To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Retrospekcje - Spotkanie Mari i Kessaira nr 0

Mari - 21 Listopad 2016, 22:16

Kotka przytakiwała Kessowi, gdy ten opisywał Akademię i zaproponował jej samoobronę. Grzecznie potwierdziła, że jest to dobry pomysł. W szczególności patrząc na niedawne wydarzenia, jednak tego już nie powiedziała na głos. Wiedziała, że nie mogą się zdradzić przed rodzicami Marionetkarza. A dodatkowo nie chciała ich martwić. Dlatego nie wchodziła mu w słowo ani nie zaprzeczała, że coś jest niewłaściwym dla niej pomysłem. W końcu i tak miała już plany związane z Akademią. No ale o tym nie wiedział nawet Daniel.
Ucieszyła się bardzo gdy Kess powiedział, że przejdzie się z nią na spacer. Nawet jeśli powiedział to niezbyt chętnie. Czekała wiec na niego cierpliwie. Było już faktycznie chłodno, a jej strój nie był do tego przystosowany, ale jakoś sobie poradzi!
Czekała tak, patrząc na tarczę księżyca. Gdy poczuła na plecach jego dłoń uśmiechnęła się do niego miło i ruszyła przed siebie powolnym krokiem. Cieszyła się chłodnym powietrzem oraz cichym wieczorem. Widząc jak Daniel zapatrzył się na księżyc stanęła obok niego i sama chwilę spoglądała na tarczę - przepiękny prawda? - powiedziała mu cicho na ucho. Nie miała zamiaru jednak go wystraszyć. Gdy ten ocknął się ze swojego zauroczenia, uśmiechnęła się do niego miło, odsuwając się lekko od niego.
Gdy zapytał ją o jej przyjaciółkę, opuściła smutno uszy, spojrzała pod nogi, uśmiechała się jednak nadal delikatnie - chodźmy bo jeszcze Twoi rodzice pomyślą, że coś się stało, że tak stoimy tylko - powiedziała wymijająco i ruszyła przed siebie. Nie brała Daniela ani za rękę, ani nawet nie spojrzała na niego. To czy idzie za nią kontrolowała tylko poprzez słuch. Nie odzywała się przez długi czas, jakby zamknęła się w swoim świecie.
Dała się prowadzić Danielowi. Szła za nim powoli. Nie odzywała się jednak ani słowem. Nawet na niego nie spoglądała. Miała nadzieję, że uszanuje to choć trochę.
Gdy dotarli na miejsce, do którego chciał ją zaprowadzić, usiadła na trawie, podkulając nogi i spoglądając na księżyc. Siedziała tak chwilę, po czym odezwała się w końcu - Lily kochała, gdy księżyc był taki wielki i jasny - powiedziała znikąd - siadała wtedy na najwyższym dachu w mieście i nuciła najpiękniejsze kołysanki jakie słyszałam - uśmiechnęła się jakby do siebie, a po jej policzku spłynęła łza.
W końcu jednak otrząsnęła się i spojrzała przepraszająco na Daniela - przepraszam - otarła łezkę. Spojrzała znów na księżyc, tym razem jednak zaczęła opowiadać.
- Dwa lata temu uciekłam od swojego właściciela, miała dość bycia traktowaną jak czyjaś własność, zabawka, jak przedmiot, który ma ładnie wyglądać i tylko wykonywać rozkazy - zaczęła, nie odrywając wzroku od tarczy księżyca - chciałam zacząć nowe życie. Niestety mieszkańcy miasta, do którego uciekłam nie patrzyli zbyt przychylnie na moją odmienność oraz to, że mam ślady po biczowaniu. Świadczyło to według nich o tym, że nie jestem posłuszna, dlatego byłam często karana...a to nie była prawda- pokręciła głową lekko -trafiłam więc na ulicę, która naprawdę nie jest najlepszym miejscem dla kogoś, kto wychowywał się jakby nie patrzeć w bogatym domu i nie musiał walczyć o nic.
Zamilkła znów na chwilę - po kilku dniach znalazła mnie Lily. Byłam słaba, głodna i wystraszona, a ona mimo, że sama nie miała wiele, wzięła mnie pod swoje skrzydła - powiedziała cicho - nauczyła mnie wszystkiego co umiem o przetrwaniu na ulicy - kontynuowała - jak walczyć, jak kraść, jak uciekać...wszystkiego. Wpajała mi jednak, że nie zależnie od tego co ktoś mi zrobi, nie należy się mścić, a tym bardziej nie wolno zabijać. - spuściła smutno wzrok -na pewno bardzo by się zdenerwowała gdyby dowiedziała się co się stało w parku - powiedziała do siebie po czym wróciła do opowiadania - przez dwa lata nauczyła mnie tyle, że stałam się najlepszym rabusiem w mieście - zaśmiała się cicho - niestety nawet ktoś tak wspaniały jak ona popełnia błędy - po policzkach Mari zaczęły spływać łzy - dwa tygodnie temu, natrafiła na kogoś, z kim nie powinno się zadzierać. - powiedziała powstrzymując płacz - facet był wytrenowany w łapaniu takich rabusiów i gdy próbowała go okraść, ten złapał ją i pobił do nieprzytomności po czym wyrzucił do rowu - kotka z trudem powstrzymywała się przed łkaniem - zabrałam ją stamtąd. Opatrzyłam rany na ile mogłam, ale ona... - kotka schowała twarz w ramionach, oplatających jej kolana - ona nigdy się już nie obudziła, a ja jak największy tchórz uciekłam... - zakończyła swoje opowiadanie, starając się uspokoić. Rany były jeszcze świeże i mimo iż kotka potrafiła wiele w sobie ukryć, teraz nie dała rady. - jedyne co mi po niej zostało to sztylet oraz kolczyki - powiedziała muskając łapą prawe ucho - to taka tradycja..., że nosi się kolczyki osoby sobie bliskiej, która zmarła tragicznie - wytłumaczyła szybko, nie umiejąc inaczej powiedzieć czemu tak jest...
Jeśli Daniel w trakcie jej opowiadania postanowił ją przytulić, pozwoliła mu na to i wtuliła się w niego lekko. Była mu bardzo wdzięczna, że jest obok, że jej wysłuchał. Miał swoje problemy i miał prawo nie interesować się tym co się stało w przeszłości z Mari.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś - dodała jeszcze gdy się już trochę uspokoiła i uśmiechnęła się do niego smutno. W jej oczach naprawdę można było wyczytać wielką wdzięczność. I miała nadzieję, że Daniel nie obraził się za to, że tak długo nie odpowiadała na jego pytanie. Musiała jednak to przemyśleć, musiała się zebrać na odwagę aby powrócić do tych chwil. Nie sądziła nawet, że jej się to uda, ale jednak...dała radę.
Zaczęła cichutko nucić ulubioną kołysankę przyjaciółki, tę, która nuciła w trakcie czyszczenia sztyletu z krwi pewnego Dachowca...
Jeśli jednak Daniel chciał zacząć jakąś rozmowę chętnie się na to zgodziła i odpowiadała lekko się uśmiechając. Dzięki temu, że się wygadała, spadł jej ogromny kamień z serca.

Kessler - 22 Listopad 2016, 21:33

Podziwiał księżyc, powiedział, co miał powiedzieć. Założył ręce na plecy, niczym stary oficer spacerujący przed linią swych wojsk. Prawie jak generał, który nadzoruje swoje siły tuż przed poprowadzeniem uderzenia. Ale tym razem, w blasku księżyca, nie sprawdzał stanu swych wojaków. Tym razem szedł z Mari, jak gdyby zajmował się jakąś ważną jej sprawą, niczym ktoś zaufany, który zawsze wysłucha, powie kilka słów pokrzepienia, przytuli i wytrze łzy. Taki dobry człowiek, spowiednik, który zawsze gdzieś tam jest; do którego idzie się, gdy ma się wielki problem. Ktoś, kto pogada i da oparcie. Zwykle ludziom to umyka, silni żerują i wygrywają wojnę w dżungli; a przecież jest wielu, którym brak takiej osoby, z którą po prostu najzwyczajniej można pogadać. Podzielić się ciężarem, by nie był taki zły. A zarazem osoba taka musiała być całkowicie zaufana, ponieważ nie ma nic gorszego nad to, że wszystkie tajemnice, które mu przekażemy, już jutro staną się tematem ploteczek.
O nie, Daniel Kessler takim typem osoby nie był. Raczej bliższy jest mu opis ze środka powyższego akapitu, tj. że był osobą godną zaufania, która wysłucha. Pod tym najbardziej pozytywnym względem. I gdy zadawał pytanie o dziewczynę z przeszłości Mari, właśnie w takiej pozycji się postawił. W pozycji osoby, która poruszyła ten problem, ten ciężar, który wydawał się zapieczętowany w plecaku, który nosiła dziewczyna. Ale on nie miał zamiaru tego tak pozostawić; przynajmniej chciał wiedzieć, co jest w środku. A jeśli mu pozwoli - poniesie ten ciężar razem z nią, dlaczego nie? Sam nie ma przecież zbyt wielu zmartwień, a dopóki może pomagać bliskiej osobie, to powinien tak robić, prawda? Zadawał sobie może te pytania w myślach, ale znał na nie odpowiedzi. Chciał pomóc. Uważał to za swój święty obowiązek. Jeżeli los zsyłał mu już kogoś, z kim mógłby szczerze porozmawiać, to chciał coś przynajmniej dać od siebie. O tak...
Wyrwało go z zamyślenia i oczekiwania stwierdzenie Mari, że powinni się przejść, aby nie byli widoczni z domu. W sumie zgodził się z tym stwierdzeniem; stanie tak dla stania pod domem mogło wydawać się podejrzane, jakby chcieli tylko i wyłącznie pogadać o czymś, co dotyczyło tylko ich. Dlatego postanowili się przejść dalej. Zauważył, że dała mu wolną wolę w tym, gdzie by to z nią poszedł. Postanowił, że pokaże jej pewno miejsce, które też w dziwny sposób kojarzy mu się z tym bardzo jasnym księżycem. Pomyślał, że będzie to doskonałe miejsce do zwierzeń. To jezioro. Nie jakieś zwykłe...
Ruszył zatem. To nie będzie łatwe wyznanie, dlatego poza jednym razem nie spoglądał na nią. Wiedział, że musi w sobie to jakoś zebrać, jakoś sformułować i przedstawić. Że nie jest łatwo w takich momentach, gdy tyle emocji kłębi się w człowieku, gdy chciałoby się to powiedzieć, ale tak bardzo trudno w ogóle o tym powiedzieć. Nie poganiał jej, po prostu wiedział, że pewnie będzie chciała o tym powiedzieć dopiero w jednym miejscu. Z drugiej strony obawiał się, że zupełnie zamilkła i nie chciała w ogóle odpowiadać, co go trochę zdenerwowało. Trzymał się jednak swoich pierwszych myśli, że należy jej po prostu dać trochę czasu. I w związku z tym po prostu szedł. W milczeniu. Jedno pytanie padło, nie miał zamiaru go powtarzać. Domyślał się, że nad wyraz mocno utkwiło to w jej pamięci. Dlatego nie kontynuował.
Doszli w końcu do pewnego miejsca, które w nocy może nie było zbyt widoczne. Ot, parę krzaczków, drzewek, a po środku jezioro, które jednak dało się całe objąć wzrokiem. Ktoś wredny mógłby powiedzieć, że to spora sadzawka, ale Daniel obstawał przy tym, by zwać ten zbiornik wodny jeziorem; tak było, odkąd pamiętał, odkąd był dzieciakiem.
Stanęli blisko niego, niczym mistrz nauk tajemnych i młoda adeptka, która miałaby zostać oświecona. Ale w tym wypadku to Daniel miał być oświecony na temat przeszłości Mari. Stanął, patrzył w jezioro, ale pokiwał głową, dając znak, że wszystko słyszał. Po prostu... po prostu dał jej mówić.
Lily... kochała księżyc, śpiewała pięknie kołysanki, lubiła siadać na najwyższym budynku. To zrozumiał z pierwszej części wypowiedzi dziewczyny, zanim przeprosiła i przeszła dalej. Zastanawiał się, czy była dla niej tylko przyjaciółką, czy bardziej kimś w rodzaju... matki, albo przynajmniej opiekunki. Ważne, że dziewczyna zaczęła opowiadać. Teraz będzie jej zdecydowanie łatwiej. Gdy przeprosiła, tylko zamrugał i przytaknął, dając do zrozumienia, by się nie przejmowała i przeszła dalej.
Ostracyzm ze względu na oznaki biczowania? Cóż do prymitywnego miasta musiała do... ah, no tak. Przecież tym wyraża się dzisiejsze społeczeństwo. Juhu, mamy niewolnika, jak wspaniale, możemy mu robić krzywdę i swoim zachowaniem potępić niewinnego na wieki w oczach innych. Co za pochrzanieni idioci. Niektóre istoty naprawdę swym zachowaniem nadają się do tego, aby zamienić je miejscami z niewolnikami.
Lily, a więc to taka bardziej radząca sobie wersja mnie? Jej mentorka, opiekunka, ktoś, dzięki czemu postawiła pierwsze kroki na "nowej drodze" życia. Wspaniała osoba, doskonały nauczyciel życia. A więc to ona wywarła ogromny wpływ na życie Mari, zmieniła jej sposób patrzenia na świat, wyposażyła w najlepszą wiedzę, dzięki której można przetrwać na ulicy. Wspaniale. Ale jej historia nie ma dobrego zakończenia, inaczej... jakby ją znalazł?
Łowca złodziei? Stróż prawa? Czy jakiś mafiozo? Cholera. A więc trafiła kosa na kamień, na kogoś, kto... był potężniejszy. Pobita do nieprzytomności, do bólu. Zakatowana, zabita wręcz. Kurde. Ta historia go zestresowała, zdenerwowała, ciśnienie skoczyło, a serce zaczęło walić szybciej. Tak jakby chciał zmienić bieg czasu, przeteleportować się dwa tygodnie wstecz i wszystko zmienić... ale nie mógł. Tylko słuchał. Był rozbity, gdy usłyszał, że nóż, który ma, jest pamiątką po tak ważnej osobie. Teraz wiedział, dlaczego. To samo o kolczykach... sam się potężnie wzruszył, jakby chciał złagodzić jej ból. Postanowił podejść do niej i po prostu ją przytulić, tak od serca, aby nie czuła się zupełnie sama. Aby wiedziała, że przez jego osobę Kesslerowie witają ją z otwartymi ramionami, jakby byli jej nowym domem. Gdy tak stał w nią wtulony, chwycił jej czoło i pocałował mocno, zatrzymując się w takiej oto pozycji. Przyjął jej podziękowania, chociaż sam czuł bardziej, że jest to jego obowiązkiem, a nie jakimś najwyższym poświęceniem się. Miał cały czas w pamięci niedawny naprawdę widok jej oczu, jakie były, gdy to wszystko mówiła, gdy potem na niego patrzyła. Widział pewną zmianę, ale też całe jej cierpienie. Nieprędko pozbędzie się tego swego rodzaju zdjęcia z umysłu - załzawionych oczu Mari wpatrzonych w niego, wyrażających zarazem podziękowanie, jak i wielki ciężar, który przychodzi jej nosić. Wrócił do poprzedniej pozycji, gdy tylko ją przytulał. Nie puściwszy z objęć, jedną ręką wskazał na jezioro.
- To Jezioro Tajemnic. Gdy jeszcze byli tu moi przyjaciele, wysłuchiwaliśmy tutaj swoich największych tajemnic, w świetle Księżyca właśnie. I to tutaj przysięgaliśmy, że nigdy nikomu tego nie powiemy. Tajemnica aż do grobu... - szeptał do ucha dziewczyny historię Jeziora. Widać, od paru lat nie było "używane" z tego względu, że wedle opowiadań Daniela nie miał już przyjaciół, odkąd ostatni się przeprowadzili. Co jednak ważniejsze, skupił się teraz zupełnie na dziewczynie. Teraz ona była najważniejsza. Obiecał jej zarazem, ale niebezpośrednio, że jej tajemnica pozostanie na zawsze tajemnicą. Do śmierci, albo innego, wcześniejszego wydarzenia... które miałoby nadejść. Zamilkł po swojej wypowiedzi i drugą ręką objął dziewczynę, dając jej to, co miał najlepszego - czyli siebie.
- Już w porządku, już w porządku. Teraz masz nową rodzinę, my nią jesteśmy. Będzie dobrze. - powtarzał jakby w transie. Ale miało to swój cel - nie chciał pozwolić, aby dziewczyna totalnie się rozleciała. Przecież.... musieli wrócić do domu. A jest już bardzo późno. Księżyc oświetlał parę młodych, wiatr wiał, słychać było szum, gdy powietrze w ruchu zderzało się z roślinami. Robiło się naprawdę zimno. Ale wyjaśnili sobie, co i jak. I cieszył się, że zaufano mu na tyle, by opowiedzieć tę tajemnicę. Dobra, dobra Mari.
- Postójmy tak chwilę, a potem chyba będziemy wracać, hm? Jutro musimy iść do Akademii, a głupio byłoby frykać nosem co chwilę. - zaproponował i stał tak dalej. Wiedział jednak, że to jej jest bardziej zimno niż mu, dlatego dał jej możliwość wybrania odpowiedniej pory na powrót. Po prostu niech sama zdecyduje, kiedy lepiej jej jest zdecydować o powrocie - kiedy będzie czuła, że jest gotowa. Czy raczej... kiedy w końcu będzie jej tak zimno, że powinna zacząć się ruszać.

