• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Polowanie na Innocenzę (Loullie)
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 7 Listopad 2011, 19:02   Polowanie na Innocenzę (Loullie)

    Czy ucieczka z domu opiekuńczego, acz niedoszłego ukochanego, ze złamaną ręką i ranną nogą była najlepszym pomysłem? Wątpliwe, jednak rozemocjonowane dziewczęta rzadko analizują swoje kolejne działania oraz ich konsekwencję. Nic więc dziwnego, że w przypływie fali nostalgii, poczucia zagubienia i rozpaczy, niebieskowłosa wezwała swojego szybującego towarzysza - Aureum - i poszybowała do Krainy Luster, gdzie z pewnością łatwiej jej będzie zebrać myśli i odrobinę zastanowić się nad tym jak posklejać kawałki rozsadzonego odrzuceniem serca. Połyskujący błękitem smok unosił się swobodnie na powietrznych prądach, co jakiś czas jedynie wprawiając swoje pierzaste skrzydła w ruch, by złapać równowagę. Unosili się nieco ponad chmurami, więc gdy w końcu podeszli do lądowania, dotknięta Anielską Klątwą dziewczyna była solidnie zmarznięta. Zwierz o głowie przypominającej kształtem czaszkę jakiegoś kopytnego potrząsł grzywą, strzepując z siebie osiadłe na niej sopelki, zmrożoną parę zebraną podczas przekraczania granicy bielących się na nieboskłonie obłoków. Było już dość późno i słońce chyliło się ku zachodowi, malując niebo wielobarwnie, utrzymując się jednak w gamie pomarańczy, czerwieni, złoceń, niekiedy wpadając w fiolet. Czerwona kula kładła się ospale na linii horyzontu wyznaczanej przez marszczoną nierzadkimi podmuchami chłodnego wiatru taflę morza, zwanego morzem łez. Smok zamachał skrzydłami, uniósł się i odleciał pozostawiając swoją towarzyszkę samej sobie. Lou poczuła pod stopami miękki piasek, w który zapadła się delikatnie. Barwą i konsystencją przypominał on mąkę. Refleksy światła padały na skórę dziewczyny, czasami odbijały się od szkła na jej skrzydłach, wywołując dość widowiskowy pokaz migotliwej gry błysków i kolorów. Sielankowość chwili przerwał zaś rozpaczliwy pisk, który dochodził z głębi lasu, którego granica spotykała się z jasnym piaskiem. Przy słońcu opuszczonym już wyraźnie, nie sposób było dostrzec co czaiło się w ciemnych czeluściach. Pisk powtórzył się, a za nim podążyło rozpaczliwe wołanie o pomoc, wołanie młodej kobiety. Zaraz potem paniczny krzyk małej dziewczynki. Szelest deptanych, ususzonych już na ziemi liści był kolejnym dźwiękiem, który doszedł do Loullie. W dodatku, ten ostatni zbliżał się i od czasu do czasu towarzyszyły mu odgłosy łamanych gałęzi. W końcu z lasu wypadła mała dziewczynka. Miała może cztery, może pięć lat. Twarzyczkę i oczy miała czerwone, opuchnięte od płaczu. Dwa wyschnięte strumienie na polikach, które pocierała uparcia, pociągając przy tym nosem były świadectwem niedawno ronionych łez. Burza czarnych loków sięgających ramion okalała jej jasną buźkę. W końcu podniosła szafirowe ślepia na Loullie i z jakiegoś powodu, na jej widok znów wybuchła płaczem.
    -Niech mi pani pomoze!-jęknęła wracając do pocierania małymi piąstkami oczu i cicho pochlipując. Była brudna, na twarzy i na dłoniach. Błękitna sukienka podszyta koronką była rozdarta, wyglądało tak jakby zahaczyła nią o jakąś złośliwą gałąź i po prostu rozerwała materiał.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|


    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Listopad 2011, 19:33   

    Lusia wiedziała, a przynajmniej doszła do tego już po pięciu minutach podróży na grzbiecie Aureum, że wyślizgnięcie się z posiadłości Artemisa Fowla w takim stanie nie było zbyt rozważnym posunięciem. W pewnym momencie chciała nawet zawrócić, ale czuła, że nie może tego teraz uczynić, jakby jakaś nienazwana siła ciągnęła ją tam, gdzie prowadził ją lot Towarzysza. Wtuliła się w szczerozłote - piaskowe włosie smoka, pragnąc ogrzać się chociaż odrobinę. Temperatura w górze była naprawdę niska i bardzo dokuczliwa. Żałowała w tej chwili, że nie ma na sobie żadnej kurtki, czy płaszcza, prócz poplamionego delikatnie błotem sweterka. Odsłonięte, nagie nogi pokryły się gęsią skórką, niemal straciła w nich czucie, tak jak i w palcach, a o nosie i uszach nie wspominając. Zamknęła kurczowo oczy, zaciskając zsiniałe wargi. Wzdrygnęła się. Aureum wydawał się nie czuły na te przejawy zmęczenia z jej strony, czy też temperaturę i marznącą wodę, która osiadała na jego błękitnych łuskach, złotym włosiu, zamieniając je w sztywną szczotę.
    Gdy począł opadać ku powierzchni, niemal krzyknęła radośnie, tyle że nie udało jej się to z powodu szczękania zębów. Chyba po takiej eskapadzie przyjdzie jej rozchorować się jeszcze bardziej. Brrr. Nienawidziła być chora, ani kontuzjowana.
    Łapy smoka wpiły się w jasny piasek. Zniżył łeb, przykucnął i czekał z udawaną cierpliwością, aż Lou ześlizgnie się niezgrabnie z jego grzbietu. Potem zerknął na nią krótko i bez pożegnania wzbił się ponownie w powietrze. Pogroziła mu szczupłą piąstką.
    - A ładnie to tak uciekać od... - wykrzyknęła, ale nie dokończyła, ponieważ nie było na to większego sensu.
    Spuściła głowę i przyłożyła lewą dłoń do zranionego uda. Opatrunek powoli przesiąkał czerwienią krwi. Pokręciła głową. Głupia, głupia!
    Zmrużyła złote ślepka i spojrzała w niebo, które złociło się, zmieniało barwy niczym w kalejdoskopie. Drobne odblaski tęczy pochodzące od jej skrzydeł, kładły się po jasnym piasku. Uśmiechnęła się mimo woli, spokojnie, chociaż w jej sercu nie była na to miejsca.
    Obserwując powolne bałwany ślizgające się po tafli morza, struchlała, słysząc rozpaczliwy pisk, który dochodził prawdopodobnie z głębi lasu będącego za nią. Odwróciła się, drżąc jeszcze z zimna, by móc coś dostrzec, ale zapadający zmrok nie pozwalał dziewczynie na wiele. Już zaczęła myśleć, że jej się przesłyszało, gdy pisk powtórzył się, a zaraz potem kobiecy krzyk nawołujący pomocy.
    - O, Boże, a to co?! - wyszeptała.
    Lou z wielką chęcią pognałaby do lasu, jednakże nie miała możliwości na szybsze poruszanie się, niż tylko kuśtykanie, do tego nie umiała walczyć... Ale, ale to nie ważne! Determinacji dziewczynie dodał krzyk dziecka. Wtedy posłyszała szelest liści, trzask łamanych gałązek. Wytężyła wzrok i ku swemu zdumieniu ujrzała małą, może pięcioletnią dziewczynkę, piękną istotkę o czarnych loczkach, bladym licu i soczyście szafirowych ślepkach.
    - Na Boga Świętego! - wykrzyknęła, strwożona. A cóż to się stało temu biednemu dziecku?!
    Gdy dziecinka spojrzała na nią i ponownie wybuchnęła płaczem, błagając o pomoc, dziewczynę zbliżyła się chwiejnym krokiem do niej i pogładziła ją delikatnie po główce.
    - Spokojnie, dziecinko, pomogę, jeżeli zdołam. Powiedz mi, co się stało, a tymczasem prowadź, kochanieńka... - szeptała dobrodusznym, miłym głosem.




