• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Misje » Eden
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 20 Październik 2016, 16:19   Eden

    Pierwszy dzień podróży Edenem zwieńczony był przyjęciem wyprawionym przez gospodarza i zarazem właściciela całej Kolei Lustrzanej. Zaproszeni byli Ci wszyscy, którzy zostali wybrani na pierwszy, dziewiczy "rejs" latającego pociągu. Przyjaciele, sojusznicy, Ci którym Arcyksięstwo pomogło – zgodnie ze złożonymi deklaracjami.
    Wieczór był niemal bezchmurny. Tylko nieliczne, postrzępione obłoki zdobiły niemal granatowe niebo odbijając promienie zachodzącego już słońca. Co uważniejsi obserwatorzy dostrzec mogli najjaśniejsze z gwiazd. Było jednak jeszcze zbyt jasno, by móc widzieć je także patrząc w dół, na spokojną dziś taflę bezkresnego morza.
    To jednak nie piękno mijanych krajobrazów miało dziś przyciągać uwagę arcyksiążęcych gości, a wagon dotąd im niedostępny. Przystosowany specjalnie do tego, by stać się sceną dla balu – takiego właśnie jak ten dzisiejszy. Podzielony na dwie części: pierwszą powszechnie dostępną i drugą, która miała pozostać tajemnicą, sekretem niewidocznym dla oczu gości. Ta pierwsza również nie była jednolita. Podzielona na trzy, z których centralne, środkowe pomieszczenie przewyższało rozmiarami dwa pozostałe, choć w żadnym razie łącznie
    Chodzi oczywiście o serce przyjęcia – sale balową. Utrzymaną w łagodnej kolorystyce bieli, brązu, czy subtelnych złotych zdobień. Każdy z gości musiał przez nią przejść, nim dostał się dalej i pierwszym co ujrzał do leżąca na przeciwległej ścianie fontanna ukształtowana jakby na miasto, czy warownię o pięciu poziomach. Wysoka wieża na samym szczycie z dachem w kształcie kwiatu, z której okien wylewała się woda, wypełniając najwyższy z poziomów i przelewając się – w miejscu gdzie murów strzegły wieże – na niższe poziomy i tak aż do najniższego i tam się zatrzymując. Okazała dekoracja sięgająca niemal dwa metry otoczona była z obu stron przez schody biegnące po łuku i łączące się przy szczycie tuż nad dachem donżonu tworząc coś w rodzaju mównicy. Dalej był natomiast ostry łuk okazałych drzwi prowadzących do drugiej części, zupełnie innych, znacznie bardziej zdobnych niż para bliźniaczych wrót znajdujących się na niższym piętrze – po obu stronach schodów. Dalej dało się spostrzec kolumny i półkolumny rozstawione od siebie w odległości nie większej niż pięć metrów i podtrzymujących balkon, niejako drugie piętro pomieszczenia. To jednak nie wcześniej zauważone schody nań prowadziły, lecz te, które goście mają po swojej prawej i lewej stronie. Pomiędzy kolumnami, a także w odpowiednich miejscach na balkonie rozstawiono wygodne ławy, na których tancerze mogliby na chwilę usiąść, czy też oczekiwać na partnera. Dopiero jednak po kilku krokach i odwróciwszy się, można było dostrzec, że nad wejściem balkon ułożony był w półkole – czego jednak dało się domyślić po ustawieniu kolumn – gdzie swoje miejsce odnalazła orkiestra.
    Kolejne drzwi, tym razem szklane, nie skrywające za sobą niczego – otwarte zresztą – prowadziły po prawej stronie – dla wchodzącego na salę – do ogrodu. Goście ujrzeli konstrukcję z żelaza i szkła – przynajmniej tak się mogło zdawać – będącą przeciwległą ścianą i dachem pomieszczenia. Pierwsze co jednak zwróciło uwagę to umieszczona na podwyższeniu altana wewnątrz której można było usiąść przy niewielkiej fontannie czekolady i cieszyć się widokiem mijanego morza, gwiazd i tym – co już niebawem nastąpi – że pierwsze jest odbiciem tego drugiego. Nim jednak się tam dostanie, po tych kilku kamiennych schodach, musi minąć jeden z czterech mostów nad fosą otaczającą centralną część ogrodu. Dla tych jednak, co wolą nieco więcej spokoju, pragną może zachować coś w tajemnicy jest labirynt z krzewów wysokich na dwa metry, nie na tyle skomplikowany by się w nim zgubić, z trzema placami, na których można było przysiąść na ławce. Z drugiej zaś strony jest delikatnie pofałdowane pole poprzecinane ścieżkami i niewielkimi rzeczkami oraz jedną większą, nad którą biegły mosty – pozostałe niknęły pod kamienną ścieżką i wypływały z drugiej strony. Cała ta woda wzięła się z jednego źródła, z fontanny ukształtowanej na wodospad znajdującej się przy końcu sali i zajmującej niemal całą ścianę. Goście mogli usiąść w świetle jednej z tamtejszych latarni na wybranej przez siebie ławce.
    Po lewej zaś stronie sala jadalna, dla tych, którzy potrzebować będą jedzenia by nabrać sił do dalszej zabawy, bądź najzwyczajniej poczują głód. Stoły ustawiono w półokręgu, by każdy wchodzący do środka poczuł się niczym aktor na scenie, w odstępach od siebie na tyle dużych, by dwie pary spokojnie mógł się minąć. Pozostały jeszcze drzwi po prawej stronie, które jednak nie powinny kryć już żadnej tajemnicy, choć odpowiedzi nie były podane empirycznie.
    Wspomnieć tylko warto o tym, co nasi bohaterowie mogli już wcześniej zauważyć. Nie mogli tego wytłumaczyć, lecz konstrukcja Edenu sprawiała, że nie byli oni zdolni użyć swoich mocy, a przedmioty, czy zaklęcia nie działały tak, jak zwykle. Coś musiało je zakłócać. Może nawet będą mieli okazję spytać o tę dziwną właściwość Lorda Protektora? Kto wie czy powodem nie była niechęć do rozbijania szyb jego rajskiego ogrodu przez nadpobudliwych aerokinetów.
    Gracze nie mogli przyjść w stroju nie pasującym do okazji, strażnicy przy drzwiach zbyt starannie tego pilnowali, nadto gdy ktoś zgłosił, że nie posiada niczego odpowiedniego to w pośpiechu spotykał się z jednym z krawców. Dopasowanie ubrań na szybko wymagało kunsztu, lecz wszyscy powinni być zadowoleni.
    Jeśli jednak chodzi o samych gwardzistów, to dziś byli w granacie, ubrali napierśniki – jakoby ludzcy kirasjerzy wiele lat temu – a na ramionach mieli szkarłatny płaszcz z białą różą. Ich uzbrojenie stanowiły przede wszystkim rapiery oraz noszona za pasem, ukryta pod płaszczem, broń palna. Ci jednak, którzy strzegli czegoś dostali również dłuższy oręż, zapewne by móc nim lepiej zablokować strzeżone przejście. Stali oni przy schodach, chronili orkiestrę, a także wszystkie drzwi i jeszcze kilka ścian. Pozbawieni dodatkowej broni spacerowali, patrolowali teren balu – nie wchodząc jednak pomiędzy tańczących gości, by im nie przeszkadzać.
    Każdy z graczy proszony jest o opisanie motywów oraz tego, gdzie się udał – przy czym przypominam, że oficjalne otwarcie odbędzie się w głównym pomieszczeniu i tam też radziłbym się na razie udać, a inne atrakcje zostawić na nieco odleglejszą przyszłość. Prosiłbym także by poza postem zaznaczyć na dołączonej mapie miejsce, w którym postać się zatrzymała i wysłać mi prywatną wiadomością.





    Mapka do zaznaczenia przez graczy pozycji ich postaci.
    Mapka w żadnym razie nie oddaje proporcji, ma tylko na celu ułatwienie pracy MG. Najlepiej jeśli będziecie mi wysyłać mapkę na PW.
    _________________

    *****
    Sapphire
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Październik 2016, 18:30   

    Została wybrana... Dlaczego? Powód miał miejsce dawno temu, w czasach, kiedy potrzebowała pomocy i otrzymała ją. Stara historia, do której czy chciała, czy nie, musiała wracać. Czasami, kiedy chciała sobie przypomnieć jaka była i jaka nie chce się stać, coś jak przestroga. Nauka samokontroli była trudna i teraz nie sprawiała jej już to wszystko problemu, jednak kiedyś to inni musieli jej w tym pomóc. Od czasu powrotu do Krainy Luster trzymała się zazwyczaj na uboczu, starała się nie wchodzić w większe grono osób, a co dopiero mówić o jakimś zaproszeniu na bal. Bardzo długo się wahała, zastanawiała się czy powinna się tam pojawić. Bała się, głównie braku akceptacji, uważała się po części za potwora, ale takiego niebezpiecznego, od którego inni powinni trzymać się z daleka. Przełamywała to, kiedyś było jednak inaczej. Ostatecznym przełamaniem się już na zawsze miało być pojawienie się na balu. Musiała się nad tym bardzo długo zastanawiać, wiele razy po prostu chciała odmówić, zwyczajnie się nie pojawić, ale jednocześnie pomyślała, że prócz głównego powodu może też podziękować u źródła za pomoc. Będzie miała w końcu taką okazję, prawda? A każdą okazję warto wykorzystać! Dobrze wiedziała, że to całkowicie nie jej klimaty, nie była pewna, czy będzie umiała odpowiednio się zachować tzn. utrzymać odpowiedni poziom, ale jeżeli nigdy nie spróbuje, to się nie dowie.
    Nie musiała się nawet martwić o suknię, miała jedną, której jeszcze nie użyła, a dostała ją od kogoś ważnego, kogo w sumie nigdy na oczy nie widziała. Ta jednak jakże ważna osoba tak wiele dla niej zrobiła, jakże więc mogła ostatecznie odmówić i nie przyjść? Napracował się, a Sapphire miała tyle wątpliwości. Najgorsze jednak było wyobrażenie, że wszyscy zobaczą jej blizny, które zawsze starała się ukrywać, że może nie zostać zaakceptowana w tym towarzystwie. Zwykły strach, a jak wiele robił. Na rękach nie miała wiele śladów swojej okropnej przeszłości, ale nadal nie wyglądało to zbyt elegancko. Decyzja to decyzja, pojawiła się na balu!
    No właśnie. Tajemnicza i nikomu jeszcze nieznana Sapphire pojawiła się na terenie Edenu. Widać, że czuła się nieco niepewnie, trzyma się gdzieś z boku i po prostu obserwuje, jakby próbowała wejść w klimat. Wysoka, rybia postać przynajmniej dziś wyglądała bardzo kobieco, nie na co dzień tak specjalnie inaczej się ubierało oraz czesało. Wygląda w tym stroju przepięknie, niczym córka Posejdona, a mimo wszystko, póki co, nie chciała wchodzić w kontakt z innymi i odruchowo próbowała się nieco ukrywać. Do tego wszystkiego to dziwne uczucie, przez które nie mogła używać swoich mocy. To nie tak, że próbowała, ale bez tego czuła się jeszcze bardziej niepewnie. Przydałby się ktoś, kto byłby w stanie ją uspokoić, ale cóż, przecież była na nieznanym terenie, więc to nic dziwnego. Nie przemieszczała się zbytnio, wolała unikać spojrzeń innych, ale z takim wyglądem i suknią ciężko było wtopić się w tło. Pozostało więc czekać i obserwować dalej. Może zaraz się nieco rozluźni... przecież nie będzie w jednym pomieszczeniu cały czas!
    Leila
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Październik 2016, 19:29   

    .Jeśli ktoś chce posłuchać, przy czym Leila się ubierała.