Mari - 23 Listopad 2016, 11:23

- Przepraszam, nie powinnam się tak rozklejać - powiedziała, ocierając łapkami łezki z policzków. Chciała się uśmiechnąć jednak w tym momencie Daniel ją przytulił. Zaskoczyło ją to lekko. Wtuliła się do niego z wdzięcznością. Biło od niego ciepło, ciepło, którego Kotka dawno nie zaznała i którego chyba teraz najbardziej potrzebowała. Pokazania, że jednak nie do końca jest z tym wszystkim sama. Gdy poczuła jego usta na swoim czole, zerknęła na niego. Do tej pory jedyne na co się odważył to mizianie jej po futerku na nodze. Wcześniej owszem, przytulił ją, po... po sytuacji w parku, jednak miała wrażenie, że wtedy sam bardzo tego potrzebował. Nie miała zamiaru jednak się tym przejmować. Przymknęła oczy i zamruczała cichutko. Nie pamiętała nawet kiedy to robiła ostatni raz. Nie licząc momentów, kiedy musiała użyć swojej mocy.
Gdy przytulił ją ponownie i wskazał ręką na jezioro, podążyła wzrokiem za jego gestem. Dopiero teraz zauważyła gdzie dotarli. Wcześniej...po prostu nie zwróciła uwagi, że są nad jeziorem. Nawet jeśli było niewielkie, nadal robiło wrażenie, gdy księżyc odbijał się w jego spokojnej tafli. Spojrzała na ten widok zachwycona. Słuchała uważnie co Daniel ma jej do powiedzenia - tu jest przepięknie - wyszeptała. Naprawdę jej się tu podobało.
Słysząc, że chyba za niedługo powinni wracać, przytaknęła mu nie odrywając wzroku od spokojnej tafli wody. Westchnęła. Czuła się spokojnie, jakby wszystko po niej po prostu spłynęło - dziękuję - powiedziała i połasiła się pod jego brodą, jak mały kociak - dziękuję, że przyprowadziłeś mnie w to piękne miejsce - uśmiechnęła się szczerze do niego.
Nagle przeszedł ją potężny dreszcz i kichnęła delikatnie - chyba faktycznie lepiej wracać, bo zrobiło się zimno - zaśmiała się przecierając nosek łapką. Odsunęła się lekko od Daniela i ruszyła powoli w drogę powrotną. Czekając oczywiście aż chłopak do niej dołączy. Wyciągnęła w jego kierunku łapkę, chcąc aby ją złapał za nią. Jeśli to zrobił, uśmiechnęła się lekko zarumieniona i ruszyła za chłopakiem w kierunku jego domu. Widać było jak bardzo poprawił jej humor tym spacerem. Cieszyła się jeszcze piękną pogodą mimo bardzo niskiej temperatury.
- To jaki mamy plan na jutro? - zapytała Daniela, spoglądając jeszcze na księżyc - Ty idziesz na zajęcia, a ja rozejrzę się trochę po Akademii? - dodała, jakby upewniając się, że Kessler da jej wolną rękę jeśli chodzi o rozmowy z nauczycielami. Bardzo by jej to pasowało. Miała zamiar udać się do tego nauczyciela, który zaproponował jej pomoc w rozwinięciu swoich umiejętności. Nie chciała jednak zdradzać tego jeszcze Danielowi. Nie wiedziała przecież jak chłopak na to zareaguje. Powie mu...później...nie wie jeszcze kiedy ale powie.
Gdy dotarli do domu, zatrzymała się na chwilę i odwróciła do Kesslera - bardzo Ci dziękuję, że ze mną poszedłeś - powiedziała nieśmiało i delikatnie pocałowała go w policzek - bardzo tego potrzebowałam - uśmiechnęła się jeszcze i przepuściła go, aby mogli już spokojnie wrócić do ciepłego domu.

Kessler - 23 Listopad 2016, 14:33

Zanim jeszcze ruszyli i Daniel pokazywał jej jezioro, bardzo uradował się, że uznała to miejsce za bardzo ładne. Dla niego była to miejscówka o bardzo wielkim znaczeniu, to tutaj zawiązywały się przyjaźnie, zostały wypowiedziane największe tajemnice... Teraz jest to relikt przeszłości, ale nikt nie powiedział, że funkcjonowanie takiego jeziora nie może zostać przywrócone. Po prostu to miejsce, na równi z domem, który pamiętał, zajmowały w jego sercu najważniejsze miejsca w całej hierarchii wartości. Dom i to jezioro właśnie. Wszystkie zabawy, wszystkie wstydliwe rzeczy... ah, wspomnienia! No nic, naprawdę robi się zimno. Wybudziło go kichnięcie dziewczyny, która dała tym samym niechcąco znak, że naprawdę jest jej chłodno i pewnie ją przewieje. Jeszcze tylko mu brakuje, aby z tego powodu bolały ją plecy czy inne mięśnie. Przeklęty wiatr... ale taka niestety już pora roku. Na jej uśmiech odpowiedział oczywiście uśmiechem. W tym momencie miał dosyć dobry humor, nie miał powodu, aby udawać jakiegoś zimnego drania. Po prostu cieszył się, że może razem z nią dzielić smutki i radości tego życia. Zupełnie jakby miał dziewczynę.
Przypatrzył się jej zmarzniętej twarzy i przytaknął, że lepiej powinni już zbierać się do powrotu. W końcu nie może dopuścić do tego, żeby zupełnie się przeziębiła. Zauważył, jak zaczęła iść w stronę domu, ale powoli, jakby czekając na niego. Ten jeszcze jeden raz spojrzał to na Księżyc, to na te małe jezioro, Jezioro Tajemnic. Dawno tu nie był, naprawdę. Teraz wszystko zarosło, kiedyś było tu więcej osób. No nic... Zadumany podszedł do Mari i złapał ją za łapkę, aby udać się z powrotem do domu. Nie chciał jej póki co zostawiać samej; niech będą szli razem. Mimo miłego nastroju już zaczął myśleć o następnym dniu, jakże stresującym. Z jednej strony cieszył się, że mógł zostać "pozostawiony" z dala od problemów, ale z drugiej - czuł, że coś jest naprawdę nie tak. Denerwował się. Nie mógł ot tak zostawić tatę samego z problemem, brzemieniem jakie nosiła jego rodzina. Miał wyraźne wątpliwości, czy nie powinien wrócić wcześniej i odrzucić tych wrednych drani z domu, którzy gonią ich jak przeklęte wilki.
- Plan na jutro? Na pewno Akademia. Poszukamy ci jakiegoś nauczyciela, czy coś. Przecież nie zostawię cię od tak samej, hm? - powiedział, rozmyślając o tym i owym. Ostatnio pozostawienie jej samej sobie skończyło się źle; Akademia raczej jest bezpiecznym miejscem, ale przypadki chodzą w różnych miejscach... przecież jest też ten cały Mikhel. Nie powinien chyba jej zostawiać samej, gdy nie ma go w pobliżu. Zobaczy się już jutro; bardziej denerwowało go to, co miało nastąpić po szkole; mianowicie że mieli sobie znaleźć czas do późnego wieczora. Daniel jednak zdecydowanie wolał wcześniej wrócić. Tak... Chyba tak zrobi. Z Mari albo bez. Cały jego wcześniejszy plan o niezostawieniu Mari nagle zupełnie się zmienił, gdy zaczął myśleć o bezpieczeństwie swoich rodziców.
- Najwyżej wrócimy wcześniej, albo sam wrócę, a ty dołączysz... - powiedział już bardziej cierpkim tonem. W końcu mówił o tym, co było dla niego najważniejsze; jeszcze to miał, więc starał się to bronić. Bronić cały swój świat, albo nie dopuścić, aby stała mu się jakakolwiek krzywda.
Stanęli przed domem, odpowiedział uśmiechem na jej podziękowania, został pocałowany w policzek, co go jeszcze dodatkowo rozgrzało; przepuszczono go w drzwiach, wszedł więc do środka jako pierwszy.
Wewnątrz atmosfera była taka nijaka. Rodzice zapewne albo spali, albo gotowali się do snu. Musieli położyć się wcześniej, szczególnie mama, ponieważ pewnie szła do pracy. A tato... cholera, pewnie coś planował. Przebrał się szybko i ubrał coś lżejszego, aby też raczej przeć w kierunku snu. Podrapał się po brodzie i rozejrzał po mieszkaniu. No tak, kolacji już pewnie nie będzie. Wszyscy śpiący i zmęczeni, jutro kolejny dzień. Postanowił podejść do Mari i odprowadzić ją do jej pokoju; następnie zostawiłby ją na chwilę, aby mogła się przebrać. Pomyślał, że będzie bardzo miłym z jego strony, gdyby zrobił jej herbatę. Uczynił tak więc. Trochę pozostawił ją samej sobie, ale gdyby była cierpliwa, w końcu zastałaby Daniela z ciepłą dla niej herbatą, tak na rozgrzanie.
- Byłaś dziś bardzo dzielna. - skonkludował, uśmiechając się ciepło. Miał nadzieję, że Mari położy się, aby organizm mógł w spokoju zwalczyć przeziębienie i jakąkolwiek potencjalną infekcję, gdyby takowa była. Sam też czuł się trochę zmęczony; był w tak ważnym dla niego miejscu, został wybrany gospodarzem, może też powinien przygotować coś na jutro, w ramach pracy domowej... Jeszcze jutro pewnie pierwsze dni urzędowania i "testy", które miały pokazać klasie, że jest kompetentnym gospodarzem. Wszystko się trochę pozmieniało, od jutra będzie wymagało się od niego znacznie więcej, więcej reakcji. Nie mógł już w pełni myślami być w domu, z rodzicami, z dziewczyną... niestety. Wybudził się i skierował się do dziewczyny.
- Już lepiej? Cieplej? - zapytał czule.
W zależności od tego, jakby Dachowiec się czuł, postanowił przy niej posiedzieć i jej potowarzyszyć. Gdyby zaś była bardzo zmęczona, udałby się do swojego pokoju, aby popracować trochę nad pracą domową. Czy tak czy tak był do pełnej dyspozycji Mari, więc gdyby coś zaproponowała, zaciągnęła go albo chciała pogadać, to z pewnością by jej nie odmówił.

