• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Domostwo Escale
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Asfodelus
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 30 Maj 2011, 21:24   Domostwo Escale

    Niegdyś dom ten idealnie wkomponowywał się w radosne otoczenie. Tryskało z niego życie, szczególnie poprzez często urządzane przyjęcia. Drzwi i tak zawsze stały otworem dla każdego gościa. Z czasem jednak rodzinę zaczęły nękać problemy, aż ostatecznie żaden z członków nie widywał się z przyjaciółmi i znajomi. Po śmierci seniora pozostał tylko jeden członek rodziny, ten jednak tak bardzo stronił od towarzystwa, iż nawet zwolnił całą służbę, przy której przecież się wychował.
    Odkąd nikt już nie pielęgnuje budynku, widocznie zaczął marnieć w oczach. W ogrodzie wciąż widać jeszcze jego dawną świetność, lecz powoli przesłaniają ją nieatrakcyjne chwasty, nieskoszony trawnik i przerośnięte drzewa i krzewy, zaś kilku rzeźbom przydałaby się para rąk, mogąca uwolnić je od zuchwałych bluszczy. Na szczęście dom nie jest pozostawiony sam sobie aż tak długi czas, by wymagać remontu, toteż z zewnątrz przede wszystkim w oczy rzuca się zaniedbana roślinność. Sprawa ma się jednak inaczej wewnątrz. Wszędzie zalegający kurz dusi każdego, kto wchodzi do środka... i w gruncie rzeczy to nic nie szkodzi, bo wchodzi tylko jedna osoba. Jest niezwykle ciemno i trudno o jakiekolwiek światło, gdyż okna nie tylko są przesłonięte ciemnymi zasłonami, ale i we wszystkich lampach brakuje nafty, oliwy. I nie ma komu tych braków uzupełnić. Zresztą, komu zależy... Ponadto graty. Wszędzie, w każdym pokoju, w każdym korytarzu. Nie byle jakie graty, a zabawki. Używane i te całkiem nowe. Zepsute i wciąż sprawne. Brakuje tylko dzieci, które by je ożywiły i nadały sens. Gdzieniegdzie, ktoś uważny i nie zważający na mroki kątów może przyuważyć też zagubione, samotne karty do gry. W kilku wazonach wciąż tkwią zapomniane i dawno zwiędłe kwiaty.
    Na pierwszym piętrze znajduje się mnóstwo pokoi, ale tylko w jednym z nich można doszukać się jakiegokolwiek życia. Jest to pracownia młodego lalkarza, który potrafi spędzić w niej całe dnie i noce. Do sypialni zagląda bowiem bardzo rzadko. W pracowni jest wszystko to, co potrzebuje mistrz: bryzy czystych papierów, jak i nakreślone kartki, fotel, taboret, kawałki drewna, mnóstwo skrawków materiałów, pędzli, szlifierek i innych potrzebnych marionetkarzowi maszyn, oraz ogromny stół pracowniczy, choć młodzik najczęściej pracuje na samej podłodze, na której rozpościera się bordowo-czarny dywan. Najważniejsze jednak miejsce zajmuje ogromna galeria, za której szklanymi drzwiczkami znajdują się lalki, bądź osobno ich kreacje, wszystkie starannie przygotowane tymi samymi rękoma.
    W dalszej części korytarza jedne z drzwi są obstawione największą stertą zabawek. Tam właśnie znajduje się gabinet zmarłego seniora i najwidoczniej jego syn nie życzy sobie powrotu wspomnień.
    ____________________________

    Otwarcie odrzwi na chwilę wpuściło do domu światło, którego słoneczne promienie bezczelnie próbowały się wkraść. Mężczyzna natychmiast zamknął im jedyne możliwe dojście. Ściągnął kapelusz i ułożył go na wieszak. Zzuł w chodzie buty i ściągnął skarpetki, ocierając stopa o stopę. Płaszcz rozpinał jedną ręką, bowiem nie zatrzymał się, a w drugiej musiał nieść ciężką walizkę. Mozolnie i powoli ściągnął wreszcie wierzchnie odzienie i rzucił na któryś z mijanych stolików. Przy następnym wyjściu zapewne będzie go szukał. Długie palce zręcznie wsunęły się w zawiły splot krawatu i szybko go rozwiązały, pozostawiając jednak na swoim miejscu, przez co Asfodelus wyglądał, jakby zarzucono mu niedbale na kark jakąś grubą wstęgę. Rozpiął kilka guzików przy szyi, aż wreszcie uczuł swą ukochaną swobodę. Znalazłszy się na górze automatycznie skierował się do swojej pracowni. Postawił walizkę na dywanie, a sam usiadł na fotelu. Przez chwilę wpatrywał się w szkielety pustych lalek, masując się po szczęce. Dzisiejszego dnia odwiedził golibrodę, toteż musiał się jeszcze przyzwyczaić do tego szczególnego dotyku szczeciny. W końcu jego wzrok zatrzymał się na walizce, stojącej tuż przed nim. Nie wiedzieć czemu, jej obecność napawała go niepokojem. Wciąż nie miał pojęcia, co zrobić z Marionetką. Ojciec wyrzucał wszystkie te zepsute, których nie potrafił naprawić. Czy on powinien zrobić to samo? Ale właściwie rzecz biorąc, nie miał nawet odwagi sprawdzić, co jest nie tak. Podniósł się z siedzenia i podszedł do walizki. Uniósł ją za skórzaną rączkę i przestawił bliżej na fotela, na którym znowu usiadł, tym razem podkulając nogi pod siebie, tak, by nie dotykały ziemi. Nie spuszczał oczu z jednego punktu, jakby obawiając się, iż jego złotowłose dzieło nagle wydostanie się ze swojej prowizorycznej trumienki. Długo trwało nim w końcu przeniósł się na dywan, siadając tuż obok walizy. Ostrożnie rozsunął złote zamknięcia. Jeszcze dłużej zabierał się do rozchylenia wieka. W pewnej chwili zaczął się dziwić samemu sobie, iż przez cały ten czas jest w stanie zachować równy oddech. Pokręcił głową z na poły niedowierzaniem, na poły lekkim rozbawieniem, że rozważa tak nieistotne kwestie. Być może nonsens tych myśli w końcu dodał mu odwagi, by otworzyć na oścież walizkę. Ujrzał sponiewieraną przez liczne wędrówki laleczkę. Poczuł nagły smutek, że doprowadził ją do takie stanu. Wyjął ją pośpiesznie ze środka, jakby obawiając się, iż przedłużony pobyt w tej ciasnej klatce choćby i o kolejne sekundy może ją całkowicie zniszczyć. Poprawił jej złote loki, po czym usadził na zamkniętej walizie.
