• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Karty Postaci » O Yuu, słów niemało..
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Yu
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Grudzień 2010, 13:51   O Yuu, słów niemało..

      Historia ta nie jest jedyna i niepowtarzalna. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy naukowcom wpadnie do głowy mieszać ze sobą nie tyle co rasy, ale i gromady zwierząt. A to że dodatkowo skapnie coś od człowieka bądź magicznych istot to szczegół. Wszystko co zostało tu napisane jest poprzecinane fragmentami z punktu widzenia Naga, nieodłącznego przyjaciela Yuu. Nie udało mi się go powstrzymać, dorwał się do klawiatury…



    Etap I – Laboratorium MORII

    Duży, schowany wśród drzew budynek. W środku cisza, każdy szmer boi się zabrzmieć w tej pustce dźwięku, bojąc się konsekwencji. Otwierają się drzwi, ukazując niecodzienny widok.
    Białe, sterylne ściany, wyłożone nieskazitelnie czystymi płytkami. W sali znajduje się kilkunastu naukowców, doktorów i uczonych, w fartuchach i maskach. Pochylają się nad stołem pełnym metalowej aparatury. Mnóstwo szalek, probówek z tylko im znanymi zawartościami stoi na blacie. Próbują, szukają, starają się. Tworzą dla dobra Świata Ludzkiego tworzą by ta potęga, imperium nie upadła zgromiona rządami dziwnych, szalonych istot. Nie pozwolą na to. Dlatego tworzą, badają, opisują..

    Drzwi zamykają się. Mija długi, bardzo długi czas.

    Znów można wejść do środka. Wnętrze wygląda teraz inaczej. Pod ścianami stoją rzędy szklanych słoi, baniek zasilanych kablami, łączami. Każdą z nich otacza plątanina przewodów, łącząca się z matrycą, głównym mechanizmem na środku sali. Przypomina olbrzymiego pająka, czającego się łakomie na małe, przezroczyste muszki, znajdujące się na skrajach pajęczyny. W centrum każdego słoja unosi się rozmazany punkt, otoczony cienkimi jak włos kablami. Komputery wyświetlają pod spodem migające liczby, szyfry i zdania, które niewtajemniczonych przyprawiają o oczopląs.

    Upływa czas. Bo w końcu po to jest, by płynąć nieubłaganie.

    Słoi jest mniej, kable za to pokryły całą powierzchnie podłoża. Laboranci przyglądają się szklanym kopułą, z chłodną satysfakcją i zimną precyzją notując wciąż migające cyfry. Aparatura pika miarowo. W galaretowatych, półpłynnych maziach unoszą się niewielkie istotki. Jak wyrośnięte, blade robaki. Mają wbite w ciało łącza odbierające najlżejsze sygnały. Może bicie serca, ruch, skurcz mięśni? Robaczki mają jakby główki, ręce, nogi.. Niektóre mają zamiast nóg długi ogonek, a są jeszcze takie które oprócz ogonka i głowy nie mają nic. Pływają leniwie nieświadome niczego. W pewnym momencie mechanizm zatrąbił alarmująco, czerwone lampy rozbłysły w bieli sali. Wszyscy naukowcy gromadzą się wokół jednej kopuły, jeden z nich gorączkowo wciska przyciski na tarczy pod słojem. Nic nie pomogło. Robaczek zakołysał się sennie i opadł na dno zbiornika. Niemal słyszalne był jego ostatnie westchnienie.

    Minie czasu dużo, niemało.

    Zostało zaledwie kilkanaście wyrośniętych robaczków. Stworzenia są już duże, wielkości niemowlęcia, ale nic nie wskazuje na to by miały opuścić swoje szklane więzienia. Jedno wygląda jak zwykłe dziecko, pokryte bladoszarą łuską. Trzy w rogu to małe węże o dziecięcych głowach, potwornie bladych i przerażających. Dwójka na wprost drzwi to dzieci, które zamiast nóg mają długie, gadzie ogony. Ostatnie nieco wyrośnięte niemowlę ma ludzką głowę, tułów, jedynie zamiast rąk i nóg straszą wężowe sploty. Resztę słoi zapełniają twory mniej lub bardziej przypominające domniemany cel naukowców. Ciałka pokryte warstwami cienkich drutów, lśnią co chwila, przekazując impulsy elektryczne z mózgów do głównego komputera.