    Rudowłosa dziewczyna wracając do swojego, marnego mieszkanka znalazła na stole ciekawe zaproszenie. Zdziwiła się czytając po raz kolejny zaproszenie, zastanawiała się jak ktokolwiek znalazł ją w Świecie Ludzi.
    -Może będzie tam ojciec.
    Kobieta od razu wstała przeczesując palcami płomienne loki. Zaczęła nerwowo chodzić po pokoju nie wiedząc, czy powinna iść na przyjęcie, czy nie. W końcu wyciągnęła z paczki leżącej na komodzie papierosa, odpaliła go i zaczęła szukać zapalniczki. Chodząc i przeglądając dalej zaproszenie spaliła całego papierosa. W końcu usiadła zastanawiając się poważniej nad zaproszeniem. Jeśli pochodziło zza Lustra, to na pewno miało związek z jej rodzicami. Kiedyś słyszała, że byli dość szanowanymi "ludźmi" i posiadali wiele znajomości.
    A może zaproszenie było tylko podpuchą. Ktoś chciał ją zwabić w pułapkę, jednak by się o tym przekonać musiała się wybrać. Tak więc spokojnie otworzyła drzwi do szafy i zajrzała do niej. Wybrała piękny komplet bielizny, który kiedyś, swego czasu dostała od pewnego wielbiciela - fotografa. Satynowy gorset delikatnie opinał jej skórę i podkreślił biust. Dodatkowo drobne majteczki i pas do pończoch. Wszystko w pięknej bieli, podobnej do jej skóry, zdobione czarną koronką. Na nogi kobieta założyła czarne pończochy nylonowe, ze szwem. Na prawej pończosze znalazła się czerwona podwiązka z kaburą na pistolet i jeden magazynek.
    Stopy odziała w czarne obcasy, nie za wysokie, by nie zabiła się w nich, wygodne, z paseczkiem oplatającym kostkę i pilnującym, by nie stała się kolejnym kopciuszkiem. Spojrzała na siebie w lustrze, jak zawsze mocno podkreślone na czarno oczy jarzyły się zielenią. Czuła się pięknie w delikatnej satynie. Podkreśliła różane usta pomadką ochronną. Nie potrzebowała szminki by podkreślić ich kształt lub kolor. Na szyję odziała czarną aksamitkę, bez dodatków. Przyjrzała się swej burzy loków po czym spokojnie podłączyła prostownicę do prądu.
    Po dobrych dwóch godzinach piękna ściana ognia opadała w falach na jej plecy. Leila spięła ją wysoko na karku w splot loków, przypominający drażniące się płomienie. W uszy wpięła malutkie srebrne kolczyki z czarnym kamieniem. Spojrzała na siebie raz jeszcze i położyła niesforny kosmyk włosów na prawą stronę łabędziej szyi. Cóż, nie każdy może być idealny. Jeszcze spryskała się tylko delikatnymi, perfumami. Połączeniem kwiatów i afrodyzjaku, jej ulubioną mieszanką, zawsze przypominały jej zapach namiętności.
    Narzuciła na siebie długi płaszcz i zniknęła. Pojawiła się niedaleko najlepszego sklepu jaki znała. Wyszła z bocznej alejki i spokojnie do niego weszła. Kobiety od razu do niej podeszły chcąc obsłużyć. Wybrała w końcu beżowo-czarną suknie z długimi rękawami, jednak z odsłoniętymi ramionami. Delikatny muślin oplatał jej ciało niczym puch. Delikatna koronka podkreślała całą suknię nadając jej elegancji. Może nie miała wielu warstw lub wijącego się po ziemi trenu. Była stosunkowo skromna, przez swój prosty krój, jednak podkreślała figurę i delikatność postaci Leili. Dodatkowo z przodu odpowiednio ukryte przecięcie między materiałami sukni ukazywało jej łydki podczas kroku. Był to dodatkowy punkt, jeśli kobiecie przyszło by sięgnąć po pistolet. Zadowolona z efektu okryła się płaszczem i z zaproszeniem w ręku zniknęła z przymierzalni.
    Natomiast pojawiła się w Krainie Luster, we własnym, starym domku, który czasem odwiedzała by sprawdzić czy istnieje. Z niego udała się dalej w podróż używając swojej mocy, aż znalazła się w odpowiednim miejscu. Spokojnie zdjęła płaszcz z ramion i podała zaproszenie na wejściu. Wchodząc do wagonu rozejrzała się uważnie wśród gości. Zauważyła kobietę przypominającą syrenę. Wyjątkowo wysoką i dziwną. Jednak po chwili odwróciła wzrok przypominając sobie, że znalazła się w krainie, w której nic nie jest takie jak się zdaje. Spokojnym krokiem, wyprostowana z podniesioną głową przeszła przez salę stając przy fontannie. Ze spokojem kontemplowała jej wierze i okna. Piękna, misterna robota człowieka o wyjątkowym kunszcie musiała zasłużyć na uwagę.
    Jednocześnie kobieta rozglądała się po sali w nadziei, że znajdzie swego ojca. Jednak nie robiła tego otwarcie, po prostu dyskretnie spoglądała na zbierających się ludzi. Nurtowało ją także, kto był właścicielem tak pełnego przepychu pociągu i przy okazji pomysłodawcą przyjęcia, który ją zaprosił.
    Strzywir
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Październik 2016, 19:43   

    Wysłali mu list.
    Strzywir, zaprawiony w bojach listonosz, otrzymał od kogoś korespondencję pierwszy raz w życiu. Przez lata dostarczał podejrzanym indywiduom wiadomości w nienaruszonym stanie, ale nikt jeszcze nie pofatygował się, aby sprawić mu przyjemność pod pod postacią koperty. Bo po cóż rozpieszczać kocura, który ledwie wiązał koniec z końcem?! Pędziskoczek od lat śnił, na jakie wymyślne sposoby otwierałby koperty; czy rozszarpywałaby je pazurami, a może kłami? Ciekawe, jak smakował papier zapieczętowany woskiem, z wymyślnie odciśniętym na nim symbolem?
    Szarowłosy w końcu miał okazję zrealizować swoje chore fantazje, gdy trzymał on oburącz pismo, ale nie przekuł marzenia w rzeczywistość. Zamiast tego, zaszokowanym spojrzeniem lustrował pieczęć lakową. Róża. Potem raz jeszcze przeczytał dane adresowe, zerknął za siebie, zauważył swą chałupę, a chwilę później ponownie przeniósł wzrok na wypisane informacje. Zgadzały się. Cholernie niepokojące.
    Ogon zamachał się wahadłowo, zdradzając zdenerwowanie kłębiące się w czerepie odbiorcy.
    Dachowiec niedługo później zebrał się na odwagę i ostrożnym ruchem pazura złamał pieczęć. Po przeczytaniu treści, nieśmiały uśmieszek zawitał na jego ustach. Powróciwszy do mieszkania, rozejrzał się za ukrytą sakiewką pod łóżkiem. Mieszek skrywał ostatnie oszczędności. Nieoczekiwane wezwanie wymagało wydania ich wszystkich. O dziwo, to kocurowi się opłacało, bowiem niespodziewanie przyszła do niego oferta niezwykle intratna oraz nie do odrzucenia.

    Strzywir Pędziskoczek jak zwykle pojawił się na czas, przed startem Edenu. Zwinnym korkiem przekroczył próg sali balowej i zapewne kontynuowałby marsz ku środkowi pomieszczenia, gdyby nie nagły atak paraliżu. Natężenie bogactwa niemal wypaliło gały dachowcowi, przejął się on do takiego stopnia doznaniami wizualnymi, że zaczął rozważać taktyczne wycofanie się. Przeszły po nim dreszcze, jakby pod skórą niezliczona chmara mrówek drążyła tunele i kopała jamy. Gościowi zjeżył się włos na karku, kiedy niby oczami dziecka wchłaniał on wszechobecny przepych. Fontanna, kolumny, wystrój, barwy - za dużo tego, biedna głowa posłańca nie była w stanie pomieścić tylu bodźców. Cóż, przynajmniej Oznakowany Listonosz wreszcie poczuł się doceniony, bo przebywa właśnie tam, gdzie powinien od urodzenia. Jego próżność nie znała granic.
    Zaproszony poprawił muszkę. Zielonooki odziany w frak - podzielony dwiema barwami: prawa strona była czerwona, zaś lewa niebieska - odzyskał pewną postawę i wznowił marsz. Pod rozpiętą marynarką rzucały się w oczy żółte symbole przedstawiające kocie łby, wyhaftowane na brązowej kamizelce - wykonanej z pikowanej bawełny. Ta zakrywała usztywnioną z przodu koszulę - z zagiętymi rożkami kołnierzyka - o tej samej barwie, co kamizelka. Mucha, obawiając się o własne istnienie, nie śmiała wyróżniać się swą kolorystyką - także była brązowa. Nogawki spodni bez mankietów nie różniły się kolorem od górnej warstwy stroju. Oczywiście nie zabrakło wypastowanych na połysk lakierków.
    Ogon opierścieniał talię, tym samym schował się przed niecnym wzrokiem pozostałych gości.
    Bystre ślepia kocura spostrzegły bez trudu kobietę wystrojoną w dość... Niesamowitą suknię, bo najwidoczniej krawiec zrobił ją za pomocą łusek. Zaburczał Strzywirowi brzuch, sygnalizując potrzebę wypełniania go wykwintnymi daniami. Cóż, wkrótce goniec przyznał, że sama facjata nieznajomej przypominała coś w rodzaju piątkowego obiadu - jej lico było tak paskudne, że jedynie ugotowany ręką listonosza karp przewyższał poziom brzydoty. Być może bękart rekinów uchodził za istną piękność wśród swych pobratymców, jednakże patrzałki Pędziskoczka powstrzymywały łzy wyciskane udręką wizualną.
    Zatem wypadało się przedstawić!
    Kocur zmniejszył dystans do córki Posejdona - zapewne bóstwo się doń nie przyznawało. Goniec nie zdradzał wewnętrznego obrzydzenia, na twarzy miał wymalowany szeroki uśmieszek, odsłaniający pełen komplet uzębienia kociego drapieżcy.
    - Piękna pani - zaczepił ją dostojnym głosem.
    Wyprostował prawicę w geście pocałowania dłoni.

