Anonymous - 8 Czerwiec 2012, 19:30 Maisie tymczasem siedziała skulona i płakała rozmyślając nad tym, czyją winą było to, co się z nią działo. Oczywiście, mogła obwiniać swojego Ojca. Ale nie chciała. Była to dla niej zbyt potworna myśl, że on mógłby jej zrobić coś takiego. Nie wierzyła w to. Ponadto gdyby zmieniła zdanie, okazałoby się, że jest okropnie naiwna i wszystkie swoje dotychczasowe dni przeżyła w błędnym mniemaniu, że Stwórca ją kochał. W takim razie to ona sama siebie by unieszczęśliwiała. No i w końcu doszła do wniosku, że to ona sama jest winna temu, jak żyła. To ona nie zaspokoiła potrzeb Ojca. To ona żyła w błędnym mniemaniu, że ją kochał. To ona uciekała od ludzi myśląc, że ją nienawidzą. Owszem, nienawidzili jej, ale to przez nią. Przez to jak wyglądała, jak sie zachowywała. Naprawdę nie powinnna istnieć.
Na pytanie Asalluhiego podniosła głowę. Nie wiedziała za bardzo, o co mu chodziło. Nie przewidziała przecież, że usłyszał on to, co mówiła sama do siebie. Ale skoro już zwrócił na nią uwagę, to było jej nawet miło. O dziwo trochę ją ucieszyło, że co chwila się do niej odzywał. Nieważne, że krzyczał, że był na nią zły. Tak czy siak poświęcał jej swoją uwagę, a to był naprawdę sukces. Wystarczający, by poprawić jej odrobinę humor.
Nagle gwałtownie wstała i zanim się zachwiała, zaczęła biec w stronę Marionetkarza. Gdy dobiegła... Przytuliła się do niego i rozpłakała się. Znowu. Tym razem czuła się odrobinę bezpieczniej. Co nie zmieniało faktu, że nie miała prawa istnieć.
-Zniszcz mnie. Tak do końca. Proszę.-Wyszeptała, podnosząc głowę tak, żeby patrzeć Asalluhiemu w oczy. Zaraz jednak opuściła ją.Anonymous - 17 Czerwiec 2012, 19:28 Widząc nadciągającą Marionetkę zatrzymał się i już otwierał usta, by powiedzieć cokolwiek, ewentualnie jęknąć i spróbować zasłonić się przed nią rękami (nakrzyczał na nią, zezłościł, a diabli wiedzą, co oprócz szkiełek kryje jej torebeczka) ale nie zdążył i Maisie zastała go z rozłożonymi ramionami. Uroczo, prawda? I już miał zapytać, co ona u diabła porabia, gdy ponownie tego wieczoru opadłą mu szczęka. Jasne, pomyślał o jakimś geście w ramach przeprosin za chamstwo, ale... bez przesady. Włosy stanęły mu dęba ze zgrozy. W bezradnym odruchu otoczył ją jednym ramieniem, a drugim delikatnie ujął za brodę, aby nie miała innego wyboru poza patrzeniem mu w oczy.
- Boże, Maisie, co ty wygadujesz? - zapytał cicho, zdjęty miliardem miliardem uczuć. - W życiu jest za dużo dobrych rzeczy, aby chcieć umierać - puścił jej podbródek i pogładził tą dłonią jej włosy tak ostrożnie, jakby bał się, że zrobi jej krzywdę. Bo, panie i panowie, ten Marionetkarz był tylko bucem, ale serce miał chyba dobre i jego leniwe sumienie zagryzłoby go, gdyby... spełnił jej prośbę! W ogóle... czy on wyglądał jak morderca?! Kto jej nakładł do głowy takiego podejścia?!Anonymous - 23 Czerwiec 2012, 19:33 Dlaczego Maisie miałaby go atakować? Owszem, nie był dla niej zbyt miły i zapewne zniszczył całą logikę, którą dotychczas się kierowała, ale to jeszcze nie powód, żeby zrobić mu krzywdę. Poza tym nie miała teraz na to ochoty i zapewne to przeważyło, że na razie zostawiła go w spokoju. Tak jakby.
