• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Koszmary Senne » Dom Jekyllów
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Dee Dee
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Kwiecień 2015, 11:31     

    Dee Dee po wysłuchaniu całej tyrady uśmiechnęła się pod nosem, kręcąc głową. Więc to cały czas leżało na jej na wątrobie. Problem w tym że niektóre informacje były niekompatybilne z tym, co było naprawdę.
    Trzy.
    - Wiesz, co opowiedział mi dziś ojciec na pytanie ,,Co byś zrobił gdybym nie wróciła?'' Powiedział że ma jeszcze Patrycję, a jakby jej się nudziło to zrobi sobie drugie.
    Dobijanie się do drzwi stało się coraz głośniejsze. Dziewczę westchnęło tylko i zadarło się.
    - Ubikacja do kurwy jest też na górze! A jak nie to za krzaki na dwór!
    Ktoś wściekle uderzył jeszcze raz pięścią w drzwi, ale na tym się skończyło. Po prostu kupiła jeszcze trochę czasu.
    - Ja jestem tu tylko Głosem. Dziewczynką z karabinem która staje na środku i mówi dokładnie to, co wcześniej kazał powiedzieć jej ojciec. A jemu jeszcze wcześniej kazała przemyśleć Opal. Jesteśmy niczym, Ymel. Nie tylko ja. Wszyscy ludzie. Te wszystkie najważniejsze plany dzieją się nad nami, a my jesteśmy ich marionetkami... nie. Nawet nie marionetkami. Nie pionkami w grze. Jesteśmy robactwem, mszycami, na które ktoś napuścił biedronki by się pośmiać. Gdzieś tam, w tej zasranej magicznej krainie jest ktoś, kto to zrobił tylko dlatego, bo mógł. Ktoś tam chce naszej zagłady i nie jest mu na rękę byśmy sobie radzili.
    Ponieważ noga jej cierpła, zmieniła lekko pozycję - nie noga na nogę, a siedziała normalnie, lekko zgarbiona, patrząc na Ymel.
    - Wszyscy mają nas w dupie. Armia w której wszyscy widzą zbawienie łaskawie dostarcza nam ,,resztki'' z tego, co nie wzięli ich żołnierze. Kilku znaleźliśmy rannych to okazało się, że oni nawet o nas nie wiedzieli. Dowództwo nawet ich nie poinformowało o naszym istnieniu.
    Następnie oparła się o ta część ubikacji, w której kumuluje się woda do spłukania i kontynuowała.
    - Ojciec daje mi trzy dni. I ja też, chociaż nie chcę. Ale stałam się pesymistką. Przez te trzy dni chcę ugrać i załatwić jak najwięcej. Bo nie chcę by oni o tym wiedzieli. Panikowaliby. Nie próbowaliby. Jestem tu głównie po to by robić to co robiłam przez całe swoje pieprzone życie - uśmiechać się. Pocieszać. I udawać że tak naprawdę to wszystko jest w porządku i że na pewno sobie poradzimy. Na mojej śmierci prawdopodobnie nikt by nie stracił ani nie zyskał. Ale nie martw się. Nie zginę dopóki zombie mnie nie rozszarpią. Mam jeszcze trochę woli.
    Wstała i otworzyła zasuwkę.
    - Niemniej jednak przekażę to co mówiłaś ojcu. A teraz chodźmy stąd bo już nie zdzierżę tego smrodu.

    Renata zaciągnęła się dymem, delektując się chwilą. Próbowała prześledzić dokładnie moment, w którym dowiedziała się o apokalipsie. Dominica wbiegła, krzycząc coś o zombie, a oni na początku nawet jej nie wierzyli. Dopiero gdy potwory zaczęły gromadzić się pod bramą, uznali jej słowa.
    Nagle zburzył się jakiś porządek rzeczy. Dominica wstawała koło szóstej, gotowała się do szkoły, połowy dnia i jej i Czaczy nie było. Ona w domu była panią domu na pół etatu bo w połowie latała do firmy ojca pomagać. Teraz nic nie ma sensu. Dowiadujesz się o zombie, o krainach, o magicznych stworach, i już nigdy nic nie będzie takie samo.
    - Ciekawe jak wygląda ta kraina... po drugiej stronie - westchnęła, wydychając powietrze w ciemność. Oczywiście że nigdy tam nie była, skąd miała to wiedzieć. A skoro przyszło jej żyć ze świadomością takiego istnienia, wolała wiedzieć cokolwiek. Chciałaby. Mogła snuć tylko wyobrażenia, teorie i spekulacje.

    Bestia Iskry agresji nie wzbudziła, a raczej żywe zaciekawienie piękną bestią. Ludzie nie podchodzili, możliwe że trochę się jeszcze bali, po prostu podziwiali z boku. Dzieci natomiast, najbardziej przerażone z całego zamieszania istoty chłonęły wzrokiem zwierzę, nie omieszkując westchnąć ,,Ojakipiikny'', ,,Mogempoguaskać?'' czy ,,Jaksięnazywa?''. Mimo wszystko jednak było to wielkie bydlę, więc dzieci nie podeszły do niego na bliżej niż metr. Znaczy, jedno podeszło. Chcąc dotknąć jego sierści wyciągnęło rączkę w jego stronę i dotknęło go w kłębie. Jak to się skończyło?
    Jeśli chodzi o poród natomiast, to typowa procedura - kobieta krzyczy wniebogłosy, ale ktoś przyniósł wodę i ręcznik, czyli może ktoś coś ogarnia. Wszystko w twoich rękach, skarbeczku.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 3 Kwiecień 2015, 14:49     

    Zacisnął mocniej powieki na słowa Renaty. Czasem brakowało mu Krainy Luster. Ale tylko czasami. Przez chwilę kręcił papierosem w palcach, strzepnął popiół, podrapał się w szyję i zerknął kontrolnie na towarzyszkę w paleniu. Przez tyle lat siedział cicho, ukrywając kim był. Nie przeszkadzało mu to. To nie jego pochodzenie czy magia go definiowały, nie powinien się bać do tego przyznać. A jednak... nie było to takie łatwe. Wciąż trawiły go iskierki obawy przed podzieleniem się tym z bliskimi, przed ich zaskoczeniem, strachem, przed konfrontacją z tym, że stwierdzą, że tak na prawdę w ogóle go nie znają i nie powinni mu ufać.

    - Brak porządnej kanalizacji, dużo drzew, wszędzie daleko, a mamy tylko jedną Arcyksiążęcą Kolej, rozumiesz, która teraz jest tylko na wyłączność arystokracji z powodu... tej zombie sytuacji - powiedział wpatrując się w ciemne niebo. Jego kraina wyglądała gorzej niż obecna sytuacja tutaj. Ostatecznie to tam wszystko się rozpoczęło. Morze nieumarłych sunęło przed siebie nie potrzebując wytchnienia, odpoczynku ani jedzenia. Po prostu szli naprzód dewastując każde napotkane miasto. Szkarłatna Otchłań? Zrównana z ziemią i wypełniona magicznie stworzonymi zombie. Zanim ród De Roitelette ogarnął sytuację i wysłał swoje wojska tutaj, Kraina podupadła, a oni tylko zacierali ręce jakby tu wykorzystać sytuację. Uznali to za świetny moment, żeby uderzyć w ludzi. Szkoda mu było tych ludzi, bo widzieli tylko czubek góry lodowej, nie zdając sobie sprawy, że armia nieumarłych to tylko początek, a źródło nieszczęścia ma się świetnie w Krainie Luster, pilnie czekając na moment, w którym nikt żywy się nie ostanie, a jeśli nawet, to chętnie wezmą szczątki ludzkości w niewolę.
    Co oni tu wiedzieli? Że magia istnieje. Że z jej powodu jest teraz jak jest. Że nigdy nie będzie już tak samo. Lepiej poinformowani wiedzieli o MORII i Anarchs, która współpracowała z ludzkością i każdym chętnym, który chciał pomóc.