    - Teraz jesteś na zewnątrz - szepnął, sam nie wiedząc, czy do siebie, czy do niej. Przecież go nie słyszała, prawda?
    Usadził ją tyłem do siebie, nie bez powodu. Przypomniał sobie chwilę, kiedy próbował wyciągnąć Klucz, ale nie mógł. To było dziwne, nie słyszał jeszcze o takim przypadku. Rozpiął materiał sukienki, której i tak nie mógł wcześniej dopiąć do końca przez wystający metal. Chciał wyjąć kluczyk, ale kiedy tylko go pochwycił, miast pociągnąć, przekręcił. Zmarszczył brwi, kiedy okazało się, że mechanizm zamku wciąż jest luźny. Powtórzył więc gest, całkowicie wyłączając świadomość, obawiając się jakichkolwiek myśli.
    Arlekin
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 31 Maj 2011, 07:29   

    Usłyszała stłumiony jęk drzwi, chrobot dawno nie oliwionych zawiasów i nagłe trzaśnięcie. Potem coś mocniej niż zwykle targnęło jej ciałem, widać walizka musiała mieć bliższy kontakt z udem mężczyzny. Mimo, iż drewniana lalka, jak na swoje gabaryty była całkiem lekka, to w sumie z walizką nie była piórkiem, tym bardziej, kiedy taszczyło się ja tak długo. Nie cierpiała takiego losu, ale miała za to czas na myślenie. Zwłaszcza nad tym dlaczego miał ją niemal cały czas przy sobie? Z początku myślała, że niósł ją na przemiał, czy też do palenia, a w walizce, bo wolał nie widzieć wtedy jej ciała palonego czy też rozrywanego. Ale nic takiego się nie stało. Czuła się jednak jak ciężka kula u jego nogi.
    Nie trwało to długo, w końcu spoczęła gdzieś i jej wiezienie znieruchomiało. Każda ściana zdawała się zgniatać ją ze swojej strony, przez ten czas zdążyła chyba nabawić się klaustrofobii. Na zewnątrz też panowała cisza przyprawiająca o ból głowy. Zrobiło jej się smutno. Dlaczego nie było tu nikogo, prócz jej Kreatora, czemu nie słyszała śmiechu jego przyjaciół? Pogaduszek z gośćmi? Chociaż służby! Nic. Cisza. Pustka, kurz i ciemność. Zupełnie jak w świecie książkowego Faust'a...
    Teraz przyszło kolejne pytanie: Kto siedział w gorszym wiezieniu, ona czy... On?
    Ciche szurniecie. Nim usłyszała słodki szczebiot uchylanego wieka musiała długo czekać. A, kiedy ją wyciągnął, niemal się do niego uśmiechnęła. Czemu?, to proste: Marionetkarz nawet sam sobie nie mógł wyobrazić jak miły dla ucha miał głos. Szkoda tylko, że wargi lalki, mimo szczerych chęci, nawet nie nawet nie drgnęły.
    Siedziała w bezruchu przygrywając ciszy ze spuszczoną, okoloną złotymi lokami, głową, oczy miała wciąż niezmiennie zamknięte, a usta zaciśnięte, jakby wstydziła się odezwać. Smukła dłonie opierały się o podłogę, a wyblakła sukieneczka niemal samoistnie nabrała trochę gracji wypuszczona na zewnątrz.
      A ty nadal w zamknięciu, Ojcze. Wyjdź na dwór, baw się, ciesz. Nie siedź tu, ta ciemność i cisza wysysa z Ciebie życie...

    Dotarło do niej, że to bez sensu. Tak samo, jak bezsensowne były ciche szepty niedokończonych lalek dookoła. Nic nie słyszał.
    Czuła, jak jej ciało przemieściło się powoli. Zamierzał wyciągnąć Klucz? Tu? Teraz? Nie trzymała go już, być może za słaba na to była, a może dla tego, że dotarło do niej, iż bezsensowna jest walka ze Stworzycielem, nawet jeśli Stworzenie tak mocno rwie się do życia. Dlatego też Klucz siedział w zamku bardzo luźno. Jednak nie, nie słyszała szmeru wysuwającego się narzędzia, ale jego chrobot, a tuż po nim znajome uderzenie Gongu. Jedno, potem drugie. Nie, to nie Gong, to serce. Przekręcił go. Przekręcił klucz!
    Wszystkie trybiki jeden po drugim bezgłośnie poruszyły się. Przebudzała się powoli i ospale, jak przestarzała maszyna. Coś zdawało się chwytać ją i z pędem z dna wyciągać na powierzchnie. Długo to trwało. Każda zmiana, wszystko to, co teraz pchało życie w każdą część uśpionego ciała, było niewidoczne na zewnątrz. Dla Marionetkarza lalka jeszcze przez długie chwile siedziała niewzruszona powoli spijając nadzieje z jego kochanego serca, jakby specjalnie czekała na ten upragniony moment ostatecznej rezygnacji, by wreszcie otworzyć usta i pokazać mu jakim mistrzem jest w tworzeniu Marionetek.
    Ale ona nie robiła tego specjalnie. Ciało obolałe, zmęczone upiornymi myślami, przestraszone i pchnięte nagle w ten ogromny świat tuż po przygotowywaniu się na śmierć, kazało jej długo czekać. Pieszczotliwa dłoń wyciągała ją dalej z odmętów oceanu niebytu ciągnąc na powierzchnię. Widziała już niemal przebłyski światła igrającego na kołyszącej się tafli.