Mari - 23 Listopad 2016, 16:38

Kotka szła spokojnie w kierunku domu. Dom...od kiedy zaczęła tak nazywać to miejsce? Nie była tego pewna. Szła spokojnie, uśmiechnięta, falując delikatnie swoimi ogonami. Zerkała co jakiś czas na Daniela.
Gdy powiedział, że jej nie zostawi, spojrzała na niego - Danio...to bardzo miło z Twojej strony, ale...poradzę sobie - zapewniła go spokojnie - jestem już dorosła, a Ty na pewno będziesz miał dość obowiązków na głowie, a nie chcę dokładać Ci jeszcze zmartwień - uśmiechnęła się do niego miło. Naprawdę nie chciała aby skupiał się na niej, wolała, żeby jednak skupił się na swojej nowej roli w szkole.
Słysząc, że ma zamiar wrócić wcześniej do domu, niż zostało mu to nakazane, ścisnęła jego dłoń, jakby chcąc dodać mu otuchy. - pójdę z Tobą, tak będzie chyba bezpieczniej - powiedziała poważnie. Nie wiedziała czy przydadzą się jakieś umiejętności bojowe. Wiedziała jednak, że jeśli będzie to konieczne, to bez wahania stanie w obronie rodziny Kesslerów. Za dużo dla niej zrobili, żeby tak ich zostawiła. Postanowiła, że pomoże im jak tylko będzie w stanie.
Gdy weszli do domu, zakaszlała kilka razy. Chyba faktycznie tak długi spacer nie był najlepszym pomysłem. Westchnęła. Dała się odprowadzić Danielowi do pokoju. Gdy wyszedł, postanowiła, że musi się zagrzać i to porządnie. Wzięła więc swoje rzeczy i ruszyła do łazienki, gdzie wzięła prysznic. Nie siedziała tam długo, jednak na tyle by się choć trochę rozgrzać. Stała pod gorącą wodą, relaksując się i ciesząc wysoką temperaturą, która od razu rozgrzewała jej zmarznięte ciało.
Gdy wyszła, natknęła się na Kesslera, który akurat niósł jej herbatę - herbatka! - zawołała uradowana, odbierając od niego napój. - dziękuję Ci bardzo - uśmiechnęła się radośnie i usiadła na łóżku. Wypiła napar, machając wesoło ogonkami. Grzała sobie nią też łapki. Spojrzała na Daniela - denerwujesz się jutrem? - zapytała chcąc zacząć jakiś luźny temat - to znaczy....mam na myśli Akademię i Twoje nowe zadanie, które na Ciebie czekają - uściśliła szybko, żeby nie schodzić znów na nieprzyjemne tematy związane z tym co ma się dziać następnego dnia pod ich nieobecność.
Jeśli chłopak postanowił, że odpowie na to pytanie, słuchała go uważnie. Prysznic niestety nie wystarczył, nawet w połączeniu z herbatką. Nadal było jej zimno i było widać, że jest lekko rozpalona. Nie marudziła jednak. Nie chciała martwić Marionetkarza.
Gdy skończyła swoją herbatkę, odłożyła kubek na stolik obok łózka - była pyszna - pochwaliła jeszcze chłopaka, po czym wsunęła się pod kołderkę i otuliła nią ciasno, pomrukując cicho, gdy poczuła miękkość pościeli. Leżała tak jeszcze słuchając chwilę Daniela.
- Już lepiej - uśmiechnęła się gdy zadał jej pytanie - pod kołderką zawsze jest najcieplej - zaśmiała się i spojrzała na niego trochę przepraszająco - nie martw się, wyśpię się, wygrzeję i rano będę jak nowa - uśmiechnęła się do niego, zaspana - i... ja chyba bym poszła już spać, jeśli nie masz nic przeciwko - dodała cichutko - i myślę, że dobrze by było abyś też się już powoli kładł, jest już późno - powiedziała z troską.
Jeśli Daniel faktycznie nie miał nic przeciw temu aby dziewczyna jednak już odpoczęła i wygrzała się porządnie, rzuciła jeszcze - to dobranoc, kolorowych snów - po czym zwinęła się w ciaśniejszy kokonik i zamknęła swoje oczka...

Kessler - 23 Listopad 2016, 23:01

Całą resztę aż do momentu podania jej herbaty już wyjaśniono. Jedynie należy zważyć na to, że Danielowi wyraźnie utkwiło w pamięci określenie, jakim obdarzył go Dachowiec. "Danio". Znienawidzone określenie, od którego zaraz się irytował i denerwował, mimowolnie przegryzając usta, albo przynajmniej ukazane to odczucie drobnym wstrząsem ciała i zaciśnięciem zębów. To określenie, którego po prostu z połowicznie wiadomych przyczyn nie cierpiał. W sumie jedynymi osobami, które go używały, był jego ojciec, który zazwyczaj korzystał z tego wtedy, gdy czegoś od syna chciał bądź oczekiwał. Dodawał do tego taki ton... błaganie połączone z irytacją, z większym naciskiem na to drugie. Mówił na niego też tak kompan z klasy, którego już tu nie ma. Zawsze to przezwisko kojarzyło mu się z takim przyczepieniem Daniela do swego rodzaju sfery dzieciństwa. Gdyby za 2-3 lata ktoś tak do niego się zwrócił, naprawdę by się obraził. Traktowałby to jako swego rodzaju słowo zamienne do "dzieciorze". Nie zawsze z taką intencją musieli wypowiadać to twórcy zdań, ale wystarczyło, by pojawiło się to określenie, a w głowie Kesslera dodawano sobie już resztę. Tym razem jednak, z tego powodu, że mówiła do niego Mari, nie pokazał po sobie nic; nawet nie zwrócił na to uwagi.
Wrócił myślami do sytuacji, w której natknął się na Kota, gdy trzymał herbatę. Uradował się mocno, że ucieszyła się z powodu przyniesienie herbatki na rozgrzanie. Uśmiechnął się szczerze; takiej dawki korzystnych i pozytywnych relacji międzyludzkich dawno już nie zaznał. A teraz miał okazję sobie poprzypominać, jak to było. Co on gada, jest nawet lepiej, gdyż do koleżeńskiej relacji dochodzą czasami miłe gesty, czy dotyk. OJ tego nie zaznał nigdy, nie w takiej formie. Czuł, że jego chłopięca istota powoli zamieniała się w męską, chociaż zupełnie nie czuł się na to wszystko gotowy. Nie nazwał by się mężczyzną; nadal jest chłopcem, w swoim mniemaniu i mniemaniu otoczenia. I tak jak niektórzy w jego wieku robią powoli krok w kierunku dorosłości, tak on zamknął się tym pokoju dziecięctwa i zupełnie nie chciał z niego wyjść, a nawet pomyśleć o tym, co może być dalej.
- Owszem, denerwuje się jutrem. Denerwuje się naszym jutrzejszym dniem w Akademii, boje się Mikhela, boje się o tatę i o dom. Wypatroszę każdego drania, który zechce naruszyć ład, który tutaj jest od niepamiętnych czasów. I mimo że taki Mikhel jest spoko gościem, to czasami potrafi zirytować i zdenerwować. - zaczął szybko mówić, gdy skończyła. Wyrzucił to z siebie jednym tchem, mieszając wątki, o których mówił naprzemiennie. Gadał trochę o Akademii, a trochę o wydarzeniu w domu. Nie wiedział, co już bardziej go denerwuje, odwiedziny gościa chyba jednak dużo bardziej.
Nieczęsto zdarzało się, by ktoś niemiły wchodził do ich domu. Raczej była to bezpieczna miejscówka, na dalekich obrzeżach miasta, kryjówka, do której można było się udać i ukryć. Tak. To było wspaniałe miejsce, oddalone, ze wszystkimi tego plusami i minusami. Dlatego będzie bronił go za wszelką cenę. Skończy zajęcia i od razu pobiegnie do domu. Chyba.
Ujrzał, jak po wybiciu herbaty ukryła się pod kołdrą i zaczęła grzać. To było bardzo miłe, że miała wobec tego domu takie same odczucia jak on. Czuli się tu bezpiecznie... to go nawet wzruszało, ale i dawało sporo pewności siebie. Nawet trochę rozpasania... Coś go wzięło, aby położyć się obok niej i mimowolnie się w nią wtulić. Ale powstrzymał się, takie zachowanie przecież było jasno określane jako "creepy". Dlatego wstał, podszedł do okna, skrzyżował ramiona i spojrzał na Księżyc. Odkręcił się, a światło z pokoju zmieszało sie z poświatą Księżyca na danielowej twarzy, czyniąc ciekawe zjawisko. Wysłuchał jej słów uważnie i w sumie nie mógł jej nie przyznać racji. Sam był zmęczony, jego oczy były okrągłe i wyrażały zmęczenie. Chyba postąpi wedle jej rady.
- No dobrze... masz racje. Wygrzewaj się w spokoju, dobranoc... - powiedział, cicho już, by nie wywoływać niepotrzebnego rabanu. Lekko poklepał po kołdrze, pod którą ukryta była Mari i po cichu wyszedł z pokoju, przymykając cichutko drzwi. Następnie skierował się do swojego pokoju.
Przebrany położył się pod kołdrę. Poczuł, jak się lekko poci - chyba też musiał się delikatnie przeziębić. No to pozostanie mu wygrzać się i mieć nadzieję, że jutro go puści. Że rano wybudzi się niczym młodzieniec, niczym ptaszek.
Dziwne rzeczy śniły się Marionetkarzowi. O wielu nie pamiętał, gdy wstał, jedno na pewno sobie przypomniał - moment, w którym ktoś chce go napaść, a jakaś nieznana mu postać od tyłu wyskakuje przed nim i broni go przed napastnikiem. Wybudził się niedługo po tym, dlatego świeża pamięć o tym śnie umożliwiła mu przypomnienie go sobie nad ranem.
Rozejrzał się po pokoju. Był pusty, taki jak wczoraj; po prostu nic niespodziewanego. Wstał, usiadł na łóżku i tradycyjnym sposobem spojrzał na swoje nogi. Pomasował się wewnętrzną stroną dłoni po kolanach, a następnie wstał i rozprostował się. Po krótkim rozciąganku ubrał się i wyszedł na hol. Dachowiec musiał jeszcze spać. Mama na pewno poszła. A tato? Tata siedział w kuchni, stał przy oknie i zapatrzony był w to, co się dzieje na zewnątrz. Rzucili krótkie "cześć", ale rodzic był po prostu na czymś skupiony; biorąc pod uwagę specyfikę tego dnia, wolał się już nie odzywać. Zjadł szybko małe śniadanko, przygotowując sobie coś naprędce, a następnie skoczył się obmyć.
- Tylko nie przychodźcie przed 19. - rzucił oschle tato, gdy Daniel wyszedł z łazienki. Syn spojrzał na swego ojca poważnie. Zrozumiał, co zostało powiedziane. Dalsza część działa się już w milczeniu.
Kessler postanowił powoli budzić Mari, gdyż zaczęło się robić już bardzo jasno - a to znaczyło, że niebawem trzeba wychodzić. Dlatego powolutku doszedł do drzwi prowadzących do pokoju dziewczyny i po cichu zapukał. Wiedział, że niemiłym by było, gdyby wdarł się do pokoju swego gościa. A jeżeli jest czymś zajęta, kehm... nie wypadało.