    - Było tam ładnie. Już nie jest. Koniec historii.
    To się naopowiadał, nie ma co. Jak zwykle. Nie był pewien czy chce dzielić się tym, jak tam było. O zapierających dech w piersiach lokalizacjach, kryształowych lasach, miasteczkach z cukru czy dyń, o mieszkańcach ze zwierzęcymi uszami i bestiach, które potrafiły mówić. Tak jak tygrysi towarzysz Iskry, który będzie musiał zebrać do kupy wszystkie informacje o odbieraniu porodu jakie zna. Dla Eliota to wszystko było zwyczajne. Piękne i zachwycające, ale wciąż na porządku dziennym. To był jego rodzinny dom. Dla nich? Historia wyjęta z książek fantasy. Coś odległego, może interesującego i fascynującego lecz wciąż obcego. Ledwo się uporali z chodzącymi zwłokami, co im teraz da informacja, że czas tam biegnie nieco inaczej, czasem słońce zachodzi dwa razy dziennie, mają lewitujące osiedla, a na Herbacianych Łąkach są krzaki, na których rośnie herbata w torebkach.
    Zresztą, teraz były tam same zgliszcza, ponure scenerie, ogień z zdewastowanych miasteczek wolno trawiący pozostałości z okolicznych lasów i pól uprawnych.
    Poczuł jednak przymus wyjaśnienia swoich słów. Rzucił je znienacka i chciał się z nich wytłumaczyć. Pocieszała go myśl, że to Renata jako pierwsza się o tym dowie, a nie Dee Dee czy Sebastian.
    - Młoda prosiła, żeby zgłaszać magicznych - zaczął nieporadnie, nie patrząc na nią, nie chcąc widzieć jej twarzy. Co tam będzie - zaskoczenie, skupienie, zrozumienie? Śmiech, proste przyjęcie informacji, złość? Nie był pewien. Znała go już kawał czasu. Lepiej, uratowała mu praktycznie z mężem życie. Nikt nie lubi jak się skrywa przed nim takie informacje. Ale w tamten czas nie było opcji aby komukolwiek o tym powiedzieć. Bo i tak nikt by nie uwierzył, bo MORIA, bo i po co o tym mówić. - Więc się zgłaszam. Lunatyk Eliot Wels. - I tyle. Nawet nie był pewien, czy hasło "lunatyk" cokolwiek im mówi. - Pamiętasz jak pobity wykrwawiałem się na waszej kanapie, zanim zadzwoniliście po pogotowie? Moja niebieska krew to nie ekstremalnie rzadka tropikalna choroba z powikłaniami. Taką po prostu mam.
    Niesamowite w co potrafią uwierzyć ludzi, o ile dzięki temu nie będą musieli zmierzyć się z kłopotliwą, zupełnie nie do przyjęcia prawdą.
    Ymel
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Kwiecień 2015, 20:39     

    Dobra, popodziwiałam sobie już sufit - bardzo piękny przykład dobrej roboty zarówno malarza jak i tynkarza, na oko sądząc - więc pora wstać i iść dalej. Czy raczej w tym wypadku myśleć dalej. Myśleć sprawniej. MYŚLEĆ tak przede wszystkim. Bo moje myślenie na te kilka chwil poszło w pizdu i z lekkim oporem dotarły do mnie słowa Dee Dee.
    Podniosłam się dość szybko, szczególnie jeśli porównać to z szybkością z jaką zaliczałam glebę, ale wciąż opierałam się o drzwi i nie miałam zamiaru jej tak szybko wypuścić. Jeszcze parę słów.
    - Więc spraw, byście nie byli niczym - syknęłam przez zaciśnięte zęby. - Nie możecie być niczym. Nawet jeśli jesteście tylko szarą masą to nie możecie być niczym. Nicość jest niszcząca, wiesz? Musicie, powtarzam, musicie się zjednoczyć i ogarnąć. Pierdolić twojego ojca i jego trzy dni. Nawet nie wyobrażasz sobie co można w trzy dni zrobić. Daję ci Trzy Dni Łaski i masz je porządnie wykorzystać. Przeprowadźcie segregację ludzi względem ich umiejętności, zjednoczcie czymś więcej niż słowami. A wiesz, co dobrze jednoczy? Symbole. Wymyślcie jakiś, zróbcie, jestem przekonana, że uzbieracie dość materiału by zrobić ludziom jakiś prosty symbol, ba, nawet dość, by skombinować sobie sensowną flagę. Uda wam się. I skoro to ja nagle stałam się w tym duecie optymistką to dam jeszcze jedną propozycję - będę wam pomagać. Ufam swoim umiejętnościom teraz lepiej niż kiedykolwiek i mam propozycję.
    Mówiłam, mówiłam i mówiłam. Dziwne jak bardzo pewną siebie byłam. Przełknęłam pieprzone łzy, przełknęłam strach i niepewność - nie pora na te idiotyczne emocje. Zacisnęłam na chwilę oczy i policzyłam w myślach do dziesięciu. Miałam ochotę wrzeszczeć przez całą tą przemowę a zmuszałam się by zachować spokój. Jestem przekonana, że było po mnie widać, że najchętniej zniszczyłabym wszystko co pod ręką, no ale.
    Ciekawe, że w międzyczasie przełknęła mi przez myśl świadomość, że jeśli przez przypadek Iskra ma podobny do mnie charakter, to w jej oczach jestem skończona. Jakie to idiotyczne. Chyba lepiej jednak będzie utrzymywać kontakty na odległość, bo coś czuję, że ostatecznie byśmy się wzajemnie zabiły. Nie lubię ludzi z moim charakterem jeszcze bardziej niż nie lubię swojego charakteru. Głupie ze mnie dziecko, oj głupie.
    - Gdy mnie wywieziecie za miasto zamiast szukać bezpiecznej kryjówki udam się na dalsze zwiady szukając czegoś dla was. A za trzy dni znów spotkamy się w punkcie do którego mnie odwieziecie. Wtedy zobaczymy co z tym dalej. I masz to wszystko załatwić osobiście. Jestem egoistką, ale cholernie przywiązującą się egoistką. Jeśli zginiesz może się ulotnić moja chęć pomocy tej beznadziejnej bandzie, którą tutaj zebraliście.
    Kłamałam. Nie jestem egoistką. Jestem popaprańcem. Ale z ulotnieniem się chęci aż tak daleko się z prawdą nie mijałam. Pomóc czemuś, na szczycie czego stoi osobnik nie dbający o dobro jednostki? Najpierw bym go chyba zamordowała...
    Ale poczekajmy na zgodę Dominicy. Podwójną. Będę się na nią gapić tak długo, aż mi nie obieca, że będzie tak jak powiedziałam. I ciul, że plan był dziurawy jak durszlak - co najmniej był, w przeciwieństwie do tego, co się tutaj wyrabiało.
    Dee Dee
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Kwiecień 2015, 21:52     

