• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Miyuko
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Czerwiec 2012, 17:03   Wysepka z chatką

    Jest to jedno z niewielu miejsc z twardym gruntem. Może nie jest specjalnie stabilne, jednak, na tyle, by ktoś postanowił wybudować na nim drewnianą chatkę, na palach. Tak więc, jeśli ktoś zapuści się w to miejsce łódką, uda mu się dopłynąć do małej wysepki, na której znajduje się chatka. Ta jest niewielka, dobra dla zagospodarowania przez jednego człowieka. Zapewne zbudował ją jakiś pustelnik, albo naukowiec. Aby się dostać do środka, należy wspiąć się po drewnianej drabinie. Dochodzimy wtedy do nieszczelnych drzwi, pomalowanych na biało. Gdy je otworzymy, zobaczymy dwa pomieszczenia. Jedno służące za coś w rodzaju sypialni i pokoju dziennego, a drugie kuchnie i - że tak to ujmę - łazienkę.
    W pierwszym pomieszczeniu znajdziemy jedną szafkę z butelkami, pełnymi różnych cieczy, wyniszczałych ubrań, dzbanek, nożyczki... Jest tu też kufer pełen różnych lin, szczypiec, sekatorów, materiałów, śrubokrętów itp. Pod ścianą obok łóżka okrytego kocem w kratę, stoi łuk, jednak strzał nigdzie nie widać. Na podłodze leży jakaś skóra pokryta futrem, służąca za dywan.
    W drugim pomieszczeniu zaś, znajduje się stolik ze świecą, krzesełko i jeszcze jeden stolik pełen różnych przedmiotów potrzebnych do sporządzenia posiłku. Znajduje się tu też duża miska, a obok niej kubłak z wodą.


    ------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Wiosła powoli unosiły się nad wodę, po czym ponownie w niej zanurzały. Popychały małą łódkę coraz bliżej ku wysepce. Równomierny odgłos poruszanej wody, przeszywał niemal idealną ciszę. Zdawało się, że w tym miejscu nie ma nawet dzikich zwierząt. A nawet jeśli są, to czają się gdzieś w milczeniu i obserwują obcego. Tak jakby przybycie dziewczyny wypłoszyło wszystkie żywe istoty. Albo jakby stało się tu coś strasznego, przez co nawet małe rybki nie odważały się ujawnić. Dziewczyna siedząca w łódce rozglądała się wokół, próbując wyśledzić choć najdrobniejszy ruch, który mogłoby stworzyć jakiekolwiek żywe stworzenie. Jednak jedyne co zobaczyła, to kilka komarów i żuka. Jednymi mieszkańcami tej okolicy były owady, które z dziką furią rzuciły się na ciepłą, dzięki krwi, istotę. Miyuko machnęła ręką, odganiając parę natarczywych komarów. Pochyliła głowę i płynęła dalej. Jeszcze tylko kilkanaście metrów.
    Desperacja skłoniła ją do szukania spokoju w takich miejscach jak to. Ostatnimi czasy podróżowała pomiędzy oboma światami poszukując chwili wytchnienia. Być może tym razem jej się uda? Jeśli naprawdę, mógł mieszkać tu jakiś pustelnik, to pewnie z tego samego względu, dla którego ona tu przypłynęła. Tu naprawdę było spokojnie! Wręcz... przerażająco. Ale może tylko ona odnosiła takie wrażenie? Dlaczego dla innych, taki klimat nie miałby być uosobieniem piękna i harmonii?
    W końcu łódka uderzyła o podwodną grudę ziemi. Dalej nie można było płynąć. Całe szczęście, że wysepka, miała dość strome brzegi, bo inaczej, Japonka miałaby problemy z dojściem do drabiny. Złożyła wiosła i powoli wstała. Trochę obawiała się czy grunt będzie na tyle stabilny, aby mogła bez problemu na nim stanąć. Poza tym, mogło się okazać, że chatka jest tak stara, że wchodzenie do niej groziłoby zawaleniem. Jednak... Świat należy do odważnych. Nie dowie się, póki nie sprawdzi. Spojrzała na ziemiste miejsce, które wydawało jej się najbliższe i najstabilniejsze. Na wszelki wypadek wzięła jeszcze raz wiosło i dźgnęła owo miejsce. Wydawało się dość twarde, wiec po chwili Japonka tam stała. Musiała wyskoczyć z łódki, a później ją wciągnąć bardziej na brzeg, żeby jeszcze nie odpłynęła. Odetchnęła, gdy okazało się, że wysepka wcale nie jest w takim złym stanie, tak samo jak drabina, po której po chwili zaczęła się wspinać.
    Gdy dotarła na górę, powoli otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Mimo, iż jasne było, iż w środku nikogo nie będzie, z przyzwyczajenia wolała to sprawdzić. Kiedy wszystko wskazywało na to, że miejsce jest naprawdę opuszczone, weszła do środka. Jej mocne buty stuknęły o drewnianą podłogę. Na różowych ustach powoli rozkwitł uśmiech pełen satysfakcji. Udało się. Jest tutaj i może uda jej się znaleźć, to czego szuka.
    Chatka była cudowna. Mimo, że na wszystkim osiadła gruba warstwa kurzu, dziewczynie udało się wyobrazić, jak to wszystko musiało wyglądać, gdy ktoś tu mieszkał. Czuła ten ciepły, spokojny klimat i niemalże widziała palące się świece, a do jej nozdrzy docierał zapach skromnej pieczeni. Ten kto tu mieszkał... Ach, jak wiele by dała, by móc go poznać. Musiał być niezwykle interesującym człowiekiem. Może od niego też emanowało to ciepło, które czuć było w chatce?
    Skoro już udało jej się tu dotrzeć, to oznacza, że będzie musiała się na trochę zatrzymać. Na dworze powoli zmierzchało i nie było sensu wracać. Poza tym, co to by była za radość, jedynie wejść, zobaczyć i wyjść? Przecież nie po to tu przybyła. Zaczęła więc powoli uprzątać to miejsce. Wycierała naczynia, trzepała koce, zapalał świeczki. Starała się doprowadzić to miejsce do jak najlepszego stanu, w którym niegdyś musiało być. Na tyle dobrym, by mogła tu spokojnie spędzić noc.
    Doicheall
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Czerwiec 2012, 17:43   