Mari - 24 Listopad 2016, 13:16

Mari domyślała się, że Marionetkarz będzie się denerwował następnym dniem. I wyraził to bardzo jasno. Widziała, że się stresuje. Jednak tym razem nie wiedziała jak temu zaradzić. Uśmiechnęła się więc tylko delikatnie - razem jakoś przez to przejdziemy - powiedziała spokojnie - a Mikhelem się nie martw, jak będzie trzeba to z nim pogadam - dodała żartobliwie z lekko drapieżnym błyskiem w oku.
Gdy chłopak wyszedł z pokoju, wcześniej klepiąc ją lekko po kołdrze, zawinęła się w nią ciaśniej. Zamknęła oczy ale nie potrafiła zasnąć. Czuła, że faktycznie musiała się lekko zaziębić, jednak znała swój organizm na tyle, by wiedzieć, że jeśli wygrzeje się porządnie to wszystko będzie w porządku. W szczególności, że teraz miała na to o wiele dogodniejsze warunki niż do tej pory. Herbata miło rozgrzała ją od środka. Prysznic też sporo pomógł. Teraz czas na ciepłą kołderkę.
Schowała się pod nią cała i w końcu udało jej się zasnąć. Śniły jej się dziwne rzeczy. Nie pamiętała jednak po przebudzeniu jakie. Wiedziała jednak, że były dziwne. Ale na pewno nie straszne, gdyż wtedy raczej by się obudziła, prawda?
Spała długo, twardym snem. Nie obudziło jej krzątanie się rodziców po domu, ani dźwięk otwierania drzwi wejściowych. Po prostu spała w najlepsze, ciesząc się wygodą i ciepełkiem. Do tego nic nie zakłócało jej snu. Żadne koszmary, żadne złe wspomnienia. Nic. Czuła się bezpiecznie i to się dla niej najbardziej liczyło. Po prostu w końcu się zrelaksowała. Mimo tego co działo się dzień wcześniej oraz tego, co miało nastąpić tego dnia. Przeziębienie chyba po prostu z leksza przytępiło jej zmysły. Nie jest to zbyt dobre, ale w końcu jak na razie nic jej nie grozi i może sobie pozwolić na chwilę zapomnienia.
Warknęła cichutko, niezadowolona, gdy ktoś zaczął pukać lekko do drzwi. Przekręciła się na drugi bok i przykryła głowę poduszką. Gdy jednak pukanie nie ustało, otworzyła w końcu oczy i już miała coś powiedzieć, gdy zauważyła, że za oknem jest już jasno - co do ch... - nie udało jej się dokończyć. Zerwała się z łóżka, jednak przez to, że wcześniej zawinęła się ciasno w kołdrę i chyba przypadkiem w prześcieradło, runęła jak długa na podłogę robiąc sporo hałasu, a przy upadku wydając z siebie głośnie - MIAU - które miało wyrażać zarówno zaskoczenie jak i niezadowolenie.
Leżała tak chwilę. Jedną nogę miała nadal na łóżku, zawiniętą w poście, drugą pod nim. Głowę opierała o szafkę nocną, w którą przygrzmociła chwilę wcześniej. Leżała tak marudząc pod nosem i rozmasowując obolałe miejsce. Na szczęście nic się poważnego nie stało. Co najwyżej nabiła se guza.
Jeśli Daniel wszedł do pokoju słysząc hałas, starała się go uspokoić - spokojnie...spadłam z łóżka, nic mi nie jest - zaśmiała się. Próbowała wstać, próbując się wyplątać z pułapki, którą sama na siebie zastawiła nieświadomie. Jeśli chłopak chciał jej pomóc to przyjęła pomoc bardzo chętnie. Gdy już wstała, przypomniała sobie, że przecież zaspała - dziękuję...a teraz sio! - powiedziałaby żartobliwie i wypchnęła Daniela z pokoju, zamykając za nim drzwi -muszę się przebrać, bo zaraz naprawdę się spóźnimy - dodałaby, gdyby chłopach nie chciał opuścić pomieszczenia.
Jeśli jednak chłopak nie wszedł do pokoju, kotka z trudem wyplątała by się z pościeli i rozmasowując jeszcze głowę, zaczęłaby się ogarniać - już wstałam - rzuciłaby tylko na potwierdzenie - zaraz wyjdę.
Ubrała się szybko i już miała wychodzić, gdy przypomniała sobie o sztylecie. Zatrzymała się na moment. Uznała jednak, że dziś lepiej aby go miała przy sobie. Pewnie dostanie burę za to, że ma broń w szkole, ale przynajmniej wieczorem będzie miała czym siebie oraz Kesslerów obronić, jeśli taka konieczność wystąpi. No i skoro ma się doszkalać w walce tą bronią to chyba powinna ją mieć, prawda?
Wzięła broń spod poduszki i schowała ją w pochwie, którą miała przy swoim starym pasku. Nie do końca przejmowała się tym, że ktoś ją zobaczy. Na pewno nie zostawi jej w domu! Nie ma na to szans.
Gdy była już gotowa wyszła z pokoju, mówiąc, że lepiej, żeby już szli. Weszła do kuchni, rzucając krótkie "dzień dobry" w stronę ojca Daniela, porwała jabłko z miski z owocami i wyszła z domu. Jeśli Daniela tam jeszcze nie było, kotka poczekała na niego cierpliwie wgryzając się w owoca, jeśli jednak czekał już na nią, podeszła do niego, dając znać, że jest gotowa po czym ruszyła w stronę Akademii, zerkając tylko niepewnie na młodego Marionetkarza, jakby upewniając się, że z nim wszystko w porządku.
- Przepraszam, że zaspałam - powiedziała jeszcze gdy już ruszyli w drogę - pierwszy raz mi się takie coś zdarzyło...to chyba, przez to, że wczoraj troszkę zmarzłam - dodała jeszcze z uśmiechem, masując się jeszcze po tyle głowy.

Kessler - 26 Listopad 2016, 12:10

Daniel stał sobie przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Mari i lekko popukiwał w drzwi, aby dać do zrozumienia, że heej, trzeba wstawać, czas się budzić i wyjść z pokoju; albo przynajmniej dać jakieś oznaki życia. Mieli jeszcze sporo czasu, dlatego nie trzeba było się aż tak spieszyć; dziewczyna się wyrobi. Ale warto byłoby, żeby chociaż ogarniała rzeczywistość, żeby już podjęła pewne kroki w kierunku przygotowania się do wypadu do szkoły; Daniel był takim rannym ptaszkiem i jeśli musiał gdzieś z kimś wyjść, to zwykle wstawał wcześniej od niego, przygotowany czekając, aż ta osoba się przygotuje i wyjdzie razem z nim. Dlatego w przypadku przebudzenia się Mari i kwestii wyjścia do Akademii w tym jakże stresującym dniu preferował jednak ogarnąć się wcześniej i zaczekać, aż dziewczyna pokaże mu się, albo chociaż da jakikolwiek znak. Ah ta wąska linia, ten wąski prostokąt, ta bryła, która oddziela prawie że dwa różne światy...
Ciekawe, ilu ich będzie. Ciekawe, z czym przyjdą. Z bronią, czy z negocjacjami? Czy tak wolał być obecny w tej sytuacji; to nie tak, że należał do osób dotkniętych paranoją. Po prostu zdawał sobie dobrze sprawę z tego, że na skutek działania sił zewnętrznych jego cały świat mógł upaść. A na to, o nie, nie mógł sobie pozwolić. Zginie z tym światem albo go obroni.
Pomimo tych stresujących rozważań nadal był obecny we świecie. Mógł sobie czasami pozwolić na komfort odlecenia umysłem z tego świata, ale niekiedy należało być obecnym. I dzisiaj nastąpił właśnie ten dzień.
Uspokoił się i uśmiechnął, gdy Mari wyraziła gotowość do tego, by zaraz wyjść z pokoju. Jedyne, co go mogło zaniepokoić, to dziwne dźwięki dochodzące z wewnątrz. U licha, cóż ona tam robi? Wolał nie wiedzieć. Zawsze uważał dziewczyny za trochę inne istoty od mężczyzn. Miały te swoje tajemnice, potajemne praktyki; nie było możliwości, aby dowiedzieć się, co robią, gdy nikt nie patrzy. Pewnie jakieś tajne rzeczy. Cholera wie!
Uspokojony zapewnieniem dziewczyny podszedł do kanapy i usiadł na niej, wlepiając wzrok w obraz stworzenia Marionetki. Myślał nawet przez chwilę, czy nie powinien wprawić niedokończonego dzieła w ruch i zrobić jakąś zasadzkę na tych wrednych wierzycieli. Ale to byłoby zdecydowanie głupie; szczególnie, jeśli chcą przyjść z pokojem, a nie wojną. Spokojnie, Danielu, nie ma co podejmować zbyt szybkich decyzji i działań. Zresztą masz dziś swoje obowiązki, inni nie mogą ujrzeć twej słabości, jasne?
Ze spoglądania w obraz wybudziła go dziewczyna, która otworzyła drzwi i ruszyła do kuchni. Stwierdził po jej ruchach, że chyba obędzie się bez zbędnych ceregieli i że od razu będą mogli wyruszyć do Akademii.
Zdecydował się nie przedłużać, założył swój charakterystyczny płaszcz i ruszył do wyjścia. W sumie akurat wyszedł razem z Dachowcem. Stając przed domem stwierdzili, że czas ruszać. Jej wytłumaczenie przyjął ze spokojem i przytaknął. Nie widział w tym problemu, czas po prostu iść!
Nie chciał rozmawiać. Trochę skupił się na przyszłych działaniach, na robieniu czegoś, na uważaniu. Zwykle wtedy stawał się małomówny i jedyne, czego chciał, to zrobić to, co musiał. Przestawiał się na "tryb działania", gdzie nie było czasu na wiele słów. W trakcie drogi nie mówił za wiele, jedynie skomentował obecny stan pogody. Nie chciał narzucać swojego tempa, ale szedł dosyć szybko, lekko przechylony do przodu, wymachiwał rękami.
Weszli do znanego sobie budynku Akademii i doszli do miejsca, od którego rozchodzą się korytarze na różne strony szkoły. Oczywiście w międzyczasie padło parę "cześć" i "siemano", nie byli tu w końcu sami, zaczęli się gromadzić pierwsi uczniowie. Wśród nich na pewno nie było żadnego z kandydatów, cała sprawa już jakby ucichła. Daniel stanął naprzeciwko Mari i wpatrzył się w nią, przez chwilę dumając, co w tej chwili może zrobić. Zna się na nożach, na samoobronie... hmm. A może powinien dać jej wolną rękę? Widać było jednak, że nie był to Kessler, jakiego do końca znała. Był bardziej zimny, zamyślony i nieobecny. Tak jakby spoczywał na nim ciężar.
- No dobra, to jak robimy? Mam cię zostawić i sobie poradzisz... co jednak niezbyt mi odpowiada, czy mam pójść z tobą do jednego takiego, który by cię zobaczył i jakoś się tobą zajął? - zapytał, dając jej możliwość wyboru.
Gdyby upierała się na tym, że chciałaby sobie sama poradzić, Daniel wzruszyłby ramionami, życzył powodzenia, powiedział, że będzie tutaj za 2 godziny i ruszyłby do swojej klasy zajęciowej, gdzie mógłby zacząć swoje pierwsze lekcje i spotkania z uczniami jako gospodarz.
Jednakże gdyby wolała, aby poszedłby z nią do jakiegoś nauczyciela, którego Daniel zna, wówczas powiedziałby, żeby szła za nim. Ruszyliby przez parę korytarzy, aż w końcu dotarli do drzwi do pokoju, w którym siedział pewien jegomość wpatrzony w księgę - nie byłby to jednak ten człowiek, którego widziała dziewczyna. Wówczas Daniel życzyłby jej wszystkiego dobrego i spokojniejszy, jak wyżej, udałby się do swojej klasy. Nauczyciel ten tak naprawdę nie zajmowałby się walką na noże, a jedynie walki wręcz bez jakiegokolwiek sprzętu - po prostu pewnych chwytów, przerzuceń. Fakt, że Mari ma możliwość wysunięcia pazurów dodatkowo mógłby pomóc jej w nauczeniu się tych rzeczy. Dalszą treść treningu albo wymigania się od niego pozostawia się Mari.
Daniel ruszyłby zaś do swojej klasy, jak już dwa razy wspomniano.
Na miejscu okazałoby się, że ma zajęcia z Matthisem, tym konkurentem, który dosyć miło traktował wszystkich dookoła, łącznie z Kesslerem. Konkurent... to już trochę przestarzała nazwa, od, był to jego kumpel, z którym zamieni parę słów, zanim przyjdzie do nich nauczyciel. Nie wiedzieli, co konkretnego mają dziś robić, ot, po prostu. Ogólnie zajęcia z filozofii? A może matematyka? Cholera wie, który nauczyciel przyjdzie i na co będzie miał ochotę. To jeden z tych dni, kiedy nigdy nie jest się pewnym, na jaki temat będą zajęcia.

