadrobić. A te braki najlepiej uzupełnić u kogoś, kto faktycznie się na tym zna, kto zna technikę, a nie tak jak ona, nauczyła się tego by przetrwać.
Kotka zwróciła uwagę jak traktują ją rodzice Daniela. Wiedziała, że na pewno nie uznają ją za pomoc domową. Co prawda jego mama bardzo się ucieszyła słysząc, że Mari pomoże im w domu, jednak raczej nie traktowała jej jako kogoś, kto jest tylko od tego. Raczej jak koleżankę...no może coś więcej niż koleżankę jej syna, która po prostu lubi pomagać innym. Dziewczynie nie przeszkadzało to zbytnio. Może nie czuła się jak odpowiednia osoba by być blisko z kimkolwiek, jednak polubiła Marionetkarza za to, że nie patrzał na nią z góry, mimo iż (w przeciwieństwie do jego rodziców) wiedział czym się zajmowała nim się spotkali. Wiedział, że raczej nie należała do osób, którym można od tak zaufać, a mimo to wpuścił ją do siebie do domu i pozwolił zostać. Była mu za to bardzo wdzięczna i miała zamiar pomóc na tyle, na ile będzie w stanie. Co prawda czerpała z tego korzyści, jednak nie była to sprawa pierwszorzędna. Cieszyła się, ze ma miejsce, gdzie może wrócić, odpocząć, że nie musi się martwić o zdobycie jedzenia. Mogła w końcu odpocząć, przynajmniej na chwilę zapomnieć o tym co przeszła w życiu i może choć trochę zasmakować normalnego życia.
Uciekając przed Danielem zauważyła, że chłopak nie ma szans jej dogonić. Zwolniła więc tak by nie powiększać za bardzo dystansu między nimi. Jednak jeśli chłopak, próbował ją złapać, nie dawała się. Każdemu ruch jest potrzebny. Ona jako istota częściowo kocia, nie potrafiła usiedzieć na miejscu. W szczególności odkąd uciekła od pewnego Lunatyka. Odkąd zobaczyła otwarte przestrzenie, to mimo iż nie zawsze miała siły, czy nie zawsze była wyspana czy najedzona, zawsze starała się utrzymać dobrą formę i kondycję. W końcu, nie zawsze udawało się coś zwinąć po cichu i trzeba było ratować się ucieczką.
Ostatni fragment drogi, przeszła obok Marionetkarza. Szła obok, trzymając jednak pewien dystans. Za bardzo znała, życie, żeby nie wiedzieć, że wiele osób pokazuje jakie są zmęczone tylko po to, by łatwiej się do kogoś zbliżyć. Wiedziała, że Daniel raczej nie należy do tych osób, instynkt jednak narzucał jej takie, a nie inne zachowanie.
- Zwracam dług za ubrania - powiedziała krótko, gdy oddała mu pieniądze, a chłopak zorientował się, że zawartość się zmieniła - wiem, że nie macie łatwo, a nie chcę was za bardzo obciążać - powiedziała krótko. Nikt nie musiał jej nic mówić, że ich sytuacja finansowa nie jest zbyt różowa, wystarczyło, że wiedziała iż rodzice pracowali codziennie od rana do wieczora, a raczej nie wyglądali na takich, którzy robią to tylko dlatego, że tak im się podoba. - ale proszę nie pytaj skąd wzięłam pieniądze - powiedziała cicho - mogę Ci jednak przysiąc, że nikogo nie okradłam - spojrzała mu w oczy tak, by mógł wyczytać, ze go nie okłamuje. Nie chciała jednak zdradzać pochodzenia tych pieniędzy. Wolała to jednak zostawić dla siebie, kto wie, może kiedyś mu powie skąd je wzięła. Ale nie była jeszcze na to gotowa.
Wchodząc do domu, kiwnęła Danielowi, że rozumie iż idzie wziąć prysznic. I w sumie nie dziwiła mu się, po takim biegu zawsze dobrze jest się trochę odświeżyć. Sama zdecydowała się, ze pójdzie się czegoś napić. Może nie była tak zmęczona, co najwyżej miała lekką zadyszkę, czuła jednak, że potrzebuje uzupełnić płyny. I...gdy tylko weszła do kuchni, witając się krótko z gospodarzami, szybko pożałowała swojej decyzji. Nie była przyzwyczajona do tego by ktoś się o nią martwił. Gdy matka Daniela podeszła do niej by obejrzeć policzek, kotka spłoszyła się lekko i położyła płasko uszka. Jednak nie uciekała. Z trudem ale powstrzymała się - to nic takiego...naprawdę, była tylko mała bójka w szkole i ... - westchnęła ciężko i opowiedziała w wielkim skrócie o kłótni dwóch chłopaków. Nie wspominała jednak nic o wynikach wyborów, uznając, że lepiej aby Daniel sam powiedział swoim rodzicom jak się wybory zakończyły.
Jeśli kobieta chciała zajrzeć pod opatrunek kotka cofnęła się lekko - to naprawdę nic takiego pani Kessler, nie ma się czym przejmować - powiedziała niepewnie, wiedząc, ze rana wcale nie jest taka mała jak kotka utrzymuje. ech czemu nie wyleczyłam jej sobie jeszcze w szkole pomyślała. Jeśli jednak kobieta uparła się i odkryła ranę, kotka stała tylko niepewnie, z opuszczonymi uszkami i ogonami, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Przynajmniej jest to oczyszczone i posmarowane jakąś maścią pomyślała jeszcze szybko, dzięki temu rana na pewno nie wyglądała tak źle jak na początki i na pewno nie była zaczerwieniona.Kessler - 16 Listopad 2016, 19:56 Stał nagi pod prysznicem, a woda spływała na jego ciało. Głowę przystawił czołem do ściany, wpatrując się na posadzkę. Dźwięk wody relaksował go, powodował, że tworzyła się w tym wąskim pomieszczonku pewnego rodzaju atmosfera, klimat, w którym czuł się bardzo dobrze. Zamknięty w małej przestrzeni, przyjemny odgłos lecącej wody, jej ciepło spływające na danielowe ciało, możliwość odcięcia się od świata - było to doskonałe miejsce, gdzie żadne uzależnienie, żaden fatalny nawyk czy ból Daniela nie nawiedzały. Było to miejsce zadumy, rozpaczy, rozmyślania, analizy, stawiania sobie celów i rozkminy ogólnej na temat życia. Prysznic, niby nic, ale tak wiele znaczyło dla Daniela, te kilkanaście minut - bo lubił sobie postać, czasami posiedzieć - w trakcie których mógł się zresetować i całkowicie się odświeżyć. To było dobre.
Przypominał sobie sytuacje sprzed kilkunastu minut. Mari chciała Daniela odprowadzić jutro do szkoły, na co on z chęcią wyraził zgodę. Widział, jak zmarniała, gdy zaczął mówić, że z jej pojawieniem się w Akademii będą problemy. Zabolało go trochę to, że pomimo swoich wpływów i mocy zachował się jak totalny urzędnik z najniższego szczebla. Gdzie masz jaja, Kesslerze? - zapytał się, ciągle patrząc w posadzkę. Chyba powie jej, że spróbuje wziąć ją na lekcje. Że jest pewny, że się uda. Sam nie był tego tak naprawdę pewny, ale nie mógł się pokazywać ciągle jako osoba całkowicie bez charakteru. Ona tego chce? To będzie to miała, ha! Pokażę jej, że potrafię, a nie jakieś wycofywanie się. Chociaż raz zrobię coś dojrzałego.
I druga sprawa... dano Kesslerowi pieniądze za ubrania, w ramach spłaty długu, jak to powiedziała Mari. Skąd miała? Nie ukradła... zarobiła? Miała coś ze swoich? Nic nie trzymało się kupy, ponieważ gdyby miała jakiekolwiek pieniądze, to by sobie kupiła zawczasu jedzenie. Gdyby ukradła, wyglądałaby na zestresowaną, bo chyba po złodziejach widać, że coś właśnie komuś zajumali? Nauczyciel albo uczniowie dali jej za rozstrzygnięcie konfliktu? Nieee... oni nie są tacy szczodrzy dla nieznanych osób. Żadna myśl nie trafiała do Daniela, na nic nie potrafił odpowiedzieć. Nie spyta jej, bo już raz to zrobił; i nie powiedziała nic konkretnego. Musiałbym ją chyba pytać w kółko. A to odpada, bo w ogóle przestanie się odzywać! Trudno, cholera. Nie ma co wiedzieć za dużo. Może sama mu kiedyś powie? Jeśli zdobyła te pieniądze i czuje się winna, to zawsze się komuś to powie. A Daniel chyba był dla niej najbliższą osóbką, jak do tej pory. Skończył wreszcie, wyszedł spod prysznica, wziął ręcznik i się nim dobrze wytarł. Założył świeże ubrania domowe i zadowolony pomaszerował do kuchni, gdzie siedzieli jego rodzice i gdzie była Mari.