    Biegłem jak szalony, żeby tylko zdążyć. Musiałem ostrzec Marlowa zanim tamci go dopadną.
    Akurat siedziałem w barze, jak zresztą zwykle w porze poobiedniej i popijałem whisky, gdy do moich uszu dobiegły dźwięki rozmowy. Zwróciłem na nią uwagę tylko ze względu na nazwisko, które padło - Marlow Yardbird. Mój stary przyjaciel, trochę pokręcony, mieszka w drewnianej chacie na środku bagna. Niezbyt malownicza okolica, ale sam nie miałbym nic przeciwko zamieszkaniu w takim miejscu.
    Marlow zawsze miał problemy z mafiami i gangami. Pożyczał od nich pieniądze na te swoje pokręcone eksperymenty, ale nigdy nie oddawał. Zawsze mu powtarzałem, że w końcu przez to zginie, że igra z ogniem. Nie, to zbyt delikatne określenie. Takie zabawy z mafią są jak granie dubstepu na pełny regulator w strefie zagrożonej lawinami, albo żonglowanie dynamitem.
    Właśnie dlatego mieszkał na takim odludziu. Już od pięciu lat, czyli od momentu, kiedy zaczął zaciągać długi. W zasadzie zaciągnął ile się dało od kogo się dało i zaszył na tym pustkowiu. Co jakiś czas dostarczałem mu żywność, jednak robiłem to rzadko. Miał kilku dostawców, żebyśmy się nie rzucali w oczy. W wyniku czego widziałem go raz na trzy, cztery miesiące.
    Z rozmowy tych dwóch typów wynikało jednak, że wiedzą, gdzie Marlow się ukrywa. Więc albo któryś z dostawców się wygadał, albo nie zadbał o bezpieczeństwo.
    Mieli zamiar zrobić nalot dziś wieczorem. Spokojnie wyjąłem portfel i zapłaciłem.
    -Na razie Joe. -pożegnałem się z barmanem i wyszedłem. Spokojnym krokiem opuściłem bar i przeszedłem za róg. Dopiero tam rzuciłem się biegiem. Nie było czasu do stracenia.
    Po jakiejś godzinie stałem na brzegu jeziora, na którego środku znajdowała się wysepka z chatką. Ledwo mogłem oddychać, pieprzone papierosy. Wsiadłem do łódki i zacząłem wiosłować. Normalnie zajmowało mi to pięć minut, tym razem wyszło trochę dłużej. Przycumowałem łódkę i spadłem do chatki.
    Marlowa nigdzie nie było, więc zapewne siedział w piwnicy i bawił się probówkami. Podniosłem futro z podłogi w salonie i od razu zacząłem kaszleć, tyle kurzu wzbiłem. Kurcze, mógłby tutaj posprzątać choć raz na jakiś czas. Koleś mieszka tu pięć lat, a wszystko wygląda, jakby przez te pięć lat nikt tu nie mieszkał.
    Pod futrem znajdował się właz, pod nim rura z drabiną, sprytnie okryta z zewnątrz drewnem, przez co wyglądała, jak jedna z podpór. owa rura prowadziła do piwnicy.
    -Marlow! -krzyknąłem, zeskakując z drabiny. Marlow odwrócił się. Był mężczyzną po czterdziestce, chociaż wyglądał raczej jakby był po sześćdziesiątce. Zaczynał już łysieć, a raczej kończył. Zostały mu tylko siwe kępki po bokach głowy. Był nieogolony, ale nie miał długiej brody, jak Święty Mikołaj czy Merlin. Był to raczej niechlujny zarost człowieka, który nie ma czasu się ogolić. jedynie wąsy, oczywiście siwe, wyglądały w miarę estetycznie.
    Ubrany był w stary, brudny i podarty kitel laboratoryjny, który wisiał na jego chudych i zgarbionych plecach. Na nosie miał ochronne gogle a w ukrytych w gumowych rękawicach dłoniach dwie probówki.
    -Jackie? -spytał z nieukrywanym zdziwieniem. -A co Ty tutaj robisz, przecież dopiero co byłeś z dostawą. -odstawił naczynia i odciągnął gogle na czoło.
    -Oni tu idą. Mafia. Musisz uciekać. -wytłumaczyłem dysząc. Gdyby Marlow nadal trzymał probówki, pewnie teraz by je upuścił.
    -Szybko, musisz mi pomóc zniszczyć to wszystko! -krzyknął i zaczął zrzucać probówki, zlewki, palniki i całą resztę na podłogę. Wziąłem jeszcze kilka wdechów i wziąłem się za to samo. Odczynniki i substancje mieszały się ze sobą na betonowej posadzce. Niektóry zaczynały dymić, inne świecić, jeszcze inne powodowały małe eksplozje lub wypalały dziury betonie. Po kilku minutach stoły były puste, a pomieszczenie zasnuwał kolorowy dym. Naukowiec wyjął z biurka jakąś opasłą skórzaną księgę i zaczął mnie wyganiać w stronę wyjścia.
    Cały czas mamrotał coś pod nosem. Zdaje się, że były to jakieś groźby, ale również zwyczajne głośnie przemyślenia.
    Ledwo wyszliśmy do salonu, on rzucił się do łóżka. Wyjął spod niego walizkę. Cały Marlow, przygotowany na wszystko. Pewnie miał też zastępczą kryjówkę. Otworzył walizkę i wrzucił do niej książkę, poleciał jeszcze do kuchni i wrócił z niej z kilkoma puszkami konserw. Ja w międzyczasie zamknąłem właz i przykryłem go futrem, ponownie wzbijając przy tym chmurę kurzu.
    -Shh. -podniosłem ręce gdy zamykał torbę i obydwaj znieruchomieliśmy. Od przeciwnej, w porównaniu do mojej strony przybycia, dochodziły dźwięki mąconej wody.
    -Mieli być dopiero wieczorem! -krzyknąłem zdenerwowany i wyjąłem pistolety. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że już był wieczór. Tutaj po prostu zawsze było ciemno z powodu wiecznych chmur i zachód słońca nie był tak widoczny ja kw mieście.
    -Wypad, już! -rzuciłem do Marlowa, a ten zabrał walizkę i ruszył w stronę mojej łódki.
    -Dzięki za ostrzeżenie. -powiedział jeszcze przed wyjściem, ale tylko machnęłam na niego ręką, chowając się za framugą drzwi do kuchni.
    Dosłownie kiedy Marlow zamknął drzwi, usłyszałem jak łódka uderza o brzeg. Następnie do moich uszu dobiegły kroki. Co dziwne należały tylko do jednej osoby. Klik, otworzyły się drzwi i ktoś wszedł do środka. Od razu udał się do salonu. Kroki były bardzo delikatne. Wychyliłem się zza framugi i zerknąłem do salonu. Na jego środku, tyłem do mnie stała jakaś kobieta. Wyglądała na dość młodą. Bezszelestnie do niej podszedłem (patrz, umiejętności ;]) i przyłożyłem jej lufę pistoletu do tyłu głowy.
    -Rączki. -rzuciłem tylko, sięgając po jej sztylet, który bezceremonialnie nosiła przy pasku. -Ilu was jest? -spytałem, odciągając kurek pistoletu. Możliwe, że była sama. Ale w takim razie musiałem uważać. Mafia nie wysyła pierwszych lepszych na samotne misje.
    Miyuko
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Czerwiec 2012, 19:40   