    Dajmy im jeszcze trochę czasu aż będą gotowe.

    Zostały dwa słoje. Z eksperymentu numer 1837 z niemal pięciuset próbek zostały dwie. 1837g i 1837km. Okazy są już tak duże że niemal wypełniają całą przestrzeń. Laboranci z triumfem odłączają wszystkie kable. Przewody odrywają się od ciał maleństw. Naukowcy nakładają plastikowe rękawiczki, szykują dwa inkubatory na kółkach. Pełni dumy otwierają pierwszą kopułę. Zanurzają dłonie w lepkiej galarecie, ostrożnie, jakby dotykali niesamowicie kruchej porcelany wyjmują pierwsze dziecko. Biorąc pod uwagę ludzki czas miałoby pół roku, może więcej. Chłopczyk o wężowych kończynach zaczerpnął pierwszy oddech i krzyknął. Naukowcy biją brawo, niektórzy mają łzy szczęścia w oczach. Nie chodzi im bynajmniej o cud tych narodzin, ale o całokształt ich badań i poświęceń. W końcu to owoce ich pracy! Dziecko wkładają do inkubatora i najszybciej jak się da wywożą z sali. Zdejmują pokrywę z drugiego słoja. Z mazi wyjmują dziewczynkę, z wężowym ogonem. Poza swoim doczesnym miejscem życia, mała zaczyna płakać. Tu rozległ się szmer zawodu, łzy radości zmieniły się na łzy rozczarowania. Dziewczynka mimo otwartych ust, nie wydobywała z siebie żadnego dźwięku. Z odrobinę mniejszym zadowoleniem umieszczają ją w inkubatorze i zabierają gdzie indziej.

    Naukowiec trzyma na kolanach małe dziecko. Długie, podobne do macek gadzie ręce oplotły mu szyję. Mężczyzna patrzy na chłopczyka z dumą, z jego wzroku można było uzyskać przekonanie że to on go stworzył. Jednak dziecko nie zwraca na to uwagi, mlaskając i bawiąc się papkowatym obiadem. Dziewczynka leży na małym materacu, wbijając zaciekawione spojrzenie w stojącą nad nią panią doktor. Kobieta głaszcze ją po główce, bierze za dłonie i uczy pełzać, bo o chodzeniu nie ma tu mowy.
    – Są śliczni prawda? Tacy gibcy, tacy silni.. – Zwraca się z zachwytem do drugiego mężczyzny. Ten patrzy na nią szorstko.
    – To tylko wyposażenie laboratorium Gwen. Obiekt badań, może i jest niezwykły ale pozostaje obiektem badań. Po obiedzie pobierzemy im krew, zrobimy rentgen. 1837km pójdzie do klatki a 1837g na obserwacje. W końcu musimy coś zrobić z jej źle rozwiniętą krtanią. Co za rozczarowanie.. Za parę miesięcy czeka ją operacja. – Uśmiechnął się zachwycony.

    1837g trzyma w dłoni plastikowy klocek. Ma może z cztery lata. Uśmiecha się, machając wężowym ogonem. Obok niej siedzi 1837km. Zamiast próbować ułożyć piramidę z kolorowych klocków, woli gryźć jeden z nich, trzymając w uchwycie wężowej ręki. Dziewczynka ma krótkie, starannie obcięte zielone włosy. Śmieje się bezgłośnie, zapominając o bolącej ranie szyi i barku. Miejsce jest zaczerwienione, ciemne nici odcinają się na pastelowej skórze. 1837g lubi bawić się klockami. Wtedy zapomina o badaniach, operacjach lub rutynowych kontrolach. To takie chwilę kiedy wszystkie złe uczucia uciekają, pozostawiając jedynie kolorowe kwadraciki z których można coś zbudować. Nakłada czerwony klocek na czubek wieży, ale natychmiast 1837km porywa go i zaczyna gryźć, wyrzucając stary. Dziewczynka robi niezadowoloną minę, a chłopak syczy na nią i odwraca się plecami. 1837g wzrusza ramionami i bierze nowy klocek. Zza ciemnej szyby przyglądają im się naukowcy. Dzieci są tego kompletnie nieświadome, ale gdzieś w środku przeczuwają, że zabawa się skończy i znów zostaną zamknięte w klatkach.

