• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Posiadłość pana Alvaro de Averse, zwanego Subtelnym Kłamcą
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Alvaro de Averse
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Czerwiec 2012, 15:47   Posiadłość pana Alvaro de Averse, zwanego Subtelnym Kłamcą

    Niektórzy nie lubią ogromnych, przepakowanych luksusami posiadłości z mającymi powierzchnie kilku kilometrów ogrodami. Wolą oni skromne, aczkolwiek nie za małe domy, czasem w plenerze, czasem niemalże w centrum miasta. Są też ludzie, którzy oprócz elementów swoich posiadłości wymienionych powyżej lubią mieć długie, brukowane ścieżki. Jedną, szeroką, prowadzącą do głównego wejścia. Inne, już trochę mniej szerokie, biegnące gdzieś w ogrodzie, pokazujące zwiedzającym drogę. Oczywiście do tej drugiej grupy zalicza się właściciel opisywanego budynku, panicz Alvaro de Averse, zwany Subtelnym Kłamcą. Wracając jednak do obiektu, należy powiedzieć że ścieżka prowadząca do głównego wejścia kończy się parą schodów, „idących” do góry, przy okazji skręcając o 180 stopni. Nazywa się to powszechnie schodami wachlarzowymi, o. Po pokonaniu tych właśnie schodów delikwent znajduje się na nietypowej wersji pospolitego ganku. Przy balustradzie mamy dokładnie cztery zdobione ławki. Ale nie o tym teraz. Pomijając już wiele donic z przepięknymi kwiatami, należy wreszcie zająć się wejściem. Wszystko jest oczywiście utrzymywane w stylu barokowym, jeśli jeszcze tego nie zaznaczyłam. Ale do rzeczy. Podwójne drzwi, niemalże wrota, wykonane z dębu i pomalowane na ciemny brąz, mają liczne zdobienia. Złote, duże klamki też nie mogły zostać pominięte przy decyzjach o ozdabianiu. No i oczywiście dwie kolumny „wtopione” w ściany, będące trochę wysuniętymi na przód, stały tam jak jacyś magiczni strażnicy. Teraz, całokształt budynku. Dach jest koloru czarnego, z lekką dozą szarości. Rynny zaś są niemal niewidoczne, dlatego nie warto poświęcać na nie zbyt dużo uwagi. Okna mają bardzo proste ramy, tak samo z parapetami. Ściany są pokryte wspaniałym, kremowym kolorem. Wejdźmy teraz do środka, dobrze? Popychając masywne drzwi ukazuje się nam duże pomieszczenie z podłogą wyłożoną kafelkami, na nich mamy podłużny, czerwony dywan ze złotymi elementami prowadzący gościa prosto do schodów na wyższe piętro. Po prawej stronie mamy drzwi w kolorze podobnym do wejściowych, również ze złotymi klamkami, aczkolwiek to wszystko nie jest już tak obficie zdobione. Owe „mini-wrota” prowadzą do kuchni, wyposażonej w najlepsze naczynia, składniki i przybory kuchenne jakie można było dostać. Wracając jednak do pozycji, w której znaleźliśmy się po wejściu do budynku, gdy popatrzymy w górę, widzimy całkiem spory (jak zresztą wszystko w tym domu) żyrandol, oczywiście złoty, bo jaki inny kolor tak dobrze oddawałby przepych, który ma być widoczny na każdym kroku? Na ścianach obrazy, ich tematykę dominują krajobrazy. Naprzeciw wejścia do kuchni mamy drzwi prowadzące do jadalni. Oczywiście sam właściciel nie przywykł do jadania tam, jest to raczej pomieszczenie używane podczas przyjmowania gości. Długi stół z krzesłami naokoło, rodem z Harry'ego Pottera (Główna Sala) zajmuje centralne miejsce w tym pomieszczeniu. Jednym ze źródeł światła jest duże okno znajdujące się dokładnie za największym z krzeseł, przeznaczonym wiadomo dla kogo. Drugim źródłem światła są nieduże lampki przyczepione do ścian, rozmieszczone równomiernie.

    ---


    Po wejściu ulubionymi przez Al'a wachlarzowymi schodami na piętro wyżej, trafiamy na korytarz z prostymi drzwiami prowadzącymi do pokoi służby. Jest ich równo dziesięć. Niektóre jednoosobowe, inne dwuosobowe, ale żadne z nich nie przekraczają tego limitu. Jak kto sobie udekorował pokój, tego Alvaro nie zmieni. Musi być tylko zachowany jeden prosty warunek – niech będzie schludnie! Prosty, zielony dywan ze złotawymi wzorkami i podobne do tych z jadalni lampy oświetlające ową część domu to jedyne elementy, które tu dojrzymy. Oprócz stolika i krzesła, gdyby komuś się nudziło w pokoju. Kontynuacja schodów prowadzących na to piętro to ostatnie stopnie, które będzie dane przejść dla gościa, który zdecyduje się zapuścić w te rejony. Otóż prowadzą one do największych drzwi w owej willi (tak, większych nawet od wejściowych!), a strzegą one pokoju właściciela – panicza Alvaro. Nie trzymając was jednak w niepewności co się znajduje w środku, zaczynam bezzwłocznie opis. Na wprost od wejścia, w odległości parunastu kroków naprzód mamy obszerne łóżko z baldachimem, utrzymane w kolorystyce brązowo-złotej, tak jak cały pokój. Na ścianach oczywiście obrazy, tym razem przeważają portrety sławnych osobistości z historii Krainy Luster. Duża szafa, obok niej stół, naprzeciw biurko, obok szafka z wieloma półkami, a na nich masa książek. Pokój jest oczywiście połączony z łazienką, bo jakżeby inaczej. Zaś to małe pomieszczenie (małe w porównaniu z resztą, w rzeczywistości nie jest takie znowu małe) posiada wszystko, czego dusza może zapragnąć. Duże lustro, umywalkę, kabinę prysznicową, wannę, i tak dalej, i tak dalej. Tutaj mamy kolorystykę biało-złotą. Z właściwego pokoju możemy przez pół drzwi, pół okna wyjść na balkon. Stąd można podziwiać wspaniały ogród, o którym mowa była wcześniej. Wyobrażenie tej części domu pozostawiam mojej służbie, która na pewno coś ciekawego powymyśla. Od siebie dam tylko tyle, że w centralnej części ogrodu mamy sporą fontannę z kilkoma ławkami naokoło.

    ---

    Salon
    Ogromny salon, urządzony z największym przepychem. Nie ma tu miejsca, które nie wypełniłoby wszędobylskie, najprawdziwsze złoto – dowód bogactwa, jakim dysponuje panicz de Averse.
    Główne drzwi (dwuskrzydłowe, orzechowe, misternie rzeźbione) prowadzą do hallu, zaś dwoje innych, kolejno do jadalni oraz tylnych ogrodów. Co zaś samego pomieszczenia się tyczy… Monumentalnie zdobiony sufit posiada liczne malowidła oraz złote rzeźby, które łypią na przybyłych, wzbudzając niemały zachwyt. Wielkie, łukowe okna z grawerowanymi zdobieniami, przysłaniają szkarłatne kotary oraz najdelikatniejsze, śnieżnobiałe firany. Nad kominkiem znajduje się ogromny obraz w złotej, zdobionej ramie. Naprzeciw niego stoi kanapa z kompletującymi fotelami, obitymi aksamitnym, szkarłatnym materiałem. Pośrodku pokoju dostrzec można ogromny a’la stolik, obity tym samym materiałem co kanapy, fotele i krzesła, na którym stoi donica z palmami. Po drugiej stronie znajduje się serce salonu – kolejny komplet siedzisk ze stojącym pośrodku złotym stoliku do kawy. Na ścianach znajduje się wiele drogich obrazów, a pod jednym z nich stoi ogromny regał na książki. Podłoga wyłożona prawdziwymi, lśniącymi panelami, gdzie na środku pokoju leży ogromny, prostokątny, szkarłatny dywan ze złotymi wstawkami. Całe pomieszczenie oświetlone jest niewielkimi, złotymi żyrandolami oraz klinkietami, przytwierdzonymi do ścian, zaś w centralnej części pokoju wisi ogromny, kryształowo-złoty żyrandol. Widoki za oknem wychodzą na tylną część ogrodów.

    (Autorstwa Tunridy)

    ---

    Zaś za metalowymi drzwiami, ukrytymi pod schodami prowadzącymi na wyższe piętra kryły się kamienne stopnie schodzące w dół. Była to piwnica, w której trzymano wiele, ale to bardzo wiele przeróżnych win. Młodsze, starsze - wszystkie bardzo rzadkie i drogie, a zarazem trudne do zdobycia. Była to część schowana głębiej, na końcu korytarza który ukazuje się po zejściu schodami. Wcześniej mamy drzwi do pomieszczeń użytkowych, tym razem przemianowanych na koszary dla żołnierzy. Zostały one urządzone najlepiej jak się tylko dało, aby mężczyźni nie uznali, że Alvaro traktuje ich źle, w przeciwieństwie do Rosarium.