    Wszystko było pięknie. Zapowiadało się, że wreszcie udało jej się znaleźć upragniony kącik, w którym będzie mogła odetchnąć od natłoku obowiązków, problemów, od cywilizacji i innych rozumnych istot. Małą łódeczka dopłynęła do wysepki, na której stała chatka. Dziewczyna uśmiechnęła się i znalazła w jej wnętrzu. Tak jak na zewnątrz, tak i w środku wszystko wyglądało na nieużywane od bardzo długiego czasu. Poza tym, nigdzie żadnej łódki (przynajmniej takiej nie widziała), żadnego znaku, iż ktoś w ogóle może tu jeszcze mieszkać. Wydawało się, iż jest idealnie. Stara, opuszczona chatka, położona w samym środku bezludnych mokradeł. Najlepsze miejsce na chwilę wytchnienia. Ale oczywiście, wszystko musiało runąć. Jak zwykle, Japonce nie dana była ani chwila wytchnienia. Znowu coś się wydarzyło. Tym razem przez jej nieuwagę. Zapatrzona w to cudowne miejsce, nie obbadała go na tyle, by mieć stu procentową pewność, iż jest bezpieczna. Że jest sama. A cała ta jej nieroztropność, musiała zostać wytknięta w jeden z najgorszych sposobów.
    Twarda, zimna lufa pistoletu, dotykała jej tyłu głowy. Była w jak najbardziej beznadziejnej sytuacji. Gdyby chociaż, miała napastnika z boku, mogłaby wytrącić mu broń. Nie miałaby z tym problemu, o ile ten w porę nie zareagowałby. A wątpiła w to. Wierzyła we własne umiejętności. W szybkość i sprawność fizyczną. Jednak... Nie mogła tego zrobić. Próba pozbycia się broni, z własnej głowy i rąk mężczyzny, mogła okazać się śmiertelnie niepoprawnym ruchem. Nie znała możliwości celującego. Nawet go nie widziała. Mógł być od niej o wiele sprawniejszy, silniejszy i ogółem lepiej wyszkolony. Nie ukrywajmy... Japonka wzrostem nie grzeszyła a i nie była napakowaną siłaczką, co to z każdym byle chłopem, sobie poradzi. Nie pozostawało jej więc nic innego, jak usłuchać mężczyzny.
    Powoli podniosła ręce do góry. Pluła sobie w brodę, za takie zachowanie. Co jej szkodziło posprawdzać teren trochę dłużej, niż kilka spojrzeń?!
    - Hej, spokojnie. - powiedziała tonem jak najbardziej opanowanym. - Nie wiem o czym mówisz, jestem sama.
    Ach, no i jeszcze musiał spostrzec jej sztylet, wetknięty za pasek i jej go odebrać. Cudownie. Jej jedyna i w dodatku najukochańsza broń. Byle go tylko później odzyskała.
    Spróbowała powoli odwrócić się do tyłu, by móc stanąć twarzą w twarz z napastnikiem. Na jej za to licu, z początku malowało się zaskoczenie i nawet przerażenie. Bo kto by się nie wystraszył tak nagłym atakiem? Potem jednak, przybrała na twarz swój zwykły chłodny wyraz, nie wyrażający żadnych innych emocji. Jedynie oczy patrzyły przenikliwie.
    Doicheall
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Czerwiec 2012, 20:15   

    No wreszcie! Wreszcie ktoś użył mózgu! Ile to razy się już znalazłem w takiej sytuacji: Stoję za kimś, celuję mu w głowę, w drugiej ręce trzymam nóż, ewentualnie drugi pistolet. A ci idioci próbują zgrywać wielkich bohaterów, kuloodpornych i wyrwać mi z ręki pistolet. No to trzeba być debilem! To nie film, że się takie manewry udają. Zawsze kończyli albo z kulką w głowie, albo nożem w brzuchu. Czasami to i to.
    Zdawało się, że dziewczyna mówi prawdę, ale kto tam ją wie. Uważnie nasłuchiwałem, czy ktoś nie wchodzi do domu. A wierzcie mi, usłyszałbym to. Cała chata skrzypiała przy każdym kroku. No dobra, nie zawsze. Było kilka miejsc, gdzie deski milczały, ale trzeba było te miejsca znać - ja miałem mnóstwo okazji i czasu, żeby je znaleźć. A nawet pomijając podłogę - drzwi skrzypiały niemiłosiernie, a okna były zabite gwoźdźmi.
    -''Zabij ją! Co Ci szkodzi!" -usłyszałem w swojej głowie.
    -''Zamknij się!" -odparłem tylko.
    Dziewczyna odwróciła się. Azjatka. Chwila po chwili byłem coraz bardziej przekonany, że jednak nie należy do mafii i naprawdę nie ma pojęcia, o czym mówię.
    W mieście była chińska mafia - Czarne Smoki. Tylko w niej byli Azjaci. A kolesie z baru na pewno nimi nie byli. Jednak musiałem mieć pewność.
    Powoli podniosłem rękę, w której trzymałem sztylet do jej lewego nadgarstka, zahaczyłem lekko za brzeg rękawa i odciągnąłem go w dół, żeby zobaczyć nadgarstek. Nie było tam żadnego tatuażu. Każda mafia robiła swoim członkom tatuaże na nadgarstkach. Każda, bez wyjątku. Przynajmniej w dzisiejszych czasach tak to wyglądało.
    -Dobra, przyjmijmy, że Ci wierzę. -opuściłem pistolet, jednak nie schowałem go. Podrzuciłem sztylet i złapałem go za ostrze, podając broń właścicielce. Naprawdę ładny kawałek stali.
    -Więc co tu robisz? -spytałem, jakbym zapomniał, że zaraz może tu wpaść połowa gangu uzbrojona po zęby.
    Miyuko
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Czerwiec 2012, 21:46   

    Racja, mnóstwo było takich osób, co to zgrywało bohaterów. W rzeczywistości jednak, byli po prostu głupcami. Kto jest na tyle nierozsądny, by nie znając swego przeciwnika atakować go, w dodatku w sposób niezwykle ryzykowny? Oczywiście, wiadomo, że są osoby na tyle doskonałe w ataku, by móc coś takiego zrobić. Jednak, Miyuko uważała, że nie należy w ryzykownych sytuacjach robić czegoś, czego się nie jest pewnym, o ile są inne możliwości. A ona miała. I jak widać był to dobry ruch.
    Japonka stanęła twarzą w twarz z napastnikiem. Cóż… Nie zdziwiła się, tym co zobaczyła. Mężczyzna nie wyróżniał się jakoś specjalnie wyglądem, choć jednocześnie za brzydkiego go uznać by nie można. Nie, wręcz przeciwnie. Uwagę przyciągał jednak jego ubiór. Co jak, co, ale ludzie nie ubierali się zazwyczaj w krawaty i prochowce, idąc na mokradła. Mogło to zatem oznaczać, iż przypłynął tu w nagłym porywie, być może na chwilę. Choć niektórzy po prostu nigdy nie rozstawali się za jakimś konkretnym ubiorem, lub po prostu innego nie mieli. Ale nie to było teraz ważne.
    Popatrzyła na jego dwa colty, które trzymał w obu dłoniach. Cały czas miała je na uwadze. Cholera, wyglądał na takiego, co to dobrze zna się na używaniu ich. Zresztą cała ta sytuacja była dziwnie podejrzana. W co ona się wpakowała? Czyżby oczekiwał jakiegoś nalotu? Jakiś ludzi, którzy mieli tu przybyć… A może po prostu była zwykłym nieproszonym gościem, którzy czasem się tu pojawiają? Zazwyczaj nie w pojedynkę. A niech to, ona nic nie wiedziała. W dodatku jej błahy powód dla którego tu przybyła… Wcale nic nie ułatwiał. Przeciwnie – mężczyzna pewnie jej nie uwierzy. Choć z drugiej strony… Kto wie? Musiała mieć nadzieję. Jakoś nieszczególnie uśmiechały jej się perspektywy tłumaczenia się przed tym facetem. Teraz chciała jedynie jak najszybciej opuścić to miejsce. Mimo to, cała ta sytuacja była w pewnym sensie… intrygująca.
    Chwyciła od razu rękojeść sztyletu i z powrotem wetknęła go za pasek. Nie mogła teraz z nim paradować. Musiała wyglądać jak najbardziej nieszkodliwie. Cofnęła się o krok do tyłu. Deski zaskrzypiały cicho. Myślała już, że ciemnowłosy postanowi zachować broń, do czasu wyjaśnienia sytuacji. Na jej szczęście, został zwrócony wcześniej. Nie musiała się już tym zamartwiać. Musiał być pewnym siebie, skoro oddawał w ręce podejrzanej broń.
    - To będzie głupie wytłumaczenie. – westchnęła. – Ale czemu nie prawdziwe? Bo widzisz… Po prostu natknęłam się na tą chatkę. Myślałam, że jest opuszczona i postanowiłam spędzić w niej trochę czasu. Ale widzę, że się myliłam. Wybacz. Mogę więc już sobie pójść. Nic mnie tu w takim razie nie trzyma. – zmrużyła lekko oczy. - Jeśli nie Ty.
    Pewnie, mogłaby należeć do jakieś mafii. W oczach tego naprzeciw, najwyraźniej byłaby to ta z możliwości, których się najbardziej spodziewał, a i których najbardziej nie chciał. Tak to wyglądało. Po co innego miałby sprawdzać jej nadgarstki? Oczywiście, Miyuko nie wiedziała o czym myśli Jackie. W pierwszym momencie, była całkowicie zbita z tropu, kiedy ten odsunął czubkiem ostrza jej rękaw, odsłaniając nadgarstek. Dopiero potem, domyśliła się, o co mu mogło chodzić. Choć cały czas się nad tym zastanawiała.
    Doicheall
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Czerwiec 2012, 11:44   