Drgnęła, gdy ją objął. Nie była do tego przyzwyczajona i najzwyczajniej w świecie się bała. Pocieszał ją jednak fakt, że gdyby sprobówała się wyrwać, zapewne by się jej to udało. Szczególnie, jeśli zrobiłaby to z zaskoczenia. Miałaby wtedy dużo większe szanse.
Jednak z następnym ruchem napłynęło jeszcze więcej niepokoju. Nie lubiła patrzeć w oczy innym, bo wiedziała, że wtedy dużo łatwiej jest odczytać uczucia, a co za tym idzie myśli. Nienawidziła, gdy ktoś widział jej strach, bo wydawało jej się, że druga osoba się z niej wtedy śmiała. Zawsze odczytywała w oczach innym pogardę, nawet gdy jej tam. Dlatego naprawdę rzadko patrzyła innym w oczy. A że teraz musiała, to chcąc nie chcąc patrzyła, choć mimo wszystko po chwili uciekła wzrokiem w inną stronę. Wszystko, byle nie patrzeć w oczy. Inaczej jeszcze by się znów rozpłakała, czy coś. Na pewno by się rozkleiła, a wtedy jeszcze by zmienił zdanie. Nie mogła sobie na to pozwolić.
-Wiem o tym, dlatego nie chcę zatruwać innym życia moją obecnością. Nie jestem tu nikomu potrzebna. Nikt nie chce takiej brzydkiej Marionetki.-Powiedziała cicho, ale dobitnie. Chciała, żeby wreszcie to pojął i zakończył jej nędzny żywot. Dlaczego ma się dalej męczyć i niszczyć szczęście innym?Anonymous - 25 Czerwiec 2012, 23:30 Nie, nie, nie, Luis nie potrafił pojąć sposobu myślenia Maisie, pewnie z racji różnicy charakterów. Gdyby ktoś poinformował go o tym, że jest nikomu niepotrzebny, pokazałby takiemu delikwentowi międzynarodowy gest przyjaźni, odwrócił się na pięcie i na złość osobnikowi poszedł do swojej piaskownicy bawić się SAM. Inteligentne ludziki nigdy się nie nudzą. Jednostki wybitne są skazane na wyalienowanie. Ktoś już kiedyś powiedział, że Lui był egocentrykiem. Tylko czasem chciał zrezygnować ze swojego samotnictwa - bogom dzięki, że takie fazy miewał rzadko i kończyły się na tyle szybko, że nie zdążył zrobić czegokolwiek w kierunku realizacji zachcianki.
Westchnął cicho, gdy Marionetka wyjaśniła, o co jej chodziło.
- No to jesteśmy w domu. Ktoś ci to powiedział, czy sama to wymyśliłaś? - zapytał spokojnym tonem, po czym odstąpił o krok od Marionetki i uklęknął przed nią, trzymając ręce na jej ramionach. Teraz to on musiał zadrzeć do góry głowę. Już nawet nie pomyślał o pobrudzeniu spodni, w końcu i tak wyglądał już jak kloszard (w jego mniemaniu - spędził w jednym ubraniu prawie dobę! - tak jest, lalusiem też był), pal to diabli, przed nim znajdowało się stworzenie wołające o pomoc w sposób zakamuflowany, ale zawsze. Głupie dobre serce.