    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 7 Listopad 2011, 20:32   

    Trzeba przyznać, że Loullie nie była mistrzynią podejmowania dobrych decyzji. Pierwszym dotkliwym błędem było zadarcie z Lokim. Konsekwencje tego posunięcia będą ją pewnie nękać jeszcze dość długo, o ile nie do samej śmierci jednej ze stron. Demon słynął powiem ze swojej pamiętliwości i umiejętności chowania długotrwałej urazy, a porażek nie znosił więc ta, którą odniósł w potyczce z jej uporem była z pewnością dość bolesna. Bo w całej potyczce rozegranej w jaskini na obsypanym kryształami pustkowiu wcale nie chodziło o fizyczne zdominowanie przeciwnika. Mężczyzna miał ją złamać psychicznie i zwykle podobne przedsięwzięcia szły mu świetnie. Doświadczenie jej zaciętości nie mogło więc być przyjemne. Jednak informator nie maczał palców w zdarzeniach, które miały miejsce w lesie. Gdyby tak było, biedna Lou byłaby pewnie najbardziej pechową istotą w całej Krainie Luster. Jednak postać małej dziewczynki nie była jedynie starannie utkaną iluzją. Była człowiekiem, lub magicznym stworzeniem z Krainy Luster, ale zbudowanym z krwi i kości. Nie potrafiła powstrzymać strumieni słonych łez, wielkich niczym grochy, które skapywały na ziemię i drżące od szlochu ramiona. Loullie wyglądała na osobę pomocną i ciepłą. Z resztą, w rzeczywistości właśnie taka była więc dziewczęciu się poszczęściło, że spotkała tu akurat ją... Nawet jeśli Lou była na chwilę obecną praktycznie kaleką i jeśli miałoby dojść chociażby do drobnej bójki, nie miała najmniejszych szans. Tym bardziej, że czerwona plama, która wykwitała stopniowo na profesjonalnie założonym przez Fowla bandażu powiększała się z każdą marnotrawioną sekundą.
    -Bo.. Bo.. Bo...-mała sierotka usiłowała odpowiedzieć, ale głos jej drżał i urywał się i załamywał, gdy tylko próbowała sformułować nieszczęsne zdanie-Bo przyszli dwaj panowie! Mieli carne stroje takie strasne jak... jak... jak ludzie! I oni... Oni... Oni.. Oni zabrali mojego dzwonecka! A bez Dzownecka nie trafie do domku, i mamusia... Mamusia mnie sksycy, bo mi nie kazała wy... wy... samej a ja nie dobra...-wydusiwszy to z siebie wreszcie znów wybuchła płaczem. Drobne palce zacisnęły się na dłoni Llie i czarnowłosa, być może marionetkarka, pociągnęła swoją odsiecz w stronę lasu. W miarę przemierzania kolejnych przeszkód, ból w nodze Lou stawał się silniejszy i co raz trudniejszy do zniesienia. Każda nadepnięta gałąź, nie wspominając o zetknięciu z wystającymi konarami, powodowały przebiegające przez kończynę poczucie paraliżującego i promieniującego bólu. Na szczęście, nie miały zbyt wielkiego dystansu do pokonania. Już po chwili, niebieskowłosa mogła dostrzec dwie znajome twarze. Byli to bliźniacy, pracownicy MORII. Reprezentowali wydział zwiadowczy, o czym świadczyły czarne kombinezony z nadrukowanymi nań literami z nazwą organizacji. Takie same projektował Fowl, więc najpewniej znajdowali się pod jego jurysdykcją. Z resztą, jak zostało wcześniej wspomniane, Lou doskonale znała tych braci. Byli może niezbyt inteligentni i błyskotliwi, ale niezaprzeczalnie przystojni. Jako jednojajowe bliźnięta, wyglądali dokładnie identycznie i zachowywali się podobnie. Mieli stosunkowo długie i gęste włosy w odcieniu ciemniej czekolady, jasne, błękitne oczy i jasną karnację. Byli dość wysocy i świetnie zbudowani. Jeśli opętana zastanawiała się kiedyś dlaczego Fowl właściwie trzymał ich w swoim oddziale badawczym, odpowiedź była prosta. Skutecznie znajdowali rzadkie okazy stworzeń z Krainy Luster i dostarczali je na zawołanie do ośrodka badawczego. Stanowili jednak niejednokrotnie element rozpraszający dla całej żeńskiej części personelu. Bracia trzymali w rękach siatkę zaprojektowaną do łapania specyficznych okazów, odporną na większość rodzajów magii, osłabiającą złapaną w nią istotkę. W objęciach tejże znajdowała się mała postać, wyglądająca jak wyciągnięta żywcem z Disneyowskiej bajki o Piotrusiu Panie. Bez wątpienia Senna Zjawa, co tłumaczyło zainteresowanie łowców tym okazem. Od jakiegoś czasu Artemis bardzo chciał wejść w posiadanie jednej takiej sztuki. Niewiele było o nich wiadomo i białowłosy ze swoją ambicją, chciał być tym naukowcem, który dopisze kilka rozdziałów na temat tej rasy w legendarnym spisie, którego na pamięć uczył się każdy zaangażowany członek organizacji. Bruneci jednocześnie odwrócili się i dostrzegli postać Lou.
    -Loullie!-krzyknęli z taką synchronizacją, jakby ćwiczyli to wcześniej kilkanaście razy. Wpatrywali się w nią z rozwartymi nieco szczękami i oczyma wytrzeszczonymi do granic możliwości. Trudno powiedzieć po czym ją poznali... Może po charakterystycznych oczach?
    -To oni! To oni-poinformowało zapłakane dziewczątko, ciągnąc Lou za rękaw i tak brudnego już swetra.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|