    Wysłuchałem co miała do powiedzenia. Miała rację - to było dość głupie wytłumaczenie. Nawet nie można było powiedzieć, że na tyle zwariowane, by je wymyśliła.
    -Nie zdecydowanie nie będę Cię tutaj zatrzymywał, wręcz... -urwałem i zacząłem nasłuchiwać. Po jeziorze płynęła kolejna łódka, chyba od tej samej strony, z której przybyła dziewczyna. Pokazałem jej, żeby była cicho i podkradłem się do okna. Wyjrzałem powoli zza jego krawędzi - miałem rację. Po jeziorze sunęła powoli łódka z czterema rosłymi facetami. Jeden z nich wiosłował, dwóch miało karabiny a czwarty był odstawiony niczym na ślub. Pewnie miał wygłosić reprezentatywną gadkę-szmatkę o tym, jak to się nie zadziera z mafią i jak to mafia nie odpuszcza i nie wybacza. Ja pier****, naprawdę było to konieczne? Jeszcze kilka la temu wszyscy to wiedzieli, nie trzeba im tego było przypominać przed śmiercią. Po prostu się wpadało do czyjegoś domu a po pół minucie już z niego wychodziło, z magazynkiem lżejszym o kilka kul. I tyle.
    -Chodź. -złapałem dziewczynę bezceremonialnie za ramię i pociągnąłem w stronę tylnych drzwi. Skrzypnęły głośno, gdy je otworzyłem, ale ci na jeziorze nie mieli prawa ich usłyszeć, bez przesady. Zamknąłem za nami drzwi i wcisnąłem dziewczynę pod okno.
    -Nie ruszaj się i nie odzywaj. -powiedziałem do niej cicho, po czym położyłem się na deskach i wyjrzałem zza nich, pod dom. Widziałem stąd schody z drugiej strony domu, brzeg, jezioro i przede wszystkim łódkę z 'mafiozami', która akurat przybiła do brzegu.
    -Dlaczego nie wzięliśmy motorówki? Łapy mnie bolą! -jnarzekał jeden.
    -Nie bądź cienias! I Mów ciszej! Jeszcze nas ten stary pryk usłyszy. Właśnie po to nie wzięliśmy motorówki. -odparł ten reprezentatywny, po czym weszli do domu.
    -Paul, obstaw przedpokój. Nie może nam uciec.
    -Dobra, chodź. -szepnąłem do dziewczyny, łapiąc ją za nadgarstek i ciągnąc po schodach na brzeg. Na kuckach przeszliśmy pod domem do łódek, jednej należącej do oprychów i drugiej, na której najpewniej przybyła dziewczyna. Spod domu doskonale było słychać, jak bandziory łażą po domu i przewracają meble.
    Po chwili byliśmy już na brzegu. Najpierw zepchnąłem jedną z łódek i pchnąłem ja jak najdalej od brzegu, żeby im przypadkiem nie przyszło do głowy nas gonić. Dno łupiny dość głośno szorowało o żwirową plażę, ale ci idioci robili taki raban, że nie mogli tego usłyszeć.
    -Wskakuj. -pokazałem dziewczynie drugą łódkę, a gdy już w niej siedziała, odepchnąłem ja od brzegu i z rozpędu sam do niej wskoczyłem. Złapałem za wiosła i zacząłem co sił pędzić w stronę stałego lądu. Może ci cali 'mafiozi' nie byli zawodowcami, ale przynajmniej trzech było uzbrojonych. To nie film,jak już wspomniałem. jeśli wyjdą z chatki i zaczną strzelać, na pewno nas trafią.
    Miyuko
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Czerwiec 2012, 14:18   

    Wbrew pozorom, ciemnowłosy okazał się na tyle wyrozumiały i rozsądny, by nie zatrzymywać jej tu, z powodu głupiego tłumaczenia. Całe szczęście. Myślała, już, że będzie musiała się z nim użerać, a w konsekwencji oboje dojdą do rękoczynów. Tak to zazwyczaj bywało. Miyuko miewała już do czynienia z bandziorami, czy członkami mafii… Ogółem różnymi uzbrojonymi facetami, którzy albo byli na nią nasyłani, albo zwyczajnie się napatoczyli. W każdym razie, wśród nich, większość była raczej z tego rodzaju, co to, o wszelkich rozmowach, negocjacjach z nimi, można było tylko pomarzyć. Albo ślepo wykonywali rozkazy zleceniodawcy, albo zwyczajnie, nierozsądnie nie przyjmowali żadnych tłumaczeń. Pytali jedynie, bo musieli. I tyle. W przypadku Jackiego, było jednak inaczej. Ten nawet jej nie wyśmiał, jakkolwiek mogły brzmieć jej słowa. Cóż… Właściwie taki właśnie się wydawał, na takiego wyglądał. I bardzo dobrze. Ci głupcy, z którymi do czynienia miała dziewczyna, wiele razy musieli się przejechać na własnym postępowaniu. A jacy wtedy byli zaskoczeni, jacy zawiedzieni!
    Japonka już miała odwrócić się i odejść, kiedy coś się zmieniło. Mężczyzna urwał w połowie słowa i zaczął nasłuchiwać. Ona też to zrobiła. Wtedy też usłyszała ciche uderzanie wioseł o wodę, łódkę powoli sunącą po wodzie. Wyjęła z powrotem swój sztylet.
    Tak samo, jak tamten, podeszła do okna i wraz z nim wyjrzała na zewnątrz. A niech to… Czyli jednak, wpakowała się w niezłe bagno. To pewnie byli Ci, na których, mężczyzna czekał. Było ich czterech. Uzbrojeni, oczywiście o wiele więksi od Japonki, i zaopatrzeni w karabiny. A cóż by innego. Pewnie. W tych czasach i w tym świecie, takiej właśnie broni się używało. Jedynie ona, biegała jeszcze z kawałkiem stali, wyglądającym jak sprzed kilkuset lat. Jak nie więcej… No ale co poradzić. Być może zaopatrzyłaby się w coś konkretniejszego. Jednak ona… Ona zabijać nie chciała, a kupowanie broni palnej, z tym właśnie jej się kojarzyło – z koniecznością zabicia.
    Bez słowa sprzeciwu słuchała poleceń i tak samo je wykonywała. Nie pytała też o nic, gdyż uważała, to za bezcelowe. I tak pewnie, niczego by się nie dowiedziała, poza tym, mogłaby tylko zdenerwować pytanego. A to nie wróżyło nic dobrego. Musiała mu być chociaż wdzięczna, za to, że jej wysłuchał, i jeszcze w dodatku, nie ucieka sam, pozostawiając Japonkę na pastwę losu. Wdzięczność była jak najbardziej zrozumiała.
    Z rozmów, które udało jej się usłyszeć, mogła wywnioskować tylko, że nie wszyscy z nadjeżdżającej grupki są tacy jak Jackie. Na pewno, jedni z nich zaliczali się do tych wspomnianych głupców. Narzekali tylko, nie myśleli, ślepo wykonywali rozkazy. Z drugiej strony, tacy ludzie to idealna broń w rękach, tych, którzy, jednak decydują się mózgu używać.
    Kiedy oboje siedzieli już w łódce, Miyuko spoglądała tylko to na chatkę, z której zaraz mogli pokazać się „mafiozi”, to na Jackiego, wiosłującego.
    - Może ja będę wiosłować. Ty masz broń, ja raczej nic nie zdziałam, kiedy zaczną strzelać. – zaproponowała.
    Musieli jak najszybciej zniknąć im z pola widzenia, jak najszybciej dobić do jakiegoś brzegu i uciekać. Jasne było, że jeśli teraz ich zobaczą, zaczną strzelać. I jasne było, że jeśli będą zbyt blisko, to wkrótce ktoś z nich, może zostać ranny. A tego raczej nie chcieli. Jednak, jeśli już miałoby się to wydarzyć, to dobrze by było, aby nie pozostali dłużni. Musieli się bronić.
    Doicheall
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Czerwiec 2012, 14:51   