    (Piwnica jest naprawdę ogromna, więc ktokolwiek zapuści się w jej głębiny ma dosyć spore pole do działania. Proszę tylko zauważyć, że musi to być oddzielny temat: Piwnica [Posiadłość Alvaro])


    (Komunikat do służby – żeby mieć swój pokój, zakładacie osobny temat, np. „Pokój Kropka <Posiadłość Alvaro de Averse>”)
      
    Alvaro de Averse
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Czerwiec 2012, 11:04   

    Nieważne jak bardzo Alvaro chciałby przeciągnąć drogę do swojego domostwa, kiedyś musiała się ona skończyć. Podróżując przez niemalże całą Krainę Luster, z Amelką prowadzoną za dłoń, białowłosy musiał rzucać się mocno w oczy. Jedni myśleli sobie pewnie, że jest dobrym bratem i prowadzi spacer ze swoją siostrzyczką, inni że może być jakimś pedofilem czy innym ścierwem. W każdym bądź razie, rogacza to niekoniecznie obchodziło. To, co chciał osiągnąć to jak największa zwłoka, aby może wyciągnąć z dziewczynki jakieś informacje na jej temat. Ta nie była chyba zbyt chętna do wyjawienia czegokolwiek, może po prostu czekała aż panicz de Averse wreszcie dotrze z nią do domu. Tak się wreszcie stało. Para istot magicznych powoli pokonała piękne schody i otwierając wielkie drzwi, znalazła się we wnętrzu posiadłości. Odwiesiwszy marynarkę na wieszak, białowłosy zawołał swego lokaja. Ich krótka rozmowa skupiła się oczywiście na temacie jednej ze służek, Tunridy. Okazało się, że dziewczyna o akwamarynowych oczach również gdzieś sobie poszła, przy czym było to już dawno dawno temu, dlatego powinna niedługo wrócić. Alvaro kazał lokajowi skierować panienkę prosto do poszukiwań jej pana, aby odebrała swoje "zadanie". Odwróciwszy się w stronę Amelki czekał chyba na jakiś znak, że ma zacząć swoje działania. Nie otrzymał takowego, a może po prostu go nie zauważył?
    - Chciałabyś może coś zjeść? - spytał wreszcie, nie mając jakiegoś specjalnego wyboru w tematach do omówienia. Rozpiął dwa górne guziki w koszuli, po czym krzyżując ręce na klatce piersiowej oczekiwał na odpowiedź dziewczynki. Jeśli czarnowłosa służka się nie pojawi w krótkim czasie, Alvaro chyba zwariuje. A przez "zwariowanie" mam na myśli poczucie jakiejkolwiek odpowiedzialności za Amelię i za to, co jej się stanie. Nieważne czy to coś dobrego, czy też złego.
    Amelia Zwerewa
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Czerwiec 2012, 23:09   

    Droga dłużyła się niemiłosiernie. Nie należała do najprzyjemniejszych. Nie tylko ze względu na Alvaro, który zdawał się specjalnie czasy wydłużać, nie będąc chyba jeszcze pewnym co do sprowadzania gdzieś ze sobą dziewczynki. Cały czas chciał się jeszcze czegoś dowiedzieć o niej, choć wprost tego nie okazywał. Ale nie tylko dlatego, Amelia odetchnęła, kiedy dotarli na miejsce. Chodziło jeszcze o to, że przez cały czas nie znała celu ich podróży. Kiedy jednak dotarli na miejsce, wszelkie wątpliwości i niepokoje rozpłynęły się. Powoli, główną ścieżką zbliżali się do celu. Wkroczyli właśnie na teren wspaniałej posiadłości. Dziewczynka od razu zaczęła się wokół rozglądać z niekrytym zachwytem i ciekawością. Zaczęło się już na ogrodach, do których prowadziły liczne rozgałęzienia głównej ścieżki. W tamtej chwili, miała ochotę zapomnieć o swym celu, o swej podłej naturze, i wyrwać się z uścisku arystokraty, po czym pobiec tam wśród te majestatyczne drzewa i ujmujące pięknem kwiaty. Chciała biegać, skakać, wirować, tańczyć! Robić wszystko to, co robią szczęśliwe, małe dziewczynki. Ale jej to nie było dane. Nie... Ona już zdecydowała, jakie jej życie będzie. Co z tego, że miała dopiero dziesięć lat! Już wiedziała, co musi robić. Żerować, mścić się. Jej zabawy w parku, zastępowały tańce wśród ofiar. Drzewami byli ludzie, kwiatami krew, a taniec był tańcem śmierci. Wokół roznosił się zapach szaleństwa.
    Dziewczynka posłusznie dreptała u boku białowłosego, mocno ściskając jego dłoń. Rozglądała się wokół i nic nie mówiła. Wreszcie doszli do głównego wejścia. Weszli po zabawnych, krętych schodach i stanęli na wspaniałym, czerwonym dywaniku. Wzrok Amelii skakał z podłogi, na kolumny, z kolumn na zdobienia, ze zdobień na meble i przedmioty na nich.Długo patrzyła na wielki, złoty żyrandol i zastanawiała się, jakby to było siedzieć sobie na nim i patrzeć w dół na innych, przez złoty pryzmat. Zwróciła również uwagę na obrazy, zastanawiając się, czy w całej posiadłości wiszą jedynie krajobrazy. Musiała przyznać, że były ładne. Podobały jej się, tak.
    Spojrzała jeszcze raz na czerwony dywan i swoje czarne buciki, na nim stojące. Zaraz zeskoczyła na bok, na gołą podłogę, coby nie brudzić tej pięknej, miękkiej czerwieni. Musiała pamiętać również, aby się nie zapomnieć i dobrze grać swą rolę. Póki co uważała, iż idzie jej dobrze. Może dlatego, że w tym momencie nie musiała wcale tak dużo udawać. Była przecież dzieckiem, i to nie takim, kompletnie wyprutym z uczuć. Inaczej posiadłość nie wywarłaby na niej tak wielkiego wrażenia.
    Wkrótce pojawił się lokaj. Cudownie. A więc... Czyżby trafiła do... domu pana miłosiernego? Na to wyglądało, ale, skoro jest takim bogatym człowiekiem, to może oznaczać, iż wcale nie będzie tu często. Bogaci ludzie, bardzo często przebywają poza domem. Poza tym, czy to nie była jakaś dodatkowa posiadłość? Och, w każdym razie, dobrze, że chociaż trafiła w takie miejsce, a nie na komisariat, czy do domu opieki. Wspaniale. Wszystko zdawało się iść po jej myśli.
    Uśmiechnęła się delikatnie, zadzierając głowę do góry. Zaraz jednak ją spuściła.
    - Dziękuję. - szepnęła. - Tak, jestem trochę głodna.
    Żeby nie powiedzieć, że żołądek ma zaciśnięty i gdyby nie jej kontrola, odśpiewywał by teraz swą rozpaczliwą pieśń.
    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Czerwiec 2012, 18:27   

    - "(...)Słuchaj mnie w końcu! Mam naprawdę boski plan, tylko spójrz: wejdziesz tam, ładnie się przywitasz, bo wiesz, dobre wrażenie daje plus dziesięć do niewinności i braku złych intencji, potem odszukasz tego białowłosego barana, sprzedasz mu porządnego kopa w twarz i zakończysz to wszystko epicką kwestią - 'Pieprz się! Nie mam zamiaru Ci służyć'. No i co, nie mów, że nie podoba Ci się ten pomysł, Tun!"
    Zakapturzona postać mruknęła coś do siebie niezrozumiale, "słysząc" ów przemowę, idąc dalej wybrukowaną ścieżką ku posiadłości niejakiego panicza de Averse. Wzrok nieobecny, wbity w podłoże, kroki powolne, leniwie, jak gdyby wcale a wcale nie spieszyło się jej do domostwa swego pracodawcy. Nawet głos, który cały czas odbijał się echem w jej głowie zdołała jakoś zignorować, choć wizja przedstawiona przez Madness wyjątkowo podobała się Szklanej Pannie. Wiedziała jednak, że to na nic się zda. Nie chodziło o wzgląd na status społeczny czy siłę; nie obchodziły ją tak irracjonalne powody, przez które teoretycznie nie mogła podnieść nawet palca na swego Pana. O co więc tak naprawdę chodziło? Nie wiedziała, albo raczej, nie miała pomysłu na dokładne określenie powodu, dla którego nie była w stanie sprzeciwić się Alvaro. Jeszcze. Zawsze to sobie powtarzała, niczym jakąś starą, dobrze znaną śpiewkę - jeszcze nie...
    Po dość długiej wędrówce, dotarła w końcu do bram posiadłości, ku której cały czas zmierzała. Podniosła wolno głowę, spoglądając beznamiętnym, pustym wzrokiem na domostwo, znajdujące się po drugiej stronie wrót, tak doskonałe w swym przepychu, tak pocieszne dla oka, tak majestatyczne. Skrzywiła się z widocznym niesmakiem, spluwając na bok, co raczej nie przystało damie. Trudno. Nienawidziła tego wszędobylskiego luksusu, a zwłaszcza, gdy weszła do środka, gdzie złoto niemal kapało z klinketów na wypolerowaną posadzkę. Okropność. Jak to wszystko mogło kogoś nie przytłaczać?! Nie rozumiała tych wszystkich przeklęcie bogatych arystokratów i nawet nie zamierzała zrozumieć. Najpewniej i tak poległaby w przedbiegach.
    Otworzyła nieznacznie bramę, wślizgując się na drugą stronę przez niewielką szparę, w której zmieściła się bez problemów. "Uroki" niedowagi. Zamknęła za sobą wrota i poprawiła kaptur na głowie, chowając następnie smukłe dłonie z powrotem do kieszeni rozpiętej bluzy. Ruszyła niespiesznie ścieżką ku wachlarzowym schodom, skupiając swój wzrok prosto przed siebie. Widziała te wszystkie wspaniałości ogrodu de Averse milion razy, toteż teraz nie robił na niej już żadnego wrażenia. Wspięła się po schodach na ganek, stając przed wielkimi dwuskrzydłowymi drzwiami. Westchnęła ociężale, spuszczając nieco głowię.
    - "Jeszcze masz szansę uciec, Tun! Jak zawsze! Ten grzdyl i tak by Cię nie szukał, zresztą, jak każdy! Ciekawe co u Twojej siostrzyczki, hm?"
    - Zamknij się w końcu. Jedno z drugim nie ma ze sobą nic wspólnego... - odburknęła swej Świadomości, która tylko zarechotała złośliwie na te słowa. Kruczoczarna podniosła w końcu głowę, sięgając po złotą kołatkę, którą stuknęła we wrota trzy razy (zakładam, iż jest, a jeżeli nie, po prostu zapukała), czekając następnie na jakikolwiek odzew z drugiej strony. Przestępowała z jednej nogi na drugą ze zniecierpliwienia, zaciskając usta w wąską linię. Nie powinna tutaj przychodzić, zdecydowanie nie powinna.
    Alvaro de Averse
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Czerwiec 2012, 19:09   

