Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Godność: Amadeusz Odinson Wiek: 27 lat Rasa: Marionetkarz Wzrost / waga: 190 cm / Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami. Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach. Pan / Sługa: - / Adrien Pod ręką: butelka wody mineralnej SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
Dołączył: 03 Maj 2011 Posty: 617
Czy to na pewno tutaj?
To pytanie musiało pojawić się w waszej głowie, gdy dotarliście w końcu pod wyznaczony na ogłoszeniu adres. Staliście właśnie przed obrośniętym gęsto mchem parkanem. Większość niegdyś białych desek popękała i pokryła się zielonym futerkiem. Na furtce krzywo wisiała tabliczka z numerem 3/4 napaćkanym kolorową farbą. Kołysała się trącana powiewami lekkiego wieczornego wiatru i skrzypiała niemiłosiernie zawieszona na jednym, przerdzewiałym druciku. To jednak, co budziło największy niepokój to fakt, że za parkanem było... No właśnie, nic nie było. Gęsta, wysoka trawa, kilka kęp polnych kwiatów, gdzieniegdzie wystające znad ziemi, przerośnięte octy. Poza tym, absolutnie nic. A jednak adres na kartce się zgadzał, więc może faktycznie ktoś po prostu postanowił wyciąć wam głupi dowcip? Być może.
Zmierzch kolorował właśnie niebo licznymi pociągnięciami pomarańczowego, czerwonego i fioletowego pędzla. Słońce kończyło właśnie swoją dzienną wędrówkę po nieboskłonie i z każdą chwilą bardziej zbliżało się do linii horyzontu. Panowała niezmącona niczym cisza. Jedynie jednostajny, skrzypiący dźwięk wydawany przez tabliczkę z numerem działki burzył to niepokojące wrażenie ołowianego milczenia. Cisza była dziwna i niepokojąca, bo choć wiatr co jakiś czas kołysał drobnymi gałązkami i listeczkami polnych traw, to nie dobywał się nich nawet najmniejszy szelest. Czyżby i wiatr w tym dziwnym miejscu zamilkł, odbierając także głos pszenicy, octom i rozsypanym po ziemi niezapominajkom? Albo tak, albo coś tu było nie tak. Bardzo, nie tak. Tym bardziej, że jakby nie patrzeć, działka ta była wciśnięta pomiędzy budowle rozmaite. Krzywe i powyginane, niektóre swym kształtem nie przypominały niczego, co znane było istotom z Krainy Luster, inne naśladowały czajniki, gąbki, meloniki, ananasy i gąbki do kąpieli. Na samym końcu ulicy był nawet domek w kształcie kaczki. Bez wątpienia była to więc dzielnica kapeluszników, a nagły brak jakiejkolwiek formy zagospodarowania terenu, wciśnięty pomiędzy wszystkie pozostałe, zdawał się po prostu nie pasować, nawet jak na tę ekscentryczną okolicę. No, ale... Czas naglił, bez sensu przecież szukać czegoś po zmroku, nawet jeśli tym czymś jest słoik ogórków, więc? Co zrobicie?
Macie dwie możliwości. Rozchylić niewielką furteczkę i zbadać co znajduje się poza parkanem, lub zrezygnować i odejść do domu uznając, że to po prostu kolejny dowcip rozszalałego Kapelusznika. Wasz wybór.
Kolejności brak. Kto pierwszy, ten lepszy. Muszą napisać wszyscy uczestnicy, każdą kolejkę kończy mój wpis. Event rozpoczęty.
Niewysokie dziewczę skierowało swe kroki do dzielnicy kapeluszników, tuż pod zamieszczony w "ogłoszeniu" adres. Nie była wcale tak blisko swego celu, ale cóż, przynajmniej miała czas na zastanowienie się, prawda? Tak, to z pewnością był już jakiś plus. Kontynuując - co tu robiła? Normalna osoba widząc ogłoszenie o zaginionym słoiku ogórków z załączoną informacją o nagrodzie roześmiałaby się w głos i poszła swoją drogą. Czemu i ona tak nie postąpiła? Kto wie, kto wie. Zapewne wiedziona była swoją nieposkromioną ciekawością, która to już nie raz i nie dwa wpędziła ją w kłopoty. Podejrzewała, że chodziło o coś więcej. A poza tym, była nagroda. Nie ważne jaka, ale była. A dla nagrody zawsze warto byłoby się porwać na takie poszukiwania, nawet jeśli przedmiotem takowych miałby być tylko jakiś tak słoik ogórasków, ot co!
Idąc tak przed siebie bacznie lustrowała otoczenie wokół niej. Kraina Luster tak bardzo różniła się od Świata Ludzi... Co nie zmieniało faktu, że jeśli miałaby wybierać pomiędzy tymi dwoma, bez wątpienia wybrałaby pierwsze. Czemu? Ano temu, że Kraina Luster była tak cudownie nietypowa! Aż nie sposób było się temu wszystkiemu nadziwić. Pola, na których rosną gigantyczne lizaki na patykach, ulice calusieńkie zrobione ze słodyczy, żelkowa plaża, czekoladowe jezioro.... Tego wszystkiego nie znajdziesz w Świecie Ludzi! Tam było pełno tych wszystkich betonowych kloców, zwanych przez co po niektórych blokami... No i wszędzie panoszyło się chamstwo, phi! Mimowolnie się wzdrygnęła. Co prawda często tam bywała, ale tylko w ramach zaspokojenia swojego apetytu na emocje. Po drugiej stronie krzywego zwierciadła starała się kontrolować swój głód - w końcu strachy zostały wygnane, już teraz musiała się ukrywać, a bardzo nie chciałaby po raz kolejny zostać stamtąd wywalona...
Z takowego stanu jakże głębokiego zamyślenia wyrwał ją czyiś śmiech. Ku jej zdziwieniu nie był to jednak taki typowy, zwykły śmiech, o nie. Ten był jakby bardziej... Szaleńczy? Żeby nie powiedzieć opętańczy... No i ucichł tak szybko, jak rozbrzmiał. Nieco ją to zaniepokoiło, tym bardziej, że po kolejnych paru krokach tuż obok niej rozbił się rzucony przez kogoś kruchy przedmiot. Rzuciła na niego okiem - przypominał porcelanowy dzban, acz nie miała co do tego pewności. Cóż, szkoda, ale w sumie - co to ją obchodzi? Przecież to nie jej strata, prawda?
Podniosła głowę i ponownie została zaskoczona. Znajdowała się w dzielnicy kapeluszników. Niby nic nadzwyczajnego - skoro była tak zaabsorbowana własnymi myślami, mogła nie zauważyć nawet, jak i kiedy tu dotarła. W sumie, nie zdarzyłoby się to po raz pierwszy. Nawet nie drugi, trzeci. Ostatnio miała takie dni, zwłaszcza po jej "wypadku", że ciągle trwała w zamyśleniu, coraz bardziej zamykając się w sobie i ani myśląc wyjść do świata na zewnątrz, bo i po co? Może i nie była znowuż taką samotniczką, ale potrafiła obejść się bez towarzystwa innych, więc nie szukała go na siłę... Tak czy siak, najbardziej zdziwiło ją to, że dotarła tutaj w tak krótkim czasie. A przynajmniej krótkim jak na nią, o.
Mijając kolejne domy śmiała się w duchu. Może i kapelusznicy byli obłąkanymi wariatami, szaleńcami, czy jakby ich tam inaczej nazwać, ale to jedno trzeba było im przyznać, a mianowicie wyobraźnię mieli niesamowitą. Pod tym względem absolutnie żadna rasa pochodząca z Krainy Luster nie mogła się z nimi równać, o. Umocniła się jeszcze w tym przekonaniu, gdy jej oczom ukazały się niebywale dziwne budowle - jedne w kształcie gąbek (również tych do kąpieli), czajników, meloników, ananasów... A nawet trafiła się jedna w kształcie kaczki! Były jednak też inne, nie mniej nietypowe od swoich poprzedników, krzywe, powyginane - można by rzec - praktycznie we wszystkie strony świata... Ale tym razem, dla odmiany nie okazała ani zdziwienia, ani zaskoczenia, ani nawet podziwu dla umiejętności tejże jakże barwnej rasy, zamieszkującej ową dzielnicę.