    Coraz bliżej i bliżej.
    Nieznaczne szurniecie palców po zakurzonej podłodze.
    Jeszcze tylko trochę.
    Działo się coś niesamowitego. Twarde, drewniane ciało nabierało miękkości i sprężystości.
    Jeszcze kilka centymetrów...!
    Rozwarła usta w niemym krzyku i wraz z chwilą, kiedy ciało wyrwało się z ciemnej toni nabrała powietrza wypełniając nim pierś i zadzierając głowę nieco wyżej niż przedtem.
    Jej pierwszy oddech. Pachniał kurzem i samotnością.
    Otworzyła do połowy powieki tak wrażliwe teraz na światło, ale równocześnie tak przyzwyczajone do ciemności, że z początku ciałem targnął dreszcz przerażenia. Zwątpiła czy w ogóle się obudziła. Może to tylko senne marzenie pieszczące wszystkie zmysły tylko po to, by zaraz znów pokazać w jak patowej sytuacji się znajdowała.
    Jedynym faktem, jaki utwierdził ją w tym, że sen dobiegł wreszcie końca był dotyk miękkiej, jedwabnej koszuli, do której przytykała policzek i jaką marszczyła rękami w okolicach pleców, tymi samymi, jakie teraz oplatały jej Twórcę nieco powyżej pasa.
    - Znalazłam Cię. – zabrzmiał melodyjny głos, pieszcząc skórę mężczyzn rozgrzanym oddechem.
    Asfodelus
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Czerwiec 2011, 03:13   

    Automatycznie wyciągnął kluczyk i odłożył go, kładąc obok siebie na dywanie. Czuł się poniekąd, jak maszyna, sam nie wiedział, co robi. Albo jak marionetka. Nie jego marionetka, ale te, które ludzie wystawiają na deski teatru, a te nędzne pokraki, kradnące miano marionetkarza, stoją nad kukłami i ruszają ich kończynami za sznurki, jakby myśleli, że to wystarczy, by uczynić ich mistrzami. Teraz to jego ręce były gdzieś umocowane, odgórnie kierowane. Właściwie rzecz biorąc, nie zależało mu. Chyba nawet byłoby o wiele wygodniej, gdyby ktoś skradł jego ciało. Wreszcie nie musiałby się zastanawiać dlaczego jego dzieło życia nie jest takim, jakie sobie wymarzył - żywe, pełne energii, którą to właśnie on miał obdarzyć. Gdzie popełnił błąd? Ale zaraz... pokręcił gwałtownie głową, ocknąwszy się z tych pogrążających w mroku myślach. Przecież właśnie coś się wydarzyło! Coś, coś szalenie ważnego. Ponownie skierował spojrzenie na swoją małą blondyneczkę. Przysunął głowę do jej pleców, niczym dziecko, próbujące podsłuchać rozmowę dorosłych zza zamkniętych drzwi. Często tak właśnie się czuł. Może chciał wrócić do beztroskich lat, kiedy wizje, choć szalone, to trudne do rozróżnienia z rzeczywistością, były jeszcze usprawiedliwione. Teraz był jedynie maniakiem, zamkniętym w ponurym, wielkim domu, w ciszy pracującym nad swoimi lalkami. Czy przed chwilą właśnie nie odezwał się do blondyneczki? Dziwne, nigdy dotąd tego nie robił, nie myślał bowiem, by kukiełki naprawdę potrzebowały jego głosu do szczęścia. Nie słyszały przecież, a jeśli nawet, to słuchanie kogoś żywego musiałoby być dla nich niezwykle deprecjonujące, jako drażnienie czymś nieosiągalnym. Zawsze tak to właśnie postrzegał.
    Miał wrażenie, że słyszy szum mechanizmów wewnątrz drewnianego ciała. Jak ruch tysiąca robaczków w trumnie. Na to skojarzenie jego ciało przeszył dreszcz. Nie bał się śmierci, ale sam efekt niszczenia był dla niego najbardziej obmierzłą rzeczą na świecie. To, co piękne winno trwać wiecznie. Sztuka nie może umierać. Ludzie nie mogą osiągnąć perfekcji, dlatego tworzą Marionetki. Co jeśli nie potrafią tchnąć w nie życia? Kim staje się Asfodelus - Mistrz Marnotrawny? Odchylił się gwałtownie, niemalże przechylając się na plecy. Wiedział, że jest sfrustrowany, chwytając się desperacko nadziei. Och tak, tylko to potrafił naprawdę dobrze stworzyć. Głupią, fałszywą nadzieję. Iluzję. Kiedyś znienawidzi miraże. Ale jeszcze nie teraz, nie kiedy napędzały jego wyobraźnię do kolejnych prób stworzenia Ideału. Chociaż czy nie próbował? Powinien był zacząć wyrysowywać projekty nowej Marionetki, a tymczasem chodzi z nieudanym modelem po świecie, którego nawet nie umie ścierpieć. Myśli, pokażę jej życie, a ona nie ma oczu, którymi patrzy! Nie ma przestrzeni i horyzontu w trumnie, w której ją zamknął!
    Zaszlochał, ten nasz biedny Mistrz Marnotrawny. Twarz zakrył w dłoni, z bojaźnią myśląc o stawieniu czoła swojej porażce. Serce mogłoby mu w tej chwili stanąć, nie przejąłby się nawet problemem gnilnym własnego ciała. W ogóle by nie myślał. Jakże żyć w wiecznej żałości?, czuł bowiem, iż już nigdy nie wymaże tej chwili z pamięci. To było, jak list do samego siebie.
    Drogi Ja.
    Jak Ci się żyje w tym mrocznym ambarasie? Ja niestety powoli obumieram, jako przekwitający pąk kwiatu twojego, mojego, życia. Nie, przepraszam Cię, najdroższy, nigdy nie wykwitłeś.
    Znienawidzony, Ja.