    Intencje Amelii wciąż były skryte w ogromnym labiryncie jej dosyć złożonej psychiki. Tak samo jak i prawdziwe intencje panicza Alvaro pozostawały nieznanymi dla dziewczynki, która teraz była w pełni przekonana, że owinęła sobie Arystokratę wokół palca. Nic bardziej mylnego. Bo kto na tym świecie jest bardziej podejrzliwy niż coraz bardziej sławny Alvaro de Averse? W jego zajęciu, którym było poniekąd handlowanie informacjami, podejrzliwość była cenniejsza niż złoto. Nikomu, ale to nikomu pod żadnym pozorem nie wolno ufać. Paserzy tego rodzaju byli niezbyt mile widziani przez niektóre stowarzyszenia, przez co albo one zastraszały ich, albo w odpowiedzi oni zastraszali je wyjawieniem jakiejś wstydliwej, lub też cennej, informacji. Tworzyło się przez to błędne koło, z którego nie sposób wyjść. Białowłosy mężczyzna wysilił się na delikatnie pojawiający się na jego twarzy uśmiech, skierowany wprost do ciemnowłosej dziewczynki. Jak miło, że skorzystała z oferty. Kucharz dawno nie miał porządnego zajęcia, bowiem podniebienie rogacza zdążyło się już przyzwyczaić do jego potraw, ale trafienie w upodobania małej dziewczynki będzie na pewno nie lada wyzwaniem.
    - W takim razie pójdę do kucharza i... - przerwał czerwonooki, słysząc stukanie do drzwi. Co prawda z tej odległości był on ledwie słyszalny, jednak zawsze jakiś. Odźwierny, który na dłuższą chwilę zapomniał o swych obowiązkach i skupił się na obserwowaniu panienki Zwerewej, został tym odgłosem brutalnie wyrwany ze swego zamyślenia. Obróciwszy się powoli, uchylił drzwi. Jego twarz rozjaśnił uśmiech, kiedy zobaczył Szklaną Pannę stojącą niemalże na progu.
    - Ach, panienka Tunrida! Jak to dobrze, że już przyszłaś. - przerwał, otwierając drzwi do końca - Panicz Alvaro chciał z tobą pilnie porozmawiać. - po czym zamknął drzwi za wchodzącą dziewczyną i usunął się z pola widzenia, wchodząc do jadalni. Domyślny był z niego mężczyzna, trzeba przyznać. Owe pomieszczenie należało przygotować przed posiłkiem i bardzo dobrze, że właśnie on się tym zajął. Alvaro uśmiechnął się, tym razem szczerze, i czym prędzej podszedł do Tunridy.
    - Dobrze, że już jesteś. Zajmij się proszę, naszym gościem, podczas gdy ja załatwię pewną bardzo ważną sprawę, dobrze? - powiedział dość głośno, aby wszystko w klarownej formie dotarło do Amelii, jednak po wykonaniu kroku do tyłu, obrócił swą twarz w stronę ucha "szklanki" i, tym razem szeptem, wypowiedział ostrzeżenie.
    - Uważaj na nią, jest bardzo podejrzana. Gdyby zaczęła coś kombinować, spacyfikuj ją proszę i wyrzuć na bruk. - po czym położywszy już dłoń na klamce, zwrócił się z radością do Amelii Zwerewej.
    - Tunrida się tobą zajmie. Szczerze mówiąc, ja niekoniecznie nadaję się do opieki nad dziećmi. - tymi słowami zakończył rozmowę i wyszedł z domu. Po kilku szybkich krokach szedł już brukowaną ścieżką do wrót. Ach, słodka wolności!


    [zt]
    Amelia Zwerewa
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Czerwiec 2012, 11:45   

    Wszystko przestało jej się podobać, gdy na twarzy arystokraty zobaczyła uśmiech. Nie wydawał się specjalnie szczery, a potwierdzał to fakt, iż od początku ich spotkania, był pierwszy. Wcześniej nie udało jej się, żadnego dopatrzeć, a nawet jeżeli był, to najwidoczniej na tyle mało wiarygodny, by mogła go zapamiętać. Wtedy więc w głowie dziewczynki pojawiły się wątpliwości. Pewnie, mogłaby uznać owy uśmiech za dobry znak, gdyby przez ten krótki czas, nie zdołała już trochę poznać wielkiego mężczyzny. Pogorszyło się, kiedy nagle rozległo się pukanie i w posiadłości zjawiła się kolejna osóbka. Wszyscy zareagowali wielce entuzjastycznie na to pojawienie się, zupełnie jakby czarnowłosa dziewczyna, która teraz przekroczyła próg budynku, była wybawieniem. Od czego? Od nieproszonego gościa? Na chwilę zapomniano o małej Amelce, i wszelką uwagę poświecono tamtej właśnie szklanej panience. Dziewczynka stanęła po środku pomieszczenia i skierowała na nią wzrok. W jej wielkich oczach można było zobaczyć dezorientacje i gdyby ktoś znał ją naprawdę dobrze, dostrzegłby też oburzenie, wywołane całą sytuacją i tym co później wyczynił Alvaro. Kim była ta dziewczyna, że tak wszyscy odetchnęli, gdy się pojawiła? Amelia stała tak, z wyzywającym spojrzeniem i obserwowała to co się działo. Coraz bardziej nie podobało jej się zachowanie arystokraty, które wydawało jej się najzwyczajniej sztuczne. Czy to ze zdenerwowania, czy był to jakiś specjalny plan, tego wymagający… Na co te wszystkie uśmiechy i uprzejmości? Wcześniej wcale nie był taki miły. Czy więc musiał taki być, przy innych?
    Uważnie słuchała słów właściciela posiadłości, z których udało jej się wywnioskować, że Tunrida, musi być tu kimś w rodzaju służącej. Skoro miała się nią zajmować, kim innym mogłaby być? Mała Amelka pozbyła się szybko nieprzyjemnego wyrazu z twarzy, gdy białowłosy znów skierował się do niej. Kiedy usłyszała to co powiedział miała ochotę wbić mu jeden ze swych kryształowych ostrzy w tą paskudną buźkę. By nie mógł mówić już nic więcej. Jego podła bezpośredniość i fałszywość wyszły na jaw w jednej, krótkiej chwili. Przez chwilę Amelii było żal tej dziewczyny, że musi służyć komuś takiemu. Z ochotą pozbyłaby się jej problemu.
    Czy zamierzał więc ją teraz opuścić, zostawiając z ta dwójką? Dziewczynka wykrzywiła buzię w grymasie, który można by zobaczyć zaraz przed wybuchem płaczu u dziecka. Myślała, ze wszystko idzie idealnie po jej myśli. Że będzie pięknie. Wstrętny, obrzydliwy oszust. Ten tymczasem prędko opuścił posiadłość. Zostawiając dziesięciolatkę ze wszystkimi najgorszymi przeczuciami.
    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Czerwiec 2012, 14:37   

