Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Wysłany: 26 Maj 2011, 20:39 Bajka o Kolorowym Krasnoludku
- Złap mnie! - Wykrzyknęła kierując się szybkim krokiem, który po chwili przerodził się w trucht, w stronę maminego ogrodu. Śmiała się przy tam uroczo wymachując swoimi drobnymi rączkami udając, że jest motylkiem latającym pośród kolorowych kwiatków. Z każdym jej krokiem w powietrze unosiło się co raz więcej owadów, które bojąc się, że zostaną rozdeptane, odlatywały ukazując przy tym swoje piękne skrzydła w kolorze tęczy. Dziewczyna udawała, że nie widzi tego, choć kątem oka cały czas przyglądała się robaczkom. Mimo to musiała uciekać, schować się gdzieś, najlepiej w krzaku lub na drzewie.
- Victorio! Nie mam zamiaru Cię gonić! - Krzyknęła za nią dostojna kobieta o pomarańczowych włosach. Mimo że cały czas stała w miejscu z surową miną, miała ochotę pobiec za swoją córeczką i razem z nią poudawać motylki. Stała jednak nie ukazując swoich skrytych pragnień. Jej duże oczy wodziły cały czas za drobną postacią, która kierowała się w stronę cukierkowych drzew. Czyżby... Nie!
- Victorio Etoiles! Nie waż się podchodzić do tych drzew! - Wrzasnęła ogarnięta paniką i złością. Nie miała innego wyboru. Złapała za rąbek błękitnej sukni i pognała jak najszybciej w stronę córki.
Ta jednak nie przejmowała się protestami matki. Kręcąc piruet zaświergotała jak tęczowy kanarek, który zamieszkał ostatnio na strychu, stanęła pod celem swojej małej ucieczki. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale jako córka Etriasa Etoiles musiała postawić na swoim. Nie myślała już o tym, że miała zaledwie 8 lat, co w porównaniu do wieku jej matki było krótką chwilą tak na dobrą sprawę. Powinna się teraz zatrzymać i pobiec do ukochanej rodzicielki, która uśmiechnęłaby się tylko i przygarnęła do siebie głaszcząc jej fioletowe włosy. Tak powinno być, lecz chcąc uniknąć powitania ze swoim okropnym wujkiem złapała za najniżej położoną gałąź, po czym zaczęła się wspinać.
Dobrze usłyszała. Czarna sukienka z drogiej koronki zahaczyła już o coś i pewnie odkryła kawałek jej gładkich pleców, co było jakże nieprzyzwoite. Nie przejęła się tym, wiedziała bowiem, że jej matka trzymała w szafie jeszcze dwie takie sukienki, na wszelki wypadek, ghym. Dziewczynka posiadała kilka takich samych sukienek, takich samych spódniczek, gorsetów, par butów. Jej babcia zawsze dbała o swoją wnuczkę, w końcu zdawała sobie sprawę, że mała złośnica bardzo często zachowywała się jak chłopczyk - łaziła po drzewach, wskakiwała do jeziora w ubraniach czy wdawała się w bójki. Jej mama nie miała siły do takich rzeczy, więc ktoś musiał się zająć wypełnieniem jej niebieskiej szafy.
- Mamo! Patrz! Zaczyna kwitnąć! - Zawołała nie przestając się wspinać. Śmiała się przy tym jakby sprawianie przykrości jej rodzicielce sprawiało jej frajdę. Po części tak było, mimo że ją bardzo szanowała i kochała, czasami lubiła ją zdenerwować, tak dla zabawy. Bez kary się nie obejdzie, zdawała sobie z tego sprawę, ale musiała od czasu do czasu zobaczyć tą buchającą złością twarz, musiała.
- Natychmiast stamtąd złaź! Matko! Porwałaś sobie sukienkę?! Zaraz będą goście, a ty... - Urwała nagle czując na ramieniu dotyk ciepłej dłoni. Odruchowo sięgnęła po nią odwracając się w tym samym czasie. Dobrze wiedziała kto z taką czułością i delikatnością dotykał jej ciała. - Ukochany... - Szepnęła uśmiechając się kącikiem ust. Gdy zobaczyła te niebieskie oczy, od razu zapomniała o całym świecie - o córeczce, która mogła zaraz spaść, o tym, że dopiero co rozpaliła ogień pod kuchenką i pewnie zaraz zgaśnie. Wszystko było teraz mało ważne, chciała teraz tak stać i wpatrywać się w tą cudowną twarz.