- Nie masz żadnych zobowiązań wobec innego Marionetkarza, prawda? - zapytał. Idiotyczne pytanie, przecież jej ojciec nieźle przetrzepał jej psychikę, a gdyby miała jakiegoś innego opiekuna, który byłby na tyle normalny, by nie ochrzaniać jej za każdą pierdołę, to pewnie dreptałaby za nim jak cień. Tak przynajmniej sobie Marionetkarz pomyślał. Co prawda w ocenianiu innych ludzi/istot dobry nigdy nie był, ale jego ćwierć-kobieca intuicja (coś takiego ma pełne prawo szwankować na każdym kroku, nie oszukujmy się) twierdziła, że się raczej-chyba-na pewno nie myli.Anonymous - 29 Czerwiec 2012, 19:28 Problem tkwił w tym, że Maisie sama sądziła, że jest nikomu nie potrzebna. Prawdopodobnie też sama sobie to wmówiła, choć gdyby ktoś jej to zasugerował, nie uwierzyłaby w to. No bo jakim cudem niby mogłoby się okazać, że jednak komuś się przydaje i ma dla kogoś wartość? To bez sensu i niemożliwe! Ona szczerze chciałaby znaleźć kogoś, kto by ją docenił, dla kogo byłaby coś warta. Być może wtedy jej życie zmieniłoby się i stałoby się choć trochę lepsze? Kto to wiedział. Jedno było pewne - nie ona.
Nie zrozumiała, o co chodziło w pytaniu Marionetkarza. Totalnie ją to zaskoczyło. Spojrzała na niego wielkimi oczami i przekręciła głowę na bok.
-Ale... Ale... Przecież to prawda. Nikt mi nie powiedział, ale... Wszystko to potwierdza.-Powiedziała cicho. Nadal była zdezorientowana. Już nie wiedziała, co ma myśleć. Asalluhi najzwyczajniej w świecie robił jej papkę z mózgu. Chyba wolałaby, gdyby zostawił ją w spokoju, nawet jeśli przez to miałaby potem być smutną przez resztę życia. Co i tak było nie uniknione.
Kolejne pytanie ją przeraziło. Nigdy nawet nie pomyślała o tym, żeby powierzyć komuś swoje istnienie. Pomijając to, że nikt by jej nie chciał, dochodził jeszcze fakt, że nie umiała nikomu zaufać. Bała się powtórki z rozrywki ze swoim Ojcem, ale chyba trudno jej się dziwić. Raczej żadna, nawet najbardziej chora osoba nie chciałaby zostać ponownie porzucona. Maisie wolałaby chyba zostać doszczętnie zniszczona, niż przeżyć to jeszcze raz. Dlatego naturalnym chyba było, że nie chciała się z nikim związać, prawda?
-Nie, to... Dziwne.-Odpowiedziała cicho z lekkim strachem w głosie. Nie była pewna, co planował Marionetkarz, ale zaczynała się tego obawiać.Anonymous - 1 Lipiec 2012, 21:31 - Jakie wszystko? Konkretnie, ktoś cię skądkolwiek wykopał, kazał nie pchać łap w jakieś zajęcie, czy krzywo się spojrzał? Może nie lubił różu - zdenerwował się Asalluhi, czego już nie potrafił ukryć, głos zabrzmiał mu chrapliwie, a dłonie przez chwilę mocniej zacisnęły się na jej ramionach. To on był tutaj od generalizowania, wszak to oznaka lenistwa, a Lui był energooszczędny wręcz do bólu. A Maisie w takiej roli jakoś nie widział, nie potrafił.
I... wcale nieprawda, że Marionetka była niepotrzebna. W tej chwili złotowłosy zdał sobie sprawę z tego, że tego dnia, tej nocy Maisie spadła mu wręcz z nieba, bo miał otworzyć do kogoś pysk i w ten sposób zapomnieć o swoich niegodnych dorosłego strachach, jak irracjonalny lęk przed ciemnością. Ale... nie miał zamiaru jej tego powiedzieć, bo o ile jeszcze przed chwilą go rozklejała, to teraz poczuł się zirytowany. I foch, kolokwialnie rzecz ujmując.
A może po prostu zaczął się robić senny? Ciekawe, która była godzina, zegarka nie wziął, a nawet jakby wziął, to nie widziałby tych chorobnych wskazówek.
Uspokój się, idioto. Wziął głęboki oddech celem strzelenia jej kazania, ale się powstrzymał. Jeszcze.