    Ciekawe co musi sobie myśleć Bóg, patrząc na to z góry. Pewnie teatralnie przewraca oczami za każdym razem, gdy Dee Dee w myślach zaklnie na niego lub wezwie jego imię.
    Ale spokojnie, nie robi tak, bo nie istnieje prawdopodobnie. Albo nie wtrąca się w nasze sprawy, bo go nie interesują. Może bardziej interesuje się Krainą Luster a nie ludźmi? Nigdy się nie dowiemy.
    - Przecież mnie znasz i w głębi duszy wiesz, że tak naprawdę nie dam rady. - prychnęła cicho - To zabawne jak seria kilku niefortunnych zdarzeń potrafi zmienić człowieka. Nawet osobę która się za człowieka nie uznawała, zgodzisz się?
    Sama była tego przykładem. Widziała rzeź przedszkolnych dzieci. Widziała znajomych z klasy którzy desperacko wiercili się pod zjadającymi je zombiakami. Widziała przyjaciela włóczącego się po mieście i odmawiającego jakiejkolwiek pomocy. Nie dopuszczał do siebie tego co się stało. Nie dopuszczał, że cały porządek został zburzony, a z wszystkiego co kochał została tylko głowa jego dziewczyny z lekko wystającym kręgosłupem, którą tulił w ramionach, szlochając.
    Widząc, że raczej szybko ją nie wypuści, oparła się ręką o drzwi, lekko nad jej ramieniem. Ręka wyprostowana, więc między nimi nadal był metr odległości. Oddychała ciężko, pewnie dlatego że z minuty na minutę powietrze zawierało więcej ciepłego powietrza z zapachem przetrawionej grochówki niż tlenu.
    - Nie wierzyłam że kiedykolwiek zobaczę cię płaczącą, Ymel. - po czym urwała kawałek papieru toaletowego i jej podała. Nie płakała jak na filmach, bo płacz to coś okropnego. Nikt nie płacze jak na filmach, większość robi się czerwona i ma plesze na twarzy. A ona mimo wszystko myślała w przyszłość za nią troszkę. I mimo tego że Ymel zmieniła się, na pewno nie chciałaby wyjść tam z taką twarzą, by widzieli że płakała.
    - Jesteś popierdolona. Ale zgoda. - dodała po chwili z leciutkim uśmiechem - pamiętaj jednak że działa to w obie strony. W momencie gdy dowiem się o twojej śmierci lub uznam cię za martwą po dłuższej chwili braku kontaktu ulotnić się może moja chęć przetrwania.
    Cały ten czas patrzyła jej się prosto w oczy. Uśmiechnęła się lekko i nachyliła, zostawiając na czole Ymel delikatnego całusa.
    - Nie daj się zabić, Ymel. Mam tylko jedną przyjaciółkę i nie chcę jej stracić.

    Renata spojrzała na niego ze zdziwieniem już podczas pierwszych słów, które wypowiadał. W jej głowie kotłowały się myśli dotyczące tego, co powiedział, a jedyna logiczna odpowiedz była taka, jaką sam potwierdził potem Eliot.
    Przez tyle lat znali się, i dali się tak łatwo wkręcić. Nic nie zauważyli. Może nie chcieli zauważyć? Dali sobie nawet wmówić egzotyczną chorobę. Od początku wiedziała, że z tą krwią coś było nie na miejscu!
    Westchnęła cicho, zaciągając się znów. Dym znów napełnił jej płuca, a ona poczuła się po prostu lepiej.
    Mimo że zdziwiło ją to okropnie, przecież nie zmieni to podejścia do niego. Mimo że dowiedziała się właśnie jakoby jej dobry znajomy i przyjaciel rodziny okazał się nieczłowiekiem, nadal był przyjacielem. Tym samym człowiekiem. Osobą która wiele im zawdzięcza, której wiele oni zawdzięczają i która wiele dla nich znaczy.
    - Jej to będziesz musiał powiedzieć. Ale nie martw się - położyła rękę na jego ramieniu - jesteś dla niej niemal jak rodzina. A dla nas to że jesteś lunatykiem nic nie zmieniła w stosunku do ciebie. Dalej jesteś Eliotem, lub Wujkiem Eliotem, w zależności od osoby - po czym uśmiechnęła się krzepiąco. Zdawała sobie sprawę z tego, że jest to dla niego bardzo trudne. Próbowała się nawet postawić w jego sytuacji oczyma wyobraźni i samo wyobrażenie było trudne.
    Kolejny wdech dymu, wypuszczenie go. Tak ślicznie wznosił się ku górze.
    - Kim tak właściwie jest Lunatyk? Bo na pewno nie masz na myśli lunatyzmu takiego na jaki choruje Dominica? - uśmiechnęła się i nawet cicho prychnęła, chcąc choć trochę rozładować sytuację.
    Ymel
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Kwiecień 2015, 22:08     

    Jak byłam mała to lubiłam się przeciskać przez wąskie przejścia, gdzie nie każdy inny mógł. Jednak jestem przekonana, że nigdy wcześniej nie wciągnęłam brzucha tak bardzo ani nie stałam się jednością z rzeczą przy moich plecach w takim stopniu.
    - Nigdy, kurwa, w życiu więcej mnie nie dotykaj i nie zbliżaj się w takim stopniu i obiecaj, że zrobisz jak powiedziałam, bo w tej chwili jestem gotowa... Na wszystko - wystrzeliłam dość szybko, zapominając o czerwonych oczach i innych takich. Czy w ogóle o czymkolwiek. Na pewno miałam bardzo, bardzo szerokie z przerażenia oczy. Wspominałam już, że nie lubię dotyku? To powiem jeszcze, że ostatnio mi się to pogłębiło. Bardzo.
    - I jeśli sądzisz, że teraz odpłacę ci się soczystym pocałunkiem potwierdzającym nasza miłosno-przyjacielską relację, to zdecydowanie za dużo wypiłaś - dodałam jeszcze uśmiechając się krzywo.
    Złapałam szybko kawałek papieru i wytarłam oczy pod okularami, plus niezbyt dyskretnie, ale bardzo mocno przetarłam czoło. Wciąż czułam na nim dotyk. Nie lubię tego uczucia. Nie-lu-bię.
    Odwróciłam się, przybrałam poker face na twarzy i otworzyłam drzwi. Harda postawa. Pewny krok. Powinnam mieć na łapach glany. Ale to tylko adidasy. Nic, gdzieś się znajdzie odpowiedni sklep, bo ludzie mimo wszystko bardziej rabowali żywność niż całą resztę. Plusy końca świata.
    Rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu i widziałam twarze ludzi nieogarniętych, często załamanych, takich... Um... Źle to wyglądało.
    Poczułam gwałtowną potrzebę zrobienia herbaty. Dużej ilości herbaty. Nie kubka, ani dwóch, nawet nie dzbanka - tutaj potrzeba całego garnka. By ich choć trochę rozgrzać, bo jak na razie to większość zamiast być to tylko egzystuje.
    - Te, spróbuj im wyczarować trochę więcej korelacji, bo w takim stanie to oni niedługo załapią depresji... Powinni rozmawiać. I nie tym pieprzonym przyciszonym szeptem pełnym wyrzutów - mruczałam do Dee Dee na tyle głośno, by siedzących w pobliżu trzech facetów zakapowało, że to o nich mówię - Tylko jakieś sensowne rozmowy.
    I wtedy dopiero ruszyłam do kuchni, która okazała się być zapchana, jak wszystko, ale nikt w niej za dużo nie robił. Nie miałam najmniejszej ochoty bawić się w gotowanie jedzenia, dlatego tylko wzięłam średniej wielkości graczek, nalałam do niego wody po uszy i postawiłam na gazie. Jakie to cudowne, że oni tutaj wciąż mają gaz... Teraz tylko poczekać, aż woda się zagotuje, a później się rozda tym ludziom herbatę.
    Hmm, nie powinnam przypadkiem wywiesić kartki z napisem "bez strychniny"? Um, dunno, najwyżej jak ktoś będzie zbyt podejrzliwy to nie przyjmie. Jego strata.
    Te, ale gdzie Memento?




