Metryka:
Imię: Salem Thomasin
Nazwisko: Lamb-Sullivan
Pseudonim: Sal, Sally, Lamb, Czarownica
Wiek: Urodzona w roku 1738; wizualnie około 20 lat
Rasa: Cień
Ranga: Tańcząca ze Śmiercią
Miejsce zamieszkania: Świat Ludzi
Moce:
✶ Salem potrafi za pomocą dotyku naładować dowolny przedmiot energią kinetyczną. Gdy zetknie się on z inną materią nieorganiczną lub też ograniczną, wybucha. Podczas oraz po naładowaniu przedmiot emanuje delikatną, złotawą poświatą. Na post może naładować maksymalnie 2 przedmioty. Przedmioty małe (np. karta do gry) może naładować natychmiast. Po trafieniu w przeciwnika powodują lekkie, choć bolesne poparzenia, są w stanie podpalić łatwopalną substancję bądź przedmiot lub hukiem przestraszyć czyjeś zwierzę/bestię. Przedmioty średnie (np. miecz) ładują się przez okres 1 posta i dopiero w kolejnym możliwe jest ich rzucenie. Wywołują już poważniejsze obrażenia, gdy trafią bezpośrednio w cel. W przypadku chybienia, są w stanie ogłuszyć przeciwnika i lekko go poparzyć. Przedmioty duże (maksymalnie wielkości motocykla) ładują się przez 2 posty. Mają działanie obszarowe i przy bezpośrednim dotknięciu powodują bardzo poważne obrażenia, a poważne nawet, jeżeli wybuchną w okolicy przeciwnika.
✶ Blokada umysłu.
✶ Fałszywa śmierć – moc rangowa.
Umiejętności:
✶ Cóż byłaby z Salem za czarownica, gdyby nie znała się na zielarstwie? Potrafi przyrządzać różne naturalne mikstury, głównie trucizny, odtrutki i środki odurzające.
✶ Tańczy burleskę.
✶ Salem jest bardzo charyzmatyczna, przez co dużo łatwiej jej manipulować ludźmi i przekonywać ich do swoich racji.
Charakter:
Bezpruderyjna psychopatka skrywająca się za fasadą kokieteryjnego uśmiechu. Salem należy do osób, których ani słowom, ani czynom nie można zawierzać do końca. Odruchowo zachowuje się tak, jak się tego od niej oczekuje i mówi to, co ludzie chcą usłyszeć, by zdobyć ich zaufanie, a następnie wykorzystywać wedle uznania. Zawsze opanowana, uroczo uśmiechnięta, choć przy tym nieco ekscentryczna – taka wydaje się być na pierwszy rzut oka.
Zacznijmy od tego, że Salem zawsze patrzy na wszystko przez pryzmat własnych korzyści. „Co ja z tego będę miała?” – to pytanie codziennie przewija się przez jej myśli i tylko argumenty oparte o zysk do niej przemawiają. Jeżeli komuś pomaga, to z pewnością ma w tym swój interes. Innej możliwości nie ma, gdyż dziewczyna nie zachowuje się bezinteresownie wobec ludzi (tudzież istot magicznych). Oczywiście, może przytrafić się sytuacja, w której będzie komuś wmawiać, że go lubi, a może nawet i kocha. Byłoby to jednak uczucie bardzo egoistyczne, wynikające z chęci zagarnięcia danej osoby dla siebie, posiadania jej, jak przedmiotu, i nie będzie miało nic wspólnego z prawdziwą miłością. Inni ludzie nie obchodzą Salem. Ma gdzieś ich uczucia, liczy się tylko jej własny komfort i płynne, wygodne funkcjonowanie w świecie. Na pozór jest naprawdę sympatyczna, choć, oczywiście, dla tych, od których może coś uzyskać. Jeżeli jest dla ciebie nieuprzejma i oschła, prawdopodobnie nie przejawiasz dla niej żadnej wartości. Bywa także, że odsłania przed kimś swoje prawdziwe oblicze, jednak jest to niezwykle rzadkie. Lamb jest raczej towarzyska, ale nie znosi, gdy ktokolwiek narusza jej przestrzeń osobistą bez pozwolenia. Wystarczy jeden nieopatrzny dotyk i już można zauważyć w jej spojrzeniu chłód i wrogość. Kontakt fizyczny z obcymi osobami uważa za brudny i gdy dotknie ją ktoś, kogo otwarcie nie lubi, z pewnością ostentacyjnie przetrze to zbezczeszczone miejsce chusteczką.