    Cóż za jeremiada, takie to ohydne.
    Nie dość, że popadał w żałosny marazm, to jeszcze wyobrażał sobie dotyk czyichś rąk na swojej koszuli. To było wybitnie nienaturalne. Skoro nikt nie chciał objąć go w dzieciństwie, to któż zrobiłby to teraz? Jest z nim coraz gorzej, skoro nawet własne iluzje nie przekonują go o swojej prawdziwości.
    Dopiero dźwięk głosu delikatnej istotki sprawił, że drgnął niespokojnie, by zaraz zastygnąć w bezruchu. Dokładnie to słyszał w swojej wyobraźni, kiedy rozpoczął plany nad Marionetką. Tak chciał, żeby brzmiała, co było tym bardziej dziwne, gdyż sądził, iż cały czas myślał o kpiącym szarlatanie z przeszłości. Ale był pewien, to ona, nikt inny.
    Powoli, jakby ospale, uniósł ręce i położył je na korpusie, który sam wyrzeźbił. Cudownie ułożył mu się w dłoniach. Tak miało być. Delikatnie, choć stanowczo odsunął ją od siebie. Chciał ujrzeć jej twarz, pragnął zobaczyć te usteczka, które wyrwały go z morderczego zamroczenia.
    - Jak długo szukałaś, biedactwo? - odpowiedział ściszonym głosem, nie chcąc, by powietrze zakłóciły wibracje jego barytonu, w tej chwili wydające się wręcz destruktywne dla jego skarbu, jego 'małego wielkiego' skarbu.
    Arlekin
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Czerwiec 2011, 09:45   

    Spokojnie dała się odsunąć umiejscawiając dłonie z powrotem na podłodze. Tym razem, kiedy się poruszała nie było słychać szurania, ani uderzania drewnem o drewno. Palce Marionetkarza nawet zatopiły się nieznacznie w czymś, co miało być wdzięczną kopią skóry. Loki tworzące aureolkę wokół twarzy ułożyły się, jakby żyły własnym życiem, a wcześniej sparaliżowana, sroga twarz, przybrała miękkiego, łagodnego wyrazu. Oczy, otoczone kurtyną długich rzęs, były otwarte, pamiętał jeszcze ich kolor? Głęboki ocean pełen fali, niemal ten sam, z jakiego przed chwilą ją wyrwał. Usta wygięły się w deliaktny łuk, kiedy tylko jej wzrok zaczął niemal pożerać obraz jej Twórcy. Był... piękny. Tak, takie określenie było idealne. Ciemność odbierała jej możliwość zobaczenia go w pełni, konkretnie odbierała mu większość kolorów pozostawiając jego figurę udekorowaną jedynie w odcienie szarości. Ale pozwolił jej siebie zobaczyć, wreszcie dokończył swój obraz w jej głowie. Trzymała go całego, jakby w małych pudełeczkach. W jednym był jego głos, w drugim jego emocje, w trzecim myśli wszelkiej maści, a w czwartym... nie, nie potrzebowała już czwartego, teraz mogła wypuścić swoją kolekcje i pozwolić im jak motylom ulecieć, a potem połączyć się z ciałem, które teraz, dzięki temu wydawało się jej całkowicie znajome.
    Znów się odezwał, wyczuwała każdy szmer i każdy pomruk. Spuściła głowę nieznacznie i zerknęła powoli przez ramię na walizkę, jakby dobrze wiedziała, co to jest i dokładnie zdawała sobie sprawę, że tam była. Potem wróciła szybko wzrokiem na poprzednie miejsce wzbudzając burzę słomkowych loków i krzyżując się wraz ze spojrzeniem zielonych tęczówek.
    - Od kiedy przekręciłeś klucz po raz pierwszy. – odpowiedziała odrywając dłonie od ziemi i przysiadając na piętach. Zauważyła na Jego twarzy oznaki smutku, zrezygnowania i zmęczenia.
    Zagryzła równymi, kunsztownie zrobionymi ząbkami dolną wargę, a ta poddała się i ugięła zupełnie, jak ta ludzka. Potem oparła drżące palce na policzkach kochanego Ojca szukając opuszkami łez, jakie mogłaby zebrać z Jego oblicza. Nie była pewna, czy jej wolno, kiedy się do Niego przytuliła wcześniej podziałał na nią stęskniony impuls.
    - Świeżo obudzone serce mi pęka, kiedy jesteś smutny, Tato. – palce zatrzymały się, gdy tylko spełniły swoje zadanie i oderwały się na milimetry od skóry drogiej jej istoty. Po chwili zebrała się na uśmiech odsłaniający rząd zębów, taki szczery i przepełniony miliardem słów, jakie chciała Mu przekazać, ale bała się, że przestraszy go ich natłokiem. – Tak strasznie się cieszę. Słyszałam, Cię przez cały czas i te miejsca gdzie mnie nosiłeś. Otaczały mnie dźwięki wiatru, śpiewy i ludzkie pomruki. Liście i patyczki deptane przez Twoje buty, szelest Twoich ubrań poruszanych przez wiatr, każdy Twój ruch.
    Dłonie po dłuższej chwili zastygnięcia spoczęły wreszcie na jej podołku.
    Rwała się do życia, chciała pobiegać po domu, zobaczyć do wszystko, wybiec na dwór i przywitać się ze wszystkimi ludźmi, zadać im parę pytań i nie czekając na odpowiedzi pobiec dalej, chciałaby słuchać godzinami głosu swojego Twórcy spojrzeć na niego całego w świetle słońca... Tyle rzeczy jeszcze na nią czekało!
    Ale nie teraz, teraz miała Jego obok siebie, wreszcie, po tak długim czasie.