    - Żmijek znów pogryzł zabawki. – Mruknął jeden z laborantów. – Ale Wężyca pełznie już niemal prosto, szkoda tylko że nie udało się przywrócić jej głosu. Szybko się uczą jak na skrzyżowanie gadów, ludzi i tych dziwadeł z drugiego świata. –
    Dwóch mężczyzn w kitlach zapisywało ciąg liczb na plastikowej tablicy. Dzieci ubrane w białe kitle przyglądają się im bez słowa. W końcu doktor kiwa na 1837km by podpełzł. Chłopczyk mruży oczy, nieporadnie bierze marker i zapisuje ciąg liczb. Potem cofa się i zaczyna gryźć flamaster. Naukowcy liczą coś w skupieniu.
    – Bardzo dobrze. Ten ma nad wyraz rozwiniętą inteligencję. – Poklepał dziecko po głowie i podmienił marker na ciastko. Drugi zachęca by do tablicy podpełzła dziewczynka. Porusza szybko palcami, próbując z nią porozmawiać. Dziewczynka odpowiada krótko. Łapie flamaster w dłoń ale zamiast rozwiązywać równanie, rysuje kwiatki.
    – Źle! – Ryknął doktor i małym przyrządem dźgnął dziecko w pierś. Rozległ się trzask i niemal słyszalny pisk. Dziecko patrzy na mężczyznę z wyrzutem. W oczach ma łzy, a w powietrzu zawisł na krótko zapach palonej skóry.

    1837km oplata gadzimi kończynami drzwi klatki. Jego podłużna głowa jest chorobliwie blada, chłopczyk kaszle, dusi się. Obok z 1873g też nie jest najlepiej. Zwinęła się w kłębek w swoim więzieniu, trzęsąc się i wyglądając zza krat. Obraz traci ostrość, wszystko co widzi jest rozmazane. Na małych rączkach widać ślady po nakłuciu. Ponieważ oprócz beztroskiej zabawy są tu jeszcze obowiązki. A należy do nich męczenie się w klatkach. Co dzień w rozkładzie dnia zapisywano im różne testy, badania. Wpływ adrenaliny, sprawdzenie czy są stałocieplni czy zmiennocieplni, obserwowanie reakcji na niewielkie ilości środków psychotropowych. I kogo obchodzi że dzieci są przegrzewane w gorących komorach, aż łuski zaczynają pękać, czy od narkotyków wpadają w stan amoku, pocą się, mdleją, mają wymioty i gorączkę? W końcu oni ich stworzyli. To dla dobra nauki badanie wszystkich aspektów ich natury, bo kto wie? Może przydadzą się, jak nie MORII, to może w misjach na pustyni, lasach tropikalnych? Może ich organizmy wytworzą odtrutkę na rzadką truciznę? A może..

    Hałas jest niesamowity. Dziewczynka zaciska sześcioletnie piąstki na kratach, wpatrując się przestraszona w tłum. Nie może nic dojrzeć, jedynie kłębowisko ludzi w białych, nieskazitelnych fartuchach. Jeszcze przed chwilą, doktor przyszedł by wyjąć ich z klatek. Wpierw wziął 1837km i gdy trzymał go pewnie, chłopczyk zacisnął długie i cienkie kły na jego szyi. Mężczyzna krzyknął i zalał się krwią. Zaraz potem zlecieli się wszyscy, krzycząc i wrzeszcząc.. Następnego dnia nie było zabaw, ani klocków, ani obiadu. Nie było Żmijka. Wszystko się zmieniło. Kiedyś stosowano tylko przymuszenia, może i nieludzkie sposoby by ich do czegoś zachęcić ale przywykli do tego. Jednak dziewczynka była już na tyle duża by zrozumieć że stało się coś bardzo złego. Zaczął się terror. Każdego wieczoru wracała do klatki wycieńczona pobieraniem krwi, przyjmowaniem świństw i ćwiczeniami, które sprawiały że skóra i łuski przecierały się na jej ciele tworząc krwawe strupy.