A co do jego drugiego pytania to chyba palnął je z głupia frant.
- Może trochę, Marionetka powinna mieć swojego pana. A Marionetkarz swoją podopieczną, inaczej ani jedno, ani drugie nie będzie robiło tego, do czego zostało stworzone - zazgrzytał zębami. Kochana hipokryzja.Anonymous - 2 Lipiec 2012, 19:45 Usta Maisie ponownie wygięły się w podkówkę, gdy padły słowa Asalluhiego. Jeśli zadając takie pytania myślał, że jej jakoś pomoże, to okropnie się pomylił. Kto normalny pyta się osoby odrzuconej przez rodzinę, czy ktoś wyrzucił ją kiedyś z domu? Skutek był odwrotny do zamierzonego, bo Marionetce znowu zachciało się płakać. Tym bardziej, że przed chwilą opowiadała mu o swojej sytuacji.
-No przecież... Przecież Ojciec mnie wyrzucił. Ciągle patrzył na mnie krzywo. To chyba wystarczy na dowód, że jestem niepotrzebna.-Odpowiedziała łamiącym się głosem. Było jej źle, a do tego powoli zaczynała być zła na siebie i Marionetkarza. Mogła od razu uciec, a nie słuchać tych jego wymysłów, przez które przez następne ileś czasu nie będzie mogła się odnaleźć. Po co ona tu została?
-Ach, to pewnie dlatego inne Marionetki są takie zadbane. To by wiele wyjaśniało...-Zamilkła na chwilę, żeby połączyć fakty. Rzeczywiście, w takich okolicznościach nic dziwnego, że reszta przedstawicieli jej rasy czuła się świetnie. Mieli kogoś, na kim im zależało i temu komuś zależało również na nich. Poza tym o nich dbano. Nie to, co o nią. Może gdyby ona znalazła sobie kogoś takiego, też coś by się zmieniło. No ale pojawiał się jeden problem...
-W sumie to im trochę zazdroszczę. Ale nie do końca. Niby mają kogoś, komu na nich zależy, ale sami się od nich uzależniają. A to nie jest dobre, dlatego właśnie tego unikam. Pomijając już to, że nie znalazłabym sobie nikogo takiego.-Dodała po chwili. Ni z gruszki, ni z pietruszki wyskoczyła z takimi dojrzałymi wywodami. Ją samo to zdziwiło, ale w sumie było jej obojętnie. Swoje zachwiania nastrojów tłumaczyła sobie wszystkim, co wydarzyło się w przeszłości. Tak było po prostu łatwiej.Anonymous - 2 Lipiec 2012, 22:10 - Przez jednego typa odrzucasz swoje możliwości. Powiedz mi, czy nigdy nie pomyślałaś, że to ten twój tatuś się pomylił, gdy wystawiał cię za drzwi? - spytał z przekąsem. Co prawda robienie za kiepskiego psychoterapeutę Luiemu się średnio uśmiechało, no ale jak zaczął, to powinien zacisnąć zęby i przeć dalej, z resztą i tak nie miał nic innego do roboty, do ranka trochę czasu jeszcze zostało. A tak w ogóle, to gdy przez myśl przemknął mu świat za ścianą (o istnieniu którego łatwo było zapomnieć), to ze zdumieniem stwierdził, że ulewa straciła na intensywności. Odkrycie go zatkało, poczuł się przez chwilę tak, jakby odwrócił się twarzą do silnego wiatru. Druga dobra rzecz dzisiaj. Pierwszą było trafienie na Marionetkę, stworzenie z definicji mu bliskie, okruch normalności, prawie parasolka. Milutko, prawda?