    - Tyle mogę Ci powiedzieć teraz. – znów zerknęła w dół na swoje dłonie miętosząc w palcach materiał sukieneczki. – Nigdy nie będziesz już i nie byłeś sam. Te wszystkie lalki naokoło, one żyją, napełniają ten dom szmerami. Martwią się o Ciebie. Smucą i cieszą razem z Tobą. I ja też. – zerknęła na Niego i dmuchnęła na wchodzącą w oczy grzywkę. – One wszystkie kochają Cię mocniej niż ktokolwiek inny. Bo... Jesteś najlepszym Marionetkarzem ze wszystkich. Bo wkładasz serce w to co robisz i teraz ja zwrócę Ci to z nawiązką. A przynajmniej... – mina jej nieco zrzedła. – Będę się starała.
    Dotarło do niej, że non-stop mówi, usta jej się nie zamykają. To chyba źle. Dom, zawsze cichy teraz chyba cierpiał ciągle traktowany głosem miękkim, pełnym pasji i ogromnej, nie mieszczącej się tu chęci poznawania świata, pożerania wiedzy, jaką oferował, wikłania się w jego tajemnice. Ale jeszcze nie skończyła, musiała jeszcze tylko jedną rzecz... musiała!
    - Nie zawiodę. – odparła ze zdecydowaniem. – Będę najlepszą Marionetką. W końcu zasługujesz na to, bo... – urwała w pół słowa i głos jej zmiękł. Zaraz po tym dłoń zwinięta w pąk pieści znalazła się przy jej ustach, mimika wykrzywiła się w taki sposób, jakby zaraz po rumianych policzkach miały popłynąć słone oznaki typowo ludzkiej wdzięczności. – Nie wyrzuciłeś mnie.
    Asfodelus
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Czerwiec 2011, 15:20   

    Zdziwił się miękkością, jaką wyczuł pod palcami. Dom roił się od Marionetek rodziców, ale te nigdy nie pozwalały mu się do siebie zbliżyć, więc sam nie do końca wiedział, czego oczekiwać po ożywionej lalce. Przyglądał się ruchom jej ciała, niezwykle zgrabnym, jakby wcale nie obudziła się dopiero teraz po raz pierwszy w życiu, poruszając swoimi kończynami. Zatrzymując się na jej niebieskich oczach - ach, błękit, oczywiście obdarzył ją swoim ulubionym kolorem - zorientował się, iż również i ona uważnie go sobie ogląda. Poczuł się nieco nieswojo. Kimże był w porównaniu z nią? Ona jest Ideałem, a on wychudzony, blady z cieniami pod oczami. Na szczęście nie była to jednak kwestia, którą mógłby się zanadto przejąć, wszak nie był próżny. Tym bardziej, iż odpowiedź dziewczęcia tchnęła w niego kolejną dawkę smutku. Wiedział już, co powie, kiedy tylko zerknęła na walizkę. Więzienie, do którego ją zmusił. Jakże okrutne musiało się jej to wydawać, pomyślał smętnie.
    Pomimo wszystko, nie potrafił powstrzymać uczucia fascynacji, kiedy przygryzła wargę. Niesamowite! Ta giętkość, taka ludzka! Stworzył cud, naprawdę mu się udało.
    Widział, jak znowu się do niego zbliża, lecz nie mógł przewidzieć w jakim celu. Tym razem nie drgnął nerwowo, kiedy go dotknęła. Nawet mu się to podobało. Nie objął jej, ani nie odepchnął, nie nawykły do takich gestów. Co mógłby zrobić, żeby ją rozweselić? Czy ona chce powiedzieć, iż pragnie jego szczęścia? Niczego nie rozumiał, ale przeczuwał, że to właśnie ona mu je da. Zabawne, toż to układ idealny. Ciekawe, czy tak jest zawsze - Marionetka i Marionetkarz cudownie ze sobą dopasowani.
    Cieszył się, że wyręcza go w rozmowie. Jego myśli bowiem, skrajnie się ze sobą przeplatały, zupełnie nie mogąc nad nimi zapanować i skierować do jednej konkluzji. Ogarniała go rozpacz, z każdą przyjmowaną wiadomością, ale wciąż i wciąż zachwycały go kolejne cuda, jakie odkrywał w Marionetce. A ten uśmiech... czuł niemalże, jak i jego kąciki ust pragną się unieść, ale były nazbyt sztywne, by wykonać wymarzony ruch.
    Wzruszyła go jej troska, ale czuł, że to niesprawiedliwe. W świetle nowo nabytej wiedzy, miał wrażenie, iż przez całe życie wyrządzał kolejne zbrodnie, jedna za drugą, następna po następnej. O zgrozo. A ona tymczasem zapewniała go o swoim przywiązaniu, chciała mu nawet podziękować! Czy tak właśnie czuje się Stwórca ludzi, kiedy się do niego modlą? Też odczuwa to poczucie winy?
    W dalszym ciągu nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Pozwolił, by przez chwilę siedzieli w ciszy, aż w końcu pochwycił jej dłoń, aby mogli razem wstać. Zaprowadził ją do stołu roboczego, po czym chwycił za biodra i usadził na blacie. Zapatrzył się w jej oczy, by potem spojrzeć na półkę nad jej główką. Leżały tam osobne kończyny i główki niedokończonych lalek. Jedna rączka zdawała się nawet wyciągać w ich stronę, jakby pragnęła pochwycić tych, którym dane było życie. Wsunął swoją większą dłoń w tę sztuczną i przyciągnął do siebie, popatrując na nią ze smutkiem. Być może łudził się, że uda mu się dosłyszeć te szepty, o których mówiła Marionetka, ale jak zwykle odkrywał tylko ciszę. Żałował, że nigdy z nimi nie rozmawiał. Zawsze był taki skupiony, wykonując swoje dzieła. Odłożył część zabawki na stół.
    Przesunął dłonią po zniszczonej sukience - kolejny dowód na Zbrodnię Walizki. Rajstopy z kolei już do niczego się nie nadawały.
    - Przebierzemy cię. Będziesz się lepiej czuła w nowym ubraniu - wyjaśnił, patrząc w jej oczy. Lubił je. Podejrzewał, że często nie będzie potrafił oderwać od nich spojrzenia. W końcu, były takie, jak sobie wymarzył.
    Chciał jej jakoś wynagrodzić wcześniejsze zwątpienie. Nie wiedział, czy to naprawdę ją uszczęśliwi, ale chociaż tyle mógł robić.