Mari - 26 Listopad 2016, 15:22

Marionette uszanowała to, że Daniel woli iść w ciszy. Szła więc obok niego spokojnie, dotrzymując mu kroku. Łapy trzymała za plecami, machała leniwie ogonami. Czuła na pasku ciężar sztyletu. Czuła się z nim o wiele pewniej. Nie wiedziała czy młody Kessler zwrócił uwagę, że wzięła ze sobą broń czy też nie. Nie miało to jednak znaczenia. Nawet jakby jej zabronił zabrać sztylet, lub nakazał go mu oddać, nie zrobiłaby tego. Nie dziś. Dziś była nastawiona na czuwanie. Nie do końca jednak potrafiła się skupić. Brakowało jej ruchu. Przez te kilka dni trochę się rozleniwiła.
Gdy weszli do budynku, witała się miło z tymi, którzy się do nich odezwali. Jednak ukradkiem zaczęła się też rozglądać, aby przypomnieć sobie jak dojść do sali, z której wcześniej wyszedł nauczyciel, z którym rozmawiała dzień wcześniej. Z zamyślenia wyrwało ją pytanie Marionetkarza - poradzę sobie - uśmiechnęła się do niego - wiem, że nie podoba Ci się zostawianie mnie samej sobie, oboje pamiętamy jak to się ostatnio skończyło - powiedziała spokojnie - ale nie jestem już dzieckiem i poradzę sobie, więc nie przejmuj się.
Słysząc jego propozycję zamyśliła się na chwilę - może zróbmy tak- powiedziała powoli - jeśli nie uda mi się nikogo znaleźć, ani nie dojdę do niczego konkretnego, to wtedy Ty zaprowadzisz mnie do kogoś dobrze? - zapytała, niepewnie machając ogonami. Miała już swój cel, wiedziała gdzie ma iść. Wiedziała czego chce, wolała więc nie iść do nikogo innego, skoro jeden z nauczycielu już jej zaproponował, że może do niego przyjść.
Jeśli chłopak nie miał nic przeciwko, życzyła mu miłych zajęć i udała się w swoją stronę. Zerknęła jeszcze przez ramie czy Daniel nie patrzy, w którą stronę idzie kotka po czym ruszyła już pewnym krokiem w kierunku odpowiedniego pokoju. Im bardziej się do niego zbliżała, tym mniej osób spotykała. Nie wyglądało jednak na to, żeby uczniowie po prostu znikali w salach, raczej na to, że ta część szkoły jest mniej używana.
Gdy doszła do odpowiedniej sali zdziwiła się. W pobliżu nie było prawie nikogo. Czyżby ten mężczyzna nie miał innych uczniów? Wydawało jej się to dziwne. Wzięła głęboko oddech na uspokojenie i niepewnie zapukała do drzwi - Proszę! - odpowiedział jej znany głos. Weszła więc powoli do sali - Dzień dobry - powiedziała grzecznie - Wczoraj mówił pan, żebym do pana przyszła, jeśli chciałabym się uczyć w Akademii - powiedziała niepewnie, stając na środku średniej wielkości sali treningowej. Rozejrzała się ukradkiem, starając się ocenić odległości pomiędzy poszczególnymi elementami pomieszczenia.
- A tak pamiętam, to Ty rozdzieliłaś wczoraj tych chłopaków - Mari przytaknęła tylko grzecznie - Powiem Ci, ze trochę mi zaimponowałaś, ale to za mało abym Cię przyjął na swoją uczennice - Korka opuściła niepewnie uszka - widzisz, ja rzadko przyjmuję uczniów jakichkolwiek, a nie widziałem Cię jeszcze w akcji - dodał i podszedł do stołu, na którym leżała broń. Jak Mari zdołała ocenić, była to broń ćwiczebna. Drewniana. Mężczyzna już chciał jej podać szkoleniowy sztylet - Dziś ocenię jakie masz umiejętności, a potem zdecyduję co dalej - powiedział podając jej broń. Widząc jednak, że kotka patrzy niepewnie na zabawkowy nożyk, zaśmiał się głośno i wyszczerzył drapieżnie - Widzę, że ktoś tu zaczynał od razu od ostrej broni, a nie jakiś drewienek co? - Mari przytaknęła głową. Mężczyzna sięgnął po jeden z ostrych sztyletów i pokazał, żeby sięgnęła po swoją broń - Już mi się zaczynasz podobać .
Zaczął atakować. Powoli, sprawdzając jej technikę. Przez chwilę ścierali się bez pośpiechu, jakby sprawdzał tylko jakiej techniki używa dziewczyna. Po około pół godzinie takiego "popychania" się. Stanął i spojrzał na nią poważnie - A teraz wyjaśnij mi gdzie nauczyłaś się tak walczyć. - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu. Kotka cofnęła się o krok, ale w końcu westchnęła i wyjaśniła mu niepewnie sytuację, prosząc jednak by nie wyjawiał tego Kesslerom. Mężczyzna tylko pokiwał głową i milczał przez chwilę. W końcu spojrzał jednak na Mari - Technika, której używasz, jest stosowana tylko przez tych, którzy żyją w bardzo trudnych, niebezpiecznych warunkach. Podziwiam, że nauczyłaś się jej w tak młodym wieku i do tego w tak szybkim czasie - powiedział po czym przyjął postawę bojową i dodał szybko - Nie oznacza to jednak, że już jesteś przyjęta, teraz czas na główny egzamin - Po tych słowach rzucił się na kotkę, atakują agresywnie i bez żadnej kontroli. Tak, że stawiał Dachowca w sytuacji, że ma się bronić. W sytuacji zagrożenia życia. Początkowo Mari zareagowała na to gwałtownie, szybko jednak załapała rytm. Trochę miała problem z tym, że mężczyzna co chwila zmieniał technikę. Jednak szybko nauczyła się przewidywać jego ruchy. Ścierała się z nim jak równy z równym.
Gdyby ktoś w tym momencie wszedł do sali, mógłby się z jednej strony przerazić, gdyż walka nie wyglądała ani trochę na ćwiczenia, a do tego nie obyło się bez siniaków i zadrapań. Z drugiej strony zobaczył by na twarzach obojga walczących determinacje oraz...dobrą zabawę. Wyglądali jakby ze sobą tańczyli. Świetnie się przy tym bawiąc, mimo, że oboje byli zdyszani, a po ich plecach i czołach spływał pot.
W trakcie Mari pozbyła się koszulki, rozgrzana mocno, została w spodniach i sportowym topie, nie przejmując się, że ktoś może zauważyć liczne blizny po biczowaniu na jej plecach. Mężczyzna pozbył się za to koszuli, pozostając w samych spodniach. Widać po nim było, że przeszedł wiele nierównych walk. Nie zwracali jednak na to uwagi. Po prostu po krótkim oddechu wrócili do zmagań, a ich ciała lśniły od potu.
Mari w trakcie walki, zupełnie zapomniała się. Nie zwracała uwagi na czas, który tam spędziła. Skupiła się tylko i wyłącznie na ciężkim treningu, które jak się przekonała, tak bardzo jej brakowało. Ruchu, wysiłku, a później tego wspaniałego uczucia zmęczenia.