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 4 Kwiecień 2015, 14:21     

    Chociaż nikt by nie podejrzewał o to powoli siwiejącego, cierpiącego na dnę moczanową tygrysa, Victor naprawdę lubił dzieci. Jakiekolwiek. Albo może właśnie należałoby taką rzecz przypuszczać w przypadku starzejącego się Anceu, szczególnie takiego o zachowaniu i manierze językowej kamerdynera rodem z wiktoriańskiej powieści. Gdy dzieci zaczęły piszczeć z zachwytu, powstrzymał się od przewrócenia bladoniebieskimi ślepiami głównie dlatego, że był zajęty zastanawiającym uczuciem ulgi, które pojawiło się, gdy wreszcie przeteleportował się twarzą twarz z Evą, a nie zombie. Ano, uważny obserwator mógłby dostrzec, że kępki futra pomiędzy pazurami są bardziej różowe niźli srebrzyste.
    Teraz, gdy z jednej strony wtulała się w niego panienka, drugi zaś bok egzaminowała ciekawska rączka dziecka, zdradziecki podzespół mruczący (aparat zupełnie niezależny od futra i kota właściwego) postanowił zrobić dystyngowanemu Anceu na złość i rozpocząć działalność. Całe szczęście, że mogły poczuć to i usłyszeć wyłącznie dotykające go osóbki – inaczej tygrys byłby zmuszony do zanegowania swojej słabej strony jakimś wstrząsającym aktem. A tak, wkraczając do pokoiku, zapytał tylko retorycznie, choć wystarczająco głośno:
    – Macie tu ogromnie dużo dzieci. Po co wam jeszcze jedno?

    Jeśli kiedykolwiek, moje panie, zachce wam się rodzić akurat w samym środku inwazji zombie, dla własnego zdrowia psychicznego poszukajcie sobie innej niż Dziewczyna, Kot i Pies, sp. z o.o. ekipy położniczej.
    Znaczy, nie było tak źle. Oszczędzając wszystkich przykrych szczegółów, które i tak prędzej czy później będą was dotyczyć, powiem, że gdy kobiecina zobaczyła tęczowy ogon pilnującego zamkniętych drzwi Reyuina, była tak zaskoczona, że aż zapomniała wrzeszczeć. Spokojne, rzetelne, a czasem i zupełnie nieprzystające do sytuacji wskazówki Anceu pozwoliły przeprowadzić akcję bez strat w ludziach, a obecność ojca dziecka i magiczna moc Iskry pozwoliły choć trochę złagodzić ból. (Wybatrzcie, że, pomimo tego co jej wyszło na teście, Eva nie jest wystarczająco marysuitowata, by z dostępnych akcesoriów medycznych i wiedzy Anceu przeprowadzić znieczulenie podpajęczynówkowe.) Nawet pępowiną zajęto się odpowiednio i w miarę jałowo, a pokrwawione prześcieradła i ręczniki właśnie pakowano w worki na śmieci.
    Wrzeszczące dzieciątko zostało owinięte w skombinowany skądś miękki, czysty kocyk i położone na piersi umęczonej rodzicielki. Ta w chwili gdy spojrzała i dotknęła malucha zapomniała o wszystkim, co właśnie w ciągu tych dwudziestu minut przeszła. (Serio, widziałam to.)
    – Chłopiec – powiedziała ruda do młodej dziewczyny, która właśnie została matką i poprawiła rąbek kocyka. Tak naprawdę, miała w pierwszym momencie przemożną chęć wepchnąć kobiecie w ręce jej dziecko, tak się bała, że zrobi małemu krzywdę. Próbowaliście kiedyś trzymać noworodka, gdy sami nie mieliście z nimi do czynienia od dłuuugiego czasu lub wcale? Postawcie się w miejscu Iskry, która właśnie odebrała poród. – Jak chcesz go nazwać? – Zmarszczyła nagle brwi. – Tylko, proszę, nie Freedom lub Rainbow Dash.

    Zachwycone kwoki zebrały się wokół łóżka młodej matki gdy tylko im pozwolono, a Eva usiadła sobie cicho w kąciku z Memento u boku i zaczęła w miarę możliwości opatrywać sporą dziurę w udzie starszego pana, który słabym głosem poprosił o pomoc. Zatamowała mocą krwawienie, nawet postarała się zwiększyć ilość krwi w organizmie – kij wie jak działa jej moc, grunt, że działa – ale ugryzionego kawałka mięśnia nie była w stanie odtworzyć. Kończyła bandażowanie, gdy z westchnieniem zauważyła, że zaczęła się w jej kierunku tworzyć kolejka.
    Odwróciła się, by poszukać pociechy u Victora, ale przypomniała sobie, że kot wyruszył na poszukiwania miejsca, gdzie w spokoju mógłby zapalić fajkę. Jakoś instynktownie wyczuł, że pomimo swoich gabarytów, gdyby chciał zrobić to tutaj, zostałby zakwakany na śmierć.

    Istotnie, pokierowany przez osłupiałych ocaleńców na mały ogródek z tyłu domu, Anceu wkroczył tam w całym swoim majestacie. Uprzejmie powitał parę obecnych dwunogów: „mademoiselle, monsieur” i przypomniał sobie, że jego hubka przepadła. Fajka ponownie powędrowała z jednego końca paszczy na drugi.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 4 Kwiecień 2015, 17:43     

    Nie spodziewał się tego, ale jej słowa i dłoń na ramieniu pomogły. Na pewno nieco uspokoiły, zdejmując ciężar z serca. Było dla niego ważne to co usłyszał, jako przez wiele lat zastanawiał się jaka byłaby ich reakcja na jego pochodzenie czy magię, a teraz miał okazję skonfrontowania swoich wszystkich przerabianych w myślach scenariuszy z rzeczywistością. Apokaliptyczną, ponurą, wypełnioną niepewnością i strachem, ale jednak rzeczywistością.