Niedługo przed tym rodzice wpatrzyli się w dziewczynę, uważnie jej słuchając. Byli może i bardzo mili, ale również też kierowali się w życiu podejrzliwością, czasami... paranoją. A gdy dodała jeszcze słowo "bójka", wówczas jakby zaraz tata się wyprostował, a mama zdębiała. Ale na szczęście po chwil Dachowiec opowiedział o całej sprawie, a rodzice jakby odetchnęli; i to słyszalnie. Tata jakby próbując nie wywoływać takiej presji wrócił do czytania gazety, zaś mama jakby jeszcze bardziej wpatrzyła się w opatrunek. Pomyślała przez chwilę.
- Dam ci na wieczór taką maść rodową do posmarowania. Zagoi ci się bardzo szybko. - powiedziała czule i wpatrzyła się w policzek dziewczyny. Czekała na jej zgodę, a gdy ta padła, usiadła z powrotem do jedzenia biszkoptów i sama zaprosiła Mari, aby się też poczęstowała. Zaczęła przy okazji narzekać na swojego syna, że trochę leniwy, że trochę mógłby bardziej pracowity być.
Po dwóch-trzech minutach do środka wszedł Daniel, jeszcze z mokrymi włosami. Był oczywiście ubrany, ale jakoś nie do końca wytarł głowę z wody. Uśmiechnął się złośliwie, dając do zrozumienia, że słyszał narzekania matki.
- Co tutaj się za nieprawdę o mnie mówi? - powiedział, próbując nadać swojemu głosowi ton oburzonego, zabawnego gościa. Wpatrzył się w swoją mamę. W tym czasie ojciec był bardzo uśmiechnięty, ale nadal skupił się na czytaniu gazet.
- Oh nic, rozmawialiśmy o tym, co zrobimy na kolację. - rzuciła matka. Aby zaraz wyprowadzić w ramach obrony drugi cios, zamierzała spytać jeszcze o wybory w szkole Daniela.
Ten ubiegł ją jednak, widać było, że jednak teraz czuł się bardziej zadowolony niż przygnębiony wiszącym nad jego głową obowiązkiem. Usiadł przy stole, przy ojcu, a zarazem wskazał ręką, aby Mari usiadła na przeciwko niego, przy mamie. Pomyślał, że taka drobna integracja nie wyszłaby nikomu na złe. Miał wielką nadzieję, że przyjmie jego propozycję i jednak usiądzie.
Zaczął mówić o wyborach, o wynikach, o tym, co zaszło pomiędzy, że byli z Mari na lodach po wydarzeniu. Czuł się szczęśliwy i był uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Dzień przed Mari bardzo mi pomogła w przygotowaniu przemowy, za co wielce jej dziękuję - powiedział; rodzice nie dość, że byli dumni z Daniela, to jeszcze cieszyli się, że Mari okazała się tak wielce pomocna. Tak właśnie, jak życzyła sobie w myślach mama.
Gdy zaś rodzice ucieszyli się na tę wiadomość, o wyborach, jak i o pomocy Mari, sama dziewczyna, gdyby oczywiście usiadła, poczuć mogła stopę Daniela, który lekko, wstydliwie, ale jednak przysunął się do jej nogi i lekko ją miźnął. Jednak po jego twarzy nie dało się poznać, że to robił, zachował pozory, jakby nic takiego nie miało miejsca.
- Gdzie nauczyłaś się tak przemawiać, używać gestów i intonować głos, Mari, że mój syn wygrał dzięki tobie w Akademii? - zapytał jeszcze radośnie ojciec.Mari - 16 Listopad 2016, 20:32 Kotka niepewnie opowiedziała rodzicom Daniela o bójce. Widziała jak westchnęli z ulgą gdy okazało się, że Daniel nie brał w niej udziału i że nie było to nic poważnego. Tylko sprzeczka między kolegami, która mogła zajść trochę za daleko gdyby nie interwencja Dachowca.
- Bardzo pani dziękuję - powiedziała Mari do kobiety, gdy ta zaproponowała jej, że da jej później maść na ranę. Odetchnęła lekko z ulgą, że jednak nie zajrzała pod opatrunek. Miała zamiar zająć się raną później i wyleczyć ją tak by nikt już się jej o to nie pytał. Już prościej jej będzie wyjaśnić, że po prostu ma takie umiejętności niż po raz kolejny opowiadać jak to obroniła pewnego chłopaka przed jego kolegą.
Na propozycję Kesslerowej, pokręciła tylko głową. Przyszła tam aby się napić i to miała zamiar zrobić. Nalała sobie wody do szklanki i słuchała uważnie co kobieta ma do powiedzenia. Miała zamiar zniknąć na chwilę w swoim pokoju, jednak w tym momencie pojawił się Daniel i pokazał aby usiadła naprzeciw niego. Zabrała więc wodę i usiadła obok jego mamy. Zaśmiała się cicho słysząc jego reakcję. Słuchała jego opowieści na temat wyborów. Nie przerywała mu ani nie dodawała nic od siebie. Po prostu siedziała cichutko, uśmiechając się miło i popijając wodę.
Nie spodziewała się, że młody Kessler pochwali ją przed rodzicami, że mu pomogła - ależ to nic takiego, po prostu widziałam, że bardzo się stresujesz - powiedziała niepewnie, lekko się rumieniąc i opuszczając uszka. Słyszała jak chwalą ją gospodarze, a ona skromnie zapewniała, że to nic takiego.
Nagle poczuła nieśmiały dotyk na nodze. Zerknęła na Daniela, po którym jednak nie było poznać, że to on. Poprawiła się na krześle i lekko zbliżyła nogę do chłopaka, dając mu możliwość, o ile oczywiście chciał, aby nacieszył się trochę jej miękkim futerkiem. Jeśli faktycznie zaczął ją delikatnie głaskać stopą, pilnowała się tylko żeby przypadkiem nie zamruczeć.
Z zamyślenia wyrwało ją wesołe pytanie pana Kesslera - ja... - potarła się łapą po karku - wie pan... przez jakiś czas byłam uczona przez pewnego Lunatyka - starała się przerobić swoją historię tak, by wyglądała w miarę normalnie - jak zachowywać się przed ludźmi, a dokładniej jak zachowywać się na scenie. - mówiła trochę niepewnie - trochę z kilkoma innymi osobami uczyliśmy się aktorstwa, co szczerze mówiąc niezbyt mi szło, oraz śpiewu i grania na instrumentach. Taka...prywatna darmowa szkoła muzyczno-aktorska. Mama mi załatwiła tam nauki u swojego znajomego - starała się dopierać słowa tak, aby nie wzbudzać, żadnych podejrzeń.
Gdy zaczynała mówić, zerknęła niepewnie na Daniela, jakby prosząc go, żeby w jakiś sposób pokazał jej wsparcie. Nie musiał nic mówić, tylko dać jej jakiś znak, że sobie poradzi, że Marionetkarz ją wspiera. Może i udało jej się mu pomóc, ale strasznie nie lubiła takich sytuacji, gdzie musi się tłumaczyć, tym bardziej jak musiała szybko wymyślać kłamstwa lub naginać prawdę.
Gdy wszystko wyjaśniła, wstała powoli mówiąc, że chyba się pójdzie położyć na chwilę, o ile oczywiście Kesslerowie nie mają nic przeciwko. Wyjaśniła to tym, że w nocy chyba trochę się stresowała czy wszystko dobrze wyjaśniła Danielowi i że nie spała za dobrze. Na potwierdzenie swoich słów przeciągnęła się lekko - myślę, że Daniel chce z państwem spędzić trochę czasu - dodała też - więc nie będę przeszkadzać i jeśli państwo pozwolą, to na chwilę się położę.