    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Listopad 2011, 21:03   

    Tak, Llie ostatnimi czasy miała fatalnego pecha, jeżeli chodziło o niektóre sytuacje rozgrywające się w jej życiu. Czasami po prostu jej upór był zbyt silny, by można było go przezwyciężyć, jeżeli jednak dodać do tego poczucie obowiązku oraz złożoną, szczerą obietnicę, nijak nie można było zawrócić tej dziewczyny z raz obranej ścieżki.
    Zaś co się tyczyło Lokieg, mężczyzny Iluzjonisty, Zdobywcy oraz maniakalnego pana, który starał się być nad wszystkimi i nad wszystkim, cóż, prawdopodobnie, gdyby nie stłamsił jej psychicznie wywlekaniem tego, co było najdroższe i najsroższe jej sercu, prawdopodobnie zachowałaby się inaczej w stosunku do niego. Ale, wszakże nawet ta dobra, urocza, wiecznie roześmiana Loullie posiadała jakieś granice, odległe, ale zawsze, wytrzymałości. Opętana mogła bardzo wiele wytrzymać, jeszcze więcej wybaczyć, ale to, co zrobił Iluzjonista przekraczało wszelkie normy grzeczności, czy też moralności, której prawdopodobnie nikt go nigdy nie nauczył, albo mu ją odebrał. Lou nie wiedziała, co spotkało tego człowieka, chociaż człowiekiem na pewno nie był, zważywszy na jego specyficzne moce przypisywane jedynie istotom magicznym, a także oku, które pobierało w posiadanie czyjąś wolę. Gdyby to wszystko potoczyło się inaczej, gdyby rozegrała to bardziej dyplomatycznie, prawdopodobnie zapadłaby w jego pamięć, ale nie stałaby się jego śmiertelnym wrogiem, prawdopodobnie powściekałaby się na niego i dałaby spokój, jak zawsze. Niestety, ostatnimi czasy, a dokładniej od rozmowy z Fowlem, jej dyplomacja, a może prędzej równowaga emocjonalna, chwiała się w posadach.
    Gdy Llie patrzyła na tą uroczą, rozpłakaną, przerażoną dziewczynkę, czuła, jak wraca jej pewność siebie i poczucie jakiegoś celu. Pogładziła ją po skołtunionych, czarnych loczkach, uspokajając ją niemal zaraźliwym, delikatnym dotykiem. Uśmiechnęła się, a ów uśmiech był najpiękniejszy, gdyż pochodził z głębi jej duszy, czystej, chociaż nieco sponiewieranej po spotkaniu z wyżej wymienionym jegomościem.
    Llie czuła, jak ciepła krew nasącza coraz bardziej dokładny opatrunek Artemisa. Ten fakt nieco ją zmartwił, ale nie mogła uczuć specyficznego ciepła na myśl o swym... przyjacielu, tak, przyjacielu, bo nie czuła się winna w żadnej mierze, by móc posądzać go o utratę chociaż tej odrobiny względów. Przecież uczucia, którymi go darzyła, nie były zbrodnią, u licha!
    Loullie nie przerywała małej, czekała cierpliwie, mimo wszystko, aż mała zbierze się w sobie wystarczająco, by wykrztusić to, co ją trapiło. Przesunęła palcami lewej dłoni po jej policzku, ścierając z czułością wielkie, grochowe łzy zranionego dziecka.
    - Już, spokojnie kochanie, ciii, pójdziemy i znajdziemy Dzwoneczka i wrócicie bezpiecznie do domku. Odprowadzę cię do mamusi i wszystko wyjaśnię, dobrze? - zapewniła. Ów obietnica wiele ją czekała, zważywszy na naglącą sprawę, którą było musowe zmienienie opatrunku, inaczej... Wolała o tym nie myśleć. Zacisnęła za to zęby. Ona się teraz nie liczyła, musiała pomóc temu dziecku.
    Gdy drobne paluszki dzieciątka zacisnęły się na jej dłoni, dziewczę nie było pewne, kim ta mała jest, ale w sumie, gdyby się nad tym zastanowić, nie miało to najmniejszego znaczenia. Dziecko było dzieckiem i nie ważne, czy było Marionetką, czy Upiorną Arystokratką, czy Senną Zjawą.
    Llie jedynie siłą woli powstrzymywała głuche jęki protestu wobec paraliżującego dolną kończynę bólem. Nie mogła okazywać słabości, więc w tej chwili jej wytrzymałość została wystawiona na poważną próbę. Każdy krok był coraz trudniejszy, ale szła dzielnie za dzieckiem, oddychając szybko, dociskając złamaną rękę do piersi.
    Zatrzymały się nagle i oczy Opętanej zwężyły się na drobną chwilę, gdy wyławiała z mroku ciemne sylwetki w czarnych kombinezonach, na których jaskrawo odznaczał się napis MORIA. Znała ich, a owszem, należeli do grupy zwiadowców, dwójka przystojnych mężczyzn nadających się jedynie do łapanek. Lou nie miała zbyt wiele z nimi do czynienia, chociaż częściej odkąd zaprzyjaźniła się z Artemisem. Nie pochwalała tego, co robią i nie raz i nie dwa urządzała swemu szefowi, ergo Fowlowi, sceny, gdy bliźniaki przytaszczali nic niewinne stworzenia do laboratoriów. Zacisnęła szczęki, wyprostowała się, podpierając się zdrową, lewą ręką pod boki. Ta poza była dość znana w zespole naukowców, działo się tak zawsze, gdy Loullie wyrażała swoją dezaprobatę, wtedy emanowała jakąś epatującą delikatnie władczością, ale i stanowczą łagodnością. Złote ślepia przecięte błękitną źrenicą błyszczały delikatnie.
    - Tom, Maks, czy mogę wiedzieć, co wy robicie? Czy nie wstyd wam straszyć małe dzieci? - głos miała spokojny, opanowany. Zbliżyła się do nich, kuśtykając. Zajrzała do worka. - Sądzę, że to biedne stworzenie akurat nie jest dla użytku MORII - mówiąc to, położyła szczupłą, znajomą, ciepłą dłoń na ręce pierwszego z brzegu, który trzymał worek, prawdopodobnie Toma. - Proszę, oddaj mi tego wróżkę. Należy do tej dziewczynki i jest jej przewodnikiem - spojrzała mu głęboko w oczy. Jak zawsze w takich sytuacjach, dzięki swej mocy, której tak na prawdę nie znała, mężczyźni nie mogli poczuć do niej negatywnych uczuć. Uśmiechnęła się uroczo. Noga bolała ją niemiłosiernie. Krew poczęła spływać wolno po udzie.
    - Sądzę, że Artemis nie będzie zadowolony, gdy mu powiem, że sprzeciwiliście się mojej woli, a do tego nie pomogliście mi bezpiecznie wrócić do domu - z lekką przykrością nadużywała swego ... mocodastwa, mimo wszystko była kierownikiem sztabu własnych laborantów! Najwyżej później zmierzy się z gniewem Artemisa na osobności.