Chciała pocałować mężczyznę w usta, lecz ten odsunął ją delikatnie dając jej do zrozumienia, że nie powinni tego robić przy Victorii, która nie miała pojęcia co takiego ich łączy. Dziewczyna myślała, że jest on dla niej wujkiem, ale tak naprawdę był kochankiem jej mamy, która chcąc zapomnieć o śmierci swojego dawnego męża, znalazła sobie o wiele młodszego faceta.
Był on o wiele wyższy od swojej towarzyszki, więc szybko wyminął kobietę i sięgnął po drobną dziewczynkę. Nie przepadał za nią tak samo jak Viki nie przepadała za nim. Obydwoje starali się unikać rozmów ze sobą, lecz on, jako, że kochał Charlotte, matkę Victorii, musiał zachować się przyzwoicie i nie zdradzać swoich negatywnych uczuć. Zawsze starał się uśmiechał i pomagać, robił wszystko by tylko jego niechęć do przyszłej pasierbicy, bo i ślub był planowany, nie wyszła na światło dzienne. Sam się dziwił, że Charlotte tego nie zauważała. Kochał ją, jednak czasami traktował ją jak głupiutką dziewczynkę, która nic nie wie o życiu. Ale jej to nie przeszkadzało, już na nic nie zwracała uwagi, po prostu chciała mieć kogoś przy sobie, tylko tyle.
- Zostaw mnie! Mamo! Niech on mnie zostawi! - Wrzasnęła dziewczynka wymachując rączkami nóżkami chcąc znowu dotknąć opuszkami palców chropowatej faktury kory cukierkowego drzewa. Ach, jak ona nie cierpiała tego wujka. Jej mama myślała, że nie domyśla się o co tak naprawdę chodzi. Wiedziała, że miał być to jej nowy tata, choć ona tak naprawdę nie chciała zapominać o swoim prawdziwym ojcu, który został zabity dwa lata temu. Owszem, rozpaczała po nim, lecz już dawno się z tym pogodziła i nie miała najmniejszego zamiaru o nim zapominać... Miała 8 lat, zgadza się, ale jak na swój wiek była bardzo mądra czego nie zauważała jej mama, która była zaślepiona jedynie swoimi emocjami.
Gdy jej bose stopki dotknęły puszystej trawy, gwałtownym ruchem strzepnęła z siebie silne dłonie kochanka mamy. Cofnęła się zaraz kilka kroków by oprzeć się o drzewo, tak czuła się bezpieczniej.
- Kochanie! Czemu nigdy się mnie nie słuchasz? Przecież wiesz jak nie lubię, gdy wspinasz się po drzewach! Gdzie ty masz buciki? - Rozejrzała się dookoła. Dopiero po chwili zauważyła pantofelki rzucone w krzaki. Od razu podeszła do córeczki z surową miną złapała ją za rękę chcąc zaprowadzić ją do domu. - Koniec tego dobrego! Zamknę Cię w pokoju, nigdzie nie wyjdziesz. - Oświadczyła stanowczym tonem, któremu nikt by się nie sprzeciwił. Viki jednak nie miała innego wyjścia, dobrze wiedziała, że je mama tylko taką zgrywa, że nic by jej nie zrobiła i po kilku godzinach wypuściłaby ją z domu.
Wyszarpnęła rękę z uścisku i znowu oparła się o drzewo krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nigdzie nie idę! - Tupnęła nogą przenosząc wzrok z mamy na mężczyznę, który zdążył się już wycofać i stał teraz nieco z tyłu uśmiechając się wrednie do dziewczynki. Wiedział dobrze, że w tym stanie Charlotte zrobi wszystko o co ją poprosi. Tego właśnie malutka Victoria się bała.
- Lotti - mruknął pieszczotliwie zaczynając swoją zabawę. Podszedł do kobiety i położył na jej ramieniu ciepłą dłoń chcąc nieco uspokoić swoją przyszłą żoną. - Zostaw ją tu, niech przemyśli swoje zachowanie. Tak będzie lepiej. - Szepnął jej do ucha zerkając na fioletowowłosą kątem oka.
- Tak, masz rację. - Odpowiedziała przymykając oczy. Od razu odwróciła się na pięcie łapiąc rąbek sukni i ruszyła w stronę domu z dumnie uniesioną głową. Za nią leniwym krokiem ruszył wujek, a przynajmniej tak musiała na niego wołać Viki, który zanim przyspieszył spojrzał w oczy dziewczynki z dzikim triumfem.