Jeśli nie mieli nic przeciwko, umyła szklankę, z której przed chwilą piła i udałą się do swojego pokoju gdzie opadła na łóżko, chowając twarz w poduszkę i wzdychając ciężko.Kessler - 16 Listopad 2016, 22:02 Gdy Mari zrobiła się czerwona po usłyszeniu pochwały danielowego ojca, spojrzał na nią i nie przestawał miziać ją swoją nogą. Stwierdził w myślach, że w sumie bardzo uroczo wygląda, taka zawstydzona, kiedy uszka tak bardzo jej opadły. No sama słodkość. W sumie przy tej sytuacji zastanowił się też nad całą sprawą dotyczącą Dachowców. Niezbyt za nimi przepadał, czuł po prostu do nich wrodzoną jakąś niechęć... sam też zdziwił się, widząc pierwsze reakcje rodziców. Przecież ta niechęć sama mu się nie wbiła... A mimo to potraktowali ją bardzo serdecznie i miło, jakby w ogóle zamiatając pod dywan wcześniejsze słowa, komentarze, gniewne teksty. Mniejsza o to! Teraz czuł się wspaniale, ponieważ rodzice w pełni aprobowali jego plany, aby zatrzymać Mari jak najdłużej. No i jakoś tak mimowolnie... to wszystko było przyjemne. Trochę się wstydził do tego przyznawać. Tato czasami wyrażał jakieś pytania, czy Danielowi się ktoś podoba, czy inne rzeczy utrzymane w tym tonie. Młody Kessler był bardzo wrażliwą postacią; jeśli czuł zainteresowanie rodziców w sprawie rzeczy, którą robił, to albo bardziej się do tego przykładał, albo jego działania w tym kierunku zupełnie były sparaliżowane. W przypadku "podobania się" wygrało to drugie. Po prostu nie myślał o tym zupełnie. Jaką ta Mari ma miłą w dotyku nogę!
Rodzice i Kessler słuchali rzeczywiście dalszej opowieści dziewczyny na temat jej przeszłości. Wsłuchiwali się w to, co ma do powiedzenia na ten temat. Jednak Daniel wiedział trochę więcej niż jego rodzice i poczuł, że rozmowa zeszła na niezbyt miłe dla dziewczyny tony. Dlatego myślał, jak tu szybko przerwać te tłumaczenia. Póki co zrobił puścił oko w stronę Mari, żeby próbowała jakoś wybrnąć z tej sytuacji. W razie czego wkroczy jej w słowa i zacznie mówić za nią. Gdy kończyła mówić o tym, że mama załatwiła jej to wszystko, podniósł rękę do góry i zwrócił się do rodziców.
- Oj mamo, tato, męczycie naszego wspaniałego gościa takimi pytaniami. Już mu dajcie spokój! - powiedział, zamachując lekko ręką w stół, tak jakby opadła pod wpływem grawitacji. Pokiwał głową w lewo i w prawo, dając do zrozumienia, że lepiej powinni skupić się na nim ; tym razem jednak nie kierowały nim egoistyczne pobudki, tylko raczej próba zdjęcia ciężaru uwagi z Mari, aby tak się nie męczyła. Zobaczyli, jak przeprasza i wstaje, idąc do swojego pokoju. Zrozumieli jej tłumaczenie i w pełni się z nim zgodzili. Przecież tłumaczenie, że się nie wyspała ze stresu było tak zrozumiałe (szczególnie dla matki Kesslera), że nie było potrzeby dopytywać, czy aby czegoś potrzebuje. Gdy zaś wyszła, poczuli się trochę swobodniej.
- Wspaniała dziewczyna... szkoda że jej rasa nie mogłaby być taka, jak ona - Stary Kessler rzucił pod nosem, co mogła jeszcze usłyszeć.
Mari mogła już tego nie usłyszeć; rodzice pytali Daniela, jak to było z ich znajomością, ten zaś próbował sklecić coś sensownego, a zarazem na tyle ogólnego, aby mieściło się w opowieści dziewczyny. Szybko przeskakiwał do fragmentów, które dotyczyły już rzeczywistości. Opowiedział dokładniej, jak to się miały wybory, jak dobrą przemowę powedział; przytoczył też przemowy konkurentów, pokrytykował sobie także swojego konkurenta, Mikhela. Minęło sporo czasu, a oni znów poczuli się jak rodzina, siedząc przy jednym stole, gadając o pewnych rzeczach. Daniel w końcu też zamilkł i posłuchał, jak rodzice rozmawiają o swojej pracy i o "ważniejszych sprawach". Zwykle raczej się z nimi kryli, teraz opowiadali sobie jasno. Daniel nie był zbyt zachwycony sytuacją i zmianami, jakie mają nadejść, ale nie zamierzał o nich nikomu mówić. Tak często był niemym świadkiem tego, co się działo u rodziców, tak często zachowywał to dla siebie, że po prostu i tym razem nie miał zamiaru złamać tej przysięgi milczenia. Wiedział zatem, jak to wygląda od kuchni. Czuł się przez chwilę nawet jak dorosły; ogólnie spędzili ze sobą dużo czasu; dla zmęczonej Mari, która mogła przysnąć, czy też nudzić się, minęło sporo czasu. Słyszeć mogła rozmowy z kuchni, od czasu do czasu śmiechy i chichy, komentarze. Byli jednością; w końcu mogli spędzić dzień/wieczór tak, jak należało. Nacieszyć się sobą w pełni. I tak było.
Po pewnym czasie jednak słychać było kroki, jakby każdy znowu miał coś robić. Mama zaczęła krzątać się po łazience, tata trochę sprzątał, a Daniel mu pomagał, od czasu do czasu zaglądając do warsztatu. Znowu minęło trochę, aż w końcu zza drzwi nie słychać było nic. Widocznie każdy był w jakimś pokoju i już nie przechodził z miejsca na miejsce. Jednakże nagle do pokoju Mari cichutko wszedł Daniel. Zamknął lekko drzwi, chodził na paluszkach po pokoju. Zbliżył się do łóżka i wpatrzył się w leżącą (o ile jeszcze leżała, jeśli nie, to gdzieś siedzącą/stojącą) Kotkę. Patrzył tak i patrzył, stojąc nieruchomo. Co mogło Mari przerazić (?) to fakt, że Daniel... miał w sumie na sobie tylko długie czarne spodnie. Czegóż mógł chcieć tutaj, w takim stanie? Na początku wydawało się, jakby czegoś usilnie szukał, teraz zaś stał i wpatrywał się w dziewczynę.Mari - 16 Listopad 2016, 22:57 Mari uśmiechnęła się do Daniela czując jak gładzi jej łapę. Starała się jednak nie mruczek, bo to zdradziłoby tylko jego działania. W sumie to zaskoczył ją tym. Wcześniej nie miał odwagi nawet wziąć ją za rękę, a teraz? No co to się z nim działo.
Westchnęła lekko z ulgą gdy nikt nie miał nic przeciwko temu, aby udała się do pokoju. Usłyszała jednak komentarz ojca Daniela. Czyli faktycznie jego rodzina nie przepada za moją rasą stwierdziła w myślach ze smutkiem.
Tak jak powiedziała, udała się do pokoju, jednak nie po to by się położyć. Przynajmniej nie na razie. Musiała się troszkę wyciszyć. Po całym dniu. Po tym jak się dowiedziała, że Mikhel wie, że rodzina Kesslerów nie przepada za Dachowcami. Czuła wyrzuty sumienia, że uważają ją za taka dobrą osobę, a ona co? Kradła, zabiła.... ech...jak długo dasz radę jeszcze to ciągnąć Marionette? Pomyślała ze smutkiem. Wyciągnęła jeszcze ze starych spodni osełkę, mocno już zużytą i usiadła na parapecie otwartego okna. Zaczęła ze spokojem ostrzyć sztylet. Robiła to jednak tylko po to aby się odstresować. Chociaż w sumie dawno nie ostrzyła sztyletu i zrobił się on już trochę tępy. Lily pewnie by się na nią zdenerwowała gdyby widziała w jakim stanie ma broń. Kotka postanowiła więc zając się nią, nucąc cichutko.
W końcu jednak dopadła ją senność. Akurat w momencie kiedy mieszkańcy zaczęli się krzątać po całym domu. Chciała im pomóc w sprzątaniu, jednak czuła jak zamykają jej się oczy. Schowała znów sztylet pod poduszką i skuliła się na łóżku. Nie przykrywała się ani nie przebierała. Po prostu zwinęła się w kłębek na środku kołdry i szybko zasnęła.