    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 7 Listopad 2011, 22:15   

    Kimkolwiek by to dziewczątko nie było, nie wyglądało na zbyt przejęte faktem, że osoba, którą wlekła za sobą jako odsiecz była poważnie ranna i obolała. Była typowym przykładem krnąbrnego malucha, który chciał mieć wszystko, choć nie można było jej się dziwić, że rozpaczała, skoro ktoś próbował jej ukraść zmyśloną przyjaciółkę. Lou myliła się jednak sądząc, że złapany w sidła łowców okaz Sennej Zjawy nie miał wartości dla badań. Wręcz przeciwnie. Dzwoneczek była wyjątkowa, ponieważ została świadomie wywleczone ze snu. Do tej pory, przypuszczano, że zjawy wpadają do świata rzeczywistego na skutek przypadku, bądź nieudolnego działania jakiegoś pożeracza snów. Tak więc odkrycie, że można było do tego doprowadzić wskutek świadomego, kontrolowanego procesu, byłoby cokolwiek przełomowe. Mogłoby też dawać przewagę ludziom, a z całą pewnością całej organizacji. Bo z tego co było wiadome, zjawa mogła wyjść z ludzkiego snu tak samo jak z mar jakiejkolwiek innej istoty. Nie było jasne, czy ten proces musiał nastąpić w Krainie, ale najprawdopodobniej nie było takiej konieczności. Jeśli zaś wziąć pod uwagę, że sny można stymulować... Całkiem prawdopodobne, że gdyby Artemis wszedł w posiadanie odpowiedniej wiedzy, byłby zdolny do wytworzenia całej armii Sennych Zjaw, które sprawdziłyby się znakomicie w potyczce z magicznymi istotami z drugiego wymiaru. Bo z punktu widzenia nauki, senna zjawa nie była istotą żywą. Była produktem czyjegoś snu, tworem sztucznym. Dlaczegóż więc ktokolwiek miałby się przejmować jej ewentualnym uśmierceniem? To czego naukowcy wiedzieć nie mogli, to że podczas wkroczenia w rzeczywistość zjawa przybierała materialną formę i stawała się realnym bytem, posiadającym uczucia i duszę (w której smaku gustował pewien znany skądinąd demon). Niemniej jednak, Lou była w błędzie, ale dwaj najemnicy, nie mieli o tym zielonego pojęcia. Wiedzieli tylko, że dostali zlecenie na tego konkretnego stwora i mieli go dostarczyć swojemu przełożonemu. Pojawienie się Loullie nieco zaś zbiło ich z tropu, co też wyraźnie odbiło się na zaskoczonych twarzach. Bo wiedzieli doskonale, że z jakichś względów, dziewczę było faworytką Artemisa i woleli z nią nie zadzierać. Z drugiej strony nie wykonanie zadania, było raczej wbrew zasadom bliźniaków. Co jednak faktycznie ich kłopotało, to obecność skrzydeł na plecach dziewczyny... I... Biustu i bioder i kilku innych kształtów, których z całą pewnością tam wcześniej nie było.
    -Urosłaś-zauważyli chórem, w pierwszej chwili kompletnie ignorując zarówno jej postawę, ton wypowiedzi jak i samą jej treść.
    -Poza tym, to nie jest dziecko. To mały Marionetkarz-zaprotestowali. Z ich punktu widzenia, istoty magiczne, niezależnie od tego jak człekokształtne, były jak zwierzęta. Dzielili je więc na młode i dorosłe osobniki, których uczucia nie miały dla nich znaczenia. Nienawidzili tych wszystkich sztuczek, tych kreatur, które wylewały się z lustra do ich świata... Zwłaszcza odkąd ich ukochana młodsza siostrzyczka Stephania popełniła samobójstwo w wieku lat dziesięciu... Jak się później okazało, przyczyną było ciągłe nawiedzanie jej snów przez pewnego cienia, co doprowadziło ją na skraj obłędu i rozpaczy. Każdy członek MORII mógł pochwalić się podobną historią. To nie była bezmyślna organizacja nastawiona na pozbawioną motywacji nienawiść... Przynajmniej w większości przypadków.
    -Z resztą... Artemis był bardzo precyzyjny kiedy prosił o ten okaz...-dodał po chwili Maks... albo Tom... Któryś z dwóch. Być może trzymany przez nią brat uległby jej urokowi, gdyby nie... Mała przeszkoda. Mała przeszkoda miała czarne loki i była wielce niepocieszona. Podeszła więc do niego ze srogim (co wyglądało dość komicznie na jej buźce) wyrazem twarzy i kopnęła go w kostkę.
    -Oddawaj Dzwonecka zbize!-jęczała i waliła piąstkami w jego udo, co naturalnie spowodowało przerwanie jego kontaktu z Lou i skierowanie spojrzenia na podłogę.
    -Panuj nad swoim szczenięciem-odpowiedzieli jednocześnie. Przy czym ten, który stał nieco bardziej z boku, dopiero teraz dostrzegł bandaż na nodze niebieskowłosej-Jeśli coś doprowadzi Artemisa do furii, to fakt, że biegasz po lesie z taką nogą-zauważył zaskakująco słusznie, wskazując na ranną kończynę. W tym czasie coś zaszeleściło w krzakach, co przyciągnęło uwagę zebranych, ale nikt w tych ciemnościach niczego nie dostrzegł, a po chwili szelest ucichł zatem cała banda wróciła do wcześniejszej rozmowy... Dzwoneczek siedziała zaś w swoim więzieniu z nafoszoną miną, lśniąc lekkim złotym światełkiem i milcząc dumnie. Uznała, że podobna forma uprowadzenia, uwłacza jej czci.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|