Gdy dotarła do celu swojej podróży, mimowolnie się jednak wzdrygnęła. Była absolutnie pewna, że to tutaj, świadczył o tym napis na tabliczce znajdującej się na furtce, ale mimo wszystko to miejsce wyróżniało się spośród otoczenia. Gęsto obrośnięty mchem parkan, niegdyś białe, masowo popękane deski? Brr. Do tego dochodziła ta upiorna cisza, przerywana jedynie miarowym skrzypieniem tabliczki, na której to był zamieszczony numer działki. Wszystko razem wzięte tworzyło tę jedyną, niepowtarzalną całość. Aż ciarki przechodziły po plecach.
Zapewne oprócz niej na miejsce przybędzie jeszcze kilku ochotników, być może tak jak ona wiedzeni tu ciekawością, a być może chęcią zysku, wszystko jedno. Na pewno nie będzie tu sama, nie, nie ma się co łudzić.
- Dzień dobry - powiedziała, ni to do siebie, ni to do kogoś innego. W przestrzeń. A odpowiedziała jej cisza.
Westchnęła unosząc głowę i wbijając wzrok w wybitnie zachmurzone niebo. A zaledwie chwile temu było tak słonecznie, tak ciepło... Gorąco wręcz. Cóż, nie powinna się dziwić. To Kraina Luster. Tutejsza pogoda była nieprzewidywalna...
Veis [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 11 Lipiec 2011, 15:57
Cień szedł spokojnym krokiem uliczką. Cały czas miał wrażenie, jakoby ktoś go obserwował. Tak... To miejsce nie wpływało na niego najlepiej. Mimo to, w dziwnym przypływie nudy wmówił sobie, iż powinien zrobić coś dobrego dla świata. Nie miał jednak zamiaru tracić swojej reputacji cholernie-złego-gościa. Nie mógł to być więc uczynek, o którym usłyszy zbyt wiele osób. Zagubiony słoik ogórków? Coś w sam raz. Nieco brzmiało jak żart, ale co tam... Najwyżej skróci żartownisia o głowę.
W każdej chwili był gotów wejść w cień. Nie podobało mu się tu. Lubił ponure, gotyckie klimaty. Dziwaczne, abstrakcyjne domy napewno nie były czymś "dla niego".
Zabójca ubrany był tak jak zawsze. Czarny podkoszulek, skórzane gatki, ciężkie buty. Wszystko zrobione z dość dobrego materiału i wyglądające na dość stare, aczkolwiek zadbane odzienie. No... Może nie licząc startych podeszw butów, oraz delikatnych obtarć na nogawkach spodni.
Staromodny był również pas, którym Veis przypasał sobie katanę. Sprzączka pasa wyglądała jak wyciągnięta z innej epoki. Dziwne wzory na niej wyglądały na bardzo, bardzo stare. Metal z którego zostały wykonane, został prawie całkowicie starty przez czas. Nawet katana i sayia wyglądały na bardzo stare. Nic dziwnego. Była to broń wykuta pod koniec ery samurajów. Była starsza nawet od jej posiadacza.
Chyba jedynie pochwa na sztylety umieszczona u dołu pleców jegomościa, oraz jego plecak wyglądały na nowe.
Albinos. Takie właśnie określenie przyszłoby na myśl przechodniowi, mijającemu cienia. Bo czegóż można się spodziewać po czerwonych ślepiach, bladej cerze i białych włosach?
Gdy Veis znalazł się u drzwi domu, zdziwił się. Nie wiedział zbytnio co z tym zrobić. Co więc uczynił? Postąpił krok naprzód. Zatrzymał się jednak. Widocznie zaniechał tego, co z początku zamierzał. No bo to przecież niegrzecznie, wychodzić z cienia w czyimś domu, za czyimiś plecami!
Najzwyczajniej jednak w świecie pchnął furtkę, wchodząc na teren posiadłości. Jego lewa ręka była luźno oparta na rękojeści miecza. Atmosfera tego miejsca była dziwna. Wymuszała w nim niepokój, jednocześnie prowokując do nadmiernej ostrożności. Był gotów odskoczyć, czy cuś. Był zbyt skupiony na otoczeniu po drugiej stronie płota, by usłyszeć osoby zbliżające się do domu. Drgnął więc, słysząc za sobą czyjś głos. Powitanie? A to ci nowina...
Cień odwrócił delikatnie głowę. Pod wpływem światła, źrenice jego czerwonych oczu zwężyły się. Drapieżnik gotowy do ataku. Mniej więcej takie właśnie wrażenie wywierał ów wzrok na biednych, słabych istotkach zwących siebie ludźmi.
Słowa wyszły z ust niziutkiej dziewczynki. Nie chciało mu się jej głębiej przypatrywać. No bo po co?
Nie. Nie odpowiedział na powitanie. Prawie nigdy przecie tego nie robił. Odwrócił głowę, po czym ruszył przed siebie. W horrorach często właśnie "zimny, nieczuły, zły drań" padał jako pierwszy ofiarą niebezpieczeństwa. Ciekawe czy tak miało się stać również w tej sytuacji... No cóż... Jak długo znajdował się w cieniu rzucanym przez budynek, jakiekolwiek niebezpieczeństwo mogło mu naskoczyć. Spokojnie więc rozejrzał się wokół, po czym ruszył przed siebie, w kierunku domu. Chciał mieć już ów "dobry uczynek" za sobą. Nie mógł jednak pozbyć się uczucia niepokoju...
Ingravo
Gość
Wzrost / waga: /
Wysłany: 11 Lipiec 2011, 17:20
Ingravo obserwował dwójkę z okna pobliskiego budynku wyglądającego ni mniej ni więcej jak duża i złota wanna. Miała nóżki zakończone lwimi głowami, co niestety nie oznaczało, że jej właściciel był dzielny i waleczny. Po pierwsze mieszkała tutaj kobieta, po drugie dała się uprzedniej nocy przywiązać i wykorzystać więc wykluczała obie cechy. W dodatku teraz grzecznie szykowała dla Cienia śniadanie. Czyż to nie cudowne istoty, tak łatwowierne i dobre te kobiety? W dodatku mają piersi! Nic więcej Ingravo nie było potrzeba. Oprócz słoika ogórków, który zobowiązał się odszukać.
Właściwie nie pamiętał jak się w to wplątał. Pewnie jak zwykle wyciągnął ze swojej kupki na biurku najbardziej wystającą kartkę i uciekł od papierków do baru mówiąc jak to jest bardzo zajęty. Tam doczytał i w urżnięciu się przeszkodziła mu tylko miła Kapeluszniczka, właścicielka sąsiedniego adresu. Cóż za przypadek. Albo i nie. Tak czy siak parzyła wyśmienitą herbatę a do tego jajko z bekonem co dało Koszmarowi niezbędną na dzień dzisiejszy energię. Na szczęście z powodu bliżej niezgłębionego nie potrzebował snu i po nocy spędzonej w okolicach siódmego nieba i innych rozkoszy nie czuł się nadto wyczerpany.
Obserwował grzeczną dziewczynkę, która podeszła pod bramę. O ile ogórek nie jest synonimem do czegoś nieco bardziej zbereźnego to ogrodniczka rzeczywiście może się tu przydać. W przeciwieństwie co do pana wielkiego i złego, który idzie do domu, którego nie ma. Nic dziwnego, że czuje się niepewnie. ale tego już Ingravo nie wiedział.