    - Hm, tak, to zdecydowanie nie taki lunatyzm jak u Dominicki - przytaknął i już ponownie otworzył usta, żeby wraz z dymem dać jej wyjaśnienie, ale przyłapał się na tym, że kompletnie nie wie co powiedzieć. Jest Lunatykiem. I tyle. Ma parę wrodzonych magicznych mocy, potrafi uciapać komuś meble na niebiesko i, no, jest Lunatykiem. To tak jakby się spytać, kim tak właściwie jest człowiek. Ponieważ kiepski był z niego mówca czy biolog, wzruszył ramionami bezradnie.
    - W Lustrze, po drugiej stronie, jesteśmy... rasowo podzieleni - zaczął powoli. Rety, czuł się dziwnie. Nigdy jeszcze o sobie tak nie mówił. Nawet nie myślał. Nikt go nigdy o takie rzeczy nie pytał.
    - W zasadzie, jest nas całkiem sporo. Tych ras - zatrzymał się na chwilę, żeby zostawiając w ustach papierosa na palcach wyciągniętych dłoni coś policzyć. Zmarszczył czoło, będąc zdumionym, jaki liczby mu wychodziły. - Dziesięć? Jeśli nie liczyć tworów wojny z MORIĄ i Uosobień Snów. Czy zaliczać do ras Strachy, to przecież pół-duchy, zmarłe inne osoby. Ale zbierając wszystkich razem, aha, i jeszcze ci od Klątwy... hmm. Trzynaście? Trzynaście - mamrotał do siebie prostując i zginając palce. - W każdym razie - podjął już bardziej w stronę Renaty. - ...ja, znaczy się, my... Lunatycy. Znaczy się, każda rasa różni się zestawem wrodzonych magicznych mocy i fizycznych atrybutów, tak? Więc my...
    I znów zaczyna się. Musi wyjaśnić to w prostych słowach. Przy dłuższych wypowiedziach zaczynał się sam gubić we własnych słowach.
    - Ech. To co nas definiuje, to swobodna możliwość przechodzenia przez nasze krainy bez używania Lustra. Wrót do przejścia, które wszyscy inni muszą używać. To taka teleportacja, tyle, że ze świata do innego świata.
    Chciał coś dalej mówić, ale kątem oka złapał ruch przy drzwiach i zamilkł. Nieuprzejmie wlepił wzrok w ogromnego kota, który jak gdyby nigdy nic dołączył do ich klubu palaczy. Kiwnął głową w odpowiedzi na jego przywitanie. Poklepał się po spodniach, szukając zapalniczki. Magiczny tygrys czy nie, też należy mu się przyjemność zapalenia. Zwłaszcza, że miał fajkę, którą Eliot uznał zbyt kłopotliwą w użytkowaniu w świecie ludzi, ale na pewno o wiele smaczniejszą, wymagającą i bardziej estetyczną.
    - Masz... masz może zapałki? Moją starą kioskową zapalniczką nie zapalę tytoniu po całej powierzchni aby zrobić jednakowy żar - spytał Renaty i pytająco spoglądając na Victora, aby upewnić się, czy potrzebuje ogniowego wsparcia.

    Kiwnął do Renty, dziękując za okazane mu zrozumienie i wspólnego papierosa. Zaciągnął się jeszcze końcówką swojego, po czym zgasił go w popielniczce na stoliku obok.
    - Idę. Sory, że tak w połowie ucinam, ale padam z nóg. Jakbyś miała jakieś pytania czy potrzebowała pomocy... będę gdzieś próbować spać w domu - pożegnał ją i zostawiając z Anceu.
    Miał zakwasy w nogach od całodziennego biegu, a rozmowa o magii jakoś boleśnie go ukuła. Ulga po reakcji Renaty wprowadziła w stan łagodnego rozluźnienia, a oczy opadały mu ze zmęczenia. Spać. Parę godzin snu przed porankiem. Naprawdę tego potrzebował.
    Wrócił do środka i przez chwilę szukał kąta do spania wśród pokoi pełnych ludzi. Po drodze natknął się na Ymel i Dee Dee przy kuchni.
    - Zapisz mnie do tej grupy zaopatrzeniowej, dobrze? - spytał tłumiąc ziewnięcie.
    - I magicznej też - dodał nie myśląc wiele, zbyt zmęczony aby w ogóle zauważyć, co mu się wymknęło. Chciał to zostawić na jutro, ale skoro już wyszło... Machnął ręką na dobranoc i zniknął za grupką przechodzącej koło niego młodzieży. W salonie znalazł trochę miejsca, przy ścianie na kocu, obok faceta, który też miał na dziś zdecydowanie dość. Czapkę z daszkiem nasunął głęboko na oczy i pochrapywał lekko przez niespokojny sen. Eliot klapnął sobie na ziemi. Kontrolnie zbadał otoczenie spojrzeniem odkrywającym magię, po czym odchylił głowę do tyłu szybko wchodząc w stan pół-snu, który za chwilę zamieni się w sen.
    Dee Dee
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 5 Kwiecień 2015, 18:52     

    Są takie momentu w życiu człowieka, kiedy sobie coś uświadamia. Kiedy stoi twarzą w twarz ze swoimi myślami, i uświadamia sobie, co tak naprawdę jest dla niego ważne. Jakie ideały są mu bliskie. Lub jakie osoby kocha. Kiedy przełamuje się i robi coś, o czym tak naprawdę całe życie skrycie marzył.
    Ale to nie był ten moment. To był ten moment w którym Dee prostu wybuchnęła śmiechem.
    - To my mamy jakąś miłosną relację? - powiedziała, śmiejąc się serdecznie. A był to śmiech taki... taki Deedeesiowy. Jakby na chwilę czas cofnął się sprzed apokalipsy, one wychodziły właśnie z ich ulubionej kawiarenki pojedzone ulubionym karmelkowym ciastem.
    Podniosła ręce w geście ,,Poddaję się'', dalej się śmiejąc, i zakrzyknęła
    - No homo! Sorry girls, I suck dicks, wiem wiem, wielka strata dla homoseksualnej części kobiet, ale wystarczy mi że ojciec ma mnie za lesbijkę.
    Gdy się już wytarła, jakby przynajmniej po całusie Dee miała ją zarazić HIVem, Ebolą i syfilisem, otworzyła drzwi i wyszła, dalej mając na ustach ten prawdziwie Dominiczkowy uśmiech.
    Kiedy Ymel specjalnie szła jakby była zrobiona ze stali, tak Dee swoim uśmiechem zbudziła niemały popłoch. Tym bardziej że od początku była ponurakiem i stylizowała się na Helgę Wilczycę SS.
    Ruszyła za przyjaciółką do kuchni przyjrzała się jej poczynaniom.
    - A jak można zintegrować ludzi zamkniętych w domu podczas apokalipsy zombie, hurr durr? Mogę im Xboxa odpalić by grali w Assasina lub Autka. Tak, Autka, i kto otrzyma większy wynik dostanie browara lub czekoladę. A jutro wieczorem zrobimy potańcówkę w altance i będziemy tańczyć do nieśmiertelnych utworów jak na przykład Michael Jackson i jego Thriller... może zombiaki by się dołączyły i tańczyły z nami, co?
    Widać że humor jej wrócił. To że było dziwne, że można być sobą sobą w takich sytuacjach. I jak niewiele trzeba, a tylko bliskich osób by poczuć się lepiej i raźniej.
    - Najczęściej to się o religii, polityce lub pogodzie. Pogoda nawet ładna, ale dnia to nie ratuje. Politycy w większości nie żyją, co niekiedy dobrze. Religią teraz nikt się nie przejmuje... choć ten klecha na górze spowiada.
    Bo znaleźli aż jednego. Rannego, ale przy życiu, który nawet teraz się nie wyparł swojej religii i ostatnie chwile życia chciał spędzić na spowiadaniu i pokrzepianiu wiary. Nie wiadomo ile uciągnie.

    **
    Jak każdy w mniejszym lub większym stopniu wie, rodzenie nie jest najprzyjemniejszą czynnością. Podobno nadrabia to cud darowania życia drugiej osobie.
    Po długich a ciężkich postękiwaniach i parciach w otoczeniu takim a nie innym, ale i w takim a nie innym miejscu, na świat przyszedł długo oczekiwany chłopiec. Matka aż popłakała się.
    Nie była jednak pewna czy płacze ze szczęścia bo urodziła zdrowe (prawdopodobie) dziecko, czy dlatego że boi się o jego przyszłość.
    Ujęła go na ręce i przytuliła, ocierając własne łzy. Uwagę kobiety puściła mimo uszu, bo miała już dla niego imię.
    - Joseph. Nazwę go Joseph. - powiedziała łamiącym się głosem i spojrzała na Iskrę. - dziękuję pani, dziękuję pani bardzo. Jest pani aniołem.
    Po chwili zleciały się inne kobiety (a gdzie one były jak trzeba było pomocy, hurr durr? ) a ty zajęłaś się mężczyzną. Był to schorowany dziadziuś, a przy nim siedział młody chłopczyk, prawdopodobnie wnuk.
    - Miałem nadzieję że za mojego życia nie spotka mnie takie okropieństwo... - westchnął i otarł łzę.
    Kolejka ustawiona co prawda była - ale o dziwo wszyscy stali spokojnie. Niektórzy mówili o niekonwencjonalnych sposobach leczenia, ale nikt nie krytykował- w końcu wszyscy jedziemy na jednym wózku.
    Następna w kolejce była dziewczynka, może dziewięcioletnia. Jej noga była opuchnięta, zakrwawiona i zropiała, jakby rozdarła ją i coś się tam wdało. Ściskała mocno resztki swojego misia, bo z niego został tylko tułów i patrzyła na nią z nadzieją.