    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Listopad 2011, 14:28   

    Loullie świetnie zdawała sobie sprawę, że Senna Zjawa, którą niecnie uwięzili w worku, jest cennym i pożądanym przez jej ukochanego mężczyznę nabytkiem. Mimo wszystko właśnie w tej chwili stanęła mu na drodze do poszerzenia swej wiedzy na temat tych istot. Dziewczyna jednak nie mogła dopuścić, by zabrano nic niewinny Dzwoneczek od jej przyjaciółki, której wszakże obiecała swą wątłą w tej chwili pomoc. Sama Lou jakiś czas temu odkryła, a dokładniej gdy zawitała pierwszy raz do Krainy Luster, że Senne Zjawy mogą wydobyć się z rojeń jakiejkolwiek istoty bez przypadkowej ingerencji z zewnątrz, na przykład Cienia, wtedy gdy pojawił się Kolorek. Był to pstrokaty ptaszek wielkości wróbla o pięknym głosiku, przypominającym granie na rozstrojonych skrzypcach.
    Obdarzona Anielską Klątwą wyraźnie dostrzegała zaskoczenie - niemal że szok - malujące się w oczach pracowników MORII, gdy wlepiali w nią spojrzenie blado-błękitnych tęczówek. Na blade policzki Llie wypłynęły różowe rumieńce. Uśmiechnęła się, uroczo zawstydzona, pod ich natarczywym wzrokiem, który przesuwał się po całym jej ciele. Zaintrygowana ich niecodziennym zachowaniem, obciągnęła w jakimś chwilowym roztargnieniu przykrótką spódniczkę. Taki rodzaj spojrzeń raczej nigdy nie był zarezerwowany dla niej, ale ostatnimi czasy najwyraźniej wiele się zmieniło.
    -Tak, chyba czas najwyższy- odparła wesoło, pomimo szarpiącego bólu w nodze. Uśmiechała się nadal, gdy wyrzekła następujące słowa z błyskiem w oku:
    -A ja jestem Opętańcem, ale to nie znaczy że nie kobietą.
    Dziewczę westchnęło, pocierając palcami zdrowej ręki lewy policzek.
    -Ciesze się, że jesteście tak kompetentni, ale zdobyłam dla niego inną Zjawę, która jest moja, dlatego uważam, że uczciwie będzie, gdy oddamy tą wróżkę małoletniej właścicielce. - i tym razem Lou nie kłamała. Oczywiście nie zamierzała oddać Kolorka na rzeź, ale mogła zgodzić się na łagodne badania, które nie wyrządziły by mu krzywdy. Być może tym razem owca będzie cała, a wilk syty.
    Loullie wpatrywała się szczerozłotymi oczami w tęczówki Toma, zaciskając delikatnie palce na jego dłoni. Wtedy, niczym gniewny chochlik podleciała do nich czarnulka, która poczęła kopać i bić Toma, żądając zwrotu Dzwoneczka. Dziewczę spojrzało pierwej na Maksa, kręcąc delikatnie głową, potem złapała lewą ręką czarnulę za ramię stanowczym, choć łagodnym gestem i odciągnęła ją na bok. Spojrzała w oczy dziecka, schylając tułów ku niej. Twarz Llie oblekła trupia bladość, gdy noga zadrżała w spazmatycznym proteście przyszyta nagłym bólem i drżeniem. Z trudem opanowała cisnące się do oczu łzy.
    Zacisnęła delikatnie palce zdrowej ręki na ramionku Marionetkarza i uśmiechnęła się.
    - Posłuchaj mnie, proszę, prosiłaś mnie o pomoc, więc bardzo chcę ci jej udzielić. Tak się składa, że znam tych panów i nie są aż tacy źli, na jakich mogą wyglądać - odezwała się spokojnym głosem do dziecka. Wiedziała, jak rozmawiać z berbeciami, nawet tak niesfornymi, jak ta mała. - Jeżeli będziesz się tak zachowywać, ci panowie odejdą i Dzwoneczek już do ciebie nie wróci, kochanie i nie będziemy mogły wrócić do twojej mamusi, rozumiesz kochanie? Postój tutaj troszkę i nie mów nic, o ile cię nie zapytam o coś, dobrze? - pogładziła policzek czarnulki. Sięgnęła do nierozłącznej torebeczki i wyciągnęła zeń mały szkicownik oraz ołówek. - Jeżeli chcesz, pomaluj sobie coś przez ten czas, a ja porozmawiam z panami - mrugnęła do niej wesoło i ciężko się wyprostowała. Starła mimo woli krew spływającą po jej udzie. Czuła, jak ogarnia ją słabość, ale musiała dociągnąć tą sprawę do końca, ponieważ to dziecko jej potrzebowało. Chciało odzyskać przyjaciółkę, a także przewodniczkę, która pozwoli jej wrócić do domu i matki. Taka misja była godna poświęcenia.
    Uśmiechnęła się do mężczyzn, gdy zwróciła swą głowę w stronę krzaków, które się poruszyły, jednakże nic nie dostrzegła. Hm.
    - A teraz, panowie, oddajcie tą Senną Zjawę Marionetkarzowi i wracamy do domu. Tam porozmawiam z Artemisem i przedstawię mu własny okaz, którego nie musiał nikt porywać, dobrze? - Zwróciła się do nich ciepłym głosikiem. Oparła się o pobliski pień drzewa, oddychając szybko i krzywiąc nieznacznie jasne brewki. Starała się, jak mogła, ale ból i powolny upływ krwi osłabiał ją jeszcze bardzie. " Lou, jesteś beznadziejna, nie bądź cieniasem i weź się w garść![/i] - nakazała sobie w myślach. Dlaczego nie było przy niej jej Aureum? Pomógłby jej, rozgonił to towarzystwo i tyle.
    Dziewczyna nie wiedziała, skąd u niej tyle rozgoryczenia i złości, prawdopodobnie to przez ból. Środki przeciwbólowe już dawno przestały działać.