Nie śniło jej się nic, dzięki czemu kotka mogła spokojnie odpocząć. Chociaż trochę. Coś jednak jej nie pasowało. Ktoś wszedł do pokoju. Otworzyła powoli oczy i widząc Daniela usiadła, przecierając oczy zaspana - Daniel? Czy coś się stało? - Zapytała widząc jak nad nią stoi. Dopiero teraz zauważyła w jakim jest stroju i spojrzała na niego niepewnie, opuszczając uszy, łapką nieświadomie przesunęła się troszkę bliżej sztyletu. Zrobiła to jednak tak, że Daniel nie mógł tego zauważyć. Patrzała na niego uważnie. Nie zapytała jednak czemu jest tak ubrany, ani czego szukał w tym...w jej pokoju. Przecież nawet nie zapukał, a co jakby się przebierała? Wyrzuciła te myśli z głowy i czekała na tłumaczenie się Marionetkarza.Kessler - 16 Listopad 2016, 23:50 W sumie przyszedł tu po jedną rzecz, którą dawno tu zostawił, a o której sobie przypomniał. Ale przy okazji zapatrzył się na bezbronną Mari, która tak oto leżała, złożona w kłębku. Daniel ciągle przeżywał dwojako poznawanie dziewczyny - z jednej strony od tej miłej, łagodnej i dobrej strony, gdzie była naprawdę grzeczną i uroczą dziewczyną; z drugiej, czasami wydawało się mu, że prawdziwą, bardziej mroczną część historii chowa za maską. Która jest prawdziwą? W którą stronę chciałaby iść? Pewnie nigdy się nie dowie. O niektórych rzeczach nie mówi się nawet bardzo bliskim osobom. Ta dziewczyna jakoś przyciągała wzrok, była tą pierwszą z rasy Dachowców, z którą miał okazję się bliżej zapoznać. I pomimo wbijanej do głowy niechęci i zasłyszanych plotek, to poznał ją i całkiem zaakceptował. Dlatego wzbudziła jego zainteresowanie. Zauważył, że zaczęła się przebudzać, za co się bardzo zganił w myślach. Przecież po to wchodziłeś po cichu, żeby coś tutaj znaleźć, a nie żebyś się na nią gapił jak podglądasz, baraan! - pomyślał. Poczuł się naprawdę zakłopotany z tego powodu, ona drzemała, była zmęczona, a on ją nachodzi i jeszcze ma czelność budzić, bezczelny! Miał jednak drobne zadanko w tym pokoju i nie chciał dalej jej przeszkadzać. I tak wystarczająco już to zrobił. A przecież nawet jeśli u podstawy to ona miała mu pomagać i być traktowana jako służąca, to taki pomysł już dawno został uznany za niebyły. Jej też należy się chwila odpoczynku, szczególnie, że jest normalną członkinią tego domu. Wszyscy ją zaakceptowali. I koniec!
- Ja ten tego, szukałem swojej ulubionej koszulki, a którą tu zostawiłem kiedyś. Pranie z matulą robimy. Ja... nie chciałem cię obudzić, przepraszam. - powiedział, tłumacząc się niczym pastuch wypasający krowy. I powracając do początku tego posta : trudno mówić, że zapomina się ot tak o ulubionej rzeczy. Daniel widocznie tak potrafił, skubaniec. Dlatego tak jak powiedział - szuka ubranka do prania, gdyż jaśnie oświecony przypomniał sobie o praniu. I dlatego został w samych spodniach, ponieważ wszystkie swoje ubrania tam właśnie przeznaczył. Przy okazji wziął też zużyte ubrania dziewczyny, o ile takie były. Po pewnym czasie, gdy na niego będzie tak patrzyła speszy się i szybko opuści pokój, czerwieniąc się cały jak burak. Słychać było zza drzwi, jak Daniel krząta się jeszcze to tu, to tam, niosąc ubrania do łazienki. Dziewczyna mogła nawet słyszeć, jak Kessler ze swoją mamą rozmawiają na temat domu, obiadokolacji, jak i planów na jutro. Miał nawet pochwalić się, że zabierze swoją... koleżankę na pokaz do Akademii.
Ktoś wtem zapukał do drzwi wyjściowych. Mari mogła usłyszeć, jak podchodzi do nich ktoś cięższym krokiem - zatem był to pewnie Kessler senior. Otworzył drzwi. Była zupełna cisza. Po chwili drzwi się zamknęły.
- Chodź tuu na chwilę, Danio, zajmij się praniem. - powiedział ojciec prawdopodobnie do matki, a zarazem wydał polecenie synowi, aby zajął się tą czynnością. W domu natychmiastowo można było poczuć pewien niepokój i spięcie. Nagłe ruchy, inny ton głosu. Rodzice przestali stać w korytarzu i skoczyli do swojego pokoju i zamknęli się w nim; skąd było słychać głośne rozmowy, które nagle przycichły. Tak jakby ktoś z tamtej strony upomniał drugiego, aby mówił ciszej, tak jakby nie chciał, aby Daniel czy Mari usłyszeli treść rozmowy. Zanim jeszcze przycichli, to mowa była o jakiejś... wielkiej zapłacie? I o jakimś przebrzydłym kocurze. Ale więcej nie dało się usłyszeć. Daniel przygotował wszystko do prania i nawet włączył pewien prymitywny mechanizm, który z ojcem niegdyś skonstruowali. Zostawił to na chwilę, obmył ręce i stanął w drzwiach do swojego pokoju, patrząc na drzwi prowadzące do pokoju Mari.
Gdyby nie wyszła, stałby w drzwiach nadal, czekając ewentualnie na jakiś ruch, cokolwiek...
Gdyby zaś wyszła, popchnąłby ją lekko i wszedł z nią do jej pokoju. Zamknąłby drzwi, a gdy wejdą już do środka, uśmiechnąłby się serdecznie, lecz nerwowo.
- Słuchaj, jest taka sprawa, lepiej tu zostań, naprawdę, nie ma co wychodzić. - mówił szybko, zmieszanym głosem, jakby nie chciał, naprawdę nie chciał, aby wyszła na korytarz, albo nie daj Orionie aby dotarła pod drzwi rodziców. Wolał poczekać tutaj z nią. Gdyby naciskała na to, aby wyszli na korytarz, nie bałby się ją nawet siłą przytrzymać, czy też utulać. Ale miał szczerą nadzieję, że do tego nie dojdzie. Rzadko się tak działo. Była to całkiem wyjątkowa sytuacja, ale mogła oznaczać jedno z niewielu rzeczy. W sumie mogło oznaczać tylko jedno. Znowu ich znaleźli. Niezbyt to byłoby miłe na przyszłość, ale... mniejsza. Nie ma co nikogo tutaj kłopotać, będzie dobrze. Rodzice się podenerwują, tata pokrzyczy, mama się wzruszy, ale za godzinkę-dwie wszystko się uspokoi. Aby zaś troszkę zagłuszyć, czy też zająć się czymś innym, pomyślał, że powinien pogadać trochę z Mari.
- To jaak, jutro cię zabieram, huh, do Akademii, co? Będzie fajnie, hm? Kogo tam poznałaś? - zaczął mówić cieplutko, acz wyczuć w nim można było, że jest rozbity. Chciał jednak zasłonić całą sytuację, niczym wystąpienie kotarą, poprzez poruszenie tego właśnie tematu. Oby mówili, oby rozmawiali...Mari - 17 Listopad 2016, 12:18 Uspokoiła się słysząc tłumaczenie Marionetkarza i uśmiechnęła się do niego zaspana - koszulka leży na tamtym krześle - pokazała łapą - bo chyba o tej mówisz prawda? - ziewnęła mocno, wydając z siebie długie miauknięcie i pokazując swoje białe, kocie ząbki i przeciągnęła. Uśmiechnęła się jeszcze do Daniela, gdy ten wychodził, dała mu też swoje rzeczy oraz to co znalazła wcześniej w pokoju.
Siedziała jeszcze chwilę, aby się w pełni rozbudzić, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Postawiła mocno uszy nasłuchując. Wyczuła, że coś jest nie tak. Zmieniło się nagle zachowanie domowników. Wstała szybko nasłuchując mocno. Zapłata? Kocur? Pomyślała z wielkim niepokojem. W końcu wzięła się na odwagę i wyszła z pokoju, żeby chociaż pomóc Danielowi przy praniu, ten jednak szybko wepchnął ją z powrotem do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Spojrzała na niego pytająco, widząc, że się denerwuje - Danielu co się dzieje? Czy to moja wina? Czy mogę jakoś pomóc? - zaczęła wypytywać bez większego zastanowienia. W końcu jednak zobaczyła, że chyba nie powinna się wpychać w ich sprawy - przepraszam... - powiedziała opuszczając uszy - ale jeśli jest coś co mogę zrobić...proszę powiedz mi - powiedziała, patrząc mu w oczy błagalnie.