Podziękował zacnej gospodyni i opuścił jej domko-wannę z papierosem między wargami. Zaciągając się dymem ruszył w kierunku sąsiedniego numeru gdzie czaił się już osiłek i panienka. Urocza gromadka. Może ktoś jeszcze raczy przybyć szukać słoika razem z nimi? Najlepiej ktoś, kto nie odpowiada schematom tak samo jak Karciany Król. Będzie ciekawiej.
[b]-Sądzisz, że ma schizofrenię? Bo zachowuje się zupełnie tak jakby tam stał dom a przecież go nie ma. Albo jest niewidzialny.[/n]-gawędziarskim tonem rozpoczął rozmowę z dziewczyna obserwując swojego pobratymca pewnie przesuwającego się po trawie. A to byłaby zabawa gdyby uderzył w ścianę. Przynajmniej jego zachowanie nabrałoby sensu.
Blaise [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 11 Lipiec 2011, 18:20
Blaise był znudzony, porządnie znudzony. Można wręcz powiedzieć, że bardzo bardzo znudzony. W ogóle zacznijmy od pytania czemu się tu znalazł? Po jaką cholerę zainteresował się ogłoszeniem o ogórkach małosolnych, jakby nie patrzeć nie przepadał za nimi. Jeśli Ingravo ogórki przypominały zbereźnego ogrodnika, to akurat Blaise'owi zbereźną ogrodniczkę bez faceta, bo jakby nie patrzeć ogrodnik do miłości potrzebuje tylko ręki, a kobieta? Z ogórkiem prościej. Bulwersujące? Ja też tak sądzę. W każdym razie, choć w charakterze postaci napisałam, że blondasek nie ma chęci posiadania czegokolwiek, nawet pieniędzy, to mija się to trochę z prawdą. On może nie chciał rzeczy tak przyziemnych jak samochód, samolot - najlepiej tupolew - czy coś w tym guście, to jednego pilnował jak oka w głowie. Musiał wyglądać nienagannie, zawsze i wszędzie. A co do tego potrzeba? Oczywiście, że bardzo seksownych, ale eleganckich, drogich ubrań. No, nie dostaniesz takich w Krainie Luster, nie ma bata. Więc co? Odpuścić te wszystkie cudeńka od napuszonych projektantów? Ma odpuścić czerwone twarze naprawdę uroczych panienek, które ryczą tylko jak wejdzie. No może trochę przesadzam, zwykle w blondynie zadurzają się dopiero jak coś powie, ale musi być przy tym nienaganny. A więc, ubrania ludzkie są drogie. Jakoś musiał zarabiać, nawet panicz Premiereve. Upokarzające. Wybrał słoik ogórków akurat dlatego, że kapelusznicy są nieprzewidywalni, i choć okolica, którą notabene znał od dziecka, nużyła go i wprawiała w błogi stan odrętwienia, to wiedział, że znając tą akurat rasę będzie zabawnie. Swoją drogą nie wiem czemu wszyscy patrzą tak stereotypowo. Kapelusznicy nie muszą być dziwni, nawet zna jednego normalnego, ale z brzydkim przyzwyczajeniem molestowania Blaise'a krok po kroku. Chłopak pierwsze co zobaczył, przybywając sprawnie pod furtkę była, dziewczyna. Ha, kobieta - to się nazywa okazja! Potem zobaczył to co znajdowało się za furtką i... całkowicie to olał. Kapelusznicy byli nieprzewidywalni, więc przewidywalne było, że napotka coś takiego. Bo jakby nie patrzeć Blaise w porównaniu do Mad nienawidził, tak to dobre słowo, Krainy Luster. Może to brzydka trauma z dzieciństwa, w końcu przez to głupie pochodzenie musiał rozstać się z przyjaciółmi, a może może smutna prawda, że Kraina Luster w porównaniu do Świata Ludzi była nudna. Tak nudna, w tej swojej niby nieprzewidywalności Blaise'a nie mogła zaskoczyć. Jeśli ktoś przewidział, że zdarzy się coś oczywistego to zawsze zdarzało się coś przeczącego każdej nauce czy założeniu, więc nawet dla blondyna ułożenie sobie przebiegu zdarzeń nie jest trudne. A tak, potem zobaczył Ingravo i stoją jakieś dwa metry przed nimi "dygnał" głową. W końcu Król powinien znać swojego asa, no chyba, że ten nie miał pamięci do twarzy. Blaise nie był pewien, bo w końcu Ingravo intrygował go czasami bardziej niż panienka Madeline, ale skoro była kobietą to i tak stała na pierwszym miejscu, czy Król zechce być rozpoznany wśród innych, po za tym szkoda było zrobić skłon w takich spodniach. Bowiem Blaise ubrał się dzisiaj wyjątkowo wygodnie, zanczynając od prostych czarnych spodni, ściśniętych koło kolan przez "oprawę" z miękkiej czarnej skóry i rzemyków kończących się dość grubą podeszwą, coś jak buty do jazdy konnej, ale bardzo ładne i eleganckie. Przechodząc wyżej, pasek miał luźny z wieloma częściami do których ładnie powsadzane były naboje i broń. Wyżej zaś tylko, dziwne jak dla Blaise'a, zwykła biała koszula - wsadzona w spodnie i z podwiniętymi rękawami. Jednym słowem - wyglądał nienagannie. Olał schizofrenika i podszedł do kobiety uśmiechając się urokliwe. Był przystojny w swój własny sposób, nietypowy - wręcz groteskowy, może po prostu jego wygląd był intrygujący.
- Miło, że nie tylko ja dałem się złapać na reklamę zagubionych ogórków. - zaśmiał się szczerze i zbliżył do dziewczyny. Tą wypowiedź akurat kierował do wszystkich, nawet do albinosa. Trudno, podobno oni krócej żyją, przykre.
- Pozwolisz być swoim aniołem stróżem na tej wyprawie, urocza panienko? - zapytał biorąc jej dłoń i lekko całując, przy czym kłaniając się lekko. Huh, jeśli dowiedział sie, że była strachem to w jego umyśle kłębiło się multum słów typu uciekaj, tak w rzeczywistości był tchórzem, a propozycja zostania obrońcą była tylko prostą wymówką by trzymać się blisko dziewczyny, która znając życie była dość silna. No, ale skąd mogła to wiedzieć? Blaise przecież był niezwykle urokliwy.
Godność: Amadeusz Odinson Wiek: 27 lat Rasa: Marionetkarz Wzrost / waga: 190 cm / Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami. Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach. Pan / Sługa: - / Adrien Pod ręką: butelka wody mineralnej SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
Dołączył: 03 Maj 2011 Posty: 617
Wysłany: 11 Lipiec 2011, 18:53
No i zebrała się cała grupka zainteresowanych. Topielica, dwa cienie i amant. Zapowiadała się doprawdy ciekawa wyprawa, której celem było odnalezienie słoika ogórków. Jednak trudno będzie cokolwiek zrobić, czy znaleźć biorąc pod uwagę, że właściciel ogłoszenia najwyraźniej zapadł się pod ziemię. Zaraz, zaraz... Zapadł... Pod... Ziemię? W tym właśnie momencie, gdy podejrzewany przez wszystkich o schizofrenię (niesłusznie z resztą) Veis, władca ciemności próbował odnaleźć budynek na porośniętej chwastami działce, do ich uszu doszło urocze... Łubudub. Czy coś w tym stylu. Następnie było głuche chrupnięcie i kępa traw, tuż przed białowłosym zabójcą uniosła się do góry. Spod niej zaś, wystawała głowa, zwieńczona meksykańskim sombrerem. Kapelusz o potężnym rondzie, przystrojonym złotymi dzwoneczkami zasłaniał pół twarzy swojego właściciela, a drugie pół skrywało się jeszcze pod ziemią, więc zasadniczo, jedyne co widzieli zgromadzeni tu obywatele, to właśnie ogromny kapelusz. W następnej kolejności, wszyscy jak jeden mąż usłyszeliście charczenie. A może bardziej rzęszenie? W każdym razie, po głosie, można było stwierdzić, że Kapelusznik ten nie był młodzieniaszkiem. Ba! Był całkiem stary. Wynurzył się ostrożnie, a siwa broda otulająca jego szczękę ciągnęła się wciąż pod ziemią, nawet gdy cała sylwetka zgarbionego mężczyzny ukazała się zebranym.