    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 8 Listopad 2011, 21:53   

    Loullie z całą pewnością sporo ryzykowała w swojej relacji z Artemisem postępując w taki sposób. Zapominała jak zwykle, że jego szlachetność była cokolwiek względna, zwłaszcza, jeśli stawała mu na drodze do osiągnięcia celu. Fowl nie był typem wyrozumiałym, który z chęcią wysłuchuje cudzych wyjaśnień i choć zwykle w stosunku do niebieskowłosej był bardziej pobłażliwy, to jednak wobec faktu, że uciekła z jego domu z ranną nogą by biegać po lesie i mieszać się w jego sprawy biznesowe, przymrużenie oka może w ogóle nie nastąpić. Choć najpewniej nawet świadomość tego nie zmieniłaby zachowania dziewczyny, która była dobra z gruntu i nie potrafiła znieść cudzej krzywdy. Pytanie tylko, co w takim razie robiła w MORII, której lista sadystycznych zabiegów i przedsięwzięć niemal nie miała końca? Na te i inne pytania odpowie Ci tylko Tarot stawiany przez wróżkę Esmeraldę w godzinach późno-nocnych na kanale paranormalnym... Albo raczej paranienormalnym. Tak, czy inaczej niesforne dziewczę, nieprzywykłe jeszcze do swego nowego oblicza musiało dzielnie znieść spojrzenia dwóch mężczyzn, o których podbojach prawdopodobnie pisała lokalna prasa. Przyglądali jej się może wcale nie zauroczeni jej nowym ciałem, bo w porównaniu z większością ich zdobyczy była cokolwiek przeciętna, ale tak gwałtowna zmiana zwykle jest nagradzana przynajmniej zaskoczeniem. Cóż, Lou niepotrzebnie się więc wstydziła i rumieniła, bo podobnie jak dla Artemisa i dla nich było odrobinę za wcześnie by myśleć o niej w kategorii innej niż dziecka. Bo do jej dziecinności byli przyzwyczajeni i zajmie trochę czasu przyzwyczajenie się do takiej... Rewolucji.
    -Opętańce to zupełnie inna historia-żachnęli się oboje-Powstają w wyniku zarażenia i są ciągle ludźmi tylko... Skrzydlatymi. w ogóle, jak to się stało, że to złapałaś?-spytali przekrzywiając synchronicznie głowy nieznacznie w bok. To jak zgrywali się właśnie z takimi gestami było co najmniej niesamowite. Swoją drogą, nie wymagajmy od nich by ich teoria na temat ras trzymała się kupy. Poza tym, Lou powinna wiedzieć, że Artemis uważał ich za przydatnych głównie ze względu na ich sposób myślenia i lepiej było nie wpływać zbyt drastycznie na te poglądy, bo furia białowłosego sięgnie pod sam sufit.
    Bliźniacy popatrzyli na siebie komunikatywnie. Zdolność do pozawerbalnego porozumiewania się była kolejnym działem w ich arsenale, który potrafił niektórych przyprawić o dreszcze. Właśnie próbowali dojść do tego kogo się bardziej obawiają i kogo woleliby rozgniewać... Połamaną i ranną Lou, czy swojego całkiem zdrowego szefa, od którego zależała ich kolejna wypłata oraz przyszłość w organizacji. Nie, raczej nie będą ryzykować. Tym bardziej, że jeśli Fowl dojdzie do wniosku, że 'przyjazne' dla obiektu badania nie dają zadowalających efektów, Kolorkiem się nie zadowoli.
    -Dlaczego wolisz oddać swoją zjawę temu sadyście?-spytali w końcu. Nikt nie wątpił w to, że Artemis niespecjalnie martwił się odczuciami innych jeśli do czegoś dążył. Lou może była trzymana w nieświadomości, ale skoro chciała być dorosłą dziewczynką, to trzeba było zmagać się z problemami i rzeczywistością dorosłych ludzi, która nie była różowa niezależnie od tego, jakie okulary założy się akurat na nos.
    Dziewczynka nie była zachwycona tym jak ją tutaj traktowano.
    -Nie chcę rysunków!-krzyknęła tupiąc nogą-Chcę mojego Dzwoneczka!-zakomunikowała wskazując niewielkim palcem na czarny worek, w którym siedziała równie krnąbrna co jej właścicielka wróżka. Niektóre dzieci po prostu nie słuchają się dorosłych. Takie życie. Maleństwa dzielą się bowiem na te urocze i na te chodzące koszmarki i to w pierwszej chwili, pozornie urocze dziewczątko najwyraźniej pasowało do drugiej kategorii-Puśćcie ją!-pisnęła i ruszyła na drugiego mężczyznę. Zanim jednak zdążyła go dopaść, jego brat sięgnął do kabury i pociągnął za spust. Celność łowcy była niekwestionowana. Dziewczynka pisnęła i upadła na ziemię. Po chwili zaś, gdy pierwsza fala szoku minęła zalała się łzami, łapiąc za postrzelone ramię.
    Tom schował berettę na miejsce i spojrzał na Lou.
    -Wybacz, Loullie, taka nasza praca... Może powinnaś wracać do laboratorium?
    -Chyba najpierw do szpitala-zasugerował drugi i zgodnie postąpili w stronę dziewczyny-Zachowujesz się nieracjonalnie, bo pewnie straciłaś dużo krwi... Chodź z nami-poprosili łapiąc ją jeden za jedną, drugi za drugą rękę i poczęli ciągnąć ją w stronę wyjścia z lasu.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|


    Loullie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 14 Listopad 2011, 19:35   