Kessler - 27 Listopad 2016, 12:44

- Czołem, klaso, dzień dobry. - zapowiedział się, gdy wszedł do sali. Rozejrzał się po niej i ujrzał kilka twarzy, które już kojarzył, poza jedną. Dzięki temu, że był tu trochę lat, trudno było tutaj w ogóle kogoś nie kojarzyć. Musiałaby to być osoba zupełnie nowa, nieznana, a takich raczej było mało. Szczególnie nowi - Daniel miał taką tendencję, by przyklejać się do nowych, być ich swego rodzaju przewodnikiem. Czasami nie miał na to ochoty, ale zwykle... miał. Chciał być takim samouczkowym trenerem takich istot, ale wynikało to bardziej z jego opiekuńczej natury, aniżeli z potrzeby obowiązku, czy zapewnienia sobie znajomości. Nie było jeszcze nauczyciela, więc były jeszcze parki mówiące o tym i owym; była też jednak jedna osoba, stojąca pod ścianą, która nie zajmowała się w sumie niczym, jeno zwykłym oczekiwaniem. Daniel wymieniał uśmiechy ze stojącymi wkoło, a następnie podszedł powolutku do tej samotnej osoby. Wtem podleciał do Kesslera na chwilę Matthis, który pogratulował mu zwycięstwa w wyborach, co już było tematem trochę passe, ale zachował się na tyle grzecznie, by to zrobić. Następnie znowu wrócił do swojego kompana, z którym wcześniej prowadził rozmowę. Sam Marionetkarz kontynuował więc podchody do osóbki obcej, stawiając drobne kroki, jakby przysuwając się. Gdy był już blisko i chciał się przywitać, do sali wszedł nauczyciel z pewną księgą pod ręką. Daniel prychnął i tylko uśmiechnął się do osoby (tego nowego), która na niego spojrzała. Ta odpowiedziała uśmiechem, ale obaj wiedzieli, że trzeba będzie się skupić na nauczycielu i zajęciach. Zanim jeszcze nauczyciel zaczął mówić, ta skryta nowa osóbka podeszła do niego i powiedziała cicho o jakiejś rzeczy i wyczekiwała na odpowiedź. Ten spojrzał na nią i przytaknął. Potem osóbka wróciła na swoje miejsce i oczekiwała na rozpoczęcie się lekcji
Zajęcia nie były zbyt fascynujące, ot, mówienie o podstawowych rzeczach, o których można byłoby mówić w 5 minut, a mówiło się w godzinę z hakiem. Rozwijanie wypowiedzi, rozważanie przypadków rzadkich, które zdarzają się raz na kilka istnień, to, jak wyglądało to w przeszłości i jak zapewne będzie wyglądać w przyszłości. Wpływ odkryć i uczonych na rozwój tworzenia marionetek, i tak dalej, i tak dalej. Jakże fascynujące i porywające rzeczy, po których uczeń aż pragnie zasnąć. Jedynie wątek "jak będzie" mógł być bardziej ciekawy, a to z tego powodu, że to, co będzie w przyszłości zawsze było fascynujące. Jak to będzie, czy zamiast ludzi marionetki będą tworzone przez maszyny, których póki co nie było za wiele? No, te maszyny, jak na czasy porównywalne do ludzkich wiktoriańskich nie były zbyt rozbudowane, ale można polecieć z rozważaniami, prawda? Zanim nauczyciel skończył mówić, nowa osóbka porozumiewawczo wymieniła się spojrzeniami z belfrem i wyszła z sali. A więc pewnie chciała wyjść troszkę wcześniej. No nic!
- No, to moi drodzy Marionetkarze, tyle z teorii. Na następnych zajęciach wyjątkowo powiem wam o podłączaniu głowy, jakakolwiek by ona nie była, do reszty ciała. Tajniki, jak dokładniej to zrobić i jaki ma to wpływ na przyszłość. - rzekł spokojnie nauczyciel, jakby miało to jeszcze wzbudzić trochę nadziei w słuchaczach, że następne zajęcia /z pewnością/ będą ciekawe. Ale prawdę mówiąc takie gadanie odbywało się na końcówce każdych zajęć, a potem wiadomo, że wychodziło na jedno. Było sporo wiedzy, okej, ale można było to skrócić naprawdę do paru minut. Nauczyciel ruchem ręki pokazał, że można wyjść, a samemu wlepił wzrok w księgę, którą przyniósł. Wszyscy odruchowo po krótkiej przerwie ruszyli do wyjścia z sali. Daniel wychodząc zastanowił się, jak szło Mari. Pomyślał, że zajęcia kończą się podobnie, w większości wypadków, więc powinien ją znaleźć gdzieś na korytarzu. Postanowił rozpocząć poszukiwania.
Póki co poszedł do miejsc, w których Dachowiec na pewno mógłby przebywać, aby spotkać się z Danielem; jako, że jej tam nie było, to zapewne z kimś się zagadała. Więc chodził po korytarzach i holach i rzucał okiem, czy nie ma jej pośród grupy innych kotowatych. Również nie; z innymi spotkać się nie mogła, bo ich nie zna, a komfortowo czuje się tylko pośród tych ze swojego gatunku. Może zatem w jakiejś sali, gdzie nie było jeszcze końca zajęć? Ruszył więc do pokojów, w których wiedział, że nauczyciele lubią przedłużać, albo gdzie zaczęli później (więc będą musieli skończyć później). Ale tam też raczej nie było szans na to, żeby była Mari. Wiedza o astronomii, gotowanie, szydełkowanie czy znajomość posługiwania się broniami dwuręcznymi u profesora Hrestova też odpadała... z całym szacunkiem dla Mari. Pozostają więc... nieliczni nauczyciele, którzy mogą szkolić ją... ah, no tak. Może będzie u tego, który szkoli w posługiwaniu się nożami i sztyletami. Mógłby ją zapewne zainteresować, to na pewno!
Trochę zleciało, zanim, jak się później okaże, wybrał tę właściwą opcję. Kiedy szedł w tamto miejsce, napotkał go inny nauczyciel, zajmujący się dotychczas wyborami.
- Słuchaj, przyjdź za godzinę do mojego pokoju. Jest ważna sprawa do omówienia. - powiedział krótko srogim tonem, który mógł oznaczać wiele rzeczy - kłopoty albo formalności. Potem się to zrobi, ma my jeszcze trochę czasu. A więc do Mari.
Szedł więc wolnym krokiem w stronę tamtego rejonu. Nie zdziwiło go, że po drodze mijał coraz mniej uczniów. Większość myślała, że nie można za bardzo wchodzić w tamto miejsce, niekiedy niektórzy, młodsi, szli tam, gdy chcieli po cichu zapalić coś... nie do końca legalnego. Z reguły nie było tam dalej, bliżej sali, już nikogo, gdyż tamta część nie przypominała już zupełnie reszty Akademii. Znał trochę pana od noży, wiedział zatem, że odpowiada mu w zupełności taki pokój, w takim miejscu. Siedział tam dłuższą część dnia, nie narzekając na krzyki z korytarza, czy na niespodziewane wizyty. Jeśli już wychodził, to zapewne aby dowiedzieć się o ważnym wydarzeniu, do łazienki, czy na spotkanie belfrów. Dzisiaj zapewne nie musiał nigdzie wychodzić. Miał też pewnie Mari, o ile tam jest.
W końcu to były te drzwi. Za Danielem było zupełnie cicho, chociaż wiedział, że jakaś osoba za nim idzie. A przed nim... za tymi drzwiami... różne odgłosy. Czy to walka, czy gwałtowny taniec. Nie ma co czekać, czas wejść i się przekonać.
Daniel otworzył drzwi, nie chrzanił się z jakimś powolnym i dramatycznym otwieraniem, tylko po prostu złapał za klamkę, i nie pukając (i tak zapewne nikt ze środka tego nie usłyszy) pociągnął w swoim kierunku. To, co zobaczył w środku, zdecydowanie zadziwiło go. Nie spodziewał się, że tak... tak to wygląda. Ujrzał Mari "tańczącą" z nauczycielem od noży, którzy w pocie czoła byli tancerzami z nożami. To nie była walka, raczej sztuka, którą oboje kultywowali. Nigdy nie widział dziewczyny robiącej takie rzeczy. Nie znał jej pod tym względem, raczej miał ją za zupełnie zamkniętą w sobie osobę, bardzo pasywną. A tutaj ujrzał jej naturę w całości, bez ukrywania. A więc to tak to wygląda... Daniel odkąd tylko poznał Mari zastanawiał się, jak zachowuje się naprawdę, w innych sytuacjach. Teraz miał już odpowiedź. Z rodziawioną buzią nie chciał przerywać tej sztuce, tylko patrzył na nią, pełen podziwu.
Usłyszał za sobą głos, głos Mikhela, który troszkę go zmroził. Sam jego konkurent był zaskoczony tym, co właśnie ujrzał, ale widocznie chciał koniecznie przekazać jakąś informację
- Dziś będziesz wybierał zastępców i skarbnika. - rzucił szybko. Daniel jednak pokazał ręką, aby ten się wstrzymał i obserwował razem z nim to, co działo się przed nimi. A więc dwóch chłopa patrzyło bezczelnie na ów walkę, czekając i rozważając, cóż takiego z niej wyniknie. Jej.

Mari - 27 Listopad 2016, 14:30

Mari była w pełni skupiona na walce. Nie przeszkadzał jej pot, ani zmęczenie. Potrzebowała tego. Potrzebowała rozruszać zastałe mięśnie. W końcu jest kotem! A kot musi się ruszać. Przez to, że spędziła już trochę czasu na ulicy, wiedziała jak ważne jest aby utrzymać kondycję. Nie szczędziła się więc. Chciała pokazać na co ją stać. Chciała pokazać, że nie jest tylko jakimś przybłędą z ulicy, tylko kimś na kim można skupić trochę swojej uwagi.
Bardzo szybko załapała rytm nauczyciela. Ten początkowo instruował ją jeszcze co powinna poprawić. Jednak było to tylko kilka uwag. Pewnie uznał, że nie ma sensu mówić cokolwiek, jeśli nie wie czy dziewczyna podoła. Obserwował ją uważnie w trakcie walki. Co chwila przyspieszał tempo. Mimo, że sam miał już zadyszkę, a pot spływał po jego twarzy i plecach. W pewnym momencie można było usłyszeć tylko ich oddech, uderzenia broni o broń oraz kroki nauczyciela. Kotka z racji budowy swoich łap, nie wydawała przy tym żadnych dźwięków.
Gdy chłopcy weszli do sali, Mari nie zwróciła na nich uwagi. To, że zauważyła ich obecność, zdradził tylko ruch ucha w stronę drzwi. Jednak nadal była skupiona na walce. Nie była jednak gotowa zbytnio na plan nauczyciela. Ten, widząc gości i rozpoznając wśród nich młodego Kesslera, mocno odepchnął od siebie Mari i ruszył w ich kierunku. Widać było, że nie ma najmniejszego zamiaru tylko udawać ataku. Chciał im zrobić krzywdę.
Mari nie zastanawiając się, ruszyła za nim. Szybko znalazła się między mężczyzną, a jego niedoszłymi ofiarami, i zablokowała atak. Chwile mocowali się ze sobą, aż w końcu nauczyciel odsunął się od nich, ścierając pot z czoła - Chyba czas na przerwę - powiedział i kiwnął tylko chłopakom głową na przywitanie, po czym udał się w kierunku szafek, po drugiej stronie sali.
Kotka westchnęła głęboko i spojrzała pytająco na chłopaków - coooś się stało? - zapytała widząc ich miny. Była zdyszana, ale wyglądała na szczęśliwą. Uśmiechała się, mimo zmęczenia. Nie przejmowała się strojem w jakim przed nimi stoi. Jeszcze była pobudzona po walce i nie przejmowała się takimi sprawami.
Po chwili nauczyciel podszedł do niej i położył jej na głowie ręcznik, czochrając ją przy tym. Zbliżył usta do jej ucha i tak, żeby chłopcy nie słyszeli powiedział - dobra robota, kogoś takiego szukałem - po czym odszedł, mówiąc, że zasłużyła na przerwę i odpoczynek. Sam za to szybko ogarnął się i wyszedł z sali zostawiając młodzież samą.
Mari usiadła pod ścianą by złapać oddech i zajęła się suszeniem swojej skóry. Uśmiechnęła się do chłopaków - a wam jak minęły zajęcia? - zapytała aby podtrzymać jakoś rozmowę. Nie wiedziała w sumie co teraz może robić poza rozmową z nimi. W końcu skoro to ma być przerwa to kiedyś się skończy, pewnie jak tylko nauczyciel wróci. Ciekawe gdzie w ogóle poszedł. Uznała jednak, że najpewniej to nie jej sprawa, więc wolała nie zaprzątać sobie głowy.
Spojrzała po chwili jeszcze na Kesslera - wybacz Danielu, że Ci nie powiedziałam ale w sumie...po tym małym incydencie z wczoraj, to pan Knifesh, zaproponował mi sam, że może mnie jeszcze podszkolić w walce... - zrobiła przepraszającą minkę i wstała. Wiedziała, że po takim treningu nie może pozwolić na to aby mięśnie za długo były bez ruchu, w końcu raczej nie chciała mieć zakwasów.