    Tamtej nocy rozpętało się piekło. 1837g obudziły krzyki i tupania, odgłosy walki. Skuliła się jak mogła najbardziej na dnie klatki, myśląc że wymyślili kolejne ćwiczenia, ze specjalną dedykacją dla niej. Ktoś uderzył w drzwi. Zamiast naukowców do pomieszczenia wpadł mężczyzna, o grubej fioletowej łusce, człowiek z kocią, może lwią głową. Za nimi weszła zielono skóra kobieta, z dużym kwiatem na czubku głowy, zamiast włosów.
    – Przecież tu jest dziecko! – Zawołał fioletowy i jednym ruchem wyłamał drzwi od klatki. – Choć malutka. – Powiedział miękko. – Wynosimy się z tego koszmaru. – Objął ją i razem z towarzyszami wybiegli na korytarz.
    Co się stało później, tego nie pamiętała zbyt dobrze. Ludzie krzyczeli, strzelali. Bała się tak bardzo, że z największym trudem odnotowała fakt iż część wielkiego budynku się pali. Bunt w zachodnim skrzydle. Uciekali przed ludźmi, ale strach nie pozwolił jej zachować trzeźwości umysłu. Zemdlała.


    Etap II – W Krainie Luster

    Pamiętam ten dzień.. Padał wtedy deszcz. Pan wyglądał przez okno, ja leżałem przed kominkiem. To był dzień jak każdy inny, zwłaszcza że zaraz mogła przyjść wichura, lub śnieżyca, co było normalnością. Pan był Cieniem. Nie był typowym przedstawicielem swojego gatunku, odznaczał się dobrocią i uprzejmością, więc uznawano że nie jest normalny.
    Ulewa była rzęsista. Wtem pan mnie zawołał.
    - Nag, spójrz przez okno. Ktoś tu idzie, czy mnie wzrok nie myli?
    Leniwie podniosłem się z miękkiego dywanu i podpełzłem do niego. Istotnie coś poruszało się w ciemnościach.. Jakiś kształt zmierzał wyraźnie w stronę starego dworku. Nie było widać dokładnie kto to, lub co to, dlatego lepiej być ostrożnym. Są istoty przyjazne i są takie rzucające się do gardła, przy byle okazji. Pan narzucił płaszcz, i otworzył frontowe drzwi. Wyszedłem wraz z nim na ganek, chowając się pod daszkiem. Tak, na pewno ktoś zbliżał się do nas z dużą szybkością.
    Tak niespodziewanie jak uderza piorun w drzewo, tak nagle dopadło mnie dziwne uczucie. Nie potrafiłem go określić, jak nie potrafię do tej pory. Miałem pewność ze zbliża się przyjaciel i tym bardziej, że jest pokrewny gadom.
    - Panie.. Tu zbliża się wąż. – Zasyczałem mu do ucha.
    Jakie było nasze zdziwienie gdy podeszła do na kobieta, o skórze zielonej i dziwnym kwiecie na głowie. Wyglądała na zmęczoną. Na rękach niosła nieprzytomną dziewczynkę, o długim, pokrytym łuską ogonie. Od dziecka właśnie biło to poczucie, bił zapach wskazujący że jest kimś bliskim każdej gadziej rodzinie.
    Pan zaprosił kobietę do środka. Dziewczynkę ułożono na kanapie, okryto kocem i zostawiono w spokoju. Leżałem na oparciu mebla uparcie się jej przyglądając. Co w niej było takiego?
    Kobieta opowiedziała nam wszystko. O znienawidzonych ludziach, których znałem tylko z opowiadań Pana, o eksperymentach, jak łączą ze sobą sprzeczne natury, próbując uzyskać cos niezwykłego. Panu rozbłysły oczy z wściekłości. Też nie czułem się najlepiej, patrząc na wycieńczone dziecko. Kobieta zapytała czy może je u nas zostawić. Musi odejść poszukać przyjaciół, bo podczas ucieczki większość nie zdołała przekroczyć Karminowych Wrót. Ci, którym się udało, zostali rozproszeni po całej Krainie.
    Pan się zgodził. Gdy odeszła, długo siedział w bezruchu wpatrując się w ogień. Dziewczynka spała jeszcze dwa dni.