- Marionetkarz też się może uzależnić. Zdrowe więzi tworzą się w obie strony, gdy się je zrywa, oba końce to odczują - filozofowanie Maisie chyba mu się udzieliło, a jego oblicze nieco się wygładziło, tym bardziej, że większą uwagę zwracał na dźwięki za oknem. Mógłby nawet polubić ten stopniowo, powoli, ale cichnący dźwięk, gdyby tylko siedział w ciepełku... Ugh, ale sobie wybrał porę na myślenie o fotelu przy kominku, głowa raczej nie zacznie boleć, dopóki się nie dopuści tego do świadomości. Zadrżał z zimna, które nagle go ogarnęło. A będzie jeszcze gorzej. Pocieszała go tylko myśl o tym, że jeszcze trochę i sobie stąd pójdzie. Tylko dokąd?
Zaraz, co ta mała powiedziała?
- Z góry zakładasz najgorsze - aż nabrał ochoty na pstryknięcie ją w nos. - Zakład, że się znajdzie? - uśmiechnął się parszywie, tak, jak tylko on potrafił.Anonymous - 3 Lipiec 2012, 17:10 -Dlaczego miałby się pomylić?-Spytała szczerze zdziwiona. Ojciec zawsze był jej autorytetem, mimo tego, co jej zrobił. Nigdy, ani wcześniej, ani później, nie podważała jego decyzji. Nawet jeśli wydawały jej się głupie, bezsensowne lub po prostu złe. Ślepo wierzyła w każde jego słowo. Bo niby dlaczego nie miała tego robić? To była osoba, która ją stworzyła i która przez pewien czas się nią opiekowała. Czemu miałaby wątpić w jej mądrość? Nie, to nie miało sensu.
Co do świata zewnętrznego, ona nie zwracała na niego uwagi. W sumie to było jej obojętnie. Jedynie w chwilach, gdy myślała o otaczającej ją wilgoci, nie wiedziała, czy się cieszyć, czy płakać. W ten sposób przecież narastała szansa, że jeśli zostanie dłużej w takich warunkach, to zgnije i wreszcie świat pozbędzie się jej osoby. Z drugiej strony bała się trochę takiego niszczenia. A nuż nie rozłożyłaby się do końca? Wtedy wyglądałaby jeszcze gorzej niż teraz. To była naprawdę poważna sprawa. W każdym razie w tej chwili była zaabsorbowana konwersacją. Mogłoby się palić i walić, a ona pewnie by tego nie zauważyła. Bo przecież w końcu ktoś otworzył do niej usta, chciał z nią rozmawiać! Cóż za nowość!
-Dlatego właśnie lepiej nie wchodzić w takie układy.-Podsumowała. W sumie ona coś o tym wiedziała, z doświadczenia, które zapewne nigdy nie da jej o sobie zapomnieć. Mimo tego coś wewnątrz niej podpowiadało jej, że zapewne chętnie by w taki weszła, gdyby tylko nadarzyła się okazja. Wbrew rozsądkowi, byle tylko komuś na niej zależało. Nieważne, co się działo w przeszłości, byle przyszłość była lepsza. Swoją drogą takie perspektywiczne myślenie odrobinę ją zaskoczyło. Toteż gdy tylko zorientowała się, na jaki tor zeszły jej myśli, natychmiast je porzuciła. Jeszcze by sobie niepotrzebną nadzieję przypadkiem zrobiła...
-Możemy się założyć, ale i tak przegrasz.-Powiedziała z ponurym uśmiechem. Cóż, jej los wydawał się jej przesądzony od momentu, w którym ją ożywiono.Anonymous - 3 Lipiec 2012, 20:49 - A dlaczego nie? - przechylił głowę, nie zdejmując z twarzy nieszlachetnego wyszczerzu. Odpowiadanie pytaniem (cóż z tego, że retorycznym) na pytania nie było ani grzeczne, ani poważne, ale Lui gentlemanem nigdy nie był, może jak miał dziesięć lat, potem mu się znudziło, czy może stwierdził, że to nie dla niego? Coś w tym było, zawsze bliżej mu było do kart, niż do bawienia panien z domów lepszych, niż jego był.