    Moja postać znajduje się w tym samym miejscu, co Sapphire. Zapewne wysłała już PW z lokalizacją, więc ja nie będę tego robił, aby nie powielać tych samych wiadomości.*
    Emerald
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Październik 2016, 21:26   

    To że spotka rzeczy zadziwiające nie było zagadką dla młodzieńca. Od początku wiedział jak bardzo jego znajomość tego świata była ograniczona i ile miał jeszcze do odkrycia. Rzeczą, której się nie spodziewał było otrzymanie listu. Pewnego dnia szedł sobie gęstym lasem, kiedy tu nagle wylądował przed nim orzeł z kopertą w dziobie. Tak naprawdę Emerald na swojej drodze nie spotkał wielu osób. Nie miał najmniejszego pomysłu kto mógł ją wysłać. Fakt, iż nikogo nie było w okolicy jasno wyjaśniał sytuacje. Przykucnął i odebrał list od ptaka, który od razu odleciał. Gdy zauważył symbol przypomniała mu się sytuacja kiedy zaczynał swoją podróż. Trafił na jeden z dworów arystokratów i zaoferowali mu tam pomoc. Wyjaśnili po trochu jak działa władza w Krainie Luster, powiedzieli mu o najważniejszych osobach i zaoferowali nawet nocleg. Kiedy zjawa odchodziła, by kontynuować to co zaczęła, jeden strażnik powiedział mu o plotce, iż niedługo miał być organizowany bal i powiedział, że to będzie dobry początek w jego poszukiwaniach.
    Chcąc upewnić się jaki jest powód tego listu, otworzył kopertę i szybko przeskanował treść.
    A jednak plotka była prawdą...
    Nie można było powiedzieć, iż Emerald się nie denerwował. Z całą pewnością na balu będzie masa osób z wyższych sfer. Jak miałby się nie martwić? Chwilę dyskutując w głowie plus i minusy opcji jakie miał do wyboru, zdecydował się na pójście. Nie może się obawiać, bo wtedy nigdy nie ruszy na przód. Nie był jednak pewien czy będzie tam mile widziany. Poza osobą, która go zaprosiła na bal, był wręcz pewien, że nikogo nie będzie znał. Nie wiedział też jak powinien zachować się w obecności osób mających znaczny wpływ na otaczającą go krainę. Schował zaproszenie do swojej kieszeni i udał się w z powrotem do najbliższego miasteczka. Jak dobrze pamiętał to był tam całkiem znany krawiec...
    Ostatecznie chłopak wyrobił się ze wszystkim co miał do zrobienia, czego nie było dużo. Kiedy stanął przed drzwiami prowadzącymi do serca balu, zaczął się trochę stresować. Jedyne co mu pomogło, to powtarzanie w głowie, że co będzie to będzie. Poprawił krawat, do którego nie był ani trochę przyzwyczajony, chcąc wypuścić na zewnątrz emocjonalną mieszanką w jego umyśle. Musiał przyznać, iż krawiec postarał się przy wykonaniu stroju. Co prawda wydał trochę na dobry materiał, ale wolał by jego ubrania były wytrzymałe. Na tyle ile możliwe. Czarne jak noc spodnie przykrywały częściowo jego eleganckie buty, które o dziwo nadal się błyszczały. Dorzucił do tego ciemnozieloną koszule w zastępstwie za swój szal. Gdyby go przyniósł to prawdopodobnie nie wpuściliby go, a tego chciał uniknąć. Zaufał twórcy tego dzieła, które na sobie nosił i pozostawił swoje inne ubrania pod jego starczym okiem. Do tego dochodziła tylko czarna marynarka, która miała parę guzików przy szyi rozpiętych. W końcu musiał pokazać co znajduje się pod nią.
    Po długiej debacie ze sobą podszedł do strażnika i pokazał swoje zaproszenie. Ten odpowiedział mu miłym uśmiechem, a Emerald mógł tylko nerwowym. Ochroniarz wyglądał na przyzwyczajonego do takiej reakcji i otworzył przed nim drzwi. Jego oczom ukazała się piękna sala. Jeśli miałby opisywać każdy jej element to z pewnością minęłoby parę godzin. Co najmniej. Pięknie wyrzeźbiona fontanna, bardzo możliwe iż wykonana przez jakąś znaną osobę i udekorowanie sali, był tym co głównie przykuło uwagę zjawy. Zresztą nic dziwnego. Trochę zagubiony postanowił na razie ustać przy ścianie i opanować się. Przez brak pewności siebie poprawił trochę ubrania leżące na nim i zaczął się rozglądać. Na ten moment nie wiedział co zrobić, poza obserwowanie następnych gości.
    Hariotte
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Październik 2016, 22:56   

    Mogła się nie zjawiać w tamtej wiosce. Ostatnie tygodnie na pustkowiu znów sprawiły, że pozwoliła się ponieść swojej dzikiej naturze. Choć ludzie z miasteczka wiedzieli, że nie mogą podchodzić zbyt blisko, widząc amok w oczach Opowiadaczki, to jednak ktoś przełamał barierę jej osobistej przestrzeni. Sterczące uszy wskazywały na zwierzołaka, zaś torba, cóż, torba musiała być wyjątkowo ciężka. Hariotte zrobiło się żal dyszącego przed nią stworzenia i tylko dlatego odebrała od niego przesyłkę. Drobna koperta z woskowym lakiem wyglądała wyjątkowo niewinne w dłoniach kobiety, a jednak skrywała w sobie jakąś groźbę. Niepokój.
    Czyżby to wezwanie do spłaty długu?
    Ale przecież ona nie miała żadnych długów. Przełamała pieczęć i zagłębiła się w lekturę. A więc chcą jej na balu. Nie jako atrakcji, a jako gościa z prawdziwego zdarzenia. Przez chwilę zastanawiała się kto taki byłby zdolny do zrobienia jej podobnego psikusa, wyrwania z chaotycznej wędrówki przez znane jej okolice, by zaprezentowała swoje stare kości wśród zapewne wyjątkowo młodej arystokracji. Już nikt jej nie pamiętał, tak samo jak opowieści, które jeszcze jakiś czas temu (który trwał dosłownie sekundę, lub może siedemdziesiąt lat) zanosiła pomiędzy różane ogrody. I może to był motyw zmiany kierunku wędrówki? Musiała o sobie przypomnieć, przynieść najnowsze wieści, zaktualizować wiadomości na temat zamożnej części Krainy Luster.
    Wyruszyła, a traf chciał, że gdy dotarła w okolice pojazdu o wyjątkowo pretensjonalnej nazwie, bal właśnie miał się rozpoczynać. Łapanie wozów towarowych i wynajmowanie tęczowych koni za ostatnie oszczędności opłaciło się. Niemal, ponieważ drogę naszej drogiej Opowiadaczce zagrodzili strażnicy. Na nic się zdało wymachiwanie im przed nosami zaproszeniem. Na marne poszły błagania i wyjaśnienia. Nie chcieli słuchać jej opowieści ani nie przestraszyli się włosów falujących na bezwietrznej przestrzeni. Brudne podróżne szmaty nie były odpowiednim strojem na bal.
    Jednakże! No właśnie, jednakże i w dodatku szczęśliwie, organizator był przygotowany na podobne wpadki ze strony gości. Znudzony stylista, siedzący na uboczu całej kolejki gości dostrzegł swoją pierwszą ofiarę, na której mógł wyładować całą niezużytkowaną do tej pory energię. Pociągnął Hariotte na swoje pokoje i bezceremonialnie rozebrał, by po chwili wcisnąć jej cały zestaw tkanin w odcieniach zgaszonej czerwieni i złota. "To się właśnie teraz nosi!" wykrzykiwał, gdy drapował i upinał jedwab na jednym z ramion kobiety, drugie pozostawiając całkowicie odkryte. I choć Nauczycielka nie czuła się najlepiej z firanką zwisającą z ramienia (bo okazuje się, że tak właśnie nosi się to, co stylista nazywał sari), to nie miała siły ani chęci żeby protestować, bo jednak strój był piękny. Szczególnie gdy na dłonie ozdobione wzorami z henny założono bransolety o skomplikowanym wzorze, zaś w uszach zagościły kolczyki z rubinami, ponieważ Pan Tyk uwielbiał rubiny. Jedyne na co biedny mężczyzna nie mógł nic poradzić to niesforne włosy, które wymykały się wszystkim upięciom, a na samą myśl o poskromieniu ich chustką niemal zaatakowały swojego oprawcę. Na cichą prośbę właścicielki spoczęły na jednym z ramion i tam pozostały, czasem jedynie tworząc arabeski w okolicach obojczyka.
    W końcu mogła wejść do środka. Już nieco zmęczona całą pompą tego wydarzenia rozluźniła krok i choć nie garbiła się, żeby nie wyjść na typową staruszkę, to jednak pozwoliła na pewną swobodę dla pleców.
    - Czyżby ta fontanna pochodziła ze szklanych gór? Słyszałam, że tam właśnie opanowali kontrolę nad wodą bez użycia magii, a może... - starała się zaczepić jednego ze strażników o poważnej twarzy, jednak ten nawet na nią nie spojrzał. Odwrócił się na pięcie i poszedł dalej, jakby czekała go wielce istotna misja.
    Nie zraziło to Opowiadaczki, która ruszyła dalej, tym razem do orkiestry, żeby przyjrzeć się ich instrumentom, jednak i oni nie wydawali się zainteresowani opowieściami. Dziwne. Czyżby jej moc przestała działać? Spojrzała z ukosa na swoje czarne kosmyki, lecz te nadal falowały nerwowo. Czy może... Jeden z nich nagle wpadł Hariotte prosto na nos, więc zgarnęła go, mrucząc karcące zdania. Jej magia działała dość dziwnie. Będzie musiała się temu przyjrzeć.
    Za chwilę.
    Przystanęła, by posłuchać gry muzyków. Z przymkniętymi oczami. Kołysząc się w takt. Muzykę można interpretować na wiele sposobów, lecz zawsze nosi na sobie piętno jakiejś historii. Wystarczy ją poczuć.
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 20 Październik 2016, 22:59   