    Spojrzałem na nią, chwilę się zastanawiałem. Szybsze dotarcie do brzegu, czy możliwość natychmiastowej obrony? W końcu podałem jej wiosła, wyjąłem pistolety i odwróciłem się przodem do wysepki, celując w drzwi, w każdej chwili gotowy do strzału.
    Okazało się to dobrą decyzją, dosłownie chwilę później oprychy wyskoczyły z chatki. Widocznie któryś musiał nas zobaczyć przy przewracaniu któregoś z mebli pod oknem.
    Uśmiechnąłem się lekko, kiedy zaczęli się miotać ze wściekłości gdy dostrzegli, że ich łódka jest na środku jeziora i nie mają czym nas gonić. Nie dałem im jednak szansy na wystrzelenie choć jednej kuli. Nacisnąłem spust i wszystko jakby zwolniło. Czułem pocisk całym swoim ciałem, jakbym nim był. Czułem, jak leci obracając się wokół własnej osi, jak wiatr i grawitacja wpływają na tor jego lotu. Czułem, jak uderza w cel, przebija się przez cienką skórę, kość czaszki, wchodzi w mózg, po czym ponownie rozbija czaszkę i wychodzi tyłem głowy. Zanim pierwszy koleś padł, w drugiego już leciał następny pocisk, trafiając go prosto w krtań, nieco z boku, nie uszkadzając kręgosłupa. Mężczyzna złapał się za gardło, krew tryskała spomiędzy jego palców. Charkając i dławiąc się upadł na deski. Co prawda celowałem również w czoło, ale chwiejąca się łódka nie pomagała w celowaniu.
    Trzeci chyba przerażony moją zabójczą celnością nie wiedział, czy strzelać, czy patrzeć na swojego miotającego się w pośmiertnych drgawkach towarzysza. Pomogłem mu rozwiązać ten problem strzałem prosto w serce, jednak udało mi się trafić dopiero za trzecim strzałem.
    Został tylko ten reprezentatywny. Kiedy ściągałem jego skrzydłowych, wyjął zza płaszcza srebrny rewolwer z wygrawerowanymi zdobieniami i strzelił. Kula weszła w mój lewy bark i zatrzymała się na kości. Syknąłem z bólu i złapałem za bark. Nie pozwoliłem sobie jednak na długie skomlenie, od razu posłałem kolejny pocisk prosto w czoło płaszczaka. Pierwszy trafił w jego kapelusz, zrywając mu go z głowy, drugi jednak wbił się prosto w oko, a gangster zwalił się jak kłoda na deski, twarzą do przodu, po czym spadł na żwirowe nabrzeże i sturlał do wody.
    Odwróciłem się przodem do dziewczyny, chowając pistolety. Rana krwawiła obficie, jak to rana postrzałowa, zalewając szkarłatną cieczą koszulę i płaszcz. Cholera, które to już w tym tygodniu? Trzecie? Zaraz nie będę miał w czym chodzić.
    -Dawaj, jeszcze tylko kawałek. -zwróciłem się do dziewczyny. Rana trochę piekła, ale nie przejmowałem się nią. Nie miałem po co.
    Po ledwie minucie byliśmy na brzegu. Wyskoczyłem z łódki i usiadłem pod drzewem. Oddychałem spokojnie, miałem zamknięte oczy. Po chwili z rany wypadła kula, potoczyła się po mojej piersi i zatrzymała w kieszeni koszuli. Potem dziura po pocisku zaczęła się stopniowo kurczyć, krew przestała płynąć. Po chwili nie było już śladu po ranie. Wyjąłem pocisk z kieszeni koszuli na piersi, obejrzałem go i schowałem do tylnej kieszeni spodni. Ot tak, na pamiątkę. Zawsze tak robiłem - kolekcjonowałem pociski, które skończyły w moim ciele. Nie miałem blizn, więc traktowałem to jako zamiennik.
    Miyuko
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Czerwiec 2012, 15:59   