    **
    Renata skinęła głową. Boże, to wszystko takie... czekaj, co tu robi to wielkie kocię?
    Spojrzała zdziwiona na kota i skinęła mu głową.
    - Dobry wieczór... - chciała dodać jeszcze jakiś człon, ale nie wiedziała czy panu czy pani, no i czy nie byłoby to dla takiego dostojnego kota uwłaszczające.
    Spojrzała na Eliota i szybko pogrzebała w kieszeniach. Przecież przed chwilą miała je w kieszeni, takie rzeczy są czasami potrz...o, są.
    Wyciągnęła zapałki i podała je Eliotowi.
    - Masz, weź je. I rozumiem. Jak będziesz chciał to jutro opowiesz, a teraz należy ci się chwila odpoczynku. - poklepała go po ramieniu i odprowadziła wzrokiem. Sama w końcu musiała skończyć swojego.
    - Więc... - zaczęła niepewnie, nie wiedząc jak się zwrócić do kotowatego - pomóc w czymś może?
    Patrzyła na zwierzę, i mógł wyczuć przyjazne intencje, ale niepewność. Bo jak tu gadać z wielkim kotem z fajką, ej?

    **
    Dee zerknęła jeszcze raz na garnek.
    - Um, ale pełno. A jak będzie woda się gotować, to będzie bulgotać to nie wykipi? - zapytała, drapiąc się po głowie. Nie bardzo się na tym znała.
    Po chwili jednak wrócił wujek. Na jego decyzję zareagowała tylko lekko zdziwioną miną. Ale była jednocześnie pełna podziwu.
    - No dobrze zgod... czek, czek, co...? - dodała nagle, gdy usłyszała drugą część zdania - Wujku, pocze..! - chciała za nim krzyknąć, ale już poszedł. Poza tym widziała po jego minie że ma dość dzisiejszego dnia. Każdy miał. Wiec da mu dziś spokój.
    Wzięła głęboki oddech i wbiła wzrok w blat.
    - Wo...ja...ja nie wiedziałam że on też... - Oczywiście że była zmieszana. Nie, ona była wstrząśnięta, nie zmieszana! W końcu to Eliot, ten Eliot ten wujek, który się nią opiekował... który, który...
    I nagle wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Te wybryki, te nie możliwe do wyjaśnienia zdarzenia.. cukierki...
    Oparła się o blat i wyszeptała.
    - Jezus Maria.
    Do Eliota natomiast podbiegła czacza z czymś na podobiznę kocyka i czy chciał czy nie okryła go. Jak nie będzie chciał to użyje jako poduszki.
    Ymel
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Kwiecień 2015, 21:40     

    - Są też książki i filmy, może nawet sztuka, a jak nie to mogą pogadać nawet o etymologi słów wtórnie złożonych... - mruknęłam zdając sobie sprawę, że to momentami za duże wymagania. Oczywiście mogłam jeszcze zarzucić gramatyką języka hebrajskiego (Dwa rodzaje i trzy liczby w odmianie rzeczowników? Zdecydowanie jest o czym dyskutować.) ale to by była już delikatna przesada. - Byle by odciągnąć ich myśli. Zawody na xboxie to niezła myśl i kolejny temat, na który będą mogli rozmawiać.
    Stałam gapiąc się na wodę, której było dużo i na której zagotowanie będzie trzeba czekać długo. A później czeka mnie wyzwanie - zrobić herbatę taką, która by smakowała i nie była za mocna ani za słaba. W mniejszych ilościach nigdy nie miałam kłopotu, ale ten graczek jest ogromny...
    - Spokojnie, nie ma jej aż na tyle, by wykipiała. Poza tym cały czas przy niej stoję, nie ma szans, by mi wykipiała... - dodałam. Z nadzieją. Nigdy nie mam pewności, czy czegoś nie zwalę, więc nadzieja to rzecz dobra.
    Miałam też nadzieję wydać kiedyś książkę i wyprowadzić się od rodziców by żyć w spokoju. Cóż, o ile to pierwsze być może jeszcze się uda, to wyprowadzenie się od rodziców może być ciężkie. Ciężkie w dość specyficzny sposób, który zapewne rozumiecie...
    A później nastał Eliot i stało się oświecenie. Nice. Strzeliłam tylko delikatnego facepalma po czym stwierdziłam, że jak już na nią zwalać te wszystkie nowiny to ja też dorzucę jeszcze kilka groszy.
    - A czy wspominałam już, że dziewczyna, którą zgarnęłaś to moja przyrodnia siostra i czuję, że ją też trzeba będzie wpisać na listę magicznych? - spytałam zabarwiając swój ton dozą totalnie luzackiej rozmowy przy herbacie. Bo w końcu gotuję herbatę. Czy raczej wodę na nią. Cóż, mniejsza, tak czy siak zabrzmiało to, jakby to było właściwie nic znaczącego. A było bardzo mocno okropnie bardzo znaczące. W pewnych regionach. Więc właściwie mogłam to w tym momencie pominąć, no ale lepiej, by się dowiedziała od razu niż później miała mindfucka większego niż ustawa przewiduje.
     



    Biały Królik

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Różana Strażniczka
    Godność: Zinoviya Avdeyev
    Wiek: 36 lat
    Rasa: Lunatyk
    Wzrost / waga: 170 kg / 61 kg
    Aktualny ubiór: czarne spodenki, biała koszulka
    Znaki szczególne: wiele blizn wojennych na ciele
    Zawód: posłaniec?
    Pod ręką: jakieś drobiazgi po kieszeniach
    Broń: pistolet Desert Eagle, wojskowy nóż
    Bestia: Conspectum
    Dołączyła: 29 Lip 2014
    Posty: 17
    Wysłany: 7 Kwiecień 2015, 01:03     