    List w jego dłoni był dość wymięty. Nie było w tym winy posłańca, on akurat spisał się znakomicie. To co sprawiło, że zaproszenie na bal wyglądało, cóż, tak jak wyglądało, było spowodowane jedynie niepewnością Cienia. Czytał je już wielokrotnie, dopóty treść na stałe nie zagościła w jego myślach. Pół swojego życia spędził poza Krainą Luster, co niezbyt pomagało mu się przełamać. Jednak za bardzo zależało mu na tym przyjęciu, by mógł to zignorować. Częściowo przez wzgląd na pamięć jego matki, która zszyła wielu sprzymierzeńców gospodarza dzisiejszej uroczystości, częściowo przez swoje nastawienie do Morii i Świata Ludzi. Poza tym bal stanowił wręcz idealną okazję do zawarcia nowych znajomości.
    Dobrze, że miał jakieś zaskórniaki ukryte tu i ówdzie. Nigdy wcześniej ich nie liczył, a musiał przyznać, że trochę tego było. W sam raz na tę okazję. Nie żałował, żadnej wydanej monety.
    Stronił od ekstrawagancji, dlatego zdecydował się na czarne spodnie z wysokim stanem, które wpuścił w wysokie, świeżo wypastowane na wysoki połysk oficerki i białą koszulę z czarnym halsztukiem. Do tego miał na sobie ciemnoczerwoną kamizelkę oraz czarny surdut. Cały strój, choć elegancki, miał nieco militarny i surowy wydźwięk, za to skutecznie podkreślał jego sylwetkę. Włosy zaczesał lekko do tyłu, by kosmyki nie opadały mu na twarz za każdym razem, gdy pochyli się by musnąć kobiecą dłoń lub porozumiewawczo kiwnąć głową. Zarost starannie zgolił i wklepał delikatnie perfumowaną wodę po goleniu.
    Tak odziany zarówno w ubrania jak i zapachy, okazał strażnikowi zaproszenie i przekroczył próg sali balowej. Robiła piorunujące wrażenie, szczególnie gdy uświadomił sobie, że znajduje się ona w pociągu, który wkrótce ruszy z miejsca i popędzi ze wszystkimi gośćmi przez całą Krainę Luster. Woda wypływająca z misternie zaprojektowanej fontanny z cicha szemrała, rzucając świetlne refleksy na bogato zdobione ściany. Wewnątrz znajdowało się już kilka osób. Spostrzegł całkiem apetycznie prezentującą się czerwonowłosą kobietę, Dachowca odzianego w dość pstrokaty strój oraz niepozornego bruneta. Jednak jego uwagę przyciągnął ktoś zgoła inny. Istota ta, o niebieskiej skórze mieniącej się gdzieniegdzie czerwonymi łuskami, zdawała się pochodzić z samego Morza Łez. Opaska na oku sugerowała awanturnicze usposobienie syreny. A to właśnie charakter gości interesował go najbardziej. Podszedł więc do damy i stojącego przy niej mężczyzny.
    - Moje uszanowanie. Pozwolą państwo, że się przedstawię, Gawain Keer - powiedział, skłonił się lekko i grzecznie czekał, gdyż wiedział, iż to damy powinny pierwsze podać dłoń. W końcu nie chciał być nachalny lub obłapiać swojej rozmówczyni. Mimo sukni, ozdób i misternie ułożonej fryzury, biła od niej dzikość i naturalność.
    _________________

    Hope
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 21 Październik 2016, 21:28   

    Nie trudno się domyślić, że Hope uwielbiała wszelkiego rodzaju bale nawet, jeśli na żadnym jeszcze nie była. To nie miało znaczenia! Kiedy dostała zaproszenie, nie mogła opanować swojej radości. Ona po prostu wiedziała, że przyjęcia są czymś wspaniałym i niepowtarzalnym. Wszak wśród ludzi czuła się, jak ryba w wodzie, a dobieranie strojów, czy dodatków, było dla niej raczej frajdą, niż przykrym obowiązkiem. Dlatego też suknię i biżuterię, którą miała założyć na bal, wybrała już tydzień wcześniej. Postawiła na coś skromnego, a równocześnie olśniewającego.
    Pastelowa sukienka z wiązaniem w talii, swoją beżową barwą, wpadała nieco w róż. Uroku dodawały jej lśniące cekiny, a brak ramiączek podkreślał smukłą sylwetkę Hope. Buty zaś były standardowo wysokie. Dziesięciocentymetrowa szpilka mogłaby onieśmielić niejedną kobietę, ale nasza bajkopisarka świetnie dawała sobie radę na wysokościach. Klasyczne, czarne, piękne szpilki, dodawały jej paru brakujących centymetrów. Równie urokliwa była srebrzysta bransoletka, luźno opadająca z nadgarstka Hope i pierścionek z łososiowym oczkiem, który widniał na serdecznym palcu jej lewej dłoni. To nie tak, że była zaręczona! Co to, to nie, za wcześnie na takie decyzje. Ona po prostu lubowała się w delikatnych, uroczych pierścionkach.
    Swoje szaro-czarne, błyszczące oczy, podkreśliła delikatnym, szarym cieniem, a na górnej powiece wymalowała idealnie równą kreskę. Na usta zaś, nałożyła pomadkę w kolorze przydymionego różu, która swoją barwą dobrze komponowała się z sukienką. Makijaż nigdy nie stanowił dla Hope problemu. Z wprawą godną malarki, uskuteczniała na swojej twarzy coraz to lepsze arcydzieła.
    Swojego towarzysza, Lapisa, także wystroiła, jak trzeba. Wiedziała wszak, że nie miał jeszcze okazji być na balu i ciesząc się, iż zaufał jej gustowi, zaczęła działać. Przeszukując godzinami jego szafę, wybrała klasyczny, czarny garnitur. W połączeniu z białą, dobrze wyprasowaną koszulą, prezentował się nadzwyczaj elegancko. Do kompletu, dołożyła lakierowane buty, zwężane ku czubkowi i matową, czarną muchę. Kiedy zlustrowała wzrokiem gotowe już ubranie, postanowiła na swoją drugą rękę założyć bransoletkę z ciemnych, barwionych pereł. Podobne kolorystycznie elementy sprawiły, że ta dwójka pasowała do siebie, jak ulał.
    Nie czekając długo, wyszykowani i piękni, ruszyli na bal.
    Kiedy przekroczyli próg Sali, Hope wydała z siebie niemy okrzyk zachwytu. Wszystkie te kolumny, barwy, kształty, robiły piorunujące wrażenie. Było pięknie do tego stopnia, że błyszczące oczy bajkopisarki, wędrowały to w jedną, to w drugą stronę, nie mogąc się zdecydować, na czym najlepiej zawiesić wzrok.
    - Pięknie! - Wydusiła z siebie wreszcie i ujmując dłoń Lapisa, szybkim, acz zgrabnym krokiem, ruszyła ku drzwiom, które prowadziły na ogród. -Zobacz, Lapis! - Palcem wskazała na altanę, a konkretniej na piękną fontannę, w której zamiast wody, płynęła czekolada. -Chcę tu zostać na zawsze.- Szepnęła pół żartem, pół serio i chichocząc, pociągnęła swojego towarzysza ku czekoladowej przygodzie.


    wybaczcie wszelkie niedopatrzenia i literówki, ale zaraz wyjeżdżam w długą podróż, a chciałam się załapać na event!
    Lapis
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 21 Październik 2016, 22:28   

    Lapisowi nigdy wcześniej nie zdarzyło się być zaproszonym na jakiś bal, co prawda robił za ozdobę na kilku organizowanych przez jego ojca, jednak nigdy nie był pełnoprawnym uczestnikiem, i nigdy nie odczuwał specjalnej przyjemności z przebywania na nich. Wszakże do niedawna nie wiedział nawet, że jest w stanie odczuwać przyjemność bez specjalnego pozwolenia czy polecenia. Teraz natomiast czuł się wyśmienicie, jednak nie dla tego, że w końcu został doceniony i zaproszony jako uczestnik tego balu. Bo samo to byłby kłamstwem... chyba, nie do końca zrozumiał w jaki sposób dostał to zaproszenie. Raczej z powodu tego, że za rękę trzymała go Hope, jego nowa właścicielka i przyjaciółka w jednym. Był to nie mały powód do radości, nie skrzyczała go ani razu (za wyjątek tego razu gdy mówiła, że nie jest rzeczą tylko osobą, wtedy skrzyczała)... cały czas chwaliła. Robiła interesujące rzeczy dzięki którym dużo się nauczył, i o sobie i o życiu.
    A teraz była przy jego boku na balu uprana wprost cudownie, w piękną pastelową sukienkę z cekinami. Z pierścionkami i cekinami dodającymi jej blasku... z jego kluczykiem na szyi.
    W porównaniu do niej Lapis był ubrany strasznie zwyczajnie, jego strój wyjątkowo nie przykuwał wzroku a raczej był tłem dla swojej towarzyszki. W drodze wyjątku zrezygnował z bandaży które ukrył pod ubraniem oraz przewiesił obrożę z dłoni na łydkę gdzie nie było jej widać. Spodziewał się, że "ludzie" będą czuć się przy nim teraz nieswojo, zupełnie jakby rozmawiali z manekinem. Jednak postanowił dać temu próbę, w końcu bandaże po sam nos niezbyt pasują do czarnego garnituru w klasycznym stylu. Przez dobrą chwilę zastanawiał się czy nie skorzystać z kosmetyków Hope i nie zrobić sobie kilku niedoskonałości, ale stwierdził, że nie będzie jej okradał skoro sprawa nie jest niecierpiąca zwłoki. W końcu jej to jak wyglądał nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, wydawała się także podziwiać robotę chirurga.
    Sala bankietowa była olśniewająca, jednak nie zaskoczyła go w żadnym szczególe, widywał już podobne w trakcie przygotowania. Cały ten przepych wydawał mu się zbędny... w końcu zniknie gdy tylko bal się skończy. Zawsze znikał gdy bal się kończy. W normalnych okolicznościach zaczął by się rozglądać gdzie usiąść by nikomu nie przeszkadzać, przynajmniej do czasu gdy zacząłby rozmowę. Wtedy nic by już na przeszkadzanie mu nie poradził, nie ma szans by nie powiedział czegoś niestosownego.
    W głowie powtarzał sobie wszystkie przykazania Hope co do takich okazji... nie było ich dość dużo. Ale udzieliła mu kilka wskazówek... niestety odnosiły się raczej do ludzi a nie czegoś czym go uczyniono. Zapewne wynikną inne zupełnie abstrakcyjne problemy z tym związane.
    -Nie tak pieknie jak ty.- Szepnął nemal odruchowo słowa które przygotował wcześniej na tą okazję, na dobrą sprawę to czy usłyszała nie miało już większego znaczenia gdyż pociągnęła go przed siebie, do ogrodu. Przeważnie na blach musiał wymijać ludzi wykorzystując swoje akrobatyczne zdolności, by nikogo nie potrącić, nikomu nie przeszkodzić. Tutaj jednak nie wszyscy wydawali mu się tak wysoko postawieni... a może to tylko dla tego że i jego pozycja nieco wzrosła. Pomagał również fakt że prawie nikogo jeszcze nie było, mógł spokojnie zmierzyć wzrokiem każdego z gości gdy gładko kroczył za swoją opiekunką.
    -Chciałbym umieć spełnić tą prośbę- Powiedział zupełnie nieświadomie na głos rozmarzonym głosem i nieco smutną miną. Jego umysł bardzo szybko przemknął przez scenariusze które mógłby wypełnić jej słowa. Jednak żaden nie był w zasięgu możliwości Lapisa. Nie mógł ani przejąć majątku gospodarza, ani sprawić by nie chciał już posiadać tego miejsca... dodatkowo nie byłby w stanie jej tutaj wyżywić bez opuszczania raz na jakiś czas. Po prostu... nie umiał być w tym przypadku przydatny.
    Chwilę zajęło mu otrząśniecie się, i kolejną chwilę poświęcił na zrozumienie z jakiego powodu tak się ucieszyła. Ta fontanna pachniała podobnie do niej... nie tak pociągająco, ale to musiała być ta słynna czekolada którą tak zachwalała.
    Toni
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Październik 2016, 19:53   