    Zamarła w bezruchu, wbijając stalowe spojrzenie w miejsce, gdzie teoretycznie za chwilę powinna pojawić się czyjaś głowa, kiedy tylko usłyszała zbliżające się ku wrotom kroki. Och, czyli faktycznie była oczekiwana, skoro odźwierny pofatygował się na osobiste otworzenie jej drzwi, co rzadko kiedy się zdarzało. Alvaro był przecież na takie bzdury zbyt dumny, tak samo jak cała reszta tej zgrai, którą zatrudnił, mhm. Mimo tych ironicznych myśli, nadal zastanawiało Tunridę co też mógł od niej chcieć ten Rogacz? Owszem, tak, była jego "ulubienicą", wszak co nieco ich łączyło, a gdy miał do niej jakąś sprawę, nie była ona błahostką. Szklana Panna nie myślała więc o obecnej sytuacji inaczej, lecz czy była jej ciekawa? Niespecjalnie. Nie musiała nawet zbytnio dociekać, aby dowiedzieć się jakichkolwiek szczegółów - i tak prędzej czy później zostaną one jej wyjawione. Taka kolej rzeczy.
    Zmrużyła nieznacznie oczy, ujrzawszy oblicze uśmiechniętego od ucha do ucha odźwiernego.
    - "Dziwak. Że też od tego ciągłego szczerzenia się nie rozbolała go jeszcze szczęka!" - mruknął kwaśno Madness, co Tunrida skwitowała lekkim skinieniem głowy, a sam mężczyzna odebrał jako przywitanie. Cóż, jego wola, chociaż i tak zdziwił się nie lada, iż Szklana Panna wysiliła się na jakikolwiek gest, skierowany w jego stronę. Zwykle nie robiła tego wcale, nie tylko w stosunku do niego, ale i całej reszty służby w domu Alvaro. Dziwaczna była z niej dziewczyna, i nie była to tylko jego osobista opinia.
    Przekroczyła próg domostwa niespiesznie, przenosząc automatycznie wzrok na stojącą nieopodal dwójkę - młodego panicza oraz jakieś towarzyszące mu dziecko. Chwileczkę... Dziecko? Brew Tunridy podjechała minimalnie w górę.
    - "Haha! Patrz, Tun! Ten baran dorobił się dzieciaka! Ciekawe jak głupia musiała być ta flądra, żeby tak dać się wrobić?!" - Madness wybuchł głośnym, szaleńczym śmiechem, odbijającym się w czaszce Szklanej Panny z niewyobrażalną siłą, co ją samą przyprawiło o niesamowitą migrenę. Opuściła nieco głowę, masując opuszkami palców prawą skroń, mrucząc przy tym cicho pod nosem:
    - Ucisz się... To boli, Madness.
    Powróciła jednak okraszonym minimalnie przez ból wzrokiem do ów dwójki, zatrzymując go najdłużej na Alvaro, który zbliżył się do niej szybko. Ściągnęła brwi ku sobie, słysząc jego słowa. Miała zajmować się tym dzieckiem? RACZYŁ SOBIE ŻARTOWAĆ?! Czy ona wyglądała na jakąś niańkę?! Od czego miał inną służbę?! Przecież nie do takich zadań zazwyczaj ją wzywał! Nie do takich celów! Nie do takich...
    Zmrużyła mocno oczy, odprowadzając go iście morderczym wzrokiem, z którego niemal ciskały pioruny. Niech no tylko wróci, popamięta ją, ręczyła za to!
    - "No nie mogę, haha! Coraz bardziej lubię tego kolesia! Masz naprawdę 'zacne' zadanie, Tun, no jak rany! A Ty żeś myślała, że znowu zleci Ci obserwowanie kogoś albo wyciągnięcie informacji! A tu masz! Noo, niańcz bachora! Haha, nie wyrobię!" - znowu ten irytujący głos wybuchnął w głowie kruczoczarnej niczym bomba, zanosząc się po raz wtóry histerycznym śmiechem.
    - To na pewno jakiś żart. On by takiego czegoś... - zaczęła dziewczyna, lecz Świadomość przerwała jej w momencie.
    - "Co, nie zrobił? Więc się przeliczyłaś! Widzisz jakieś ukryte dno w tym 'zadaniu'? Bo ja nie bardzo!"
    - Bo jesteś idiotą. Mógłbyś choć raz się przymknąć. Nie potrzebuję cię.
    - "Och, potrzebujesz, Tun! Bardziej niż Ci się wydaje!"
    - W snach, gadzie. Zobaczysz jeszcze cię... - urwała w momencie, jak gdyby dopiero teraz przypominając sobie o obecności tamtej czarnowłosej dziewczynki. Musiało to dla niej wyglądać nie lada groteskowo, obserwując tą wychudzoną, kruczowłosą pannę, ze wzrokiem utkwionym w podłoże, która rozmawia sama ze sobą, ba, i to z jaką ekspresją! Szklana Panna podniosła raptownie głowę, wbijając wiecznie poważne i stalowe spojrzenie w osobę dziecka.
    - Kim jesteś? - spytała sucho, beznamiętnie, a jej głos odbił się echem w ogromnym hallu. Nie wiedziała jak ma obchodzić się z dzieckiem, jak należy do takiego mówić, jak postępować. Kiedyś... Tak, kiedyś potrafiła, lecz z biegiem czasu ów umiejętność zatraciła się, tak jak i wiele innych. Samej kruczoczarnej chodziło zaledwie o poznanie imienia dziewczynki, lecz gdy zabrzmiało to tak, jak zabrzmiało - zdarza się.
    Z pomieszczeń obok, a dokładnie z kuchni oraz jadalni, nadal dochodziły odgłosy przygotowywanego posiłku. Odźwierny, oderwany od swych zajęć, wychylił się na moment do hallu, zwracając się do Tunridy:
    - Kolacja powinna być gotowa za jakieś dwadzieścia minut, panienko. Do tego czasu, proszę się czymś zająć, zawołamy panienki. - ozwał się uprzejmie, po czym ponownie zniknął w czeluściach jadalni. Kruczoczarna zerknęła na niego zaledwie kątem oka, przenosząc ponownie wzrok na dziewczynkę.
    - "No, zrób coś, głupia! Odezwij się!" - ponaglał ją zniecierpliwiony Madness. Tunrida zacisnęła dłonie, nadal schowane w kieszeniach bluzy, w pięści ze złości, rozluźniając je jednak po chwili.
    - Może masz ochotę na zwiedzenie reszty domu? Albo na spacer? - podjęła w końcu o wiele mniej szorstkim tonem niż chwilę temu, choć nadal nie można go było porównywać do tego, którym powinno się operować, zwracając do dzieci. Był on po prostu bezbarwny, dość pusty, czyli taki jak zwykle. Tunrida ściągnęła w końcu kaptur z głowy, potrząsając nią przez chwilę, aby włosy mogły swobodnie opaść na jej plecy i ramiona. Po tym utkwiła znowu wzrok w dziewczynce, oczekując na jakąkolwiek jej reakcję.
    Amelia Zwerewa
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Czerwiec 2012, 16:31   