    Cała ta sytuacja była niedorzeczna i wprawiała młodą Lou w niemałe zniesmaczenie. Oczywiście, dziewczyna nie doszukiwała się w ich spojrzeniach czegoś zbereźnego, prawdopodobnie nawet nie przyszło jej to do tej błękitnej główki, byli zbyt... jakby to nazwać, znaną 'rzeczą', która mogłaby ukazać swe zainteresowanie jej osobą. Loullie nie oczekiwała, że mężczyźni poczną dostrzegać w niej walory kobiece, skoro przez tyle lat była dla nich po prostu małą Króliczą Łapką, słodką Llie, dzieckiem. Zresztą, taki poniekąd był jej zamiar, gdy postanowiła już na zawsze pozostać w ciele zaledwie dziewięcioletniej dziewczynki. Cały plan szlag trafił, gdy zaraziła się Klątwą w Spectrofobii, gdzie nie miała ze sobą kapsułek, które, co by było tego mało, nie działały na nią tak, jak powinny. Lou sądziła, że poprzez tak przyspieszoną pracę metabolizmu środki po prostu nie działają, gdyż są za szybko usuwane z organizmu, ale mniejsza z tym na razie.
    Wstydziła się, ponieważ ich wzrok był przepełniony co najmniej zdumieniem, a dziewczyna, jakby nie patrzeć, spotykała się z tymi przejawami emocji nie raz, jednak tym razem chodziło o jej wygląd! Zaskoczył ją również fakt, że uczuwa swoisty smutek, myśląc o Artemisie, który prawdopodobnie czuł się podobnie, jak bliźniacy. Ech. Nie ma co się oszukiwać, była niczym innym, jak smarkulą.
    Na ich odpowiedź zamilkła na dobry moment, gdyż w jej umyśle szalała zażarta wojna. Nie mogła z nimi rozmawiać na te tematy, ponieważ byli cennym nabytkiem Fowla, który raczej trzymał ich tylko dlatego, że ich skuteczność brała się właśnie stąd, że nienawidzili 'mutantów'. Inna rzecz, padło tutaj pytanie, dlaczego Loullie Margaritta Sabiene Maderdin de Broix trafiła do MORII. Odpowiedź jest zgoła dość prosta i niewiele skomplikowana, w tej organizacji miała możliwość spełniania swego umysłu, planu, by pomóc ludzkości, którą trapiły przeróżne choroby. Mogła zająć się badaniami nad wieloma schorzeniami. Dopiero w trakcie wyszło, że dodatkowo utrzymuje przy życiu istoty pochodzące z pozostałych dwóch wymiarów dzięki swym lekom i nowatorskim, choć skutecznym, sposobom zabiegów.
    Westchnęła krótko.
    - Tutaj macie rację, nie mogę się z wami sprzeczać - przyznała, chociaż podobne słowa porządnie szarpały jej sumienie. Mimo wszystko nie mogła krzyżować wszystkich planów Artemisa Fowla, pogniewałby się na nią śmiertelnie, jeszcze gorzej, niż po rozmowie, którą przebyli, a wtedy mogłaby utracić jego przyjaźń, bo skoro jej nie kochał, nie musiał być wyrozumiały. Każdy ma swoją granicę cierpliwości, a ta u naukowca była bardzo krucha i często się przemieszczała.
    Chociaż znała ich tych kilka lat, ciągle czuła zdumienie, widząc, jak bardzo byli ze sobą zsynchronizowani, zgodni... To było dość dziwne zjawisko, ale w większości wypadków normalne u bliźniąt jednojajowych.
    Nie uszło uwadze Opętanej, że patrząc na siebie, dochodzą do konkretnych wniosków i niemal czuła, wiedziała, jakich. W ich oczach nie była nikim szczególnym, jedynie znajomą Artemisa, którą w jakiś sposób akceptował, wiedzieli, że nie mogą jej zrobić krzywdy, ale bać się jej nie zamierzali. Tyle, że Lou nie chciała, by się jej obawiali! Nie należała do typu despotek! Chciała załatwić to ugodowo! Jęknęła w głębi duszy, czując, jak ogarnia ją coraz większa beznadziejność całej tej sytuacji.
    Na ich dość podchwytliwe pytanie spojrzała na nich spod byka, co było tak zaskakujące, że mogło wywołać rozbawienie.
    Wyprostowała się.
    - Ponieważ jest moim przyjacielem i jeżeli pragnie przeprowadzać na kimś badania, to wolę, by poświęcił coś mojego, niż coś, co nie należało ani do niego, ani do mnie - odparło nieco ponurym tonem.
    W dziewczynie buzowały się emocje. Nie była pewna, czy potrafiłaby skazać nic niewinnego Kolorka na los, który mógłby przygotować mu wyżej wymieniony pan, jednak... może, gdy z nim porozmawia, nie zrobi mu krzywdy. Miała jedynie nadzieję, że tak będzie oraz, że bliźniaki przystaną na jej propozycję.
    Dziewczyna nie przewidziała takiej reakcji ze strony czarnowłosego potworka. Spojrzała zaskoczona na dziewczę, sycząc głośno, gdy jej kontuzjowana noga ugięła się pod jej ciężarem, przez co upadła na zdrowe kolana.
    - Cholera jasna, co ci zrobiłam, Boże? - jęknęła pod nosem pod wpływem bólu, który eksplodował w jej prawej dłoni, gdy machinalnie podparła się nią na ziemi.
    Gdy unosiła głowę, usta pętanej ułożyły się do krzyku, w tym samym momencie rozległ się huk wystrzału. Znieruchomiała, wpatrując się wielkimi oczyma w ciałko dziewczynki, osuwającej się na ziemię. Zabili ja. Zabili?! Podpełzła do małej na czworakach, nie przejmując się już niczym. Zapłakała żałośnie, ze wściekłości i niedowierzania.
    - Wy bezwzględne potwory, łajdaki! Do dziecka strzelać! Do własnej siostry też byście wycelowali! - krzyczała roztrzęsionym głosem, dopadając do małej. Już zapomniała o złości na tego małego potworka, o przyzwoitości. Czyn bliźniaków wstrząsnął nią do głębi, spowodował trzęsienie ziemi, które burzyło zdrowy, piękny grunt jej wyobrażeń o ludziach, o tym, że nie mogą być źli, o... Oni byli źli, ktoś dobry nie strzelałby do dziecka! Ale czy to znaczy, że Artemis też jest taki, jak oni? Też jest potworem? Myśl ta wywołała mdłości. Żółć podeszła do gardła dziewczyny, wylała się na język gorzko - kwaśną smugą. Zgięła się i zwymiotowała. Miała pusty żołądek, więc oszczędziła wszystkim przykrego widoku na wpół przetrawionego jedzenia. Drżała na całym ciele.
    Dlaczego ją to spotykało? Czy to była kara? Cóż takiego uczyniła, że spadały na nią te klęski? Dlaczego nikt nie jest bezpieczny w jej towarzystwie? Nawet ona sama?
    Gdy mężczyźni zbliżyli się do niej, otworzyła usta i poczęła śpiewać dojmującym, pięknym głosem. Dźwięki wibrowały dookoła, tworząc bajeczną mgłę nut. Przed oczyma bliźniaków z wolna poczęły wykwitać piękne obrazy, spełnienia ich marzeń, ukryte pragnienia. Czar plótł się w nieskończoność.
    Lou nie robiła tego świadomie. Wylewała swój smutek, swe własne piękne myśli, które towarzyszyły jej do tego dnia. Zaciskała palce na ramieniu dziecka. Nie umiała jej pomóc bez niezbędnych narzędzi! Nie miała nawet bandaża! Ściągnęła pospiesznie sweterek, a dokładniej na tyle szybko, na ile pozwalała jej złamana ręka i docisnęła do rany postrzałowej.
    - Ciii, kochanie, ciii - mruczała. - Boże, dopomóż mi!