-Przyszliście... Przyszliście...-wyciągnął przed siebie pomarszczoną dłoń, przypominającą kształtem kikut starego i wysuszonego drzewa. Wysunął powyginany artretyzmem palec i przejechał nim po zebranych. Nota bene, długość jego paznokcia sięgała minimum 5cm. Minimum.
-Wejdźcie, Wejdźcie, zginął mi gdzieś, zginął... Nagrodzę was, ale najpierw muszę się przygotować. Rzadko wychodzę z domu, muszę się przygotować. Widzicie on przepadł po drugiej stronie. Drugiej, albo nawet i trzeciej, sam nie wiem, wiecie jak to jest prawda? No w każdym razie wejdźcie-temu panu chyba ktoś nalał za dużo herbaty do jednego imbryka. W każdym razie wszedł pod ukrytą w trawie klapę i pozostawił ją otwartą dla swoich gości. Nadal się piszecie? Wciąż możecie zawrócić, a wyjście z tej dziury, nie będzie tak łatwe dla was, jak jest dla tego ekscentryka. Może nie wyjdziecie nigdy, a może tylko kłamię... To w końcu mój zwyczaj nieprawdaż?
Długie kręte schody wiodą w dół, w głąb ziemi. Po bokach z gleby wystają korzenie, co jakiś czas przesuwają się śliskie dżdżownice. Końca długiej drogi nie widać. Co jakiś czas, po drodze pozostawione są lampiony. Lampiony, w których zamknięto całą garść świetlików, a te niewolniczo oświetlają drogę każdemu, kto odważy się wejść wgłąb.
Kolejność:
Maladrin -> Veis -> Ingravo -> Blaise
No, proszę, proszę. Zaczynało schodzić się towarzystwo.
Najpierw dostrzegła srebrnowłosego, bladego mężczyznę, o piekielnie czerwonych oczach, na widok których ciarki przechodziły po plecach. Barwa jego tęczówek przywodziła na myśl krew, tudzież szkarłatną otchłań - co kto woli. Starczy, że budziły grozę. Ale to nie dotyczyło jej, Maladrin. Bo w końcu co miała do stracenia? Życie? Przecież już nie żyła. Rodzinę? Jej rodzony brat pewnie w ogóle już jej nie pamiętał. W związku tym nie bardzo przerażała ją myśl o śmierci. Oswoiła się z nią i to w niebywałym tempie. Ale to idzie chyba tylko na plus, prawda?
Kontynuując, owy - jak się jej zdawało - cień wyglądał na niejako niezadowolonego, że się tu znalazł, zwłaszcza, że nie odpowiedział na jej powitanie, choć... Akurat tego nie miała mu wcale za złe. Ale w końcu przecież przyszedł tu z własnej woli, więc czemu? Chociaż... Większość jemu podobnych postaci nie specjalnie przepadała za takimi klimatami. Domami w kształcie kaczek. I atakowaniu ich porcelanowymi dzbanami, jak to już zostało wcześniej zastosowane w jej przypadku. Na szczęście atakujący kiepsko wycelował, i przedmiot stłukł się tuż obok niej. I to mu się chwali, gdyż nie chciała zostać poszkodowana już na samiutkim początku. I to na dodatek czym? Zwykłym dzbanem? Nie, absolutnie nie ma mowy! Była strachem. A strachy nie dają się zranić tak łatwo, ot co!
Zaraz po albinosie na miejsce przybył kolejny jemu podobny blady facet, również o charakterystycznych, czerwonych oczach, silnie kontrastujących z barwą jego skóry. Ten w odróżnieniu od swojego cienistego pobratymca zdawał się być rozluźniony. Szedł w ich kierunku raźnym krokiem, z papierosem w ustach. Chwila, papierosem? Fu! Nienawidziła tytoniu. Jego zapach ją bezapelacyjnie drażnił, tak, że wręcz nie mogła go znieść. Ale to nic, wytrzyma to. Wytrzyma to w imię nagrody!
Wbrew pozorom, nieznajomy okazał się być całkiem rozmowny i uprzejmy, tym samym rozpraszając jej negatywne przekonanie co do niego, które zaskarbił sobie za sprawa papierosa (co oni w ogóle widzieli w tym ludzkim szajsie?). Uśmiechnęła się doń szeroko. Wydawał się być ciekawym osobnikiem. Zwłaszcza, że zaledwie chwilę temu wyszedł z jednego z domków - w kształcie wanny. Starczy, że na wstępie zaskarbił sobie jej sympatię, ot co.
- Może i ma, nie zdziwiłabym się. W miejscu takim jak Kraina Luster jest pełno dziwaków i beznadziejnych przypadków. Bez urazy - odpowiedziała, zaś w jej głosie wyraźnie słychać było pewność siebie. Faktem było, że albinos obok nich zachowywał się dość nietypowo, ale nie było to wcale nic dziwnego, a zwłaszcza nie tutaj. Wracając do swojego rozmówcy, to, co mówiła, wcale nie mijało się z prawdą, ba, było jak najbardziej szczere, z racji, że nie widziała powodu, by w tej sprawie kłamać. Nie miała na myśli Ingravo. Po prostu mówiła co myślała, ot, cała tajemnica.
Zdziwiła się nieco, gdy ich dyskusja została przerwana przez "uroczego" amanta, który już na wstępie z bliżej nieokreślonego powodu zaczął się do niej przymilać. Nie zamierzała się rozdrabniać kto, jak, gdzie i dlaczego. Wizja tego pana jako swojego "anioła stróża" niezbyt jej się uśmiechała, ale hej, w końcu nie byłaby sobą, gdyby z niej nie skorzystała!
W odpowiedzi na jego ukłon lekko dygnęła, ot z uprzejmości. Posłała mu jeden ze swoich uśmiechów, doskonale wyćwiczonych, które to sprawiały, że facetom nie rzadko przyśpieszało bicie serca. Zazwyczaj zaledwie chwilę potem ono ustawało, ale mniejsza o to.
- W sumie, czemu nie... - odparła, niby to zastanawiając się nad jego propozycją. Nie przywiązywała jednak na dłużej uwagi do blondyna, zamiast tego przeniosła wzrok ponownie na schizofrenika, który to przybył na miejsce jako drugi, zaraz po niej. Drgnęła, gdy usłyszała pewien niezidentyfikowany dźwięk, trwała jednak w milczeniu, przygotowana na wszystko. Jakież było jej zdziwienie, gdy ujrzała wyłaniającego się z ziemi staruszka... Zaraz, nie. Najpierw był kapelusz. Baardzo duży, śliczniasty kapelusz. Dopiero potem głowa i reszta ciała. W każdym razie pojawił się i zaczął coś ględzić o tym swoim słoiku. Brzmiało to bardziej jak obłąkańcze pitolenie, ale czego to się nie robi dla nagrody, nieprawdaż?
Nie czekając na reakcje towarzyszy prędko ruszyła w ślad za staruszkiem, rzucając okiem na świetliki. Piękne to były owady. I jakże użyteczne...
Veis [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 11 Lipiec 2011, 21:22
[Ajajaj... Sorry, już 22? CS wciąga...]