    Można powiedzieć, że te dwie panienki o kruczoczarnych włosach, były siebie warte. W pewnym sensie na pewno. W zachowaniu Tunridy, wyraźnie było widać niechęć w stosunku do, zarówno panicza Alvaro, małej Amelki, jak i obowiązku jej powierzonego. Dziesięciolatka nie musiała się nadto wysilać, aby to zauważyć. Nie tylko zachowanie tamtej, ale i słowa, które, choć nie skierowane do dziewczynki, zdawały się gniewnie i rozpaczliwie wykrzykiwać potwierdzenia. Stojąc tam po środku pomieszczenia, niemal dokładnie pod wielkim, wypchanym złotem żyrandolem, obserwowała jak jej niańka, niespiesznie „przygotowuje” się do zadania. Milczała przez cały ten czas, przez co była świadkiem specyficznej dość rozmowy, którą prowadziła Tunrida z… wyglądało na to, że z samą sobą, o ile jej ciało nie mieściło dwóch duszy, czy umysłów. Amelka wiedziała o takich istotach. W laboratorium znała jednego chłopca, przez którego zdawały się przemawiać dwie, zupełnie różne osoby. Ale tamte było słychać i widać ich wpływy. Chłopiec w jednym momencie był spokojnym, rozżalonym nad swoim losem chłopcem, bez protestów wykonującym polecenia, a w innym, nienawistnym buntownikiem, łaknącym jedynie krwi i… wolności. O ile ta wolność nie była przykrywką dla łaknienia śmierci, którą mógł zadawać własnymi rękoma. Ale z tą tutaj, było trochę inaczej. Ona zdawała się współżyć z tym czymś w środku. Jakby łączyła ich jakaś dziwna symbioza. Mimo wszystko, Amelka nie poświeciła temu zbyt wiele uwagi. Bardziej skupiła się na własnym przemyśleniach i planach, które niedawno zaprzepaścił białowłosy, umykając z własnej posiadłości. Tak, z pewnością uciekł przed odpowiedzialnością. Tchórz. A może bał się jej? Ach, jakże cudownie by było zobaczyć przerażenie w tych ??? oczach. Może i wyglądał jak Belial, może i byli ze sobą spokrewnieni, ale dziesięciolatka uważała, że ten pławiący się w luksusach panicz, za nic nie dorównywał jej idolowi. Nie! Tamten na pewno zachowałby się inaczej. Prędzej by powiedział szczerą okrutną prawdę, prosto w jej niebieskie, puste oczka, niż oszukiwał i uciekał w ten sposób! Na pewno. Miała ochotę w tamtej chwili wybiec z posiadłości i odszukać rogacza. Któregokolwiek. Jeśli by trafiła na Alvaro, zanurzyłaby w nim swoje czarne ostrza i śmiała się do rozpuku prosto w twarz. Jeśli natomiast na tego drugiego, wtuliła by się w jego chude ciało i obiecała, iż nie da tak plamić honoru, takich jak on. Co oczywiste, ciągnęło za sobą ta pierwszą możliwość. Musiała by przecież wtedy, odszukać tego de Averse i zrobić to co obiecała. Sobie i Beliarowi. Ot. Tyle. Wspaniale. Jeszcze to zrobi. Tak. Jednak tymczasem, trzeba było wykorzystać zaistniałą sytuację. Na wszelki wypadek, no i poza tym.. kto wie jakie zabawy mogły ją jeszcze czekać.
    Tunrida nie wydawała jej się zbyt interesującą osobą. Mówiąc „interesującą”, mam na myśli taką, jaka by się Amelce spodobała i może nawet nie żywiłaby do niej tak paskudnych uczuć. Z wielką przyjemnością odwzajemniała niechęć. Teraz, kiedy były tylko we dwójkę, pozwoliła sobie na nie krycie się ze swymi myślami. Jej twarz zmieniła wyraz i na powrót stała się zwyczajnie nieprzyjemna. Marszczyła brwi i gniewnie spoglądała na „niańkę”. Mogła przecież popsuć jej plany. Właściwie to już to zrobiła. To dlatego cyrkowa panienka jej nie lubiła. Obie jawnie grały w jakąś grę. Obie prawiły sobie odpowiednie uprzejmości, zachowując jak należy, ale nie wysilały by ukrywać swe odczucia. Amelia nie kryła wrogości, Tunrida niechęci.
    - Dziękuję. – powiedziała słodkim, smutnym głosem – Jestem tu jedynie na jakiś czas, póki nie odnajdą się moi rodzice. Dlatego mogę sobie posiedzieć gdzieś w kąciku i poczekać.
    Ach właśnie, a może białowłosy poszedł szukać jej rodziców? Zabawne. Jeśli naprawdę by miał to robić, to mógłby się wielce zaskoczyć, odkrywając, że żadnych takich nie ma. Chyba, że natrafiłby na informacje o prawdziwej rodzicielce i ojcu, a wtedy zaskoczenie mogłoby być doprawdy niebywałe. Mimo to, szczerze mówiąc, dziesięciolatka, nie bardzo wierzyła w to, iż mógł rzeczywiście iść aby zajmować się takimi poszukiwaniami. Mógł co najwyżej poszukać jakiegoś sposobu, aby się jej pozbyć.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 30 Czerwiec 2012, 01:52   

    Trzeci już post i za każdym razem na tych łąkach....

    Do rzeczy, do rzeczy.

    Nie przeszkadzajcie sobie ^^ Ja tylko wpadłem coś napisać i już znikam!

    Jego Wysokość Mistrz Gry
    Ogłasza co następuje:

    Wszystko zaczęło się z chwilą gdy do Arcyksięcia dotarł list z prośbą o objęcie protekcji nad posiadłością innego arystokraty, znajdującą się niezwykle blisko Różanego Pałacu. Sama prośba była łatwa do spełnienia. Brak wojen sprawiał, że wojsko nie miało nic innego do robienia niż siedzieć w garnizonie, toteż rozproszenie nieco oddziałów nikomu nie zaszkodzi. Co więcej nie pojawi się żadne ryzyko zajazdów czynionych na dobra Rosarium. Tak więc trudno było nie podpisać tego wniosku, niezbyt przywiązując wagę do samego nazwiska. Właściwie ono jedno, ze wszystkich informacji okazało się być najmniej trwałe w umyśle Tyka. Dlatego też na balu nie poznał swojego sąsiada, a szkoda bo wtedy mogliby pewne sprawy przedyskutować. Na przykład dokładną ilość garnizonu, który miał tutaj stacjonować. Nie mając takiej informacji oddelegował oddział pieszy, nie dragonów, bo ci jako kawaleria mogli być przydatni gdzie indziej. Żołnierze poza oczywistymi walorami bojowymi mieli jeszcze możliwość dobrego prezentowania się. Nic tak bowiem nie uświetnia pałacu arystokracji bądź tajemnej bazy zła jak rzesze strażników. (Przy czym w drugim wypadku wypadałoby umieścić nadgniłych ludzi, bądź jakieś zielone humanoidalne istoty.) Strój tych oddziałów czerwony, z domieszką bieli zdobiony był złotymi lilijkami. Oczywiście Alvaro nie musi obawiać się, że wojsko będzie siedzieć w miejscu - nieprzydatne przez brak wojen. Strażnicy będą strzegli pomieszczeń, wymieniając co jakiś czas warty, a po to żeby móc pomóc w wypadku nagłego zasłabnięcia czy konieczności udzielenia natychmiastowej pomocy. Co więcej mają oni możliwość otwierania drzwi! Któż nie chciałby mieć automatycznych drzwi bez psucia klimatu pałacu. Wszystko to dzięki jednej umowie, w której Rosarium, za prośbą de Averse, zgodził się objąć protektorat nad tą posiadłością.

    _________________

    *****
    Alvaro de Averse
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Lipiec 2012, 16:22   

    Wreszcie w domu. Od samej posiadłości dwójkę mężczyzn, a raczej mężczyznę i ukrytą pod płaszczem postać, dzieliło już tylko kilka kroków. Gdy Alvaro uchylił metalowe wrota dzielące ścieżkę do samego budynku od reszty Herbacianych Łąk, ukazały mu się dwa szeregi po przeciwnych stronach brukowanej linii. Na jego twarz wpełzł tryumfalny uśmiech. A więc Rosarium postanowił użyczyć mu swojej siły militarnej. Bardzo dobrze. Białowłosy kroczył do przodu, wśród stojących na baczność mężczyzn. Nie obawiał się o ich nastawienie do Itzateca, w końcu przyszedł razem z nim, dlatego powinni go uznać za gościa i zostawić w spokoju. Oby tylko sam niebieskofutry nie był specjalnie agresywny względem umundurowanych postaci. Wszedłszy po schodach, rogacz ujrzał generała, który najwidoczniej właśnie miał łapać za kołatkę i zawracać głowę biednemu odźwiernemu, który szczerze mówiąc w tym domu pełnił multum funkcji, wliczając w to bycie lokajem. Panicz de Averse zamienił z nim kilka słów, ustalając miejsce zakwaterowania i warty, które żołnierze mieli pełnić. Jako że spodobało mu się ustawienie mężczyzn wokół ścieżki, była to pierwsza warta. Drugą były wszystkie pokoje, oprócz tych służby. Każdy zasługiwał na odrobinę prywatności, dlatego pozostawiono tylko dwóch strażników na korytarzu. Pokój Alvaro strzeżony miał być przez czterech ludzi, dwóch przy drzwiach i dwóch na końcach korytarza. Generał zasalutował posłusznie i ruszył rozdawać swoim podwładnym rozkazy. Zaś sam Alvaro otworzył drzwi i powitał swój pusty hol (Tunrida długo nie odpisuje, więc zakładamy że już sobie gdzieś poszła z Amelką. Proszę o opisanie tego w następnym poście, droga Tun ^ ^) który tak bardzo uwielbiał. Zerknął tylko na złoty żyrandol i powędrował w stronę kuchni, skinieniem palca pokazując Itzatecowi, za którym jeszcze chwilę przedtem zamykał drzwi, aby podążył w tę samą stronę. Po otwarciu drzwi ukazało się bardzo klasyczne pomieszczenie, chyba jedyne w całym domu, które nie miało aż tak ogromnego przepychu. Od razu oczom obojga ukazał się brodaty mężczyzna, na pierwszy rzut oka wydający się być weteranem jakiejś wojny. Z racji ubierania koszuli z krótkim rękawem, blizna biegnąca na jego lewym ramieniu była idealnie widoczna.
    - Witaj Albercie. Nadszedł dzień, kiedy będziesz mógł się wreszcie wykazać swoimi umiejętnościami medycznymi. Mój nowy znajomy, Itzatec, został mocno ranny w pewnym starciu. Lepiej... Lepiej o nie nie pytaj. Za to dobrym pomysłem będzie, jeśli natychmiast go obejrzysz. - powiedział Alvaro, gestem dłoni wskazując na jaszczuroczłeka, a potem skupiając wzrok na kucharzu. Ten tylko spojrzał z uniesionymi brwiami na gości w kuchni i szybko, zdejmując swój fartuch podszedł do niebieskofutrego.
    - Musisz jednak zdjąć ten płaszcz, bo za cholerę nie będę mógł stwierdzić, jak mocno cię poharatali. - stwierdził Albert, śmiejąc się typowo dla takich ludzi jak on. Oczywiście wszystkie jego wypowiedzi były żartobliwe, a on sam jakoś niespecjalnie poważnie traktował wszystko i wszystkich. Może to przez tą wojnę, gdzie cała powaga, jaka tkwiła w jego umyśle została kompletnie wyczerpana. Któż to może wiedzieć?
    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Lipiec 2012, 16:42   

    Wybacz zwłokę - kłopoty w życiu prywatnym..."