    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 16 Listopad 2011, 23:08   

    Nikt od Lou nie oczekiwał zrozumienia. Wszyscy wciąż, bez względu na zaistniałe zmiany, patrzyli na nią jak na zwykłe dziecko. Takie, które błądzi po świecie szukając odpowiedzi na pytania, a gdy je wreszcie znajduje, nie potrafi ich pojąć czy też zaakceptować. Bo jak tu zgodzić się na fakt, że na świecie zdarzają się kataklizmy odbierające życie tysiącom, setkom tysięcy bez względu na wszystko bez cienia sprawiedliwości, bez mrugnięcia okiem. Bezwzględność natury i ludzi uczyniła bezwzględnymi. Jeśli patrzeć na to pod tym kątem, to nie walcząca o byt ludzkość była potworna... To Lou, Lou która na siłę chciała być inna i dobra stawiała opór wszechobecnym i wszechwładnym prawom, których negacja kończyła się jedynie wstrząsem i bólem, nieukojonym cierpieniem, które nie miało końca, a z każdym ciosem stawało się co raz bardziej dotkliwe. Toteż nikt nie spodziewał się po niej innej niż panika reakcji, po tym jak jeden z braci wycelował w małe dziecko i strzelił do niego z taką bezdusznością, że można puszczać w wątpliwość jego ludzkie pochodzenie. A może on po prostu był lwem? Albo lepiej, żołnierzem. Dla żołnierza wróg jest wrogiem, a oblężone miasto celem, niezależnie od tego ile małych dzieci w nim mieszka. Rozkaz był rozkazem, a gdy dziecko stawało się przeszkodą w wykonaniu go? Przeszkoda zostaje usunięta. Dlatego też obaj mężczyźni niespecjalnie przejęli się rozpaczliwymi krzykami dziewczyny. Bo nie oczekiwali, że zrozumie. Zaraz jednak stało się coś niespodziewanego. Niebieskowłosa rozchyliła usta, a spomiędzy jej warg poczęła sączyć się melodia. Miękka i gładka jak... Jak obłok. Naraz, oczom obojga braci ukazała się postać ich siostry. Uśmiechnięta i radosna, taka jak wtedy, gdy widzieli ją po raz ostatni. Szybko jednak jej postać zaczęła się oddalać od tego miejsca, a przesuwać w stronę morza więc obaj synchronicznie puścili opętaną Loullie i ruszyli w pogoń za marzeniem. Nie wiedząc, że im dalej znajdowali się od źródła słodkiej pieśni tym bardziej przyśpieszali nieuchronne rozstanie z martwą już przecież dziewczynką. Jednak Lou została sama. Ranna i obolała, a do tego nieopodal leżała jeszcze bardziej poszkodowana dziewczynka, która nie odzywała się i nie ruszała, prawdopodobnie z powodu szoku.
    Nagle z krzaków wyłoniła się mała, biała kulka futra o dużych, czekoladowych oczach. Czyżby sprawca wcześniejszego hałasu? Mądre ślepka wyglądały na zatroskane. Zamachała ogonem i położyła po sobie uszy, zbliżając się najpierw do małej. Zapiszczała cicho, a gdy krystaliczne krople jej łez spłynęły na kruche ciałko, w chwili zetknięcia się ze skórą rozsypywały się jakby na setki, małych, błękitnych iskier, które za chwilę wsiąkały w skórę i goiły rany. Kula wyszła na wylot więc jedynym zadaniem magii było po prostu zaszycie i zreperowanie uszkodzonej tkanki, czemu towarzyszyły efektowne i jasne błyski. W związku ze skalą obrażeń, leczenie trochę trwało więc leczący stworek zbliżył się do Lou i nad nią także cicho załkał, powodując szybkie leczenie wszelkich ran i skaleczeń. Kto by przypuszczał, że opuszczenie domu lekarza ze złamaną ręką i ranną nogą skończy się dla niej lepiej niż pozostanie w miejscu? Tak, czy owak kulka następnie wtuliła się w Opętaną, najwyraźniej deklarując tym samym, że chce pozostać u jej boku.
    Leczenie dobiegło końca i obie bohaterki były w świetnym stanie. Czarnulka podniosła się zachwycona, zaklaskała w dłonie i podbiegła do upuszczonego worka z więzioną zjawą. Uwolniła ją i obie szybko, bez słowa podziękowania za pomoc pognały do domu. Las niósł ze sobą okrzyki dwóch, niemal identycznych męskich głosów. Opadające liście przekazywały sobie wzajemnie imię -April- ale bez skutku, bowiem April znajdowała się w świecie, w którym nie musiała już cierpieć, ale nie słyszała też rozpaczliwych wołań. Loullie została sama z pomocnym, lisopodobnym stworem, a konkretnie Innocenzą. Słowa były zbędne. Obie wiedziały przecież, że należą już na zawsze do siebie.

    Polowanie zakończone powodzeniem
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|


    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,24 sekundy. Zapytań do SQL: 9