Czuł się nieswojo. Cholernie nieswojo. Tak bardzo, iż jeśli ktoś położyłby mu w aktualnym momencie dłoń na ramieniu, najpewniej straciłby głowę. Ewentualnie znalazł ciekawy prezencik wbity w swoją klatkę piersiową. No, ale cóż się dziwić. Dla Cienia, gorzej już być nie mogło. Chociaż... Różowa kraina, pełna czekoladek i pluszowych misiów wprawiłaby go pewnie w jeszcze większy obłęd. I pomyśleć, że wpakował się w to tylko z powodu ogórków...
Nie. Nie miał zamiaru uraczyć choćby słowem to zbiegowisko, które zebrało się za nim. Był dziwnym, złym samotnikiem. Nie miał zamiaru podejmować z nikim rozmowy.
Tak. Szukał DOMU. Budynku podobnego do tych, które zamieszkiwali ludzie. Mimo to, nie znalazł niczego takiego. Ukradli, czy co?
Nie dość, że jeszcze musiał chodzić po ziemi, do której wyplewienia potrzebny byłby kilof, to jeszcze owe haszcze... No, lekko mówiąc, dawno nie widział czegoś tak zarośniętego.
Gdy trawka uniosła się przed Veisem, ten cofnął się jedynie nieznacznie, jednocześnie delikatnie pchając kciukiem ku górze jelec katany. Nu cóż.. Chłopak nie lubił tego typu niespodzianek. Mimo to, wyraźnie uspokoił się na widok dziwacznego kapelutka.
Oczy zabójcy ogarnęły ową postać w pełnej krasie. Dziadek. Bardzo, bardzo stary dziadyga. Największą wagę, Cień przywiązał do rąk starszego pana. Gdyby palce byłyby jeszcze dłuższe, zabójca najpewniej wziąłby go za "To" z horroru o tym samym tytule. Emerytowane "To" rzecz jasna. Dziadyga nie wzbudzał w zabójcy zaufania. O nie... Chociaż, jak narazie dziadek nie wyglądał, jakby miał zamiar przemienić się w gigantycznego pająka, ani nic w tym guście. Spokojna czacha więc...
Bełkot. Starczy bełkot. Tak najłatwiej byłoby opisać słowa owego dziada. Możliwe iż był zrozpaczony... W sumie, to co tam... Co brutalnego drania mogły obchodzić uczucia tego dziadygi?
Gdy staruszek wskoczył z powrotem do swojej norki, Cieniowi przyszła na myśl kolejna scena z "tego" horroru. Clown również kusił dzieciaka, obiecując różnego typu duperele. Tutaj była praktycznie ta sama sytuacja... Zabawne. Ciekawe czy kapelusznik również lubuje się w ludzkim mięsie... Stop...
Veis otrząsnął się z zamyśleń. Ten dziadek to był przecież jedynie miły, szurnięty straszny pan. W żaden sposób nie możnaby go porównywać do postaci z horrorów. Chyba.
Już miał skoczyć w dziurę, gdy coś śmignęło mu przed nosem. Kurcze... Ta mała panienka naprawdę się na coś tak "nudnego inaczej" pisała? W sumie... Czemu by nie skoczyć za nią?
Nie tracąc czasu, Cień również ruszył za clownem.. Nie, chwila, wróć... Za dziadkiem.
Ingravo
Gość
Wzrost / waga: /
Wysłany: 12 Lipiec 2011, 10:58
Papiero szybko skończył swój żywot w piasku, przydeptany dodatkowo butem, żeby na pewno nie rozszalał się pożar. Tego jeszcze brakowało od jednego z bogów igrających z ludzkim losem, zwanych też czasem MG. Zresztą wracając do papierosa-nie palił byle czego. Nie lubił śmierdzieć, a że inne efekty uboczne się go nie trzymały nie miał w zwyczaju przejmować się zdrowiem. Dlatego najczęściej palił różne dziwne mieszanki tytoniu dające dość przyjemny, podobny do kadzidełkowego zapach. Rozwiązanie idealne, ponieważ dym zawsze wydawał mu się seksowny. Zwłaszcza chwilę po.
-Nie czuję się urażony. Musiałabyś się bardziej postarać. Tak w ogóle: Ingravo.-w przeciwieństwie do swojego podwładnego, który chwilę potem zaszczycił ich towarzystwem nie obślinił rączki dziewczyny stojącej obok. Owszem, była całkiem atrakcyjna, lecz po nocy pełnej szaleństw nie miał ochoty na szybkie angażowanie się w polowanie na kolejną cnotę. Wystarczyłyby ogórki.
-No proszę, wreszcie znajoma twarz.-posłał Blaisowi uroczy uśmieszek. Dobrze mieć przy sobie kogoś nie obcego zwłaszcza gdy ten ktoś przynajmniej teoretycznie powinien spełniać Twoje rozkazy. Choć Cień nie posuwał się do używania narzędzi, zazwyczaj sam się angażował i robił co potrzebował. Życie na własny rachunek było dla niego dużo korzystniejsze.
Ponury i mroczy Veis nadal nie dał dowodu na swoją poczytalność. Zresztą kogoś kto się przechwala jaki to z niego wielki wojownik a jako pierwszy lezie na nierozpoznany teren nie należy nazywać skutecznym. Odpowiednie słowa, też na 's' brzmą inaczej: skłonności samobójcze. Ich posiadanie nie gwarantuje skuteczności w pracy acz przynajmniej masz okazję stać się źródłem rozrywki dla reszty poszukiwaczy zaginionego ogórka.
Mniejsza oto. Z ziemi raczył się wyłonić zleceniodawca, szalony i stary kapelusznik. Miał tendencje do nie kończenia zdań, lecz poza tym jego słowa były doskonale zrozumiałe dla wszystkich, skoro już dwie osoby zdążyły wskoczyć za nim w królicą norę. Koszmar doznał skojarzenia z książką dotyczącą jakiejś... Krainy Czarów napisanej przez człowieka lubującego się w małych dziewczynkach. Dawniej nazywano to miłością, dzisiaj pedofilią.
Staruszek był niezadbany. Z penwością Asowi nie przypadnie do gustu, Król zaś pozostawął obojętny na jego walory estetyczne. Nie przyszedł go poderwać, przyszedł rozwiać nudę i uciec od papierkowej roboty. Nie obawiał się czy może swoimi długimi pazurami rozrywa ludzkie mięso z kilku powodów. Po pierwsze nie był człowiekiem. Po drugie nie miał tendencji do fantazjowania o horrorach widząc długie paznokcie. Wolał wziąć wtedy obcinaczkę i doprowadzić je do porządku. Ale, odbiegamy od tematu.
-Twój aniołek Ci ucieka...-mruknął do Blaisa ruszając za resztą. Wyraźnie mu sie nie śpieszyło, bo i po co. Zanim Kapelusznik się wysłowi o co mu chodzi zdążyłby spokojnie upiec ciasto. Więc po co ma się męczyć, skoro to dopiero początek zabawy a szanowny pan MG może im utrudnić wyjście z owej nory?