A na imię mu było Lazer.
<center>***</center>
Mimo że siedziała w swoim pokoju, który znajdował się na piętrze, bardzo dobrze słyszała swoją matkę i Lazera. Śmiechy i chichy rozchodziły się po całym domu nie pozwalając jej spać. Już od kilku godzin siedziała pod kołdrą wsłuchując się w te jakże drażniące odgłosy, które nie pozwalały jej zasnąć po kolejnym wyczerpującym dniu. Nie pomagały nawet tabletki na sen, które chowała w swoich starych butach. Próbowała zakrywać twarz poduszką, liczyć baranki, nic jednak nie pomagało. Musiała przeboleć całą noc, no chyba, że poczciwy Lazer upije się szybciej i pójdzie spać, co graniczyło z cudem, a w tym domu coś takiego nie istniało. Trzeba było znieść tą powracającą myśl, która podpowiadała jej bardzo chytre plany. Jednak musiała być cicho. Victoria zdawała sobie sprawę, że jej mama po ślubie zrobiłaby wszystko dla Pana Idealnego. Viki nie mogła narazić się nowemu tatusiowi, wiedziała, że bez wahania mógłby podpowiedzieć mamusi by ta wysłała córeczkę do babci na bardzo długie wakacje.
Victoria westchnęła cichutko wystawiając stopę spod kołdry. We własnym pokoju, który wcześniej uważała za swój mały pokój marzeń, miejsce bezpiecznie, czuła się teraz jak w więzieniu.
Od ślubu minęło już 8 lat. Viki nie przypuszczała, że te małżeństwo tak długo przetrwa. Starała się robić co w jej mocy by ten związek się jakoż rozpadł, lecz jej mama była za bardzo zapatrzona w te niebieskie oczy. Robiła wszystko o co ją poprosił, nie zauważała nawet, że miał kochanki, chociaż wszyscy gadali już o tym za jej plecami.
Ale fioletowowłosa przyzwyczaiła się już. Siedziała cicho, wiedziała, że nie wygra z Lazerem, nie była na tyle sprytna, nie miała takiego wpływu na swoją matką, choć znała ją o wiele dłużej niż ten popapraniec.
Nie mogła nawet wychodzić ze znajomymi, nie mogła spotykać się z chłopcami, nie mogła chodzić zbierać malin, bo zaraz on wymyślał jakieś durne tłumaczenia, by tylko uprzykrzyć jej życie. Spytacie się pewnie, dlaczego? Victoria sama nie wiedziała... Może jego nienawiść, która powstała przy pierwszym spotkaniu, tak długo kiełkowała, że powstało z tego wielkie drzewo? Drzewo nie do powalenia.
Dziewczyna otarła rozpalone od zmęczenia policzki wierzchem dłoni poruszając się niespokojnie. Wydawało jej się, że coś słyszała, lecz musiały to być jakieś omamy. Była zbyt zmęczona.
Ale zaraz znowu. Cichy plask, jakby ktoś wpadł do wody na brzuch robiąc sobie przy tym czerwony, piekący ślad.
Zaraz krzyk. Jej matki i podniesiony głos ojczyma. Odgłos szklanki rozpadającej się na tysiąc kawałeczków.
Victoria zrzuciła z siebie kołdrę, wsunęła stopy w brązowe kapcie i podeszła do wielkich, drewnianych drzwi nadstawiając ucha. Serce zaczęło jej momentalnie szybciej bić, gdy usłyszała kłótnię. Nie mogła zrozumieć słów, lecz wiedziała, że to coś poważnego. Tak było prawie codziennie, trudno w to uwierzyć, mama nigdy nie chciała wdawać się z nim w konflikt, ale on... Zawsze wykorzystywał byle pretekst by tylko na kimś si wyżyć po ciężkim dniu pracy. Nigdy jednak Viki nie słyszała by jej mama krzyczała, zawsze siedziała cicho jakby jej się należało, jakby wierzyła, że zrobiła coś źle.
Znowu ten krzyk, wrzask. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie wodząc w zdenerwowaniu opuszkami palców po drzwiach. Nie mogła dłużej tak wytrzymać, musiała wyjść z pokoju i posłuchać o co znowu się przyczepił.