    Nie dostała oficjalnego zaproszenia. Była „osobą towarzyszącą”, choć towarzyszyć Danielowi miała tylko przy wejściu na bal. Przynajmniej tak się umówili. Początkowo nie myślała nawet, jak to wszystko będzie wyglądać. Zgodziła się, traktując to jak zabawę. Ot, wyjdzie, pozna nowych ludzi, nawiąże znajomości, które kiedyś jej się przydadzą w życiu...
    Nie myślała wtedy o tym, że nie będzie miała się w co ubrać.
    Z racji tego, że to był bal u samej arystokracji, nie wypadało jej po prostu pójść ubranej tak, jak zwykle. Męski krój odpadał, musiała znaleźć suknię. A z tym był nie lada problem. Nie miała zbyt wiele czasu, by szyć cokolwiek od podstaw, zresztą, nie miała nawet pomysłu, jak owa suknia miałaby wyglądać. Na szczęście, na dnie szafy znalazła odpowiedni strój, który, mimo że nieco przykurzony, wciąż emanował blaskiem. Wymagał jedynie odświeżenia.
    Suknią od razu zajęły się jej niedokończone marionetki. Te, których twarz przypominała tego jednego mężczyznę, pozbawione oczu, ust, nosa, kończyn, wspólnymi siłami odprasowały i odkurzyły koronki, by przywrócić im ich dawną biel. Pantofelki wyczyszczone zostały przez pluszowe myszki, krzątające się dookoła, podczas gdy dwa gibony wykonane z miękkiego filcu, zwinnymi palcami upinały kolejne kosmyki włosów swojej pani. Ich ruchy były chaotyczne, często nieskoordynowane, co zdradzało niedoskonałości w umiejętnościach konstruktora. Mimo to wspólnymi siłami udało się założyć kolejne części garderoby i pod wieczór, w dniu balu, można było uznać, że Toni jest gotowa.
    Mira, skarbie, kiedyś Ty też założysz tę suknię. Kiedyś spotkasz swojego księcia, a wtedy będziesz mogła być dla niego księżniczką z krwi i kości. Pamiętaj o tym, moja droga. Kiedyś nadejdzie ten dzień, gdy z małej dziewczynki staniesz się dorosłą kobietą, najpiękniejszą ze wszystkich dam w okolicy...
    W miejscu, gdzie umówiła się z Danielem, zjawiła się ze sporym wyprzedzeniem. Nie mogła usiedzieć w domu, szczególnie, gdy była już gotowa. Gdy tak siedziała pośród różnego rodzaju materiałów, wciąż chciała coś poprawiać, ulepszać, zmieniać, modernizować. Musiała wyjść spoza czterech ścian, nawet jeśli było o wiele za wcześnie. Ot, wolała być wcześniej. Cały czas denerwowała się też, jak to wszystko będzie wyglądało. Wszak nie dostałą oficjalnego zaproszenia, tylko była osobą towarzyszącą, nikim więcej. Czy nie będzie żadnych problemów z tego tytułu? Może powinna zrezygnować? Może powinna o coś dopytać, zainteresować się? Może wygłupiła się, strojąc w bufiaste kiecki ciągnące się aż do ziemi, z gorsetem uciskającym żebra? Ah, czemu o takich rzeczach myśli już po fakcie?!
    W końcu przyszedł, elegancki, szarmancki, sprawiający wrażenie pewnego siebie i dodającego jej tym samym otuchy. Gdy tylko go zobaczyła, wiedziała już, że wszystko się uda. Nie miało prawa być inaczej. Obdarzyła go uśmiechem, witając się z nim przyjaźnie, po czym razem ruszyli w stronę sali.
    Od razu uderzyła ją przestrzeń, jaką charakteryzował się Eden. Drugą rzeczą byłą różnorodność istot, jaka już się na sali znajdowała. Wśród zgromadzonych można było zauważyć kobietę o rybiej skórze, Dachowiec z wystającym spod koszuli ogonem, czy też istota owinięta od stóp do głów bandażami. Przez chwilę rozglądała się po zgromadzonych, nie zatrzymując jednak wzroku na nikim konkretnym. Daniel już zdążył udać się w swoją stronę, przed tym grzecznie ją przepraszając. Jego szarmancja była doprawdy urocza. Koniec końców, nie wiedząc, co ze sobą za bardzo zrobić, stanęła pod jedną ze ścian, czekając na to, co ma się wydarzyć. Z pewnością będzie jakieś uroczyste rozpoczęcie całej tej imprezy. No bo przecież to nie była jakaś tam pierwsza lepsza potańcówka, tylko bal u samego Arcyksięcia! A ona, Marionetkarz z ulicy, byłą tu na tej sali, niejako jako jedna z wybranych i miała okazję zobaczyć go z bliska!
    A przynajmniej taką miała nadzieję.
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 23 Październik 2016, 02:05   