Blaise [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 12 Lipiec 2011, 14:06
Nie, moi drodzy! Amant to co najmniej złe słowo, tak z pewnością złe. Jak już to narcyz... czekaj to brzmi jeszcze gorzej. A może w ogóle nie będziemy używać aż tak skrajnych słów? Bo jeśli tak to z rozrzutu nazwijmy go tchórzem. Wszystko wyjaśnione? No to lecim. Zacznijmy od tego, że Blaise'owi nie do końca spodobała się reakcja dziewczyny na jego wypowiedź, widocznie nie trafił w ten typ. Jaki typ? No popatrzcie, widząc coś tak uroczego jak Maladrin i w dodatku mówiącego "dzień dobry" w powietrze pierwsze, co mu się nasunęło to to, że musi być sodką idiotką. Widocznie się mylił. Dlaczego? Nie obchodziło go jakby odpowiedziała, mogła nawet odmówić, ale by Blaise był pewny, że wpadła musiała się zaczerwienić czy chociaż spuścić wzrok. Musiała zrobić coś typowego dla panienek uroczych, a uroczy uśmiech w jego mniemaniu, choć może prawdziwy, nie był na tyle uroczy. Ah, lubię to słowo. W każdym razie blondyn nie był do końca pewien, czy może sobie z niej w krótkim czasie zrobić panią ochroniarz, która będzie się opiekowała swoim aniołkiem. Musiał ją sprawdzić, ale nie do końca jeszcze wiedział jak. Najłatwiej było wystawić się na niebezpieczeństwo i sprawdzić czy ruszy mu z pomocą, ale jakoś ta opcja mu nie leżała. Szczerze mówiąc jego reakcje o tej porze były dość niemrawe i nie był pewien czy uda mu się mimo wszystko teleportować z linii ataku. Jest jeszcze opcja, że sam mógł ją jakoś uratować, ale ta też mu nie leżała, bo kto wie czy dziewczyna się potem odwdzięczy? Jedno wiedział, na razie ma z niej cudowną osobę do towarzystwa. Kątem oka spojrzał na schizofrenika i obserwował chwilkę bez słowa. Czyżby go zaciekawił? Nie. Blaise próbował policzyć wielkość jego pleców - czy są wystarczająco duże, by mógł jakby co się za nimi schronić. W drugiej kolejności zaś obserwował tyłek, by w razie czego kopnąć albinosa na przeciwnika. Kto mu kiedyś powiedział, że tacy krócej żyją, a skoro Veis był cieniem to nie wiadomo czy go to też dotyczy, no cóż - najwyżej skończy mu się wcześniej żywot. Szczerze mówiąc Ingravo nie próbował brać w formie tarczy, bo znając Króla skończyłoby się to tak, że to właśnie blondyn byłby takową. No, a jeśli cień zażąda jakieś pomocy, która według opinii Blaise'a byłaby zbyt niebezpieczna to... Nie, dziękuję i szybko by się ulotnił. Czy byłoby to brane za zdradę? Znając życie tak, ale wolał pożyć dłużej nawet jeśli potem miałby zostać skazany przez Karcianą Szajkę. Na słowa swojego przełożone kiwnął tylko głową. Coś mi się zdaje, że się dogadają. Hmh, Invitro bardzo się pomylił, jeśli twierdził, e asowi nie spodoba się owy ex właściciel słoika z ogórkami małosolnymi do dość nietypowych i zboczonych zadań. Blaise nie miał kompletnie nic do ludzi ubranych inaczej niż nienagannie, bo przy nich wyglądał jeszcze lepiej i zawsze mógł się trochę z nich podśmiewać w duchu. Inna sprawa się miała, jeśli tak brudas, pan wyrastający z ziemi, umyśliłby sobie z nim rozmawiać. Patrzył jak jego przyszła opiekunka, się wróć. Jak osoba, którą obiecał się opiekować wskakuje do dziury.
-Mhm, coś mi mówi, że nie będę miał prosto. - rzucił na słowa swojego przełożonego i założył dłonie na tył głowy i już miał wyruszyć ku dziurze, gdy coś zaczęło pełzać mu koło nogi i powoli Nagini, siem wróć Prosie - biały wąż - owija mu się wokół klatki piersiowej.
- Coś długo to Ci zajęło. - rzucił do zwierzaka, ten zaś łypnął na niego i obkręcił się tak, by wszystko dokładnie widzieć, oprócz swojego pana oczywiście. Po chwili Blaise w takiej samej pozycji jak wcześniej, ale z wężem obkręcony wzdłuż tułowia wskoczył za swoją sarenką do dziury.
Właściwie był zadowolony. Wszyscy mają go teraz albo za kompletnego idiotę, albo amanta bez wyraźnego celu, więc - beztalencie, nieprzydatne. O to blondynowi chodziło. Nie każą mu robić jakiś niebezpiecznych rzeczy bojąc się, że to schrzani. Czyli teraz wystarczy tylko przetrwać.
Godność: Amadeusz Odinson Wiek: 27 lat Rasa: Marionetkarz Wzrost / waga: 190 cm / Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami. Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach. Pan / Sługa: - / Adrien Pod ręką: butelka wody mineralnej SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
Dołączył: 03 Maj 2011 Posty: 617
Wysłany: 12 Lipiec 2011, 16:35
Ślimacze schody wiodły co raz niżej i niżej. W pewnym momencie musieliście zacząć się zastanawiać nad dwoma rzeczami. Pierwszą jest, rzecz jasna, czy kiedykolwiek w ogóle się kończą, bo szliście dobre pół godziny, a końca nie było widać. Po drugie... Jak to się wszystko właściwie trzymało? Ponad waszymi głowami było ładnych kilka metrów gleby, z której wystawały korzenie, dżdżownice, a na głowę Blaise'a zleciał nawet kret, który musiał pomylić tunele.
(nienaganność Blaise'a -10pkt -> grunt w blond włosach połączony z zadrapaniami od długich krecich pazurów nie był sexy w żadnym wydaniu).
Ostatecznie jednak odpowiedź na pierwsze pytanie została udzielona. Przed wami znikąd, w połowie jednego ze stopni wyrosły drzwi. Były dość duże, przynajmniej trzymetrowe, co wyglądało ciekawie bo do tej pory najwyższy w grupie Veis musiał maszerować zgięty jak łuk tryumfalny, a Ingravo czarną czupryną zamiatał z sufitu drobinki kurzu. Najbardziej komfortową sytuację miała topielica, bo jej wzrost absolutnie nie wadził.
Drzwi, które podnosiły nagle strop dość znacząco, były zwieńczone miedzianym zamkiem i klamką o klasycznym kształcie gałki. Po obu stronach portalu zawieszono dwa słoiczki ze świetlikami, które rzucały wątłe światło na całą konstrukcję, gdzieniegdzie noszącą na sobie ślady zębów kornika. Koniec króliczej nory? No cóż, nawet jeżeli, to pojawiły się dwa problemy. Pierwszym był fakt, że kimkolwiek był wasz przewodnik, to zamknął wrota za sobą i przekręcił w zamku klucz, tym samym je ryglując i odcinając was od celu. Ponadto, po drugiej stronie było ciemno. Naprawdę ciemno. Zajrzenie przez dziurkę od klucza mijało się więc z celem, bo nie byliście w stanie stwierdzić co też dzieje się za drewnianą przeszkodą. No i problem pierwszy, bo wasz przewodnik zniknął, a... Właśnie, może chcecie zawrócić? Nie ma tak łatwo. Ostatni wszedł Blaise, o ile się nie mylę i jeśli tylko odwrócił się by zobaczyć, chociażby ile drogi już mają za sobą, mógł z zaskoczeniem stwierdzić, że schody zniknęły. Ot, tak po prostu zamiast nich była ściana, drewniana ściana. Potem po prawej druga. W pewnym momencie uświadomiliście sobie, że znaleźliście się w drewnianym pudle o znajomym, tradycyjnym kształcie... Trumna? Z całej grupy zdaje się, że Maladrin będzie najlepiej kojarzyła tę niezapomnianą formę. Drzwi stały się więc jedyną drogą. Trzeba spróbować je wyważyć, albo otworzyć, niezależnie od tego co jest po drugiej stronie. Ponadto światło świetliczków stopniowo przygasało. Wyglądało na to, że gasną jeden po drugim co minutę. W każdy słoiczku było 20 drobnych światełek i co minutę, jednocześnie gasł jeden w każdym słoiczku co dawało nam 4 drobinki światła mniej na minutę. Innymi słowy, zanim wszystko przepadnie, w bezdennych ciemnościach, minie 15 minut (5 minęło zanim policzyliście ile świetliczków zdycha minutowo...) No i tak nagle, jakby... Uświadomiliście sobie, że jesteście pod ziemią... Gdzie tlen? No właśnie, lepiej go oszczędzajcie. Panie Ingravo, uważaj z zapalniczką, nie chcielibyście marnować cennego gazu prawda? Zabawa się zaczyna.(wstawić mroczny rechot)
Kolejność:
Maladrin > Veis > Ingravo > Blaise
Z czystej ciekawości kątem oka zerknęła, by sprawdzić, kto szedł za nią. Był to rzecz jasna nikt inny, tylko nasz rzekomy schizofrenik. Cóż miała zrobić, śmiać się, czy płakać? W ostateczności jednak zignorowała ten fakt. Przy okazji zanim się odwróciła zdążyła też dostrzec jej anioła stróża od siedmiu boleści, który - o ironio - człapał na samym końcu. Nie wiedziała tylko, czy to dobrze, czy też źle. W sumie, jak na Topielicę przystało, obdarzona została nieprzeciętną urodą, aczkolwiek szczerze wątpiła, by nasz nienaganny śmiałek postanowił zostać jej obrońcą tylko z tego powodu. Właściwie, to już nie taki nienaganny, skoro we włosach miał grudki ziemi, a zaledwie chwilę temu oberwał kretem. A skoro już wspomnieliśmy o czasie - jak długo już tak szli? Półgodziny, coś koło tego? Jakoś tak. Co prawda nogi jej nie bolały i miała o tyle lepiej, że nie musiała się schylać tak, jak schizofrenik i Mr. Miotła za nią, który gdy jeszcze byli na powierzchni przedstawił się jako Ingravo. Swoją drogą, było to całkiem ciekawe imię. Nie mogła jednak mieć pojęcia, że w głowie Miotełki kłębiły się myśli dotyczące między innymi zbereźnej wizji ogrodnika. Cóż, może to i lepiej?