Nie ciągnęła jednak tematu, widząc, że chyba chłopak nie chce o tym rozmawiać. Podjęła jednak temat, który on sam zaproponował - na pewno będzie fajnie - uśmiechnęła się do niego. Wzięła za ręce i usiadła, pociągnęła go lekko na łóżko aby usiadł obok niej - chyba mówiłeś coś mamie o jakimś pokazie? Co to takiego? - zapytała ciekawsko.
Jeśli chłopak postanowił jej to wyjaśnić, słuchała go uważnie. Co jakiś czas pytając o szczegóły. Gdy zapytał ją kogo poznała, zamyśliła się - głównie rozmawiałam z tymi Dachowcami. Nie przepadam za tłumami, a oni sami do mnie zagadali. Powiem Ci, że bardzo miłe z nich osoby i.. nawet kilku z nich na Ciebie oddało głosy - powiedziała patrząc Kesslerowi w oczy - bali się trochę, że jeśli zostaniesz przewodniczącym to będzie im trochę trudnej bo .... - opuściła wzrok - bo nie przepadasz za naszą rasą - dokończyła cicho - jednak gdy zobaczyli nas razem, zobaczyli cień szansy na to, że nie będzie to dla nich zły wybór, a poza tym jednym aspektem uważali, że bardziej nadajesz się na przewodniczącego - uśmiechnęła się nieśmiało.
Zamilkła na chwilę - Danielu? - zapytała cicho, jakby z lekką obawą - dla...dlaczego Twoja rodzina tak nie lubi mojej rasy? - zapytała nieśmiało, widać było, że bardzo ją to gryzło ale nie chciała się bardzo narzucać - czy...czy do mnie też czujecie taką niechęć? W końcu sama jestem Dachowcem i nie da się tego w żaden sposób ukryć - opuściła smutno uszka. Słyszała słowa ojca Daniela, jednak chciała to usłyszeć z ust chłopaka. - jeśli Twoim rodzicom...albo Tobie przeszkadza to, że jestem Dachowcem, mogę sobie iść - uśmiechnęła się smutno - dawałam sobie radę przez ostatnie dwa lata to teraz też sobie poradzę. Nie chce abyście czuli się przeze mnie skrępowani lub żebym sprawiała jakieś problemy - powiedziała spokojnie. Jednak z jej oczu można było wyczytać, że jeśli jest to możliwe, to chciałaby jeszcze tam trochę zostać. Jeszcze przez jakiś czas pokosztować tego, że ma gdzie się podziać, a nie tułać z dachu na dach, z zaułka w zaułek, tak jak to czyniła do tej pory.Kessler - 19 Listopad 2016, 21:08 Daniel poczekał na pierwsze słowa Mari, która pytała, co się takiego dzieje w domu. Ten podszedł jeszcze do drzwi, przyłożył do nich ucho i jedyne co usłyszał, to ciszę. Uspokoił się, wiedząc, że dziewczyna nie usłyszy już więcej słów na ten temat. Niektóre rzeczy należy ukrywać przed osobami spoza kręgu rodziny, ponieważ mogą oni opatrznie zrozumieć całą sytuację, wyciągając informacje z zasłyszanych niezłączonych ze sobą słów... miał nadzieję, że ona nie usłyszała ich zbyt wiele; sam jeszcze nie wiedział, czy powinien jej wytłumaczyć i przedstawić całą tę sytuację, czy nie. Była w sumie obca. Przecież równie dobrze mógłby się rano obudzić i jej nie zastać; a ona miałaby tę informację na ich temat, i gdyby była bardzo głodna, jak parę dni temu, mogłaby ją komuś "sprzedać". Dlatego póki co Marionetkarz wolał nie prowadzić rozważań na ten temat i też jej za dużo nie mówić. Podszedł znowu do niej, uśmiechnął się już bardziej uspokojony i lekko pomachał ręką.
- Niee... nie masz się czym martwić, to nic takiego. Drobne porachunki z przeszłości. Mnieejsza! Powiedział w sumie zgodnie z prawdą, ale w tej chwili nie zamierzał rozszerzać jakoś tego wyjaśnienia. Po prostu... należało się tego obawiać, mieć świadomość, że sytuacja nie jest taka piękna i sielankowa, jaka powinna być, ale z drugiej strony nie należało się tylko tym zajmować. Ponieważ można byłoby oszaleć. Z pewnością też Dachowiec nie mógłby pomóc w tej sprawie, bo nawet samą rodzinę Kesslerów ona przerastała.
- Oh, nie musisz w niczym pomóc, naprawdę, to w ogóle cię nie dotyczy. - stwierdził, gdy ujrzał błagalne wpatrzone w niego oczy. Trochę osłabiło to jego opór, ale nadal trzymał się linii, że nic takiego wielkiego się nie stało. Powiedzmy.
Zastanowił się głęboko na temat, który rzucił przed chwilą. W sumie w ogóle o nim nie pamiętał, musiał być on zaproponowany na ostatnią chwilę, tak żeby było można o czymś mówić. Dlatego chciał poczekać, co dziewczyna ma do powiedzenia na ten temat - by wyrazić swoją opinię i zarazem przypomnieć Kessowi, o co w ogóle pytał. Zdziwiło go, ale było zarazem miłe, że wzięła go za ręce i chciała usiąść z nim na łóżku, aby tam porozmawiać. Urocze, doprawdy, że wobec niego zachowuje się tak luźno, z taką dozą swobody...
- O pokaazie? O czym to ja mogłem mówić, uh, już nie pamiętam, przepraszam. - powiedział na wpół obecny, na wpół zupełnie nieprzytomny. Uleciało mu o jaki pokaz może chodzić, z tego względu, że być może było to mniej ważne zdarzenie, do którego zupełnie nie przywiązywał uwagi. Głowił się jeszcze przez chwilę, o czym może być mowa, ale postanowił poddać się w tej materii i spróbować pchnąć temat jakoś bardziej do przodu. Coś, do czego mógłby się przyczepić, a co nie byłoby mu zupełnie nieznane albo całkowicie przezeń zapomniane.
Przeszli do rozmowy na temat tego, kogo takiego Mari poznała w szkole. Daniel zastanawiał się szczerze, czy było jej trudno kogoś znaleźć, w końcu była chyba dosyć skrytą dziewczyną, przynajmniej tak myślał. Ale wyszło w sumie tak, że poznała kogoś i porozmawiała. Jak dowiedział się, była to grupa Dachowców, która sama się do niej odezwała. Nie był do końca ucieszony z tego powodu, ponieważ, co było trochę smutne i wstydliwe, pomimo tych paru lat przebywania w Akademii naprawdę rzadko z nimi rozmawiał. Nawet nie kojarzył ich imion. Nie było to coś, z czego był dumny. Cieszył się jednak, że pomimo rzadkich rozmów i kontaktów część z nich oddała głos na niego. Jeśli to na tyle ciekawska rasa, jaką ją zawsze uważał, to z pewnością wiedzieli o nim znacznie więcej, niż on o nich. W sumie jeśli te wiadomości dotarły do uszu Mari, to na pewno ją to musiało dotknąć. Nie wiedział już Daniel, czy powinien w jakiś sposób poruszać ten temat, kontynuować go, czy po prostu puścić mimo uszu. Przecież wiedziała, że darzy ją sympatią. Że nie jest taka zła jak inni. Że to taka rzadka postać, którą jednak lubi. Gdy ona mówiła, on tylko patrzył jej w twarz, czekał na jej kolejne słowa, wyraźnie milczał i przetwarzał te informacje, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Potem jednak dziewczyna sama powzięła temat i go kontynuowała, dopytując, dlaczego jego rodzina nie lubi zbyt Dachowców; dodała nawet, że może sobie pójść, na co Daniel mlasnął słyszalnie z niezadowoleniem.