    Delikatnie ściągnął jej buciki, i sunąc dłonią po nodze do góry, nie patrząc w jej oczy, spytał:
    - Czy one... te szepty - zaczął dość niepewnie, nie wiedząc, jak sformułować swoje pytanie - czują nienawiść za to, że nie dałem im tego, co tobie? Czy w ogóle są złe? - Znalazł koniec pończoch i zsunął je, ze zgrozą, oglądając wszystkie dziury. Wrzucił je do kosza obok stołu i skierował wzrok znowu na Arlekin, po drodze do jej oczu, zerkając na samotną, drewnianą rękę.
    Arlekin
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Czerwiec 2011, 19:27   

    Ciało ożywionej lalki nabierała przymilnej miękkości, przynajmniej w przypadku blondyneczki, w końcu miała być Marionetką do zabawy i umilania czasu, a nie walki, nie mogłaby być twarda. Choć na swój sposób była dwuzadaniowa. W końcu teraz miała być też tarczą swojego kochanego Twórcy, bronić Go póki nie potnie się jej na drobne kawałki. I to przed dosłownie wszystkim, przed śmiercią, ciosem, złym słowem i spojrzeniem. W końcu teraz każda rzecz w pobliżu jej Ojca, jaka przekroczy granice tolerancji Marionetki przyczyni się do swego niewyjaśnionego, tajemniczego wypadku.
    No tak a w kwestii poruszania się. Na ramie zostawała na klęczkach, ponieważ nie czułą się zbyt stabilnie, jakby jej nogi przypominały wykałaczki. Tym bardziej odczula to, kiedy jednym, eleganckim gestem poruszył ją do podźwignięcia się. Z początku kolana się pod nią ugięły sprawiając, że nogi zawsze pokurczone do granic możliwości długo nie dawały za wygraną. Potem zajęła miejsce na stole. Byłą zaskakująca lekka, jak na wygląd kobiet, które zwykle przy takich gabarytach ważyły czasem nawet powyżej 50 kilogramów.
    Od kiedy skończyła swój dłuższy wywód ani słowem się nie odezwała, w końcu nie mogła cały czas przygniatać Ojca nadmiarem słów i informacji, poza tym byłą pewna, że sam słyszał te szumy, a wiec podała mu oczywistą informację. Speszyła się nieco i prześlizgnęła wzrokiem po półkach. Może go zwiodła? Nie myślała o tym, w przeciwieństwie do rozmówcy od razu wychodziła z problemem na światło dzienne nie dusząc go w sobie, wydawało jej się to niezdrowe.
    - Wyobrażałeś sobie to pewnie inaczej, prawda? – zagadnęła i znów zaczęła gnieść palcami zużyty materiał pierwszej sukieneczki. – Moje przebudzenie. Szkoda, że nie znam cytatów z żadnych sławnych książek, nie potrafię układać myśli w piękne słowa. Wtedy lepiej, by Ci się mnie słuchało.
    Zamajtała delikatnie jedną nogą w powietrzu. Czuła przechodzące po niej nieprzyjemne ciarki, jakie świadczyły o odzyskiwaniu czucia w prowizorycznych mięśniach. Obserwowała przy tym mimowolnie ruchy mężczyzny, ciche, skupione, dłonie profesjonalisty spod których wychodzą dzieła o namiastce ludzkich cech. Na półce nad nią znajdowały się rzeczy, które przypominałyby trochę archiwum rzeźnika, było w nich coś przerażającego: resztki żyjących, myślących lalek zaprojektowanych, tylko dla zabicia reszty ludzkości, lub, co najgorsze, samego Kreatora. Co za odrażające pomysły. Takie ‘wypadki’ przetrawiały się tylko Twórcom o złych myślach, wtedy i one przylepiały się do lalki, jak smołą zatruwając jej delikatną duszę. Po tej informacji należy już się tylko zastanowić, czy Asfodela nękały złe myśli kiedy rzeźbił jej śliczną buzię? To się jeszcze okaże.
    W końcu jednak odezwał się wywołując u niej machinalny uśmiech. Kiwnęła głową i układając dłonie posłusznie na podołku. Co miała robić? Byłą jego lalką, w jej zamyśle do jego zadań należało przebieranie jej w różne wymyślne kreacje sama – aż wstyd się przyznać – nie potrafiła tego robić.
    Zakurzone buciki wylądowały na podłodze, a w ślad za nimi poszła jedna z pończoszek. Na chwilę zamyśliła się jakież to kreacje może mieć tu jej Stwórca, ileż ślicznych sukienek do przebrania! Ileż bucików, wstążek, opasek, czepków, biżuterii i innych świecących, skrajnie niepotrzebnych, ale miłych dla oka rzeczy, mógł tu jeszcze mieć!
    Ugięła delikatnie jedna z nóg w kolanie i po pytaniu na chwilę zadarła głowę do góry.
    - Mmm... Nie. – odparła głosem pełnym zdecydowania. – To lalki, nie Marionetki, one doskonale to rozumieją. Po za tym kochają Cię, nie potrafią być na Ciebie złe, lalki nie potrafią być też zazdrosne. Chyba, że ktoś je tego nauczy. – w oczach Arlekina jej Ojciec był jak czystka, nieskalana łza, On i złe myśli, uczynki czy też słowa nie mogły istnieć zawarte w jednym zdaniu. Wychwyciła dobre wspomnienia jej Twórcy, jego dzieciństwo spędzone na przyglądaniu się innym Marionetkom, parę przyjęć w jego domu, rozmowy z portretami... nie widziała swymi oczyma pobicia matki i powolnego zamykania siew sobie, jakby jej umysł odrzucił od siebie te wspomnienia, jak błędne informacje. A może zapadły siew inną część jej umysłu? Nic to jednak, nie ważna sprawa, teraz miała przed oczyma coś gorszego. Po chwili wahania położyła swoją chłodna dłoń na Jego własnej, powstrzymując chwilowo przed działaniami i pochyliła się zaglądając głęboko w oczy.