Przez całą drogę poświęcała połowę swojej uwagi przewodnikowi, a drugie pół świetlikom i dawanemu przez nie światłu. Zdążyła zauważyć, że nieco ono przygasło, co z kolei niejako ją zaniepokoiło. Nie była w końcu dachowcem, żeby widzieć w ciemnościach, nie, jeszcze gorzej, ona była chodzącym trupem, który żyje i ma się dobrze, a przynajmniej... Póki co.
Może dobrze, że się nie odwracała i nie patrzyła za siebie. W ten sposób nie zauważyła znikających schodów, tym samym nie dostając ataku histerii. To byłby co najmniej nieprzyjemny widok. Nie mogła jednak nie dostrzec jak ich przewodnik jak gdyby nigdy nic ze spokojem otwiera drzwi, by zaraz potem za nimi zniknąć, przedtem solidnie je ryglując. Znajdowali się w nie najlepszej sytuacji. Co gorsza, byli zamknięci w czterech ścianach, a kształt ten do złudzenia przypominał jej trumnę. Mimowolnie wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Nie uśmiechała jej się wizja zostania tutaj, ale uciekać też nie miała zamiaru. Zresztą, nie bardzo miała jak. Nie miała bladego pojęcia o tym, że jej pseudo-stróż potrafi się teleportować, a nawet gdyby wiedziała, co by to dało? Najpewniej zniknąłby sam, nie zwracając uwagi na towarzyszy.
Kiepsko, oj, kiepsko.
A najgorsze było to, że najprawdopodobniej za parę minut zostaną w absolutnym, nieprzeniknionym mroku. Nie to, żeby się bała, ale coś takiego bynajmniej nie było im na rękę. A tlen? Co z tlenem? Mieli tu zdechnąć, czy jak?
Zaczęła snuć swoje sadystyczne wizje odnośnie starego kapelusznika. Najchętniej by go w tym momencie zamordowała. Nie tak od razu oczywiście. Najpierw by go trochę pomęczyła... Ah! Sadystka w każdym calu.
Milczała. Co innego mogła teraz zrobić?
Veis [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 12 Lipiec 2011, 18:48
Nie. Nie podobało mu się to ciągłe garbienie się. Czy ten durny kapelusznik nie mógł wykopać szerszych tuneli? Te były cholernie niewygodne. Tak... Ten kłujący ból w karku... Niezbyt przyjemny. Aczkolwiek zabójca nie był zbyt gadatliwym typem. Nie chciało mu się zbytnio na to uskarżać. Im dłużej jednak szli, tym szybciej jego zapasy cierpliwości zaczęły się kończyć. Tylko on miał taki problem? Miejmy nadzieje... Uskarżające się marudy jeszcze prędzej by ów wyżej wspomniany zapas wyczerpały.
Za sobą usłyszał ciche pacnięcie. Co zobaczył? Kreta na głowie blondaska... No normalnie szyderczy uśmieszek sam cisnął się na usta. Tak... Wreszcie jakaś poprawa humoru.
U "końca" tunelu mógł już sobie pozwolić na rozluźnienie karku. Strzelił nawet nim kilkakrotnie, by pozbyć się nieprzyjemnego uczucia. Tak... Miał nadzieje że to już koniec ścisku.
Veis lekceważąco spojrzał na drzwi. Zdawał sobie sprawę, iż jeśli coś by z nich wychynęło, to jedynie ta mała panienka z przodu miałaby "pełne" pole manewru. Pod pewnymi względami, rzecz jasna.
Cień dopiero po chwili zorientował się, że przewodnik zniknął. Wszystko przez chędożone rozmyślania o horrorach. No ale cóż... Nic straconego. Jakiś porąbany staruszek nie będzie mu psuł dnia. Zabójca odwrócił się więc, w samą porę by zobaczyć...
- Porca miseria - wyrwało mu się z ust. Było jednak wypowiedziane dość luźnym i lekceważącym tonem.
Zabójca spokojnie ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Nie podobało mu się to. Bardzo! Chociaż w sumie... Mógł egzystować nawet bez tlenu, pod postacią cienia. Problem w tym, iż jedynie egzystować. A wątpił, że zdoła się stąd bez używania fizycznej formy...
- Indovinelli, cazzo - skwitował wszystkie swoje przemyślenia. Chociaż... W sumie, to nie wyglądało to na zagadkę. Chyba, że trzeba by szukać jakiegoś ukrytego sensu tego wszystkiego... A tego mu się oczywiście nie chciało. Wszyscy byli dziwnie cicho... To była aż nadto niezręczna sytuacja. No ale cóż... On gadać nie zamierzał zaczynać. Oczywiście, z wyjątkiem poprzednich wulgaryzmów.
Cień poprawił katanę, oraz luźnym krokiem ruszył w kierunku drzwi. Same zamknięte wrota wydawały się być za łatwą przeszkodą. Toteż pozostawał ciągle czujny. Przystanął na odległość jakiegoś metra od drzwi. Nie, nie zamierzał używać cienia, by znaleźć się po ich drugiej stronie. Tak głupi to nie był, by wystawiać się na niebezpieczeństwo, bez zapewnionego światła.
Prawą rękę położył na rękojeści katany. Musiał osiągnąć skupienie. Co dziwne, udało mu się to dość łatwo. Zamknął oczy, a zarazem uniósł i wyciągnął nieznacznie lewą rękę.
Cień - w sensie "obszar do którego nie dociera światło bezpośrednio ze źródła", popełzł w kierunku drzwi, oraz zaczął się po nich wspinać. Gdy dotarł do zamka, przybrał w nim częściowo materialną postać i zaczął przesuwać mechanizmami w nim się znajdującymi. Veis miał nadzieję, iż żaden z "towarzyszy", nie rozproszy go.
[To, czy się uda, czy cuś spartole, zależy oczywiście tylko od mistrza gry.]