    Pilnowała snajperki, ale jeszcze bardziej pilnowała pola widzenia. Żaden niepotrzebny ruch nie mógł wkraść się w jej dłonie, żaden ważny element nie mógł uniknąć jej wzroku. Musiała bacznie obserwować, co się dzieje, czujne mieć oko, nie rozpraszać się tym, co działo się na dole.
    Zombie pojawiały się w różnych miejscach, czasem indywidualnie, ale zwykle w grupkach. Eliminowała je głowa za głową, ich ciała rozbryzgiwały się na ruinach, w gruzowiskach, chodnikach czy asfalcie. Za dnia samochód przejedzie po ich zgniłych ciałach, spotka transporter ten niedobitki usiłujące zmagać się z brakiem jakiejś kończyny. Zino tymczasem mogła tylko marzyć o tym, by nie zasnąć na tej piekielnie wyczerpującej warcie. Zdecydowanie lepiej się zabija ludzi na wojnie niż zombie na... apokalipsie. Ale nie ma co wybrzydzać.
    - Sebastianie, od paru dobrych minut mam wrażenie, że zombie w okolicy przybywa. Zdają się śmielej podchodzić w naszym kierunku, tak jakby razem szykowały na nas większa ofensywę. - Zawiadomiła Gospodarza przez krótkofalówkę, w międzyczasie posyłając pojedynczy strzał.
    Snajperka miała spory zasięg, także okolice domu były względnie bezpieczne. Względnie, bo Zino działała głównie zapobiegawczo, eliminując to, co daleko i nie myśląc, co może być tuż pod murem budynku - od tego powinni być inni ludzie, wyposażeni w broń na krótkie dystanse, patrolujące każą ścianę budynku.
    Dobiegły jej uszu różne pogłosy głośnych rozmów oraz w jednym momencie nasiliły się krzyki. Ale tak generalnie, to nudno tu miała, monotonnie. Obserwacja, przymiarka, strzał, trup. Trup, cisza, cisza, obserwacja, cisza...
    _________________


    x x
    Dee Dee
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Kwiecień 2015, 13:13     

      Monotonia w takich przypadkach oznacza spokój i bezpieczeństwo.
      Niedoczekanie.

      Iskra, gdy skończyła już pomagać dziadkowi, ujęła ledwo chodzącą dziewczynkę na ręce. Wyglądała naprawdę okropnie. Rana pogarszała się z minuty na minutę. Krew i ropa wymieszane ze sobą ciekły na podłogę tworząc małą kałużę. Ropa pochodziła z niektórych zaropiałych bąbli, które powstały wokół rany.
      Podniosłaś ją i ułożyłaś na parapecie, by łatwiej było ci pracować na jej nodze. Niestety, nie nadawała się już do niczego, najrozsądniejszym wyjściem wydawała się amputacja.
      Już chciałaś ją informować o tragicznym stanie, gdy spojrzałaś w jej oczy. Były puste. Na początku myślałaś, że to strach, ale zaraz po tym przez gałkę oczną przebiła się niewielkich rozmiarów glizda i wypełzła z niej, spadając na twoją dłoń.
      Game Over nastąpił, nim zdążyłaś się cofnąć.
      ____________

      Sebastian był w stanie gotowości, jedząc nadal grochówkę w salonie. On się przecież urodził gotów. Nawet broni nie ściągnął z pleców. Był przygotowane na najgorsze, cały ten czas.
      Na dźwięk głosu Zino przestał jeść na chwilę, chwycił krótkofalówkę i odpowiedział.
      - Dobrze, dziękuję. Zaraz zwiększę wartę przy bramie.
      Po czym wrócił do jedzenia, ale mniej ochoczo. Cały czas rozmyślał. Nie może powiedzieć że coraz bardziej zombie chcą nas zjeść. To wywołałoby panikę i chaos, który i tak już w mniejszym ale jednak, stopniu panuje.
      Nagle do uszu wszystkich zebranych w domu dobiegł ponowny krzyk. Ale nie rodzącej kobiety, a rozdzierający głos bólu. Po kilku sekundach do tego dołączył pojedynczy strzał i wielogłosowe krzyki paniki. Sebastian od razu się zerwał i pobiegł do pokoju. Dee i Ymel dopiero po wymienieniu spojrzeń, ale głównie dlatego, że pierwszy głos był im dobrze znany.
      Gdy cała trójka przybiegła zastał ich przerażający widok.
      Na parapecie okna siedziała dziewczynka. Lecz raczej można powiedzieć że egzystowała, bo była martwa. Po raz drugi.
      Znali ją, od dłuższego czasu włóczyła się smętnie po pomieszczeniu, z tą swoją resztką misia. A teraz siedziała bezwładnie, opierając się o resztkę rozbitego okna, niczym brzydka, porcelanowa laleczka. Z jej ust wystawał kawał mięsa, jeszcze świeży, ciągle krwawiący. Krwawiąca była też dziura w jej głowie, powstała po naboju.
      Pod nią, na ziemi, leżała Iskra. Oddychała ciężko, a z jej oczu ciekły łzy. Oddychanie na pewno sprawiało jej trudność, gdyż cała jej szyja była po prostu zmasakrowana. W miejscu, w którym powinien znajdować się kawałek mięsa z ust dziewczynki znajdowała się wielka dziura. Była ona idealnym oknem - było bardzo dobrze widać wewnętrzną anatomię szyi człowieka. Rozerwana tętnica nadal tryskała krwią, a rozerwane żyły i mięśnie wiotko zwisały po resztkach z jej szyi. Patrzyła na was błagająco, a mimo bólu desperacko próbowała oddychać.
      Ojciec rozejrzał się pokoju. W dłoniach jednego z rannych nastolatków znajdował się pistolecik. To on wydał strzał w zombie, chcąc ratować magiczną uzdrowicielkę. Tym razem jednak to ona potrzebowała miłosierdzia.
      Sebastian podszedł i wziął od niego pistolet. Nie będzie przecież marnował naboi z karabinu. Następnie stanął nad rudowłosą, wycelował w nią lufę i jednym, szybkim strzałem zakończył jej cierpienia. ***

      Ymel stała w bezruchu nie dowierzając w tą całą sytuację. Tu miało być przecież bezpiecznie! A właśnie okazało się, że znów została jedynym żyjącym członkiem rodziny. Milusio.
      Zacisnęła oczy, chwyciła dłonią bluzkę w okolicach serca i rozstawiła szeroko nogi. Miała mdłości. Chwyciła wolną dłonią rękaw Dee Dee by podtrzymać się i nie wywrócić. Odetchnęła kilka razy głębiej... Po czym wróciła do stanu nieczucia. Otworzyła puste oczy, wyprostowała ciało i pomyślała, że pewnie niedługo zagotuje się woda na herbatę. Cóż, czasami śmierć to prawdziwe miłosierdzie.
      Sebastian jednak nie patrzył na nie. Badawczo przyglądał się zabitej dziewczynce na parapecie. Następnie wolno odwrócił się w stronę dziewczyn i powiedział, wlepiając oczy w Dominickę.
      - Ściągaj kurtkę.
      Zanim dotarło do dziewczyny to wszystko minęła dłuższa chwila. Wszystko działo się za szybko. Dopiero co właśnie uratowana dziewczyna została zagryziona i dobita. Teraz ojciec wyskakiwał do niej z jakimś bezsensownym tekstem.
      - Ale po co? - zapytał powoli, patrząc się w jego oczy. Widziała w nich dziwny spokój, taki, który zawsze widać w jego oczach zanim zacznie się kłótnia.
      - Ściągaj to gówno, ale już! To pieprzone cholerstwo jest zaraźliwe, a ty masz podobne rany!
      Dee aż zamurowało. Ojciec własnie podejrzewał ją o to, że jest jedną z zarażonych. Chwycił ją za rękę, chcąc na siłę zobaczyć ranę, ale dziewczę się wyrwało.
      - Jesteś pojebany! Gdybym była zombie to chyba nie zachowywałabym się tak, prawda? - warknęła do ojca. Ona rozumiała, że jest wkurzony całą sytuacją, ale należy mieć trochę rozsądku.
      Nie chciał by cała jego praca poszła na marne. By reszta osób została zabita w bezpiecznym miejscu. Musiał eliminować wszelkie niebezpieczeństwa.
      Dominica chwyciła Ymel za rękaw i pociągnęła ku kuchni. Nie chciała by Iza widziała to dłużej. Wiedziała, że teraz nie ma już zupełnie nikogo.
      Zupełnie.
      Bo w momencie gdy przechodziły przez salon, i Dee myślała właśnie jak przejść nad Eliotem, nie budząc go, do uszu obu dziewczyn dotarł kolejny dźwięk strzału. Ale już tylko jedna z nich mogła spojrzeć do tyłu i sprawdzić co się stało. ***