    Niechęć? Czy faktycznie to, jak zachowywała się Tunrida w stosunku do Amelii czy Alvaro, można było nazwać prawdziwą niechęcią? Poniekąd i owszem, lecz w największej tego części był to sam sposób bycia dziewczyny. Po tylu latach, które spędziła w laboratorium organizacji MORIA, po wyjściu na wolność nie umiała się przestawić na inne traktowanie osób trzecich. Wszak, cóż to, każdy posiadał w sobie niezrozumiałe szaleństwo, które tylko czekało na ujrzenie światła dziennego. Lepiej było być ciągle czujnym, okazywać niechęć, będąc przy tym pewnym, że nie zaatakują cię jako pierwszego. Niczym prawdziwy survival, lecz takie było życie. Na pewno niemal każdy zdążył się o tym przekonać.
    Przyglądała się dziewczynce badawczo pustym zupełnie wzrokiem, dostrzegając natychmiastowo tą nagłą zmianę nastawienia, gdy panicz de Averse opuścił posiadłość. Zmrużyła nieznacznie akwamarynowe oczy, łypiąc na Amelkę nieco spod byka.
    - "Co to za dziwadło, Tun? Wygląda jakbyś ukradła jej co najmniej torbę cukierków i chciała cię za to teraz zachlastać łyżeczką." - mruknął pogardliwie Madness, prychając lekceważąco. Tunrida nic nie odpowiedziała na tą uwagę Świadomości, przeszywając wzrokiem dziewczynkę przed sobą. Rogacz miał rację, uznając ją za osóbkę co najmniej podejrzaną. Lecz skoro tak, na cholerę przyprowadzał ją do swej posiadłości? Przecież takie dzieciaki sprawiały jedynie kłopoty - wiedziała o tym z własnego doświadczenia. Niemniej jednak, uznając że raczej niezbyt obchodzą ją prawdziwe intencje Amelki, podniosła nieco głowę, spoglądając na dziewczynkę ponownie bez wyrazu, choć wyraźnie mniej wrogo niż przed momentem.
    Wzruszyła obojętnie ramionami na słowa Cyrkowej Dziewczynki, zerknąwszy następnie przez ramię na znajdujące się za jej plecami wielkie okno, przysłonięte misterną firaną. Te dziwne odgłosy, dochodzące z podwórza niezbyt jej się spodobały, dlatego podeszła do okna, odsłaniając ledwie co firankę, aby subtelnie sprawdzić co się dzieje. Mruknęła coś niezrozumiale pod nosem, mrużąc oczy, gdy ujrzała niemałą, perfekcyjnie ubraną żandarmerię, ustawiającą się jak gdyby na wartę.
    - "What the f*ck?! Organizują paradę czy jakie inne cholerstwo?!" - wrzasnął lekko podirytowany całą sytuacją Madness.
    - Nie wiem, ale to dziwne... - odparła mu Tunrida, ledwie co poruszając wargami, a co dopiero mówić tu o jakimkolwiek dosłyszeniu jej słów z odległości chociażby metra. Po dokładnym rozejrzeniu się po okolicy, puściła firanę, odwracając się gwałtownie w kierunku dziewczynki. Poczęła iść w jej kierunku raźnym krokiem, zupełnie niepodobnym do tego, którym przekroczyła wrota posiadłości, wymijając bez mrugnięcia okiem. Przystanęła jednak po chwili, oddalona od niej o parę kroków, zerknąwszy na nią kątem oka.
    - Chodź, nie będziemy tak stać w tym hallu. Za bardzo przytłacza... - oznajmiła beznamiętnie, czekając aż Amelka do niej dołączy. Zresztą, nie miała innego wyjścia. Gdy więc i to się stało, przeszły koło schodów, prowadzących do wyższych pięter, wchodząc do ogromnego salonu, urządzonego z takim samym, jak nie większym, przepychem co cała reszta domostwa.
    - Rozgość się. - mruknęła niedbale pod nosem jednak tak, by Amelia jakoś ją dosłyszała, samej odchodząc w kierunku przygotowanej już herbacianej zastawy, stojącej na stoliku naprzeciwko jednego z okien. Nalała do porcelanowej filiżanki najlepszej białej herbaty jaką posiadali w posiadłości, stawiając ją, jak i cukiernicę, czekoladowe ciastka oraz łyżeczkę, na stole przed dziewczynką. Spojrzała na nią pobieżnie, odwracając się ponownie i podchodząc do okna, opierając się ramieniem o jego framugę. Zdjęła jednak przedtem bluzę, kładąc ją na oparcie fotela, krzyżując wątle ręce pod biustem.
    - Więc powiadasz, że czekasz na rodziców...? Panicz de Averse widocznie bardzo się tym przejął, skoro poszedł po nich osobiście. - zaczęła luźną konwersację, o dziwo, sama z siebie, na co Madness zarechotał złośliwie. Wpatrywała się uparcie w widoki za oknem, ciekawa kiedy ten cholerny rogacz w końcu pojawi się w domu. Miała do niego niemało pytań, na które musiała poznać odpowiedź.
    Jak na zawołanie, w hallu rozległy się specyficzne odgłosy, sygnalizujące pojawienie się kogoś w domu. Tunrida machinalnie odwróciła głowę w kierunku salonowych drzwi, mrużąc już z przyzwyczajenia oczy, jednakże nie ruszając się ani o krok. Nauczona doświadczeniem, uznała że kiedy Alvaro (gdyż była niemal przekonana, że to właśnie on jest ów tajemniczym przybyszem) będzie cokolwiek od nich chciał, sam pofatyguje się, aby do nich dołączyć. Jeszcze czego, aby to one musiały iść do niego, niedorzeczność.
    - Och, szybko wrócił... - mruknęła, pukając opuszkami palców w prawe przedramię, powracając wzrokiem do Amelii, aby ujrzeć jej jakąkolwiek reakcję.
    Itzatec



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Lipiec 2012, 18:30   

    Jaszczur maszerował cały czas za Alvaro, rozglądając się co jakiś czas na prawo i lewo z czystej ciekawości oraz podziwiając niesamowite widoki. Pierwszy raz był po drugiej stronie, tym o czym wielu wspominało. Wrażenie jednak zrobiła dopiero rezydencja do której dotarł wraz z prowadzącym go białowłosym. Pomijając fakt wrót oraz wielkości, od razu nasunęło mu się pytanie - na co tu tylu żołnierzy? Zachował je jednak dla siebie i szedł dalej za przewodnikiem, spokojnie mijając każdego z salutujących żołnierzy. Pomimo wielkich umiejętności i siły z których zdawał sobie sprawę, nie należał do tych którzy natychmiast próbowali to przeciwko komuś wykorzystać. Znał swoje umiejętności i nie musiał ich nikomu udowadniać.
    Itzatec zatrzymał się za mężczyzną, gdy ten począł rozmawiać z jakimś oficerem. Nie było mu dane wtrącać się do tej rozmowy, tak więc stało cicho z boku, czując się trochę jak ochroniarz, wyprostowany, przygotowany na każdą ewentualność, udający, że nie słyszy o czym mówią, jednak nadal tu będący, pomimo, że niby nieobecny. W końcu jednak ruszyli dalej, tym razem trafili do kuchni, gdzie napotkali mężczyznę, który bardzo przypominał jaszczurowatemu szweda - człowieka północy, norda. Broda i włosy, wszystko na to wskazywało. Albert, tak miał na imię. Znał się na medycynie? A niekonwencjonalnej? Jaszczur przyglądał się cały czas nowo spotkanemu osobnikowi. Gdy powiedziano mu, że ma zdjąć płaszcz, skierował swój wzrok na Alvaro, pytając czy na pewno powinien to zrobić. Można temu człowiekowi zaufać? Alvaro skinął potwierdzająco, tak więc Itzatec nie czekając, zrzucił z siebie płaszcz, odkrywając kim jest - tak, nie był człowiekiem. Teraz białowłosy mógł obejrzeć jak jaszczur dokładnie wyglądał z bliska. Mierzył prawie dwa metry wzrostu, ważył spokojny ponad sto kilogramów, dobrze umięśniony o atletycznej budowie ciała jaszczur, na jego futrze dominował głównie kolor niebieski z domieszką czarnego w miejscach takich jak dłonie czy tors, ubrany był wyłącznie w czarne spodnie od munduru bojowego, zarówno dłonie jak i typowo zwierzęce stopy, zakończone były ostrymi, białymi pazurami. Na lewym przedramieniu jaszczurowatego znajdował się bandaż, przesłaniający ranę.
    Alvaro de Averse
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Lipiec 2012, 10:08   