Salem jest osobą asertywną, ambitną i przekonaną o własnej wartości. Nierzadko bierze się za pewne rzeczy tylko po to, by udowodnić samej sobie, że będzie w tym dobra i da sobie radę. Jest perfekcjonistką – jeżeli coś robi, z pewnością będzie dopięte na ostatni guzik. Nie zawsze jest to jednak zaleta, gdyż zdarza jej się popadać w przesadną chęć osiągnięcia perfekcji. Jak nietrudno się domyślić, nie znosi chaosu. Wszystko w jej życiu jest odpowiednio poukładane i każda ingerencja w ten porządek denerwuje Salem. Niezależnie od tego czy jest to zmiana w zachowaniu osoby, której zdążyła już przykleić etykietkę, czy też przestawienie książki na jej półce w pokoju.
O ile Salem na co dzień zachowuje się jak czarująca kokietka z głową w chmurach, denerwowanie jej nie jest dobrym pomysłem, gdyż wydaje się równie bezpieczne, co wkładanie ręki do paszczy dzikiego lwa i liczenie, że jej nie odgryzie. Lepiej nie przekonać się na własnej skórze, jak mściwa i sadystyczna potrafi być Lamb. Jest inteligentna i bardzo przebiegła. Analizuje zachowanie otaczających ją istot, wypatruje słabych punktów. Często nie jest jednak w stanie dojrzeć własnej słabości – przesadnej pewności siebie. Salem właściwie nie odczuwa strachu czy niepewności. Jest przekonana, że nikt nie jest w stanie jej zagrozić, bo, kto jak kto, ale ona poradzi sobie z każdym.
Aparycja:
Gotycka piękność, łącząca w sobie szczyptę upiorności z całą garścią dziewczęcego uroku. Z pewnością doskonale nadawałaby się do roli nastoletniej Morticii Addams.
Salem jest średniowysoką, bo mierzącą trochę ponad metr siedemdziesiąt, młodą kobietą o smukłej sylwetce. Bardzo szczupła, ale, poza jednym miejscem, nie można o niej powiedzieć, by była przesadnie koścista. Ma mocno widoczne, dodatkowo podkreślane gorsetami, wcięcie w talii i zaokrąglone biodra. Choć na pierwszy rzut oka wcale nie prezentuje się groźnie (oczywiście, zakładając, że nie zostanie wzięta za wampirzycę), jest zdecydowanie silniejsza, niż na to wygląda.
Lico ma blade, bez jakiejkolwiek rumianości. Tylko jej ramiona poznaczone są drobnymi, ledwie widocznymi piegami. Skóra dziewczyny jest miła w dotyku, choć przy tym wiecznie chłodna. Jedynie na przedzie klatki piersiowej, zamiast normalnej skóry, znajduje się tkanka bliznowata, a pod nią bezpośrednio odznaczają się żebra. Choć Lamb może się cieszyć piękną, kobiecą sylwetką, w tym jednym miejscu nie została obdarzona odpowiednimi, kobiecymi kształtami. Nie, nie jest to efekt żadnego straszliwego wypadku ani nieludzkich eksperymentów. Salem taka się urodziła; może być to wynik nieszczęsnej mutacji genetycznej u dziecka Cienia i ludzkiej kobiety. Na szczęście, choć wyglądać może przerażająco, absolutnie nie zagraża życiu dziewczyny, ani w niczym jej nie przeszkadza (no, może poza noszeniem sukni bez ramiączek).
Twarz Salem jest lekko pociągła, o rysach symetrycznych i delikatnych. Nos ma mały, zadarty nieznacznie ku górze, a do tego pełne usta o malinowej barwie. Oczy Lamb są duże, chciałoby się powiedzieć, że wręcz dziecięce i niewątpliwie dodają jej młodzieńczego uroku. A skoro już o nich mowa, ich tęczówki mają kolor jasnofioletowy. Jedynie górna połowa lewej tęczówki „zdobiona” jest przez czerwoną plamkę. Otoczone są woalką długich, ciemnych rzęs i wyglądają, jakby były zarysowane ciemną kredką, nawet, gdy ich posiadaczka nie nosi żadnego makijażu. Dodatkowo, na powiekach widoczne są fioletowe żyłki. Twarz Salem opływają lekko falowane, gęste, czarne kosmyki o atramentowym połysku. Sięgają jej aż za pośladki. Grzywkę wyhodowała bardzo długą, toteż zwykle zaczesuje ją na bok, czasem w taki sposób, że nieco zasłania jej prawe oko. Warto nadmienić, iż Lamb jest zagorzałą przeciwniczką wiązania włosów, nawet jeżeli później ma marudzić przy ich rozczesywaniu, toteż nosi je niemal zawsze rozpuszczone. Bardzo dba też o swoje dłonie, jej paznokcie są zawsze długie i zadbane.