- Może i lepiej. Ale za to nudniej - zaśmiał się chrapliwie, a w jego głosie nagle słyszalne stało się zmęczenie. Boże, o czym on mówił. Marionetkę miał w życiu jedną, poszła w cholerę, jak to mówią, ale na nudę w życiu nawet po tym nie narzekał, ba, można powiedzieć, że dopiero potem zaczął żyć. Ot, od pewnego czasu lubił spokój i nie chciał, aby ktoś mu go zakłócał... a może chciał, dlatego mówił takie rzeczy i do głowy przyszło mu to, co przyszło? Może właśnie teraz dorósł do swojej podopiecznej?
- Doprawdy? - podniósł się z klęczek, coby nie wyglądać, jakby się oświadczał. - Zgłaszam się na ochotnika. O co myśmy się właściwie zakładali? - dodał spokojnie, ale jego wyraz twarzy się zmienił, usta zadrżały. Nie, nie powstrzymywał wybuchu śmiechu, tylko ziewnięcie. I tak dla odmiany nie żartował.Anonymous - 4 Lipiec 2012, 13:24 Zmarszczyła brwi, zacisnęła usta, skrzyżowała ręcę i tupnęła nogą. Zaczęło ją to już powoli denerwować.
-A dlaczego tak?-Spytała, tym razem w jej głosie dało się słychać narastający upór. Ona również umiała odpowiadać pytaniem na pytanie, niech sobie Marionetkarz nie myśli, ot! Poza tym była zła. Już wystarczająco zmienił jej światopogląd, a teraz jeszcze chce zawalić ostatni filar nadający sens jej życiu? Nie, ona się nie da! Gdyby tak się stało, załamałaby się i zgubiła jeszcze bardziej, przez co nie nadawałaby się już do niczego. A tego chyba żadne z nich nie chciało.
-Chciałabym mieć nudne życie. Takie, w którym wszystko byłoby pewne i nie musiałabym się bać wszystkiego dookoła.-Powiedziała zamyślona. Tak, to byłoby dla niej wyjątkowe. I wbrew pozorom ciekawe. Taka nagła odmiana w życiu. Spokój po ciągłym strachu. Ciekawiło ją to odrobinę.
Nie wierzyła własnym uszom. To, co usłyszała, wydawało jej się niemożliwe. Spojrzała niepewnie na Marionetkarza, po czym zrobiła krok w tył. Nie wiedziała, czy może mu wierzyć. Czuła się rozbita. Wszystko chętnie skorzystałoby z propozycji. Jednak rozum podpowiadał, że to na pewno była pułapka. Przecież niemożliwe, żeby ktoś postanowił się z nią w jakikolwiek sposób związać. To nielogiczne.
-Ale... Nie, to niemożliwe... Ale... Nie... Nie wierzę... Chciałabym, ale... Nie... To... Pułapka... To musi być kłamstwo. Kłamiesz!-Ostatnie słowo wykrzyczała, wyciągając palec wskazujący w jego stronę. W pewnym momencie przestała nad sobą panować i zapłakana zaczęła ciskać na oślep ogniem. Nie wiedziała, w którą stronę je kieruje. Nie obchodziło jej to. Jak można było tak z niej żartować! Z takiej rzeczy!Anonymous - 5 Lipiec 2012, 19:51 Och, Marionetkarzowi byłoby strasznie miło, gdyby usłyszał, że poruszył czyjeś serce i umysł (w domyśle: otworzył czaszkę i posmyrał mózg łyżeczką) oraz być może zmienił sposób patrzenia na świat, a co za tym idzie - życie. A na ruinach takiej psychiki można zbudować wartościowego członka społeczeństwa, prawda? Trzeba tylko trochę dobrych chęci i czasu.
- Bo nit nie jest nieomylny - pokazał ząbki. Panie, jak ja dobrze się bawię. Nie dlatego, że ona się złości, ale dlatego, że mówię, a ktoś mnie słucha, pomyślał, obserwując, jak Marionetka się irytuje, będąc przy tym tak uroczą (foch z przytupem, jego specjalność!), że oddalał od siebie myśl, że nie chciał, by się złościła.