    - Myślałem o tym by nadać ci jakieś imię..- Rzekł mężczyzna, paląc cygaro. Siedzieli przed kominkiem. Na podwórku było ciemno, w kominku trzaskały płomienie. Dziewczynka siedziała na dywanie, z zawiniętym ogonem, leżąc w splotach Naga. Pyton miał słabość do niej. Pozwalał jej spać przy sobie i pilnował lepiej, niż nie jeden pies wartowniczy. Odwróciła głowę, mierząc Cienia jasnym, błękitnym spojrzeniem. Machinalnie głaskała dużą głowę gada.
    - Chciałbym byś nazywała się Yuikino. Tak jak moja matka. – Powiedział cicho wujek, oczekując reakcji.
    Dziewczynka była starsza niż kiedy poznał ją na początku. Wydawała się być bardziej dojrzała, radośniejsza. Była lepiej ubrana, ogólnie jej buzia tryskała zdrowiem. Jedynie co ją szpeciło to ta rana na szyi.
    Z zastanowieniem pokiwała głową. A potem zaprzeczyła, machając ręką.
    - To jak? Zgadzasz się? – Zapytał w końcu, zbity z tropu.
    Głowa Naga uniosła się z dywanu i zwróciła w stronę mężczyzny. Pyton miał znudzony wzrok.
    - Imię się jej podoba, ale jest za długie. – Ziewnął wąż, ukazując długie zęby. – Zgadza się być Yuikino, pod warunkiem że będzie mogła używać jakiegoś zdrobnienia.
    - No tak, ciągle zapominam że lubi się z tobą kontaktować. – Mruknął mężczyzna pod nosem, wypuszczając obłok dymu. – To jakie chce zdrobnienie?
    Yuikino wzruszyła ramionami.
    - Cóż, zawsze można coś wymyślić. – Uśmiechnął się szeroko Cień.

    Yuikino siedziała na trawie, z podwiniętym ogonem. Było ciepło, moje łuski zbyt łatwo się nagrzewały. Zmuszony byłem tkwić w cieniu drzewa. Wokół dziewczyny zgromadziło się kilkanaście węży. Patrzyłem na nie podejrzliwie, ale niepotrzebnie. Bawiły się z nią. Pełzły po szyi, ramionach, układały się na głowie. Lubiły ją, wyczuwały to samo co ja od pierwszego spotkania.
    - Nie dają ci spokoju? – Zasyczałem. – Mogę je przepędzić jakbyś chciała..
    Ale pokręciła tylko głową, całując małą, srebrną żmiję.
    Zielone łuski na ciele dziewczyny były ciemne, matowe. Nie było w nich nic z dawnego szmaragdowego blasku. Tak samo jak skóra na jej ciele ściemniały, obumierały. Niedługo Yuikino po raz pierwszy zrzuci skórę.
    - Nie denerwują cię aby? – Spytałem jeszcze raz.
    Uśmiechnęła się, przesyłając mi przeczącą myśl. A zaraz potem coś nowego.
    - Słucham? – Podniosłem trójkątny łeb z trawy i przechyliłem go na bok. – Naprawdę tak mówią?
    Pokiwała energicznie głową. Oczy dziewczyny były pełne iskierek, patrzyła na mnie w radosnym oczekiwaniu.
    - Skoro tak.. Skrócili ci imię. Muszę przyznać że mi się nie podoba, ale jeśli tobie się spodobało..
    - Coś się stało? – Pan wyjrzał przez drzwi. Na jego widok część gadów wspięła się na dziewczynę szukając ochrony, lub ukryła się w krzakach. Uciszyła je szybko.
    - I to nie małego. Yuikino już wie jak chce być nazywana. Bardzo czytelne dla nas, węży to imię muszę przyznać…
    - Powiedz mi. – Pan patrzył na dziewczynę ciepłym wzorkiem, który świadczył iż od dawna darzy ją rodzicielskim wręcz uczuciem. Cóż, przyglądał się jej ze zbyt dużym zachwytem, muszę przyznać.
    - Yuu.