Garderoba Salem maluje się w barwach typowo pogrzebowych. Dominuje czerń, przeplatana z bielą i okazjonalnie odrobiną czerwieni. Dziewczyna preferuje eleganckie stroje w stylu gotyckim, w szczególności długie suknie i spódnice. Przepada za makijażem, chociaż stara się, by wyglądał on możliwie jak najbardziej naturalnie. Jedynie oczy lubi mieć mocno podkreślone. Ma przekłute uszy, jednak kolczyki nosi okazjonalnie; posiada też piercing w lewym biodrze.
Historia:
– Nigdy bym nie przypuszczała, że zostanę tu na dłużej. Myślałam, że rozstaniemy się szybko, jak zawsze. Doleję kilka kropli do twojego kieliszka albo ukradkiem dorzucę coś do kolacji, a kiedy już zaśniesz, spokojnie oddalę się z całym twoim dobytkiem, jaki będę w stanie udźwignąć. Nawet nie zorientujesz się kiedy! Pewnie się zastanawiasz co skłoniło mnie do zmiany zdania? Prawdę mówiąc, sama nie wiem. Jest w tobie coś takiego… co po prostu mnie zainteresowało. Wiesz, to nie tak, że jestem zepsuta do szpiku kości. Okradam ludzi, bo cóż innego mogłabym robić i wciąż utrzymywać moje życie na obecnym poziomie?
Muszę dodać coś na swoje usprawiedliwienie, bo to nie tak, że praca jest poniżej mojej godnością. Po prostu w obecnych realiach nader ciężko byłoby mi legalnie zdobyć taką, która by poniżej mojej godności nie była. Według oficjalnej wersji, zmarłam w 1756 roku. Przez te wszystkie lata zdobyłam niemałe doświadczenie w wielu dziedzinach, przyznaję, ale nie posiadam dyplomów ukończenia żadnych znanych uczelni, ani innych papierzysk, mogących poświadczyć o mojej wiedzy. Ciężko się kształcić, oficjalnie będąc duchem, nie wspominając o tym, że większość mojego życia przypadała na czasy nieprzychylne kobietom, zwłaszcza wyedukowanym kobietom. Tak więc kontynuowałam swój wygodnicki tryb życia, pozbawiając pieniędzy tych, którzy mieli ich zdecydowanie zbyt wiele.
Schemat był prosty. Pojawiam się w czyichś snach, próbuję go oczarować, a następnie niby przypadkiem wpadam na moją wybraną ofiarę na ulicy. Któżby nie zainteresował się chociaż trochę piękną nieznajomą ze swoich snów? Zwykle nalegałam na spotkanie w domu, a resztę już znasz. To zadziwiające, jak łatwo mi szło. I poza pozbawianiem ludzi ich majątku, nie musiałam im nawet robić krzywdy! Chyba, że przypadkiem wlałam o kroplę za dużo. Bo wiesz, początki mojej, powiedzmy, kariery były nieco bardziej burzliwe. Może opowiem ci wszystko od początku, co ty na to?
Urodziłam się w roku 1738. To było tak dawno temu! I to jeszcze w niewielkim, sennym miasteczku. Moja rodzina była tam bardzo szanowana, byliśmy zamożni, ale nudziłam się. Chciałam zwiedzać świat, gościć na przyjęciach, być gwiazdą towarzystwa. Wtedy wybawienie pojawiło się na horyzoncie! Nasze miasto odwiedził młody hrabia i od początku wiedziałam, że jest mną oczarowany. Prędko owinęłam go sobie wokół palca. Marzyłam tylko, żeby zabrał mnie z tej zapadłej dziury i zasypywał drogimi prezentami. Wkrótce, zgodnie z moim planem, oświadczył mi się.
Pierwsza kłótnia małżeńska przyszła dość szybko. Nie spodobała mu się moja… blizna. Stwierdził, że moja matka miała rację i jestem odrażającą wiedźmą. Byłam tak wściekła, że chwyciłam pierwsze, co wpadło mi w rękę i rzuciłam. Nawet nie zorientowałam się, że użyłam mojej mocy i przedmiot dosłownie wysadził głowę męża. Nadal pamiętam, jak jej zawartość rozbryzgała się na ścianach. Kiedy pierwszy szok minął, uznałam, że przecież tam nie zostanę. Hrabia kazał służbie nie przeszkadzać, toteż nikt nie przybiegł. Na szczęście! Miałam czas uknuć plan. Ja zawołałam jedną ze służek, a gdy tylko pojawiła się w progu, przyłożyłam jej mocno w głowę. Padła nieprzytomna. Przebrałam ją w moją suknię ślubną, a następnie znów użyłam mocy, rozrywając jej twarz i klatkę piersiową. Chciałam, by była wzięta za mnie. Ktoś włamał się do rezydencji, brutalnie zamordował hrabiego oraz nową hrabinę, a następnie uciekł z workiem kosztowności – tak miała brzmieć oficjalna wersja wydarzeń. Dlaczego upozorowałam śmierć? Cóż, to chyba oczywiste. Nie mogłam zostać posądzona o zbrodnię, a i tak nie miałam do czego wracać. Moja rodzina nie przyjęłaby pod swój dach morderczyni. Matka tylko by triumfowała, że przez tyle lat miała rację i faktycznie jestem pomiotem diabła.