    W zamkniętym przestrzennie pokoju z jednym okrągłym oknem panowała całkowita cisza. Przez szybę padało światło zewnątrz. Przed oknem znajdował się fotel, na którym spoczywał nieruchomo Daniel Kessler. Marionetkarz, najemnik brzydzący się zabijaniem, obrońca karawan, eskorta zamożnych mieszczan chodzących do burdelu i do kochanek, podróżnik, początkujący astronom i astrolog, a hobbistycznie osoba mająca amnezję. Jako takowego znało go lokalne społeczeństwo, trudno w sumie nie posiadać reputacji, gdy usługiwało się sporej rzeszy lokalnej śmietanki towarzyskiej. Paru się tradycyjnie czepiało, że nie wszystko zostało wykonane tak, a nie inaczej, inni go polubili, jeszcze inni szanowali. Na szczęście nie zasłużył sobie na nienawiść szerokiego grona osób, chociaż należy przyznać, że znalazłoby się dwóch czy trzech osobników, którym zalazł szczerze za skórę i którzy mogliby serdecznie chcieć jego śmierci czy zniknięcia. Fortuna jednak uśmiechała się do Kessaira i jeden z nienawistników stracił już życie o dziwo bez jakiegokolwiek działania rąk czy słów Marionetkarza - ot, zabawne dzieło przypadku, o którym nie ma sensu się rozpowiadać. Nie wiadomo w sumie kim był, ale na pewno wiadomo, kim jest - znanym w półświatku najemnikiem. A czego powszechnie nie wiadomo, to to, że musiał udać się do Arcyksięcia i wymienić z nim parę słów na temat jego przyszłości. Miał przyjść, kiedy będzie gotowy. Daniel poruszył się na fotelu, spojrzał w bok, gdzie prawdopodobnie wisiał zegar, a następnie powoli wstał. Chyba nadszedł ostatecznie ten czas. Czas ruszać.
    Kwestię zaproszenia na bal należy potraktować z przymrużeniem oka. Z jednej strony trudno szczerze zgodzić się z twierdzeniem, że najemnicy o średniej popularności mają wolny wstęp na bal arcyksiążęcy, na którym pojawić się mogą również wszelkiej maści arystokraci, bogaci mieszczanie z lokalnych miasteczek, kupcy, szpiedzy ważnych organizacji, przedstawiciele spółek i kompanii handlowych. Czy można było zrównywać takie ważne persony z tak nędzną kreaturą, jaką był jeden z wielu najemników usługujących lokalnej społeczności? Niezbyt. Skąd zatem zaproszenie? Co więcej! Oficjalne zaproszenie od arcyksięcia! Otóż to, co wyróżniało Marionetkarza od większości najemników było to, że w wyniku pewnych wydarzeń z przeszłości zaciągnął wielkie zobowiązanie u arcyksięcia. Tak się zabawnie złożyło, że kiedy leżał nieprzytomny niedaleko kolei, to z rozkazu Rosarium otoczono go specjalną opieką i to z jego rozkazu oferowano mu pewną sumę pieniędzy, broń i szansę na przyszłość. Czyżby Protektor miał jakąś wiedzę o przeszłości Kesslera, przeszłości, o której on sam nie pamięta? Być może miał swoje powody, by uratować Marionetkarza, a nie zakopać go i mieć problem z głowy. Widocznie był częścią większej układanki, a być może już niedługo miał się takową stać. Ale czy nie taka jest rola najemnika, który stracił wszelaką ambicję powiększania swojej pozycji wśród społecznej drabinki? Bywał rękami tych, którzy swych rąk w danym czasie użyć nie mogli, ponieważ były one zajęte wystawianiem weksli, zabieraniem podatków od biedaków, czy zwiedzaniem różnych partii kobiecego ciała. Zatem czy pójście na bal u arcyksięcia i zaoferowanie swoich usług poprzez zostanie jego rękami różniłoby się od tego, czym trudził się, aby przeżyć? Nie, nie różniło się. I dlatego stwierdził, że właśnie poprzez to działanie będzie mógł ostatecznie się wykupić. A może gdyby się sprawdził, zyskałby względy arcyksięcia i jakąś dodatkową sumę pieniędzy? Dlaczego nie? Arcyksiążę w pewien sposób musiał podzielać ten pogląd, ponieważ to właśnie jego człowiek dostarczył Marionetkarzowi odpowiednie zaproszenia. Dał jeden egzemplarz, z wyraźnym jednak zaznaczeniem, że naprawdę warto byłoby, aby przyjść z osobą towarzyszącą. A to oznaczało, że aby nie wzbudzać podejrzeń należało przyjść z jakąś dziewczyną. Tak się jednak złożyło, że Kessler kogoś takiego był w stanie ze sobą przyprowadzić.
    Wyszedł z nieznanego budynku w stroju takim, jak zwykle. Tradycyjny płaszcz, czapka przypominająca ułańską i wojskowe buty. Przez jawną napaść w domu, który wynajmował i spalenie tegoż lokum stracił większość swoich ubrań. Marionetkarz nie był zbyt bogatym człowiekiem, szczególnie, że właściwie w kwestii majątku musiał zacząć od nowa. Przez utratę ubrań i niezbyt duże bogactwo nie mógł sobie pozwoli na wyszukany strój, którym mógłby olśnić tę część społeczności, która mogła sobie pozwolić na przybycie na bal w wykwintnych strojach jasno mówiących o pozycji właścicieli. Kolejny element szczęścia, który wystąpił w życiu Kesslera był taki, że arcyksiążęcy krawcy byli w stanie służyć gościom, którzy nie mogą pozwolić sobie na strój, albo też byli zbyt zajęci, aby ubiór przygotować. Miał zamiar wykorzystać ten plus. Zaletą Marionetkarza z pewnością był jego zmysł praktyczności. Jeżeli chciał udać się na bal i porozmawiać z arcyksięciem, nie mógł wzbudzać nagłych podejrzeń, gdyby wyglądał znacznie gorzej niż ochrona balu. Nie mógł też na oczach wszystkich udać się do krawców arcyksiążęcych. Postanowił zatem wyruszyć tak, aby być dużo wcześniej od pozostałych gości. Chciał oglądać nowoprzybyłych, a nie być oglądanym. Z powodu niezbyt wielkiej popularności bycie oglądanym mogłoby przysporzyć plotek, na które Kessler zdecydowanie nie mógł sobie pozwolić. Szczególnie, że takie plotki, słowa, zdania, tracą często swój sens i degenerują się, tworząc coraz to dziwniejsze konstrukty. A jedno można przyznać u tych bogatszych i zarazem bardziej znudzonych - plotka rzadko ginie, a często zabija innych. W przenośni oczywiście - takowa potrafi zniszczyć komuś życie i napiętnować go w oczach "społeczeństwa". A Marionetkarz dopiero zaczynał zabawę. Jak wspomniano, należało kogoś ze sobą wziąć. Niczym manna z nieba pojawiła się w życiu Kesslera kobieta, którą mógłby nazwać dobrą koleżanką. Niewinne spotkanie w bibliotece, długa rozmowa i mile spędzone popołudnie, aż w końcu skończyło się na tym, że razem pójdą na bal. Jak powiedziano, Marionetkarz był obdarzony praktycznością - nie wiadomo tylko, czy w jego mniemaniu, czy obiektywnie. Ale idąc tą drogą postanowił, że aby osiągnąć swój cel, spotkać się z arcyksięciem, załatwić jeszcze pewną sprawę na balu musiał mieć wolne, nieskrępowane ręce. Dlatego ostatnie, czego potrzebował, to przywiązanie do jego partnerki, Antoniny. Przecież gdyby wszędzie z nią chodził, byliby widziani jako jedno, w razie zniknięcia drugiego wszyscy bardziej rozgarnięci od razu pytaliby, gdzie druga połówka poszła - a tego wolał uniknąć, nawet jeśli wszystkie pytania miały odbywać się wyłącznie w głowach arystokratów. Wolał raczej przedstawiać się ostatecznie jako zauroczony kawaler, który wszedł na bal z towarzyszką, aby nie sprawiać wrażenia starego rozwodnika czy kogoś, komu koniecznie należało znaleźć partnerkę. Jak powiedziano : należy dać najmniej okazji, by osobą Kessaira ktokolwiek się zainteresował - czy to emocjonalnie, czy uczuciowo, czy społecznie. Musiał wtopić się w tłum, być najzupełniej i najbardziej przeciętny, jak tylko można byłoby takim być. Dlatego da Antoninie wolną rękę, aby mogła pójść, gdzie by chciała; będzie mówił oczywiście, że z nią przybył i się z nią pokaże, aby mieć bezpieczne plecy. Od początku wspólne wyjście na bal miało być jedynie umową, a nie żadnym romansem. Miało dać obojgu przepustkę do sali, w której będą znajdowały się znamienite osoby z życia społeczności. I na tym należy zakończyć te rozważania.
    Mając świadomość, że ma sporo czasu zapasu, szedł powoli w stronę miejsca, gdzie ma zacząć się bal. Tradycyjnie miał schowane ręce w płaszczu, był też lekko pochylony. Rozglądał się na ulicy, wiedział, że najbliższe godziny będą traktowały o całej jego przyszłości. Być może pozna parę wartych znania osób, być może zrobi sobie wielu wrogów. Kto wie u licha, co go tam napotka. Rzadko bywał wśród tak ciekawej i ważnej śmietanki. Jedyne, czego się obawiał i czego ukryć nie mógł, to w pewnym stopniu zauważalny stres, który zaczął dopadać Marionetkarza, jego wzrost, który byłby ciężarem, gdyby przyszło mu przebywać wśród osób odpowiednio niższych, oraz niezbyt wyszukane maniery. Kessler był osobą, która niezbyt wiele mówi, gdy jest w obcym miejscu, wśród obcych ludzi. Dlatego gdyby jakiś gustowny i wyszukany arystokrata pragnął "przetestować" biednego Marionetkarza z manier, to Kessler zapewne byłby zgubiony. Dlatego ciągle przypominał sobie zasadę - zero podejrzeń na temat własnej osoby, wtapianie się w tłum i przeciętność. Stres, rosnący stres...
    Przybył w końcu na miejsce. To był jego cel i go doskonale zrealizował. Dlatego zupełnie zdziwił się, gdy zobaczył swoją partnerkę o tak wczesnej porze, aż tyle czasu przed rozpoczęciem balu. Gdy spojrzał na Antoninę, wyraźnie opadła mu szczęka. "Jaka ona piękna" - pomyślał i aż przystanął. Taka wspaniała kreacja na tak dobrej i miłej kobiecie. W myślach przeklął, że umówił się z nią jedynie na wspólne wejście do środka. Z taką osobą u boku byliby zapewne parą wieczora! A przynajmniej tak myślał nieobeznany w realiach balów Kessler. To był jego pierwszy raz i jedyne wyobrażenia, jakie miał o takim balu, pochodziły z książek i tawernianych historyjek. Marne źródła.
    Zanim jednak przyszedł do niej lekko skinął do niej głową, przeprosił niewerbalnie i pomaszerował w kierunku krawców arcyksiążęcych, którzy odpowiednio się nim zajęli i przygotowali wystarczający dla niego strój. Kessler nie był zbyt rozbuchany, jeśli chodzi o kwestię noszenia porządnych i uroczystych strojów. Dlatego, gdy nakazał, aby balowy strój, który mają dla niego wykonać, był podobny uroczystemu mundurowi, lekko się zdziwili. Być może zdradził tym swoją nieszlachetność, a może tylko dostarczył materiału do plotek, że był kimś w rodzaju żołnierza czy oficera starej szkoły czy nowej szkoły, który ponad zbytki przedkładali praktyczność i prostotę stroju. Co otrzymał? Prosty, granatowy kostium admiralski, bez zbędnych odznaczeń. Wypolerował jeszcze szybko swoje buty, aby wyglądały na świeże i czyste, zdjął czapkę ułańską z głowy, gdyż nijak mogła ona pasować do reszty ubioru i założył kapelusz admiralski rodem z XVIII ludzkiego wieku. Tak ubrany, bardziej jak wojskowy, niż arystokrata, udał się w stronę Toni. Prostota ubioru i to, że przybył wcześniej niż myślał, a także kilkukrotne sprawdzenie zaproszenia w kieszeni przyczyniły się do znacznej poprawy pewności siebie i humoru Daniela, który podszedł do towarzyszki. Widział, że była trochę spięta, dostrzegał nerwy, gdy patrzył w jej oczy. Pozwolił sobie również na drobną czułość wobec partnerki poprzez rozwiązłe pochwalenie jej ubioru; treści pochwały jednak nie usłyszał nikt poza nimi, czy to dlatego, że było jeszcze mało osób, czy też z powodu stania z daleka od reszty niewielkiej części gości, która miała okazję się pojawić.
    Pewni siebie udali się w końcu w stronę sali. Kessair pokazał zaproszenie gwardziście, następnie ukłonił się mu i biorąc pod rękę Antoninę weszli do środka. Stali tak trochę przy wyjściu, niczym para rozglądająca się po wielkim pomieszczeniu. Przytrzymał tak trochę towarzyszkę, aby część ludzi mogła na nich popatrzeć, skojarzyć ze sobą i zaakceptować. Następnie lekko przysunął się do Toni i zaszeptał do ucha, że bardzo dziękuje za tę sposobność, ale musi się niestety udać w inne miejsce. Tak oficjalne zakomunikowanie decyzji o pójściu w swoją stronę leżało w ich umowie. Gdy grzecznie przeprosił i oddalił się, to raz jeszcze zaklął w głowie, że musiał odsunąć się od tak powabnej, pięknie wyglądającej kobiety, której ładny zapach czuł jeszcze kilkanaście kroków dalej. Będzie królową balu, na pewno! Poklepał się po klatce piersiowej, a następnie już pewnym krokiem przeszedł w głąb sali. Rozejrzał się dookoła. Istoty wszelkiej maści, od dziwaków po innych dziwaków. Ciekawe, jak procentowo rozkłada się podział na rozpieszczonych arystokratów i całą ciekawą resztę. Kessler wzruszył ramionami - no nic to. Stwierdził jednak, że nie warto wpatrywać się w gości, gdyż będzie tu ich w pewnym momencie tak wielu, że pogubi się w końcu i każda nowa persona będzie dla niego nową. Zatem nie trzeba zaprzątać sobie głowy tą masą i skupić się na znalezieniu arcyksięcia, czy też jego człowieka, z którym mógłby zamienić parę słów. Oczywiście do tego potrzebne było odpowiednie wyczucie czasu...
    Kessair stanął w pewnym miejscu, rozejrzał się, próbując raz jeszcze ogarnąć majestat tego miejsca i oczekiwał na pierwsze kroki ze strony gospodarzy. Próbował udawać stałego bywalca takich imprez, ale chyba nie było sensu bawić się w te rzeczy. Kogo mógł udawać? Nie mógł powiedzieć, że jest najemnikiem, który przyszedł na bal. Każdy chciałby go zabić, gdyby takie coś powiedział. Musiał udawać jakiegoś wojskowego, admirała, generała, oficera, a przynajmniej doradcę w sprawach wojskowości... cokolwiek! Wraz z nadejściem takich myśli oraz wyobrażeń o tym, że przecież każdy może sobie podejść do Kesslera i zapytać go o dowolną rzecz, a zła odpowiedź skutkowałaby być może fatalnym następstwem, drobnym skandalem i społecznym napiętnowaniem, zaczęły pocić mu się ręce. Stres ponownie zawitał do jego serca.
    Leo
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Październik 2016, 19:07   

    Od razu mówię, krótki by nie stopować Tyka i bo galaretka!