I już, już otwierał swoją niewyparzoną gębę, by prychnąć na jej pragnienie, może nawet marzenie o chwili wytchnienia, gdy przypomniał sobie, że czegoś podobnego sam sobie swego czasu życzył. Niezwykłe.
Zamrugał ze zdumienia. I chyba chciał się swoim sposobem na życie podzielić. I zaproponował to tej Marionetce. Niezwykłe, nieodpowiedzialne, niewłaściwe. Trochę w jego stylu, nieprawdaż?
Dobrze się złożyło, że stał tak blisko, gdy Maisie opanował gniew (niesłuszny, Marionetkarz nie miał złych zamiarów), bo miał możliwość szybkiego zareagowania. Mało było w promieniu kilku metrów rzeczy nadających się do podpalenia, ale zapłonu ubrania, lekko wilgotnego, ale przy odpowiedniej sile ognia to nie powinno przeszkadzać, człowieka czy Marionetki Luis bynajmniej nie chciał, to oznaczałoby kłopot. Długi krok wystarczył, by znalazł się przy nowej znajomej i szybko chwycił jej obie ręce za nadgarstki i uniósł do góry, po czym odwrócił się do niej bokiem. Mogło to wyglądać jak jakaś dziwna figura taneczna, ale Lui wolał narazić się na kopniaka w łydkę, niż w krocze - Marionetka w panice jak najbardziej mogła przypomnieć sobie, że nogi służą nie tylko do chodzenia.
- Spokój mi tu - mruknął. - Możliwe. Uwierz. Chcesz. Żadna pułapka. A jeśli ktoś tu kogoś okłamuje, to ty, samą siebie, tylko kiepsko ci idzie - dodał spokojnym, pewnym głosem. Tak, teraz to sobie mógł gadać, co chciał, prawda?Anonymous - 6 Lipiec 2012, 11:01 Bo nie ma to jak zrujnować światopogląd osobie o już i tak mocno nadwyrężonej psychice. Po co ma jakiś mieć, skoro można go jej zmienić, tym samym sprawiając, że będzie jeszcze bardziej zagubiona. Tak, to dobry pomysł, wręcz świetny.
-W takim razie to ty możesz się mylić.-Powiedziała, wystawiając język. Wykorzystała jego argument przeciw niemu, jaka była z siebie dumna! Mimo wszystko odpyskować też potrafiła, choć robiła to rzadko, bo najzwyczajniej w świecie się bała. Najwyraźniej jednak na tyle się uspokoiła, że nie myślała, że Marionetkarz może ją zaatakować. Nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle, w każdym razie ona nawet nie zwróciła na to uwagi.
Kiedy została unieruchomiona, na chwilę zastygła zdumiona i przestraszona. Zaraz potem spróbowała się wyrywać i drapać. Niestety, ku jej przerażeniu, nie mogła nic zrobić. Była całkowicie bezbronna i nie mogła nic na to poradzić. To było najgorsze, co mogło ją spotkać. Przecież on mógł z nią teraz zrobić wszystko. Do tego jeszcze zaczął mówić jakieś pierdoły...
-Niby dlaczego miałabym siebie okłamywać? Przecież to nie ma sensu.-Zaśmiała się w pewnym momencie. A może jednak miał rację? Może sama sobie wmówiła, że nikt jej nie chce, żeby mieć wytłumaczenie, dlaczego ucieka przed innymi? Ale to przecież też było bez sensu, bo ona naprawdę chciała znaleźć kogoś, komu będzie na niej zależało. Tylko że nie było na to szansy. A może była? A co jeśli mijała ich wiele, tylko nie zauważyła, bo bała się zaufać ludziom? Ale przecież oni chcieli ją skrzywdzić! Te myśli były beznadziejne.