      - Sebastian! - krzyknęła przerażona Renata, która właśnie wróciła z papierosa.
      Ciało Dee runęło ciężko na ziemię, przygniatając częściowo śpiącego Eliota. W tyle jej czaszki znajdowała się średniego rozmiaru dziura po kuli, taka jak u dziewczynki zombie.
      Tym razem u Ymel zamiast szoku pojawiła się reakcja natychmiastowa. Nienawidziła paranoików. Sama takowym była, ale nie w takim stopniu, jak przykładowy pieprzony Stalin. I jak się okazuje tatuś Dominicy też takowym był. Albo chociaż można tak wmówić innym.
      W momencie gdy rzuciła się po łuk chyba ustanowiła nowy rekord świata w zakładaniu cięciwy, celowaniu strzałą a później w wypuszczaniu jej. Dosłownie kilka sekund. A później strzała trafiła w szyję - no bo łatwiej w szyję niż w oko - pana Sebastiana. Jasne, mógł uskoczyć, zareagować wcześniej... Ale chyba nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
      Pieprzyć przerażenie wszystkich dookoła. Posłała w niego kolejną strzałę, na wszelki wypadek, po czym spokojnie podeszła i wyłączyła wodę, która właśnie się zagotowała.
      Renata podbiegła do córki i zepchnęła ją lekko z ciała, by leżała nie na Eliocie, a obok. Spojrzała na twarz córki zastygłą w wyrazie bólu. Na krew spływającą po jej twarzy z głowy, ust i nosa i jej samej zebrało się na płacz. Kilka razy jeszcze potrząsnęła desperacko ciałem pierworodnej, lecz po braku jakiejkolwiek reakcji z płaczem odłożyła jej ciało. Zaraz do niej przybiegła Czacza, która nie widziała całego zajścia. Widząc martwą siostrę i ojca, krzyknęła przerażona, na co matka zareagowała tylko pustym wzrokiem i przyciągając do siebie młodszą córkę, przytuliła ją mocno. Nie mogła uwierzyć że jej mąż właśnie zabił swoją córkę. I że właśnie zostały same z tym wszystkim.
      Eliot był w stanie, gdzie balansował delikatnie pomiędzy snem a jawą. A jak na niego wpłynął hałas wokół niego? Skutecznie przeciągnął go na stronę jawy.
      Obudziły go, o ile można tak nazwać, strzały w salonie. Następnie padające na niego ciało utrudniło jego przemieszczenie się. Może i też bał się przemieścić, w końcu nie miał pojęcia co tak naprawdę na nim leży. Słyszał tylko jak przez mgłę krzyk Renaty, przerażenia, i płacz.
      Gdy poczuł że ciało zostało ściągnięte, powoli obrócił się na bok i otworzył dotychczas zaciśnięte ze strachu powieki. A pierwszym, i ostatnim co zobaczył była zastygnięta w bólu twarz Dominici ***

      Zagotowała.... Gorąca... Odkażona i gotowa do odkażania. Ciekawe, jak doskonale zmyłaby krew i brud z jej twarzy... I jak dobrze ogrzałaby ten zziębnięty umysł. Pozbawiony czegokolwiek, w którym przekładnia z dopiskiem "łzy" zamarzła i nie chciała odtajać w momencie, gdy w sumie powinna.
      Patrzyła na wodę i czułą się, jakby woda patrzyła na nią. Znacie to powiedzenie, że gdy człowiek za długo patrzy w pustkę pustka zaczyna patrzeć na niego? To było to uczucie. Pustka, czy raczej wrząca woda przyciągała swoją jednostajnością i ciepłem. Nogi się uginały, głowa robiła ciężka, świat delikatnie wirował... Aż w końcu głowa została z całą siłą przyciągnięta do tafli i twarz zetknęła się z gorącą wodą.***

      Zino musiały na pewno niepokoić wszechobecne krzyki i strzały dochodzące z salonu. Chwyciła za krótkofalówkę i nadała do Sebastiana.
      - Halo? Co się dzieje tam na dole? Halo?
      Jednak nie wiedziała że Sebastian leżał już martwy, a ludzie hałasujący w panice nie słyszeli jej komunikatu. Zdenerwowana, chwyciła snajperkę i zrobiła coś, czego nie powinna - opuściła stanowisko.
      Ale musiała to zrobić, czuła, że dzieje się coś bardzo, bardzo złego. Dlatego zeszła z poddasza na drugie piętro. Było ono dziwnie puste, biorąc pod uwagę że chwilę temu leżeli to jeszcze chorzy. Ciągnący się po ziemi długi pas rozmazanej krwi prowadził jednak do pokoju Dominici, który używany był jako jedno z wielu miejsc dla chorych. Wydawało jej się, że coś słyszała, a przez matowe szyby w drzwiach widziała jakiś ruch.
      Odruchowo chwyciła za klamkę i otworzyła z impetem drzwi.
      Błąd.
      Jej oczom ukazał się widok mocno gorszący i obrzydliwy, choć czy ruszyłby weterana jak Zino - nie wiem. A był to widok grupki zombie, które właśnie kończyły jeść rozerwane na strzępy, małe dzieci. Gdzieniegdzie leżały jeszcze resztki po nich w postaci rąk czy główek.
      Bez wahania zaczęłaś do nich strzelać z tego co masz. Ale nie zajęło ci to długo, bo jak na złość skończyły ci się naboje. Nim zdążyłaś zrobić cokolwiek, dwa zombiaki rzuciły się na ciebie i wgryzły w twoją szyję. ***



    TADAM. Tak oto zakończył się niespodziankowy event prima aprilisowy. Na końcu chciałabym bardzo serdecznie wszystkim podziękować za aktywność i udział w tym temacie. To był mój pierwszy raz gdy MGowałam coś na taką skalę, dla takiej ilości osób, i jestem szczęśliwa, że mogliście to być właśnie wy, w moim własnym domu xD Dlatego dla was, uczestnicy - Stokrotne dzięki!
    Chciałabym też podziękować Olkowi za stworzenie takiej możliwości - myślę że nie zdawał sobie do końca sprawy że rzeczywiście pociągniemy jego żart xD
    Chciałabym podziękować też Ymel która wpadła na cały pomysł ciągnięcia kawału, i za to że na tej ostatniej mojej lekcji w środę pisała na konferencji gg że w sumie fajnie byłoby coś takiego zrobić. xD

    Odnoście tego i jak to traktować. Całe wydarzenie proszę państwa okazało się waszym snem. Każda z postaci obudziła się w momencie, gdy w fragmencie dotyczącym jej postaci pojawiły się trzy gwiazdki ( *** ). Resztę zostawiam wam - możecie pamiętać ile chcecie, ale pamiętajcie że sny niezapisane i niepowtarzane kilka minut po obudzeniu się, idą w niepamięć! :D
    Z mojej strony chciałabym jeszcze poprosić by ktoś kto umie w administrację forum przeniósł cały temat do Koszmarów Sennych.

    Dziękuję Państwu! Dobranoc!

    (*niewiemjakzitemamizatoalejajeszczeniejestemmgwięczażaleniaproszękierowaćdoosóbwyżej. Ciao!)
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 9