    Odpoczywał chwilę po przygodach. W końcu nie dało się bez przerwy latać z mieczykiem tam i uwdzie. I właśnie w tym momencie przyszedł posłaniec z zaproszeniem. Jako, że Amnesia była czymś tam zajęta, to właśnie on został zaproszony jako reprezentacja rodu Baskervillów. Nie namyślając się dłużej chłopak podskoczył z głośnym "Yuhu!" i ruszył szybko do swojego zestawu do szycia. Jako krawiec postanowił wypaść na tym balu przebojowo! Troszkę mu to zajęło, ale skończył w idealnym czasie. Były to szaty szlacheckie podobne do tych, które zwyczajowo nosił. Tym razem jednak zastosował bardziej profesjonalny krój i zadbał o dobranie i efektywność dodatkowych dekoracji jak np pozłacany kołnierz czy wysadzany klejnotami pas. Na uszy założył kolczyki o kształcie diamencików. Miał też peleryne, która przechodziła przez jego bok i opadała na plecy. Tak właśnie ubrany i eskortowany przez Baskervillskich gwardzistów zjawił się na miejscu. Tam poddał się weryfikacji przez straże i oddał szable jeśli koniecznie musiał. Od razu przeszedł do miejsca gdzie miały odbywać się główne wydarzenia i stanął gdzieś z boku.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 23 Październik 2016, 20:02   

    Smak wciąż jeszcze gorącej czarnej herbaty pochodzącej prosto z arcyksiążęcych, pól uświetniony przez delikatny aromat pomarańczy, znakomicie nadawał się na ostatnią chwilę przed balem. Ostatni łyk i biała, porcelanowa filiżanka zdobiona błękitnymi motylami powędrowała z powrotem na srebrną tacę. Palce skryte za białym materiałem rękawiczki na chwilę zatrzymały się, jakby niepewnie - czy nie zwlekać jeszcze chwile.
    Zamknięte dotąd oczy arcyksięcia otworzyły się i spojrzały na krótką chwilę nieznacznie w lewo. Widział kawałek podłogi, swoje lewe ramię.
    Tylko krótka chwila, jakże jednak płodna w myśli. Czy obrana droga jest właściwą? Czy też może przyjdzie czas, że będzie żałować swoich decyzji. To jednak nie była pora na tego typu wątpliwości. Nie ma już odwrotu, a tylko głupiec zatrzymuje się gdy zna swoją drogę. Konsekwencje, nieznane, to wszystko może przerażać, lecz nie po to ogłosił się Lordem Protektorem, by się bać.
    Uniósł wzrok i spojrzał na kotkę trzymającą tacę, na której znajdowała się jego filiżanka, cofnął już dłoń i przesunął po materiale swojej peleryny, zdobionej wewnątrz, u dołu czerwonymi różami, pośród których ukrył się jeden, samotny, błękitny kwiat - znak krawca, który przygotował dla niego ten strój. Uśmiechnął się łagodnie, po czym powiedział:
    -Zaczynajmy więc - lewą ręką uniósł trzymaną laskę, wykonaną z jasnego drewna o rubinowej gałce ukształtowanej w kwiat róży. Lord Protektor ruszył w stronę drzwi, które były właśnie otwierane przez jego gwardzistów. Rozbrzmiała muzyka, hymn rodowy Rosarium napisany w dawnych czasach przez jednego z Dachowców na usługach Różanego Dworu. Szedł pewnie. Minął drzwi i uniósł swoją prawą dłoń w górę, w powitalnym geście. Doszedł do schodów i oparł prawą dłoń tuż nad fontanną-miastem.
    Spojrzał na licznie zgromadzonych gości. Część z nich znał, innych nigdy nie widział, lecz nie skupiał się teraz nad nikim szczególnym. Było ich zbyt wielu na to, wszyscy barwni - w końcu to Kraina Luster. Zostali tu sprowadzeni jako przyjaciele Rodziny, czy jako ludzie "mający dług wdzięczności" u Arcyksiążęcej pary, która udzieliła im w potrzebie pomocy. Niektórzy dowiedzieli się sami i przybyli tutaj, uznając, że tak ważnej okazji nie sposób opuścić. Rzecz jasna nie wszyscy odpowiedzieli na listy. Możliwe, że kilka z nich nie dotarło do adresatów, kilka zostało wrzuconych do kominka. Przede wszystkim miał jednak nadzieję, że nie ma tutaj przedstawicieli tych, których sam pragnąłby widzieć w kominku - płonących.
    Stał krótką chwilę. Muzyka przestała grać i dopiero po tym przemówił.
    - Witajcie moi najmilsi goście, cieszę się, że tak licznie się zjawiliście i liczę, że znajdziecie tutaj odpoczynek od trudów codzienności. - Puścił swoją laskę, opierając ją o marmur i pokazując gościom wewnętrzną stronę, szeroko rozstawionych dłoni.
    - W końcu tym właśnie ma być Eden, tym był w ludzkich mitach - rajem. Nie ucieczką od codzienności, lecz szansą na nabranie sił z dala od trosk, by móc wrócić do zwyczajnych problemów. - Oparł ponownie dłonie na marmurze, czuł jego chłód przez cienki materiał rękawiczek. - Ci, którzy nie znają moich deklaracji, a w szczególności Ci, którzy już uprzednio otrzymali pomoc, której byłem inicjatorem, mogą głowić się teraz nad tym jaki mam cel. Niektórzy mogą doszukiwać się w tym ukrytych intencji, bądź nawet negować szczerość moich czynów. - Tu nastąpiła dłuższa pauza. Może nawet goście mieli czas, by zacząć krzyczeć w jego stronę coś w stylu "kłamca", "obłudnik". Nie, przecież nie przychodziliby na bal, gdyby mieli się tak zachować. Wcześniej wspomniana służąca podeszła do niego, tym razem na tacy mając kieliszek. W tym samym czasie drzwi do kuchni zostały otwarte i spory "oddział" wyszedł z nich w dłoniach mając napoje, by każdy mógł wznieść toast z Arcyksięciem. To jednak nie był Świat Ludzi, nie wystarczyło zaserwować alkohol. Podano także wiele innych napojów, by trafić w gusta każdego - i nikogo nie urazić. Pamiętajmy, że istnieją kapelusznicy, którzy potrafią stać się śmiertelnymi wrogami, bo nie wznosili toastu herbatą.
    Arcyksiążę wziął do ręki swój kieliszek, na chwilę obracając się bokiem do gości. Jego lewa dłoń przez cały czas była oparta na kamiennej ozdobie szczytu schodów, zarazem pełniącej rolę mównicy. Gdy zwrócił się znów do gości kontynuował.
    - Jednak jesteście tutaj, możliwe nawet, że mi zaufaliście. Uwierzyliście, że pragnę tylko umożliwić wszystkim odnalezienie w swoim życiu szczęścia, radości. Umożliwić, lecz nie dać - tego nikt nie jest w stanie obiecać. Wznieśmy więc toast za to, by moje, wasze, nasze starania nie okazały się płonne, za szczęście. Każdy za swoje, za szczęście tych, na których nam zależy. - zbliżył swój kieliszek do ust, nim jednak wziął łyk, dodał jeszcze ostatnią część zdania. -Każdy niech wypije za własną, choć wspólną nam wszystkim, intencję.


    Toni, Sapphire, Strzywir, Gewain Keer
    Toni stała tak blisko Sapphire, Strzywira i Gewaina Keera, że słyszała ich słowa. Z początku mogła na nich nie zwrócić uwagi, lecz stała tuż za nimi i słyszała każde słowo. Techniczna uwaga jest taka, że każdy z tej grupy proszony jest o pisanie w następującej kolejności: Sapphire, Strzywir, Gewain Keer, Toni.

    Hope i Lapis
    Już mieliście udać się do fontanny, którą dostrzegliście z centrum sali balowej, w altance. Jednak coś was zatrzymało, nim jeszcze zdążyliście obrać kierunek, powietrze wypełniła nieznana wam muzyka. Mogliście próbować dostać się do upragnionej fontanny, lecz musielibyście minąć po drodze przez całkiem sporą ilość gości, którzy zatrzymali się i słuchali przemowy.
    Z drugiej strony zostanie tutaj jeszcze chwilę dłużej mogło mieć pewne zalety. Na czoło może wysunąć się oczywiście wysłuchanie gospodarza, co najzwyczajniej wypada uczynić. Może też wznieść toast, co stało się możliwe, gdy zbliżyła się do nich służba.

    Leila
    Cichy szum wody. Był niezwykle kojący, ale nie odpowiedział na żadne z zadanych pytań. Leila znalazła się bardzo blisko gwardzistów strzegących schodów. Miała tu odrobinę spokoju. Do czasu, gdy zabrzmiała muzyka, a chwilę później u szczytu schodów pojawił się sam gospodarz tego przyjęcia. Lunatyczka wybrała jednak złą pozycję, by mu się przyjrzeć. Musiała podnosić wzrok, choć mogła się cofnąć. Wtedy wpadłaby szybciej na mężczyznę w granatowym mundurze - zapewne jakimś żołnierzem, który podszedł do niej. Przywitał się, ukłoniwszy lekko i przystanął przy fontannie, dotykając palcem kamieni wieży jednego z poziomów. Mogło wydawać się, że nie słucha, nie patrzył w stronę gospodarza.
    Chwilę później pojawiła się służba. Ruda i stojący nieopodal mężczyzna mogli wybrać coś dla siebie, nim wszyscy poszli dalej.

    Hariotte
    Przymknięte oczy pomagają słuchać muzyki. Choć nie patrzy się, łatwiej dostrzec jest ukryte w dźwiękach niuanse. Łatwo także przeoczyć dziwnych mężczyzn, którzy znaleźli się tuż obok, choć wcześniej ich tam nie było. W każdym razie pan Marionetka wykazał się sporą dawką niezrozumienia, przerywając kobiecie poszukiwania.
    -I jak być błaznem, gdy odebrano Ci czapkę.
    Mówił to do niej, czy też nie? Nie mogła mieć pewności. Z jednej strony nikogo wokół nie było, tylko ta dwójka, najbliższa para Arystokratów stała kilka kroków dalej, zbyt daleko i zbyt zaaferowana rozmową ze sobą, lecz jeśliby Hariotte otworzyła oczy i spojrzała na niego, to zauważyła by postać w prostym, szmaragdowym stroju ze sztucznymi włosami i szklanymi oczami, która patrzyła w górę, jakby pragnęła tam coś dojrzeć.
    Może będzie lepszym słuchaczem? W międzyczasie do tej dwójki podszedł służący z napojami.

    Emerald
    Emerald był zdecydowanie zbyt zestresowany sytuacją. Nawet nie spostrzegł, gdy dotarł niemalże pod same schody, na których chwilę później pojawił się Arcyksiążę. Przystanął pod jedną z kolumn, może szukając w jej cieniu schronienia. Tutaj było nieco luźniej, trochę spokoju. Przyglądał się kunsztownie wykonanej fontannie, gdy dostrzegł kobietę o rudych włosach. Stanęła idealnie pomiędzy wodnym miastem, a Zjawą. Nim jednak zdążył wykonać krok, podejść, czy wrócić do podziwiania dekoracji, do jego uszu dotarła muzyka, a chwilę później u szczytu schodów odezwał się głos. Gospodarz rozpoczął swoją przemowę, a bezpieczne schronienie przestała być samotnią Emeraąlda. Spora grupa służących minęła go, przy czym pierwszy z nich podsunął mu pod nos tacę, na której stało kilka napojów. Do wyboru.
    W tym wszystkim stracił na dłuższą chwilę z oczu rudą, dopiero gdy służba przeszła, ponownie zobaczył dziewczynę.