    Miyuko chwyciła prędko wiosła i wykorzystując swoje wszystkie siły, zaczęła wiosłować jak najszybciej. Robiła to również w momencie, gdy Jackie zaczął strzelać, wyprzedzając celujących napastników. Trochę nią wstrząsnęło, kiedy zaczęła się strzelanina. Mimo wszystko, nie była do takich rzeczy przyzwyczajona. Spięła się, jednak nie zamierzała się zatrzymywać. Wręcz przeciwnie, w wiosłowanie włożyła jeszcze więcej siły, tak, że wkrótce ich krótki rejs, po mokradłach, stał się jeszcze krótszy.
    Nic dziwnego, że tamci był przerażeni celnością mężczyzny. Na niej również wywołało to wrażenie. Po prostu strzelał idealnie, jak zawodowiec. Być może nim był…? Kto wie, nie znała go przecież, a okoliczności w jakich się spotkali wskazywały jedynie na tego typu możliwości. Nie mogła niczego wykluczyć. I mimo, iż w tej chwili, byli po tej samej stronie, to nadal wolała nie wykluczać niebezpieczeństwa. Po prostu, w odpowiednim momencie się zmyje, żeby nie wplątywać się jeszcze bardziej w te konflikty, pomiędzy nim, a tamtymi. Nie, i tak miała już wystarczająco na głowie. Niespecjalnie widziało jej się, dokładnie sobie problemów. Jednak, wydawało się, że wszystko się zmieni, kiedy jedna z kul trafiła posiadacza dwóch coltów.
    Przez cały ten czas, raz po razie, zdejmował każdego z wrogów, idealnym trafieniami, zabijając ich na miejscu. Jego wystrzały były przeraźliwie celne. Strzelał tak, jak gdyby sam był kulą. Kiedy jednak w chatce został jeden, ostatni, szczęście go na chwilę opuściło i jedna z wystrzelonych kul przeszyła na wylot bark odziany w czarny rękaw prochowca. Prawdopodobnie, gdyby nie unik dziewczyny, ona również by dostała. A żeby było jeszcze fajniej, dostałaby w głowę, która znajdowała się na tej samej wysokości. Całe szczęście, uchyliła się jednak od strzału i pocisk przeleciał dalej. Ale kiedy zobaczyła ranę tego z naprzeciwka, wystraszyła się, że to go osłabi, lub, broń Boże, zdezorientuje, pozbawi broni. Jakikolwiek ze skutków nie byłby dobry. Ale Jackie zachował trzeźwość umysłu. Zaraz odpłacił za nadobne, ostatniemu z mafiozów. Na tym wszystko się skończyło. Mężczyzna odwrócił się do Japonki, której oczy zrobiły się wielkie, i pierwszy raz od całego spotkania na jej twarzy malowało się przerażenie. Nie powiedziała nic. Wiosłowała dalej.
    Wkrótce dotarli do brzegu i kiedy tylko opuścili łódkę, dziewczyna rzuciła się ku Jackiemu, z zamiarem udzielenia pomocy. Zdjęła już nawet kamizelkę, którą miała zamiar zatamować krwawienie. Kiedy jednak kucnęła przy tamtym, okazało się, że jej zatroskanie jest niepotrzebne. Na własne oczy zobaczyła, jak kula wypada z rany, a ta się zrasta. Wkrótce w miejscu, gdzie jeszcze niedawno widniała dziura, pozostała jedynie wielka plama krwi. Miyuko opadła na mokrą ziemię. Pewnie, cieszyła się, że nic mu nie jest. Ale jednak.. Jakiś niepokój pozostawał. Patrzyła na niego przenikliwym wzrokiem. A więc jedno było wiadome – nie był człowiekiem.
    - Mam rozumieć, że nie potrzebujesz pomocy? – mruknęła. – Cholera, to było niesamowite. – dodała po chwili i dopiero teraz spojrzała w stronę wysepki i chatki na niej.
    Dobrze, że byli już daleko od niej. Teraz wszystko będzie można jasno wytłumaczyć, a ona… Być może będzie mogła opuścić to przeklęte miejsce.
    Kiedy się odwróciła zobaczyła dość dziwną rzecz. Mężczyzna wyjął z kieszeni kulę, która wypadła z jego rany i schował ją do innej kieszeni. Jakby chciał ją zachować.
    - Dlaczego to robisz?
    Być może nie powinna, pytać, a raczej zachować milczenie, jednak nie mogła się powstrzymać, aby tego nie zrobić.
    Doicheall
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Czerwiec 2012, 16:50   

    Uśmiechnąłem się w duchu, gdy zobaczyłem jej wielkie jak pięciozłotówki oczy. I to przerażenie na jej twarzy. Przerażenie... zawsze napawało mnie satysfakcją, jakimś takim... spełnieniem. Wiedziałem, że to wina Doicheall, że to one czerpią siłę ze strachu innych, ale jednocześnie były częścią mojego umysłu, więc częściowo udzielały mi się ich uczucia, ich czarne dusze i czarne serca.
    Jej pytanie zbyłem tylko spojrzeniem bez wyrazu. Naprawdę musisz pytać?
    Niesamowite? Proszę Cię. Przecież kilka razy spudłowałem. Muszę poćwiczyć strzelanie z łódki, to jednak zupełnie inna bajka, niż z pędzącego auta. Ale to kiedy indziej. Tamta czwórka już nie wróci do mafijnej meliny, więc za jakąś godzinę przybędą kolejni, tym razem liczniej.
    -Nie Twój interes. -odparłem, wyjmując pistolet i wymieniając magazynek. Tak na wszelki wypadek, żeby mi się potem amunicja nie skończyła w środku strzelaniny. Dlaczego wszyscy muszą być tacy ciekawscy?
    Schowałem broń i chwilę jej się przyglądałem.
    -Dobrze koncypuję, że nie masz stałego miejsca zamieszkania? -skoro chciała zatrzymać się w takiej ruderze, to chyba dobrze.
    -''A co Cię to obchodzi? Zastrzel ją i będzie z głowy!" -Naate była coś zbyt rozgadana dzisiaj. Zdecydowanie zbyt. Zaczynałem się martwić.
    -Możesz przenocować u mnie. Jeśli chcesz. -odparłem, chociaż w sumie miałem gdzieś, co się z dziewczyną stanie. Równie dobrze ta kula mogła trafić ją, nie mnie.
    -''A co się w Tobie takie dobre serce nagle odezwało?"
    -"Zamknij się! Wcale, że nie!" -a może tak? Może rzeczywiście odezwało się we mnie dobre serce? Może zależało mi na tym, żeby Japonka była bezpieczna? Tylko serce i duszę miałem tak wyżarte przez Naate i Elię, że bałem się to przyznać przed samym sobą?
    -Tak czy siak, lepiej, żebyśmy się stąd usunęli. Niebawem przyjdzie ich więcej. -odwróciłem się i zrobiłem kilka kroków.
    -Idziesz? -spytałem, zatrzymując się i odwracając lekko głowę w jej stronę. Niby nie dbałem, co się z nią stanie, a jednak nie mogłem tak po prostu odejść. Ciekawe dlaczego...
    Miyuko
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Czerwiec 2012, 21:13   

    Pewnie. Mogła nie pytać. Skoro tak reaguje na pytania, postanowiła sobie, że już więcej tego robić nie będzie. Zresztą i tak nie było jej to potrzebne. Powie kiedy będzie chciał i co będzie chciał. Tak więc zamilkła już i jedynie obserwowała, co ten robi.
    Wszystko tak gwałtownie ucichło. Na mokradłach, na powrót panowała grobowa cisza. Jednak, odkąd oddalili się od chatki na małej wysepce, można już było zauważyć więcej życia. Prócz setek komarów i innych owadów, Miyuko dostrzegła małą, zieloną żabkę, skaczącą wśród zgniłozielonych traw. Nad sobą, usłyszała cichy skrzek jakiegoś ptaka, a wkrótce dojrzała jak gałęzie się poruszają i zwierze opuszcza swoje miejsce. Wszystko to sprawiało, że mokradła, mimo, iż nadal wzbudzały lekki niepokój, wydawały się być już bardziej przystępne. Już nie napawały wrażeniem, wymarłej okolicy. Bardziej, kojarzyła się teraz z zamieszkałą przez odrażające, tajemnicze potwory.
    Japonka zauważyła, że Jackie prowadzi jakieś wewnętrzne zatarczki. Jakby spierał się z samym sobą. Być może chodziło o niedawną akcje, a może o nią samą. Czyżby nie do końca wiedział co z nią zrobić, jak postępować? Ale na wierzchu wyglądał na opanowanego i pewnego siebie, jak zwykle. Jednak, pewnie nie często miał do czynienia z takimi sytuacjami i po prostu zastanawiał się co robić. Nieważne, nieważne.
    - Cóż… Mylisz się. Mam mieszkanie. Ale dzięki za propozycję. Poradzę sobie.
    Wstała i już miała odejść, gdzieś w swoją stronę, kiedy tamten znowu coś powiedział. Co do jednego miał rację. Trzeba było się stąd ulotnić. Jednak… Czy idzie? Miała więc iść z nim? Przez krótka chwilę stała niezdecydowana. Mogła przecież już sama najzwyczajniej wrócić do domu. Co prawda trochę by jej to czasu zajęło, jednak co innego miałaby zrobić? Ale, patrząc na to, co niedawno się wydarzyło, okolica mogła nie być zbyt przyjemna. Faktycznie, mogli zjawić się kolejni, albo przynajmniej ktoś mógł stać gdzieś na straży, aby dopilnować, by żaden z celów, które powinny być martwe, nie wydostał się żywy. Tak więc, rozdzielenie się, nie mając przy sobie odpowiedniej broni, mogło być ryzykowne.
    Skinęła głową. Idzie. Tak więc dołączyła szybko do niego, nakładając na siebie z powrotem czarną kamizelkę.
    Doicheall
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Czerwiec 2012, 14:33   

    Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale nie dałem tego po sobie poznać. Czasami sprawiałem wrażenie, jakbym nie potrafił okazywać emocji.
    Skoro ma swoje mieszkanie, powinienem ją olać i odejść, ale znów nie potrafiłem. Coś kazało mi ją odprowadzić, upewnić się, że jest bezpieczna.
    -"Robisz się miękki." -usłyszałem głos Elii. Chyba miła rację. Trochę się przestraszyłem. Nie samego faktu miękczenia, a raczej jego następstw. Doicheall żywiły się złymi emocjami i uczuciami, ale jednocześnie trzymały je w ryzach. Trochę jakby... Póki jestem nieuczciwy, gruboskórny i zamknięty w sobie, one żywią się tymi emocjami i nie próbują się tak uparcie wydostać. Kiedy jednak zaczynam być miły i uprzejmy... Zaczynają głodować. Próbują uciec, żeby czerpać siłę ze zła, które same stworzą. To samonapędzająca się maszyna, perpetum mobile. Czasem się zastanawiałem, czy one mogłyby żyć beze mnie, samodzielnie.
    Podążyłem razem z dziewczyną w stronę miasta. Kiedy zniknęliśmy za drzewami, jakaś tajemnicza postać wykonała telefon, po czym wysłała MMSem kilka zdjęć. Czujka. Ci mafiozi jednak nie byli aż tak głupi, na jakich wyglądali.

    zt x2

    <zaczynamy u Ciebie w mieszkaniu :)>
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 26 Wrzesień 2015, 17:15   

    W trakcie drogi Anastazja zdążyła jeszcze przypomnieć Zjawie, jak ma na imię oraz uspokoić, że nic poważnego się nie wydarzyło, by miało to wywołać efekt amnezji. Nie, żadne silne emocje wywołane napadem nie miały z tym przecież nic wspólnego!
    - Nie martw się na zapas, skoro pamięć uleciała, nic w tym momencie nie poradzisz zamartwianiem się tym, nya. Być może to tylko chwilowe, zostanę z tobą. - Z jednej strony miała wspaniałą, dziecięcą radość tak bardzo wodząc dziewczynę za nos, mówiąc o wszystkim, co tak naprawdę wyssane było z palca, tylko dlatego, aby zabawa tego wieczora nie skończyła się za wcześnie. Z drugiej... Musiała przyznać, że utrata pamięci nie jest niczym przyjemnym, szczególnie jeśli pada się wtedy ofiarą kogoś o podłej duszyczce. Przecież sama obudziła się na środku miasta z pustką w głowie, która ciążyła z dnia na dzień coraz bardziej, jednak musiała nauczyć się z tym żyć. I naprawdę się przyzwyczaiła. Aż tu nagle trach! umarła i nawracające wspomnienia zabolały chyba bardziej niż sam fakt, że stała się Strachem.
    No, dość tego litowania się. Dziś ktoś będzie cierpiał!
    Okolice, do których zmierzały właściwie nie były znane przez kotkę, nie mniej obiło jej się o puchate uszy, że ani tu przyjemnie ani nawet ostatnimi czasy bezpiecznie. Idealne miejsce, aby zostawić lękliwą, nie potrafiącą sobie obecnie poradzić Człowieczkę. Z przyjemnością popatrzy sobie z ukrycia na poczynania Revi.
    Gdy droga i samo powietrze robiły się coraz bardziej wilgotne, musiało znaczyć, że trafiły na Nawiedzone Mokradła. Dlaczego były nawiedzone, to się może okaże, najważniejsze było to, aby się nie zamoczyć. Woda w końcu jest zła!
    - Naprawdę nic poza tamtym człowiekiem nie pamiętasz? Może coś ci już zaczęło świtać? To musi być naprawdę potworne uczucie, ale ale, mały spacer przez las pozwoli ci się nieco uspokoić, nya. Noc jest długa, nuż rozwiązanie samo się pojawi. - Tak, rozwiązanie niańczenia kelnerki na pewno.
    Żadnej drogi tutaj nie znała i jeśli Revi jakimiś przebłyskami nie wybrała innej, to podążały wąską, nieco zarośniętą, przez którą trzeba było się przedzierać, a biedny sweterek delikatnie się pozaciągał być może nawet porozrywał, aż podmokłe tereny ustąpiły i ich oczom ukazała się niewielka chatka. Zapuszczona i zapewne opuszczona, bo nikogo kotka tutaj nie wyczuwała, a węch jej raczej nie zawodził - dopóki ktoś nie potrafił maskować własnego zapachu.
    - Nyah. Nie wiem czy o to mi chodziło, ale jest tu w miarę sucho, a moje buty chyba pragną chwili odpoczynku od nieustannego, przylegającego błota. - Miejsce to nie przeraziło jej, co więcej chętnie chciała je dokładniej zwiedzić, zajrzeć do domku i być może dokonać zaskakujących odkryć. Niestety światła tu nie było, a to co dawał księżyc nie wystarczało na zauważenie wszystkiego. Ostatnią nadzieją było znalezienie czegoś wewnątrz, lampy, może kominka. Na elektryczność nie liczyła.
    Bez względu na to, co Revi postanowiła robić, Hebi otarła buty o rosnącą tutaj trawę, później pewnie uchylając drzwi weszła do środka. Zaskoczenia nie było - ciemność jak w... Hm, no. I tylko jedno, donośne stuknięcie.
    - Eeee... - A jak ona miała na imię, do cholery?! - To byłaś ty, nya? - Revi czy nie Revi, lepiej mieć pazurki w pogotowiu.
    _________________
     



    Wspomnienie Senne

    Godność: Revi Destin / Mello Alisder
    Wiek: Wizualnie ok. 20 lat
    Rasa: Powiedziano mi że jestem Senną Zjawą.
    Wzrost / waga: Revi 166 cm / 49 kg // Mello 182 cm / 70 kg
    Aktualny ubiór: Aktualny ubiór jako Mello -> http://orig01.deviantart....ama-d6gb6m9.png + http://www.edykte.pl/efla...czczerwonaa.jpg Obroża na szyi, ukryta pod warstwą bandażu elastycznego.
    Znaki szczególne: Revi -Piękne szmaragdowe oczy. / Mello - hipnotyzujące bursztynowo czerwone oczy.
    Zawód: Revi -Pracuję, jako kelnerka oraz pomoc kuchenna w kawiarni Kaprys // Mello - szkuka pracy :x
    Pan / Sługa: Brak.
    Pod ręką: Czarna torba na ramię a w niej: szkicownik, ołówki, długopis, portfel, telefon komórkowy, spakowany zestaw damskich ubrań. A poza tym magiczny dobyte .
    Broń: Urok osobisty, poza tym brak :x
    Bestia: Innocenza
    Nagrody: Animicus, Księga Magicznych Opowieści (za mini-event w Traümen), Bursztynowy Kompas, Generis Collare, Tęczowa Różdżka, Rubinowe Serce, Zegarmistrzowski Przysmak (1 szt.)
    Stan zdrowia: 100 % hp
    Dołączyła: 24 Mar 2014
    Posty: 187
    Wysłany: 27 Wrzesień 2015, 17:04   