- Nieee, to nie tak. Nigdzie nie idziesz, do ciebie nic nie mamy. Po prostu jest taka sprawa z przeszłości... Która daje nam się we znaki. I stąd ta niechęć. Ale wolę o tym nie mówić, po prostu. Uznajmy, że to jednorazowy incydent, który się już nie przytrafi. Akurat raz na... raz na... długo. Raz na długo się to przytrafiło, a ty miałaś nieszczęście się akurat w tej chwili pojawić. Zignoruj to. Twoje towarzystwo jest naprawdę mile widziane. - powiedział kojącym głosem, starając się przemówić do Mari, że wszystko jest naprawdę w porządku i nie ma potrzeby się denerwować, stresować, czy zwracać uwagę na to wydarzenie. Sam Daniel poczuł się smutny, wiedząc, że ta nieprzyjemna sytuacja mogła spowodować zepsucie humoru Dachowca. To nie powinno się przytrafić; że też akurat dzisiaj temu idiocie zachciało się wysyłać list upominający. A raczej...
- ... wzywający do zapłaty i zapowiadający odwiedziny. - powiedział głośno, acz ponuro ojciec, otworzywszy drzwi. Widocznie przysłuchiwał się rozmowie i postanowił zainterweniować, albo przynajmniej wytłumaczyć. Wiedział, że jego wcześniejsze zachowanie zapewne nie umknęło uwadze gościowi, a należało to wytłumaczyć. Albo przynajmniej napomnieć.
- Jutro proszę was, nie przychodźcie przed wieczorem do domu. Wróćcie o... - tu ojciec spojrzał na zegarek - po 18. A obiadokolacja będzie za pół godziny - powiedział poważnym, władczym tonem. Następnie odsunął się od drzwi i przymknął je, a następnie poszedł do warsztatu.
Daniel i Mari zapewne byli zaskoczeni tą bezpośredniością ojca. Młody Kessler miał rozdziawioną minę, że nie dość że list... to jeszcze takie coś. Eh, teraz z pewnością dziewczyna prędzej czy później dowie się, o co chodzi. No i będą musieli jutro zrobić coś na mieście do wieczora.
- No to... jutro chyba nam się wizyta w mieście przedłuży. Może wejdę do tego klubu go-go... - powiedział jeszcze i dał wyraz swojej ciekawości, układając ją w ten zabawną treść. Nie mówił oczywiście poważnie, chciał sprowokować Mari. Uśmiechnął się do niej właśnie w ten złośliwy sposób, aby wyrwać ją zarazem z tej melancholii, jaka powstała po poprzedniej rozmowie na temat niechęci Kesslerów do Dachowców. Rozłożył też ręce, jakby przygotowując się do ataku. Chociaż wszystko to należało traktować z przymrużeniem oka.Mari - 20 Listopad 2016, 00:45 - Ależ nic się nie stało - uśmiechnęła się do niego miło - możliwe, że mi się to po prostu przyśniło, co jest bardzo możliwe, prawda?
Westchnęła z wyraźną ulgą, gdy usłyszała, że jej obecność im nie przeszkadza. Co prawda nie odczuła z ich strony żadnej niechęci, jednak naprawdę nie chciała tam siedzieć na siłę. Jeśli nie lubili kotowatych to nie będzie ich zmuszać do swojego towarzystwa, prawda? Uszka miała jednak nadal niepewnie położone lekko. - Przepraszam, że pytałam, nie powinnam... - powiedziała po chwili ciszy - jednak naprawdę nie chcę wam sprawiać żadnych problemów. - pogłaskała Daniela po policzku.
Widziała, że nie jest aż tak kolorowo jak mówił młody Marionetkarz. Nie chciała jednak naciskać. W końcu nie jest członkiem rodziny i obawiał się, że kiedyś zniknie stąd i sprzeda te informacje za coś do jedzenia. Cóż...ona by tak nigdy nie zrobiła, jednak w końcu on jej aż tak dobrze nie znał. Mógł jej nie ufać i nie miała mu tego za złe. Znają się dopiero kilka dni, a ich pierwsze spotkanie raczej nie należało do takich, które pokazałyby, że jest godna zaufania.
Jej przypuszczenia na temat sytuacji rodziny potwierdził Kessler senior. Gdy wszedł do pokoju, mówiąc co to był za list, opuściła wzrok oraz uszka. Bała się na niego spojrzeć, wiedziała, że teraz tym bardziej nie będzie chciał oglądać, żadnego Dachowca, a ona tak siedziała, rozmawiając z jego synem jakby nigdy nic. Pokiwała głową, że rozumie, gdy powiedział o tym, że następnego dnia mają się do wieczora nie pojawiać w domu. Trochę zdziwiło ją to, że nic nie powiedział o niej tylko o nich jako dwójce. Jeszcze bardziej jej obawy potwierdziła mina Daniela, gdy jego ojciec zniknął już za drzwiami.
Zamilkła na chwile zamyślona. Z jej rozważań wyrwały ją słowa Daniela - nie ma mowy!- powiedziała zaskoczona - jak tam wejdziesz to możesz pożegnać się z zupkami mlecznymi na śniadanie oraz z przytulasami - pokazała mu zadziornie język. Trochę się rozluźniła - to miejsce naprawdę nie jest dla Ciebie...a poza tym chyba i tak jesteś za młody, żeby w ogóle Cię wpuścili- zaśmiała się, uśmiechają się do chłopaka uroczo.
Czas do obiadokolacji spędzili już bardziej miło. Można by pomyśleć, że Mari odpuściła i nie będzie już wracać do tego tematu. Gdy jednak mieli już wyjść z pokoju, zatrzymała go jeszcze i sięgnęła po coś pod łóżko. Wyciągnęła stamtąd dość spoty mieszek, wypełniony pieniędzmi - zabrałam to Salemowy...wiesz...temu Dachowcowi z parku - powiedziała niepewnie i dosłownie wcisnęła woreczek Marionetkarzowi w ręce i odsunęła się - daj go proszę rodzicom, wam się na pewno bardziej przyda niż mnie, ja sobie poradzę - uśmiechnęła się, z opuszczonymi uszkami - nie przyjmę ich z powrotem, więc proszę nie odmawiaj mi. Możesz to też uznać, za zapłatę za przenocowanie mnie ... - powiedziała jeszcze i szybko udała się do kuchni, mając nadzieję, że chłopak wypełni jej prośbę. Sama nie miała odwagi wręczać tego rodzicom Kessa. W szczególności, że raczej nie tryskali teraz dobrymi humorami.
W kuchni zaproponowała nieśmiało czy mogłaby w czymś pomóc i jeśli cokolwiek takiego było bez gadania wykonywała polecenia. Musiała się czymś zająć aby odgonić od siebie złe myśli.Kessler - 20 Listopad 2016, 23:55 Po pierwszych kwestiach siedzący obok dziewczyny piętnastolatek zaczął zauważać zmianę w swoim podejściu do Dachowca. Najpierw w sumie traktował ją jak pokojówkę ze względu na początek ich relacji; później z góry założył, że powinni jednak traktować się równo, bez potrzeby wywoływania ciągłego poczucia winy; ostatnio zaś w ogóle uważał ją za swoją koleżankę, tak jakby mówił o każdej innej dziewczynie z Akademii. Jednak wraz z upływem czasu dodatkowo nawet traktował ją jako trochę więcej niż tylko koleżankę... Ale do czego Daniel w swym rozważaniu zmierzał, to fakt, że zaczął denerwować go powoli ton i zachowanie dziewczyny, która pomimo polepszenia swej pozycji w domu Kesslerów nadal czasami zachowywała się, jakby ciągle zrobiła coś złego. Tak jak na początku nie sprawiało to Danielowi problemu, tak teraz zaczął wzburzać się, gdy słyszał takie słowa. Ale postanowił ich nie komentować, bo wiedział, że tym sposobem tylko pogorszy sprawę. Już wcześniej mówił jej, że jest bardzo mile tutaj widziana, nie widział zatem powodu, aby ciągle to powtarzać, miał nadzieję, że samym zachowaniem i gestami pokazywał jej, że nie musi się obawiać ani o siebie, ani o cokolwiek innego. Gdy tak gestami próbował uciszyć ją, żeby nie mówiła dalej na temat tego, czy może cokolwiek coby to nie było jest jej winą, poczuł głaskanie po policzku, co uznał za bardzo miłe. Wtulił się policzkiem w jej dłoń i lekko przymknął oczy.