Kessler - 28 Listopad 2016, 22:21

Panowie stali tak sobie elegancko, wyprostowani i wpatrywali się w walczącą parę. W sumie co mogło dziwić to fakt, że niedawno jeszcze wydawali się wielkimi wrogami, nieprzyjaciółmi, a teraz ot tak stali w jednym rządku i wpatrywali się w dziewczynę, która właśnie toczyła zmagania z tym nauczycielem. Nie wiedzieli, co bardziej ich dziwiło, co im imponowało. Ruchy Mari, które doprawdy były fascynujące; fakt, że dzięki niej zauważyli, że ich nauczyciel, z którymi rzadko miewali zajęcia, teraz był widziany jako osoba aktywnie walcząca (zazwyczaj poruszał się prawie jak dziadek, a tutaj taki z niego tancerz ostrzy...!); to, że dziewczyna miała na sobie tylko podkoszulek, czy wszystko razem wzięte. Dlatego na ich twarzach widoczna była ściana, tępo wpatrująca się w zastaną w sali sytuację. Żaden z nich nie czuł, żeby powinien coś powiedzieć. Milczeli zatem.
Sytuacja, w której nauczyciel chciał ich zaatakować... na twarzy Kesslera wymalowało się pewne przerażenie i poczucie, że zdecydowanie coś tu jest nie tak. Postura nauczyciela, jego sposób chodu w ich kierunku poczynił nagły wybuch stresu i niewiedzy, co robić w tym wypadku. Daniel trochę cofnął się, niezauważalnie, przechylił do tyłu i wyciągnął do przodu ręce, jakby próbując mimowolnie odepchnąć się od napierającego nauczyciela (który w sumie nawet jeszcze do niego nie doszedł). Mikhel zaś, w wyniku troszkę dłuższego czasu reakcji, dopiero skapnął się, że prawdopodobnie ma zostać zaatakowany; na początku jego wyraz twarzy mówił "zaraz cooo?", ale widocznie domyślił się, o co chodzi, dlatego nie zareagował w żaden sposób, poza tym, że jego wyraz twarzy zmienił się na bardziej zimny i filozoficzny. Nie wiadomo jednak, co działo się w głowie chłopaka. Po chwili jednak reakcja Mari na ten napastliwy akt nauczyciela spowodowała, że pomimo woli słyszalne było u chłopaków głośne wydmuchnięcie powietrza. Ich głowy były jakby trochę przekręcone, próbujące zrozumieć i dociec, o co tak właściwie chodzi. Nie odpowiedzieli na jej pytanie, nie mieli, nie mogli, nie potrafili znaleźć słów, które mogłyby wyrażać zdziwienie. Spojrzeli dalej na działania nauczyciela, który po cichutku coś wyszeptał dziewczynie do ucha, położył jej ręcznik, poczochrał jak jakaś bliska jej osoba i wyszedł. Nie wiadomo, czy było to uczucie zazdrości, czy raczej niekończące się pasmo zdziwienia i jednego wielkiego "o co chodzi?". Czuli w sali zapach potu, było tam też ciepło, z powodu "ćwiczeń", jakie zapewniła sobie dziewczyna z nauczycielem. W końcu jednak oprzytomnieli i stwierdzili chyba, że czas coś powiedzieć. Mikhel wszedł do środka sali i podszedł do stołu stojącego pod ścianą, zupełnie po drugiej stronie, niż siedziała Mari. Leżała na niej pewna otwarta księga, dlatego zaczął miziać jej strony palcami i wczytywać się w jej treść.
- Przyszedłem powiedzieć co nie co Kesslerowi, ale jak spojrzałem... - tu przekręcił na drugą stronę - ...co się dzieje i kto tu jest, to postanowiłem jeszcze coś przekazać i Tobie - tu zwrócił się do Mari. Kessler zdziwił się i spojrzał na kolegę, cóż takiego ciekawego ma do zaproponowania dziewczynie. Chwilowo jednak zignorował go i wszedł do środka sali, wpatrując się w Dachowca. Był pełen zdumienia, nie wiedział, że aż TAK nieźle się ułożyła z nauczycielem.
- No no, poradzisz sobie chyba w każdej sytuacji! - tylko tyle potrafił póki co do niej powiedzieć. Nie czuł się na tyle silny i pewny siebie, aby przyznać, że nigdy nie widział tak dobrych ruchów w trakcie "tańca" z ostrzami. Spojrzał jeszcze za siebie, by zobaczyć, czy przypadkiem nauczyciel nie został w przejściu. Ale jak widział - chyba poszedł na dobre. Miał jednak spore wrażenie, że był tam ktoś inny, piąty. Ale to tylko głupie wrażenie. Zwrócił się znowu do Mari
- A więc to tak wyszło... - rzucił. Stał tak nad nią i czuł się głupio, ponieważ po jej zachowaniu miał wrażenie, jakby był napastliwym nauczycielem nad kimś, kto ma zupełnie wyrąbane na całą sytuację. Trochę mu to imponowało. Po chwili jednak odpowiedziała mu i wstała, na co ten przytaknął i z jego twarzy można było wyczytać, że w ogóle się nie gniewał. Podrapał się po brodzie, w sumie chciał sprawdzić, co u niej. Ale radziła sobie nad wyraz doskonale, więc... Nie było jeszcze południa, a wracać tak wcześnie to zbyt duże szaleństwo. Pomyślał więc, że powinien podpytać się Mikhela, o co mu chodziło. To też zrobił. Dlatego Mikhel poproszony o pytanie, odwrócił się i założył ręce na plecy.
- No to jak mówiłem, jesteś proszony o pójście do nauczyciela koordynującego, wybór zastępcy, takie tam. A Ty... - tu spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się ciepło, zupełnie niepodobnie do siebie - w sumie nie należysz do naszej Akademii. Sprawdziła. Nie chciałabyś się jakoś, no, oficjalnie zapisać? Jak coś to zapraszamy do administracji - zaczął mówić dalej, ale chyba sam zauważył, że jak na wredną postać i reputację, na którą zresztą zasłużył, pozwolił sobie na zbyt wiele uprzejmości względem trzecich osób. Wzruszył więc ramionami i zaczął kierować się ku wyjściu z sali. Gdyby Mari miała do niego pytanie czy zatrzymałaby go, ten z pewnością odpowiedziałby na nie. Czy tak czy tak uśmiechnięty włożył ręce do kieszeni i, gdyby nie był niepokojony, wyszedłby. Poczuł się chyba wystarczająco znudzony krótkim przebywaniem z Marionetkarzem i Dachowcem i zapewne poszedł szukać sobie ciekawszego zajęcia.
Daniel wysłuchał go i przytaknął, a następnie skierował się do Mari.
- Słuchaj, widzę, że ci się tu podoba. Nic się nie stało, ćwicz dalej. Tylko jedna kwestia - chciałbym koło 15 stąd wyjść. No wiesz, rozmawialiśmy o tym. Lada chwila 10, ja teraz pewnie będę musiał pójść do tego tam nauczyciela, ale ty... chciałabyś dalej zostać z Knifeshem? Może pójdź się tam zapisać, do administracji. Albo mogę cię zaprowadzić do innego nauczyciela, takiego miłego. - zaproponował. W tym momencie Mari mogła w sumie kontynuować naukę walki na noże z Knifeshem, dodatkowo zauważając, że w dodatku niedługo nauczyciela odwiedzi pewien 20 letni Dachowiec, płci męskiej, który zapewne też ma swego rodzaju... umowę z nauczycielem w kwestii nauki i będzie sprawiać wrażenie doświadczonego. Drugą opcją byłoby pójście do administracji i zapisanie się do Akademii, gdzie na pewno spotka sekretarkę zajmującą się tymi sprawami, która będzie ją kojarzyła z przeszłości, oraz Matthisa, który akurat w pobliżu żartowałby sobie z kolegami i w razie pojawienia się Mari zagadałby do niej. Mogłaby też pójść z Danielem do nauczyciela, którego jej sugeruje i tam spotkać ponownie grupkę Dachowców pełnych dla niej współczucia; uczyliby się tam samoobrony bez oręża. Cokolwiek wybrałaby Mari, na pewno czekać ją będzie wiele przygód. Dziewczynie mogłoby się również zdawać, że ktoś ich podsłuchuje; ale na pewno nie byłby to nauczyciel, ani Mikhel, który już dawno poszedł. Nie wyczuwałaby nic, ani też nic dokładniej nie słyszała, ale poczucie to cały czas tkwiłoby w jej głowie. Po chwili jednak poczucie to zgasłoby tak szybko, jak się pojawiło.

Mari - 29 Listopad 2016, 10:10

Gdy oddech Mari się już ustabilizował, zaczęła przyglądać się chłopakom, zastanawiając się po co w ogóle tutaj przyszli. Nie zdążyła jednak ich o to zapytać gdyż Mikhel zabrał głos. Przekręciła głowę, zastanawiając się co też mu chodzi po głowie. Jej uwagę odwrócił jednak Daniel. Uśmiechnęła się do niego miło, ciesząc się, że nie gniewa się na nią, że nic mu nie powiedziała. - uznałam po prostu, że lepiej zacząć tam, gdzie ma się jakąś gwarancję, że ktoś ze chce ze mną w ogóle rozmawiać- powiedziała doprowadzając się do porządku.
Słysząc propozycję Mikhela zdziwiła się bardzo. Wie o sytuacji w parku i tak po prostu chce, żebym zapisała się do Akademii? Troszkę jej to nie pasowało, jednak uznała, że zaryzykuje. Wcześniej jednak chciała wysłuchać jeszcze Daniela, gdyż widziała, że chłopak ma jeszcze coś do powiedzenia. Kiwnęła jednak głową Mikhelowi, że rozumie i że pomyśli nad tym. W końcu nie jest to decyzja, którą podejmuje się od tak, teraz, zaraz, w tym momencie.
Gdy tylko chłopak wyszedł, Mari wsłuchała się w propozycje Daniela i zamyśliła na chwilę - wiesz co? - zaczęła - myślę, że fajnie by było się tu zapisać, w szczególności, że pan Knifesh chyba mnie przyjmie pod swoje skrzydła - dodała niepewnie - co do reszty....to chyba po załatwieniu formalności wróciłabym tutaj, bo wiesz... - przestąpiła z nogi na nogę -to co widzieliście z Mikhelem to nie były ćwiczenia tylko...taki jakby egzamin wstępny - patrzała na swoje nogi - dlatego chyba najlepiej by było abym wróciła tutaj i dowiedziała się co i jak prawda? - uśmiechnęła się miło do Daniela - ale może jutro, albo po troszkę później jeszcze dziś zaprowadzisz mnie do tego innego nauczyciela? Bo na pewno nie będę siedzieć cały czas u jednego - zaśmiała się. Jednocześnie jednak nasłuchiwała. Coś jej nie pasowało, jednak nie dała tego po sobie poznać.
- To skoro Mikhel sobie poszedł...to może Ty byś mnie zaprowadzić chociaż kawałek do tej administracji? - zapytała nieśmiało - wczoraj już się zgubiłam szukając tej wielkiej sali, a jeśli dziś mamy o tej 15 wyjść to chyba najlepiej, żebym nie błąkała się po korytarzach - powiedziała żartobliwie.
Jeśli tylko zgodził się przynajmniej pokazać jej kierunek, ucieszyła się i schowała szybko sztylet po czym ubrała znów koszulkę. Nie będzie przecież paradować po korytarzach w samym topie i spodniach. Gdy była już gotowa, dała znać o tym Danielowi i ruszyła za nim.
Po drodze przeciągnęła się jeszcze mocno - ah...tego mi było trzeba, porządnego wycisku i rozruszania mięśni - powiedziała z wielkim zadowoleniem w głowie i uśmiechnęła się do Marionetkarza, zastanawiając się jakie dane będzie musiała dać w administracji. Wypytała wiec o to niepewnie Kesslera i domyślając się, że pewnie trzeba podać jakiś adres zamieszkania poprosiła aby powiedział pod jakim on mieszka. Jakoś nie zastanawiała się nad tym wcześniej.
Wyglądała trochę tak jakby nie przejmowała się tym co ma się stać jak tylko wrócą do domu. Jednak nie była to prawda. Po prostu wolała nie pokazywać tego, że się denerwuje. Chciała w sumie poćwiczyć jeszcze, żeby mieć pewność, że jest gotowa na walkę w razie konieczności. Raczej nie musiała się martwić tym, że się zmęczy za bardzo. Wiedziała, że w odpowiednim momencie będzie gotowa do działania. Nie chciała po prostu jeszcze bardziej stresować Daniela.