Czasem powtarzała, że przypominam jej „Jego”. Mówiła to takim głosem, jak gdyby „On” był najstraszniejszą istotą, jaką można sobie wyobrazić. Jako dziecko, skojarzyłam fakty. Musiałam być córką szatana, złą czarownicą. Teraz już wiem, że moja matka była po prostu zdradziecką… Ach, szkoda słów! Wiem, że to pewnie brzmi zabawnie, ale tkwiłam w przeświadczeniu, że faktycznie jestem czarownicą przez większość mojego życia. Cóż, skąd mogłam wiedzieć? Na Ziemi nie widuje się magicznych stworzeń codziennie! Pomimo tych wszystkich mitów i legend o duchach, strzygach i wilkołakach, nigdy nie spotkałam żadnego, poza sobą. Dopiero wtedy, kiedy zupełnym przypadkiem wylądowałam w Glassville i natknęłam się tam inną osobę żywiącą się snami. To było… ciekawe spotkanie. Do dziś pamiętam, jak wielce był rozbawiony, kiedy go spytałam czy też jest czarownikiem. Był na tyle miły, że wyjaśnił mi kim jesteśmy i nawet powiedział, gdzie znajdę przejście na, jak to nazwał, drugą stronę lustra. Oczywiście, że byłam ciekawa świata, z którego pochodzi mój gatunek. Wybrałam się tam kilkukrotnie. Wszystko było nowe, dziwne i nieznane, ale też fascynujące. Tam dla nikogo nie byłam demonem, wampirem ani czarownicą, tylko po prostu kolejnym z wielu Cieni. Z jednej strony było to miłe, a z drugiej trochę przygnębiające. Rozumiesz, każdy lubi być wyjątkowy, a nagle okazuje się, że wcale nie jesteś wybrańcem piekieł, tylko twoja matka puściła się z przystojnym nieznajomym z innego wymiaru.
Nie nacieszyłam się odkrywaniem świata magii zbyt długo. Odkryli go też ludzie, których jedynym celem stało się podbicie i zniszczenie wszystkiego, co obce. Wiedziałam, że jako Cień nie będę dłużej bezpieczna w Glassville. Wyjechałam jak najdalej. Najpierw do Szkocji, a potem do Norwegii, Hiszpanii, Grecji, Francji i jeszcze dalej. Zwiedziłam kawał świata! Dopiero niedawno, po tylu latach, coś mnie tknęło i postanowiłam tu wrócić. Nie zamierzam opuszczać ludzkiego świata, jest mi tu zbyt wygodnie, ale chciałabym dowiedzieć się więcej o sobie, o swoich korzeniach. Wciąż mam pewne obawy, to dla mnie niecodzienna sytuacja, gdy każdy wokoło może posiadać moce podobne do moich, a nawet znacznie bardziej niszczycielskie. Poza tym, lubię ludzkie życie.
Z mojej przeszłości dobrze wspominam tylko ojca. Był dobrym człowiekiem, może nawet za dobrym. Nie przeszkadzał mu mój nietypowy, jak na człowieka, wygląd i zawsze złościł się na matkę, gdy próbowała nazywać mnie czarownicą. Byłam jego oczkiem w głowie. Nigdy nie pozwoliłby, żeby stało mi się coś złego. Miałam dwóch młodszych braci, ale ich nigdy nie rozpieszczał tak, jak mnie. Może dlatego, że mieli być twardzi, jak to mężczyźni w tamtych czasach, a może po prostu byłam jego ulubienicą. Nawet po odejściu z domu, nie zapomniałam o ojcu. Domyślałam się, że pewnie strasznie przeżył wiadomość o mojej śmierci, więc czasem odwiedzałam go w jego snach. Mówiłam, że wszystko jest dobrze i żeby się nie martwił. Zawsze w jakiś sposób potrafiłam odnaleźć jego sny w plątaninie innych. Kiedyś jednak przez kilka dni nie mogłam. Zrozumiałam, że ojciec zmarł. Trochę szkoda, lubiłam to, jak mnie rozpieszczał, ale tak bywa.
– Mam nadzieję, że cię nie zanudziłam swoim monologiem. Może teraz ty opowiesz mi coś więcej o sobie?