    Kessair
    Stałeś w miejscu, z którego rozpościerał się znakomity widok na znajdujących się na dole gości. Nim tu jednak dotarłeś mogłeś dostrzec coś dziwnego, kilka nieprzychylnych spojrzeń. Miałeś wrażenie, że znasz ich właścicieli, że kiedyś już się spotkaliście. Minąłeś ich tuż przy schodach. Trzy osoby, z czego dwójka z nich stała oparta o kolumnę, jedna zaś siedziała na ławce. Nie przyjrzałeś się im strojom, lecz ich twarze nie dawały Ci spokoju. Może właśnie dlatego twoją uwagę przykuła jakaś kobieta wraz z marionetką, stojący w dole. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniali się wcale od innych gości, lecz towarzysz dziewczyny był jakby rozkojarzony. Patrząc na niego dłużej Kessair mógł spostrzec, że jest on w tej samej sytuacji, co i on. Tak to przynajmniej mogło wyglądać, a jaka jest prawda?
    Gdy orkiestra zaczęła grać nieznany Ci utwór, a drzwi u szczytu reprezentatywnych schodów otworzyły się mogłeś skupić swoją uwagę na gospodarzu tego przyjęcia. Spostrzegłeś jednak też inną osobę. Niewysokiego, nie mającego więcej niż półtora metra, kapelusznika z cylindrem ozdobionym gołębiem z podłużną dziurą z przodu, jakby był skrzynką na listy. Trzymał rękę w kieszeni marynarki. Przez naprawdę dłuższy czas. Nie wyciągnął jej przez całą przemowę i dopiero, gdy dotarła do nich służba z napojami na tacy, wziął do ręki czystą wodę. Jego dłoń nie miała na sobie skóry, mięśni, a tylko kości. Nadszedł jednak czas byś wybrał trunek dla siebie i zdecydowanie co dalej, a może po prostu czekanie?

    Leo
    Stanąłeś gdzieś z boku, nieszczęśliwie jednak bardzo blisko trójki bardzo rozgadanych mężczyzn. Słyszałeś urywki ich rozmowy. Mówili o jakimś mężczyźnie, dość nieprzychylnie. Kimkolwiek był, musiał być na balu. Leo usłyszał, że widzieli go niedawno, że wszedł po schodach na górę. Gdyby się rozejrzał łatwo może dostrzec, że wciąż musi być na górze.
    Zaczęło się robić groźnie, gdy padły słowa o rozlewie krwi. Dyskusja została jednak przerwana, gdy powietrze wypełniła muzyka. Trójka mężczyzn zamilkła, a ten który siedział, wstał. Podszedł do reszty i przysłuchiwali się wspólnie przemowie. Gdy zjawiła się służba cała trójka wybrała wino, co zaś wziął dla siebie Leo?

    Kolejnosć
    Możecie pisać dowolnie. Osoby, którym wyznaczyłem szczególną kolejkę mogą pisać, kiedy napisze poprzednia osoba, a pierwsza ma dowolność.
    _________________

    *****
    Leila
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Październik 2016, 21:50   

    Leila spokojnie stała w spokoju przyglądając się płynącej wodzie. Na sali zebrało się wiele osób, jednak żadna z nich jej nie zainteresowała. Wszak jedyny interes i powód jej przybycia się nie pojawił. Był nim otóż sam gospodarz, który jakimś nieznanym jej sposobem znalazł ją i wysłał jej zaproszenie.
    Słysząc aksamitny, męski głos zadała głowę by ujrzeć właściciela owej, specyficznej konstrukcji. Nie mogła się jednak doszukać osoby mówiącej. Odsunęła się delikatnie do tyłu i poczuła ciepło czyjegoś ciała za sobą. Odwróciła się szybko, lecz nie gwałtownie. Była wyjątkowo opanowana starając się pamiętać, że znajduje się na balu w Krainie Luster, a nie w jej ludzkim domu. Inaczej gwardzista widział by przed sobą lufę broni.
    Leila delikatnie skłoniła głową w przepraszającym geście i odsunęła się jeszcze kawałek, by zrobić miejsce mężczyźnie na służbie. Jednocześnie słuchając prowodyra całego tego cyrku doszła do wniosku, że są w czymś na kształt luksusowego spa. Tylko, że tutaj zamiast basenów termalnych i rytmicznej muzyki są walce i koronki.
    Płomiennowłosa podniosła jeszcze raz głowę w górę dostrzegając białowłosego mężczyznę o obliczu delikatnym, szlachetnym. Czy tak by go opisała? Tak, wyglądał jak prawdziwy książę z bajki dla malutkich dziewczynek. Słysząc dalszą część tej zadziwiającej wymowy zrozumiała, że faktycznie czerwonooki mężczyzna musi być szlachcicem i to wysoko postawionym pomagając innym i tworząc takie ostoje. Jednak jak każda, marna istotka żyjącą w obłudnym świecie zwykłych śmiertelników, Leila zaczęła doszukiwać się w całym tym kabarecie korzyści z niesienia pomocy.
    Usłyszała szum na sali i rozejrzała się po niej. Służba wniosła tace z napojami, by wznieść toast. Leila wzięła kryształowy kieliszek z szampanem, jednak nie chciała go wypić. Dalej nie wiedziała, po co znalazła się w tym miejscu i jaki jest w tym interes organizatora.
    Słysząc toast podniosła lekko brwi ukazując własne zdziwienie. Jeśli miała wypić za własną inicjatywę, to prosiła by nikt jej nie zabił w tym czasie i miejscu. Podniosła kieliszek lekko w górę i przechyliła go, delikatnie dotykając ust jasnym płynem. Zwilżając nim wargi.
    Nie miała zamiaru wypić nic, póki nie odpowiedziano na jej pytania.
    Po toaście kobieta z kieliszkiem w ręce ruszyła przed siebie zatrzymując się dopiero przy samych schodach. Mieszanka niepewności o swój własny los i nadziei na odnalezienie ojca zawładnęła nią całą. Nie wiedziała, czy ma się bać czy cieszyć z tego balu. Pilnując się dalej, by nie wywołać jakiegoś gorszącego skandalu i nie zwrócić na siebie zbytniej uwagi stanęła przy wejściu na schody trzymając dłoń z kieliszkiem na chłodnym kamieniu poręczy.
    Przyglądała się mężczyźnie u szczytu schodów z mieszanymi uczuciami, tak w niej silnymi, że nawet nie pilnowała się tylko ewidentnie i chamsko gapiła się swymi szmaragdowymi oczami, jakby w ten sposób chcąc wyciągnąć z niego wszelkie informacje.
    Ruby
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Październik 2016, 13:39   

    Ciężko powiedzieć, by Ruby do Bali i przyjęć nie jest przyzwyczajona. Zazwyczaj dobrze się na nich czuje, bawi ją kokieteria i cieszy przepych, a piękno tańczących par grzeje duszę. Dziś powinno być podobnie, lecz nie było. To jej pierwszy bal w Krainie Luster, od czasów jej powrotu w rodzime ziemie. Nie znaczy, że miasta po drugiej stronie nie wiedzą co to przyjęcie, albo że na żadnym w tamtym czasie nie była. Odpowiedź jest raczej oczywista. Tam mogła by założyć na taki bal to, co normalnie nosi tutaj w domu i była by taka "wow". Tutaj było jednak nieco inaczej.
    Powiedzmy, że tym razem nie przyszła się spić winem czy ponczem: poznać nowych ludzi, sprawdzić obecną modę, dowiedzieć się o ważnych osobistościach kilku słów, czy porozmawiać przez chwilę z bratem. Krótko mówiąc, była spięta od samego początku. Dlatego też by dodać sobie otuchy, do Edenu przyjechała z tak zwaną przyzwoitką. Dobraną starannie tak, by wyglądała jak jej córka. I wyglądała. Mierząca metr sześćdziesiąt dziewczyna, o długich, sięgających ziemi blond włosach, która swój wzrost poprawiała 8 centymetrowymi szpilkami. W pewien sposób miało to odgonić możliwych adoratorów, z drugiej strony - nikt nie powie jej, że coś z nią nie tak. Sama dzieweczka o imieniu "Estelle" mówiła do Ruby "mama" i też jak jej córka się zachowywała. Więc wszystko było tak jak być powinno.
    Księżna lubiła przepych, lecz dziś nieco go ograniczyła. Włożyła na sobą złotą suknię sięgającą do samej ziemi o prostym kroju. Od profilu miała ona jaśniejszy, bo biały pas jedwabistego materiału, na którym rozpościerał się rząd 7 niewielkich guziczków, wykonanych z samych rubinów, a kończąc przy kołnierzyku, pod pomarańczową wstążeczką. Cała ta biała część sukni oddzielona była pasem króciutkiej, pomarańczowej falbanki. Takiego samego koloru, ale dłuższe, zwieńczały końce rękawów. Jednak niech was pozory nie mylą, noszenie tej sukni święcącej z w blasku to nie lada wyzwanie! Bowiem przy jej szyciu używano oprócz zwykłego materiału nitek z czystego złota. Suknia ważyła przeszło 15 kilogramów! Możecie sobie wyobrazić, że jej dłuższe noszenie mogło być męczące. Na nogach miała cieniutkie, białe pantofelki, z bardzo delikatnym obcasem. Nie zależało jej bowiem na dodaniu sobie kilku centymetrów, była prawdziwie wysoka jak na kobietę. Na głowie miała srebrną tiarę przyozdobioną sporawym diamentem na środku, kilkoma drobnymi rubinami i szmaragdami, a na jednej parze topazów kończąc. Z włosów natomiast zrobiony miała francuski warkocz, a ponieważ jej czupryna była gęsta a włosy długie, z pozostałych zrobiono loki i luźno opuszczono na plecy. Na uszach miała dwa złote kolczyki, w kształcie dwóch małych bipiramid heksagonalnej. Jej towarzyszka była ubrana na biało-czarno, niczym gothic lolita, z białą przepaską na jej długich prostych włosach. Jej sukienka sięgała łydek. Całość była usiana falbankami.
    Ruby miała problem z wyjściem z powodu jednej z jej osobowości, która zawsze czegoś się wstydziła. Próżne były słowa Estelle, by wyszła już na bal. Po kilku minutach takiego przekomarzania się, ta jak nie wyjmie kija, a jak nie zdzieli Ruby przez głowę! Biedna księżna, Pozbyła się kłopotliwej osobowości i spóźniona ruszyła z jej towarzyszką pod ręką w stronę sali balowej. Tylko nie wie, czemu ją głowa boli. Migrena?
    Weszła na salę tylnym wejściem puszczając tylko strażnikom zakłopotaną minę, przemknęła ze spanikowaną miną, byleby jej nie zdzielili ponownie! A głowa już ją bolała. Na sali było już po przemówieniu, co z całą pewnością mogła dostrzec, gdy trochę zmartwiona swą wpadką usiadła na ławce z prawej strony. Zobaczyła bowiem kieliszki w dłoniach w tłumie przedziwnych stworzeń. Rada była, że chyba zbyt wielu jej nie zobaczyło. Gdy do niej również dotarła taca z napojami, Este powiedziała tylko głośne:
    -Mama dzisiaj nie pije.
    I wzięła z tacy po filiżance herbaty - jedną dla siebie, drugą dla księżnej.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 9