Cichutko, z bijącym na najwyższych obrotach sercem, otworzyła drzwi. Nie skrzypnęły na to, dziewczyna co jakiś czas naoliwiała zawiasy, często bowiem wymykała się po nocach na dwór chcąc chociaż przez chwilę poczytać książkę w biblioteczce.
Tak, czytać książek też jej zabraniał, ponieważ wiedział, że to kocha.
Nie sądziła, że ich słowa będzie tak dobrze słychać. Jednak drzwi dawały radę i jakoś nie wpuszczały do jej pokoju tych okropnych odgłosów. Dziwne... Dałaby sobie rękę uciąć, że nic nie powstrzyma tych krzyków. Nigdy tak nie było, nigdy. Nawet wtedy, gdy Lazer przychodził do domu już po pijanemu.
- Proszę Cię. Kochanie... - Zaszlochała jej matka. Głos jej drżał jakby właśnie skakała na skakance. Słychać było, że się boi. Bardzo.
- Zamknij się! Ty głupia babo! Komu nagadałaś, że mam kochanki?! Co idiotko? Chcesz by był źle postrzegany?! Chcesz tego? - Wrzasnął. Słychać było jego głośne kroki, a po chwili cichy jęk Charlotte. - Pamiętaj, że to ja utrzymują Ciebie i tego bachora! Tą zasraną gówniarę! Pamiętaj o tym. - Krzyknął, aż Victoria cofnęła się o kilka kroków natrafiając plecami na zimną ścianę. Wiedziała, że nie powinna tam iść, ale bała się o swoją matkę. Mimo, że ta już tyle lat się nie interesowała swoją córką zaślepiona miłością, Viki jej to wybaczała, za każdym razem, gdy zostawała okrzyczana, zamknięta w pokoju lub wygoniona z domu.
Odetchnęła głęboko kierując się jak najciszej w stronę schodów. Zeszła po nich jak najszybciej próbując uspokoić swoje serce i oddech.
- Proszę Cię! Lazer, ja... Ja nie... Naprawdę! - Pisnęła Charlotte z paniką w głosie. Dziewczynka podeszła do drzwi prowadzących do salony i zajrzała do środka przez szparę pomiędzy drzwiami a framugą.
Zobaczyła swoją matkę opierającą się o ścianą. Miała całą posiniaczoną twarz, rozczochrane włosy i rozerwaną suknię w kilku miejscach. Jej oczy błyszczały od łez, a po wardze ściekała cienka nitka krwi. Jej córka skrzywiła się mimowolnie przestraszona tym wszystkim.
Przed jej mamą stał emanujący złością wysoki mężczyzna o czarnych włosach i niebieskich oczach. Nigdy nie wyglądał tak strasznie, tak przerażająco. Owszem, często dało się zobaczyć na jego twarzy grymas złości, lecz teraz wyglądał... Jak diabeł, jak demon z bajek w ciele marionetkarza. Nie wspominałam jeszcze, że był marionetkarzem?
- Gówno mnie to obchodzi co ty nie zrobiłaś! - Wrzasnął łapiąc kobietę za ramiona i potrząsając nią tak mocno, że ta uderzyła kilka razy głową o ścianę. Dało się słyszeć głuchy huk, trzask.
- Mamo... - Szepnęła cichutko dziewczynka ocierając z policzków słone łzy. Widziała jak jej matka osuwa się bezwładnie na ziemię z pustymi już oczami. Bez życia, bez niczego. Wydawałoby się, że te uderzenia nie są tak straszne, lecz Victoria dobrze wiedziała jak silny był Lazar. do tego ten odcisk głowy na ścianie... Krew.
-A teraz ten kolorowy krasnoludek. Śpij dobrze, kochanie. - Mruknął z sadystycznym uśmieszkiem na twarzy, po czym odwrócił się w stronę drzwi. Szedł po nią. Szedł ją zabić... Szedł ją zabić!
Viki od razu zerwała się z miejsca. W mgnieniu oka podbiegła do drzwi, otworzyła je i uciekła. Nie przestawała biec, choć słyszała za sobą wołania ojczyma. Biegła tak całą wieczność do póki nie dotarła do miasta.
- Pomocy. - Zawołała cichutko całkowicie wyczerpana.
<center>***</center>
Znalazła ratunek u swojej babci, która ukrywała ją przez kilka lat, aż Victoria nie znalazła mieszkania do siebie. Podobno Lazer przepadł, nikt nic więcej nie wiedział. Jednak Viki w to nigdy nie wierzyła i przysięgła sobie pomścić swoją mamę.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!