-Boję się... Ja nie chcę, żeby znowu się tak stało. Jeszcze wyglądasz tak jak on... Boję się, że ty też mnie wyrzucisz i znów będę sama. Ja... Nie chcę...-Powiedziała cicho, chlipiąc. Próbowała się uspokoić, ale płacz co chwila jej przerywał. Tyle ile ona dzisiaj płakała, to była rzadkość. Zazwyczaj po prostu była smutna.Anonymous - 6 Lipiec 2012, 14:00 - Mogę - pokiwał głową. - Od paru dobrych minut powtarzasz, że jesteś bezużyteczna, mi się tak nie wydaje. Chcesz, żebym nie miał racji? Nawiasem mówiąc coś ci z ust wystaje - uśmiechnął się w odpowiedzi na wystawiony język. Poza tym... skoro Marionetka czuła się ośmielona, to może towarzystwo Asalluhiego miało na nią dobry wpływ? Warto by się nad tym zastanowić, nieprawdaż?
Poczekał chwilę, aż Maisie przestanie się wiercić i delikatnie puścił jej dłonie. Zastanowił się przez chwilę, czy nie zrobił jej krzywdy, ale nie usłyszał żadnego trzasku łamiącego się drewna czy innego dźwięku świadczącego o fizycznym uszkodzeniu. Szkody (jakie szkody?) moralne pomijamy, bo je rozlicza się po jakimś czasie, gdy opadną emocje.
- Grzeczna dziewczynka - pochwalił ją i wyciągnął dłoń, by pogłaskać ją po głowie, jak psiaka, i musnął jej włosy. - Przed chwilą mówiłaś, że chcesz, zdecyduj się w końcu. Nie jestem aż taki straszny.
A Marionetka to świętość.
To dobrze, że Maisie płakała, może to zabrzmi tandetnie, ale płacz oczyszczał duszę. Na serio. Tylko łzy musiały być wylane w odpowiednią porę, wtedy dodawały sił. Inaczej tylko odwadniały organizm.Anonymous - 8 Lipiec 2012, 15:42 Maisie zdziwiło to, co usłyszała. On nie uważał jej za bezużytecznej. To było takie miłe z jego strony... Przepraszam, co? Przecież to, co mówił, nie miało najmniejszego sensu. Nie mogła dać się zwieść uczuciom. Choć tak bardzo chciała, żeby to, co mówił, było prawdą. Ale...
-To, czego chcę, nie ma wpływu na rzeczywistość.-Powiedziała cicho. W jednej chwili całkowicie zmienił jej się humor. Teraz miała ochotę znów użalać się nad sobą. Bo była prawie pewna, że Marionetkarz ją podpuszcza. Tak, żeby uwierzyła, a on potem mógł się z niej śmiać, gdy powiedziałby jej, że kłamał. Przecież wtedy naprawdę mogłaby się stać rozrywką. A tego nie chciała. Nie lubiła, gdy ktoś się z niej śmiał.
Nie zwróciła uwagi na to, że ją puścił. Jakoś było jej to w tym momencie obojętne. Była przybita, przytomna, a jednocześnie jakby nieobecna. Kiedy Marionetkarz dotknął jej włosów, jakby chciał ją pogłaskać, poczułą dziwne ciepło, którego już dawno nie zaznała. Zdziwiona przypomniała sobie, że ostatnio występowało to u niej w tych lepszych czasach, zanim zaczęła się samotnie błąkać po obydwu światach. To było przyjemne, chciała więcej.
Nadal płakała, ale roześmiała się. Rozśmieszyło ją to, że Asalluhi nie zrozumiał, o co jej chodziło. A wydawałoby się, że dorośli powinni spokojnie odnajdywać się w tym, co myślą dzieci. Widocznie nie zawsze tak było.
-Źle mnie zrozumiałeś. Chcę, ale boję się, że ty też mnie wyrzucisz. A nie chcę zostać wyrzucona. To by mnie za bardzo bolało, szczególnie, że jesteś do niego podobny. O to mi chodziło.-Wyjaśniła. Łzy płynęły z jej oczu, ale ogólnie się uspokoiła. Kto to jednak mógł wiedzieć, jak długo to będzie trwało? Przy niej chyba nikt.