Wyrwał go z zamysłu ojciec, który wypowiedział parę słów. Gdy stał i mówił, Daniel momentalnie otworzył oczy i odwrócił się w jego stronę. Gdy zaś skończył mówić, rzucił okiem na Mari i zobaczył, jak znów stała się smutna. Trochę denerwowało go, że pewien splot wydarzeń rzucał się cieniem na jej radość przebywania w tym domu. W sumie to jej nie dotyczyło, to nie była jej wina. Tylko jej pobratymców, cholera...
- Nie przejmuj się, to nie twoja wina tam... - dodał jeszcze ku pokrzepieniu serc.
Następnie, jak można powiedzieć, "żebrał żniwo" po prowokacji odnośnie klubu go-go. Ucieszył się wielce, że podchwyciła żart i potraktowała go z przymrużeniem oka. Widok braku przytulasów i zupek mlecznych głęboko go zabolał, dlatego gdy o tym wspomniała natychmiast próbował jakoś zaprzeczyć, że taki pomysł w ogóle chodził mu po głowie. Widział jednak, że było to wszystko w formie żartu, a atmosfera zdecydowanie się poprawiła, więc tylko śmiał się, słuchając, jak próbuje go odciągnąć od tego pomysłu.
Co jednak zrobiła później, wielce go zaskoczyło. Sięgnęła pod łóżko, wyciągnęła mieszek i wcisnęła go Marionetkarzowi do rąk. Zrobił tylko wielkie oczy, jak gdyby nie wiedział zupełnie, co się działo. Nie rozumiał całej sytuacji, o co mogło chodzić Mari? Po chwili jednak wytłumaczyła, czym tak naprawdę są te pieniądze. I do kogo należały. Zrobił jeszcze większe oczy i trochę skamieniał, gdy słuchał i myślał nad tą sytuacją. Jednak żadne jego rozmyślania nie trafiały na podatny grunt w jego głowie, więc nic takiego konkretnego nie wymyślił. Po prostu bił się z myślami. Trzymał mieszek w rękach i lekko go obmacywał, próbując zobaczyć, ile może być tam pieniędzy. Dziewczyna chyba, aby jej nie odmówił, wyszła z pokoju i zostawiła go samego. Podszedł więc do stołu, rozwiązał wiązanie i cichutko wysypał pieniądze na stół, aby podliczyć, ile mniej więcej tego tam się uzbierało.
- Dużo... - powiedział po cichu. Zastanawiał się, jak wciśnie ten mieszek rodzicom i jaką bajeczkę im sprzeda... może jakieś stypendium czy wygrana konkursu... ale powinien był o tym powiedzieć znacznie wcześniej; no nic, póki co te pieniądze przeleżą tutaj, a później jakoś da się je rodzicom.
Daniel spakował monety do woreczka ponownie, związał go i schował do szafki. Niech leżą na lepszą okazję, aż będzie wypadało wręczyć je rodzicom. Wziął głęboki oddech i wypuścił powietrze. Postanowił uchylić okno. Gdy już to zrobił i pokój przewietrzał się, wyszedł z niego i przymknął drzwi. Wszedł na główny hol i wejrzał w obraz przedstawiający stworzenie Marionetki. Patrzył na niego i patrzył, zastanawiając się, czy jego przodkowie byli zupełnymi amatorami jak on, czy może ich technika tworzenia Marionetek stała na znacznie wyższym poziomie. Kto wie, trudno powiedzieć. Miał nadzieję, że kiedyś dorówna im talentem. Chciałby, ku chwale swojej i rodziców.
Mari, która spytała o pomoc, oczywiście dostała jakieś drobne polecenia od mamy, m.in. aby rozłożyła talerze na stół, gdyż niedługo rodzina będzie jeść posiłek. Daniel wolnym krokiem wszedł do kuchni i rozejrzał się, zastając tam matkę i koleżankę. Chciał w sumie zadać jej pytanie na temat tej ważnej osoby z jej przeszłości, ale nie było teraz ku temu okazji. Zanim jeszcze wszedł, kątem oka zobaczył, jak ojciec w sypialni rodziców przegląda szafki. Czyżby szukał pieniędzy, aby wypłacić się smutnemu panu, który przyjdzie i zapyta, jak idzie zbieranie monet na dług, ale też który dopyta, dlaczego to rodzina przeprowadziła się bez żadnej informacji. Współczuł ojcu i nie miał najmniejszej ochoty iść jutro do Akademii. Ale wiedział, że swoją obecnością tylko pogorszy sytuację. Byłby jeszcze elementem, którego naciskanie złamałoby tatę... i zamiast pomóc tylko by zepsuł sytuację. Ale nie mógł tak tego zostawić...
Stał więc w przejściu do kuchni i spoglądał to na ojca, to na dziewczyny.
Mama w trakcie przygotowania posiłku postanowiła przerwać tę męczącą ciszę.
- Nie myślałaś, by zapisać się do Akademii? Przyjmują tam wszystkich chętnych, o ile wykażą się odpowiednimi zdolnościami. A ty, moja droga, takie posiadasz. - pochwaliła mama i zapytała, jakby próbując zachęcić i dać pomysł na życie dla Mari.
W tym też momencie Daniel głęboko westchnął, zdając sobie sprawę, że mama często daje porady, jakby o które w ogóle się nie prosi. Ale cóż miał odpowiedzieć... Spojrzał tylko ze współczuciem na dziewczynę, zachęcając ją do zadania pytań zarówno do Kessa, jak i do Kesslerowej, aby nie było takiej zupełnej ciszy, aby matkę trochę zagadać.Mari - 21 Listopad 2016, 10:20 Mari uśmiechnęła się miło, widząc jak chłopak wtula się w jej łapę. Utwierdziło ją to choć trochę, że nie jest tu niemile widziana. W końcu nie zachowywałby się przy niej tak, gdyby była tutaj tylko ot tak żeby nie było, że Kessler nie ma serca.
W kuchni bez słowa pomagała Kesslerowej, starając się jakoś odwrócić swoją uwagę od tej całej sytuacji. Nie chciała pogłębiać złej atmosfery, czy powiedzieć coś czego nie powinna. Nakryła do stołu i zrobiła herbatę, którą rozlała do kubków.
Pytanie kobiety, zaskoczyło ją, a tym bardziej to, że powiedziała, że Mari posiada jakieś umiejętności, które pomogłyby jej dostać się do Akademii. Oczywiście nie miała zamiaru się przyznać, że w sumie można powiedzieć, że już się tam dostała. A przynajmniej, że dostała propozycję od jednego z nauczycieli iż może uczęszczać do niego na zajęcia. Zamyśliła się więc na chwilę - szczerze to... - zaczęła spokojnie - po tym jak dzisiaj spotkałam tam dość sporo miłych osób, tak myślałam, że może też zacznę tam uczęszczać na zajęcia - przyznała szczerze. Byłaby to przecież dla niej bardzo miła odmiana po tym co do tej pory przeżyła - nauczyłabym się pewnie czegoś nowego, spędziła trochę czasu z rówieśnikami, nawet jeśli byłoby to tylko na zajęciach - uśmiechnęła się lekko - nie jestem jednak pewna czy posiadam jakieś umiejętności, które by im zaimponowały - dodała skromnie - lubię pomagać, umiem troszkę gotować. - spojrzała na Daniela - Co prawda pomogłam Danielowi w przemowie ale to nie jest nic niezwykłego - uśmiechnęła się miło.
Gdy wszystko było gotowe i do kuchni wszedł stary Marionetkarz, Mari znów lekko oklapły uszka, ale nie było to tak mocne jak wtedy w pokoju. Nie wiedziała jednak czy zaczynać jakąś rozmowę, która nie ma nic związanego z tą sytuacją nieprzyjemną. Postanowiła jednak zaryzykować.
- Daniel? - zerknęła na chłopaka - może...opowiesz mi coś o Akademii, czego można się tam nauczyć na przykład? - zapytała przekręcając lekko głowę - chciałabym wiedzieć czy jest tam coś na czym się znam i mogłabym spróbować jakoś się tam dostać. - zamachała niepewnie ogonami - i może jutro jak będziesz na zajęciach to rozejrzę się trochę tam i porozmawiam z nauczycielami czy by mnie nie przyjęli przynajmniej na jakiś okres próbny czy coś takiego?