    Alvaro, tak jak to było napisane w poście Itzateca, od razu skinął potwierdzająco głową kiedy poczuł na sobie pytające spojrzenie jaszczura. Gdy ten ściągnął z siebie płaszcz, ramiona białowłosego skrzyżowały się na klatce piersiowej, a oczy czerwone jak krew powędrowały na Alberta, który zagwizdał z podziwu dla wielkiej postaci. Na początku kucharz myślał, że to tylko jakiś wielki facet, który niespecjalnie lubi słońce, a tu proszę. Niebieskofutry jaszczur, do czego to doszło. Lunatyk zawołał na swojego młodszego pomocnika, aby ten natychmiast przyniósł mu apteczkę, kiedy tylko zobaczył zakrwawiony bandaż. Zwykłe rany nie zostawiają tyle krwi, o nie. Ale też nie na zwykłe rany przygotowana jest zawartość wspomnianej wcześniej apteczki. Wędrowała ona od specjalnych bandaży, opasek uciskowych, przez skalpele, aspirynę aż do strzykawek i buteleczek z podejrzanymi substancjami. De Averse nie do końca pewien był, czy aby takiego samego wyposażenia nie mają pudełka z czerwonym krzyżem pochodzące ze Świata Ludzi, ale to też tylko dlatego, że sprawy medyczne omijały białowłosego z daleka, przy czym on sam nie miał o nich żadnego pojęcia. Dlatego właśnie trzymał w domu tego mężczyznę, zwanego Albertem. Nie chodziło co prawda tylko o jego zdolności medyczne, ale też o umiejętności kucharskie. Dobrze mieć wielofunkcyjną służbę, na wszelki wypadek. Kiedy brodaty mężczyzna zaczął zdejmować bandaż z ramienia Itzateca, odezwał się białowłosy.
    - W międzyczasie zajmowania się raną naszego gościa, prosiłbym Cię abyś opowiedział mu trochę o naszej Krainie Luster, dobrze? Wydaje mi się, że Itzatec znajduje się tu po raz pierwszy i bardzo chętnie usłyszałby kilka ciekawostek. Może oprócz anegdot wojennych, które tak bardzo lubisz wplatać w opowieści... - przy czym na jego twarz wszedł bardzo lekki, niemalże niewidoczny uśmiech. Wiedział, że teraz niemalże dał kucharzowi prezent, gdyż jego twarz również ozdobiły podniesione w górę kąciki ust. Albert popatrzył jeszcze na Cyrkowca zanim zaczął swój wywód.
    - Czyli nie jesteś stąd, co? Ho, ho, ho, w takim razie bardzo mało wiem o świecie ludzi. - powiedział mężczyzna, będąc w połowie oczyszczania ran wodą utlenioną. Pokiwał głową sam do siebie, zbierając jeszcze myśli, które miały tworzyć początek jego wykładu.
    - No dobra. Zacznijmy może od tego, że Kraina Luster jest czymś, co wychodzi poza najśmielsze wyobrażenia jakiegokolwiek wariata, którego można spotkać u was. To tak jakby zupełnie oddzielny wymiar, a jego istnienie powinno zostać tajemnicą tam, w Świecie Ludzi. Tak przynajmniej usłyszałem od naukowca, z którym "rozmawiałem" (tu zarechotał wrednie, typowy żołnierz) pewnego dnia wojny. W każdym razie, ja u was byłem tylko jeden, jedyny raz, ale to mi wystarczyło, aby uwierzyć w jego słowa. Jesteście tak cholernie zacofani, jeśli chodzi o magię, a z drugiej strony tak zaawansowani w waszej śmiesznej technologii, że sam nie wiem, który świat powinienem postawić wyżej w hierarchii ewolucyjnej. No cóż, tak czy inaczej, powinienem chyba przejść do spraw praktycznych. Może... rasy! Tak, to idealny temat. U nas nie ma podziału na białych, czarnych i żółtych, tak jak u was. Nasz podział zawiera Marionetki i ich Marionetkarzy, Kapeluszników, Dachowców, Cienie, Upiorną Arystokrację, do której zresztą należy panicz Alvaro, Baśniopisarzy, Lunatyków, których z dumą reprezentuję ja sam, Szklanych Ludzi, Strachy i Opętańców. Są jeszcze te bardziej podejrzane rasy, mianowicie Senne Zjawy i Cyrkowcy. Ostatni to z tego co się orientuję eksperymenty organizacji MORIA. Banda sukinsynów, przez których zostaliśmy zmuszeni do walki. Tak czy inaczej, strzelałbym że właśnie do Cyrkowców należysz. O tym porozmawiamy jednak później, kiedy szanowny pan de Averse skończy załatwiać wasze sprawy. Wtedy wpadniesz tu na jakiegoś drinka, prawda? (tu znowu zarechotał. Jak on uwielbia te swoje żarciki...) Ogólnie rzecz jednak biorąc, nie znajdziesz tu nic, co byłoby identyczne do Świata Ludzi. Choćby takie Odwrócone Osiedle, czy Herbaciane Łąki. Wszystko w jakimś stopniu różni się od waszych wersji, a do tego jest o wiele milsze dla oka, ucha, nosa i najprawdopodobniej języka! Ale wydaje mi się, że zapomniałem o jednym bardzo ważnym szczególe... - tu przerwał na moment, biorąc z apteczki jeden ze swych najlepszych bandaży, aby zaraz zacząć owijać go wokół ramienia jaszczura - O Szkarłatnej Otchłani. To jest dopiero chory świat. Dokładnie tam urządzaliśmy swoje bazy wypadowe na Świat Ludzi. Dlaczego, spytasz? Z powodu jednej, bardzo ważnej lokacji, a mianowicie Lasu Drzwi. Jak się pewnie domyślasz, jest on o tyle ważny, bo posiada drzwi prowadzące do niemalże każdego miejsca zarówno w Krainie Luster, jak i w Świecie Ludzi. Pamiętam tych bardzo starych Lunatyków, pokazujących oddziałom drogę. To było dopiero zamieszanie! Wracając jednak do pierwotnego tematu - nie ujrzysz tam zwykłego, niebieskiego nieba. Jest ono różnokolorowe, zależnie od pory dnia. Raz masz szkarłat, raz głęboki fiolet. Co z tego, że wygląda to dosyć dziwnie. Osobiście uwielbiam udawać się na spacery pod takim niebem. Dobra. Powinno ci wystarczyć. Za parę dni załatam to do końca jakąś magią leczniczą, żebyś nie miał żadnego śladu po tym wrednym ugryzieniu. Swoją drogą, jak wielkie kły miało paskudztwo, które cię tak załatwiło? - spytał brodaty kucharz, kończąc opatrunek elastycznym zapięciem, charakterystycznym dla takowych sposobów zajmowania się ranami.
    - Wystarczająco duże, aby bez problemu zjeść największego faszerowanego kurczaka jakiego zdołasz przygotować za jednym zamachem, Albercie. Zdaje mi się, że zapomniałeś o ważnych szczegółach dotyczących MORII, które tak lubiłeś mi w kółko opowiadać. - przerwał Alvaro, znów puszczając ręce luźno. W tym momencie zbliżali się do końca pogawędki z dosyć gadatliwym mężczyzną, co wielce radowało białowłosego. Lubił go, ale z drugiej strony denerwowała go właśnie ta gadatliwość. Dobrze, że może użyć Itzateca jako wymówki aby szybciej się stąd zmyć.
    - Ach, racja! Uważaj na każdym kroku, Itzatecu. MORIA ma wielu szpiegów w naszym świecie, nawet mimo końca wojny. Szykuje się kolejna, mówię ci. Dlatego porywają co słabsze istoty, które mogą ich nawet nieznacznie wzmocnić. Jeśli ciebie za taką uznają, na pewno spróbują napaści.
    - To by było na tyle. Dziękujemy Albercie, teraz zaprowadzę Itzateca do pokoju, gdzie go przenocujemy. Chodźmy. - powiedział czerwonooki i wyszedł z kuchni, prowadząc Itzateca za sobą. Albert kiwnął głową na znak zrozumienia i zaczął zbierać swoje akcesoria, po drodze wyrzucając zakrwawiony bandaż do najbliższego kosza. Rogacz wszedł od razu na schody i szedł nimi niewzruszenie, do czasu aż przechodził z towarzyszem przez salon. Siedziały tam Amelia i Tunrida, ta druga zapewne bardzo zdenerwowana zadaniem, jakie jej powierzono. Tym się na szczęście możemy zająć później. Alvaro skłonił się lekko na znak powitania i przedstawił swego nowego znajomego.
    - Tunrido, Amelio - oto mój nowy znajomy, Itzatec. Zostanie u nas na parę dni, dopóki jego rany się nie zagoją. Wybaczcie nam teraz na chwilę, idę pokazać mu jego pokój. - powiedział krótko i ruszył dalej, aż na piętro z pokojami. Tam podszedł do jednych drzwi, na których tabliczka nie miała jeszcze wyrytego imienia zamieszkałej w nim osoby. Otworzywszy mini-wrota, gestem dłoni białowłosy zaprosił jaszczura do środka.
    - Proszę bardzo. To co prawda pokoje służby, ale lepiej abyś mieszkał tutaj, niż w piwnicy tak jak żołnierze, których miałeś okazję poznać przed domem. No dobrze, ja będę powoli uciekać aby zająć się dziewczynami, które widziałeś w drodze tutaj. Masz może jeszcze jakieś pytania, zanim pójdę? - zakończył swą wypowiedź de Averse, opierając się o framugę drzwi i czekając. To będzie ciekawe. Może Tunridzie uda się wybuchnąć gniewem w obecności Amelii? Ależ to byłoby widowisko, znając jej charakter przy obcych osobach!
    Itzatec