    Zaczynałam mieć obiekcję, co do trasy wybranej przez Anastazję, początkowo nie zwróciłam nawet uwagi gdzie idziemy. Raz nie rozpoznawałam okolicy a dwa byłam zajęta myślami napływającymi do mojej głowy. Wspomnienia, można by uznać, że wracały jednak miałam dziwne przeświadczenie, iż powracające scenki nie należały do mojego życia a nawet o tego świata, sceneria niektórych bardziej przypominała sny. Już zaczynałam się martwić, że cierpię na jakieś urojenia… Ale Anastazja pocieszała mnie więc starałam się rzeczywiście odpędzać czarne myśli.
    -Wracają niektóre wspomnienia, ale …. Są dziwne. Nie wiem czy to raczej nie jakieś moje wyobrażenia, ciężko mi powiedzieć. I dziękuję też mam nadzieję że wszystko zacznie wracać, bo muszę przyznać czuję się nieswojo…
    Uśmiechnęłam się delikatnie, starałam się skupić na pozytywnym myśleniu jednak, kiedy zapominałam o problemie amnezji skupiałam się na butach zapadających się w grząskiej ziemi i błocie. Zdecydowanie nie było to obuwie odpowiednie na tego typu warunki. Utrzymanie równowagi wcale nie było łatwym zadaniem, a wystające gałęzie i korzenie utrudniały życie bardziej niż błoto. Przystanęłam nagle przy jednym z drzew i zaczęłam kaszleć, ponownie miałam problem z wzięciem oddechu.
    -Co jest… nie dość że amnezja to i astmę mam? Oby nie wszystkie inne przypadłości na A. Jak nic kłopotliwa ze mnie istota…
    Westchnęłam tylko i dalej ruszyłam przed siebie, bez dalszego rozczulania się nad sobą. Wróciłam myślami do jedynego w miarę pewnego wspomnienia, ponieważ dziewczyna spytała o nie. Jaką jednak miałam pewność, że i to nie okaże się jakimś urojeniem? Nie.. coś musi być pewne i wolę wierzyć że to właśnie do nich należy.
    -Nie wiem, czemu ale wydaje mi się, że on będzie wiedział, co się dzieje a może po prostu mam natką nadzieję. W każdym razie jak na razie to jedyne ze wspomnień, które wydają mi się w miarę pewnymi.
    Szłyśmy dalej w między czasie zdążyłam zahaczyć rękawkiem bluzki o jakieś wystające gałęzie na tyle dotkliwie że na materiale pojawiło się rozdarcie. Zignorowałam to jednak, bo co innego w tej chwili zaczęło mnie trapić. Na chwilę świat ucichł. Czarnowłosa mówiła coś do mnie, widziałam, że porusza ustali jednak do mnie żaden dźwięk nie doszedł. Czyżby kolejny defekt? Nie o tym nie będę już nawet wspominać i tak już dość zmartwień jej przysporzyłam.
    Chatka na której ganku wkrótce się znalazłyśmy sprawiała wrażenie opuszczonej, ciekawe czy bywałyśmy tu wcześniej? Wyglądało na to że nie… dlatego i ja ruszyłam w ślad za Anastazją i zaczęłam rozgląda się po okolicy.
    -Nie… ale też wydaje mi się ze coś słyszałam. Ale to może być tylko jedna ze spróchniałych desek..
    _________________

    Revi
    ~
    Mello

    X X X X
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 27 Wrzesień 2015, 19:53   

    Dziwne przypadłości dziewczyny zostały zauważone już w Kaprysie, jednak Hebi wtedy nie przywiązywała do nich szczególnej uwagi, bo i spotkanie miało być chwilowe. Ot, wziąć co miała ochotę i wrócić do własnego życia. Ale teraz sytuacja się zmieniła, Revi była pod jej skrzydłami i gdyby nagle padła z niewyjaśnionych przyczyn, to byłby większy problem. Póki była tego świadkiem, musiałaby jakoś zareagować. Uciążliwe.
    - Astma, nya? Myślę, że to skutek niespodziewanej utraty pamięci. Wiesz, przerażony organizm tak reaguje. I żadna kłopotliwa, każdemu się to mogło przydarzyć. – Powiedziała pocieszająco, a zawadiacki uśmieszek nie spełzał z jej twarzy. Przecież za niedługo kłopotu się pozbędzie.
    Jak na złość Zjawa stała się bardziej rozgadana i ufna wobec swojej oprawczyni, a kotka bardziej się wyciszyła, była mniej agresywna i przede wszystkim nie pokazywała po sobie niczego, co przypominałoby jej drugiego oblicza. Rozmowy tylko wyprowadziłyby ją z równowagi lub co gorsza odwiodły od zakładanego planu. Chociaż miała niemalże całkowitą pewność, że w tym gąszczu żadnego znajomego kelnerki nie spotkają. Musiałby mieć naprawdę fatalne wyczucie, aby wyrosnąć im przed oczami. Jeden problem z głowy.
    - To taka paskudna przypadłość, że człowiek chyba niewiele zdziała, by się jej pozbyć. Tutaj przydałaby się odrobina magii. – Całość oczywiście miała być w formie żartu, lecz w gruncie rzeczy nawet pragnąć wspomóc się dobytkiem Krainy Luster, trzeba było wiele zachodu, czasem niewartego świeczki. Nie zawsze wspomnienia są warte, by je przywracać.
    Dźwięk, który usłyszały przez dłuższą chwilę się nie powtarzał, dlatego prawdopodobne było, że Revi miała rację – spróchniała deska to także dobre wyjaśnienie. Szkopuł tkwił w tym, że Topielica w te przyziemne wytłumaczenia wierzyć nie chciała, doświadczona na swojej sierści, że Świat Ludzi nie jest pozbawiony wszelkich dziwadeł, a nawet spotkać je można na każdym kroku. Chyba stanowiła idealny do tego przykład.
    Już chciała zamachnąć ogonem, kiedy uświadomiła sobie, że jego widok nie będzie teraz na miejscu, wszak zgrywała zwykłego człowieka. Pokręciła tylko głową ze zrezygnowaniem i weszła w głąb domu. Nie było tu dużo do zwiedzania, ale ciemność zadbała o doskonałe ukrycie tutejszych dobrodziejstw. I czekanie na potwory wydawało się być próżne, bo zapadła głucha cisza, przerywana jedynie odgłosami nocnych ptaków i świstu wiatru w nieszczelnych oknach chatki.
    Dopiero jeśli obie znalazły się wewnątrz zza progu zaczął łypać na nie cień. Wydłużony przez delikatnie padający blask księżyca, choć gdyby spojrzeć w tamtą stronę to postać była dość postawna i raczej owalna niż podłużna, na dodatek wlepiała w nie swoje świecące na czerwono ślepia.
    Dreszcz przebiegł po ciele kotki. Kolor tych oczu został przez nią tak bardzo znienawidzony, że obawiała się, iż znów straci nad sobą kontrolę. To przecież je mogła widzieć tuż przed śmiercią… Objęła się ramionami i w żaden sposób nie reagowała, bez względu na to, czy Revi coś do niej mówiła, czy oczekiwała podjęcia działania. Nic do niej nie docierało. Bo wydarzenia z cmentarza ponownie rozgrywały się w jej myślach.
    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 11