Wysłuchiwała cierpliwie odpowiedzi chłopaka, o ile takowych udzielił. Czasem wtrącając jakieś dodatkowe pytania o szczegóły. Starała się prowadzić najzwyklejszą rozmowę jaka jest możliwa w tej sytuacji. Unikała wzroku starego Kesslera. Jakoś tak...nie wiedziała czemu ale trochę się go bała, w szczególności, że raczej nie był w dobrym humorze.
Po kolacji zaproponowała, że ona umyje naczynia. Powiedziała to tak, żeby pokazać, że nie przyjmie tym razem odmowy. Kotka chyba bardzo chciała pokazać, że nie chce być dla tej rodziny ciężarem.
W trakcie sprzątania spojrzała za okno, gdzie już można było zobaczyć wspaniały, wielki księżyc w pełni. Kotka uwielbiała takie wieczory, noce gdy księżyc świecił jasno. Uwielbiała spacery w taką pogodę, nawet w zimie, kiedy mróz dawał się we znaki. Teraz jednak powinno być jeszcze przyjemnie.
Poszła wiec do Daniela i zapytała nieśmiało - Daniel? Może przeszlibyśmy się na jakiś spacer? - uśmiechnęła się do niego - jest taki piękny księżyc, że szkoda zmarnować taką okazję.
Jeśli chłopak się nie zgodził, kotka powiedziała, że w takim razie pójdzie sama. Widać było, że bardzo potrzebuje wyjścia na świeże powietrze. Gdy jednak wyraził chęć na pójście z nią na spacer, ucieszyła się widocznie i powiedziała - to ja poczekam przy wejściu - i jak oznajmiła tak też zrobiła. Wyszła z domu i czekała na chłopaka cierpliwie, aż ten wyjdzie do niej i ruszą prosto przed siebie.Kessler - 21 Listopad 2016, 19:57 Mama Daniela słuchała Mari z wielką uwagą i gdy dziewczyna bardzo skromnie wypowiadała się o swoich talentach, matka prawie że chciała przerwać jej gwałtownie i powiedzieć, że wcale nie jest tak źle, że na pewno ma sporo talentów. Wierzyła w każdego znajomego człowieka. Ale nie powiedziała nic tylko uśmiechnęła się, lekko kręcąc głową, jakby nie wierzyła w to, że Dachowiec nie posiada żadnych umiejętności. Daniel słysząc tę wymianę zdań uśmiechnął się mocno, ale nie chciał tego pokazać, dlatego gdy już tam stał odkręcił głowę w innym kierunku. Wiedział przecież, że ma dużo umiejętności. Nawet więcej, niż mogłaby się nauczyć w Akademii, albo ile byliby w stanie ją nauczyć. Miał na myśli oczywiście tylko część umiejętności, bardzo... specyficznych. Jako zwiadowcy czy osoby sprytne Dachowcy byli cenieni przez nauczycieli za ich chyżość i wielkie możliwości w testach zręcznościowych. Sprawiali wrażenie, jakby mieli to we krwi, co czasami denerwowało uczniów z innych ras, którzy te umiejętności dopiero musieli posiąść. A i niektórzy pomimo ukończenia pewnego wieku tych zdolności nie posiedli. Nie każdy nadaje się do tego, co inni. To trochę smutne; osoba krucha nie będzie mogła stać na pierwszym froncie w bitwach, tak samo najemnik, który otrzymał dużo ciosów w głowę i z reguły nie spotykał się z żadnymi bardziej skomplikowanymi abstrakcyjnymi procesami myślowymi raczej nie miał szans zostać wielkim myślicielem czy urzędnikiem. Przynajmniej w oczach tych, którzy tworzyli ten świat. Ale tak to już bywa...
Jej pytanie zaskoczyło go. Nie spodziewał się, że ot tak po prostu spyta o wszystko na temat Akademii. Tego, czego można się tam nauczyć... jak można dołączyć... uh! Głowił się nad tym, jak to powiedzieć, jak sformułować myśl, aby była wyczerpująca. Pytanie zostało zadane przy rodzicach, nie mógł mówić o paru rzeczach, ale inne mógł jasno sformułować; i musiałaby to być odpowiedź, która raczej nie wzbudzi podejrzeń...
- Akademia? Ona uczy w sumie większości rzeczy, przy czym raczej skupia się na posługiwaniu się różnego rodzaju bronią, w pewnym sensie uczy też filozofii, matematyki; słyszałem o nauczycielu który zajmuje się gotowaniem; młodszych uczą też czytać i pisać. - powiedział pokrótce i zastanawiał się, jak tu przejść do dalszej części odpowiedzi, czegóż tu Mari mogłaby się pouczyć, a co nie wzbudzałoby podejrzeń. Tylko jak to dobrze sformułować...
- Mogłabyś pouczyć się samoobrony, hm? Dziewczyny powinny taką znać, gdyby jakiś jegomość zbyt daleko z łapami pędził na damę. - i powiedział. W taki oto właśnie sposób. Przecież nie będzie ją posyłał na gotowanie przy rodzicach, jak jakąś kurę domową. Pisać też potrafi, skoro prowadziła taki swój żywot, to liczyć zapewne też. Dlatego może samoobrona... byłoby to wytłumaczalne dla rodziców. Z chęcią też w sumie zaakceptował bez słowa jej pomysł, czy mógłby ją wziąć ze sobą. Nie spodziewał się, że będzie chciała dołączyć do Akademii, jak to przedstawiła; raczej myślał, jak ją przemycić w roli gościa. Ale skoro taka była wola, to dlaczego nie miałby jej spełnić? Chętnie w sumie zaprowadzi ją do odpowiednich osób, które mogłyby się nią zająć. Albo da jej czas i wolną rękę, aby pozwiedzała samotnie. Kolejny uczeń Akademii, doskonale!
Rodzicom humor troszkę się poprawił, dodatkowo też ucieszyli się, że dziewczyna zajmie się zmywaniem naczyń. Podziękowali serdecznie i poszli do swojego pokoju, rozmawiając o tym i owym, ale też aby nie niepokoić Mari.
Daniel zaś siedział na krześle i spoglądał otępiałym wzrokiem w Kota i myślał o różnych rzeczach. Gdy skończyła, wyjrzała przez okno i podeszła do niego, zapytała, czy może zechciałby pójść z nią na spacer
- W sumie mogę się przejść, huh... - powiedział jakby z niechęcią. Uznał, że wyjście z domu dobrze mu zrobi, przy okazji znajdzie też okazję do zadania pewnego pytania. Rodzice nie będą przeszkadzać, więc dlaczego nie?
Postanowił zatem udać się do swojego pokoju. Podszedł powoli do szafy, otworzył jej drzwi i zaczął patrzeć na swoje stroje. Było ciemno i zimno, a on w sumie niedawno się mył, dlatego lepiej będzie założyć coś dużo cieplejszego. Gdy skończył się ubierać, założył na głowę czapkę przypominającą szlachecką i ruszył do drzwi wyjściowych. Spojrzał jeszcze na siebie w lustrze, rzucił krótkie "jak ja nienawidzę swojego wyglądu..." i wyszedł w końcu. Zauważył na zewnątrz Mari, podszedł do niej i lekko poklepał ją po plecach, pokazując, że już jest. Zaproponował, by ruszyli naprzód. Spojrzał w górę i ujrzał piękny księżyc na tle ciemności. Stanął tak i spoglądał na niego, jakby zahipnotyzowany. Spodobał mu się. Rzadko o tej porze wychodził na zewnątrz, nagle zdał sobie sprawę, ile stracił, siedząc ciągle w czterech ścianach. Gdy jednak Mari rzuciłaby jakimś tekstem, albo poczułby jej dotyk, wybudziłby się nagle i rozejrzał dookoła. W świetle Księżyca jego twarz wyglądała na bardzo uspokojoną i zadowoloną. Chciał jeszcze zaprowadzić Mari do pewnego miejsca, ale zanim to zrobi, musiał zadać jej pytanie
- Przepraszam, wiem, że nie powinienem. Ale opowiedz mi proszę dokładnie... kim była ta dziewczyna z twojej przeszłości? - powiedział jednym tchem i dosyć poważnie, aby nie dać sobie przerwać. Znał ją już te parę dni, zbliżyli się do siebie, a mimo to czuł podświadomie, że nie znał esencji, na której postać Mari została zbudowana. Skoro ta dziewczyna bardzo mocno odcisnęła się w pamięci Dachowca, to zapewne musiała znaczyć dla niej wiele... i właśnie dlatego miał ochotę dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Miał nadzieję, że Mari mu na to odpowie.