    - Czemu mnie o to pytasz? Czy to znaczy, że Ty ich nie słyszysz? – była w tym jakby nutka niedowierzania. Ale... Jak to było możliwe? Niemal zupełnie to do niej nie trafiało.
    Asfodelus
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Czerwiec 2011, 00:45   

    Spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, zdziwiony jej zażenowaniem. Pokręcił głową z niejakim rozbawieniem, choć jego twarzy niekoniecznie zdołała to ukazać. Uniósł dłoń, która na chwilę zatrzymała się tuż nad głową Marionetki, by w końcu pokonać ten antyspołeczny hamulec i poklepać ją po złotej aureoli.
    - Już mi pokazałaś, że nie potrzebujesz cudzych słów - uspokoił ją, chociaż zaraz uświadomił sobie, że to mogło zabrzmieć, jakby przeszkadzała mu jej gadanina. A tak przecież nie było, uznawał tę cechę swojego dzieła za urokliwą. Zrezygnowany swoją nieumiejętnością przekazywania myśli, ponownie zamilkł, spuszczając głowę i skupiając się na bucikach, które należało wypolerować. Musiał ukucnąć, by je podnieść, dzięki czemu znalazł nigdy nie używany wagonik ciuchci pod stołem. Sięgnął ręką w głąb cienia i wyciągnął zabawkę. Jej czerwone ścianki i zielony dach niestety wyblakły, co tylko przypomniało mu o przetrzymywanej Marionetce w walizce. Z westchnieniem wyprostował się i odłożył na półkę część zabawkowego pociągu.
    Arlekin mogła spostrzec, jak wraz z kolejnymi jej słowami, Marionetkarz zastyga w bezruchu, zaprzestając czyszczenia lakierków, by po chwili powrócić do przerwanej czynności ze zdwojoną siłą. Nie był zły. Rozgoryczony. Tym razem wiedział, co powinien jej powiedzieć, ale obawiał się, czy słowa te będą odpowiednie dla uszu jego Skarbu, zamartwiając się w ten sposób, niczym ojciec, niepewny, jak wyjaśnić swojemu dziecku istotę śmierci. W końcu stwierdził, że buciki już bardziej błyszczeć nie mogą, więc odrzucił szmatkę i ułożył obuwie, równo obok siebie, bucik przy buciku.
    Uniósł głowę, pozwalając, by przydługa grzywka odsłoniła wreszcie jego twarz i umożliwiając Arlekin spojrzenie w zieleń jego oczu. Niespodziewanie, jak na siebie, wykonał gwałtowny ruch, zataczając ręką okrąg, wskazując na całą pracownię. Spod jego dłoni wraz z ruchem zdawały się wypływać jaskrawe barwy, tak obce mrokowi pomieszczenia. A te z kolei, przylepiały się do szkieletów lalek i zabawek, a niedokończone lalki, składając do kupy. Wszystkie te ożywione przedmioty zapragnęły skorzystać z tej niewiarygodnej okazji i roztańczyły się, autentycznie fruwając po całym pokoju. Z początku zabawa trwała w ciszy, ale niespodziewanie cyrkowa małpka rytmicznie uderzała w bębenek, do czego przyłączyło się kilka kukiełek o piskliwych głosikach. Swawolna piosnka, z czymś porywającym, a jednak nie nazbyt ambitnym.
    A sam Asfodelus nachylił się ku blondyneczce, obejmując dłonią jej głowę z tyłu, jakby obawiał się, że mogłaby mu umknąć. W ten sposób przytulił ją do swojego ramienia, jednocześnie nurkując w jej oceanicznych oczętach. Och, doprawdy, są wspaniałe!
    - Musisz wiedzieć, że zmysły bardzo łatwo oszukać - powiedział cicho, tym swoim ulubionym tonem: jeszcze nie szeptem, ale tak delikatnym, że przywodził na myśl przelewający się przez palce jedwab i szeleszczące na wietrze liście.
    Zamknął oczy i z jego ust wydobyło się jeszcze mniej słyszalne westchnięcie, które uspokoiło kolorowe przedstawienie wokół. Zmiana tak błyskawiczna, z iluzji do rzeczywistości, że zwodziło to umysł, wmawiając, iż wystarczyła milisekunda podczas mrugnięcia, by cały ten barwny i radosny światek został najzwyczajniej uśmiercony. Sztuczne części ciała ponownie znalazły się na swoich dawnych miejscach, razem z samotną ręką, leżącą obok Arlekin, dopełniającej całej groteski tegoż miejsca działań bezdusznego rzeźnika. Przedmioty dziecięcych zabaw raziły warstwą kurzu, świadcząc, iż jednak nikt nigdy ich nie ruszył, a co dopiero, gdyby same miały powstać, zaledwie przed chwilą, jak wskazywało złudzenie.
    - Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary, częściej mary. Ty jesteś moim czarem o świeżym umyśle. Twoje zdanie więc, ma większą wagę, niż to, co widzę i słyszę.
    Odsunął się na wcześniejszą odległość, spoglądając na nią z niejakim niepokojem. Obawiał się, że mógł jednak zrobić coś źle, mógł ją spłoszyć, albo nawet przerazić. Zniesmaczyć? A czy go zrozumie? Należy do niego, a on czuł, że i sam należy do niej, więc porozumienie winno być drobnostką, czyż nie? Och, miał tyle nadziei, tak żywych i nie gasnących, pielęgnowanych od dzieciństwa, kiedy tylko wymarzył sobie podążać za swoim dziedzictwem.
    Arlekin
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Czerwiec 2011, 11:51   

    Poklepanie po głowie było dobrym znakiem, tak, na pewno! I Jego głos też! O dziwo nie dotarło do niej nieco podwójne znaczenie wypowiedzi, można by powiedzieć, że tak rzadko słyszała Jego głos, że wsłuchiwanie się w znaczenie słów było gdzieś na drugim miejscu, tuż za słuchaniem samego brzmienia. To trochę głupie, ale nie mogła inaczej. Pocieszał ją, tyle zrozumiała i tyle stanowczo jej wystarczyło.