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Lipiec 2012, 12:56   

    Jaszczur rozsiadł się odpowiednio wcześniej na krześle by ułatwić Albertowi zadanie, a następnie zamilkł i począł słuchać opowieści mężczyzny. Nie dało się ukryć, bardzo zaciekawiły go słowa kucharza co wyraźnie było po nim widać. Wszystkie te "rasy" wydawały mu się znajome, najczęściej z różnych bajek, legend czy opowieści, czyli to stąd się wzięły?
    Itzatec machnął ogonem na lewo i prawo w momencie w którym usłyszał o Morii. Znał ich w miarę dobrze, nie da się zapomnieć tego co mu swego czasu zrobili. Potem przypomnieli mu nagle o walce. Nie pierwszy raz spotkał to paskudztwo na swojej drodze, jeszcze się z nim policzy, chodź miał wrażenie, że za każdym razem było coraz to silniejsze, szybsze i mądrzejsze. Nie teraz jednak czas o tym rozmyślać. Jaszczur obudził się ze swych przemyśleń w momencie w którym Albert postanowił go przestrzec. Wtedy to niebieskofutry spojrzał na Alberta ciut bardziej bojowo. Ta dwójka nie wiedziała kim jest i czego dokonał, Moria nie stanowiła dla niego zagrożenia.
    Gdy skończył zajmować się jego ręką, skinął mężczyźnie łbem w podzięce, a następnie wstał i ruszył za Alvaro po domu. Znowu po schodach, aż trafili do salonu gdzie trafili na dwie kobiety albo raczej dziewczyny bo nie konieczne wyglądały mu na dorosłe. "Tunrido", "Amelia" - powtórzył sobie w myślach, następnie skinął im łbem w geście powitania, po czym ruszył dalej za Alvaro. Idąc przez korytarz dotarli do pokoju w którym miał zostać. Pułapka? Drzwi się za nim zamkną i już się nie otworzą? Miał przy sobie pełen ekwipunek, więc to raczej mało prawdopodobne. Niemniej jednak jaszczur wszedł do środka i rozejrzał się po pokoju, na końcu kierując swój wzrok na właściciela posesji.
    -Po co mnie tu sprowadziłeś?
    Zapytał krótko. Wszystko czego potrzeba mu było wiedzieć w tym momencie, by uczynić go w miarę zadowolonym.
    Amelia Zwerewa
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Lipiec 2012, 18:04   

    Amelka była podobnego zdania. Lepiej było pałać do kogoś niechęcią i być ostrożnym, niż narażać się na potencjalny atak, który mógłby nadejść przeciw tobie, jako pierwszy. Trzeba było być gotowym na różne sytuacje, w różnych okolicznościach. Ona również spędziła wiele lat wiele lat w laboratorium. Nie potrafiła nawet pomyśleć o tym, że i Tunrida mogła tam być. Ale przecież tego nie da się po niczym poznać. W końcu ludzie i istoty magiczne bywają różne. Co z tego, że ktoś jest oschły, wydaje się wyprany z uczuć, co z tego, ze ktoś pała rządzą zemsty lub boi się wszystkich, wszystkiego. Nie tylko ci, co mieli jakiś kontakt z MORIą tacy są. Nie tylko. Mimo to… Zawsze była jakaś szansa. Czasem można było dopatrzeć się u innej ofiary naukowców z owej organizacji, jakiegoś zachowania, odruchu, lub usłyszeć słowo, typowe dla tych, którzy byli tam więzieni. MORIA na każdym odciska piętno. Nikt po wyjściu, ucieczce, czy jakimkolwiek opuszczeniu jej, nie był taki sam. Zawsze coś się w nim zmieniało, o ile nie tracił całej swej „osoby”. Pozostawały w nim też jakieś przyzwyczajenia, których naprawdę ciężko się pozbyć. Być może, gdyby dziesięciolatka wiedziała o przeszłości swej niańki, traktowałaby ją trochę inaczej. Potraktowana własnymi wspomnieniami i przeżyciami, które wytworzyły w niej swego rodzaju wrażliwość, nie mogłaby już tak po prostu niechętnie i obojętnie spoglądać na ciemnowłosą. To pewnie zmieniłoby postać rzeczy. Może nawet znalazłyby jakiś wspólny język, mimo, ze – jak podejrzewała – stosunek zewnętrzny diamentalnie by się nie zmienił.
    W momencie, gdy obie usłyszały charakterystyczne, dziwne dźwięki, dochodzące z podwórza posiadłości, dziewczynka również zbliżyła się do okna. Co prawda, tylko kilka kroczków, tak by nie można było zanadto podejrzewać ją o zbyt dużą, nieodpowiednia, czy wręcz podejrzaną ciekawość. Jednak zmniejszenie odległości nawet o tyle, wystarczyło jej, by po wspięciu się na paluszki, mogła z niepokojem zaobserwować zbliżające się wojska. Nie za bardzo rozumiała tego co widzi. Żołnierze wyraźnie nadchodzili z zewnątrz. Musieli więc zostać przysłani na tereny panicza de Averse. Przez chwile była wyraźnie zdenerwowana, ale szybko doprowadziła się do porządku. Powędrowała za Tunridą do salonu.
    Kiedy tylko przekroczyła jego próg, zachwyt jaki ją ogarnął , stał się wręcz nie do opisania. Ponownie. Ta posiadłość naprawdę była bogata, a zamożny Alvaro, jak widać, nie ograniczał się w ukazywaniu tego faktu. Jak zwykle salon świecił przepychem. Dosłownie świecił, gdyż żyrandol, wykończenia mebli, ornamenty połyskiwały czystym złotem. Kolory obić kanapy, foteli i licznych ozdób, były żywe i soczyste. Malowidła – duże, wykonane w ślicznym stylu i ciekawe tematycznie. W dodatku wszystko ustawione było w dobrym guście i ze smakiem. Amelia wiedziała, że nie mogłaby się przyzwyczaić do tego wszystkiego. Za każdym razem popadałaby w niezdrowy zachwyt.
    Przez chwilę stała na środku salonu, rozglądając się dookoła lub z głową zadarta do góry. Patrzyła, chłonęła i nie mogła wszystkiego spamiętać. Dopiero gdy pozwolono jej się rozgościć podeszła do stolika i nieśmiało sięgając po filiżankę z ciepłą herbatą i ciasteczko, zerknęła na Tunridę. Wydawało się, że niespecjalnie przejmuje się obecnością dziewczynki. Wyglądała właśnie przez okno, jakby jej tu w ogóle nie było. Jedynie słowa, przeczyły tej wizji. Dziesięciolatka usiadła na jednym z krzeseł o czerwonym, wygodnym obiciu i łapczywie zjadła ciastko popijając herbatą. Było naprawdę smaczne!
    Siedziała tak potem, kończąc napój i rozglądając się wokół, póki Tunrida znów nie zaczęła mówić.
    - To bardzo miłe z jego strony. – skomentowała słowa na temat poszukiwań rodziców. Co z tego, że w nie nie wierzyła.
    Dopiero, kiedy usłyszała o powracającym białowłosym, znowu poczuła niepokój. Wrócił szybko. Zbyt szybko, na poszukiwania, więc pewnie, tak jak przypuszczała, nie wyszedł po to. Może w takim razie, chodziło o wojska, które przybyły? Amelia zaczęła coraz bardziej się ich obawiać. Przecież znowu wszystko działo się przeciw niej! Wszystko burzyły jej idealne plany! Kolejni ludzie, mający utrudnić, uczynienie z panicza ofiary. Ach, dlaczego wszystko musiało się tak zagmatwać? W co ona się wplątała? W tym momencie poczuła wielką nienawiść do tych wszystkich uzbrojonych mężczyzn i marzyła, aby nagle wszyscy okazali się przeciwnikami de Averse. To by dopiero było ciekawe! A jakie piękne! Byle tylko nie spieszyli się zanadto, by to ona mogła zająć się białowłosym.
    I wtedy nagle, ten pojawił się w salonie. Jedynie minął ich rzucając kilka słów, a za nim kroczył kolejny mężczyzna. Podobny do jaszczura. Pokryty był niebieskim futrem, miał ogon i jaszczurze łapy. Ubrany wyłącznie w czarne, bojowe spodnie. Nie wyglądał na takiego, co to podejrzaną obecność Amelki by zignorował. Wręcz przeciwnie.
    Dziesięciolatka odprowadzała obojga wzrokiem, póki nie zniknęli jej z pola widzenia. Nic nie powiedziała, zdezorientowana. Co tu się działo?
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 10