    - To nie do pomyślenia. Źle się dzieje w Świecie Ludzi, ponura atmosfera wisi nad naszą Krainą. Wszyscy oskarżają wszystkich o tajne konszachty z wrogami. – Mężczyzna westchnął ciężko i usiadł na kanapie. W ciągu tych wszystkich lat swojego istnienia nigdy nie miał na twarzy tylu zmarszczek. – Nie ma nikogo kto nie spotkałby człowieka..
    - Jeśli nie mają nic do ciebie to nie powinno nas to obchodzić. – Syknął Nag.
    - Mają. Oskarżają mnie jako podwójnego agenta. Dlatego że jestem Cieniem i nie mogą kontrolować kiedy i gdzie przemykam do drugiego Świata. Czarna Róża trzyma mi nóż na gardle… Gdy odszedłem z tej organizacji myślałem że dadzą mi spokój.
    - Przekonaj ich że nie jesteś przyjacielem ich wrogów. I po kłopocie.
    - To nie jest takie proste…

    Swąd dymu drażnił mi nozdrza. Wyciągając język poczułem gorzki smak palonego drewna, którego drobiny unosiły się wokół jak pył. Dworek Pana płonął.
    Czując, że dzieje się coś niedobrego wypełzłem z lasu i moim oczom ukazał się niezbyt zachęcający i po prostu straszny widok. Malownicze ściany budynku pożerał łapczywie ogień. Płomienie ogarnęły cały dach.
    Przy drzwiach stała Yuu. Wybiła rękami niewielką dziurę w drewnie, próbując za wszelką cenę dostać się do środka. Prawą ręką poszerzała otwór, lewą włożyła w żar. Wiedziałem co chce zrobić, jak również miałem pojęcie że jest to bezsensowne.
    - Stój! – Najszybciej jak mogłem dopadłem do Yuu i oplotłem ją, chcąc odciągnąć od ognia. Dziewczyna płakała, wymachiwała rękami. Jej lewa dłoń i bok ciała sczerniały od płomieni.
    W tym samym momencie w którym odciągnąłem ją od budynku, ten się zawalił.
    Yuu załkała, zakrywając oczy dłońmi. Ja też nie czułem się dobrze. Gdzieś tam w środku pyłu i spalonych mebli leżało zwęglone ciało mojego Pana.


    Minęło dużo czasu od śmierci Cienia który przygarnął Yuu do siebie. Teraz jest już młodą kobietą, która po śmierci opiekuna wraz z Nagiem tułała się po wszelkich zakątkach Krainy Luster. Do czasu..

    Yuu przechyliła głowę uważnie słuchając wypowiedzi Kapelusznika. Spotkali go przed chwilą i jak to bywa, trochę się zaznajomili. Zwłaszcza że Kapelusznik zdążył skrócić im swoją historię życia, opisać to co robił w zeszły czwartek, łącznie ze szczegółami które mogą doprowadzić co niektórych słuchaczy do pasji.
    - Powiesz mi w końcu gdzie jest ten Cyrk? Są tam ci stworzeni przez ludzi po drugiej stornie prawda? – Zasyczał nieprzyjemnie Nag. Yuu uspokoiła go gestem.
    - A no jest. Tam. – Kapelusznik machnął w odpowiednią stronę. – Prosto przed siebie idźcie. Za kilka dni będziecie.
    - Wreszcie.. – Jęknął Nag gdy ich towarzysz odszedł, zaproszony na herbatę. – Jeszcze chwila i bym go pokąsał.. – Wysunął język i syknął. – Yuu, na pewno chcesz przyłączyć się do Cyrku? Wiem że są tam tacy jak ty, ale twój powód jest mi dalej nieznany..
    Nie odpowiedziała, nie przesłała mu żadnej myśli. Uśmiechnęła się tylko.
    Popełzli w kierunku wskazanym przez Kapelusznika.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,16 sekundy. Zapytań do SQL: 9