Kessler - 30 Listopad 2016, 15:25

Daniela coś trafiło. Nie fizycznie oczywiście, ale jakby jego podejście trochę się zmieniło. Uznał podejście Mari za bardzo dobre i rozsądne. Po cóż iść gdzieś, gdzie nie ma się żadnych gwarancji, że zajęcia będą ciekawe albo po części przynajmniej związane z tematem, który nas interesuje? Gdyby Daniel zaprowadził ją do nauczyciela wyjątkowo zajmującego się robieniem obiadów, jaki pożytek by z tego wyniosła? Poza tym jest to zajęcie raczej skierowane do osób zupełnie z ulicy, które nie spotkały się za bardzo z takimi specjalistycznymi narzędziami. A Mari podeszła do tego bardzo rozważnie, wybierając nauczyciela, którego już znała, z którym mogła się ułożyć, który posługiwał się bliskim jej rodzajem broni. No i coś już wiedziała na ten temat. Poza tym była istotą ładną, dodając do tego jeszcze to, co miało miejsce w parku... no cóż, dobrze wychodzi, że chce polepszyć swoją umiejętność we władaniu tym specyficznym rodzajem broni, sztyletem, służącym ku chwale samoobrony. Przynajmniej Daniel miał taką nadzieję, że tylko i wyłącznie uczy się tego fachu, aby w przyszłości móc się obronić. A nie żeby robiła coś... innego. Propozycja Mikhela w sumie zaskoczyła go, nie spodziewał się w sumie, że jego dobre serduszko, które było pojęciem zupełnie teoretycznym w przypadku tego chłopaka, pozwoliło mu na zaproponowanie Mari zapisania się do Akademii. Nawet on nie był pewny tego pomysłu do końca, na 100%, a ten starszy lecz niższy chłopak bez wahania wypalił takie coś, no no. Chyba czasami przydałoby się, żeby Daniel miał więcej pewności siebie w niektórych sprawach.
- Bardzo rozsądne podejście, to wszystko. Chętnie zaprowadzę cię do pokoju administracji. To i tak niedaleko miejsca, do którego muszę się udać. - Daniel podrapał się po brodzie, a następnie pokazał ręką wyjście, jakby samemu czekając, by przepuścić dziewczynę w drzwiach. Bez obaw mogli wyjść z tego miejsca i ruszyć w kierunku bardziej zaludnionych okolic szkoły. Gdy wychodzili, nic im się nie stało, szli spokojnie dalej, aż do miejsca przeznaczenia. Gdy jednak już mieli skręcać w inny korytarz, Mari i tylko ona mogła wyczuć dziwne wrażenie... że ktoś wszedł do pokoju, w którym wcześniej trenowała z nauczycielem, gdzie rozmawiała z Danielem i Mikhelem. Tak jakby cień, czy jakaś istota przeszła przez drzwi, które sami zamknęli... no właśnie, czy oni zamykali te drzwi? Te i inne pytania mogły pojawić się w głowie dziewczyny, ale Daniel sprawiał wrażenie, jakby nie miał takich pomysłów.
- Spokoojnie, tam, w administracji, no wiesz, oni zapewne nie będą cię pytać o szczegóły. Może przez chwilę najwyżej zaboleć... ale tylko przez chwilkę. - mówił spokojnie, trochę gestykulując. Doszli w końcu do miejsca, które zdawało się być tym pokojem od administracji. Daniel pokazał ręką, że to tutaj. I że w razie czego będzie gdzieś w okolicy, a gdyby mieli znowu się jeszcze rozejść, to że znajdzie ją w pokoju, w którym jeszcze niedawno trenowała. Oczywiście jeśli chodzi o jej wypowiedzi, to ze wszystkimi się zgodził i nie widział przeciwwskazań. Wolał mieć ją gdzieś w okolicy, a nie po drugiej stronie szkoły, ale wierzył, że uda im się spokojnie dotrzymać umowy, tj. że wyszliby ze szkoły o 15. Dlatego przytakując głową na jej słowa, chęć gotowości, pożegnał się na jakiś czas i ruszył w inny korytarz.
Szedł niedługo, bowiem już nieopodal znajdował się pokój, do którego miał się udać.
- Skądżeś wytrzasnął tego Dachowca? - powiedział do Daniela człowiek o znajomym głosie. Był to oczywiście nie kto inny, jak Mikhel, stojący pod ścianą przy drzwiach prowadzących do środka. Opierał się o ścianę i wypatrywał na korytarzu znajomych osób, nikt z takich jednak nie nadszedł, toteż zwrócił się do Kesslera.
- Z pewnego miejsca... - powiedział Daniel w sposób dla siebie tradycyjny i odwlekający. - To ja wchodzę. - powiedział do Mikhela. Może i miał ochotę na pewną pogawędkę, ale nie tym razem. Ciągle myślał o tym, co się stanie za parę godzin, w związku z tym niezbyt mu się spieszyło do zbędnych pogaduszek. Załatwić co miał i stąd spadać. Jednakże wzrok Daniela przykuł uśmiech Mikhela, który jakby... przygotował jakąś niespodziankę? Kessler tego nie wiedział, ale znał ten uśmiech. I nie był to uśmiech bezpodstawny, nic niewyrażający.
Marionetkarz w końcu wszedł do środka i spotkał się z nauczycielem, który przebywał wcześniej w sali do głosowania i zliczał głosy, oraz podawał wyniki. Ten zdjął okulary i położył je na biurku, przy którym siedział i zwrócił się do Kesslera.
- Jak dobrze, że jesteś. No to teraz tak, słuchaj. Mam pewną propozycję, którą chciałbym, abyś bardzo mocno przemyślał... - rzucił szybko, lecz zrozumiale. Na szczęście Marionetkarz nie musiał dopytywać, co takiego mówił. Miał dla niego propozycję, a to połączyło się w jego głowie ze słodkim uśmiechem Mikhela. No i chyba już znał treść tej propozycji, chociaż do końca miał nadzieję, a zarazem był nieświadomy tego, jaką treść propozycji zaproponuje mu ów siedzący na krześle belfer.
Mari będąca w administracji napotkać mogła Matthisa, który rozmawiał właśnie ze swoim kolegą i podżartowywał sobie z różnych rzeczy. Zagadałby też do Mari o tym i o tamtym.
- O cześć. Co słychać? - rzuciłby pogodny. Widać, że był w doskonałym humorze.
Następnie, gdyby dziewczyna chciała opowiedzieć o tym, po co tu przyszła, to pani siedząca za stołem poprosiła by ją wypełniła mały druczek, gdzie było miejsce na imię, nazwisko (jeśli takowe było), miejsce zamieszkania (jak wyżej), data urodzenia (lub sam wiek), zdanie na motywację, oraz inna drobnica. Dziewczyna została też poproszona, bardzo grzecznie, aby się nie denerwowała, tylko wzięła ten oto czysty i jałowy pazurek, który właśnie podała jej przez rękawiczkę pani z administracji, i trochę dziabnęła się w palec, aby poleciała jej krew. Gdy to zrobiła, pani z administracji wzięłaby dłoń pod jej dłoń, aby kawałek krwi kapnął jej na rękę. Następnie pani z administracji polizała by tę krew, a następnie zapisała coś na kartce.
- Nie bój nic. Akademia zatrudnia takie osoby... o specjalnych umiejętnościach. Zapamiętują naszą krew, nasze wnętrze, no wiesz, żeby nasz identyfikować, gdyby coś... zaszło. To taka specjalna zdolność, one czując krew widzą jakieś liczby i literki, cholera wie! - wytłumaczył cichutko Matthis, ale chyba pani siedząca przy biurku usłyszała co nie co i zgromiła go wzrokiem, słysząc, jak przedmiotowo się o nich wypowiada ów chłopak.
Następnie poproszono Mari jeszcze o czytelny podpis, a potem powiedziano, że póki co - to wszystko.
Gdy wyszła z pokoju, poczuła się, jakby zleciało kilkanaście minut, pomimo tak krótkiej w sumie sprawy. Gdyby poszła do miejsca, w którym ćwiczyła, spotkałaby nauczyciela, który pokazuje pewne zaawansowane manewry nowoprzybyłemu uczniowi, który był 20 letnim Dachowcem, dosyć wysokim, ale jak się później okaże - także zwinnym. Kwestia, co tam się stanie, zależy już od Mari.
Gdy szła do tego miejsca, nie czuła żadnego poczucia bycia obserwowaną, czy obecności jakiejś niewidzialnej istoty. Wszystko było już po staremu.

Mari - 30 Listopad 2016, 16:10

Kotka poruszyła lekko uszami, uśmiechając się do Daniela. Ruszyła przodem, wychodząc z sali i ruszyła za Marionetkarzem. W pewnym momencie odwróciła się jednak i zastygła w bezruchu, nasłuchując. Spoglądała w kierunku, z które właśnie przyszli. Po chwili jednak potrząsnęła głową uznając, że zmysły, które jeszcze były wyczulone po walce, płatają jej figle i ruszyła w dalszą drogę.
Słuchała Daniela zastanawiając się o co dokładnie będą ją pytać i czemu miałoby to zaboleć. Trochę ją to zaniepokoiło ale z drugiej strony też zainteresowało. Jednak nie wypytywała o szczegóły, uznając, że wszystkiego dowie się w swoim czasie.
Gdy doszli do pokoju administracji, odwróciła się do Marionetkarza - dziękuję - powiedziała z uśmiechem - to do zobaczenia później i powodzenia - dodała jeszcze po czym lekko westchnęła i weszła do pomieszczenia. Rozejrzała się po nim i z zaskoczeniem zauważyła, że jest tak ktoś kogo zna - Matthis. Uśmiechnęła się do niego i również przywitała - hej - zaczęła - Mikhel powiedział, że mam się tu zgłosić jeśli chcę zapisać się do Akademii - wyjaśniła krótko i jej uwagę od razu zwróciła kobieta za biurkiem. Kotka podziękowała za druczek i zajęła się jego wypełnianiem. Wpierw najpierw przeczytała cały, aby dobrze się zastanowić nad tym co tam ma napisać. Nie była pewna jakim imieniem się podpisać, podała więc to, którego używał Daniel - Mari, uznając to za bezpieczniejsze rozwiązanie. Uzupełniała wszystko dokładnie. Nazwisko zostawiła puste, w końcu żadnego nie posiadała, w rubryczce z datą urodzenia wpisała - 19 lat. Nie była pewna bowiem kiedy się urodziła. Znała tylko rok. Adres przypomniała sobie jaki jest, nad resztą musiała się mocniej zastanowić.
Oddała grzecznie kartkę po czym ze zdziwieniem spojrzała na pazurek, który wręczyła jej kobieta. Nie wypytując jednak o szczegóły, wzruszyła ramionami i bez skrzywienia się rozcięła sobie palec po czym pozwoliła aby krew skapnęła na dłoń kobiety. Zdziwiła się troszkę widząc co ta dalej zrobiła, jednak słysząc wyjaśnienia Matthisa, przytaknęła głową. Palec zaś szybko liznęła, a mała ranka prawie natychmiast się zasklepiła. Wolała nie brudzić sobie futerka w oczekiwaniu na to aż ranka sama się zamknie. Może było to trochę nieeleganckie jednak nie przejęła się tym.
Podpisała papiery starannie po czym podziękowała kobiecie i chłopaki i wyszła z pomieszczenia. Zorientowała się, że musiało już trochę minąć, gdyż uczniowie zniknęli z korytarzy. Szybko więc ruszyła do sali, w której wcześniej zmagała się z nauczycielem.
Ze zdziwieniem odkryła, że nauczyciel nie jest tam sam. Szybko wyjaśniła gdzie była, na co Knifesh tylko przytaknął głową, dając znak, że rozumie po czym przedstawił jej Dachowca. Chłopak był wyższy do Kotki i mocniej zbudowany. Jego włosy były rudo-czarne, futro na ogonie i uszach przypominało to, które mają tygrysy. Mari więc z zaciekawieniem się mu przyglądała. Nie pozwoliła jednak by to rozproszyło jej uwagę.
- Jak pewnie pamiętasz, mówiłem, że szukałem kogoś takiego jak Ty - powiedział nauczyciel, opierając się niedbale o stół z bronią - To jest jeden z moich nielicznych, stałych studentów, Tigro - przedstawił chłopaka, na co Mari kiwnęła w jego stronę głową w geście przywitania. - Szukałem dla niego godnego partnera do ćwiczeń i myślę, że idealnie się do tego nadajesz - Kotka spojrzała lekko zaskoczona na chłopaka nic jednak nie powiedziała.
Po tym nauczyciel zarządził ćwiczenia. Kotka ponownie zdjęła koszulkę i z pewną satysfakcją zauważyła, że odwróciło to trochę uwagę Tigro. Ten odwdzięczył się tym samym. I było na co popatrzeć. Był dobrze zbudowany, sylwetkę miał wyćwiczoną, jednak w oczach Kotki nie znalazł on tego samego zainteresowania przez co pewnie trochę się zirytował.
Początkowo ćwiczyli odpowiednie manewry i Knifesh co chwila ich poprawiał, co trochę denerwowało parkę. Jednak nie to było najbardziej dla nich irytujące. Koty popisywały się przed sobą, przez co nauczyciel się denerwował, uznał jednak, że powinni się ze sobą zapoznać, więc przymknął oko na ich wygłupy, skupiając się na tym by poprawiać ich postawę. Zachęcał też Mari do tego by w trakcie walki używała pazurów. Jak się okazało Tigro miał ciekawą moc, która pozwalała mu na zmienianie się częściowo lub całkowicie w tygrysa. Przez co sam zmienił swoje dłonie w kocie łapy, nadrabiające ten mały brak.
Po około dwóch godzinach spokojnego ćwiczenia Knifesh pozwolił im na pół godziny odpoczynku. Zaczęli wtedy ze sobą rozmawiać. Tigro zaczął nawet podrywać trochę Kotkę, która z chęcią odwdzięczyła się flirtem, uznając to jednak tylko jako zabawę.
Po przerwie oboje wrócili do walki, tym razem nauczyciel pozwolił im walczyć jak chcą. Chciał ich poobserwować jak zachowują się w różnych sytuacjach. Gdyby Daniel wszedł w tym momencie do sali zauważyłby dwa koty - jednego w samych spodniach, którego w spodniach i topie, którzy zmagają się w pocie czoła jednocześnie dokuczając sobie i lekko flirtując ze sobą, co mogło być z zewnątrz odebrane troszkę dwuznacznie. W szczególności, że przystojny Dachowiec zaczynał czasem zachodzić trochę za daleko ze swoim zachowaniem. Nauczyciel za to zasiadł za biurkiem notując coś w księdze i pilnując aby walka nie potoczyła się za daleko.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group