Ingravo
Gość
Wzrost / waga: /
Wysłany: 14 Lipiec 2011, 09:55
I zatrzymali się w wielkiej trumnie, coby tu szczeznąć na wieki wieków amen. Ingravo nie uśmiechało się mieć akurat tutaj swój grób. Nie miał też zamiaru liczyć świetlików, służących jako lampy. Mamrotanie pod nosem reszty grupy świadczyło o zaawansowanych procesach matematycznych. W tym czasie Cień przyjrzał się uważnie drzwiom łącznie z zawiasami oraz klamką. Czemu by nie spróbować? Podobno najprostsze rozwiązania są najlepsze. Po prosty uchwycił klamkę próbując ją przekręcić pociągnąć lub pchnąć. Właściwie mogło to odnieść skutek, choć wątpił czy ktoś kto trudzi się zamykaniem ich w trumnie zostawiłby drzwi otwarte.
Dwie sekundy później gdy mamrotanie się skończyło wpadł na podobny pomysł jak Veis. Właściwie mógłby wypełnić zamek cieniem, jednak skoro już wielki i mroczy zabójca się do tego zabrał to proszę. Koszmar za stratę energii uważał transportowanie cienia skądinąd do zamka. Nie sądził by tam był zamontowana żarówka a więc w sposób naturalny wnętrze tegoż urządzenia było w cieniu. Cóż, skoro albinos zaczął to niech skończy, po kiego Ing ma się jeszcze do tego wysilać?
-Mizeria?-prychnął zdegustowany. Ostatni posiłek i wybiera się ogórki w śmietanie? Zdecydowanie komuś brakowało to gustu. I w dodatku ten ktoś błekotał w niezrozumiałym języku. Uroczo zapowiada się ich współpraca.
Opieranie się na tylko jednym pomyśle byłoby karkołomne. Sam skupił się na zawiasach. Może da się je wykręcić? Zakładając, że drzwi są wielkie to nawet upadając do środka trumny nie zrobią nikomu większej krzywdy ponieważ oprą się o tylną ścianę klatki. Mrucząc coś cicho pod nosem dobrał się do zawiasów, oglądając je i analizując. Osobiście postawiłby wszystko na jedną kartę, lecz póki nie miał zgody większości musiał się zadowolić próbowaniem rozkręcenia ich. Gotów był odskoczyć w razie gdyby chciały się na niego zawalić.
-Mogę spróbować je roztopić, ale na to pójdzie trochę tlenu, więc to wyjście ostateczne.-rzucił właściwie do nikogo. Może problemem tej grupy było to, że byli obok siebie ale właściwie nie współpracowali? W sumie nie powinno to dziwić. Gromada indywidualistów bądź istot nieprzydatnych jak w tej chwili topielica, która stoi i ładnie wygląda zamiast spróbować coś wymyślić.
Blaise [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 14 Lipiec 2011, 10:31
Blaise idąc po schodach z wielkim wężem obkręcającym mu się wokół tułowia był co najmniej zmęczony już po kilku schodkach. Po około dziesięciu miał zamiar dociąć swojemu pupilkowi, że rzeczywiście waży tyle ile prosie, ale zatrzymał go... Latający kret. Wbrew wszystkich podejrzeniom blondyn w tamtej chwili stanął na schodku i się nie ruszał. Bo po pierwsze, gdyby zacząłby biegać z wrzaskiem o boże, moja nienaganność!, tylko by się zbłaźnił i najprawdopodobniej byłoby tylko gorzej. Inna sprawa, że strach, że może to być jakieś bardziej niebezpieczne zwierzę niż tylko ziemny nornik, który w mniemaniu Baise'a był co najmniej obrzydliwy, sparaliżował go tak, że póki jego cudownym oczom nie ukazała się zdezorientowana twarz kreta nie był wstanie nawet ruszyć ręką. Zapoznanie z Panem Krecikiem, swoją drogą bohaterem bardzo uroczej czeskiej bajki, nie trwało długo, bo Prosie szybko i skutecznie złapało go w swoją twardą szczękę - oczywiście jeśli pani MG pozwoliła. Blondyn coraz bardziej przerażony, ale tym bardziej o to, że nieostrożny wąż mógłby zjadając nierozważnego krecika poplamić mu nienaganną koszulę, spojrzał na niego ze wstrętem, a ten odrzucił kreta na pewną odległość w sumie nie aż tak zdenerwowany. Białe myszki są w stu procentach o wiele smaczniejsze... a już na pewno białe króliki.
Zacznijmy teraz może, że stwierdzenie Lokiego o tym, że zadrapania i trochę gleby nie jest sekszi to kłamstwo. Według Blaijsika było to sekszi prawie tak jak nienagannośći, ale żeby zamienić się teraz w Tarzana potrzebował rekwizytów, a nie miał nawet skórzanych gatek.
- Tss. - rzucił jakby na znak, że właściwie nic takiego się nie stało i przyłożył dłoń do czoła niczym Hamlet zastanawiając się nad pewną sprawą. Przykre. Strzepał więc grudki ziemi z włosów będąc jeszcze na schodach, myślac, że gdyby miał pod swoimi rozkazami pewną rudą kotkę, to ta całkiem przypadkowo skrzywdziłaby pewne części ciała postaci szanownej pani MG. Kiedy wszedł do pomieszczenia, nie. Właściwie, trumny, nie miał nic do dodania i tylko dziękował Bogu, że nie został chwilkę dłużej na schodach. Patrzył niemrawym wzrokiem na poczynania albinosa, jednocześnie obejmując wzrokiem wszystkie świece. W szkole uczą nasz uczyć się szczegółowo, czytając i zapamiętując każde zdanie w podręczniku. Przez to zanika u nas zdolność patrzenia całościowo, nie skupiając się na niczym. Takim sposobem Blaise szybko przeanalizował zaistniałą sytuacje.
- Nie ładnie tak przeklinać przy damie. - rzucił do albinosa, a może w przestrzeń? Jednocześnie stanął za strachem i schylił się tak, że jego usta prawie dotykały delikatnych uszek panienki.
- Troszkę straszne, prawda? - zapytał oczywiście retorycznie i po chwili się wyprostował powoli wchodząc na środek pokoju, tak by mógł zapewnić sobie pewną... publikę. Chociaż pewnie i tak nikt go nie słuchał.
- Spróbuję się teleportować na górę. Na razie spróbuje sam. Jeśli mi się uda, to po Was wrócę. - powiedział uśmiechając się delikatnie. I co teraz? Cały kamuflaż z idiotą nie wypalił, ale tu chodzi o jego życie. W końcu nie mógł umrzeć nie będąc nienagannym!.
- Nie wiem gdzie wyląduje. - kontynuował wstrzykając palcami. No tak w końcu kapelusznicy byli obłąkani, kto wie czy nie zaczarowali jakoś tego miejsca.
- Jeśli nie wrócę i nie uda Wam się z zamkami, to... - zaczął patrząc w górę i wskazując palcem sufit.
- Jakby nie patrzeć jesteśmy w trumnie. Trumny nie otworzy się z boku. Trzeba znaleźć miejsce łączenia. Po wyglądzie Kapelusznika wnioskuje, że będą to raczej gwoździe, niżli wkręty, choć z tymi drugimi byłoby prościej. - mhm, nikt na to nie wpadł? No tak, w końcu było to w sumie niedorzeczne, ale przecież Kapelusznicy są nieprzewidywalni. Nie podejrzewał, że starzec zakleił wieko, bo tego nigdy się jakoś otwarcie nie propagowało.
- Wystarczy znaleźć miejsce łączenia, a tam najłatwiej będzie podważyć wieko. No, ale to oczywiście szalona hipoteza. - rzucił, jakby od niechcenia. Właściwie to pomysł Ingravo był najlepszy, ale kto wie, czy po drugiej stronie nie ma po prostu ziemi? W końcu schody zniknęły, czyż nie? Blaise założył kosmyk włosów za ucho i spojrzał na swoją podopieczną z uśmiechem, po czym... spróbował się teleportować na górę. Może się uda, może nie. Ciekawe gdzie wyląduje lub czy w ogóle uda mu się zrobić coś tak prostego. Z dwojga złego lepiej, żeby Król nie umarł, kiedy Blaise jest w pobliżu.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!