    Po tym chwilowym zamknięciu się w świecie przemyśleń i pozwalaniu głowie odbijać echo słów Twórcy wzrok blondynki poszybował za starą zabawką. Jak tylko ta z lekkim stuknięciem znalazła się na półce Marionetka chwile poczekała, po czym nie mogąc się powstrzymać wzięła ją do rąk. Miała nieodparte wrażenie, że gdzieś już ją widziała, w którymś z Ojcowskich wspomnień, gdzieś głęboko tam, gdzie kształt i barwy zabawek nigdy się nie zmieniają ani nie psują. Ulotny świat wspomnień i marzeń.
    Jej, zasiewające w sercu ziarenko niepewności, pytanie przez dłuższą chwilę pozostało bez odpowiedzi. W zamian za to doprowadzono jej buciki do niemal perfekcyjnego wyglądu. Deliaktny połysk zaigrał na czubkach lakierków i tam zamarzł nie chcą nawet drgnąć. Niebieskie oczy łatwo skrzyżowały spojrzenie z zielonymi tęczówkami, zupełnie jak przy pocałunku błękitnego nieba i nieskazitelnych polan na horyzoncie. Na chwilę wstrzymała nawet oddech nieruchomiejąc póki dłoń jej Twórcy nie przedstawiła jej obliczu każdego zakątka jego samotni przepełnionej nieskończonymi modelami zabawek, kurzem i sączącą się ciemnością. Ale ta ustąpiła atakującym ją barwom, jakie zdawały się wypływać spod palców czarodzieja. Marionetka aż rozwarła różowawe usta. Poruszyła głową odwracając ją o parę stopni i spoglądając na zeskakujące z półek lalki, małych muzyków wydających z siebie plątaninę dźwięków. Para źrenic koloru oceanu starała się gonić każdą z lalek, ale było ich za dużo. Nie pytała czemu wcześniej się nie ruszały, upajała się widokiem. Nie dociekała: Dla czego? Po co? Czemu akurat...? Po prostu patrzyła i uśmiechała się szeroko czując najbliższą sobie istotę tuż obok. Wtuliła policzek w ramię Asfodela. Drgnęła tylko słysząc głos, nie dla tego, że wyrwał ja z obserwacji, ale dla tego, że wreszcie pierwsze dotarło do niej znaczenie wypowiedzi.
    - To znaczy? – spytała niezwykle cicho, jakby nie chcąc przepłoszyć bawiącej się feerii zabawek, która zaraz potem rozpłynęła siew powietrzu, jak kurtyna z mgły, która zaczęła się rozrzedzać i ukazywać przykrywany sobą świat, jaki wcale nie był kolorowy. Lalki nie drgnęły najwidoczniej, na półkach pełnych kurzu nie widać było śladów ich przesuwania się.
    Drobne, jasne palce różniące się od ludzkich tylko okrągłymi, widocznymi stawami, dzięki którym mogą się zginać, przesunęły się po wypłowiałej, czerwonej ściance wagonika, jaki spoczywał na jej kolanach. Czemu...? Czemu nagle kazał przestać im tańczyć i znów zasłonił pracownie ciemnością. Swoja drogą, jej oczy przyzwyczaiły się do widok tych barw, że teraz znów nic nie widziała. Zupełna ciemność, mimo, iż czuła swego Twórcę obok, to nie mogła go dotrzeć. Więc, kiedy znów się odsunął zacisnęła dłoń na jego koszuli, niedaleko łokcia, nawet nie myśląc o puszczeniu go.
    - Cóż to za straszny złodziej ukradł mojemu Tacie pełnie Jego cennej wyobraźni? Kto tak bestialsko zakurzył półki, zniszczył farbę na zabawkach i pokrył dom ciemnością? Zakrył mojemu Tacie oczy i uszy? – brzmiało to trochę jak kwestia lalki postawionej na scenie. – Kiedyś nawet obrazy, portrety zdolne były mówić... Ale upiorny plan szatańskiego duetu wszystkich dorosłych zamyka w ciemnych walizkach. Plan czasu i życia. Widzą ciemność i słyszą tylko zmienione, bezkształtne dźwięki, jakie przepuszcza walizka. – spuściła głowę i uwolniła iluzjonistę od swojej dłoni.
    Musiała coś zrobić, odkąd ją konstruował, aż po dziś dzień byłą przeświadczona, że był.. dzieckiem. Tyle miał w sobie wyobraźni, a dla niej wcześniej nie istniał termin ‘dorosły’. Nie wiedziała jak dorośli i dzieci wyglądają, ale znała dziecięce umysły, a przynajmniej,... jeden z nich.
    Zerknęła z powrotem na zakrytego cieniem mężczyznę zza słomkowej grzywki. Powoli widziała zarys jego sylwetki.
    - Pootwierajmy okna. – odparła cicho. – Posadźmy gigantycznego misia przy drzwiach, niechaj pluszowy lokaj otwiera gościom wrota. Zbudujmy wigwam w ogrodzie, skonstruujmy drewniany samolot, pociąg z kartonu, wypuśćmy króliczki do ogrodu i przystrójmy dom w kwiaty. Nie pozwolę, żeby kochaną istotę ciemność i samotność pozbawiała życia i zabawy. Proszę Tato. – zerknęła na niego błagalnie i chwyciła za dłoń kładąc na niej zapomniana ciuchcię. – Niech przez każdy pokój ciągną się tory, damy mu nowe życie, odmalujemy i znów damy cel, zobaczysz.
    Miała w głosie coraz więcej wersy. Mogła już biec po farby tu teraz, zaraz! Pootwierać okna, wspólnie pozrywać długie zasłony, obrzucić się nawzajem dziesiątkami poduszek, rozsypać po domu pierze i śmiech. Czekała tylko na jego zgodę. Sprawi, że na nowo zacznie słyszeć szmery swoich zabawek, może uda jej się znów zamienić go w dziecko...
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 10